• Nie Znaleziono Wyników

Instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo : dyskusja psychologów policyjnych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo : dyskusja psychologów policyjnych"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo – dyskusja psychologów policyjnych

Jak komunikować o bezpieczeństwie? Jaką wiedzę powinni mieć dziennika- rze, aby prawidłowo pisać na temat dramatycznych sytuacji, katastrof, zagro- żenia życia, zdrowia i mienia ludzi? Na to pytanie poszukiwali odpowiedzi uczestnicy sesji plenarnej w pierwszym dniu konferencji pt. Komunikowa- nie o bezpieczeństwie. Medialny obraz zagrożeń. Wśród zaproszonych gości byli: dr hab. n. med. Krzysztof Rutkowski, pełniący funkcję kierownika Zakładu Psychoterapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, specjalizujący się w badaniach nad stresem pourazowym, nadkomisarz Beata Szymańska, mgr Anna Jabłońska, a także psycholożki policyjne z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie (Katarzyna Schweiger-Komorowska, psycholog w Ośrodku Inter- wencji Kryzysowej w Krakowie, współpracująca także z Wydziałem Zarządza- nia Kryzysem, oraz Katarzyna Mędrzycka, psycholog z Państwowej Straży Po- żarnej w Krakowie), podinspektor Marek Szczepański – negocjator policyjny, Urszula Podraza – rzeczniczka prasowa lotniska Kraków Airport w Balicach, Marek Garncarczyk – rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjne- go w Krakowie, oraz Grzegorz Krawczyk – dziennikarz, wydawca serwisów informacyjnych na portalu Onet.pl.

Pierwszym prelegentem był dr hab. n. med. Krzysztof Rutkowski. Tema- tem jego wystąpienia był stres pourazowy, jego konsekwencje dla organizmu i psychiki człowieka. W jego opinii sam stres, reakcja na stres, w tym stres urazowy, z punktu widzenia medycyny i psychologii są obszarami dobrze już zbadanymi. Można to tłumaczyć między innymi wysokimi kosztami społecz- nymi pozostawania w stresie. Bardziej opłacalne od długotrwałego obciąża- nia społeczeństwa kosztami leczenia stresu pourazowego jest prowadzenie badań nad lepszym zrozumieniem tego stanu, by móc skuteczniej pomagać dotkniętym nim osobom. Sam stres jest czymś, dzięki czemu możemy istnieć.

(2)

Prawdopodobnie nie byłoby nas jako gatunku lub też nasza ewolucja mogłaby zatrzymać się na etapie ślimaka, gdyby nie umiejętność przeżywania stresu, a więc adaptowania się do różnego rodzaju nowych warunków. Istotą stresu jest bowiem właśnie reakcja organizmu na każde zagrożenie z zewnątrz. Jest to reakcja biologiczna, niezbędna – w organizmie wydziela się bardzo wie- le hormonów na poziomie bardzo prostym, bardzo prymitywnym, takim jak u tysięcy gatunków zwierząt. W tej kwestii jesteśmy z nimi identyczni. I, co najistotniejsze, posiadanie kory mózgowej, która nas od zwierząt odróżnia, do przeżywania stresu nie jest nam wcale potrzebne. Wszystko, co się dzieje w sy- tuacji zagrożenia, dzieje się w ośrodkach bardzo prymitywnych. Nasze reakcje nie różnią się za bardzo od reakcji gadów czy innych ssaków. Z jednej strony to dobrze – przez całe miliony lat pomagało to nam przetrwać, ale z drugiej oka- zuje się, że dziś trochę zaczyna nam to przeszkadzać. Obecnie myślimy o stre- sie nieco inaczej. Dzisiaj, gdy słyszymy, że ktoś jest czymś zestresowany, może- my przyjąć, iż mamy do czynienia z rodzajem stresu przewlekłego. Nie jest to stres ostry, którego celem jest mobilizacja organizmu, by przystosować się do nowych warunków. Ten rodzaj stresu wynika z różnego rodzaju zakłóceń w in- formacjach płynących z zewnątrz. A stres pourazowy – będący ważnym prob- lemem zarówno społecznym, jak i zdrowotnym – jest zjawiskiem, które polega na nieprawidłowej reakcji na różnego rodzaju sytuacje zagrożenia. Można to opisać w następujący sposób: zwykły stres pozwala nam zaadaptować się do zagrożenia, przeżyć, a to sprawia, że możemy funkcjonować lepiej. Dzięki nie- mu wychodzimy z zagrożenia podobnie jak zwierzę, które może uciec, wysu- nąć kły czy zrobić coś innego na skutek różnego rodzaju skomplikowanych reakcji hormonalnych. Ale jeśli ta reakcja przeciąży sposoby radzenia sobie, czyli nieprawidłowości będą występować również po ustąpieniu sytuacji za- grożenia, to mamy do czynienia ze stresem pourazowym. Reakcja na stres, która utrzymuje się zbyt długo, jest reakcją nieprawidłową. Takie reakcje po- jawiają się najczęściej jako konsekwencja jakiegoś dramatycznego wydarzenia – z reguły związanego z realnym zagrożeniem życia, integralności fi zycznej, na przykład z narażeniem na gwałt, wypadek, uprowadzenie – i sprzyjają wy- stąpieniu stresu pourazowego. Dochodzi wówczas do przełamania możliwości jednostki radzenia sobie ze stresem. Wynika z tego, że każdy z nas jest narażo- ny na stres pourazowy. To nie jest zaburzenie, które występuje u osób predys- ponowanych. Przeprowadzone badania statystyczne wykazały, że jedne grupy częściej, inne rzadziej reagują objawami stresu pourazowego. De facto jednak u każdego z nas zespół stresu pourazowego może wystąpić. Mówi się nawet, że jest to prawidłowa reakcja na nieprawidłową sytuację. Pierwsze badania nad stresem pourazowym dotyczyły osób, które były więźniami obozów koncen- tracyjnych, również żołnierzami narażonymi na tak zwany stres bojowy. Stąd tak dużo wiemy o zespole stresu pourazowego, który jest pewnego rodzaju wy-

(3)

czerpaniem możliwości adaptacyjnych organizmu. Symptomy stresu pourazo- wego mogą wystąpić zarówno po długotrwałej sytuacji zagrożenia, przeciąga- jącej się od kilku tygodni do kilku lat, na przykład w uwięzieniu, ale mogą one nastąpić również w sytuacji nagłej (przebiegającej w ciągu kilku minut, a nawet krócej), która przełamuje obronę organizmu. W sytuacji stresu nasz organizm ma możliwości dostosowania się, radzenia sobie. Dzieje się tak na przykład w czasie wypadków komunikacyjnych czy wybuchu pożaru. Wówczas regresu- jemy się, czyli reagujemy bardziej prymitywnie, mniej dojrzale w porównaniu z możliwościami, które daje nam na co dzień nasza osobowość. Jedną z takich typowych reakcji jest reakcja oszołomienia. Wiele osób opisuje, że przeżywają coś tak, jak by były za szybą. To jest właśnie tego rodzaju reakcja, bardzo pry- mitywna, bardzo prosta, na co dzień nie służy dobremu funkcjonowaniu, ale w sytuacji nagłego zagrożenia i bardzo dużego stresu przydaje się, bo pozwala zachować automatyzm reakcji. Tyle tylko, że jeśli się przedłuża, jeśli ten stres, uraz, trauma działają bardzo silnie, to nie ma możliwości dostosowania się do niego, poczucie zagrożenia życia przełamuje różnego rodzaju obrony. I wów- czas, wśród licznych objawów, które mogą się pojawić, są przede wszystkim przypomnienia. Wiemy to na przykład z opisów żołnierzy – przypomina im się to, co się wydarzyło i co było przerażające. Sytuacja urazowa, mimo że daw- no już minęła, w psychice funkcjonuje automatycznie w tych ośrodkach móz- gu, które w ogóle nie są związane z korą mózgową, dlatego bardzo trudno so- bie z tym poradzić. Jest to automatyzm, który powraca w sytuacjach zupełnie banalnych, w sytuacjach, które czasem tylko symbolicznie wiążą się z urazem.

Mogą to być też objawy wycofania i unikania wszelkiego rodzaju aktywności:

unikania aktywności w życiu, unikania relacji społecznych, ale też depresyjne poczucie beznadziejności. Może to być reakcja unikania seksualności przez ofi ary gwałtu. Czasem zakłóca to codzienne funkcjonowanie w sytuacjach zu- pełnie spokojnych i niezagrażających, ale to głębokie skojarzenie, jakie nastę- puje w umyśle, jest nie do opanowania, jest ono automatyczne i bardzo zwie- rzęce. Trzecia grupa objawów to ciągła mobilizacja: osoby zestresowane przez cały czas są zmobilizowane, gotowe do akcji. W rzeczywistości nie ma źródła strachu, ale każdy nagły hałas, każda sytuacja, która w jakiś sposób delikatnie stresuje na co dzień, powoduje wyolbrzymioną i nieprawidłową reakcję. Po- tencjalnie są to reakcje, które mogłyby być pozytywne, czyli z punktu widzenia prymitywnego zwierzęcia dobrze jest na przykład nauczyć się unikania hałasu nocą. Niestety jesteśmy o wiele bardziej skomplikowani, i ta złożoność psy- chiki człowieka w naszym ludzkim, ucywilizowanym świecie jest przeszkodą w procesie wychodzenia ze stresu. Zapamiętywanie tego rodzaju sytuacji, tego rodzaju urazów i „rozlewanie” reakcji na wszelkiego typu podobne sytuacje jest reakcją patologiczną i powoduje wystąpienie zespołu stresu pourazowego, a to jest już zaburzenie, które trzeba leczyć. Podsumowując, istnieją dwie re-

(4)

akcje na stres: jeśli sytuacja jest ostra, to stres ma nam pomagać, ale jeśli jest przewlekła i przełamuje mechanizmy radzenia sobie, wówczas reakcja może być nieprawidłowa.

Interesującym zjawiskiem jest występowanie stresu u osób zarządzających sytuacjami kryzysowymi, biorącymi udział w akcji pomocy. Z jednej strony znajdują się one w sytuacji stresującej, w której konieczne jest dokonywanie wyborów, podejmowanie czasem trudnych decyzji. Mamy wówczas do czy- nienia z sytuacją związaną z typowym stresem, kiedy nie występuje zagroże- nie życia tych osób, nie ma ryzyka przełamania obron organizmu. Jeśli nato- miast istnieje konieczność podejmowania decyzji przy braku wyczerpujących informacji, jest to jedna z bardziej stresujących sytuacji, jakie możemy sobie wyobrazić. Można przyrównać ten stres do zestresowania zwierząt w labora- toriach. Druga sytuacja to taka, gdy mamy do czynienia z tak zwanym trzecim pokoleniem osób narażonych na PTSD (PTSD – zespół stresu pourazowego).

Są to osoby, które nie są bezpośrednio narażone – czyli w momencie kiedy działają, nie są zagrożone i mogą działać w sposób spójny i wytrenowany – są to przede wszystkim żołnierze, a także ratownicy medyczni i inni. Dochodzi u nich często do silnego napięcia i identyfi kacji z ofi arą – zaobserwowano to szczególnie u ratowników ratujących dzieci – pomimo braku bezpośredniego zagrożenia sama identyfi kacja i przeżywanie stresu w bardziej ludzki sposób, czyli przez zaangażowanie się i empatię, naraża ich na wystąpienie PTSD.

Na pytanie, czy istnieją sposoby, aby policja, psychologowie policyjni, oso- by pomagające w sytuacji zagrożenia mogły zmniejszyć ryzyko wystąpienia syndromu stresu pourazowego, dr hab. Krzysztof Rutkowski odpowiedział pozytywnie. Przede wszystkim można zredukować samo uczucie zagrożenia.

Przykładem akcji łagodzącej stres dzieci jest akcja policjantów, strażaków i ra- towników, polegająca na rozdawaniu dzieciom pluszowych misiów. Ten gest nie tylko zmniejsza stres, ale zakotwicza dziecko w realności, która dzięki plu- szowej zabawce staje się realnością bezpieczną dla dziecka. Osoba pomagająca może pomóc w prosty sposób – podobnie jak dziecko przytula misia, ona też może przytulić dziecko. Dorosłą osobę, ofi arę katastrofy, traumy również moż- na przytulić, objąć, uspokoić kołyszącym gestem lub głosem. Należy pamiętać, że osoba w silnym stresie jest zregresowana, czyli zachowuje się w sensie psy- chologicznym jak osoba znacznie mniej dojrzała, w swoich reakcjach wraca do sposobów zachowań, które wypracowała w okresie swojego dzieciństwa.

Pierwsze słowa powinny brzmieć uspokajająco, tak jak to robi rodzic, który przejmuje opiekę nad poszkodowanym i zrozpaczonym dzieckiem: „Wszyst- ko już jest dobrze, jestem tutaj, wiem, co się dzieje i teraz się tobą/panem/

panią zajmę”. Takie zachowanie wydobywa ofi arę z reakcji oszołomienia i sil- nego stresu i powoduje osadzenie w realności. Czyli tam, gdzie jako człowiek możemy postępować z pewnego rodzaju przemyślaną strategią, a nie tym

(5)

zwierzęcym automatyzmem, który nie jest dla nas zdrowy, bo prowadzi do automatyzmu patologicznego. Jeśli jest to osoba poszkodowana w wypadku czy też ofi ara przestępstwa, to dokładnie w taki sposób należy postępować.

Miś dla dziecka, do którego może się przytulić, dorosły, który przytuli, gorący napój – stają się znakami normalności, sygnałami, że jest w miarę normalnie.

To pomaga. Następna ważna rzecz to akceptacja. Odwołując się do najbardziej powszechnych przykładów występowania stresu pourazowego u żołnierzy i ofi ar gwałtu, dr Krzysztof Rutkowski powołał się na znaczenie oddziaływa- nia społecznego i środowiskowego. Otóż pojawianie się publikacji akceptu- jących i zwracających uwagę na doświadczenia tych osób, jest wręcz leczące.

Zaobserwowano to zjawisko u żołnierzy wracających ze współczesnych zbroj- nych konfl iktów, tych, które pojawiły się od czasu wojny w Wietnamie. Gdy żołnierze wracali z Wietnamu, ukazywały się publikacje krytyczne wobec ich działalności, byli nieakceptowani społecznie, to zdecydowanie pogarszało ich stan zdrowia. Inaczej było w przypadku żołnierzy wracających z Korei czy po II wojnie światowej. Takie działanie, akceptujące zachowania ofi ar i ratowników, zostało podjęte na przykład po 11 września, gdy jedną z grup bardzo mocno straumatyzowanych – choćby przez różne empatyczne przeżycia – była grupa strażaków. Akcja, którą uruchomiono w Stanach Zjednoczonych przy bardzo dużej społecznej akceptacji tej grupy zawodowej, skutecznie pomagała dzie- siątkom czy setkom osób wydobyć się z traumy. To samo dotyczy oczywiście cywilów, którzy przeżyli jakieś zagrożenie. Akceptacja społeczna jest zatem jednym z tych czynników, które mają bardzo duży wpływ leczący.

Drugą prelegentką panelu była Katarzyna Schweiger-Komorowska, do- świadczona psycholog z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie, współ- pracująca z Wydziałem Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Krakowie. We wprowadzeniu do swojego wystąpienia nawiązała do symulacji, która została zorganizowana na potrzeby konferencji przez Policję, Straż Pożarną i Pogotowie Ratunkowe. Była to symulacja odbicia porwanych przez terrorystów pasażerów autobusu komunikacji miejskiej. Celem gry sy- mulacyjnej było stworzenie warunków zbliżonych do rzeczywistych i włącze- nie w nią studentów dziennikarstwa, którzy mieli pracować jak dziennikarze w realnej sytuacji. Prelegentka odwołała się do pamięci uczestników gry symu- lacyjnej. Przypomniała, że z normalnego stanu przeżywania uczestnicy gry weszli w stan bardziej intensywnych przeżyć mimo wiedzy, że biorą udział w symulacji. Wyobrażali sobie, jak mogą się czuć uprowadzeni pasażerowie, czego potrzebują najbardziej, i co oni, niebędący zakładnikami, ale uczestni- czący w tej sytuacji, mogliby zrobić, by im pomóc. W opinii Katarzyny Schwei- ger-Komorowskiej najistotniejsze jest zapewnienie zagrożonym osobom po- czucia, że ich istnienie nie jest przerwane, zapewnienie im poczucia człowieczeństwa, to znaczy zrobienie wszystkiego, by otrzymały one to, co w tej

(6)

chwili jest im potrzebne, aby mogły żyć: ciepła, pożywienia, podstawowej opieki, zadbanie o ich podstawowe funkcje życiowe. Chodzi o to, by te osoby – niezależnie od tego, w jakim stanie psychicznym się znajdują – w dalszym ciągu mogły istnieć fi zycznie. Można powiedzieć, że człowiek w sytuacji ogromnego zagrożenia i w stresie traumatycznym traci zdolność do samoo- chrony, czasem traci ją całkowicie, czasem tylko w jakimś stopniu. W każdym razie zachowuje się inaczej niż zwykle. Wtedy psychologowie mają bardzo pre- cyzyjne oczekiwania wobec mediów. Najważniejsza jest możliwość dostarcze- nia przez media niezbędnych informacji. W sytuacji gdy człowiek nie wie, co się będzie działo i traci wpływ oraz kontrolę nad własnym życiem, jest to naj- dotkliwsza rzecz, jaka człowiekowi dorosłemu może się zdarzyć: nie może o siebie zadbać, nie może zadbać o osoby powierzone sobie i w ogóle nie ma wpływu na nic. W związku z tym ci, którzy dysponują informacją, są osobami drogocennymi. Sposób przekazywania informacji i ich jakość decydują bardzo często o (jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi) życiu człowieka, o jego komfor- cie, o tym, w jaki sposób będzie on z wydarzenia, które przeżył, wychodził i czy dojdzie do długotrwałych skutków stresu urazowego, czy też wyjdzie z tego wydarzenia jak jedna trzecia ludzi, czyli właściwie całkowicie bez uszczerbku na zdrowiu, z pewnym doświadczeniem, które wykorzysta w przyszłości. W każ- dym wydarzeniu katastrofi cznym jest wielki chaos – to, czego najdotkliwiej doświadczają uczestnicy takiego wydarzenia, to fakt, że muszą gdzieś czekać, potem muszą gdzieś szybko pędzić, potem ktoś im wydaje jakieś dyspozycje i, aby się do tego dostosować, konieczna jest pewnego rodzaju psychologiczna czy psychiczna elastyczność. Często, mimo że już wiedzą, co mają robić, gdzie mają to robić, to muszą zaczekać, aż wszystko zostanie tak przygotowane, aby udzielający pomocy psychologicznej czuli się bezpieczni. Często, mimo że wszyscy wiedzą, iż pomoc psychologiczna jest potrzebna i że w ogóle działania psychologiczne są potrzebne, dzieje się tak, że na miejscu tragedii pojawia się jakiś informator, który mówi: „Ci, którzy potrzebują pomocy psychologicznej, na lewo”. A powinno być tak, że to psycholog diagnozuje samo wydarzenie, zastanawia się, jakie skutki będzie miało, jakie odległe w czasie skutki może mieć, i jego zadaniem jest obniżyć, jeśli to tylko możliwe, napięcie powstałe we wszystkich ludziach, których dookoła siebie widzi, jak to nazwał dr Krzysztof Rutkowski, „wiąże ich z rzeczywistością” przez różne małe gesty: okrycie ko- cem, zadanie pytania, wsparcie słowne. Osoba, która udziela wsparcia psycho- logicznego na miejscu wydarzenia, zawsze pomaga wszystkim, absolutnie wszystkim – również tym osobom, które zarządzają sytuacją kryzysową. Ta redukcja napięcia – defusing, jak się ją inaczej określa – normalizuje sytuację.

To, czego psycholog oczekuje od mediów, to rzetelna informacja o tym, co się stało, jakie są przewidywania, jakie środki zostały wdrożone. Zdarza się bardzo często, że dziennikarze, którzy nie mają wstępu na teren tragicznego wydarze-

(7)

nia, widząc osobę, która ma na plecach napis „psycholog”, proszą o informację.

Psycholog wchodzi, rozeznaje sytuację i wraca do dziennikarzy. Ale ich już tam nie ma. Bo presja redakcji sprawia, że nie mogą poczekać, że muszą do- starczyć jakąkolwiek informację, najczęściej niesprawdzoną, aby ich medium było pierwsze. A psychologowie chcą, aby te informacje były sprawdzone, rze- telne. Bo wówczas mogą być użyteczne społecznie. Wiele ważnych informacji dziennikarze mogą zdobyć poza miejscem zdarzenia, choćby w centrum kry- zysowym, które zarządza akcją. Istnieje złota zasada informowania o takich sytuacjach: informuje się tylko i wyłącznie o tym, co jest prawdą. Nie wolno podawać żadnych domniemań, żadnych własnych przypuszczeń. Drugą zasa- dą jest sposób komunikowania się z ofi arami dramatycznych zdarzeń. Niedo- puszczalne są pytania konfrontujące ofi ary z ich słabością, niewydolnością, nieporadzeniem sobie, na przykład: „To musiało być straszne dla pana…”.

Trauma jest obezwładniająca, psychicznie i fi zycznie. Człowiek jednak może sobie z nią poradzić. Tylko nie należy mu w tym przeszkadzać takimi pytania- mi. Celem nadrzędnym jest wyciągnięcie ofi ary z poczucia własnej bezsilno- ści, której dotkliwie doświadczył. Właściwe pytania reportera na miejscu zda- rzenia powinny prowadzić do poszukiwania konkretnych informacji, a nie skupiać się na konfrontowaniu się ofi ary z jej własną niemocą, na przykład:

„Jak się pan o tym dowiedział?”, „Co w tym pana najbardziej dotknęło?”. Jeżeli dziennikarzom uda się zdobyć jakieś informacje (bo zazwyczaj nie dowiadują się wszystkiego), to powinni poszerzyć zasób wiedzy wszystkich tych, którzy ich słuchają, oglądają czy czytają. Informować o tym, jak zwykle w takich sy- tuacjach zachowują się służby ratownicze, dlaczego coś jest potrzebne, po co to się robi, ile służb jest zaangażowanych, dlaczego itp. Osoby biorące udział w dra- matycznym zdarzeniu, gdy wiedzą, nawet pośrednio, że są pod opieką, a ci, którzy z nimi coś robią, którzy dla nich pracują, są kompetentni, to pozwala im to łatwiej przejść przez traumę. Jeżeli natomiast z relacji prasowych dowiadują się, że gdzieś zostały popełnione błędy, nadużycia, ktoś nie miał pojęcia, co robi, to do poczucia utraty życia bliskich, swojego zdrowia czy dobytku dokła- da się jeszcze złość, że ci, którzy się nimi zajmują, są nieudolni i nie panują nad sytuacją. To pogłębia ich traumę. Zaufanie do państwa, do struktur państwo- wych jest jedyną rzeczą, która ludziom zostaje, jeśli zdarzy im się coś naprawdę strasznego. W katastrofi e tracą nie tylko coś osobistego, ale również wsparcie społeczne, czyli coś, co pozwala jednostce czuć się „u siebie, na miejscu”, swoj- sko, gdzieś przynależeć – co jest podstawą poczucia bezpieczeństwa człowieka.

Nie wolno bezmyślnie odbierać go tym, którzy najbardziej właśnie tego po- trzebują, aby nie pogrążyć się w rozpaczy i nie stać się ofi arą długotrwałego zaburzenia. Prelegentka zwróciła uwagę na jeszcze jeden aspekt pracy dzienni- karzy. A mianowicie na „zalewanie” odbiorców mediów własnymi emocjami.

Skutki takich zachowań są trudne dla psychologa i mają daleko idące konse-

(8)

kwencje dla uczestników zdarzenia. Choć, jak twierdzi psycholożka, empatia jest w sytuacjach dramatycznych normalnym zjawiskiem i wielu ludzi ją auto- matycznie odczuwa, to w przypadku dziennikarza nie świadczy o profesjona- lizmie, a o jego braku. Wyjaśnia to zjawisko zapożyczonej traumy. Sami dzien- nikarze tłumaczą się tym, że przez silnie nacechowane emocjonalnie relacje chcą zmobilizować społeczeństwo do ofi arności na rzecz poszkodowanych.

Prelegentka przywołała przykład z katastrofy w kopalni Mysłowice: doszło tu do zawału, zginęło paru ludzi w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach, po- nieważ zawał wiązał się z pożarem i bardzo wysoką temperaturą i ludzie ci po prostu gotowali się żywcem. Akcja na dole trwała, bo trzeba było wyciągnąć zwłoki jednego z górników. A równocześnie zawalił się dom w Katowicach, gdzie zginęła para młodych ludzi, aktywnych społecznie dziennikarzy, przed którymi było całe życie – zginęli razem ze swoim malutkim dzieckiem, co tę sytuację czyniło jeszcze dramatyczniejszą. Pod naciskiem mediów w ciągu dwóch dni prezydent Polski przyznał im odznaczenie. I można powiedzieć, że dobrze się stało, bo na nie zasługiwali, ale równocześnie można też powie- dzieć, że źle się stało, ponieważ górnicy, którzy byli w pracy i zginęli na poste- runku, w ogóle nie zostali docenieni i społeczny odbiór tego niedocenienia był bardzo negatywny. Krzywda jednego człowieka nie pozwala na ignorowanie krzywdy innego człowieka. Każda sytuacja katastrofi czna ma swój początek, potem nabiera tempa, trwa, ale też nadchodzi moment, gdy się kończy. Nie ma już jupiterów, mediów, spływają nowe informacje, życie toczy się dalej. Ale nie wolno zapominać, że ofi ary katastrofy nie znikają, a jej skutki jeszcze bardzo długo w nich trwają. I to, co je najmocniej dotyka, to samotność w tej traumie.

Jest to okres żalu i łez, obniżenia odporności psychofi zycznej, to jest właśnie ten okres, w którym ludziom jest najbardziej potrzebne społeczne wsparcie.

I to jest czas do zagospodarowania przez media. Wówczas jest czas na spotka- nie z psychologami, którzy udzielą informacji o dynamice stresu, o dynamice stresu grupowego, o tym, co otoczenie może zrobić, żeby ten stres u ofi ar zre- dukować, złagodzić, a nie wtedy, kiedy psycholog idzie do akcji. Psychologo- wie chcieliby, gdy zaistnieje konieczność, nawiązać dłuższą i bardziej systema- tyczną współpracę z mediami, która pozwoli wspólnie pomagać, właśnie przez dostarczanie właściwej informacji. W całym chaosie wszystkich katastrof jest na wagę złota dawanie ludziom rzetelnej, sprawdzonej informacji. Również dla mediów powinno być ważne, aby miały dostęp do rzetelnej i dobrej infor- macji, bo to jest jedna z podstawowych rzeczy, której człowiekowi brakuje w sytuacji zagrożenia i niepewności.

Następną kwestią, istotną z punktu widzenia psychologa, na którą prele- gentka zwróciła uwagę, jest coraz bardziej rozpowszechniony w mediach zwy- czaj skracania dystansu. Polacy są jednym z niewielu narodów, który wykształ- cił formę „pan” i „pani”, która jest w życiu społecznym wręcz nieoceniona.

(9)

Trudniej powiedzieć: „Jest pan durniem”, ale znacznie łatwiej to zrobić, gdy używa się formy „ty”. Forma pan/pani nie pozwala przekraczać dystansu in- tymnego osoby, w naszej kulturze jest to około 80 cm. Służy to, między innymi temu, by umożliwić wyrażanie negatywnych uczuć w akceptowalny społecznie sposób. Ale też pozwala budować autorytet osób. Jeżeli dziennikarz przedsta- wia na przykład komendanta Straży Pożarnej, który jest szefem akcji ratowni- czej, to nie wolno do niego mówić „panie Władysławie”. Dziennikarz jest wów- czas najmniej ważną osobą – on tylko relacjonuje. Komendant jest – dla ofi ar, ich bliskich, dla obserwatorów – tą osobą, która decyduje o wszystkim, więc dziennikarz, okazując mu szacunek, sprawia, że wszyscy, a szczególnie ofi ary, poczują się lepiej. Istnieje nawet zasada, by dziennikarz, który rozmawia z oso- bą usytuowaną wysoko w hierarchii służbowej, starał się stanąć wobec niej niżej lub z boku, aby odbiorcy postrzegali rozmówcę dziennikarza jako osobę centralną. Służy to między innymi budowaniu autorytetu osoby, której można zaufać, powierzyć swój los.

Następnymi prelegentkami były nadkomisarz Beata Szymańska, psycho- log policyjny z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie oraz Katarzyna Mędrzycka, psycholog w Szkole Aspirantów Straży Pożarnej w Krakowie. Te- matem ich wystąpienia były z jednej strony procedury, które regulują współ- pracę tych służb z mediami, z drugiej zaś oczekiwania Policji i Straży Pożar- nej wobec mediów; poruszyły one również problem obciążenia psychicznego ratowników.

Nadkomisarz Beata Szymańska zwróciła uwagę na rolę negocjacji w sytu- acjach dramatycznych, takich jak próby samobójcze. Pojawienie się „skoczka”

na dachu, moście, wiadukcie kolejowym czy trakcji elektrycznej jest zdarze- niem emocjonującym i – oprócz tego, że zostaje wówczas uruchomiona cała procedura działania wszystkich sił po to, żeby jak najszybciej przywrócić ład i porządek publiczny oraz zażegnać wszelkie zagrożenia, jakie z tego zakłócenia porządku mogą płynąć – jest to też zdarzenie medialne. Warto pamiętać o pew- nych zasadach, które takim zdarzeniem rządzą. Po pierwsze, im więcej wokół tego zdarzenia robi się szumu, tłumu, tumultu, kibicowania, zainteresowania, tym gorzej dla akcji. Prowadzenie negocjacji w takich warunkach jest znacznie utrudnione, szczególnie gdy sprawca incydentu specjalnie go aranżuje po to, żeby ściągnąć na siebie zainteresowanie mediów i otoczenia. Policja krakow- ska zna przypadek osoby, która przez kilka lat systematycznie (mniej więcej co pięć, sześć tygodni) wspinała się na most kolejowy nad Wisłą. Gdy dłuższy czas tego nie robiła, zastanawiano się nawet, co u niej słychać. Robiła to właśnie po to, żeby wzbudzić zainteresowanie. Im większy tłum się gromadził, im więcej zjawiało się dziennikarzy i ekip telewizyjnych i radiowych, tym dłużej trwało ściąganie tej osoby z przęseł mostu. Tylko kilka razy, kiedy pora lub pogoda były nieodpowiednie, więc gapiów i dziennikarzy brakowało, udało się szybko

(10)

przeprowadzić akcję. Reguła zatem jest taka: im większe zamieszanie dookoła incydentu, tym jego konstruktywne rozwiązanie jest trudniejsze i trwa dłużej.

Choć wydaje się to niewiarygodne, doświadczenie policyjne uczy, że można sobie odebrać życie dlatego, że „… właśnie mnie telewizja kręci. Miałem sko- czyć, to jak mogę nie skoczyć?”. A gdy jeszcze tłum zaczyna nawoływać: „Skacz jak Małysz”, to prawdopodobieństwo tragedii znacznie wzrasta. Z punktu wi- dzenia policji zasadą powinno być zatem relacjonowanie takich zdarzeń przez dziennikarzy z jak największej odległości i dyskretnie. Zachowanie bezpiecz- nego dystansu, który jest wyznaczony zwykle tak zwanym pierścieniem we- wnętrznym akcji, określanym przez dowódcę akcji, powinno być respektowane przez dziennikarza, który ma poczucie odpowiedzialności. Samo pojawienie się ekip dziennikarskich może wywołać (i najczęściej wywołuje) zachowania, które bez nich by się nie pojawiły. W momencie kiedy presja rośnie, sprawca incydentu coraz bardziej zaczyna się wahać: „Zejść czy nie zejść? Jak zejdę, to będzie obciach”. Dla niektórych sprawców tego typu incydentów utrata twarzy jest czymś najgorszym, co w tej sytuacji może się przydarzyć. Poza tym – jak wskazuje praktyka – szerokie komentowanie w mediach tego typu zdarzeń nie służy niczemu. Przeciwnie, psychologowie twierdzą, że to jest zaraźliwe. Jeżeli w jakimś mieście pojawia się zdarzenie określonego typu, to w wyniku rozpo- wszechniania tej informacji przez media prawdopodobnie nastąpi podobny incydent (albo nawet kilka takich incydentów) w innych miejscach kraju. Wa- chlarz możliwości jest duży – od popełnienia samobójstwa do tak groźnych zdarzeń jak masakra w szkole. Znany jest przypadek z Niemiec, gdy po jednym takim zdarzeniu w szkole w ciągu kilku miesięcy pojawiły się dwa kolejne, które kosztowały za każdym razem życie kilkunastu osób. W Polsce, w wy- niku ograniczonego dostępu do broni palnej, tego typu zdarzenia dzieją się z użyciem noża, którego siła rażenia wcale nie jest dużo mniejsza. Na koniec swojego wystąpienia prelegentka przedstawiła przygotowywany przez policję projekt. Należeć on będzie do wspólnych przedsięwzięć policji i mediów, bez których zresztą nie może być realizowany. Chodzi o działania dotyczące bez- pieczeństwa dzieci. Ta procedura zapoczątkowana została na południu Stanów Zjednoczonych po bardzo brutalnym zabójstwie ośmioletniej dziewczynki na tle seksualnym. Nazwano ją dla upamiętnienia ofi ary jej imieniem, „AMBER alert”. Jest ona stosowana w przypadku, kiedy zachodzi podejrzenie, że dziecko – do czternastego roku życia – zostało uprowadzone przez osobę obcą, praw- dopodobnie w celu wykorzystania seksualnego, co bardzo często kończy się zabójstwem (przypadkowym albo celowym), by usunąć świadka. Procedura ta przewiduje wykorzystanie ścisłej współpracy z mediami. Jeden z południowych stanów USA, systematycznie nawiedzany huraganami i innymi katastrofami naturalnymi, od bardzo dawna dysponował bardzo szczegółowo zbudowaną siatką zawiadamiania o nadciągającym niebezpieczeństwie. I właśnie ta siatka

(11)

została wykorzystana do natychmiastowego alarmowania całej społeczności, okolicy, całego stanu i kraju o tym, że jakieś dziecko zostało uprowadzone.

Odbywa się to w ten sposób, że przez 24 godziny po zdarzeniu co kilkanaście, a potem co kilkadziesiąt minut wszystkie programy są przerywane i nadawany jest komunikat o porwaniu ze wszystkimi potrzebnymi informacjami i z wielokrotnym okazywaniem fotografi i porwanego dziecka. Skutek jest znakomity, ponieważ presja w momencie kiedy sprawca, jadąc na przykład z dzieckiem samochodem, na każdej stacji benzynowej, w mijanych po drodze telewizorach i wystawach, na każdym banerze elektronicznym widzi fotografi ę dziecka, które koło niego siedzi, powoduje, że po prostu zaczyna on przeży- wać lęk, że dziecko zostanie rozpoznane, a on sam zatrzymany. I rzeczywi- ście, praktyka wskazuje, że po wzbudzeniu tego typu alarmu i podjęciu akcji społeczno-medialnej dzieci bardzo często są przez sprawców uwalniane. Wolą oni się po prostu dziecka pozbyć jak najszybciej po to właśnie, żeby uniknąć rozpoznania i zatrzymania. Procedura ta jest na tyle skuteczna, że najpierw rozrosła się na inne stany Ameryki, a później została przeniesiona już do co najmniej kilku krajów Europy Zachodniej. Od zeszłego roku są prowadzone w komendzie Głównej prace nad tym, żeby właśnie tę procedurę wdrożyć tak- że w Polsce. To przykład takiego działania służb porządkowych, które bez me- diów nie może się obejść. Bez wykorzystania dobrej woli dziennikarzy, prasy lokalnej, telewizji lokalnej i sieciowej „AMBER alert” nie da się zorganizować.

Katarzyna Mędrzycka, psycholog ze Szkoły Aspirantów Straży Pożarnej w Krakowie, wspomniała w swoim wystąpieniu o dwóch kwestiach. Pierwsza z nich to bardzo szybkie wskazywanie w mediach osób winnych jakiejś trage- dii oraz wyciąganie wniosków z akcji prowadzonej przez służby. Na przykład stwierdzenie, że strażacy mieli dziurawe węże albo że akcja była prowadzona chaotycznie bądź cytowanie wypowiedzi osób obserwujących akcję: „Panie, oni się bali wejść do środka, strażacy stamtąd uciekali, jak tamci ludzie mieli się uratować, jak strażak się bał i uciekał?”. Strażacy nie mają dziurawych węży, strażacy się nie boją, tylko nie wchodzą tam, gdzie im nie wolno, a jak im wolno i trzeba, to są gotowi poświęcić życie. To są ważne informacje i jeżeli są publikowane i pokazują służby ratownicze w złym świetle, warto pomyśleć, co w psychice tych strażaków, którzy biorą udział w akcji, się dzieje. Zawsze, gdy wracają do jednostki, pierwszą rzeczą, którą robią, jest włączenie telewizora i szukanie informacji w internecie. Prelegentka miała okazję być przy akcji strażaków – był to pożar mieszkania groźny w skutkach, spłonęła jedna osoba.

Gdy strażacy dojechali na miejsce, ta osoba prawie płonęła na ich oczach. Ale był też sukces, bo jeden ze strażaków wyniósł dziecko z zagrożonego mieszka- nia. Prelegentka wróciła do koszar mniej więcej w tym samym czasie co stra- żacy. Widziała, jak serfowali po internecie w poszukiwaniu informacji o akcji.

Szczęśliwie było tam sformułowanie: „Sam widziałem, jak strażak…”. Tego

(12)

typu informacje są w ocenie psycholog bardzo potrzebne i, co najważniejsze, chronią strażaków przed skutkami doświadczania stresu. Drugą kwestią, którą poruszyła prelegentka, był problem sposobów informowania w mediach o sa- mobójstwach. WHO wydało poradnik dla pracowników mediów dotyczący zapobiegania samobójstwom. Poradnik był wynikiem prac nad programem zapobiegania samobójstwom opracowanym w 1999 roku. Znajduje się w nim wiele bardzo cennych, konkretnych i rzetelnych informacji dla mediów, jak o tym problemie pisać i mówić. Poradnik został skierowany do mediów jako jednej z grup, które powinny być mocno zaangażowane w profi laktykę samo- bójstw, ponieważ to właśnie pracownicy mediów zostali uznani za szczególnie ważnych w procesie zapobiegania samobójstwom. To oni właśnie przekazują niezwykle ważne informacje do bardzo szerokiego ogółu odbiorców. Sposób, w jaki przekażą te informacje, ma bowiem znaczące konsekwencje. Jeżeli po- jawiają się w mediach informacje o samobójstwie, zwłaszcza osób znanych, bardzo często wówczas, tuż po publikacji, zwiększa się liczba samobójstw. Po- dobnie jak niedługo po informacji medialnej o masakrze w Niemczech wyda- rzyły się dwie następne. Jest oczywiste, że dziennikarze nie są odpowiedzialni za to, że człowiek popełnił samobójstwo. Pierwszą i najważniejszą informacją, którą wspomniany poradnik przekazuje, jest to, że na decyzję, którą podej- muje samobójca, ma wpływ cały kompleks czynników. W tym, że człowiek zostaje doprowadzony do takiej decyzji, na ogół nie tkwi jedna przyczyna.

Jest to najczęściej proces. Tymczasem w mediach czytamy przeważnie: „Zabił się… bo zabronili mu korzystać z komputera, bo dostał jedynkę z chemii, bo zastał narzeczoną z kolegą w łóżku”. Takie przedstawianie sprawy jest nie tylko fałszowaniem rzeczywistego obrazu, ale i powielaniem pewnych mitów na te- mat samobójstwa. Jeżeli więc media chcą brać udział w prewencji samobójstw, to przede wszystkim tych mitów muszą kategorycznie unikać. Ten poradnik skonstruowany jest tak, że zaczyna się od przytoczenia kilku bardzo powszech- nych w społeczeństwie mitów, jak ten, że „samobójca zawsze chce umrzeć”. Nie jest to prawdą. Tak jak nieprawdą jest mit o jednej przyczynie samobójstwa.

Druga kwestia to sposób, w jaki dziennikarz powinien pisać, mówić. Podręcz- nik wskazuje pewne zasady, co robić, a czego nie robić. Na przykład znajduje się tam zalecenie, by „nie podawać szczegółowego opisu metody, nie publiko- wać fotografi i samobójcy” wraz z wyjaśnieniem, dlaczego to zrobił. Jeżeli już redakcja zdecyduje się publikować informacje o samobójstwie, nie powinna jej podawać na stronie tytułowej. Nie należy pokazywać samobójstwa jako meto- dy radzenia sobie z życiem albo reagowania na jego trudności: „bo był bankru- tem, bo miał problemy fi nansowe, do tego jeszcze pokłócił się z żoną – zabił żonę, a potem powiesił się na strychu” (cytaty z artykułów zamieszczonych w mediach, które prelegentka odnalazła w gazetach). Dobrym sposobem in- formowania o samobójstwie są publikacje zgodne z duchem poradnika WHO:

(13)

przede wszystkim podawać fakty z wiarygodnego źródła. WHO prowadzi taką wiarygodną i aktualizowaną statystykę, można do niej sięgnąć. I przede wszystkim, a to jest z punku widzenia psychologów najważniejsze, publikując informacje o samobójstwie, należy podać informacje o możliwościach uzyska- nia pomocy: w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, który działa całodobowo, pod numerami telefonu zaufania, policji i innych służb. Taka informacja może uratować komuś życie. Na jednym z mostów, który był bardzo „popularny”

wśród osób wybierających skok z mostu jako metodę popełnienia samobój- stwa, umieszczono tabliczkę informacyjną z numerem telefonu, na której jest napis: „Możesz jeszcze zadzwonić”. To jest bardzo pozytywny przekaz tego, w jaki sposób można docierać wszędzie, nawet tam, gdzie się wydaje, że nie ma już wyboru, nie ma już nadziei i że nic się nie zmieni.

Negocjator policyjny, podinspektor Marek Szczepański, był następnym gościem panelu dyskusyjnego. Przedstawił zawód, którym się zajmuje. Ne- gocjatorzy policyjni to policjanci, którzy przeszli specjalistyczne policyjne szkolenie, a wcześniej odpowiednie badania psychologiczne. Negocjacje po- licyjne to próby rozwiązania sytuacji kryzysowej w sposób pokojowy. To jest podstawowy cel negocjacji policyjnych. Występują trzy sytuacje, w których bezwzględnie używani są negocjatorzy policyjni: pierwsza to próba zama- chu samobójczego, w drugim przypadku jest to przetrzymywanie osób bez ich zgody, czyli sytuacja zakładnicza, i trzeci przypadek to groźba podłożenia materiału wybuchowego, groźba dokonania zniszczeń mienia, groźba zabicia ludzi, czyli – krótko mówiąc i bardzo upraszczając – groźba zamachu terro- rystycznego. Negocjatorzy policyjni nie mają z mediami kontaktu i tak po- winno być. To dowódcy operacji policyjnych i dowódcy sytuacji kryzysowych się z nimi kontaktują. Negocjatorzy pracują w cieniu. Teoretycznie zatem nie dochodzi do kontaktu między negocjatorem a mediami, ale w praktyce taki kontakt istnieje. Po pierwsze negocjacje policyjne są procesem długotrwałym.

Jest fi kcją fi lmową, że w trakcie półtoragodzinnego fi lmu w piętnaście minut negocjator przeprowadza trzy negocjacje i wszystko się dobrze kończy. Naj- krótsza negocjacja, w której prelegent brał udział, trwała trzy i pół godziny.

Najdłuższe trwały ponad 24 godziny. Głównie dotyczy to negocjacji policyj- nych. Gdy trwają długo, wówczas zaczynają się konfl ikty: dowódcy zabez- pieczenia z negocjatorami, mediów z dowódcą zabezpieczenia, ergo konfl ikt mediów z negocjatorami. Dla mediów, ale również dla gapiów, nierzadko też dla dowódców policyjnych, a już szczególnie tych wyższego szczebla – po pro- stu nic się wtedy nie dzieje. Jest bank, w środku bandyta z bronią, trzy lub cztery przerażone kasjerki i przez trzy czy cztery godziny nic się nie dzieje.

W rzeczywistości tak nie jest – negocjatorzy policyjni wówczas rozmawiają ze sprawcą lub sprawcami. Z punktu widzenia dowódcy, który jest pod presją, między innymi mediów, przełożonych, którzy również w pewnym sensie są

(14)

pod presją mediów, przedłużające się negocjacje są zaś trudne do zniesienia.

Paradoks pracy negocjatora polega więc często na tym, że z jednej strony pró- buje on uratować życie ludzkie, a z drugiej próbuje uratować czas i prowadzi negocjacje symultanicznie z dowódcą zabezpieczenia i ze sprawcą incydentu.

Jeżeli dziennikarze widzą, że nic się nie dzieje, to znaczy, że jest bardzo dobrze.

Nie ma strzałów, nie ma żadnych ruchów, nie przemieszczają się żadne pod- oddziały policji, nie przyjeżdżają pojazdy na sygnałach – to znaczy, że sytuacja jest w miarę pod kontrolą, a czas jest podstawowym nie tyle narzędziem, ile sojusznikiem negocjatora policyjnego. W momencie kiedy negocjator przyjeż- dża na miejsce, poziom stresu czy agresji u sprawcy jest bardzo wysoki, szcze- gólnie jeżeli wie, że negocjator jest też policjantem. Jeżeli do sprawcy przestęp- stwa podejdzie policjant i spróbuje z nim rozmawiać, to agresja w stosunku do niego jest bardzo wysoka. Na początku podstawowym zadaniem negocjatora jest obniżenie poziomu agresji. To się stosunkowo dobrze udaje; negocjator rozmawia ze sprawcą, w jakiś sposób próbuje się dowiedzieć, dlaczego doszło do takiej sytuacji, ilu jest zakładników. Jeżeli zaczną przebiegać policjanci czy przyjeżdżać karetki pogotowia, jeżeli słychać strzały, to znaczy że negocjacje się skończyły lub się kończą. Ważne jest więc, aby dziennikarze nie naciska- li. W Sanoku było zdarzenie, zresztą bardzo medialne, kiedy przestępca za- mknął się z dziewczyną w mieszkaniu i zabił ją i siebie. Ale negocjatorzy o tym nie wiedzieli. Przyjechali na miejsce i próbowali negocjować przez drzwi ze sprawcą, który już nie żył. Postępowali zgodnie z procedurami i zachowali się w sposób odpowiedni. Dowódca operacji czekał na wynik tych negocjacji albo przynajmniej na próbę ich podjęcia. Ale już w tym czasie pojawiły się naciski mediów, a także ekspertów powołanych przez media, by policja zachowała się w sposób bardziej aktywny. Jeśli negocjator ma do czynienia z seryjnym za- bójcą, który wchodzi do jakiegoś budynku, na przykład do szkoły, i zabija po kolei każdą osobę, która podejdzie, a z którą nie ma nic wspólnego, nie ma żadnych powiązań emocjonalnych, strzela po prostu do ludzi jak do fi gurek na strzelnicy, to w takich sytuacjach negocjacji nie ma i negocjatorzy policyjni o tym świetnie wiedzą; szkolą się w tym zakresie, żeby w takich wypadkach zastosować inne środki, w tym także środki ostateczne. Negocjatorzy mogą być też używani wówczas, gdy zabójcy, zamachowcy przerywają akcję zabija- nia i ukrywają się w budynku. Wtedy pojawia się możliwość porozmawiania z nimi.

Kolejną kwestią, którą poruszył prelegent, było natychmiastowe informo- wanie przez media o zdarzeniu, jeszcze w trakcie jego trwania. Nigdy nie ma pewności, że sprawcy incydentu tego nie widzą, nie słyszą. Nawet gdy policja odłączy prąd – istnieją telefony komórkowe, laptopy, tablety i sprawca może mimo wszystko mieć dostęp do mediów. Podczas zdarzenia w Sanoku prze- mieszczanie się pododdziałów policyjnych odbywało się w zasadzie online.

(15)

Zakładając sytuację, że sprawca żył – chociaż nie jest wykluczone, że wtedy jeszcze rzeczywiście żył – miałby doskonałe rozpoznanie, co się dzieje pod domem, tylko oglądając programy telewizyjne. Nie musiał wyglądać przez okno, w telewizorze widział przemieszczające się pododdziały policyjne, pod- oddziały szturmowe, a ci policjanci są tak ubrani, że człowiek ten mógł się na- wet zastrzelić ze strachu. To są potężni mężczyźni z zamaskowanymi twarzami, ze wszystkimi gadżetami na sobie – nie wyglądają przyjaźnie, i wiadomo, że nie przychodzą tam po kolędzie, tylko po prostu wejdą z drzwiami. Więc z tego punktu widzenia jest konieczne samoograniczanie się mediów. Media zachod- nie już to zrozumiały, przynajmniej jeśli chodzi o Wielką Brytanię i przynaj- mniej częściowo Stany Zjednoczone; w tych groźniejszych zdarzeniach same się ograniczają. Wiedzą świetnie, jak łatwo zły, zbyt szybki, niepotwierdzony przekaz medialny może doprowadzić do tragedii. Jak podkreślił prelegent, ist- nieje także bardzo pozytywna rola mediów. Negocjatorzy – przez dowódców operacji lub przez rzeczników prasowych – często przekazując pewne infor- macje mediom, starają się wpłynąć na sprawców. To się czasami udaje. To są informacje taktyczne, dotyczące określonej sytuacji lub też określonej infor- macji, którą chcą w mediach zamieścić. Sprawca może to oglądać albo ogląda i wtedy ma inny przekaz, co negocjatorom pomaga w negocjacjach, bo nego- cjacje policyjne oprócz tego głównego, strategicznego celu, czyli pokojowego, bezkrwawego rozwiązania sytuacji kryzysowej, mają również cele taktyczne.

Cel taktyczny, podstawowy dla dowódcy działań, to zyskanie na czasie. Dzięki temu może on ściągnąć dodatkowe siły policyjne, dodatkowych ekspertów, sa- perów, psychologów, kogo będzie potrzebował. Drugi cel taktyczny to rozpo- znanie sytuacji. Negocjatorzy policyjni rozmawiają ze sprawcą, także zbierają informacje nie tylko o samym sprawcy, ale i o zakładnikach, o ich liczbie, o ich zachowaniu, o zachowaniu się sprawcy. Są to bardzo istotne wiadomości dla dowódcy operacji. Te dwa podstawowe cele taktyczne negocjatorzy spełniają na miejscu; ich głównym zadaniem jest natomiast osiągniecie celu strategicz- nego. Kiedy negocjacje policyjne, według dowódcy operacji, nie przynoszą rezultatów albo też stwierdza on, że sytuacja taktyczna umożliwia bezpieczny atak pododdziałów szturmowych, negocjatorzy nigdy nie są o tym powiada- miani. Gdyby w momencie rozmowy ze sprawcą dowiedzieli się, że za minutę będzie szturm oddziałów policyjnych, mogliby zupełnie przez przypadek to- nem głosu zdradzić zamierzenia dowódcy. Działają więc dalej. Bywa i tak, że już doszło do szturmu, bandyci już są w kajdankach, zakładnicy uratowani, a negocjator jeszcze przez 15 minut mówi do telefonu, bo nie wie, że sytuacja się zmieniła. Nawiązując do problemu samobójców, prelegent potwierdził, że media często przeszkadzają w ich pracy. Szczególnie gdy docierają do rodziny sprawcy. Nie dość że jest dużo ekip dziennikarskich, że są gapie, to jeszcze samobójca, mając w ręce smartfon, widzi na ekranie swoją dziewczynę, zna-

(16)

jomych, sąsiadów i słyszy: „Jasiek to fajny chłopak był, ale się rozpił”, a na- stępnie słyszy i widzi wywiad z matką. To może go całkowicie zdestabilizować psychicznie i doprowadzić do niechcianych przez ratowników, a często przez samego samobójcę, decyzji i działań.

Podsumowując, prelegent stwierdził, że często od właściwych słów i prze- kazu medialnego zależy życie potencjalnego samobójcy, życie zakładników, często też życie policjantów, ratowników, strażaków, ludzi z pogotowia ratun- kowego, którzy również mogą zginąć w czasie bardziej niebezpiecznych dzia- łań.

Kolejnymi gośćmi panelu byli Urszula Podraza, rzeczniczka prasowa lot- niska Kraków Airport w Balicach, oraz rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Krakowie Marek Garncarczyk. W swoim wystąpieniu Urszula Podraza zwróciła uwagę na wagę informacji szybkiej, prawdziwej i ści- śle dotyczącej tematu nie tyko w sytuacjach kryzysowych. Na lotnisku istnieje procedura zarządzania w sytuacjach kryzysowych. Dyżurny operacyjny portu lotniczego, który ma wgląd we wszystko, co się dzieje na lotnisku i wokół nie- go, ma obowiązek natychmiast powiadomić rzecznika, jeżeli zdarzy się cokol- wiek niepokojącego. Rzecznik ma realnie od 10 do 15 minut na przygotowa- nie się do udzielenia dziennikarzom informacji. Jest to sytuacja komfortowa, choć zdarza się i tak, że tego czasu nie ma wcale. Dzieje się tak wówczas, gdy to z wewnątrz lotniska informacja wypływa do dziennikarzy, zanim przejdzie przez wewnętrzny obieg. Tego nie da się uniknąć i z tym rzecznik, nie tylko na lotnisku, ale we wszystkich służbach, od policji do pogotowia, musi się liczyć.

W sytuacji kryzysowej najczęściej rzecznik niestety ma bardzo ograniczone możliwości i jest skazany na działalność reaktywną. Jest to sytuacja niekom- fortowa i stresująca. Znacznie łatwiej jest komunikować aktywnie, czyli zapla- nować działanie, mieć pewien wpływ na przekaz, wiedzieć, co powinno się powiedzieć. Urszula Podraza ma swój własny podręcznik kryzysowy, który zawiera opracowane przez nią treści w zależności od sytuacji, a te w większości są powtarzalne. W nagłych i nowych sytuacjach dzięki doświadczeniu radzi sobie na bieżąco. Potrafi przewidzieć pytania dziennikarzy, wie, co jest waż- ne dla pasażera już będącego na lotnisku i tego, który się dopiero na lotnisko wybiera. Z doświadczenia rzeczniczki wynika, że im większe medium, im bar- dziej nośne, tym intensywniejsza reakcja pasażerów. To się łatwo da zmierzyć liczbą telefonów na infolinię. Nie należy również zapominać, że lotniskami, sa- molotami interesuje się wiele osób niebędących pasażerami. Jest w lotnictwie magia, latanie od zawsze fascynowało człowieka. Gdy cokolwiek się zatem na lotnisku dzieje, zawsze budzi to większe zainteresowanie. Źródłem informacji są jednak nie tylko media – czy to poinformowane przez rzecznika, czy za sprawą przecieku od osoby pracującej na lotnisku. Informacji o tym, że dzie- je się coś wyjątkowego, dostarczają również pasjonaci lotnictwa; mają włas-

(17)

ne skanery, obsługują Flightradar (aplikację, na której widać, jak samoloty się przemieszczają), wiedzą o zdarzeniu natychmiast, często w jego trakcie. Częs- to, niestety, są też źródłem plotek i fałszywych alarmów. Rzecznik musi więc i z tą rzeczywistością sobie poradzić. Pierwszym działaniem podejmowanym przez Urszulę Podrazę, gdy dowiaduje się ona o zdarzeniu, które może mieć skutki tragiczne (do tej pory takiej sytuacji nie było, tylko podczas ćwiczeń), jest powiadomienie rzeczników pozostałych służb, policji, straży pożarnej, po- gotowia ratunkowego i innych, żeby uzgodnić zakres komunikacji: co mówi- my, co wiemy, w którym momencie, kto przekazuje informacje. Następny jest telefon do PAP. Nie czeka na pierwsze telefony od dziennikarzy. Natychmiast przekazuje informację PAP jako największemu, najszybszemu i najbardziej wiarygodnemu źródłu informacji dla mediów. Potem telefonuje do dwóch największych i najbardziej popularnych stacji radiowych i telewizyjnych, które pokrywają swoim zasięgiem cały kraj. Gdy sytuacja nie niesie zagrożenia, to pierwszym telefonem jest telefon do PAP. Dopiero po tych najważniejszych rozmowach telefonicznych jest gotowa na przyjmowanie telefonów od dzien- nikarzy bez względu na ich afi liacje. Rzeczniczka lotniska w Balicach zwró- ciła również uwagę na coraz większe znaczenie mediów społecznościowych w komunikowaniu o zagrożeniach. Przy niezwykle rozbudowanej sieci osób z nich korzystających najdrobniejsze zdarzenie jest natychmiast komentowane i roznosi się lotem błyskawicy. Urszula Podraza wychodzi z założenia, że sko- ro nie można uniknąć tego, by ludzie mówili i rozpowszechniali informacje w sieci, trzeba w niej być i przynajmniej uprzedzać lub weryfi kować plotki i nie pozwalać na domysły. Od trzech lat lotnisko w Balicach intensywnie rozwija obecność w social media, czerpiąc z najlepszych wzorów, nie tylko polskich.

W ocenie rzeczniczki lotnisko Chopina w Warszawie jest wzorowe w obsza- rze zarządzania treścią i komunikacji z otoczeniem. Choć media pozostają bardzo ważnym łącznikiem z odbiorcami, rzecznicy powinni również trafi ać bezpośrednio do odbiorcy. Media społecznościowe tę drogę dotarcia z prze- kazem, z informacją, do osób potencjalnie zainteresowanych bardzo skracają.

Przekaz nie jest wówczas zniekształcony, jest dużo szybszy i jest pod kontrolą.

Poza tym media społecznościowe umożliwiają, bardzo ważną dla rzecznika, natychmiastową reakcję-interakcję z odbiorcami. Wartość komunikatu zwrot- nego, ocena, czy przekazane informacje są wystarczające, zadowalające i zro- zumiałe, jest nie do przecenienia. Problem, jaki jeszcze zauważa rzeczniczka w związku z komunikacją z dziennikarzami, to kwestie języka, którym się obie strony posługują. W lotnictwie jest w użyciu język specjalistyczny, do którego dziennikarze albo nie mają dostępu, albo którego nie chcą się nauczyć. Mylą na przykład linie lotnicze z lotniskiem. Czym innym jest przecież instytucja lotniska, a czym innym są fi rmy, które płacą lotnisku za możliwość korzystania z niego, czyli linie lotnicze. Rzecznik lotniska nie może komentować niczego,

(18)

co nie dotyczy funkcjonowania samej instytucji lotniska. Zdarza się niestety, że media podejmują próby zawłaszczenia przestrzeni, która należy do rzeczni- ka prasowego. Rywalizują między sobą; ten, kto pierwszy poinformuje o zda- rzeniu, jest autorem sukcesu, szczególnie jeśli to było zdarzenie zakończone powodzeniem. W opinii rzeczniczki należy być bardzo ostrożnym w tym wy- ścigu. Dziennikarz powinien zdobyć informacje sprawdzone i wiarygodne od wszystkich rzeczników służb przewidzianych do działań na miejscu, a nie tyl- ko od jednego. Rzecznik lotniska nie może informować o działaniach policji, więc informacja zdobyta tylko od niego i błyskawicznie przekazana odbior- com w celu wygrania wyścigu z innymi mediami jest niekompletna, niewia- rygodna, nierzetelna. A szkody wynikające z pokusy szybkiej sławy mogą być katastrofalne w skutkach. Urszula Podraza zwróciła uwagę na jeszcze jeden aspekt współpracy z dziennikarzami, a mianowicie na konieczność weryfi ko- wania fałszywych alarmów. Gdy osoby, które nie są fachowcami, błędnie in- terpretują zachowania pilotów w powietrzu, często dochodzi do wzbudzania paniki. To, co dla niespecjalisty jest sygnałem, że samolot nie może wylądo- wać, dla fachowca jest holdingiem, czyli kolejką oczekujących na lądowanie samolotów, muszą one wówczas krążyć nad lotniskiem. Selekcja i weryfi kacja takich niesprawdzonych informacji, o które pytają dziennikarze, tłumaczenie, edukowanie dziennikarzy zabierają bardzo dużo czasu. Gdy współpraca od- bywa się z doświadczonymi dziennikarzami, długo zajmującymi się sprawami lotniska i lotnictwa, zabiera to mniej czasu, weryfi kacja jest szybsza, bo termi- nologia już jest znana i zjawiska też. Każdego nowego dziennikarza, a przyby- ło ich wielu w ostatnim czasie w krakowskich mediach, trzeba edukować od początku.

Marek Garncarczyk stwierdził, że rzecznik MPK w sytuacjach kryzysowych najczęściej stoi wobec dylematu, czy szybko informować niecierpliwiących się dziennikarzy, którzy domagają się natychmiastowej informacji nie tylko o zdarzeniu, ale i o jego przyczynach i konsekwencjach, czy pozwolić służbom pracować, aby ratować życie i zdrowie ludzi, usunąć skutki zdarzenia i przy- wrócić normalne funkcjonowanie komunikacji miejskiej. Informacje wówczas muszą być odroczone w czasie do momentu zakończenia tych najważniej- szych działań. Zdarzają się dziennikarze odpowiedzialni, którzy te ogranicze- nia rozumieją, ale często też nie czekają na informację ofi cjalną i próbują się sami dowiedzieć, co się stało i dlaczego. Wtedy ta informacja bywa błędna, co skutkować może, jak już wspominano wcześniej, groźnymi konsekwencjami, w tym urazami psychicznymi, nie tylko ofi ar zdarzenia, ale i ratowników.

Uzupełniając wypowiedź rzeczniczki lotniska w Balicach, Marek Garncar- czyk potwierdził, że media społecznościowe są dzisiaj niezwykle ważne, bo wiele osób właśnie tam w pierwszym odruchu szuka informacji, aby jednak móc szybko i sprawnie przekazywać informacje na portalach społecznościo-

(19)

wych, trzeba posiadać bardzo dobry system komunikacji wewnątrz fi rmy.

Aby móc wpisywać na Facebooku czy na Twitterze sprawdzone informacje, prosto ze źródła, w instytucji musi istnieć bardzo precyzyjnie określony sy- stem komunikacji. W przypadku MPK nawet najdoskonalszy system nie może być szybszy od uczestników i obserwatorów zdarzenia w mieście. Towarzyszą mu czasem dziesiątki, setki osób, które najczęściej już w następnej sekundzie umieszczają w sieci zdjęcia i informacje. Sam rzecznik musi być bardzo uważ- ny i szybko na te informacje reagować. Na szczęście, dzięki dobrej sieci ko- munikacji wewnętrznej, może otrzymać informację już w ciągu 30 sekund od zdarzenia: motorniczy dzwoni do głównego dyspozytora, a ten natychmiast do rzecznika.

Grzegorz Krawczyk, dziennikarz, wydawca serwisów informacyjnych na portalu Onet.pl, nawiązał do problemu przedstawiania samobójstw w me- diach. Gdy zaczynał pracę w portalu, mniej więcej trzy i pół roku wcześniej, zauważył, że w serwisach informacyjnych nie ma informacji ani dotyczących zamachów bombowych w galeriach handlowych, ani o samobójstwach. Po- czątkującemu dziennikarzowi, pełnemu zapału po dopiero co ukończonych studiach dziennikarskich, wydawało się to dziwne. Filozofi a portalu okazała się następująca: każda informacja musi mieć jakiś cel, musi być przede wszyst- kim użyteczna. A czemu i komu mają się przysłużyć informacje o zagrożeniu bombowym w centrum handlowym lub o próbie samobójczej? Bilans zysków i strat wykazuje, że zysków brak. Komplikacja w poruszaniu się po mieście przez jakiś czas z powodu trwających na moście negocjacji z potencjalnym samobójcą czy niemożność zrobienia zakupów przez dwie godziny w cen- trum handlowych i brak w przestrzeni medialnej informacji na temat przy- czyn, nikomu bardzo nie zaszkodzą. Redakcja publikuje czasem informacje na wspomniane tematy, ale tylko takie, które znajdują użyteczne uzasadnienie.

Na przykład informacja o samobójstwie w celi więziennej członka mafi i może mieć wpływ na przebieg śledztwa. Wówczas redakcja precyzuje cel podania tej informacji. Onet natomiast informuje odbiorców zawsze wtedy, gdy występują zmasowane ataki (realne czy fałszywe alarmy) na ważne instytucje, takie jak sądy, ministerstwa czy urzędy administracji państwowej, uznając, że jest to pa- raliż instytucji państwa, a więc temat społecznie ważny.

Podsumowując panel dyskusyjny, dr hab. n. med. Krzysztof Rutkowski stwierdził, że wspólnym mianownikiem wszystkich wypowiedzi była kwestia odpowiedzialności dziennikarza za swoje słowa i zachowania podczas zdarzeń niosących zagrożenie i w trakcie ich relacjonowania. Każda informacja o za- grożeniu znajduje odzwierciedlenie w fi zjologii organizmu ludzkiego, wpływa na emocje człowieka. Każdy człowiek, gdy słyszy, widzi relację z tragiczne- go zdarzenia, jest nią automatycznie, niemal instynktownie zainteresowany.

W związku z tym medialność zagrożeń jest ogromna. Aby skutecznie przy-

(20)

ciągnąć uwagę odbiorcy, wystarczyłoby stale mówić o zagrożeniach. I wielu dziennikarzy w wielu mediach to robi. Ale istnieje też grupa dziennikarzy świadomych swojej odpowiedzialności, współpracujących ze służbami, poda- jących szereg praktycznych informacji o tym, co w sytuacji zagrożenia można zrobić, gdzie szukać pomocy, jak się zachować. Podczas panelu uzyskano wiele podpowiedzi, jak polepszyć relacje między służbami a dziennikarzami, jakie są skutki nierzetelnego informowania o zagrożeniu w celu wzbudzenia sensacji i przyciągnięcia odbiorców do medium, a jakie odpowiedzialnego, nakierowa- nego na pomoc i wsparcie nie tylko dla ofi ar, ale również ich bliskich, ratowni- ków i całej społeczności. Człowiek na co dzień posługuje się ustalonymi sche- matami myślenia, nie zawsze myśli racjonalnie, w sytuacji stresu i zagrożenia poddaje się emocjom. Nie zawsze prowadzi to do właściwych zachowań, prze- ciwnie, może stanowić zagrożenie dla jego integralności psychiczno-fi zycznej.

Może zagrażać jednostce lub całej grupie. Informowanie wyłącznie o spraw- dzonych faktach, jak to zostało udowodnione, realnie pomaga w sytuacji za- grożenia i powinno być obowiązkiem każdego dziennikarza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szczególne podziękowania winien jestem Geoffreyowi Hawthornowi za jego niezłomne wsparcie dla tego projektu od zalążka, w którym po- mysł wyglądał jeszcze całkiem inaczej

Po drugie, działania profi laktyczne, które wykonywane są przez Biuro Ochrony Rządu w stosunku do dzien- nikarzy i mają na celu sprawdzenie danych w akredytacjach dziennikar-

Paradoksem jest, że Bóg komunikuje się z Hiobem, ale nie udziela mu odpowiedzi, a objawienie motywuje Hioba do ukorzenia się przed Jahwe, co być może jest warunkiem otrzymania

Wydaje się, iż obawy osób dorosłych z segmentu blue collars wynikają z przekonania, że internet jest dla nich obcym terytorium – to obszar osób młodych, zredukowanie tego

kwestii pomagania Żydom, coraz silniej podważają ten stereotypowy, zmitologizowany obraz„. Niniejsza książka jest próbą nowego spojrzenia na zagadnienie reakcji

Poniżej omówione zostaną przede wszystkim odwołania do tekstów istniejących wyłącznie w obrębie świata utworu; nawiązania takie, jak się zdaje, często służą mniej

Dalej wydaje się, że to co trudne to za nami, nic z tych rzeczy po jednym zbiegu następuje podbieg i tak aż do 7km, po którym pojawia się pierwsza prosta, nawrót i do 9 km spokój

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego