• Nie Znaleziono Wyników

Jak formy osobowe grają w teatrze mowy?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jak formy osobowe grają w teatrze mowy?"

Copied!
37
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksandra Okopień-Sławińska

Jak formy osobowe grają w teatrze

mowy?

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5-6 (35-36), 42-77

(2)

Aleksandra Okopień-

Sławińska

Nie tylko role kom unikacyjne

Jak formy osobowe grają

w teatrze mowy?

I

W tekście poniższym rozw ijam jed n ą z k w estii w y łan iający ch się p rzy b a d a n iu se­ m an ty k i relacji osobow ych w wypow iedzi. C zuję się zatem zobow iązana do u jaw n ien ia na w stępie n a j­ ogólniejszych założeń m ojego poglądu n a całość tej p ro b lem aty k i. A więc:

U jm u jąc relacje osobowe przede w szy stkim jako re ­ lacje kom un ik acy jn e, uw ażam , (1) że w u n iw e rsu m m ow y one w łaśnie sp ełniają rolę w ypow iedziotw ór- czą i (2) że ich sem antyczn e k o n k rety zacje stanow ią kościec, na k tó ry m w spiera się i fo rm u je cała zn a­ czeniow a budow a w ypow iedzi. Sądzę poza tym , że proste w yobrażenie o nadaw czym ja, odbiorczym ty i przedm iotow ym on, jakie niem al w y czerp u je p ra k ­ ty ko w an ą dzisiaj w b adan iach literack ich w iedzę o sem antyce fo rm osobowych, nie pozw ala na p ełne w y jaśn ien ie ich sensów i działania. W yobrażenie to bow iem w iąże się z tra k to w a n ie m znaczenia fo rm osobow ych w yłącznie jako pochodnej różnic m iędzy trz e m a rolam i kom unikacy jny m i, bez w n ik an ia w sposoby realizacji tych ró l w obrębie w ypow iedzi, a zwłaszcza w ypow iedzi ta k skom plikow anej jak u tw ó r literacki. Tym czasem (1) u k ład ról k o m u n i­

(3)

k a c y jn y c h jest tylko najw ażn iejszy m , ale nie je d y ­ nym , spośród czterech w spółczynników fo rm u jący ch se m a n ty k ę rela cji osobow ych, poza nim bow iem w chodzą w g rę (2) k o n fig u racje person alne, o ch a­ ra k te rz e in d y w id u aln y m lub socjalnym , m iędzy p a r­ tn e ra m i kom unik acji, (3) p ro cesu alny to k w ypow ie­ dzi, w reszcie (4) wielość i zh ierarchizow anie układów k o m u n ik acy jn y ch w spó łistn iejący ch w jed n ej w y ­ pow iedzi 1.

Poszczególne fo rm y osobowe tra k tu ję jako ko n­ stru k c je polisem iczne, obejm u jące w łaściw ą dla każ­ dej z n ich sk alę znaczeniow ych w arian tów , a ko n­ k re ty z u ją c e się zależnie od w spółdziałania w ym ie­ nionych czterech czynników w określonych okolicz­ nościach użycia. Poniżej an alizu ję pew ien ty p ope­ ra c ji sem antycznych, jak im podlegać m ogą fo rm y osobowe, sta ją c się w rezu ltacie zn akam i szczegól­ nie złożonych odniesień kom un ikacy jnych, zwłaszcza w u tw o rac h literackich.

II

K iedy dokona się przeglądu sk ali znaczeniow ej poszczególnych fo rm osobowych i rozpozna ich głów ne w a ria n ty 2, okazuje się w ów ­ czas, że p o w stają one i fu n k c jo n u ją przede w szyst­ kim w edle dw óch zasad, z k tó ry c h jed n ą m ożna określić jako zasadę sem antycznego dopełnienia, d ru ­ gą zaś jako zasadę sem antycznej transpozycji. 1. S em an ty czn em u dopełnieniu podlegają w szyst-1 Tę ostatnią sprawę przedstaw iłam przed kilku laty w roz­ prawie Relacje osobowe w literackiej komunikacji (w książ­ ce zbiorowej P roblem y socjologii literatury. Red. J. S ław iń ­ ski. W rocław 1971, s. 109—125), ujmując ją w ówczas jako kwestię sam odzielną, bez związku z całością semantycznej problem atyki relacji osobowych w wypowiedzi.

2 W sposób szkicow y uczyniłam to w artykule O semantyce

Dwie zasady funkcjonowania

(4)

A L E K S A N D R A O K O P IE tf-S Ł A W IttS K A 44

Sem antyczne dopełnienie

kie form y liczby m nogiej, k tó ry c h w a ria n ty zacho­ w ując w łaściw e danej form ie w skaźniki liczebności (więcej niż jed no stka) oraz roli k o m u n ik acy jn ej, p rzed staw iają jed n a k różne w ersje u k ształto w an ia w skazyw anej za ich pośredn ictw em zbiorowości. W w y p adk u fo rm y m y i w y zbiorowość ta m oże być zróżnicow ana pod w zględem (1) dodatkow ych ról kom un ik acy jny ch, por. np. różnicę m iędzy

w y = ty + ty; a m iędzy w y = ty + on, (2) m no­

gości jej uczestników , od dw óch do w ielu, oraz (3) stopnia ich perso n aln ej określoności, por. np. różnicę m iędzy m y = ja + ty , a m iędzy m y = ja ~r n ie-ja (inni). W w y pad k u fo rm y oni w obrębie w sk azyw a­ nej przez nią zbiorowości nie zachodzi zróżnicow anie ról k om unikacyjnych, n ato m iast różnicującym i ce­ cham i b y w ają (1) obecność lub b rak w ięzi m iędzy tą zbiorowością a nosicielam i innych ról, por. np.

oni jako składnik m y lub w y w przeciw ieństw ie do oni nie włączonego w żadną wspólnotę, a także —

podobnie jak p rzy m y i w y — (2) zróżnicow anie mnogości oraz (3) stopnia p erso naln ej określoności, por. np. zdanie Irena i Piotr kochają dzieci ze zda­

niem ludzie kochają dzieci.

O pisyw ane tu sem an tyczne ko n k rety zacje form m y ,

w y , oni tow arzyszą nieodłącznie i nieuch ron n ie

w szelkim realizacjom tych form , p rzy czym ich róż­ ne w ersje k o n k rety zacy jn e są rów no praw ne w ty m sensie, że żadnej z nich nie m ożna przeciw staw ić inn y m jako p ry m a rn e j bądź w tó rn ej, podstaw ow ej bądź pochodnej, stałej bądź okazjonalnej, obligato- ryczn ej bądź fa k u lta ty w n e j. Są więc one tylko od­ m iennym i w y pełnien iam i ró w n op raw nych m ożliw o­ ści sem an tyczn ych danej form y.

2. In n y m echanizm działa w p rzy p ad k ach ty ch se­ m an ty czn y ch p rzekształceń, k tó re określam iako

form, osobowych. „Roczniki Hum anistyczne” (KUL) Vol. XXIV 1976 z. 1, s. 39—49.

(5)

tran sp o zy cje fo rm o so b o w y ch 3. K o n k re ty z a c ja zna­ czeniow a nie je st wów czas stosow nym w yborem k tó ­ regoś z rów n o p raw n y ch w arian tó w , ale rodzi się w ym uszona przez okoliczności użycia danej form y. „W ym uszenie” to może m ieć c h a ra k te r skon w en­ cjonalizow any, zw iązany trw ale z jak im ś zastoso­ w aniem , lu b też c h a ra k te r okazjonalny, zależny od w łaściw ości i fu n k cji danej w y p o w ie d z i4.

T ransp ozy cje skonw encjonalizow ane leg ity m u ją się zazw yczaj sankcją socjalną, najczęściej obsług ują określone u k ład y tow arzyskie, u w y d a tn ia jąc jakiś szczególny ry s zachodzących w ich obrębie k o n tak ­ tów kom u nik acy jnych . T akie w łaśnie są zastosow a­ nia m y jak o pluralis m a iesta tis lub pluralis m o de-

stiae, a także m y życzliw ie pro tekcjonalnego, np. le­

k arza do p acjen ta: no, ja kże się dziś c z u je m y ; w y ­ m ienić tu n ależy rów nież użycie w y zam iast t y — * Termin ten stosowany bywa przez językoznawców w bar­ dzo szerokim i rozm aitym sensie, np. jako przełożenie na język pew nych treści przedm iotowych lub psychicznych, czy też przełożenie jednych kategorii gram atycznych na inne (m.in. Ch. Bally, L. Tesnière, V. Skalićka). Znaczenie, jakie mu tutaj nadaję, bliskie jest temu, jakie w ystępuje w rozprawie H. Kriźkovej Pie rw ic zn y je i w toricznyje funk- cii i t. naz. transpozicija form. „Travaux Linguistique de Prague” Vol. 2 (Prague) 1966, s. 171— 182. Najogólniej m ó­ w iąc, określa ona transpozycję jako „przenośne użycie form gram atycznych”, tłumacząc jej mechanizm aktuali­ zacją drugorzędnych funkcji danych form przy zachowaniu przez nie znaczenia inwariantnego, związanego z u sun ię­ tym i w cień ich funkcjam i pierwszorzędnymi. Procesy transpozycji odnosi K fiik ova przede w szystkim do kategorii osoby, czasu i trybu. Jednakże zupełnie inaczej, niż czynię to ja, sprowadza transpozycję form osobowych do transpo­ zycji liczby i podciąga do niej w szystkie zarejestrowane przez siebie (w sposób niekom pletny i m ało system atyczny) sem antyczne warianty form osobowych.

4 N ie zaliczam do transpozycji przekształceń form osobo­ w ych w użyciach ironicznych, uważając m owę ironiczną za zjaw isko sem antyczne innego — w yższego — rzędu, ogar­ niające na rów ni z formami osobowym i i inne składniki w ypow iedzi.

Sem antyczna transpozycja

(6)

A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S Ł A W IŃ S K A 46 grzecznościowo i oficjalnie, oraz on (oni) w m iejsce

t y (w y ) — godnościowo albo deprecjonująco.

T ranspozycje okazjonalne są w yrazem twórczości językow ej, cechującej przede w szystkim m owę poe­ tycką, choć u p raw ian ej rów nież w w ielu sytu acjach „życiow ych”. Zasadom ich fu nkcjo no w ania p rzy g lą­ dam się bliżej w dalszym ciągu pracy.

T ranspozycyjne użycia fo rm osobowych pozostają w konflikcie z ich zw ykłym i użyciam i, a ta k u ją bo­ w iem i p rzek ształcają k tó ry ś z e le m en ta rn y c h sk ła d ­ ników sem antycznych danej form y: w skaźnik liczeb­ ności lub w skaźnik roli k om u nik acyjn ej.

3. M echanizm tran sp o zy cji w skaźnika liczebności jest p ro stszy i lepiej znany, p rzy n a jm n ie j w tej m ierze, w jak iej dotyczy przypadków sk onw encjo­ nalizow anych. C h a ra k te ry sty c zn y m jego ogranicze­ niem jest jednokierunkow ość przekształceń. A m ia­ nowicie, o ile w szystkie fo rm y liczby m nogiej mogą w p ew nych sy tu acjach być odnoszone do p o je d y n ­ czych osób, a więc m y do ja, w y do ty, oni do on 5, o ty le nie zauw ażyłam zastosow ań fo rm liczby p o je ­ dynczej dla oznaczenia w ielu jednostek, chyba żeby za tak ie uznać w ystępow anie ty ch fo rm w zw iązkach z rzeczow nikam i zbiorow ym i (np. ty , bando łobu­

zów), co jed n ak nie w y d aje m i się p rzy pad kiem

transpozycji.

4. M echanizm tran sp o zy cji w skaźnika roli je s t b a r ­ dziej złożony, a p rzy ty m m niej sko nw encjonalizo­ w any, toteż e fe k ty i sposób jego działania są znacz­ nie tru d n iejsze do uogólniającego przedstaw ien ia.

Z am ierzam przeto poświęcić m u w ięcej uw agi. W skaźnik roli k om u nikacyjnej stanow i, ja k w iad o ­ mo, k o n sty tu ty w n e k ry te riu m rozróżniania trzech katego rii osobowych. T w orzy on stały rd ze ń se-5 Oni zam iast on (przy czym on użyte byłoby zam iast ty) spotkać można w ludowych zwrotach godnościow o-grzecz- nościowych, np. Niech ojciec posiedzą jeszcze.

Liczebność jest prostsza

(7)

m a n ty c z n y poszczególnych fo rm osobowych, sta ły — pom im o ich polisem antycznego c h a ra k te ru . T ak więc p rz y cały m zróżnicow aniu sem antycznym w a ria n ­ tó w p ierw szej osoby, u trz y m u ją one w skaźnik n a- daw czości, w a ria n ty osoby drugiej — w skaźnik od- biorczości, w a ria n ty osoby trzeciej zaś — w skaźnik przedm iotow ości.

Je d n ak ż e w p ew nych użyciach ten przyrodzony da­ nej form ie w skaźnik roli może schodzić na dalszy plan, zostając uzupełniony i zm odyfikow any przez w sk a ź n ik inn ej roli. D zieje się ta k wówczas, gdy d a n a fo rm a zostanie przy p isan a postaci pełniącej in ­ n ą ro lę k o m u n ik a c y jn ą niż n a tu ra ln a dla tejże fo r­ m y, a więc np. gdy t y zostanie odniesione do m ó­ w iącego, ja lu b m y do odbiorcy, a on do m ówiącego lu b odbiorcy. Takie w łaśnie p rzy p ad k i określam m ia n e m tran sp o zy cji w skaźnika roli. J e s t ona ope­ ra c ją d o ty k ającą sem antycznego rd zen ia każdej fo r­ m y, ale m im o w szystko, jak się dalej okaże, nie u niew ażn iającą fu n d am e n ta ln ej zasady odpow ied- niości m iędzy osobą a rolą, a tylk o w prow adzającą do niej isto tn e kom plikacje.

5. W obec znacznego zasięgu procesów transpozycji rodzi się p y tanie, co — bez n aru szan ia sensow ności w ypow iedzi — um ożliw ia tak ie g ram aty czne m eta ­

m orfozy i pozw ala w procesie odbioru w ypow iedzi zidentyfikow ać w łaściw e u k ład y p ersonalno-kom u- n ik acy jn e. Sądzić m ożna, że popraw ne, mimo tra n s ­ pozycji, u sta le n ie kto, do kogo i o kim mówi, a za­ te m rozpoznanie sem an tyczn ej w arto ści uży ty ch fo rm osobowych, jest m ożliw e dzięki w spółdziałaniu różnych sygnałów , w y n ik ający ch z okoliczności i b u ­ dow y w ypow iedzi; sygnałów w zajem nie się u zu p eł­ niających, choć niekoniecznie zawsze obecnych w pełnym kom plecie. N ajw ażn iejsze z nich to:

a)

inform acje o p erso n aln ej obsadzie poszczegól­ n y ch ról k o m u n ik acy jn y ch , w w ypow iedzi m ówionej m ogące m ieć c h a ra k te r pozatekstow y, sy tu acy jn y ,

Rola — bardziej złożona

Kto — do kogo — o kim

(8)

A L E K S A N D R A O K O P IE Ń - S Ł A W IŃ S K A 48 podpow iedziany przez okoliczności m owy, natom iast w w ypow iedzi zapisanej — sform ułow ane w tek ­ ście;

b)

u k ład p erso nalny ch p e rsp e k ty w i usytuo w ań w obrębie danej w ypow iedzi; ta k więc np. jeśli po­ staci sygnow anej przez t y przypisan e zo stają takie sam e kom petencje, zachow ania i p u n k ty w idzenia, jak ie c h a ra k te ry z u ją podm iot m ów iący, wówczas w olno podejrzew ać tran sp o zy cy jn e użycie t y jako m aski dla ja; wchodzi tu rów nież w grę in n y niż w w ypow iedziach bez tran sp o zy cji u k ład odniesień kom unik acy jn y ch, np. b rak zw ykłego d y sta n su m ię­ dzy pozycją podm iotow ą a odbiorczą w w yp ad ku przysw ojenia sobie przez m ówiącego fo rm y ty, lub też m iędzy pozycją podm iotow ą a przedm iotow ą w w y p ad k u przy sw ojen ia przez mówiącego fo rm y on;

c ) językow a organizacja w ypow iedzi: ro zm aite po­ szlaki g ram atyczno-składniow e, m odaln y c h a ra k te r zdań, em ocjonalne nacechow anie m ow y oraz sy g n a­ ły in tonacyjne, w skazujące np., że m im o w ystęp ow a­ nia fo rm y trzeciej osoby m am y do czynienia z kon ­ tak te m nadaw czo-odbiorczym , a nie nadaw czo- -przedm iotow ym .

6. T ranspozycja jest więc sygnalizow ana poprzez rozm aite o bjaw y pow ierzchow nych niedopasow ań, napięć i paradoksalności w uk ształto w an iu relacji osobow ych w dan ej wypow iedzi. W łaściw e zro zu ­ m ienie tak iej w ypow iedzi nie polega jed n ak n a h i­ potetyczn ym odtw o rzeniu sta n u bez tran sp o zy cji, czyli na zlikw idow aniu jej działania, ale na se m a n ­ tycznej re in te rp re ta c ji uży ty ch fo rm osobow ych i odsłonięciu celowego skom plikow ania ich sensów . I ta k np. w'artość fo rm y t y zastosow anej przez m ó­ wiącego do sam ego siebie w cale nie jest sp ro w ad zal- na do w artości ja, ale objaw ia się dopiero w ów czas, gdy u jm ie się ją jako „ty, k tó re jest ja ” w raz z w ie­ lorakim i k on sekw encjam i tak iej ekw iw alencji. In a

-„Ty, które jest ja"

(9)

czej m ów iąc, jeśli jakieś w skaźniki świadczą, że u ży­ te w w ypow iedzi ty odnosi się do osoby m ów iącej, to odbiorcze znaczenie owego ty nie ulega zatarciu, a ty lk o m odyfikacji i w zbogaceniu o czynnik pod­ m iotow y.

Podobnie rzecz m a się w e w szystkich pozostałych p rzy p ad k ach transpozycji, k tó ra b y n a jm n ie j nie jest jak ą ś licencją czy aberracją, ale rodzajem g ram a ­ ty czn ej m eta fo ry pom nażającej sem antyczny po­ te n c ja ł w ypow iedzi. M echanizm jej działania polega zaw sze na zw ielokrotnieniu znaczenia zastosow anej fo rm y przez nałożenie na nią fu n k cji w łaściw ych fo rm ie osobowej p ry m a rn ej w danej sy tu acji ko m u­ n ik ac y jn ej, ale w y p a rte j i zarazem rep re z en to w a ­ nej przez fo rm ę użytą. Zabieg ten pozw ala niepo­ m iern ie wzbogacić socj aln o-to w arzyską c h a ra k te ry ­ sty k ę relacji osobowych, w p row adzając szereg in fo r­ m acji na te m a t pow ikłań, niuansów i rozm aitych p e rsp e k ty w w n astaw ien iu m ówiącego wobec siebie i innych.

Z ależnie od tego, w jakiej form ie osobowej objaw ia się m ów iący, zm ieniają się sto su n ki m iędzy nim jako podm iotem w ypow iedzi a pozostałym i jego rolam i, p rzy czym rola podm iotow a (nadaw cza), po­ zbaw iona stem atyzow anej otw artości w p rzy p adk u

b rak u w tekście fo rm y ja, k o nkretyzow ać się może poprzez sposoby w cielenia w odbiorcę {ty jako ja), boh atera (on jako ja) lub podm iot zbiorow y (m y jako ja). Z kolei, zależnie od tego, w jakiej form ie zw raca się m ów iący do jednostkow ego odbiorcy — zachow ując p ry m a rn ą form ę ty, czy też zastępując ją przez w y (w y jako ty), m y (m y jako ty) lub on

(on jako ty ) — zm ienia się c h a ra k te r łączącej ich

więzi, w z rasta d y stan s albo sto p ień zbliżenia, u stala się stosunek wyższości albo niższości, objaw ia się k o n ta k t zindyw idualizow any, bądź też ograniczony do pew nych skonw encjonalizow anych sy tu acji spo­ łecznych. W ielką rolę od gry w a p rzy ty m sposób realizow ania się dialogu. A więc, czy wówczas, gdy

Gramatyczna m etafora

(10)

A L E K S A N D R A O K O P IE tt-S Ł A W lN S K A 50

Oporne ja

m ów iący i słuchacz zam ieniają się rolam i, m ają oni jednakow e u p raw n ien ia, czy m ogą używ ać w obec siebie ty ch sam ych fo rm zw rotu , czy też łączy ich stosunek n iesy m etryczn y, n arzu cający zróżnicow a­

nie ty ch fo rm 6.

7. Spośród w szystkich form osobowych jed y n ie fo r­ m a ja nie podlega tran sp o z y cy jn y m przem ianom , chyba że zaliczyć do tak ich jej użycia quasi-cu d zy - słowowe, kied y to m ów iący w ypow iada pew ne zda­ nia jak b y podszyw ając się pod rozm ówcę, su g e ru ­ jąc w ten sposób, że to w łaśnie rozm ów ca m ógłby lub pow inien ta k powiedzieć. W y stęp ujące w tych zdaniach ja m a więc s ta tu s przytoczenia i odnosi się nie do m ówiącego, ale do jego p a rtn e ra . Oto k ilk a przykładów :

— Lekarz do pacjentki: No jak, już mnie nie boli, prawda? A tak się bałam szpitala.

— Przesłuchujący do złapanego na kradzieży: No i co? Zobaczyłem elegancką torbę, to m usiałem ją sprawdzić? M yślałem, że się obłowię, a tu klops.

— Matka do synka: Już dobrze... już będę grzeczny, już będę przychodził, jak m amusia zawoła, nie będę się mazał... 6 Dwubiegunowy model relacji dialogowych, rozpięty m ię­ dzy „przewagą” (power) a „solidarnością” (solidarity), w y ­ korzystali w badaniach nad zaimkowymi form ami zwrotu do drugiej osoby R. Brown i A. Gilman w pracy The Pronouns of P ow er and Solidarity (w książce zbiorowej Readings in the Sociology of Language. Ed. by J. A. F ish ­ man. The Hague 1970, s. 252—275). Dali oni, bardzo cie­ kawą, socjologiczno-sem antyczną wykładnię występujących w dziejach pięciu europejskich języków (angielskiego, fran ­ cuskiego, w łoskiego, hiszpańskiego i niem ieckiego) wahań i niesym etryczności w stosowaniu wobec jednostkow ego adresata form liczby pojedynczej lub mnogiej zaimka dru­ giej osoby (ty — wy). Przewaga stwarza stosunek nie w za ­ jemny: silniejszy m ówi ty, a otrzymuje w y , solidarność wyraża się w użyciu form jednakowych ty — t y lub w y — wy. Przeszłość jest domeną semantyki przewagi (the n on ­ reciprocal pow er semantic), współczesność, tj. w iek X X — sem antyki solidarności (the reciprocal solidarity se m a n ­ tic). W obrębie tej ostatniej wytwarzają się w szelako w

(11)

tór-W szystkie te i ty m podobne w ypow iedzi, znacznie in te n sy fik u ją c e c h a ra k te r k o m unikacji, m ożliwe są w łaściw ie tylko w obecności rozm ówcy, tego, k tó­ rego ja się w nich p ro je k tu je . S tąd ich nasycenie z w ro tam i bezpośrednim i o silnie zaznaczonej m o- dalności, prow oku jący m i do polem iki lub sk ła n ia ją ­ cym i do apro b aty .

M ożna się jed n a k w ahać, czy opisyw ane kom plika- cjë znaczenia fo rm y ja są re z u lta te m operacji tra n s - pozycyjnych, czy też — raczej — pow inno się je tłum aczyć suponow aną dw ugłosow ością w ypow iedzi, tzn. n a k ład an iem się i p rzen ik an iem w jej obrębie dw óch poziom ów nadaw czych, podobnie jak dzieje się w e w szystkich ro dzajach m ow y pozornie za­ leżnej.

Jak k o lw iek b y tę w ątpliw ość rozstrzygnąć, to w każ­ dym razie w w ypow iedziach o jed n y m poziomie nadaw czym fo rm a ja zawsze w sk azuje na jednostkę m ów iącą i nie może być odniesiona ani do w ielu osobników — chyb a że k ry ją się poza rzeczow nikiem zbiorow ym , ani do odbiorcy czy b o h a te ra — chyba że ich role pełni sam m ówiący. F o rm a ja, nie tracąc p rzy ty m podm iotow ego c h a ra k te ru , w y kazu je n a j­ w iększą zdolność absorb cyjną, gdyż w pew nych w y p adk ach w chłania i re p re z e n tu je zarów no rolę odbiorcy, jak i b o h atera, jeśli nie są one w yraźnie pow ierzone in n y m postaciom .

Taka ekspansyw ność ja n a jw y raźn iej zaznacza się w m onologu w ew n ętrzn y m , ale m ożna ją odczuć rów nież w pew n y ch u tw o rac h lirycznych, k tóre nie w y o d ręb n iają ani nie su g e ru ją niezależnej postaci ne zróżnicowania najogólniej mówiąc między ty — poufa­ łym a w y — oficjalnym. Działają przy tym pewne residua przeszłości, np. prawo do zapoczątkowania wzajemnego ty należy do tego, który ze w zględu na cechę przewagi miałby w iększe prawo do m ówienia ty bez wzajem ności, a w ięc raczej do starszego niż m łodszego, bogatego niż biednego, pracodawcy niż pracownika, z dobrego domu niż z plebsu, kobiety niż m ężczyzny.

Ekspansywność ja

(12)

A L E K S A N D R A O K O P I E Ń -S Ł A W lttS K A 52

Osobowe u cieleśnienia ja

odbiorcy, a za głównego b o h atera m ają tzw . ja li­ ryczne (np. P olały się łzy...). Nie są to — oczyw i­ ście — w szelkie u tw o ry liryczne o w spom nianej b u ­ dowie, a tylk o takie, dla k tó ry c h dałoby się p rzy ją ć ek sp resy w n ą m otyw ację w y p o w ie d z i7. Nie m ogą to być rów nież w iersze opisowe czy n a rra c y jn e , gdyż m otyw acją dla tak ich sposobów relacjo n o w an ia jest w iedza m ówiącego i niew iedza słuchacza, a co za ty m idzie — ich zasadnicza nietożsam ość.

8. Sem antyczna jednofunkcyjność fo rm y ja b y n a j­ m niej nie ogranicza rozm aitości ucieleśnień roli m ó­ wiącego, może on bowiem , poza przy słu g u jącą m u n a tu ra ln ie i w yłącznie form ą ja, p rzy sw ajać sobie okazjonalnie n iem al w szystkie inne fo rm y osobo­ w e 8. A więc:

— fo rm ę m y , utożsam iając się z jak ą ś zbiorowością; — fo rm ę ty (a n aw et sporadycznie w y), p rzy dając sobie rolę odbiorczą;

— form ę on, u p rzedm iotow iając au to p re ze n ta cję przez w prow adzenie lub pozorow anie cudzych p u n k ­ tów w idzenia.

Je d y n ie fo rm a oni w y d aje się stylistycznie niespo- sobna do zastosow ania wobec pojedynczego m ów ią­ cego. W p ew nych w ypadkach może ona n atom iast 7 M. Głowiński nazywa podobne utwory soliloquiam i, u w a­ żając że są szczególnie charakterystyczne dla modernizmu; por. Poetyka Tuw im a a polska tradycja literacka. Warsza­ wa 1962 oraz Wirtualny odbiorca w struktu rze u tworu poe­ tyckiego. W: Style odbioru. Szkice o komunikacji literac­ kiej. Kraków 1977, zwł. s. 70.

8 Nad zadziwiającą zdolnością podmiotu do przyswajania sobie wszelkich form osobowych zastanawiał się Paul Va­ léry, tłumacząc ją w ewnętrznym zdialogizowaniem proce­ sów m yślenia, rozumianych przez niego jako procesy ko­ m unikowania z sobą samym. Jednostka staje się wówczas równocześnie jakby każdym z trzech uczestników aktu m o­ wy: „Le moi se dit moi ou toi ou il. Il y a les 3 person­ nes en moi. La Trinité. Celle qui tutoie le moi; celle qui le traite de Lui”. Cahiers I. Ed. par J. Robinson. Paris 1973, s. 440.

(13)

służyć a u to p re ze n ta cji zbiorowego podm iotu, p rzy ­ b iera ją c postać oni jako m y. Na przykład7 w zdaniu

Oto tw o i synow ie p rzyszli cię prosić — jeśli zdanie

to w yp ow iadane by było przez ow ych synów. Podobne, choć w m niejszy m zakresie, o p eracje tra n s - pozycyjne m oże p rzeprow adzać m ówiący, stosując do jednostkow ego odbiorcy form ę in n ą niż ty , a do odbiorcy m nogiego fo rm ę inną niż w y. O peracje te dotyczyć m ogą zarów no w skaźnika liczebności (w y jak o ty), ja k w skaźnika roli (on jako ty , oni jako

w y , m y jako w y ) oraz w skaźników roli i liczebności

jednocześnie (m y jako ty , oni jako ty).

W sto su nk u do przedm iotu (bohatera) transp ozy - cy jn e używ anie fo rm osobowych, czyli stosow anie fo rm innych niż on (oni), je st g en eralnie utru d n io n e. P rzejście bow iem od on (oni) do ja (m y) lub ty (wy) je s t zw ykłym sygnałem podjęcia przez b o h atera roli m ówiącego lub słuchacza, a zatem sygnałem zm ian w perso naln ej obsadzie ról ko m unikacyjnych. W y­ klucza to sem an ty czn y efe k t transpo zycji, k tó ra przecież nie w sk azu je na pow stanie nowego układ u kom unikacyjnego, tylko m odyfikuje sposoby jego realizacji.

N iem niej zdarza się, zwłaszcza w tekstach lite­ rackich, że form a ty (w y) byw a osten tacy jn ie od­ noszona do obiektów nie m ogących być faktycznym i ad resatam i w ypow iedzi — do postaci fan ta sty c z ­ nych, i zm arłych, do zjaw isk n a tu ry , pojęć i rzeczy, k tó ry m np. reto ry czn e ap o stro fy p rzy d ają rolę od­ biorczą, b y n a jm n ie j nie tu szu jąc pretekstow ego cha­ ra k te ru tego zabiegu. P ozostaw iam więc jako kw e­ stię do rozstrzygnięcia, czy form ę d ru giej osoby można uw ażać za tran sp o zy cy jn y odpow iednik osoby trzeciej w okolicznościach kom unikow ania się bez­ ap elacyjnie niezw rotnego, takiego, k tó re z góry w yklucza m ożliwość dialogow ej zam iany ról m iędzy

ja i ty , będącej przecież k o n sty tu ty w n y m w spół­

czynnikiem każdej relacji nadaw czo-odbiorczej. Moż­ na bowiem p rzyjąć, że zw roty apostroficzne mimo

W ielość tu

(14)

A L E K S A N D R A O K O P IE IÏ-S L A W IÎÏS K A 54

Dydaktyczne m y

g ram aty czny ch w skaźników p o zorują ty lk o tę re la ­ cję, a w rzeczyw istości angażują zu p ełnie innego odbiorcę, pobudzając jego w yobraźnię i uw ag ę jak o w y raziste sposoby u w y d a tn ia n ia słow nej akty w n ości nadaw cy. H ipotezę „drugiego odbiorcy” w zm acnia fak t, że ap o stro fy szczególnie często p o jaw ia ją się w tek stach n iew ątp liw ie n astaw io n y ch n a sk u tecz­ ność persw azy jną, z pew nością zw róconą k u kom uś in n em u niż obiekty reto ry czn y ch przyw ołań. 9. R ozw ażania n ad apostrofą u p rzy to m n ia ją , ja k tru d n o ściśle w ytyczyć granice procesów tra n sp o - zy cy jny ch i bezw zględnie określić sem an ty czn ą w a r­ tość u ży ty ch w tekście fo rm osobowych. Ilu s tra c ją podobnej chw iejności znaczeniow ej m oże być ró w ­ nież in te rp re ta c ja dydaktycznego w a ria n tu fo rm y

m y . P rzy n ależy on do rodzin y chw ytów p e rsw az y j­

nych: m ów iący gani, naucza, w skazuje drogi p o stę­ pow ania, jest więc kim ś in n y m niż ci, do k tó ry c h się zw raca, ale sw oją w iedzę i wyższość m ask u je w łaśnie p rzy pom ocy fo rm y m y . Liczy bow iem , że łatw iej znajdzie p rzy ch y ln y posłuch, jeśli p rze d sta ­ w i się jako członek w spólnoty nieośw ieconych g rze­ szników , niż jeśli się z niej w yłączy i ponad nią w yniesie, przeciw staw iając sw oje nauczycielskie ja p ouczanem u t y (wy). W tak iej sy tu a c ji p rzy n a leż ­ ność ja do m y jest tylko reto ry cz n y m gestem ko m u ­ n ik acy jn ym , k tó ry zresztą nie zawsze b y w a k o nse­ k w e n tn ie u trz y m y w a n y w tok u dłuższej w ypow ie­ dzi. J a k św iadczą bow iem liczne p rz y k ła d y utw o rów p ersw azy jn y ch , np. ośw ieceniow ych, m y d y d ak ty cz­ ne łatw o i niem al niepostrzeżen ie przechodzi w d y ­ d ak ty czne t y (wy), którego je st blisk im ek w iw alen ­ tem . A le czy łączy je sto su n ek transpo zycji?

III

Spośród różnych w ym ienionych w yżej przy pad k ów tran sp o zy cji n ajw ażn iejszym i, bo najszerzej stosow anym i i sfunkcjonalizow anym i,

(15)

w y d ają się trz y następ u jące: 1) on jako ja, 2) on jak o ty , 3) t y jako ja. Z am ierzam zatem nieco do­ k ładn iej p rzy jrze ć się idh sem antycznem u fu n k cjo ­ now aniu, zw łaszcza w w ypow iedziach literackich. R ozpoczynam od tran sp o zy cy jn y ch użyć form y trz e ­ ciej osoby, k tó ra okazuje się najsposobniejsza do rep re z en to w a n ia różnych ról ko m unikacyjnych, bo zdolna do ekw iw alen ty zo w an ia zarów no roli n ad aw ­ cy, jak i odbiorcy. Z rac ji sem antycznej plastyczno­ ści z n ajd u je się na przeciw n y m biegunie wobec fo r­ m y ja, podczas gdy form a ty p lasu je się gdzieś po­ śro dk u tej skali. Taki porządek uszeregow ania fo rm

on — ty — ja ze w zględu na ich podatność tra n sp o -

zycy jn ą w y n ik a, jak przypuszczam , z różnicy stop­ nia ko m u n ik acy jn ej aktyw ności poszczególnych ról osobowych — im w iększa aktyw ność, ty m m niej m ożliwe stłu m ie n ie danej roli i sem antyczne p rze ­ kw alifikow anie przy p isan ej jej fo rm y 9.

1. On jako ty . O dnoszenie form trzeciej osoby do odbiorcy w y stę p u je przede w szystkim w skonw en­ cjonalizow anych zw ro tach tow arzyskich, w yró żn ia­ jąc i nacechow ując pew ne u k ład y socjalne, pokole­ niowe, służbow e czy rodzinne. Z dania typ u: Niech

się ciocia nie m a rtw i; C zy M arysia nie słyszała p u ­ kania? ; M oże ta tu ś usiądzie — w p o rów naniu z ana­

logicznym i zdaniam i w drugiej osobie: N ie m a rtw

się, ciociul; C zy ś nie słyszała pukania, M arysiu ?; M oże usiądziesz, ta tu siu — okazują się przede

w szystkim pozbaw ione bezpośredniości odniesienia w yró żniającej rela cję ja — ty . Z astąpienie jej r e ­ lacją ja — on może spraw iać w rażenie uszanow a­ nia dla rozm ów cy i skrom ności mówiącego, k tó ry nie 9 Podobne zhierarchizow anie form osobowych ze względu

na ich zdolność do zastępowania jednej przez drugą za­ uważa Z. Topolińska, wiążąc je — jak rozumiem — z róż­ nicami w stopniu nacechow ania każdej z tych form. K a t e ­ goria osoby w ję z y k u polskim. „Język Polski” Vol. XLVII 1967 nr 2, s. 88—95.

N ajważniejsze transpozycje

(16)

A L E K S A N D R A O K O P IE N -S Ł A W IŃ S K A 56

U szanow anie i lekcew ażenie

Obyczaje konw ersacyjne

czuje się dość śm iałym lub godnym , ab y zw racać się do kogoś w p ro st i po p a rtn e rsk u ; może też — w ręcz przeciw nie — być objaw em wyższości ja i okazyw anego rozm ów cy lekcew ażenia przez niedo­ puszczenie go do w łasnego poziom u i bezpośrednich kontaktów .

Sygnałem tran spozycyjnego w y stąp ien ia on jako ty byw a przede w szystkim m odalna postać zdania, sil­ nie u w y d a tn ia jąc a p u n k t w idzenia n ad aw cy n a obec­ ność i zachow anie odbiorcy, tak a ja k polecenie, py ­ tanie, propozycja, w ym ów ka, prośba itp. Form a m odalna i sprzężona z nią in to nacja fu n k cjo n a liz u ją

on w roli ty , ale nie likw idują jego przedm iotow ego

nacechow ania, toteż zw ro ty trzecioosobow e w roli drugoosobow ych nie są by n ajm n iej tożsam e sem an­ tycznie ani stylistycznie z bezpośrednim i zw rotam i w osobie drugiej.

Socjalne sfunkcjonalizow anie tra n sp o z y cy jn y c h użyć

on jako ty zapew nia im stab ilizację znaczeniow ą

i u tru d n ia poddaw anie ich sw obodnej i o k azjo n al­ nej grze ję z y k o w e j10. Toteż, jak się w y d aje, iCh literackie zastosow ania nie w ychodzą raczej poza ram y p rz y ję te j funkcjonalizacji. T ak więc zw ro ty trzecioosobow e w w ierszach Słow ackiego adresow a­ nych do pan ienek Zofii i L udw iki B obrów ien, takie jak inicjalne: N iechaj m ię Zośka o w iersze nie pro­

si czy G d y na o jczyzn ę spojrzą oczy L o lk i — są

raczej odbiciem tow arzyskich obyczajów kon w

ersa-10 Szczególną pod tym względem pozycję w języku pol­ skim zajmuje całkowicie skonw encjonalizowana, pow szech­ na i neutralna, forma zwrotu pan. Interesujące byłoby prześledzenie pewnych prób przekształcenia, zróżnicowania lub wym inięcia tej form y w rozmaitych sytuacjach. Np. poprzez łączenie jej z drugoosobowymi, pojedynczym i lub mnogimi, formami czasownika, por. Niech się pan posunie; Posuń się, pan; Posuńcie się, panie. Ostatnie zdanie brzmi staroświecko i uniżenie, ale traci ten charakter, jeśli pana stosownie dookreślić, np. posuńcie się, panie kolego (panie starszy, panie kierowco itp.).

(17)

c y jn y c h X IX w. niż, jak b y to dzisiaj mogło się zdaw ać, poetyckim w yszu k aniem i sztuczną cere- m onialnością. Na odw rót, bezpośrednie ty , k tóre w ow ych w ierszach rów nież się pojaw ia, zapew ne nie jest całkow icie zw yczajne, ale zabarw ione od­ cieniem sw obody u sp raw ied liw io nej w łaśnie przez

poezję.

2. On jako ja. P re z e n ta c ja ja pod postacią on podle­ ga ry zy k u zbyt m ałej w yrazistości podm iotowego nacechow ania on i dlatego w ym aga dość silnych sygnałów zew n ętrzn y ch , sy tu a c y jn y ch lub w e- w n ą trz tek sto w y c h , k tó re by tę podm iotowość u w y ­ d a tn ia ły w b rew uprzedm iotow iającej in ercji form y

on. Rozpoznanie m ów iącego podm iotu (ja) w postaci

p rzed staw io n ej jako trzecioosobow y b o h ater (on) stosunkow o n ajp ro stsze jest p rzy bezpośrednim kon­ tak cie rozm ówców. M ówiący może w skazyw ać na siebie p rzy pom ocy fo rm y trzeciej osoby w zda­ n iach typu: T w ó j uko ch a n y m ąż m a dzisiaj ochotę

iść na bal; A lin k a jeszcze wcale nie jest zmęczona; Ta nudziara ju ż długo się do was nie odezw ie —

pod w aru n k iem , że zdania te w y stąp ią w sy tu acjach nie po zostaw iających w ątpliw ości, że u koch an y mąż,

A lin k a czy nudziara są nazw aniam i w łaśnie m ów ią­

cego ja. N azw ania te są zazw yczaj dobierane ze w zględu na ad resata, wobec którego m ów iący się określa. W poró w nan iu z analogicznym i zdaniam i w pierw szej osobie: M am dzisiaj ochotę iść na bal;

Jeszcze wcale nie je s te m zm ęczo n a ; J u ż długo się do w as nie odezw ę — zdania trzecioosobow e zaw ie­

ra ją w ięcej in fo rm acji o nadaw cy i jego perso n al­ n ym u sy tuo w an iu , stw arzając m u szansę dogodniej­ szego upozow ania się w obec ad resata. Pozw alają bow iem m ów iącem u w skazać na p rzy ję tą , pożądaną lub narzuco n ą sobie rolę i zarazem zaznaczyć wo­ bec niej swój dystans. N azw y nadaw cy i niektóre in fo rm acje o nim w pro w ad zan e są wówczas jakby cudzysłow ow o, a więc nie całkiem na w łasną

odpo-Podm iotowość ukryta w on

Pożytki płynące z on

(18)

A L E K S A N D R A O K O P IE IsT-SŁA W IŃ S K A 58 w iedzialność mówiącego, co um ożliw ia m u zabar­ w ienie ta k uform ow anej w ypow iedzi odcieniam i ż a rtu , pieszczotliw ości, prow okacji, p re te n s ji itp. Poza w ypow iedziam i fo rm u łow any m i w obecności rozm ów cy p erso n aln e id en ty fik acje nie n a stręczają na ogół w iększych trudności w ty ch sytu acjach, kiedy nadaw ca i odbiorca p osiadają o sobie w y s ta r­ czającą w iedzę i są w y raźn ie p erso n aln ie sk o n k re­ tyzow ani. Tak więc np. w liście m atk i do syna nie budzą w ątpliw ości co do ich podm iotow ego nace­ chow ania nie tylk o zw ro ty w rod zaju za u fa j do­

św iadczeniu tw o je j m a tk i, ale rów nież i tak ie, k tóre

w m iejscu m a tk i podają inne jej nazw ania, jak np.

doświadczona kobieta, najbliższa osoba.

N atom iast w sy tu a c jac h k o m u n ikacyjn y ch, k tó ry ch ośrodkiem je st u tw ó r literacki, rozpoznanie on jako

ja jest znacznie u tru d n io n e w sk u tek gen eralnego

osłabienia i upośred nienia w ięzi m iędzy ja sp ra w ­ czym a ja stem aty zo w an y m w tekście. N ie wchodząc w kom plikacje, jakie p o w stają ze w zględu n a w ie­ lość nadaw czych poziom ów u tw o ru oraz rządzące nim i reg u ły tra n sm isji, zam ierzam ograniczyć się tu ta j tylk o do tyCh okoliczności, k tó re dotyczą re ­ lacji m iędzy au to rem a podm iotem u tw o ru i w iążą się z przejściem od ja do on, wów czas kied y a u to r in ten cjo n aln ie się z ty m on utożsam ia, tra k tu ją c je jako ekw iw alent przysługującej m u fo rm y ja.

Poniew aż fo rm a on nie zaw iera w sobie w spółczyn­ nika podm iotow ego, czytelnicze rozpoznanie tak iej au to rsk iej in te n c ji w ym aga w y ra z isty ch bodźców id en ty fik acy jn ych . N ajp ro stszy m z nich i n a jła tw ie j zauw ażalnym jest zbieżność nazw isk lub in n y ch da­ n ych p erso n aln y ch m iędzy a u to re m a postacią z te k ­ stu. Zbieżność ta jed n ak w ym aga „ d o k u m e n taln e j” , a nie w yłącznie im m an en tn ej le k tu ry dzieła, tzn. tak iej, k tó ra ang ażu je w iedzę o au to rze, a nie po­ m ija jej jako okoliczności ze w n ę trz n y ch i p rzy p a d ­ kow ych. D latego też nazw iskow a poszlaka id e n ty ­ fik acy jn a n a jła tw ie j fu n k cjo n u je w u tw o ra c h da-On jako ja

(19)

jący ch się odczytyw ać jako a u to rsk ie św iadectw o, a nie literack a fikcja. Do tak ich zaś należą bez­ sprzecznie osobiste zapiski, d zienniki i pam iętniki. M iędzy innym i na dw óch zaczerpniętych w łaśnie z dziennikow ego g a tu n k u w ypow iedzi p rzy k ład ach w skazać zam ierzam sem an tyczn o-sty listyczne m o ty­ w acje i szanse tra n sp o zy cy jn y ch użyć fo rm y on jak o ja. O dw ołuję się tu przede w szystkim do a n a ­ lizy w y bran y ch tekstów , a u n ik am aprioryczn ych fo rm u ł gen eralizujących, poniew aż tran sp o zy cja on jak o ja (w odróżnieniu np. od on jako ty ) nie uległa konw en cjo nalizacji i jej znaczenia zależą w dużej m ierze od okoliczności w ypow iedzi, a poza ty m nie zaw sze są dość w y raźn ie skonk rety zow an e i dopu­ szczają rozm aite in te rp re ta c je .

P orzucenie w p ew nych p a rtia c h D ziennika Gom ­ brow icza norm alnie p rz y ję te j dla tego g a tu n k u w y ­ pow iedzi rela cji pierw szoosobow ej na rzecz relacji w form ie osoby trzeciej — tra k to w a n e było przez pisarza i odbierane przez czytelników jako u d e rz a ­ jąca innow acja i pro w o k acja literacka. Z astąpienie

ja przez on jako ja i w yw ołane w ten sposób zde­

rzenie p e rsp e k ty w y podm iotow ej z przedm iotow ą um ożliw iło pisarzow i dokonanie a u to p re ze n ta cji jak g d y by od zew nątrz, nie n a w łasną odpow iedzial­ ność, oczam i i słow am i innych. U chyliło też pew ne ograniczenia m oralno-tow arzyskiego decorum obo­ w iązującego m ów ienie o sobie, a obejm ującego sze­ reg nierzadko w ew nętrzn ie skłóconych zasad, tak ich ja k np. zakaz sam ochw alstw a i w ym óg szczerości. O tw orzyło ponadto szansę k o n fro n tacji ty ch n iby- -cudzych opinii z ko m en tarzem i w yn u rzen iam i w zw ykłej form ie pierw szoosobow ej. F orm a owa dzięki podobnem u zestaw ieniu odzyskała z a ta rty w in n y ch okolicznościach w alo r poznaw czy jako ta, k tó ra uroszczeniom zobiektyw izow anych sądów ze­ w n ę trz n y c h przeciw staw ia jed y n y, n iedostępn y ni­ kom u poza sam ym m ów iącym , w gląd w jego sy­ tuację. W rezu ltacie po w stał w D ziennikach osten ­

Przypadek Gombrowicza

(20)

A L E K S A N D R A O K O F IE fl-S L A W IÎÏ S K A

Gombrowicz wiedział, co czyni

tacy jn ie w yszu kan y sty l w yznania, o p a rty na grze m iędzy p ro sto tą a sztucznością, w stydliw ością a e k s­ hibicjonizm em , otw artością a kam uflażem . G om bro­ wicz u p raw ia ł go z p rem e d y ta c ją i g ru n to w n y m rozeznaniem efektów . C y tu ję fra g m e n t jego spo­ strzeżeń na ten tem at, w ypow iadanych w łaśnie w trzeciej osobie, co przem ienia a u to c h a ra k te ry s ty ­ kę w zobiektyw izow any tek st k ry ty czn y , jak b y po d ­ pow iedziany przez G om brow icza kom uś, kto m iałby w yrazić o nim opinię. C ytując, spełniam zatem za­ program ow aną dla m nie przez pisarza rolę:

„(...) wprowadzenie w Dziennik «drugiego głosu» — głosu komentatora i biografa (...) pozwalało mu mówić o sobie «Gombrowicz», jakby cudzymi ustami. Był to w jego p o­ jęciu ważny wynalazek, wzmagający niezmiernie chłodną sztuczność tych zwierzeń, a zarazem pozwalający na w ię k ­ szą szczerość i namiętność. I było to coś nowego, czego nie napotkał w żadnym ze znanych mu dzienników. (...) jakież to w zbogacenie móc m ówić o sobie w pierwszej i trzeciej osobie jednocześnie! Wszak ten, kto mówi o sobie per «ja» m usi z konieczności tyle niedopowiedzieć, o tyle sfałszo­ wać — a ten, kto by potraktował siebie per «on» i próbo­ w ał opisać się z zewnątrz, ten operowałby tylko cząstką prawdy. Więc to przerzucanie się od «ja» do «Gombro­ wicz» m ogło (stopniowo, w miarę doskonalenia i pogłębia­ nia tej praktyki) doprowadzić do ciekawych rezultatów . I pozwalało chw alić się i dem askować jednocześnie!” n . Psychologiczna w artość operacji zastępow ania ja przez on w yczuw ana była przez pisarzy, oczywiście, i przed Gom brow iczem . J e d n a z b o h a te rek A dam a

G ryw alda, przedw o jennej powieści Tadeusza B rezy,

se k re t sw oich rozterek m iłosnych zw ierza opow ia­ d ając o w yim aginow anej postaci. I nie jest to tylko form a kam uflażu, ale także sposób w nikliw szego i b ardziej szczerego przedstaw ien ia w łasnej sy tuacji. Tak w łaśnie, w b rew pierw szem u w rażeniu, u jm u je i k o m en tu je jej w yznanie n a rra to r, dając w ten sposób w yraz au to rsk iej świadom ości Brezy:

(21)

„Przecież w iedziałem doskonale, że to co mi opowiadała, było prawdą. A że ucharakteryzowała w łasne przeżycia na fabułę powieści, to nie wykręt, a sposób m ówienia prawdy. Gdyby chciała m ówić o swych przygodach wprost, bez żadnych w ybiegów , w ów czas dopiero w ykoślawiłaby rzeczywistość. A tak niby to opowiadając o papierowej bohaterce, w ydobyw ała z siebie największą ilość bezstron­ ności, najlepszą jakość dokładności. Tę w łaśnie formę spo­ wiedzi w ybrała podświadomie, bo mogła ją najsilniej n a­ sycić treścią swoich uczuć i przeżyć” 12.

F o rm a on jako ja może rów nież w ystępow ać w za­ pisie dziennikow ym zupełnie innego rod zaju niż G om brow iczow ski, a więc pozbaw ionym w y ra fin o ­ w anych am bicji literackich, i być spontanicznym i praw dopodobnie b ezreflek sy jn y m w yrazem s y tu ­ acji psychicznej m ówiącego. Taką w łaśnie jej po­ stać n ap o tk ałam w w y d an y m niedaw no W yborze

p ism Dzigi W iertow a, zaw ierający m rów nież jego

zapiski i d z ie n n ik i13. F o rm a owa pojaw ia się tam w w ielu m iejscach, we frag m en tach w iększych i m niejszych, sw obodnie przem ieszana z innym i sposobam i relacji. J a k zw ykle p rzy użyciu trzeciej osoby a u to p re ze n ta cja n ab iera c h a ra k te ru u p rze d ­ m iotow ionego, tu jed n ak nie przez przyw oływ anie cudzych sądów, ale przez obiektyw izację n ajb ard ziej osobistych prześw iadczeń au to ra, k tó ry w ten spo­ sób sta ra się zw iększyć ich w agę, i m ówi o sobie tak, jak pragnie, by m ów ili o nim drudzy, a swoją p raw d ę chce uczynić p raw d ą dla innych. Trzecia osoba jest u niego św iadectw em b ra k u ufności w si­ łę ja, w y razem osaczenia i próbą sam oobrony. Je d en z w ielkich n ow atorów kina radzieckiego, w y ­ m ieniany obok E isensteina, Pud ow k in a i Dowżenki, refo rm a to r film u dokum entalnego, ideolog i tw ó r­ ca „kinooka” , n a m ię tn y e n tu z jasta rew olucji — bo­ ry k ał się z niesły ch an y m i trudn o ściam i n a tu ry ,

Fabuła jako m aska ja

Przypadek Wiertowa

12 T. Breza: A dam Gryw ałd . Powieść. Warszawa 1958, s. 208. 13 D. WiertowT: Człow iek z kamerą. W ybór pism. Przekład T. Karpowski. Warszawa 1976.

(22)

A L E K S A N D R A O K O P IE tt-S Ł A W IIsT S K A 62 oględnie mówiąc, b iu ro k ra ty c z n ej, k tó re w p ew n ych okresach niem al całkow icie tam o w ały jego tw ó r­ czość. Pozbaw iony sw obody działania, sp ę ta n y sie­ cią in sty tu cji, in stru k c ji i in stan cji, chodził lub był w zy w an y n a zeb ran ia, n a ra d y i kom isje, p rzy jm o ­ w ał uw agi m ia ro d ajn y c h czynników , w y słu ch iw ał na swój te m a t pogłosek i p ó łp ry w atn y c h opinii, do­ w iadyw ał się o w ypow iedziach ludzi z b ra n ż y i lu ­ dzi, od k tó ry c h zależały jego b y t i p raca. A oni m ówili: W iertow to, W iertow tam to, W iertow nie pow inien, n iech W iertow poczeka, może W iertow uzgodni. Im w szy stk im w ięc odpow iadał, w y ja śn ia ł i tłu m aczył na k a rta c h sw oich zapisków , a sw oje zbyt słabe i n iepew ne ja zam ieniał na silniejsze, zobiektyw izow ane on — W iertow . I tak a jest psy - chologiczno-socjalna geneza tej fo rm y w jego dzien­ niku. Oto próbki:

„Jakiś w ielki fałsz krył się w sposobie w ykorzystania r e ­ żysera W iertowa w ostatnim czasie, kiedy to postawiono przed nim ultimatum : albo praca Syzyfa, albo oskarżenie 0 bezczynność.

W szyscy o tym w iedzieli, w spółczuli, niektórzy protestow ali, ale koniec końców — rozkładali ręce.

— Jesteście twórcą w yjątkowym . Jakieś w yjście znajdzie­ cie. (...)

1 W iertow przełam yw ał się i rozpoczynał pracę, przedkła­ dając najcięższy w ysiłek nad oskarżenie o bezczynność. (...) Jedno tylko było niepojęte. D laczego w łaśnie W iertowa od­ suwa się od obiecujących tem atów, od obiecującego m ate­ riału, od w szystkiego co dla tw órcy jest interesujące i p eł­ ne ekspresji? (...)” (s. 216—217).

„On — poluje. Poluje na kadry film owe. Na kadry prawdy. Kinoprawdy.

Nie zamyka się w gabinecie. Opuszcza klatkę pokoju. M a­ luje z natury. Obserwuje. Eksperymentuje. Zdobywa orien­ tację w nieznanej okolicy. Błyskaw icznie podejm uje de­ cyzję. I w e w łaściw ym m om encie celnie strzela. (...)

Tego w szystkiego jednak nie ma...

On bowiem już od kilku lat nie poluje, nie bada, nie strzela...

Kiedy bierze na cel i gotów jest pociągnąć za spust, w ów - Bez zezw olenia czas m ówią mu: «Wróć!» Domagają się od niego oficjal­ nie upolujesz nego zezwolenia. I on zabiega o nie — czasam i nawet

(23)

dostaje. Wówczas jednak ptak dawno już uleciał, a zw ie­ rzyna um knęła” (s. 177—178).

T ak w yrazista i k o n sek w en tn a a u to p re ze n ta cja m ó­ wiącego w trzeciej osobie n ależy jed n ak do w y p ad ­ ków k ra ń c o w y c h 14. K lasyczne g a tu n k i literack ie rzadko dają au torow i szansę pisania o sobie p er on, a czytelnikow i m ożność rozpoznania tak iej tra n sp o ­ zycji.

W arto tu może u p rzytom n ić, jak w y g ląd ają re a li­ zacje pośrednie. P rz y k ła d e m może być Całe życie

Sabiny, powieść H elen y Boguszew skiej, gdzie bo­

h a te rk a porządku jąc p rzed śm iercią obraz swojego życia, mówi o sobie najczęściej ona, co przede w szy­ stk im w yw ołuje efe k t d y stan su m iędzy nią — u m ierającą i w spo m in ającą a nią — ta m tą daw ną. P rzy padek powieści B oguszew skiej jest dość skom ­ plikow any, a n a w e t zam ącony. M onolog w e w n ętrz ­ n y bohaterki coraz to ro zp ły w a się w n a rra c ji a u to r­ skiej prow adzonej z pozycji b o h aterk i i wówczas fo rm a ona p rze staje w ystępow ać jako ekw iw alen t

ja i traci to sem an ty czne napięcie, jakie w iąże się

z jej użyciem tran sp o zy cy jn y m . Oto c h a ra k te ry ­ styczny fragm ent, w k tó ry m ona — S abina z n a rr a ­ cji autorskiej przechodzi do m ow y pozornie zależ­ nej i m onologu w ew n ętrzn ego w trzeciej osobie: „Jak przez odwróconą lornetkę patrzy Sabina w najdalszą głąb swego dzieciństwa, na siebie samą, na małą Sabinę, chudą, czarną i nerwową, to skaczącą jak wróbel, wiercącą się, kręcącą, szalejącą nad byle czym z zachwytu, to znów tonącą w rozpaczy — że co? Że ta nowa sukienka «w ró­ żowy rzucik» znowu jest jakaś dziwna, nie taka jak u in ­ nych dzieci? Przydługa? A tak się cieszyła z tej su k ien ­ ki! (...)” (s. 19).

„Ach, Sabino, Sabino — uśm iecha się tamta z w ysokości swego łóżka — jakaś ty dziwna (...)” (s. 4 0 )15.

14 Niekiedy nawet łączy się ją ze skłonnościami schizofre­ nicznymi, ale tego aspektu spraw y w ogóle nie biorę w ra­ chubę.

15 H. Boguszewska: Całe ży cie Sabiny. Warszawa 1958.

Przypadek Sabiny

(24)

A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S L A W ltf S K A 64

Mowa pozornie zależna

i m onolog w ew nętrzny

R ozróżnienie m iędzy m onologiem w e w n ę trz n y m w trzeciej osobie a m ową pozornie zależną, k tó ra z n a tu ry odznacza się form ą trzecioosobow ą, je st bardzo istotne, a niedostatecznie u św iadam iane. M o­ w a pozornie zależna dzięki form ie trzeciej osoby zgodna jest z porządkiem n a rra c ji, z k tó re j w y ró żnia się sposobem uk ształto w an ia zdań — ich odm ienn ym nacechow aniem in to n acy jn y m i m odalnym , c h a ra k ­ tere m ek sp resy w n y m i p rezen ty sty czn y m , n ie ­ zw ykłą indyw idualizacją. Mowa ta p o w staje w p rz y ­ padku, k ied y n a rra to r m ówi o boh aterze jego (bo­ h a te ra) w łasnym i słow am i, przek ształcając jed n a k przy ty m bezpośrednie ja b o h a te ra w u p rze d m io to ­ w ione, n a rra c y jn e on. F orm a trzeciej osoby nie jest więc tu ta j ek w iw alen tem ja m ówiącego (n a rra to r­ skiego), a tylko up rzedm iotow ieniem ja b o h atera, postaci, o k tó rej się opowiada. T ym sam y m nie zachodzi tu w yp ad ek transpozycji, k tó ra jednoczy różne role tej sam ej postaci. N atom iast w m ono­ logu w e w n ętrzn y m m ożliw e jest on u ż y te tra n sp o - zycyjnie jako ja, gdyż tu ta j — inaczej niż w m ow ie pozornie zależnej — ja m ówiące i on p rzed staw io ne są tym i sam ym i postaciam i.

Rozpoznanie tran sp o zy cy jn y ch użyć on jako ja w obrębie w ypow iedzi lirycznych n astręcza jeszcze więcej kłopotów . N apotykane tu poszlaki w sk azu ­ jące na podm iotow e nacechow anie trzeciej osoby z tru d e m bow iem p rze ra d za ją się w pew ność p e r­ sonalnej identyczności m iędzy on i ja. P rz y p isy w a ­ nie autorow i cech w yobraźni, w rażliw ości psychicz­ nej czy zm ysłowej albo poglądów lirycznego b oha­ te ra może być jed y n ie h ip o te ty c z n y m dom ysłem , w y m ag ający m złożonego dowodu in te rp re ta c y jn eg o . R zadkim i p rzy k ład am i niew ątpliw ej ekw iw alencji m iędzy on i ja są jedynie u tw o ry liryczne w sp a rte odw ołaniam i do autobiograficznych k o n k retó w , jak to m a np. m iejsce w liry k u N orw ida B y ł taki: co

D ZIEC IĘC IEM zja w ił się na świecie...

(25)

n y m zaangażow aniem a u to ra w p rzedstaw iane po­ stacie, często w y ra ź n y m do nich zbliżeniem , stow a­ rzyszonym jednakże z p ew ną g en eraln ą niedefini- tyw nością perso n aln y ch p rzyporządkow ań i n ieo kre­ ślonością ich czasow o-przestrzennego ucieleśnienia.

P o eta może nasycać sw ą duchowością różne osoby, być i ja, i ty , i on, ale może też się im ostro p rze ­ ciw staw iać, odżegnując się n aw et od tych, k tóre p rzed staw ia jako ja. R ozw ikłanie osobow ych· za- w ęźleń, k tó re w pew nych sy tu acjach poetyckich o d g ry w ają szczególnie dużą rolę, staje się często­ kroć zadaniem in te rp re ta c y jn y m niezm iernej w agi dla rozum ienia tw órczości au to ra, takiego np. jak N orw id, Baczyński, G ajcy czy R afał W ojaczek. S p o tyk ane w n iek tó ry ch w ierszach lirycznych on, u form ow ane jako jed y n a lub główna, ale p e rso n al­ nie nie sk o n kretyzo w an a osoba wypow iedzi, w ydaje się częstokroć bardzo bliskim ekw iw alen tem ja. Nie daje się jed n ak d efin ity w n ie z nim utożsam ić, i ty l­ ko trw a w zaw ieszeniu m iędzy odniesieniem ogól­ n y m a in d yw idualnym . S tosow any przy k ład z G ro- c ho w iaka:

O, ile od tkliwości i m iłości pościł,

Aby wszedł pod Jej w łosy jak w żyw iczny kościół. Pojrzał w pierw po witrażach, w środku twarzy stanął, A tam wyżej — na czole — stał już słońca anioł. O, jakże się przepłoszył, ucieszył, przyczaił, Że sam jeden stratuje każdy blask w tym kraju. Nie usypie spod palców niczego prócz zgliszczy, A co zacznie miłować, m iłowaniem zniszczy 16.

Taka niedookreślona sem antycznie pozycja on ko­ responduje z am bicjam i m ow y poetyckiej, aby w y ­ pow iadając to, co in ty m n e i indyw idualne, w yrażać praw d y ponad jednostko we. „Czem u w zanadto jed ­ nej osobie? Tej a nie in n ej? ” 17 — zdum iew a się 16 S. Grochowiak: Bitwa. W: Nie było lata. Warszawa

1969, s. 66, w. 1—8.

17 W. Szymborska: Zdumienie. W: Wszelki wypadek. War­ szawa 1975, s. 28. Osobowe zawęźlenia liryki Intym ne i ponad- indyw idualne 5

(26)

A L E K S A N D R A O K O P I E N - S Ł A W IŃ S K A 66

Człowiek — to brzmi dumnie

przypadkow ością swego jednostkow ego w cielenia S zym borska — „pojedyncza osoba w lud zkim ch w i­

lowo ro d z a ju ” 18, k tó ra jako poetka w ychodząc poza ograniczenia sw ojej jednostkow ości, może zarów no powiedzieć: „Posłuchaj, jak m i prędko b ije tw o je serce” 19, jak też m ówiąc ona nakreślić w e w n ętrzn y p o rtre t kobiety-dla-N iego, k tó ry m ożna o d czyty­ wać rów nocześnie jako w izerunek osobisty i je d n o st­ kow y oraz p o n ad in d yw idualny i zbiorowy:

Musi być do wyboru.

Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. To łatw e, niem ożliw e, trudne, warte próby. Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, czarne, w esołe, bez powodu pełne łez.

Spi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na św iecie. Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno. N aiwna, ale najlepiej doradzi.

Słaba, ale udźwignie.

Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. Albo go kocha, albo się uparła.

Na dobre, na niedobre i na litość boską 2°.

N achylenie on k u ja, czasem w yraźne, czasem za­ w ieszone w niezdecydow aniu, dokonuje się w poezji często za p o średnictw em zw rotu człow iek. Jego po­ toczne użycia rów nież w ah ają się od bieguna bez­ osobowej ogólności do bieguna podm iotow ej in d y ­ w idualizacji; od zdań człow iek ceni najbard ziej to,

co utracił, k tó re m ożna bez szw anku przełożyć na

bezosobowe najbardziej ceni się to, co się utraciło, do zdań dziś ju ż człow iek nie pam ięta, jaka była

w ów czas pogoda, k tó re znaczą praw ie ty le, co dziś ju ż nie pam iętam , jaka była w ów czas pogoda. Gdzieś

w obrębie tej skali m ieści się w stęp n a fra z a z liry ­ ku N orw ida:

18 W. Szymborska: Przem ówienie w biurze znalezionych rzeczy..., s. 27.

19 W. Szymborska: W szelk i wypadek..., s. 6.

20 W. Szymborska: Portret kobiecy. W: Wielka liczba. War­ szawa 1976, s. 27, w. 1—9, 17—20.

(27)

Jak gdy kto ciśnie w oczy człowiekow i Garścią fijołków i nic mu nie powić...

w k tó ry m n ieok reślo n y czło w iek u stę p u je w w ersie o statn im in ty m n ie osobistem u ja:

...lecz nie rzeknę nic — bo jest mi sm ętno 21.

3. T y jako ja. Z w ro t do sam ego siebie w drugiej osobie jest w m onologu w ew nętrzn ym , ta k jak go h ipotetycznie re k o n s tru u ją literack ie (przede w szy­ stkim ) relacje z m ow y nie w ypow iedzianej, form ą rów nie n a tu ra ln ą (lub rów nie sztuczną) ja k m ów ie­ nie do siebie ja. N ajczęściej w iąże się on ze szcze­ gólną odm ianą m odalności, tow arzysząc w ezw aniu, napom nieniu, p y tan iu , przy kazan iu , postanow ieniu, rzadziej n a to m ia st pojaw ia się w zdaniach spraw o­ zdawczych. C zem u jeste ś ta ka łatw ow ierna, w s z y s t­

ko m ożna ci w m ó w ić — w yrzucała sobie Zofia —

to w ym yślony, by le jak i p rzy k ład banalnego zdania m ogącego pojaw ić się w prozie powieściowej. Z da­ nie w drugiej osobie opatrzo n e jest tu n a rra c y jn y m kom entarzem , k tó ry nie pozostaw ia w ątpliw ości, że Zofia zw raca się w ten sposób do siebie sam ej. Ze w zględu na ro zstrz y g a ją c ą rolę k om entarza samo zdanie drugoosobow e nie m usi się niczym w yróż­ niać, b y zeń p raw idłow o odczytać odniesienie ty do ja.

N atom iast na to, b y m ożna było podobnie z in te r­ pretow ać sam odzielne w ypow iedzi drugoosobowe, m uszą one spełniać w a ru n e k przekładalności na fo r­ m ę pierw szoosobow ą nie ty lko bez n aru szen ia sen­ su, ale co w ięcej: sens ich pow inien okazać się w ów ­ czas p ełn iejszy i lepiej m otyw ow any. W ym óg w yż­ szości m o ty w acy jn ej nie zawsze jed n ak w p rak ty ce literack iej b yw a zachow yw any. W okolicznościach k iedy jakieś oczyw iste poszlaki p ersonalne w

ska-21 C. Norwid: Jak... W: Dzieła zebrane. T. I: W iersze. Oprać. J. W. Gomulicki. Warszawa 19Θ6, s. 617.

(28)

A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S Ł A W lttS K A 68 Jedna z uśw ięconych form w ypow iedzi lirycznej

żu ją na użycie ty jako ja, realisty czn a m oty w acja tej fo rm y w ypow iedzi może schodzić n a dalszy plan. Tak jest np. z głośną Przem ianą B u to ra, obszerną powieścią psychologiczną w drugiej osobie, gdzie szczegółowość rela cji p rze ra sta n ie je d n o k ro tn ie po­ trzeb y sk ierow anej ku sobie m ow y w e w n ętrzn e j. O ile transpo zy cje w prow adzające t y jako ja w u tw o rach pow ieściow ych w yraźn ie w iążą się z no­ w oczesnym i próbam i odnow ienia i przekroczenia p e rsp e k ty w klasycznej n a rra c ji, o ty le w u tw o rach lirycznych stanow ią z daw na uśw ięconą form ę w y ­ powiedzi, realizow aną na w iele różn ych sposobów. Oczywiście, wchodzą tu w grę te sam e skłonności liry k i do n ied efin ity w n y ch p rzy po rząd kow ań , o ja ­ kich była m owa przy tran sp o zy cjach on jako ja, jakkolw iek — generalnie rzecz biorąc — fo rm a ty jest znacznie sposobniejsza do re p re z en to w a n ia m ó­ wiącego niż form a on.

L iryczne ty k o n k rety z u je się znaczeniow o na roz­ ległej i w yraziście spolaryzow anej skali — na je d ­ n ym jej k rań cu z n a jd u je się ty n a jo strz e j, bo in d y ­ w idualnie i bezpośrednio, przeciw staw n e ja, na d r u ­ gim zaś ty stanow iące pełn y ek w iw alen t i r e p r e ­ zentację jakiegoś jednostkow ego ja, k tó re m u p rz y ­ dana została w ten sposób rola a d re sa ta w y p ow ie­ dzi. Pom iędzy ty m i biegunam i m ieści się ty uogól­ nione, bliskie form om bezosobowym, tyczące każ­ dego i w szystkich. Sposób w yp ełn ien ia tej skali przez twórczość jednego a u to ra jest w ażny m kom ­ ponentem sty lu jego mowy. Z nam ienne np., że liry ­ ki N orw ida w y p ełn iają w łaściw ie cały re p e rtu a r m ożliwości m ieszczących się na tej sk ali 22, a liry k i M ickiewicza czy Słow ackiego zaledw ie n iek tó re w a ­ rian ty .

22 Wypada tu przypomnieć, że autorem rekonesansow ej roz­ prawki N orwidowska druga osoba jest M. Głowiński W O sztuce literackiej. Prace ofiarowane C zesław ow i Zgo- rzelskiemu. „Roczniki Hum anistyczne” (KUL) Vol. X IX

(29)

Bezosobowe i ogólne ty , znane doskonale potocznej sentencjonalności (np. K ła m stw e m daleko nie zaje-

d ziesz), stan o w i w ażne i pierw sze ogniwo p rzy p rze ­

chodzeniu do ty jako ja w m owie poetyckiej. F o r­ m a ty bow iem , zbliżając się do b ieguna pełnej tra n s ­ pozycji, re a liz u je się w trzech głów nych w a ria n ­

tach sem antycznych.

a. T y jako re p re z e n ta n t jakiejś w spólnoty, do któ­ re j zalicza siebie m ów iący; często jest to bliżej nie definiow ana, szeroka w spólnota ludzkich dośw iad­ czeń, k tó re j istn ien ie m ów iący zakłada jako fu n d a ­ m en t w szelkiego porozum ienia. Takie ty ogarnia rów nież ja m ówiącego, nie jest jed n ak z nim toż­ sam e, bo ponad jedno stk ow e i niezindyw idualizow a- ne. Raz jeszcze posłużę się p rzy k ład em z N orw ida: Och! nie skończona jeszcze D ziejów praca —

Jak bryły w górę ciągnięcie ram ieniem; Umknij — a już ci znów na piersi wraca, Przysiądź — a głow ę zetrze ci brzem ieniem ...23

Im w iększa ogólnikow ość w ypow iedzi, b ra k k o n k re­ tyzacji czasow ej i p rze strz e n n ej, w yraźnego osadze­ nia postaci i w y d arzeń — ty m ty bliższe sta je się osobie u n iw e rsa ln ej. Język o w y m i tego w skaźnika­ m i są w szelkie fo rm y niedokonane, w ielokrotne, tr y ­ b y w aru n k o w e, przypuszczające, zdania o postaci reto ry cz n y c h p y ta ń lub sentencji.

b. T y zin dyw idualizow ane i jednostkow e, ale nie­ określone perso n aln ie i dające się trak to w ać jako fig u ra takiego odbiorcy, k tó ry b y łb y lu strzan y m odbiciem m ówiącego. Ich tożsam ość nie jest jednak potw ierdzona żadnym i szczegółow ym i w skazów kam i, a jej dom ysł w y nik a stąd jedynie, że słow a zw ró­ cone do anonim ow ego i nieokreślonego t y pozo­ s ta ją ja k b y w m oty w acy jn ej próżni, n ato m iast jeśli odczytyw ać je jako w e w n ętrzn y m onolog m ów ią­ cego, o kazu ją się n a tu ra ln y m w yrazem n u rtu ją c y c h 28 C. Norwid: Socjalizm..., s. 549. T y czyli w spólnota T y jako lustrzane odbicie ja

Cytaty

Powiązane dokumenty

• Liczby w systemie rzymskim zapisujemy znakami I, V, X, L, C,

Kiedy naszą dziedziną jest zbiór liczb naturalnych, obie wersje są zbieżne, jeśli jednak niektóre przedmioty nie dają się wyszczególnić za pomocą żadnego terminu

Dopisz do każdego z podanych wypowiedzeń sformułowanie o podobnym znaczeniu.. Skorzystaj z

Ze współrzędnych barycentrycznych tego punktu wybierzmy te, które sumują się do 1 (wystarczy podzielić każdą ze współrzędnych przez ich sumę – o ile jest niezerowa) –

• Pomódl się za siebie, aby twoje słowa niosły dobro, wybraną przez siebie modlitwą. Z

[r]

В русском язы ке имеется также ФЕ отложить до гре­ ческих календ, которая вы ражает значение

Nieco zaskakujący jest wynik, który pokazuje, że w przypadku zastosowania przez kobietę (o wysokiej satysfakcji ze związku) taktyki wycofania maleje prawdopodobieństwo