• Nie Znaleziono Wyników

Nie drukowane "Kroniki tygodniowe" Bolesława Prusa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nie drukowane "Kroniki tygodniowe" Bolesława Prusa"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Nie drukowane "Kroniki tygodniowe"

Bolesława Prusa

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/1, 181-205

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X V II, 1976, z. l

NIE DRUKOW ANE „K R O N IK I TY GOD NIOW E” BOLESŁAW A PR U SA

Opracował STANISŁAW FITA

W roku 1970 ukazał się ostatni tom zbiorowej edycji K ron ik B olesław a Prusa opracowanej przez Zygm unta Szw eykow skiego. W 20 pokaźnych wolum inach otrzy­ m aliśm y całokształt dorobku Prusa — felietonisty w arszaw skiej prasy, w yrażający się im ponującą liczbą 1028 napisanych kronik. Spośród nich tylko jedna, z 21 III 1897, nie była poprzednio opublikowana (K 15, 68—75) *, została zatem przedrukowana z egzemplarza korektowego zachowanego w B ibliotece Narodowej. W ostatnim cza­ sie w zbiorach rękopiśm iennych Biblioteki Publicznej m. st. W arszawy w yszło na jaw 5 nowych — nie znanych lub znanych tylko w e fragm entach Kronik tygodnio­ w y c h P r u sa 2. Jedną z nich, pt. Polityka i logika, datow aną 19 X 1905, opracowała i ogłosiła drukiem Jadwiga Rudnicka 3.

Z pozostałych — tek sty 2 kronik zacho-wały się w odbitkach korektowych „Kuriera W arszaw skiego”, 2 zaś w m aszynopisach. Dokładniejsza analiza w yglądu graficznego tek stów oraz ich realiów, a także próba ustalenia czasu i okoliczności ich powstania pozw alają odtworzyć historię każdej z tych kronik. Omówimy je po kolei.

1. Pierw sza kronika, przeznaczona do „Kuriera W arszawskiego”, jest częściowo znana. Fragm ent jej bowiem , zaw ierający polem ikę z „Dziennikiem Poznańskim ”, ukazał się na łam ach petersburskiego „Kraju” (14 X I 1886, nr 44) jako Korespon ­ dencja z W arszawy, datowana: „Warszawa, 9 listopada” (K 9, 325—330). Jest to dalsze ogniwo dyskusji dotyczącej programu założonego w ów czas Banku Ziem skie­ go w Poznaniu. Prus w e wcześniejszej Kronice ty g o d n io w ej („Kurier W arszawski”, 31 X 1886, nr 301; К 9, 243—253) poddał krytyce założenia Banku twierdząc, że organizatorzy tej instytucji m yślą tylko o ratowaniu w ielkich m ajątków ziemskich, a nie dostrzegają zagrożenia dla m ałych gospodarstw w iejskich, powstającego na skutek coraz bardziej m asow ej emigracji w ielkopolskich chłopów za granicę. P o­ glądy kronikarza zaatakow ał bardzo ostro „Dziennik Poznański” (1886, nr 251) w nie podpisanym artykule pt. Nofwe dowody. Znalazł się tam m. in. taki oto passus, którym pisarz poczuł się dotknięty w sposób szczególnie bolesny:

„Smutnym pozostaje objawem , że cenzura redakcyjna pism cieszących się takim

1 W całej niniejszej publikacji w ten sposób odsyłam do edycji: B. P r u s , K r o ­ niki. Opracował Z. S z w e y k o w s k i . T. 1—20. W arszawa 1953— 1970. Liczba przed

przecinkiem oznacza tom, liczby po przecinku — stronice.

2 Bibl. Publiczna m. st. W arszawy, sygn. 143 IV, к. 1—2; 142 II, к. 1— 18. 3 Nie ogłoszona „K ronika” Bolesława Prusa z roku 1905. Opracowała i podała do druku J. R u d n i c k a . „Twórczość” 1973, nr 10, s. 98—104.

(3)

182 N I E D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

rozpowszechnieniem i powodzeniem , jakie ma »Kurier W arszawski« — bo o nim tu na teraz m owa — nie chce czy nie um ie nałożyć w ędzidła niefortunnej na tym polu fantazji sw oich w spółpracow ników ”.

W idocznie redakcja „Kuriera W arszawskiego” w zięła sobie do serca upom nie­ nia poznańskiego kolegi i „nałożyła w ędzidło” niesfornem u felietoniście, nie do­ puszczając do druku jego w ypow iedzi polem icznej. Jak w ynika z zestaw ienia dat kronik Prusa publikowanych w „Kurierze”, w ypow iedź ta była przeznaczona do numeru, który ukazał się 7 listopada. Autor, n ie chcąc rezygnow ać z odpowiedzi poznańskiem u dziennikowi, przesłał w dwa dni później część polem iczną swego felietonu do „Kraju”, który zam ieścił ją w najbliższym numerze. W iększość innych spraw poruszonych w nie dopuszczonej do druku kronice znalazła się w później­ szych felietonach Prusa, jakie w ydrukow ał „Kurier W arszawski” 14 i 21 listopada. Między tekstem polem icznej partii kroniki zachowanym w egzem plarzu korekto­ w ym a tekstem opublikowanym w „Kraju” są tylk o dw ie drobne różnice. Drugie zdanie kroniki w korekcie brzmi: „Aż sam »Dziennik Poznański« raczył zwrócić u w agę na ostatnią kronikę”. W „Kraju” — co jest rzeczą zrozum iałą — zdanie to zostało dopełnione słowam i: „moją w »Kurierze W arszawskim«”. Ponadto nieco dalej, po cytacie z atakowanej kroniki i jednym zdaniu w yjaśniającym („Tak pi­ sałem , bo takie doszły m nie w ieści o zamiarach now ego banku”) znajduje się w egzemplarzu korektowym następne zdanie, którego nie zaw iera tekst ogłoszony w „Kraju”, m ianowicie: „I kto w ie, czy jeżeli »bank ratunkowy« pójdzie raczej w kierunku »parcelacji« aniżeli »pożyczek«, czy w tej spraw ie nie będę m iał jakie­ goś okrucha zasługi”. Oba te zdania są w egzemplarzu korektowym przekreślone.

2. N astępna kronika zachowana w odbitce korektowej w ogóle św iatła dziennego nie ujrzała. Jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że i ona padła ofiarą „redakcyjnej cenzury” w „Kurierze W arszawskim ”. D w a fragm enty tekstu, ujęte w niniejszej publikacji w naw ias { } , obejm ujące w sum ie prawie połow ę kroniki, zostały prze­ kreślone grubym czerwonym ołówkiem . Trudno przypuścić, aby te w łaśn ie partie felietonu m ogły budzić zastrzeżenia carskiej cenzury w W arszawie. Czerwony ołó­ w ek to raczej „wędzidło”, jakie znów redakcja postanow iła nałożyć sw em u kronika­ rzowi. Skreślenie bowiem objęło obszerną i udokum entow aną polem ikę z konserw a­ tyw ną „N iw ą”, zwłaszcza zaś z autorem podpisanym kryptonim em A. D., na tem at w ielkopolskich ziem ian, niefortunnych — zdaniem Prusa — projektów Banku Ziem ­ skiego w Poznaniu i różnych budzących troskę objaw ów życia społeczeństw a pol­ skiego w zaborze pruskim. B ył to dalszy ciąg dyskusji, rozpoczętej przed dwoma z górą miesiącami, której ogniwo stanow iła omówiona poprzednio kronika i jej redakcyjno-cenzuralne perypetie. Do spraw tych powrócił Prus w rok później, pisząc w Kronice ty godn iow ej na łam ach „Kuriera Codziennego” (4 III 1888, nr 64):

„Wtedy [tj. w r. 1886] w ystąpiłem przeciw Bankow i Ratunkowem u. Za pierwszy mój artykuł zalecający parcelację »Dziennik Poznański« obrzucił m nie w ym ysłam i i insynuacjam i. D rugiego zaś artykułu, obejmującego krytykę ow ych »planów« i zarys programu dla przyszłych usiłow ań społecznych, nie chciano drukować ani w »Kurierze W arszawskim«, ani w »Niwie«, która m nie w tej sprawie zaczepiła dosyć dwuznacznie” (K 11, 66).

Najprawdopodobniej m iał tu pisarz na m yśli w łaśnie ową ocenzurowaną kronikę. Rzecz charakterystyczna, że w łaśnie w publikacji, której fragm ent powyżej przyto­ czyliśm y, w ykorzystał autor list Franciszka W ojciechowskiego o rozpowszechnionym w Poznańskiem „pociągu ludności do spirytualiów ”, obszernie cytow any i kom ento­ w an y w usuniętej partii felietonu.

Drugi, krótszy passus, który padł ofiarą czerwonego ołówka, dotyczy stanowiska papieża Leona X III wobec rządowego projektu zw iększenia pruskich sił zbrojnych i w prow adza — w fun kcji nieco ironicznej — odpowiednio zestawione cytaty z Ewangelii. I tu również redakcja „Kuriera W arszawskiego”, w przesadnej obawie

(4)

N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 183

urażenia uczuć religijnych czytelników, mogła pójść za sugestiam i „Przeglądu K a­ tolickiego”, który nieraz doszukiwał się w Kronikach Prusa „bluźnierstw” oraz „płaskich” i „ohydnych konceptów ” skierowanych „ku ośm ieszaniu prawd i rzeczy św iętych ” 4.

Kronika przeznaczona była zapew ne do „Kuriera” na dzień 20 II 1887. Świadczą o tym już początkowe jej zdania, odwołujące się do felietonu sprzed dwóch ty ­ godni (6 II). W drugiej połow ie lutego n ie ukazała się w „Kurierze W arszawskim ” ani jedna kronika. Sądzić wypada, że ta w łaśnie jest pierwszą spośród „przepadłych”. Obie om ówione kroniki należą najpewniej do tych, o których po latach, polem i­ zując z autorami Książki ju bileuszowej „Kuriera W arszawskie go”, wspom inał z go­ ryczą Prus:

„Ile razy w moich kronikach znalazło się coś niezgodnego z interesam i lub sym ­ patiam i redakcji, w y r z u c a n o m i t o, a naw et c a ł e k r o n i k i bez ceremonii. [...] w r. 1886 w ybuchnęła prawdziwa orgia pod tym w zględem ” 5.

Tak w ięc przypom inam y 2 teksty z owej liczby 23 odrzuconych przez redakcję „Kuriera” kronik, na których stracił autor łącznie około 690 rubli honorarium.

3. Trzecia kronika, zachowana w m aszynopisie —· n ie została chyba dokończona. Pisana na papierze form atu 24 X 17,5 cm, obejm uje 3 stronice. N ie ma na niej żadnych poprawek ani skreśleń, nie skorygował autor naw et błędów m aszynowych. Każdy z pozostałych m aszynopisów kronik obejmuje 8—10 stronic. Na w szyst­ kich tekstach znajdują się poprawki, skreślenia, często na odwrocie strony m aszy- nopisowej zanotowane odręcznie dłuższe w staw k i lub odmienne redakcje pewnych fragm entów . Można w ięc sądzić, że autor po napisaniu trzech stron zaniechał — z niew iadom ych pow odów — dalszej pracy nad ową kroniką.

Trudno ustalić dokładną datę pow stania tego tekstu. Poniew aż pisany był w czasie w ojny rosyjsko-japońskiej, można przypuszczać, że przeznaczył go Prus albo do „Gońca Porannego i W ieczornego”, w którym po kilkuletniej przerwie w znow ił sw ą działalność kronikarską 11 X II 1904 i kontynuow ał do 22 I 1905, albo też do „Tygodnika Ilustrow anego”, z którym naw iązał stałą w spółpracę od 1 IV 1905. Jako term inus ad qu em można teoretycznie przyjąć początek września 1905 — za­ kończenie działań w ojennych i zawarcie pokoju w Portsm outh. W ydaje się jednak, że nie należy przesuwać aż tak daleko tej hipotetycznej daty. Widać bowiem w y ­ raźnie, że tek st pow stał w czasie, gdy w ojna była w pełnym toku — a widoki rychłego jej zakończenia zaczęły się zarysow yw ać od m om entu druzgocącej klęski, jaką zadali Japończycy Rosjanom pod Cuszimą 27 V 1905.

4. Wreszcie ostatnia z nie publikowanych dotąd kronik zachowała się w m aszy­ nopisie tego sam ego form atu co poprzednia, z bardzo licznym i poprawkami odręcz­ nymi, atram entowym i. N iektóre partie tekstu zostały skrócone, inne skreślone i grun­ townie przeredagowane. Te now e redakcje w pisyw ał autor na odwrocie kart, rów ­ nież atram entem, łącząc z odpowiednim i m iejscam i m aszynopisu za pomocą odsy­ łaczy. Całość obejm uje 10 kart.

U stalenie daty powstania tej kroniki n ie sprawia kłopotu. Pisana była wkrótce po ogłoszeniu m anifestu konstytucyjnego cara M ikołaja II, tj. po 30 X 1905, jednak n ie przed 4 XI, o czym św iadczy w zm ianka o przem ówieniu prezesa Kom itetu Mi­ nistrów, hr. S. W ittego, do „ziem ców”, w ygłoszonym w tym w łaśnie dniu. Zapewne w ięc była przeznaczona do num eru „Tygodnika Ilustrow anego”, który m iał się uka­ zać z datą 11 X I 1905. N iestety, z powodu trw ającego w ów czas strajku drukarzy nastąpiła w w ydaw aniu czasopism a przerwa od 28 X do 13 XI. W łaśnie tę drugą

4 Zob. np. N otatki z p ra sy periodycznej. „Przegląd K atolicki” 1887, nry 37, 46. 5 B. P r u s , Małe uzupełnienie d u żej „K siążki ju bileuszow ej”. „Kurier Codzien­ n y” 1896, nry 129—133. Cyt. za: B. P r u s , Pisma. Pod redakcją Z. S z w e y k o w ­ s k i e g o . T. 29. W arszawa 1950, s. 221—222.

(5)

184 N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

datę nosi numer 44. Redakcja zam ieściła w nim komunikat, w którym stwierdza: „Korzystając z pierwszych dni podjęcia pracy przez drukarnie, w ydajem y na­ prędce num er niniejszy przygotowany do druku już przed dwoma tygodniami, w objętości jednego arkusza, po czym num ery dalsze w m iarę możności postaramy się dać w zwiększonej objętości”. A le Kroniki ty godn iow ej Prusa num er ten nie zawiera.

W pięć dni później, 18 XI, w yszedł kolejny num er „Tygodnika”, zawierający kronikę pod charakterystycznym tytu łem Radości i obawy, w której znajdują się pew ne sform ułowania podobne do w ystępujących w kronice nie drukowanej. Ale znikł już u autora nastrój radosnego optym izmu spowodowany faktem ogłoszenia Konstytucji. Całą w ypow iedź utrzym uje Prus w tonie spokojnej rozwagi i usiłuje przekonać czytelników, że n ie należy — mimo trudności — tracić nadziei na po­ w olne dojrzewanie ow oców reform. Przyczyna tej zm iany nastroju była w cale n ie- błaha. M anifestacje publiczne, jakim i W arszawa w itała w pierwszych dniach listo­ pada ogłoszenie m anifestu konstytucyjnego, były brutalnie tłum ione przez carską policję i wojsko, wydano szereg zarządzeń zabraniających organizowania zgroma­

dzeń i zaw ierających ostre pogróżki pod adresem Polaków, aż wreszcie 11 X I uka­ zem carskim ogłoszono stan w ojenny w całym K rólestw ie Polskim . W tej sytuacji trudno było w ystępow ać z entuzjastycznym i zachw ytam i nad jednym z „najw ięk­ szych w ypadków w nowożytnej historii”. Rozwój wydarzeń skłonił też zapewne Prusa do rezygnacji z utopijnego projektu powołania „Związku Ludowego”.

Kroniki publikujem y w kolejności chronologicznej. W pierwszej zachowujemy cały „spis treści”, opuszczamy natom iast partię ogłoszoną w „Kraju”, znaną z prze­ druku w edycji zbiorowej. Zarówno w tekstach publikowanych z egzem plarzy ko­ rektow ych jak i w trzeciej, n ie dokończonej kronice poprawiam y oczyw iste błędy drukarskie i m aszynopisowe. Czwartą K ronik ę tygodniow ą drukujem y w ostatecz­ nym kształcie nadanym jej przez autora po poprawkach i retuszach. W komentarzu przytaczam y skreślone w ersje 2 fragm entów tekstu. P ew n e rażące przeinaczenia słow n e lub niezręczności składniow e sygnalizujem y za pomocą wykrzyknika w klamrze. Zgodnie z zasadam i przyjętym i w zbiorowej edycji K ronik pisownię modernizujem y, zachowując jednak p ew ne charakterystyczne dla autora zjawiska fonetyczne i flek syjne (np. oboczność końcówki -ę /-ą w bierniku 1. poj.) oraz zw y­ czaje interpunkcyjne.

W ydawca serdecznie dziękuje dr K rystynie Tokarzównie za życzliwą pomoc przy objaśnianiu realiów poznańskich w oparciu o trudno dostępne materiały.

1

K R O N IK A TY G O D N IO W A

Wyprawa „Dziennika Poznańskiego” w ed le zasady „ja o P aw le, ty o G aw le”. — Zachwianie się w łasności w ielkiej i niegotowość chłopów do jej wykupywania. — K onserw atyw na w rażliw ość na frazesy, a obojętność na fakta. — „Redakcyjna cen­ zura”. — Śpiący konserw atyzm i czujna „demagogia”. — N ow e usiłowania. — Kon­ kurs „Głosu” i m iesięcznik „W isła”. — Towarzystwo śpiew ackie „Lutnia”. — Pro­ jekt bazaru dla rzem ieślników. — Psychologia Clark Murraya. — Jest źle, ale — nie najgorzej.

[...]

P rzechodzim y do sp ra w m iejscow ych.

(6)

N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 185

w łaśnie czasach budzi się siln y zw ro t do rzeczy ludow ych. P rą d ten, n a ­ zy w an y przez jed n y c h „chłopom ańskim ”, przez in n y ch „dem agogicznym ”, je s t n a p ra w d ę głębokim budzeniem się narodow ego ducha i w ciągu kil­ k u n a stu la t m oże w yw ołać nieobliczone sku tki.

Jakie? — zobaczm y to bodaj n a sztuce stosow anej do przem ysłu. „Jeżeli k ra j, k tó ry nie m a sw oich koni, m oże m ieć sw oje w yścigi — m ów i p. Sg. w »W ędrowcu« — to dlaczegóż te n sam k ra j, k tó ry nie m a w cale sztu ki zastosow anej do przem ysłu, n ie m ia łb y sobie urządzić w y ­ staw y... sz tu k i stosow anej do przem y słu ?” I w dalszym ciągu m ocno ż a rtu je z „w y staw y ”, n a k tó re j są „dw a k a n d e la b ry , jed en p a ra w an i k il­ kanaście filiżan ek i ta le rz y , m alow anych przez a m a to rk i” h

Ilościow e ubóstw o to dopiero jed n a stro n a naszej w ystaw y. Od biedy m ożna zgrom adzić ty le talerzy , filiżanek, b iu re k , a n a w e t krzeseł, sto ­ łów i tk a n in ozdobnie w y k o n an ych u nas, że zapełniłoby się nim i k ilk a ­ naście salonów . I dopiero ta obfitość ład n ych przedm iotów m iejscow ego w y ro b u przek o n ałab y , że — nie m am y w łasn ej sztuki stosow anej do przem ysłu.

O kazałoby się wów czas, że sp rz ę ty w y k onan e są podług fran cu sk ich i niem ieckich m odeli, że tk a n in y są ozdobione ry su n k a m i w edle obcego w zoru, że talerze, n a w e t z w izeru n k am i Kościuszki, m a ją przecież form ę, k tó ra nie urodziła się u nas, ale gdzie indziej.

Słow em —■ m oglibyśm y n a ta k pom nożonej w y sta w ie znaleźć w szyst­ ko oprócz „w łasnego s ty lu ” .

S ty lu zaś nie stw o rzą choćby n ajbogatsze kolekcje w yrobów zagra­ nicznych a n i w y staw y sztuki, urządzan e choćby co m iesiąc.

Tylko ten rodzaj b adań może n a m dać sztukę o ryginalną. Może po­ m ysł do w yk w in tnego fo te lu [!] znajdzie a rty s ta w sto łk u z p łaską po­ ręczą, grubo w yciosanym w K urow ie. Może będziem y posiadali piękne w y ro b y porcelanow e now ego ty p u, k tó ry pow stał z rozw ażania k ilk u - groszow ych m isek i dzbanków w y palonych w B aranow ie. Może w ejdą w m odę nasze adam aszki, do k tó ry c h w zoru d o starczą szm aty tk an e gdzieś pod Łosicam i.

N im to jed n a k nastąp i, trz e b a poznać owe sp rzęty, odzież i naczynia lu d u z różnych s tro n k ra ju , do czego znow u to ru je drogę p rąd „dem ago­ giczny” rodzący się w W arszaw ie.

J e st to bow iem w ażną a pocieszającą cechą naszego „chłopom aństw a”, że nie poprzestając n a w ygłaszaniu huczn y ch teorii, bierze się ono do b adań. T ak np. „G łos” zapow iada k o n k u rs n a opisanie naszej gm iny pod w zględem „obyczajow ym , gospodarczym i społecznym ” 2. Z d ru g iej zaś

1 Prus przytacza słow a A. S y g i e t y ń s k i e g o (Z wędrów ki. „W ędrowiec” 1886, nr 44). Cytat ten wprowadził także do Kronik i ty godn iow ej publikowanej w „Kurierze W arszawskim ” (14 X I 1886, nr 315; К 9, 259).

2 Zob. W spraw ie konkursu. „Głos” 1886, nr 4. — Wiadomości bieżące. „Kurier W arszawski” 1886, nr 294.

(7)

186 N IE D R U K O W A N E „ K R O N I K I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

s tro n y now y m iesięcznik „W isła” m a zająć się poznaw aniem k ra ju pod w zględem jego geograficznych i etno graficzn ych osobliw ości3.

I t u dopiero okaże się cała bezpodstaw ność a la rm u podniesionego przez k o n serw aty stó w , gdy zobaczym y, ja k p ra c u ją w jed n y m szeregu: księża, w ie jsk a szlach ta i „dem agogow ie”, i jak z ty ch w spólnych usiłow ań urodzi się g ru n to w n a znajom ość naszego społeczeństw a, k tó re j dotychczas nie posiadam y.

T en pow ażny ru c h n aro d o w y w celu poznania i pop raw ien ia rzeczy sw oich nie jest w cale szow inistycznym , nie zżym a się na cyw ilizację. W spółcześnie bow iem na p rzy k ła d zaw iązuje się w W arszaw ie to w a­ rzy stw o śpiew ackie „ L u tn ia ”, k tó reg o pierw ow zorem są niem ieckie Ge-

sa n g verein ’y 4.

P. M aszyński, in ic ja to r „ L u tn i”, m ieć będzie niepospolitą zasługę, jeżeli to w arzystw o śpiew ackie p rzy jm ie się i rozw inie w naszym k raju . Śpiew chóralny, jed en z n ajp ięk n iejszy ch ludzkich w ynalazków , upraw ia się dokoła nas: n a zachodzie w N iem czech, n a w schodzie w Rosji, na północy w Szw ecji, a ty lk o u nas jest nie znany, a raczej zaniedbany. Istn iał on tu p rze d w iekam i, za złotej epoki, ale p o tem zam arł, ja k cała zresztą cyw ilizacja. Ś w ia t poszedł naprzód, m yśm y się cofnęli.

Obok zab aw y m y ślim y i o chlebie; św iadczy o ty m p ro je k t „bazaru dla rzem ieśln ik ó w ”, m ają cy pow stać z in ic ja ty w y T ow arzystw a Popie­ ra n ia P rz e m y s łu s. B azar m a sprow adzać i po m ożliw ie niskiej cenie sprzedaw ać rzem ieślnikom n arzęd zia do pracy. P ośred nio m oże przyczy­ nić się on do rozw oju drob n eg o przem ysłu, sprow adzając ulepszone n a ­ rzędzia i m echanizm y, jak ic h jeszcze nie używ a się u nas.

I w dziedzinie n a u k i objaw ia się pew ien ruch. Świeżo, bo przed k il­ kom a dniam i, ukazała się Psychologia C lark M u rra y a w przekładzie pp. H. W ernica i J. Wł. D a w id a 6.

N a książkę tę zw racam y uw agę czytelników . J e s t ona i potrzebną, bo

3 Projekt w ydaw ania czasopisma geograficzno-etnograficznego „W isła” powstał w kręgu naukowców, publicystów i pisarzy związanych z tygodnikiem „Wędrowiec”. 31 X 1886 odbyło się zebranie, na którym ustalono program pisma i powołano ko­ m isję dla zorganizowania tego w ydaw nictw a. Redaktorem m iał być Adolf D yga­ siński. „W isła” zaczęła wychodzić w kw ietniu 1887 pod redakcją Artura Gruszeckie-^ go. O projekcie utworzenia „W isły” pisał Prus w K r om ce ty godn iow ej w „Kurierze W arszawskim ” (21 X I 1886, nr 322; К 9, 267, 533—534).

4 Tow arzystw o śpiewacze „Lutnia” zostało oficjalnie zatwierdzone 30 X 1886. Pisał o nim Prus w Kronice ty godn iow ej w „Kurierze W arszawskim ” (21 XI 1886, nr 322; К 9, 268—269 , 534).

5 O projekcie bazaru rzem ieślniczego doniósł 30 X 1886 „Kurier W arszawski” (nr 300a, Wiadomości bieżące). Prus wspom niał o bazarze w Kronice tygodnio w ej w „Kurierze W arszawskim ” (6 II 1887, nr 37; К 10, 40).

6 Polskie tłum aczenie Psychologii C. M u r r a y a ukazało się nakładem w yd aw ­ nictw a T. Paprockiego (antedatowane: 1887). O książce tej w spom inał Prus w K r o ­ nice ty g o d n io w ej w „Kurierze W arszawskim ” (14 X I 1886, nr 315; К 9, 260— 261): „Na zakończenie m uszę zrobić w zm iankę o jednej z dwu książek, które

(8)

nie-N I E D R U K O W A nie-N E „ K R O nie-N IK I T Y G O D nie-N IO W E ” P R U S A 187

w y kłada zjaw iska d uszy ludzkiej; je s t też sam a dość niezw ykłym feno­ m enem , gdyż dziedzina filozofii n ależy do n a jb a rd zie j zan iedb any ch u nas. Śm ieszna i sm u tn a rzecz, ale praw dziw a, że w języ ku polskim jest to bodaj czy nie je d y n y k u rs psychologii, liczący a ż 4 5 0 stro nic druku!...

T ak więc obok w iejskiego p rą d u „dem agogicznego” m am y cały szereg fak tó w dowodzących, że życie nasze tę tn i i n a w e t coraz now e p ęd y w y ­ puszcza w ro zm aity ch dziedzinach cyw ilizacyjnej pracy . P rzew ag a do skłonności do podań n a d skłonnością do tw o rzen ia teorii, rów n o u p raw n ie­ nie sztuki, n au k i i p ra k ty k i, nareszcie: czerpanie ze źródeł w iedzy już gotow ych i pew n ych zam iast u g an iania się za w ą tp liw ą oryginalnością, oto cechy naszego czasu.

D latego, chociaż z gó ry i z dołu, na p raw o i n a lew o jest n a m bardzo dolegliw ie, choć atm o sfera w całym św iecie je s t gorzej niż ciężka, choć pop ełniam y w iele błędów , w sum ie jed n a k — nie je st jeszcze najgorzej, a k ied y ś może być i lepiej.

K to nauczył się b o ry k ać z losem i rachow ać n a sam ego siebie, p rze trw a najcięższe w aru n k i.

Bolesław P rus

2

K R O N IK A TYG O D N IO W A

N ow y strzał p. Chorążego w obronie zasady w łasności większej. — Ja chcę ra­ tow ać ludzi, p. Chorąży zasady. — Okrągłe słówko p. A. D. w sprawie Banku Ziem skiego. — Karty na stole. — List p. W ojciechowskiego. — Dwa now e typy w arszaw skich wariatów. — A tm osfera bardzo wojenna. — W łosi pod Saati, a w War­ szaw ie Sarasate.

U derz w stół, nożyce się odezwą. J a przed dw om a tygodniam i m iałem p ry w a tn ą rozm ow ę z m oim kuzy n em W o j t u s i e m a p. C horąży z „Ni­ w y ” — obraził s i ę 2. P. C horąży bow iem sądzi, że aczkolw iek zw ykły W ojtek n ie zasługuje n a w e t n a lepszą straw ę, to przecież ta k i W ojtuś, k tó ry posiada 500 m orgów , a n a nich 85 % długów , tak i W ojtuś należy

dawno w yszły z druku: albo o Psychologii, albo o Kolędzie dla gospodyń na rok 1887 Wahać się niepodobna, skoro pierwsza m ówi o duszy, druga o... kuchni... Do­ nieśm y w ięc o tej drugiej”.

Prus regularnie odnotow yw ał w Kronikach każdy nowy rocznik K o lęd y dla gospodyń w ydaw anej przez Lucynę C w i e r c z a k i e w i c z o w ą , która podobno nadsyłała mu egzem plarz recenzyjny z „załącznikiem ” w postaci butelki likieru lub słoika konfitur czy m arynat (zob. komentarz w: К 8, 468).

1 Kronika tygodniowa. „Kurier W arszawski” 1887, nr 37 z 6 II (K 10, 31—41). 2 C h o r ą ż y [S. G o d l e w s k i ] , S p r a w y bieżące. „Niwa” 1887, s. 316—317. Obszerne fragm enty tego artykułu cytuje Z. Szw eykow ski w komentarzu do nieco późniejszych kronik Prusa o podobnej tem atyce (K 10, 331—332).

(9)

188 N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

w yłącznie do ow czarni

p.

Chorążego i nie może n a w e t rozm aw iać z d e­ m o k raty czn y m i w ilkam i.

K iedy m ój k u z y n W ojtuś, zb an k ru to w aw szy zupełnie, osiądzie n a w arszaw sk im b ru k u i zacznie szukać posady członka jak iej ra d y zarzą­ dzającej albo rzą d c y dom u, u rzę d u d y re k to ra kopaln i albo k o n d u k to ra tram w ajó w , w ów czas p. C horąży p rze stan ie się n im zajm ow ać. P . Cho­ rą ż y nie p om yśli w te d y ani o b iu rze dla szukającego p ra c y W ojtusia, ani o szp italu dla chorego W ojtusia, an i o szkołach fachow ych dla dzieci W ojtusia, ani n a w e t o pow rozie, n a k tó ry m b iedn y i opuszczony W ojtuś m ógłby się powiesić. W o jtu ś bow iem o ty le istn ieje dla p. Chorążego, 0 ile posiada 500 m orgów ziem i i płaci k a ry za opóźnianie się z ra ta m i w T ow jarzystw ie] K redfytow ym ] Ziem skim . Lecz g dy raz W o jtu ś straci pozycję w księdze dłużników te j szanow nej in sty tu c ji, wów czas p. Cho­ rą ż y odw róci się do niego... kołnierzem , jako do isto ty , k tó ra ju ż uległa „w pływ om lib e raln e j e ty k i i pozbyła się cnót tra d y c y jn y c h ” .

N ajw ięcej oburzył się p. C ho rąży nie n a to, że W o jtu ś za długo sypia 1 za często tań cu je, b ro ń Boże. K o n serw aty w n e serce p. Chorążego bo­ leśnie u k łu ł frazes, że: naszy m dzisiejszym klęskom m niej w in n i są ludzie aniżeli z a s a d a w ł a s n o ś c i w i ę k s z e j , k tó ra „uczy z b y tk u i zo­ b o jętn ie n ia dla k r a ju ”.

— W szystko to nie m a sensu! — k o n k lu d u je p. C horąży, zapom niaw ­ szy dodać, że posiada sw oją w ła sn ą m iarę sensu.

N ie chcę spierać się o frazes, w ięc go w yjaśn ię. „Z asadą w iększej w łasności” nazyw am (może nieściśle) sum ę p rzekonań, jak ą posiadam y o w łasności w iększej i ja k ą sam i o sobie posiadają w łaściciele w ięksi. G dy m i w ięc k to ś m ówi, że „bez w łasności w iększej n ie będzie n a ro d u ”, albo że: „w łaściciel w iększy jest jed y n y m naczyniem narodow ego ducha, ośw iaty, d o b ry ch obyczajów i w ogóle n ajp rz ed n ie jsz y m stw orzeniem boskim ” — to zdania podobne nazyw ać będę zasadą czy w yznaniem w ia ry w łasności w iększej, albo szlachetczyzny.

Czy i s t n i e j e u n as tak ie w yznanie w iary? n iech n a to odpow ie­ dzą [!] szesnaście tom ów ró w n y c h 292 zeszytom dw u ty g o d n ik a „N iw y” . A że nie spostrzegł ich p. C horąży, śpiew ający w ty m w łaśnie kościółku sw oje różańce — nie m oja w ina.

Pow iedziałem , że zasada w łasności w iększej: 1-mo, uczy zbytku,

2-do, zobojętnia d la k r a ju i — zdan ia tego dow iodę ja k najk ró cej.

Bo n ap rzó d proszę m i pow iedzieć, k tó re to pism a, jeżeli nie pośw ię­ cone in tereso m w łasności w iększej („N iw a”, „Słow o”, „K ronik a Ro­ d z in n a ”, „G azeta R olnicza”), dowodzą, że: ru in a te j w łasności dałaby się opóźnić, a może i p ow strzym ać, za pom ocą oszczędności n a osobiste w y d a tk i w łaścicieli? S k ą d p o w stały długi ciążące dziś n a dużych m a ją t­ kach, jeżeli nie ze zbytk u ? K to w reszcie zaprzeczył cyfrom p. M.

(10)

Do-N I E D R U K O W A Do-N E „ K R O Do-N IK I T Y G O D Do-N IO W E ” P R U S A 189

brskiego, że: zm niejszenie w y d atk ó w zb y tk ow ny ch w y rów nałoby niedo­ b o ry pochodzące z u p a d k u cen zboża? 3

J e s t więc zb y te k ty m rak iem , k tó ry toczy w łasność w iększą i u łatw ia przechodzenie ziem i w obce ręce. C horobie te j ulega nie tylk o W ojtuś i Oleś, ale tak że Stefcio i M ściś4; ogarnia ona nie jednostki, a le całą klasę w łaścicieli w iększych, ich rodziny, zn ajom ych i przyjaciół, a n a ­ w e t tę „now ą” a ry sto k ra c ję , k tó ra u siłu jąc w kupić, się do szeregów „sta­ r e j ”, osiąga to za cenę zbytku.

A po w tó re — co do zobojętnienia dla k r a ju — k tóż to sprow adzał kolonistów i o ficjalistów z Niemiec, dżokejów z A nglii, a bony z F ran cji? K to w dom u i w salonie zaszczepił francuszczyznę? K to zgubił k rajo w e ra s y bydła, zapaskudzając o bory i sta jn ie obcym i, nie przystosow anym i odm ianam i?

K to w reszcie w P oznańskiem w ciągu p a ru m iesiącach [!] sprzedał 11 700 h e k ta ró w ziem i, podczas gdy chłopi sprzedali 111 h e k ta r ó w ? 5

N ie sąż to (nie licząc innych) dow ody zobojętnienia dla k raju ?

P. C horąży u trz y m u je , że podobnym fak to m nie je s t w in n a „zasada”, ty lk o „ludzie” . Dlaczegóż je d n a k ci sam i ludzie, o d erw an i od „dw orskich obszarów ” i osiedleni w m ieście, s ta ją się adw okatam i, lekarzam i, in ży ­ nieram i, k tó rz y p rzeciętn ie b io rąc m niej z b y tk u ją , a w ięcej p racu ją, m niej m ają pychy, a w ięcej n au k i, m niej fałszy w ych p rete n sji, a w ięcej w a r­ tości użytecznej aniżeli ich b racia — w łaściciele w ięksi?

W ogóle ta je s t różnica m iędzy nam i, postępow ą dem okracją, a w am i, k o n se rw aty w n ą szlachetczyzną, że n a p rzy k ła d w y, obdarzyw szy m ia­ n e m „zdrajcó w ” p. M ycielskiego, K w ileckiego, Ł yskow skiego itd., k tó rzy sp rzed ali ziem ię N ie m c o m 6, sądzicie, żeście ju ż zapobiegli ty m dalszym „zdradom ” ; m y zaś, n ie „ p ię tn u ją c ” jednostek, chcem y obalić złą zasadę.

Ludzie, n a w e t błądzący, niech sobie żyją; może kiedyś co w yrośnie z n aszych W ojtusiów . A le system trz e b a zm ienić, bo on w łaśnie p suje W ojtusiów i gubi społeczeństw o.

3 Cyfry z pracy M. D o b r s k i e g o cytow ał Prus w Kronice tygodniow ej druko­ w anej w „Kurierze W arszawskim ” (20 VI 1886, nr 168; К 9, 164): „Nagle w ystęp uje p. Dobrski i w ykazuje, że rodziny gospodarujące na 25 do 60 włókach wydają dziś na w łasn e w ygody około 4000 rs. rocznie, a przy oszczędności m ogłyby w ydaw ać 2710 rs., czyli o 33°/o m niej”. Praca Dobrskiego została wyróżniona na konkursie „Gazety R olniczej” i opublikowana w zbiorowej książce Jak prow adzić gospodar­ stwa? (Warszawa 1886).

4 Stefcio i Mściś — to najprawdopodobniej redaktorzy „N iw y”: Stefan G o d ­ l e w s k i (pseud. Chorąży, a w ięc autor artykułu, z którym Prus polem izuje) i M ścisław G o d l e w s k i .

5 Cyfry te przytacza Prus w „rozmowie” z W ojtusiem w kronice o dwa tygodnie w cześniejszej (K 10, 37).

6 Bardzo ostrą k rytykę ziem ian w ielkopolskich sprzedających swoje m ajątki Niem com zawiera felieton C h o r ą ż e g o pt. S p r a w y bieżące („Niwa” 1886, s. 220—

(11)

190 N I E D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

W ty m sam ym zeszycie „N iw y” p. A. D. zrobił n a stę p n y dopisek do w yw odów p. Chorążego:

„ Jeżeli je d n a k p. Bolesław P r u s koniecznie p rag n ie rozb ijan ia w ięk­ szych m ajątk ó w n a sam e m niejsze, to dlaczego ta k n am ię tn ie w y stępo ­ w ał przeciw B ankow i Z iem skiem u w P o znaniu, k tó ry p arcelację czy też likw idację w iększych m ają tk ó w p o staw ił n a p ierw szy m plan ie działal­ ności sw o jej?” 7

„Z nam te n głos!...” — ja k m ów i k tó ra ś z osób słu ch ający ch k o n certu Ja n k ie la w P anu T adeu szu 8.

{W odpowiedzi p rzy p o m in am p. A. D., że w p raw d zie „w ystępow ałem n a m ię tn ie ” , lecz nie „p rzeciw ”, ale z a p a rc e la c ją w P o z n a ń sk ie m 9. I jeżeli dziś sp raw a p arcelacji zary so w u je się w p ro g ra m ac h założycieli B an k u Ziem skiego nieco w y ra ź n ie j, a m niej w stydliw ie, to może jest w ty m i tro ch ę zasługi m oich „n a m iętn y c h w y stą p ie ń ” .

D alszy ciąg chciałbym zamilczeć. W yw abiony je d n a k przez p. A. D. ośw iadczam , że B an k u Ziem skiego n ie p o pieram obecnie z pow odów n a ­ stępn ych :

1. Poniew aż jego założyciele, zresztą ludzie może n ajzacn iejsi i n a j­ lepszej woli, nie zdają się posiadać jasnego p ro g ram u . B ył czas, że chcieli (o iłem to słyszał) p arcelacji, potem chcieli rato w ać w łasność większą, a dziś chcą czegoś pośredniego. O statn ia ich odezwa, bardzo se n ty m e n ta ln a , trz y m a się w dziedzinie ogólników i zdradza zarów no b ra k pew nego rz u tu oka n a sy tu ację, jak i b ra k siln ej rę k i do rozw iąza­ nia jej.

2. O ile nasze g azety d ru k o w ały p ro g ram czynności B anku, w idać, że p a rcelacja stoi w n im nie n a pierw szym , ale n a trzecim p l a n i e 10. P ierw sze zaś d w a p u n k ta dotyczą u trz y m an ia w łasności w iększej. Co gorzej, nie wiadom o: ja k będzie urządzoną owa p a rcelacja i czy chłop, kupiw szy p arcelę zb y t drogo, nie stan ie się niew olnikiem o drab iający m cudze długi, zam iast pracow ać n a d ulepszeniem w łasnego b y tu.

3. Rzecz najd ziw n iejsza, że spółka ekonom iczna, zam iast operow ać ty m i fund u szam i, jak ie się zn ajd ą w granicach przez n ie nak reślo ny ch ,

7 Dopisek sygnow any A. D. znajduje się tuż za tekstem felietonu Chorążego („Niwa” 1887, s. 324). Prus cytuje ostatnie zdania tej w ypowiedzi. Jest bardzo prawdopodobne, że ten w łaśn ie dopisek m iał Prus na m yśli, w spom inając w rok później, że „Niwa” zaczepiła go „dosyć dwuznacznie” (K 11, 66).

8 N astępujący dalej tekst, ujęty w nawias { } , został (jak w spom nieliśm y w e w prowadzeniu) w ykreślony przez redakcję „Kuriera W arszawskiego”.

9 Zob. К 9, 189— 190, 251—252, 325—330.

10 Zob. na ten temat: J. K [ir s z r o t] - P[r a w n i с к i], Bank Ziem ski w Pozna­ niu, „Kurier W arszawski” 1887, nr 25: „Zakres działania Banku Ziem skiego jest n a­ stępujący:

1) pośredniczenie w zaciąganiu pożyczek hipotecznych; 2) regulow anie hipoteki;

(12)

N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 191

każe sobie składać 3 m iliony m arek, z góry nie sto suje sw oich zam iarów do środków , ale „m ierzy siły n a z a m iary ”, ale nie w iem y, czy B ank p o trafi dobrze obracać półm ilionem m arek , a n am odpow iadają, że bez 3 m ilionów n ie zaczniem y!... Gdzie tu je s t rach o w an ie się z rzeczy­ w istością? W co obróci się p ro g ram B ank u i zapał członków zarządu, je ­ żeli sum y tej nie otrzy m ają?

Oto są racje, d la k tó ry c h nie odzyw ałem się o nowo zaw iązanym B an k u Ziem skim . I dopiero fig larn e p y ta n ie p. A. D. zm usiło m nie do w yjaśnień . Nie mogę staw ać pod sz ta n d a re m ludzi, k tó rz y nie m ówią jasno, czego chcą — nie o k azują w ia ry w to, czego chcą — nie sto sują się do środków — nie posiadają an i ślad u te j energii, co poryw a m asy i tw orzy środki z niczego.

Nie dla pow iększania goryczy nieszczęśliw ych b raci naszych, ale dla ośw ietlenia sy tu a c ji przytoczę jeszcze w k w estii poznańskiej w y ją tk i z pew nego ch arak te ry sty c z n e g o listu.

P isał go p. F r. W ojciechow ski, em ig ran t, dziś kupiec w C h ris tia n ii11. P a n W., poznaw szy życie ubogiej, ale dzielnej N orw egii i nasiąknąw szy tam tejszy m i poglądam i, zw iedzał w ro k u zeszłym Poznańskie, baw ił tam

12 m iesięcy i oto, co zobaczył:

„Chcąc rato w ać ojczystą ziemię, trz e b a chw ycić się środków ra d y ­ k alnych, a przede w szystkim — w yleczyć polskie społeczeństw o z n ie­ dołęstw a, w ad i nałogów , k tó re czynią człow ieka niezdolnym do pracy i m yśli. Słow em , trz e b a z korzeniem w y tęp ić p ijań stw o , k tó re z pokolenia n a pokolenie u p raw ian e, z a tru ło krew , zab ija ciało i d ucha!”

„K n ajp a i zalew anie ro zu m u tru n k ie m je s t przyczy ną w szystkich k lęsk w Poznańskiem . P rzechodzenie ziem i w obce ręce po najw iększej części przypisać n ależy te j sam ej przyczynie. I m ógłbym w skazać całą lita n ię osób, k tó re k ied y ś odziedziczywszy m a ją te k n a w si lub w mieście, po rodzicach lub przez ożenek, w k ró tk im czasie tak o w y stra c iły przez m arn o traw stw o , szulerkę, rozp u stę i zalew anie sobie głow y” .

„T ow arzystw o X... nie p rzy sp arza k rajo w i dzielnych obyw ateli, ale p ijakó w i niedołęgów . Oni to u p raw ia ją sztukę p ija ń stw a n a u k o w o , roznosząc po całym k r a ju najgorsze z ia rn a ” 12.

11 Franciszek W o j c i e c h o w s k i (ok. 1839— 1891), uczestnik powstania stycz­ niowego, później zam ieszkały w Norwegii, był gorliw ym szerm ierzem walki z alkoho­ lizm em i jednym z inicjatorów tow arzystw abstynenckich w W ielkopolsce (zob. „Kurier Poznański” 1891, nr 77). Prus w ykorzystał fragm enty listu W ojciechowskiego w 2 późniejszych kronikach („Kurier W arszawski” 1887, nr 93; „Kurier Codzienny” 1888, nr 64; К 10, 94; К 11, 67—68). Druga z nich w yw ołała ostrą replikę „Kuriera Poznańskiego”, który w nrze 56 (z 8 III 1888) zam ieścił artykuł Z ły humor p. Bo­ lesława Prusa.

12 N ie wiadomo dokładnie, o jakiej organizacji tu mowa. B yć może chodzi o sty­ pendystów Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola M arcinkowskiego w Pozna­ niu. W żadnym sprawozdaniu Tow arzystwa nie znaleziono w zm ianki na ten temat. P ew n e sugestie w tej m aterii m ogą jednak nasuwać uw agi zaw arte w publikacji

(13)

192 N I E D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

„Z akłady, przed sięb io rstw a i spółki pieniężne prow adzone są od sied­ m iu boleści, co p rzy zn ał sam ks. opiekun spółek zarobkow ych 13 n a po­ sied zen iu zeszłego la ta w P o znaniu. Spółki te nie m ogą się rozw inąć, bo ich d y re k to rz y i zastępcy w ięcej z a jm u ją się b u te lk ą aniżeli in teresam i. K ółka w łościańskie, to w a rz y stw a przem ysłow e, handlow e itp., w szystko to b rzm i w dzięcznie dla ucha, ale p o żytk u nie przynosi żadnego, bo za­ lew anie głow y p rzy każdej sposobności p a ra liż u je i niszczy n ajlep sze chę­ ci, N arad y , odczyty i zeb ran ia tam te jszy c h to w arzy stw od b yw ają się zw ykle w kn ajp ie, n a p rzy k ła d w P o zn an iu w k n a jp ie K . 14, k tó re j w łaś­ ciciel sam je st doskonałym trę b a cz e m ”.

„Pom im o że zakłady p ieniężn e w te j p row in cji od 25 la t istn ieją, nie w y d a ły przecież a n i jed neg o choćby m iernego finan sisty. Pochodzi to stąd , że m łodzież p rac u jąc a w n ic h o czynności b ank ów w cale się nie troszczy, ale całą uw agę zw raca n a k n a jp ę . Gdzie ru szy ć się, k n a jp a i kie­ liszek ro b ią sp u sto szen ia”.

N iew ątp liw ie obraz społeczeństw a poznańskiego odm alow any jest przez p. W. zb y t czarno. P iją przecież N iem cy, A nglicy, F ran cu zi i n a w e t Szwedzi, nie m ów iąc ju ż o n as Słow ianach, a m im o to nie giną. Z resztą p ija ń stw o w P oznańskiem , jeżeli aż zw róciło uw agę p. W ojciechow skiego, je s t raczej sk u tk iem fa ta ln y c h w a ru n k ó w polity czn ych i społecznych i pow szechnej ap a tii aniżeli ich przyczyną.

B ądź co bądź, w ty m arcy p esy m isty czn y m liście a u to ra (k tó ry zdaje się być członkiem angielskich sto w arzyszeń w strzęm ięźliw ości) z n a jd u ją się cenne uw agi.

P rz ed e w szystkim rad z i p. W. d la rato w a n ia ziem i założyć „spółkę z k a p ita łe m — n a początek — 500 000 m arek. Z k a p ita łe m tak im , przy pom ocy m iejscow ego b an k u , spółka m ogłaby kupow ać po p a rę w iosek rocznie, dzielić je zaraz n a osady i sprzedaw ać m iejscow ej ludności. S p ra ­ w y spółki w in n y być prow adzone p rzez 3 członków czynnych (praw nika,

Pogląd, na pięćdziesięcioletnią działalność T o w a rz y stw a Pomocy N au kow ej imienia Karola Marcinkowskiego w mieście Poznaniu (Poznań 1891, s. 41):

„Lubo zachow yw anie się wspieranej m łodzieży pod w zględem obyczajowości i pilności w ogóle przez w szystk ie lata odpowiadało słusznym wym aganiom , zw łasz­ cza iż nienaganność jego była zawsze głów nym warunkiem uzyskania i zachowania pomocy, chociaż bardzo rzadko kiedy odezwał się w publiczności z tego powodu jakiś głos niem iły przeciw stypendystom , zdarzyło się jednak, iż zaniepokojoną zo­ stała D yrekcja 1884 r. w ieściam i, które ją z jednego z m iast uniw ersyteckich doszły. B yły one niezupełnie z praw dą zgodne, spowodow ały w szakże Dyrekcją do ob­

ostrzenia regulam inu [...]. Przyznać trzeba, że i dawniej już na w alnych zebraniach utyskiw ano kilka razy i Dyrekcja napom nień nie szczędziła uczniom uniw ersytetów i fachow ych zakładów, widząc, jak dość znaczny procent m iędzy nimi przy końcu nauk sw oich opóźnia się z egzam inem , w cale go nie składa lub przynajm niej o w y ­ padku usiłow ań nie donosi i nieraz bez znaku znika z w idnokręgu”.

13 Patronem Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych W ielkiego Księstwa Poznańskiego był w latach 1872—1891 ksiądz A ugustyn S z a m a r z e w s k i .

(14)

N I E D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 193

ro ln ik a i kupca) pod k o n tro lą rad y nadzorczej z 6 osób. Członkowie za­ rządu i ra d y nie pow inni pobierać płacy stałej, ty lk o w ynagrodzenie od każdego in teresu , w sto su n k u o ile okazałby się on p rak ty c zn y m ”.

N aw iasow o mówiąc, spółek tak ich m ożna by zaw iązać kilka i k to wie, czy nie oddziałałyby one zręczniej aniżeli jed en d uży bank.

N ajciekaw szy jest n a stę p n y rac h u n e k p. W ojciechow skiego.

„Z w iedziłem m iasta: Poznań, Środę, P le s z e w 15, Buk, O strów i, ze­ braw szy w ykazy, przk o nałem się, że w m iejscow ościach tych (przew aż­ nie przez polską ludność zam ieszkałych) na każde 150 m iesżkańców p rz y ­ p ad a jed n a k n a jp a ” . (W K ról[estw ie] Polskjim ] 1 szynk p rzyp ada n a 509 m ieszkańców , choć zresztą różnica pow yższych c y fr niczego nie objaśnia.)

„Zrobiłem też rach u n ek , dowodzący, że ludność polska w P ru sac h p rze p ija na ro k przeszło 62 m iliony m arek, to jest sum ę m ało co m niejszą od 100 m ilionów m are k jednorazow o w y d an ych przez rząd n a w ykup ienie ziem i z rą k polskich” 16.

W niosek jasny. „Z aprow adzenie ogólnej w strzem ięźliw ości w ciągu d w u la t przew yższyłoby kolonizacyjny fundusz rządow y, a po lata ch 10 zm ieniłoby do g ru n tu społeczeństw o nie tylk o pod w zględem ekonom icz­ nym , ale fizjologicznym , um ysłow ym i m o ra ln y m ” .

Nie sądzę w praw dzie, ażeby, jak i tw ierd zi p. W., społeczeństw o pol­ skie w Poznańskiem by ło „ro zp ite”, niem niej zdaje się, że a u to r w skazał olbrzym ie źródło oszczędności i że ograniczenie konsum pcji tru n k ó w (i tytoniu) należy do ty c h reform , k tó re w każdym k r a ju b y ły b y jak najm ocniej pożądane.

N a zakończenie rzecz kom iczna. Oto — żaden d zien nik poznański nie chciał drukow ać listu apostoła w strzem ięźliw ości, pozbaw iając ty m sposo­ bem głosu obyw atela, k tó ry może p a trz y za czarno, ale czuje gorąco i przecież chce, ażeby było ja k nalepiej!... D ziw na w stydliw ość w pis­ m ach, k tó re nie ro b ią sobie sk ru p u łu z w ydaw aniem p a te n tó w n a „nie- p a trio ty z m ” i „zdradę k r a ju ” .}

Bądźm y jed nak pobłażliw i, gdyż i w W arszaw ie nie p opłacają orygi­ n aln e poglądy. A chociaż tru d n ie j zostać „ z d ra jc ą ” u nas aniżeli w K ra ­ kow ie lub w Poznaniu, za to nie potrzeb a długo pracow ać n a ty tu ł „w a­ r ia ta ” .

C h arak tery sty czn e są dw ie w arszaw skie diagnozy obłędu.

O fiarą pierw szej p adła jak a ś panna, k tó ra „nie ty lko w łożyła n a sie­ bie dolną część m ęskiej garderoby, ale jeszcze u b ra ła się w płaszcz hisz­ pański i czapkę z p ió rk iem ”. Sąsiedzi straszn ej n o w a to rk i w ezw ali na pomoc policji i ostatecznie zm usili ją do zdjęcia czapki z piórkiem , o „dolnym ” bow iem u b ra n iu m ilczy fam a. N iezadow olenie zaś publiczne z podobnej h erezji było ta k silne, że aż gazety m usiały wziąć nieszczęsną

15 W szpaltach korektowych błędnie wydrukowano: Pleszno.

Te obliczenia W ojciechowskiego zacytował też Prus w Kronice tygodnio w ej opublikowanej w „Kurierze Codziennym” (1888, nr 64; К 11, 67—68).

(15)

194 n i e D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

w opiekę i prosić dla n iej o pobłażanie jako dla „osoby d o tk n iętej lekkim o błędem ” 17.

W L iw erpoolu istn ie je stra ż ogniowa żeńska, k tó ra nie ty lk o nosi „d o ln e” u b ran ia, ale n a d to biega do pożarów i jeszcze „odznacza się p rzy ­ tom nością i odw agą” 18. Jeżeli u nas płaszczyk hiszpański i czapka z p ió r­ kiem jed n a kobiecie ty tu ł „ d o tk n iętej lekkim obłędem ”, to ju ż okazanie „odw agi i przyto m no ści” p rzy gaszeniu ognia w y jed n ało b y am atorkom chyb a — lokal u J a n a Bożego 19.

D ru g im ty p em w a ria ta jest „człow iek sk ądin ąd rozsądny, k tó ry u rzą ­ dził sobie... p ry w a tn e lab o ra to riu m ” . Rodzina zatrw ożona o m ają te k „rozpoczęła k ro ki w celu ubezw łasnow olnienia szaleń ca” (skądinąd roz­ sądnego człow ieka), zarzucając m u w praw d zie nie to, że nosi „dolne u b ra n ie ”, ale że p o szukuje filozoficznego kam ienia... 20

M ożna więc nie k rzyw dzić i nie niepokoić ludzi, m ożna być „skądinąd ro zsąd n y m ”, a m im o to dostać się do szpitala w ariatów , jeżeli ktoś:

l-o , m a m ajątek , 2-o, urządza w łasne lab o rato riu m i 3-o, m a rodzinę n ie

g u stu ją c ą w poszukiw aniach k am ien ia filozoficznego. Tym czasem cała dzisiejsza chem ia urodziła się z poszukiw ań kam ien ia filozoficznego, a „sk ądin ąd ro zsąd n y ” W. Crookes nie w stydzi się m ieć odczytu o w spól­ n y m pochodzeniu p ierw iastk ó w c h e m ic z n y c h 21, co p raw ie odpow iada... kam ieniow i filozoficznem u.

C iekaw a kw estia, czy W. Crookes zdążyłby u nas w ypow iedzieć po­ dobny odczyt, posiadając nb. tro sk liw ą rodzinę? Z daje się, że ty lko za­ cząłby w yk ładać w m ieście, ale skończyłby go n a g ran icy m ia sta i w to ­ w arzy stw ie p an ien k i k o m p ro m itu jącej się „dolnym u b ra n ie m ”.

P oniew aż liczba w a ria tó w i bez tego je s t w ielka, dla niem nożenia w ięc jej postanow iłbym dw a w nioski:

A żeby pozw olili bliźnim naszym u bierać się, ja k chcą, n a w e t w hisz­ p ań sk ie płaszcze.

A żeby w olno było „skąd inąd ro zsąd n y m ” m ieszkańcom m iasta u rzą ­ dzać w łasne lab o ra to ria chem iczne.

T akie m ałe żądania, a ta k zbaw iennie m ogłyby w pły n ąć n a rozw ój chem ii i — sztu k i kraw ieckiej!...

W polityce czuć p ro ch coraz m ocniej.

F ra n c ja w p ro w ad za n o w y m a te ria ł w y buchow y bez d y m u i „bez

17 Zob. Wiadom ości bieżące. „Kurier W arszawski” 1887, nr 37. 18 Zob. Ze świata. „Kurier W arszaw ski” 1887, nr 29.

15 Szpital Sw. Jana Bożego dla obłąkanych mężczyzn w W arszawie przy ulicy Bonifraterskiej 12.

20 Zob. Wiadomości bieżące. „Kurier W arszawski” 1887, nr 42.

21 Prus poznał tek st odczytu W illiama Crookesa prawdopodobnie ze streszczenia polskiego. Zob. H. S i l b e r s t e i n , Geneza p ie rw iastków chemicznych. Streszczenie m o w y wygłoszon ej przez W. Crookesa w sekcji chem icznej ostatniego Z ja zd u British Association w Birmingham. „W szechświat” 1887, nr 6—8.

(16)

N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 195

h u k u ” 22, A u stria tarcze (!) n a kołach, k tó re m ają toczyć się przed w oj­ skiem , a uzbrojone od stóp do głów N iem cy w y silają się ju ż ty lk o na uw ieńczenie m ilitarn eg o gm achu n a sep ten na t 23.

(W tej sp raw ie z ab rał głos n aw et Ojciec ś w .24, co w yw ołało n iejakie w ątpliw ości w sercach pobożnych. Poniew aż należę do nich, zw róciłem się w ięc o poradę do m ego spow iednika:

— Racz m nie objaśnić, ojcze duchow ny — sp y ta łe m — czy Jego Św iątobliw ość, głosując za pow iększeniem arm ii niem ieckiej, nie obudzi zaniepokojenia w chrześcijań sk im świecie. W ew angelii bow iem je s t w yraźn ie pow iedziane: „schow aj m iecz tw ój do pochw y...”

— Tak, duszo pobożna. A le w poprzednim w ierszu te j sam ej ew an­ gelii czy tam y słowa: „dobył miecz sw ój i uciął M alchusow i ucho” 25.} J u ż to d uch w ojskow y budzi się na P ółw yspie A penińskim , ale bodaj czy nie n ajśw ie tn ie jsz y m jego objaw em jest — klęska arm ii w łoskiej w A fryce pod Saati.

W ojsko w łoskie, słusznie czy niesłusznie, było dotychczas tra k to w a n e n a d e r lekko. W ro k u 1859 N apoleon III zaw arł pokój z A u strią, nie

22 Być może chodzi tu o jedną z dwu substancji w ybuchow ych odkrytych w ów ­ czas przez chem ików francuskich: m elinit lub roburyt. Zob. Ze św iata. „Kurier War­ szaw ski” 1887, nr 15. — Z obcego świata. „Kurier Codzienny” 1887, nr 35.

23 Rząd pruski w niósł do parlam entu w niosek o uchw alenie ustaw y określającej liczebność armii na okres siedm ioletni (septennat). Na tym tle doszło do polemiki m iędzy Bism arckiem a opozycyjną grupą posłów.

24 Rząd Rzeszy N iem ieckiej od m omentu zjednoczenia N iem iec prowadził poli­ tykę antykościelną, wprowadzając szereg ustaw ograniczających prawa Kościoła rzym skokatolickiego. N ajw ażniejsze z nich, a jednocześnie najdotkliw sze w skutkach dla katolików, były tzw. ustaw y m ajowe, uchw alane w trzech seriach w maju 1873, 1874 i 1875. Polityka ta w yw ołała silny opór społeczeństw a katolickiego, które w każdych wyborach do parlam entu w znacznej w iększości oddawało głosy na kan­ dydatów opozycyjnej partii Centrum. W atykan jednak dążył do kompromisu z Niem cam i w przekonaniu, że u łatw i to działalność Kościoła. I tak w okresie d e­ baty parlam entarnej nad rządowym projektem septennatu papieski sekretarz stanu, kardynał Jacobini, skierow ał do nuncjusza w Monachium, di Pietro, dwa pisma (3 I i 21 I 1887), których streszczenie podała prasa polska (zob. np. Telegramy. „Kurier W arszawski” 1887, nr 40: „Wobec nastąpić m ającej niebaw em rew izji ustaw m ajowych [...] jest życzeniem papieża, aby Centrum w szelkim i sposobami popierało w niesiony do parlam entu projekt siedm iolecia, ponieważ rząd do przyjęcia tego prawa przykłada najw yższą w agę”).

W drugim liście, ogłoszonym przez prasę wcześniej niż pierwszy (zob. jw., nr 37), kardynał Jacobini stw ierdza: „Nie ulega wątpliwości, że sprawa rew izji u staw ma­ jowych posuniętą by została znacznie naprzód, gdyby rząd uznał się zadowolonym z głosow ania Centrum w spraw ie septennatu. [...] Ojciec św., udzielając rad swoich w przedmiocie septennatu, pragnął nową zdobyć sposobność do w yrządzenia przy­ jemności cesarzowi niem ieckiem u i ks. Bismarckowi. Oprócz tego Stolica Apostolska, ze stanow iska w łasnych interesów, nie może zaniechać kroku, przez który zdoła przejednać dla sw ojej sprawy potężne państw o niem ieckie”.

25 Zob. Ewangelia św . Jana, rozdz. 18, w . 10. W szpaltach korektowych błędnie wydrukowano: M altusowi.

(17)

196 N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

p y tają c o zdanie swego sprzym ierzeńca, W iktora E m an u ela 26. W r. 1866 zw ycięska n a lądzie i m orzu A u stria oddała W enecję nie W łochom, k tórzy o nią w alczyli, lecz N apoleonow i I I I 27. Od ty c h też m niej w ięcej czasów u sta liła się opinia, że n ajw ażn iejszą częścią a rm ii w łoskiej są ładn e m u n ­ d u ry i piękna m uzyka. Publiczność, nie w tajem n iczon a w zakulisow e ćw iczenia w ojsk, po dziś dzień w y o brażała sobie, że W łosi p o tra fią tylko rejtero w ać.

Lecz oto zd arzył się fa k t n a d e r rza d k i w histo rii. K ilk a kom panii w łoskich żołnierzy o k u p u jący ch M assaw ę zaatakow ał ko rpu s abisyński liczący 22 tysiące w ojska. Bez w zględu n a ta k stra szn ą nierów ność sił W łosi p rzy jęli bitw ę i w p raw d zie p rzeg rali ją, ale — zginęli wszyscy, an i n a k ro k nie u stę p u ją c z szeregu.

K ied y w tej ja tc e zostało już ty lk o 12 ludzi z w y strz e lan y m i nabojam i, ran io n y pułk ow n ik C h risto p h o r odezw ał się do nich:

— Tu m usicie zginąć. S p rezen tu jcie b ro ń na cześć poległych to w arzy ­ szów i um ierajcie w y m aw iając im ię ojczyzny.

Zrobili, ja k kazał, i p a d li obok in n y ch 28. Na w zgórzu zbroczonym ich k rw ią W łochy m ają p raw o ustaw ić lw a term opilskiego z ty m dziejow ym napisem : „P rzechodniu, pow iedz Italii, żeśm y w ie rn i jej rozkazom , tu ta j polegli” 29. B o h atersk a i p ełn a poezji p rzeg ran a ich w iększą chw ałą otoczy arm ię w łoską aniżeli zdum iew ające zw ycięstw a Niemców.

M niej w ięcej w ty m sam ym czasie zajaśniał w W iedniu bal p o ls k i30, a w W arszaw ie S arasate 31. M dły jego sm yczek obudził w nas nieopisany zapał, k tó ry szanow na a u to rk a 365 obiadôiv fo rm u łu je w sposób n a ­ stęp u jący :

„Nie czułam organizm u fizycznego, nie w idziałam św iata, nie pojm o­

26 Mowa o pokoju m iędzy Austrią a Francją zawartym w Villafranca 12 VII 1859.

27 Po przegranej w ojnie z Austrią w lecie 1866 Włosi zażądali dla siebie W e­ necji oraz Trydentu i Triestu, zam ieszkałych w w iększości przez ludność włoską, a pozostających pod panowaniem austriackim. Austria jednak oddała W enecję N a­ poleonowi III, dzięki którem u na mocy pokoju w W iedniu (3 X 1866) otrzymali ją Włosi.

23 W łosi już w r. 1885 zajęli w ażny port Massawa w Erytrei i zaczęli rozszerzać sw e posiadłości w tym rejonie. W dniu 25 I 1887 Abisyńczycy zaatakowali obóz w łoski pod Saati. Walka, zakończona śm iercią wszystkich żołnierzy włoskich, trwała niem al przez dwa dni. Wiadomości o tej b itw ie docierały do prasy polskiej z opóź­ nieniem . Prus korzystał niew ątpliw ie z najobszerniejszej relacji Katastrofa włoska („Kurier W arszaw ski” 1887, nr 48 z 17 II).

29 Parafraza epigramatu S y m o n i d e s a z K e o s .

30 Tradycyjny bal polski odbył się w w ielkiej sali M usikverein w Wiedniu, 14 II 1887, z udziałem następcy tronu — arcyksięcia Rudolfa, przedstaw icieli dyplo­ m acji i sfer arystokratycznych różnych narodowości. Zob. S., Z wiedeńskiego k a r­ nawału. „Kurier W arszawski” 1887, nr 47.

31 Pablo S a r a s a t e w ystępow ał w W arszawie 6 i 10 II w salach redutowych oraz 14 II 1887 w Teatrze W ielkim.

(18)

N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A 197

w ałam życia zwykłego... Bez krw i, bez ciała, u la tu ją c duchem w duchow e k ra in y w idziałam ty lk o św iat m iłości, a wokoło grono cherubinów śpie­ w ało m iłości pieśń. P o rw a n a ty m szałem i ja kochałam w objęcia [!] tej miłości, co m i ciągle n iep rz erw an e obiecyw ała rozkosze, nie zbrudzone żadnym życia m aterialn eg o oddechem !... K to jeszcze nie kochał, te n po elek try czn y m dotkn ięciu się sm yczka S arasatego przeczuje, że jest jeszcze coś w życiu, czego nie zna... Ten pójdzie szukać jed y n ej p raw d y życia, miłości, bo m u a rty s ta pow iedział: kochaj!...” 32

Takie to m elodie w yg ry w a S a rasa te n a w arszaw skich nerw ach.

Bolesław P rus

3

K R O N IK A TYGODNIOW A

Zgodnie z udzielonym i w skazów kam i znalazłem p. de R ogueforte w cukierni, obłożonego pism am i w e w szystkich eu ro pejsk ich dzienni­ kach [!]. P rzed staw iłem m u się i oddałem list rek o m end acyjn y. P. de R ogueforte szybko przebiegł go oczyma i odezw ał się z życzliw ym uśm ie­ chem:

— W szystko to praw d a, co m ówił pań sk i przyjaciel. J a rzeczyw iście b y łem sztabow ym oficerem francu sk im , zw iedziłem Jap o n ię i przez jakiś czas pisyw ałem korespo n d encje do dzienników . A le czy p o trafię zaspokoić pańską ciekawość co do w o jn y rosyjsko-japońskiej?...

— J a też ty lk o chciałbym usłyszeć pań skie poglądy, nic więcej... — odparłem .

— M oje poglądy!... pow tórzył p. de R ogueforte w zam yśleniu. — Czy nie przypuszcza pan, że m oje poglądy m ogą być całkiem błędne, że ani jed n a m oja obserw acja nie będzie praw dziw ą i ani jedno przew idyw anie nie spełni się?...

— Je ste śm y ludźm i — odpow iedziałem — i n ik t z nas nie posiada d a ru proroczego. W każdym jed n ak razie b y łbym bardzo wdzięczny, gdyby pan raczył podzielić się ze m ną swoimi spostrzeżeniam i i uwagam i.

— Ha, kied y już koniecznie u p iera się pan...

Z ty m i słow y p. de R ogueforte zaczął p rzy p a try w a ć się swoim palcom , jak b y na nich było coś napisanego, i po chw ili zaczął:

— N aprzód dw ie uw agi w stępne. P ierw szą jest ta, że m oim zdaniem , k tó re, pow tarzam , m oże być błędne, w ojn a dzisiejsza nie będzie trw ała długo. J e st ona bow iem dopiero w stępem , p rzy g ry w k ą do całego szeregu zjaw isk i stosunków p olitycznych m iędzy E u ro p ą i Azją, któ re w y ­ pełnią w iek XX.

32 Autorka 365 obiadów za pięć złotych — to Lucyna Ć w i e r c z a k i e w i c z o - w a. Jej zabaw nie egzaltow ane Wrażenia po koncercie Sarasatego ukazały się w „Słow ie” (1887, nr 38, rubr.: Nadesłane).

(19)

198 N IE D R U K O W A N E „ K R O N IK I T Y G O D N IO W E ” P R U S A

—■ D aj Boże, ab y słow a p ańskie sp ełn iły się!... — szepnąłem .

— D ru g a uw aga — ciągnął p. de R ogueforte —■ doty czy m ego osobis­ tego sto su n k u do stro n w alczących. Japończyków bardzo lubię, bardzo szanuję, znam ich n ad zw yczajne zale ty i żadnej n ie u k ry ję przed panem . A le w ty m w y p ad k u m oje sy m p atie są i po stro n ie Rosji, i przeciw Japończykom .

W dalszym ciągu objaśnię p an u : dlaczego jeste m przeciw Japończykom , dlaczego nie życzę im w y g ra n e j; a tera z powiem : dlaczego sy m p aty zu ję z Rosją...

— Rosja jest sprzy m ierzeń cem Francji... — odezw ałem się.

— To jedno — m ów ił p. de R ogueforte. — D rugie: Rosja je s t naszym sprzym ierzeńcem , a więc jej n iep rzy jaciele są naszym i nieprzyjaciółm i. A le nie zapom inaj pan, że m iędzy nam i i R osją istn ie je bardziej rea ln y w ęzeł. M y pożyczyliśm y jej siedem do dziesięciu m iliardó w fran k ów , za co ona płaci n am 200 do 300 m ilionów fra n k ó w rocznie. W ięc choć nie by lib y śm y w przy m ierzu p o lity czn y m z Rosją, m u sielibyśm y życzyć jej pow odzenia, za k tó ry m idzie re g u la rn a w y p ła ta procentów , a zapew ne i now a pożyczka, now e dochody d la nas.

N ajsiln iejszy pow ód naszych sy m p atii dla Rosji zachow ałem n a koniec. Tylko... czy nie m a tu jakiego P ru sak a?... — szepnął p. de Rogueforte, oglądając się po cu k iern i. — Oto, w idzi pan, m iędzy n am i i Rosją b y w ały nieporozum ienia, gniew y, n a w e t ciężkie w ojny, bodaj czy nie cięższe od tej z ro k u 1870... Ale, panie, m iędzy n am i nie było k rzyw dy, nienaw iści ani pogardy... Rozum ie pan?...

— O!...

—■ Basta... N iech żyje Alzacja... — szeptał p. de R ogueforte. — A tera z słu cham pańsk ich zap y tań .

Poniew aż in fo rm a to r m ój był m ocno w zburzony, w ięc zam ilkłem na kilk a chw il i dopiero gdy się uspokoił, rzekłem :

— Mogę pow tórzyć ty lk o to, o co p y tałe m n a początku: ja k i jest pański pogląd n a obecnie toczącą się w ojnę?...

P. de R ogueforte znow u pom yślał.

— Oto jest w o jn a — zaczął — w yw ołana nie przez ludzką wolę, lecz przez siłę faktów , przez p o trzeb y biologiczne, jak pow iedziało jedno z n a ­ szych pism . Rosja, m ieszkając w o lbrzym im gm achu, przeszło 50 razy w iększym aniżeli Japo n ia, nie p o trz e b u je now ych tery to rió w , m ogłaby n a w e t coś darow ać, ale... p o trz e b u je jakiegoś w y jścia na św iat, czyli n a — O cean Spokojny, k tó ry , ja k p a n u w iadom o, stan o w i najw yg odn iejszy tr a k t do w szystkich części św iata: A zji, A m eryki, A u stralii, n a w e t do A fry ki, a n a w e t do Europy.

Zaś Japo n ia, k tó ra posiada m nóstw o w yjść do O ceanu Spokojnego, m a znow u dom za ciasny. G dy n a p rzy k ła d w Rosji eu rop ejskiej na jed ­ nego m ieszkańca p rzy p a d a 10 m orgów ziem i, a w Rosji azjaty ck iej n aw et 200 m orgów w przecięciu, m ieszkaniec Ja p o n ii m usi zadaw alniać się niecałym i dw om a m orgam i. Toteż w k ram ie tej, pom im o bardzo usilnej

Cytaty

Powiązane dokumenty

No cóż, .postulat autora wydaje się ze wstzech miar słuszny, czy jednak jego realizacja jest możliwa bez nowelizacji odpowiednich przepisów?. Przedstawione w

Celem pobytu austriackiej adwoka­ tury była dalsza wymiana doświadczeń w zakresie rozwoju działalności zawo­ dowej i życia korporacyjnego w obu krajach oraz

Następnie dziekan Rady złożył spra­ wozdanie z działalności Rady Adwo­ kackiej, poruszając między innymi sprawy polityki kadrowej, kwestię technizacji pracy w

się Zwyczajne Zgromadzenie Delega­ tów Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Bydgoszczy.. Obrady otworzył dzie­ kan Rady

Prenumeratorzy „Palestry” (poza członkami zespołów adwokackich) oraz inne osoby zainteresowane w otrzymaniu wspomnianej „Listy” mogą zgłosić zamówienie na

Reforma gospodarcza — "wyrażająca się w najogólniejszym ujęciu w uspołecz­ nieniu planowania i tworzeniu warunków do działalności samodzielnych i

Stanowisko 5 DgBCZYNO, gm.Białogard woj.koszalińskie Stanowisko 10 patrz wczesne średniowiecze DOLICE woj.szczecińskie Stanowisko 41 DROHICZYN woj.białostockie Stanowisko XVI

van der Hout / Uplift Risk Maps for Sewerage Renewal Planning in Deltaic