• Nie Znaleziono Wyników

Mickiewicz w szkole klasycznej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mickiewicz w szkole klasycznej"

Copied!
38
0
0

Pełen tekst

(1)

Wacław Borowy

Mickiewicz w szkole klasycznej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 9-45

(2)

I.

R

O Z

P

R

A

W

Y

MICKIEWICZ W SZKOLE KLASYCZNE

] 1

i.

PIERW SZE PRZEK ŁA D Y

Jed n y m ze złudzeń drugiej połowy X IX w ieku było m niem anie, że wielkość m ożna w ytłum aczyć ew olucyjnie (rozłożyw szy ją u p rzed ­ nio n a części i każdą z nich rozw ażając z osobna w jakichś kolejach historycznych). W istocie o w ielkości m ożem y tylk o powiedzieć po prostu, że jest, albo że jej nie ma. W szelako, kiedy stajem y wobec wielkiego tw órcy, zajm ują nas nie tylko jego w ielkie dzieła, ale i utw o ry m iary pom niejszej, n a w e t u tw o ry o ch arak terze tylko ćwi­ czebnym. Zaciekaw ia nas, czym był w ielki tw órca, zanim się wzniósł do wielkości. Zaciekaw iają nas zwłaszcza te elem en ty treściow e i ekspresyjne, n a k tó re się zdobyw ał nie będąc jeszcze w ielkim , a k tó ­ re później w ielkość m iała niejako adoptow ać, by nadać im inne w y ­ m iary i inne perspektyw y.

W stosunku do M ickiewicza, m ożem y tę ciekaw ość w sow itej m ierze zaspokoić. Sam ych juv en iliô w poety, nie d rukow anych przez niego i przew ażnie przeznaczonych dla recepcji tylko koleżeńskiego grona (Tow arzystw a Filom atów ), zachow ała się ilość w cale znaczna. U jaw nione dopiero w początkach naszego stulecia, utw o ry te w chw i­ li ogłoszenia w yw ołały niem ałe zdziw ienie. Okazało się m. i., że pierw szym próbom literackim przyszłego a u to ra „D ziadów “ i „P ana T adeusza“ p atronow ał nie kto inny, tylko W olter. N ajdaw niejsze z zachow anych w archiw um Filom atów jego u tw o ry w ierszow ane — „P ani A niela“ , „Mieszko książę N ow ogródka“ i fra g m en t „Dziewicy z O rlean u“ (w korespondencji koleżeńskiej nazyw anej „D

(3)

10 W ACŁAW BOROW Y

k ą “) — to trzy p rzekłady z tego w łaśnie najgłośniejszego p rzedstaw i­ ciela n ajw y d atn iejszy ch w łaściw ości „w ieku O św iecenia“ .

Co m łodego M ickiewicza do W oltera mogło ciągnąć?

L iterack o przede w szystkim zapew ne to, co i dziś stanow i żyw ą w a rto ść n iek tó ry ch jego pism : w ielka jasność, lekkość stylu, niepos­ polity dowcip i ciętość — te n zespół zalet pisarskich o k tó ry m m usiał m yśleć K rasicki pow iadając (w rozpraw ie „O ry m o tw o rstw ie i rym o- tw o rca c h “), że „szczęśliwe jego pióro nadaw ało w dzięk w szystkiem u, czego się tylko im ał“. P rzy tych zaś zaletach pióra był przecież W olter głów nym w yrazicielem w ielkich haseł epoki, pod k tó rych uro k iem nasz poeta się wychow yw ał. Był on naczelnym heroldem w alki o u n iw ersaln ą godność i swobodę człow ieka: w alki z w szelkim i bezpraw iam i, przesądam i, p rzyw ilejam i i praw am i nieludzkim i. B ył szerzycielem k u ltu n au ki i w iary w postęp ludzkości. Jego d łu­ g o letnia działalność pisarska, w y trw a le i uporczyw ie prow adzona w duchu ty ch haseł, uczyniła go jed n ą z w ielkich postaci historii cy­ w ilizacji. Ale, zakładając przy każdej sposobności nam iętn y pro test przeciw ko w szelkim form om ucisku człowieka przez człowieka, burzył się W olter zarazem przeciw ko w szystkiem u, co krępow ało jednostkę lu dzk ą -w dążeniu do użycia, a p rzed e w szystkim przeciw ko surow ej etyce chrześcijańskiej. Szlachetne poczucie po trzeb y wolności m ie­ szało się w nim ze zm ysłow ym hedonizm em i z racjon alisty cznym syrnplizm em , k tó ry kazał m u uw ażać za nonsens w szystko, co się nie tłum aczyło elem en tarn y m rozum ow aniem i w zględem n a bezpośred­ n ią korzyść. Te w łaściw ości nadały sw oiste ry sy jego w alce z kościo­ łem i religią. D ziałał zaś niezm iernie efektow ną b ro nią gryzącej iro­ nii, szyderstw a, inw ektyw y, k a ry k a tu ry i parodii; toteż w pływ jego szerzył się ogrom nie. Było tak i w Polsce, tym bardziej, że polskie ży ­ cie k u ltu ra ln e stało było dotychczas przecież głów nie duchow ień­ stw em , w szelka w ięc w alk a z daw nym i przekonaniam i i przesądam i m usiała być zarazem w alką z księżm i jak o w ychow aw cam i i ideolo­ gam i społeczeństw a (choćby w alkę tę prow adzili... także księża, jak K onarski, Bohomolec, N aruszew icz czy K rasicki). Z entuzjazm em bezgranicznym przy jm ow ali u nas hasła w olterow skie ludzie tego ty ­ pu co Trem becki, W ęgierski, Ja k u b Jasiński; rozw ażn iejsi tylko czy­ n ili zastrzeżenia, n ie negując zresztą zasług głośnego autora, ja k np. K rasicki, k tó ry pisał o nim, że „uw iedziony zbytnim w łasnej m iłości zapałem , m niem ał w szystko ogarnąć, co niedołężności ludzkiej nie je st pozw olono“ , i przez to „nadw erężył nieco z innych m iar sp ra ­

(4)

MICKIEWICZ W SZKOLE K LA SY C ZN EJ 11

w iedliw ie naby tej sław y“. Nie inaczej było i w początkach w iek u XIX, na k tó re przypadła młodość naszego poety. Dość w spom nieć o ro z­ głośnej „Podróży do C iem nogrodu“ Stanisław a K ostki Potockiego \ Rzeczy przełożone przez młodego M ickiewicza n ale ż ą w dorob­ ku p isarskim wielkiego W oltera do pozycyj, trz e b a przyznać, n a j­ m niejszych 2.

„P ani A niela“ to dość niesm aczne opow iadanko, k tó re jest niby sa ty rą na św iętoszkow atą obłudę, ale zarazem pochw ałą o tw artych , co praw da, bardzo jed n ak „lekkich“ obyczajów. W oryginale akcja nie jest w y raźnie zlokalizow ana: m ożna ją sobie w yobrażać albo w w ielkim m ieście, albo w jak iejś nieokreślonej atm osferze pałaco- w o-parkow ej obrazów L ancreta czy P a tera . M ickiewicz, idąc za w zorem Trem beckiego i Zabłockiego, nostryfikow ał w ą te k i um ieścił akcję... w Now ogródku, nie troszcząc się zgoła ani o honor rod zin n e­ go m iasta, ani o stopień praw dopodobieństw a. To i owo p rz e tra n s­ ponow ał bardzo pomysłowo, np. „les conversations, les spectacles, les je u x “ na „maski, baliki, re d u ty “ , natom iast bodaj że ponad kom iczne założenie W oltera w ystrzela absurdalnością „pałac“ w N ow ogródku, m ający nb. ta jn e przejście na ulicę i w dodatku „ z a k ry sty jk ę “ (bo ta k M ickiewicz przełożył „un o rato ire“ !). W ogóle m łody k an d y d at na poetę spełnił tu ta j zadania tłum acza nien ajśw ietn iej. W edle tra fn y ch uw ag A. L. Pogodina, „nie pojął on istoty skabryczności W oltera, k tó ra cała zam yka się w lekkich napom knieniach, w przelo tnie rzuco­ nych uw agach itd. Mickiewicz przeciw nie, staw ia w szy stkie kropki nad i, w kilku w ierszach oddaje to, co W olter ledw o naszkicow ał, za­ trzy m u je się przy szczegółach, k tó re w oryginale u m y śln ie zostały opuszczone“ ; dodać jeszcze można, że zatraca w szelkie finezje cha­

1 O W olterze: G u stave Lanson, V oltaire, P aryż [1906]; A ndré B ellesort,

Essai sur V oltaire, P aryż 1925; L ytton S trach ey, L a n d m a r k s in F rench L i t e r a ­ ture, L ondyn 1923; M ieczysław Sm olarski, S tu d i a n a d W o l t e r e m w Polsce,

L w ó w 1918.

■ D w ie drobne p ow iastk i stan ow iące p ierw o w zó r P a n i A n ie l i (G e r t r u d e ou l'E ducation d ’un e fille) i M ieszk a ( L ’E d ucation d ’un p r i n c e ) w ch od zą do zb io­

ru C on tes de G u illa u m e V au dé (1762). L ek k ość m aterii i k p ia rsk a sw ob od a m o ­ ty w ó w jest w tym zbiorze taka, że W olter odgrodził się tu fik cją (co zresztą w ie le razy w sw ojej d ziałaln ości p isarsk iej p ra k ty k o w a ł): p rzed sta w ił sw o je u tw ory jako rzekom ą spuściznę po zm arłym p isarzu G. V audé, w y d a n ą nb. przez jego k u zyn k ę K atarzynę. Przed M ick iew iczem ju ż J. U. N ie m c e w ic z p rzełożył z tego zbioru jed n ą (dość skabryczną) p o w ia stk ę Co się d a m o m podoba.

(5)

12 W ACŁAW BOROWY

ra k te ry sty k i; słowem, okazuje się bardziej uczniem ze szkoły głośnego śm iechu fraszkopisów staropolskich niż ze szkoły cynicznego pół- uśm ieszku W oltera. Rzecz je st potoczysta, sw obodna, zabaw na w pa- rodystycznym stosow aniu stylu X V III w ieku (zarów no „szum nego“ jak „czułego“); poza ty m jed n ak większego in te resu nie wzbudza.

Ciekawszy jest „M ieszko“. W tej historii m łodego księcia, ogłu­ pionego i pogrążonego w bezw olę przez złych doradców , a o d rad zają­ cego się dzięki nieszczęściom i miłości, znalazł M ickiewicz te m a t m a­ jący w sobie coś z późniejszych tem atów dzieł jego w łasnych; o p ra­ cował go też bardziej eon amore. M etoda tran slo k acji w ątk u, dzięki k tó rej w olterow ski B en ew en t stał się księstw em T rok i N ow ogródka, a n ap astu jący go m uzułm ańscy korsarze — T ataram i, dała tu w yniki pod każdym w zględem o w iele szczęśliwsze n iż w „P ani A n ieli“ . Szczęśliwsze też o w iele okazały się tu ta j i inne przerób ki, zwłaszcza am plifikacje. Bo i tu nasz poeta trak to w ał oryginał sw obodnie i w y ­ dłużył opow iadanie W oltera, liczące 204 w iersze, o dalszych w ierszy przeszło sześćdziesiąt. Znaczną część tych am plifikacyj zużył na roz­ w inięcie i w zm ocnienie ustępów an ty k le ry k a ln y ch i an tykościelnych (do k tó ry ch okazję daw ała ta okoliczność, że najgorszym ze złych do­ radców księcia był jego spow iednik, — u M ickiewicza podw yższony do godności biskupiej!). Ale i inne u stępy zostały udosadnione — m niej w ięcej tak, ja k w „S arm aty zm ie“ udosadniony został przez Z a­ błockiego tek st H a u te ro c h e ’a. Z w idocznym sm akiem rozszerzył nasz m łody poeta n ajb ard ziej zm ysłow y ustęp opow iadania, w p ló tł kilka opisów n a tu ry , rozw inął epizod bitw y, dodał trochę szczegółów lo k al­ nych i historycznych. N ade w szystko jednak, dodał heroizm u b o h a­ terce i uczuciowego ciepła bohaterow i (u W oltera np.: „A lam on ré p o n ­ dit: J e vous aim e et j ’y cours“ , u M ickiewicza: „Mieszko, śląc jej ca­ łusa na zefirów w ian iu , — Kocham cię, — rzekł — bądź zdrow a!“) Co jed n ak n ajb ard ziej zastanaw ia przy lek tu rze tego kom iczno-saty- rycznego poem aciku, w ybranego przez M ickiewicza do przeróbki, to to, że tu ju ż w y stęp u je m otyw w ew nętrznego przerodzenia się czło­ wieka, k tó ry później w tem atyce jego w łasnej tw órczości poetyc­ kiej m iał się stać jed n y m z m otyw ów naczelnych.

O w iele tru d n ie j pow iązać z późniejszą tw órczością M ickiew i­ cza p rzekład w o lterow skiej „Dziewicy z O rlea n u “. Ze w szystkich okresów h isto rii średniow iecze było W olterow i najb ard ziej obce; a heroizm płynący z n atch n ien ia religijnego n ależał do n ajm n iej dla

(6)

MICKIEWICZ W SZKOLE K L A SY C ZN EJ

niego zrozum iałych zjaw isk psychologicznych \ Toteż jego poem at o św iętej bohaterce i m ęczennicy średniow iecznej stał się tłu stą b u r­ leską, w ystaw iającą kum ulację głupoty, oszustw a i niskich in sty n k ­ tów . Oczywiście, czytając ten utw ór, m usim y unikać błędu samego W oltera i pam iętać o w arunkach w ieku, w któ ry m on pow stał. W iek ten wogóle m iał słaby zmysł historyczny, ale też przy najlepszych n a ­

w et chęciach nie mógł mieć tak jasnego poglądu na spraw ę Jo an n y d ’Arc, jak i jest nam dziś dostępny Jo a n n a dopiero w dw ieście bez m a­ ła la t później (1920) m iała być kanonizow ana. Różni history cy w ypo­ w iadali n a jej działalność poglądy bardzo różne, a tym , co się oburzali n a W oltera, że szarga pam ięć b o haterk i narodow ej, jed en z jego ko­ m en tato ró w (w „Edition K eh l“) przypom niał, że to przecież katolicki biskup P io tr Cauchon kazał ją spalić na stosie, że w ięc nie m a racji W oltera uw ażać za większego niż on w inow ajcę 2. D rw iny zresztą W oltera są tu znośniejsze niż w jego pism ach polem icznych i histo­ rycznych — wobec tego, że u tw ór m a założenie kom iczne i z rzeczy­ w istością pom ieszana jest fantasty ka, na sposób A riosta. Komizm W oltera przy tym , choć ordynarny i łobuzerski, nie m a jed n ak w so­ bie rysów perw ersji. Rzecz jest dla dzisiejszego czytelnika tru d n a do przebrnięcia przez swoje rozm iary: składa się z 21 pieśni, w y pełnia­ jących cały duży tom, co, mimo w szystkie w ysiłki au to ra w zakresie kom izm u, bluźnierstw a i fantastyczności, czyni ją piekielnie n u d n ą (a sam W olter powiedział gdzie indziej, że w szystkie g atun ki litera c ­ kie są dobre z w yjątkiem nudnego!).

1 L anson pow iada o W olterze: „N ie m iał zm ysłu relig ii [....] n ie m iał zm y słu historii, daru życia w przeszłości i sy m p a tii z o d leg ły m i p okoleniam i. [....] N ie m iał też w yobraźni naukow ej, [....] tego w y zb y cia się uprzedzeń, które każe przyjm ow ać uczonem u [....] w szy stk ie n iesp od zian k i fa k tó w [....]; a n ie czuł d ostateczn ie ogrom u sw ojej n iew ied zy i zu ch w a le w y zn a cza ł gran ice m o żliw o ­ ści [....] W ierzył tylko w rozum , ale zanadto w ierzy ł, że jego n a w y k i, przesądy, uprzedzenia b yły u n iw ersaln ą i w ieczy stą form ą rozum u". (H istoir e d e la L i t t é ­

ra t u r e Française, w yd. 5, 1898, s. 757).

2 N a ogłoszen ie zresztą poem atu L a P u c e lle d ’O rlé ans (napisanego w roku 1730) W olter długo się n ie decydow ał. W yd ru k ow ał go dopiero w r. 1762, k ie ­ dy się p ojaw iło ju ż kilka w yd ań bez jego w ie d z y (zob. w stę p do t. X I zbioro­ w ego w yd an ia jego pism pod red. A. B au d ou in a z r. 1829). W ed y cji 1762 rzecz ukazała się z przedm ow ą rzekom ego w y d a w cy , b en ed y k ty n a o w y m o w n y m im ien iu D om A puleius Risorius.

(7)

14 W ACŁAW BOROWY

W spółcześnie jed n ak utw ó r, jako odpow iadający z w ielu w zglę­ dów racjo nalisty czn y m tendencjom w ieku i jego sym plistycznem u stosunkow i do średniow iecza, był ogrom nie poczytny. Znaczna by ła jego poczytność jeszcze i w pierw szej ćw ierci X IX stulecia. M ickie­ wicz w ykończył w całości przekład pieśni V, ale m iał na w arsztacie „ogrom “ innych. Zachw ycał go, ja k w iem y z listów , sty l u tw oru, je ­ go „żyw ość“ , „ n atu raln o ść i dow cip“ , a zachw yt ten podzielali z nim jego p rzy jaciele z T ow arzystw a Filom atów , aczkolw iek ju ż w śród nich odzyw ały się w ątpliw ości i zastrzeżenia, a jed en z nich, Czeczot, w y ­ raźn ie tra k to w a ł „D arczankę“ tylko jako igraszkę literack ą („to nie „Iliada“ , an i „E neida“ , ale dla rozryw ki [....] dziełko“).

Tenże pierw szy recen zen t przekładu M ickiewicza tra fn ie zau­ ważył, że tłum acz raz po ra z zastępow ał w y rażen ia oryginału dosad­ niejszym i, a w szczególności m iejsca słone jeszcze dosalał (każąc „ro­ zum ieć [....] w ięcej [....] ja k trz e b a “). Nowszy k ry ty k , K allenbach, w i­ dzi w ty m przekładzie nie tylko swobodę, ale w ręcz „junactw o języ ­ k a “. Rzeczyw iście M ickiewicz tra k tu je oryginał bardzo swobodnie, a w jędrności i zadzierżystości słowa dorów nał swoim w idocznym m i­ strzom , Trem beckiem u i Zabłockiem u. Oto przykład pierw szy z b rze­

gu:

ę ó ż w końcu? — Śm ierć, n iestety , babsko k rzyw on ose, Już w ietrzy żartow n isiów , już naostrza kosę.

B iegn ą przodem , chrom ając, gorączki, jej kum ki, I drobne w trzpiocich głów k ach p lątają rozum ki. W raz przy łóżku b ernardyn i ad w ok at stanie: „Żegnaj się, pisz testa m en t, m ó w pacierz, m o sp a n ie!“ P óźna w te d y z u st sin ych od zyw a się skrucha, P óźne ju ż „W im ię O jca i S yn a i D u ch a!“

Tak przetran sp o no w ał M ickiewicz tek st W oltera, k tó ry w przekładzie dosłow nym m a brzm ienie następujące: „I cóż w reszcie? Śmierć, śm ierć złow roga — z nosem spłaszczonym , z o strą kosą — przyby­ w a w odw iedziny do naszych dowcipnisiów. — Paląca gorączka o kroku n ierów nym — córka Styksu, odźw ierna p a rk i A tropos — wnosi zam ęt do ich m ałych m óżdżków. — U ich w ezgłow ia staje sio­ stra m iłosierdzia i re je n t, — by im pow iedzieć: No, trzeba się żeg­ nać! — Gdzie w aćpan sobie życzy, aby go pogrzebano? — Wówczas to późna i słaba skru cha w ydobyw a się z żalem z ich u st u m ierają­

(8)

MICKIEWICZ W SZKOLE K LA SYC ZNEJ 15 cych“ \ Rów nie zręcznie posługuje się M ickiewicz — tam , gdzie in te n c ja parodystyczna tego w ym aga, i stylem „w dzięcznym “ , i sty ­ lem uroczystym à lą Trem becki; jak zaś szczęśliwie została przez niego zastosow ana m etoda polonizacji, o tym m oże zaśw iadczyć cho­ ciażby m nich G risbourdon przeobrażony w polskiego B urdę 2.

Składając tak hołdy W olterowi, m łody M ickiewicz znalazł jed ­ n a k niebaw em i inne m ateriały dla swoich ćwiczeń artystycznych. W „A rchiw um F ilom atów “ przechow ały się aż dw ie w ersje jego p rze­ k ładu ody Horacego „Do P ry sk a“ (II 2), sław iącej panow anie czło­ w ieka nad sobą samym . Zachował się, dalej, fra g m en t przekładu elegii (IV 1) z „T ristiów “ Owidiusza, m alującej potęgę pieśni (tej sa­ m ej elegii, k tó ra ongi dostarczyła m otyw ów do pierw szych zw rotek śpiew u p an n y IX. w „Sobótce“ Kochanowskiego; trzeba powiedzieć, że m łody M ickiewicz w swojej parafrazie d ojrzałem u K ochanow ­ skiem u nie dorównał). Pociągnął też naszego poetę ze staroży tnych sław ny piew ca zw ycięstw zawodniczych, P ind ar. Część jego p ierw ­ szej ody olim pijskiej przetłum aczył, kiedy ju ż m oże był au to rem „Ro- m antyczności“ , a w każdym razie bardzo blisko tego czasu. Była to d la niego prób a jeszcze jednej drogi stylu (którą zresztą rychło opu­ ścił): sty lu bardziej niż jakikolw iek inny w dotychczasow ej lite ra tu ­ rze polskiej oddalonego od mowy potocznej. Obcy on był natu rze M ickiewicza; kilka jed n ak wierszy przełożonego frag m en tu odzna­ cza się sw oistą siłą retoryczną:

1 W oryginale:

Q u ’a r r i v e - t - i l ? la m o r t, la m o r t fatale A u n e z c a m ard, à la tranchante f a u x V ie n t v i s i t e r nos dis eurs de bons m o ts. La f i è v r e a rd en te, à la m arche inégale, Fille du S t y x , huissièr e d ’Atropos, P o r te le tr o u b le en leurs p e ti ts cervea u x . A leur c h e v e t une garde, un n ota ire V ie n n e n t leur dir e „Allons, il fa u t partir;

Où v o u l e z vous, monsieur, q u ’on v o u s e n te r r e ? “

Lors un t a r d if et fa ib le repentir S o rt à r e g r e t de leur m ou r a n te bouche.

2 O m ick iew iczo w sk ich przekładach z W oltera: A. L. Pogodin, A d a m M ic ­

k i e w i c z , je go ż i z ń i tw o r c z e s tw o , M oskw a 1912, t. I, s. 72; J ó zef T retiak, A d a m M i c k i e w i c z w ś w i e t l e n o w y c h źr ódeł: 1815—1821, K rak ów 1917, s. 32; Józef

K allen b ach , A d a m M ick iew icz , w yd. 3, L w ó w 1923, t. I. s. 43; J u liu sz K leiner,

(9)

16 W ACŁAW BOROWY N ig d zie ty jaśn iejszej słońca D n iem innej n ie patrzaj gw iazd y W p rzep aścistym n ieb io s łonie, A ni in n ych p iej, bardonie, N ad O lim pii gońca!

K ażdy z u tw o ró w tłum aczonych odpowiadał, n atu raln ie, ja ­ kim ś w łasnym p reokupacjom poety. Z biegiem czasu preokupacje te ulegały zmianom. Z m iany te jed n a k nie b yły to jeszcze przeło­ m y, k tó re by się daw ało oznaczyć jakim iś dokładnym i datam i. Ko­ le jn e zainteresow ania artystyczn e — jak to i u w ielu innych poetów byw ało i byw a — zachodziły n iejako za siebie w czasie. W cześniej od frag m en tu tłum aczenia „O lim pii“ P in d a ra pow stały dwa p rze­ k łady z Schillera, a w cześniej m oże od p rzek ład u dw u drobiażdżków ośm nastow iecznego an ak reo n ty sty niem ieckiego G le im a 1 pow stał (w edle przypuszczenia niek tó rych biografów ) sonet „P rzypom nienie“, k tó ry je s t rodzajem w ariacyj na tem a t z P e tra rk i. U tw ory te zaś o tw iera ją ju ż zupełnie now e p ersp ekty w y poetyckie. To jest racja, żeby nie m ów ić o nich w porządku ściśle chronologicznym , ale trz y ­ m ać się raczej tego, co by m ożna nazw ać chronologią w ew nętrznej dialektyki tw órczości poety. Tego samego system u prag nę się trz y ­ m ać i w ciągu dalszym .

2

.

„POEM K O“ I W IERSZE DYDAKTYCZNE

Z lite ra tu rą X V III w ieku i trad y cjam i klasycznym i pozostają w zw iązku tak że pierw sze oryginalne próby M ickiewicza. Z atm o ­ sfe rą „D arczanki“ n ajb ard ziej się łączy hum orystyczne „poem ko“ „K a rto fla “, k tórego pieśń pierw szą (całość prelim inow ana była na cztery) przechow ało A rchiw um Filom atów . Tam to była parodia epiki bohatersk o-fan tasty czn ej ; „K arto fla“ m iała być w pew nej m ie­ rze paro d ią poem atu dydaktyczno-opisow ego. W iek X V III w y p ro d u ­ kow ał takich poem atów szczególnie dużo. To stulecie w ierszopisar- stw a bez poezji było, m ożna by powiedzieć, złotym ich w iekiem . L u d ­ w ik Racine (syn w ielkiego R acine’a) napisał poem at o religii („La R e­ ligion“ , 1742), W olter o człow ieku („S ept Discours su r l ’H om m e“ ,

1 J. W. L. G leim (1719— 1803), jed en z fila ró w n iem ieck iej „szkoły a n a - k reo n ty czn ej“, je s t autorem 3-to m o w eg o zbioru Versuch in sc h e r z h a ft e n L i e ­

(10)

M ICKIEW ICZ W SZKOLE KLA SY C Z N EJ 17

1738), S a in t-L a m b e rt — o porach ro k u („Les Saisons“ , 1769), R ou- c h e r — o m iesiącach („Les M ois“ , 1779) itd. Za w pływ em francuskim pow staw ały tak ie poem aty w obfitości i w innych litera tu ra c h . N a j­ w iększą sław ę i popularność w całej E uropie pozyskały dzieła p ło d­ nego D elille’a: p oem at o ogrodach („Les J a rd in s “ , 1782) i późniejsze, w ydan e ju ż w X IX stuleciu: o trzech k ró lestw ach n a tu ry („Les T rois R ègnes de la N a tu re “), o w y o b raźni („L’Im agination“), o rozm ow ie („La C onversation“), o ziem iaństw ie („L’Hom m e des C ham ps“), o n ie ­ szczęściu i litości („M alheur et P itié “). W ziętość D elille’a była w ie l­ ka m. i. i w Polsce: tłum aczyli go K arpiński, Feliński, Chom iński, K a ­ je ta n K oźm ian, T adeusz M atuszewic, Godebski, F ranciszek Salezy Dm ochowski; naśladow ali — Trem becki, W oronicz, Niemcewicz, K oź­ m ian, D yzm a Bończa Tom aszew ski i inni \

W szyscy ci pisarze naw iązyw ali m niej łub w ięcej św iadom ie do trady cyj „G eorgik“ W irgilego. U W irgilego jed n ak m ateria d y d a ­ ktyczna była tylko system em p retek stó w dla liryki; stąd trw ała w a r­ tość poetycka tego utw oru. U tw ory dydaktyczne X V III i początków X IX w ieku były na ogół gładkie, jasne, p rzejrzyste, system atyczne, ale przew ażnie zupełnie zim ne i suche. Parodiow ano je też nieraz, albo w ż a rt obracano ich założenia. Józef B erchoux np. napisał poe­ m a t („La G astronom ie“ , 1800) poświęcony... przepisom kucharskim , w istocie in teresu jący obfitością żartów , dow cipnych uw ag i aforyz­ m ów (w ro d zaju sław nego „Un poèm e jam ais ne v a lu t u n d în e r“ itp.).

Do tej rodziny u tw oró w hum orystycznych należy i m ickiew iczow skie „poem ko“ .

W zachow anej pierw szej pieśni m am y parodię „ a rg u m e n tu “ epickiego, parodię klasycznej apostrofy o n atchn ien ie (nie do m uzy, ale do k arto fla, a raczej — kartofli, bo postać tego w yrazu z ro d za ­ jem żeńskim dom inuje), parodię „cudow nej m achin y“ , zarów no po­ gańskiej ja k chrześcijańskiej (co n astręcza okazję do w olterow skich złośliw ości przeciw kościelnych), parodię epickich porów nań i p erso ­ n ifikacji. Z kom iczną pow agą w prow adzona zostaje obdarzona ad hoc „ludzkim w yrazem “ b oh aterk a u tw o ru — k artofla. Ale z m o­ tyw am i buffo przem ieszane są i m otyw y serio: fantazje m itologicz­ n e jak w „M etam orfozach“, opisy i uw agi historiozoficzne ja k w „G eorgikach“ , — n iek tó re z n ich rozw inięte szeroko i w cale

sug-1 O p oezji d yd ak tyczn ej i op isow ej X V III w . zob.: E. A bry, C. A udic, P . Crouzet, H isto ire illu s tr é e de la li tt é r a t u r e fr ançaise, P aryż 1913, s. 423; A p o ­ lo n ia Z ałuska, P o e z ja o p is o w a D e lille ’a w Polsce, 1934.

(11)

18 W ACŁAW BOROW Y

gestyw nie. W hum orystyczno-idyllicznym opisie w iosny np. zasti- naw ia swoim indyw idualnym charak terem ,,lek k a rzesza“ m uszek, co „dźw ięcznie brzęcząc, pow ietrze skrzydełkam i m iesza“ ; w ustępach n a rra c y jn y c h zw raca uw agę zwłaszcza w sp an iały korab, co „z czoa drew n iany m słupem u p a rł się w obłoki“, p lasty k ą p rzedstaw ienia wy­ różn ia się obraz rycerskiej d ru ży n y K olum ba; reto ry cz n ą siłą znowu u d erza „proroctw o“ o m ającym nastąp ić udziale A m eryki w spraw .e ug ru n to w an ia pow szechnej wolności. Ta m ieszanina pow agi i komi­ k i w yrażona została ję d rn ą polszczyzną, k tó re j rozm aite szeregi le­ ksy k aln e b arw n ie się p rze w ijają i zaplatają: potoczność (z wyrazam i tak im i ja k „gram olić się“ i „ksyknąć“), g w arow a nowogródczyzr.a (z „głębinią“ i „b u tlem “), zarów no ja k pom patyczność z natchnie­ nia Trem beckiego (reprezentow ana przez „ stru śc a “, „bożców “, „ s k - piec“, „bodce“, „zm ęt“,*„kośm y“ [zam iast kosm yków ], „p rzy k lask ', „żyw iołki“ , „szkliska“, „zatop“ itp.). A rozm aitości szeregów leksy­ kaln y ch tow arzyszy i rozm aitość układów składniow ych — od n atu ­ raln o ści niezupełnie skoordynow anego początku aż do długich roz­ w in ięty ch okresów , w ypełnionych kun sztem reto ry k i, obfitującej w p rzestaw nie (w ro d zaju „swoich m imo s tra ż y “), ko nstru kcje ła­ cińskie („rządzący poczynione w łasną dłonią brzeg i“ etc.), a nade w szystko w ym yślne p ery frazy (takie ja k „dróg m orskich wskazówki [....], gw iazdy“ albo „częste ze spiżów w y b u ch y “ [sc. strzały a rm a tn ie j.

„ K a rto fla “ nie została wykończona. Z dalszego jej ciągu zacho­ w a ł się tylko uryw ek, zaczynający się od słów:

O, n ow ogrodzka ziem io, k raju mój rodzim y, O, T rem beckim i godzien u w ielb ien ia rym y!

stanow iący łączny hołd poety dla dw u w ielkich jego um iłow ań: dla stro n rodzinnych i dla jęd m ości polszczyzny, k tó re j T rem becki w y­ daw ał m u się najśw ietn iejszy m rep rezen tan tem . Poprzez kunsztow ­ n ą robotę reto ry czn ą p rzeb ijają tu ju ż silniejsze akcenty uczuciowe:

Stąd M endog cisk ał grom y za p ółn ocn e ścian y, Tutaj z rzym iań sk im sercem w sch o d ziły R eytan y. A gdy zn ik ła celn iejsza dla k raju p rzysługa, S tali się z orężn ik ów op iekuni pługa. N iebo, cen iąc roln ik a dostojne kłopoty, Ł ask aw ym i tę ziem ię uzacnia p rzym ioty.

Choć b rylan tów n ie znajd ziesz po jej sia n y ch piasku, Ni w jam ach dla złotego gin iesz w yn alazk u ,

(12)

M ICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SYC ZNEJ 19 Choć p agórk ów tok aju n ie rum ienią kiści,

M otyl, in d y jsk i tkaczyk, n ie oprzędzie liści, A ziem ia tw arda, będąc oraczom m acochą, B łagać się w ielo k ro tn ie potrzeb u je sochą, — A le w je sie n i z lic h w ą o d w d zięcza się praca I sen d om irsk ie żn iw o tw ój obszar w yzłaca. N a łąk ach , trzęsąc karkiem , h uczy róg b aw oli, A n d alu zyjsk a trzoda po w zgórkach sw aw oli.

C h a ra k te r pok rew ny „K a rto fli“ m ają „W arcaby“. Nie m a w-nich zresztą ju ż żadnych złośliw ych w ycieczek przeciw ko kościołowi ani księżom . J e s t to wogóle u tw ó r bardziej niż „poem ko“ jed no lity i zrów now ażony, ale też, trzeb a powiedzieć, i m niej ciekawy. D ru ­ k u jąc go w pierw szym sw oim zbiorku „Poezyj“ w r. 1822, poeta do­ dał do niego liryczne zakończenie, k tó re związało go z późniejszym i jego w ierszam i. G łów ny w szelako jego zrąb je st w ypełniony dy­ d ak ty k ą, k tó ra n ie stanow i dla czytelnika żadnej a tra k cji poetyckiej (chyba prak ty czn ą: jeśliby ktoś chciał w edług tego poem atu n a p ra w ­ dę nauczyć się g rać w w arcaby, co zresztą je s t rzeczą m ożliw ą, podob­ nie ja k rzeczą m ożliw ą jest nauczyć się grać w szachy z poem atu Vidy czy K ochanow skiego, k tó rz y w ty m w y pad ku byli m istrzam i M ickie­ wicza). L iteracko in te resu je tu głów nie w ysubtelniony — znacznie bardziej n iż w „K a rto fli“ — ton heroi-kom iczny. Do skrom nej ro z­ ry w k i zachęca p oeta górnym i apostrofam i, w ciągając do arg um en tacji naczelne w ładze duchow e (kiedy np. tw ierdzi, że „w arcabę czułe u lu ­ b iły se rc a “ , że zaciekaw ić ona m oże tych, któ ry ch „duch w znioślej­ szy, pojętno ść n iesłaba“); to znowu u d erza w stru n ę egzotyki (infor­ m ując, że „znad k itajskich w zięliśm y tę zabaw ę gran ic“); albo — n ib y jak iś tra g ik francuski — zestaw ia w d iatry b ie przeciw ieństw a psychologiczne („Serce z nich nic nie czerpa, choć rozum coś zyska, — In n a je s t żyć bez zbrodni, inna poznać zbrodnie“ itd .); a niepospolity anim usz u jaw n ia w ustępach batalistycznych: bo w alki na szachow ni­ cy przedstaw ione tu są w rozw iniętych przenośniach jako w alki p ra w ­ dziw ych ry cerzy („H iszpan śm iało uderza na m iecze i spiże, — z czoła w alczy, lecz okiem i tam i sam strzy że“ , „Sarm ata, ufność w samej k ła ­ dący odwadze, — w oła na cię przed bojem : Zwalczę, lecz nie zdradzę!“ itp.). Sum m a sum m arum jed n a k jest ten żartobliw y poem acik tylk o dobrze w y ko n an ą w p raw k ą stylistyczną.

U tw orem w yższej znacznie am bicji jest w iersz „Do Joachim a L e­ lew ela“ , k tó ry m iał się stać pierw szym osobno (choć anonimowo) ogło­ szonym (1822) d rukiem M ickiewicza. (Przypom inam , że nie tra k tu ję

(13)

20 W ACŁAW BOROW Y

tu u tw o ró w poety w p orządku ściśle chronologicznym , ale w edle chro­ nologii przybliżonej, skup iając w g ru p y u tw o ry pokrew ne).

Chodziło w n im o p o w itan ie lubionego i cenionego nauczyciela w im ieniu jego słuchaczy, a zarazem o dow ód uznan ia dla jego poglą­ dów. To p u n k t w y jścia w ą tk u dydaktycznego: okazja do w yw odu na te m a t tru d n ości zdobyw ania p raw d y , zwłaszcza p raw d y o przeszłości, a stą d p rzejście do serii obrazów tej przeszłości, k tó re m niej więcej odpow iadają w yobrażeniom m istrza \ Okolicznością, k tó ra nadała w ierszow i w arto ść w iększą n iż w a rto ść p an egiry ku i po pularyzacji je s t to, że M ickiewicz nie tylko w y ra z ił sw oje zap atry w an ia na histo­ rię, ale zajął w zględem niej p ostaw ę uczuciową. S tąd en ergia np. w iersza o rew olu cji fran cu sk iej („Posiane kły — m ścicieli odradzają z siebie") ; stąd w dzięk np. w iersza o ry cerzach średniow iecznych („Oni n a jp ie rw si z niebios M iłość przyw o łali — serdeczn ą“); stąd do­ b itn o ść np. w iersza o G reku staro ży tn y m , jakb y przeznaczonego na insk ry p cję w m arm u rze („W alczył, rozp raw iał, kochał, nauczał i śpie­ w a ł“). Szczególnym uczuciem p rze n ik n ię te są te u stęp y utw oru, w k tó ry ch poeta w ypow iada sw oje um iłow anie w olności (wspólne m u z m istrzem i całą w ielką lite r a tu r ą w ieku Ośw iecenia). Z n a j­ w iększą jedn ak siłą p rzem aw iają te w iersze, k tó re są pośw ięcone za­ chw ytow i dla sam ego nieu stęp liw ego dążenia do praw d y, dla samej nam iętności badania i dociekania. To je st naczelny m o tyw poetycki utw o ru , m otyw , k tó ry p rze w ija się przez jego całość n iby nić prze­ w odnia. P rzyszły p oeta uczuć narodo w y ch objaw ia się tu jako poeta ośm nastow iecznego u n iw ersalizm u cyw ilizacyjnego, w idzący w p raw ­ dzie w arto ść najw yższą, a zarazem dla w szystkich jednakow ą:

A słońce P ra w d y w sch o d u n ie zna i zachodu; R ów n ie ch ętn e każd ego p lem io n o m narodu, I dzień lu b iące każdej rozszerzać ojczyźnie, W szystk ie ziem ie i lu d y p o czy ta za b liźnie.

1 O w ierszu Do Joa ch im a L e l e w e l a zob. — poza m on ografiam i M ick ie­ w icza: A leks. Sem k ow icz, W y d a n i a d z i e ł A d a m a M i c k ie w ic z a w ciągu s t u l e ­

cia (I), L w ó w 1926, s. 2; R om an P iła t, „W iersz Ad. M ick. do L e le w e la “, P a ­ m i ę t n i k T o w . Lit. im . M i c k ie w ic z a 1887, s. 78; St. P igoń, „H istoriozofia m ło ­

dego M ick iew icza “ (w k sią żce Z e p o k i M ick., L w ó w 1922); K onrad Górski, P o ­

g lą d na ś w i a t m ło d e g o Mick., 1925, s. 121; Ign. C hrzanow ski, „N ow a m on ografia

(14)

M ICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SY C ZN EJ 21

J u ż tu zresztą m otyw narodow ości je st obecny: narodow ość jest n ieo d p a rtą koniecznością, w y n ik ającą z w a ru n k ó w historycznych. Ta­ ki przecież jest sens n ajb ard ziej spopularyzow anego dw uw iersza utw o ru :

A tak, gdzie się obrócisz, z każdej w y d a sz stopy, Żeś znad N iem na, żeś P olak , m ieszk a n iec Europy.

U czuciow y stosunek do tra d y c ji narodow ej w y ra ż ają słowa o „m acierzystym chlebie“ (jakże w ym ow ne w swojej prostocie, a z a ­ razem niezw ykłości!); uczuciow y stosunek do p ierw iastk ó w ogólno­ ludzkich — słowa o „czystej treści człow ieka“ , na k tó rej m a się oprzeć ten , co chce w ybadać „p rzenajśw iętsze lica“ praw dy. Łączą się te d w ojakie uczucia w w ierszach składających hołd Lelew elowi jako nieu straszon em u i obcem u jakim kolw iek ubocznym względom badaczow i, a zarazem w y rażający ch dum ę z tego, że jest on P ola­ kiem :

Ze cieb ie tak im p olsk a w y d a ła ojczyzna.

J u ż tu w ięc m am y poetyckie połączenie ideałów ogólnoludzkich z n a ­ rodow ym i, k tó re przen ik ać będzie całą późniejszą tw órczość Mic­ kiew icza: ju ż tu narodow ość u ję ta jest jako odcień w człowieczeń­ stw ie.

U tw ór zresztą więcej m a zw iązków z lite ra tu rą X V III stulecia niż z późniejszą tw órczością M ickiewicza: zarów no przez ten o r swoich poszczególnych w yw odów historiozoficznych, ja k form ę klasyczne­ go „listu poetyckiego“ , a następ n ie — przez sw oją kom pozycję, pole­ gającą na przesu w an iu serii obrazów , m ający ch stanow ić przegląd dziejów (głośnym dziełem tego ty p u były „R u in y “ V olneya, w ydane w 1791 r.; z naszej lite ra tu ry m ożna w ym ienić „Św iątynię S ybilli“ W oronicza); zw iązany też jest z tra d y c ją litera c k ą X V III w ieku przez styl, z lekka archaizow any, wogóle zaś m odelow any na Trem beckim . M am y w nim i „orężników “, i „p rzy klaski“ , i „nad arzenia się“ i „brze­ gi ziem iokręga“. „Gorzej zbyw a“ znaczy tu „bardziej zbyw a“ , a „da­ lej zrobił“ znaczy „więcej zrobił“ ; „tylko sam “ w y stęp u je zam iast „ty lk o te n “ ; „przeciw ni“ oznaczają „przeciw ników “ ; „ciem noty“ m a­ m y w m iejsce „ciem ności“ ; „błędy“ zam orskie to zam orskie błądze­ nia; a „piękne w zględy“ to w zględy piękności. C zujem y się zupeł­ nie w atm osferze Trem beckiego, k tó reg o zresztą poeta przypom ina

(15)

22 W ACŁAW BOROW Y

w y ra ź n ą aluzją do początku „Sofiów ki“ w słow ach o ziem i, co „cię­ ż a rn a sprzecznym i nasiony — z po tw o rn y m niegdyś cielskiem r o ­ dziła P y to n y “. Takim to, ty lu sztucznościam i obciążonym stylem w y ­ ra z ił M ickiewicz w ym ow nie swój szczery i głęboki k u lt p raw dy , u ją ł po p oetycku pracę badacza, za k tórego przy czyn ą cienie przeszłości — ja k b y w yw ołane siłą czarów — „ w stają z m artw y ch , przechodzą na p ra w d y zw ierciadła“ , którego m yśl — zah arto w an a tru d e m i u sk rzy ­ dlona n atch n ien iem — „z pom roków ducha czasu nad gw iazdy w y le c i“.

Do g ru p y poem atów dydaktycznych należy także — w cześniej­ szy o cztery lata od w iersza „Do Jo ach im a L elew ela“ , a o ro k od „W arcab “ — w iersz „ Ju ż się z pogodnych niebios oćma zdarła sm u t­ n a “ . Ma on c h a ra k te r mowy w ierszow anej (i rzeczyw iście w iadom o, że jako m owa był przez a u to ra odczytany na posiedzeniu „W ydziału I “ T ow arzystw a Filom atów ). M owy tak ie by ły form ą litera c k ą po­ p u la rn ą w owych czasach w śród w olnom ularzy. N a tu ra ln e było jej zastosow anie w organizacji, będącej, ró w n ie jak loże w olnom ular- skie, tajn ą.

M niej tu ta j w ykładu niż w w ierszu do L elew ela, dużo więcej za to p ierw iastk a argum entacyjnego: ciągle p rze w ijają się tak ie w y­ ra z y ja k „w szak“ , „w ięc“, „przecież“ , „ a le “, „gdy“, „bo“ , „jeśli“ , „choć“ , „żeby“ ; całe w iersze i g ru p y w ierszy w ypełnione są w yw oda­ m i, ta k im i jak np. o konieczności staran nego dobierania członków do to w arzy stw a, albo o lekkom yślności zapaleńców , co się nie w ahają b ra ć od razu za n a jtru d n ie jsz e spraw y; dużo w zw iązku z ty m kon­ w encjon aln ej reto ry ki.

N ie b ra k jed n ak i obrazów , k tó re św iadczą, że, choć rozplano­ w a n y rozum owo i rozw ijany dialektycznie, te m a t poruszał w mło­ dym organizatorze tak że stru n y poetyckie. Św iadczy o ty m sam ju ż w iersz pierw szy, niepospolity jako in tro d u k cja, otaczająca nas od ra z u atm osferą rzeczy górnych i uroczystych. Św iadczy o ty m ta k ­ że obraz Jazona-żeglarza, p rzed staw io n y w serii św ietnie odpow ia­ d ający ch klasycznem u m otyw ow i m etonim ij:

Żeglarzu! C iągnij rudel, w ia tro m podaj płótna, Z m ocnioną w czasem dłonią sło n e krajaj p iany...

Ze nie tylko M ickiew icz-m ów ca i działacz tu był czynny, ale i M ickiew icz-poeta, tego dowodzi ró w n ież siła w y razu w gnom ach i im peraty w ach , stanow iących szczytow e p u n k ty treści ideow ej w ier­

(16)

MICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SY C ZN EJ 23

sza („Tak im kto w yżej stąpił, w w iększy tru d się w p rzęg a“ itp.), k tó re nie bez ra c ji stały się po p u larn e na ró w n i z w ersetam i p ó źn iej­ szych doskonalszych u tw o ró w poety.

M otyw y obrazow e dalszego ciągu w iersza — po zam knięciu w stępnego obrazu żeg larza-A rgonauty — są ju ż tra k to w a n e m niej indyw idualnie. Dzieła czekające n a w ykonanie przedstaw ia p oeta- re to r przenośnią now ych „gm achów “ n a now ej „posadzie“ , upo­ w szechnioną przez w olnom ularstw o. K onieczne w ysiłki zobrazow a­ ne są w przenośniach i porów naniach głów nie ze sfery zapaśnictw a („szranki“, „w ieńce“ , „m eta“ , „zaw odnicy“ , oklaskiw any „zwycięz­ ca“); sp latają się zaś z bardziej jeszcze skonw encjonalizow anym i (a więc i odplastycznionym i) przenośniam i w y rażający m i sław ę („szczebel do sław y“ , „sław y podniebne [....] opoki“).

Mimo jed n a k konw encjonalizm u zużytych w stylistyce klasycz­ nej m otyw ów obrazow ych w iersz działa n a w yo braźnię energią p rzed­ staw ienia w ysiłku: nie ty le w ysiłku zew nętrznego, ile w ew nętrznego, k tó ry tam te n poprzedza. S tąd najg orętsze w ezw anie do n ajbard ziej obdarow anych. Stąd w w ezw aniu ty m przenośnia ju ż nie ze sfery w alk ani zapasów, ale z górniejszej, u przyw ilejow an ej w tra d y c ji poetyckiej sfery przestw orzy pow ietrznych:

Im w yżej, tym u siln iej w y tęża jcie pióra.

Tak zaznaczał sw oją indyw idualność dw udziestoletni poeta w utw orze, którego styl i w ierszow anie nie w y różn iały go jeszcze spośród utw orów innych spółczesnych pisarzy idących toram i T rem ­ beckiego.

3.

„JAM BY“ PR ZY JA C IE LSK IE

A rchiw um Filom atów przechow ało obok uroczystej m owy w ierszem , jak ą jest „ Ju ż się z pogodnych niebios“ , tak że około dzie­ siątka w ierszow anych m ów M ickiewicza hum orystycznych. W szystkie one zaw dzięczają swoje pow stanie atm osferze koleżeńskiej la t u n i­ w ersyteckich poety i dla ścisłego grona koleżeńskiego tylk o były pi­ sane. N iem niej p rzed staw iają i one pew ien in te res ogólniejszy dla tych, który ch zaciekaw ia histo ria tw órczości m ickiew iczow skiej, — aczkolwiek nie m a w śród nich ani jednego u tw oru, k tó ry by jako ca­ łość odpow iadał wyższym m iarom estetycznym .

(17)

24 W ACŁAW BOROWY

Tow arzystw o F ilom atów m iało za cel, jak b y śm y dzisiejszym językiem powiedzieli, sam okształcenie i przygotow anie do p rac y spo­ łecznej. Spośród in n y ch tego rodzaju tow arzystw , jak ie były znane w innych czasach i w innych m iejscach, w yróżniało się nie ty lk o b a r ­ dzo ścisłą w liczne i dokładne reg u la m in y u ję tą — organ izacją (ze w zględu n a w a ru n k i polityczne tajn ą), a także, m oże przede w szy st­ kim , w ielkim zżyciem się tego nielicznego grona, k tó re je stanow iło, a w k tó ry m szczęśliwie znalazło się sporo zdolności, m. i. pisarsk ich \

Do swoich obow iązków społecznych i k u ltu ra ln y c h odnosili się Filom aci w ileńscy bardzo pow ażnie. D okum enty w ich arch iw u m zachow ane dowodzą, że pracow ali usilnie. Ale poza zebraniam i n a u ­ kow ym i i organizacyjnym i lubili się także wesoło baw ić: nie bez obfi­ tego udziału m iodu i w ina, ale m oże z obfitszym jeszcze udziałem dow cipu i fantazji.

W ykw item ich zbiorow ej pom ysłowości była m. i. seria im ie­ n in w ciągu r. 1818— 19, obchodzonych w zajem nie nie tylko u czta­ m i, ale i zabaw am i literackim i, polegającym i n a odczytyw aniu m niej lub więcej h um orystycznych pow inszow ać czy in ny ch u tw o ró w oko­ licznościowych, czasem w cale n a w e t okazałych rozm iarów .

Takim to okolicznościom zaw dzięczam y w iersze M ickiewicza wygłoszone na im ieninach Tom asza Zâna, jego w łasnych, dw u Józefów — Jeżow skiego i K ow alew skiego, — Ja n a Czeczota, a w resz­ cie tzw. „Jam by pow szechne“ , k tó re te n b u jn y okres im ieninow y zakończyły n a w spólnej zabaw ie w czerw cu 1819 r. H um orystycz­ n y to n tych utw o ró w u jaw n ia się ju ż w ich nazw ie: jam b am i bowiem nazy w ał je poeta nie ze w zględu na ich stro nę w ersy fik acy jn ą (ta nic w spólnego z m etru m jam bicznym nie m iała), ale ze w zględu na stro ­ nę treściow ą, żarto bliw ie przypisując im am bicje najb ard ziej zjadli­ wego i napastliw ego poety, jakim był naczelny jam b ista grecki A rchiloch.

W iersze te były przew ażnie przygotow yw ane zawczasu. Przy jed n ej w szelako okazji im ieninow ej M ickiewicz po raz pierw szy u ja w n ił zdolności im prow izatorskie, i trz y jego im prow izacje zapi­ sano.

1 O F ilom atach: T retiak, l. c.; T o w a r z y s t w o F il o m a t ó w (w ybór tek stó w ze w stęp em i ob jaśn ien iam i A lek san d ra Ł uckiego), 1924, „ B ib liotek a N arod ow a“, seria I, nr 77; W acław B orow y, „Tow. F il.“ (w k siążce K a m i e n n e r ę k a w i c z k i , 1932, s. 91). Całą P o e z ję F il o m a t ó w w y d a ł w d w u tom ach Jan C zubek (1922).

(18)

M ICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SY C Z N EJ 25

N aczelnym m otyw em uczuciowym całej tej lite ra tu ry im ieni­ now ej je st przy jaźń. J e j w yraz jest praw ie zawsze pół-drw iący, lek ­ ko ironiczny, pow ierzchow nie naw et szorstki. Sym patia przejaw ia się w zainteresow aniu i cieple ogólnego tonu, ale nie p rzek reśla k ry ­ tycyzm u. Duch przekom arzań, hum orystycznych przycinków , w eso­ łych uszczypliw ości p an u je tu taj wszechw ładnie, leg itym ując ja k gdy­ by (oczywiście tylko pozornie) p aran telę z A rchilochem .

Raz po raz k reśli poeta satyryczne w izeru n k i p rzyjaciół i swo­ je w łasne. Czasem pojaw iają się przy takiej okazji i jakieś m en to r­ skie v e rb a veritatis. Czasem, nieoczekiw anie, zabrzm i i stru n a li­ ryczna, odzyw ając się dźwiękiem , k tó ry je s t już jak by zapowiedzią M ickiewicza z la t późniejszych. T ak w ,,jam bach“ n a im ieniny Cze­ czota, w rozw lekłej rozpraw ie z jakim iś żalam i przyjacielskim i zja­ w iają się n astęp u jące wiersze:

N iem iło gdy się w edrze żartow nisia oko

W tajn ik , gdzie p rzeszłe czucia kryją się głęboko. Zda się, że obcy w idok ujm uje im w d zięk u .

Jak lich w iarz skarby w w łasn ym chce p rzetrząsać ręku, Tom aszu, każde serce m a ciem n e zakątki,

G dzie są b oleści, głupstw a i szczęścia p am iątk i.

Ale tak ie tony odzyw ają się tu rzadko. Pow ściąga je m łodzieńcza m ęskość obaw iająca się sentym entalizm u. ,,Ja am antów szanuję, lecz nie chcę pieszczocha“ — głosi o tym w iersz poprzedzający przytoczone, a odnoszący się zarów no do przyjaźni jak do erotyki.

W erotyce zresztą niebezpieczeństwo sen ty m entalizm u nie zda­ w ało się Filom atom zagrażać. O ile w ystępow ała ona w lite ra tu rz e fi- lom ackiej, to przew ażnie — w edle słów jednego z w ierszy Tomasza Z ana — „donośnie, nie miłośnie, lecz nieznośnie, sp ro śn ie“ („A dam o­ w e i Tom aszow e“). Sam Zan prym w ty m zakresie dzierżył (zanim został refo rm ato rem obyczajów), a i inni te n typ dow cipu u praw iali, n ie w tak ie j zresztą m ierze, jakiej m ożna b y było oczekiwać po ucz­ n iach literack ich Trem beckiego, a tym i byli p raw ie wszyscy. — Otóż rzecz ciekaw a, że Mickiewicz, choć „tłustego tłum acz dzieła“ (jak Czeczot m ów i o jego „D arczance“), bardzo m ało się w ty m zakresie zaznaczył.

Dow cip jego poezji tow arzyskiej idzie innym i drogam i. Poczy­ n a sobie czasem po w olterow sku, robiąc satyry czne aluzje religijn e, n ieliczne zresztą i stosunkowo niew inne.

(19)

26 W ACŁAW BOROW Y

Znacznie obficiej w y stęp u je w jego w ierszach parodia literac­ ka. W ynicow ane w niej są w szystkie fo rm aln e górności klasyczne. P rz e d tu rn ie je m poetów filom ackich w idzim y „cały O lim p w kłopo­ tach, cały P a rn as w s tra c h u “ i rozlega się zapow iedź: „Przeciw ne M uzy spuścim y ze sm yczy“. K lasyczna m etafo ra-m eto n im ia żegla­ rza , co „do p o rtu nie sk ieru je b elk i“ dostaje się nie ty lk o w h u m o ry ­ styczny kontekst, ale i w ry m do „ b u te lk i“ . O sobie m ów i poeta jako o „M uz plen ip o ten cie“ , a proces n a tch n ien ia p rzed staw ia w tra w e - stacji Horacego: „P atrzaj, p atrzaj: w gaw ronią w y b rałem się drogę“ itd. N aw et swój ulub io ny klasyczny m otyw u n iesienia w sfery gw iezdne (horacjańskie „Sublim i feriam sidera v e rtice “) u jm u je paro- dystycznie:

K to zw y cięży , łb em dum nym da b u k isz o gw iazd y.

Szerzej jed n a k niż parodia literack a rozciąga w tych w ierszach sw oje panow anie h um o r szczegółu realistycznego. Jed nego z p rzy ja ­ ciół, O nufrego Pietraszkiew icza, u k azu je p oeta z „karkiem tablicow a- ty m “ ; innego, J a n a Czeczota, — z „tw arzą w ow sianym kolorze“ , 0 sobie pow iada: „Poniosłem łeb, ja k przedtem , sm u tn y i jało w y “ itp. Często je st w ty ch p o rtre ta c h pochw ycony jakiś dro bn y ty lk o szcze­ gół pow ierzchow ności, jakiś ruch , gest, czy w y raz tw arzy. P o eta w y ­ jask ra w ia go k a ry k a tu ra ln ie , ale zarazem u w y d a tn ia jego znaczenie jak o czegoś związanego z istotą p o rtreto w an ej indyw idualności. N a­ tu ra ln ie , p o rtre ty te były obliczone nie n a druk, ale recy tację, i to w obecności p o rtreto w an y ch; w takich dopiero w a ru n k a ch objaw iały p ełn ą sw oją siłę kom iczną; sam a jed n ak sztuka literack a, z ja k ą są w ykonane, je st niepospolita. M ickiewicz n iew ątp liw ie zaw arł był ju ż bliższą znajom ość — ta k samo jak całe grono lite ra tó w filom ac­ kich — z pism am i w ielkiego in icjatora i m istrza tej sztuki, sław nego ju ż od półwiecza na zachodzie W aw rzyńca S te rn e ’a. P ra w ie wszyscy piszący filom aci by li w m niejszej lub w iększej m ierze stern istam i 1 pod w pływ em pisarza angielskiego sta ra li się obserw ow ać i w yzy­ skiw ać ch arak tery sty czn e szczegóły. W szyscy w yznaw ali jego hasło a rtystyczn e „Vive la b a g a te lle “ \

1 O Sternie: P. S ta p f er, L a u re n c e S ter n e, w yd . 2, P aryż 1882; W. D ib e- liu s, Englische R o m a n k u n s t , 1910, t. I, s. 280; О. E lton, A. S u r v e y of English L i ­

t e r a t u r e 1730— 1780, 1928, I, s. 217, 401; E. A. B aker, The H i s t o r y of th e English N o v e l, IV, (1930), s. 240; G. R abizzani, S te r n e in Italia, R zym 1920 (w e w stę p ie

(20)

M ICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SYC ZNEJ 27

N ajbard ziej niew olniczym naśladow cą S te rn e ’a był Zan. W szy­ stkich od razu p rze ró sł M ickiewicz — w y ró żn iając się zwłaszcza pla­ styk ą u w y d a tn ia n y c h szczegółów. P rzykładem może być bodaj por­ trecik m im iczny p rzystępującego do pracy poety:

To m i p rzed ziw n a, w ielk a , boska, cudna sztuka: G dy człe k siadł, gryzie pióro, w stół palcam i puka, M aca śred n iów ek , zgłoski policzą: raz, dw a, trzy. Co m i do tego, że w iersz na w iersz zyzem patrzy?

Do najlep szy ch ustęp ó w w m ickiew iczow skiej poezji im ienino­ wej n ależą te, w k tó ry ch poeta przedstaw ia — tak ą m etodą ch ara­ k tery sty k i p iasty czn o -k ary k atu raln ej — samego siebie: kiedy np.

ch a rak tery zu jąc sw oje przem ów ienia, pow iada, że jest w nich „nie kam aszon, nie m u sk a n “ , że idzie „zak ryślając po b ru k u p jan ą cyklo- idę“ itd.

Poczucie b u jn ej swobody, k tó ry m te w iersze biesiadne oddy­ chają, p o trąca n ieraz w n atu rz e poety s tru n ę trad y cy jn eg o poloniz- m u. W atm osferze zabaw budzi się w nim św iadom ość w ew n ętrzn e­ go pokrew ieństw a z pokoleniam i Polaków kontuszow ych. Stąd szczególnie zam aszyste słowa o O nufrym Pietraszkiew iczu, k tó ry z nirh te n se n ty m e n t do daw nego obyczaju polskiego dzielił i naw et czynnie go dokum entow ał, nosząc w ielkie w ąsy szlacheckie. Im ie­ niny jego uczcił M ickiewicz pysznym im aginacyjnym p o rtre te m sole­ nizanta w d aw n y m stro ju („Dłoń w sp a rta u krągłych boków, — zło­ tem kapiący pas suty; — d arń zadrży od w ażkich skoków “ itd.). P o ­ przez k a ry k a tu ra ln e zabarw ienie p rzeb ija tu jakiś praw dziw ie sa r­ m acki anim usz.

A nim usz tak i nie wchodził do elem entów hum o ru sternow skie- go. W chodziło n atom iast do niego coś, co raczej było tej w łaściw o­ ści przeciw ieństw em , m ianow icie ironiczny pedantyzm , scientyzm hum orystyczny. I tego pierw iastk a też nie b rak u naszego poety. Raz po raz p o jaw iają się w „jam b ach “ m otyw y i w yrażenia „uczone“ : alu zje do „lejd ejsk ich b u tele k “ , „wyższego rac h u n k u “ , itp. N a­ tchnienie, k tó reśm y w idzieli przedstaw ione w persyflażu szablonów klasycznych, p rzed staw ia poeta kiedy indziej sty lem „naukow ym “ , łącząc go zresztą z ty m i szablonam i w pow iedzeniu że ju ż go „Fe- b us n aelek try zo w ał“. Chaos p rzedstw orzenny — po aluzji do Owi­ diuszow ych „M etam orfoz“ — porów nyw a poeta do rozrzuconej biblio­

(21)

28 W ACŁAW BOROW Y

teki swego przy jaciela M alew skiego; U ran ii każe m ów ić o „n akręca­ n iu kółek“ u plan et; a „m ozgow nie“ Z ana p rzedstaw ia w yliczeniem bezładu skupionych tam znaków m atem atycznych.

Była to niepospolita re a liz a c ja p ro g ram u sternow skiego, k tó ry polegał n a u w y d atn ian iu pow agi drobiazgów i tra k to w a n iu rzeczy po­ w ażn y ch na wesoło. R ealizow ał poeta te n p rog ram tak że w swoim stylu, tw orząc w n im aliaż kunsztow ności i swobody, naukow ego pe­ d an ty zm u i to n u najzw y czajn iejszej rozm owy.

K u n szt k lasy cy sty -trem b ecczyka zdobył się tu n a jeszcze jed n ą serię „tyrsów bluszczo-gałęzich“ , „bożków zło to -cytrych “ i „pitono- b ó jcó w “, na archaizm y w ro d z a ju „przeznał“ , „na ścienie“, i „sie- strzy czk i“. Nie zabrakło k rea c y j tak ic h ja k „zw isko“ , „sp ró żn iał“ czy „sześćkonna k olaska“ . Z n ajd zie się n a w e t czasem upio rnie i... przezabaw nie w y g ląd ająca in w e rsja („W ieleż to tru d u jam b y w y ­ łożyłem na te!“).

P a n u je jed n a k język potoczny, konw ersacy jny , którego zw y­ czajność ak c en tu ją pow tórzenia (w ro d za ju „ Ja to zrobiłem , ja to, ja to, ja to, ja to “), ro zm aite w y k rz y k i i w y ra ż en ia onom atopeiczne (róż­ n e „chichi! chichi!“ i „skiki, sk ik i“ , to o statnie w y rażen ie nb. w r y ­ m ie do „m etafizyki“). R odzajem m ajste rszty k u m an ifestacyjn ej n a ­ tu ra ln o śc i je s t w iersz w ,,jam b ach “ na im ieniny Pietraszkiew icza, w k tó ry m zaim ek „ ty “ je st p o w tórzon y dziesięć razy. N atu raln o ść to n u przejaw ia się też w p ro fu z ji prow incjonalizm ów now ogródz­ kich i w ileńskich. P o eta gotów je s t „szarm yclow ać“ po w ietrze, m ów i o „rozrządzonych“ eterach , oratorsk ich „ k rask ach “ i „ro zkara- czonej b ram ie “ ; kiedy indziej opiew a k u b ek z topolow ej „szczepy“ albo sok w yciśniony z „p erła“ d rogich burgu nd ów ; jam b jego m yśli w y p raw iać „kulki g ap ie“ ; to znów w prow adza „ szk ry p u ł“ ( z ry m em „cztery i p ó ł“) i „ k u d ry “ koźle; im ieniem całej podochoconej d ru ży n y p rzy jacielsk iej woła: „D zybam y jako żóraw ie“ ; itp.

Jak o zbiór środków arty sty c z n y c h je st to, m ożna powiedzieć, w szystko stem izm \ Ale tym , co te środki ożywia, co je zespala, je st—

1 D ok u m en tem w czesn ego stern izm u m ick iew iczo w sk ie g o je s t o p o w ia d a n ­ ko sa ty ry czn e pt. P r z y p a d e k n a g o ściń cu m i ę d z y W. i K . d. 6 s t y c z n i a o godz.

5 po poi., n ap isan e przez p o etę w r. 1821. P o sta ci w y stęp u ją ce tu są, g w o li „ści­

s ło ś c i“, ponu m erow an e. G w oli te jż e „ śc isło śc i“, rozm ow a ich je s t p od an a in e x te n s o ze szczegółow ym w n a w ia sa ch op isem g estó w to w a rzy szą cy ch słow om . N arracja u ryw a się w środku zd an ia, k tó re w y p o w ia d a jed n a z p ostaci (Stern e sto so w a ł podobne zak oń czen ie rozd ziałów , n a w e t całych u tw orów , dla u trzy m a

(22)

-MICKIEW ICZ W SZKOLE K LA SYC ZNEJ 29

przyjaźń . N ajw ym ow niejszy, choć hum orystyczny w y raz znalazła ona w „Jam b ach pow szechnych“ , w k tó rych poeta otw arcie m ów i o sobie jak o o duszy g ronka filomackiego.

4.

UTWORY STYLIZOW ANE

Szczególnym dowodem zainteresow ania młodego M ickiewicza dla fo rm aln y ch zagadnień ek sp resji są dw a jego u tw o ry : „Zim a m iejsk a“ (1818) i „Ż y w iła“ (1819). Pierw szy hum orystyczny, d ru gi pow ażny, patosem n a w e t rozbrzm iew ający, m ają one te n jeden, ale za to bardzo w y d a tn y ry s w spólny, że obydw a są ćw iczeniam i w za­ kresie p ew nych stylów pisarskich. Stosunek zresztą poety do dw u ty ch stylów jest różny.

„Zim a m iejsk a“ m a pozór satyry. Ale z tonu w iersza je s t rz e ­ czą p onad w szelką w ątpliw ość jasną, że poeta nie m a żadnych celów dydaktycznych, że w cale m u n ie chodzi o jakieś „piętn ow an ie“ czy „w yszydzanie“ m łodzieży m iejskiej (albo w iejskiej, zam ieniającej „C ererę za P lu ta “). Nie je s t to tak że b y n ajm n iej parodia T rem bec­ kiego, o jak ie jś saty ry czn ej in ten cji u w y d atn ienia jego m anieryzm ów . Nie! to je st tylko żartobliw e rozw inięcie tem a tu à la T rem becki w cha­ ra k te rz e à la T rem becki i przy zgęszczonym zastosow aniu ulubionych środków stylistycznych Trem beckiego, przede w szystkim m etonim ii. J e s t to jak b y etiuda m etonim iczna (żeby się posłużyć przenośn ią z m uzyki, w k tó rej te n rodzaj u tw o rów je st częściej u p raw ia n y i n ie ­ raz z w yższym i am bicjam i artystyczn y m i się łączy). M ożna by dodać jeszcze bliższe jej określenie (w duchu term inologii m uzycznej): etiuda-bizzarria. 1

M etonim ie w y stę p u ją tu w różnych postaciach — to ta k zwięzłe ja k w w y pad k ach „C erery “ (= zboża), „ P lu ta “ (= pieniędzy), „ F ry ­ zów“ (= koni fryzyjskich) czy „N iem eńców “ (= Litw inów ), to znow u rozgałęzione w szerokie p e ry fraz y jak w w yrażen iu o „pełnych sm

a-n ia a tm osfery a-n atu rala-n ości, a zarazem dla zw rócea-n ia u w a g i a-na tech a-n ik ę k o m p o ­ zycyjną). O pow iadanko to było przezn aczon e dla w ileń sk ich W ia d o m o ś c i B r u k o ­

w y c h , gd zie s ty l stern o w sk i m iał w ie lu zw olen n ik ów ; n ie b yło w n ich zresztą

d rukow ane. M ożna się d om yślać, że w tym że sty lu b y ł u trzym an y w c z e ś n ie j­ szy jeszcze arty k u lik M ick iew icza (1818) pt. D onie sienie w o j a ż e r a od s t r o n j e -

r u z a le m s k ic h z m i a s t e c z k a Z a n ie m u n o s, n ie dru k ow an y i n ie zach ow an y n a w et

(23)

30 W ACŁAW BOROWCY

ków p orcelanach“ i „z chińskich ziół ciągnionych tre śc ia c h “ ; to łatw o się od razu tłum aczą sam e przez się albo przez k o n tek st („Czy n a nie­ bieskie zm ysł podniosę lica“ np.), to przez dłuższą chw ilę trz y m ają n as w niepew ności, zanim się — w dalszym ciągu dopiero — w y jaś­ nią. A obfitość ich je st taka, że praw ie zw rotki bez nich nie m a, cza­ sem po kilk a się n a w e t m ieści w jednej zwrotce.

W pew nym sensie jest to biegunow e przeciw ieństw o „jam bó w “ im ieninow ych: ośm naście stro f czterow ierszow ych, k tó re w szystkie zasadzają się n a w ym yślnym kunszcie stylu. Ale ta sam a tu co w „jam b ach “ atm osfera zabaw y. A przezw yciężenie tru d n o śc i zało­ żen ia jest try u m fem nie tylko zm ysłu stylistycznego i kom izm u, ale i artystycznego w dzięku. Za p rzy k ład m ogą służyć w iersze o „piesz­ czonym gronie czarow nych C hary te k “, o „boginiach“ dający ch „do ro zjazd u hasło“ , a zwłaszcza w iersze o w ieczornej zabaw ie, w k tó rej

D ow cip n e, czułe w szy stk im p łyn ą słow a, N iejed en u w d zięk zaru m ien i lice, N iejed n a w zrok iem zapala się głow a.

W szystko zresztą jest tu podporządkow ane atm osferze ogólnej, w szystko w yzyskane dla zabaw nego kolo ry tu ogólnego: nie tylko m e- tonim iczne obrazy, ale i najw iększe sztuczności składniow e (jak „śpię atłasow ych pod cieniem fira n e k “ albo „ k n ie ja “ „nie silna zim ne podź- w ignąć ciężary “): w szystko służy żartow i literackiem u, k tórego de­ lik atn o ść daleko prześciga Trem beckiego, parodiow anego i czczonego tu ta j zarazem \

1 P eryfrazy m eton im iczn e b y ły o b ficie u p raw ian e w p oezji op isow ej fra n cu sk iej końca X V III i początk ów X IX w iek u . D e lille np. tak p isa ł (w L e s

Trois Règnes, w roz. I) o p iciu k a w y i herbaty: La f è v e de Moka, la feu ille d e Canto n

V o n t v e r s e r leur n e c ta r dans l ’ém a il du Japon.

Zob. A b ry — A udic — C rouzet, l. c., s. 425. D a w n iejsza k ry ty k a p rzew a żn ie w i­ d ziała w Z im ie m i e j s k i e j ty lk o w iersz n aślad ow czy; K allen b ach sk ło n n y b y ł p rzy tym przypuszczać (l. с. I 67), że M ick iew icza na ch w ilę „olśniła [....] e s t e ­ ty czn a strona p rzep ych u “ ; dla K lein era to „ w y cy zelo w a n y płód chłodnej M u­ z y “, w tonie p ob łażliw y dla „grzechów p rzy jem n y ch “ (l. c., s. 90). In ten cję „po­ g łę b ie n ia “ u tw oru u ja w n iła k ry ty k a najn ow sza: J. T ański ju ż w ty tu le a r ty ­ k u łu form u łu je sw oją tezę („M ick iew iczow sk a satyra na m ieszcza n “, O d r o ­

d z e n i e 21. IV. 1946); podobnież i p. S. S k w arczyń sk a („Zima m i e j s k a jak o h e -

roik om iczn e o p i s a n i e “, Z a g a d n ie n ia L it e r a c k ie 1946, z. 2), w id zi w ty m w ierszu „satyrę sp o łeczn ą “. A le p. S k w arczyń sk a dużo cen n ych u w a g w y p o ­ w ia d a o jego form ie („Jeśli Z im a m i e j s k a jest w ierszem sztu czn ym i p r e te n ­ sjo n a ln y m — jest ona w ierszem c e l o w o sztucznym i p r eten sjo n a ln y m “).

(24)

M ICKIEW ICZ W SZKO LE KLA SY C Z N EJ 31

W „Ż y w ili“ am bicja sty lizato rsk a je st w iększa i staw ia sobie zadania bardziej złożone. W „Zim ie m ie jsk ie j“ chodziło ty lko o in ­ ten sy fik ację elem entó w sty lu prak ty ko w an ego przez poetę p o p rzed ­ niego pokolenia i rozpow szechnionego w śró d w spółczesnych. „Ż y w iła“ m iała być u trz y m a n a w prozie kro n ik arsk iej XVI w ieku, p rzy czym w stęp przedstaw iał ją jako „h isto ry jk ę “ na tę prozę „przełożoną“ z daw niejszych jeszcze źródeł: „z starośw ieckich x iąg “, ja k czyta­ m y (a w ięc b iało ru skich chyba? m oże łacińskich?). Chodziło w ięc w niej o stylizację dw ustopniow ą: — językow o — na prozę jakiegoś S tryjkow skiego czy kogoś z jego rów ieśników ; obyczajowo — n a ko­ lo ry t czasów w cześniejszych, bliżej n ie określonych, czasów w szela­ ko, w k tó ry ch o początku w iek u XV m ów i się ju ż jako o czymś b a r ­ dzo daw nym . W ypadki bow iem p rzedstaw ione m iały się ro zeg rać „około la ta Pańskiego 1400“ : to b y ł trzeci „p lan “ — h istoryczny, — k tó ry m iał być w ty m k ró tk im — kilk ustron icow y m — opow iadaniu odsłoniony.

I te n u tw ó r, podobnie jak „Zim a m ie jsk a “ , był zw iązany z p ew ­ nym k ieru n k iem literack im . K ie ru n e k ów m iał za sobą n a Zacho­ dzie ju ż la t kilkadziesiąt.

Po w ielkich zdobyczach filologii klasycznej dokonanych w w ie­ ku XV II, w stuleciu n astęp n y m obudziło się żywsze zain tereso w anie dla przeszłości języków now ożytnych i początków ich p iśm ien n ic­ tw a, a zwłaszcza poezji. Rozpoczęło się ogłaszanie średniow iecznych zabytków literack ich . N iew ysoki n a ogół w ty m czasie poziom k r y ­ ty k i historycznej i w iedzy językoznaw czej stw arzał w aru nk i, w k tó ­ ry ch obok zabytków au tenty czn y ch w ro dzaju np. słynnego zbioru ballad, ogłoszonego w ro k u 1765 przez b isk up a Tom asza P ercy pt. „Po­ zostałości staro daw n ej poezji an g ielsk iej“ , m ogły się pojaw iać i spo­ ty k ać z dobrą w ia rą tak że zabytki podrabiane. D ruga połow a X V III stulecia stała się złotym w iekiem fałszerstw literack ich i p astic h e ’ôw (jak się p rzyjęło n azyw ać fałszerstw a obliczone na iluzję k ró tk o trw a ­ łą, w przeciw ieństw ie do tych, k tó ry c h autorow ie przez długie lata, czasem do śm ierci naw et, g ardzili sław ą autorską, a u daw ali uczo­ n ych odkryw ców ). N ajgłośniejszym fałszerstw em b yły tzw. „P ieśni O ssjana“ (1760— 1773), jakoby pochodzące z III w ieku naszej e ry i przetłum aczone z języka celtyckiego, w istocie napisane (przy po­ m ocy niew ielkiej znajom ości pew nych u ryw k ów daw nej poezji cel­ tyckiej) przez Jam esa M acphersona. M łody poeta Tomasz C h a tte r­ ton ogłosił (1768) fra g m en t rzekom ej średniow iecznej kro nik i m ia­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rada Stanu ma ustalić, jaki stosunek ma być podległych jej organizacyi do niej, ale nie zjazd tych organizacyi, które rzekomo »oddają się całkowicie na rozkazy Rady Stanu«.. W

nia o cywilizacyi narodów chrześcijańskich. Wielu głębiej myślących Japończyków, a nawet wielu ludzi wybitnych, kierujących polityką narodową, sądziło wówczas,

Według LEYMANNA (1990; 1993; 1996) i HIRIGOYEN (2002) istotą mob- bingu jest molestowanie w miejscu pracy za pomocą zachowań, słów czy gestów, których celem jest godzenie

Zasta- nowią się nad sytuacjami i konkretnymi zachowaniami, które mogą być przez nich samych albo przez inne osoby odbierane jako naruszające godność człowie- ka.. Podczas

cji przez uczniów i uczennice dotyczącym i ich procesu uczenia się oraz rozwoju, a także propozycję potencjalnych sposobów przeciwdziałania tem u zjawisku.. Przedstawiamy re

najczęściej małolicznego charakteru mariawityzmu i jego prognozowanego „wymierania”, co jednocześnie utwierdza w przekonaniu o sile własnego Kościoła („Mi się wydaje, że

Przeprowadzenie niniejszych bada by"o mo#liwe dzi%ki Þ nansowemu wsparciu Dziekana Wydzia"u Geologii – w ramach bada w"asnych (BW-1761/7), oraz Komitetu Bada

¥ piśmie skierowanym do prokuratury domagamy się udziału naszych przedstawicieli przy badaniach znalezionych urządzeń , które przeprowadzone byłyby po przekazaniu przez