• Nie Znaleziono Wyników

Magiczna moc sztuki : podmiot, sfera publiczna, emancypacja

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Magiczna moc sztuki : podmiot, sfera publiczna, emancypacja"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Leszek Koczanowicz

Magiczna moc sztuki : podmiot, sfera

publiczna, emancypacja

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 185-199

(2)

Dociekania

Leszek KOCZANOWICZ

M agiczna m o c sztuki.

P odm iot, sfera publiczna, em ancypacja

Jo sif B rodski w ybrał za te m at swego w ykładu z okazji p rzy z n an ia N agrody N obla najw ażniejszą chyba dla artysty kwestię: jakie jest znaczenie sztuki dla lu ­ dzi, dla jednostek i dla społeczeństw a. R ozpoczął od m ocnego stw ierdzenia o cał­ kowitej pryw atności dzieła sztuki:

Jeżeli sztuka uczy czegokolwiek (przede wszystkim artystę), to prywatności ludzkiej kon­ dycji. Będąc najstarszą jak też najbardziej dosłowną formą prywatnego działania, um ac­ nia ona w człowieku, świadomie lub nieświadom ie, poczucie jego unikalności, indyw i­ dualności, separacji - przekształcając go ze zwierzęcia społecznego w autonom iczne Ja. W iele rzeczy może być wspólne: łóżko, kawałek chleba, przekonanie, kochanka, ale nie wiersz powiedzmy Rainera Marii Rilkego. D zieło sztuki, szczególnie literatury, a zwłaszcza wiersz, zwraca się do człowieka tête-à-tête, wchodząc z nim w bezpośrednie - wolne od w szelkich pośredników - stosunki.1

W ychodząc od tego aksjom atycznego stw ierdzenia, w ielki poeta rosyjski docho­ dzi jednak do paradoksalnego w niosku. Sztuka, z n a tu ry swej pryw atna, wręcz osto­ ja pryw atności p ełn i jednak nie w brew tem u, ale dzięki tej swej cesze niezw ykłą rolę społeczną. Sztuka m a zawsze przewagę n ad polityką, n ad sferą władzy, gdyż:

Język i przypuszczalnie literatura są bardziej starożytne i konieczne, bardziej trwałe niż jakakolwiek forma organizacji społecznej. Odraza, ironia lub obojętność często wyraża­

W szystkie cytaty z wykładu noblowskiego Josifa Brodskiego podaję na podstawie wersji opublikowanej na stronie internetowej, w moim przekładzie z angielskiego, zob.: ww w .nobelprize.org/nobel_prizes/literature/laureates/1987/brodsky-lecture/

html

18

(3)

186

na przez literaturę wobec państwa jest w gruncie rzeczy reakcją tego, co trwale, lepiej jeszcze: nieskończone - wobec czasowego, wobec skończonego... System polityczny, for­ ma organizacji społecznej jak w ogóle każdy system, jest na mocy definicji formą czasu przeszłego, który aspiruje do tego, by narzucić się teraźniejszości (a często również przy­ szłości) i człowiek, którego zawodem jest język, jest ostatnim , który może sobie pozwo­ lić, by o tym zapomnieć. Prawdziwym zagrożeniem dla pisarza nie tyle jest m ożliwość (a często pewność) prześladowań ze strony państwa, ile m ożliwość bycia zahipnotyzowa­ nym przez własności państwa, które niezależnie, czy są potworne, czy ulegają zmianom na lepsze, są zawsze czasowe.

W tej relacji w iecznej sztuki i przem ijającej p o lity k i niezw ykle w ażną, w edług Brodskiego, rolę odgrywa pryw atne dośw iadczenie estetyczne, któ re jest je d n o ­ cześnie etycznym:

Ogólnie rzecz biorąc, każda nowa estetyczna rzeczywistość sprawia, że ludzka rzeczywi­ stość etyczna staje się bardziej precyzyjna. Estetyka jest bowiem matką etyki. Kategorie „dobre” i „niedobre” są, przede wszystkim , kategoriami estetycznym i, co najmniej ety­ m ologicznie poprzedzają one kategorie „dobro” i „zło”. Jeżeli w etyce nie jest tak, że „wszystko jest dozwolone”, dzieje się tak właśnie dlatego, że nie wszystko jest dozwolone w estetyce, ponieważ liczba kolorów w spektrum jest ograniczona. Wrażliwe dziecko, które płacze i odpycha obcego lub które, przeciwnie, wyciąga ręce do niego, działa instynktow­ nie, dokonując wyborów estetycznych, a nie moralnych.

O czywiste jest więc pow iązanie sztuki i polityki, estetyki i etyki, a pow iązanie to jest szczególne i in tym ne w łaśnie dlatego, że sztuka pozw ala zachować i kultyw o­ wać pryw atność. B rodski pisze wręcz: „Im b ardziej znaczące jest czyjeś dośw iad­ czenie estetyczne, im zdrow szy jego gust, tym ostrzejsze są jego m oralne p rze k o ­ n an ia, tym b ardziej jest wolny, chociaż niekoniecznie - szczęśliwszy” . K on ty n u ­ ując tę myśl, dodaje: „W tym w łaśnie, u ty litarn y m raczej niż p la to ń sk im sensie p ow inniśm y rozum ieć uwagę D ostojew skiego, że p iękno ocali świat, czy p rze k o ­ n an ie M atthew A rnolda, że b ędziem y ocaleni przez poezję” .

W konsekw encji więc sztuka w społeczeństwie jest w arunkiem sine qua non lu d z­ kiego w ym iaru tego społeczeństw a, jego etycznego dobrobytu. B rodski rysuje ro ­ dzaj politycznej utopii:

W każdym razie kondycja społeczeństwa, w którym sztuka w ogóle, a literatura w szcze­ gólności staje się własnością czy przywilejem mniejszości, wydaje mi się niezdrowa i nie­ bezpieczna. N ie apeluję o zastąpienie państwa przez bibliotekę, choć co jakiś czas na­ chodzi mnie taka myśl, ale nie mam żadnych wątpliwości, że gdybyśmy wybierali na­ szych przywódców w oparciu o ich doświadczenie czytelnicze, a nie ich programy poli­ tyczne, mniej byłoby smutku na świecie. Wydaje mi się, że potencjalni władcy naszych losów powinni być pytani przede wszystkim nie o kurs ich polityki zagranicznej, lecz o ich postawę wobec Stedhala, Dickensa czy Dostojewskiego. A ponieważ całość literatu­ ry jest w istocie ludzką różnorodnością i odm iennością, okazuje się ona stosownym anti­ dotum na w szelkie próby - znane czy te, co będą dopiero wynalezione - zmierzające do masowych rozwiązań problemów ludzkiej egzystencji. M ożem y bardziej polegać na lite­ raturze, jako co najmniej formie moralnego bezpieczeństwa niż na systemie przekonań czy doktrynie filozoficznej.

(4)

O czywiste jest, że w ystąpienie Brodskiego m a celowo prow okacyjny ch a rak te r - to apoteoza sztuki, która sam a nie podlegając żadnym ograniczeniom , jest jed­ nocześnie w stanie przeciw staw ić się w szelkim naciskom i co więcej - doprow a­ dzić do tego, by u trac iły one swą polityczną moc. K iedy słowa d y k ta tu ry okażą się p u sty m i dźw iękam i, to jej zniew alająca siła zn ik n ie m im o w szelkich m niej czy b ardziej w yrafinow anych n arz ęd zi przem ocy. Sztuka jest jednocześnie apoteozą w olności, choć sam poeta woli mówić o pryw atności po to pew no, by nie n ad u ż y ­ wać w ielkich słów. A utonom iczne Ja przeciw staw ia się zw ierzęciu społecznem u, zw ierzęciu, które, co do tego nie m a w ątpliw ości, jest w ytw orem „m asow ych roz­ w iązań problem ów egzystencjalnych” . Przeciw staw ienie tego, co pryw atne, tem u, co p u b lic zn e jest jednocześnie przeciw staw ieniem dobra złu, p ięk n a brzydocie, przeciw staw ieniem , w k tórym ostateczne zw ycięstwo p ięk n a i dobra jest w ynikiem nie tylko pracy artysty, ale i czytelnika. D la Brodskiego: „Powieść czy w iersz nie jest m onologiem , ale konw ersacją z czytelnikiem , konw ersacją, pow tarzam , która jest całkow icie pryw atna, w yłączająca w szystkich innych - jeżeli chcesz, naw za­ jem m iz a n tro p ic z n a ” . Siłą sztuki jest więc dla Brodskiego jej wpływ na odbiorcę, czytelnika. N ic z tego, co zostało przeżyte, przeczytane, nie znika, trw a i o ddzia­ łuje na sam o c e n tru m „autonom icznego Ja ” . R osyjski poeta dodaje więc: „Wierzę - n ie em pirycznie niestety, lecz jedynie teoretycznie - że dla kogoś, kto czytał wiele D ickensa, strzelać do kogoś m u podobnego w im ię jakiś idei jest bardziej problem atyczne niż dla kogoś, kto n igdy D ickensa nie czytał” .

Łatw o jest krytykow ać poglądy przedstaw ione w przyw oływ anym wyżej wy­ kładzie. Jeżeli naw et odzw ierciedlają niezwykły, w ręcz bajkow y m orał biografii Josifa Brodskiego, to jednocześnie przedstaw iają go, ewokując patos ro m an ty cz­ nej koncepcji sztuki i artysty jako twórczej siły przekształcającej i zm ieniającej społeczeństwo. W ydawałoby się, że nowoczesność podważyła takie rozum ienie m isji sztuki, że przypisała jej dużo sk rom niejszą rolę i ograniczyła w iarę w jej moc. Z w iązek estetyki i etyki w ydaje się, niestety, pęknięty. Zwrócono uwagę w k o n te k ­ ście cytow anych wyżej słów Brodskiego, że m ógłby pow stać całkiem n iezły tom w ierszy n ap isan y c h przez S talina, M ao-Tse-Tunga i H o -C h i-M in h a ilustrow any akw arelam i H itlera. B rodski oczywiście dostrzega te n pro b lem i odróżnia lu d zi oczytanych od praw dziw ych czytelników , ale ta k n apraw dę dopiero a posteriori da się przeprow adzić ta k ie rozróżnienie, co oczywiście spraw ia, że m ożna bez tru d u podważyć praw om ocność samej tej dystynkcji. W końcu m ożna podnieść przeciw B rodskiem u najpow ażniejszy, jak sądzę, zarzu t, że przedstaw iając elitarny, ary­ stokratyczny m odel sztu k i, p rag n ie go jednocześnie zdem okratyzow ać. W jego ocenie to ta litary zm rosyjski m ógł pow stać dlatego, że sztuka została ograniczona do wąskiego k ręgu w ybranych, do rosyjskiej inteligencji, pozostaw iając w ielkie rzesze poza swoim obszarem .

Jeżeli więc m ielibyśm y system atyzow ać i sum ow ać poetyckie in tu icje B rod­ skiego, to w y łan ia się z n ic h c a łk ie m ja sn y p o d z ia ł n a sk o ru m p o w a n ą sferę p u b lic z n ą i sferę pry w atn ą, w k tórej m oże czy w ręcz m usi, jeżeli ludzkość ma przetrw ać, zachować się autonom ia jednostki, jej zdolność odrzucania m asowych

18

7

(5)

188

sloganów. Praw dziw a sztuka, a oczywiste jest, że B rodski używa b ardzo zaw ężają­ cej jej d efinicji, u nikać pow inna więc zaangażow ania, bo zawsze będzie ono fał­ szywe. N ie w olno jej w ikłać się w społeczne czy polityczne spory, bo będzie n ie ­ uch ro n n ie uw ikłana w „zły” język, k tóry w konsekw encji p o d p o rząd k u je sztukę tyran ii. Jedynym sensem sztuki, pow tórzm y to raz jeszcze, jest inty m n y wpływ na „autonom iczne Ja ” poprzez m iz an tro p ic zn ą konw ersację. O ryginalność tej k o n ­ cepcji polega jed n ak na w prow adzeniu sfery pryw atności b ezpośrednio do polity ­ ki. K oncepcja k u ltu ry jako doskonalenia Bildung, obecna w w ielu pojęciach k u ltu ­ ry w w ieku X IX , ale daleka od w szelkich politycznych k onotacji, staje się dla B rod­ skiego n arzęd ziem polityki. D okonuje on w te n sposób niezw ykłej polityzacji sfe­ ry pryw atnej, w yprzedzając czy przew idując to, co stało się, jak będę starał się wykazać, ce n traln y m pro b lem em pierw szej dekady X X I w ieku.

D ocenić in tu icje Brodskiego m ożem y jed n ak dopiero wtedy, gdy cofniem y się do początków w ieku X IX , kiedy zaczęła kształtow ać się now oczesna sfera p u b lic z­ na. D efin iu jąc ją, odwołać się m u sim y do fu n d am e n taln ej p racy Jürgena H aber- m asa, k tó ry pisze o niej w tak ich oto słowach:

M ieszczańsko-obywatelską sferę publiczną należy rozumieć przede wszystkim jako sferę ludzi prywatnych, którzy zbiorowo tworzą publiczność; niebawem reglamentowaną przez zwierzchność sferę publiczną zaczynają oni wykorzystywać wbrew samej władzy publicz­ nej, aby spierać się z nią o ogólne reguły wzajemnych stosunków w zasadniczo sprywaty­ zowanej, ale publicznie istotnej sferze obrotu towarowego i społecznie organizowanej pracy.2

K om entując tę definicję, H ab erm as zwraca uwagę na dialektykę w yłaniania się sfery publicznej z istniejącej już sfery pryw atnej, która z kolei sam a n ie u c h ro n ­ nie ulega p rzek ształcen iu w w yniku pojaw iania się now oczesnego, skom plikow a­ nego o brotu towarowego i zw iązanego z n im p o d ziału pracy. Pryw atność nie zo­ staje zniesiona w w yniku konstytuow ania się sfery p ubliczn ej, przeciw nie - zosta­ je rozszerzona o dodatkow y w ym iar, k tó ry w cześniej n ie istn iał bądź pojaw iał się w szczątkowej form ie:

Fundamentalna dla naszego całościowego układu linia podziału na państwo i spoleczeń- stwo oddziela dziedzinę publiczną od obszaru prywatnego. Obszar polityczny ogranicza się do władzy publicznej [...]. W obszarze prywatnym m ieści się także właściwa „sfera publiczna”; jest to bowiem publiczna sfera ludzi prywatnych. D latego w obszarze za­ strzeżonym dla ludzi prywatnych rozróżniamy sferę prywatną i sferę publiczną. Sfera prywatna obejmuje społeczeństwo mieszczańskie w wąskim znaczeniu, czyli obszar ob­ rotu towarowego i społecznie zorganizowanej pracy; ma w niej swoje miejsce rodzina z jej sferą intymną. Polityczna sfera publiczna wyłania się z literackiej; pośredniczy ona m iędzy państwem a potrzebami społeczeństwa za pomocą opinii publicznej.3

2 J. Habermas Struktualne przeobrażenia sfery publicznej, przeł. W. Lipnik, M. Lukasiewicz, PW N, Warszawa 2007, s. 95.

(6)

D efinicja sfery publicznej H aberm asa była, jak w iadom o, w ielokrotnie k om en­ tow ana i kontestow ana. N ie m a p otrzeby w tym m iejscu przypom inać tych często bardzo d ram atycznych dyskusji, ale w arto zwrócić choćby szkicowo uwagę na głów­ ne lin ie p odziału. Po pierw sze, debata dotyczy tego, w jakim sto p n iu sfera p u ­ bliczna jest autonom iczna w stosunku do państw a czy w ogóle w sto su n k u do sfe­ ry politycznej. O prócz trad y c ji liberalnej reprezentow anej przez niem ieckiego fi­ lozofa pojawia się też p araleln a tradycja w iążąca sferę p u b liczn ą, społeczeństw o obyw atelskie z państw em . Połączenie sfery pu b liczn ej z pań stw em w prow adza, praw ie autom atycznie, d rugą lin ię pod ziału , m ianow icie kw estię rozd ziału sfery publicznej i sfery pryw atnej, czyli oddzielenie w artości pryw atnych, dobrego ży­ cia, od w artości obyw atelskich i politycznych. W n ajb ard zie j czystym p odziale m am y do czynienia z dwiem a niem al sym etrycznym i w izjam i społeczeństwa. Z jed­ nej strony, zdecydow any podział jego w ew nętrznych sfer z zu p e łn ie różnym i w ar­ tościam i w każdej z n ich , z drugiej zaś, spajanie tych sfer przez je dnolite system y w artości, które k o n sty tu u ją życie społeczne. M ożliw e są oczywiście w aria n ty p o ­ średnie, na p rzy k ła d w koncepcjach dysydentów lat siedem dziesiątych i osiem ­ dziesiątych pojaw ia się wizja społeczeństw a obyw atelskiego jako p rze strzen i w ar­ tości etycznych odróżniających tę p rze strzeń od skorum pow anej sfery politycznej to ta litarn eg o państw a. W artości, w tej w ersji sfery publiczn ej, o rganizują społe­ czeństw o przeciw państw u, które staje się w swych w ym iarach ideologicznych je­ dynie p u stą skorupą istn iejącą dzięki aparatow i przem ocy. W ażne jest przy tym , że każda z tych k oncepcji jest w jakim ś sensie praw dziw a - o tyle, o ile oddaje pew ną ideologiczną koncepcję funkcjonow ania nowoczesnego społeczeństw a. I n ­ nym i słowy, koncepcje sfery p ublicznej i pojaw iającej się w jej obrębie p rze strzen i publicznej są w dużej m ierze in stru m e n ta m i w ładzy sym bolicznej4. A nalizow anie sfery publicznej i jej p rze m ian m a zatem dwa aspekty. Z jednej stro n y bow iem , m am y do czynienia z sam ym w yłonieniem się tej sfery jako sam odzielnej w ydzie­ lonej p rze strzen i w życiu społecznym , z drugiej zaś - z zaw łaszczaniem jej przez politykę i ideologię5.

Sztuka w oczywisty sposób m usiała towarzyszyć p rze m ian o m sfery p ublicznej, odnaleźć swoje m iejsce w epoce, kiedy p rzestała być postrzegana jako em anacja i przekaz absolutnych w artości, a zaczęła być rozpoznaw ana jako zjaw isko h isto ­ rycznie i k u ltu ro w o ograniczone h o ry zo n te m czasowości. W tej nowej sytuacji m usiała ona odnaleźć na nowo swoją niszę, któ ra pozw oliłaby rekonstruow ać sens

4 P. Bourdieu Language and Symbolic Power, Harvard U niversity Press, Cambridge, Mass. 1991.

5 Ideologie, które usiłują zawłaszczyć sferę publiczną, można sprowadzić za Zeevem Sterhellem do dwóch w ielkich nurtów: O świecenia i Kontr-Oświecenia

rozumianego nie jako prosta reakcja na Oświecenie, lecz jako sam odzielny ruch intelektualny, zob: Z. Sternhell Les anti-Lumières. Du X V IIIe siècle à la guerre froide, Fayard, Paris 2006. Pisałem o tym w artykule: Oświecenie i nowoczesność (część I),

(7)

06

1

jej istn ien ia. O bserw ując różne in te rp re ta c je roli odgrywanej przez sztukę w n o ­ w oczesności, m ożem y chyba bez w ielkiej przesady pow iedzieć, że w ypełniła ona swą rolę dobrze, a pew no naw et „zbyt do b rze”. S ztuka podjęła bow iem tru d zapeł­ n ien ia lu k i, jaka pow stała wtedy, gdy now oczesne „odczarow anie św iata” d o p ro ­ w adziło do zerw ania ciągłości k u ltu ry zarów no w ew nątrz pew nego m o m e n tu te ­ raźniejszości, jak i m iędzy przeszłością a teraźniejszością danej kultury. Jeżeli sztu­ ka była w stanie odegrać ta k ą rolę, stało się to dzięki jej m agicznej mocy, która pozw ala przezwyciężyć ów w ydaw ałoby się nie do przezw yciężenia horyzont cza- sowości.

Świadectw em owej m ocy jest słynna uwaga K arola M arksa, który choć p o ru ­ szony tym fenom enem , zdaje się wobec niego bezradny. W pozostaw ionym w rę­ kopisie i urw anym fragm encie Wprowadzenia do krytyki ekonomii politycznej zasta­ naw ia się on n ad relacjam i form św iadom ości do procesów p ro d u k cji i w tym ko n ­ tekście zm aga się z pro b lem em dziwnej w łasności sztuki, k tóra przezw ycięża swe czasowe ograniczenie. Pisząc o sztuce, M arks w skazuje, że „pew ne okresy rozw oju tejże nie z n a jd u ją się w żadnym sto su n k u do ogólnego rozw oju społeczeństw a, a więc także do m aterialn ej bazy stanow iącej jakby kościec jego o rg an iz m u ”6. N a ­ stępnie stw ierdza: „Czy m ożliw y jest A chilles w p ołączeniu z pro ch em i ołowiem? Albo w ogóle Ilia d a z p rasą d ru k arsk ą czy zgoła m aszyną d ru karską? Czy nie za­ m ilk n ą n ie u c h ro n n ie pieśni, k lechdy i m uzy z w prow adzeniem prasy d ru k arsk iej, czy więc nie zanikną konieczne w arunki poezji epickiej?”7. Jednak praw dziw ą tr u d ­ nością dla autora Kapitału jest zrozum ienie tego, w jaki sposób m ożliw y pozostaje zachw yt n a d sztuką grecką, skoro nasze społeczeństw o ta k bardzo się ró żn i się od tego, w obrębie którego ona pow stała: „Trudność polega jednak nie na tym , żeby zrozum ieć, że grecka sztuka i epos są zw iązane z pew nym i społecznym i form am i rozwoju. T rudność polega na tym , że dostarczają n am one jeszcze rozkoszy a rty ­ stycznej i w pew nej m ierze służą za norm ę i niedościgniony w zór” 8. O dpow iedź M arksa na to p y tan ie jest, jak w iadom o, bard zo enigm atyczna i tak ą pozostała m im o w ielu kom entarzy, jakich się doczekała w późniejszych latach. Pisze on b o ­ wiem:

M ężczyzna nie może znów stać się dzieckiem , chyba że zdziecinnieje. Ale czyż nie cieszy go naiwność dziecka i czyż nie musi on sam dążyć do tego, by na wyższym szczeblu od­ tworzyć swoją prawdziwość? Czy w naturze dziecka nie odżywa w każdej epoce jej w łas­ ny charakter w jej naturalnej prawdziwości? Dlaczego historyczne dzieciństw o ludzko­ ści, tam gdzie się rozwinęło najpiękniej, nie ma czarować wiecznym powabem jako nigdy nie powtarzający się stopień? [...] Norm alnym i dziećm i byli Grecy. Urok ich sztuki dla nas nie stoi w sprzeczności z niskim stopniem rozwoju społecznego, na którym wyrosła.

6 K. Marks Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, przel. E. Lipiński, Książka i W iedza, Warszawa 1953, s. 257.

7 Tamże, s. 258-259. 8 Tamże, s. 259.

(8)

Przeciwnie, jest jego wynikiem i wiąże się raczej nierozerwalnie z tym, że niedojrzałe warunki społeczne, w których ta sztuka powstała i jedynie mogła powstać, nie mogą ni­ gdy powrócić.9

Te zd a n ia M arksa były in terp reto w an e tak, by znaleźć cechy sztuki decydujące o jej u niw ersalnym w ym iarze. Je d n ak jeżeli patrzym y na nie ze w spółczesnej nam perspektyw y, nie to zdaje się najw ażniejsze. N ajbardziej isto tn e jest to, że dzięki swej dw oistej, proteusow ej n atu rz e sztuka m oże w sferze publiczn ej, w k u ltu rz e, spełniać rolę zw ornika w artości.

G iorgio A gam ben w swoich rozw ażaniach na tem at słynnych tez W altera Ben­ jam ina O pojęciu historii podkreśla, że dwa w ażne tro p y znajd u jące się w p racach niem ieckiego m yśliciela: „cytat” i „zbieracz” są odpow iedzią na sytuację kultury, w której zerw any zostaje łań cu ch pow iązań, pozw alających na ciągłe przekazyw a­ nie przeszłości: „W tradycyjnym społeczeństw ie an i cytat, an i kolekcja n ie są do pom yślenia, poniew aż n ie jest m ożliwe, by zostało zerw ane w jakim kolw iek m ie j­ scu ogniwo łań cu ch a tradycji, dzięki której dokonuje się przekazyw anie przeszło­ ści”10. B enjam in jednak, zd an iem A gam bena, nie do końca przem yślał konsekw en­ cje swoich idei. D otyczy to przede w szystkim pojęcia „ a u ra ”, jak w iadom o cen­ tralnego dla autora Dzieła sztuki w dobie reprodukcji technicznej. A gam ben uważa, w brew B enjam inow i, że za nikanie aury nie oznacza wcale wyzwolenia o biektu sztu­ k i z jego kulturow ej otoczki i podporządkow ania go p raktyce politycznej, ale wręcz przeciw nie - n ad a n ie m u nowej artystycznej jakości:

D zieło sztuki traci swój autorytet i gwarancje, jakie uzyskiwało z przynależności do tra­ dycji, dla której budowało ono miejsca i przedmioty, które nieustannie spajały przeszłość i teraźniejszość razem. Jednakże, będąc dalekim od rezygnacji z autentyczności z powo­ du stania się przedmiotem reprodukcji [...] dzieło sztuki w zamian staje się miejscem najbardziej niewysłowionej z tajemnic, epifanii estetycznego piękna.11

Z d an iem włoskiego filozofa, piękno pojawić się m u si jako konieczne w ypeł­ n ie n ie pustej przestrzen i, pozostającej po u p a d k u tej tradycyjnej, opartej na m i­ tach k ultury, w której istn iała tożsam ość m iędzy procesem p rzechodzenia od p rze­ szłości do teraźniejszości i sam ym p rze d m io te m tej tran sm isji. Sztuka pełn iła taką sam ą funkcję, jaką kiedyś p ełn iła tradycja: rozw iązyw ania k o n flik tu m iędzy sta­ rym i now ym , bez rozstrzygnięcia którego nie jest m ożliwe funkcjonow anie czło­ w ieka. E stetyka jest w stanie odzyskać tę p rzestrzeń m iędzy przeszłością a p rzy­ szłością, przestrzeń , w której sytuują się ludzkie działania i ludzka w iedza. Je d ­ nak, jak pisze Agam ben:

9 Tamże, s. 259

10 G. Agamben The M an Without Content, trans. by G. Albert, Stanford University Press, Stanford California 1999 s. 105.

(9)

16

1

Przestrzeń ta jest przestrzenią estetyczną, ale przekazywana w niej jest właśnie niem oż­ ność przekazu, a jej prawdą jest negacja prawdy jej treści. Kultura, która tracąc swą zdol­ ność przekazu, straciła jedyną gwarancję swej prawdy i została zagrożona przez ciągłą akumulację swych nonsensów, polega teraz na sztuce jako swej gwarancji; sztuka jest więc zmuszona gwarantować coś, co może być gwarantowane jedynie wtedy, gdy z kolei sama sztuka straci swą gwarancję.12

Sztuka z tej perspektyw y p ełn i niezw ykle w ażną, wręcz kluczow ą rolę n ie tyle n a ­ wet w konsty tu o w an iu społeczeństw a, ile wręcz w ocaleniu ludzkiej kondycji w ob­ liczu tego, co nazw ane zostało nowoczesnością. Je d n ak rola, któ ra p rzypadła sztu ­ ce, w jakim ś sensie ją m u si przerastać, bo jej atem p o raln y horyzont pozostaje bez obrony daw anej sztuce przez tradycję. Taka uniw ersalistyczna wizja sztuki p rze­ w ija się w w ielu ro zp o z n an ia ch fu n k cji sz tu k i w dobie m o d e rn izm u , ro zp o zn a­ niach, które, co ciekawe, k onceptualizow ane są w o sta tn im okresie. N ie m iejsce tu na dogłębną analizę tych stanow isk, w spom nę więc jedynie skrótow o o n ie k tó ­ rych.

A lan B adiou na przy k ład w swej koncepcji sztuki w idzi ją generalnie jako jed­ ną ze sfer, w których pojaw iają się p ro ce d u ry generujące prawdy:

Powinniśmy więc powiedzieć, że istnieją cztery warunki filozofii i że brak jednego z nich powoduje jej rozpad, tak jak w yłonienie się wszystkich czterech warunkuje jej pojawie­ nie się. Warunkami tymi są: matheme, wiersz, odkrycie polityczne i miłość. Nazwijmy zbiór tych warunków „podstawowymi procedurami” (generic conditions). [ . ] Cztery rodzaje podstawowych procedur wyróżnia i klasyfikuje te wszystkie opisane wcześniej procedu­ ry określone, które mogą tworzyć prawdy (naukowe, artystyczne, polityczne i m iłosn e).13

C e n traln ą k ategorią etyki francuskiego filozofa jest „zd arzen ie” . Z darzenie jed­ nocześnie jest elem entem „ n o rm a ln ej” sytuacji. Z darzenie, ujm ow ane od strony ontologicznej, jest nazyw aniem p u stk i, któ ra istn iała w sam ym ce n tru m p o p rze d ­ niej sytuacji. B adiou daje przy k ład pojaw ienia się stylu klasycznego w m uzyce zw iązanego z nazw iskiem H aydna: „W c e n tru m stylu barokow ego, w jego w irtu ­ ozowskim n asyceniu leży nieobecność (tak decydująca, jak niezauw ażona) praw ­ dziwej koncep cji a rc h ite k to n ik i m uzycznej. Z d arze n ie -H ay d n pojaw ia się jako rodzaj m uzycznego «nazwania» tej nieobecności”14. Z darzenie jest nosicielem praw ­ dy, a B adiou zdecydow anie przeciw staw ia się tej te n d en c ji w spółczesnej filozofii, która relatyw izuje praw dę. Praw da jest zawsze jedna, choć odniesiona m u si być do jednej z czterech sfer lu dzkiej aktywności: n a u k i, sztuki, p o lity k i i m iłości. Z darzenie określa praw dę dla każdej z tych sfer. W sztuce zdarzen iem ta k im m oże być stw orzenie nowego stylu, w n auce pojaw ienie się nowej teorii, w polityce re­ w olucja, a w m iłości pierw sze sp otkanie kochanków. W każdym jednak p rzy p a d ­

12 Tamże, s. 110

13 A. Badiou Ethics. A n Essay on the Understanding o f E vil, trans. by P. Hallward, Verso, London & N ew York 2001, s. 35.

(10)

k u praw da ujaw niona w zd a rzen iu przekracza istniejącą już wiedzę i staje się źró d ­ łem nowej wiedzy.

F ra n cu sk i filozof dostrzega w now oczesności dom inację sztuki, k tóra w pew ­ nym sensie zdom inow ała pozostałe sfery generujące praw dy i w ysunęła się na p la n pierwszy, zastępując niejako filozofię. O kres te n B adiou nazywa „w iekiem poetów ”, by podkreślić niezw ykle znaczącą rolę sztuki dla konstytuow ania prawdy, co w szak­ że jednocześnie doprow adziło to p o m ieszania zad ań i roli sz tu k i i filozofii:

Ludzie nowoczesności, a jeszcze bardziej ponowoczesności chętnie odsłaniają ranę, któ­ rą zadał filozofii ten szczególny sposób, w jaki poezja, literatura, w ogóle sztuka daje świadectwo naszej nowoczesności. Zawsze istnieć będzie wyzwanie rzucane przez sztukę filozofii i w oparciu o to wyzwanie, tę ranę, niezbędne jest interpretowanie Platońskiego gestu, który może ustalić władztwo filozofa poprzez wygnanie poetów.15

Oczywiście z jego p u n k tu w idzenia było to n ie u p ra w n io n e za stą p ien ie filozofii przez sztukę, n ieu p raw n io n e podw ójnie, gdyż sztuka nie tylko w kraczała poza swój obszar, ale też zm ieniała sam ą istotę filozofii, która jest form alnym w aru n k iem pojaw ienia się prawdy, choć sam a żadnych praw d nie generuje. „Wiek poetów ” pojaw ił się jako reakcja na słabość m yśli filozoficznej w tym okresie, ale też św iad­ czył o znaczącej, wręcz przerastającej jej siłę, rolę sztuki.

Z dw iem a pow yższym i k o ncepcjam i rezonuje w jakim ś sensie koncepcja m eta- p o lityki estetycznej Ja cq u es’a R ancière. W koncepcji tej sztuka spotyka się z p o li­ tyką nie w obszarze „zaangażow ania” czy „oporu”, ale raczej we w spólnym im d ą­ żen iu do reko n fig u racji p rze strzen i percepcji, do p rzekształcenia w spólnej p rze­ strzeni społeczeństw a w określony sposób. W w yw iadzie z G abrielem R ockhillem R ancière m ów i następ u jąco o polityczności sztuki:

Estetyka ma swoją własną politykę albo m etapolitykę. [...] Istnieją estetyki związane z estetyką, formy w spólnoty stworzone przez sam porządek identyfikacji, za pomocą któ­ rego postrzegamy sztukę (zarówno sztukę czystą, jak i zaangażowaną).16

A utonom ia sztuki i jej partycypacja w p rojekcie m e tap o lity k i estetycznej u zu p e ł­ n ia ją się naw zajem a nie przeciw staw iają. M etapolityka jest dla francuskiego filo­ zofa „m yślą, któ ra chce dojść do k resu politycznego sporu zm ieniającego scenę” 17. Projekt estetyczny jest w pisany w tę m etap o lity k ę w tym zakresie, w ja k im łączy go z n ią w spólne p rag n ie n ie przek ształcen ia pola politycznego, będącego je d n o ­ cześnie p olem percepcyjnym . D latego obie ukształtow ane w now oczesności i ko n ­ tynuow ane w ponow oczesności koncepcje sztuki stykają się w tym , co R ancière

15 A. Badiou Philosophy and A rt, w: Infinite Thought translated and edited by O. Fetham

and J . Clemens, Continuum , London 2003, s. 77.

16 J. Rancière Estetyka jako polityka, przeł. J. Kutyka, P. M ościcki, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2007, s. 176.

17 Tamże, s. 31.

19

(11)

194

nazywa zródłow ą sprzecznością. Czy bow iem m am y do czynienia z koncepcją sztu­ ki, która zam ienia się w życie, czy z koncepcją sztuki, która stawia opór życiu i przez to staje się źródłem m yśli em ancypacyjnej, to w ostateczności

owe dwie „polityki” są w gruncie rzeczy zawarte w samych formułach, zgodnie z którymi identyfikujem y sztukę jako przedm iot specyficznego doświadczenia. [...] N ie ma sztuki bez określonego podziału zm ysłowości, który łączy ją z określoną formą polityki. Este­ tyka jest tego rodzaju podziałem . N apięcie m iędzy tymi dwiema politykam i zagraża estetycznem u porządkowi sztuki, ale to w łaśnie ono um ożliw ia również jego funkcjo­ now anie.18

P rzedstaw iłem w skrótowej form ie trzy znaczące koncepcje sztuki po to, by wskazać pew ien ich w spólny rys czy piętn o - nie ośm ieliłbym się jed n ak nazwać go podobieństw em . Owym w spólnym p ię tn e m jest p rze k o n an ie , że w kroczenie sztuki do sfery publicznej wcale nie oznacza sprow adzenia jej do bycia w yrazem zew nętrznych, historycznie ustanow ionych w arunków społecznych i kulturow ych. Sztuka w ykracza poza nie, ale nie znaczy to wcale, że m u sim y pow racać do k o n ­ cepcji sztuki jako w yrazu w iecznych i absolutnych w artości. Jeżeli więc ta dopiero zarysowana koncepcja sztuki zw raca się przeciw m odernizm ow i, a p rzede w szyst­ k im p rzeciw ta k ie m u odczy tan iu sposobu funkcjo n o w an ia w niej sztu k i, jakie zw iązane jest z nazw iskiem W altera B enjam ina, to b u n t te n zakłada jednocześnie kontynuację. Ta w yłaniająca się koncepcja nie tylko jest krytyczna wobec m o d e r­ nizm u, lecz także zw raca się przeciw postm odernizm ow i. Za T erry E ageltonem m ożem y w skazać, jak p o stm o d ern izm rozw iązał sprzeczności tkw iące w m o d e rn i­ stycznym u jęciu sztuk. W szelkim d ziedzinom sztuki

nadano w ielkie społeczne znaczenie, któremu nie mogą sprostać, będąc zbyt delikatne i kruche; rozpadają się od wewnątrz, kiedy muszą zajmować miejsce Boga, szczęścia czy sprawiedliwości politycznej. [...] To właśnie postmodernizm poszukuje sposobu uw ol­ nienia sztuk od tego opresywnego ciężaru lęku, zachęcając je zdecydowanie do zapo­ mnienia o w szelkich takich pompatycznych marzeniach o głębi i sprawiając, że uzysku­ ją one pewien błahy rodzaj w olności.19

N ie chciałbym tu ta j rozstrzygać całkow itej słuszności tego w erdyktu. Ponowo- czesność, p odobnie jak nowoczesność, jest tru d n a do ujęcia w jednoznaczne for­ muły. Jean -F ran ço is L yotard, który jest dla p o stm o d ern izm u podobnie znaczącą postacią jak W alter B enjam in dla m o d ern izm u , łączy koncepcję k resu w ielkich narrac ji z ideą w olności sztuki i jej nieograniczonej zdolności do eksperym ento­ w ania, ale jednocześnie, stosując do sztuki now oczesnej swą in te rp re tac ję k atego­ rii w zniosłości Im m a n u ela K anta, w skazuje na szczególną rolę tw órczości arty­ stycznej. N ie jest to oczywiście m odernistyczna idea, że sztuka realizuje w artości społeczne, niem niej jednak staw ia p rze d sztuką specyficzne w yzwania i zadania.

18 Tamże, s. 39.

(12)

N iezależnie jed n ak od szczegółów dyskusji na te m at sta tu su sztuki w obrębie p o stm o d ern izm u dostrzegam y obecnie coraz w yraźniej rysujący się kres tej for­ m acji. To w łaśnie odczucie końca epoki b ardziej n iż w ew nętrzne p roblem y pono- w oczesności prow okuje staw ianie p y ta ń o rolę sztuki, choć oczywiście, jak zwykle w ta k ich przypadkach, m uszą one być ujm ow ane w szerszym kontekście dotyczą­ cym organizacji p rze strzen i p ublicznej. W ydaje się, że obecnie jesteśm y w stanie określić cechy tego p rzeło m u jedynie od strony negatyw nej. Sądzę, że ta k im i osio­ w ym i sym ptom am i k resu p o stm o d ern izm u są: pow rót w ielkich n arrac ji, odzyski­ w anie ludzkiej podm iotow ości i zan ik a n ie sfery p ublicznej. E fektem tych pro ce­ sów jest pojaw ienie się na nowo idei uniw ersalności jako odpow iedzi na dręczące pytania post-postnow oczesności.

Każda z tych reak cji na ponow oczesność w ym agałaby dogłębnej analizy, ale w tym m iejscu chciałbym jedynie określić, co dla m nie oznaczają te tendencje. K iedy L yotard p isał swój tekst o kresie m e tan a rra cji, sam o to tw ierdzenie m iało posm ak opow ieści z edukacyjnie optym istycznym w ydźw iękiem . Otóż okazywało się, że po w ielu dram atycznych, straszliw ych dośw iadczeniach h isto rii, ludzkość nareszcie wyzbyła się p rag n ie n ia bycia u niw ersalnym podm iotem , m ów ienia jed­ nym głosem i zm ierzania do jednego celu. Ciąg kom p ro m itacji m e tan a rra cji em an ­ cypacyjnych jest jednocześnie dow odem dojrzałości, która rezygnuje z pokus to ­ ta lita ry z m u , choćby zam askow anego jako dem okracja przedstaw icielska. Obawiać się należy, że obecnie na w ielu poziom ach analizy m ożem y się dopatrzyć fiaska tej koncepcji. W ym ieniając jedynie najb ard ziej sp e k tak u larn e przykłady, m am y do czynienia z p rze jm u ją cą swą p ro sto tą n arrac ją o zwycięstwie sił dobra n a d „osią zła”, z reanim ow anym i opow ieściam i eschatologicznym i różnych religii i ich od­ m ia n od radykalnego islam u do fundam en talisty czn eg o chrześcijaństw a. O pty­ m izm b ije n ato m iast z różnych o dm ian idei globalizacyjnej od m arzeń o realizacji kosm opolitycznego p ro jek tu stoików czy K anta do postkom unistycznej koncepcji pow stania i u p a d k u Im p eriu m . E m ancypacyjne złudzenia w ydają się odzyskiwać swą moc, a głos sceptycznego filozofa ostrzega jedynie, że m ają one zawsze ogran i­ czony i ułom ny charakter. Być m oże jed n ak rację m a Giorgio A gam ben, k tó ry su­ gestywnie b u d u je k o n trm e tan a rrac ję post-post-now oczesności, w skazując, że skraj­ na dom inacja polityczna i technologiczna skupia się w „bio-w ładzy”, prow adzają­ cej do zredukow ania ludzkiego istn ien ia do „czystego życia”20.

Powrót w ielkich n a rra c ji oznacza jednocześnie destru k cję sfery publiczn ej, co oczywiście nie jest rów noznaczne z k u rcz en ie m się p rze strzen i p ublicznej. W ręcz przeciw nie - w w yniku rozw oju sposobów k o m u n ik a cji (m .in. In te rn e t) p rzestrzeń pu b liczn a n ab iera m o n stru aln eg o w ym iaru, ale jej rozrost pozostaje w odw rotnie p roporcjonalnej relacji do ro zm iaru sfery p ublicznej. Sam a m ożliwość rozdziele­ nia sfery i p rze strzen i p u blicznej jest już zn a k ie m czasu. Sfera pu b liczn a opisy­ w ana przez H aberm asa wym aga jako swego konstytutyw nego w aru n k u „wyjścia

20 G. Agamben Homo Sacer. Sovereign Power and Bare Life, transl. by D. Heller-Roazen, Stanford U niversity Press, Stanford 1998.

(13)

961

z d o m u ”, znalezienia się w p rze strzen i wyznaczonej przez m iejsca spotkań k lu ­ bów, organizacji, stow arzyszeń dyskusyjnych, ale też poprzez cyrkulację p rasy czy bro szu r politycznych. O graniczanie czy wręcz likw idacja sfery publicznej doko­ nuje się poprzez zaw ężanie p rze strzen i p ublicznej. Z akaz zgrom adzeń, zam yka­ nie klubów, cenzurow anie czy likw idow anie prasy, u niem ożliw ianie zeb rań orga­ nizacji niezależnych od w ładzy - te klasyczne chw yty reżim ów to ta litarn y ch doko­ n u ją się w łaśnie w p rze strzen i publiczn ej, choć na celu m ają likw idację sfery p u ­ blicznej. O kazuje się, że ta k ie pow iązanie sfery publicznej z p rze strzen ią p u b licz­ ną n ie jest nieodzow ne.

Sfera pu b liczn a m oże być kolonizow ana z dwóch kierunków . Z jednej strony, jest ona coraz b ardziej podporządkow yw ana w ielkim i m niejszym n arrac jo m rz ą ­ dzących. M echanizm y tej d om inacji pokazyw ane są przez w ielu w spółczesnych m yślicieli, od M ichela F oucaulta z jego koncepcją m ikrofizyki władzy, poprzez P ierre’a B ourdieu piszącego o w ładzy sym bolicznej, do najbardziej chyba rad y ­ kalnego G iorgio A gam bena, k tó ry w idząc w spółczesny nomos w obozie k o n ce n tra­ cyjnym , niew iele zostaw ia nad ziei na w ym ianę m yśli pozw alającej osiągnąć ko n ­ sensus co do o p in ii na te m at polityki. Oczywiste jest jednak, że ta kolonizacja pojęć i sposobów d y skursu nie m usi oznaczać jednocześnie likw idacji publicznej p rzestrzen i, która m oże pozostać żywą jakością, p ełn ą gw aru i nam iętn o ści, ale pozbaw ianą m ocy kreow ania swej w łasnej odpow iedzi na te n proces kolonizacji.

Sfera p u b lic zn a jest jed n ak też p enetrow ana coraz b ardziej przez pryw atny obszar subiektyw ności. H ab erm as w swej cytowanej wyżej książce w skazuje, że niem ożliw e jest oczyszczenie tej sfery od podm iotow ości, której wszak n ie da się pozbyć bez reszty, „wychodząc z d o m u ” . N iem niej jednak sam a decyzja w krocze­ nia w obszar dyskusji i poszukiw ania konsen su su spraw ia, że subiektyw ność zo­ staje „wzięta w naw ias”, na p la n pierw szy n ato m iast wysuwa się rac jo n aln y dys­ k u rs p o d m io tó w społecznych. W iele z cech now oczesności i ponow oczesności m ożna w yjaśnić przez osobliwości tego procesu odłączania subiektyw ności od sfe­ ry i p rze strzen i publicznej D otyczy to oczywiście roli sztuki, która n ajp ierw po ­ dzielona zostaje na sztukę tw orzoną jedynie dla niej sam ej i tą, któ ra w kracza w sferę p u b liczn ą, często jako m e d iu m k o m u n ik acji lub wręcz ekspresji w artości społecznych. Podział te n był w ielokrotnie podw ażany i kontestow any, ale stan o ­ wił on, w ydaw ałoby się, niepodw ażalny p u n k t w yjścia dla ta k ich rew izjonistycz­ nych rozw ażań.

Proces p o dboju sfery publicznej przez podm iotow ość jest z jednej strony k om ­ p le m en tarn y w sto su n k u do jej kolonizow ania przez m e tan a rra cje , z drugiej zaś sprzeczny z nim . K om p lem en tarn y w tym sensie, że większość z tych n a rra c ji za­ w iera w sobie u to p ię idealnej podm iotow ości, utopię, któ ra u zu p e łn ia w ielkie n a r­ racje polityczne. W ydaje się jednak, że jest ona z góry skazana na niepow odzenie w starciu z oporem ludzkiej rzeczyw istej podm iotow ości. W tym w idzę źródło od­ ro d ze n ia k o n ce p cji p odm iotow ości we w spółczesnej reflek sji h u m a n isty c zn e j. O czywiście, n ie m ożem y już w rócić do iluzorycznej k o n ce p cji p o d m io tu jako zintegrow anej całości zdolnej, jak w k o n stru k cjac h klasycznej filozofii n iem iec­

(14)

kiej, opanow ać w m yślowym w ysiłku całą d ostępną rzeczywistość. P odm iot, który odnaw ia się w post-post-now oczesnym , m yśleniu jest po d m io tem p ękniętym , p o d ­ m io tem zagubionym w w ew nętrznych sprzecznościach. N iem niej jednak jest to jedyna siła zdolna przeciw staw ić się n arastającej d om inacji pow racających i od­ hum anizow anych m etan arracji.

Ju lia K risteva, używając idio m u psychoanalizy, przedstaw iła n ajbardziej chy­ ba w yrazistą we współczesnej hum an isty ce koncepcję b u n tu , rew olty rozum ianej jako intym na transform acja, a nie ru c h czy b u n t społeczny. Tak w jednym z wy­ w iadów form ułuje tę myśl:

We współczesnych społeczeństwach słowo rewolta znaczy bardzo schematycznie rewolucję polityczną. Ludzie mają skłonność, żeby m yśleć wtedy o ekstremalnym lewicowym ru­ chu politycznym związanym z rewolucją kom unistyczną lub z lewicowymi dążeniami. Chciałabym pozbawić słowo „rewolta” jego czysto politycznego sensu. W całej zachodniej tradycji rewolta jest bardzo głębokim ruchem niezadowolenia, lęku i bólu. W tym sensie twierdzenie, że rewolta jest jedynie polityką, oznacza zdradę tego szerokiego ruchu.21

Rewolta jako przeciw staw ienie rew olucji jest potw ierdzeniem tego, co najważniejsze w życiu psychicznym , czyli w psychoanalitycznym języku au to rk i pow rotu do jaź­ ni, do Ja. Powrót te n jed n ak jest zawsze chw iejny i chwilowy, poniew aż to w k o n ­ flikcie w łaśnie zn ajd u jem y przyjem ność i jouissance. Przytoczę jeszcze jeden cytat z przyw oływ anego wyżej w yw iadu, by w yraźniej oświetlić m yśl Kristevej:

M yślę, że w zautomatyzowanym współczesnym św iecie głębia życia psychicznego, osw o­ bodzenie życia psychicznego, poszukiwanie prawdy w badaniach i pytaniach są tymi wszystkim i aspektami, które zostają przeoczone. Oczekuje się od nas, byśmy byli jed­ nostkami działającymi. Co najwyżej proszeni jesteśmy, by pracować dobrze i kupować tak dużo, jak to jest możliwe. Cała problematyka badania, powrotu do Ja, podawania w wątpliwość, istoty konfliktu, która jest źródłem ludzkiej w olności, stała się zatartym, odrzuconym, a nawet zniszczonym parametrem. Kultura, która wyłania się z tej sytu­ acji, jest kulturą rozrywki raczej niż badania i rewolty. Powiedziałabym, że rodzajem oporu niezbędnym w stosunku do technokratycznego społeczeństwa, jest rehabilitacja pam ięci i m yślenia analitycznego oraz zgoda na to, by pojawiały konflikty.22

D la rozw oju w olności postulow anej w koncepcji K ristevej kluczow a jest sfera w yobraźni czy też sfera w yobrażeniow a, używ ając k ateg o rii Ja cq u e s’a L acana. W yobraźnia bow iem pozw ala przerw ać atak i na nasze w ew nętrzne życie psychicz­ ne, jest w stanie przetransform ow ać je, sublim ow ać i przez to spraw iać, że żyjem y i jesteśm y w olni. Sztuka jest oczywiście kluczow a dla rozw oju sfery w yobrażenio­ wej, um ożliw ia bow iem „tłu m aczen ie” naszych stanów psychicznych dla nas sa­ m ych23. K risteva pisze co praw da raczej o p isa rz u jako „obcym ”, gdyż jej analizy

21 J. Kristeva Revolt, She Said, Sem iotext(e), Los A n geles-N ew York 2002, s. 99. 22 Tamże, s. 100-101.

23 J. Kristeva Intim ate R revolt. The Powers and Limits o f Psychoanalysis, transl.

by J. Herman, Columbia U niversity Press, N ew York 2002, s. 254.

19

(15)

198

dotyczą p rzede w szystkim literatu ry , ale bez tr u d u przenieść m ożna tę koncepcję na in n e rodzaje sztuk, które używając właściwych sobie środków, w ykonują tę sam ą pracę.

Josif B rodski pew no byłby krytyczny wobec całego psychoanalitycznego szta­ fażu koncepcji b u n tu przedstaw ionej przez fran cu sk ą m yślicielkę, ale chyba n ie­ tru d n o odkryć zbieżności m iędzy obom a głosam i. W obu p rzy p ad k ach m isją sztu ­ ki jest odsłonięcie i w zm ocnienie w ew nętrznego świata w idza czy czytelnika. Sztuka jest p rzede w szystkim sposobem skłonienia go do in trospekcji, do b ad a n ia i kw e­ stionow ania tego, co m ogłoby się w psychice wydawać oczywiste. D la urodzonego w to ta litarn ej R osji poety i dla urodzonej w to ta litarn ej B ułgarii psychoanalitycz- ki jest jednakow o jasne, że polityczny sens sztuki zaw iera się w jej dystansie do polityki. A ni pow iązanie z tak ą czy in n ą ideologią, an i p o p ie ra n ie określonej opcji politycznej nie decyduje o zaangażow aniu sztuki, decyduje o tym raczej jej zdol­ ność do „m izantropicznej rozm ow y” czy p odw ażania pozornej spójności psychiki. Ją d re m oddziaływ ania sztuki staje się w tedy przyjem ność, jouissance negacji, od­ krycia w ew nętrznych konfliktów . W pisana jest w n ią nierozerw alnie w yobraźnia, bez której nie m oże pojaw ić się żadna w ew nętrzna, intym na rew olta.

Takie polityczne odczytanie sztuki zakłada oczywiście tran sfo rm ację samego pojęcia tego, co polityczne. Polityczność, o dróżniana od p o lity k i (we francuskiej trad y cji le politique i la politique), jest pew nym sposobem życia czy pew nym sposo­ b em p o strzegania rzeczyw istości społecznej i spotyka się ze sztuką na n ajg łęb ­ szym ze swych poziomów. Sztuka jako p ro jek t m etapolitycznej estetyki czy jako p rzestrzeń m iędzy przeszłością a teraźniejszością m u si w ostateczności odwołać się do w ew nętrznych konfliktów i napięć, jakie pojaw iają się w życiu w ew nętrz­ nym jednostek. W ydaje się jednak, że taka autonom izacja jednostek jest z kolei w aru n k ie m resty tu cji p rze strzen i publicznej tożsam ej ze sferą p ubliczną. W k ra ­ czając w p rze strzeń pu b liczn ą, ale jednocześnie w ychodząc poza nią, sztuka za każdym razem pozostaje w aru n k ie m istn ien ia tej p rze strzen i i jej przek ształca­ nia. A kcent położyłbym na to ostanie określenie, gdyż nie da się wskazać danej na zawsze sfery p u blicznej czy p rze strzen i p u blicznej o dróżnialnej od p rze strzen i pryw atnej. Samo to ro zróżnienie bow iem jest zawsze w ynikiem pew nego p ro jek tu politycznego czy, ściślej mówiąc, m etapolitycznego (w ro zu m ien iu R an cière’a) i za­ w iera treści przesądzające w dużej m ierze o tym , co jest do pom yślenia, i o tym , co nie m oże się pojawić w bieżącej polityce. Sztuka, która sytuuje się w obrębie tego ro zróżnienia, jest jednocześnie jednym z w arunków jego konstytuow ania i d la te­ go ta k tru d n o dostrzec jej in n e n iż sy m ptom atyczne i u lo tn e p rze jaw ia n ie się w p rze strzen i p ublicznej. U niw ersalność estetycznego p ro jek tu politycznego ujaw ­ nia się dopiero w jego podm iotow ości, w obronie indyw idualnego i niep o w tarzal­ nego św iata w ew nętrznych konfliktów jednostki.

(16)

Abstract

Leszek KOCZANOWICZ

U n iversity o f Low er Silesia (W ro c ła w )

Magical Power of Art

T h e article attem pts at responding th e question h o w art can possibly function in public space. A reply to this question assumes th a t associations b e tw e e n art, politics and ethics, fulfilling th e ir potential in (a) public space, w ill be evidenced. T h e article evokes o u r c o n te m ­ p o ra ry concepts o f such associations - in conclusion, h ow ever, p re d o m in a n tly refe rring to Julia Kristeva's views. Kristeva nam ely treats m u tin y in te rm s o f individual revolt, expressing itself in opposing d o m in a n t fo rm s o f social life. Being a fo rm o f individual expression, art can th e re b y b e co m e part o f a discourse in public space.

66

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli mianowicie zakładamy, że funkcja pojawia się jako logiczne następstwo pewnej konfiguracji przyczynowej, to oczywiście nie może być tej konfiguracji

Bilans godzinowy zgodny z CNPS (Całkowity Nakład Pracy Studenta). Ilość godzin w kontakcie

W przypadku przekompensowania odbiornik (rozumiany tutaj jak równoległe połączenie kompensującej baterii kondensatorów i właściwego odbiornika energii) zmienia charakter

Strategia wyborcza Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska jako lidera par- tii i kandydata na prezydenta w kampanii wyborczej i prezydenckiej w 2005 roku była wspólna i

Błędem jest oczekiwanie od ekspertów odpowiedzi na pytanie, który system opieki zdrowotnej jest najlepszy.. Ekspert ma jedynie pokazać, jakie konkretne skutki przyniesie

Wady takiego rozwiązania są oczywiste: opieką me- dyczną objęty jest jedynie nikły procent społeczeństwa, a służba zdrowia nie wykorzystuje swoich możliwości –

Dodatkowo Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych (jeœli pragnie siê utrzymaæ tê nazwê) powinien mieæ zrównowa¿one finansowanie dotycz¹ce nowotworów krwi.

Związek Miast Polskich z siedzibą w Poznaniu informuje o zamiarze przeprowadzenia wstępnych konsultacji rynkowych, których przedmiotem będzie uzyskanie przez Zamawiającego informacji