• Nie Znaleziono Wyników

Teoria wstępu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teoria wstępu"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Lem

Teoria wstępu

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (9), 181-188

(2)

Wstępy

Stanisław Lem

T e o r i a w s tę p u *

S ztu k a pisania w stępów od dawna domJaga się indygenatu. Od dawna też oblegała m nie potrzeba zadośćuczynie­ nia tem u piśm ien n ictw u pod zaborem , któifte m ilczy o s o b i e od czterd ziestu w iekó w — w niew oli dzieł, do jakich je przyku to . K iedyż, jeśli nie w epoce ekum enizacji, to jest wszechracji, należy w reszcie cbdarzyć niepodległością ten gatunek szlachetny, kiełz- n a n y w powiciu? L ic zy łe m w szakże na to, że ktoś in n y w y p e łn i tę powinność, nie ty lk o estetycznie zgodną z ro zw o jow ym k ie ru n ­ k ie m sztu k i, ale m oralnie w prost naglącą. N iestety, przeliczyłem się. Próżno patrzę i czekam : n ik t jakoś nie w yprow adza W stępo- pisarstw a z dom u niew oli, z kieratu pańszczyźnianych służb. A więc nie ma rady: m uszę sam, ja kko lw iek z poczucia obo­ w iązku raczej, niż z odruchu serca, pospieszyć z pomocą In tro- d u kcjo n istyce — zostać jej w yzw o licielem i akuszerem .

Ma ta ciężko doświadczana dziedzina sw oje państw o dolne, W stę ­ pów najem nych, pociągowych, zaciężnych i zgrzebnych, albow iem nizw ola depraw uje. Zna też zadufanie i narym ność, gest zda w ko ­ w y i zadęcie jerychońskie. Oprócz szeregow ych w stępów istnieją zeż szarże — jako P rzed m o w y i W prow adzenia, a i zw y k łe W stęp y nie są sobie równe, bo czym ś in n ym jest w stęp do ksią żki w łasnej,

* Teoria wstępu jest wprowadzeniem do zbioru wstępów, który ukaże

(3)

W S T Ę P Y 182

in n y m zaś — do cudzej. T a kże poprzedzić n im pierw sze w ydanie to coś innego, aniżeli w kładać tru d w pom nażanie w stępów do w y d a ń liczn ych a ko lejn ych . Moc zbioru w stępów , n a w e t n ija kich , którą obrosło dzieło, nam olnie w ciąż w yd a w a n e, obraca papier w opokę porażającą know ania Zoilów — k tó ż bow iem ośm ieli się zaatakow ać książkę z ta k im przedpierstiem pancernym , spoza k tó ­ rego ju ż nie ty le treść jej widać, ile ta k o w e j szacowność n ietyka lną ! W stęp b y w a zapow iedzią powściągliwą z dostojeństw a lub d u m y , obligiem sy g n o w a n y m przez autora, to zn ów — w ym u szo n ą przez konw enans, pobieżną choć i p rzyja zn ą — m anifestacją sym u lo ­ w anego w gruncie rzeczy zaangażow ania się jakiegoś a u to ry te tu w książkę: więc je j listem że la zn y m , g lejtem , p rzep u stką do w ie l­ kiego św iata, w ia ty k ie m z m o żn y c h u st — c h w y te m d a rem n ym , k tó r y ciągnie w górę to, co i ta k utonie. N iew ypła caln e są te w eksle — i ty lk o rzadko k tó r y sy p n ie zło te m a jeszcze procentam i obro­ dzi. L ecz w szy stk o to pom inę. N ie zam ierzam wdaw ać się w ta k so ­ n om ię In tro d u k c jo n isty k i, ani n a w et w elem entarną kla syfika cję tego postponow anego dotąd, n a kandaiyich trzym a n eg o rodzaju. C u ga nty c z y chd b ety — jed n a kow o w n im zaprzęgiem chodzą. N iechże się L in n eu sze za jm ą tą pociągową stroną rzeczy. N ie ta ­ k im w stę p em poprzedzam m o ją małą antologię W stęp ó w W y z w o ­ lonych.

W ypada tu zstąpić do głębi. C zym m oże być wstęp? Z apew ne — rekla m ia rstw em łżą cym w ży w e oczy, ale rów nież — w ołaniem na p u szczy Jana Chrzciciela czy Rogera Bacona. R efleksja w skazu je n am w ięc, że oprócz W stępów do D zieł istnieją D zieła-W stępy, a lbow iem ta k Ś w ię te Księgi w ia r w szelkich, ja k te z y i fu tu ro m a - chie uczo n ych są P rzed m o w a m i — do Tego i Tam tego świata. N a­ m y s ł zdriadza więc, że Państw o W stępów jest nieporów nanie rozleg- lejsze od Państw a L ite r a tu r y , co ona bow iem z i ś c i ć usiłuje, to W stę p y ty lk o zapow iadają — z oddali.

O dpm oiedż na ju ż nabrzm iew ające p y ta n ie — po kiego licha tr z e ­ ba się yjdaw ać w w a lkę o w yzw o len ie w stępów i proponować je ja ko su w e re n n y g a tu n ek pisarski, p rześw itu je z dopiero co p o w ie­ dzianego. M ożna je j udzielić albo ja k z bióza strzelił, albo p rzy w o ­ łując na pom oc w y ższą h e rm e n e u ty k ę. N ajpierw da się ten pro­ je k t uzasadnić b ezp a tetyczn ie — z lic zy d łe m w ręku. C zy nie za ­

(4)

183

graża nam potop in fo rm a c y jn y ? I czy nie w ty m jego potworność, że on piękno p ięk n e m m iażdży, a praw dą — praw dę unicestwia? A to, poniew aż głos m iliona S zekspiró w jest taką samą wrzaw ą i w ś c ie k ły m hałasem , jak głos stada bawołów na stepie lub bał­ w anów na m orzu. Tak m iliardow e sensy, zderzając się, nie honor przynoszą m yśli, lecz zgubę. C zy w obliczu ta kiej fatalności nie je st ju ż ty lk o M ilczenie zbaw ienną A rką P rzym ierza T w órcy z C zyteln ikiem , skoro p ierw szy zd obyw a zasługę, p ow strzym u ją c się cd snucia treści ja kich kolw iek, a drugi — p rzykla sku ją c ta k okazanej re zy g n a c ji? Zapewne... i m ożna by pouistrzym ać się od pisania n a w e t sam ych w stępów , lecz wówczas akt objaw ionej powściągliwości nie będzie d ostrzeżony, te d y i ofiara nie przyjęta. T oteż są m oje W stę p y zapow iedziam i takich grzechów, od któ rych się p o w strzym a m . To — na planie kalkulacji zim n e j i czysto ze- ronętrznej. Lecz rachuba nie w yjaw ia jeszc&e, co S ztu k a zy sk a rĄa ogłoszonych w yzw olinach. W ie m y już, że i niebieskiej m a nn y nad­ m ia r działa kam ienująco. J a k się od niego ratować? Ja k ocalić d u ­ cha od sam ozagwożdżenia? I czy dopraw dy właśnie tu ta j ocalenie, c zy w łaśnie przez W stę p y dobra droga prowadzi?

P rzyw o ła n y doktor św ietlisty, z hteczkosieja h erm e n e u ty k , W itold Gombroioicz, ta k b y rteecz w yłożył. N ie o to idzie, czy k o m u k o l­ w iek, a choćby i m nie, pom ysł uw olnienia W stępów od Treści, jakie m ają zapowiadać, podobał się — albo i nie podobał. Podlega­ m y bow iem bezapelacyjnie praw om E w olucji .F orm y. S ztu k a nie m oże stać w je d n y m m iejscu ani powtarzać się w kółko: właśnie przez to nie m oże się t y l k o podobać. Jeśli zniosłeś jajko, m usisz je w ysiedzieć; jeśli w ylągł ci się z niego ssak miast gada, trzeba m u dać coś do possania. Jeżeli więc k o le jn y krok doprowadza nas do tego, co budzi pow szechną niechęć, a nairtst stan p rzyw o m ita ln y , nie ma rady: dopracow aliśm y się ju ż Tego W łaśnie, już ta k da­ lek o dopchaliśm y i dociągnęli sam ych siebie. W ięc z w yższego niż p rzyjem ność n a ka zu p rzyjd zie nam obracać w oku, w uchu, w u m yśle — N ow e, kategorycznie zaaplikow ane, bo zostało od­ k r y te na drodze Ken w z w y ż — tam , gdzie n ikt w praw dzie nie b y ­ w ał i byw ać nie chcę, skoro nie wiadomo, ozy da się Tam choć p rzez chw ilę w y trzy m a ć — lecz, zaiste, dla R ozw oju K u ltu ry nie m a to najm niejszeg o znaczenia! L em at ten, z dezynw olturą, w ła­ ściwą nonszalanckiej genialności, każe na m jedną — starą — spon­

(5)

W S T Ę P Y 184

taniczność, więc nieuśw iadom ioną niew olę — na now ą zam ienić; nie rozciną pęt, lecz ty lk o lonżę n a m w ydłuża; jakoż gna nas w N iew iadom e, zw ąc wolnością — zrozum ianą konieczność. Lecz ja, w y zn a ję uczciw ie, innego łakn ę uzasadnienia dla h erezji i buntu. Pow iadam tedy: je s t poniekąd prawdą, co się rzekło po pierw sze i po w tóre, lecz nie całą prawdą — i nie całkiem podobną do musru, albowitem, po trzecie, m o że m y zastosow ać do kreacji algebrę, u W szechm ocnego podpatrzoną.

Proszę zw rócić uw agę na to, ja k przegadana jest Biblia, jaki ro z ­ lew n y P en tateu ch w opiśach r e z u l t a t u G enezis — i ja k lako­ n iczn y w p o ka zyw a n iu je j receptury! B y ł bezład i chaos, aż nagle — ni z tego, ni z owego — powiada Pan: „Niech się stanie św iatło”. Zaczem stało się i ju ż, a m ię d zy je d n y m a drugim nic — ani szparki nie b yło , ani sposobu? N ie wierzę! M ięd zy Chaosem a S tw o rzen ie m była czysta intencja, św iatłem jeszcze nie pora­ żona, w K osm os nie zaangażowana do końca, nie ubrukana — ra j­ ską n a w et ziem ią.

B yło bow iem w te d y i ta m pow stanie szans, lecz nie — sp ełn ien ie. B y ł zam iar, przez to boski i i dlatego w szechm ocny, że się jeszcztz w działanie lobnacać nie zaczął. B yło zw iastow anie ■— przed poczę­ ciem...

Jak nie skorzystać z tej nauki? Nie o plagiat idzie, lecz o m etodę. S kąd to w szy stk o poszło? Z początku, oczyw iście. A co było na początku? W stęp, ja k ju ż w iem y. W stęp, ale nie sam oswój, n ie sobiepański, lecz W stęp do Czegoś. P rzeciw sta w m y się w y u zd a ­ n em u ziszczeniu, ja k im była G enezis — za sto su jem y do je j p ie rw ­ szego lem a tu algebrę pow ściągliw szej kreacji!

P odzielim y m ianow icie całość przpz „Coś”, „Coś” zn ikn ie w ó w ­ czas i po zo sta n iem y — jako z rozw iązaniem — ze W stępem , o c zy ­ szczon ym od złych sk u tk ó w , od w szy stk ich gróźb W cielenia — al­ bow iem iczysto in te n c jo n a ln y m i w ty m stanie — b ezg rzeszn ym . Nie jest to św iat — lecz p u n k t ty lk o b ezw ym ia ro w y — ale w łaśnie dlatego w bezkresie. O ty m , ja k sprowadzić do niego litera tu rę , p o w iem y za chwilę. P ierw ej p rzy p a trzm y się jej sąsiedztw u, bo nie jest ona p rzecież sam otnikiem -anachoretą.

W szy stk ie s ztu k i usiłują dziś w yko na ć man\ewr zbaw ienia, ponie­ waż w szechrozprężanie się twórczości stało się je j zmorą, gonitw ą> ucieczką. Jak U niw ersum , eksploduje S ztu k a w p u stkę — nie znajdując oporu, w ięc oparcia. Skoro w szy stk o ju ż m ożna, to i n ic

(6)

185

nie warte; i pęd obraca się w cofanie, poniew aż wracać chcą S z tu k i do źródła — a nie um ieją.

M alarstw o, w palącym pożądaniu g r a n i c , w lazło w m alarzy: w ich skórę — i oto artysta w ystaw ia ju ż samego siebie, bez obra­ zów. W ięc jęst obrazoburcą w y c h ło sta n y m pędzlam i czy u ta rza n y w oleju i w tem p erze — albo całkiem goły na w ernisażu, bez barw ­ nej p rzyp ra w y. N ie ste ty , ten nieszczęśnik nie m oże dotrzeć do a u te n ty c zn e j nagości: \to nie Adam , to tylk o jakiś pan, do rosołu rozebrany.

A rzeźbiarz, p o d tyka ją cy nam sw e nie okrzesane kam ienie czy uw znioślający ekspozycję byle śmieci, usiłuje wleźć na pow rót w paleolit, w praczłowieka — bo nini, czyli A u te n ty k ie m chce zo­ stać! L ecz gdzie m u do jaskiniow ca! Nie tęd y droga w surowe mięso barbarzyńskiej ekspresji! Naturalia non sunt turpia — ale to nie znaczy, że byle prostacze zdziczenie jest pow rotem do N atury! A co, proszę? W yja śn im y rzecz na przykładzie m u zy k i. N a jw ię k ­

sza i najbliższa szansa przed nią bow iem stoi otworem .

Żle czynią k o m p o zyto rzy, łamiąc kon trapunktow i gnaty i p u sz­ czając kom p u tera m i Bachów na rozkurz. Także deptanie e le k tro ­ nam i ogonów w zm ocniońego stu kro tnie kota, nic, oprócz stada sztu czn ych w yjców , nie urodzi. F a łszyw y kurs i ton! Nie nadszedł jeszcze św iadom y celu zbaw iciel-now ator!

C zekam go niecierpliw ie — oczekuję jego utw oru m u zy k i k o n ­ k retn e j w o dkłam yw aniu, powracającej na P rzyrody łono, utw oru, k tó ry będzie utrw alen iem ow ych popisów chóralnych choć p ry w a t­ nych ściśle, ja k im się każda publiczność oddaje w koncertow ej sali — ty lk o ztewnętrznością skupienia kulturalna, ty lk o oswojoną p eryferią organizm ów kontem plująca spoconą orkiestrę.

Sądzę, że ta stu m ikto fo n o w o podsłuchana sym fonia będzie m iała ciem ną, m onotonną instrum entację, fla ko m właściwą, bo jej brzm ieniow e tło utw orzą w zm ocnione Basy Jejunalne, czyli Bor- borygm y osób zapam iętałych w n ieuchronnym brzuchoburstw ie — w Mruczeniach osadzonym , gulgotliw ie do kład nym i p e łn y m zd es­ perow anej ekspresji tra w ien n ej — albowiem a u ten tyczn y, skoro organiczny, a nie organow y jest ten głos trzew i — głos życia! Ufam też, że leitm o tiv rozw inie się w ta kt siedzeniow ej perkusji, w y a k c en to w a n e j p o sk rzyp yw a n iem krzeseł, z silnym i, spazm o­ w y m i w ejściam i sm arknięć i z akordam i św ietnie kolom turow ego kaszlu. Zagrają bronchity... i przeczuw am , tu właśnie, niejedno

(7)

W S T Ę P Y

186 solo w y k o n a n e z m aestrią a stm a ty c zn e j sędziwości, istne M e­ m ento m ori vivace m a non troppo, popis agonalnego piccolo, bo a u te n ty c z n y tru p zakłapie na tr z y czw arte do ta k tu sztu c zn y m i szczękam i, bo u c zciw y grób zaśw iszcze w rozrzężonej tcha w icy — otóż, ta ka P raw da P rzew odu S ym fo nicznego, ta k życiow a, jest nie do podrobienia!

Cała som atyczna in ic ja ty w a ciał, dotychczas n a jfa łszy w ie j w św ie- cie zagłuszana m u z y k ą sztuczną, w b rew ich brzm ieniom tragicz­ nie, bo nieodw ołanie w ła sn ym , domaga się triu m fa ln e j r e w in d y ­ kacji — jako P ow ro tu do N a tu ry. Nie m ogę się m ylić — w iem , że praw ykon a nie S y m fo n ii W isceralnej będzie przełom em , albo­ w iem ta k i ty lk o ta k tra d ycyjn ie bierna, stłum iona do szm eru ro zw ija n y c h m ię tó w e k publiczność p rzejm ie — nareszcie! — in ic ja ty w ę i w roli a u to o rkiestry w y k o n a pow rót do siebie — za ­ pam iętała we w szech o d kła m yw a n iu , ty m haśle naszego w ieku. T w ó rca-kom pozytor znó w stanie się jen o kapłanem -pośredni- k ie m p o m ię d zy struchlałą rzeszą a M ojrą — albow iem los fla kó w n a szych je s t n a szy m P rzeznaczeniem ...

Tak to d y styn g o w a n a zbiorow ość zn aw ców -słuchaczy dozna auto- sy m fo n ii bez p ostro nn ych brząkań, poniew aż w ty m p ra w y k o n a ­ n iu ju ż ty lk o samą sobą będzie się delektow ała — i trw ożyła... A co z literaturą? Dom yślacie się ju ż chyba: ja chcę w am ducha w aśzego oddać — w ca łym jęgo obszarze — ta k ja k m u zy k a w isceralna oddaje publiczności je j w łasne ciało — czyli w sam ym środku C yw ilizacji do N a tu ry zstępuje.

Dlatego właśnie W stępopisarstw o nie m oże ju ż trw ać d łużej pod klą tw ą n iew o li — w yłączone z prac w yzw olicielskich. Nie ty lk o b e le trystó w i ich c zy te ln ik ó w podżegam więc do pow sta­ nia. A m a m na m y śli bunt, nie skołow anie pow szechne — nie pod- b ech tyw a n ie w id zó w tea traln ych , że b y w ła zili na scenę, lub że b y scena na n ich w łaziła, przez co, tracąc daw ną pozycję w yższości m iłej, zo sta ją ze zlikw id o w a neg o a zy lu w idow ni w trąceni w kocioł św iętego W ita. Nie drgaw ka, nie zbakierow ana m im ik ra jogi, lecz M yśl jedna m oże na m wolność przyw rócić. .

T a k więc, odm aw iając m i praw a w a lki w y zw o le ń c ze j w im ieniu i dla dobra W stępów , ska załbyś się, szanow ny C zy teln ik u , na w stecznictw o, na starośw iecczyznę zakam ieniałą, i choćbyś nie w iedzieć jaką brodę sobie zapuścił — nie w ejd ziesz do now oczes­ ności.

(8)

T y natom iast, C zy teln ik u biegły w antycypow aniu Nowego, ty , Postępow cze z b łyska w iczn ym refleksem , w ibrujący sw obod­ nie w M odospadach naszej ery, ty, k tó ry wiesz, że skorośm y za­ leźli w y ż e j niż nasz p ra k u zy n m ałpi (na K siężyc przecież), m u ­ s im y leźć dalej — ty pojm iesz m nie, i połączysz się ze m ną w poczuciu spełnionego obowiązku.

Ja ciebie oszukam , a t y m i za to właśnie wdzięczność okażesz. Ja złożę ci zaprzysiężoną obietnicą, ani m yśląc je j dotrzym ać, a t y w łaśnie ty m będziesz zaspokojony, czy p rzyn a jm n ie j udasz z m aestrią godną spraw y, że ta k jest. Tępalom zaś, co by nas pospołu w yklą ć chcieli, pow iesz, że odpadli duchem od epoki i stoczyli się na w y sy p isk a staroci, przez pośpieszną R ze c zy w is­ tość w y p lu te j.

Pow iesz im , że nie m a rady. W ekslem bez pokrycia (transcenden­ talnego), za sta w em (sfałszow anym ), zapowiedzią (niew ykonalną) — n a jw y ższą form ą ałteracji została dziś sztuka.

A w ięc tę w łaśnie je j p u stk ę i tę niew ykonalność trzeba wziąć za dew izę i opokę. I dlatego właśnie ja, piszący W stęp do Małej A ntolog ii W stępów , jeste m w dobitym prawie, albow iem propo­ n u ję w prow adzenia, wprow adzająće do nikąd, w stę p y nigdzie nie wstępująQ8, oraz p rzed m o w y, po których żadne m o w y się nie rozlegną.

L e ć z k a ż d y m z ty c h posunięć pierw szych otworzę ci p u stk ę in ­ nego ro dzaju i koloru znaczeniow ego, mieniącą się w łaściw ym p rą żkiem w idm a H eideggerów. Będę z entuzja zm em , z nadzieją i z w ie lk im hałasem otw ierał drzw i ołtarzy i try p ty k ó w , zapow ia­ dał ikonostazy i carskie wrota, będę klękał na stopniach o b ryw a ­ jących się u progu podprzestw orza — nie to, że opustoszałego, lecz takiego, w k tó r y m nic nigdy nie było — i nie będzie. Ach, zabaw a ta, najpow ażniejsza z m ożliw ych , w prost tragiczna, jest parabolą naszego losu, poniew aż nie m a drugiego w y n a la zku tak ludzkiego ani ta kie j własności i ostoi człow ieczeństw a, ja k pełno- brzm iący, w y łu g o w a n y z obligów, w chłaniający na am en nasze jeste stw a — W stęp do Nicości.

C ały św iat k a m ie n n y i zielony, w y s ty g ły i huczący, zaogniony w chm urach i w gwiazdach zakopany d zielim y ze zw ierzętam i i roślinam i. Nicość atoli naszą dom eną jest i specjalnością. Od­ k ryw c ą nicości je st człow iek. A le ona, to trudna, to taka ń ieb y- wała, bo n ieb yła r^zecz, k tó rej ani próbować nie m ożna bez sta­

(9)

W S T Ę P Y 188

rannej zapraw y, du chow ych ćw iczeń, bez długotrw ałej nauki i tre ­ ningu. Nie przyg o to w a n ych poraża w słup — to te ż do k o m u n ik o ­ w ania się z nicością p re c y zy jn ie nastrojoną, bogato zorkiestro - wańą, trzeba się su m ien n ie szyko w ać — a to czyniąc k a żd y k ro k w je j k ie ru n k u m ożliw ie ciężkim , w y r a z is ty m i m aterialnym .

A w ięc ja ci tu będę p o ka zyw a ł W stęp y, ja k się pokazuje w spa­ niale rzeźbione odrzwia, zło tem ku te, zw ieńczone g ryfa m i i grafam i w nadprożach m a jesta tyczn ych , będę przysięgał na tę ich litą, dźw ięcznie m a syw ną , k u nam zwróconą stronę po to, aby roz­ wierając je sk u p io n y m szarpnięciem ram ion mego ducha, w trącić czytającego w nic — a ty m sa m ym w ytrą cić go ze w szy stk ich naraz b y tó w i św iatów .

Cudowną sw obodę za p ew n iam i g w arantuję, dając słowo, że T a m nie będzie Nic.

Co zyskam ? S ta n najbogatszy: ten — sprzed Stw orzenia.

Co zyskasz? W olność na jw yższą — bo ża d n y m słow em nie za ­ kłócę tw ego słuchu w c z y s ty m wzlocie. Ja ci go ty lk o w ezm ę, ja k m iło śn ik bierze gołębia, i cisnę nim , ja k ka m ien iem Dawido­ w y m — ja k ka m ie n ie m obrazy — aby poleciał w ten bezkres — na w ieczne u żyw an ie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wciąż może nas zadziwiać los Aleksandra i Rufusa, należących do pierwszej generacji chrześcijan, a zarazem synów Szymona… Może nas zadziwiać los lekarza z

Walczyła wszędzie do ostatniego tchnienia rewolucji bio- rąc udział wszędzie, gdzie toczyła się walka przeciw re­. akcji, przeciw świętemu

W tym dniu łączymy się z całym światem w obronie największego dobra, wspólnego domu całej ludzkości- planety Ziemi.. Prawdopodobnie rzadko zastanawiamy się nad tym, ile mamy do

Dlatego chcąc Jej podziękować za Jej miłość i pokazać, że my również Ją kochamy, miesiąc, w którym kwitną najpiękniejsze kwiaty, poświęcamy Maryi.. W tym

Wymiar poznawczy wiąże się z rozpoznaniem sytuacji oraz znaczeń nadawanych komunikatów, a wymiar komunikacyjny dotyczy motywów, które skłoniły uczestników do

folią grzewczą Red Snake, powietrzną pompą ciepła oraz wykorzystanie wody opadowej i roztopowej sprawią, że spełnią się Twoje marzenia o Domu Bez Kosztów. Pamiętaj

Być może podobny za- bieg, polegający na ujęciu w formie sieci złożonej zarówno z terminów ozna- czających właściwości, jak ich negacji, można zastosować przy

W postawie takiej jednak można się dopatrywać niekiedy nie tyle moralnego heroizmu poświęcającego szczęście własne dla szczęścia innych, ile raczej zakwestionowania