Stefan Treugutt
Sny z premedytacją
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (8), 55-63
Sny z premedytacją
W otw ierającym Godzinę m yśli ośm iow ierszu m am y do czynienia z konstatacjam i o c h arak terze uniw ersalnym . Nie m a jeszcze bohatera tej powieści o dorastan iu do życia (Godzina m yśli je s t osobliwie rom antyczną odm ianą powieści o roz w ijaniu się osobowości — inna spraw a, iż dydak tyczny E ntw icklungsrom an przem ienił się tu w ga tu n ek raczej a n ty dydaktyczny), kolejne zdania mó w ią w try b ie ogólnym o podstaw ow ych cechach ludz kiej egzystencji. Toteż znaczenie program ow e przy pisać należy diagnozie:
Szczęśliwy, kto się w ciemnych marzeń zamknął ciszę, Kto ma sny i o chwilach prześnionych pamięita.
Cisza ciem nych m arzeń to, w edle najprostszego w y kładu: m arzenia nocne, sam otna cisza nocy jako w artość przeciw staw na zgiełkliwej zbiorowości dnia. (D ydaktyczna osobliwość diagnozy polega na tym, iż na m iejsce nauki, jak żyć z innym i i wśród in nych, zaleca się izolację.) A więc: cisza, sny, pamięć prześnionego. K on statacja w stępna m ówi dobitnie, przed czym należy się zam knąć w nocy i w snach. Na „hym n posępny” św iata składają się jęki cier
Entwicklungs roman
STEFAN TREUGUTT 56 Szczęśliwy, kto ma sny Obsesje C.D. Friedricha
piących i śm iech nieszczery, ziem ia jest „ p rzek lęta” , ziem ia ludzi jest czynnikiem dysharm onii w ponad- ziem skim , odw iecznym porządku („W pada m iędzy grające przed Jeh o w ą sfe ry /J a k dźwięk niesfornej s tru n y ”). W ygląda to razem dość ubogo, banalnie, jak p ro sta pow tórka przeciw staw ienia realnego bie gu rzeczy tego św iata k o n stru k cji idealnej. Tak jed n ak nie jest.
„Szczęśliwy, kto (...) m a sn y” . D ysharm onia ziem ska je st przeinaczeniem , zakłóceniem harm onii w iecznej, ale diagnoza nie m ówi bynajm niej o możli wościach w zlotu w św iat idealny, nie przew idu je się tu takiej w zajem nej h ierarchizacji w artości wyższych (ideał) i niższych (życie), by pierw otna harm onia po w tórn ie została przyw rócona. N ie m a ted y ani klasy- cystycznej utopii, k tó ra porządek idealny postulow a ła n a ziemi, ani też ośw ieceniow ej zgody obu porząd ków w jed n y m fizyczno-m oralnym . „Szczęśliwy, kto (...) m a sn y ” . Ani zgody n a św iat, ani m yśli o n a p ra wie, ani też tran scend encji jakiejkolw iek. W p ro g ra m ow ym argum encie do G odziny m y śli jest w skaza nie, że owszem, dysharm onię ziemi określam y po przez zestaw ienie z harm onią niebios, ale niebiosa nie są o tw a rte . R atu n ek m a być gdzie indziej. Poprzez cofnięcie się w siebie, w noc snów, w pam ięć m arzeń. T ran scen d en taln y idealizm zastąpiła psychologia. T rudno tu mówić także o tak często wówczas budo w anej w celach polem icznych antynom ii dnia i nocy. „Ciem ne m arzenia” z G odziny m yśli zupełnie nie orzek ają o istnieniu jak iejś odrębnej rzeczywistości św iata nocnego, odrębnego i przeciw staw nego wobec „zbłąkan y ch głosów” św iata dziennego. R om antycy przejęci by li nocną odw rotnością dnia, odkryw ali od m ienności nocnego krajo b razu duszy i po p ro stu k ra jobrazu. Noc była dom eną duchów i upiorów, po niew aż dzienny rozsądek zabraniał ich istnienia. Do piero w nocy i p rzy księżycu osiągalne były efek ty nastro jo w e i sw oista tajem niczość rzeczy w słoń cu zw yczajnych. Jeżeli C aspar David F riedrich ob
sesyjnie naw raca w tem atyce swych płócien do noc nej w izji św iata (por. K re u z au f Rügen, A bend an
der Ostsee, M ondnacht am O stseestrand, M ondnacht m it S c h iffe n itd.), to bynajm n iej przez to nie o d ry
w a się od realnego k rajo b razu m odelu, od n atu ry , ty le że to n okturnow a n a tu ra , nocna realność. Od m ienny, drugi, p a ra leln y do dziennego św iat. W Go
dzinie m yśli jest co innego: cofanie się w siebie, w
subiektyw ność, w ejście — podkreślam — nie w in ny od dziennego św iat nocy, ale we w łasną tylko „noc”, we w łasne sny, w swój osobisty p a rty k u la ryzm psychiczny. D iagnostyczny w yrok w skazuje w
Godzinie m yśli jedyne bezpieczne od „zbłąkanych
głosów” innych ludzi miejsce: sny i pam ięć snów. Nie ten więc „szczęśliw y” , kto chroni się przed św ia tem dziennego rozsądku i cierpień w tajem niczą od m ienność życia nocy, nie takiego nocnego dublera dla człow ieka p o stulu je się w program ow ym o tw a r ciu G odziny m yśli, nie, ma to być w ejście w siebie, zam knięcie się „ciem nym i m arzeniam i”, w łasna stre fa nocy i snu.
W iem y już, że nie jest to noc m alarskich krajobrazów i literackich opisów, że nie m a ona sw ej odrębnej istotności. Czy to w ogóle noc? I cóż to za sny, o k tó rych n ależy pam iętać? Jeżeli „ciem ne m arzenie” i sny skierow ały uw agę na przeciw ieństw o dnia — na noc, to trzeba pam iętać, iż dla au to ra G odziny
m y śli „ciem ny” znaczył oczywiście także „niejasny”,
„n iejasny do zrozum ienia”, „nieoświecony”, a więc nie podlegający kom petencji oświeconej racjonaliza cji. „Ciem ne m arzenia” ogarniają sobą bez w ątpienia
także i sny, ale nie tylko. Sny zaś z kolei nie znaczą w Godzinie m y śli w yłącznie snu, a więc okresowo pow tarzalnego odpoczynku organizm u, polegające go n a zaham ow aniu czynności i utracie świadomego k o n tak tu z otoczeniem . P orów najm y konstatację: „Szczęśliwy (...) K to m a sny i o chw ilach prześnio nych p am ięta” z frag m en tem późniejszym , tra k tu
jącym już o głów nym bohaterze:
Zamknąć się ciemnymi marzeniami
STEFAN TREUGUTT 58
Pamięć snu a tożsamość jednostki
Kiedy isię m ałe dziecko z kołyska uśmiecha, Ma sen całego' życia... A gdy tak przemarza. Dzieci na świat miezinany smutną partrzą twarzą. Smutne pomiędzy ludźmi — bo m iały sen życia.
„S en życia” poprzedzający owo życie jest przeczu ciem i m arzeniem , intu icy jną, pozaracjonalną („ciem n ą ”) drogą poznania. I pam ięć o takich „chw ilach p rześn io ny ch” zaleca się w e w stępnym fragm encie powieści jako postaw ę w łaściw ą. Pam iętać o tym, co kiedyś się śniło o przyszłości, całej przyszłości, a w ięc i tej do tera z nie spełnionej. Pam ięć snu jest ted y ciągłością in tu icy jn e j w iedzy jed no stk i o sobie, je s t kateg o rią przeszłości i przyszłości n a raz. God ne uwagi, iż ten sam typ wiedzy w ysnuw anej z sie bie, z zew nętrznego objaw ienia, będzie m iał Słowac k i i w o statn im okresie życia, gdy pam ięć „o chw ilach prześn ion y ch ” dyktow ać m u będzie zapis p raw d o przeszłości i przyszłości nie tylk o jego jednostkow e go ducha, ale będzie pam ięcią przeszłych i przysz łych losów narodu, g atu nk u, w szystkiego, co doko nało w ysiłku stw orzenia się, co n a różnych szczeblach d rab in y bytów dąży i rozw ija się, gdyż m a „sen ży cia” innego niż teraźniejsze, bo w trudzie żywotów zdobywa samowiedzę.
In n y jest zupełnie zakres tem atyczny oraz poziom apostolskiej d y d ak ty k i pism ostatnich w porów naniu z Godziną myśli. Ten sam w zasadzie stosunek do k a tegorii czasu ludzkiego (czasu m oralnego, chciałoby się rzec): ulo tn a niew ażność czasu teraźniejszego w p orów naniu do w agi pam ięci o przeszłym jako rew e la c ji przyszłego. W m ikrokategoriach biografii jedno stkow ej Godzina m y śli jest takim w łaśnie dokum en tem . Je st powieścią o rozw ijaniu się osobowości, w k tó re j „przeczucie szuka zakrytego św iata” , szuka p raw d y o sobie poprzez przypom inanie, bo w pam ięci m arzeń, snów, w pam ięci „n ocnej” zaw iera się in tu i c ja przyszłości, w iedza o sobie sam ym . Po odpraw ie n iu m isteriu m „godziny pam ięci” znowu konkluzja,
ty m razem tycząca się dziecka, które przeżyło p ierw szy stopień poznaw ania siebie i swej przyszłości:
Rzuciło się w śwtiiat iciemny... powieść nie skończona...
„Ś w iat ciem ny” — niejasny, niem ożliw y do racjo nalnego w ytłum aczenia, św iat, w k tórym nocne sny zw iastu ją przyszłość, przypom inają i grom adzą w ie dzę o dalszym biegu „powieści” , czyli życia. W ta kim rozum ieniu sny i chw ile prześnione są z prem e d y tacją układane w ram y określonego system u już ugrun tow an ej w iedzy o sobie, są dokum entacją dla celu nadrzędnego. W Godzinie m yśli był to autody- d akty czny p o rtre t bohatera, człowieka nadw rażliw e go, wchodzącego w siebie. W pism ach genezyjskich po latach kreśli się „ p o rtre t” b y tu wiecznego, idące go przez tysiąclecia, nadw rażliw ość zaś odczuć za m ieni tw ard e poczucie obowiązku głoszenia praw d ukrytych, siłą woli dobyw anych z m aterii snu i m a rzeń na jaw ie ta k samo, jak z m ateriału historii i z odkryć n au k ścisłych. Ważne nie źródła (dla um ysłu genezyjskiego w każdej jednostkowości zaw arta jest historia całości, a więc i jej przyszłość), ważny jest jedynie ów szczególny sta n skupienia i energii, k tó ry pozwala w yryw ać ze zjaw isk praw dę o ich m iej scu i znaczeniu w łańcuchu bytów.
Trudno wobec takiej to talnej fenom enologii pytać o dokładne rozróżnienie realnego, fizjologicznego snu od sennych m arzeń n a jaw ie, od wspom nień, od za pisu przeszłej p raw d y i przeszłego zm yślenia — w szystko to na rów nych praw ach w ydarzenia w w e w n ętrznym świecie świadomości. Taka jest Godzina
m y śli w czasie którego bezpośrednio doznajem y —
pam iętnik świadomości. Odejście od „zbłąkanych głosów ” św iata zmysłowo realnego, wejście w sfe rę czasu psychicznego, w którym obowiązuje in- trospekcja, pamięć, przeczucie; w taką — jed nym słowem — sferę, w k tó rej „ ja ” m yślące oby wa się bez pośrednictw a św iata zewnętrznego. Ma jąc takie skłonności i tak bogatą a p a ra tu rę wew nę
Autodydak-tyczny portret bohatera
STEFAN TREUGUTT 6 0
Antydydak-tyczna przesada
trzną, pisze się Godzinę m y ś li w okresie w ejścia w pełnoletniość, w dw a dziesiątki la t później, całkow i cie dorośle, p rac u je się już nad Genezis z ducha, n ad księgą o w ew n ętrzn ej biografii ducha globowego. Z p u n k tu w idzenia reg u ł powieści o rozw ijaniu się osobowości pierw szy dokum ent w ypada nazw ać n a gannym , antydyd ak tyczn ym , gdyż niebezpiecznie egzaltu je się tam w łasne życie w ew nętrzne, lekce ważąc obowiązki wobec bliźnich. D okum ent drugi, o dsłaniający przeszłość i przyszłość bytu, zasługuje, na ocenę niepom iernie bardżiej surow ą, na potępie nie całkow ite. Egzaltow anie w spólnoty z kolei dosz ło tam do szczytów tak zaw rotnych, iż zagroziło to rozpadem i lekcew ażeniem osobowości rozw ażnie i realn ie pojętej. O ba dokum enty nie mieszczą się w „dobrym środ k u ” , sprzeczne są z w ychow aw czą sta ty sty k ą , z norm am i, z norm alnością naw et. W dew iacji od norm dydaktycznych, jak ą p rez e n tu je Godzina m yśli jako zapis świadom ości dziecka n ad norm aln ie w rażliw ego, w ażne m iejsce p rzypadło snom i pam ięci snów. Tyle tylko, że nie należy ab su rdalnie przypuszczać, iż b o h ater powieści cierpi na chorobliw ie bogate sny, że problem polega tu na patologii um ysłu lub ciała. Nic o tym n ie wiadom o i nie odgryw a to roli. Sen, n a w e t taki p raw dziw y (określony w zapisie w yraźnie jako śnienie się cze goś), jest rów now ażny z pew nego typu m yśleniem ,
2. w yższym stanem skupienia intelektualnego. Oto
taki sen, opisany przez drugiego b oh atera powieści:
Słuchaj! wschodnie krainy dziś ujrzałem we śnie, Piękne były, czarowne, nieraz o nich marzę. Widzę słońcem ściemniałe Beduinów twarze, Widzę lasy palmowe, śwtiadki dawnych czasów. Myśl moja, niewsitirzymana w te krainy goni...
Sen jest tra k to w a n y rów now ażnie z w izjam i w yo braźni, z m yśleniem o określonym przedm iocie. Ta ki, oczywiście, sen, k tó ry n adaje się do w łączenia do system u „godzin m yśli”, bo przecież nie sn y d y k tu ją, jaki m ate ria ł dowodow y grom adzić dla budow a
nia z p rem e d y ta c ją założonej całości osoby psychicz nej — dzieje się tu zawsze odw rotnie. A utor Godzi
n y m y śli n ajdalszy był od wszelakiego psychoanali
tycznego autom atyzm u zapisu, a zapytajm y, czy i w ierni w yznaw cy psychoanalitycznej koncepcji za pisu literackiego nie n o tu ją swych snów na jaw ie? Czy nie u kład ają ich w edle n orm i w yobrażeń kon w encjonalnych o m echanicznym zapisie wolnych skojarzeń i ciągłego strum ien ia świadomości? Tak w łaśnie się dzieje. N ikt dotąd nie w ynalazł sposobu zapisyw ania podświadomości bezpośrednio — św ia domości też bezpośrednio przełożyć n a słowa ,nie po tra fim y — e k ry tu ra m echaniczna także nic nie po może, gdy autor śpi.
T ytułow a „godzina m yśli” to term in niem al tech niczny, in stru m e n ta ln y w procesie zapisywania w spom nianych wyższych stanów skupienia energii in telek tu aln ej, co oznacza jednoczesne oderw anie się od norm alnego, rozsądkowego try b u m yślenia i przełączenie się n a odczuwanie intuicyjne. I tak je den z bohaterów „godzinam i m yśli” w bija oczy w „nieruchom ość”, patrząc „w otchłań m arzeń”, w i dząc przedm ioty zw ykłym w zrokiem niew idzialne. Drugi, poeta talentem , w chw ilach natchnienia żyje „w ypadkam i m yśli” . Pierw szy z kolei przeżyw a sta ny podobnie określane jako „godziny tajem n ic” . Pod staw ow ym zabiegiem intensyfikacji przeżyć w ew nę trzn y ch je st przypom inanie przeszłości, ale na tyle skom plikow ane, że połączone z in tu icy jn ą wiedzą o całym zjaw isku, a więc o rzeczach przyszłych. P rze chodzenie od m arzenia do przeczuć i do w spom ina nia jest niezm iernie płynne, to ten sam w gruncie rzeczy proces:
Niech blade uczuć dziecko o przyszłości marzy, Niechaj myślami z kwiatów zapachem ulata, Niechaj przeczuciem sziuka zakrytego św iata; To potem w iele dawnych marzeń stanlie przed nim, I tujrzy je zmysłami, pozna zbladłe mary.
Automatyzm a konwencje
zapisu snów
STEFAN TREUGUTT 6 2 Nadawanie realności chwili Intuicyjne wnikanie a przeszłość i przyszłość
w przyszłość i z tak iej p e rsp e k ty w y oglądać tera ź niejszość:
On przed sobą przyszłości postaw ił zwierciadło, I rzucał w inie obecne chwile — i z odbicia Wnosił, jaki blask przyszłe w spom nienia nadadzą Obecnym c'hiwiliom życia.
To rzeczyw iście w y rafinow any i mocno skom pliko w an y sposób podnoszenia ran gi chw ili bieżącej: i ta k a chw ila bieżąca może n ab rać ważności, ale prze m ieniona w przyszłą „godzinę m yśli” ; w yobrażona tera z teraźniejszość jako przyszłe w spom inanie p rze szłości. B ardzo to pok rętn e, ale przecież w edle po krew nego schem atu w okresie genezyjskim te ra ź niejszość o ty le b y ła godna uwagi, o ile stanow iła ogniwo łańcucha, o ile zaw ierała w sobie zakład i za d a te k przyszłości, o ile z przyszłej p ersp ek ty w y dała się obejrzeć i ocenić. Ten system nadaw ania realn o ści chw ili obecnie przeżyw anej, poprzez odw ołanie się do dalszego ciągu w czasie (w czasie genezyjskie- go w zrostu) tej obecnej chw ili, nie m a niczego w spól nego ze w spółczesnym i b adaniam i futurologicznym i. Tam ta, sprzed stu trzydziestu lat, odznaczała się nie w zruszoną, au tentyczn ą w iarą i przekonaniem , że przyszłość będzie — że jest czym ś nieuchronnym . W spółcześnie, podobnie jak w średniow ieczu, lan su je się teo rie o m ożliw ym końcu dziejów.
Tak więc: „m ieć sny i w chw ilach prześnionych pa m iętać” znaczy ty le m niej w ięcej, iż trzeba posiadać zdolność k o n cen tracji m yśli, przenikliw ość poznaw czą nakierow aną n a św iat w ew nętrzny, u k ry ty przed obserw acją zew nętrzną; że intu icyjne w nikanie w przeszłość je st rów now ażne wobec przeczuw ania przyszłości. Z tego diagnostycznego zdania, odczyta nego w kontekście całego utw oru, w ynika jeszcze to, że taka postaw a nie przynosi ani gw arancji, ani ży ciow ych korzyści — raczej przeciw nie, naraża na cierpienia ponadnorm alnej rea k c ji na to w szystko, co n o rm aln y osobnik znosi bez zw racania uwagi. „Szczęśliwy, kto się w ciem nych m arzeń zam knął
ciszę” m iało b y jak o zalecenie podźw ięk ironiczny. Ale to nie je s t zalecenie. To k o n statacja. Że ta k jest, gd y jed n o stk a niezw yczajna, odm ienna od w y m ia rów stan d ard o w y ch , jeśli idzie o zdolność p rze ż y w a nia i m yślenia, m a ułożyć sw e re la c je ze św iatem ze w n ętrzn y m . K o n statacja, że d la kogoś takiego re a ln y i p ełen znaczenia je st k o n ta k t z przeszłością i p rz y szłością; że je d y n y sposób k o n tak to w an ia się sensow nego z ch w ilą p rzeży w an ą to ogląd z czasow ego d y stansu, ogląd z czasow ym w yprzedzeniem . Jeżeli tak i ty p analizy rozw ojow ej osobowości m ógłby p rz e m a w iać d ydaktycznie, to chyba tylk o do w y b ra n y c h je d nostek — sy stem tak i m ało n a d a je się do upow szech nienia. Toteż owo in icjaln e „szczęśliw y, k to ” znaczy nap raw dę: szczęśliw y człow iek niezw ykły, w ielki duchow o — szczęśliw y n a w e t p rzez swe nieszczęścia i cierpienia. Bo je st taki, jak i jest. B ardzo to m ło dzieńcze. Ile z tak iej p o staw y — czy cokolw iek — pozostało w tw ó rcy sy stem u genezyjskiego?
Szczęśliw y człow iek niezw ykły