• Nie Znaleziono Wyników

Intelektualizm a woluntaryzm na gruncie pedagogji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Intelektualizm a woluntaryzm na gruncie pedagogji"

Copied!
128
0
0

Pełen tekst

(1)

B 1 B L 1 \ 0

Państwowego Lkei w

G U V

Ol

E K A

Pedagogicznego

JA C H

(2)

PRACE TEGOŻ AUTORA:

1) „Stosunek władz szkolnych do władz administracyj­

nych dawniej, a dziś“ — W łocławek, 1930 r. Skład główny:

„Nasza Księgarnia“, Warszawa, Świętokrzyska 18.

2) „Zagadnienie formalizmu na gruncie nauczania“ — w druku.

5) Artykuły i rozprawy w „Życiu Szkolnem“ i „Glosie Nauczycielskim “.

(3)

INTELEKTUALI;ZM

A

W O L U N T A R Y Z M

N A G R U N C I E P E D A G O G J I

W y d a n i e II.

W A R S Z A W A — 1932 r.

(4)

» o w o c

W ARSZAW A,

(5)

Stoim y ro obliczu przebudow y szkolnictwa, a w zw ią zku z tern—reform y dotychczasowego syste­

m u nauczania. Reforma ta sięgnie w pierw szym rzę­

dzie do szkolnictw a powszechnego, jako fundam en­

tu w ychow ania narodowego. Dziś riarazie trudno przewidzieć, jakie ewentualności k ry je w sobie p r zy ­ szłość, to też najprzedniejszym obowiązkiem szero­

kich sfer nauczycielstw a jest gruntowne poznanie ,,now ych dróg“, na ja kie potężna fala życiow a szy b ­

ko, a niezawodnie nas wprow adzi. W praw dzie nau­

czycielstwo szkól pow szechnych może się poszczycić pięknem i rezultatam i na gruncie metod nauczania, ale z drugiej strony odczuwa ono d o tkliw y brak po- prostu podstaw ow ych wiadomości, um ożliwiających dostęp do najnow szych prądów w ychow aw czych.

N iniejsza broszura pragnie w ty m względzie p rzy jść z pomocą szanow nym czytelnikom i jedno­

cześnie w zb u d zić ich zainteresowanie do lektu ry dzieł źródłowych, opracowanych p rzez nasze powagi w świecie pedagogicznym.

Jeśli więc przedłożona praca p rzy c zy n i się choć w nieznacznej mierze do osiągnięcia zakreślonego celu, to tern samem m ó j skrom ny w ysiłek zostanie sowicie w ynagrodzony.

AU TO R.

(6)

PRZED M O W A DO D RU G IEG O W Y D A N IA . Praca niniejsza u ka zu je się po raz drugi na pólkach księgarskich. Pierw szy nakład, w yk o n a n y zresztą w niew ielkiej ilości egzem plarzy, został w ciągu jednego roku całkowicie w yczerpany. A po­

nieważ zainteresowanie w śród sfer nauczycielskich oraz zapotrzebowanie na w ym ienioną książeczkę wciąż wzrasta, czego dowodem są liczne zapytania pod adresem autora — przeto zdecydowałem się na zrealizowanie nowego w ydania.

W ierzę mocno, że skromna ta praca będzie tv dalszym ciągu pożyteczną lekturą, w prow adzają­

cą czytelnika w orbitę pierw szorzędnych zagadnień pedagogicznych, ułatwiając m u tem sam em orjenta- cję w tych skom plikow anych problemach i prądach aktualnych, które ożyw iają nowoczesną pedagogję.

AU TO R.

Warszawa, 22 września 1932 r.

(7)

Zarys historyczny intelektualizm u.

G dy rzucim y okiem n a dzieje wychowania, to przekonam y się, że w te j dziedzinie istnieją pewne zagadnienia zasadnicze, od rozw iązania których za­

leży nasz pogląd na wychowanie, nasze metody po­

stępow ania i wogóle nasz pogląd na rolę szkoły w społeczeństwie. Do takich w łaśnie zagadnień na­

leży intelektualizm i w oluntaryzm . Cóż to są za k ie ­ runki? Otóż przedewszystkiem należy zauw ażyć, że zarówno intelektualizm ja k i w oluntaryzm nie są kierunkam i w ystępującym i wyłącznie na gruncie pedagogiki. Są to raczej ogólne p rąd y umysłowe, kt óre zjaw iają się perjodycznie w różnych dziedzi­

nach m yśli i życia ludzkiego, chociaż specjalnie w y ­ odrębniają się na gruncie w ychowania. Udziałem tych kierunków jest odwieczna w alka w zajem na, która ze zmiennem szczęściem toczy się aż do dnia dzisiejszego. Kto jest intelektualistą odnosi się nega­

tyw nie do w oluntaryzm u i odwrotnie. Słowem cały św iat pedagogiczny dzieli się w perspektyw ie dziejo­

w ej n a dw a wrogie obozy: jedni hołdują kierunkow i intelektualistycznem u, drudzy zaś kroczą pod sztan­

darem w oluntaryzm u.

(8)

P rzy jrzy jm y się tym kierunkom z p u n k tu w i­

dzenia historycznego. Zacznijmy od intelektualizm u.

Term in intelektualizm pochodzi od łacińskiego w y­

razu „intelectus“, co oznacza „um ysł“. Jak więc sa­

ma nazw a w skazuje, kierunek ten w ysuw a n a czoło zagadnień wychowawczych kształcenie intelektu, wychodząc z założenia, że człowiek w ykształcony in- elektuałnie jest jednocześnie typem dodatnim w sen­

sie moralnym. P rąd ten sięga głębokiej starożytności.

Już Sokrates i Platon głosili, że człowiekiem „cnotli­

w ym “ jest ten, kto posiada „mądrość“, czyli zdobył należyte wykształcenie. Rzecz oczywista, że intelek­

tualizm na gruncie starożytnym m a nieco odrębne znaczenie niż u nas. Sprowadza się on tam do pew ­ nych poglądów n a dobro i zło, słowem posiada za­

barw ienie 'wybitnie etyczne. Mianowicie, zarówno Sokrates ja k i Platon twierdzą, że człowiek wówczas tylko postępuje dobrze w sensie moralnym, jeśli jest m ądrym . Nawiasem należy podkreślić, że „cnota“

w interpretacji myślicieli starożytnych m iała zupeł­

nie inne znaczenie niż obecnie. Nie b y ła to „cnota“

w sensie cnoty teologicznej, ja k ją pojmowano w średniowieczu, lecz dzielność i sprawność życio­

wa. Człowiekiem więc „cnotliwym“ dla starożyt­

nych był człowiek dzielny, to znaczy um iejący sobie radzić we w szystkich okolicznościach życia i odznaczający się uczciwością obyw atelską.1).

Pow staje teraz pytanie: ja k ą drogą można dojść do zdobycia tak iej cnoty? Oto na drodze intelektual­

nej — odpow iadają wymienieni myśliciele. Czło­

w iek bowiem postępuje „cnotliwie“ czyli etycznie

„Protagoras“ — Platona.

(9)

wać. I odwrotnie, jeśli tego nie pojm uje, jeśli nie umie odróżnić dobra od zła, w te d y postępuje u je­

mnie w sensie m oralnym. W edług filozofów starożyt­

nych sam a „cnota“ posiada tak m e le walorów dla człowieka, natom iast zło sprow adza na niego tyle nieszczęść, że trudno poprostu przypuścić, b y czło­

wiek świadomie unikał dobra i szedł w kierunku zla. Stąd też, jeśli w postępow aniu ludzi spotykam y niekiedy unikanie dobra, to — jest to, według P la ­ tona, jedynie jakieś nieporozumienie intelektualne, brak umiejętności rozróżniania dobra od zła. Słowem teza Platona polega na tern, że dobrze postępuje ten, kto umie odróżnić dobro od zła, a źle w sensie mo­

ralnym postępuje ten, kto te j orjentacji nie posiada.

Reasum ując to wszystko, cośmy powiedzieli o ideo- łogji platońsko - sokratesowskiej, dochodzimy do wniosku, że teorję Ach m ożnaby nazw ać intelektuali- zm em etycznym , ponieważ w ich interpretacji cała wartość etyczna człowieka sprow adza się li tylko do wiedzy, czyli „mądrości“, ja k ją nazywano.

Przejdźm y teraz do charakterystyki in n ej po­

staci intelektualizm u, a mianowicie do intelektuali­

zm u psychologicznego. Twórcą tego kierunku byl H erb art znany pedagog niemiecki z pierw szej poło­

wy w ieku XIX. W ychodzi on ze słusznego p u n k tu wi dzenia, że w psychologji rozróżniam y trzy działy:

psychologję um ysłu (intelektu), psychologję uczuć i psychologję woli. O pierając się n a tern założeniu, stw ierdza on w psychice ludzkiej trzy odrębne pier­

w iastki: intelektualny, uczuciowy i pierw iastek woli.

Powstaje teraz pytanie, któ ry z ty c h elem entów jest

(10)

10

dom inującym ro całokształcie naszego życia ducho­

wego. Różni psychologowie daw ali w tej sprawie różne odpowiedzi. Jedni sprow adzali pierw iastek intelektualny do uczucia i woli — inni natomiast w ysuw ali n a czoło władz psychologicznych człowie­

k a pierw iastek intelektualny, przyznając tem sa­

mem innym władzom rolę drugorzędną i pochodną.

Otóż, kto uważa, że podstawowym pierw iastkiem n a­

szej psychiki jest intelekt, natom iast uczucie i wolu są tylko pochodnemi od niego, ten jest wtyznawcą intelektualizimu psychologicznego. Jako przykład właśnie takiego ujm ow ania duchowości człowieka jest psychologja H erbarta. Pedagog ten skonstruo­

w ał cały gmach psychologji, którego charakterysty­

czną cechą jest intelektualizm . W edług H erbarta psychika ludzka składa się z w yobrażeń (Vorstellun­

gen) i pojęć, które, ja k obrazy kinem atograficzne raz zjaw iają się n a widowni naszej świadomości, to znowu zap ad ają w podświadomość, aby w pewnym momencie poraź w tóry w ynurzyć się n a pow ierz­

chnię. G ra tych wyobrażeń (znikanie i zjawianie) nie odbyw a się bynajm niej chaotycznie, lecz opiera się na pew nych praw ach, ja k to się okaże z dalszych wywodów psychologicznych wspomnianego pedago­

ga. W edług H erb arta istnieją różnego rodzaju w y­

obrażenia: takie, które są do siebie podobne i takie, które się wzajemnie w ykluczają. Otóż w naszej świadomości odbyw a się wieczna ryw alizacja tych różnych wyobrażeń, względnie pojęć. W yobrażenia podobne w treści łączą się razem w ja k ą ś jed n ą w ięk­

szą całość, natom iast pojęcia i w yobrażenia o cha­

rakterze w ykluczającym się — w alczą z sobą na

(11)

śmierć i życie. N aturalnie, w w alce te j zwycięża za­

zw yczaj konkurent silniejszy. I oto zbliżam y się do istoty rzeczy. H erb art powiada, że podstawową rze­

czą w procesie duchowym człowieka są właśnie te wyobrażenia, względnie pojęcia i ich w zajem na zgodność lub w alka. Zależnie bowiem od tego, czy są one z sobą zgodne, czy się między sobą kłócą, po ­ w stają w naszej psychice różnorakie uczucia. Ale w ja k i sposób? Odpowiedź bardzo prosta: jeśli w y­

obrażenia harm onizują z sobą, to oczywiście z takiej harm onji pow stają uczucia przyjem ne, jeśli zaś w y­

kluczają się nawzajem , to doznajem y wówczas uczuć przykrych. D la ilustracji tego tw ierdzenia weźmy przykład. Jeśli ktoś przysłuchuje się cha­

rakterystyce jakiegoś człowieka i z tego opow iadania wynosi obraz danej osoby, a potem zetknąw szy się z tą osobą w rzeczywistości widzi zgodność swych w yobrażeń zaczerpniętych z opow iadania z w yobra­

żeniami rzeczywistemi, to wówczas zjaw ia się siłą rzeczy uczucie przyjem ne, jak o w ynik harm onji wyobrażeń uprzednich ze spostrzeżeniami konkret- nc-mi. I odwrotnie, jeśli się okaże, że te wyobrażenia opowiadaniowe nie pok ry w ają się ze spostrzeżenia­

mi rzeczywistemi, wówczas pow staje m iędzy niemi w ałka, która w konsekw encji daje nalm uczucie nie­

przyjem ne.

Słowem, z myśli (gry wyobrażeń) pow stają uczu­

cia, z uczuć tworzą się pewne norm y postępowania i wreszcie samo postępowanie.

R easum ując teorję H erbarta należy stwierdzić, że elementem podstawowym naszego życia duchow e­

go jest według niego, intelekt, czyli pierw iastek po­

(12)

12

znawczy. Następnie różnorakie uczucia powstają z harm onji wyobrażeń, wola wreszcie jest realizacją pew nych norm ustalonych przez intelekt w pier­

wszym rzędzie, a następnie uczucie.

Trzecią odmianą intelektualizm u jest t. zw.

inelektualizm pedagogiczny. Jest on kom binacją intelektualizm u etycznego i psychologicznego. Z jed ­ nej bowiem strony wychodzi z założenia, że jeśli chcem y jednostkę w ykształcić pod w zględem etycz­

nym , to m usim y przedew szystkiem rozminąć je j u- m ysl. A to, ja k wiemy, jest postulatem intelektuali­

zmu etycznego, k tó ry uzależnia całkowicie strpnę moralną człowieka od stopnia posiadanej wiedzy.

Z drugiej znowu strony intelektualizm pedagogiczny twierdzi, że im bogatsze jest życie intelektualne, tern bogatsza jest również dziedzina uczucia i woli.

Słowem, m am y tu główną tezę intelektualizm u psy­

chologicznego, która streszcza się w twierdzeniu, że intelekt jest pierw szą i podstaw ow ą w ładzą psycho­

logiczną.

Tak pojęty intelektualizm m a sw oją bogatą prze­

szłość. Już w hum anizm ie odnajdujem y pewne jego cechy. W epoce te j bowieim ideałem w ychowawczym jest człowiek „uczony“, innemi słowy, człowiek, któ­

ry poznał gruntow nie całą skarbnicę k u ltu ry staro­

żytnej. Otóż tak sform ułow any ideał jest intelektu« - lizmem czystej wody, ponieważ uczonośc zdobywa się niew ątpliw ie na drodze kształcenia intelektual­

nego.

Pierw iastki intelektualistyczne przekazuje h u ­ m anizm następnym wiekom. Na czoło w ysuw a się tu ta j wiek osiemnasty, któ ry w yraźnie staje na

(13)

gruncie dokładnie sform ułow anej tezy intelektua- listycznej. W epoce te j ideałem wychowaw czym jest człowiek „oświecony“. Ideał ten pokryw a się m niej więcej z ideałem hum anizm u, z .tą jedynie różnicą, że hum anizm kładzie nacisk na sumę wiedzy, gdy tymczasem w iek oświecony, uw zględnia przede- wszystkiem jakość wiedzy. Słowem, w iek osiemna­

sty na gruncie pedagogiki podkreśla w yraźnie p ier­

wszeństwo intelektu.

To pierwszeństwo rozum u widzim y we w szyst­

kich dziedzinach myśli ludzkiej w d anej epoce. I tak Kartezjusz, filozof francuski, bierze za p u n k t w e j­

ścia do swego systemu filozoficznego przesłankę rozumową: „Myślę, więc jestem “ („Cogito ergo sum “). Podobny p u n k t -widzenia reprezentuje t. zw.

deizm. Nowy ten kierunek religijny wychodzi z za­

łożenia, że tylko rozum może stw orzyć religję, która zadowoli całą ludzkość. O pierając się na te j prze­

słance, deizm odrzuca wszelkie religje objawione z całym arsenałem obrzędów^ nie w idząc w nich nic, prócz konglorem atu naiw nych baśni ludowych. Cóż więc uznaje deizm, jak o swe „credo“ niewzruszone?

Oto tylko rzeczy dla każd ej religji podstawowa i d a­

jące się uzasadnić rozumowo, ja k : w iarę w Boga, nieśmiertelność duszy i karę lub nagrodę w życiu przyszłem. Mamy tu więc znowu rys w ybitnie inte- lektualistyczny, ponieważ nowy ten kierunek w y ­ suw a rozum jak o czynnik decydujący w sprawach religijnych.

Wreszcie w epoce tej odnajdujem y -wybitne cechy intelektualne n a gruncie pedagogiki. Wiemy, że wiek oświecony hołduje t. zw. pedagogice n a tu ­

(14)

14

ralnej. Cóż to jest za kierunek w ychowaw czy? Otóż, ja k saima jego nazw a w skazuje, kierunek ten w ysu­

wa postulat uzgodnienia, w ychow ania i nauczania z n atu rą dziecka. Napozór zdaw aćby się mogło, że tu chodzi o wszechstronne kształcenie wszystkich władz duchowych człowieka. P rzy głębszem jednak wniknięciu w system tw órcy tego kierunku Rou- sseau'a okaże się, że cała jego pedagogika opiera się głównie na rozumie. Do czego bom em zamierza t. zw. „wychowanie n atu raln e“ ? Oto do tego, że w pierwszym rzędzie trzeba kształcić rozum, czyli to, co stanowi naturę ludzką. Słowem przez w ykształ­

cenie intelektualne kształci się i rozw ija również n a ­ tu ra ludzka. O to teza Rousseau'a. W idać ją p rzej­

rzyście w nifepóspolitem dziele tego myśliciela p. t.

„Emil“ *). Ideałem wychowawczym d la pedagoga nie jest przygotow anie młodzieńca do jakiegoś okre­

ślonego zadania socjalnego, lecz urobienie go przede- wszystkiem na człowieka w całem tego słowa zna­

czeniu, b y w przyszłości mógł sprostać wszelkim nie­

przew idzianym obowiązkom, jak ie m u mogą p rz y ­ paść w udziale. Rzecz oczywista, że osiągnięcie ta ­ kiego ideału nie da się pomyśleć bez kształcenia for­

malnego, a to ostatnie, ja k w iem y skądinąd, pokry­

w a się całkowicie z intelektualizm em na gruncie w y­

chowania.

Do podobnego wniosku dojdziemy, gdy zw róci­

m y uwagę na poglądy religijne Emila, zaw arte w jednej z ksiąg wspomnianego dzieła2). W edług tego

1) Rousseau — „Emil ou reducatkm".

3) „Emil“—Profesión de foi du vicaire savoyard1—Rou­

sseau.

(15)

w yznania wychowanek Rousseau‘a do 15 roku życia nic nie wie ani o Bogu, ani o duszy. Dopiero później dochodzi przez rozważanie otw arte j księgi przyrody i ćwiczenia rozum u do przekonania, że ja k aś rozum ­ na i wszechpotężna wola, rządzi światem i że wolę tę najw yższą nazyw am y Bogiem. W iara więc w je ­ dynego Boga (deizin), osiągniętą n a drodze dociekań rozumowych, jest jed y n ą religją, ja k ą w yznaje i pro­

paguje Rousseau w swej teorji wychowawczej. A nie trzeba chyba dowodził' że tak pojęta retigja cał­

kowicie pokryw a się z in jlektuałizm em w ieku oś­

wieconego.

Wreszcie pogląd na etykę w wieku oświeconym odpowiada założeniom intelektualistycznym . Wiek oświecony powiada, że trzeba człowiekowi w y ja ś­

nić, co jest dobre, a co złe, w tedy tylko będzie postę­

pow ał moralnie. Innem i słowy: dobrze postępuje ten, kto wie, ja k ma postępować — źle natom iast postę­

p uje ten, kto te j orjentacji (wiedzy) nie posiada. Ta­

ki p u n k t widzenia, ja k wiemy z rozważań poprzed­

nich, analogiczny jest do tego, ja k i by ł u Platona.

Słowem cała pedagogja w ieku osiemnastego kroczy pod hasłem kształcenia rozumu, w idząc w nim n a j­

wyższą instancję we wszystkich dziedzinach myśli i życia ludzkiego..

Do tych haseł starano się również dopasować i m etody nauczania. W iemy z historji wychowania, że epoka ta na gruncie nauczania forsuje całą p arą t. zw. metodą poglądową. Rzecz oczywista, że w pro­

w adzenie tej m etody nie w ynikało bynajm niej ze znajomości psychologji dziecka, lecz z założenia a- priorycznego, że trzeba kształcić intelekt i szukać

(16)

16

środków, dobitnie przem aw iających do tego in te­

lektu.

Ideologję w ieku oświeconego na gruncie w y ­ chowania dziedziczy w iek dziew iętnasty, k tó ry jest epoką t. zw. intelektualizimu psychologicznego. Jak zaznaczyliśm y ju ż poprzednio, tw órcą tego kierunku był pedagog niemiecki H erbart. Poznaliśm y w swo­

im czasie jego oryginalną teorję psychologiczną, tu zaś nasuw a się konieczność sumarycznego omówie­

nia jego ideału wychowawczego. Otóż H erb art w y­

suw a dla swej epoki odm ienny cel wychowawczy.

G dy dla w ieku oświeconego ideałem w ychowania jest człowiek „oświecony“ — to dla H erbarta tym ideałem będzie człowiek „m oralny“. M amy tu więc do czynienia z różnemi celami. Jednak z tego faktu rozbieżności w celach nie w ypływ a wniosek, ja k o ­ b y pedagogika w ieku 'dziewiętnastego hołdowała nowemu kierunkowi. Przeciwnie, gdy w nikniem y głębiej w je j ducha, to przekonam y się, że ideologja wieku oświeconego przechodzi do w ieku dziew iętna­

stego W zmienionej tylko postaci. Cóż więc m ają wspólnego obie te epoki? Oto zarówno w iek oświe­

cony, ja k i pedagogika H erb arta w y su w ają k ształ­

cenie rozumu, jako konieczność na gruncie wycho­

w ania. Zachodzi tylko różnica w ujęciu samego za­

gadnienia. G dy dla wieku oświeconego k u ltu ra ro­

zumu jest celem wychowania, tym czasem d la szkoły H erbarta kształcenie rozum u jest tylko środkiem do wychowania.

Ja k w idzim y z powiyższego, obie epoki hoł­

d u ją zasadniczo kierunkow i intelektuahs .ycznem u.

To samo można stwierdzić, gdy zwrócimy uwagę

(17)

sadnienie swych teoryj. W iek oświecony, kładąc n a ­ cisk na intelekt, wychodzi z założenia n a tu ry filozo­

ficznej, że rozum jest podstaw ą istoty ludzkiej—pod­

czas gdy w iek dziew iętnasty wychodzi z przesła­

nek o charakterze psychologicznym. W iem y z teorji psychologicznej H erbarta, że pedagog ten w ysuw a rozum na czoło w ładz duchowych człowieka. Jeśli więc zasadniczym elementem naszej psychiki jest pierw iastek intelektualny, to chcąc dobrze w ycho­

wać człowieka, trzeba przedew szystkiem w y ­ kształcić dobrze intelekt. A więc i w tej epoce m a­

m y do czynienia z intelektualizm em , chociaż uza­

sadnienie jego opiera się n a innych przesłankach i zmierza do innych celów.

T ak więc pedagogika H erb arta opiera się na założeniach intelektualistycznych. Chcąc dobrze w ychować człowieka — pow iada ten pedagog — trzeba w ykształcić przedewszystkiem samą pod­

stawę jego psychiki, t. j. intelekt. Tezę tę, naturalnie trzeba zrozumieć w pew nym określonym sensie.

H erbart niejednokrotnie zaznacza, że społeczeń­

stwu nie chodzi bynajm niej o to, by w ychować lu - dzi oświeconych, lecz przedew szystkiem ' moral­

nych. Na uzasadnienie tego postulatu pow ołuje się on na często stw ierdzany fakt, że niezawsze k u ltu ­ ra rozumu idzie w parze z cnergją moralną, łnnem i słowy, często się zdarza, że człowiek rozumie wpraw-dzie swoje obowiązki, ale nie umie ich w y ­ pełniać, bo jest słaby w sensie moralnym.

Ja k widać z powyższego, H erbartow i nie w y ­ starczą zw ykła oświata, zm ierzająca li tylko do w y ­

(18)

(8

robienia intelektualnego, gdyż to nie daje podstaw moralnych. Cóż więc należy uczynić, by osiągnąć to cele moralne? Otóż, według H ęrbarta, jeśli n au ­ czanie ma spełnić sw oją rolę i urobić charakter człowieka, to musi być „nauczaniem w y ch o w u ją- cem“. Ten zaś postulat da się osiągnąć jedynie wówczas, gdy nauczanie oprzemy na zaintereso­

waniu.

Słowem, zainteresowanie jest kamieniem w ę­

gielnym pedagogiki H ęrbarta. W edług niego n au ­ czanie bez zainteresowania może w praw dzie w y ­ kształcić um ysł człowieka, ale nigdy nie rozwinie w calcj pełni życia moralnego jdnostki.

W zestawieniu pedagogika H ęrbarta nie różni się zasadniczo od prądów wychowawczych wieku oświeconego. Zarówno tu, ja k i tam, podkreśla się pierwszorzędną rolę intelektu w wychowaniu i kształceniu młodych pokoleń.

Słowem, w iek dziew iętnasty dziedziczy całkowicie fizjognomję intelektualistyczną wieku oświeconego i rozw ija ją dalej w tymże kierunku. W zw iązku z tern pow staje cały szereg zróżniczkowanych typów szkół, z których k a ż d a u p ra w ia na swój sposób in tełektuałiżm. I tak budzą się z wiekowego uśpienia humaniści, pow ołując do życia t. zw. szkolę neo- hum anistyczną z przew agą języków starożytnych.

Zwolennicy tego typu szkól wychodzą z założenia, że języki klasyczne zaw ierają najw ięcej elementów kształcących intelekt człowieka. Z drugiej znowu strony nie zasypiają spraw-y realiści, którzy, są­

dząc, że najlepiej kształcą um ysł reałja, w prow adza­

j ą szkołę realną z przew agą przedm iotów matcma-

(19)

tyczno-przyrodniczych. N a tle tych sprzecznych poglądów pow staje zażarta w alka w śród zwolenni­

ków obydw u typów szkół. N arazie zwycięża w szkolnictwie kierunek hum anistyczny, tem bar- dziej, że w sukurs przychodzą mu gdzieniegdzie wła • dze państwowe, przyznając szkole hum anistycznej w yłączny dostęp do uniwersytetów . Z biegiem jed ­ nak czasu zwolennicy obu obozów w yczerpują się i w rezultacie dochodzą do fatalnego kompromisu.

Kompromis ten polega na tern, że do szkół hum ani­

stycznych wprowadzono przedm ioty m atem atycz no - przyrodnicze i odwrotnie — łacinę do szkół realnych. Jakie następstw a miała ta dziw na m ie­

szanina program ów — nie trudno się domyśleć. O- c-zywiście następuje przeładow anie m aterjalu w obu szkołach i obie tracą swoje podstaw y w ycho­

wawcze. W skutek przeładow ania wiadomościami uczeń zmuszony by ł ujm ow ać m aterjał pamięciowo i mechanicznie, nie troszcząc się o gruntow ne opa­

nowanie przedmiotów.

Słowem, zasadniczym rysem szkoły w ieku dzie więtnastego jest powierzchowność, ten typow y dy- leiantyzm , pod brzemieniem którego ugina się i dzi­

siejsza szkoła polska.

ROZDZIAŁ II.

Wartość intelektualizm u m śivielle pedagogiki eks perijmenfnłne j.

R easum ując to wszystko, cośmy powiedzieli o intelektualiźm ie, widzimy, że zasadniczą w adą te­

go kierunku jest jego jednostronność, w ypływ ająca

(20)

20

ze szkodlwej tendencji do wyłącznego kształcenia rozumu z pominięciem innych w ładz duchowych człowieka. Mało tego, kierunek ten sprowadził sza­

lone przeładowanie m aterjału w program ach szkol­

nych, co szczególnie uw ydatniło się w szkolnictwie wieku dziewiętnastego, a co gorsza, przeszło jako grzech dziedziczny do szkoły współczesnej.

Nic więc dziwnego, że kierunek ten został w resz­

cie zachw iany przez samo życie. Już pod koniec ubiegłego stulecia rozpoczyna się pow ażna k ry ty ­ ka, sięgająca sam ych podstaw intelektualizm u.

Pierw szym pedagogiem, k tó ry śmiało w ypow ie­

dział walkę intelektualizm owi, b y ł znakom ity p e­

dagog niemiecki Foerster. O pierając się na pow aż­

nych studjach i głębokiej znajomości duszy lu d z ­ kiej, stw ierdza on w swych dziełach bankructw o teorji intelektualistycznej.

O bserw ując współczesne sobie pokolenie, wi­

dzi on, że p an u jący kierunek wychowawczy w y­

kształcił i rozwinął w niem tylko cechy bierne, n a ­ tomiast pozostawił odłogiem cechy czynne, ja k : sa­

modzielność, inicjatyw ę osobistą, odwagę cyw ilną i t. p. A w łaśnie w tyto kierunku, według Foerstera, m a zmierzać wychowanie, ponieważ te cechy czyn­

ne składają się przedew szystkem na to, co nazy- -wamy pospolicie „charakterem “ 1). Jak widzimy, zarzut ten godzi w same podstaw y intelektualizm u, ponieważ odmawia słuszności jego założeniom teo­

retycznym. W związku z tern w arto się zastanowić,

d „SsŁ-nł* ;< charakter” Foerstera,

(21)

ha czem polega błąd zasadniczy kierunku intelefc- tualistyeznego z dzisiejszego p u n k tu widzenia.

Ażeby rozw iązać to zagadnienie, musimy się cofnąć wstecz. W idzieliśmy, że intelektualizm her- bartow ski w ysuw a na gruncie w ychow ania ko ­ nieczność kształcenia intelektu. P rzyczem uzasa­

dnia hit* ten postulat rzekom ym fa k te m ja ko b y z m y ­ śli o czynie“ m iały pow staw ać czyn y. Innem i sło­

w y, intelektualiści tw ierdzili, że w szkole trzeba u- świadomić ucznia o jego obowiązkach społecznych i państw ow ych, t. j. w prow adzićI do jego um ysłu m yśli o ew entualnych czynach, a rezultatem tego będą niew ątpliw ie konkretne czyny społeczne i p a ń ­ stwowe. Pow staje teraz pytanie, w jak im stopniu pierw iastek intelektualny w pływ a n a naszą decy­

zję, a z drugiej znowu strony, ja k i stosunek zacho dzi między decyzją, a w ykonaniem . O tóż z dzisiej­

szego p u n k tu widzenia zdaje się nie ulegać w ątp li­

wości, że w p ły w m yśli na decyzją istnieje. A by się o tern przekonać, w ystarczy podkreślić choćby taki fakt, że nigdy nie poweźmiemy decyzji, k tóra nam się w ydaje niemożliwą do w ykonania. Żaden np.

biegacz o sławie św iatow ej nie zdecyduje się prze biec 10 kilom etrów w ciągu jed n ej m inuty. D la­

czego? Bo oto zgóry jest przekonany, że ta k a decy­

zja nigdy nie zostanie przezeń w ykonana. Słow-em, zanim zdobędziemy się n a pew ną decyzję, musimy już uprzednio, w y dać sąd, że realizacja naszego ce­

lu jest możliwa. A w iem y skądinąd, że wszelkie są­

dy należą do sfery intelektualnej. Stąd też, jeżeli chodzi o pytanie, czy między intelektem (pozna­

niem) a sferą -woli (działaniem) istnieje współza-

(22)

_ 22 -

leżność — to odpowiemy, żer istnieje w tym sensie, że każda decyzja, zanim zapadnie, musi się opierać na sądzie stw ierdzającym , że nasze postanowienie m o­

żliwe jest do osiągnięcia.

Jak widzimy, dotychczasowiy intelektualizin ma pewne uzasadnienie teoretyczne. Ale idźm y d a­

lej. Pozostaje teraz odpowiedzieć na pytanie, czy do w ykonania jakiegokolw iek czynu w ystarcza przeświadcznie (sąd), że dany czyn m ożliwy jest do zrealizowania. Otóż na to pytanie współczesna pedagogika eksperym entalna odpowiada przeczą­

co. Bo oto najnow sze badania psychologiczne w y­

kazują, że w ykonanie takiego lub innego czynu zależy w pierw szym rzędzie od pewni ego rodzaju nastawienia uczuciowego, które się rozw ija wtedy, kiedy jest działanie. Jeśli np. stw orzym y uczniowi

w t szkole odpowiednie w arunki wychowawcze, u- możliwiające mu w ykazanie w łasnej inicjatyw y, przedsiębiorczości, to niew ątpliw ie dzięki takim ćwiczeniom i w późniejszem życiu samodzielnem Avykaże inicjatyw ę na gruncie życia obyw atelskie­

go i społecznego. I odwrotnie, jeśli szkoła poprze­

stanie jedynie na teoretycznych w skazaniach w y chowawczych, pom ijając ćwiczenia praktyczne, to -w rezultacie w ytw orzy charaktery bierne, po­

zbawione samodzielności. D la ilustracji tego tw ier­

dzenia wmźrny konkretny przykład. Czy rozwinie­

my, dajm y na to, siły fizyczne ucznia, poprzestając wyłącznie na teoretycznych pouczeniach, w jaki sposób te siły się pom nażają? Oczywiście nie, k o ­ nieczna tu jest bowiem me znajomość teoretyczna zasad liigjeny, lecz działanie.

(23)

Słowem, gd!y spojrzym y n a intelektuałizm po­

przez pryzm at dzisiejszej psycłiologji, to musimy stwierdzić, że kierunek ten nie da się utrzym ać, ani teoretycznie, ani praktycznie. W zw iązku z tern, już pod koniec w ieku dziewiętnastego pow stają nowe prądy, które, przeciw staw iając się kierunkow i inte- lektualislycznem u, starają się pchnąć wychowanie na nowe tory. W szyscy pedagogowie, zarówno teore­

tycy, ja k i praktycy, zgadzają się, że szkoła o zabar­

w ieniu intelektualistycznem nic przygotow uje ludzi do życia, nie kształci ludzi energicznych, z in icjaty ­ wą — lecz biernych, pozbawionych chęci tworzenia i przedsiębiorczości. W szyscy więc szukają w yjścia z tej sytuacji. Zawdzięczając im, pow stają zagra­

nicą dość liczne szkoły nowego typu, jako organi zacje próbne, eksperym entalne. T am też dokonyw a­

ne są wszelkiego rodzaju doświadczenia, badania dziecka w celu głębszego poznania jego psychiki i odpowiedniego traktow ania go przy nauczaniu.

W ysiłkom tym z pomocą dziś przyszła psycliologja eksperym entalna i fizjologja. N a tych danych po­

w staje nowy, żyw y gmach zasad i sposobów kształ­

cąco - wychowawczych, objęty ogólną nazw ą w o­

luntaryzm u.

ROZDZIAŁ III.

W oluntaryzm i jego podstaw y naukowe.

W oluntaryzm (od łac. Toluntas), ja k sama nazwa w skazuje, oznacza prąd, który na gruncie wychowania, w brew omawianemu ju ż kierunkowi, w ysuw a konieczność kształcenia nie intelektu, lecz woli. Idea szkoły w oluntarystycznej stała się dziś

(24)

-

24

-

jednym z najpotężniejszych prądów w ychow aw ­ czych, w duchu którego wszystkie narody k u ltu ­ ralne starają się zreformować swoje szkolnictwo.

W oluntaryzm jest więc tym potężnym prądem wychowawczym, k tó ry stara się tchnąć nowego, świeżego ducha do suchej, skostniałej szkoły inte- lektuałistycznej. P rąd ten, jako dorobek ogólno­

ludzki, nie jest dziś kierunkieta jednolitym i sk ry ­ stalizowanym. Pofmimo to w szystkie koncepcje wo- łuntarystyczne zgadzają się na jed n ą myśl zasad ­ niczą, a mianowicie, że w systemie wychowawczym pierwsze miejsce należy przyznać nie in te le k to w i,

lecz woli.

Nie od rzeczy będzie tu podkreślić, że hasła w oluntarystyczne nie są właściwie rzeczą zupełnie nową *). ju ż w Sparcie i starożytnym Rzymie w kw estjach wychowawczych kładziono większy nacisk na w ykonanie (czyn), niż na ieorję. Biorąc więc rzeczy zasadniczo, należałoby stwierdzić, że i tam ju ż hołdowano kierunkow i w oluntarystyczne- mu. To samo należy powiedzieć o tych sporadycz­

nych głosach różnych pedagogów, a niekiedy i p ró ­ bach konkretnych, które przew ijają się poprzez

■wszystkie wieki, głosząc w alkę z wychowaniem teoretycznem, oderwanem od życia, walkę z -wiedzą książkową.

Na te j podstawie śmiało rzec można, że w szy­

scy ci pedagogowie są prekursoram i kierunku wo- luntarystycznego. Pomimo to w oluntaryzm ich, ja-

ł) Patrz artykuł autora: „Szkoła pracy w rozwój u liist. ‘ Życie śizkolne. Rok 1925, zeszyt 10.

(25)

ko charakterystyczna m ieszanina pierw iastków iu- teiektualistycznych z w oluntarystycznem i nie jest woluntaryzm u w ścislem tego słowa znaczeniu i nie posiada uzasadnienia teoretycznego.

To też przystępując do w oluntaryzm u w spół­

czesnego, mimowoli nasuw a się pytanie, n a jakich to założeniach naukow ych opiera się ten prąd w y ­ chowawczy. Innem i słowy, jak ie czynniki w p ły ­ nęły na triu m f tego kierunku n a gruncie w ycho­

wania.

Ażeby odpowiedzieć na to zagadnienie, m usi­

m y sięgnąć do sam ych podstaw ew olucji dziejowej i je j istotnych sprężyn dynam icznych, które prow a­

dzą ludzkość po drodze postępu. Wiemy, że każda epoka stw arza sobie swoiste form y wychowania, przystosow ując je do pew nych koncepcyj filozo­

ficznych, panujących w danej epoce, oraz do no­

wych w arunków życiowych i potrzeb społeczeń­

stwa. W ychodząc z tego założenia, należy stw ier­

dzić, że i współczesny -woluntaryzm jest wynikiem różnych czynników — zarówno teoretyczno-naukc- wych, ja k i praktyczno - społecznych, działających w dobie obecnej. W zw iązku z tern zastanowim y się kolejno nad ich uzasadnieniem, a to nam ułatw i zrozumienie istoty dzisiejszych prądów wolunta- rystycznych.

Pierw szym czynnikiem, k tó ry poważnie w p ły ­ nął n a powstanie kieru n k u woluntarystycznego, jest nowy p rąd filozoficzny, któ ry nosi nazw-ę

„pragm atyzm u“. K ierunek ten pow staje n a g ru n ­ cie am erykańskim w drugiej połowie wieku dzie­

więtnastego. Głównym przedstawicielem jego jest

(26)

26 -

żnany pedagog i psycholog W lliara James, k tó ry ze­

brał i uzasadnił swoje „credo“ pragm atyczne w dziełku p. t. „Pragm atyzm “ ‘).

Na czemże polega ten nowy kierunek? Otóż pragm atyzm filozoficzny jest w pierw szym rzędzie nową metodą badań, która w ysuw a nieznane do­

tychczas k ry te rju m do oceny wartości całokształ­

tu myśli ludzkiej. Dotychczas, mianowicie, sądzono, że wszelkie zagadnienia naukowe, posiadające czy to charakter teoretyczny, ab strak cy jn y — czy też praktyczny, zw iązany z życiem, zasługują na je d ­ nakową ocenę i pow inny być przedmiotem badań

filozoficznych. Na innym gruncie staje pragm a­

tyzm. Każde zagadnienie — powiada on — trzeba badać z tego stanowiska, czy ono dla działalności człowieka i jego rozw oju jest ważne, czy nie. Jeśli rozwiązanie zagadnienia w pływ a na zmianę naszej działalności, albo postępowania, to bezsprzecz­

nie winno by ć przedmiotem dociekań umy­

słowych. Jeśli obraca się wyłącznie w dziedzinie abstrakcji, to należy je skreślić z horyzontu myśli ludzkiej, gdyż nie jest to spór o rzecz samą, lecz o puste słowa. Pragm atyzm więc odrzuca wszystko, co nie w ytrzym uje p ró b y życia, to wszystko, z cze­

go nie można w yciągnąć żadnej konkretnej konse­

kw encji. Słowem pragm atyzm — ja k pow iada Ja­

mes — „zmierza ku konkretności i ścisłości, ku fak-

1 James. „Pragmatyzm“. Przełożył z angielskiego W.

M. -Kozłowski. Warszawa 1911.

(27)

fom, ku czynom i k u potędze“. („Pragm atyzm “ — James). Jak widzim y z powyższego, pragm atyzm jest pew ną metodą, zapomocą któ rej osądzamy, czy w arto się nad czemś zastanaw iać, czy nie.

D alej, pragm atyzm filozoficzny stara się odpo­

wiedzieć na wiecznie aktualne zagadnienie: „co jest p raw d a?“. (Quid sit veritas?). Jest więc pew ­ nego rodzaju teorją praw dy. Zgodnie z trad y cją za­

zw yczaj mówimy, że praw dą jest to, co może się w ykazać uzasadnieniem logicznem; albo praw dą jest takie twierdzenie, które się zgadza z rzeczyw i­

stością. Na innyfm całkowicie gruncie staje p rag ­ matyzm. W edług niego praw dą jest taki pogląd, względnie takie twierdzenie, które w zastosowaniu praktycznem przynosi człowiekowi p ożytek.

I odwrotnie, fałszem jest pogląd, który w p ra k ­ tyce nie daje nam nic konkretnego lub przynosi szkodą. Jak widzimy, według tej teorji spraw dzia­

nem fałszywości względnie prawdziwości ludzkich sądów jest w yłącznie utylitaryzm (użyteczność) indyw idualny lub społeczny.

James, zastanaw iając się nad w artością objek- tyw ną różnorakich zagadnień, ta k rozum uje:

(Pragmatyzm str. 110). „Przypuśćm y, że pew na idea lub przeświadczenie jest praw dziw e; ja k a konkretna różnica w yniknie stąd w mojem życiu aktualnem ? Jak się urzeczyw istni ta praw da?

Jakie doświadczenia będą odmienne od tych, któ- reby m iały miejsce, gdyby pogląd ten był błędny?

Na to pytanie daje pragm atysta ta k ą odpowiedź:

„Ideam i praw dziw em i są te, które możemy przy-

(28)

— ■ 28

śwoić, wzmocnić, spotęgować i sprawdzić. Błędne- mi zaś są te, względem którycli nie możemy tego uczynić“.

Jak w idać z powyższego, pragm atyzm prze­

ciw staw ia się całkowicie filozofji intelektualistycz- nej, odrzuca myślenie spekulacyjne, a hołduje w y ­ łącznie m yśleniu, opartem u na faktach k o n k re t­

nych — rozważa każdą ideę w zw iązku z je j w a r­

tością w życiu i przyznaje je j słuszność o tyle, o ile zaw iera w sobie elem enty twórcze.

D rugim czynnikiem, k tó ry w znacznej mierze przyśpieszył zwycięstwo kierunku w ołuntarystycz- nego w wychowaniu, jest nowy, oryginalny sposób ujm owania p sychiki ludzkiej. Mianowicie, na grun­

cie psychologji zwolennicy współczesnych prądów wychowawczych twierdzą, że kręgosłupem p sy ­

chiki ludzkiej nie jest intelekt, ja k to sądziła p ed a­

gogika tradycyjna, lecz wola. Przyczem, przez „wo­

lę“ rzecznicy te j teorji rozum ieją nie jak ąś odrębną władzę w człowieku, lecz jak o czynne „ ja “, które ześrodkowuje w sobie całość życia, psychicznego.

Zagadnienie to jest podstaw ą najnow szych kieru n ­ ków -wychowania i nauczania.

O jcem psychologji w oluntarystycznej jest zna­

ny nam już pedagog i psycholog am erykański W i­

liam James. N apisał on poważne i obszerne dzieło, w którem Ujął całokształt zagadnień, zw iązanych z psychiką ludzką 1). T u taj zastanowim y się jedy-

ł ) „Psychology by Wiliam James, professor of psycho^

log in Haraward University“. Przełoży! z angielskiego na rosyjski J.1J. Łapazyn. Petersburg 1911 r.

(29)

nie n ad jego poglądam i w dziedzinie woli, ponie- w aż kw estja ta wiąże się ściśle z naszym tematem.

Cóż n a zyw a m y wolą i na czem polega je j isto- la? N a to pytanie psycholog tak odpow iada:2)

„Pragnienie, chęć, ak t woli są stanami, naszej św ia­

domości, dobrze znanem i każdem u, jed n ak nie da- jącem i się u ją ć w jakąkolw iek definicję“. Jak w i­

dzim y z powyższej notatki, James, celem uniknię­

cia nieścisłości, jakich się dopuszczają różni p sy­

chologowie z obozu intelektualistycznego, zgóry za­

znacza, że żadna definicja naukow a nie da się dopa­

sować do tak złożonego stanu psychicznego, jakim jest wola. Nie należy jed n ak stąd w yciągać wnio­

sku, jakoby wola m iała być tylko nazw ą konwen­

cjonalną, czemś, co nic da się uchw ycić i sprecyzo­

wać, jak o konkretna własność duchowości ludzkiej.

Nie należy również sądzić n a podstaw ie tego w y ­ nurzenia, że wymienione przezeń stany psychiczne, jak „chęć“, lub „pragnienie“, po k ry w ają się z tem, co nazyw am y popularnie wolą. Przeciwnie, w d a l­

szym ciągu w ywodów okazuje się, że James stara się oczyścić pojęcie woli przez wyelim inowanie z tego pojęcia tych pierw iastków , które m ają w praw ­ dzie pewien związek uczuciowy z wolą, jednakże w ścisłem tego słowa znaczeniu wolą nazw ane być

nie mogą.

Cóż więc nazyw am y „pragnieniem “, „chęcią“

i wreszcie „aktem woli“ w interpretacji Jamesa i Otóż, z „pragnieniem “ — pow iada psycholog —

s) Patr? przekład J. J. Łapszyna Roz, 26 str. 362.

(30)

- 30

związane jest zazw yczaj poczucie, że przedm iot naszych marzeń jest nieosiągalny. Jeśli zaś cel, do którego zm ierzam y jest ¡możliwy do zrealizowania, to wówczas m am y do czynienia ze stanem psy­

chicznym, który nazyw am y „chęcią-*. Wreszcie

„akt woli“ jest konsekw encją „chęci", która nas popycha do czynu bezpośrednio lub pośrednio, to znaczy po dokonaniu pew nych czynności przygoto­

wawczych.

W zw iązku z tern pow staje pytanie, w ja k i sposób mola sią objamia. Otóż, ja k doświadczenie nas uczy, jeśli chcemy realizować jak ąś dążność, to mimowoli w yłania się konieczność w ykonania p ew ­ nych czynności bezpośrednich, lub pośrednio zmie­

rzających do zrealizow ania pom yślanej dążności, l a k i ten jest tak oczywisty, że nie w ym aga p rzy ­ kładów. Stąd też za p u n k t -wyjścia do swej teorji o woli p rzyjm u je Jam es przesłanką, że jedynem , bezpośredniem uzew nętrznieniem naszej woli są ruchy naszego własnego ciała, w ypływ ające z cen­

tralnego czynnego „ja".

Oczywiście, należy tu odróżnić ruchy in styn ­ ktow ne naszego ciała od ruchów moli. Dla ilustra­

cji tej różnicy weźmy konkretny przykład. P rzy ­ puśćmy, że pew ien człowiek, cierpiący n a oko, pod­

daje się zabiegom lekarskim . Podczas opatrunku lekarz poleca mu zam knąć powiekę. — Pow staje teraz pytanie, czy pacjent w ykonyw a polecenie z u- działem świadomości, czy też instynktow nie? O d­

powiedź będzie niedwuznaczna. Usłyszawszy pole­

cenie, pow staje w nas m yśl o w ykonaniu, a w k o n ­

(31)

sekwencji chęć w ykonania i wreszcie samo w yko­

nanie polecenia. Jak w idać z powyższego, mamy tu do czynienia z typow ym przykładem świadome­

go ruchu naszego ciała, poprzedzonego pew ną re­

fleksją. Inaczej się rzecz ma z rucham i wykonyw a- nemi instynktownie. Jeśli np. grozi nam uderzenie w oko—to wówczas bez nam ysłu, autom atycznie za­

m ykam y je. To zaś świadczy, że ruch ciała w yko­

n any był bez udziału naszej świadomości, czyli instynktownie, a więc nie jest aktem woli. Słowem, w arunkiem pow staw ania ruchów dowolnych, czy­

li aktów woli, jest: uprzednie nagrom adzenie pojęć motor yczn ych o wszelkich możliwych ruchach, k tó ­ re ju ż wielokrotnie przez nas w ykonyw ane były, a tern samem utrw aliły się w naszej pamięci, jako obrazy tych lub innych czynności. Te pojęcia o r u ­ chach b y w ają dwojakiego rodzaju: bezpośrednie i pośrednie. To znaczy, że w naszej psychice mogą pow staw ać pojęcia motoryczne w chwili samego w ykonyw ania pew nych ruchów, albo też te poję ci a mogą być tylko uśw iadam iane jak o ew entual­

nie możliwe i konieczne do w ykonania tak iej lub innej czynności. W pierwszym w y p ad k u mamy do czynienia z pojęciami motorycznomi bezpośrednie- mi, w drugim zaś — z pojęciam i pośredniemi.

Pow staje teraz pytanie, co jest źródłem aktów woli? Na to pytanie odpowiada psycholog w ten sposób: „Chociaż na początku naszego zapoznania się z jak ąś czynnością uczym y się ją w ykonywać, a więc w ystępują w naszej świadomości bezpośred­

nie motoryczne pojęcia, to jed n ak można przyjąć za zasadę, że z biegiem czasu pod w pływ em wielo­

(32)

32

krotnego pow tarzania zaciera się stopniowo świa­

domość tego ak tu i zaczynam y działać bez reflek­

sji, autom atycznie“1). D la ilustracji tego twierdzenia weźmy konkretny fakt. W iemy naprzykład, że dla dziecka czynność rozbierania się jest bardzo skom­

plikow anym konglomeratem aktów woli. Inaczej rzecz się dzieje u dorosłych. Jeśli sobie powiemy:

,.trzeba się rozebrać“, to natychm iast bez namysłu na podstawie wielokrotnych ćwiczeń odpinam y autom atycznie guziki, zdejm ujem y m arynarkę itd.

Mamy tu przykład działania pośrednich ruchów ciała przy w ykonyw aniu pew nej czynności. Cały ten proces jest dla nas jednym łańcuchem autom a­

tycznym bez cienia myśli. A dlaczego? Bo oto — ja k pow iada James — w skutek pow tarzania za­

traciliśm y pierw otną świadomość aktów, zw iąza­

nych z tą czynnością, i w skutek tego zaczynam y działać automatycznie.

W zw iązku z powyższem w yłania się zagadnie­

nie, czy do w ykonania pew nej czynności potrzebny jest pierw iastek intelektualny pod postacią ta k zw.

decyzji albo zgody, względnie innego analogiczne­

go nakazu, mającego swe źródło w naszej myśli?

Na to pytanie daje psycholog ta k ą odpowiedź:

„W większości w ypadków , gdy mianowicie chodzi o codzienne zw ykle czynności, tak iej decyzji o cha­

rakterze myślowym niema: każde pojęcie moto- ryczne w yw ołuje autom atycznie odpowiedni ruch.

*) Patrz przekład ros. 77. Łapszyna str. 375. Psyckologja Jam esa.

(33)

Inaczej się rzecz m a z czynnościami skom plikow a­

nemu, l u t jeśli przed naszą świadomością zjaw iają się sprzeczne alternatyw y. W tym je d y n ie '-wypad­

ku bierze Udział element myślowy, któ ry jednak zazw yczaj decyduje się iść po te j linji, któ ra jest zw iązana z ogólnym kierunkiem naszej działalno­

ści“1).

Słowem, według te j psycłiologji na pierwszym planie w życiu psyctologiczneim człowieka stoi w o­

la, myślenie zaś jest czemś wtórnem, ponieważ z ja ­ w ia się ono wówczas, gdy nasza wola napotyka na pewne przeszkody w swem działaniu. Wóczas to sięgamy do sfery poznaw czej i stam tąd czerpiemy

środki do urzeczyw istnienia naszych celów.

Przechodząc teraz od tych ogólnych i teore­

tycznych wyw odów na teren praktyczny, widzimy, że najnow sze badania psychologiczne, w skazują nieznane dotychczas drogi i środki, zapomocą któ ­ rych współczesna, pedagogja stara się urzeczyw ist­

nić ideał człow ieka woli, człowieka zdolnego do czynu. Przez długie stulecia pom ijano ten czynnik woli, uw zględniając w nauczaniu tylko część p sy ­ chiki, a mianowicie pamięć, ponieważ, ja k wiemy, w yłącznym zmysłem, jak im się posługiwano przy nauczaniu, był zmysł słuchu.

P rzy takiem nauczaniu, oczywiście, dziecko zachowywało się zupełnie biernie, p rzy jm u jąc go­

tową wiedzę, podaw aną mu przez nauczyciela.

To też dużym krokiem naprzód n a gruncie

*) Psychologja James‘a. Przekład Łapszyaa, O 377.

(34)

_ 34

nauczania było uwzględnienie przez Komeńskiego także i zmysłu rozroku, zapomocą którego dziecko poznawało świat otaczający. Niestety m ylnie są­

dzono. że rzeczywistość może być całkowicie zastą­

piona obrazam i i modelami. Dopiero dziś pod w pływ em bad ań psycbologicznycb zrozumiano, że nauczanie na podstaw ie okazów sztucznych jest właściwie surogatem uzm ysław iania. To też dzi­

siejsza d y d ak tyk a posunęła się jeszcze o jeden krok naprzód, głosząc zasadę, że dziecko powinno sam o­

dzielnie w ykonyw ać doświadczenia.

Jest w tern widoczny w pływ w oluntaryzm u.

Zresztą, postulat ten w iąże się z naturalnem i popę­

dam i dziecka do ruchu i działania, ponieważ tylko własne przeżycia, w ynikające z owych działań, pozwolą mu gruntow nie poznać otaczające zjaw is­

ka.

K ierunek w oluntarystyczny jest nie tylko kon­

cepcją filozoficzną, względnie psychologiczną, ale jest on też w ynikiem i koniecznością rozw oju sto­

sunków społecznych w naszej epoce.

W ychowanie, ja k wiemy, jest procesem ściśle społecznym, ponieważ zadaniem jego jest przygoto­

w yw anie przyszłych członków społeczeństwa do udziału w życiu zbiorowem. Stw ierdzając ten fakt, nie należy jed n ak sądzić, że w ychowanie powinno uwzględniać wyłącznie interesy społeczeństwa, a nie w ychow yw anych jednostek. O tak iej antytezie dwóch tych czynników nie może być mowy, ponie­

waż interesy jednostek są nieodłączne od interesów społeczeństwa i odwrotnie. Jeśli zaś w szczegółach w ychowanie odbiega od potrzeb i dążeń jednostki,

(35)

to zależy to w pierw szym rzędzie od gru p y społecz­

nej, do któ rej ta jednostka ma wejść, od zabiegów wychowawczych te j grupy, oraz od indyw idualno­

ści w ychowanka. Dla ilustracji w pływ u społeczeń­

stwa, jego ustroju i w arunków życiowych na w y ­ chow ywaną jednostkę—w ystarczy przytoczyć cho­

ciażby taki fakt, że każda jednostka dojrzała, ży­

jąca w pewnem społeczeństwie cywilizowanem, należy do wielu różnych organizacyj społecznych i zawodowych. Otóż nie ulega wątpliwości, że k aż­

da z tych organizacyj w yw iera n a swego członka swój specyficzny wpływ . To samo należy powie­

dzieć i o w ychowanku, któ ry dopiero kan d y d u je do życia społecznego. K ażda z grup społecznych stara się tak oddziaływ ać na przyszłego członka, aby wyrobić w nim cechy dla siebie pożądane, i od­

w rotnie—usunąć te wszystkie w pływ y, które ze sta­

nowiska danej gru p y społecznej są szkodliwe.

W pływ czynnika społecznego na w ychowanie nie jest rzeczą nową, lecz sięga głębokiej starożytności.

J u ż w starożytnym Egipcie sp o tyka m y szkoły reli­

gijne i świeckie, co właśnie dowodzi tego w p ły w u państwa i religji na wychowanie. To samo obserwu­

jem y w średniowieczu, kiedy to Kościół w yw iera przemożny w pływ na szkolnictwo, organizując je na swój w yłączny użytek. Obok Kościoła stan ry ­ cerski tw orzy swój w łasny system w ychowaw czy dla celów w yłącznie kastow ych. Po tej samej wreszcie linji idzie stan chłopski i rzemieślniczy, zam ykając się pod względem wychowawczym w ra ­ mach swego stanu.

Jak -widzimy z powyższego, charakterystyczną

(36)

36

cechą w ychowania starożytnego, a zwłaszcza śred­

niowiecznego jest w ybitna tendencja przygotow y­

w ania młodego pokolenia do ściśle zgóry określone­

go stanu, względnie Zawodu. W zw iązku z tą tra d y ­ cy jn ą rolą społeczną szkoły stała je j organizacja w ewnętrzna. Ponieważ poszczególnym grupom spo­

łecznym chodziło o zabezpieczenie wychowanków od ew entualnych zgubnych w pływ ów zew nętrz­

nych, więc szkoła dla należytego w ykonania swych zadań m usiała być izolowaną od innych grup spo­

łecznych. Otóż taki system wychowaw czy w odle­

głych czasach, wobec niezbyt skom plikowanych za­

gadnień społecznych, m iał swoje uzasadnienie hi­

storyczne.

Dziś jed n ak ta szkoła tra d y c y jn a nie odpowia­

da potrzebom społeczeństw cywilizowanych W do­

bie obecnej, w zw iązku z rozwojem skompliko­

wanego życia społecznego, niema grup społecznych, któreby mogły egzystować w odosobnieniu, prze­

ciwnie każdą grupę łączą najrozm aitsze Węzły k u l­

turalne i ekonomiczne z innemi grupam i. Stąd w y­

pływ a wniosek, że wychowanie stanowe, względnie klasowe straciło swoją rację bytu. W prawdzie i dziś jeszcze każda grupa społeczna, ja k państwo, kościół, klasa starają się u rab iać swoich przyszłych członków w pożądanym dla siebie kierunku, pom i­

mo to wszystkie zainteresowane czynniki a k ce n tu ­ ją wciąż konieczność uzgodnienia celów i środków, w przeciw nym bowiem razie podsycane antagoniz my doprow adziłyby do ru in y społeczeństw.

Słowem rosnące w szybkiem tempie zróżnicz­

kowanie i zmienność życia społecznego przeniknę-

(37)

ły w naszych ju ż czasach do świadomości szerokich w arstw kulturalnych, w ysuw ając zgodne hasło w y­

chowania, przygotowującego do udziału w pracy nie dla te j luh innej gru p y społecznej, lecz do życia społecznego wogółe.

D zisiejszy bowiem ustrój społeczny potrzebuje nie jednostronnych fanatyków , lecz ludzi z szero­

kim światopoglądom, ludzi z inicjatyw ą i uzdol­

nieniem do czynnego udziału w różnorodnych prze­

jaw ach życia zbiorowego, ludzi, kiórzyby umieli nietyłko przystosować się do pewnego środowiska, lecz w ytw arzać nowe w artości kulturalne, odpo­

w iadające nowym postulatom życia zbiorowego.

W zw iązku z tendencjam i socjalnemi dzisiejsza teorja w ychow ania zw alcza również trad y cy jn y stosunek ucznia do szkoły, k tó ry polegał wyłącznie na absolutnym autorytecie. W szkole trad y cy jn ej rola ucznia ograniczała się do ślepego, niewolnicze­

go przyjm ow ania tego wszystkiego, co mu mistrz

„ex cathedra“ podał.

To też w szkole trad y cy jn ej sprawdzianem wartości m oralnej ucznia była jego uległość w sto­

sunku do autorytetu szkolnego i suma wiadomości, o ile chodzi o nauczanie. Natom iast dziś odwrotnie, w skutek radykalnego przekształcenia się stosuu ków społecznych m iarą wartości współczesnego człowieka są konkretne w y n ik i jego pracy i zdol­

ność do życia w gromadzie. W alorów tych nie da się osiągnąć bez uw zględnienia w -wychowaniu ha- . sła samodzielności, które jest kam ieniem węgiel­

nym pedagogji -woluntarystycznej. Reasum ując przesłanki w oluntaryzm u, widzimy, że kierunek

(38)

ten jest przedewszystkiem w ynikiem praktycznej filozofji życiowej, któ ra n a każde zjaw isko p atrzy pod kątem w artości realnej, ja k ą dane zjawisko przedstaw ia dla „człowieka działającego“. Pragm a­

tyzm odrzuca więc p raw d y abstrakcyjne, wszelki schematyzm i formalizm, głosząc zasadę, że praw dą, a tern samem rzeczą pożyteczną jest to, co się łączy dodatnio z działalnością człowieka. Tego rodzaju pogląd pociągnął za sobą poważne konsekwencje, przedewszystkiem na gruncie psychologji. D otych­

czasowa psychologja intelektualistyczna rozw ijała się pod znakiem formalizmu, dążąc konsekwentnie do formalistycznego 'Ujednostajnienia psychiki ludzkiej, do w ytw orzenia ogólnego je j schematu, któ ry byłby m iarodajny dla wszystkich ludzi. Dziś odwrotnie: współczesna psychologja w oluntary- styczna pom ija rzeczy wspólne, a zw raca przede­

wszystkiem uwagę n a rzeczy różne. Tu też należy szukać źródeł psychologji różnicowej. B adania więc w oluntarystów nie idą po lin ji trad y cy jn ej, zm ierzającej do w ytw arzania schematów, lecz r a ­ czej w kierunku przystosow ania psychologji do ró ż­

nic indyw idualnych. Wychodzi się tu bowiem z za­

łożenia, że czynne „ ja “ jest nie tylko ośrodkiem działalności człowieka, lecz ponadto to, że w k aż­

dym człowieku inaczej to „ ja “ się ujaw nia.

Wreszcie kierunek w oluntarystyczny jest w y ­ nikiem nowoczesnego ustroju socjalnego ze swem bujnem życiem gospodarczem. W dobie dzisiejszej urzeczyw istniają się coraz śmielsze w ynalazki tech­

niczne, a masowa produkcja, dochodząca do nieby­

w ałej specjalizacji, pochłaniał całkowicie człowie­

38

(39)

ka, starając się w yzyskać w szystkie jego siły. W z a ­ żartej walce o b y t mogą się ostać tylko jednostki dobrze przygotow ane do życia produktyw nego. To też w artości intelektualne o charakterze filozoficz­

no - estetycznym, tak cenione do niedawna, tracą dziś swe praktyczne uzasadnienie. W zw iązku z tem pow stają nowe hasła na gruncie w ychowania

— hasła w ychow ania społecznego. U trw ala się m ia­

nowicie pogląd, że jednostka sam a przez się i dla siebie nie istnieje, natom iast istnieją w rzeczywisto­

ści tylko gru py zbiorowe, których w ytworem jest człowiek.

Reasum ując to wszystko, cośmy powiedzieli o podstaw ach w oluntaryzm u, widzimy, że kierunek ten nie jest gołosłowną antytezą intelektualizm u, lecz opiera się na pow ażnych założeniach, m ają­

cych swe uzasadnienie zarówno w nauce, ja k i we współczesnej strukturze socjalnej.

Pedagog ja m oluntary styczna Dewey'a.

Geneza koncepcji D ewey'a. Jeśli chcemy zro­

zumieć istotę współczesnych prądów nowatorskich w' w ychow aniu i nauczaniu, to m usim y sięgnąć do skarbnicy myśli tych pedagogów, którzy są tw ó rca­

mi i pionieram i w oluntaryzm u. Otóż najw iększym teoretykiem „szkoły now ej“ na gruncie am erykań­

skim jest John Dewey, profesor filozofji w uniw er­

sytecie K olumbijskim w New-Yorku. Punktem w yjścia dla teorji pedagogicznej D ew ey‘a jest ra ­ d y kalna zmiana stosunków społecznych. Wiemy ju ż z poprzednich rozwmżań, że w ostatniem stule­

ciu, a zwłaszcza w dobie dzisiejszej, wielki prze­

(40)

40

m ysł w ysunął się na czoło pierwszorzędnych zagad­

nień gospodarczych. Zmiana ta stała się oczywiście, źródłem niesłychanych -^wynalazków, które pozwo­

liły opanować i zużytkow ać siły przyrody w n a j­

szerszym zakresie i z najm niejszym wysiłkiem.

Z tego to źródła—pow iada myśliciel—w ypłynął po­

dział św iata na d w a obozy: wielkie centrum fa ­ bryczne z jed n ej strony7, a ry n ek wszechświatowy z drugiej strony. W edług D em eya zmiana ta jest jedna z najm iększych rcm olucyj m dziejach śmiała.

W jednem ze swoich dzieł, zastanaw iając się nad tom zagadnieniem, ta k o tern pow iada:1) „Nie chce się w prost wierzyć, aby w historji mogła się odbyć rewolucja tak gwałtowna, tak rozległa, ta k zupełna.

D zięki je j oblicze ziemi uległo zupełnem u przeobra­

żeniu naw et w swem fizycznem ukształtow aniu.

Granice polityczne są przekreślane i przesuwane, ja k gdyby rzeczywiście b y ły tylko linjam i n a m a­

pie; ludność ze wszystkich krańców św iata spiesz­

nie i tłum nie ciśnie się do m iast; sposób życia zmie­

nia się szybko i radykalnie. N aw et nasze m oralne i religijne pojęcia i zainteresowania, zw ykle n a j­

bardziej konserwatyw ne, zostały w swych n a j­

główniejszych zasadach poruszone“.

Tu pow staje pytanie, ja k i zw iązek zachodzi pomiędzy koncepcją D ew ey‘a, a poruszonem pow y­

żej zagadnieniem społecznym? O tóż związek ten będzie widoczny wówczas, gdy zwrócim y uwagę n a takie zjawisko. Wiemy, że przed w prow adze­

niem przem ysłu fabrycznego, nie więcej ja k sto lat

ł) D ew ey. „Szkoła a społeczeństwo", str. 9.

(41)

temu wstecz, rlom byt środowiskiem, przy k torem się skupiały wszystkie typow e formy p racy z dzie­

dziny przemysłu.

W takich w arunkach każdy członek rodziny musiał brać osobiście udział w pracy. Dzieci w m ia­

rę zdobyw ania sił były stopniowo w drażane pod kierunkiem rodziców w tajn ik i rozm aitych czyn­

ności. Rzecz oczywista, że tak i sposób życia k ształ­

tował dodatnio charakter dziecka, w prow adzając doń takie w artości bezsprzeczne, ja k : zamiłowanie do porządku i pilności, poczucie odpowiedzialności i sumiennego spełniania obowiązków, oraz posza­

nowanie autorytetu. Wreszcie nie należy zapomi­

nać, że p rz y tego rodzaju czynnościach dziecko miało ustaw iczny kontakt z przyrodą, z konkretne- m.i m aterjałałni, obserwowało ak tu aln y ich proces przetw arzania i użyteczność w życiu. We wszyst- kiem tern tk w iły nieocenione siły wychowawcze, których nie zastąpiłaby najw iększa ilość lekcyj po­

glądowych.

Otóż dziś te wielkie w artości wychowawcze w skutek skoncentrow ania przem ysłu i podziału pracy zupełnie zniknęły z horyzontu. Dzisiejsze młode pokolenie, usunięte z jed n ej strony od zajęć praktycznych w dolmu, a w dodatku karm ione nie­

zdrowym m aterjałem form alistycznym w szkole — kroczy niechybnie ku zagładzie zarówno fizycznej ja k i moralnej. Słusznie więc tu i owdzie d a ją się słyszeć utyskiw ania na tem at dobrych daw nych czasów, kiedy to młodzież cechowała pracowitość, skromność, posłuszeństwo i szacunek w stosunku do starszych. Nie czas jed n ak na żale, bo bisior ja

(42)

42

i życie m ają swój bieg nieubłagany, którego żadna siła pow strzym ać nie zdoła. N ależy raczej śmiało spojrzeć rzeczywistości w oczy i obtnyśleć środki zaradcze. Cóż tedy pozostaje uczynić, aby te w ar­

tości wychowawcze wskrzesić i wrócić ludzkości minioną tężyznę i energję? Oto należy, według De- w ey‘a, usunąć ze szkoły skostniały intelektualizm tradycyjny, oprzeć natom iast całe w ychowanie i nauczanie na pracy osobistej w w arsztatach i do- mowem gospodarstwie. W ychowanie takie w skrze­

si daw ne mocne ch arak tery — z drugiej zaś strony lepiej przygotuje do skomplikowanego życia spo­

łecznego.

Postulat ten — podkreśla pedagog — jest nie tylko koniecznością społeczną, lecz nadto n a tu ra l­

nym w ynikiem instynktów , zm ierzających do u s ta ­ wicznego działania. Przem aw ia za tem stwierdzone eksperym entalnie przeświadczenie, że p raca opar­

ta na działaniu, n a aktach woli zaw iera w sobie j a ­ kąś dziw ną moc ożywczą, dającą uczniowi coś, co nie może być osiągnięte na żadnej innej drodze. W świecie bowiem współczesnym, w którym obecnie żyjem y, każdy członek społeczeństwa pełni okreś­

loną funkcję, ma coś do roboty. Jedni stoją na cze­

le, muszą kierow ać pracą zbiorową, inni zaś muszą im podlegać i w ykonyw ać ich polecenia. D la tych względów zarówno dla jednych ja k i dla drugich w ynika konieczność zdobycia takiego wychowania, któreby im pozwoliło w niknąć w znaczenie swej codziennej powszedniej p racy i w ydobyć w całej pełni tkw iące w niej ludzkie pierw iastki. Tych w ar­

tości nieocenionych, tkw iących u podstaw pow ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli więc ograniczymy ją do zbiorów, które spełniają względem niej warunek Carathéodory’ego, dostaniemy miarę nazywaną dwuwymiarową miarą Lebesgue’a – i to jest

Dodawanie jest działaniem dwuargumentowym, w jednym kroku umiemy dodać tylko dwie liczby, więc aby dodać nieskończenie wiele liczb, trzeba by wykonać nieskończenie wiele kroków,

przykładem jest relacja koloru zdefiniowana na zbiorze wszystkich samochodów, gdzie dwa samochody są w tej relacji, jeśli są tego samego koloru.. Jeszcze inny przykład to

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;

„Kwantechizm, czyli klatka na ludzi”, mimo że poświęcona jest głównie teorii względności i mechanice kwantowej, nie jest kolejnym wcieleniem standardowych opowieści o