• Nie Znaleziono Wyników

Znak Horyzont

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Znak Horyzont"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)



(4)

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2021. Printed in EU

Tytuł oryginału De Amerikaanse prinses

Copyright © 2015, 2017 Annejet van der Zijl. First published in 2015 by Em.

Querido’s Uitgeveroj, Amsterdam.

Copyright text © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2021 Projekt okładki

Monika Drobnik

Ilustracje na pierwszej stronie okładki

Victoria Theisen, Monachium, reprodukcja Kees Hummel Opieka redakcyjna

Natalia Gawron-Hońca Justyna Kukian

Adiustacja Witold Kowalczyk

Korekta Joanna Kłos Justyna Kukian Irena Gubernat

Indeks Ewelina Olaszek Projekt typograficzny i łamanie

Irena Jagocha

© Copyright for the translation by Alicja Oczko, 2020 ISBN 978-83-240-7864-6

This publication has been made possible with financial support from the Dutch Foundation for Literature

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

(5)

Spis treści

Prolog. Błękitny pokój I Zima 1954–1955 13

1. Drewniany dom wuja George’a 15 2. Lśniący raj 31

3. Farciarz 59 4. New York, New York 79

5. Szczęśliwa wyspa 99 6. Walka psów 115 7. Okaleczone serce 137 8. Amerykańska księżniczka 157

9. Piąty mąż 183 10. Matka chrzestna 203

11. Oceany miłości 227 12. Jak nie umrzeć 249

Epilog. Błękitny pokój II Wiosna 1955 271

Myśli towarzyszące tej książce 277 Źródła 283

(6)
(7)

Prolog

błękitny pokój i

Zima 1954–1955

Wyobraź sobie: stara kobieta i morze.

Kobieta była stara, a po jej dawnej piękności nie pozo- stał nawet ślad. Morze było zimne i wzburzone i w niczym nie przypominało błękitnej idylli lata. Dom zaś, w którym kobieta przebywała, zbudowano kiedyś z myślą o pobytach wakacyjnych, więc zupełnie nie zachęcał, by w nim spędzić zimę – nie mówiąc już o chorowaniu czy umieraniu.

Starość i choroba to niszczyciele indywidualności. Tak jak niemowlęta są do siebie podobne, tak upodabniają się do siebie ludzie pod koniec życia. Tylko ci, którzy pozo stają tam, gdzie dorastali, w pewnym sensie tego losu unikają.

Przynajmniej dopóty, dopóki są wokół nich osoby, które pa- miętają, jacy byli kiedyś, w kwiecie wieku. Ta kobieta nie

(8)

Ameryk Ańsk A księżniczk A

pozostała jednak tam, gdzie się urodziła. Wręcz przeciw- nie. Pozwalała się nosić po świecie losowi, niepokojowi albo kombinacji ich obu. A teraz trafiła do niedbałego i wilgot- nego pałacu nad morzem po drugiej stronie kuli ziemskiej i nie było już nikogo, kto mógłby zaświadczyć o jej młodo- ści albo urodzie, wcześniejszym życiu i miłości, o jej zmar- łych albo o tym wspaniałym, dramatycznym, wielobarwnym filmie, jakim był jej żywot.

Dniem i nocą fale uderzały o skały pod domem. Tym- czasem nad nimi, w Błękitnym Pokoju, równie gwałtownie i zawzięcie szalała choroba. Stopniowo życie stawało się kwe- stią miesięcy, tygodni, dni; do następnej minuty, następnego oddechu. Dopóki oddychała, jeszcze żyła. Dopóki budziła się w nocy i słyszała fale, jeszcze tu była.

Właściwie osoba, którą naprawdę była, istniała już tylko w stercie pożółkłych zdjęć przy łóżku. I w swoich własnych wspomnieniach, tańcząc pośród przypływających i odpływa- jących fal morza bólu; migocząc w płomieniach ognia w ko- minku, który przez ostatnie miesiące podtrzymywano dniem i nocą. Bo kiedy nie ma się już przyszłości, cóż innego pozo- staje niż marzenia z przeszłości?

(9)

1

Drewniany dom wuja George’a

Zieleń – to był kolor krajobrazu z młodości Allene. Od delikatnej zieleni wiosną, kiedy młode listki niczym firanki zasnuwały drzewa, po ciemną ciężką zieleń listowia późnym latem. Od jaskrawej zieleni buku po szarawą morską zie- leń świerku, a pomiędzy nimi jeszcze całkiem inne odcienie kasztanowców, klonów, drzew czereśniowych i orzechowych, brzóz – całość niczym jedno naturalne arboretum udrapo- wane na wzgórzach wokół jeziora Chautauqua. Aż w końcu jesienią, niemal z dnia na dzień, drzewa te wspólnie wybu- chały feerią czerwieni, oranżu i żółci, by następnie kurczyć się od mrozu wpadającego z Kanady i ponurych zimowych zawiei hulających po wielkim lustrze wody jeziora Erie.

Potem z metrowych warstw śniegu wystawały już tylko ich czubki. Jezioro zastygało, tworząc nieruchome czarne lu- stro, a wzgórza znikały, pozostawiając czarno-biały krajobraz, jedynie z jaskrawą rudością umykającego lisa, która miała przypominać ludziom, że kolor jeszcze istnieje. W domach ukrytych pod grubymi pierzynami śniegu dniem i nocą

(10)

16

Ameryk Ańsk A księżniczk A

podtrzymywano wtedy płonący ogień, żeby umożliwić miesz- kańcom przetrwanie surowych zim tu, na północy Ameryki.

Od tego ognia zaczyna się opowieść o Allene Tew i jej ro- dzinie w Jamestown. I prawie równocześnie także o samej tej niewielkiej miejscowości. Tewowie należeli bowiem do pionierów, do pierwszych młodych poszukiwaczy przygód, którzy odważyli się zbudować przyszłość w jeszcze wówczas nieprzeniknionej i niebezpiecznej głuszy wokół jeziora.

Zaczęło się od sześciu krytych wozów i jednej rodziny o na- zwisku Prendergast. W 1806 roku ruszyli w drogę – z dziećmi i całą świtą liczącą w sumie dwudziestu dziewięciu ludzi – z hrabstwa Rensselaer, okolic na wschód od stanu Nowy Jork, w poszukiwaniu nowych szans, a zwłaszcza żyznej, niezajętej jeszcze przez innych ziemi. Właściwie Prendergastowie zamie- rzali udać się dalej, na szerokie równiny Kansas i Nebraski, gdzie ziemię dawano za darmo tym, którzy byli dość wytrwali, by utrzymać się tam przy życiu przez pięć lat.

Po drodze towarzystwo zatrzymało się jednak na postój nad przepięknie położonym, podłużnym jeziorem w hrab- stwie Chautauqua. Zagadnął ich agent Holland Land Company, holenderskiego konglomeratu bankowego, który kilka lat wcześniej zakupił tu ponad milion hektarów – a te- raz próbował je w częściach sprzedawać pionierom.

– Popatrzcie – mówił agent – spójrzcie dookoła: to jest rajski Nowy Świat1.

I rzeczywiście, na tym kawałku świata Stwórca wyjąt- kowo się postarał. Jeziora były otoczone przez zielone i żyzne

1 Crocker i Curie, 2002, s. 17.

(11)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

wzgórza, bez mokradeł czy nagich masywów górskich, które na innych terenach często tworzyły taką przeszkodę. Lato było tam ciepłe, idealne dla rolnictwa. W samym długim na prawie 28 kilometrów jeziorze Chautauqua roiło się od ryb, zwłaszcza szczupaka i okonia. W niezagospodarowanej głu- szy dookoła żyło zaś mnóstwo zwierząt futerkowych i różnej jadalnej dziczyzny – bobrów, niedźwiedzi, wydr, lisów, wil- ków i jeleni, a nawet dzikich kotów i panter. Jeśli zaś chodzi o ptaki, to teren był już absolutnie wyborny; zwłaszcza jesie- nią widok wody niemal przesłaniały niezliczone trzepoczące stada kaczek, żurawi, czapli i łabędzi.

Tak więc rodzina z hrabstwa Rensselaer zmieniła plany.

Przytroczono wozy, złożono podpisy. Prendergastowie kupili w sumie prawie 1400 hektarów po północnej stronie jeziora Chautauqua, by tam zbudować nowe życie.

To ich najmłodszy syn, James Prendergast, kilka lat póź- niej w poszukiwaniu paru zbiegłych koni odkrył płaski kawa- łek ziemi wokół progów wodnych na rzece Chadakoin, niecałe 5 kilometrów na południe od jeziora. Jako osiemnastolatek nie był jeszcze pełnoletni, lecz wykazywał się już podobną przed- siębiorczością jak reszta rodziny i polecił starszemu bratu za- kup ponad 400 hektarów za 2000 dolarów. Latem 1811 roku wspólnie z parobkiem zbudował nad rzeką drewniany młyn napędzany wodą, a obok dom z bali, w którym zamieszkał z młodą żoną Nancy. Pracujący dla niego drwale postawili dookoła własne, jeszcze bardziej prymitywne chatki z drewna.

Tym samym – bo w tak prosty sposób odbywało się to w tamtych czasach w Ameryce – narodziny Jamestown stały się faktem.

(12)

18

Ameryk Ańsk A księżniczk A

Łatwo nie było, zwłaszcza na początku. Życie w głuszy okazało się ciężkie i niebezpieczne, nie tylko ze względu na niedźwiedzie i inne dzikie zwierzęta, lecz także z powodu wciąż jeszcze włóczących się po okolicy potomków Irokezów, w tym Seneków, dzikich i znanych z okrucieństwa indiańskich plemion. Ten obszar stanowił ich domenę, dopóki w XVIII wieku nie zostali przepędzeni przez francuskich osadników.

Zimy były długie i samotne, niosły ze sobą nowe zagroże- nia – na przykład całe obozowisko, łącznie z młynem, dwu- krotnie zostało strawione przez pożar. Pionierzy byli jednak młodzi i zdecydowani, za każdym razem od podstaw odbu- dowywali swoją maleńką wioskę nad rzeką Chadakoin. Dwaj bracia Jamesa zorganizowali prowizoryczny i nieregularnie zaopatrywany sklepik spożywczy, weteran wojny o niepod- ległość postawił warsztat garncarski wraz z tawerną, cieśla z Vermont zaimprowizował pracownię stolarską, a wkrótce przybyli bracia Tewowie, którzy wykarczowali kawałek ziemi i założyli kuźnię.

George i William Tewowie również pochodzili z hrab- stwa Rensselaer. Z listów wysyłanych przez Prendergastów do tych, którzy zostali, dowiedzieli się o wielce obiecują- cej osadzie głęboko w lesie. Mający dwadzieścia jeden lat George był z zawodu kowalem. Jego cztery lata młodszy brat William wyuczył się na szewca, ale opanował też takie przy- datne umiejętności, jak przędzenie, szycie i wyrabianie mebli.

Podczas gdy bracia Tewowie wznosili drewniany dom, drwale metr po metrze, drzewo po drzewie ujarzmiali las.

(13)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

Dzień w dzień rozlegał się odgłos rąbania i piłowania, od czasu do czasu przerywany krzykami, trzaskiem i ostat- nim westchnieniem któregoś z kolei obalanego leśnego ol- brzyma. Po pozbawieniu drzew bocznych gałęzi i kory trans- portowano je rzeką do młyna, gdzie były cięte na bale i deski.

Następnie drewno razem z innymi towarami, takimi jak fu- tra, solone ryby i syrop klonowy, przewożono kanoe lub keel­

boats – długimi łodziami, wprawianymi w ruch przez odpy- chanie drąga mi – do dużych miast na południu.

Przed wyruszeniem w drogę powrotną łodzie załado- wywano wszystkim, czego mieszkańcy lasu potrzebowali, a czego sami nie mogli wyprodukować, to jest narzędziami i gwoździami, boczkiem, cukrem, solą i suszonymi owocami.

Nie mogło też zabraknąć tytoniu i wielu butelek Monon- grahela Rye, osławionej mocnej whiskey wytwarzanej pod Pittsburghiem. Podobnie jak nowych potencjalnych osied- leńców zachęconych entuzjastycznymi opowieściami miesz- kańców Jamestown.

Tymczasem James Prendergast podzielił swój teren na działki wielkości 15 na 36 metrów, które sprzedawał nowo przybyłym po 50 dolarów za sztukę. Przez Chadakoin prze- rzucono prymitywny most, a biegnąca w poprzek rzeki piasz- czysta ścieżka otrzymała oczywistą nazwę Main Street, ulica Główna. Przecinające się ślady wozów po lewej i prawej stro- nie okrzyknięto – równie prozaicznie – First Street, Second Street i tak dalej.

Początkowo James sprawował funkcję sędziego, poczmi- strza oraz nieoficjalnego burmistrza, ale gdy w roku 1827 liczba mieszkańców drewnianej osady przekroczyła cztery

(14)

20

Ameryk Ańsk A księżniczk A

setki, zorganizowano pierwsze wybory do wiejskiego za- rządu. Kowal George Tew jako jeden z niewielu miejsco- wych posiadł umiejętność czytania oraz pisania i został wy- brany na wiejskiego kancelistę. Jego pierwszym zadaniem było spisanie praw i obowiązków współmieszkańców. Jego brata Williama mianowano drugim człowiekiem straży po- żarnej – pierwsze wspólne zadanie, którego podjął się świeżo wyłoniony zarząd.

W kolejnych latach osada gwałtownie się rozrastała. Po świecie przetaczała się rewolucja przemysłowa, która odno- siła sukces zwłaszcza na takich jak te – nieatrakcyjnych do tej pory – terenach, gdzie lasy dostarczały nielimitowaną ilość materiału opałowego, a liczne rzeki i rzeczki tworzyły naturalną sieć transportową. Wraz z pojawieniem się statku parowego kanoe i keelboats stały się zbyteczne, natomiast re- gularne połączenia ze światem zewnętrznym jeszcze bardziej zwiększyły atrakcyjność leśnej wioski.

Rolnicy zasiedlali teraz również wykarczowane tereny na wzgórzach – przeważnie byli to Skandynawowie, którzy z na- tury dobrze znosili izolację, prymitywne warunki i długie zimy w tej wciąż jeszcze odludnej krainie. Wprowadzili ho- dowlę bydła, sady, pszczele ule, uprawy tytoniu i sztukę ob- róbki drewna. Po pewnym czasie na równinie w dole nad rzeką, z niejasnych powodów nazywanej Brooklyn Square, wyrosły nawet prawdziwe fabryczki mebli i rozwinęło się ko- mercyjne centrum Jamestown.

(15)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

Tymczasem funkcja wiejskiego kancelisty tak bardzo przypadła George’owi Tewowi do gustu, że harówkę pośród ton sadzy i w gorącu kuźni zamienił na praktykowanie u je- dynego w rozległej okolicy adwokata. Po kilku latach funk- cjonowania w roli jego partnera został w 1834 roku wybrany na urzędnika hrabstwa, jedno z najważniejszych stanowisk kierowniczych w regionie. Oznaczało to, że przeprowadził się z żoną i dziećmi do urzędniczego miasteczka Mayville po północnej stronie jeziora Chautauqua.

Kuźnia na rogu Main i Third Street pozostała w zrogowa- ciałych rękach brata Williama, który również założył już ro- dzinę. Tak czy owak, nie musiał się czuć samotny: zarówno ojciec Tew, jak i pięć sióstr z hrabstwa Rensselaer osiedli w Jamestown. Interesy szły bowiem dobrze – tak dobrze, że w 1847 roku William mógł się przeprowadzić do kamien- nego domu ze sklepem i warsztatem na rogu Main i Second Street, w pobliżu Brooklyn Square. Jednego ze szwagrów do- brał sobie jako wspólnika, do ciężkiej pracy najął parobka, a kuźni nadał wytwornie brzmiącą nazwę W.H. Tew’s Copper, Tin and Sheet Iron Factory and Stove Store. Żona Williama dostała niemiecką służącą do pomocy przy wymagającej za- chodu rodzinie liczącej sześcioro dzieci.

Później mężczyznę, który miał zostać dziadkiem Allene, wychwalano w almanachu za nieskazitelny charakter.

William Tew, jak pisze jego biograf, był człowiekiem odda- nym rodzinie, zdeklarowanym republikaninem i pełnym po- święcenia członkiem Kościoła prezbiteriańskiego. Ponadto był założycielem pierwszego stowarzyszenia abstynentów Jamestown. Z oczywistych powodów mniej znana była jego

(16)

22

Ameryk Ańsk A księżniczk A

aktywna rola w Kolei Podziemnej, siatce obywatelskiej prze- mycającej do Kanady niewolników zbiegłych z plantacji na Południu.

Jako jeden z niewielu średnich przedsiębiorców ogłaszał się nawet otwarcie w „Liberty Press”, gazecie ruchu anty- niewolniczego, która zwłaszcza po ukazaniu się Chaty wuja Toma w 1852 roku zyskała wielu zwolenników wśród wy- kształconego mieszczaństwa Ameryki Północnej. Tego ro- dzaju działalność nie była całkiem bezpieczna: za pomaga- nie uciekinierom groziła kara 1000 dolarów plus więzienie, a właściciele niewolników w razie potrzeby ścigali zbiegłą własność aż po Jamestown, domagając się jej zwrotu. Dawny pomocnik szewski był już jednak zamożnym i powszechnie szanowanym obywatelem – mógł sobie pozwolić na luksus posiadania zasad.

Gwiazda brata Williama, George’a, wzbiła się nawet jesz- cze wyżej. Szybko zostawił on za sobą regionalny zarząd i jako dyrektor Silver Creek Bank wchodził teraz w skład najbardziej wpływowej grupy największych szych w hrab- stwie Chautauqua. A tym, za czym ci przedsiębiorcy szcze- gólnie lobbowali, było przyłączenie ich regionu do sieci kole- jowej, która w tych latach rozszerzała się po mapie Ameryki Północnej niczym sieć pijanego pająka.

I odnieśli sukces. 25 sierpnia 1860 roku mieszkańcy Jamestown oglądali przedstawienie, którego nie zapomną do końca życia. Mówiąc słowami rozentuzjazmowanego

(17)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

sprawozdawcy „Jamestown Journal”: „Pierwszy żelazny koń, który raczył zawitać do naszego miasteczka, majestatycznie przejechał przez most przy Main Street”2.

W rzeczywistości na bardzo jeszcze prowizoryczną sta- cyjkę Jamestown wtoczył się tamtego dnia malutki pociąg, mimo wszystko był to jednak wielki cud. Istniało teraz dzięki Atlantic and Great Western Railroad bezpośrednie połącze- nie z miastami, takimi jak Nowy Jork, Chicago i Pittsburgh.

Dosłownie w ciągu jednego ludzkiego życia prymitywna, do- stępna jedynie konno lub łodzią wioska drewnianych domów rozrosła się, stając się miastem o światowym znaczeniu.

Kolej dodała skrzydeł przemysłowi drzewnemu – wkrót - ce meble z Jamestown zasłynęły w całych Stanach Zjed- noczonych. Rozkwitł także przemysł tekstylny i jakby bo- gowie nie dość jeszcze byli przychylni mieszkańcom, otrzy- mali oni zyskowny, a przy tym zupełnie darmowy produkt eksportowy w postaci wielkich bloków lodu, które zimą wy- rąbywano z zamarzniętego jeziora Chautauqua, po czym koleją przewożono do ogromnych lodowni w dużych mia- stach. Tym samym jezioro pośrednio odegrało rolę zarówno w rewolucji, w której wyniku do kuchni wprowadzono chłodzone towary spożywcze, jak i w wielkim sukcesie, jaki dzięki temu Ameryka odniosła na światowym rynku żywności.

Przez chwilę wydawało się, że rozwój wydarzeń politycz- nych stanie Jamestown na przeszkodzie w osiągnięciu po- wodzenia, ponieważ w kwietniu 1861 roku, po latach napięć

2 „Jamestown Journal”, 26 sierpnia 1860.

(18)

24

Ameryk Ańsk A księżniczk A

rosnących między północnymi a południowymi stanami, wy- buchła amerykańska wojna domowa. Przyczynę ideologiczną stanowiło niewolnictwo, w rzeczywistości jednak – jak to często bywa w wypadku wojen – konflikt dotyczył przede wszystkim pytania, w czyich rękach znajduje się władza go- spodarcza i polityczna. A znajdowała się w rękach Północy.

Po tym, jak początkowo Północ była stroną słabszą, w 1863 roku, podczas trwającej trzy dni bitwy pod Gettysburgiem, udało się tę sytuację odwrócić.

9 kwietnia 1865 roku ostateczne zwycięstwo stało się fak- tem. Niewolnictwo zostało zniesione, a stany południowe utraciły znaczną część ekonomicznej racji bytu i polityczną siłę przebicia. Zanim jeszcze atrament na akcie kapitulacyj- nym zdążył wyschnąć, gospodarka na północy rozkwitła jak nigdy wcześniej. Sektor bankowy, który finansował działa- nia militarne, zrobił podczas wojny wspaniałe interesy i nie- zmiennie przedsiębiorczy George Tew wspólnie z pięcioma dorosłymi synami założył własny bank. Dzięki The Second National Bank of Jamestown dawny pomocnik kowalski stał się na stare lata jednym z najbogatszych ludzi w mieście. Jego wpływy były jeszcze większe, bo każdemu z jego synów udało się wżenić w najbardziej prominentne rodziny w okolicy, ta- kie jak Prendergastowie.

Równie wiele osiągnął Harvey, najstarszy syn Williama Tewa. W 1870 roku, po siedemnastu latach spędzonych w firmie ojca, założył wraz ze szwagrem Benjaminem F.

Goodrichem fabrykę gumy. Podobno wpadli na ten pomysł za sprawą wielkich pożarów, które nawiedzały wciąż jeszcze przeważnie drewniane domy Jamestown, trawiąc niekiedy

(19)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

całe dzielnice. Zimą straż pożarna raz za razem okazywała się bezradna, ponieważ woda do gaszenia zamarzała w skó- rzanych wężach. Odkrycie, że w wężach gumowych woda pozostaje w stanie ciekłym, przyniosło Harveyowi i jego szwagrowi fortunę i legło u podstaw zakładu, który miał się rozrosnąć, czyniąc ich największymi producentami opon na świecie.

Właściwie tylko jeden Tew nie bez trudu szedł po znaczo- nych sukcesami śladach pierwszego pokolenia. Był nim męż- czyzna, który miał zostać ojcem Allene: Charles, najmłodszy syn Williama. Urodził się w 1849 roku jako ostatni męski po- tomek drugiej generacji i wydaje się, jakby na nim po prostu skończył się dostępny zapas ambicji i energii. Kiedy bowiem brat i kuzynowie, mając piętnaście lat, od dawna pracowali w zakładach ojców, Charles w tym wieku siedział jeszcze w szkolnej ławie. I podczas gdy kuzynowie jeden po dru- gim zawierali społecznie korzystne małżeństwa, Charles oże- nił się w 1871 roku z Jennette Smith, starszą o dziewięć lat córką miejscowego właściciela stajni cugowej, który zarazem pełnił funkcję woźnicy i listonosza. Nie dość, że ze społecz- nego punktu widzenia teść należał do zdecydowanie niż- szego stanu niż rodzina Tew, to na dodatek był z Południa, pochodził z Tennessee.

Najwyraźniej młode małżeństwo było jak najbardziej świadome swojego statusu nieco mniej udanej gałęzi ro- dziny, bo zaraz po ślubie Charles i Jennette wyprowadzili się

(20)

26

Ameryk Ańsk A księżniczk A

na słabo zaludnione tereny w Wisconsin, gdzie aspirujący rolnicy wciąż mogli się ubie- gać o darmową ziemię. Tu, w wiosce Janesville w hrab- stwie Rock, 7 lipca 1872 roku przyszła na świat Allene. Było to imię nietypowe, prawdopo- dobnie gustowniej brzmiący wariant irlandzkiego „Eileen”.

Okazało się, że Charles nie za bardzo nadaje się do pionier- skiego życia i młoda rodzi na szybko wróciła do Jamestown, gdzie zamieszka ła przy stajni cugowej ojca Jennette przy West Third Avenue. Ojciec Charlesa, William, opuścił tym- czasem sklep przy Main Street, żeby po śmierci brata, George’a, przejąć po nim fotel prezesa rodzinnego banku. Sklep z piecami i towarami żelaznymi powierzył córce, która wyszła za jego dawnego parobka. Dla Charlesa znaleziono niezbyt wymagającą pracę na stano- wisku kasjera rodzinnego banku.

I tak Allene pierwsze lata życia spędziła w zgiełku i koń- skim zapachu stajni w centrum Jamestown, a nie jak wiele jej kuzynek w drogiej willi na zacienionych przedmieściach miasta. Dopiero później, gdy dziadek William wycofał się z banku i przeprowadził do wolno stojącego domu przy Pine

 allene(zlewej)około1877roku,

zmabelleSmith,siostrąmatkiallene,

którarównieżmieszkałaprzystajni

cugowejprzywestThirdavenue

(21)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

Street, postanowił, że najmłodszy syn z rodziną zamieszka razem z nim, zmieniając adres na nieco dostojniejszy.

W tamtym momencie było oczywiste, że Allene pozosta- nie jedynaczką – wyjątkowy fenomen w tak wielodzietnym klanie jak rodzina Tewów. Równie oczywisty był fakt, że oj- ciec Allene nigdy nie osiągnie nic więcej niż posada kasjera i że jako jedyny mężczyzna z dwóch pokoleń Tewów nie bę- dzie wychwalany w almanachach, w których wówczas portre- towano prominentnych okolicznych obywateli.

4 lipca 1876 roku Ameryka świętowała swoje stulecie jako niepodległy naród. I Amerykanie świętowali na całego, bo rzadko kiedy państwo oferowało swoim mieszkańcom tak wiele perspektyw jak Stany Zjednoczone w tamtej chwili.

Był to gigantyczny, wciąż jeszcze w dużej mierze dziewiczy kraj pełen cennych zasobów naturalnych, takich jak drewno, spławne rzeki i kruszec. Nowe technologie i wynalazki były na porządku dziennym, a ambicja i odwaga w niedościgły wręcz sposób zdominowały mentalność. Wszystko zdawało się współdziałać, aby nie tylko zapewnić Amerykanom zapi- sane w konstytucji „prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”, lecz także im to szczęście rzeczywiście umożliwić.

Tak więc świąteczna radość niemal rozsadzała konty- nent i Jamestown w niczym tu nie ustępowało reszcie kraju.

„Będziemy świętować!” – głosiła lokalna gazeta już wiele miesięcy wcześniej. Miasteczko zostało wystrojone jak ro- botnica fabryczna na ślub, w samym zaś wielkim dniu pod

(22)

28

Ameryk Ańsk A księżniczk A

ozdobionym kwiatami łukiem triumfalnym przeszła przez miasto niekończąca się parada zespołów muzycznych, straży pożarnej i stowarzyszeń sportowych. Wszędzie odbywały się koncerty, festyny taneczne i pikniki, a wieczorem nad jezio- rem Chautauqua wystrzeliły ogromne fajerwerki, wprowa- dzając kraj w kolejne stulecie. „Ależ uroczystość świętowa- liśmy!” – wzdychał „Jamestown Journal” następnego dnia.

„20 tysięcy ludzi przyszło na bulwar i uszczęśliwieni wrócili do domu!”3

Gdy w kolejnych latach nowe wynalazki, takie jak silnik spalinowy oraz zastosowanie stali na wielką skalę, zapowie- działy drugą rewolucję przemysłową, wzrostu dobrobytu na północy Ameryki żadną miarą nie dało się już powstrzymać.

Udział Stanów Zjednoczonych w ogólnoświatowej produk- cji przemysłowej wzrósł do 30 procent, czyli prawie tylu, ile w wypadku dawnej ojczyzny Anglii, dotąd bezspornie uwa- żającej się za gospodarczego światowego przywódcę.

Amerykanie, którzy przed wojną domową w kwestii wielu towarów użytkowych byli zależni od importu z Europy, te- raz zaczęli nawet eksportować produkty po konkurencyj- nych cenach z powrotem do Starego Świata. Przedsiębiorcy, jeszcze nieograniczani przez czynniki, takie jak podatek do- chodowy czy ustawy handlowe, w ciągu paru lat dochodzili do nieprawdopodobnych fortun. Pochodzenie przestało być ważne – liczyły się już tylko indywidualne ambicje, spryt i od- waga. W ciągu kilku dziesięcioleci liczba milionerów wzro- sła z dwudziestu tysięcy do czterdziestu tysięcy. W latach

3 „Jamestown Journal”, 5 lipca 1876.

(23)

Drewniany Dom wuja GeorGe’a

1865–1900 ludność Ameryki się potroiła, lecz jako całość wzbogaciła się aż trzynastokrotnie.

Wszystko wydawało się możliwe i takie też było w tym Gilded Age, wieku pozłacanym, jak pisarz Mark Twain nazwał ten okres narodowej ekspansji i niepohamowanego optymi- zmu. Nędzarze w łachmanach schodzili ze statku z Europy i dorabiali się statusu multimilionera. Dla poszukiwaczy szczęścia siła przyciągania kraju o nieograniczonych możli- wościach nigdy nie była większa. O ile w pierwszej połowie XIX wieku na przeprawę z Europy odważyło się około dwóch

jamestownnarzeceChadakoin,

około1880roku

(24)

Cytaty

Powiązane dokumenty

do przecenienia pozostaje w tym zakresie telemonitoring urządzeń wszczepialnych i zdalny nadzór nad pacjentem prowadzo- ny z jego wykorzystaniem. Współcześnie implantowane

Kiedy więc zmutowane komórki nerek zaczęły atakować kręgosłup Jeffa, jego rak stał się „rakiem nerki w stadium IV”.. Na ekraniku jego komórki rokowania dla raka nerki

Ćwiczenia stretchingowe ujędrnią sylwetkę, ale warto pamiętać, że nie redukują masy i nie budują nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej.. Stretching najwięcej korzyści

Badania mineralogiczne frakcji ciężkiej osadów aluwialnych potoku Brusznik przeprowadzono na podstawie 34 próbek szlichowych pobra- nych z trzech otworów

Osiem lat temu CGM Polska stało się częścią Com- puGroup Medical, działającego na rynku produk- tów i usług informatycznych dla służby zdrowia na całym świecie.. Jak CGM

Jednak nie może zostać pominięty gatunek (tu traktowany szerzej, jako sposób konceptualizowania idei), który obok powieści grozy i baśni jest fundatorem dzieł science

WSM w Warszawie urochomiła nowy ośrdodek dydaktyczny w Bełchatowie ponieważ była taka potrzeba. Zaczęło się od pisma starosty Beł- chatowa z prośbą o utoworzenie w tym

Z nając zwyczaje dzikich zwierząt, ich ulubione miejsca przebywania, teren, w którym się poruszamy, zasady zachowania się i sposoby maskowania, mamy powody, żeby oczekiwać sukcesu