• Nie Znaleziono Wyników

Widok Demokratyczny styl myślowy a nauki przyrodnicze — podążając za myślą L. Flecka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Widok Demokratyczny styl myślowy a nauki przyrodnicze — podążając za myślą L. Flecka"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

vol. VI, fasc. 3 (2011)

DARIUSZ ZIENKIEWICZ

Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny, Szczecin

Demokratyczny styl myślowy a nauki przyrodnicze — podążając za myślą L. Flecka

Konsekwentnie, od tekstu z 1929 roku O kryzysie rzeczywistości1 aż do ostat- niego artykułu Kryzys w nauce2, Fleck opowiada się za stanowiskiem, że struktura i dynamika kolektywu myślowego wyznaczają stopień jego demokratyczności.

Natomiast demokratyczność kolektywu to dla Flecka zmienna, za pomocą której pragnie on wyjaśnić charakter, trwałość i stopień obiektywności faktów. W kon- sekwencji fundamentalna dla nauki kategoria prawdy jest także pochodną demo- kratyczności kolektywu. „Prawda jako aktualny etap przemian stylu myślowego jest zawsze tylko jedna: jest ona stylowo bez reszty zdeterminowana”3. Jest w tym sensie względna, że jest zależna od charakterystycznego dla niej poziomu demokra- tyczności kolektywu. Prawda absolutna miałaby szansę pojawić się w absolutnie demokratycznym kolektywie, lecz taki z przyczyn zasadniczych powstać nie może.

Jeśli można zaś mówić u Flecka o fałszu, pomyłce, to także tylko w kontekście de- mokratyczności kolektywu, a raczej braku tejże. Zatem epistemologiczne znaczenie demokratyczności kolektywu i stylu myślowego jest w teorii lwowskiego uczonego nie do przecenienia. Jednak powyższe zagadnienie zostało w gruncie rzeczy pomi- nięte przez polemistów i recenzentów Flecka za jego życia4. Późniejsze zaś opraco-

1 L. Fleck, Zur Krise der „Wirklichkeit”, „Die Naturwissenschaften“ 17 (1929), s. 425–430. W dal- szej części artykułu korzystam z dwóch przekładów tego tekstu: L. Fleck, O kryzysie „rzeczywistości”, tłum. W.A. Niemirowski, [w:] L. Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego, Z. Cackowski, S. Symo- tiuk (red.), Lublin 2006; oraz L. Fleck, O kryzysie „rzeczywistości”, tłum. S. Werner, [w:] L. Fleck, Style myślowe i fakty, S. Werner, C. Zittel, F. Schmaltz (red.), Warszawa 2007.

2 L. Fleck, Kryzys w nauce. Ku nauce wolnej i bardziej ludzkiej, tłum. W. Sady, [w:] L. Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego.

3 L. Fleck, Odpowiedź na uwagi T. Bilikiewicza, „Przegląd Współczesny” 8–9 (1939), cyt. za:

L. Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego.

4 Skrupulatne badania nad twórczością Flecka, a także nad recenzjami i komentarzami do główne- go jego dzieła, prowadzi P. Jarnicki. Według Jarnickiego, także jeśli chodzi o refleksję przedwojenną,

(2)

wania teorii, często odczytywanej przez Kuhnowskie okulary, koncentrowały się na wielu problemach związanych ze stylami myślowymi, ale także pozostawiały ten element prawie zupełnie niewidocznym. Kiedy Fleck w 1960 roku po raz kolejny chciał zwrócić uwagę na zagrożenia, jakie niesie z  sobą brak demokratyczności nauk przyrodniczych, to mimo jego usilnych starań tekst ten odrzuciło kilka cza- sopism, dlatego ukazał się drukiem dopiero dwadzieścia kilka lat po śmierci autora.

Natomiast nie można mieć wątpliwości, jaką wagę przykładał do tego zagadnie- nia autor, jeśli rozpoczyna artykuł następującym zdaniem: „Nauka ponad wszelką wątpliwość staje się służebnicą polityki i przemysłu, co w wielkiej mierze niweczy jej misję kulturową”5. O jakiej misji Fleck wspomina w tym miejscu?

Fleck jest przekonany, że związek nauk przyrodniczych z demokratycznym sty- lem myślowym stawia przed tymi naukami cele nie tylko epistemologiczne, ale i etyczne. Zresztą w gruncie rzeczy tych dwóch aspektów nie da się odróżnić i roz- dzielić. Natomiast misją nauk przyrodniczych, możliwą do spełnienia dzięki inter- kolektywnej wymianie myśli, jest wprowadzanie do innych stylów myślowych czyn- ników, które będą te style demokratyzowały. Według Flecka im kolektyw bardziej demokratyczny, tym fakty będące rezultatem jego społecznych działań zawierają więcej elementów biernych, są bardziej obiektywne. W ten sposób Fleck tworzy kontinuum kolektywów i  stylów myślowych. Na każdy styl myślowy oddziałują inne. Każdy uczestnik stylu myślowego nauk przyrodniczych jest jednocześnie członkiem wielu różnych stylów myślowych — od mniej lub bardziej spontanicz- nych kolektywów dnia codziennego, poprzez kolektywy, w ramach których może wyrażać swój światopogląd, do często mocno zinstytucjonalizowanych kolektywów politycznych, religijnych itp. Wszystko to sprawia, że nasycenie demokratyczno- ścią stylów myślowych jest różne i zmienia się w czasie. W zmianach tych można jednak dopatrzyć się pewnej stałej tendencji polegającej na tym, że z jakiegoś po- wodu „kolektywy nauk przyrodniczych wyznaczają maksimum demokratyczności

„nie można powiedzieć, że jego [Flecka — D.Z.] książka przeszła niezauważona, gdyż otrzymała niemal dwadzieścia mniej lub bardziej obszernych recenzji, lub komentarzy. Nie zaistniała jednak wymiana myśli z kolektywem epistemologów, a wymiana myśli to wedle ujęcia Flecka sine qua non kolektywu.

Autorzy tych tekstów to niemal wyłącznie członkowie kolektywu nauk przyrodniczych, piszący głównie na łamach czasopism medycznych lub biologicznych z Niemiec, Szwajcarii, Austrii, Szwecji, Włoch, Francji, Holandii i oczywiście z Polski. Postulatem stworzenia nauki o nauce, która mogłaby usprawnić działanie nauki, byłoby przypuszczalnie prędzej zainteresowane odpowiednie ministerstwo niż kolektyw filozofów, którzy książkę Flecka mogli nawet cenić, jednak nie następowała między nimi a Fleckiem wy- miana myśli”. (P. Jarnicki, Ludwika Flecka nauka bez prawdy?, „Przegląd Filozoficzny”, w druku). Autor niniejszego tekstu zapoznał się ze zdecydowaną większością tych komentarzy i recenzji. W żadnym z nich nie znajdziemy nawet najkrótszego passusu zwracającego uwagę na epistemologiczne znaczenie demokratyczności kolektywu. Jaka jest w tym „wina” samego Flecka, trudno ocenić, lecz trzeba przy- znać, że chociaż tezy o specyficznej roli kolektywu myślowego nauk przyrodniczych związanej z jego demokratycznością, o specjalnym znaczeniu dla nauk przyrodniczych interkolektywnej wymiany itp., są osią całej książki, to nie znajdziemy w niej konkretnego miejsca, w którym byłyby one wyeksponowane stosownie do znaczenia, jakie mają w teorii Flecka. Samo pojęcie demokratycznego charakteru kolektywu nauk przyrodniczych w tytułach rozdziałów pojawia się tylko raz i to jedynie w pod- tytule części czwartej rozdziału czwartego.

5 L. Fleck, Kryzys w nauce, s. 324.

(3)

dla różnorakich współistniejących kolektywów”    6. To maksimum zmieniało się w hi- storii, ale co ważne, im bardziej było dane kolektywowi być demokratycznym, tym więcej produkował on węzłów aktywnych i biernych czynników przemieniających się w fakty, tworzył nową rzeczywistość. Z kolei ilość nowych faktów w danej nauce świadczy o tempie jej rozwoju. W ten sposób znajdujemy w tezach Flecka, obok elementu opisującego, element wartościujący. Do powstania nauk przyrodniczych potrzebny był demokratyczny kolektyw, ale z kolei to właśnie „nauki przyrodnicze są [...] sztuką formowania demokratycznej rzeczywistości i kierowania się według niej — a więc bycia przez nią przekształcanym”7. Innymi słowy, w faktach two- rzonych przez kolektyw nauk przyrodniczych odnajdziemy takie własności, które wymuszają — tym razem w pozytywnym znaczeniu tego słowa — większą demo- kratyczność na kolektywach, które chcą się nimi zajmować lub do których z jakie- goś innego powodu wkraczają.

Demokratyczny kolektyw stworzył styl myślowy odpowiedzialny za powstanie nauk przyrodniczych. Obecnie kolektywy nauk przyrodniczych, jeśli nie zapo- mną o swej misji, mogą starać się zarażać względną demokratycznością różne style myślowe. Z prac Flecka wyłania się następujący moralny imperatyw na- ukowca-przyrodnika: należy pielęgnować kolektywne motywy i specyficzny na- strój kolektywu nauk przyrodniczych wbrew wszelkim starającym się go zakłócić przeciwnościom, ocalając w ten sposób demokratyczność stylu, która w bardziej sprzyjających okolicznościach dzięki społecznym mechanizmom przeniknie rów- nież do kolektywów, które w wyniku różnorakiej przemocy są tej demokratycz- ności pozbawione8.

6 Fleck początkowo wskazuje na trzy podstawowe cechy demokratycznego stylu myślowego wystę- pujące w naukach przyrodniczych: „Myślenie naukowo-przyrodnicze nazywam demokratycznym, gdyż opiera się ono na organizacji i na każdorazowym znajdowaniu się pod kontrolą, neguje przywilej boskie- go pochodzenia oraz chce być dostępnym i przydatnym każdemu” (L. Fleck, O kryzysie „rzeczywistości”, tłum. W.A. Niemirowski, s. 177). Później, porównując style myślowe kolektywu nauk przyrodniczych ze stylem kolektywu religijnego i sztuki, wskazuje na wiele własności wyróżniających demokratyczny styl myślowy od innych. Są to między innymi: specjalna gęstość socjalna kolektywu demokratycznego i spe- cyficzne jego zróżnicowanie socjalne; wewnątrzkolektywna swoboda komunikacji i charakterystyczna otwartość na inne style myślowe; swoista plastyczność stylu myślowego; specyficzne miejsce i znaczenie jednostki w ramach kolektywu; stylowa, egalitarna i niezależna od woli jednostek akceptacja danej myśli w kolektywie. Trzeba także pamiętać, że chociaż style myślowe różnią się od siebie, to ich stopień demokratyczności jest kwestią różnicy ilościowej, a nie jakościowej. Stąd ciągłe niebezpieczeństwo, że demokratyczny styl myślowy nauk przyrodniczych może dosyć łatwo w pewnym okresie historycznym przeobrazić się w styl niedemokratyczny quasi-religijny lub, co też będzie ze szkodą dla niego, zbliżyć się zbyt blisko do zbyt indywidualnego, swobodnego, podkreślającego znaczenie jednostki i w tym sen- sie niedemokratycznego, stylu sztuki.

7 L. Fleck, O kryzysie „rzeczywistości”, tłum. W.A. Niemirowski, s. 181.

8 Z pewnością nie jest przypadkiem podkreślanie tak wielkiego znaczenia demokratyczności ko- lektywów nauk przyrodniczych przez osobę, która w latach dwudziestych XX wieku została pozba- wiona możliwości pracy na Uniwersytecie we Lwowie. Następnie w sposób praktyczny, z narażaniem własnego życia, kierując akcją sabotażową w ramach zespołu badawczego, który miał pracować na rzecz hitlerowskich Niemiec, wykazywała ten związek w latach II wojny światowej. Dla Flecka lata wojny oznaczały przecież getto, Auschwitz, Buchenwald. Pisał o tym związku Fleck po wojnie w po- zbawionej demokracji politycznej, i w konsekwencji naukowej, Polsce, w której dodatkowo sponta- niczny i sterowany antysemityzm, czyli element niedemokratycznego stylu myślowego, przeniknął do

(4)

Czy przyrodnicy są w stanie udźwignąć ten ciężar? Czy ich badania wymaga- jące coraz większych funduszy i często zależne od przemysłu, czyli w konsekwencji od stylów myślowych władzy i biznesu, mogą zachować maksymalny z możliwych stopień demokratyczności i jeszcze zarażać nią inne style myślowe? A nawet jeśli to możliwe, to w którym miejscu szerokiego kontinuum wskazówka tego maksimum się zatrzyma? Te i podobne pytania zadaje Fleck jako członek kolektywu przyrod- niczego w ostatnim swym artykule.

A może nauki przyrodnicze, aby stały się bardziej wolne i bardziej ludzkie, potrzebują obecnie w swej misji pomocy nauk humanistycznych? Fleck widzi tu szczególne miejsce dla socjologii myślenia jako nauki porównawczej, ba- dającej różne style myślowe. Jednak żeby wspomniana misja kulturowa przeszła w ręce naukowców-humanistów, musieliby oni zmienić swoją praktykę badawczą, a także rozumienie swej roli w świecie kolektywów. Muszą pamiętać, co wielokrot- nie Fleck podkreśla, że to nie tylko praktycy przyrodnicy, ale też filozofowie-huma- niści, którzy z ową praktyką się nie zetknęli, są w głównej mierze odpowiedzialni za wypaczony obraz nauki.

Według Flecka „wszyscy myśliciele wykształceni socjologicznie i humanistycz- nie popełniają — mimo że ich myśli są bardzo postępowe — jeden charaktery- styczny błąd: mają zbyt wielki respekt, pewnego rodzaju religijny szacunek dla faktów przyrodoznawczych”9. Nie mając zupełnie wyczucia społecznego charak- teru nauk przyrodniczych, dorobili im twarz „imponującą i majestatyczną, do dzisiaj oficjalną”, ale całkowicie niezgodną z obliczem wyłaniającym się z prak- tyki badawczej. Przyczynili się oni do utrwalenia wizerunku nauk przyrodniczych z istniejącą jak absolut niezależną rzeczywistością, z niezależnymi od podmiotu faktami, które można opisać w  uniwersalnym języku czystego doświadczenia, z podmiotem nieuwikłanym w żadne konteksty i właściwie stojącym poza spo- łecznością i poza historią, z prawdą jako świętym ideałem, która jest odkrywana krok po kroku.

W ten sposób konstruowane koncepcje poznawcze Fleck nazywa epistemologią immaginabilis, albowiem „niemożliwe jest ahistoryczne, oderwane od historii po- znawanie, podobnie jak niemożliwe jest poznawanie asocjalne, dokonywane przez izolowanego badacza”10. Co więcej,

pojęcie prawdy w klasycznym znaczeniu jako wartości niezależnej od poznającego i od sił społecznych zmusza do przyjęcia, że prawda jest nieosiągalnym ideałem, a historia nauk poucza ponadto, że do tego ideału nie zbliżamy się nawet asymptotycznie, bo rozwój nauki nie jest jednokierunkowy i nie polega tylko na przybywaniu nowych wiadomości, lecz także na obalaniu dawnych. Klasyczne teorie poznania muszą więc odróżniać:

1) prawdę idealną, nieosiągalną;

2) „prawdy” oficjalne, które jakoś powinny zbliżać się do niej;

3) złudzenia i pomyłki.

naukowców przyrodników — o czym świadczy chociażby zachowana korespondencja Flecka — i stał się jedną z głównych przyczyn jego emigracji do Izraela (obok wykrytego nowotworu oraz względów rodzinnych — syn w Izraelu).

 9 L. Fleck, Powstanie i rozwój faktu naukowego, tłum. M. Tuszkiewicz, Lublin 1986, s. 77.

10 L. Fleck, Zagadnienie teorii poznawania, „Przegląd Filozoficzny” 39 (1936), s. 35.

(5)

Przy tym muszą przyznać, że nie ma ogólnego kryterium prawdy. Pominąwszy trudności materialne tych zapatrywań (zwłaszcza w rozpatrywaniu historii nauk), już formalnie przypominają one niezgrab- ną teorię epicykli11.

Pomimo tych wszystkich wykazanych przez Flecka trudności klasyczny obraz nauki zbudowany na epistemologii immaginabilis okazał się bardzo trwały i po- jawił się już w bardzo wczesnej fazie refleksji nad wiedzą. Przyjęli go w wyniku interkolektywnej wymiany myśli przyrodnicy praktycy, którzy nie prowadzili sa- modzielnych rozważań epistemologicznych. Tylko nieliczne jednostki są bowiem w stanie należeć do kręgów ezoterycznych różnych stylów myślowych. W konse- kwencji przychodzącą z  zewnątrz wiedzę o  nauce i  jej podstawach epistemolo- gicznych włączali do swego stylu często w niewiele zmienionej i mało krytycznej formie. Nie od rzeczy można w tym miejscu wspomnieć, że taki obraz nauki miał u przyrodników duże szanse na powodzenie także dlatego, że grał na delikatnej strunie kolektywnych ambicji. Obiecywał przyrodnikom uprzywilejowany, niemal boski wgląd w absolutną rzeczywistość.

Według Flecka

demokratyczne naukowo-przyrodnicze myślenie istniało z pewnością od zawsze. Należy go szukać wśród rzemieślników, żeglarzy, chirurgów, rakarzy, ogrodników i chyba również wśród bawiących się dzieci.

Ten jedynie demokratyczny sposób myślenia był nieodzowny tam, gdzie przez wielu wykonywana była poważna lub mało poważna praca, gdzie napotykały się wciąż na nowo wspólne i przeciwstawne inte- resy12.

Niestety, brak w tekstach lwowskiego uczonego dłuższych fragmentów dotyczą- cych źródeł demokratycznych kolektywów. Powyższy cytat wskazuje, że te źródła tkwiły w  praktycznej ludzkiej działalności wymagającej z  jednej strony współ- pracy, z drugiej rozwiązywania sprzecznych interesów, ale w jaki sposób przejść od ogrodników i bawiących się dzieci do demokratycznego kolektywu nauk przy- rodniczych, Fleck nie pokazuje. Ponadto, biorąc pod uwagę, w jaki sposób autor charakteryzuje specyfikę kolektywu przyrodniczego, trudno jest się dopatrzyć tej złożonej struktury wśród bawiących się dzieci.

Zatem hipoteza Flecka o współkształtowaniu się demokratycznego stylu myślo- wego i nauk przyrodniczych wymaga próby wyjaśnienia bazującego na badaniach historycznych. Jakie własności demokratycznego stylu myślowego okazały się tak owocne dla nauk przyrodniczych, że stały się ich strażnikami? Ciekawy jest tak- że problem takiego wpływu innych stylów myślowych, który zakłóca demokra- tyczność kolektywu przyrodników. Nie byłoby w tym wpływie nic niepokojącego i można byłoby traktować te przenikania się stylów i ich wzajemne modyfikacje jako twórczy proces, prowadzący do nowych odkryć, gdyby nie to, że z zewnątrz pochodzący i jawnie antydemokratyczny obraz nauk przyrodniczych wtargnął do kolektywu przyrodników i był w nim utrwalany często metodami dalekimi od swo- bodnej rywalizacji stylów myślowych. Odwoływały się one do próżności i cynizmu przyrodników, nie stroniły także od wywoływania u nich lęków, a w ostateczności

11 Ibidem, s. 36.

12 L. Fleck, O kryzysie „rzeczywistości”, tłum. W.A. Niemirowski, [w:] L. Fleck, Psychosocjologia poznania naukowego, s. 177.

(6)

od stosowania skierowanej przeciwko nim przemocy. W ostateczności wytworzyły wspomniany przez Flecka w  artykule Kryzys w  nauce oportunizm naukowców, który grozi załamaniem się projektu liczącego przynajmniej 2500 lat. Kolektyw nauk przyrodniczych, ich styl myślowy przestanie być miarą maksymalnej demo- kratyczności, a w konsekwencji obiektywności i prawdy. I chociaż w różnych okre- sach historycznych nasycenie demokratycznością stylu myślowego przyrodników było różne, to według Flecka nigdy nie pojawił się w danym czasie styl o większej demokratyczności od stylu przyrodników.

Początki drogi ku demokratycznemu stylowi myślowemu i jego wpływowi przeciwnicy

Jeśli wierzyć Diogenesowi Laertiosowi, a wspomina on o tym w dwóch miej- scach13, powołując się na Euforiona, Panaitiosa i  Favorinusa, Państwo Platona nosiło ślady wielokrotnych zmian i było zawarte w Antylogiach Protagorasa. Być może było tak, jak sugeruje Reale, że Protagoras pierwszy wpadł na pomysł, żeby rządy państwem złożyć w ręce filozofów14. Jednak treść obu tych propozycji mu- siała być zasadniczo odmienna. Wysoce niesprawiedliwy, negatywny stosunek Pla- tona do sofistów, jak i wspomniane liczne poprawki Państwa, a także dialog Prota- goras, w którym ostatecznie Sokrates przyjmuje stanowisko, któremu początkowo przeczył, i odbiera Protagorasowi to, za czym się ten opowiadał15, świadczą o tym, że poglądy sofistów, a Protagorasa w szczególności, były dla Platona poważnym wyzwaniem i intelektualną przeszkodą trudną do pokonania. Jednocześnie to wła- śnie jego silne dążenie, aby „wygrać w tej walce wytoczonej twierdzeniom protago- rejskim, jest w istocie źródłem zdecydowanej większości koncepcji Platońskich”16. Ostatecznie to jednak dzieła Platona przetrwały, a Protagorasa zaginęły; Platon w  kolejnych pokoleniach doczekał się wybitnych następców, Protagoras — nie;

Akademia Platońska w lepszej lub gorszej formie przetrwała kilkaset lat, protago- rejscy sofiści zaś zniknęli z mapy intelektualnej Europy na więcej niż kilkaset lat17. Triumf myśli platońskiej nad protagorejską wydawał się bezsprzeczny. Powsta- je jednak pytanie, którego znaczenie zaczęto sobie uświadamiać całkiem niedaw- no: czy jest to triumf zasłużony i przynoszący kulturze europejskiej intelektualne korzyści? Jednym z  wymiarów tego triumfu był fakt, iż charakterystyczny dla platończyków i ich intelektualnych spadkobierców sposób rozumienia prawdy stał się podstawą myśli europejskiej. W konsekwencji swoiście rozumiane rozwiązanie

13 Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, III 37; III 57, tłum. zbiorowe, Warszawa 1988.

14 G. Reale, Historia filozofii starożytnej, t. 1. Od początków do Sokratesa, tłum. E.I. Zieliński, Lublin 2000, s. 255.

15 Por. L. Regner, Wstęp, [w:] Platon, Protagoras, tłum. L. Regner, Warszawa 1995, s. xiv.

16 A. Chmielewski, Niewspółmierność, nieprzekładalność, konflikt, Wrocław 1997, s. 98.

17 O  dwóch projektach wiedzy — sofistycznym i  platońskim — o  ich związkach z  demokracją i wpływie na rozwój nauki, pisałem w artykule Myślenie naukowe a demokracja, [w:] Wybrane proble- my ekonomiczne i filozoficzne, C. Sułkowski (red.), Szczecin 2007. W niniejszym artykule skorzystano z kilku poczynionych tam ustaleń.

(7)

epistemologiczne miało rozstrzygać, czy dany pogląd może należeć do wiedzy epi- steme, różniącej się w sposób zasadniczy od wiedzy typu doksa. Aby temu rozróż- nieniu nadać sens, musiał Platon uznać własną sytuację egzystencjalną i intelektu- alną za wcielenie istoty człowieczeństwa. Według tej konstrukcji absolutna istota człowieka styka się z absolutną istotą rzeczy przez słowo i dzięki temu zagwaran- towane jest istnienie absolutnej prawdy. Wymagała ona jednak dodatkowych za- łożeń. Istotę człowieka Platon umieścił w duszy, istotę przedmiotów zewnętrznych podmiotowi odnalazł dopiero w świecie idei, a własny słownik uznał za słownik finalny ludzkości, pozostawiając innym jedynie możliwość przypisów.

Sofistyczna konkurencja głosiła tezy o  przypadkowości naszej jaźni, o  zbęd- ności świata idei i o braku wewnętrznej natury świata oraz o wielości słowników finalnych. Natomiast koniecznym warunkiem powstania grupy nauczycieli-mędr- ców, jakimi byli sofiści, było pojawienie się świadomego swoich praw obywatela, czyli wykształcenie się specyficznej konstrukcji państwa rządzonego przez prawo.

Dzisiaj takie państwa nazywamy demokratycznymi, lecz należy pamiętać, że uży- cie tego pojęcia do państw-miast starożytnej Grecji jest historycznym anachro- nizmem. Pamiętając zatem, że mówimy o  demokracji sprzed 2500 lat, musimy także podkreślić, że Platon — jakkolwiekby rozumieć kategorię demokratycznego państwa prawa — był jego fundamentalnym przeciwnikiem i miał ku temu swoje racje. Jedna z nich polegała na tym, że trudno uzgodnić prowadzące do absoluty- zmu i obiektywizmu epistemologiczne rozstrzygnięcia z państwem, w którym przy- szło mu żyć, w którym prawda o winie jego mistrza została ustalona na drodze głosowania na rynku.

Platon jednak nie raczył zauważyć, a  wskutek jego autorytetu zapomniała o  tym na długie wieki kultura europejska, że sofiści nie pojawili się w  świecie greckim jako przybysze z zewnątrz, ale byli jego najzupełniej konsekwentnym wy- tworem. Byli kontynuatorami tego intelektualnego świata, któremu początek dali Tales, Anaksymander, Anaksymenes. Różnili się od swoich mistrzów w poglądach i przedmiocie badań, lecz próbowali zachować coś dużo bardziej istotnego: meto- dę dochodzenia i prezentacji swoich poglądów. Metoda ta mogła być stosowana tylko w ukształtowanej w pewien sposób sytuacji społecznej i politycznej. Dzięki tej nowej sytuacji właściwie każdy mógł wystawić swoje poglądy na próbę rynku i  bronić ich za pomocą argumentów. Różne stanowiska dotyczące arche świata toczą z sobą spór na rynku — tylko na tym i aż na tym polegała rewolucja, która w niedługim czasie przyniosła niebywałe rezultaty w wielu dziedzinach.

Wielokrotnie na ten aspekt początków naukowego myślenia zwracał uwagę Popper18. Jednak on także nie zauważał najważniejszego elementu związanego z zachodzącą zmianą. Przejście od myślenia mitycznego, dogmatycznego, tolerują- cego w szkole tylko jedną doktrynę, do akceptacji wielości doktryn w ramach jed- nej szkoły walczących z sobą na rynku opisuje Popper w języku jednostkowych,

18 Zob. K.R. Popper, Z powrotem do presokratyków, [w:] K.R. Popper, Droga do wiedzy. Domy- sły i refutacje, tłum. S. Amsterdamski, Warszawa 1999, s. 233–282; K.R. Popper, Kubeł i reflektor:

dwie teorie wiedzy, [w:] K.R. Popper, Wiedza obiektywna, tłum. A. Chmielewski, Warszawa 1992, s. 432–459.

(8)

osobistych decyzji19. Popperowska perspektywa epistemologiczna nie pozwala mu dostrzec, że za ewentualną osobistą decyzją Talesa kryje się o wiele ważniejsza, kształtująca się właśnie wtedy konstrukcja państwa, umożliwiająca pojawienie się obywatela.

Kategoria obywatela w połączeniu z kategorią człowieka jako istoty społecznej, nawet jeśli w  tym wczesnym okresie kultury Zachodu nie jest jeszcze tak sfor- mułowana, choć wyraźnie już tak rozumiana w praktyce życia, musiała stworzyć specyficzny styl myślowy20.

Kultura rynku wymuszała zachowania intelektualno-praktyczne i umożliwiła powstanie demokratycznego kolektywu myślowego. Początkowo poszukiwania ryn- kowej aprobaty dotyczyły zagadnień funkcjonowania państwa. Później wypracowa- ne w ten sposób, mówiąc językiem Flecka, aktywne i bierne czynniki posłużyły jako podstawy relacji w myśleniu wykorzystującym analogię i przenoszącym rezul- taty demokratycznego stylu w nowe dziedziny wiedzy.

Sięgnijmy zatem do źródeł i sprawdźmy, jak demokratyczny styl myślowy wraz z jego specyficznymi analogiami wkracza na arenę dziejów, jak staje się twórcą nauk przyrodniczych i jakie wyzwania i przeciwności już wtedy przed nim sta- ją. W ten sposób odnajdziemy ciekawe związki między zasadami funkcjonowania państwa rynkowej demokracji a pojęciami uważanymi dzisiaj za konieczne do wykształcenia się nauk przyrodniczych.

Od kategorii odpłaty społecznej do prawa przyrody W Paidei W. Jaeger zwraca uwagę na interesujący fakt:

Ale jeszcze przed Heraklitem natrafiamy na bardzo charakterystyczne echo idei prawa w filozofii przyrody Anaksymandra z Miletu w połowie VI w. Przenosi on koncepcję dike ze sfery życia społeczno- -politycznego w dziedzinę przyrody i określa podstawowy proces stawania się i przemijania jako spór sądowy, w którym rzeczy muszą sobie nawzajem płacić karę i odszkodowanie za swą niesprawiedliwość wedle sędziowskich orzeczeń czasu. Tu leży źródło filozoficznej koncepcji kosmosu (także i ten wy- raz oznacza pierwotnie prawny porządek państwa i każdej innej społeczności); śmiałe rzutowanie ładu państwowego we wszechświat, czyli postulat, że nie tylko w  życiu ludzkim, lecz także w przyrodzie panować musi isonomia, ukazuje wyraźnie, że ta epoka tak dalece wzięła sobie do serca nowe polityczne po jęcie prawa, iż stało się ono ośrod- kiem wszelkiego myślenia, podstawą egzystencji i  właściwym źródłem wiary w  sens świata [podkreślenie — D.Z.]. Doniosłość filozoficznej interpretacji świata musi być jeszcze osobno przedmiotem naszych rozważań. Tutaj wystarczy krótko wskazać, jakie światło rzuca ona na dziedzinę

19 Zob. na przykład następujący fragment: „Kiedy szukamy pierwszych śladów tej nowej postawy krytycznej i  wolności myśli, wracamy do krytyki Talesa przez Anaksymandra. Fakt to uderzający:

Anaksymander krytykował swego nauczyciela i rodaka, jednego z siedmiu mędrców, założyciela szkoły jońskiej. Był ponoć tylko o czternaście lat młodszy od Talesa, a więc krytykował zapewne mistrza jeszcze za jego życia. [...] Źródła nie wspominają jednak ani o sporze, schizmie, ani o odstępstwie. Każe to sądzić, że założycielem tradycji opartej na nowych stosunkach między nauczycielem a uczniem był Tales; to on dzięki temu, iż potrafił tolerować krytykę i głosił, że tolerować ją należy, stworzył nowy rodzaj szkoły zasadniczo różnej od pitagorejskiej” (K.R. Popper, Z powrotem do presokratyków, s. 256).

20 Dla Arystotelesa jest już bowiem zgoła oczywiste, że „kto nie potrafi żyć we wspólnocie, albo jej wcale nie potrzebuje, będąc samowystarczalnym, bynajmniej nie jest członem państwa, a zatem jest albo zwierzęciem, albo bogiem” (Arystoteles, Polityka, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa 1964, s. 27).

(9)

życia państwowego i na nowy ideał człowieka-obywatela. Równocześnie zaś dokumentuje ona fakt, jak ściśle wiąże się powstanie w  Jonii problematyki filozoficznej z  początkami państwa praworządnego [podkreślenie — D.Z.]. Ich wspólnym źródłem jest syntetyczna myśl badająca i tłu- macząca zarówno życie, jak i świat w ich zasadniczych rysach, myśl, która tu bierze swój początek i odtąd przenika coraz głębiej całą grecką kulturę21.

Najistotniejszy ogólny motyw przytaczanych powyżej zdań zawiera się w twier- dzeniu, że koncepcja ładu przyrody jest zbudowana na pierwotnym i bardzo waż- nym dla nowo powstałego Greka-obywatela pojęciu ładu i prawa w polis. Widać to wyraźnie w  słynnym zdaniu Anaksymandra: „A z  czego powstają istniejące rzeczy, w to niszczeją, zgodnie z  koniecznością; płacą bowiem sobie na- wzajem karę i pokutę za niesprawiedliwość, zgodnie z postanowieniem Czasu”22. (Z reguły za niepodważalny cytat z Anaksymandra uważa się fragment zaznaczony w tekście). Obraz jest wyjątkowo jasny. „Rzeczy toczą ze sobą spór, zupełnie jak ludzie przed sądem. Widzimy przed sobą jońską polis: oto rynek, na którym wymierza się sprawiedliwość, oto sędzia, który zasiada w  trybunale i ustala grzywnę. Ma na imię Czas”23. Jakże już mocno musiał być przekonany Anaksymander o takim a nie innym funkcjonowaniu społeczeństwa, iż posłużył się jego regułami — pytanie, w jakim stopniu świadomie — jako analogią do opisu przyrody. Jeśli zaś owa analogia była dla Anaksymandra nieprzejrzysta, to tym bardziej należy uznać jej zakorzenienie społeczne. Nie poddajemy refleksji i nie zastanawiamy się nad tym, co jest dla nas oczywiste.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jednym z ulubionych zajęć — nie tylko Ateńczyków — stał się udział w procesach publicznych. Tam miało triumfować prawo, czyli isonomia. Zwycięstwo prawa wyłaniało się zaś z walki sprzecznych po- glądów. Jak spodobał się obywatelom ten dopiero co ukształtowany sposób funk- cjonowania społeczeństwa, świadczą ośmieszające to zamiłowanie, które w pew- nych przypadkach zbliżało się do granicy absurdu, a  powstałe bardzo szybko przysłowiowe zwroty, na przykład procesować się o cień osła, i powstałe tro- chę później całe utwory wyszydzające tę namiętność do procesowania się24.

Anaksymander był zaangażowany w  życie polityczne mocniej niż przeciętny obywatel. Według tradycji starożytnej „prowadził kolonię milezyjską do Apollonii nad Morzem Czarnym i podróżował, prawdopodobnie jako poseł, do Sparty”25. Czy powyższe fakty pozwalają nam lepiej zrozumieć genezę tej sądowej konstruk- cji przyrody przywoływaną w jedynym ocalałym fragmencie dzieła Anaksyman- dra? W jego świecie przyrody każdy element dochodzi do władzy, która jest szyb- ko ograniczana przez element mu przeciwny, a dzięki sędziemu czasowi isonomia świata jest ocalana. Niewątpliwie nie może być to przypadkowa zbieżność dwóch,

21 W. Jaeger, Paideia. Formowanie człowieka greckiego, tłum. M. Plezia, H. Bednarek, Warszawa 2001, s. 180.

22 G.S. Kirk, J.E. Raven, M. Schofield, Filozofia przedsokratejska, tłum. J. Lang, Warszawa 1999, s. 116.

23 W. Jaeger, Paideia, s. 238.

24 Por. na przykład Arystofanes, Osy, [w:] Arystofanes, Komedie, t. 1, tłum. J. Ławińska-Tysz- kowska, Warszawa 2001.

25 A. Krokiewicz, Zarys filozofii greckiej. Od Talesa do Platona, Warszawa 1971, s. 76.

(10)

zasadniczo odmiennych co do przedmiotu zainteresowania, opisów. Anaksymander rozpoczyna próbę odczarowywania świata przyrody za pomocą kategorii, które wcześniej sprawdziły się w odczarowywaniu świata społecznych zachowań ludzi.

Musi ten fakt oddziaływać na późniejsze losy najważniejszego dla naszej analizy pojęcia prawa przyrody.

Kolejny problem, jaki należy rozważyć, można sformułować następująco: czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu, sam Anaksymander miał świadomość tego zako- rzenienia swych pojęć przyrodniczych w świecie społecznym? Bezpośrednich da- nych brak. Jednak na przykład w pracy Polarity and Analogy (Cambridge 1971) Lloyd w sposób bardzo przekonujący wykazał, że myślenie epoki Grecji archaicz- nej zdominowały zasada biegunowego przeciwstawienia i analogii. Z oboma tymi elementami spotykamy się u Anaksymandra w interesującym nas fragmencie jego dzieła. Mamy także możliwość stwierdzenia, że metodę analogii stosował on nader skutecznie w innych dziedzinach swej myślowej działalności. Anaksymander opra- cował pierwszą grecką mapę ziemi i morza. O sposobie, w jaki ta mapa powstała, A. Krokiewicz napisał:

Anaksymander nie mógłby jej wykonać [mapy — D.Z.], gdyby w znanych z doświadczenia zjawi- skach ziemskich nie dopatrywał się jakby obrazu zjawisk z doświadczenia nie znanych, gdyby się nie oparł praktycznie na zasadzie analogii i nie stosował metody, którą później nazwano „znakowaniem z rzeczy jawnych na rzeczy niejawne do czasu”26.

Wygląda na to, że metoda analogii była w wielu przypadkach świadomie wy- korzystywana przez Anaksymandra, ale sam fakt wykorzystywania przez niego myślenia poprzez analogię nie decyduje jeszcze o jego oryginalności i wyjątkowości.

Z wnioskowaniem przez analogię spotykamy się w najstarszych tekstach grec- kich. Lloyd wskazuje na jej szeroką obecność u Homera. Jest to jednak najczęściej analogia cech. Wnioskowanie przez analogię tego typu polega na wyodrębnieniu na podstawie zachowania człowieka pewnej jego cechy, a następnie, obserwując za- chowanie na przykład zwierząt i znajdując podobieństwo z zachowaniem ludzkim, przypisanie im tej samej cechy na stałe. Stąd bohaterowie Homera zachowują się dzielnie jak lew lub lękliwie jak łania. Ta powszechna umiejętność dostrze- gania analogii między światem człowieka a światem przyrody zrodziła mityczne wyjaśnianie tego drugiego. Światu przyrody zostały nadane cechy typowo ludzkie.

Został on spersonifikowany. Gdyby Anaksymander pozostał na tym poziomie ana- logii, to nie wyszedłby poza mityczne wyjaśnianie świata. Jednak zdanie, które nas tak bardzo interesuje, świadczy o zastosowaniu przez niego analogii zasadniczo odmiennego rodzaju. Nadal pozostaje on w schemacie wyjaśniania zjawisk przy- rodniczych za pomocą zachowań ludzkich, ale nie polega to już na przypisywaniu przyrodzie ludzkich cech, a nawet cech społeczności.

Mechanizm analogii, który Anaksymander tutaj stosuje, został uznany przez współczesnych badaczy za jeden z elementów myślenia naukowego. Wielu z nich uważa bowiem, że „analogia nie może być rozumiana jako związek na poziomie podobieństwa cech dwóch różnych zjawisk lub obiektów. Związek analogii jest czymś o wiele głębszym niż zwykłe podobieństwo cech, gdyż zachodzi na poziomie

26 Ibidem, s. 77.

(11)

podobieństwa relacji /stosunków/ między cechami jednego zjawiska oraz drugie- go”27. Ten głębszy rodzaj analogii w  języku abstrakcyjnym można zdefiniować w następujący sposób:

Dwie różne dziedziny D1 i D2 (na przykład dwa różne zjawiska, dwa różne obiekty itp.) pozostają w związku analogii wtedy i tylko wtedy, gdy: a) istnieje relacja n-członowa Rn w dziedzinie D1 (zacho- dząca między elementami tej dziedziny); b) istnieje również relacja n´-członowa Rn´ w dziedzinie D2 (zachodząca z kolei między elementami tej dziedziny); c) można stwierdzić podobieństwo relacji Rn oraz Rn´, czyli ustalić ich odpowiedniość w obu porównywalnych dziedzinach28.

Ta na pierwszy rzut oka dosyć skomplikowana definicja dobrze oddaje sens tego, co uczynił Anaksymander. Nie pozostaje on w kręgu wyjaśniania mitycznego świata poprzez porównywanie cech ludzkich z przyrodniczymi. Odnajduje nato- miast relacje zachodzące w świecie społecznym, a następnie właśnie owe rela- cje, a nie cechy, przenosi na interesujący go świat przyrody. Relacje ustanowione przez stworzenie politycznej koncepcji obywatela pozwalają dochodzić do isonomii w polis; analogiczne relacje między bytami w świecie przyrody tworzą jego upo- rządkowanie. Ta niewątpliwie nowatorska konstrukcja wprowadziła myśl ludzką na nowe tory.

Gdyby jednak analogia relacji zależała od wybuchu genialnego pojedynczego umysłu, nawet tak wielkiego, jak umysł Anaksymandra, to byłaby płomieniem pięknym, lecz szybko przemijającym. Ważniejszym od czynnika wielkiego umysłu był czynnik gotowości kulturowej Grecji na zrodzenie się tego rodzaju myślenia.

To zawładnięcie językiem społecznym i relacjami, jakie rządzą społecznością polis, było doświadczeniem tak dogłębnym dla Greków, że analogie tego samego typu spotykamy w bardzo różnych dziedzinach wiedzy.

Medycyna hippokratejska

Roli medycyny już od czasów archaicznych w kulturze greckiej nie można prze- cenić. Nie była ona wyłącznie, ani nawet głównie, techniką leczenia, ale pełniła zdecydowanie ważniejszą funkcję. Wchodziła w skład wychowania ogólnego i słu- żyła pielęgnowaniu ciała i duszy, czyli kształtowaniu arete. Zatem wiedza medycz- na Greków była wkomponowana w szerszą strukturę i stanowiła ważny jej element.

Dlatego nawet najstarsze zachowane pisma medyczne zawierają olbrzymi materiał teoretyczny.

O wiedzy medycznej można mówić wtedy, gdy powstanie koncepcja choroby wywołanej czynnikami, na które człowiek może mieć wpływ, może im zapobiegać i przeciwdziałać. Innymi słowy, tak jak Solon szukał przyczyn zjawisk społecz- nych w nich samych, tak początki wiedzy medycznej to uwolnienie od bogów jako źródeł cierpień zdrowotnych. Ten krok medycyna grecka zrobiła bardzo wcześnie.

W pracy O świętej chorobie autor przyrównuje tych, którzy wierzą, że choroba jest święta, do magików i szarlatanów.

27 A. Biela, Analogia w nauce, Warszawa 1989, s. 25.

28 Ibidem, s. 26.

(12)

Oskarża ich przede wszystkim o nieuczciwość. Nazywanie choroby świętą było po prostu przykryw- ką dla ich niewiedzy. Zalecali oni sposób leczenia, polegający na użyciu zaklęć i wykluczeniu pewnych typów jedzenia i ubrania; prawda jednak była taka, że jeżeli pacjent wyzdrowiał, przypisywali to sobie za zasługę, jeżeli natomiast umarł, mieli stałą wymówkę — należało winić bogów. Autor twierdzi także, iż jest sprzeczne z logiką, gdy ktoś wierzy, że choroba ma boskie pochodzenie i jednocześnie próbuje wyleczyć z niej takimi nieskomplikowanymi metodami, jak oczyszczenia i zaklęcia; stanowczo odrzuca także jako bezbożną myśl, że bogowie są odpowiedzialni za skalanie człowieka29.

Spotykamy się tutaj z motywem, który uczynił z technik lekarskich wiedzę, po- legającym na poszukiwaniu przyczyn choroby w zjawiskach physis. Dla naszego wy- wodu jest najistotniejsze, w jaki sposób ci ówcześni medycy wyrażali owe, dzisiaj powiemy, związki przyczynowe, których poszukiwali. Czy będzie zaskoczeniem, jeśli zauważymy, że najczęściej ów związek jest wyrażany za pomocą pojęć odszkodowa- nia lub odpłaty pojawiających się wielokrotnie przy objaśnianiu procesów fizjologicz- nych? Obok nich bardzo często „występuje koncepcja isomoiria, tzn. jednakowego stosunku pomiędzy podstawowymi elementami jakiegoś organizmu lub całej przyro- dy — jako istoty stanu normalnego i zdrowia”30. Przenikanie się języka społecznego z medycznym jest tak głębokie, że nawet w wypadku najwcześniejszego opisywanego okresu nie sposób rozstrzygnąć, czy autorzy traktują omawiane dramatyczne wyda- rzenia polityczne jako zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu społecznego, co by wskazywało na pierwszeństwo teorii medycznych, czy też jest na odwrót. Jeśli jed- nak ten prawniczy język w medycynie powtarza się jakże wyraźnie w większości do dzisiaj zachowanych dzieł, to trudno mówić o przypadkowej lub jednostkowej analo- gii. I znów jest to analogia wyższego rzędu. Także tutaj nie chodzi o podobieństwo cech, ale relacji między nimi. W ramach tej analogii spotykamy dwa najważniejsze motywy: koncepcję przyczynowości rozumianej jako odszkodowanie, odpłata; kon- cepcję zdrowia rozumianego jako pewien stan równowagi między różnymi czynnika- mi. Motywy te są identyczne z motywami, jakie spotykamy u Anaksymandra. Także wnioskowanie przez analogię ma tutaj identyczną z Anaksymandrową strukturę.

Od demokratycznego stylu myślowego do kategorii dowodu, indukcji i nauczania matematyki

Przemianę greckich mędrców w uczonych można szczególnie zaobserwować, śle- dząc najstarsze zachowane teksty mów sądowych. Wyraźnie „odzwierciedlają one stopniowe przechodzenie w praktyce sądowej od archaicznych sposobów przepro- wadzania dowodu za pomocą świadków, tortur i przysięgi do logicznych metod argumentowania, wytworzonych przez ówczesną retorykę”31. Jest to głównie zasłu- ga spadkobierców pierwszych filozofów rynku, czyli sofistów. Także przytaczany przez Platona pogląd Protagorasa dotyczący tego, jakich to ludzi Protagoras jest gotów uważać za mędrców32, nie tyle jest dowodem na protagorejski relatywizm,

29 G.E.R. Lloyd, Nauka grecka od Talesa do Arystotelesa, tłum. J. Lesiński, Warszawa 1998, s. 54.

30 W. Jaeger, Paideia, s. 518.

31 Ibidem, s. 405.

32 Niestety, dzieło Protagorasa Antylogie zaginęło, ale na przykład z zachowanego pisma niezna- nego autora Podwójne mowy możemy wnioskować, jakich zagadnień dotyczyło. Anonimowy tekst pre-

(13)

ile wskazuje na to, jak wielkie znaczenie przypisywali sofiści umiejętności dobiera- nia argumentów. Wiele wskazuje na to, że bez tej umiejętności nie zrodziłoby się fundamentalne dla powstania i rozwoju naukowego myślenia pojęcie dowodu33.

Dla wywodu niniejszego artykułu najważniejsze jest zwrócenie uwagi na związek między powstaniem i kształtowaniem się fundamen- talnego dla myśli naukowej pojęcia dowodu z  kształtowaniem się zasad funkcjonowania demokracji greckiego rynku. Zauważa tę zależność Russo, przy- znając, że

ewolucja kategorii dowodu zawdzięczała wiele rozwojowi retoryki debat i procesów sądowych, czyli sztuki przekonującego argumentowania na zgromadzeniach i w trybunałach, jaka rozwinęła się szcze- gólnie w demokracjach greckich V wieku. Istnieje ważna więź między pewną formą demokracji a roz- wojem umiejętności argumentowania, która doprowadziła do metody dowodowej34.

Jeśli związek między retoryką, sztuką argumentacji, w konsekwencji metodą dowodową, a rynkową demokracją nie jest czysto przypadkowy, to w kulturach jej pozbawionych winniśmy mieć kłopoty z odnalezieniem powyższych metod uzasad- niania wiedzy. Jest chyba zatem symptomatyczne, że „Egipcjanie i Babilończycy, którzy w ciągu tysiącleci rozwinęli matematykę, lecz nie dopracowali się ani de- mokracji, ani retoryki, nigdy nie zdołali również stworzyć metody dowodowej”35. Można powiedzieć, że uzyskali oni olbrzymią wiedzę, która jednak nie przemieniła się w naukę. Ich wiedzy zabrakło fundamentalnej metody; zabrakło egipskich i ba- bilońskich sofistów.

Sofiści, jeśli nie wynaleźli, to pierwsi zastosowali jako powszechną metodę empiryczno-indukcyjną w swych badaniach. Opierając się na doświadczeniu,

zentuje specyficzną metodę mówienia na dwie strony, czyli bronienia i zbijania tej samej tezy (zob.

W. Jaeger, Paideia, s. 404). Dlatego cytowany poniżej fragment, przytaczany jako dowód nie tylko sofistycznego relatywizmu, ale wręcz nihilizmu etycznego, zawiera w sobie, biorąc pod uwagę cały kon- tekst poglądów Protagorasa, ważniejsze treści. Być może Platon chciałby, byśmy czytali Protagorasa poprzez jego okulary walki z niemoralnymi relatywistami, ale stać nas już na bardziej samodzielną lekturę poniższych zdań i odkrycie w nich także innych znaczeń: „Tylko takiego człowieka nazywam mą- drym, który jeżeli się komukolwiek z nas coś wydaje złem i jest złem, rzecz potrafi odwrócić i sprawić, że się ta rzecz i wydawać będzie dobra, i będzie dobra [...]. Lekarz zmienia stany za pomocą lekarstw, a sofista — za pomocą słów. A jeśli o mędrców idzie, kochany Sokratesie, to jestem daleki od tego, żeby ich żabami nazywać, tylko mówię, że to niby lekarze dla ciał i rolnicy dla roślin. Twierdzę bowiem, że ci roślinom, jeśli która z nich zasłabnie, zamiast złych wrażeń dobre i zdrowe wrażenia — niby prawdy

— wpajają, a mędrcy i dobrzy mówcy sprawiają, że się państwom rzeczy zdrowe, zamiast lichych, wy- dają sprawiedliwe. [...] Mędrzec sprawia, że w każdym wypadku zamiast tego, co jest dla państwa złe, przychodzi to, co jest dobre i się wydaje” (Platon, Teajtet, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1959, s. 86).

33 Należy zauważyć, że greckie apodeiknymi znaczyło pierwotnie „pokazywać”, „przedstawiać”.

„W  dziełach Platona termin apódeiksis używany jest już w  sensie racjonalnej argumentacji zdolnej przekonać rozmówcę; na przykład w Hippiaszu Mniejszym Hippiasz proponuje »wykazać«, że Homer Achillesa przedstawił jako lepszego od Odyseusza, w Państwie zaś proponowane są rozmaite »dowody«

możliwości urzeczywistnienia przedstawionego modelu państwa [...]. W  pismach logicznych Arysto- telesa »dowód« (apódeiksis) wyposażony jest w przymiot absolutnej niezbijalności, uważany dziś za konieczną cechę dowodu matematycznego” (L. Russo, Zapomniana rewolucja. Grecka myśl naukowa a nauka nowoczesna, tłum. I. Kania, Kraków 2005, s. 187).

34 Ibidem.

35 Ibidem, s. 188.

(14)

rozumianemu jeszcze w sposób dosyć potoczny i niewyrafinowany, opisywali różno- rodność praw w różnych państwach-miastach, religii, kształtowanie się zasad życia obywateli. Następnie drogą indukcji poszukiwali elementów wspólnych, na przy- kład łączących Hellenów i różniących ich od barbarzyńców. Stopniowo te dosyć swobodne kojarzenia nabierały cech logicznie stosowanej metody, mającej własne kryteria. Nieprzypadkowo przecież metoda empiryczno-indukcyjna stała się ulu- bioną metodą Sokratesa. Dał on jej jednak już nowy przedmiot zainteresowań, nowe pole badań, na którym mogła sprawdzić swoją skuteczność. Poszukiwał za jej pomocą prawdy o pojęciach etycznych. I tak już wykształcona i dosyć dobrze opracowana metoda dostała się też w ręce przyrodników, którzy w krótkim czasie zrobili z niej wielki użytek.

Włączenie do procesu właściwie powszechnego nauczania matematyki, do któ- rej od czasów pitagorejskich należała nauka o harmonii i ruchach ciał niebieskich, nie obyło się też bez sofistów36.

Szczególne zasłużył się w tej sprawie Hippiasz. Niezależnie od tego, czy sofiści widzieli w nauczaniu matematyki jedynie ćwiczenie w intelektualnej gimnastyce, czy doceniali jej teoretyczną doniosłość, czy też w końcu zauważali jej praktyczne konsekwencje, nie sposób przecenić znaczenia tego pomysłu dla rozwijających się nauk przyrodniczych.

Podsumujmy: idee prawa przyrody, dowodu, metoda empiryczno-in- dukcyjna i pomysł nauczania matematyki zrodziły się w konkretnej sytuacji historycznej i społecznej. Nie miałyby szansy zakorzenienia się w kulturze, gdyby nie usilna działalność sofistów i zezwalający na taką działalność klimat cywilizacji rynku. Co więcej, nie sposób nie zauważyć, że w niedługim czasie po wyklaro- waniu się tych zgoła najważniejszych dla nauki pojęć, odnotowujemy gwałtow- ny rozwój wiedzy i wręcz wysyp niebywałych osiągnięć hellenistycznych badaczy.

Euklides, Archimedes, Herofilos, Eratostenes, Apollonios, Arystarch i  dziesiątki innych uczonych, którzy doprowadzili matematykę, mechanikę, medycynę, bio- logię, geografię, optykę, astronomię do poziomu niedostępnego dla kultury eu- ropejskiej przez następne 1700 lat. Aby docenić ów poziom, musimy pozbyć się niestety utrwalonych stereotypów dotyczących stanu wiedzy w starożytności, typu:

starożytni nie osiągnęli poziomu metody naukowej; ponad 1000 lat starożytności to właściwie jedna epoka; Grecy nie doceniali prak- tycznych konsekwencji swych teorii i  opanowali matematykę, ale nie na przykład fizykę; Rzymianie w  wielu dziedzinach osiągnęli wysoko zaawansowaną wiedzę techniczną. W wyniku nowych badań końca XX i po- czątków XXI wieku na wszystkie te tezy i dziesiątki im podobnych należy spojrzeć dużo bardziej krytycznie niż do tej pory37. Według dzisiejszej wiedzy historycznej wspomniani powyżej uczeni epoki hellenistycznej nie byli wyjątkami, genialnymi

36 W. Jaeger, Paideia, s. 406–407.

37 Na przykład doskonale udokumentowana praca L. Russo (Zapomniana rewolucja) ukazała się w  roku 2003. Autor z  benedyktyńską dokładnością przedstawia w  niej niebywały poziom naukowy i techniczny, jaki osiągnęła cywilizacja hellenistyczna. Wyjaśnia także dlaczego, jego zdaniem, pomimo trwających już przecież od kilkuset lat badań historycznych, ten triumf i upadek nauki i techniki w sta- rożytności jest nadal tak słabo przez nas poznany.

(15)

dziwakami, którzy przez przypadek antycypowali odkrycia nauki nowożytnej, lecz należeli do licznego zastępu wyrafinowanych i systematycznie pracujących uczo- nych. Bez wątpienia można w ich metodzie badań zauważyć wspólne cechy. De- mokratyczny styl myślowy zrodził podstawowe pojęcia, które w ogóle umożliwiały badania przyrody, a następnie, już zakorzeniony wśród przyrodników, zaowocował wyrafinowaną metodologią i epistemologią.

Demokratyczny styl myślowy a hellenistyczne przyrodoznawstwo Na wstępie tego fragmentu rozważań musimy rozwikłać pewne nieporozumie- nie terminologiczne, które dosyć często jeszcze pojawia się w dyskusjach toczo- nych na interesujący nas temat. Nieporozumienie to jest związane z rozróżnieniem na dyscypliny fizyczne i matematyczne. Ujmując sprawę najzwięźlej — w epoce hellenistycznej matematyką nazywano wiedzę cechującą się dosyć zdecydowaną spójnością metodologiczną. Należały do niej w naszym znaczeniu takie dyscypli- ny, jak: optyka, hydrostatyka, astronomia, ale także przynajmniej część biologii czy medycyny38. Innymi słowy, zasadniczy zrąb nauk przyrodniczych należał do matematyki. Natomiast to, co nazywano fizyką, czyli poglądy na budowę świata, w naszej terminologii najlepiej nazwać filozofią przyrody. Zatem jeśli interesują nas poglądy epistemologiczne starożytnych fizyków, to musimy analizować dokonania tych, którzy wtedy nazywani byli matematykami, a z naszego punktu widzenia byli zaawansowanymi metodologicznie uczonymi, uprawiającymi matematyczne przy- rodoznawstwo. Tak się jednocześnie składa, że w epoce hellenistycznej pojawiło się bardzo dużo tego typu uczonych i badań.

Trzeba przyznać, że współcześni epistemolodzy bardzo mało miejsca poświęcili zagadnieniom, które można odnaleźć w pismach matematycznych przyrodników.

Można za ten stan rzeczy winić czynniki obiektywne, na przykład fundamental- ny brak tekstów źródłowych, ale także swoistą postawę współczesnych badaczy, przekonanie, że pomimo dramatycznych splotów okoliczności to, co najcenniejsze w starożytności, w takiej lub innej formie przetrwało39; że hierarchia ważności tek- stów starożytnych jest już ostatecznie ustalona; że w tym, co pozostało z tak zwa- nych matematyków aleksandryjskich, nie znajdziemy cennych myśli z dziedziny dzisiaj zwanej filozofią nauki, a szczególnie epistemologii itp.40 Na szczęście, bada-

38 Więcej na ten temat: L. Russo, Zapomniana rewolucja, s. 205–211.

39 Idąc tropem rozumowania Russo, trzeba stwierdzić, że z nauką aleksandryjską było odwrotnie.

Przemiany polityczne spowodowały upadek ciągłości kształcenia w tych dziedzinach. Dzieła te były natomiast na tyle wyrafinowane metodologicznie i trudne w treści, że wystarczyła luka dwóch, trzech pokoleń i już nie znajdowały one odbiorcy, który by je ze zrozumieniem przeczytał, zastosował, przepi- sał, nie mówiąc o tym, by je rozwinął.

40 Rzadko spotykamy w opracowaniach dotyczących na przykład historii epistemologii fragmenty doceniające i omawiające wkład matematycznych przyrodników w tę dziedzinę filozofii. Dlatego poni- żej przytoczony fragment jest raczej wyjątkiem niż regułą: „Pełna historia epistemologii antycznej nie może pominąć epistemologicznych i naukoznawczych poglądów wysuwanych w szkole aleksandryjskiej, tego chyba najciekawszego intelektualnego epizodu epoki hellenistycznej. W szczególności rozwinięto tam matematyczne przyrodoznawstwo z godną uwagi filozofią nauki” (J. Woleński, Epistemologia, t. 1.

Zarys historyczny i problemy metateoretyczne, Kraków 2000, s. 48). Szkoda tylko, że jest to tak krótka

(16)

nia historyczne przynoszą nowe rezultaty i dlatego warto spojrzeć na podstawowe kategorie, jakie wyłaniają się z metodologii i praktyki badawczej matematycznych przyrodników epoki hellenistycznej41.

W starożytności nawet sceptycy nie negowali wrażeń (spostrzeżeń). Sekstus Empiryk pisał, że sceptyk uznaje narzucone mu czucia wyobrażeniowe i nie po- wie na przykład, kiedy czuje gorąco, względnie zimno, jakoby mu się wydawało, iż nie czuje gorąca, ewentualnie zimna42. Wrażenia (spostrzeżenia) nie są jednak fenomenami (phainomena). Fenomen jest to coś, co jest ustanawiane przez po- strzeżenie. Jest to rezultat pewnej interakcji między podmiotem a przedmiotem.

A być może jest właśnie samą tą interakcją. Dlatego jeśli w Optyce Euklidesa znajdujemy następujący fragment: „Jeśli w tym samym kierunku poruszają się oko i rozmaite ciała, przemieszczające się z różnymi prędkościami, ciała porusza- jące się z tą samą prędkością, co oko, uważane są za nieruchome, te o prędkości mniejszej zdają się cofać, a te o większej — pędzić w przód”43, to nie należy w żadnym wypadku doszukiwać się w nim genialnego przeczucia zasady względ- ności ruchu. Ruch zupełnie nie interesuje Euklidesa. Mamy tu do czynienia z nie mniej genialną, ale metodologiczną uwagą. Euklides pragnie podkreślić, że w teo- rii widzenia należy wychodzić zawsze od postrzeżeń wzrokowych, jednocześnie pamiętając, że owe postrzeżenia nie informują nas bezpośrednio o przedmiocie, lecz tylko o relacji między przedmiotem obserwowanym i obserwatorem. I tą wła- śnie relacją są fainomena. Ktoś, kto głosi w przyrodoznawstwie formułę, że tym, co poznajemy, są relacje między podmiotem a przedmiotem, musiał przejść kul- turowy trening. Jedynie w kulturze, która już zracjonalizowała i zaakceptowała aktywność podmiotu w różnych dziedzinach życia, może pojawić się taka wyra- finowana konstrukcja poznawcza. Człowiek zaś może występować jako jakikol- wiek podmiot dopiero wtedy, gdy zacznie widzieć siebie w kategoriach wolnego

wzmianka i dodatkowo znajdujemy ją w przypisie do głównego tekstu. Jest to jednak i tak zdecydowa- nie lepiej niż na przykład w jednym z już kanonicznych podręczników historii filozofii. Na 565 stronach tomu zatytułowanego Systemy epoki hellenistycznej autor ani razu nie wspomina o filozoficznych konse- kwencjach matematycznego przyrodoznawstwa. Co gorsza, natrafiamy w nim na takie fragmenty: „hel- lenizm zatraca wyczucie dla transcendencji, dla tego, co meta-fizyczne, duchowe, i wobec tego potrafi myśleć tylko kategoriami immanentystycznymi, fizycznymi, materialistycznymi. Metafizykę zastępuje fizyką, a rozumie ją na sposób przedsokratyczny, jako teorię physis, a nawet, aby zrozumieć rzeczy, czerpie znowu podstawowe pojęcia ontologiczne ze spekulacji przedsokratyków” (G. Reale, Historia filo- zofii starożytnej, t. 3. Systemy epoki hellenistycznej, tłum. E.I. Zieliński, Lublin 2004, s. 30). Powyższe zdania pokazują, że brak odniesień do matematycznego przyrodoznawstwa nie jest zamierzonym zabie- giem metodologicznym autora. Po prostu traktuje on filozofów przyrody jako marnych fizyków, którzy zapożyczali podstawowe swoje pojęcia z epoki z pewnością przednaukowej. Nie zauważa, że równolegle tworzyli inni fizycy, których badania mogły mieć ciekawe konsekwencje filozoficzne.

41 W artykule szczególnie wykorzystywane są poglądy tak zwanej szkoły medyków (Herofilos, Andreas), metodologiczne podstawy tekstów Euklidesa, zwłaszcza zawarte w jego Optyce, oraz głównie dwie prace Archimedesa O ciałach pływających i O metodzie mechanicznego rozwiązywania zadań geo- metrycznych. Z prac historyków nauki, którzy podkreślają wielką rolę matematycznych przyrodników epoki hellenistycznej, warto wyróżnić wielokrotnie cytowaną w artykule książkę Russo i zawartą w niej bogatą bibliografię (L. Russo, Zapomniana rewolucja).

42 Sekstus Empiryk, Zarysy pirrońskie, tłum. A. Krokiewicz, Warszawa 1998, s. 86.

43 Cyt. za: L. Russo, Zapomniana rewolucja, s. 193.

(17)

obywatela. Od tego momentu staje się podmiotem życia społecznego, w sposób aktywny ustanawia prawa, a nie jest skazany i podporządkowany przeznaczeniu.

Tę aktywność podmiotu, aż do możliwości zmieniania za pomocą argumentów stanów prawdy, tak jak lekarz zmienia stany ciał, głosili sofiści. Byli nauczycie- lami na tyle skutecznymi, że sama idea aktywnego podmiotu nie była Grekom obca, jak widać włącznie z matematycznymi przyrodnikami. Ważnym aspektem metody naukowej było sformułowanie przesłanek, które należało przyjąć w da- nej teorii. Najczęściej owe przesłanki zwano postulatami bądź hipotezami. Nie należy jednak tych terminów rozumieć w sposób nowoczesny, jako zawierających elementy hipotetyczne. Są to początkowe założenia, zasady.

Kiedy Crombie w klasycznej już pracy Nauka średniowieczna i początki nauki nowożytnej stwierdza, że „według Archimedesa nauka miała stanowić uporząd- kowaną dedukcję logiczną z liczby założeń całkowicie zrozumiałych”44, to można zgodzić się z pierwszą częścią tego zdania i mieć zastrzeżenia co do drugiej. Ani zrozumiałość, ani oczywistość nie były kryteriami wyboru hipotez.

Pierwsza księga O ciałach pływających Archimedesa zawiera dziewięć tez, które są następnie udowadniane w sposób geometryczny45. Dwie pierwsze tezy ustana- wiają, że powierzchnia wody otaczającej Ziemię jest kulista. Archimedes postępuje tutaj zgodnie z następującą ogólną zasadą: jeśli w jakiejś grupie przedmiotów geo- metrycznych zachodzą związki między składnikami tejże grupy, spełniające pewne warunki geometryczne, to zgodnie z prawami obowiązującymi w matematyce rela- cji geometrycznych, między składnikami tej grupy muszą zachodzić jeszcze jakieś inne relacje. Cała trudność polega na wyprowadzeniu zgodnym z regułami tych nowych relacji i warunków.

Znamienna jest różnica między sposobem argumentowania i metodą uznaną za naukową przez Arystotelesa i Archimedesa. W O niebie Arystoteles także wyka- zuje, że powierzchnia wody otaczająca Ziemię musi być kulista46. Teza ta jednak umieszczona jest w całym kontekście fizycznej budowy wszechświata. Arystoteles odwołuje się do kulistości sfer, do charakteru elementów, z jakich zbudowany jest świat podksiężycowy, wreszcie do bezpośrednich obserwacji dotyczących zacho- wania się wody w  różnych zbiornikach. Pierwotna teza jest jedynie elementem struktury fizycznej, w którą jest wkomponowana. Dla Arystotelesa kulistość po- wierzchni wody jest faktem przyrodniczym, wynikającym z wielu innych i pocią- gającym za sobą liczne konsekwencje. Zakwestionowanie tej tezy równałoby się zakwestionowaniu budowy całości wszechświata.

Archimedes traktuje kulistą powierzchnię wody jako fakt nauki: skonstru- owany i  teoretyczny. W  żadnej mierze nieodzwierciedlający jakichś istnieją- cych poza teorią przyrodniczych faktów. Funkcjonuje on na zasadzie postulatu, z którego można łatwo zrezygnować, jeżeli tylko takie będą wymagania pierwszych zasad teorii; co też zresztą Archimedes czyni w drugiej części swej pracy, gdzie

44 A. Crombie, Nauka średniowieczna i początki nauki nowożytnej, tłum. S. Łypacewicz, Warszawa 1960, s. 236.

45 Archimedes, O pławajuszcich tiełach, [w:] Socinienija, Moskwa 1962, s. 328–332.

46 Arystoteles, O niebie, tłum. P. Siwek, [w:] Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. 2, Warszawa 1990, s. 279–280.

(18)

rozważa warunki równowagi ciał pływających. Przyjmuje tam powierzchnię wody jako płaską. Z punktu widzenia teorii nauki i epistemologii ma do tego zupełne prawo. Arystoteles jednak nie mógłby zaakceptować takiego posunięcia. Pragnął on bowiem zbudować naukę o ciałach fizycznych, wychodzącą z pierwszych zasad, które miały być z konieczności prawdziwe i jak najbliższe zdroworozsądkowo poj- mowanej rzeczywistości przyrodniczej. Natomiast metoda Archimedesa nie jest nawet klasyczną idealizacją, którą niekiedy stosował Arystoteles. Idealizacja Ary- stotelesa polegała na abstrahowaniu od pewnych rzeczywistych czynników, aby lepiej uchwycić inne czynniki. Archimedes zaś zaczynał swoje badania i kończył w  ramach teorii i  obiektów teoretycznych. Także praca O  ciałach pływających dotyczy nie ciał fizycznych, lecz geometrycznie skonstruowanych obiektów teore- tycznych. Ta cecha traktatów Archimedesa ujawnia się tym bardziej, im bardziej dosłownie tłumaczymy zawarte w nich pojęcia. Na przykład najbliższe greckiemu tekstowi byłoby tłumaczenie objętościowa wielkość, zamiast ogólnie przyjętego

— ciało.

Zatem jedynym tak naprawdę wymogiem, stawianym hipotezom, jest logiczna możliwość wydedukowania z nich fenomenów, które nas w tym momencie interesu- ją. Nie jest zatem dziwne ani dla Archimedesa, ani dla na przykład szkoły medycz- nej, że różne hipotezy wyjaśniają te same fenomeny, a nawet i to, że takie same wrażenie może być wyrażone poprzez różne fenomeny. Jest to jednak całkowicie niezgodne z poglądami Arystotelesa — filozofa przyrody i twórcy definicji prawdy, choć nie do końca z poglądami Arystotelesa — naukowca przyrodnika. Znajdziemy bowiem w tekstach arystotelesowskich fragmenty pod tym względem zaskakująco bliskie przyrodnikom hellenistycznym:

Pojawia się jednak pewna trudność: co stoi na przeszkodzie, by natura działała nie ze względu na coś, ani też dlatego, że tak byłoby lepiej, ale na przykład właśnie tak: Zeus nie zsyła deszczu w tym celu, by umożliwić wzrastanie zboża, lecz z konieczności; albowiem unoszące się opary muszą się ozię- biać, a oziębione, stawszy się wodą, z powrotem opadają; zboże rośnie właśnie dzięki temu procesowi.

[...] Co wobec tego stoi na przeszkodzie, by również i części przedmiotów naturalnych zachowywały się w ten sam sposób, na przykład, żeby zęby wyrastały z konieczności, a mianowicie przednie ostre i zdolne do rozdrabniania pokarmu oraz trzonowe, szerokie i zdolne do rozcierania pokarmu, czyli nie w tym celu [by spełniać te czynności], lecz na odwrót, by cel ten był przypadkowym skutkiem. To samo odnosiłoby się do wszystkich pozostałych części przedmiotów naturalnych, w których zdaje się istnieć dążenie do jakiegoś celu. Tak więc twory organiczne, których wszystkie części połączyły się w sposób jakby celowy, zachowały się dzięki temu, że się tak właśnie samorzutnie korzystnie ukształtowały. Te natomiast, które się nieodpowiednio ukształtowały, ginęły i giną w dalszym ciągu47.

Jak wskazuje powyższy cytat, Arystoteles był bardzo bliski zrozumienia, że ocalać zjawiska mogą równie dobrze różne teorie; że fenomeny, z którymi ma do czynienia naukowiec, niekoniecznie odzwierciedlają w sposób bezpośredni zdro- worozsądkowe fakty przyrody. Niestety, w kolejnym zdaniu odnoszącym się do przypadkowego kształtowania się tworów organicznych Arystoteles stwierdza: „nie można jednak uznać tego poglądu za prawdziwy”48. W tym momencie odwołuje się on do własnej definicji prawdy oraz podmiotu i przedmiotu poznania, które się

47 Arystoteles, Fizyka, tłum. K. Leśniak, [w:] Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. 2, s. 60.

48 Ibidem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

rym mówi się w teorii ewolucji, jest tylko wynikiem nieznajomości przez czło ­ wieka wszystkich niezliczonych przyczyn działających w tym procesie. Wadą zaś

Gdy pączek na ciele istoty wyrasta i wzrasta, a potem staje się podobny do jego twórcy i basta, takie rozmnażanie pączkowaniem się nazywa, a istota potomna potem od macierzystej

(okres napoleoński) i po katastrofie II wojny światowej (czasy formowania się RFN), poprzedzając główny wywód skró- towym rysem kształtowania się tradycji i kultu

2) In der Offenbarung des Johannes findet man keine besonderen chris- tologischen Entwicklungen. Es wird eine schon entwickelte Christologie vorausgesetzt. Beim Menschensohn,

P odobn ie kanon, uznający się za zapis słow a B ożego, był zawsze traktowany podejrzliwie przez tych, którzy bali się jego zinstrum entalizowania przez w

This paper describes pressure distributions measured on the rigid asymmetric spinnaker i n a w i n d tunnel, which are discussed and compared to pressures measured on soft

54–55 (autor błędnie pisze, że biskup Jan Lipski „piastował równocześnie funk-.. nadal szerzył się kult Doroty z Mątów Wielkich, a także rosło zain- teresowanie jej życiem

Nie sposób nie zauważyć, iż propozycje krystalizującej się dziedziny są dla literaturoznawców zaproszeniem do współudziału w metodologicznym „koncercie nauk”, a