Z O F IA S C H M ID T
ROMUALD TRAUGUTT
WSTĘP
D okum enty, które ocalały w postaci fragm entu pam iętnika, li
stów, odezw, dekretów , in stru k cji, raportów , protokołów procesu, stanow ią podstaw ę do zrozum ienia, kim był i co przekazał n a ro dowi R om uald T ra u g u tt, ostatni d y k ta to r pow stania styczniowego.
W łaśnie jego pism a są najcenniejszym źródłem, m niej w ażne są wspom nienia, odtw arzane czasem po kilkudziesięciu latac h z p a mięci, niezgodne często relacje współczesnych o tych sam ych m o
m entach jego życia, rozbieżne sądy historyków *, dom ysły bio g ra
fów. Dowolność stanow ią ujęcia beletrystów , w ypełniające swo
bodnie luki, dla których b ra k autentycznego m ateriału. N iestety śmierć nie pozw oliła zrealizow ać ks. Józefowi Jarzębow skiem u za
m ierzonej m onografii, do której zbierał dokum entację w ciągu w ie
lu la t 1 2.
Trudność zbliżenia się do postaci B ohatera stanow i także i to, że był człow iekiem zam kniętym w sobie, podobnie jak niedostępne ostępy leśne puszczy, w której bliskości się wychował. K ry ł głębo
ko sw e uczucia i myśli, m ówił niew iele, jeszcze częściej m ilczał, nie zw ierzał się naw et najbliższym . Tym w iększej w agi n ab ierają u trw alone w dokum entach jego słowa. A i te, gdy dotyczy to zeznań w czasie procesu, trzeba było odczytać z uw zględnieniem okoliczności, w jakich były w ypow iedziane.
Pomim o bardzo rozbudow anych badań nad pow staniem stycz
niowym, jeśli chodzi o T rau g u tta, nadal nie trac ą aktualności sło
wa zaw arte w studium S tefana Pom arańskiego: „Dużo jeszcze p ra cy trzeba będzie włożyć, aby postać, k tó ra stała się uosobieniem
1 Niezgodne sądy historyków dotyczą przynależności Traugutta do
„białych” czy „czerwonych”, przyczyn przełomowej decyzji podania się o dymisję z armii rosyjskiej, misji zagranicznej i stosunku do księcia Władysawa Czartoryskiego, genezy dyktatury, postawy religijnej i sto
sunku do Rzymu, poglądów społecznych Traugutta.
2 Źródła dokumentarne, pochodzące ze zbiorów ks. Józefa Jarzębow
skiego, marianina, znajdują się w muzeum w Fawley Court, Henley-on-
-Thames, Oxon.
90
Z O F IA S C H M ID T [2]najw znioślejszych dążeń społeczeństwa ... stanęła wobec historii w całym blasku rzeczyw istości” 3.
Oczywiście dokum enty udostępnione w ostatnim czasie mogą w ybitnie ułatw ić dalszą pracę nad m onografią.
NA KRAŃCACH PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ
W u ry w k u p a m ię tn ik a 4, w którym T ra u g u tt w r. 1860 zaczął notow ać fak ty swego życia, pisał: „W m aju 1828 r. u m arła mi M atka m a najdroższa... O dtąd w ychow yw ała mię nieoceniona B ab
ka ... zgonu M atki pam iętać nie mogłem, m ając dopiero półtrzecia roku, gdy m ię opuściła, wszakże zawsze dotkliw ie czułem tę s tra tę, choć skutków jej nie doświadczyłem pod czułą opieką B abki”.
Anna, córka T r a u g u tta 5 w życiorysie ojca mówi, że „Babcia ko
chała go bałwochwalczo, spotykając się naw zajem z dowodami w ielkiej miłości ze strony w n u k a”.
P an i Ju sty n a z Szujskich Błocka po stracie ukochanej córki ca
łą głęboką miłość do niej przeniosła na w nuka R om ualda. Ona zastąpiła m u w zupełności m atkę i otoczyła troskliw ą opieką. U ra
b iała pierw sze jego pojęcia. W szczepiała mocne zasady religijne i zw iązek z trad y c ją narodu. To ona nauczyła go modlić się gorąco, w m odlitw ie w yczuw ać bliskość Boga i godzić z Jego wolą. Pod jej w pływ em zrodziło się silne przyw iązanie do religii katolickiej.
Rom uald T ra u g u tt urodził się 16 stycznia 1826 r. n a Polesiu w Szostakowie, wsi odległej o 5 m il od B rześcia Litew skiego, na k rań cu Puszczy B iałow ieskiej, Na teren ach tych postaw a relig ijn a w iązała się najsilniej z polskością, prześladow ania w roga jednako równocześnie uderzały w naród i Kościół katolicki. Ż arliw ą re li
gijność w chłonął T ra u g u tt w dzieciństw ie, a później w swej re fleksyjnej, dojrzałej, skupionej w ew nętrznie psychice pogłębił ją i rozw inął. P an i Ju sty n a czuw ała nad każdym krokiem w nuka, kształtow ała ch arak ter, nauczała system atycznej pracy, uporządko
w ania zajęć w godzinach dnia, aż stało się to cennym naw ykiem n a całe życie. D rżała o jego przyszłość i może w przeczuciu, by konspiracyjna działalność wolnościowa nie ogarnęła ukochanego w nuka, mimo swego gorącego patriotyzm u nie pozw alała opow ia
dać m u o b ohaterskim przodku P aw le Jak u b ie T raugucie, który odznaczył się w pow staniu kościuszkowskim . T ra u g u tt chłopcem był cichym, skupionym , nad w iek poważnym, kłopotów babce nie spraw iał. Z Szostakow a przeniesiono się do B iałej, wioski tuż obok Puszczy P rużańskiej. Był to niew ielki m ajątek ojca. W Szo
3 S. P o m a r a ń s k i , Wojskowa służba Traugutta3 Warszawa 1929 4 Urywkowy pamiętnik Traugutta — ozdobny notesik o 12 kartkach (pięć kartek zapisanych drobnym atramentowym pismem). Traugutt pisał pamiętnik w r. 1860, po śmierci żony.
5 Życiorys Romualda Traugutta, skreślony przez jego córkę Annę z Trauguttów K o r w i n - J u s z k i e w i c z o w ą w r. 1933.
[3]
R O M U A L D T R A U G U T91
stakow ie L udw ik T ra u g u tt, ojciec R om ualda był tylko skrom nym dzierżaw cą. Z powodu ciągłej choroby niew iele czasu mógł po
święcić synowi. Całym w ychow aniem jego kierow ała w yłącznie babka. Tu w B iałej upływ ały pierw sze dziecinne lata, zapadały pierw sze w rażenia w bliskości otaczającej przyrody. Gdy ukończył 10 lat, pojechała z nim babka do Świsłoczy; tam w stąpił do gim nazjum . Na w akacje przyjeżdżano do ojcowskiego dw orku w B ia
łej. Dotychczasowy dziecinny, nieuśw iadom iony zw iązek z p rzy ro dą n ab ierał innego charakteru, łączył się z w rażliw ością estetycz
ną. Na w yobraźnię chłopca działa sm ętny u rok k ra jo b razu Polesia, błotnych, podm okłych łąk, trzęsaw isk dym iących oparam i, sennie, płynących wód, tajem niczości puszczy. Na koniu, którego otrzym ał na w łasność od babki, w yjeżdżał w pobliskie okolice. Często za
trzym yw ał się, w yjm ow ał nieodłączny szkicownik, by u trw a la ć m otywy, k tó re zw róciły jego uw agę. Budziły się zdolności a rty sty czne. Zawsze m ałom ów ny — chętniej w ypow iadał się w obrazach.
Mimo silnego system u rusyfikacyjnego w gim nazjum św isłockim nieobce były młodzieży n astro je i dążenia piatrotyczne, skoro w net po opuszczeniu szkoły koledzy T ra u g u tta Appollo H ofm eister i J a n M itraszew ski przypłacili sw ą działalność zesłaniem . T ra u g u tt w nauce osiągał doskonałe w yniki, gim nazjum ukończył z w yróż
niającym sreb rn y m m edalem.
DALSZA UPARTA DROGA DO WIEDZY
N iew iele było możliwości wyższego kształcenia się dla Polaków po pow staniu listopadowym . Z am knięto uniw ersytety: w arszaw ski i w ileński, n a studia poza granicam i cesarstw a trzeba było sta rać się o specjalne pozwolenie. Toteż duża ilość kształciła się w szkołach rosyjskich. T ra u g u tt w yjechał z dom u w r. 1843 do P e
tersb u rg a w celu w stąpienia do In sty tu tu Inżynierów Dróg K om u
nikacyjnych. Nie przyjęto go. Nie pozwolono m u też składać egza
m inu do Głównej Szkoły Inżynierów . Jako przyczynę podano p rze
kroczenie odpowiedniego, przepisam i określonego w ieku. „O dpra
wiono m ię z kw itk iem ” ■ — notuje w pam iętniku. T ak na sam ym w stępie do studiów wyższych spotkała go ciężka porażka. Zniósł ją spokojnie, z opanow aniem i podjął in n ą decyzję. „W g ru d n iu 1844 r. — w spom ina dalej — złożyłem egzam in na ju n k ra do saperów , nie mogąc lepiej się uplasow ać m im o m ej szczerej pracy i usiło
w ań”. P rzy jęty w ch arakterze ju n k ra m iał praw o zdaw ać egza- nainy oficerskie. Przydzielono go do III batalionu, stacjonow anego w Żelechowie na Lubelszczyźnie. To było daleko cięższe niż po
przedni plan, ponieważ w ym agało prócz obowiązkowych zajęć
garnizonow ych solidnej pracy kształcenia się. Nie cofnął się przed
nią, decydow ał się na tę tru d n ą drogę. Zaczęła się tw ard a służba
92
Z O F IA S C H M ID T[4]
wojskowa, o tyle złagodzona, że pod zw ierzchnictw em życzliwego dla jun k ró w pułkow nika Justa. Koledzy T ra u g u tta każdą w olną od zajęć chw ilę zam ieniali w pijatykę, grę w k arty , ale na próż
no, natarczyw ie usiłow ali i jem u narzucić ten try b życia. M iał od
rębny w łasny styl, czasu nie m arnow ał. W r. 1847 zdał w P e tersb u rg u z w yróżnieniem egzam in oficerski, a w r. 1848, gdy w rócił do Żelechowa, zastał swój batalio n w pogotowiu do akcji w ojennej. E uropa w rzała, ujarzm ione ludy zerw ały się do w alki o wolność. C ar M ikołaj I zaangażow ał się, swą arm ię słał n a po
moc A ustrii w tłum ieniu pow stania W ęgrów. III batalion saperów m iał w yruszyć do boju.
O 23-letnim chorążym Rom ualdzie T raugucie zanotow ano w Ze
szycie ew idencyjnym służby i zasług: „Pozostaw ał na urlopie w r. 1849 na 28 dni od 1 lutego i pow rócił z takow ego 26 m arca p rze
kraczając term in o 26 dni w skutek choroby...’’ U rlop o m iesiąc przekroczony; nie sposób było go przedłużać dalej. Więc wziął udział w kam panii w ęgierskiej.
Saperzy III b atalionu przeszli w iosną 1849 r. granicę K rólestw a Polskiego, by połączyć się na W ęgrzech z g ru p ą gen. Zassa. T o
row ali drogę arm ii, m ontow ali obiekty połowę, um acniali pozycje, n ap raw iali drogi górskie, odbudow yw ali zniszczone mosty, szli w pościgu za pow stańcam i dowodzonymi przez G eorgey'a i byli czynni przy ich rozbrajaniu. Jesien ią pom agali w racającym oddzia
łom rosyjskim w przejściu przez m osty i groble. Na szlakach m a r
szów tra fia li niejednokrotnie na ślady w alk legionistów polskich, słyszeli wieści głoszone o stoczonych przez nich bitw ach, o boha
terskich dowódcach. W szak tam pod sztandaram i w ęgierskim i byli polscy generałow ie i zostaw ili trw a łą pamięć. W szak tam w alczyli Józef Bem, H enryk Dembiński, Józef Wysocki. Mógł ogarniać lęk, że w którym ś m arszu staną przeciw sobie Polacy z arm ii ro syjskiej i Polacy z pow stańczych szeregów. T ra u g u tt, jak zw ykle nie okazujący, nie uzew nętrzniający sw ych uczuć, pełnił obowiązki żołnierza, sk ry ł w głębi w ew nętrzny b u n t i gniew w te j bolesnej sytuacji. Ale w pam iętniku zapisał: „W r. 1849 odbyłem kam panię w ęgierską, podczas której poznałem i śliczny k ra j w ęgierski i co więcej — szlachetny ch a rak ter m ieszkańców jego, jako też ich praw dziw ą i gorącą miłość ku swej nieszczęśliwej i pognębionej piekielną przew rotnością ojczyźnie”.
RADOŚĆ I CIERPIENIE ŻYCIA OSOBISTEGO
W spom inał pam iętny dzień 15 listopada 1894 r., gdy po powrocie z W ęgier poznał w W arszaw ie dom ju b ile ra P ik la i zainteresow ał się n ajstarsz ą córką A nną. B yła inteligentna, pełna uroku, u ta le n tow ana, im prow izow ała piosenki, m iała w sobie prom ienną radość.
[5]
R O M U A L D T R A U G U T93
Pow ażny w spojrzeniu na miłość T ra u g u tt podkreśla raczej, że zw róciła jego uw agę z powodu „... uderzającej prostoty, praw ości i praw dziw ej dobroci serca. Po ro k u znajomości przekonałem się, że lepszej nad nią tow arzyszki nie zn ajd ę”. Głębokie m usiało być uczucie, skoro d la niego, tak bardzo przyw iązanego do religii k ato lickiej, nie było przeszkodą, to że była p rotestantką. N iepokoiła tylko myśl, jak przyjm ie decyzję babunia. W ielką radość spraw iła m u A nna, gdy oznajm iła, że przechodzi na katolicyzm , a w z ru szenie i radość były tym większe, iż uczyniła to z przekonania.
N astało k ilk a szczęśliwych lat. Otoczyła go atm osfera kochających osób, żony i babki, któ ra też razem zamieszkała. U rodziła się có
reczka A netka. Te radosne lata przerw ała w ojna rosyjsko-turecka.
Jakże ciężko było teraz odjeżdżać z domu. Z żalem pisał: „1 g ru d nia 1853 roku początek sm utków i cierpień naszych, m usiałem zostaw ić żonę, dzieci, Babcię i ruszać na w ojnę w schodnią” . R a
zem z III batalionem saperów b ra ł udział w akcji n ad D unajem , w oblężeniu tw ierdzy tureckiej S ylistrii; następnie w r. 1855 prze
niesiony na K rym , w obronie Sew astopola przetrw ał m iesiąc na słynnym IV bastionie w śród najostrzejszych ataków , gdzie jak m ówili żołnierze, jeden dzień było tru d n o przetrzym ać. W sztabie głów nym arm ii południow ej przydzielony został do prac kance
laryjnych. H istoryk rosyjski M ikołaj W asyliewicz B erg, uczestnik tej w ojny, pełen zdum ienia, a n aw et podziwu pisał o T raugucie:
„Gdy w m arcu 1855 r. sztab arm ii południow ej znalazł się w m urach Sew astopola, T ra u g u tt jako starszy ad iu tan t w czw artym , czyli skarbow ym w ydziale d yżurstw a arm ii patrzył na ogień oblę
żonego w ojskam i czterech m ocarstw nieszczęsnego m iasta ze zdu
m iew ającym każdego spokojem. Nie cieszył się — zdaw ałoby się — z niczyich zwycięstw, ani naszych, ani sprzym ierzonych. K iedy inni Polacy, bardzo liczni w sztabie arm ii połud. i w w ojskach zebranych na K rym ie, nie opanow yw ali uczuć, bezcerem onialnie zaszywali się w swych nam iotach i siedzieli tam zasępieni, tak że ich w skutek tego nazyw ano term om etram i naszych zwycięstw...
T ra u g u tt był w tedy niezm iennie ten sam niew zruszony, zam knię
ty w sobie, nie uśm iechnięty, nie zachm urzony, nie zdradzający ani jednym gestem żadnej m yśli. Spokojnie przechadzał się po obozie rozm aw iając z oficeram i R osjanam i, a jeśli się chw ilam i zam ykał w sw ym namiocie, to jedynie dla odm ów ienia m odlitw y lub odczytania jakiegoś ustępu z Biblii, k tó ra go nigdy nie opu
szczała. P atrząc na niego, nie m ożna było przypuszczać, że to przyszły niezm ordow any, energiczny bojow nik za spraw ę polską, że to przyszły pełen niesłychanego poświęcenia, pow stańczy d y k ta tor P olski”.
Koledzy T ra u g u tta dziw ili się, nie mogli zrozumieć tego, że on,
o ile tylko czas pozwalał, pilnie w ertow ał i badał ak ta in nych wy
94
Z O F IA S C H M ID T[6]
działów sztabow ych, co zupełnie nie należało do jego obowiązków.
W ydawało się im to niepojęte i całkow icie niepożyteczne. Tym cza
sem on chw ytał i w ykorzystyw ał każdą sposobność, by dogłębnie poznać m echanizm arm ii.
Po skończonej w ojnie krym skiej, po trzy letn iej rozłące z rodziną u jrzał żonę nie do poznania zm ienioną, jakby chorą. T ak zm ieni
ły ją te trzy la ta tęsknoty i ustaw icznego niepokoju, gdy z fro n tu przychodziły wieści o poległych, przejm ujące lękiem i grozą, nasuw ające złow rogie przypuszczenia. W n o tatn ik u pisał: „25 lip- ca 1856 r. dopiero połączyliśm y się razem w Odessie, dokąd ja przyszedłem z K ry m u jako starszy a d iu ta n t S ztabu Głównego A rm ii 2, a m oja najm ilsza żona, córka i B abka przyjechały z G u
berni G rodzieńskiej, pow iatu kobryńskiego, ze wsi Ostrowia, gdzie od lata 1854 r. m ieszkały. B iedną żonę znalałem ta k w ym izerow a- ną, ta k zm ienioną z tęsknoty, że byłbym jej może nie poznał, gdybym na ulicy spotkał”. Z Odessy przyjechali do C harkow a. W harm onijnym życiu rodzinnym , w atm osferze w zajem nej miłości znalazł po tru d ac h w ojennych upragniony spokój i radość. U ro
dziła się d ruga córeczka. Nazwano ją Alojzą. G łębokie było jego spojrzenie na rodzinę, w miłości m ałżeńskiej w idział podstaw ę i drogę wiodącą do szerszej miłości. Do przyjaciela Ja n a K arskiego pisał z C harkow a w sierpniu 1857 r.: „Czy ludzie pojm ą, jak się kochać pow inni — nie wiem, Bogu to tylko wiadomo, ale tem u n ik t nie zaprzeczy, że to jest jedyny środek do osiągnięcia szczęścia tak pojedynczym ludziom, jak i całym narodom i ludzkości ca
łe j”.
W C harkow ie pracow ał w K om isji dla likw idacji spraw ra c h u n kowych sztabu i in ten d en tu ry . W ykazał bezkomprom isową, n ie
ugiętą postaw ę wobec nadużyć, które próbow ano różnym i m ętn y mi m achinacjam i tuszować. Coraz bardziej orientow ano się w jego niepospolitych, nieprzeciętnych zdolnościach, dośw iadczeniu i w ie
dzy. Po przeniesieniu do P etersb u rg a włączono go do k orpusu inży
nierów w ojskow ych i przydzielono do Z akładu Techniczno-G alw a- nicznego. W iązało się z tym stanow isko in stru k to ra i w ykładow cy w jednej z wyższych szkół technicznych. W zeszycie ew idencyjnym przybyw ały ordery, odznaczenia, w yróżnienia i wyższe stopnie wojskowe. O trzym ał rangę kapitana. W P etersb u rg u m iał dosyć wolnego czasu. Ja k b y z pośpiechem, uporem , konsekw entnym po
stanow ieniem , jakby z m yślą tajem ną, nie zdradzoną nikom u, po
szerzał i pogłębiał swą wiedzę w zakresie inżynierii wojskow ej.
Słuchał w ykładów uniw ersyteckich z chemii i fizyki prof. Chod- niew a i Lentza; zapew ne równocześnie śledził w ydarzenia polity
czne; niemożliwe, by nie w iedział o podziem nej spiskowej działal
ności Sierakow skiego — Dąbrowskiego, ale nie angażow ał się w tych spraw ach, a jeśli m yślał o nich, nie zw ierzał nikom u.
[7]
R O M U A L D T R A U G U T95
Rok 1859 był dla niego rokiem intensyw nej pracy w zdobyw a
niu dalszej wiedzy, rokiem zaszczytnych w yróżnień, aw ansów i ró wnocześnie rokiem nieszczęść, k tóre jedno po drugim z jakim ś okrutnym nasileniem uderzały burząc rodzinę. L atem z czworga dzieci zachorow ało dwoje najm łodszych. Choroby tej nie przeżyły.
W listopadzie um arła babka, w g ru d n iu tego samego roku 1859 ukochana żona. Odeszły na zawsze najdroższe osoby. Zostały dw ie sieroty: 7-letnia A netka, 3-letnia Lizia i porażony bólem ojciec.
Podobno n ik t nie słyszał skargi z jego ust. P racow ał dalej. N ie
szczęście znosił bez cienia buntu, z chrześcijańskim poddaniem się woli Boga. W pam iętniku pisał o drogich zm arłych: „Boże m iło
sierny, bądź im miłościw. Daj im wieczne odpoczywanie w chw a
le Tw ej św iętej, a m nie w spieraj, abym razem z nim i zasłużył sobie w ielbić Ciebie, Ojcze nasz najdroższy, po w szystkie w iek i” . Spokojny, opanow any stłum ił ból w ew nętrzną siłą, ale w ątły je go organizm uległ chorobie. Do J a n a K arskiego pisał, że w iele zniósł ostatnim i czasy, że był bez sił i że żadnych doktorów się nie radzi, bo na jego cierpienia w szelkie tylko Bóg lekarzem w niebie. O statnie przeżycia tragiczne pogłębiły stosunek do Boga, skłaniały do kontem placji. Przychodziły myśli o życiu zakonnym , o studiach teologii 6. W jego bogatej psychice kry ły się zarów no potencjalne możliwości bardzo aktyw nego działania, ja k i głębo
kiego skupienia i m istycznych uniesień. Z ainteresow ała go szcze
gólnie książka zakonnicy opisującej m istyczną w izję m ęki C h ry stu sa (C atherine Em erich: La douloureuse Passion de N. S. Jesus Christ). L ek tu ra w ciągała i pasjonow ała. W m iarę w czytyw ania się w ydaw ało m u się, że idzie za C hrystusem , czuje Jego bolesny, krw aw y tru d , z Nim razem ugina się pod ciężarem krzyża. W izja zespalała się z w łasnym cierpieniem i stała m u się ta k droga i bliska, że zapragnął przenieść tek st francuski na język polski.
Szukanie jak najw łaściw szej form y dla oddania fraz obcych w sty lu zgodnym z językiem polskim i rów nocześnie zachow anie w ie r
ności wobec oryginału pochłaniało, absorbow ało m yśl i przynosiło ulgę w c ie rp ie n iu 7. Od religijnych rozm yślań przyw oływ ały do rzeczywistości obowiązki życiowe. Osierocone dzieci w ym agały opieki. Z ajęła się nim i z początku siostra zm arłej żony M atylda, potem pow ierzył opiekę pani Chodowieckiej, będącej w przy jaź
ni z rodziną T rauguttów . W tym czasie z Polesia przychodziły 6 Tradycja rodzinna przekazała, jak podaje ks. Jarzębowski, że Trau
gutt po śmierci najbliższych nosił się z zamiarem wstąpienia do semi
narium duchownego. Głos spowiednika, wskazującego obowiązek wobec nieletnich dzieci miał rozwiać tę myśl.
7 W latach międzywojennych miał być publikowany ten fragment przekładu Traugutta. Ks. Jarzębowski zwracał się do społeczeństwa z prośbą o wiadomość, gdyby ktoś mógł jej udzielić o zaginionym rę
kopisie.
96
Z O F IA S C H M ID T[8j wiadomości dotyczące spadku po dziadku W italisie Szujskim.
T ra u g u tt dziedziczył po nim drobny m ajątek Ostrów. By załatw ić te spraw y, w ziął urlop i w yjechał na L itw ę. Po latach w racał w strony rodzinne. P rzyjechał do Białej, O strow ia. Otoczyła go cisza wsi; zbolałą i znękaną bezsennym i nocami głowę koił uzd raw ia
jący szum lasów; znow u chodził ty lokrotnie przem ierzanym i w dzieciństw ie i młodości drogami, znowu p atrzył w te sam e prze
strzenie, trzęsaw iska, błotniste łąki, m ostki i groble. W itali ludzie serdeczni, bliscy, znani z dziecinnych lat. W religii, przyrodzie i życzliwości serc ludzkich odnajdyw ał utracony spokój i powoli dochodził do rów now agi. Czas goił bolesne rany. O A nnie m yślał z uw ielbieniem , pisał w notatniku: „Przez półósma roku byłem mężem A nioła” . Dla babki zachował na zawsze głęboką wdzięcz
ność. Dni upływ ały m u teraz na zajęciach gospodarskich. Dzieci przyw iezione z P etersb u rg a odetchnęły swobodą wsi.
Na bardzo k ró tk i czas zajaśniała jeszcze raz dla niego m iła a t
m osfera życia rodzinnego, gdy zaw arł pow tórny związek m ałżeński z A ntoniną Kościuszkowną, dalszą krew ną Naczelnika. Dla dziew czynek stała się m ądrą, serdeczną opiekunką, gorąco p ragnęła za
stąpić im b ra k m atki. W jej miłości była też nieśm iałość i obawa, czy on potrafi znaleźć i dla niej m iejsce w swym sercu, po tak mocnym uczuciu dla Anny. Do M atyldy Plom bergerow ej, siostry A nny pisał: „Bóg nieskończenie m iłosierny po odjęciu takiej m atki, jaką zastąpić niepraw dopodobieństw em praw ie zdaw ałoby się ~ dał m ym sierotom najczulszą opiekunkę, praw dziw ą m atkę, a m nie żonę, której godnym całą duszą być pragnę i staram się . Tak w łaściw ie ułożyły się spraw y osobiste, ale nie była to pora cichego życia rodzinnego dla P olaka w owym czasie, ani pora dla kon
tem placji w zakonie, do której jego m yśl często w racała, ani pora ciasnego bytow ania w śród gospodarskich zajęć ziem ianina.
WYBÓR
Był rok 1861. W ypadki dziejowe następow ały szybko. Z W ar
szawy nadchodziły groźne, w strząsające wieści o m anifestacjach patriotyczno-religijnych, pociągających za sobą w iele ofiar. 27 lu tego 1861 r. w ojska carskie oddały salw y do bezbronnego tłum u zabijając 5 osób, a 8 kw ietnia na P lacu Zam kow ym zginęło zam or
dow anych około 100 uczestników m anifestacji. 2 m aja T ra u g u tt poprosił o długoterm inow y urlop. Był świadom y tego, w jakim położeniu postaw iłby go w ybuch pow stania, jako oficera arm ii ro
syjskiej. Więc powziął przełom ową decyzję. Postanow ił złożyć po
danie o zw olnienie od służby w ojskowej. „W r. 1861 podałem się do dym isji, a otrzym ałem ją 14 lipca 1862” — zeznaje w czasie po- cesu. — Powodem mego w yjścia ze służby był spadek otworzony
[9]
R O M U A L D T R A U G U T97
po śm ierci W italisa Szujskiego w e w si Ostrow iu, w lu ty m 1860 r.
zmarłego, tudzież słabość zdrow ia” 8. C órka D yktatora, A nna K o r
w in Juszkiew iczow a pisze w życiorysie ojca: „W r. 1861 Rom uald T ra u g u tt pod pozorem słabego zdrow ia prosił o dym isję, o rien tując się w sytuacji politycznej i wiedząc na co się zanosi w k ra ju ”. Na prośbę o dym isję odpowiedziano m u aw ansem , stopniem podpułkow nika. Mocna jego decyzja nie była jednak rów noznaczna z zaangażow aniem się w czynnej akcji konspiracyjnej, przygoto
w ującej pow stanie. Nie w idział szansy zw ycięstwa. P atrzy ł okiem doświadczonego fachowca, znającego potęgę w ielkiej arm ii, k tó rej był dotąd oficerem . Uważał, że należy czekać sposobniejszej chw i
li^ przygotow ać odpow iedniejsze w arunki. Ale wyczuwał, że czas jego działania nadejdzie. Do M atyldy Plom bergerow ej pisał 11 sty
cznia 1863 r. następujące słowa: „... dobroć Stw órcy d a je mi otuchę i nadzieję, iż za Jego św iętą łaską i pomocą we w łaściw ym czasie zdołam uczynić zadość w szystkim obowiązkom, jakie na m nie ciążą a o jakich me serce ani na chw ilę n ie przepom ina”.
W ybuch pow stania w K rólestw ie, wieści o toczących się w alkach, rozszerzeniu akcji na dalsze tereny, w szystko to nie w pływ ało na zmianę spokojnego i pozornie obojętnego try b u życia dziedzica Ostrowia. Ale "koledzy jego, Apollo H ofm eister i Ja n M itraszew ski organizując pow stanie na Polesiu m yślą w racali ciągle ku niem u, w nim jedynym w idzieli dowódcę dla oddziałów w pow iatach ko- bryńskim , prużańskim i brzeskim . Jeszcze z daw nych g im nazjal
nych św isłockich la t wiedzieli dobrze, kim jest T rau g u tt, n ie zm y
liła ich długa, 17-letnia służba w arm ii obcej. W yczuwali głęboki jego patriotyzm , pod pozoram i obojętności u kryty. Więc poproszo
no go o przyjęcie dowództw a. S tanisław M itraszew ski podaje o tym m om encie relację ojca, naczelnika K obrynia, jednego z tw ó r
ców tam tejszej organizacji pow stańczej. M ajątek M itraszew skich Bożydar koncentrow ał działalność pow stańczą. Tu zgrom adzili się członkowie organizacji i czekali odpowiedzi T ra u g u tta n a zw ró
coną do niego prośbę. R elacja ta przekazuje następującą sytuację:
„Jan M itraszew ski przedstaw ił T rauguttow i, co dotąd zrobiła o r
ganizacja m iejscowa, a m ianow icie w ielu zw erbow ano pow stań
ców, ile organizacja posiada już broni i am unicji, i prosił T ra u g u t
ta o przyjęcie dowództw a nad oddziałem kobryńskim . T ra u g u tt odpowiedział, że jako były w ojskow y zna siły arm ii rosyjskiej i jest przekonany, że w alka z tą arm ią przy posiadaniu tak nikłych środków, jakim i m ógłby rozporządzać w danej chw ili N a
ród Polski, jest nie do pom yślenia, radzi więc pow stania zanie
chać. Ojciec mój, Ja n M itraszew ski, zw racając się w gorących sło
wach do T ra u g u tta przekonyw ał, że wobec tego wszyscy Polacy 8 Proces Romualda Traugutta i członków Rządu Narodowego, t. 2, Warszawa 1960
7 — Nasza Przeszłość t. 51
98
Z O F IA S C H M ID T[10]
m uszą w ierzyć w zwycięstwo, a klękając i obejm ując T ra u g u tta za kolana zakończył: B łagam Cię, Rom ualdzie, nie odm aw iaj nam i Polsce i przyjm ij dowództwo nad naszym oddziałem. T ra u g u tt za
k ry ł sobie oczy rękam i, chw ilę się nam yślał i rzekł: Przekonałeś mnie, Janie, przy jm u ję dowództw o” .
0 tej sam ej chw ili w spom ina po latac h Eliza Orzeszkowa, po części z w iernością autentyczną, częściowo w ujęciu zbeletryzow a
nym. M łodziutką był w owym czasie, la t m iała 20. Było jej dane uczestniczyć i głęboko przeżyć pełną napięcia chw ilę oczekiw ania we dworze M itraszew skich na przyjazd i decyzję T ra u g u tta . P ło
nącym i entuzjazm em oczyma patrzy ła n a spraw ę powstańczą. P o
stać T ra u g u tta mocno w y ry ła się w jej pam ięci. W opow iadaniu pt. „O ni”, um ieszczonym w zbiorku „G loria V ictis” ta k kreśli je
go p ortret:
M iał la t trzydzieści sześć i na w iek ten w yglądał, w zrost średni budowę ciała więcej sprężystą i szczupłą, niż silną, a w ruchach łatw ych, pew nych siebie, w postaw ie w yprostow anej coś, co przy
pom inało typy w ojskowe. Od pierw szego w ejrzenia rzucała się w oczy głęboka czarność włosów, ta k obfita, że dw ie ich fale, jedna nad d rugą wznosiły się nad czołem śniadym , kształtnym , przerżniętym od brw i aż praw ie po włosy pionową linią głębo
kiej zmarszczki. Oczu niełatw o było dostrzec, bo okryw ały je szkła okularów , lecz w śród ow alu śniadej tw arzy uw agę zw racały usta bez uśm iechu, spokojne i poważne. Może ta pow aga u st i ta zm arszczka n a czole przedw czesna spraw iały, że w pow ierzchow ności tej uderzał przede w szystkim w yraz myśli skupionej, m a
łom ównej, Nic m iękkiego, giętkiego, ugrzecznionego, nic z ła t
wością w ylew ającego się na zew nątrz. Tylko m yśl jakaś panująca, przeogrom na, n ieustannie w m ilczeniu, w skupieniu p racująca i pod jej pokładem jakiś tajem ny upał uczuć, któ ry n a czole w ypalił przedw czesną zmarszczkę i gorącym kolorytem powlókł milczącą tw a rz ”.
Może pow aga przełom ow ej chw ili, w której autorka poznała T rau g u tta, narzuciła jej w zarysie p o rtre tu ten szlachetny patos, v/ którym ujm ow ała jego psychikę u w ydatniając milczącą, skupioną surowość.
1 o tym sam ym decydującym m om encie przyjęcia dow ództw a nad oddziałem kobryńskim mówi sam T ra u g u tt w okolicznościach tragicznych, zeznaje z charakterystyczną dla niego prostotą wobec kom isji śledczej w czasie procesu 9:
„... w m iesiącu kw ietniu r.z. R udolf Paw łow ski, doktor wolno p rak ty k u jący i E lert, młody człowiek, nie w iem czym trudniący się, obadw aj z K obrynia, widząc się ze m ną w tym że m ieście za
proponow ali m i objęcie dow ództw a nad oddziałem pow iatów ko- 9 Pierwsze zeznanie Traugutta.
[ U ] R O M U A L D T R A U G U T
99 bryńskiego, prużańskiego i brzeskiego i upew niali mnie, że od
dział ten będzie składać kilkaset ludzi. Na tak ą propozycję zrobi
łem im uwagę, iż robota tak a na nic sie nie przyda, że ja m ógł
bym dowodzić jakim ś oddziałem w ojska regularnego, gdyby to było, lecz kiedy mi przedstaw iono, że ludzie zebrani zginą, w tedy trzeciego dnia potem udałem się do oddziału do lasu Dziadkow ic- kiego, gdzie zam iast kilkuset zastałem tylko 160 ludzi opatrzonych w m yśliw ską broń i wszelkie potrzeby”. W dalszym z e z n a n iu 10 T ra u g u tt mówi: „Pow stania nikom u nie doradzałem , przeciw nie, jako były w ojskow y w idziałem całą trudność w alczenia bez arm ii i potrzeb w ojennych, z państw em słynącym ze swej m ilitarn ej po
tęgi. Gdy zbrojne poruszenie w ybuchnąć m iało w okolicy m ojego zam ieszkania, tj. w powiecie kobryńskim gub. grodzieńskiej, na kilka dni przed term inem udano się do m nie błagając, abym objął dowództwo. Zagadniony zupełnie niespodziew anie, przedstaw iłem w szelkie przeszkody, tak ogólne, ja k i osobiste i radziłem odw oła
nie. Okazało się, że odwołać nie było już czasu. Zgodziłem się w te dy na prośbę, bo jako P olak osądziłem za swą powinność nieoszczę- dzanie siebie tam , gdzie inni w szystko pośw ięcali”.
Na Polesiu nikłe były możliwości powodzenia ruchu pow stań
czego. P odjęty głów nie przez obyw atelstw o ziem skie nie spotkał się z szerszym poparciem ludu. S przyjał tylko teren, sprzyjała przyroda ułatw iając krycie się w przepastnym gąszczu, znikanie w nim lub niespodziew ane dla w roga zjaw ianie. P rzestrzenie b ło t
ne, pełne moczarów, ostępy leśne, nieprzebyte puszcze, podmokły, zapadający się g ru n t przecięty m nóstw em rzek, był to teren, zw ła
szcza w czasie w ylew ów wiosennych, dostępny jedynie dla ludzi tam zam ieszkałych, znających doskonale każde m iejsce i u m ieją
cych odnaleźć u k ry te przejścia Nie było łatw e, a czasem naw et niem ożliwe poruszanie się w ielkich oddziałów re g u larn ej arm ii.
Z 7 na 8 m aja 1863 r. późną ciem ną nocą na um ów ionym m iej
scu, v/ Dziadkgw ickim lesie, nad rzeczką Tem rą, w okolicach K o
brynia, na g ru n tac h m iasteczka A ntopola zgrom adziła się g ru p a ochotników pow stańczych. Po północy przybył tu R om uald T ra u gutt. Czekano na niego, pow itano jako dowódcę. T ak przyjm ow ał dowództwo, form ow ał oddział kobryński. Było ich 160. Do spręży
stego działania przystępow ał od razu. Postanow ił w n ajkrótszym czasie zmienić ich w spraw nych żołnierzy. P rzeprow adził oddział ku lasom horeckim , by zacząć odbywać ćwiczenia. Od pierw szych chwil narzucił żelazną, bezw zględną karność, nie znoszącą sprzeci
wu. Tw ardo, surow o w ym agał rzetelnego spełniania prac, ozna
czonych w godzinach z dokładną, nienaruszalną punktualnością.
K am pania trw a ła 9 tygodni. P ierw szą bitw ę stoczyli na grobli pod H orkam i w okolicach K an ału K rólew skiego. M istrzowsko ob
m yślana i przeprow adzona przez T ra u g u tta zasadzka przyniosła
100
Z O F IA S C H M ID T[12]
zupełne zwycięstwo. W następnych walkach dalej odnosili sukcesy odpierając ataki wroga. Ale sytuacja stała się trudna, gdy wróg ściągał z poważną armią, osaczał dokoła zamykając przejścia leś
ne. Na darmo słano gońców wzywając odsieczy. Nie nadchodziła.
Tymczasem 3-tysięczna armia pod wodzą gen. Eggera przystąpiła do ataku. Bohatersko zmagali się powstańcy z przeważającą armią, raz po raz odpierając natarcie. Od wczesnego południa trwała za
cięta walka do wieczora. Marian Dubiecki p isz e 1 0 11: „Traugutt w tym dniu był wszędzie, wszystko widział, pragnął wystarczyć za w ielu za całe szeregi. Widziano go w miejscach najniebezpiecz
niejszych, gdzie sztandar śmierci najuparciej powiewał, zachęcał zagrzewał, w lew ał odwagę, pomnażał ufność, podnosił siły omdle
wające swych młodych żołnierzy”. Ulec m usieli w tej nierównej walce, ale bohaterska postawa wzbudziła podziw wroga. Gen. Egger miał się wyrazić: „Przy mnie plac boju, ale przy Traugucie zv.v- C1'straty' poniesiono bardzo duże. Rozeszła się wieść, że Traugutt zginął, a on wyczerpany i chory schronił się w Ludwmowie^ Ser- deczną znalazł tu opiekę. Pani Eliza Orzeszkowa obmyśliła najbez
pieczniejsze miejsce, pokój z wyjściem do ogrodu, co mogło ułat
w ić ewentualną ucieczkę. Raz po raz zjawiali się zandarmu, rew i- zia za rewizją przetrząsała dwór, ale do ukrytego wodza me do
tarto. W liście do Mariana Dubieckiego wspomina Orzeszkowa 2:
Te dwa tygodnie całe przepędziłam z Trauguttem, który przez połowę czasu tego ukrywał się w domu naszym w L e m o w i e a przez drugą połowę dojeżdżał do partu, na nowo pod Pińskiem uformowanej, w moim towarzystwie i w poszostnej karecie, g yz inaczej, jak w towarzystw ie kobiety i w zamkniętym para m e wyglądającym powozie podróży tej wśród wielotysięcznych
pieczeństw odbyć by nie mógł”. Po odzyskaniu sił i złączeniu z oddziałem Wańkowicza podjął Traugutt dalszą kamP ^ W “ ^ zw ykle już trudnych warunkach. N ie przemyślany rozkaz władz powstańczych skierował go »a poludmowy-wschńd ku W ogm ow ń SDOtkano się tutaj z wrogim nastawieniem ludu białoruskiego, a S i ^ n S c i do’ re sz t, ty n is z c z a l siły. Staczano jeszcze dakze potyczki pod Stolinem, Dąbrowicą, przeprawiano się dwukrotnie pod ogniem nieprzyjacielskim przez Horyn. Ostatnią była - nod Kołodnem, wprawdzie nie rozstrzygnięta, ale do dalszej akcji nie byli już zdolni. Traugutt rozchorował się ciężko Wyczerpany trawiony gorączka, dawał jeszcze zlecenia, podzielił oddział na dziesiątki i oznaczył kierunek udania się za Styr, do partu Wa
10