• Nie Znaleziono Wyników

Adres IEaed.ał5:c;yi: IKrałco^wslsle-IFrziedjao.ieście, USTr ©<3. ,M

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres IEaed.ał5:c;yi: IKrałco^wslsle-IFrziedjao.ieście, USTr ©<3. ,M"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

,M 3 2 . Warszawa, d. 7 sierpnia 1898 r. T o m X V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. 1 0, półrocznie rs. 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi .W szechśw iata"

i w e wszystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

Kom itet Redakcyjny W szechśw iata stanow ią P an o w ie D eike K., D ickstein S., H oyer H . Jurkiew icz K., K w ietniew ski W l., K ram sztyk S., M orozew icz J „ N a- tanson J., Sztolcm an J ., Trzciński W . i W róblew ski W .

A dres IEaed.ał5:c;yi: IKrałco^wslsle-IFrziedjao.ieście, U ST r ©<3.

R o b a c z e k świętojański i promienie Róntgena.

W ciche ciepłe noce czerwcowe, kiedy cała przyroda do snu się układa, z pomiędzy czarnej gęstwiny nieruchomych krzewów zjaw iają się drobne iskierki. T u i owdzie drży w powietrzu punkcik świecący, otoczo­

ny, niby obłoczkiem, aureolą blasku fosfo­

rycznego, zwalcza mrok nocy i w ciemnej jednolitej gęstwinie ukazuje gałązki i liście, oblane łagodnem zielonawem światłem.

Te błędne żywe iskierki, to robaczki świę­

tojańskie, albo inaczej świetliki.

W mowie potocznej nazywamy te żyjątk a robaczkam i, ale właściwie sąto owady, po­

dobne do chrząszczowi żuków ,napełniających nieustannym ruchem łąki i pola, zw racają­

cych uwagę każdego swojemi różnobarwnemi a często metalicznie połyskującemi pance­

rzami.

Takie owady opancerzone, ja k chrabąsz­

cze, krówki, żuki, biedronki i t. p., zoolog nazywa tęgopokryw em i; niektóre jednak z nich m ają pancerz niezbyt tw ardy, wyod­

rębniają się więc, i w rzędzie tęgopokrywych stanow ią rodzinę zmiękowatych, t. j. mięko-

skórnych i do nich właśnie należą robaczki świętojańskie.

Ł atw o schwytać tak ą żywą iskierkę. U jrzy­

my wtedy, że jestto niewielki szaro-brunatny chrząszczyk. Z wierzchu nie zobaczymy na nim nic szczególnego, ale na spodniej—

brzusznej stronie odwłoka, ku tyłowi, m a on dwa wygięte ja k półksiężyce, lekko wypukłe gruczołki, które w ydają piękne światło.

W pobliżu tych latających iskierek na zie­

mi w traw ie znajdziemy też świecące ży jąt­

ka, ale niepodobne do opisanych wyżej : po­

ruszają się one niezręcznie, skrzydeł nie m ają i pokrój ciała ich rzeczywiście robaki przypomina. A le i skrzydlate i pełzające żyjątko stanowi w tym razie jeden i ten sam gatunek, tylko skrzydlate jest samcem, a bez skrzydeł samicą.

Rodzaj świetlika (Lam pyris) obejm uje kilka różnych gatunków. U gatunków, z a ­ mieszkałych w H iszpanii i A nglii, świecą tylko samice, we W łoszech i w Niemczech znowu samce; istnieją gatunki, w których po­

siadają zdolność świecenia obie płcie i nie- tylko owady dorosłe, ale i larwy, a nawet j a ­ ja . T akie właśnie świetliki znajdują się u nas.

Świecenie owadów do dziś jest zagadką.

O rgan świecący składa się z wielkiej ilości

(2)

WSZECHŚWIAT iNr 32.

kom órek, k tóre m ają bardzo cienkie ściany i form ę wielokątną. Je d n e z nieb zaw ierają w sobie masę zupełnie przezroczystą, jedno­

litą, drugie zaś wypełnione są substancyą j

ziarnistą. C ały organ przeniknięty je st wiel­

ką ilością bardzo drobnych dychawek—ru rek oddechowych, k tó re tw orzą tam niezliczone rozgałęzienia. Mnogość ru re k oddechowych pozwala przypuszczać, źe org an ten do dzia­

ła n ia swego potrzebuje dużą ilość wprowa­

dzonego pomiędzy kom órki powietrza, a za­

tem świecenie je s t zapewne wynikiem spala- nia się jakiegoś nieznanego nam ciała, wy­

tw arzającego się w kom órkach omawianego organu.

Lecz nietylko przyczyna tego św iatła jest zagadkow a. Św iatło samo posiada pewne właściwości zaciekaw iające, a niew ytłum a­

czone.

U nas świetlików je st niewiele, ale w in­

nych k rajach ju ż od połowy czerwca tysiące tych fantastycznych gw iazdek krąży w po­

wietrzu. W Jap onii je s t ich tak dużo, że nie unikają one naw et m iast, a ju ż w K yoto i jeg o okolicach mnogość tych owadów je st wprost uderzająca i staje się osobliwością miejscową.

Uczeni japońscy, pp. M uraoka i K asu y a, i m ieszkający w K yoto, skorzystali z obfitego m atery ału i zajęli się badaniem św iatła r o ­ baczków świętojańskich. Rodzaj św iatła, wydawanego przez te owady, bardzo przypo­

m ina świecenie ciał fluoryzujących. Otóż ci uczeni zastanowili się nad tem , czy światło robaczków św iętojańskich nie posiada jak ich własności wspólnych z prom ieniam i uranowe- mi B ecąuerela lub z prom ieniam i R ontgena.

Rzeczywiście, przypuszczenie ich sprawdziło się. P rom ienie, wydawane przez świetliki, przechodzą przez niektóre ciała nieprzezro­

czyste dla św iatła zwykłego; ale, co dziwniej­

sze, przepuszczone przez niektóre nieprzezro­

czyste ciała, s ta ją się podobnemi do prom ieni i R ontgena i B ecąuerela.

Opiszmy kilka doświadczeń, dokonanych przez pomysłowych japończyków.

N a płytę fotograficzną kładli oni kaw ałek te k tu ry z wyciętemi w niej otw oram i w for­

mie krzyżów, nakryw ali to czarnym papierem złożonym w kilkoro, ^lub g ru b ą te k tu rą , albo blachą m iedzianą i zwierzchu umieszczali od 300 do 1000 owadów, nakryw ając je muśli- i

nem, aby się nie rozbiegały. Doświadczenie takie odbywało się w zupełnie ciemnym po­

koju. P o upływie doby, a naw et i wcześniej, na kliszy fotograficznej otrzymywali oni czarne krzyże, takie same, jakie były wycięte w tekturze.

Podobne doświadczenie wykonali oui od­

wrotnie : na kliszy bezpośrednio położyli bla­

chę miedzianą bez wycięć, a na niej te k tu rę z wycięciami i poddali to działaniu prom ie­

ni świetlików. O trzym ali ta k samo czarne krzyże, tylko nie z tak wyraźnemi konturam i, ja k poprzednio.

Jeżeli na p ły tk ę fotograficzną położyć k a ­ w ałki gumy, sukna, jedw abiu, turm alinu ‘) i oświetlić j ą prom ieniam i robaczków święto­

jańskich wprost bez żadnej przegrody, to cho­

ciaż płytka wystawiona będzie na działanie te ­ go św iatła przez czas bardzo długi, nie zczer- nieje ona w m iejscach, nakrytych wymienio- nemi ciałami. Znaczy się. źe w tym razie światło robaczków świętojańskich zachowuje się ta k samo, ja k światło zwykłe, które przez te ciała nie przechodzi.

Jeżeli jed nak pomiędzy robaczkam i święto- jańskiem i i p ły tą fotograficzną, na której po­

łożone są wyżej wymienione ciała, umieścimy kilka arkuszy papieru, tek tu rę lub blaszkę m iedzianą, to gum a, sukno, jedw ab, czarny turm alin stan ą się przezroczystem i dla p ro ­ mieni, wysyłanych przez o w a d y : p ły tk a mniej lub więcej czernieje i pod temi ciałam i.

Jednem słowem światło robaczków święto­

jańskich otrzym uje własności, zbliżające je do prom ieni R ontgena, dopiero po przepusz- czeniu przez papier, tek tu rę lub miedź.

Jeżeli św iatło robaczka świętojańskiego nie przepuszczone przez tek tu rę będziemy przepuszczać przez szkło, to zapomocą płyt fotograficznych przekonam y się, że im szkło je st ciemniejsze, tem mniej przezroczystem się staje; wreszcie przez szkło czarne światło nie przechodzi wcale. To samo dzieje się ze zwykłem światłem. Tymczasem gdy owa­

dy zostaną odgrodzone tekturą, promienie jednakow o przechodzą i przez czarne szkło i przez bezbarwne i przez zabarwione na j a - kikolwiekbądź kolor. T ak ą sam ą własność posiadają promienie R ontgena.

') Turmalin jestto minerał o bardzo ciemnem czerwonem,zielonem,anawefcczarnem zabarwieniu.

(3)

N r 3 2 . WSZECHŚWIAT 4 9 9 Światło robaczka świętojańskiego, rozłożo- j

ne zapomocą, pryzm atu na oddzielne barwy, j d aje widmo ciągłe, to je st niema w niem żadnych ani ciemnych ani jasnych linij.

W widmie tem widzimy tylko barwę czerwo­

ną, żółtą i zieloną z ich przejściami, jest ono więc dość krótkie. Rozciągłość jego w nie­

znacznych granicach zmienia się nietylko u różnych gatunków i osobników, ale nawet u jednego i tego samego owada. Niewi­

dzialne części widma nie zostały jeszcze po­

znane.

B adania chemiczne i mikroskopowe nad organam i świecącemi owadów nie wyjaśniły przyczyny świecenia. Być może, iź pozna­

nie własności fizycznych tego św iatła da po­

jęcie o jego istocie, a w ten sposób i przy- | czyna jego może stanie się zrozum iałą. P rzy ­ toczeni badacze zajęli się tem światłem od niedawna i niewiele uczynić zdołali, gdyż czas świecenia je st dość krótki. W każdym razie bardzo zastanaw iająca je st wspólność pomiędzy promieniami, wzbudzanemi za­

pomocą elektryczności, wysyłanemi przez związki uranowe i mającemi swe źródło w procesach życia robaczka świętojańskiego.

(Wied. Ann. B. 59, 773, B. 64, 186).

Z. W.

SZKICE EMBRYOLOGICME.

II. Niektóre badania nad zapłodnieniem.

Z pomiędzy wszystkich nieskończenie zło­

żonych zjawisk, na długo jeszcze prawdopo­

dobnie nieprzeniknioną tajem nicy zasłoną przez przyrodę okrytych, a z jakiem i na każ­

dym kroku się spotykamy przy badaniu istot ożywionych, a k t zapłodnienia je st bezsprzecz­

nie najbardziej tajem niczym , najbardziej wy­

m ykającym się wszelkim usiłowaniom przy­

rodników i myślicieli. Proces ten je st pod­

stawowym momentem życiowym u wszystkich prawie form żywych (rzadkie wyjątki wtór- I nej u tra ty płciowości spotykam y np. u grzy­

bów), to też szczególną troskliwością otoczyła go p rz y ro d a : wśród całego nieskończenie rozm aitego obszaru postaci żywych, wszędzie j

napotykam y najsubtelniejsze urządzenia, słu ­

żące do zabezpieczenia produktów rozrod­

czych i zapewnienia im niezbędnego sp o t­

kania.

K u temu odwiecznemu „celowi” natury za­

równo służyć muszą tak powstałe drogą d łu ­ giego przystosowania szczegóły budowy mor- I fologicznej, ja k i specyalne, tak często za- j gadkowe formy instynktu—aż do potężnych

porywów psychiki świadomej.

Lecz badaniu ścisłemu, zbrojnemu w cały I a p a ra t narzędzi i metod wiedzy współczes­

nej, proces ten mistyczny wciąż uporczywie się w y m y k a ... Wiemy, źe polega on na zlaniu się ją d ra plemnika z jądrem komórki I jajowej, lecz zarówno mechanizm ja k i che- mizm zapłodnienia pozostaje dla nas wciąż niezrozumiałym.

Nie wiemy także, dlaczego przyroda tak starannie unika samozapłodnienia, t. j. zlania

| się pokrewnych produktów płciowych, a rów­

nież dlaczego usuwa troskliwie krzyżowanie się postaci rodowo od siebie dalekich.

A przecież sąto zasadnicze kwestye nauki

j o życiu, nie dziw więc, źe, szczególniej w la ­ tach ostatnich, coraz więcej ukazuje się w tej dziedzinie rozpraw, grom adzących m ateryały faktyczne, lub też kuszących się o ja k ą k o l­

wiek ich możliwą syntezę.

Szczególnie ciekawe wyniki udało się otrzy- I mać przy badaniach nad sztucznem i krzyźo-

j wem zapłodnieniem, gdzie chodziło o wyjaś­

nienie wpływu warunków zewnętrznych na przebieg tego procesu.

W szkicu poprzednim (W szechświat n-r 29) mówiliśmy o badaniach Boveriego i Seelige- ra nad sztucznem zapłodnieniem u jeżów morskich. B racia Hertwigowie powtarzali

j te same doświadczenia i przytem zauważyli, że przy krzyżowaniu jeżów S trongylocentro- tus lividus i Sphaerechinus granularis nie wszystkie ja jk a g atunku pierwszego były za­

płodnione—większość ja j nie reagow ała zu­

pełnie.

A więc nie wszystkie ja jk a jednego i tego samego zwierzęcia były jednakow e—tak sa­

mo, ja k np. pływki roślinne jednego i tego samego gatunku rozmaicie odpowiadają n a podrażnienia świetlne : jedne ujaw niają he - liotropizm dodatni, inne znów ujemny, a nie­

które zaś snują się pomiędzy dwuma kierun kami bezładnie. J a k u pływek widzimy tu różny „nastrój"św ietlny,tak też i u jaj jed n e­

(4)

50C ' WSZECHŚWIAT N r 32.

go i tegoż samego zwierzęcia moglibyśmy przypuścić różne płciowe „n a stro je ” , k tóre je d ­ nak, ja k się okazało, zm ieniają się w znacz­

nym stopnia, zależnie od warunków ze­

wnętrznych.

Doświadczenia w tej m ierze są nader p ro s ­ te i przekonywające. J a j a jeżów morskich, w yjęte z ja jn ik a , mogą, żyć przez 24 do 48 godzin w wodzie m orskiej, nie trac ąc zdolno­

ści do zapłodnienia i rozwoju. Lecz przez ten czas zachodzą w nich jakieś, bliżej nie­

określone, zmiany, w yrażające się przez zmniejszenie oporności względem plemników gatunku obcego. Jeżeli c j pewien czas sp ró ­ bujem y poddawać określoną porcyę ja j hy- brydyzacyi, otrzym am y re zu ltaty n a stęp u ją­

ce : ja ja , świeżo z ja jn ik a wyjęte, nie przyj­

mowały wcale ciałek nasiennych obcych, lecz po 10, 20 i 30 godzinach coraz większa ich ilość u leg ła zapłodnieniu, a niektóre naw et zaczęły odbywać proces brózdkow ania.

Lecz jeżeli wogóle w kom órce jajow ej mo- . gą zachodzić zm iany (n a tu raln e lub też sztucznie wywołane), ułatw iające hybrydy- zacyą, to wszakże w końcu nie otrzym am y wszystkich ja j, zdolnych do zapłodnienia obcem nasieniem : po krótkotrw ałym okresie najbardziej dla hybrydyzacyi dogodnym, pro­

cesy życiowe jaj słabną, lub też u leg ają zwy­

rodnieniu, co się w yraża przez to, że do je d ­ nego j a j a może przeniknąć n ie je d e n , lecz kilka plemników (zjawisko t. zw. polyspermii).

Te rezultaty, otrzym ane n a jajac h jeżów, do pewnego stopnia rzucają światło n a znany hodowcom fakt, że rośliny i zw ierzęta u d o ­ mowione krzyżują się łatw iej, niż te same lub pokrewne gatu n k i w stanie wolnym.

Udomowienie zmienia organizacyą, czyni j ą giętszą i podatniejszą, a przedewszystkiem odbija się na produktach rozrodczych, po­

nieważ i a p a ra t płciowy musi tu także pod­

legać różnym modyfikacyom.

Zarów no ja k hybrydyzacyi, n a tu ra wy­

strze g a się stara n n ie sam ozapłodnienia. I tu ­ ta j także w arunki zew nętrzne nad er ważną odgryw ają rolę. J u ż D arw in zauważył, że Eschschoitzia californica w Brazylii nie pod­

daje się sam ozapyleniu, lecz w A nglii odby­

wa się ono z łatw ością. N asiona zaś tejże rośliny, napow rót z A nglii do B razylii p rz e ­ wiezione, znowu d a ją osobniki, zachowujące | się ja k dawni, tuziem ni ich przodkowie. Na- j

potykam y tu taj i pewne różnice indyw idual­

ne. J a k u szkarłupni, jedne z ja j, z tegoż sam ego jajn ik a pochodzących, krzyżują się z plemnikami obcego gatunku, drugie zaś hybrydyzacyi nie ulegają, ta k również z po­

między roślin R eseda o d o rata wydaje osob­

niki, skłonne do sam ozapylania płodnego obok zupełnie niepłodnych.

W ogóle zaś stanowczo, tak samozaplodnie- nie ja k też i hybrydyzacya są procesam i nie- norm alnem i, chorobliw em i: płodność w przy­

padk ach tych zmniejsza się znacznie, lub też pow staje często potworne, niezdolne do życia potomstwo.

W obec danych powyższych dochodzimy do wniosku, że najbardziej sprzyjające zapłod­

nieniu i rozwojowi okoliczności zachodzą wtedy, gdy osobniki rodzicielskie, a więc i ich komórki płciowe niezbyt się różnią od siebie pod względem organizacyi.

Oto są niektóre z faktów, zdobytych przez nauk ę w kwestyi tajem niczego, a podstawo­

wego ak tu życiowego.

J a k widzimy, wewnętrzna strona samego procesu praw ie wcale się nie wyjaśnia przez obserwacye p o d ob ne: nau ka m a tu p rz e i sobą pole rozległe do długoletnich badań mozolnych, polegających z jednej strony na obserwacyi ogólno-biologicznej, bardziej ze­

wnętrznej stronie zjawiska, z drugiej zaś na powolnem a systematycznem przenikaniu w tajn ik i budowy mikroskopowej i funkcyj fizyologicznych samych elementów płciowych.

Liczne dotychczasowe badania procesów we- wnątrz-kom órkowych, zachodzących przy za­

płodnieniu, dotąd, pomimo naw ału faktów, wyjaśniły bardzo niewiele zasadniczych punk­

tów, będących mimo to przedmiotem bardzo ożywionych, lecz często jałow ych sporów, i K iedy zaś można będzie kusić się o względ­

nie ścisłe wyjaśnienie te j, ta k ważnej zagad- I k i—pokaże przyszłość.

Ja n Tur.

4. > J Ł M u

D ziałając czterem a cząsteczkami kw asu sol­

nego (HC1) na ortokrzem ian sodu (N a t S i0 4) otrzym ujem y cztery cząsteczki soli kuchennej (N aC l) i kwas ortokrzem ienny [Si(O H )4],

(5)

N r 32. WSZECHŚWIAT 501 Kwas ten wydziela się z roztworu w postaci

masy bezkształtnej, mającej znaczną obję­

tość i zatrzym uje w sobie wiele wody. P ó ł- przezroczystość tej masy wraz z konsysten- cyą zjednały jej nazwę krzemionki wodnej, j

czyli galaretow atej. G a la reta ta zazwyczaj przy wysychaniu w zwykłych warunkach rozsypuje się na drobny biały proszek, który nie je s t niczem inn em ,jak czystą krzemionką, używ aną w laboratoryach.

W naturze swobodna krzem ionka wod­

n a powstaje przy procesach wietrzenia wskutek nieustannego działania dwutlenku węgla i wody, zaw artych w atmosferze, na skały felspatowe, a jego rezultatem je s t ze strony chemicznej tworzenie się rozpuszczal­

nego związku potasowego, czystego krze­

mianu glinu i krzemionki, ja k to wskazuje wzór następujący :

K aO . A120 3 . 6 S i0 2 felspat

— K 20 — 4 S i0 2 + 2H aO

A la0 3 . 2 S i0 2 . 2H 20 kaolin j

Jeżeli felspat nie zawiera w sobie żadnych | innych m etali prócz glinu (Al) i potasu (K ), ! to pow stający przez jego zwietrzenie krze- ' mian je st zupełnie czysty i biały i wtedy na­

zywamy go kaolinem lub glinką porcelano­

wą. Tlenek potasu (K 20 ) zostaje w yługo­

wany, zaś wydzielające się czteiy cząsteczki krzemionki, 4 S i0 2 , łącząc się z wodą^tw orzą masę galaretow atą, podobną do otrzym anej w laboratoryach.

T a krzem ionka wodna w pewnych w a ru n ­ kach, bliżej nam nieznanych nie wydziela całej ilości wody w niej zaw artej, lecz krzep ­ nie i staje się ciałem stałem o znacznej tw a r­

dości, dochodzącej, według skali M ohsa, od 5,5 do 6,5. Ilość wody, potrzebnej do skrzep­

nięcia tej masy galaretow atej, nie je s t ściśle określona i stała, waha się ona bowiem od 3%

do 12%. C iężar właściwy masy je s t nie­

znaczny i wynosi 1,9 do 2,3.

Ten rodzaj połączenia krzemionki z wodą zwie się opalem.

K tóż niezna tego mleczno białego lub m ęt­

nego, przezroczystego albo też zlekka prze­

świecającego m inerału, który przy porusza­

niu nim mieni się tęczowemi blaski?

Z n a ją go wszyscy, a że spotykamy go ciąg­

le, czy to pod postacią spinki, breloka, oczka do pierścionka czy też szpilki do kraw ata, I

więc znajomość ta je s t tak powszechna, źe ciecz wszelaką lub ciało stałe półprzezro­

czyste, obdarzone własnością mienienia się kolorami tęczy, ciałami „opalizującemi” nazy­

wać zwykliśmy.

Nie wszystkie jed n ak kolory tęczy z je d n a ­ kową siłą jaśn ieją w opalu. Przew ażają za­

zwyczaj kolory czerwony, zielony i niebieski.

G ra kolnrów w opalu dawno już zwróciła nań ludzką uwagę, znanym też był w sta ro ­ żytności i jak o drogi kam ień bardzo ceniony.

Ju ż w starożytnej G recyi był on bardzo po­

szukiwany jak o ozdoba, od greków teź otrzy­

m ał swe imię od słowa (ops), co znaczy

„oko”.

Nie mniejszą wziętością cieszył się opal i u rzymian. N a tu ra lista rzymski Pliniusz zachwyca się g rą jego kolorów i poetycznie porównywa go z innemi kam ieniam i tem i słowy : „India sola et horum m a te r . . . est enim in his carbunculi tenuior ignis, est ame- thysti fulgens pu rpura, est zinaragdi virens m are, cuncta p a rite r incredibili inixtura lu- cen tia” >). A grykola porównywa natom iast grę barw w opalu ze zmiennością kolorów piór na szyi rozgniewanego indyka.

Zm iennością barw opalu zajmowało się wielu mineralogów, istota ich jednak dotych­

czas dostatecznie wyjaśniona nie została.

B ardzo prawdopodobnem jest przypuszczenie Behrensa, że zjawisko to niczem nie różni się od zjawisk barwnych, zachodzących w b a r­

dzo cienkich płytkach rozm aitych minerałów, w bańkach mydlanych, a wywołanych inter- ferencyą promieni świetlnych.

Pliniusz wskazuje na Indye, jako na j e ­ dyne miejsce, w którem się opal znajduje.

Mniemanie to jednak nie jest słusznem, n aj­

piękniejsze bowiem opale widzimy w Czer­

wienicy na W ęgrzech, gdzie spotykamy je w żyłach i gniazdach w pokładach szarego niepozornego tufu trachitow ego 2). Opal je st

1) Tylko Indje tą mu matką . . . Subtel­

niejszy od grana! u pod względem blasku i ognia, jaśnieje purpurą ametystu, jest w nim szmarag­

dowa zieloność toni morskiej, wszystko zaś ra­

zem świetnieje mieszaniną, trudną, do wiary.

2) Tufem wulkanicznym nazywamy skalę wy­

buchową, powstałą przy wybuchu wulkanu pod wodą, albo też z pyłu wulkanicznego, k'óry pa­

dając w wodę, utworzył osady uwarstwione.

Trachit jestto skala bogata w krzemionkę,

(6)

5 0 2 WSZECHŚWIAT N r 3 2 . produktem zw ietrzenia tego ostatniego. 1

W ogóle nadmienić wypada, że opal pow staje przez wietrzenie skał głównie wulkanicznych.

K opalnie opali na W ęgrzech znane są już od bardzo dawnych czasów. Opale tam wy­

dobywane wysyłano na wschód, skąd pod nazw ą „opalu w schodniego” pow racały do E urop y zachodniej, gdzie jak o tak ie były wyżej cenione. Ł om y te za tru d n iały od 100 do 150 robotników ^wydobywano z nich opali za cenę 10 000 florenów. W nowszych cza­

sach w handlu europejskim widzimy opale z Gruatemali, a mianowicie z G racias a Dios, meksykańskie, saskie z H u b e rtsb u rg a , a ta k ­ że F reib erg a, S cbneeberga i E ibenstocku.

N iektóre opale n ab ierają tęczowych blas­

ków dopiero po zanurzeniu ich w wodę. Taki opal odznacza się także własnością przylepia­

nia się do języka. S ąto skutki po ro w ato ści: | jako taki prędko traci wodę, co wpływa na jego zm ętnienie, nieprzezroczystość, a co za­

tem idzie i utracenie własności m ienienia się.

Zanurzony w wodę wsysa ją poram i, wskutek czego staje się przezroczysty oraz odzyskuje swój blask pierw otny i g rę kolorów. D la tej własności nazwano ta k i opal „hydrofanem ” od greckich słów „oSop” woda i „tpouv(o” u k a ­ zuję. W od a wessana niedługo się w nim znajduje lecz p aru je i ulatn ia się szybko, a m inerał znów staje się nieprzezroczysty i matowy. M ożna jed n ak hydrofanowi n a­

dać bardziej trw a łą g rę barw, gotując go w oleju. T ak zoperowany opal la ta całe ! jaśnieje tęczowemi barw am i. N apuszczony j

woskiem pozostaje matowy i dopiero w ogniu wskutek topienia się wosku n a b ie ra przezro­

czystości i barwności. W łasność ta zjed n ała j mu nazwę „pyrofanu” od „róp” ogień i wyżej wspomnianego „(parno”. D la swej porowa- j

tości taki opal nadaje się do b adań nad dy- fuzyą

Oprócz opalu „szlachetnego” widzimy jesz- J cze kilka innych gatunków opali, mniej barw- | nych i nie ta k cenionych. S ą one przeważnie i mniej czyste pod względem chemicznym i za­

w ierają kw arc, trydym it, tlenki żelaza, sia- i

szorstka i porowata, szarego koloru, w której widzimy rozrzucone duże kryształy sanidynu i mniejsze kryształy plagioklazu, bornblendy, j

piroksenu i miki czarnej. Tuf trachitowy je s t­

to tuf, powstały przy wybuchu lawy trachitowej. !

rek arsenu, węglany wapnia i magnezu, a na­

wet substancye organiczne. Zwykłe opale otrzym ują nazwy stosownie do swego za­

barwienia. R ozróżniają m eksykański „opal ognisty”; „mleczny”, w którym najczęściej spotkać m ożna tabliczki trydym itu; „praz- opal” spotykany na Śląsku i zabarwiony związkami niklu n a zielono; a także „opal woskowy” węgierski—barwy woskowo-żółtej.

Do tej samej kategoryi opali zwykłych za­

liczyć wypada ta k zwane „pół-opale” , zazwy­

czaj silnie zabarwione rozm aitem i domiesz­

kami na czerwono, buro, żółto, zielono; „opal drzew ny”, zachowujący budowę pni drzew­

nych kam ieniejących ') wskutek jego powsta­

wania i „kacholong”, którego nerkow ate lub graniaste matowo-białe powłoki spotkać można na skałach wulkanicznych Islandyi i wysp F aroerskich.

M ineralogowie, zajm ujący się syntezą mi­

nerałów próbowali otrzym ać opal drogą sztuczną. P róby te w ypadły pomyślnie.

O trzym ali go Ebelm en, wystawiając ester krzemowy n a działanie wilgotnego powietrza;

B ecąuerel, pogrążając płytkę gipsową w roz­

tworze krzem ianu potasu; F rem y, działając na krzem ian potasu różnej koncentracyi roz­

cieńczonym kwasem siarczanym , azotnym lub solnym, oddzielonym od krzem ianu porow atą przegrodą i M onier, rozkładając koncentro­

wany krzem ian sodu rozcieńczonym roztwo­

rem kwasu szczawiowego, przyczem nalew ał je do flakonu kolejno tak, że oba płyny po­

zostaw ały niezmieszane. W miejscu zetknię­

cia się płynów po kilku dniach utw orzyła się skorupa złożona z opalu. V erlain znalazł opal w zagłębieniach szkła, powstałego ze stopienia się popiołów m łyna zbożowego, D aubree zaś w betonach w Plom biśres. Te ostatnie obserwacye wskazują na pow staw a­

nie opali w n atu rze w obecności wody przy bardzo różnych i zmiennych tem peraturach, co potw ierdzają i badania geologiczne.

l) Woda. przepływająca przez skały zwie­

trzałe rozpuszcza częściowo krzemionkę i unosi ją z sobą. Jeżeli taka woda na drodze swej napotka pień drzewa, to przesiąka przezeń, po­

zostawiając na miejscu rozkładających się cząs­

tek organicznych krzemionkę. Tym sposobem drzewo kamienieje, zachowując przytem swą pier­

wotną budowę.

(7)

N r 3 2 . WSZECHŚWIAT 5 0 3 Najpodobniejszym do naturalnego był opal,

wytworzony przez M oniera i niczera się nie różnił od naturalnego, tak pod względem wyglądu i własności fizycznych, ja k i pod względem chemicznym. P rzy nagrzewaniu w kolbce wydzielał wodę, nie topił się jednak lecz pękał na części, tak ja k naturalny.

K wasy nie działały nań, natom iast w kon­

centrowanym ługu potasowym rozpuszczał się zupełnie.

W artość opalu zależną jest od jego wiel­

kości i piękności.

Pliniusz opowiada o opala Noniusa, wyso­

ko cenionym w starożytności. Opal ten, cho­

ciaż wielkości orzecha laskowego tylko, we­

dług świadectwa innych pisarzy starożytnych szacowano na 800000 talarów.

W skarbcu cesarskim w W iedniu znajduje się opal wielkości pięści dorosłego człowieka.

W aży on 34 łu ty i przedstaw ia wartość dwu milionów guldenów.

Otoczenie Napoleona lubiło używać opalu, jak o ozdoby.

Znanym je st powszechnie g arn itu r opalo­

wy małżonki M urata, uznany za najpiękniej­

szy w świecie.

Nie podzielała tego zamiłowania do opalu cesarzowa E ug enia, m iała bowiem przesąd, źe sprowadza on nieszczęście na osobę, k tó ra go nosi.

S ław om ir Miklaszewski.

Praca psychiczna i temperatura mózgu.

(Ciąg dalszy).

Doświadczenia z wzrokiem trw ały u psów uśpionych blisko dwie godziny. Zwierzę układano n a stole obserwacyjnym głową n a przednich kończynach; gdy zaś leżało kil­

ka m inut spokojnie z otw artem i oczyma, pomocnik zasłaniał je rę k ą i ustaw iał przed niemi ekran kartonow y, łatw o dający się usuwać w bok przy pomocy mechanizmu, poruszanego nogą pod stołem; jednocześnie n a zasłonięte oczy psa skierowywano p ro ­ mienie heliostatu. Ledwo odbijane przez heliostat promienie padły, po usunięciu ek ra­

nu , na oczy zwierzęcia, zwierciadełko uległo

szybkiemu zboczeniu, ale tylko o 4—8 stopni skali. „P rzy zn aję—powiada Schiff—że spo­

dziewałem się odchylenia silniejszego; wszak­

że szybkość, z ja k ą nastąpiło, oraz natych­

miastowość, z ja k ą wywołało je działanie św iatła na zwierzę, świadczą niewątpliwie o jego bezpośredniem pochodzeniu z silnego wrażenia świetlnego”. U ptaków używał on innego sposobu, m ianowicie: szybkim [ru­

chem ręki rozpościerał przed niemi pasek kolorowego papieru.' „Postępowanie takie nie je s t bez zarzutu, albowiem do w rażenia czysto wzrokowego, wywartego przez papier i kolorowy, przyłącza się z konieczności zmia- I na psychicznej n atury, mianowicie strach, spowodowany szybkim ruchem ręki. A le

j właśnie dlatego doświadczenia z papierem

! budzą największą ciekawość, gdyż, pow tarza­

jąc je kilkakroć zrzędu, możemy stopniowo osłabić wrażliwość zwierząt i tym sposobem rozróżnić w wyniku część przynależną pier­

wiastkowi psychicznemu od części, przynależ­

nej czystemu wrażeniu zmysłowemu. G dy to ostatnie wywiera działanie prawie nie­

zmienne na galwanom etr, wzruszenie p sy ­ chiczne w m iarę powtarzania bodźca gaśnie zupełnie. Tem właśnie tłoinaczy się, d la ­ czego w omawianych doświadczeniach, wręcz ' przeciwnie niż w próbach z innemi zmysłami, pierwsze, drugie, a czasem naw et trzecie pobudzenie d ają zawsze odchylenia galwa- nometryczne nierównie większe od następ ­ nych. Np., pierwsze podrażnienie papierem czerwonym wywołało odchylenie o 14° skali, d ru gie—o 12°, trzecie—o 9°, c z w a r te - o 8°;

ostatnie podrażnienia (doświadczenie trw ało 2 godziny) odchylały zwierciadełko stale i nie więcej ja k o 7 ,/ 2° ”.

Przekonawszy się, że ruchy bierne g ło ­ wy sprow adzają same przez się tylko śla­

dy zboczeń ze strony galw anom etru, Schiff przystąpił do szeregu doświadczeń b a r­

dziej szczegółowych nad wpływem w zru­

szeń duchowych, którym skutkiem ich n a ­ głości zawsze towarzyszą lekkie ruchy g ło ­ wy. Używał on wszelakich środków w celu oddziaływania na umysł swych zw ierząt (w szczególności k u rc z ą t): wydawał przy po­

mocy świstawki dźwięki ostre i przeraźliwe, naśladow ał szczekanie psa i miauczenie ko­

ta , szybkim ruchem wyciągał przed ich oczy­

ma rękę lub niespodzianie otw ierał przed

(8)

504 WSZECHŚWIAT N r 32.

niemi parasol, prow adził tuż przed niemi ko­

ty i psy, pobudzał ich łakom stw o przez podawanie rozm aitych pokarmów i t. d.

W szystkie podniety wymienione pociągały za sobą początkowo bardzo silne odchylenie, dochodzące do 18°, aie szybko malejące w m iarę p ow tarzania pobudzenia, a doszedł­

szy t do pewnego maximum, już więcej nie w zrastało pod wpływem następnych pobu­

dzeń tej samej natury. N iezależnie od po­

budek umyślnych i sztucznych, bardzo często można było obserwować wpływ wzruszeń, powstałych skutkiem jakichś zajść przypad­

kowych i nieprzewidzianych. T ak np. krzyk innego zwierzęcia, wejście do pracowni osób obcych, h a ła s spowodowany spadnięciem przedm iotu n a podłogę widocznie oddziały­

wały na umysł badanych zw ierząt i wywoły­

wały odchylenie zw ie-ciadełka galwanome- trycznego, naw et wówczas, gdy dokoła pano­

w ał spokój, a zwierzę zdaw ało się być pogrą­

żone w zupełnej apatyi.

N a podstaw ie powyższych badań Scbiff utrzym uje, że podobnie ja k zjawisko psy­

chiczne się sk ład a z czystego wrażenia zmys­

łowego i następczej pracy psychicznej, w d a­

nym przypadku— emocyi, ta k również równo­

ległe mu zjawisko fizyczne, mianowicie cała ilość wywiązanego ciepła dzieli się na dwie części: jedna, stale i minimalnie odchylają­

ca zwierciadełko galw anom etru, odpowiada wrażeniu zmysłowemu, dru g a, nierównie większa i silniej d ziała ją ca na galw anom etr, odpowiada stanowi czysto psychicznemu.

A zatem , wszelkie bodźce zmysłowe, dopro­

wadzone do półkul mózgowych, już przez to samo w ytw arzają w nich podwyższenie tem ­ peratu ry ; wszakże czynność psychiczna, odby­

wająca się w następstw ie wrażeń zmysłowych, powoduje wyzwolenie w ośrodk*ach nerw o­

wych większej ilości ciepła, aniżeli czyste wrażenia.

Do wręcz odmiennych wyników doszli w swych badaniach nad te m p e ra tu rą mózgu dwaj włoscy autorzy, Corso i Tanzi ’). Pierw -

') anzi : Die Temperaturschwankungen des Gehirns in Beziehung zu Gemiithsemotionen (Centralblatt f. Physiologie, 1 8 8 8 , n-r 3, str.

5 7 - 6 i); tamże cytowany Corso, L ’aumento e la diminuzione del caiore rei cervello per il layoro intellettuale, 1881.

szy spostrzegł, w następstwie pobudzeń psy­

chicznych u psów i kotów, w większości przy­

padków oziębienie mózgu, ogrzanie zaś wy­

jątkow o i w nader słabym stopniu; dru g i—

zarówno jedno jak drugie zjawisko. Tanzi posługiw ał się trzem a igłam i term oelektrycz- nemi, z których jednę zanurzył w topnieją­

cym lodzie, którego tem p eratu ra jest stała, d ru g ą zakładał w mózgu, trzecią w mleczu pacierzowym, ale tak żeby tylko dotykały się substancyi nerwowej, lecz nie wkraczały do niej, a więc—w oponie tw ardej, otaczającej mózg i mlecz : to wszystko w celu oszczędze­

nia ośrodków nerwowych. Zapomocą komu­

ta to ra był w stanie w ciągu 2"— 3" wyłączyć z obwodu przyrządu term oelektrycznego bądź mózg, bądź mlecz, a tym sposobem badać naprzem ian zachowywanie się jednego i d ru ­ giego organu pod względem ciepła. Do do­

świadczeń użyto m ałp i psów, u których b a­

dano wyłącznie wpływ wzruszeń, za bodźce zaś służyły : gwałtowny krzyk, groźby, za pach mięsa i uryny, podrażnienia organów płciowych, albo też sukę drażniono widokiem w łasnych szczeniąt, m ałpę widokiem ulubio­

nego wina, wreszcie rozluźnieniem więzów krępujących zwierzę poddawano mu myśl o wolności. Otóż dopóki zwierzę (zwłaszcza m ałpa) znajdowało się w głębokim śnie chlo­

roformowym lub w stanie niemal katalep- tycznym pod wyływem ciągłego strac h u , bodźce silniejsze wywoływały tylko ruchy, nigdy zaś zmian ze strony galwanom etru.

Te następow ały dopiero po przebudzeniu lub uwolnieniu zwierzęcia od dręczącego je s tra ­ chu (przez zdjęcie więzów z głowy). Ruchy wzmiankowane należy uważać za zwrotne czyli zależne od odruchowej czynności mle­

cza, istotnie bowiem towarzyszyły im w aha­

nia cieplne w mleczu, które wszakże słabły w miarę, ja k mózg odzyskiwał swą przew a­

gę i zaczynał być czynnym pod względem term icznym —zgodnie z prawem antagonizm u czynnościowego między mózgiem a mleczem.

W ahania cieplne mózgu, towarzyszące wzru­

szeniom, nie miały ścisłej lokalizacyi, lecz występowały bez różnicy tak w przednich ja k tylnych p iatach mózgowych, oraz w obu pół­

kulach przy iednostronnem podrażnieniu' nigdy również nie polegały wyłącznie na pod­

wyższeniu tem p eratury, ja k utrzym uje Schiff,.

an i wyłącznie lub przeważnie na obniżeniu,.

(9)

N r 32. WSZECHSW1AT 505 ja k chce Corso, lecz zawsze na kolejnem

ogrzewaniu się i oziębianiu mózgu, które w szczególnie jaskraw ych przypadkach do­

chodziło do 3° C powyżej lub poniżej normy.

N ietylko mózg, lecz i mlecz pacierzowy w okresie wykonywania odruchów zdradzał ów typ rytm iczny oscylacyj cieplnych wzglę­

dem pewnej izotermy, odpowiadającej stano­

wi obojętnem u. Obserwacye Tanziego, o ile zasługują na wiarę, należą rzeczj wiście do nader ciekawych i nie pozostały bez wpływu znacznego na niektórych autorów , zajm ują­

cych się kweetyami psychofizyologicznemi; dośó powiedzieć, że R ibot '), a zwłaszcza Soury 2) uw ażają je za bardzo poważne pogłębienie wyników Schiffa. W dalszym ciągu zobaczy­

my, co należy sądzić o tych obserwacyach i ja k ą przywiązywać do nich wagę.

Mamy jeszcze do rozpatrzenia badania in­

nego fizyologa, A ngela Mossa 3), ze wszech m iar zasługujące n a poznanie. Mosso m ie­

rzył tem p eratu rę mózgu odmiennie niż jego poprzednicy, bo term om etrem własnego po­

mysłu i osobliwej konstrukcyi. Długość term om etru wynosi 30 cm (35°—41° C) i 38 cm (34°— 42°). Zbiornik mieści 4 g rtęci i ma k ształt cylindryczny o średnicy 4— 6 mm, a więc łatw o daje się wprowadzić pomiędzy półkule mózgowe lub do samej substancyi mózgu. W pobliżu zbiornika znajduje się zero, tuż nad niem ru r - j

ka term om etryczna rozszerza się w m ałą bańkę owalną, w której zbiera się słupek rtęci pomiędzy 0° a 33° lub 0°— 35° stosow­

nie do wielkości przyrządu. K ażdy stopień m a 34—35 m m długości i podzielony je st na 50 części, czyli '/so0 j e®t cokolwiek m niejsza od 1 mm, co pozwala z łatwością odczytywać okiem nieuzbrojonem 0,01°. W przypadkach, wymagających większej dokładności, Mosso używał pomocy soczewek, co dawało mu możność dzielenia '/so0 na 10 części czyli odczytywania '/soo0 ! gdy zaś zwierzę, dzięki zastosowaniu środków znieczulających lub

') Ribot: Psychologie des sentiments, 189 , część I, rozd. 3, § 2.

2) Soury: Les fonctions du ceryeau, 1891, str. 381 sqq., również w artykule p. t La tber- mometrie cerebrale (Revue Philosophiąue, 1897, n-r 4).

f) Mosso : Die Temperatur des Grehirns. Un- tersuchuugen yon . . , 1894, str. 191.

j innych, leżało zupełnie unieruchomione, po-

j sługiw ał się nawet mikroskopem, zaopatrzo­

nym w m ikrom etr, dzielący każdą '/so0 na 49—50 części; w ten sposób m ógł on odczy­

tywać '/a soo stopnia.

Jak ież rezultaty otrzym ał Mosso przy po­

mocy swego, ja k widać, niezmiernie czułego term om etru? W jednem z doświadczeń, gdzie term om etr wskazywał w mózgu 39,58°, spraw iał on psu trzykrotnie ból przez ucisk nogi, szczypanie przednich kończyn klesz­

czami oraz drażnienie goleni i palców p rą ­ dem indukcyjnym, i tyleż razy usiłował wy­

wołać w nim wzruszenie ciągłym krzykiem.

Ze zwierzę odczuwało ból, widać było z sil­

nej reakcyi, ujaw niającej się w zmienionym typie oddychania, ale w tem peraturze mózgu nie można było stwierdzić stałej i wyraźnej zmiany. Również u m ałp przekonał się, że procesy psychiczne, w rodzaju sensacyj, n a­

tężenia uwagi, nie podwyższają tem peratury mózgu nawet o 0°,001. Nie inaczej rzecz się ma z rucham i dowolnemi, nawet silnemi, lub rucham i powstającemi skutkiem drażnienia prądem elektrycznym tak zwanych ośrodków psychomotorycznych, to je st owych okolic szarej substancyi mózgu, skąd wychodzą im­

pulsy woli do mięśni, chociażby term om etr znajdował się w bezpośredniem zetknięciu z rzeczonemi ośrodkami. U jednej małpy Mosso wprowadzał swój przyrząd przez otwór, zrobiony w tylnej części czaszki, tak żeby dotykał się ośrodka dla ruchów dowol­

nych tylnych kończyn, następnie drażnił go prądem elektrycznym aż do wywołania lek­

kich skurczów kończyn; jednakże w tem peratu- trze mózgu nie zauważył najmniejszej zmiany.

A zatem —-powiada Mosso—przyjąć należy, że wyzwolenie ciepła w mózgu nie je st ko-- niecznem następstwem czynności nerwowej, przynajm niej u zwierząt.

(C. d. nast.).

D -r A- Grosglik.

K A M I E N I E Ś W I E C Ą C E .

W yrabianie kamieni świecących, albo tak zwanych fosforów, było już przed wiekami ulubionem zajęciem alchemików. P ierw ias­

tek, odkryty przeszło dwieście la t temu przez

(10)

50(5 WSZECHŚWIAT N r 3 2 . B ra n d ta i nazwany fosforem, zawdzięcza |

swoje nazwisko tej okoliczności, źe początko- j wo uważano go tylko za nowy kam ień świe- i cący. Dziś wiemy, że świecenie tego praw ­ dziwego fosforu je s t w sam ej rzeczy tylko zjawiskiem zwyczajnego gorzenia, ale podob­

ne do niego pozornie świecenie owych sta ro ­ dawnych fosforów je s t i dziś jeszcze równie zagadkowem ja k niegdyś.

W nowych podręcznikach chemicznych znajdujem y tylko krótkie wzmianki o kam ie­

niu świecącym bolońskim, o fosforze kantoń- skim i innych różnoim iennych przetw orach tego rodzaju. Czytamy w nich, że te ciała, godne naszej uwagi, w yrabiają się z siarku wapnia; jeżeli jed n ak przygotujem y jaknaj- staranniej ten związek w stanie zupełnej czystości, to zobaczymy, że nie posiada on wcale zdolności wydawania św iatła. O ko­

liczność ta, że czyste siarki m etaliczne nie w ydają św iatła, wnioskować pozwala, że świecą one tylko w obecności domieszek, a zatem zjawisko kam ieni świecących je s t analogiczne do św iatła gazożarowego, k tó re­

go natężenie też zależy od minim alnych ilości tlenku ceru, ja k to o tem p isał w n-rze 25 W szechśw iata p. Stetkiew icz. Domieszki ciał obcych, k tóre spraw iają wydawanie św iatła przez kam ienie świecące, [są niestety jeszcze bardzo mało znane.

Chemicznie czysty siarek w apnia nie wyda­

je światła. A by się nauczyć sposobu w yrabia­

nia rzeczywiście świecącego siark u wapnia, trze b a się udać do dawnej literatu ry . D o­

wiemy się wtedy, źe „kam ień świecący” na­

leży wyrabiać ze skorup ostrygowych i nie­

których innych osobliwych m ateryałów s u ro ­ wych, zachowując przytem różne przepisy ostrożności. A le ścisłego i nieom ylnego prze­

pisu na w ytw arzanie tego kam ienia nie zna­

my i naw et stosując się do wszystkich wska­

zówek, nie możemy być pewni, ja k ą barw ę będzie miało jego światło, bo to zależy od rozm aitych, nieokreślonych okoliczności po­

bocznych. Pew ien stary posługacz w p a ry s­

kim J a r d in des P la n tes posiadał tajem nicę wyrobu kam ieni świecących. D oszedł on w tej sztuce do takiej biegłości, że jeg o k a ­ mienie zdum iewały pięknością barw swojego św iatła i rozm aitością ich stopniowania. Do takiej doskonałości nie doszedł nikt inny ani przed nim, ani po nim.

N ajlepiej znanym je s t kim ień, wydający światło fioletowe. O trzym ują go przez wy­

palanie skorup ostrygowych z siarką i używa­

j ą do pewnych ozdób świecących. W y sta ­ wiony w ciągu dnia na światło słoneczne, świeci potem prawie przez całą noc łag od ­ nym blaskiem fioletowym. Istn ieją także kamienie prom ieniujące światło czerwone, zielone i żółte. W spominany powyżej spe- cyalista z J a r d in des P lan tes w yrabiał ozdobne k raty z ru rek szklanych, napełnio­

nych odłam kam i owych kamieni. K ra ty te świeciły łagodnym blaskiem wszystkich barw tęczy.

Oprócz składu chemicznego je st jeszcze drugi w arunek rozbudzania w tych kam ie­

niach mocy świecenia, mianowicie wystawia­

nie ich na działanie promieni słonecznych.

N iektóre u tra c a ją tę moc bardzo szybko, in­

ne zaś świecą przez całe tygodnie i miesiące, ale ostatecznie wszystkie po pewnym czasie p rz estają świecić i dla przywrócenia im tej zdolności, trzeb a je znowu wystawiać na słońce.

W roku 1876, sir W illiam Crookes, pod­

czas ciekawych swoich badań n ad zachowa­

niem się niezmiernie rozrzedzonych gazów, wpadł na myśl poddawania rozmaitych ciał wyładowaniom elektrycznym w rurkach n a ­ pełnionych takiem i gazami. Okazało się przytem , że kamienie świecące wydają w tych warunkach ze siebie przepyszne św iatła, d a ­ leko silniejsze niż pod wpływem promieni słonecznych. Dzisiaj zjaw iska tak ie można często oglądać n a odczytach fizycznych i zna­

my już dawno związek ich z promieniami ka- todalnem i i z odkryciam i L en n ard a i Ront- gena. Z ajm u ją też kamienie świecące nie­

m ałe stanowisko w słynnem świetle przyszło­

ści Tesli.

S.

BRUDNICA NIEPARKA

(OCNEHIA D ISPAR).

Ks, Karol Targowski podaje w Gazecie ra­

domskiej wiadomość o pojawieniu się w lesie rządowym pod Sandomierzem między folwarkiem Kruków, a wsią Gołębicą, brudnicy nieparki (Ocneria dispar), niebezpiecznego szkodnika le ś­

nego.

(11)

N r 32. WSZECHŚWIAT 5 0 7 Motyl ten otrzymał nazwę nieparki ze wzglę­

du na różnice morfologiczne, zachodzące pomię­

dzy samcem i samicą, jak to zresztą widać na załączonym rysunku (fig. 1).

Mniejszy samiec je st szaro-bury; na przednich jego skrzydłach zauważyć się dają czarne ząb­

kowane pręgi; różki pokryte szczecinkami i ząb­

kowane mają kształt ucha zajęczego. Samica, nieco większa od samca, posiada brudno-białe skrzydła, z których przednie mają na sobie czar­

ne prążki ząbkowane. Na końcu odwłoka sa micy daje się zauważyć pęczek włosków, których samica używa jako materyału do budowy fute­

rału ochronnego dla zniesionych jajeczek.

Obie płcie przy końcu lipca lub w początkach sierpnia wychodzą z matowo-czarnych poczwa- rek. Po wyjściu z poczwarki samce zaczynają latać zaraz po wyschnięciu skrzydeł. Unoszą się one w powietrzu jak cienie, znikają z przed oczu i znów się

ukazują, przy­

pominając swoim lotem lot nieto­

perzy. Następ­

nego dnia można je zauważyć na ścianie domów mieszkalnych lub w kąciku szy­

by wypoczywają­

ce po nocnem la taniu. I we dnie jednak samiec nie siedzi spokojnie, przy nadejściu człowieka spiesz­

nie odlatuje. Sa­

mica nie odzna­

cza się taką ruch­

liwością, jak s a ­ miec.

Siedzi ona pra- c

wie nieruchomo na ścianie lub na pniu drzewnym i przykrywa swój niekształtny od­

włok brzydkiemi dachówkowato złożonemi skrzydłami. Uderzywszy nogą w pień drzewa, na którym siedzi brudnica nieparka, ujrzymy ją spadającą na ziemię z podgięfym pod siebie od ­ włokiem, Spadając nie zadaje ona sobie trudu utrzymania się w powietrzu zapomocą skrzy­

deł, lecz upadnie na ziemię, jak kawałek drzewa.

O zmroku dopiero z trudem wznosi ona skrzy­

dła do lotu i fruwa dokoła drzewa, stając się często pastwą nietoperzy.

Tak pędzi ona swój krótkotrwały żywot, po zostając bez ruchu, nocą zaś ciężko lata dotąd, dopóki nie znajdzie samca, z którym szukają się wzajemnie. Trudno orzec czem się żywią do­

Fig. 1. Brudnica nieparka (Ocneria dispar).

a — samiec; b s >mica, siedząca przed gąbczatą masą jajeczek;

C —poczwarka; d — gąsienice różnego wieku ( 2/ 3 wielk. nat.)

rosłe brudnice, nigdy bowiem nie spotykano ich na kwiatach.

Samicę często można zauważyć, siedzącą nad burą wojłokowatą masą podobną do grzyba.

Sąto jaja brudnicy. Znosząc jaja, brudnica n ie­

parka pokrywa pień drzewny lepką cieczą, zapo­

mocą której przyczepia do drzewa część w łos­

ków, znajdujących się na końcu jej odwłoka.

Następnie składa warstwę jajeczek, znów włoski i t. d,, dopóki nie utworzy się spory pakiet jaj zawartych w futerale z włosków przyczepionych do drzewa, ściany domu lub jakiegobądź przed­

miotu, znajdującego się w dobrze osłoniętem miejscu.

Im częściej na drzewach spotykamy jaja, tem rzadziej możemy zauważyć samice, samce zaś giną jeszcze wcześniej.

Gąsienice wykluwają się z jajeczek dopiero następującej wiosny o ile ich nie zniszczy za­

pobiegliwy rol- nik lub ogrodnik.

Przy niszczeniu jajeczek należy zachować pewną ostrożność, Mia nowicie, nie moż­

na ich rozgnia­

tać na miejscu, są one bowiem twarde i przy na­

ciśnięciu bardzo łatwo mogą być wyrzucone bez u- szkodzenia przez sprężysty wojłok, w którym siedzą.

Trzeba je przeto starannie zebrać, zeskrobując na podstawiony pa­

pier lub desecz­

kę, i spalić, uwa­

żając przytem, aby przy pękaniu z trzaskiem pa lonych jajeczek,

sąsiednie nie by­

ły wskutek tego wyrzucane na ziemię

Czarne gąsieniczki jednocześnie wychodzą' ze swej miękkiej pościółki i rozłażą się na chwi­

lę, poczem szybko zbierają się kupkami na roz­

gałęzieniach drzew dla ukrycia się od deszczu, lub idą szukać pożywienia.

Gąsienica brudnicy nieparki nie należy do wy­

brednych. Zjada ona liście wszystkich prawie istniejących roślin; zarówno róż ogrodowych, jak i dębów w lesie, wierzb nad stawami, topoli oka­

lających dwór lub drzew owocowych. W la ­ tach, w których pojawiają się one w wielkiej ilości, szkody przez nie zrządzone są ogromne.

W roku 1818 masa brudnic nieparek pojawiła się w południowej Francyi i zniszczyła prześlicz­

(12)

508 WSZECHŚWIAT N r 32.

ne lasy dębu korkowego. Zjadła ona nietylko liście, ale i żołędzie tego- i przyszłoroczne (jak wiadomo żołędzie dojrzewają dopiero na drugi rok). Gąsienice rzuciły się przytem i na pola obsiane kukurydzą i prosem, na rośliny pastewne i na wszystkie drzewa owocowe. Budowle sto­

jące w pobliżu drzew, tak były przepełnione gąsienicami, że m ieszkańcy zmuszeni byli je opuścić.

Często się zdarza widzieć gąsienice brudnicy nieparki wijące się na ziemi i zdychające z głodu po doszczętoeni ogołoceniu przez nie z liści drzew na skalistych urwiskach pojedynczo ros­

nąc,) eh, larwa ta bowiem nie je st zdolna do od- b\ wania dalekich wędrówek.

W roku 1752 wielka ilość tych niszczycielek grasowała w Saksonii, a w roku bieżącym, jak to widać z korespendencyi ks. Targowskiego, niszczą one lasy pod Sandomierzem.

Powierzchowny wygląd wykształconego m o­

tyla daje się widzieć na podanym rysunku. Na szaro burym tułuwiu spostrzegamy rzędy niebies­

kich i czerwonych brodawek, pokry‘ych w łoska­

mi i szczecinkami, a dorosła gąsienica odznacza

S P R A W O Z D A N I E .

Fridtjof Nansen. Wśród nocy i lodów. Prze­

łożył Bolesław Skirmunt. Tom I. Zeszyt 3.

Zeszyt trzeci obejmuje czas od początku grud­

nia do 24 marca. W lutym naŁi podróżni powi­

tali słońce. Przez zimę „Frani” to się cofał na południe, to się posuwał na północ, stosownie do kierunku wiatru; ostatecznie, 23 marca, znalazł się pod 80° szer. póln. W ciągu zimy tempera­

tura dochodziła do — 51°, siła wiatru do 11,5 m na sekundę. Mierzono częs‘o głębokość morza i 21 grudnia użyto do tego liny, mającej 2 4 0 0 m długości i dna nie dosięgnięto Ciekawe są opisy przygód z niedźwiedziami białemi, opisy ścinania się lodów i zorzy północnej. Noc podbiegunową ilus‘rują dwie ( hromoliłografie. Usposobienie podróżnych przy obfitym, a różnorodnym pokar mie i ciągłej pracy, było wyborne.

Fig. 2. Brudnica nieparka hermafrodyta (wielkość naturalna).

się bardzo grubą głową otoczoną gęstemi szcze­

cinkami. Przy kokonizacyi otacza ona pajęczy­

ną resz‘ki liści drzewa, na którem żyła, lub przędzie kokon w szczelinach kory drzewnej.

Poczwarkn brudnicy je s t niespokojna, podraż­

niona bowiem kręci się i wywija tylną częścią ciała. Wykształcony owad wychodzi z poczwar- ki po upływie kilku tygodni. Ciekawem zjawis­

kiem jest (zaobserwowany już i u innych owadów) fak-t znalezienia brudnicy nieparki, której prawa strona przypomina samicę lewa zaś samca, co widać na załączonym rysunku (fig. 2). Znale­

ziono ją w Berlinie dnia 28 lipca 1 8 6 4 roku.

Hagen opisał podobne zjawisko i naliczył do 99 przypadków tego rodzaju.

Brudnica nieparka, pozostająca w pokrewień­

stwie z naszym jedwabnikiem (Bombyx mori) jest niszczycielem lasów bardzo groźnym, bardzo też uzasadnionem jest wezwanie ks. Targowskie­

go do niszczenia tego szkodnika, aby klęska nie przybrała groźniejszych rozmiarów.

S I . M .

KROHIKA NAUKOWA.

— 0 pochłanianiu benzolu przez wodę. Wie^

my, że gaz oświetlający znaczną część swojej sprawności świetlnej zawdzięcza benzolowi, k tó­

ry dostaje się tam już w drodze naturalnej z destylacyi węgla kamiennego, jużto w drodze sztucznej przez dodawanie go do gotowego gazu, czyli przez benzolowanie. A tymczasem surowy gaz oświetlający zraszany bywa obficie wodą w skruberach i rozmaitych płóczkach w celu usunięcia zeń amonfaku; oczywiście pytanie, czy benzol przytem nie pozostaje w wodzie prze- płókującej, może mieć duże znaczenie dla tech­

niki. Z tego właśnie powodu w Instytucie che- miczno-fechnicznym w Karlsruhe podjęto nie­

dawno pod okiem prof. Buntego poszukiwania dotyczące tej sprawy. W tym celu powietrze nasycone w rozmaitym stopniu dobrze określone- mi ilościami benzolu, przepędzano za każdym razem przez kolbkę, zawierającą zawsze 100 cm3 wody destylowanej; powietrze to w dalszym cią­

gu przechodziło przez dwie rurki z chlorkiem wapnia. Kolbkę i rurki ważono przed doświad­

czeniem i po doświadczeniu, a otrzymany przy­

rost wagi wykazywał ilość benzolu pochłoniętego.

W ten sposób znaleziono, że para benzolu nie rozpuszcza się w wodzie, jakby to wypadało z prawa Henryego, w prostym stosunku do włas­

nego ciśnienia parcyalnego ale nieco odmiennie, gdy ciśnienie parcyalne zmniejszało się osiem razy, ilość benzolu zmniejszała się tylko trzy razy, np. przy 15° C z powietrza, zawierającego na objętość benzolu 7.5 9 °/0 w 100 objętościach wody pozostawało 51 objętości benzolu, z p o­

wietrza, zawierającego l,5 5 ° /0 benzolu, w 100

(13)

N r 3 2 WSZECHŚWIAT 509 obj. powstawało 23 obj. benzolu. Rozpuszcze­

nie zatem pary benzolu w wodzie zależy w znacz­

nie mniejszym stopniu od ciśnienia parcyalnego niż rozpuszczanie gazów rzeczywistych. Bądź • cobądź w doświadczeniach tych 2 ,8 3 °/0 do 8°/0 benzolu pozostawało w wodzie, co dowodzi, że w razie nadmiernego płókania gazu oświetlają­

cego część benzolu może istotnie pozostawać w wodzie, co wpływałoby ujemnie na światło gazu. Tu zauważymy, że dowiedzione osadzanie się benzolu w rurach gazowych podczas mrozów również można przypisać przedewszystkiem po­

chłanianiu benzolu przez wodę, która w nizluej temperaturze skrapla się w znacznych ilościach

w rurach. & S t

— 0 eiektrolitycznej dysocyacyi roztworów W amoniaku ciekłym . Ze wszystkich ciał, zwyk­

le za rozpuszczalniki używanych, w ola najwięk­

szą ma sifę ionizującą : wodne roztwory soli lub kwasów przewodzą lepiej niż alkoholowe np , lub acetonowe. Pojawiła się stąd nawet hypo- teza, że siła jonizująca rozpuszczalnika zależy od ilości tlenu w nim zawartej. Hypoteza ta jed ­ nak nie może się ostać wobec poznanego prze­

wodnictwa soli, rozpuszczonych w ciekłym amo­

niaku. P. H. Cardy przekonał się, że amoniak skroplony sam jest bardzo złym przewodnikiem, ale sole w nim rozpuszczone przewodzą lepiej nawet niż w roztworach wodnych. Roztwór sodu metalicznego w amoniaku o barwie błękit­

nej przewodzi również i amoniak przytem wcale się nie rozkłada Siłą ionizującą amoniak skroplony zbliża się więc, a może i przewyższa wodę i szybkość ionów w nim rozpuszczonych musi być również zbliżoną do szybkości ionów w wodzie, (Jour. Pliys. Ch.)/t t}i \

L. B r.

0 w pływ ie środowiska na szybkość reak- Cyj chemicznych. Menszu*kin i Carara, bada­

jąc szybkość reakcyi między jodkiem etylu, a związkiem etylu i trójetyliaku, dostrzegli już dawno, że szybkość ta różna jest w różnych roz­

puszczalnikach, i każda reakcya w odmienny sposób od środowiska, w którem się odbywa, za­

leży. Z przesłanek teoretycznych przypuszczać można, że w reakcyach między gazami gazy obce, nie biorące udziału w reakcyi, na szybkość jej wpływać nie będą, wręcz odmiennie więc, niż to ma miejsce w roztworach ciekłych. P. E. Colen wniosek ten stwierdził w rzeczy samej, mierząc szybkość rozkładu arsenowodoru w obecności wodoru i azotu : szybkość (a w obu razach oka­

zała się niezmienioną.

fZeit. pLys. ch.).

L . B r.

— Forma ziemi. Nansen wykazał, że około bieguna północnego znajduje się morze, którego głębokość dochodzi do 4 0 0 0 m, a pomiary Rossa

dowodzą, że na biegunie południowym znajdują się znowuż wyniosłości, wznoszące się nad po­

ziomem morza na 3 0 0 0 —4 0 0 0 m. Na z isa - dzie tego Lapparent przypuszcza, że kula ziem ska ma postać wydłużoną w kierunku bieguna południowego, a spłaszczoną na biegunie północ­

nym. Kombinując to ze znanetni do dziś niepra­

widłowościami formy kuli ziemskiej, Lapparent dochodzi do przypuszczenia, że ma ona postać zbliżoną do czworościanu (tetraedru) i znajduje poparcie przypuszczenia swego w dowodzeniu następującem : przy stygnięciu ziemi, gdy już uformowała się na niej skorupa, środkowa płyn­

na masa kurczyła się i powłoka nie zmniejszając swej powierzchni musiała zawierać coraz mniej­

szą objętość; a że tetraedr ze wszystkich brył o jednakowej objętości ma powierzchnię najwięk­

szą, przeto i ziemia dążyła do formy czworo­

ścianu. Rozkład gór i zmiany siły ciężkości, zdaniem Ch Lallemanda, też potwierdza przy­

puszczenie o tem, że ziemia ma postać elipsoidu tak ściśniętego w pewnych symetrycznych kierun­

kach, że zbliżonym jest on do czworościanu.

(Bul. soc. astr. d. Fr.) y ■ y ■

— 0 wchłanianiu fosforu. Chcąc zbadać wchłanianie i wydzielanie fosforu w postaci związków organicznych, p. Mareuse karmił psa sernikiem. Okazało się, że około 83 % wpro­

wadzonego w ten sposób do organizmu fosforu zostało wchłonięte. W jednym przypadku przy silnem zatrzymywaniu azotu, w ciele została zatrzymaną znaczna ilość fosforu. Ponieważ jednak razem z sernikiem—ja k również z mię­

sem —wprowadzone zostaje do organizmu dużo fosforanów, przeto nie można jeszcze rozstrzyg­

nąć, czy przy zatrzymaniu się w organizmie pewnej ilości fosforu zatrzymane bywają fosfo rany, czy też następuje przyswajanie związków organicznych, zawierających fosfor, które służyć mogą dla zastąpienia rozkładającej się istoty jąder komórkowych.

(Pfliiger’s Arch.).

Jan S.

— 0 świeceniu Pholas dactylus. Podług p. Dubois świecenie tutaj powstaje przez działa­

nie rozpuszczalnej w wodzie, nierozpuszczalnej w alkoholu enzymy (lucyferazy) na substancyą w alkoholu rozpuszczalną (lucyferynę). Obadwa związki znajdują się w rurce oddechowej tego małża i mogą być słamtąd oddzielnie wyługo wane przez działanie wody i alkoholu. Jeżeli zmieszać przy dostępie tlenu roztwory obu związków wtenczas występuje świecenie.

( C R . Soc. de Biol.).

Jan. S.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-

Zrównanie się tych prędkości następuje podczas uzyskania przez odbierak prądu prędkości liniowej rzędu 110 m/s i uważane jest przez wielu naukowców za prędkość graniczną,

Z opisów dowiecie się lub przypomnicie sobie, co symbolizują poszczególne składniki umieszczane w koszyczku wielkanocnym.. To

Krzyszczak urodził się we wsi Jakubowice, będącej czymś w rodzaju dalekiego przedmieścia Lublina i chociaż wcale nie czuł od dziecka – jak to się pisze w życiorysach

Urzą- dzamy kilka imprez w ciągu roku, odbywają się tu zgrupowania ze- społów PZKO, m.in.. Organizujemy popular- ne imprezy dla dzieci z noclegiem,

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Znaczenie uwzględniania wartości duchowych w naszym działaniu sprawia, że istotą tego działania jest stawanie się.. Stanowiąc twórczą istotę staję się na obraz i

[r]