• Nie Znaleziono Wyników

JS/b 5,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JS/b 5,"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JS/b 5,

W arszaw a, dnia 4 lutego 1900 r.

T om X IX .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R ENUM ERATA „W SZ E C H ŚW IA TA ".

W W a r s z a w ie : rocznie rub. 8, k w artaln ie rub. 2.

Z p r z e s y ł k ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10 , półrocznie rub. 5.

P renum erow ać można w R edakcyi W szechświata i w e wszyst­

kich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

K om itet R e d a k c y jn y W s z e c h św ia ta stanow ią P anow ie : Czerwiński K., D eike K., D ickstein S.. Eism ond J ., Flaum M., H o y er H ., Jurkiew icz K ., K ram sztyk S., Kw ietniewski W ł.t Lewiński J ., Alorozewicz J ., N atanson J ., Okolski S., S trum pfE .,

T u r J ., W ey b erg Z., Zieliński Z.

R e d a k to r W sz e c h św ia ta p rz y jm u je ze sp ra w a m i re d a k c y jn e m i co d zien n ie o d g. 6 do 8 w iecz. w lo k a lu redak cyi.

A d r e s E e d a k o y i : K r a s o w s k i e - IFrzećlm.ieście, 2ST-r ©S„

Z biologii owadów.

W ęd ró w k i z w ie rz ą t. — P o w ie trz e i w oda, ja k o śro d k i k o m u n ik acy i. — Ż yw otność ow adów , —

„S en w o d n y ” . — „ P rz e c z u w a n ie ” pogo d y i „ ż y ­ we b a ro m e tr y 1*. — W p ły w b u rz y , ja k o je d n e g o

z czy n n ik ó w ro zp o w szech n ien ia ow adów .

F a k t wędrówek zwierząt wogóle znany jest bardzo dobrze. Wszyscy wiemy o ptakach przelotnych, o wędrownych ławicach pew­

nych gatunków ryb, a gdy się pomyśli o wę­

drówkach owadów, komuż nie przyjdzie na myśl szarańcza, której chmury już Pismo święte wymienia w liczbie plag egipskich.

Właściwie powiedziawszy, nietyle są, cieka­

we te najścia gromadne, rzadkie i sporadycz­

ne, ile raczej wędrówki ciche, niedostrzeżo- ne, lecz ciągłe i prawidłowe; niekiedy podej­

mowane nawet przez pojedyńcze osobniki, stanowią wszakże zjawisko stałe w życiu owadów o bardzo doniosłem znaczeniu.

W badaniu wielkich wędrówek rzeczą pierwszą i niezbędną jest poznanie odpo­

wiednich śrcdków komunikacyi. Ponieważ owady w większości przypadków należą do zwierząt, obdarzonych dobrze rozwiniętemi skrzydłami, przeto zwracają na siebie uwagę w tym względzie przestrzenie powietrzne :

droga ta stoi otworem dla wszystkich istot, które korzystać z niej mogą—bez względu na to, czy rzeczywiście czynnie nad tem środowiskiem panują, czy też tylko unosić się dają biernie na skrzydłach wiatru.

Zdawałoby się, że u owadów, jako istot posiadających zdolność lotu czynną, te ga­

tunki powinny z największą łatwością wę­

drówki swe odbywać, które posiadają zdol­

ność lotu najbardziej rozwiniętą. W rzeczy­

wistości jednak rzecz się ma wręcz przeciw­

nie : główne znaczenie ma tu nie siła skrzy­

deł, lecz potęga wiatru, przenosząca lekkie organizmy na znaczne nieraz odległości.

W taki sposób wędrują nietylko dojrzałe owady skrzydlate, lecz nawet jajka, larwy i poczwarki, porwane wraz z częściami ro­

ślin, na których mają siedliska.

Drugim środkiem komunikacyi, mającym większe znaczenie w wędrówkach owadów, jest woda. Lecz jak z dróg powietrznych korzystają nietylko organizmy, uzdolnione do lotu czynnego, tak też drogą wodną przenoszą się nietylko, zresztą bardzo nie­

liczne, owady wodne : bardzo często na łaskę żywiołu tego oddane bywają gatunki, nigdy nie zażywające, a nawet okazujące wstręt do kąpieli. Trzeba wszakże zauważyć, że ja k ­ kolwiek owady, jak wszystkie zwierzęta lą­

dowe, nie mogą przebywać w środowisku

(2)

wodnem, jednakże zabija je ono daleko wol­

niej, niż zwierzęta ciepłokrwiste.

Odporność na zabójcze działanie wody nie wszystkie gatunki posiadają w jednakowym stopniu. Jedne giną już w wodzie po prze­

ciągu 1— 2 godzin, inne natom iast cale dnie przebywać mogą w stanie letargu i, znalazł­

szy się znów w zwykłem środowisku, nano- wo budzą się do życia i są tak rzeźkie, jak- gdyby się im nic niezwykłego nigdy nie przy­

trafiło. Dotychczas ta niezwykła zdolność organizmów owadów nie została jeszcze na­

leżycie zbadana; należy się spodziewać, że dopiero przyszłość ujawni nam tu wiele zja­

wisk bardzo ciekawych.

Jestto jeden z objawów zadziwiającej ży­

wotności tych zwierząt, na którą nie mógł nie zwrócić uwagi, ktokolwiek trudnił się kiedy ich zbieraniem. Któż z nas, wbiwszy chrząszcza na szpilkę, nie podziwiał nie­

zwykłej jego odporności na działanie narzę­

dzia morderczego, obserwując, jak po kilku dniach takiej strasznej pozycyi był w stanie jeszcze się obracać i nietylko nóżkami i mac­

kami, lecz nawet całem swem ciałem poru­

szać? Któż nie zna takich przypadków, kie­

dy owad, zwłaszcza chrząszcz, trzymany przez parę godzin, nie mówimy już w wo­

dzie, lecz w mocnym spirytusie, a następnie wbity na szpilkę, najniespodziewaniej budzi się z chwilowego letargu, wyrywa szpilkę z dna pudełka i wraz z nią, tkwiącą w swem ciele, zaczyna krążyć po ścianach więzienia, krusząc drobniejsze okazy, napotkane po drodze? Wszystko to zdaje się w dosta­

tecznym stopniu dowodzić niezwykłej zaiste żywotności owadów i pozwala nam łatwiej pogodzić się z faktem ich odporności na działanie środka, tak stosunkowo niewinne­

go, ja k środowisko wodne.

Zdolność ta przetrzymywania dłuższych przymusowych kąpieli jest dla owadów nie­

zbędna. Niektóre bowiem gatunki nietylko w stanie larw i poczwarek, lecz nawet zu­

pełnie dojrzałych osobników zmuszone są nieraz całe miesiące przebywać pod ziemią, która podczas deszczów bywa przesiąknięta wodą; kąpiel taka trwać może niekiedy po parę tygodni. Zdolność, o której mówimy, jest tedy przystosowaniem do tego rodzaju warunków bytu : owad zapada w stan letar­

gu, któremu moglibyśmy nadać analogiczną

np. do snu zimowego nazwę „snu wodnego”;

a stan taki trw a póty, dopóki organizm znów się nie znajdzie we właściwem sobie, czyli gazowem środowisku.

Powszechnie wiadomo, że chrabąszcze wy­

chodzą z poczwarek już pod koniec lata i przez 7—8 miesięcy przebywają w swych schroniskach podziemnych, aby na wiosnę raptownie się na powierzchni ziemi ukazać.

P rof K arol Sajó opowiada w czasopiśmie

„Prometheus”, że jeden z jego znajomych polecił razu pewnego nazbierać chrabąszczy i wrzucić do naczynia, napełnionego wodą;

po zachodzie słońca chrząszcze te miały być wyjęte z wody i wysypane do zagrody, prze­

znaczonej dla drobiu, aby ptastwo, ze­

rwawszy się wraz ze wschodem słońca, od- razu znalazło pożywny i świeży pokarm.

Jakże się zdziwiono, kiedy nazajutrz się okazało, że chrabąszcze pomimo kilkogodzin- nej kąpieli, zerwały się jeszcze wcześniej od drobiu, a gdy służąca przyszła o świcie p ta ­ stwo wypuścić, znalazła w zagrodzie już ty l­

ko drobną resztkę z wielkiej gromady rzeko­

mych trupów tych owadów.

Drugi przykład przedstawia znany szkod­

nik krzewu winnego, bawełnica (Phylloxera vastatrix); gdy się chce go zniszczyć z pomo­

cą wody, należy zalać winnicę i trzymać ją pod wodą w przeciągu przynajmniej 45 dni.

Sposób ten stosowany bywa niekiedy pod­

czas zimy, ale przeciąg czasu, krótszy od wskazanego, nie wystarcza do zupełnego wy­

tępienia szkodników, zwłaszcza tych, które siedzą na korzeniach winorośli.

Prof. Sajó zebrał razu pewnego na polu, zasianem lucerną, kilkanaście osobników różnych szkodników: Otiorrhynchus, Opa- trum sabulosum, Silpha obscura i PhytO;

decta fornicata. Wsypawszy owady do słoi­

ka, skropił je benzyną, która jest jedną z najbardziej gwałtownych trucizn, zabijają­

cych owady w przeciągu kilku minut, a na­

stępnie, aby oczyścić owady od ziemi, wraz z którą były zebrane, wrzucił je do wody.

Po 24 godzinach owady były wyjęte z wody i dla wysuszenia ułożone na arkuszu bibuły.;

lecz po upływie niecałej godziny pozornie martwa gromadka zaczęła się mocno, coraz mocniej poruszać, okazując objawy budzą­

cego się na nowo życia. Martwe były istot­

nie tylko czerwone chrząszczyki Phytodecta

(3)

<Nr 5 WSZECHŚWIAT 67 o ra z część osobników .Silpha obscura; innym

nie zaszkodziła bynajmniej nietylko woda, Jecz nawet para. benzyny.

Każdy deszcz ulewny zalewa ziemię poto­

kami wody, które porywają miliardy owa­

dów, ich larw, jaj i poezwarek i przenoszą na znaozpe niekiedy odległości. Wiele osobni­

ków woda wypłókuje z pod ziemi, inne prze­

noszą się na falach, płynnego żywiołu wraz z owocami, liśćmi, łodygami, korzeniami i in­

nemi częściami organizmów roślinnych. Ro­

zumie się samo przez się, że im nawałnica jest mocniejsza, tem większe rozmiary przy­

biera tego rodzaju wędrówka bierna nieprze- ' branych ilości różnych owadów. W warun­

kach normalnych podróże takie zwykle od­

bywają się wzdłuż stałych dróg wodnych, zwłaszcza na rzekach spław nych: jakież mnóstwo Owadów : musi mieć przytułek na zbitych w tratwy pniach drzewnych.

W e wszystkich tych przypadkach owady, skutkiem właściwej im odporności, której przykłady j.użeśmy wyżej poznali, mogą przetrwać dłuższy nawet pobyt w środowisku wodnern i po pewnym czasie, znalazłszy się znów w miejscu suchem, budzą się nanowo ,do życia. Właściwość ta jest tedy nader ważnym czynnikiem rozsiedlenia gatunków, a od tego zależy w znacznym stopniu ich istnienie.

Przed ohwilą zwracaliśmy uwagę, że w wę­

drówkach, o których mowa, bardzo ważne znaczenie m ają nawałnice, wyrywające owa­

dy z ich kryjówek i roznoszące po świecie.

F a k t ten Otwiera nam drogę do dalszych, niezwykle ciekawych spostrzeżeń.

Nie potrzeba na to zbytniej spostrzegaw- ■ czości, żeby zauważyć, że stan pogody i wogóle zjawiska meteorologiczne wywierają

‘Smaczny wpływ n a świat zwierzęcy; na tej 4też zasadzie; obserwując zachowanie się zwierząt, ludzie, żyjący bliżej z naturą, jak

■wieśniacy i marynarze, oddawiendawna przepowiadają pogodę; ostatni na fasadzie zachowania się mew z mniejszą lub większą ścisłością wnioskują o spodziewanej zmianie kierunku wiatru. Wraz ze zbliżaniem się zjawisk,; zapowiadających zmianę pogody, odrazu, jak za dotknięciem różczki zaczaro­

wanej, życie świata zwierzęcego niezwykłą przybiera postać. Wiadomo, że raki przed burzą zwykły wychodzić z wody na pokryte

traw ą brzegi rzek i strumieni, niektóre ryby dostają jakichś napadów szalonych, a liczne ptaki i zwierzęta ssące okazują się złe i roz­

drażnione.

Wiadomo też, że zwykłe muchy pokojowe, zazwyczaj względnie spokojne i niezbyt do­

kuczliwe, przed deszczem i burzą stają się nie do zniesienia : dziesięć osobników mo­

że wówczas bardziej dokuczyć, niż cała ich setka podczas pięknej i jasnej pogody.

Zwiastunem deszczu jest też n atręt (Stomo- xys calcitrans), prześladujący dotkliwie „na zmianę pogody” swemi żądłami ludzi i zwie­

rzęta. Również jusznica (Haematopota plu- vialis) zjawia się tylko podczas spadania barometru, lecz jej żądza krwi zato nie ma wówczas granic;, nawet komary i pchły stają się nieznośniejsze w czasie zmian meteorolo­

gicznych. I zawsze, im znaczniejsze zapo­

wiadają się zmiany w atmosferze, tem więk­

szy niepokój ogarnia świat zwierzęcy.

Przykłady powyższe dotyczą zjawisk, znaj­

dujących się w ścisłym związku z naszem życiem codziennem, znanych nam jaknajle- piej. Rozumie się samo przez się, że toż samo stosuje się do różnych innych zwie­

rząt; dość zwrócić baczniejszą uwagę na ży­

cie zwierzęce, a takich „żywych barometrów"

można wszędzie dużo odnaleść. Zresztą i człowiek nie stanowi w tym względzie wy­

jątku. Kiedy poeta mówi:

Quand il pleut sur la villę, II pleut dans mon coeur. . . —

jestto najlepsze określenie zjawiska, właści­

wego całemu światu zwierzęcemu. Człowiek, jak to zresztą widzieliśmy i u innych typów zwierzęcych,., nietylko podlega bezpośrednie­

mu wpływowi pogody, lecz jakgdyby „prze­

czuwa” niekiedy jej zmiany. Wpływ wa­

runków atmosferycznych odbija się na czyn­

nościach organizmu, zwłaszcza systemu ner­

wowego nietylko u dzieci, kobiet i chorych, jak sądzą niektórzy, lecz bez wyjątku u wszystkich, jakkolwiek nie wszyscy i nie- zawsze zdają sobie z tego sprawę; w zależ- nośoi od właściwości indywidualnych, taż sama przyczyna wywołuje u jednych ludzi pewien niepokój, rozdrażnienie, u innych znów ospałość i t. d.

Lecz wróćmy do owadów. Któż nie zwró­

cił na to uwagi,że w pewne dnie, a zwłaszcza

(4)

N r 5

wieczory parne, zapowiadające burzę, po­

wietrze aż roi się od tych istot skrzydlatych, z niezwykłą natarczywością atakujących na­

sze mieszkania; zdaje się, że jak aś siła nie­

przeparta wypycha je wówczas z kryjówek do wolnych przestrzeni powietrznych, a gdy zerwie się burza, wicher roznosi je, jak ple­

wy, rzucając niekiedy na znaczną odległość.

Lecz nietylko gatunki skrzydlate drogą tą uskuteczniają swe poszukiwania nowych siedzib; wiatr porywa też owady, nieuzdol- nione do lotu, jak np. mszyce, siedzące na liściach roślin. Je d n e z nich rzuca na miej­

sca takie, gdzie, nieznajdując odpowiednich warunków życia, muszą ginąć marnie; inne dostają się do miejsc, które, jakkolwiek skądinąd wcale odpowiednie, są już wszakże przepełnione,—odbywają zatem prawdziwą podróż „z deszczu pod rynnę”; część ich spada znów na przestrzenie, pokryte wodą, i śmierć w nich znajduje; pewna część wresz­

cie zdobywa szczęśliwym trafem siedziby wolne, przez wrogów gatunku nie zajęte, zaopatrzone w odpowiednie ilości materya- łów pokarmowych i znajdujące się w odpo­

wiednich warunkach klimatycznych; te właś­

nie osobniki zakładają nowe kolonie, mnożąc się i roznosząc w ten sposób panowanie ga­

tunku.

Widzimy tedy, że niepokój, ogarniający owady przed zbliżeniem się burzy, staje się jednym z czynników rozpowszechnienia ga­

tunków. Wyjaśniliśmy to sobie w stosunku do tych przypadków, kiedy owady porywa prąd wiatru i przenosi z miejsca na miejsce.

Toż samo zastosować możemy i wówczas, kiedy motorem staje się nie wicher, lecz prąd potoków wody deszczowej. Ogarnięte gorączkowym niepokojem, owady opuszczają przed burzą swe kryjówki i rozłażą się w różnych kierunkach; gdy spadnie ulewa, woda łatwiej może je porywać i na nowe miejsca przenosić. I w tym tedy razie ów charakterystyczny niepokój przed burzą jest czynnikiem, sprzyjającym wędrówkom

owadów.

Tak tłumaczy tę sprawę prof. Sajó. Owad, wyciągnięty wewnętrznym jakimś niepoko­

jem ze swej kryjówki w chwili, kiedy zapo­

wiada się burza lub ulewa, oddaje się w ten sposób na łaskę wichru lub potoków wody, które go unoszą daleko. Pomocną okazuje

mu się w tym względzie niezwykła odpor­

ność na działanie wody przez zapadanie w stan letargu, czyli t. zw. „snu wodnego“.

Wpływ zjawisk atmosferycznych jest po­

wszechny dla całego świata zwierzęcego, wszystkie istoty w słabszym lub mocniejszym stopniu mu podlegają. W stosunku do owadów okoliczność tę wyzyskuje dla siebie sprawa ogólniejszego znaczenia, niż interes jednostki, sprawa podtrzymania gatunku;

niepokój ten staje się jednem z przystosowań w nader ważnej czynności, dotyczącej roz­

powszechnienia gatunku.

Nie potrzeba chyba zaznaczać, że taki rodzaj wędrówki nie jest wyłączny. Owady roznoszą panowanie swego gatunku nietylko na skrzydłach wiatru i z prądem potoków wody deszczowej; niektóre wędrują na po­

wierzchni innych zwierząt, bardziej do wę­

drówki samodzielnej uzdolnionych; inne znów korzystają w tym względzie ze zdoby­

czy cywilizacyi, zwłaszcza z wszelkiego ro­

dzaju udogodnień komunikacyjnych, jak po­

jazdy, koleje żelazne, statki parowe i t. d.

Niebrak wreszcie wśród owadów i prawdzi­

wych piechurów, którzy na własnych nogach przenoszą się z miejsca na miejsce, już to w pojedynkę, ale ciągle, choć niepostrzeże­

nie, to znów całemi zastępami, siejącemi przestrach i przerażenie.

E . S.

P L A N E T A E R O S .

Początek wieku X I X zaznaczył się w dzie­

jach astronomii odkryciem przez Piazziego pierwszej drobnej planety Ceres, przez co został wypełniony przedział między drogami M arsa i Jowisza, nieodpowiadający roz­

miarami odległościom od słońca innych pla­

net; odkrycie jeszcze trzech planetoid do roku 1807 naprowadziło Olbersa na domysł, że powstały one z rozbicia się jednej więk­

szej planety i że z biegiem czasu należy spodziewać się coraz to nowszych planetoid.

Chociaż pochodzenie ich z planety rozbitej na drobne planetoidy nie jest dowiedzionem, jednakże domysł co do ich ilości sprawdził się. Pomiędzy chwilą odkrycia 4-ej (Yesta)

(5)

Nr 5 WSZECHŚWIAT 69

i 5-ej (A strea) planetoidy, upłynęło prawie 40 lat, ale począwszy od tego czasu, rok każdy przynosi nam po kilka planetoid, a z chwilą, zastosowania fotografii do celów naukowych wiadomości o nowoodkrytych planetoidach zjawiają się niemal w każdym zeszycie czaso­

pism specyalnych; nic dziwnego zatem, że zainteresowanie się temi odkryciami stawało się z biegiem czasu coraz mniejsze.

Pomimo tego, zwróciła na siebie specyalną uwagę planetoida, odkryta w dniu 25 sierp­

nia 1899 r. przez Gustawa W itta w obser- watoryum Uranii berlińskiej zapomocą foto­

grafii. Tejże samej nocy, nowa planetoida była również sfotografowana przez Charlois w Nizzy. Szczególniejsza uwaga była zwró­

cona na tę planetoidę z tego powodu, że ta niezmiernie szybko zmieniała swe miejsce między gwiazdami, zakreślając przeszło 1/2°

w ciągu doby. Gdy na zasadzie spostrzeżeń A. Berberich, który zajmuje się przeważnie planetoidami, wyznaczył jej drogę, okazało się, że prawie połowa tej drogi znajduje się pomiędzy orbitami ziemi a Marsa, pozostała zaś część między Marsem a Jowiszem. Prócz tego okazało się, że orbita posiada znaczny mimośród, a punkt przysłoneczny planety znajduje się bardzo blisko ekliptyki. W y­

liczenia przekonały również, że w r. 1894 planetoida znajdowała się od ziemi w odleg­

łości zaledwie 21 milionów kilometrów, czyli przeszło 7 razy bliżej aniżeli słońce przez co mogła być widziana jako gwiazdka 6-ej wiel­

kości, a więc gołem okiem; podobne położe­

nie planetoidy względem ziemi, pozwalające na obserwacye z tak bliska, zdarzy się dopiero w r. 1924. W celu przekonania się, czy rzeczywiście w r. 1894 planetoida znaj­

dowała się na sklepieniu nieba, zwrócono się do uniwersytetu harwardzkiego w Cambridge (Harvard College), gdzie od lat 10 odbywa się stałe fotografowanie nieba, a liczba otrzy­

manych fotogramów przenosi 10 000. Tak znaczna ilość zdjęć, niejednokrotnie już po­

służyła do sprawdzenia odkryć astronomicz­

nych; tak np. w roku 1892, gdy zjawiła się nowa gwiazda w konstelacyi Woźnicy, to po­

równanie ze zdjęciami, poprzedzającemi datę odkrycia gwiazdy (1 lutego), pokazało, że nowa gwiazda była fotografowana pomiędzy 10 grudnia 1891 roku oraz 20 stycznia 1892 roku.

Dla wynajdowania planetoid, astronom z obserwatoryum Licka, Barnard, podał n a­

der praktyczny sposób : z negatywów należy robić pozytywy i następnie negatyw, zrobio­

ny w jednym czasie, nakładać na pozytyw z innego czasu; jeżeli po nałożeniu tych dwu szkieł każdemu czarnemu krążkowi ne­

gatywu odpowiadać będzie jasny krążek po­

zytywu, oznaczać to będzie, że wszystkie gwiazdy na danej przestrzeni nieba pozosta­

ły na swem miejscu, w przeciwnym razie, jeżeli jedna z gwiazd zmienia swe położenie (w razie gdy gwiazda okaże się planetą), to odpowiednie krążki nie będą wzajemnie przykrywać się i przez nie przechodzić b ę­

dzie światło.

Po przejrzeniu kilkuset klisz okazało się, że nowa planetoida była fotografowana już

C

IW

O rb ity ziem i, M a rsa i E ro sa .

w latach 1893, 94 i 96 i fotogramy dały możność określić położenia planetoidy wzglę­

dem gwiazd stałych, a co zatem idzie i ele­

menty orbity, średnią szybkość oraz czas obrotu dokoła słońca.

Należało dać planetoidzie odpowiednią na­

zwę; dotychczas wszystkie nazwy planetoid były rodzaju żeńskiego, jednakże W itt, chcąc ją odróżnić od innych planetoid, nadał jej imię męskie Bros.

Rysunek przedstawia orbitę ziemi, M arsa, oraz Erosa, przyczem linia ciągła oznacza część orbity, leżącą na północ od ekliptyki, a linia kropkowana — na południe. J a k wskazuje rysunek, najmniejsza odległość po­

między orbitami ziemi a Erosa jest prawie trzy razy mniejszą od najmniejszej odległo­

ści między orbitami ziemi a Marsa. Przy-

(6)

jąwszy średnią odległość ziemi od słońca za 1, mamy dla najmniejszych odległości Erosa od ziemi liczby 0,15 i 0,78, stosownie do wzajemnego położenia tych planet, o czem można łatwo przekonać się na rysunku. N a j­

większa zaś odległość nowej planetoidy od ziemi wynosi 2,80.

W czasie niektórych przeciwstawień Eros znajdować się może bliżej ziemi, aniżeli inne planety (Wenus i Mars), co da możność określić z obserwacyi z większym stopniem dokładności, aniżeli dotychczas, paralaksę słońca i, co zatem idzie, średnią, odległość ziemi od słońca; następnie, z powodu szcze­

gólnego położenia orbity ziemi względem orbity Erosa, odmiany jego dosięgają znacz nycb rozmiarów i chociaż bezpośrednio nie będzie ich można obserwować, wskutek ma­

łych rozmiarów tarczy, jednak z większą, aniżeli dotychczas, dokładnością będzie można określić wpływ odmian na siłę blasku.

Do osobliwości w ruchach nowej planetoi­

dy zaliczyć należy to, że w czasie przeciw­

stawienia nie ma ruchu wstecznego, a to z powodu znacznego ruchu pozornego, który sprawia, że około czasu przeciwstawienia szybkość pozorna planety zmniejsza się, a następnie Eros, niezatrżymując się i nie- cofając, posuwa się coraz szybciej. Najbliż­

sze przeciwstawienie nastąpi w połowie lu te­

go 1901 r. i wtedy odległość E rosa od ziemi wynosić będzie 0 ,3 , zatem mniej aniżeli średnia odległość ziemi od M arsa.

O ile dotychczasowe wyliczenia, dokonane j przez A. Berbericha oraz prof. Millosevicha, mogą być dokładne, elementy orbity Erosa i są następujące :

Długość węzła wstępującego 303°27,48,3".

Odległość punktu przysłonecznego od te ­ goż węzła 177°13'32,6".

Nachylenie orbity do ekliptyki 10°48'33,5".

Mimośród 0,2227.

Czas obrotu dokoła słońca 643,102 dni. j Połowa osi wielkiej 1,458101.

6. Tołwiński. •’

1 !;:•■> j]"' 'Uwi/iK i

. Hi J n <:h.Sk.~so V.5i'^lai ;

Z najnowszych dziejów ziemi.

(D okończenie).

Kiedy utrwaliło się pojęcie o zlodowace­

niu znacznych obszarów ,; sądzono pierwot^

ńie, że był to czas zupełnej zagłady tworów organicznych, że bardzo nieznaczna część ich zdołała schronić się na południe i po ustąpieniu lodowców powróciła do dawjiych siedzib.' Badania pokładów czwartorzędo­

wych, odróżnienie moreny dolnej i górnej, warstw międzylodowcowych, badania okazów kopalnych świata roślinnego i zwierzęcego, co stanowi niepożytą zasługę N atborsta, Neh- ringa 4 Heera, znacznie rozszerzyły pier­

wotne pojęcie o klimacie i mieszkańcach epoki czwartorzędowej, wykazały, że w tym okresie w rozmaitych miejscach' klimat był rozmaity* ulegał znacznym zmianom, że w czasie międzylódowcowym tem peratura była wyższa, wilgoci więcej niż teraz,, co umożliwiło rozwinięcie się flory i fauny w głównych rysach analogicznej z dzisiej­

szą, ale bez porównania bogatszej i bardziej urozmaiconej.

Południową granicę zlodowacenia,;Europy oznacza nietylko morena końcowa; ale i roś­

linność, jak ą napotykamy dzisiaj w tundrze syberyjskiej : rozmaite rodzaje mchów, traw, brzoza karłowata, sosna, wierzby w miarę obsuwania się lodowca na północ roślinność tundry ustąpiła miejsca stepowej i dopiero w okresie międzylodowcówym rozwinęła się wspaniała flora leśna; oprócz drzew, znajdu­

jących się dzisiaj w tychże miejscach rosły drzewa figowe,laUrowe, rododendrony, obec­

nie napotykane na południu Europy, rodzaje drzew o liściach grubych i mięsistych, świad­

czących o większej zawartości wilgoci .i śred­

niej tem peraturze o 8°—y° wyższej niż teraz.

W iele roślin epoki czwartorzędowej, jak Be- tula, Salix, Saxifragą, Polygonum, Azalea, rośnie obecnie w miejscowościach z n a jb a r­

dziej rozmaitą roczną tem peraturą : na Szpicbergu z tem peraturą —8°, na szczycie St. Grotharda z tem peraturą -—3,7°, wresz­

cie rtad brzegami jeziora Bodeńskiego, Czte­

rech Kantonów. Daje -td wielu uczonym pawód do tw ierdzenia,; żó głównym czynni­

kiem zlodowacenia Europy była riie temjie-

(7)

Nr 5 WSZECHŚWIAT 71

ratura, lecz obfitość wilgoci. Przy obfitości wilgoci obniżenie się tem peratury o 5° w po­

równaniu z dzisiejszą, wytworzyłoby w dłu­

gim okresie czasu olbrzymie masy lodu. Tę samę myśl o obfitości wilgoci jako przyczy­

nie zlodowacenia niezmiernych przestrzeni w okresie czwartorzędowym nasuwają znaj­

dujące się na Alasce i wyspach Nowosybe- ryjskich „lodowce martwe”, które niezaprze- czenie są resztkami wielkich lodowców epoki czwartorzędowej. N a znacznej przestrzeni pod warstwą gliny lodowcowej, gdzie znaj­

dujemy doskonale zachowane trupy mamu­

tów, rozpościera się gruby pokład lodu.

Miejscowości te należą do najzimniejszych na kuli ziemskiej, ale posiadają klimat su­

chy. Lodowce nie zwiększają się, nie posu­

wają się na południe wskutek braku poży­

wienia w postaci opadów atmosferycznych.

Fauna czwartorzędowa zawiera niewiele form morskich, prawie wszystkie żyją w mo­

rzach dzisiejszych. Natom iast fauna lądo­

wa jest bardzo rozmaita i samoistna. Śród zwierząt wymarłych pierwsze miejsce ze względu na rozpowszechnienie zajmuje ma­

mut, Elephas primigenius. Znajdujemy go na Syberyi, na całej przestrzeni Europy pół­

nocnej, w Ameryce. Szczątki mamuta daw­

niej uważano za kości olbrzymów i pod na­

zwą ebur fossile używano jako lekarstwo przeciw wszystkim chorobom. W jakiej ilo­

ści mamuty zamieszkiwały Syberyą świadczy ilość kopalnej kości słoniowej w h a n d lu : według Middendorfa od r. 1870—1890 do­

starczano 110 000 funtów rocznie. Handel kłami mamutów sięga X stulecia, słynne by­

ły wyroby arabskie z tej kości słoniowej.

Bos primigenius znany jeszcze w czasach historycznych (Bos urus Cezara)—jestto tur eposu polskiego. Bos priscus, to żubr dotąd sztucznie ochraniany w puszczy Białowie­

skiej. Do wymarłych należą: hyena i niedź­

wiedź jaskiniowe, Eąuus fossilis, Megatbe- rium, Elasmoterium, Oervus megaceros. P o­

kłady czwartorzędowe dostarczyły niewątpli­

wych dowodów istnienia człowieka jedno­

cześnie z mamutem. Jakkolwiek zdumiewa­

jący rozwój ssaków w epoce trzeciorzędowej nasuwa myśl o zjawieniu się człowieka w tym czasie, jednak pewnych danych do­

tąd nie posiadamy. W żwirach rzecznych, w warstwach iłu lodowcowego, przykrywa­

jących dno jaskini, znaleziono obok kości mamuta rozmaite narzędzia z gliny, kamie­

nia, kości, opracowane ręką ludzką, wreszcie zęby, a nawet całe szkielety ludzkie. Wobec tak licznych dowodów niepodobna wątpić 0 istnieniu człowieka w czasie czwartorzę- rzędowym.

Jednocześnie z resztą Europy kraj nasz przeżył epokę czwartorzędową i ślady tej epoki pozostały te same, co i gdzieindziej.

Pierwszy lodowiec, spływając z północy, wy­

pełnił lodem Bałtyk, przykrył całą płaszczyz­

nę polsko-litewską i sięgnął podnóża K arpat.

Głazy skandynawskie znajdujemy w K a rp a ­ tach na wysokości 400 m. Ze szczytów T atr 1 K arpat, gdzie linia śniegu wiecznego była wówczas o 800 m niżej niż obecnie, zsuwały się lodowce, wypełniały doliny i zostawiły znane ślady działalności. Niektóre jeziora tatrzańskie, Morskie Oko naprzykład, po­

wstały wskutek zatamowania doliny przez morenę czołową nakształt grobli, co spo­

wodowało nagromadzenie się wód. Obfitość jezior jest cechą charakterystyczną dla miejscowości, które dawniej spoczywały pod lodowcami. Rośliny i zwierzęta krain po­

larnych, ustępując miejsca posuwającemu się lodowcowi, przywędrowały do nas, wiele z kraju naszego emigrowało na południe, reszta zginęła. Temperatura zaczęła pod­

nosić się i lodowiec stopniał aż do granic Kurlandyi. Przyniesiony m ateryał ze Skan­

dynawii w postaci moreny dennej, czołowej, powierzchownych i głazów rozsianych na całej przestrzeni utworzył tak zwaną mo­

renę dolną, która przykryła pokłady epok dawniejszych. Nastał czas wielkich wód polodowych i energicznej działalności ero­

zyjnej, morena dolna uległa w wielu miej­

scach zupełnemu zniszczeniu i obnażyły się dawniejsze pokłady. Tem peratura nieustan­

nie podnosiła się, nastał czas międzylodow- cowy. Niektórzy mieszkańcy powrócili z po­

łudnia do dawnych siedzib, wiele przybyło z innych miejscowości—m am ut z Syberyi, która prawdopodobnie jest jego krajem ro­

dzinnym, powstały formy nowe, charaktery­

zujące epokę lodowcową. Zjawił się czło­

wiek: w ile lodowcowym jaskiń kieleckich znaleziono narzędzia i kości ludzkie obok szczątków mamuta i niedźwiedzia jaskinio­

wego. Znaczne przestrzenie w południowej

(8)

72

części kraju z klimatem suchym zamieniły się na stepy, wiatr podnosił tumany n a j­

delikatniejszego mułu lodowcowego, który spadając utworzył żyzne pokłady lossu. J Przy końcu okresu międzylodowego tem- J peratura zaczęła obniżać się, lodowiec po­

nownie posunął się na południe, ale nie sięg­

nął tak daleko jak pierw szy: bieg W arty, Pilicy i W ieprza ściśle oznacza południową granicę drugiego lodowca. Wreszcie stop­

niał i cofnął się do krain polarnych. Ma- teryał przyniesiony przez niego utworzył morenę górną. Przytaczam y spis warstw lodowcowych w Polsce według Siemiradz­

kiego i Dunikowskiego ’):

a) najniżej leży wyraźnie warstwowany błękitnawo-szary ił łupkowy naprzemian z warstwowanym drobnym piaskiem, zawiera­

jący faunę dolnodyluwialną;

b) nad nim leży piasek i żwir lodowcowy;

c) dolny margiel lodowcowy z głazami warstwowemi;

d) moreny czołowe starsze oraz warstwo­

wane piaski okresu międzylodowcowego;

w południowej części terenu współrzędny z piaskiem łoss stepowy;

e) górna glina lodowcowa z głazami ua- rzutowemi;

f) młodsze moreny czołowe, pola kamie­

niste i piaski pojezierza prusko-litewskiego.

Serya powyższa rzadko bywa kompletną, brak częstokroć warstw b, f, niekiedy d b a r­

dzo słabo jest rozwinięte, a wówczas, jak to ma miejsce zwłaszcza na Źmujdzi, obie mo­

reny denne leżą na sobie bezpośrednio.

Działalności erozyjnej drugiego lodowca i powstałych z niego wód kraj nasz zawdzię­

cza dzisiejszą orografią : moreny potworzyły wyniosłości, wyżłobienia stały się korytem prawie wszystkich rzek z wyjątkiem połud­

niowych, uwarunkowanych tektoniką, siłami górotwórczemi. Odłamy skał skandynaw­

skich, zawierających potas, fosfor, starte na muł najdelikatniejszy, utworzyły żyzne pola;

im zawdzięczamy słynną pszenicę sando­

mierską i wogóle żyzność wielu okolic.

W miarę nagromadzania się faktów, świad­

czących o znaczniejszem niegdyś rozpo­

wszechnieniu lodowców, usiłowano wyjaśnić

*) S ie m ira d z k i i D u n ik o w sk i : S zkic g e o lo ­ g iczn y K ró le stw a P o ls k ie g o i k ra jó w p rz y le g ły c h ,

przyczyny tego zjawiska. Poruszono niebo i ziemię, sięgnięto do rozmaitych gałęzi wie­

dzy, stworzono mnóstwo hypotez, ale sama ich mnogość wskazuje, że jesteśmy na grun­

cie niepewnym, i teoryi, ogarniającej i tłu­

maczącej wszystkie znane fakty zlodowace­

nia, dotąd nie posiadamy; przyczyny nie­

jednokrotnych zmian klimatu, które wywo­

łały imponujące swoim ogromem następstwa, są dla nas zagadką.

Lodowce szwajcarskie ulegają bardzo widocznym zmianom pod wpływem gorącego i suchego wiatru zwanego fonem; w czasie fonu tem peratura raptownie podnosi się 0 kilkanaście stopni i lodowce topnieją nad­

zwyczaj energicznie, co nieraz wywołuje po-

! wodzie. Suchość i gorącość fonu zrodziły myśl o pochodzeniu jego z Sahary. Kiedy

| Yenetz i Charpentier wskazali, że lodowce alpejskie zajmowały niegdyś bezporówna- nia znaczniejszą przestrzeń, przyczynę tego j wytłumaczono w ten sposób, że wówczas Sahara była pokryta wodą, prąd powietrzny powstający pod równikiem przechodząc nad znaczną przestrzenią morza nasycał się parą wodną i, dosięgłszy Alp, osadzał na szczytach masy śniegu, które, zamieniając się na firn, sformowały lodowce, okrywające Alpy i kraje podalpejskie. Chociaż jeszcze w połowie stulecia niektórzy zwracali uwagę, że prąd powietrzny z Sahary powinien skie­

rować się na wschód wskutek obracania się ziemi koło osi, dosięgnąć raczej Azyi niż A lp—z tem nie liczono się. T a jasna i pro­

sta hypoteza ujmowała wszystkich, trw ała długi czas i w szerokich kołach błąka się tu 1 owdzie dotąd. Badania pokładów geolo­

gicznych Sahary wykazały, że jej wapienie, margle i piaski powstały w pierwszej poło­

wie epoki trzeciorzędowej, o później szem zanurzeniu się Sahary pod wodą nie może być mowy, jakkolwiek, w czasie zlodowacenia Europy, Sahara posiadała więcej wilgoci niż teraz, przecinało ją wiele rzek, o czem świad­

czą szczątki krokodyla, najbliżej spokrewnio­

nego z żyjącym dzisiaj w Nilu. Badania me­

teorologiczne dowiodły, że suchy i gorący fon szwajcarski jest pochodzenia miejscowe­

go : kiedy na linii morze Biskajskie - Ir la n - dya powstaje minimum barometryczne, prąd kieruje się ku niemu i ssie powietrze z dolin szwajcarskich; podnosząc się do góry, po­

(9)

N r 5 WSZECHŚWIAT 73

wietrze wchodzi w strefy o mniejszem ciśnie­

niu, wskutek tego rozszerza się, oziębia i traci wilgoć; przeszedłszy szczyt, idzie z góry na dół do strefy o większem ciśnieniu, przeto ogrzewa się prawie o 1° co 100 m.

Te same zjawiska obserwujemy i w innych miejscowościach górzystych.

Hypoteza zlodowacenia znacznych prze­

strzeni w Europie z powodu zanurzenia się w morzu Sahary zrodziła inną bardziej ogól­

ną : przyczynę zmian klimatu upatrywano w zmianie stosunków morza i lądu na całej kuli ziemskiej. Flora i fauna ery paleo- i mezozoicznej nie pozostawiają wątpliwości, że wówczas tem peratura ziemi była o wiele stopni wyższa niż dzisiaj i jednostajna na całej powierzchni naszej planety. F au n a Szpicbergu nie różniła się od środkowoeuro­

pejskiej, korale budowały swoje skały w mo­

rzach podzwrotnikowych i pod 80° szerokości północnej. Równomierność temperatury da­

je się z łatwością wytłumaczyć przewagą oceanu nad lądem. Woda powoli ogrzewa się i powoli stygnie, jest najlepszym regula­

torem ciepła. Dzisiaj półkula południowa, posiadająca 83% morza i 17% l%du, odzna­

cza się klimatem bardziej równomiernym, niż północna z 60% morza i 40% lądu.

Średnia tem peratura ziemi obecnie 15°, w epoce węgla kamiennego, według Heera, wynosiła nie niżej 26°. Tę nadwyżkę Sar- torius tłumaczy popierwsze promieniowa­

niem z wewnątrz : ziemia, niegdyś kula roz­

żarzona, dawniej była cieplejsza niż obecnie;

powtóre istnieniem grubego pasma obłoków wokoło ziemi, to samo obserwujemy teraz na Jowiszu, Saturnie; potrzecie przenoszeniem ciepła przez prądy morskie nakształt dzi­

siejszego Gł-olfstremu. Od połowy epoki trzeciorzędowej tem peratura zaczęła zwolna obniżać się, pasy klimatyczne stały się b a r­

dziej wyraźnemi. Je stto zarazem czas naj­

większych zmian na powierzchni ziem i: po­

wstały pasma górskie, obszerne lądy zniknę­

ły pod wodą, przestrzenie morskie stały się lądami. To wszystko musiało wpłynąć na zmianę klimatu. Przy znacznej ilości wil­

goci obniżenie się tem peratury tylko o 5°

w porównaniu do dzisiejszej mogło spowodo­

wać zlodowacenie ogromnych przestrzeni.

Wilgoć je s t warunkiem niezbędnym, jak to widzieliśmy na przykładzie Nowej Zelandyi,

gdzie lodowce spływają z gór śród lasów wiecznie zielonych, i Alaski lub Syberyi, gdzie pomimo ogromnego chłodu lodowce tworzyć się nie mogą z powodu suchości klimatu. Niedawno znaleziono niewątpliwe j ślady zlodjwacenia naszej planety w czasie paleo- i mezozoicznym, wykryto, że zlodo­

wacenie nie było jednoczesne na obu półku­

lach. Powyższa hypoteza, zastosowana wy­

łącznie do czasu czwartorzędowego, tych faktów nie tłumaczy. Oprócz hypotez, uwzględniających tylko stosunki na ziemi, tak zwanych tellurycznych, jest kilka ko­

smicznych, biorących pod rachubę stosunek ziemi do innych ciał niebieskich, jej miejsce we wszechświecie. Przyczynę peryodycznie powtarzających się zmian klimatu, okrywa­

nia się ogromnych obszarów lodem, upatrują niektórzy w przechodzeniu ziemi z całym systemem słonecznym przez przestrzenie zimniejsze, w zmianie kierunku osi ziemskiej, zmianie ekscentryczności ekliptyki.

Teoryi, ogarniającej wszystkie fakty, nie posiadamy, ale szukanie odpowiedzi na py­

tanie : „co było przyczyną utworzenia się wielkich lodowców epoki czwartorzędowej?"

przyniosło nauce wielki pożytek, skierowało bowiem uwagę badaczów ku stosunkom kli­

matycznym, panującym dawniej, i temu za­

wdzięczamy mnóstwo ciekawych danych z dziedziny klimatologii naszej planety.

Wacław Jacuńsici.

K A W A B R A Z Y L IJ S K A .

Wiadomo, że kawa stanowi główne bogac­

two Brazylii, przedewszystkiem zaś stanu St. Paul, bardzo jednak mało osób zna do­

kładniej operacye, którym podlega kawa, zanim zdatną się stanie do użytku. Oiekawemi przeto będą niektóre dane, z raportu konsula belgijskiego van der Heydego wybrane.

Powodzenie swe plantacye kawy w St. Paul zawdzięczają specyalnej glebie, „terra roxa”, pochodzącej ze zwietrzałego dyorytu, ciemno- fioletowej, sypkiej i płodnej. Szczególne własności tych „ziem czerwonych" przypisują zazwyczaj obecności rubidu, który w dość

(10)

znacznej w nich znajduje się ilości. Inne jeszcze bogate grunty posiada Brazylia, źe wspomni­

my „raassepeu, grubą warstwę próchnicy o podglebiu z tłustej szczególnej gliny; ana­

lizy wykazały obecność potasu. N a gruntach czerwonych krzew kawowy w czwartym już roku owoc przynosi, gdy na massape dopiero w piętnastym; co prawda zachowuje on swo- ję płodność aż do osiemdziesiątego roku.

Przeciętny krzew na te rra roxa hodowany daje 2 kg kawy, gdy na massepe jeden tylko.

Wogóle krzew kawowy rośnie na gruntach pochyłych w tem peraturze 10—30"; odleg­

łość między krzakami powinna być dość duża, do pięciu metrów. Czasami pomiędzy krzewami hodują innerośliny, kukurydzę np., niebaczni, że kawa światła jest chciwa. Gdy zaś bez tych pobocznych hodowli nie żału­

ją nawozów, rezultaty są wprost zadziwia­

jące; wyczerpane grunty powracają do pier­

wotnej plodnośei, a w Piritubo dwu i pół roczne krzewy dają po V2 kg kawy; n aj­

skuteczniej d z ia ła ją : superfi'sfat, węglan lub siarczan potasu, sole azotowe; obecnie I hodowcy brazylijscy niezupełnie prawidłowo nawozów tych używają, na punkcie wykształ­

cania fachowego szwankując.

Rozmaite odmiany kawy hodowano w B ra ­ zylii; obecnie wszystkie wypiera żółta miej­

scowa odmiana piękna, plenna i ciężka.

Średnia tem peratura kawodajnych obszarów wynosi 2 02i°; dają się tam zauważyć dwie pory roku tylko : okres deszczowy, trwający od listopada do m arca i okres posuchy, obejmujący resztę roku i uważany tam za czas zimowy. Otóż podczas suchej pory roku, w końcu m aja lub początkach czerwca, rozpoczyna się zbiór kawy.

Zbiór ten uskutecznia się sposobem n a d - ' zwyczaj prostym; robotnik bierze gałązkę między palec wielki a wskazujący i zbiera z niej owoce do podstawionego koszyka. K a r­

bowy krąży po plahtacyi, mierzy zebrane ilości i zapisuje potrzebne do wieczornej wypłaty dane.

Zebraną w ten sposób kawę suszą na słońcu, na tak zwanych „tereiros”. Sąto Cementowe, ceglane lub inne powierzchnie, zlekka nachylone, aby zapewniały ściekanie wód w razie deszczu. Ale przed umieszcze­

niem w „tereiros” kawa podlega gatunkowa­

niu: oddzielają się ziarna snche od wilgotnych*

Dziesięć tysięcy kilogramów kawy wsypu­

je się do kolosalnego rezerwoaru. Z dna jego kawa szeroką na 25 cm rynienką spływa do mniejszych naczyń. W rynience tej ziarna gatunkują się same według ciężaru: ciężkie, wilgotne suną po dnie, a lekkie, suche wierz­

chem się toczą. Pozioma płyta żelazna dzieli te dwa prądy; pod nią ścieka kawa wilgotna, po niej się ssuwają ziarnka suche. A dla­

tego kawę pogatunkować należy, że suchsza przez pięć, wilgotna dziewięć do piętnastu dni na słońcu ostatecznie wysycha. Jeżeli słońce nie dopisze, sztucznych używają suszarni: cylindrów ogromnych, z zewnętrz wężownicą parową ogrzewanych, w które wentelatory gorące wdmuchują powietrze.

Sucha kawa podlega dalszym operacyom : specyalne maszyny uwalniają ją od zewnętrz­

nej mięsistej powłoki; maszyny te—to walce kauczukowe, między któremi kawa się prze­

suwa; regulowane są one, aby zdzierały mię- kisz z ziarna, samego ziarnka nieuszkadza- jąc. I znowuż oczyszczona kawa idzie do te ­ reiros, gdzie ją ostrożnie teraz suszą, co noc pod szopy uprzątając. Dalej wentylatory od- wiewają pył, słomę, zanieczyszczenia, w osob­

nym przyrządzie kawa podlega tarciu, po­

zbawiającemu ją cienkiej skórki. W tym stanie kawa podlega ostatecznemu handlo­

wemu rozgatunkowaniu na pięć odmian o różnej grubości ziarna.

X

0 epinefrynie, części składowej nadnerczy.

(JOHN J. ABEL. Zeit. f. physiol. Chem.).

, F p in e f ry n ą a u to r n azy w a część składow ą, n a d ­ n erczy , p o sia d a ją c ą w łasność p o d n o sz e n ia c iś n ie ­ n ia krw i. C hociaż św ieże g ru czo ły z a w ie ra ją ty lk o 0,01° /o e p in e fry n y , m ożna j ą całkow icie s trą c ić z rozcień czo n y ch w yciągów z n a d n e rc z y d ro g ą ben zo ilo w an ia zap o m o cą C6H5C0C1 i 10°/o N aO H . Po strą c e n iu ep in efry n y w ro z tw o rz e p o z o sta je ciało, m a ją c e w łasność o b n iżan ia c iś ­ n ien ia k rw i w zn aczn y m sto p n iu . Benzoa.n e p i­

n efry n y je s tt o ciało żyw icow ate, ja s n o -ż ó łte j barw y, n iezm ien iające się p rż e z o g rz e w a n ie na k ą p ie li w odnej, ła tw o ro z p u s z c z a ln e w a lk o h o lu

(11)

N r ; 5 WSZECHŚWIAT 75 i e te rz e octow ym , tru d n ie j w e tą rz e , k tó r y j e

częściow o s trą c a z roztw orów . P o siad a w zór C ,7H )4N 04 .C O . C0H5 . P rz e z ogrzew anie z k w a ­ sam i m ożna ro zło ży ć te n b en zo an i am oniakiem strą c ić e p in efry n ę w olną, k tó r a je d n a k p o d w plyw epi ,n aw et b a rd z o o stro żn eg o su szen ia tr a c i częściow o sw e w łasności fizyologiczne. Być m o ­ że, że fu n a stę p u je izo m ery zacy a, p odobnie j a k to m a m iejsce z am id o ety lo ald eh y d em , dw uam idoacę- to n em i in.

W olną epinefryna, p rz e d s ta w ią sz a ry p ro s z e k p ra w ie n iero zp u szczaln y w w odzie; łatw o ro z - i p u sz c z a ln y w k w asach ro zcieńczonych. D a je i

w szystkie re a k c y e e p in efry n y oprócz reąk cy i z jo d e m i am pniakiem . J a k w olna ep in efry n a, t a k te ż i so le s ą zw iązkam i b a rd z o n ietrw ałem i. j P o d w pływ am p u sz e n ia tr a c ą częściowp, lu b ca ł- i k pw icie ; w łasności ■ fizyologiczne, chociaż skład i p ro c e n to w y się nie zm ienia. Sole przechow yw a- ' ne z m n ie js z a ją sw oję ro zp u szczaln o ść.

W celu o trz y m a n ia so li czynnych, a u to r, p o j s trą c e n iu ep in efry n y , ro z p u s z c z a ł j ą w kw asach i do ro z tw o ru dodaw ał k w asu p ik ry n o w eg o . j T w o rz y ł się o sad p ik ry n ia n u , k tó r y oczyszczony p rzed staw ili d ro b n e s f e ro k ry s z ta ły . o' składzie Gn H )5N04 . C0H2(NO2)3OH . P rz e z dodani# k w a­

sów m in eraln y ch do ro z tw o ró w p ik ry n ia n u o tr z y ­ m u ją się odpow iednie czynne sole ep in efry n y . A u ­ to r o trz y m a ł siarczan k w aśny, C1jH15N 04.H3S 04 , s ia rc z a n o b o jętn y , ( C ,j H ,5N04)2 . B2S 04(J^, b ro - . mowodan,, C, j H , 5N 0 4 . H B f, i chlorow odan.

O sta tn ie u wie sola są b ard zo łatw o ro z p u s z ­ czaln e, sia rc z a n kw aśny zaś je s t je d y n y m zw iąz k iem , k tó r y się udało o trzy m ać w p o sta c i w y­

raźn y ch k ry ształó w p ry z m aty czn y ch . O prócz typh pochodnych a u to r o trz y m a ł zw iązek acety- rlowy o sk ła d z ie C17H12N 04( C 0 C H 3)3 z k t ó ­ re g o o trz y m a ł p o łączen ie z fe n y lo h y d ra z y n ą b li­

żej n iezb a d an e. D U e p in efry n y a u to r p rz y jm u je w zó r e m p iry czn y C ,jI I ,a N 0 4 . D ane an ality czn e ppcbpduych e p in efry n y z g a d z a ją się dość d o b rz e z ty m w zorem .

R oztw ory ep in efry n y d a ją z chlornikiem ż e ­ la z a zab arw ien ie zielone, a z jo d em i a m o n ia ­ kiem ró żo w e. Sole czynnej i nieczynnej m ody- , fikacyi e p in efry n y d a ją ro z m a ite zab arw ien ia z o d czy n n ik a m i na alk alo id y . O dczynnik M an- d e lio a j e s t n ajcz u lszy w zględem e p in efry n y : w obecności śladów te g o ciała w yw ołuje ciem no- s^alowo n ięb jesk e z a b arw ien ie, p rz e c h o d z ą c e n a ­ stę p n ie w fioletow e, wiśniowo czerw one i różow e.

Z szeregiem odczynników s trą c a ją c y c h a lk alo id y solę e p in efry n y d a ją n ie k ry sta lic z n e osady. S ole epiiiefry n y re d u k u ją ro z tw ó r am o n iak aln y s r e ­ bra,, żelazo cy an ek p o ta s u , k w as jo d n y i in.

R o z tw o ru F e h lin g a nie re d u k u ją .

Co d o ty czę b u dow y chem icznej e p in e fry n y , a u to r tta m o ty danych a n ality czn y ch i reakcyj i dow odzi, ż e e p in e fry n a n ie -je st.p y ro k a te c h in ą , j a k m n iem a M iih lm an n , i e te j o stą tp i^ j w cale nie, zn a la z ł w . w yciągach z n a d n e rc z y , ani te ż . te tra b y d ro d io k sy p iry d y n ą , 05 H<,N02,, lu b d w u h y -

d ro d w u o k sy p iry d y n ą, C5H r N 02 . P o d wpływem rozcieńczonego łu g u p o w staje z e p in efry n y ciem ­ ny b arw n ik , podobny do m elaniny, n ie ro z p u sz ­ czalny w surow icy k rw i, kw as epinefrynow y.

D ru g i p r o d u k t ro z k ła d u e p in e fry n y , p o w sta ­ ją c y p o d w pływ em rozcieńczonych ja k o leż s fę- żonych a lk a b j m a w łasności zasadow e i zapach kom iny lu b pirydyny.

P rz e z suchą d esty lacy ą, a ta k ż e p rzez d esty - lacyą e p in efry n y z p jłe m cynkow ym w a tm o sfe ­ rz e suchego w odoru, a u to r o trzy m a! ró żn e p r o ­ d u k ty , m iędzy k tó re m i stw ie rd z ił obecność p y r- ro lu i am oniaków zło żo n y ch . P rz e z sta p ia n ie ep in efry n y z w odanem p o ta s u , a u to r o trz y m a ł s p o rą ilość sk a to lu . N a mocy podanych w łasn o ­ ści a u to r po d aje h y p o tety czn y w zó r budow y e p i­

n e fry n y z m ożliw em i z a strzeżen iam i :

°6H4\ Cn h 3' / C - C H ( 0 H ) •00 ■ ° c . O d z ia ła n iu fizyologicznem ep in efry n y d a ją nam w y o b rażen ie n a s fę p u ją c e cyfry. 0,1 m g sia rc z a n u kw aśnego, w prow adzone do v. iugulił- ris p s a śred n iej w ielkości po d n io sło ciśnienie krw i o 14 m m rtę c i. W drugirn p rz y p a d k u c iś ­ nienie krw i tę tn ic z e j p o dniosło się o 60 m m pb

j za śtrż y k n ię c iu 0 ,4 3 my. A więc ta k m ałe ilosći ja k 0 ,0 0 0 0 1 8 q soli czyli 0 ,0 0 0 0 1 3 g wolnej zasad y n a 1 kg w agi Wywołuje w yraźne działanie fizyologiczne ').

Z dośw iadczeń a u to r a w ynika, że p od w p ły ­ wem ep in efry n y n a stę p u je zw ężenie n aczy ń krw ionośnych. P rz e k rw ie n ie co n iu n ctiv a n p ., w yw ołane p rz e z p o d rażn ien ie p a r ą e te r u lu b p r ę ­ tem szk lan y m p rz e c h o d z i n a ty c h m ia st po z e ­ tk n ię c iu z so lą epinefryny m s u h s ta n tia lu b w ro z tw o rz e . C hlorow odan e p in efry n y w yw ołuje r a ję z y k u słab e znieczulenie i sm ak g o rz k i

Z dośw iadczeń, rob io n y ch n ad żabam i i k r ó ­ lik am i, w ynika, że e p in efry n a, w prow adzona do naczy ń krw ionośnych, j e s t tru c iz n ą , k tó r a z p o ­ c z ą tk u p o b u d z a oddychanie, później zaś p a r a l i ­ żu je, d z ia ła ją c na o śro d k i oddechow e. D op iero po w iększych daw kach n a s tę p u je p a ra liż serca.

Ś m ierteln a d o za w ielo k ro tn ie p rzew y ższa daw ki, k tó re w yw ołują zn aczn y e fek t fizyologiczuy bez szkody d la u s tro ju .

W reszcie a u lo r p rz y p u s z c z a , żę w n o rm alnym stan ie u s tro ju ep in efry n a p rzech o d zi do m oczu ja k o u ro e r y try n a , ciało, k tó re n a d a je osadom k w a ­ su m oczow ego zab arw ien ie różow e. P rz e m a w ia ją za tem reak cy e b arw n e ty ch ciał. J a k je d n o ta k i d ru g ie d aje z alk aliam i zielone z a b a rw ie ­ nie. R e a k c ja M an d elin a ja k o te ż ze stężonym

') A u tp r stosow ał ta k ż e e p in efry n ę, ażeb y znieść sp a d e k ciśnienia k rw i, w yw ołany p rz e z chloroform . P rz y te m zau w ażo n o , że n ieczy ste p re p a r a ty ep in efry n y z a w ie ra ją ciało, k tó re o b n i­

ża ciśnienie k rw i.

(12)

Nr 5

II2S 04 + K M n 04 w y p a d a ją d la o b u ciał id e n ­ ty czn ie, ta k , że t ą d r o g ą ich o d ró żn ić nie m ożna.

W reszcie z osadów m o c z u , z a w ie ra ją c y c h u ro - e ry try n ę , p rz e z sta p ia n ie z K O H a u to r o trz y m a ł s k a fol, co dow odzi p o k re w ie ń s tw a b u d o w y e p in e - fry n y i u ro e ry try n y .

Celem a u to r a by ło z b a d a n ie p ro cesó w p o ­ w o d u jący ch i to w a rz y s z ą c y c h t. zw . ch o ro b ie A d d iso n a i s to s u n k u e p in e fry n y do te j cho ro b y . B a d a n ia w yżej p o d a n e ac z k o lw ie k w y jaśn iły c h a r a k te r te j in te re s u ją c e j su b s ta n c y i, nic je d n a k pew nego n a d an e k w esty e od p o w ied zieć nie m ogą.

W. H.

Spostrzeżenia naukowe.

— St. Tołłoczko: Trójchlorek antymonu w zastosowaniu do kryoskopii.

W e d łu g h y p o te z y B r u h la — o z a le żn o ści d y - so cy acy jn ej siły ro z p u s z c z a ln ik a od w łasności chem icznych teg o ż (Z. f. P h . C h . X X V II, 3 1 9 (1 8 9 8 ) — tr o jc h lo re k an ty m o n u , S bC l3, ja k o z w ią ­ z e k n ien asy co n y , w inien p o sia d a ć w łasność tw o ­ rz e n ia ro z tw o ró w e le k tro lity c z n y c h w p rz e c iw ie ń ­ stw ie do c h lo rn ik u cyny, S n C l4, k tó r y te j z d o l­

n ości nie m a okazyw ać. A u to r p o d d a ł b a d a n iu p rz e d e w sz y stk ie m tr ó jc h lo re k a n ty m o n u . J e ż e li ro z tw o r y e le k tro litó w w S bC l3 są w is to c ie zd y - socyow ane, n a te n c z a s ich p u n k t k rz e p n ię c ia po w in ien u le d z zn a c z n ie jsz e m u o b n iż e n iu , an iż e li p u n k t k rz e p n ię c ia ro z tw o ró w n ie e le k tro litó w . N ależało z b a d a ć , j a k i e zw ią z k i o bu k a te g o ry j ro z p u s z c z a ją się w S bC l3 . D ośw iadczeniem stw ie rd z o n o , że z p o śró d zw iązków n ie o rg a n ic z ­ nych (b a d a n o sole k w a só w : H2S 0 4 , H N 0 3 , II2C r 04 , H M n 0 4 , HC1 i innych) p rz e c h o ­ d z iły w idocznie do ro z tw o ru ty lk o sole k w a ­ sów c h lo ro - i b ro m o w o d o rn eg o , m ianow icie KC1 , K B r , H g C l2 , S rC lj ( tr u d n ie j) . D alek o lic z n ie jsz e n a to m ia s t są p rz y k ła d y ro z p u s z c z a n ia się w SbC l3 zw iązków o rg a n ic z n y c h , p rz y te m p o w s ta ją n ie je d n o k ro tn ie c h a ra k te ry s ty c z n e z a ­ b arw ien ia. A u to r p o d a je n a s tę p u ją c e p rz y k ła d y : z w ęglow odorów : k u m o l, e ty lo b en zo l, k sylol, a n ­ tr a c e n (z a b a rw ie n ie c ie m n o -z ie lo n e ), m ezy ty len (z a b a rw ie n ie in ten sy w n o fioletow e) i t. d .; z a c e ­ to n ó w : aceto fen o n , b enzofenon, z a m in ó w : n a f- ty lia k , to lu id y n a , d w u fen ilam in , p iry d y n a i in.

B a d a n ia k ry o sk o p iczn e p rz e p ro w a d z o n o zw ykłą m e to d ą , a p a ra te m B e c k m a n a , z u w zg lęd n ie n iem o d p o w ied n ich do w łasności fizycznych S b C l3 zm ian i o stro żn o ści. N ie e le k tro lity (k sy lo l, a n tra c e n , dw u fen ilo m etan , a c e to fe n o n , b en zy lo fen o n ) w y­

k a z a ły s ta łą d e p re s y ą c z ą ste c z k o w ą ( E ) , ró w n a ' ją c ą się śre d n io 1 8 4 . J e s tto w a rto ś ć n a jw ię k ­ sza z d o ty c h c z a s zn an y ch , a p rz e w y ż sz a ta k ą ż

.y 1 0 ra z y . D la e le k tro litó w zaś nie ano 8łałej w a rto śc i E , a p rz eciw n ie w ar- zm ien n ą i to w k ie ru n k u stw ie rd z a ją c y m istn ien ie dysocyacyi. M ianow icie, d la K B r w a r­

to ść E s p a d a od 3 1 4 do 2 4 6 , w g ra n ic a c h s t ę ­ ż e n ia c = 0 ,0 5 7 4 — 0 ,4 3 7 8 n a IDO g SbCl3 , to ż sam o d la K C1: E = 2 3 5 — 1 8 2 , w g ran icach c = 0 ,0 5 8 1 —0 ,5 6 5 6 . R e z u lta t te n b y łb y więc je d n y m w ięcej d o d atn im p rzy c z y n k ie m do hy p o - te z y B ru h la , k tó r a w ym aga je d n a k je s z c z e więcej dok ład n y ch b a d a ń i m ianow icie ta m , g d zie m ają m iejsce fa k ty p o zo rn ie z n a jd u ją c e się z n ią w sp rz e c z n o śc i. N a tem p o lu w o sta tn ic h czasach n o tu je m y k ilk a ro z p ra w , tr a k tu ją c y c h te n sam te m a t na m n iej, lu b w ięcej szczęśliw ie d o branych p r z y k ła d a c h . ( F r a n k lin e t K ra u s Cl.

C. BI. 8 9 . I 9 3 1 . K a h le n b e rg e t L in co ln , ib id . 9 9 ,1 ,8 1 1 . B ru h l, Z. f. P h . Ch. X X X , 1, i t. d .).

S . T.

Zjazd IX przyrodniczo=Iekarski.

K o m ite t g o sp o d arczy IX Z ja z d u le k a r z y i p r z y ­ ro d n ik ó w p o lsk ich u ch w alił n a stę p u ją c y ogólny p ro g ra m Z ja z d u :

W p ią te k 2 0 lip c a 1 9 0 0 r. w ieczorem : z e b ra n ie i pow itanie p rzy b y ły ch u czestn ik ó w . W so b o tę 21 lip c a 1 9 0 0 : o 8 ra n o n ab o ż e ń stw o , o 1 0 r a ­ no o tw arcie Z ja z d u i I p o sie d z e n ie ogólne, n a k tó re m w y g ło szą w y k ła d y : p ro f. N en ck i z P e ­ te r s b u r g a i p ro f. B ara n o w sk i z W a rsz a w y . T r e ­ śc ią w y k ład u p ro f.B a ra n o w sk ie g o b ę d z ie : „ W a l­

k a z g ru ź lic ą , ja k o zad an ie sp o łec z n o -n a ro d o w e “ ; o 1 w p o łu d n ie o tw arcie W ystaw y p rz y r o d n ic z o - le k a rsk ie j; o 4 -e j p o p o łu d n iu p o sied zen ia s e k c y j­

ne; w ieczorem p rz y ję c ie u czestn ik ó w p rz e z k o ­ m ite t g o sp o d a rc z y . W n ied zielę 22 lip c a 1 9 0 0 : ra n o zw iedzanie m ia s ta i zak ład ó w naukow ych p rz y ro d u ic z o -le k a rsk ic h i tech n iczn y ch ; p o p o łu d ­ n iu w ycieczka w ok o lice K rak o w a. W p o n ie d z ia ­ łe k 23 lip c a 1 9 0 0 : o d 7 — 9 ra n o zw iedzanie m ia s ta i je g o zak ła d ó w ; o 9 ra n o po sied zen ie zbiorow e w sp raw ie g ru ź lic y i j e j zw alczania;

o 4 p o p o łu d n iu p o sied zen ia sekcyjne; o 6 w ie­

czorem zw iedzanie p a rk u p ro f. J o r d a n a . W e w to re k 2 4 lip c a 1 9 0 0 : od 7 - 9 ra n o zw iedzanie m ia sta , o 9 ra n o p o sied zen ia sekcyjne; o 4 p o ­ p o łu d n iu II p o sied zen ia ogólne z w yk ład em p ro f.

H o je r a z W a rsz a w y i zam k n ięcie Z ja z d u . W e śro d ę 25 lip c a 1 9 0 0 : w y ja z d n a w ycieczkę do zd ro jo w isk k rajo w y ch i ew en tu aln a w ycieczka do W ieliczki.

P ra c e naukow e Z ja z d u odbyw ać się b ę d ą w spółcześnie w 23 sekcyach, a m ianow icie d o tą d u tw o rzo n o n a stę p u ją c e sek cy e n a u k o w e : 1) m a ­ tem aty czn o -fizy czn a , 2 ) chem iczna, 3 ) m in e ra lo ­ g ii, geo lo g ii i g eo g rafii fizycznej, 4 ) zoologii

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Być może – znów opieram się tylko na własnych przypuszczeniach – były takie przypadki, że nikogo owe osoby nie spotkały, ale przez miesiące, a później lata spędzone

Kazus 3. Pani Marzena była właścicielką dwóch samochodów. Niestety z uwagi na kolizję drogową jeden z samochodów uległ częściowemu zniszczeniu. Pani Marzena postanowiła

Wybrano formułę stanowiska prezydium komisji stomato- logicznej WIL.Aby jednak nie zawracać sobie głowy zwoływaniem prezydium, ryzykiem, że się nie zbierze albo, nie daj Boże,

Tym samym krytyka (podobnie jak postulowana w niej koncepcja sztuki) przekraczała model określony przez ekspresję (rozumianą jako jedność dzieła i autora, w której dzieło

Twierdzenie jest też prawdziwe dla wielomianów n zmiennych, dowód w zasadzie nie jest trudniejszy niż dla trzech zmiennych, jednak w zapisie jest na tyle nieprzyjemny, że w wi

•Historyczne centrum Krakowa (wpis 1978). •Królewskie Kopalnie Soli w Wieliczce i Bochni (wpis

Znany był ze swojego negatywnego nastawienia do wroga Rzymu – Kartaginy (starożytnego państwa położonego w Afryce Północnej). Dlatego każde swoje przemówienie wygłaszane