• Nie Znaleziono Wyników

"Lilla Weneda" z "ariostycznym uśmiechem"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Lilla Weneda" z "ariostycznym uśmiechem""

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacek Skuczyński

"Lilla Weneda" z "ariostycznym

uśmiechem"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/3, 41-78

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X V II, 1986, z. 3 PL I S S N 0031-0514

JA N U SZ SK U C Z Y N SK I

„LILLA WENEDA” Z „ ARIOSTYCZNYM UŚMIECHEM”

Stało się już niepisaną zasadą w badaniach nad twórczością Juliusza Słowackiego, że Lilia Weneda zestawiana jest i porównywana każdora­ zowo z Balladyną. Łączy je przynależność gatunkowa, tego samego ro­ dzaju tem atyka, jak też np. opatrzenie obu utw orów listam i do Zyg­ m unta Krasińskiego, będącymi czymś więcej niż tylko d ed y k acjam i1. W zestawieniu tych dwu rom antycznych tragedii osnutych wokół prehis­ torycznych dziejów Polski nie byłoby więc nic zaskakującego, gdyby nie rezultat takiej czynności. Rezultat, który, jak dotąd, prowadził do za­ przeczenia punktow i wyjścia, tj. przeciwstawienia sobie obu tych dzieł.

Balladynę i Lilię Wenedę ujmowano ostatecznie w kategoriach najroz­

maitszych opozycji „poetycznej powiastki” — i dram atu „więcej do rze­ czywistości i dojrzałego na świat spojrzenia zbliżonego” (W. N eh rin g )2, „swobody baśni” — i „powagi m itu ” (J. K lein er)3, „fantastycznej baś­ n i” — i „posępnej tragedii” (J. K rzyżanow ski)4, „szopki teatralnej, szop­ ki politycznej, literackiej i poetyckiej zarazem ” — i „m onumentalnej wi­ zji historiozoficznej” (S. Treugutt) 5. Mówiąc inaczej: kontekst Balladyny służył konsekw entnie badaczom Słowackiego do eksponowania tonacji serio, w jakiej odczytywali oni Lilię Wenedę.

W parze z takim widzeniem dram atu szta od wieku z górą, od Wła­

1 L isty d ed yk acyjn e w isto tn y sposób łączą te dw a utw ory, a zarazem w y ­ różn iają je z całego d ram atyczn ego dorobku S łow ack iego. T ylko w ich w y p a d k u uzn ał on za sto so w n e poprzedzić „ w ła śc iw e ” te k sty od p ow ied n im i k om en tarzam i, sam b y ł b o w iem św ia d o m ich o ry g in a ln o ści „na w id n ok resie p o lsk im ”.

2 W. N e h r i n g , „B a l l a d y n a ” i „L ilia W e n e d a ” Ju liu sza Sło w a ck ieg o . W: S t u ­

dia li ter a ck ie. P oznań 1884, s. 344.

8 J. K l e i n e r , J u li u s z S ło w a c k i . D zieje tw ó rc z o śc i. W yd. 3. T. 2. L w ó w 1925, s. 313.

4 J. K r z y ż a n o w s k i , T w ó r c a n o w o c ze sn e g o d r a m a t u polskie go. W: W ś w i e -

cie r o m a n t y c z n y m . K rak ów 1961, s. 190.

5 S. T r e u g u t t , M i s tr z d r a m a t u polskie go. W stęp w : J. S ł o w a c k i , D r a ­

(3)

dysław a Nehringa poczynając 6, „stosownie” wysoka jego ocena. Bardzo wysoka. Lilia Weneda, odkryta do końca przez Młodą Polskę 1, obwoła­ na została wkrótce — m. in. przez Michała Janika — „arcydziełem n a­ rodow ym ” 8. Swoje apogeum wartościowanie to osiągnęło w sądzie J u ­ liusza Kleinera, który nie zawahał się dzieła Słowackiego określić m ia­ nem „największej tragedii, jaką stworzył rom antyzm europejski” 9.

Sąd ten był tak wyjątkowo nacechowany, iż wręcz domagał się rew i­ zji. I istotnie, do polemiki w tej sprawie doszło. Przy czym proces stop­ niowego „wymierzania sprawiedliwości” dramatowi, tj. podawania w w ąt­ pliwość jego artystycznych wartości, osiągnął z kolei taki stopień za­ awansowania, iż w końcu Lilii Wenedzie praw ie całkiem odmówiono jakichkolwiek walorów.

Ignacy Chrzanowski wprowadza rozróżnienie między dram atycznym i a lirycznym i wartościami tekstu — i uznaje Lilię Wenedę za „wielkie arcydzieło poezji”; jako dram atow i natom iast zarzuca jej liczne niekon­ sekwencje w konstruow aniu akcji oraz kształtow aniu postaci dram atycz­ nych 10. Listę podobnego typu zarzutów sporządza później Ju lian Grzel- ka, koncentrując się cały czas na zagadnieniach kompozycji dzieła n . Do końca zaś „atak ” na' Lilię Wenedę doprowadza Wacław Borowy, k tó ry — oprócz kompozycyjnych — wydobywa jeszcze szereg m ankam entów

dra-8 N a jw cześn iejsi badacze L ilii W e n e d y , A. M ałecki i S. T arn ow sk i, u sto su n ­ k o w y w a li się do u tw oru dość k ry ty czn ie, n ie szczęd zili m u su ro w y ch u w ag.

7 D ow od em sw o istej an ek sji utw oru przez epokę M aeterlin ck a i W y sp ia ń sk ie­ go jest np. in terp retacja jego k om p ozycji w duchu p o ety k i ó w czesn ej d ram aturgii. O. O r t w i n p isa ł w r. 1907 (cyt. z: „Lilia W e n e d a ” J. S ło w a c k ie g o . W: O W y s ­

p i a ń s k i m i dram acie . W arszaw a 1969, s. 415): tragedia „składa się z m ozaik ow o

r ó w n o leg ły ch , na jedną m in orow ą ton ację n astrojon ych scen, k tó ry ch osn ow ą i m a teria łem m im o pozornie toczącej się a k cji jest jed n a [...] od p oczątk u i ta sam a sytuacja, nieuchronna, bezn ad ziejn a zagłada W enedów . [...] S cen y n ie w y su ­ w a ją się z sieb ie m ocą logiczn ego n a stęp stw a k olejn ych ogniw , ale są w a ria n ta m i sk o m p on ow an ym i w jednym zasad n iczym m otyw ie, służą za sposobność do w y ra że­ n ia w najrozm aitszych tonacjach uczuć z jednego źródła w y p ły w a ją cy ch , którego p rzed sta w icielk a m i są d w ie siostry: ofiarn ego, cichego cierp ien ia i dzikiej, k r w a ­

w ej zem sty ”. W arto też zw rócić u w agę, iż w ie le w y d a je się za w d zięczać tem u d ram atow i W e s e le — czego w dostateczn y sposób n ie zaak cen tow an o dotąd w b a ­ daniach nad tw órczością W ysp iań sk iego (znał on podobno całą L il ię W e n e d ę na pam ięć).

8 M. J a n i k , W stęp w: J. S ł o w a c k i , L ilia W e n e d a . W rocław 1948. s. 30. B N I 16. P ierw sze w yd an ie traged ii w opracow aniu J a n ik a uk azało się w roku 1920.

• K l e i n e r , op. cit., s. 366.

10 I. C h r z a n o w s k i , C z y „Lilia W e n e d a ” j e s t a r c y d z i e ł e m d r a m a tu ? W: S t u ­

dia i sz kic e. T. 2. K rak ów 1939, s. 60—93. P o raz p ierw szy stu d iu m to ukazało się

w r. 1924 na łam ach „P rzeglądu W arszaw sk iego”.

11 J. G r z e 1 к a, K o m p o z y c j a „L ilii W e n e d y " J u liu sza S ło w a ck ieg o . A k c j a —

c h a r a k t e r y — p r o b l e m y — śr o d k i techniczne. W arszaw a 1932. W k o n k lu zji — za ­

(4)

„ L IL L A W E N E D A ” 43 m atu na płaszczyźnie stylistyki, jak też problem atyki; w świetle jego uwag jawi się Lilia Weneda jako utw ór wręcz grafomański, któ ry czcić można co najw yżej „wieńcami żałoby. Ale nie wieńcami życia” 12.

Nieczęsto zdarzają się w historii literatu ry aż tak diam etralnie różne oceny jednego tekstu. Z tego też względu w arto fakt ten zaakcentować — by przypomnieć jednocześnie, że wszystkie te sprzeczne wartościowania w yrastają cały czas z odczytywania Lilii W enedy „na serio”, tj. w opo­ zycji do Balladyny, dzieła najbliższego jej gatunkowo, tem atycznie itd. Tymczasem narzucający się badaczom z taką konsekwencją kontekst, jakim jest Balladyna, nie musi bynajm niej służyć li tylko ujaw nianiu odmienności Lilii Wenedy jako kolejnej w ersji tragedii romantycznej na tem at prehistorycznych dziejów Polski. Odczytanie Lilii Wenedy poprzez

Balladyną, rozpoznanie do końca wszystkich cech, które łączą te utw o­

ry — a taką możliwość badawczą konfrontacja obu tekstów przecież rów ­ nież w sobie zawiera — może pozwolić jednocześnie na uzgodnienie owych antagonistycznych ocen, jakie wyłoniły się w dotychczasowych badaniach nad dram atem o Wenedach i Lechitach. Rzecz przy tym w arta szczególnej uwagi: posłużenie się takim i metodami interpretow ania dzie­ ła nie musi się wcale tłumaczyć jedynie założeniami uprzednio przez ba­ dacza przyjętym i.

W poprzedzającym Balladynę liście skierowanym do „kochanego poe­ ty ru in ”, Zygm unta Krasińskiego, oprócz danych dotyczących bezpośred­ nio „nadgoplańskiej tragedii”, osoby adresata czy też własnej osoby Sło­ wacki zaw arł również i tę — ogólniejszej n atu ry — informację: „Balla­

dyna jest tylko epizodem wielkiego poem atu w rodzaju Ariosta, k tó ry

ma się nawiązać z sześciu tragedii, czyli kronik dram atycznych” 13. Poe­ ta pisał ten list w lipcu 1839, tj. wówczas, kiedy miał już w myśli plan

Lilii Wenedy — co podkreśla K le in e r14. Wolno zatem sądzić, iż cytowane

zdanie w swej ogólnej wymowie — w tym samym stopniu co do Balla­

d y n y odnosić się ma również i do następnej tragedii, tj. do Lilii Wenedy.

Z drobnym i jedynie różnicami. Mając w pamięci dedykację do Ballady­

ny, więcej, w yraźnie do niej nawiązując, Słowacki wydobędzie potem

te różnice w następnym liście dedykacyjnym do Krasińskiego, poprzedza­ jącym z kolei Lilię Wenedę 15. Najgłębszą istotę związku obu dram atów poeta wówczas przemilczy. Ale też jej nie zaprzeczy.

1г W. B o r o w y , U w a g i o „Lilii W e n e d z i e ”. „W iedza i Ż y cie” 1949, nr 5, s. 455— 471. P rzedruk w: S tu d i a i sz k ic e lite r a c k ie . W arszaw a 1983.

1S C yt. z: J. S ł o w a c k i , D z ie ła w s z y s t k i e . Pod redakcją J. K l e i n e r a . W yd. 2. T. 4. W rocław 1953. Tą ed y cją (tym sa m y m tom em ) p o słu g u ję się też sięg a ją c do te k s tó w L ilii W e n e d y oraz G r o b u A g a m e m n o n a .

14 K l e i n e r , op. cit., s. 313. B ad acz zw raca u w a g ę n a zaw artą w ty m liśc ie w zm ia n k ę o „ch órach ”, o d sy ła ją cą w y ra źn ie do L ilii W e n e d y .

15 N ap isze tam m. in.: „ w zią łem p ół posągow ą form ę E u rypidesa traged yi, i [...] n a téj n ieco m arm u row ej p o d sta w ie, oprę szersze, bardziej tęczow e, lecz

(5)

Przemilczał ją zresztą również w pierwszym liście do ,,poety ru in ”. W rezultacie właśnie autorowi Irydiona przypadło w udziale zadanie w y­ jaśnienia roli Ariosta w kształtow aniu owego anonsowanego przez Sło­ wackiego „wielkiego poem atu z przeszłości Polski” i w yręczył on niejako w realizacji tego zadania samego autora. W szkicu pt. Kilka słów o J u ­

liuszu Słowackim, opublikowanym w r. 1841 i poświęconym przedsta­

w ieniu miejsca tw órcy W Szwajcarii i Anhellego we współczesnej pol­ skiej poezji, K rasiński zatrzym ał się dłużej przy Balladynie, którą oce­ nił bardzo wysoko, i próbując określić istotę jej nowości „na w idnokre- sie polskim ”, sformułował tezy, które wydają się w pełni tłumaczyć — w każdym razie z punktu widzenia ówczesnej, rom antycznej estetyki, dla nas tu najważniejszej — pojawienie się ariostycznych inspiracji w „nadgoplańskiej tragedii” z okresu panowania króla Popiela. Tam ta zamierzchła przeszłość „przechodząc nie zostawiła posągu po sobie”, tj. odpowiednich przekazów literackich. I w tej sytuacji współczesny poeta nie może tworzyć jej obrazu, m itu na serio, a więc tak, jak czynili to niegdyś, w czas stosowny, Homer, piewcy Nibelungów czy Dante. W zada­ niu, przed jakim twórca został postawiony, zawiera się „sprzeczność”, która musi się „wyrodzić w ironią”. Sam on bowiem „wskrzesza zapom­ nianego, a gdy go wskrzesi, czuje, że ma nad nim władzę życia i śm ier­ ci bez końca [...]” 16.

Cały swój tok myślenia Krasiński odnosi — pow tórzm y — do Bal­

ladyny. Ale w tym samym stopniu wywód ten dotyczyć może również Lilii Wenedy, tragedii z przeszłości także zamierzchłej, bardziej naw et

jeszcze odległej niż czasy panowania legendarnego króla Popiela. Sam autor szkicu, kiedy przechodzi następnie do przedstawienia Lilii Wenedy, w ydaje się już automatycznie przenosić na ten dram at wcześniejsze swo­ je „genetyczne” ustalenia. Świadczyć może o tym sposób interpretow a­ nia przez niego postaci św. Gwalberta.

N ajpierw jednak krótkie wyjaśnienie. W szkicu Kilka słów o Juliu­

m n iej fa n ta sty czn e n iż B a lla d y n a tra g ed ie” (w. 82—87). Ma zatem L ilia W e n e d a różnić się od B a ll a d y n y przede w szy stk im d w iem a cech am i: w ięk szeg o zakroju tem a tem , sk alą p rob lem ów niż te, jakie m ogły w sob ie zaw rzeć dzieje „ch łop ian - k i” sta ją cej się polską królow ą („szersze”) oraz od ejściem od lu d ow ej fa n ta sty k i b a śn io w o -b a lla d o w ej, p ozostan iem w y łą czn ie w kręgu cu d ow n ości ch rześcijań sk iej, sy g n a lizo w a n ej np. obecnością M atki B osk iej („m niej fa n ta sty c z n e ”). (M etaforycz­ n eg o ep itetu „ tęczo w e” n ie pod ejm u ję się w tym m iejscu k om en tow ać). N ade w szy ­ stko jednak S ło w a ck i m ocno podkreśla, iż k o n sek w en tn ie p ostęp u je drogą, jaką w y ty c z y ła w cześn iej B a ll a d y n a — i to n a w et w b rew oczek iw an iom czyteln ik ów : „w idzę, że innych w idm , in n ych kolorów , innych potrzeba obrazów . N ie schodzę jed n ak z m ojéj drogi [...]. J est to [...] dla m n ie droga k on ieczn a, ile ra zy b o w iem zetk n ę się z rzeczy w istem i rzeczam i, opadają m i sk rzyd ła, i jestem sm u tn y, jak g d y b y m m ia ł um rzeć; albo gn iew n y, jak w o\vym w ie r sz u o T erm opilach, który na k ońcu k sięg i u m ieściłem [...]” (w. 1 0 2—1 1 1).

16 Z. K r a s i ń s k i , K i l k a sł ó w o J u liu szu S ło w a c k i m . W: D zie ła lite rackie . O p racow ał P. H e r t z . T. 3. W arszaw a 1973, s. 258—259.

(6)

„ L I L L A W E N E D A ” 4 5

szu Słowackim określona zostaje nie tylko ogólna postawa, jaką przyszło

zająć autorow i Balladyny wobec „m ajestatu nadgoplańskiego”. K rasiń­ ski przedstawia tu taj również płynące z przyjęcia tej postawy konse­ kwencje podstawowe dla sposobu konstruow ania świata przedstawionego całej tragedii. Na pierwszą z nich wskazuje w słowach:

H um or, c z y li cią g ła m ieszan in a tragiczn ości i kom iczności, w y stą p ić [...] m u si jako siła tw orząca.

Druga dotyczy tego, co z obrazu Popiela, z czasów mu współczesnych „się wymknęło, bo się wymknęło i tem u nie poradzim” — to właśnie

m u si w e w n ętrzn ie stan ąć przy jego boku w w id om ej form ie, tak jak w h istorii n a stęp n ie u w id o m ia ło się, a le n ie w p o ety ck iej, jedno w lu d zk iej, r zeczy ­ w iste j — in s ty tu c ji i w y p a d k ó w 17.

Znaczy to, iż w tragediow ym obrazie „czasów pierw iastkowych” za­ w arte odtąd będą jednocześnie ich „ciągi dalsze”, aż po współczesność poety. Mówiąc zaś jeszcze krócej: postaci, całe sytuacje i wypadki w utworze podlegają regułom ujęć alegorycznych, symbolicznych, mode­

lowych itd.

I tak właśnie K rasiński interp retu je potem Balladyną. Zgodnie ze sform ułow anym i przez siebie zasadami konstrukcyjnym i dram atu, zwła­ szcza z drugą, w postaci K irkora odnajduje on obraz „wiecznego szlach­ cica”, postawę głównej bohaterki wiąże z historią M aryny Mniszchówny, a o G rabcu pisze:

K tóż [w nim ] n ie pozna k a rczm y p olsk iej, ży w ej, chodzącej po św ie c ie pod lu d zk ą postacią? 18

In terp retacja ta — w arto podkreślić — nie rozmija się z intencjam i samego Słowackiego, który w rozmowie z Sew erynem Goszczyńskim cel

Balladyny (i następnych sześciu planowanych w tym stylu dramatów)

określił następująco:

w y p ro w a d zić na scen ę w sa m y m ich zaw iązk u w szy stk ie żyw ioły, które złożyły ch arak ter p o lsk ieg o narodu, k tóre są d u ch em jego b y t u 19.

Inna jest tylko perspektyw a, z jakiej obaj poeci ujm ują rzeczywistość dzieła, sam jednak sposób jego rozumienia okazuje się taki sam. Podob­ nie — dodajm y jeszcze — interpretow ał później będzie Balladyną Cy­ prian Norwid 20.

17 I b i d e m , s. 259.

18 I b i d e m , s. 260.

19 R ozm ow ę tę rela cjo n u je lis t S. G oszczyń sk iego do L. S iem ień sk ieg o z 9 lip - ca 1839 (cyt. za: S ą d y w s p ó ł c z e s n y c h o t w ó r c z o ś c i S ło w a c k ie g o . Z ebrali i opraco­ w a li A. C i e m n o c z o ł o w s k i , K. P e c o l d , B. Z a k r z e w s k i . W rocław 1963, s. 80). M iał w niej S ło w a ck i m ó w ić o B a ll a d y n ie jako o „jednym z siedm iu dra­ matów', k tóre złożą jedną całość, jedną ep o p eję d ra m a ty czn ą ”.

20 C. N o r w i d , O J u li u s z u S ł o w a c k i m . W sześciu p u b li c z n y c h posiedzenia ch.

(7)

Powróćmy jednak do Krasińskiego. Tak samo właśnie jak Balladynę odczytuje on potem również Lilię Wenedę, dokładniej: postać św. Gwal­ berta, w której odnajduje — posłużmy się słowami poświęconymi „nad­ goplańskiej tragedii” — te „wszystkie wady i błędy, zaw arte w nieroz­ poznawalnej jeszcze i nie rozwiniętej jeszcze postaci [...] przed dziesię­ ciu w ie k i21, a ciągiem tych wieków rozwinięte i dziś przeświadczone 0 sobie sam ych” 22. Wedle Krasińskiego św. G w albert nie jest bowiem podobny „żadnym praw em do owych olbrzymów ducha, co w pierwszych wiekach Kościoła tak samo po borach Germanii i Słowiańszczyzny rw ali się za pasy z w iaram i dzikich plemion”. O „biskupie” tym mówi: „na­ szym zdaniem podobny do mnicha dzisiejszego [...]” 23.

K rasiński w szkicu Kilka słów o Juliuszu Słowackim w yjaśnił i przed­ staw ił bliżej rolę patronatu Ariosta w Balladynie, pośrednio zaś i „częścio­ wo” — również w Lilii Wenedzie. Wykazał jednocześnie nieuchronność — w każdym razie z punktu widzenia estetyki rom antyzm u — przyjęcia tego patronatu w obu dram atach. Słowacki m ianując się w przedm owie do Balladyny twórcą „wielkiego poem atu w rodzaju A riosta” sam na ów p atron at wskazał — w końcu także i w w ypadku Lilii Wenedy. N aj­ wyższa zatem chyba pora, aby zawierzyć autorowi oraz najw rażliw sze­ mu w czasach m u współczesnych kom entatorowi jego twórczości — 1 wywołać obraz Lilii Wenedy wychodzącej na świat — tak samo jak

Balladyna — z „ariostycznym uśmiechem na tw arzy”. Przyw ołać obraz Lilii W enedy jako dram atu ironicznego, w którym autor — w edług for­

m uły W iktora W eintrauba tłumaczącej epitet „ariostyczny” — „igra swoim tworzywem, trak tując je z dystansu, z ironią, i takiej też postawy

oczekuje od swego czytelnika (czy widza)” 24.

Lilię Wenedę, tak jak wcześniej Balladynę, wyposażył Słowacki w do­

datkowe, specjalne teksty, które ujm ują dram aty w kompozycyjną ra­ mę i dookreślają ostateczne intencje twórcy; odtąd też tekstów tych nie wolno pominąć w interpretow aniu żadnego z tych dram atów 25. W Bal­

ladynie najpierw list dedykacyjny do „kochanego poety ru in ”, a potem 21 O dnosząc teraz te sło w a do Lilii W e n e d y , trzeba b y dodać do tego rach u n k u jeszcze „ n ieco ” czasu, a n a w et p arę w iek ów , gd yż — jak pisze J. M a ś l a n k a

(L it e r a tu r a a d z i e je baje czne. W arszaw a 1984, s. 183) — „przybycie L echa n a te ­

ren y n ad g o p la ń sk ie {...] m ia ło się w yd arzyć w VI w ie k u ”.

22 K r a s i ń s k i , op. cit., s. 259.

28 I b i d e m , s. 261.

24 W. W e i n t r a u b , „ B a ll a d y n a ”, c z y l i „ z a b a w a w S z e k s p i r a ”. „ P a m iętn ik L i­ te r a c k i” 1970, nr 4. Przedruk w: O d R e ja do Boya. W arszaw a 1977.

25 Co u w id a czn ia d oskonale p rzykład B a ll a d y n y . D łu go w rezu lta cie przyszło czek ać na p ełn e od słon ięcie przez badaczy „ isto ty ” tej tragedii. N a jw ię k sz y udział w p rzyb liżen iu „ariostyczn ości” B a ll a d y n y m ia ły n ie w ą tp liw ie dw a studia: K . G ó r ­ s k i e g o (S ł o w a c k i ja k o p o e ta a lu z ji liter a ck iej. „P am iętn ik L itera c k i” 1960, z. 2) oraz W e i n t r a u b a (op. cit.). N in iejszy a rty k u ł w ie le obu tym pracom z a w d zię­ cza.

(8)

„ L IL L A W E N E D A ” 47 Epilog w ydobywały przede wszystkim osobliwość świata dram atycznego

w płaszczyźnie estetycznej („ariostyczność”, „teatr w te atrze” itd.). Na­ tom iast w Lilii Wenedzie chodzi już głównie o znaczenie, sens ideowy dem onstrowanych tu postaci, sytuacji, wypadków itd. Zarówno List dru­

gi. Do autora „Irydiona”, jak i Grób Agamemnona, dołączony przez Sło­

wackiego do pierwszego wydania tragedii (1840), umieszczony według słów dedykacji „na końcu księgi [...] niby chór ostatni, śpiew any przez poetę” 26 — oba te teksty zw racają głównie uwagę na inne niż literalne, na aluzyjne i symboliczne sensy świata przedstawionego Lilii Wenedy. Na jego naddane, „głębsze”, nie w prost formułowane znaczenia.

List dedykacyjny dołączony do Lilii W enedy kieruje przede wszyst­ kim uwagę na spraw ę listopadowej klęski. Kiedy np. czytam y w nim o „słowie świętego starca”, które „miecz Rolandowy w yprzedził”, pozo­ stajem y na płaszczyźnie streszczanej tragediowej fabuły, konkretnie: p re­ zentacji ostatniej bitw y między W enedami a Lechitami. Ale drugi człon tego zdania: „i jeszcze lud jeden kona z w iarą okropną rozpaczy w przy­ szłość i zem stę” — sytuuje nas już na terenie pozafabularnej rzeczy­ wistości roku 1831. W skazuje na to m. in. ów przysłówek „jeszcze”, czy­ niący z ostatniego boju Wenedów swoistą prefigurację, m etaforę w yda­

rzeń w ojennych powstania listopadowego 27.

Inny przykład, z wręcz już jednoznacznym adresem personalnym , to zaw arty w dedykacji obraz Lelum-Polelum:

Oto jest [...] w ód z m a ją cy d w ie dusze i dw a ciała; n ieszczęście narodu; p rzezn aczen ie, d ow od zące p o tęp io n em u przez B oga lu d ow i... W ódz z d w o ja k iem i n ie śm ieszn em ju ż w ię c e j n a z w isk ie m [...]. [w. 23—28]

28 W arto zaznaczyć, że w e d łu g p ierw o tn y ch zam ierzeń au tora G r ó b A g a m e m ­

n o n a zn aleźć się m ia ł w ram ach lis tu d ed yk acyjn ego do K rasiń sk iego.

27 N a zw ią zek L ilii W e n e d y z p o w sta n iem listo p a d o w y m zw racan o u w a g ę w b a ­ d an iach nad tw ó rczo ścią S ło w a c k ie g o już od daw na, zw łaszcza od czasu o p u b lik o ­ w a n ia na ła m a ch „Ż ycia” (1911, nr 27—28) rozp raw y M aurera u jm u ją cej G rób

A g a m e m n o n a jako „piąty ch ór” traged ii, L ilię W e n e d ę zaś jako d rugą część za ­

m ierzon ej przez au tora K o r d ia n a try lo g ii. K l e i n e r (op. cit., s. 325— 326) p isał m. in.: „p ow stan ie listo p a d o w e n ie w y ra ziło się, jak dotąd, w ża d n y m w ie lk im p oem acie. N ie bjjły n im ani D z ia d y , a n i K o rd ia n , ani A n h e l l i ; I r y d i o n n a w e t nie b y ł jeszcze ty m p oem atem [...]. L u k ę w y p e łn iła teraz w ie lk a tra g ed ia narodu g i­ n ą ceg o w boju ro zp a czn y m ”. Lilię W e n e d ę jako a legorię p o w sta n ia listo p a d o w eg o in terp reto w a li p otem J a n i k (op. cit.) i G r z e l k a (op. cit.). N ajszerzej zaś ten p rob lem rozw in ął C h r z a n o w s k i (op. cit., s. 75— 76), k tóry stw ie r d z ił w ręcz, iż „w tw o r z e n iu się w iz ji a rty sty czn ej L ilii W e n e d y d aleko w ięk szy m ia ła u d ział m y śl o w y d a rzen ia ch w o jen n y ch la t 1830/31 a n iżeli m y śli o form ow an iu się p a ń stw a p o ls k ie g o ”. W zw ią zk u z tym tw ierd zen iem dok on ał on w u k ład zie tra g ed ii aż tak jed n ozn aczn ych p od ziałów , jak n astęp u ją cy : „Prolog [...], dw a p ierw sze a k ty i akt trzeci ,[...] do scen y czw artej w łą c z n ie — to obraz sy m b o liczn y P o lsk i po upadku p o w sta n ia k o ściu szk o w sk ieg o , obraz p ierw szy ch la t n iew o li. [...] Od sc e n y p iątej ak tu czw a rteg o zaczyn a się w tra g ed ii sy m b o lik a p o w sta n ia listo p a d o w e g o ”. W n in iejszej pra<cy id ziem y p rzed e w sz y stk im trop em C h rzan ow sk iego — dążąc ty lk o do ś c iś le j­ szeg o zw ią za n ia tej „ w sp ó łczesn ej” in terp reta cji L ilii W e n e d y z lite r ą tek stu .

(9)

Znam ienny w ydaje się i ton krytyczny, przenikający ten opis, a nie­ zupełnie zgodny z nacechowaniem emocjonalnym braci Lilii Wenedy w dramacie; i eksplikacja roli wodza w w ydarzeniach w ojennych, przy­ pisanie mu roli większej aniżeli ta, jaka faktycznie później przypadła w udziale synom Derwida; i owe ekspresyjne załamanie m yśli w środku zdania, graficznie sygnowane wielokropkiem; wreszcie w ukształtow aniu słownym końcowego zdania wyraźna aluzja do kw estii diabłów stw arza­ jących w scenie Przygotowania w Kordianie przywódców przyszłego pow stania Polaków. Wszystko to razem nakazuje myśleć o „dwugłowym wodzu” powstania listopadowego: Michale Radzi wille i Józefie Chłopic- kim. O postawie, jaką nom inalny wódz i faktyczny dowódca zajęli wobec działań wojennych z Rosją na przełomie lat 1830—1831 28. Pow staje obraz powstańczych wodzów podobny do tego, jaki stw orzy potem Sta­ nisław Wyspiański w Warszawiance.

Wreszcie trzeci przykład to zamieszczony w Liście drugim komen­ tarz do postaci Lecha:

k o n tu sz m u w ło ży ć i b u ty czerw one, gd y w róci z p io ru n o w ej w a lk i [...]. K on tu sz m u w ło ż y ć i żupan, n iech aj p an u je — bez jutra. [w. 50— 52]

Słowa te każą widzieć w przywódcy Lechitów reprezentanta polskiej szlachty w powstaniu listopadowym, nosiciela w szystkich tych cech „szlachetczyzny”, które, zdaniem Słowackiego, przesądziły .o klęsce zry­ w u — mimo iż ak u rat Lech i jego n a ró d 29 odnoszą w dram acie zwy­ cięstwo.

Zaistniała pewna sprzeczność. Ale bo też pełną w ykładnię tej postaci przynosi dopiero Grób Agamemnona. W liście dedykacyjnym Lech uzy­ skuje mianowicie takie same rysy, jakie później, właśnie w tym w ier­ szu, zostaną zanegowane poprzez opis Leonidasa poległego w obozie ter- mopilskim:

N a T erm opilach, bez złotego pasa, B ez czerw on ego le ż y trup kontusza: A le jest n a g i trup L eonidasa,

(w. 85—87)

Grób Agamemnona każe czytać Lilię Wenedę jako dram at o pow sta­

niu listopadowym. Ale jednocześnie — wyraźniej niż list Do autora

„Irydiona” — wydobywa też i inne, szersze sensy całego dram atu.

„Gniewny poem at” kieruje mianowicie uwagę w stronę zawartego zara­ zem w Lilii Wenedzie kom entarza do obrazu listopadowej klęski. Ko­

28 Zob. C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 76.

29 W dram acie S la z w p rost n a zy w a L ech itó w szlachcicam i: A teraz p ójd ę [...] do Lecha;

I będę, jakbym p rzyw ęd row ał z L echem , S łu ży ć u L echa i zw ać się ślach cicem .

(10)

„L IL L A W E N E D A ” 49 m entarza genetycznego oraz oceniającego. W jego świetle klęska ta jawi się ostatecznie jako exem p lu m ogólniejszych prawidłowości polskich dzie­ jów.

Fragm ent Grobu Agamemnona, tak często przy różnych okazjach cy­ towany, zaczynający się od słów:

O! P olsk o! p ók i ty duszę a n ielsk ą

B ęd ziesz w ię z iła w czerep ie rubasznym ; P óty k a t b ędzie rąbał tw o je cielsko,

i(w. 91— 97)

— wydobywa wpisaną w tok zdarzeniowy Lilii Wenedy historię kształ­ towania się tych dwu antagonistycznych czynników: „duszy anielskiej” i „czerepu rubasznego” , określających — zdaniem Słowackiego — cha­ rak te r narodow y Polaków i w związku z tym stanowiących później, m. in. w powstaniu listopadowym, o losie Polski. Kształtowania się w skutek przemieszania pierw iastków przynależnych Wenedom i Lechitom, którzy starli się ze sobą nad brzegami Gopła. Kształtowania się jednoczesnego z powstawaniem na tych ziemiach — w w yniku podboju Wenedów przez Lechitów — polskiego narodu 30. Chociaż w świetle finału dram atu We- nedowie jawić się m ają jako naród całkowicie „w ybity”...31 Ponadto de­ m onstrow any w dramacie udział stron walczących w tworzeniu tych an­ tagonistycznych komponentów polskiego charakteru narodowego nie prze­ biega bynajm niej po prostej linii opozycji Wenedowie—Lechici.

Pokonanej w powstaniu listopadowym Polsce autor Grobu Agam em ­

nona wyrzuca dawne winy, m. in. w słowach: „Pawiem narodów byłaś

f...]” (w. 110) — myśląc o zgubnej megalomanii Polaków, która n aj­ mocniejszy swój wyraz znalazła w mesjanizmie polskim: rodzącym się już u schyłku baroku, w kręgu ideologii sarmackiej. Motyw pawia przy­ w ołany tu jest w znaczeniu symbolicznym, a raczej alegorycznym, do dziś żywym w potocznej praktyce językowej. Ale nie tylko stam tąd do­ ta rł on do termopilskiego poematu. Motyw ten w znamienny sposób koresponduje ze wskazaną w tekście tragedii aż trzykrotnie, z dużą kon­ sekwencją, właściwością narodu Wenedów. N ajpierw Lech w rozmowie z Gwinoną, przedstawiając siły nieprzyjaciela, wymienia i opisuje m. in.

[...] M azon ów lek k ie pokolenie, Co g ło w y jako szczy g ły ubierają

80 P roblem etn o g en ezy narodu p olsk iego, jako „ w p rost” w p isa n y w Lilię W e ­

nedę, od sam ego początku stał się przed m iotem k om en tarzy badaczy. N a jw a żn iej­

sze do tej pory stu d ia na ten tem a t o g ło sili S . T u r o w s k i (G en eza n arodu w „L il­

ii W e n e d z i e ”. „ P am iętn ik L ite r a c k i” 1909) oraz ostatn io M a ś l a n k a (op. cit., z w ła ­

szcza s. 183— 210).

81 P rzeciw są d o w i o to ta ln ej zagład zie narodu W enedów w dram acie w y p o ­ w ia d a ją się tylk o T u r o w s k i (op. cit., s. 187) i E. S a w r y m o w i c z (w stęp w: J. S ł o w a c k i , L ilia W e n e d a . W rocław 1954, s. 26). Inna rzecz, iż Roza W eneda o b ie c y w a ła zrodzić m ścicie la z „rycerzy p o p io łó w ”.

(11)

W czerw oną k rasę i pom iędzy hełm y M igocące się niosą pióra paw ie;

(akt IV, sc. 3, w . 171— 174)

Potem zaś w didaskaliach do sceny 4 aktu IV czytamy, że wchodzący do groty Rozy Wenedy wodzowie „Jedni na hełmach turze, drudzy jele­ nie m ają rogi, u innych tylko pióro pawie [...]”. Wreszcie do któregoś z tych wodzów wieszczka zwraca się następująco:

Ty, co nosisz złote piórko p aw ie M igocące od p ierw szych b łysk aw ic,

(w. 502—503)

To przyw ary Wenedów, te, które doprowadziły ich do klęski, określa­ ją istotę obrazowanego w dramacie „czerepu rubasznego”. Wespół jed­ nak z odpowiednimi cechami Lechitów. Z dem onstrowaną tu ta j jedno­ cześnie w toku rozwoju w ydarzeń np. typowo „szlachecką” postawą Le­ cha, który działa opieszale: woła „Na koń! na koń! / U fundujem y na trupach królestw o” (akt I, sc. 1, w. 36—37) — i w żadnym z czterech kolejnych aktów nie wyrusza na pole walki. Działa poza ty m pod w pły­ wem specjalnym impulsów: przystępuje do boju dopiero w tedy, kiedy jego syn zostaje wzięty do niewoli. Z kolei walory Lechitów-zwycięzców składają się obok pierw iastka wenedyjskiego (to o W enedach Lech mówi te znam ienne słowa: „W ludziach anielstwa ty le”, ak t IV, sc. 3, w. 393) na tworzony w dramacie obraz „duszy anielskiej” Polaków. Zaznaczmy od razu: w ten „mozolny” sposób Słowacki tw orzy drugą w naszym ro­ mantyzmie, „dychotomiczną” koncepcję polskiego ch arak teru narodow e­ go — konkurencyjną wobec „sielankowej” propozycji Kazimierza Bro­ dzińskiego, przyjętej potem przez Mickiewicza w Księgach narodu i piel-

grzym stw a polskiego.

W Lilii W enedzie co rusz dochodzi — pokazują to przedstawione w y­ żej przykłady — do jakichś niezborności czy też kom plikacji między za­ w artym w liście Do autora „Irydiona” oraz w Grobie Agam em nona ideo­ w ym program em odbioru dram atu a jego tokiem fabularnym , pomiesz­ czonym w nim obrazem działających osób itd. Inaczej jednak stać się nie mogło. Demonstrowanemu przez siebie ciągowi zdarzeniowemu Sło­ wacki narzucił — właśnie w tych dwu tekstach „dodatkow ych” — tak szerokie i złożone zarazem perspektyw y znaczeniowe, iż fabuła w enedyj- skiej tragedii nie była w stanie wszystkich ich ogarnąć. Mówiąc zaś do­ kładniej, nie tyle ogarnąć, co opanować. ^

Więcej. Od tego momentu dwa podstawowe w dram acie toki zdarze­ niowe: upadku narodu Wenedów oraz poświęcenia się Lilii Wenedy, za­ czynają się wikłać w rozliczne niekonsekwencje, sprzeczności; dochodzi do załamania logiki akcji dram atycznej, powstają niezborności w kreo­ waniu dramatis personarum itd. Fakty te badacze Lilii W enedy od daw ­ na już ujaw niali i demonstrowali (wspominaliśmy o tym na samym

(12)

po-„ L IL L A W E N E D A ” 51 czątku tego wywodu). Przedstaw iali je jako „błędy” i „w ady” utw oru. I różnie się do tych zgłaszanych przez siebie „uchybień” ustosunkowy­ wali.

Juliusz K leiner, odkryw ając np. sprzeczności w konstruow aniu posta­ ci Rozy Wenedy i osnutej wokół jej osoby akcji dram atycznej, próbował sprzecznościom tym... zaprzeczyć. Rozróżnił mianowicie w sposobie ist­ nienia bohaterki dwie „ n a tu ry ”, w jej działaniu zaś — paralelnie mo­ m enty „wieszczego natchnienia”, kiedy „jest ona nieomylna i realizuje przeznaczenie”, oraz chwile, w których staje się „zwykłym człowiekiem”. W tym drugim w ypadku „wiedza wróżki nie usuwa [...] naturalnych mo­ mentów niewiedzy” — wyjaśniał. Dlatego — tłum aczył dalej — może ona chwilowo, nie będąc w stanie natchnienia, uwierzyć kłam stw u Ślaza i na nieszczęście Wenedów zabić Lechona; dlatego może pragnąć, „by Lil­ ia poszła po harfę [...]” it d . 32 Cały problem zawiera się jednak w tym , iż Roza W eneda — jak zauważył Wacław Borowy — „się w tej różnicy nie orientuje i nie dopuszcza pom yłki” 33. Przedstaw iona przez K leinera w ykładnia interpretacyjna postaci okazuje się nadto zawiła — i nie tłu ­ maczy się wcale literą tekstu.

Ignacy Chrzanowski z kolei odsłaniane przez siebie raz po raz roz­ m aite niezborności fabularne i charakterologiczne w Lilii Wenedzie puen­ tował słowami: „Ale mniejsza o to” bądź „I to jest znowu tajem nicą Słowackiego” 34. Nie próbował ich negować jak Kleiner, ale też i nie do­ ciekał ich głębszej przyczyny 35. Nie bronił on bowiem, tak jak ten ostat­ ni, „za wszelką cenę” dram atu, interesowała go przede wszystkim wpi­ sana weń poezja, zaw arty w tragedii dokument przeżyć lirycznych

twórcy.

Wreszcie W acław Borowy, którem u tekst ten nie dostarczał praw ie żadnych przeżyć estetycznych, jeśli nie liczyć czytania go jako „smutnej baśni o dobrym a nieszczęśliwym dziecku” czy jako „ponurej poezji nie­ woli”, wszelkie nieścisłości, niekonsekwencje i nielogiczności w Lilii W e­

nedzie eksponował — chciałoby się powiedzieć — z wielką prem edyta­

cją. Budował obraz „chybionego dzieła [...] wielkiego poety” 36. I reali­ zacja tego zadania zajmowała go już bez reszty.

W toku fabularnym Lilii Wenedy istnieją rozmaite „pęknięcia” — i nie ma sensu im przeczyć. Nie trzeba też odsyłać pragnących dociec ich przyczyny do „tajem nicy Słowackiego” (którą on zabrał ze sobą do grobu — jak można by uzupełnić, uciekając się do potocznego

powiedze-82 K l e i n e r , op. cit., s. 338.

88 B o r o w y , op. cit., s. 462.

84 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 64 n.

85 Chociaż w sk a za ł, iż w ią żą się one ze „ w sp ó łczesn y m ”, alegoryczn ym p lan em utw oru .

(13)

nia — myśl określającą tę postawę). Jest pęknięć tych w dram acie bar­ dzo wiele, ale nie stanowią one bynajm niej em anacji „chybionego dzie­ ła ”. Są konsekwencją i w yrazem przyjęcia przez autora patro n atu Ario- sta, wyznacznikiem postawy ironii zaw artej w w enedyjskiej tragedii. I jeżeli w ironii zawiera się „piękno samowoli” — jak tw ierdził Schel- lin g 37 — to stosunek, jaki teraz objawia twórca Lilii W enedy wobec akcji dram atycznej i jej bohaterów, uznać można za ironiczny par ex­

cellence. Tym bardziej iż stosunek ten okazuje się w końcu nie tylko

świadomy, ale w pełnym tego słowa znaczeniu celowy, co znaczy też: odpowiednio umotywowany.

Istnienie w obrębie akcji dram atycznej i w ogóle w toku fabularnym dzieła rozmaitych pęknięć w ostatecznej konsekwencji prow adzi do tego, że akcja traci wartość samoistną. Jako ciąg zdarzeniow o-sytuacyjny, ciąg o charakterze kauzalnym oraz teleologicznym, nie przyciąga ona odtąd uwagi samym swoim rozwojem, dynamiką, napięciami emocjonalnymi, ewolucją postaci itd. Otóż w Lilii Wenedzie ta właściwość akcji dram a­ tycznej okazuje się założona, zaplanowana od samego początku. Od mo­ m entu wprowadzenia przez Słowackiego do tragedii — Prologu. Prologu, w którym uprzednio — tak samo jak w argumencie poprzedzającym on­ giś średniowieczne misteria i m oralitety — Roza W eneda przedstawia w swym profetycznym akcie wieszczki całą akcję dram atu, w każdym razie w tych najważniejszych, węzłowych jej punktach, które dotyczą dziejów upadku narodu Wenedów. Akcję od przegranej pierwszej bitwy po następną, za trzy dni mającą się odbyć, w której — jak mówi Roza:

P ół rycerzy od p ioru n ów zginie, p ół od m iecza. W ódz d w ie g ło w y m ieć będzie, jedna czło w ie cza ,

[...]

Ja ostatn ia zostanę żyw a;

[...1

I zakocham się w rycerzy popiołach, I pop ioły m nie zapłodnią,

(w . 137— 143)

W Prologu ponadto przedstawiony zostaje również zam iar Lilii We­ nedy: „Ja braci moich, ojca mego zbawię” (w. 67) — i przepowiedziana przez wieszczkę śmierć Lilii.

Słowacki przekreśla jakby całą dotychczasową tradycję dram atu eu­ ropejskiego, starożytnego i nowożytnego, który po każdym ze swoich dw ukrotnych „narodzin” rozwijał się w kierunku doskonalenia i w ogóle autonomizowania intrygi, przyciągania uwagi teatralnych widzów samą in trygą — i sięga do tych najstarszych form dram atu, zarówno antycz­ nych, jak i średniowiecznych, w których operowano znanym i wszystkim mitami. I w których w związku z tym najważniejsza była nie fabuła, ale

(14)

„ L IL L A W E N E D A ” 53 sposób jej ujęcia. Pom ijając zaś aż tak szerokie perspektyw y, powiedzieć można, iż Prolog w Lilii Wenedzie odwraca uwagę od akcji dram atycz­ nej „samej w sobie” i przygotow uje doskonały grunt do dostrzeżenia z kolei — z jednej strony — ironicznej „samowoli” w traktow aniu przez autora wprowadzonych uprzednio, kolejnych motywów fabularnych. Z drugiej — ich osobliwej proweniencji, ujawniającej się, za spraw ą te­ go wcześniejszego zaanonsowania, w sposób szczególnie w yrazisty.

M ateria fabularna staje się w Lilii Wenedzie przedm iotem ironicznej gry, swoistych m anipulacji dram aturga, krótko: traktow ana jest z dy­ stansu jako m ateria od samego początku zdradzająca swą ideową w tór- ność. Jakie są bowiem m aterii tej najgłębsze źródła? W ostatecznej in­ stancji okazuje się ona wywodzić z owych „przeklętych problem ów ” pol­ skiego rom antyzm u, różnie w tam tym czasie fabularyzowanych, ale każ­ dorazowo zawęźlających się w takich hasłach problemowych, jak rozpacz, cierpienie, zemsta, podstęp, ofiara, przyszłość, królobójstwo itd. Zwróćmy uwagę: tym i właśnie hasłam i (w każdym razie: częścią ich, tą „najw aż­ niejszą” w końcu) Słowacki puentuje często w liście dedykacyjnym do Krasińskiego dem onstrowane tu taj przez siebie kolejne w ątki fabularne, postaw y bohaterów itd., w ystępujące potem w dramacie. Czytamy w de­ dykacji np.:

Ś p ie w d w u n astu h arf rozlega się nad lu d em um arłym i w b ieg a w puste, szu m iące la sy sosn ow e, w o ła ć n o w y ch na z e m s t ę rycerzy, [w . 1 0—2 2]

Albo:

Oto w różka, która zabrania h arfiarzom r o z p a c z y , a jed n y m straszn ym i m ś c i w y m czyn em zajęta, {w . 30— 31]

W innym miejscu:

i jeszcze lud jed en kona z w iarą okropną r o z p a c z y w p r z y s z ł o ś ć i z e m s t ę , [w. 46—47]

Wreszcie:

na tém sam ém m iejscu o d b y w a ła się okropna jakaś o f i a r a [...] [w. 130— 131] *®.

Z kolei fakt pozostawania Słowackiego w kręgu literackich skojarzeń w prost już wydobywają towarzyszące tym hasłom bezpośrednie nawiąza­ nia autora listu do dzieł Krasińskiego.

Obudź się! obudź, rzy m sk i w złotej zbroi, z og n isty m p a n cerzem rycerzu! N o w e m ary stoją przed tobą [...]. [w. 13— 14]

— to przywołanie Irydiona, dram atu, w którym idea zem sty narodowej przedstawiona została wręcz w jej najczystszej postaci. Pytanie: „Cóż, mój Galilejczyku?” (w. 47), zam ykające zdanie o owym „ludzie”

konają-88 W szystk ie p o d k reślen ia w p o w y ższy ch cytatach z listu d ed y k a cy jn eg o po­ chodzą od autora artyk u łu .

(15)

cym „z w iarą [...] rozpaczy w przyszłość i zem stę”, odsyła natom iast do

Nie-Boskiej komedii z jej „cudownym” finałem, głoszącym zwycięstwo

Chrystusa, zwycięstwo nad Pankracym , ale i nad ludem, k tó ry powstał w rozpaczy — i znowu w imię zemsty oraz przyszłości; odgraniczenie w ątków narodowych od aspektów społecznych dem onstrowanych w dra­ macie wypadków — zaznaczmy to — nie było w tam tym czasie tak bar­ dzo istotne, naw et dla samego Krasińskiego 39.

Rozpacz, zemsta, przyszłość narodu — to motywy ideowe istotne dla literatu ry romantycznej co najm niej od czasu powstania Konrada Wal­

lenroda. W ich rozwijaniu miał również swój udział Słowacki, przede

wszystkim jako autor Lambra i Kordiana. A potem, dokładniej: już od okresu napisania Balladyny, poeta osiągnął dystans wobec własnej tw ór­ czości, jak też wobec całej współczesnej mu literatury, jej idei i kon­ wencji, a raczej mitów, stereotypów itd. W Balladynie podjął on grę z rom antyczną balladomanią, rom antycznym kultem S zek sp ira40, kon­ w encjam i romantycznego te a tr u 41, rom antycznym i poetyzacjam i prze­ szłości podaniowej, rom antyczną afirm acją ludu itd. Teraz, w Lilii We-

nedzie, grę tę kontynuuje i przenosi ją już w całości na najw ażniejszy

dla epoki, najwyższy wówczas w ogóle w hierarchii problem ów — krąg spraw związanych z problem atyką walki narodowowyzwoleńczej.

Roza Weneda jest w dramacie uosobieniem idei zemsty, żyje przede wszystkim zemstą. Tak samo zresztą jak cały naród Wenedów, o którym ponadto można jeszcze powiedzieć, że jednocześnie — cierpi i rozpacza. Właśnie cierpienie i rozpacz Wenedów stanowią najpodatniejszy grunt dla żądzy zemsty, jej rozwoju, intensyfikacji itd. W tekście tragedii n aj­ w yraźniej i najdobitniej całą tę praw dę o Wenedach wydobywa Ślaz, kiedy podejm uje decyzję przejścia od Lechitów do obozu wenedyjskiego. W arto zacytować dłuższy fragm ent jego wypowiedzi, w którym równie ważny jest opis postawy Wenedów, jak przykłady oraz kom entarz, jakim Ślaz ten opis podpiera:

P an S laz n iech rusza prosto do W en ed ów — W jakim kolorze? — w kolorze W en ed ów — Jako szpieg? — a fuj! — n ie szpieg lecz n ow iniarz,

Z e m s t y n ow iniarz, b lek otn ik now iniarz; C złow iek ogn istej m ow y, k r w a w y c h zębów , I czerw onego język a — w ięc ergo

G dy zapytają: czy w id zia łeś Lecha?

W idziałem — A co robi? — G dym go w idział, To jad ł W eneda z solą. — A G w inona? — G w inona w e k rw i się d ziatek kąp ała. — A cóż się stało z n aszym starym królem ? ■—

89 N ap isze on N ie - B o s k ą k o m e d i ę jako odpow iedź na p o w sta n ie listop ad ow e.

40 Co w ła śn ie p ok azał W e i n t r a u b (op. cit.).

41 P rób ow ałem p rzed staw ić to w k siążce O p r z e s t r z e n i te a t r a l n e j w d r a m a ta c h

(16)

„ L IL L A W E N E D A ” 55

A ja pokażę tak, język w y w a lę

I zam k n ę oczy: w a sz król est fi n it u s. — A jego córka? — A ja łzy jak z w iadra P o p u szczę na to i nic nie odpow iem , A lb o od p ow iem jakie n o w e kłam stw o, T a k ie żałośn e k ła m stw o , że u w ierzą

I jeść m i dadzą — za to, żem się s p ł a k a ł . (akt IV, sc. 2, w . 115— 132, podkreśl. J. S.)

„B arw a” Wenedów to zemsta, przeciwników swoich chcą widzieć jako notorycznych zbrodniarzy, siebie — jako niewinne ofiary ich zbrodni. A najbardziej spragnieni są współczucia. Uwierzą odtąd w każde, n ajb ar­ dziej naw et fantastyczne kłamstwo — jeżeli tylko potwierdzi ono ich wyobrażenia o w rogu i sobie. Ślazowi uwierzyli. Jest to bodajże najlep­ szy dowód na słuszność tego rozpoznania, nie tylko w tej jednostkowej, kpiąco-karykaturalnej perspektyw ie. Słuszność w skali całego w ogóle dram atu. Taki zaś obraz wenedyjskiego narodu okazuje się zbudowany, w podstawowych swoich zrębach, z motywów ideowych — inaczej tylko fabularyzow anych — Konrada Wallenroda, III części Dziadów...

Idźmy dalej tym tropem. P artia dram atu obrazująca walkę Lilii We­ nedy o życie ojca, w której Derwidowej córce przychodzi uciekać się do przebiegłości i podstępu 42, przypomina znowu — w podstawowych sche­ macie, swojego przebiegu — główne motywy ideowe Konrada Wallen­

roda, inaczej tylko fabularyzowane.

Pójdźm y jeszcze dalej. Lilii Wenedzie, podejmującej walkę o życie ojca, św. G w albert doradza złożenie ślubu czystości i ofiarowanie się M at­ ce Boskiej. Z kolei w pierwszych starciach Wenedów z Lechitami widzi on początek nadchodzącego odkupienia („Narody będą w krótce okupione”, ak t I, sc. 2, w. 55). Czas zaś ostatecznego boju dwu narodów, w którym Wenedzi ponoszą całkowitą klęskę, nazywa już wprost „odkupienia no­ cą” (akt V, sc. 6, w. 270) 43. Śmierć, ofiara, odkupienie — to przecież podstawowe m otyw y Widzenia księdza Piotra z Dziadów części III czy

Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego.

By nie pozostawać jednak tylko w kręgu twórczości Mickiewicza. Sce­ na znęcania się dzieci Lecha nad cierpiącym Derwidem z poduszczenia Gwinony przedstawiona zostaje królowi Lechitów przez Lilię Wenedę w słowach następujących:

42 J u ż w P rolo gu, w m om en cie pod ejm ow an ia d ecyzji o podjęciu w a lk i o ży cie ojca i braci, m ó w iła ona w p rost do R ozy W enedy oraz H arfiarzy:

[...] w y m i, [...] b ło g o sła w cie,

A le n ie proście B oga o n ic dla m nie T ylk o o rozum i p rzeb iegłe serce,

(w. 70—72)

18 P onadto „ św ia tłe m w ie k u ” — w ed łu g słó w Slaza, przyp om in ającego sobie n a u k i sw o jeg o d a w n eg o pana (akt. V, sc. 3, w . 9).

(17)

O! idź, ty, L echu, i skarż tę k o b ietę! Ona ci psuje, L echu, tw o je dziatki; Z tych dziatek będą p otém k rólobójce,

(akt II, sc. 2, w . 150—152)

Królobójcą chciał być Kordian. Królobójstwo to podstaw ow y problem, z jakim zmagał się w Kordianie sam Słowacki. Ujmował on wówczas ten problem m. in. z perspektyw y rycerskich trad y cji polskiego narodu. I w Lillii Wenedzie pojawia się również ta perspektyw a. Lechici przed­ staw iani są tu taj bowiem przede wszystkim jako rycerze. Dlatego właś­ nie Ślaz — który do Wenedów udał się jako „zemsty now iniarz” — do ich obozu w ybrał się wcześniej· w zbroi Salmona, jako rycerz 44.

Można by wskazać więcej tekstów romantycznych, ich w ątków myślo­ wych, pojedynczych motywów fabularnych, charakterologicznych itd., do których nawiązuje Lilia Weneda. Wystarczy jednak przywołanie ca­ łej prawie, najważniejszej z punktu widzenia problem atyki narodowej, twórczości Mickiewicza, a prócz tego Kordiana. Ponadto list dedykacyjny bardzo wyraźnie kieruje uwagę czytelnika na dwa, jedyne w całości ukończone, dram aty Krasińskiego. Spróbujm y odpowiedzieć teraz na py­ tania: jak Słowacki urucham ia cały ten „gotowy” m ateriał? Jakim i spo­

sobami to czyni?

Zemsta, rozpacz, odkupienie itd. otrzym yw ały każdorazowo pod pió­ rem Mickiewicza dokładne i pogłębione motywacje. Przede wszystkim w obrazach ogromu potęgi przeciwnika — i niewinności cierpienia sta­ jącego się udziałem polskiego narodu. W Lilii Wenedzie tego rodzaju uzasadnień brak, brak w ogóle uzasadnień. A jeżeli są, to odwrócone,

dość przew rotne bądź w prow okujący sposób uproszczone.

Z obu walczących ze sobą narodów potężniejsi są właściwie... poko­ nani, tj. Wenedzi. Po ich stronie jest zdecydowana przew aga m ilitarna, której Lechici przeciwstawić mogą niewielką liczbę rycerzy. Dlatego też bronią tych ostatnich staje się m. in. przemyślność w walce. Lech znający przepowiednię Rozy Wenedy odpowiada Gwinonie, zarzucającej mu tchó­ rzostwo:

Z rycerzy garstką m am w stą p ić w m row isko? Ja, co te lu d y chcę w y cią ć do szczętu ? N ie czekać, aż m i w noc b ły sk a w ic o w ą Z n ieb a le ją c e pom ogą pioruny?

(akt IV, sc. 3, w . 179— 182)

Przegryw ający w walce Wenedzi nie górują bynajm niej nad Lechi- tam i w zakresie wartości duchowych, moralnych. B rak im wewnętrznej

44 To in teresu jący, w a rt p od k reślen ia przykład, w sp a n ia le pok azu jący z kolei, jak logik a ak cji dram atycznej L ilii W e n e d y rozw ija się, czy też, dokładniej: pod­ porządkow ana zostaje n ie ty le „ jed n o stk o w ej” k w e stii listo p a d o w e j k lęsk i (jak po­ k a z y w a ł to C hrzanow ski), ile ogóln iejszem u p lan ow i p ro b lem o w em u , który próbu­ jem y tu odsłonić.

(18)

„ L IL L A W E N E D A ” 57 siły, woli działania, w iary w zwycięstwo itd. Choć dysponują dobrymi pozycjami m ilitarnym i, to oni czekają na pieśń harfy Derwida, m ającą być dla nich pobudką do czynu — tak jak nią była (jednak w całkiem innej, w pełni uzasadnionej sytuacji) pieśń Halbana, wyśpiewana wcześ­ niej Litwinowi — mistrzowi krzyżackiemu. Ostatecznie też, w końcowym rachunku, to w ich działaniach ujaw nia się więcej zła, zbrodniczości, od­ stępstw od rycerskiego kodeksu honorowego (na który to tak wyczuleni są ich przeciwnicy!) aniżeli w poczynaniach Lechitów. Przykłady można mnożyć, poczynając od zachowania się Derwida wobec Gwinony, w któ­ rym to zachowaniu nie ma nic z wielkości czy też „tylko” godności kró­ la, kapłana, starca itd. 45, kończąc zaś na nierycerskich metodach, jakim i uśm ierceni zostają przez Wenedów kolejno: Salmon, Lechoń, Sygoń, Gwi­ nona wreszcie. Obciążające natom iast moralnie Lechitów okrucieństwo tej ostatniej trzeba kłaść z kolei na karb jej obcego, islandzkiego pocho­ dzenia. Poza tym dem onstruje ona to okrucieństwo wyłącznie we własnej, pryw atnej w końcu sprawie, tj. w starciu z Lilią Wenedą.

Starcie dwu bohaterek. Ten z kolei w ątek w Lilii Wenedzie, z pod­ stępną Lilią na czele, zostaje w porównaniu z Konradem Wallenrodem — zdecydowanie pomniejszony. Przede wszystkim starcie to było w ogóle niepotrzebne. Gwinona mówi w prost do Lilii Wenedy:

[...] Już m ia ła m O ddać ci ojca, bo ten łach m an stary S ta ł m i się w ca le niep otrzeb n y {...].

(akt I, sc. 3, w . 346—348)

Tylko wyzwanie rzucone przez Derwidową córkę spowodowało zmia­ nę decyzji Gwinony. Odtąd stajem y się świadkami swoistego pojedynku czy raczej „rozgryw ki sportow ej” 46, gdzie na jedno działanie przypada natychm iast przeciwdziałanie, działania te się mnożą. O rezultacie koń­ cowym „tu rn ieju ” nie decydują już jednak sportowe kryteria, ale in­ wencja Gwinony w zadawaniu cierpień — z jednej strony, z drugiej zaś pomysłowość, przebiegłość w końcu Lilii Wenedy. W kolejnych działa­ niach tej ostatniej nie ma poza tym miejsca na żadne zahamowania, „większe” wątpliwości czy skrupuły moralne. Przy tym wszystkim jest to cały czas walka dw u kobiet, walka, jakkolwiek by rzecz traktow ać — prowadzona o mężczyznę. I w walce tej obie partn erki kierują się przede wszystkim pryw atnym i pobudkami.

Św. G w albert jest w utw orze reprezentantem Kościoła, „mnichem dzisiejszym” — jak powiedziałby Krasiński. Kiedy więc skłania on Lil­ ię Wenedę do ślubowania czystości, ofiarowania się Matce Boskiej, to

46 N ajostrzej pok azu je to sp osób ro zw ija n ia przez D erw id a tzw . sty ch o m y tii (przykład ten b ędzie d a lej p rzed sta w io n y dokładniej).

48 Jak pisze w p ro st S. W i n d a k i e w i c z w pracy R o m a n t y z m w Polsce (K ra­ k ó w 1937, s. 123).

(19)

działanie to pozostaje jeszcze w całkowitej zgodzie z jego kondycją, w y­ nikającą z niej postawą wobec świata itd. Choć może już razić pewnym przerysowaniem . Ale jeżeli z kolei w chwili, gdy dokonuje się wielka he- katom ba Wenedów, św. G w albert mówi od razu o odkupieniu innych przez tę katastrofę, a potem błogosławi zwycięzców „W imię krzyża” — i oczekuje objawienia się Najświętszej Panny „nad najśw iętszym tr u ­ pem, / Nad krw ią najbardziej Bogu ukochaną” (akt. V, sc. 1, w. 6—7) — wówczas działanie to zaczyna pobrzmiewać w yraźnie dysonansem. Jest w tym momencie co najm niej niestosowne, zarazem: jaw nie interesow ­ ne. Ponad tragedię Wenedów w ysunięty zostaje interes Kościoła, przy­ dana tej tragedii interpretacja mesjanistyczna okazuje się najlepiej słu­ żyć... akcji misyjnej. Tej właśnie akcji, która przyprowadziła w ogóle św. G w alberta na ziemię wenedyjską; przybył on tu goniony „aż od Jeruzalem ” przez „kom ety czerwone” — w przekonaniu jednocześnie, że w końcu:

B óg sw em u słudze, za w iek d łu gi trudów P rzerażających da godziną cudów :

Cóż m i ten m ocarz, co tu k r w a w i lasy? N ow y Faraon, w ejd ę z n im w zapasy, Z łam ię i różdżkę ognistą otrupię; A p otém jedną łzą gorącą k u p ię Ż yw ot dla n iego w ieczn y i zb aw ien ie.

(akt I, sc. 2, w . 63— 69)

To wręcz dla swojego „sługi” Bóg zaaranżował teraz „godzinę cudów”, w której ginie naród, by zbawiony mógł być jego przeciwnik, ba, aby św. G w albert mógł „kupić” żywot wieczny dla jednego przewodzącego

tem u wrogiemu narodowi „mocarza” !

Ideologia mesjanistyczna oparta była na wierze w posłannictwo dzie­ jowe, jakie ma do spełnienia naród w ybrany przez Boga, posłannictwo o charakterze przede wszystkim moralnym. Słowacki zrównuje w trage­ dii mesjanizm z misją religijną, z którą niewątpliwie on koresponduje. Zrów nany jednak z misją św. G w alberta — sprowadzony zostaje tym sa­ mym niejako ad absurdum. I to włącznie — dodajmy — z zaw artym zarazem w tej ideologii program em konsolacyjnym.

Nieprzypadkowo św. G w albert radził Lilii Wenedzie ofiarowanie się Matce Boskiej. Jej imię pojawia się niemal cały czas na ustach bohatera, Ona też stanow i — jak wynika z jego w yjaśnień — o większości jego działań w toku akcji. K ontakt św. G w alberta z Najświętszą P anną jest tak ścisły, iż w końcu ma mu Ona się objawić — jak już cytowaliśmy — „nad najśw iętszym tru p em ”. I realizuje się ta zapowiedź. W finale dra­ m atu ukazuje się „cudowne widmo w obręczy z płomyków” nad stosem Lelum-Polelum.

Tyle że św. G walbert, konsekwentnie dotąd ośmieszany i kom pro­ m itow any w ciągu rozwoju akcji, jest niegodny cudu. Zstąpienie Bogu­ rodzicy widzi też Lech, ale ten z kolei nie rozumie istoty tego

(20)

zjawie-„ L IL L A W E N E D A ” 59 nia, zwracając jedynie uwagę na jego stronę estetyczną (to on w ypo­ wiada cytowane wyżej słowa o „cudownym widmie”). Natomiast Roza Weneda, obecna również przy stosie braci, wcale nie dostrzega zjaw i­ ska — zajęta dem onstrowaniem Lechowi „łańcucha próżnego”, którym „przykuci byli do siebie Lelum i Polelum ” ; najważniejsza jest bowiem dla niej nadal idea odwetu, zemsty. Poprzez wcześniejsze ukształtow a­ nie akcji, aktualny dobór postaci scenicznych oraz organizację sytuacyj- no-gestyczną całej sceny dram aturg maksymalnie wyobcowuje końcowy epizod. Pokazuje go jako nikomu w istocie niepotrzebny. Najmniej zaś w iara w posłannictwo dziejowe jako gw arancję dalszego istnienia — a tak odczytywano wówczas idee mesjanistyczne — potrzebna jest narodowi, który (dosłownie!) zginął. Ukazująca się „Powoli nad gasnącym stosem [...] postać Bogarodzicy” — jako pocieszenie, konsolacja w łaśn ie47 — trafia więc w idealną pustkę. To tylko chw yt znany w dziejach dram atu jako deus ex machina. I to potraktow any teraz jak najbardziej dosłow­ nie. Z zachowaniem jednocześnie całego tego balastu „niedoumotywowa- nia”, które już wcześniej, raz na zawsze, chw yt ten skompromitowało.

A m otyw królobójstw a w Lilii Wenedzie? Królobójstwo nie jest tu taj pokazywane naw et jako czyn potencjalny — ale jako przew idyw any je­ dynie owoc wychowania dzieci Lecha przez Gwinonę — mimo to cała scena znęcania się Arfona i K raka nad Derwidem pozwala przypomnieć w tym momencie Kordiana; podstawowy w ątek z tamtego dram atu ulega teraz w yjaskraw ieniu, „pogrubieniu” . Słowacki jakby raz jeszcze, z bli­ ska, chciał przyjrzeć się swojemu dawnemu bohaterowi: dziecku prawie, zam yślającemu zbrodnię, aby zarazem jednoznacznie już potępić ten za­ mysł ze względu na jego najzwyczajniejsze okrucieństwo. Cała dawna dyskusja wokół projek tu zabicia cara i króla polskiego w jednej osobie sprowadzona zostaje tym samym do tego właśnie argum entu, wówczas tak w prost nie sformułowanego, który rozstrzyga kwestię raz na zawsze.

Jak się okazuje w świetle zgromadzonych wyżej przykładów, „ario- styczna” postawa dystansu, ironii w stosunku do m aterii dram atycznej pozwoliła Słowackiemu przywołać w Lilii Wenedzie sprawę nie tylko powstania listopadowego. W dramacie znalazło się miejsce dla znacznie szerszego, całego niem al kompleksu problemów, postaw, jakimi żyli Po­ lacy po utracie niepodległości, w okresie rom antyzm u, a które doszły do głosu w literaturze tam tej epoki czy wręcz przez tę literatu rę były inspirowane.

Nieistotne jest w tej chwili, czy to z perspektyw y swojej współczes­ ności kształtował autor Lilii W enedy leżącą u podstaw dzieła prehisto­ ryczną anegdotę. Czy też odwrotnie, już w samej tej anegdocie odnalazł od razu korzenie własnej współczesności. Faktem jest, że oba te św iaty — a przy okazji i szmat narodowej historii! — pomieścił on w utworze.

47 To jakby iron iczn a r e p lik a 'id e i P o lsk i jako „C hrystusa n arod ów ” — z M atką B oską ty m razem w r o li „patrona”!

(21)

W rezultacie można powiedzieć — tak jak Słowacki mówił o Balladynie (o całym w ogóle, jak już wspomniano 48, cyklu dram atów) — iż udało mu się również w Lilii Wenedzie „wyprowadzić na scenę w sam ym ich za­ wiązku wszystkie żywioły, które złożyły charakter polskiego narodu, któ­ re są duchem jego b y tu ”. Czy też — jak pisał z kolei K rasiński — iż tak samo jak w Balladynie, teraz i w Lilii Wenedzie wcielił Słowacki* „wszystkie wady i błędy zaw arte w nierozpoznawalnej i nie rozwiniętej postaci [...] przed dziesięciu w ie k i49, a ciągiem tych wieków rozwinięte i dziś przeświadczone w sobie sam ych”. W ady i błędy z dziedziny życia narodowego Polaków, związane m.in. z dwoistością ich narodowego cha­ rakteru.

Te w ady i błędy pozwoliły, a raczej nakazały poecie już w liście de­ dykacyjnym do Lilii Wenedy nazwać Polaków „potępionym przez Boga ludem ”. Potem, w Grobie Agamemnona, przypuści on w prost frontalny atak na w łasny naród, dokładniej: szlachtę. W całym poetyckim wywo­ dzie, w którym rozwinie (jak to sam form ułuje) „m yśl posępną i ciem­ n ą” — wyrzucać on będzie polskiej szlachcie brak k u ltu ry duchowej (moralnej, umysłowej, politycznej) oraz brak gotowości do walki, do otw artej walki do końca 50. Teraz natom iast, we „w łaściwym ” dramacie, gromadzi przesłanki do tego gniewnego ataku na „potępiony przez Boga lud ” 5ł: w ironicznej perspektyw ie gry — d y s t a n s u j e się wobec sze­

48 Zob. p rzypis 19.

49 Jak już w sp om n ian o (zob. przypis 21), trzeba b y tera z p ow ied zieć: przed trzynastu „ w ie k i”.

50 Zob. I. C h r z a n o w s k i , „G rób A g a m e m n o n a ”. W: O l i te r a tu r z e p ols kie j. W arszaw a 1971, s. 322—351. D odajm y jeszcze, że „ p o zy ty w n y ” p rogram „term op il- sk iego p o em a tu ” d otyczy rów n ież p rzezw y ciężen ia d w o isto ści p o lsk ieg o charak teru narodow ego. C zytam y p rzecież m. in.:

Zrzuć do ostatk a te p ła ch ty ohydne,

[ ]

A w sta ń jak w ie lk ie p osągi b ezw sty d n e, N aga [...]

(w. 97— 100) oraz

N iech ku p ółnocy z cich ej się m o g iły P od n iesie naród i lu d y p rzelękn ie, Że ta k i w ie lk i posąg — z jednej b ryły,

(w. 103— 105)

51 Choć i tutaj, w tek ście sam ego dram atu, zn alazło się ju ż m iejsce do sfor­ m ułow anej w p ro st k rytyczn ej oceny p olsk iej szla ch ty ; Ślaz, k tó ry w cześn iej w yb rał się do obozu L ech itów , aby „służyć u L echa i zw ać się śla c h c ic e m ”, w yp iera ją c się potem przed W enedam i ja k ieg o k o lw iek zw ią zk u z ich w rogam i, tak oto „przy o k a zji” op isu je L echitów :

,[...] czy m i z oczu P atrzy gburostw o, p ijań stw o, obżarstw o, S ied em śm ierteln y ch grzech ów , gu st do w rzasku, Do u k w aszon ych ogórków , do herbów ,

Z w yczaj p rzysięgać „in verb a m a g istr i”: O w czarstw o?

Cytaty

Powiązane dokumenty

5 Poka», »e w przestrzeni Hausdora punkty s¡ domkni¦te, a ci¡gi zbie»ne maj¡ tylko jedn¡

dc Castro i kardynałowi Hozjuszowi, uwydatniona została podczas kolokwium w Poissy przez kardynała De Lorraine, oraz przez profesora Sorbony Klaudiusza d’ Espence”

Jednym z ważnych pytań, na które odpowiedź nie jest jeszcze dziś znana (i za- pewne wyklaruje się w kilku najbliższych latach), jest to, w jaki sposób w systemie gospo-

[r]

czyzny, wróży śmierć Lilii i ojca Derwida. O, nieszszęśliwa! — Wchodzi dwunastu starców ze złotemi harfami. Lilia Weneda pyta, czy jej ojciec i bracia jakim

w znacznikach typu h:inputText (atrybut value) – jak definiować te wartości w obiektach typu Managed Bean i jak stosować je przy definiowaniu wartości atrybutów znaczników stron

stwa przed wojną listopadową; Lilia Weneda może być uważana za drugą część trylogji, jako obraz, odnoszący się zupełnie niewątpliwie także do wojny listopadowej, na co

W Kordjanie dał poeta obraz społeczeństwa przed wojną listopadową; Lilia Weneda może być uważana za drugą część trylogji, jako obraz, odnoszący się zupełnie