• Nie Znaleziono Wyników

Twórczość Ludowa: Kwartalnik Stowarzyszenia Twórców Ludowych R. I, Nr 1/1986

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Twórczość Ludowa: Kwartalnik Stowarzyszenia Twórców Ludowych R. I, Nr 1/1986"

Copied!
60
0
0

Pełen tekst

(1)

R. I Nr 1/1986 Cena 80 zł

KWARTALNIK STOWARZYSZENIA TWÓRCÓW LUDOWYCH

(2)

S P I S TREŚCI

S z a n o w n i C z y t e l n i c y 1 P u b l i c y s t y k a

B r o n i ć w a r t o ś c i — r o z m o w a z p r e z e s e m Z G S T L W ł a d y s ł a w e m

G r u s z c z y ń s k i m 3 J a n u s z J a n u c h o w s k i — T r e ś ć ż y c i a 5

Z D e k l a r a c j i I d e o w e j Z S L 6 J o l a n t a A n t e c k a — F e s t i w a l e , f e s t i w a l e 7

E l ż b i e t a N o w a k — N a g l e c o ś d o m n i e p r z y j d z i e 9 P o z b y ć s i ę g a r b u — r o z m o w a z p r o f . d r R o m a n e m R e i n f u s s e m . . 11

E u g e n i u s z P a w ł o w i c z — K i e d y t r a f i ą d o s k a n s e n u ? . . . . 14

K r y s t y n a W i d e r m a n — G i n ą c e z a w o d y 15 A n n a Ś l a d k o w s k a — P i ó r e m i d ł u t e m 17 L a u r e a c i K o n k u r s u l i t e r a c k i e g o i m . J a n a P o c k a 18

M e c e n a s i i k a r i e r o w i c z e 30 S o d o m a i G o m o r a 42

T w ó r c z o ś ć L i t e r a c k a W i e r s z e :

S t a n i s ł a w B o j a r c z u k , S t a n i s ł a w B u c z y ń s k i , Z y g m u n t B u k o w s k i , S t a n i s ł a w D e r e n d a r z , E u g e n i a K o s o w s k a , T a d e u s z M a c h n o w s k i , E m i l i a M i c h a l s k a , T a d e u s z M i c h a l s k i , K r y s t y n a P o c z e k , W a l e r i a P r o c h o w n i k , S t a n i s ł a w a P u d e ł k i e w i c z , A n n a R a d o m s k a , W ł a d y s ł a w S i t k o w s k i , E l ż b i e t a S k o r u p s k a , S a b i n a S z y m b o r , A n i e l a Z b o r o w s k a

K a z i m i e r a S e k u ł a — J a k k w i a t p a p r o c i J a n t k a o d m i e n i ł . . 20 J ó z e f P a r a - H e j k a — B ó l ziemi... 23

S z k i c e i o p r a c o w a n i a

J ó z e f S t e f a ń s k i — K r a s n a l e z R a c i b o r s k i e g o 3 1 J a n A d a m o w s k i — D r e l o w i a n e k „ ś p i e w a n i e d l a p a m i ę c i " . . 33

J ó z e f Z i ę b a — O S t a n i s ł a w i e B o j a r c z u k u p o t r z y d z i e s t u l a t a c h . . 36

R e c e n z j e

A n t o n i K r a w c z y k — W k r ę g u k u l t u r y g o ś c i ń c a 40 H a l i n a S z a l — K o c h a m o j c z y z n ę w y p a l o n y c h o k i e n . . . 41

Z e ś w i a t a

S t e f a n K n a p — S z w a j c a r s k i e b u d o w a n i e 44 J a n S ę k — P o l o n i j n e z e s p o ł y f o l k l o r y s t y c z n e 45

C z y t e l n i c y P i s z ą

W ł a d y s ł a w K o c z o t — S T L — n o b i l i t a c j a t w ó r c ó w . . . 48

C e c y l i a Z i e l i ń s k a — N a K u j a w a c h 48 W ł a d y s ł a w K o c z o t — S p o t k a n i e z p o e z j ą l u d o w ą . . . 49

E d m u n d Z i e l i ń s k i — N i e l u b i ę p o d d y k t a n d o . . . 49

I n f o r m a c j e

A n d r z e j C i o t a — Z k a m p a n i i s p r a w o z d a w c z o - w y b o r c z e j S T L .

W o d d z i a ł a c h — w ł a d z e n o w e , p r o b l e m y s t a r e 50

S o b i e — i l u b e l s k i e j S t a r ó w c e 5 1 S a b i n a D a d o s — T o o j c z y z n a n a s z y c h o j c ó w . . . 54

K r o n i k a 55

N a o k ł a d c e : E u g e n i u s z B r o ż e k , o b r a z y o l e j n e n a p ł ó t n i e ,

(3)

S z a n o w n i C z y t e l n i c y

O d d a j e m y do W a s z y c h r ą k p i e r w s z y n u m e r k w a r t a l n i k a — j e d y n e g o p i s m a w k r a j u p o ś w i ę ­ conego w c a ł o ś c i w s p ó ł c z e s n e j t w ó r c z o ś c i l u d o w e j i k u l t u r z e c h ł o p s k i e j . Z a s t ą p i o n o w y d a w a n y d o ­ t ą d p r z e z S t o w a r z y s z e n i e T w ó r c ó w L u d o w y c h , n a zasadzie d r u k u do u ż y t k u w e w n ę t r z n e g o , „ B i u l e ­ t y n I n f o r m a c y j n y Z G S T L " . K w a r t a l n i k „ T w ó r ­ c z o ś ć L u d o w a " b ę d z i e d o s t ę p n y w k i o s k a c h

„ R u c h " n a t e r e n i e c a ł e g o k r a j u , a t a k ż e w p r e ­ n u m e r a c i e , n a w a r u n k a c h p o w s z e c h n i e p r z y j ę ­ t y c h d l a w s z y s t k i c h c z a s o p i s m .

J e s t d o b r y m o b y c z a j e m , ż e w p i e r w s z y m n u ­ m e r z e z e s p ó ł r e d a k c y j n y p r e z e n t u j e s w ó j p r o ­ g r a m . M y , o s o b n e g o , w ł a s n e g o p r o g r a m u n i e m a ­ m y . „ T w ó r c z o ś ć L u d o w a " j e s t b o w i e m k w a r t a l ­ n i k i e m S T L , a co za t y m i d z i e , p r z y j m u j e cele i z a ł o ż e n i a o k r e ś l o n e s t a t u t e m S t o w a r z y s z e n i a . I n n y m i w s z a k ż e p r a w a m i r z ą d z ą s i ę o r g a n i z a c j e , a i n n y m i p i s m a . S t o w a r z y s z e n i e s ł u ż y ć p o w i n n o s w o i m c z ł o n k o m , k w a r t a l n i k — c z y t e l n i k o m . S t ą d t e ż z a r a z n a w s t ę p i e p o d k r e ś l a m y , ż e p r a g n i e m y b y ć p i s m e m w s p ó ł c z e s n y m , i t o p i s m e m d l a k a ż ­ dego. C h c e m y t w o r z y ć p o m o s t m i ę d z y w s p ó ł t w ó r ­ c a m i k u l t u r y c h ł o p s k i e j a z a i n t e r e s o w a n ą c z ę ś c i ą s p o ł e c z e ń s t w a . N i e z a m i e r z a m y „ p e t r y f i k o w a ć " , u t r w a l a ć l i t y l k o k u l t u r y l u d o w e j , c z y n i ć j ą b a r ­ w n y m s k a n s e n e m , z a b i e g a ć o s z t u c z n e p r z e t r w a ­ n i e . W y c h o d z i m y b o w i e m z z a ł o ż e n i a , ż e to t y l k o m o ż e s i ę o s t a ć „ s a m o z s i e b i e " , co w k a ż d y m p o ­ k o l e n i u w y r a ż a w s p ó ł c z e s n o ś ć , w y c h o d z i j e j n a p r z e c i w , co n i e s i e l u d z i o m w a r t o ś c i n i e z b ę d n e w r o z w o j u d u c h o w y m .

J e d n a k ż e t a w s p ó ł c z e s n o ś ć r ó ż n y m i j ę z y k a m i m o ż e b y ć w y r a ż a n a i z r ó ż n y c h t r a d y c j i w y c h o ­ d z i ć . C o w i ę c e j , m o ż e w y r a s t a ć z w a r t o ś c i s p r a w ­ d z o n y c h p r z e z p o k o l e n i a , p o z o r n i e p r z e b r z m i a ­ ł y c h a w r z e c z y w i s t o ś c i , p r z e z s w o j ą c i ą g ł ą a k t u ­ a l i z a c j e , m a j ą c y c h w y m i a r p o n a d c z a s o w y . K w a r ­ t a l n i k p o w i n i e n s t a ć s i ę m i e j s c e m t a k i c h i n s p i ­ r a c j i t w ó r c z y c h i p r z e m y ś l e ń , j e d n a k ż e n i e n a z a s a d z i e p o u c z a n i a , co c z y n i o n o n i e j e d n o k r o t n i e w p r z e s z ł o ś c i , ale ś c i e r a n i a s i ę w a r t o ś c i t r a d y c y j ­ n y c h z n o w y m i , t a k ż e w z a k r e s i e f o r m y w y r a z u a r t y s t y c z n e g o . S ą d z i m y , ż e d z i a ć s i ę t o b ę d z i e bez z a t r a c e n i a w ł a s n e j p o d m i o t o w o ś c i t w ó r c ó w l u d o - w y c h a t a k ż e p o d m i o t o w o ś c i w s i . T w ó r c z o ś ć l u ­ d o w a m o ż e , i c h y b a p o w i n n a w s w o i m z a k r e s i e t ę w i e ś w y r a ż a ć w ł a s n y m j ę z y k i e m z y s k u j ą c p r z e z t o w y m i a r b a r d z i e j u n i w e r s a l n y , p o w s z e c h ­ n y , t a k ż e i p r z e z m a s o w o ś ć z j a w i s k a . N i e z g a d z a ­ m y s i ę b o w i e m z p o g l ą d e m , ż e t o co r z e c z y w i ś c i e t w ó r c z e i t r w a ł e , m o ż e p o c h o d z i ć j e d y n i e o d w ą s k i e j e l i t y i n t e l e k t u a l n e j s p o ł e c z e ń s t w a .

N i e z a m i e r z a m y p o j ę c i a k u l t u r y z a w ę ż a ć do z j a w i s k c z y s t o a r t y s t y c z n y c h r o z c i ą g a j ą c j e m . i n . na a r c h i t e k t u r ę , k r a j o b r a z , w i e d z ę l u d o w ą o r a z s p o ł e c z n e f u n k c j o n o w a n i e t r e ś c i k u l t u r o w y c h . W m i a r ę s k r o m n y c h m o ż l i w o ś c i b ę d z i e m y ś l e d z i ć , co s i ę d z i e j e z f o l k l o r e m w ś w i e c i e .

Z a p r a s z a m y do k s z t a ł t o w a n i a o b l i c z a i w s p ó ł ­ r e d a g o w a n i a k w a r t a l n i k a — n i e t y l k o t w ó r c ó w l u d o w y c h , ale w s z y s t k i c h z a i n t e r e s o w a n y c h .

R E D A K C J A

S A B I N A S Z Y M B O R

C z y m c h a t a b o g a t a Zagon pod lasem

w ą s k i długi

ojciec przez lata rzeźbił p ł u g i e m i w skibę t ł u s t ą

p u l c h n ą c z a r n ą

garściami rzucał j ę d r n e ziarno potem

w niedzielne pogodne r a n k i

na siwe skronie czapką n a s u w a ł chadzał na zagon

stał tak i p a t r z y ł

jak kieł się z ziarna silny w y k l u w a jak się k u słońcu wzbija w s w y m locie jak się zieleni

a potem złoci

przygładzał dłonią siwe włosy i ziarna liczył w ciężkim kłosie później zaś

matka

w zgrzebnej chusteczce zaczyn miesiła

w dzieży l u b w niecce

a zapach chleba izbę o m i a t a ł i m a w i a ł wtedy szczęśliwy tata wchodźcie

prosimy

czym chata bogata

Bogumiła Olszowska, Wianek, Żywiec, w o j . bielskie

(4)

Katarzyna K u c z y ń s k a , Kto t y j e ­ steś? Polak m a ł y , rzeźba w drew­

nie, polichromowana, Zawidz K o ś ­ cielny, w o j . warszawskie

S T A N I S Ł A W D E R E N D A R Z

P a n i e M ó j

Skoro człowiek pragnie żyć i p r a c o w a ć w pokoju, spraw Panie,

by nie p o w s t a ł już mściciel z popiołów i uczyń,

abym mógł ś w i a t objąć w stare, chłopskie ramiona i niechby ta miłość sprawiła, aby j u ż n i k t i nigdy — nie musiał,

w obronie ojczyzny konać.

Jeśli już m o i m pradziadom, ojcu i mnie

kazano gromy zbierać —

przez możnych po świecie rozsiane, niechże choć naszym dzieciom będzie szczęście dane,

by m o g ł y w pokoju żyć i u m i e r a ć .

W Ł A D Y S Ł A W S I T K O W S K I

T o b y ł m ó j ś w i a t

Z przedsionka

zmurszałych w s p o m n i e ń

zawieszonych nad sosnową k o l e b k ą snują się pieśni matczyne,

utkane z polnego kwiecia i kolców cierniowych.

Ojciec siedział na p i e ń k u i kosę klepał,

ja w s ł u c h a n y w r y t m i k ę d ź w i ę k ó w myślałem, że biją

dzwony anielskie.

Czasem dziad bezdomny przyszedł z torbami, Boga pochwalił

i poszedł z k ę s e m razowca.

To był m ó j świat

z p ł o m y k i e m lampy naftowej i świerszczem,

co grał tajemne melodie, wplecione w szept r ó ż a ń c a

babcinej starości. Weronika Ratyna, Obrazy olejne, na płótnie, T o m a s z ó w

Lubelski, w o j . zamojskie

(5)

Jak ziemia polska...

BRONIĆ WARTOŚCI

Rozmowa z prezesem ZG STL, Władysławem Gruszczyńskim

„Twórczość Ludowa" — Panie prezesie, co to jest — Stowarzyszenie Wwórców Ludowych?

Władysław Gruszczyński — Jest to organizacja l u ­ dzi wsi, k t ó r z y poza codzienną pracą p r z e ż y w a j ą coś więcej i p r a g n ą to u t r w a l a ć . Bo chłop nie t y l k o produ­

kuje chleb, ale i tworzy w ł a s n ą k u l t u r ę . Człowiek bez k u l t u r y nic nie znaczy. Nam smakuje chleb ale i to, co zostało po przodkach. Chcemy k u l t u r ę naszych ojców i dziadów rozwijać i w z b o g a c a ć swoim współczesnym, Choćby s k r o m n y m w k ł a d e m , bo wydaje się nam piękna, jak ziemia polska.

„TL" — Są przecież w kraju inne organizacje twór­

cze, z autorytetem, ustaloną pozycją, czy n a j w r a ż l i w s i z was nie mogli by się tam zmieścić?

Wł. G . : — Nie. Poza t y m , nie oczekują nas tam.

Zbyt wielu, nawet t y m , co wyszli ze wsi, wydaje się, że przerośli wszystkich, że w y k s z t a ł c e n i e stawia ich ponad wsią. Na w i e ś jeździ się co n a j w y ż e j „pod gruszę", po

„ w a ł ó w k ę " lub spadek. Rzadko k o m u przyjdzie do g ł o ­ wy, że na w s i m o ż n a znaleźć inne, prawdziwe wartości.

M y nie s t u d i o w a l i ś m y na uniwersytetach, akademiach, najleipiej się rozumiemy wśród siebie. Po wojnie, kiedy zaczęły się masowe ruchy ludności, wpajano w naszą młodzież, że awans daje t y l k o miasto. Oznaczało to, że wieś jest z natury c z y m ś gorszym. Zycie przeczy temu.

Coraz częściej i ludzie wykształceni w r a c a j ą na wieś.

To ci, k t ó r z y k o c h a j ą ziemię, czują, jak my, że t u jest ich miejsce. I nie jest to chęć zrobienia pieniędzy. B y ­ wa, a znam t a k i p r z y k ł a d , że syn rolnika w r a c a j ą c na gospodarstwo przywozi żonę z miasta. Długo nie m o g ł a m się przyzwyczaić, powiedziała m i ona, ale p o k o c h a ł a m wieś i nie m o g ł a b y m j u ż s t ą d odejść.

Nie ceniono i niedoceniano ludzi ze wsi, uważano, że wszystko z n i m i m o ż n a zrobić. Po to jest nasze Sto­

warzyszenie, ż e b y zbierać ludzi z talentem, chronić ich i w s p i e r a ć . To nie prawda, że skiby może p r z e w r a c a ć każdy. Dobrze może to robić t y l k o człowiek m ą d r y .

„TL" — Twórca ludowy — kto to jest?

Wł. G . : — Normalny, współczesny człowiek, tylko bardziej w r a ż l i w y . Ś w i a t poszedł z p o s t ę p e m i t w ó r c a ludowy myśli kategoriami współczesnymi. A że t w ó r ­ czość ludowa jest żywa, bo nie u m a r ł a ze starym poko­

leniem, bo człowiek człowiekowi miał jeszcze coś do przekazania poza gazetowymi stwierdzeniami. I nie m a - szyny zadecydują o twórczości ale to, co indywidualne.

„TL" — Dawniej twórca ludowy, chociaż go tak nie nazywano, tworzył czy wytwarzał na zapotrzebowanie wiejskiej społeczności. Kowal kuł wozy, zawiasy i to tym ozdobniej, im kto więcej zapłacił, matka tkała wyp- rawę dla córek, zdobiła z nimi dom na święta, muzykan­

ci grywali na weselach i zabawach... Dla kogo dzisiaj twórca ludowy wytwarza?

Wł. G : — Odpowiedź nie jest taka prosta. G ł ó w n y m odbiorcą jest miasto. S ą to najczęściej ludzie, k t ó r z y korzeniami t k w i ą we w s i i to niekoniecznie w ostatnim pokoleniu. A czy Warszawa nie jest w trzech czwartych

"Władysław Gruszczyński

chłopska, chociaż się nigdy do tego nie przyzna? Trzeba t y l k o s i ę g n ą ć do drugiego, trzeciego a j u ż i czwartego pokolenia. Poza t y m wiele k u p u j ą kolekcjonerzy i m i ­ łośnicy sztuki ludowej, bo jest żywa, inna „swojska", niewydumana. L u d z i o m się to podoba. Zmęczyli się ab­

s t r a k c j ą , oderwaniem od życia. Ale nie tylko miasto jest odbiorcą sztuki ludowej i folkloru. Górale w jednym t y l k o roku z prywatnej kieszeni wydali dwa miliardy złotych na s t r ó j . I noszą go prywatnie, od święta, bo drogi. A zespoły śpiewacze K G W , które jak grzyby po deszczu p o w s t a j ą w całej Polsce? Nie mają nawet bo­

gatych mecenasów, szyją sobie stroje, jak potrafią i ś p i e ­ wają stare pieśni. K i e d y ś śpiewały przy „kądzieli", teraz na scenie, przy r ó ż n y c h uroczystościach. Nie dla miasta, chociaż i tak bywa, ale dla własnego środowiska. Po­

wiecie, że to p ę d , moda. Nie, to nie jest pęd, to warunek normalnego życia, to potrzeba ludzka. K a ż d y z was nosi gdzieś tam na dnie i tłamsi t ę s k n o t ę za czymś swojskim, choćby nie w i e m j a k z g r y w a ł się na „nowoczesność", zagraniczną, czy k r a j o w ą .

„TL" — Panie prezesie, czy władza jest słodka?

Wł. G.: — O nie. Jak za dużo robisz — źle, jak za mało jeszcze gorzej. T u trzeba b y ć oddanym sprawie bez reszty. Jestem synem chłopa i to, co z w i ą z a n e ze wsią, z jej k u l t u r ą jest m i bliskie. B ę d ę bronił tego, póki m i starczy sił. Za s p ę k a n e , chłopskie r ę c e , za p i ę k n e , ucz­

ciwe dusze. Gdzie dziś znajdzie się prawdziwe społe-

(6)

czeństwo? Na wsi. Jak trzeba drogę, stają wszyscy, jak k o m u ś spalą się zabudowania, wieś go nie zostawi sa­

mego, jak wesele, idą wszyscy...

„TL" — Czy spotyka się Pan z prezesami innych związków twórczych? Jak się pan czuje wśród nich, jak oni pana traktują?

Wł. G.: — Owszem, spotykam się. Jestem dumny, ,że r e p r e z e n t u j ę Z a r z ą d G ł ó w n y STL. Nie pozwoliłbym, by mnie traktowano jak dawniej pan chłopa.

„TL" — A oni?

Wł. G.: — Odnoszą się do mnie z szacunkiem. Przy­

najmniej w oczy...

„TL" — Młoda część społeczeństwa nie zawsze lubi, czy nawet szanuje to, co bardziej tradycyjne. Jakie ma­

cie w tej mierze doświadczenia, jak młodzi reagują na sztukę ludową?

Wł. G.: — Różnie. T y m , którzy myślą głębiej, chyba podoba się ona. Widzimy to na targach i kiermaszach sztuki ludowej a także w naszej galerii, w siedzibie Sto­

warzyszenia w Lublinie. Drobne w y r o b y kupuje sporo młodzieży, droższe — raczej młodzież wykształcona. Ale jest także część młodzieży sfrustrowanej, k t ó r a uważa, że tylko to, co obce jest modne i dobre. Oni nie mogą odróżnić p i ę k n a narodowej k u l t u r y np. od jazzu. M y nie musimy b y ć potęgą w jazzie, ale w swoim, i t y m legi­

t y m o w a ć się na z e w n ą t r z .

„TL" — A jak reaguje na was władza?

Wł. G.: — Bardzo pozytywnie, stwarza warunki, udziela pomocy. M y także j ą troszkę uczymy, czym jest twórczość ludowa. Na ogół j e s t e ś m y pozytywnie ocenia­

ni, mamy pomoc. A życie jest życiem.

„TL" — Stowarzyszenie przygotowuje się do swego, VII już Krajowego Zjazdu. Czy zechcecie całą Polskę przemalować na ludowo?

Wł. G.: — Po co? M y odnosimy się z szacunkiem do innych gałęzi sztuki, do całej literatury, korzystamy z niej, ż y w i m y się nią jako Polacy, obywatele. Nie w a l ­ czymy także z t y m , co proponuje awangardowa młodzież.

Wszystko jest potrzebne. Ohoemy t y l k o w n i e ś ć s w ó j w k ł a d do k u l t u r y narodowej, -czynić k u l t u r ę chłopską z a u w a ż a l n ą w społeczeństwie, bronić wartości, k t ó r e nie­

sie. T y m i właśnie problemami zajmie się, między i n n y m i , Zjazd. Wytyczy program działania Stowarzyszenia na najbliższe trzy lata, wybierze nowe władze. Niestety, są pewne punkty, k t ó r e się p o w t a r z a j ą w naszych uchwa­

łach od zjazdu do zjazdu i nie są rozwiązane. W y m i e n i ę t u t y l k o zaopatrzenie w surowce i objęcie u s t a w ą eme­

r y t a l n ą m u z y k ó w a szerzej — t w ó r c ó w folkloru. Będą też sprawy, których, moim zdaniem, delegaci nie „od­

puszczą".

„TL" — Na przykład?

Wł. G.: — Kwestii statusu t w ó r c y ludowego, o k r e ś ­ lającego nasze prawa i obowiązki. Jestem zdania, że ten problem powinien z y s k a ć r a n g ę ustawy sejmowej obej­

m u j ą c e j nieco szerszy zasięg. Powinien b y ć zawarty w ustawie o ochronie i rozwoju twórczości ludowej oraz folkloru. O t a k ą u s t a w ę b ę d z i e m y walczyli.

„TL" — Życzymy powodzenia w tej słusznej spra­

wie, a wszystkim delegatom przekazujemy tradycyjnie

— Owocnych obrad!

R o z m a w i a ł :

STANISŁAW WEREMCZUK

K R Y S T Y N A P O C Z E K

Ż a l m i Ż a l m i pola.

co leży odłogiem i ł ą k , gdzie rozsiadły się osty- Ż a l m i chat.

k t ó r e przysiadły

na spróchniałej przyciesi a w i a t r targa i roznosi szarą strzechę

Żal m i twarzy pooranych bruzdami.

k t ó r e uparcie p a t r z ą na drogę czy nie wraca syn.

W A L E R I A P R O C H O W N I K

C h ł o p s k a G o l g o t a Nad morzem kłosów zastygłym

w ż a r l i w e j zadumie zawisło niebo

z s i e r p n i o w ą spiekotą zaręczone ż n i w i a r z

nałożył c i e r n i o w ą k o r o n ę na czoło

s i ó d m y m potem s p ł y w a j ą c e r ę c e

za k a ż d y m ruchem u m i e r a j ą c e na nowo sam ze s w y m losem

opuścił go nawet w i a t r w skwarne p o ł u d n i e

w drodze na c h ł o p s k ą golgotę

T A D E U S Z M I C H A L S K I

W y z n a n i e

Moja suma zaczęła się u progu chłopskiej chaty

zawisła nad p u ł a p e m mojego dzieciństwa

w i a n k i e m ziela r o z p a c h n i a ł a i t r w a j a k cnota m a l w do p ł o t u przytulonych

Moja duma jest harda ściśle się skibą nad b r u z d ą gdy orzę n o w ą n a d z i e j ę

w k t ó r ą chciwie zanurzam r ę c e

w y d o b y w a j ą c z podglebia n o w y

zaczyn chlebny.

(7)

Ideowe źródła polityki kulturalnej

TREŚĆ ŻYCIA

I X Nadzwyczajny Zjazd PZPR p r o k l a m o w a ł nowe założenia p o l i t y k i kulturalnej partii. Określone zostały zasady społecznego w s p ó ł d e c y d o w a n i a o kształcie życia kulturalnego. U c h w a ł y I X Zjazdu PZPR p o d k r e ś l a j ą w y ­ soką, społeczną r a n g ę k u l t u r y , jako systemu idei, w i z j i i w a r t o ś c i k s z t a ł t u j ą c y c h poczucie sensu egzystencji ludzkiej, m o t y w u j ą c y c h postawy i zachowania. W t y m znaczeniu k u l t u r a jest sposobem a zarazem treścią ży­

cia narodu.

K u l t u r a w ustroju socjalistycznym służy rozwojowi więzi społecznych, k t ó r e sprzyjają, poczuciu tożsamości z w ł a s n y m narodem i jego historią, z k l a s ą i g r u p ą za­

wodową, a jednocześnie w z m a c n i a j ą świadomość inter- nacjonalistycznych związków ze ś w i a t o w y m i siłami po­

stępu, z i n n y m i narodami.

Polityka k u l t u r a l n a p a r t i i i p a ń s t w a służyć p o w i n ­ na upowszechnianiu oraz u t r w a l a n i u w świadomości

społecznej socjalistycznego systemu w a r t o ś c i , ochronie dobrobytu i p o s t ę p o w y c h tradycji k u l t u r y narodowej, a także podnoszeniu ogólnego poziomu k u l t u r y u m y s ł o ­ wej i artystycznej społeczeństwa. M a ona bowiem w p ł y w nie tylko na możliwości twórcze narodu, ale i na jego rozwój cywilizacyjny.

Idee I X Zjazdu w całej rozciągłości potwierdził w swojej uchwale, dotyczącej spraw k u l t u r y , X Zjazd PZPR. Zadaniem p a r t i i jest w i ę c inspirowanie t w ó r ­ czości artystycznej, z w i ą z a n e j z ideami postępu, sprzy­

jającej porozumieniu narodowemu. Jednocześnie partia uznaje otwartość na humanistyczne motywacje i wzory k u l t u r o w e w y p ł y w a j ą c e z różnorodności źródeł k u l t u r y polskiej. P o p i e r a j ą c r o z w ó j masowego i aktywnego uczestnictwa w życiu k u l t u r a l n y m , partia przeciwstawia się jego ograniczaniu, zwłaszcza powodowanym narasta­

niem barier finansowych.

Za k w e s t i ę wielkiej wagi Komitet Centralny PZPR u w a ż a zwiększenie w p ł y w u dzieł o wysokich walorach artystycznych na gusty i upodobania estetyczne, na ży­

cie i stosunki między ludźmi, wreszcie na zahamowanie zalewu szmiry, kiczu i brzydoty.

D u ż a ranga zastała nadana r ó w n i e ż sztuce ludowej, a szerzej folklorowi i w y p ł y w a j ą c e j z niego w s p ó ł c z e s ­ nej twórczości ludowej, k t ó r a mimo przemian związa- nych z o g ó l n y m rozwojem wsi, jest w naszym k r a j u zjawiskiem autentycznym, w n o s z ą c y m do k u l t u r y naro­

dowej nowe wartości.

To w ł a ś n i e twórczość ludowa niesie treści w y n i k a ­ jące z głębokich p o k ł a d ó w k u l t u r y ludowej, takich jak:

patriotyzm, poszanowanie pracy, godności człowieka, pod­

budowanie więzi społecznej i rodzinnej, łączenie p i ę k n a z p r a c ą i życiem codziennym, wreszcie jak — p r z y w i ą ­ zanie do ziemi rodzinnej oraz krajobrazu.

Partia dużą w a g ę p r z y w i ą z u j e do rozwoju k u l t u r y wsi, poczynając od jej źródeł etnicznych, poprzez r ó ż ­ norodne formy twórczości ludowej a kończąc na archi­

tekturze i współczesnych elementach życia kulturalnego społeczności wiejskiej. Popularyzacje twórczości ludowej w ś r ó d k r ę g ó w ludności miejskiej i środowisk robotni­

czych umożliwia z kolei szersze zapoznanie się z życiem wsi, lepsze zrozumienie specyfiki bytu i pracy rolnika

a także jego obyczaju, obrzędowości oraz wypowiedzi artystycznej.

Najlepszym zresztą potwierdzeniem rangi, j a k ą t w ó r ­ czości ludowej nadaje polityka kulturalna p a r t i i i p a ń ­ stwa jest stworzenie w a r u n k ó w dla dynamicznego roz­

w o j u Stowarzyszenia T w ó r c ó w Ludowych oraz p o w o ł a ­ nie k w a r t a l n i k a „Twórczość Ludowa", mimo znanych powszechnie t r u d n o ś c i z papierem drukowym.

J A N U S Z J A N U C H O W S K I

T e r e s a P r y z m o n t , Wspólną, wydajną pracą wzbogacamy naszą Ojczyzną, t k a n i n a d w u o s n o w o w a , W a s i l ó w k a

b i a ł o s t o c k i e woj.

(8)

Z Deklaracji Ideowej

Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego

„Korzenie ideologii Zjednoczonego Stronnictwa L u ­ dowego sięgają odległych dziejów emancypacyjnych d ą ­ żeń chłopów. Założenia tej ideologii w y p ł y w a j ą z k l a ­ sowych i narodowych doświadczeń wielu pokoleń l u ­ dowców. W y r a s t a ł y z i c h d ą ż e ń do upodmiotowienia klasy chłopskiej, obrony i n t e r e s ó w r o l n i k ó w i polepsze­

nia w a r u n k ó w życia ludności wiejskiej [...]

Szczególny stosunek narodu do ziemi ojczystej oraz stosunek chłopa do ziemi i pracy na w ł a s n y m gospodar­

stwie kształtowały głównie w a r t o ś c i ideologiczne ruchu ludowego. Z nich w y r a s t a ł o poczucie t r w a ł o ś c i klasy chłopskiej, patriotyzm chłopów oraz ich u m i ł o w a n i e pra­

cy jako źródła wszelkich w a r t o ś c i i fundamentu ludzkiej egzystencji. Z tych źródeł w y p ł y w a głębokie p r z y w i ą z a ­ nie do ideałów wolności, równości, sprawiedliwości spo­

łecznej i demokracji. Towarzyszy i m tolerancja dla od­

miennych poglądów, poszanowanie zasad p r a w o r z ą d n o ś c i , pielęgnowanie dorobku poprzedzających nas pokoleń, uznanie dla sąsiedzkiej solidarności i uczynności. Do­

pełnia je k u l t y w o w a n a postawa obywatelska, k t ó r a dobro narodu i p a ń s t w a p r z e d k ł a d a nad interes indywidualny, grupowy czy Masowy. Wzbogaca je ustawiczne dążenie ruchu ludowego do umacniania pozycji politycznej, gos­

podarczej, społecznej i k u l t u r a l n e j klasy chłopskiej. [...]

Zjednoczone Stronnictwo Ludowe stanęło na gruncie sojuszu robotniczo-chłopskiego. Stało się sojusznikiem partii klasy robotniczej, p r z e w o d z ą c e j w budowie no­

wego ustroju społecznego. [...]

Ziemia jest p o d s t a w ą b y t u chłopów i narodu. Gdzie chłop polski o r a ł ziemię w okresie zaborów, tam prze­

t r w a ł a polskość, obyczaje ojców i k u l t u r a narodowa.

J u ż Tadeusz Kościuszko w z y w a ł pod b r o ń tych, co „ży­

wią i bronią". [...] Słowa naszego chłopskiego h y m n u :

„Gdy n a r ó d do boju w y s t ą p i ł z orężem — panowie o czynszach radzili", p r z y p o m i n a j ą gorzką ocenę p r z y ­ czyn tragedii polskich p o w s t a ń narodowych, a zarazem s t a n o w i ą gniewne wezwanie do w a l k i . [...]

W centrum działalności Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego jest człowiek, jego potrzeby, jego dobro. Cho­

dzi nam o człowieka o wszechstronnie rozwiniętej oso­

bowości i o rozległych zainteresowaniach. Człowiek t a k i d ą ż y do urzeczywistniania swoich i d e a ł ó w w t w ó r c z e j a k t y w n o ś c i i znajduje oparcie w zorganizowanej groma­

dzie ludzkiej. Dobro tej gromady traktuje j a k s p r a w ę w ł a s n ą . [...] Upowszechniamy w stosunkach m i ę d z y l u d z ­ k i c h postawy uczciwości, bezinteresowności, życzliwości, poszanowania godności ludzkiej i solidarnego działania dla wspólnego dobra. R ę k o j m i ę k s z t a ł t o w a n i a takich po­

staw widzimy w w y c h o w a n i u człowieka w moralności społecznej i w tworzeniu w a r u n k ó w dla twórczego

uczestnictwa w kulturze. Wielką rolę do spełnienia ma­

ją t u prasa, radio i telewizja. Doceniając ich r a n g ę spo­

łeczną, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe w n a l e ż y t y m stopniu uczestniczyć będzie w k s z t a ł t o w a n i u oblicza nie t y l k o własnych, ale i p a ń s t w o w y c h ś r o d k ó w masowego komunikowania. [...]

Dążymy do p e ł n e g o u d o s t ę p n i e n i a wsi w a r t o ś c i cy­

wilizacji i k u l t u r y miejskiej. D z i a ł a m y też na rzecz przenoszenia do ś r o d o w i s k miejskich wypracowanych przez wieś w a r t o ś c i ideowo-moralnych i k u l t u r a l n y c h . J e s t e ś m y za wzbogacaniem ogólnonarodowego dziedzictwa kulturalnego dorobkiem k u l t u r y chłopskiej. Konieczne jest także stworzenie lepszych w a r u n k ó w dla rozwoju chłopskiej k u l t u r y ludowej, k t ó r a jako podstawowy s k ł a d n i k k u l t u r y narodowej zasługuje na mecenat p a ń ­ stwa i na szerokie prezentowanie społeczeństwu".

Bronisław Bednarz, Racławice, p ł a s ­ korzeźba w drewnie polichromowa­

na, Skrzypnę, w o j . n o w o s ą d e c k i e

A n t o n i Baran, Twórca ludowy, rzeźba w drewnie polichromowa­

na, Opoczno, w o j . piotrowskie

(9)

JOLANTA ANTECKA

Festiwale, festiwale

W M a ł y m Roczniku Statystycz­

n y m — p o d r ę c z n y m kompendium wiedzy o naszymi zbiorowym stanie posiadania w różnych dziedzinach

— obok pozycji: zespoły pieśni i t a ń c a figuruje liczba 2. Bez w y ­ szczególnienia, ale nie fatygując się zbytnio m o ż n a dociec, że to „ M a - zowsze" i „Śląsk". Nie szukajmy przeto w rocznikach statystycznych

festiwali f o l k l o r u ; uczestniczą w nich wyłącznie te, nieodnotowane, a zatem p o n i e k ą d nie istniejące, zespoły amatorskie.

Co do festiwali, to p e ł n ą jas­

ność w tej sprawie mają tylko słow­

n i k i i encyklopedie dobitnie stwier­

dzające, iż festiwal to „uroczystość złożona z szeregu imprez, głównie artystycznych, często połączona z konkursem". W praktyce r ó w n o - prawnie funkcjonują co najmniej trzy określenia: festiwal, p r z e g l ą d i konkurs, przy czym p r z e g l ą d mo­

że być oceniany przez j u r y , k t ó r e przydzieli miejsca pierwsze, drugie i trzecie oraz nagrody (np. Ogólno­

polski P r z e g l ą d Zespołów K G W ) , a festiwal może s t a n o w i ć nie n a j ­ ważniejszą część innej, większej imprezy (np. znakomity w założe­

niach, m a j ą c y ł a d n e tradycje Festi­

w a l Folkloru Górali Polskich w Ż y w c u jest obecnie częścią... T y ­ godnia K u l t u r y Beskidzkiej). E n ­ cyklopedysta może by się zdziwił, działacz k u l t u r y nie jedno w y t r z y ­ ma.

P a r ę o d b y w a j ą c y c h się w Pol­

sce festiwali folkloru ujęto w e w i ­ dencji CIOFF (Consieil Internatio­

nal des Organisations de Festivals de Folklore et d'Arts Traditionnels czyli M i ę d z y n a r o d o w a Rada Orga­

nizatorów Festiwali Folkloru i Sztu­

k i Tradycyjnej). M i ę d z y n a r o d o w y Festiwal Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem ma od lat już n a j w y ż ­ szą, p r z y z n a w a n ą przez CIOFF ka­

tegorię „A". Mający t ę s a m ą kate­

gorię Festiwal Baskijski jest atrak­

cją sezonu nad Z a t o k ą Biskajską, o d n o t o w a n ą w folderach, reklamo­

w a n ą przez biura podróży. Nasz hotelu „ K a s p r o w y " .

poleca w kolorze, k r y t y basen w

„ O r b i s " z zakopiańskich atrakcji Nie ma na krajowych festiwa­

lach (przeglądach, konkursach) ob­

s e r w a t o r ó w z „ P a g a r t u " , instytucji s k ą d i n ą d rzutkiej, k t ó r a z dobrym skutkiem w y p r a w i ł a w zagraniczne

tournees p a r ę zespołów n a j z u p e ł n i e j amatorskich, ale na dobrym pozio­

mie p r e z e n t u j ą c y c h folklor. Może u a k t u a l n i ł a b y się lista zespołów godnych uwagi, a może przyszedłby do głowy jakiś nowy pomysł b ę d ą c y zalążkiem oferty?

Na unikalnym, w a r t y m wszyst­

kie pieniądze, Ogólnopolskim Festi­

walu Kapel i Ś p i e w a k ó w Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą raz t y l k o oko ludzkie dostrzegło przedstawi­

cieli polskiego przemysłu fonogra­

ficznego. A tuż obok, za miedzą, w Czechosłowacji nasi sąsiedzi r o ­ bią niezły interes na kasetach i p ł y ­ tach ze swoich festiwali folkloru...

Co do prasy — to w zasadzie folklorem interesuje się. Jednakże...

Na odbywające się u nas festiwale filmowe redakcje wysyłają k r y t y ­ k ó w filmowych lub przynajmniej dziennikarzy na co dzień z a j m u j ą ­ cych się zagadnieniami k u l t u r y . Duże imprezy plastyczne o zasięgu m i ę d z y n a r o d o w y m (Kraków, W a r ­ szawa) g r o m a d z ą k r y t y k ó w sztuki.

Na festiwalach folkloru, przynaj­

mniej tych największych, m i ę d z y ­ narodowych, prasa reprezentowana jest dość licznie, aliści przez ż u r n a ­ listów o nader rozmaitych zainte­

resowaniach zawodowych: depeszo­

wiec, dziennikarz sportowy, repor­

ter z działu miejskiego jeszcze nie nobilitowany a r t y k u ł e m z nazwis­

kiem „nad k r e s k ą " — to wcale nie w y m y ś l o n y zestaw. Wzięty wprost z listy akredytowanych na naj­

w i ę k s z y m z dziejących się w Polsce festiwali folkloru, a więc dostatecz- nie reprezentatywny, by powiedzieć,

że to są ci, k t ó r z y kształtują obraz i r a n g ę imprez folklorystycznych w naszej, zbiorowej świadomości. Na- turalnie, folklor jest s z t u k ą dla

każdego. Ale f i l m też, a nikomu jakoś nie przychodzi do głowy de­

legowanie na festiwal filmowy dziennikarza, k t ó r y tylko raz na rok chodzi do kina — i to na po­

kazy festiwalowe.

Dziwne to w tych warunkach, ale spotkania z folklorem; festiwa­

le, przeglądy, konkursy mają pub­

liczność. Zdarza się publiczność wybredna, r e a g u j ą c a trafniej i sen­

sowniej niż s p r a w o z d a j ą c y dzien­

nikarze. Takiej w i d o w n i dorobił się na przykład M i ę d z y n a r o d o w y Fes­

t i w a l Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. Czy publiczności jest

dużo, czy mało? Wiadomo, że na p o p o ł u d n i o w y c h koncertach jest nieco luźniej niż na wieczornych, ale generalnie rzecz biorąc, przy­

zwyczailiśmy się do w y p e ł n i o n e j w i d o w n i . Ostatnio w i d z ó w jest mniej niż miejsc. Dotyczy to nie tyle imprez mniej atrakcyjnych, ile raczej tych, k t ó r e m a j ą droższe b i ­ lety. Bilety najczęściej nie podro­

żały w ciągu ostatniego roku czy dwóch lat, ale przy ogólnym w z r o ś ­ cie kosztów utrzymania ludzie t r z y m a j ą się za k i e s z e ń i liczą dokładniej niż kiedykolwiek, a ofia­

r ą tych r a c h u n k ó w p a d a j ą przede wszystkim w y d a t k i na k u l t u r ę . Nie t y l k o na bilety festiwalowe; na k u l t u r ę w ogóle.

Czego szuka publiczność tych konkursowych czy festiwalowych k o n c e r t ó w ? Po wielu latach wysia­

dywania na w i d o w n i odnoszę w r a ­ żenie, że t y m co sprawia, że ludzie p r z y c h o d z ą (wciąż jeszcze dość licz­

nie) — jest ciekawość.

Zespoły p r e z e n t u j ą c e folklor autentyczny, lub nieco opracowany na użytek sceny, ale w ł a s n y , swoich stron rodzinnych — p r z e k a z u j ą dużo informacji, nawet wówczas, gdy w y s t ę p u j ą nie z widowiskiem o b r z ę ­ dowym, ale s k ł a d a n k ą pieśni i t a ń ­ ców. Dobrze, zgodnie z t r a d y c j ą za­

tańczony „krzyżak", to pała opo­

wieść o wzajemnym stosunku do siebie d w ó c h pokoleń, o foitmach towarzyskich i w i e j s k i l i cersmo- nialności. A z n ó w kobiety z ż y w i e c ­ kiej wsi tańczące „ b o h a " — to pra­

wie m a ł y traktat o magii, długo, aż po nasze stulecie obecnej w ży- ciu i obrzędowości wsi. Ten taniec najpiękniejszy i najbogatszy jest w ó w c z a s , gdy tańczy się go naj­

p r o ś c i e j tak jak z dawien dawna.

Gdy tańczące wiedzą czemu ten ta­

niec m i a ł służyć, po co wychodziły doń ich babki i prababki — na­

s t r ó j udziela się w i d o w n i .

Naturalnie, można sięgnąć po efektowiniejsze p r z y k ł a d y , jak zespół z T u r c j i , k t ó r y k i e d y ś , bodaj dwanaście lat temu, przed­

s t a w i ł u nas obrzęd weselny, czy — sprzed wielu lat — zespół z Dage­

stanu z g r u p k ą kobiet w r ó ż n y m wieku (od babki po k i l k u l e t n i ą wnuczkę) noszących swoje rodowe, k u t e w srebrze ozdoby, stare jak k u l t u r a d a g e s t a ń s k i c h górali. Ich stroje, muzyka, taniec — to b y ł a przełożona na b a r w ę , kształt, d ź w i ę k i ruch poezja i proza Ra- s u ł a Gamzatowa, n a j w i ę k s z e g o piewcy tamtych gór. Hiszpanie zaś t a ń c e m p o t r a f i ą opowiedzieć wszyst­

ko: p r a c ę , miłość, życie, śmierć, ba,

(10)

nawet religię. A wszystko to razem jest n a j b a r w n i e j s z ą z możliwych, szalenie a t r a k c y j n ą w formie infor­

macją o tym, jacy są.

Odnoszę jednak w r a ż e n i e , że nie tylko na m i ę d z y n a r o d o w e festi­

wale folkloru przychodzimy z tą ciekawością ludzi, zwyczajów t r a - dycji. Towarzyszy ona r ó w n i e ż na­

szym, k r a j o w y m prezentacjom. O sobie też nie za wiele wiemy, nie m ó w i ą c o tym, że historia nowo­

żytna dość intensywnie p r a c o w a ł a na rozrywanie więzów łączących poszczególne ziemie polskie p o m i ę ­ dzy sobą, a P o l a k ó w z polską t r a ­ dycją, zaś współczesność — czas, gdy żyje się, coraz prędzej — nie sprzyja zastanawianiu się nad przeszłością, choćby się nawet wie­

działo s k ą d i n ą d , że nowe formy, aby miały sens, muszą harmonijnie w y r a s t a ć ze starych.

Czy d u ż y m ryzykiem będzie stwierdzenie, że na w y s t ę p y zespo­

łów p r e z e n t u j ą c y c h folklor auten­

tyczny przychodzimy zobaczyć, jacy są Kurpie, Kaszubi, Lachy i Górale, Ślązacy, łowickie Księżaki i W i e l ­ kopolanie? Wcale nie wszyscy i z u ­ pełnie nie tak z n ó w powszechnie u ś w i a d a m i a m y sobie, ile odrębności składa się na polską k u l t u r ę ludo­

wą, tworzącą zrąb naszej k u l t u r y narodowej, z j a k i m bogactwem mamy do czynienia...

To wszystko brzmi śmiertelnie poważnie, a przecież festiwale (prze­

glądy, konkursy) folkloru przynale­

żą do r o z r y w k i . Tylko że już bar­

dzo dawno stare belfry odkryły, iż b a w i ą c m o ż n a również uczyć — i to jak jeszcze!

No a zespoły? Czym są dla nich te galowe spotkania na scenie?

Zawsze jest to spotkanie się z w i ­ d o w n i ą , szansa, że zespół zostanie

dostrzeżony, uhonorowany wzmian­

ką w prasie, fotografią. Czy to ma znaczenie? Owszem. Rozmaite: od p a m i ą t k i rodzinnej, poprzez argu­

ment w dyskusjach o byt zespołu, po jeszcze inną, a zupełnie o d r ę b n ą sferę zadośćuczynienia ambicjom nie tylko w ł a s n y m . W jednej ze wsi

(wieś niewielka, ale ma interesu­

jący zespół regionalny) proboszcz z w ł a s n e j inicjatywy odprawił mszę w intencji powodzenia zespołu w y ­ jeżdżającego na wysoko notowany festiwal, gdy zajechał podstawiony przez g m i n ę autokar, cała wieś wyszła pożegnać swoją reprezen­

tację. W ł a d z e gminy zorganizowały zbiorowy wyjazd na koncert, na k t ó r y m w y s t ę p o w a l i „swoi". Zespół, mimo że Najwyższej Zwierzchności polecony w opiekę, nie zdobył żad­

nej z g ł ó w n y c h n a g r ó d . Gdyby nie p a r ę ciepłych wzmianek w prasie, p o t w i e r d z a j ą c y c h , że w y s t ę p nie był klęską, wręcz przeciwnie — ludzie z zespołu (o kierowniku nie mówiąc) nie mieliłby życia na wsi, k t ó r a zainwestowała w ich w y s t ę p festi­

walowy ogromny, największy z możliwych k a p i t a ł ambicji i na­

dziei. Więc w a ż n e jest, by zostać dostrzeżonym.

Nagroda na festiwalu, w z m i a n ­ ka czy fotografia w prasie, m i g a w ­ ka w telewizji — to potwierdzenie, że cała ta robota jest coś warta i podoba się, że pozostawia coś sobie i innym. To także argument wobec urzędujących przy kulturze, gdy trzeba coś dla zespołu w y t a r g o w a ć . Z d o b y w a j ą c y m nagrody, t y m o k t ó ­ rych się mówi, odmawia się rza­

dziej niż t y m nieznanym. W y c i ę t e z gazet, niewielkie nawet notatki wklejane są pracowicie do a l b u m ó w t w o r z ą c y c h d o k u m e n t a c j ę zespołu, a nierzadko i do a l b u m ó w rodzin­

nych, „żeby było dla w n u k ó w " . . . Festiwalowa nagroda, to prze­

de wszystkim promocja we w ł a s ­ n y m środowisku. A udział w festi­

walu (konkursie, przeglądzie) — to okazja do zawarcia nowych znajo­

mości i n a w i ą z a n i a k o n t a k t ó w . Najwyższą l o k a t ę m a j ą festiwale m i ę d z y n a r o d o w e s t w a r z a j ą c szansę dogadania się zespołów pomiędzy sobą. Czasem ta droga doprowadza do wyjazdu w świat, a to już dużo.

A wyjazd za granicę, t o coś, do czego dążą wszystkie zespoły rep­

rezentujące festiwalowy poziom p r e ­ zentacji, nie tylko zresztą. Z tych samych powodów, dla k t ó r y c h nie­

m a l wszystkim ludziom, a n i e k t ó ­ r y m aż do późnej starości, śnią się dalekie p o d r ó ż e .

Żeby być w zespole — trzeba to lubić. A mieć z tego m o ż n a w y ­ ciętą z gazety p a m i ą t k ę , że gdzieś się z całą g r u p ą w y s t ę p o w a ł o , ra­

dość, kiedy klaszcze duża widow­

nia, trochę kraju (a jak dobrze pójdzie to i świata), k t ó r y się zo­

baczy, no i jeszcze ten k a w a ł e k festiwalowego święta. Oczywiście, jeżeli organizatorzy zechcą p a m i ę ­ tać, że festiwal (przegląd, konkurs) to nie t y l k o k o n c e r t y , ale i spotka­

nie się ludzi, którzy s k ą d k o l w i e k są — to samo lubią i to samo r o ­ bią. Nie wszyscy organizatorzy chcą i potrafią p a m i ę t a ć , że należy się to ludziom w y s t ę p u j ą c y m za posiłek

i ewentualnie nocleg. Znakomita większość imprez folklorystycznych odbywa się latem; jak nie w porze sianokosów, to w trakcie żniw. Je­

żeli rolnik (sadownik, hodowca —

ten przede wszystkim) chce w y s t ą ­ pić na festiwalowej scenie — m u s i znaleźć takiego, co go zastąpi przy

robocie i zapłacić mu, bo ziemia nie poczeka, a b y d e ł k u czy niero- gaciźnie trudno też cośkolwiek w y ­ p e r s w a d o w a ć .

Więc trzeba to bardzo lubieć.

I mieć dowody, że to coś znaczy, bo inaczej nie w y t r z y m a opinia pub­

liczna wsi.

Czym są p r z e g l ą d y (konkursy, festiwale) folkloru dla k u l t u r y ? O to z a p y t a ł a m prof. dr Romana Re- infussa, jednego z wielkich nesto­

r ó w polskiej etnografii.

— Dla k u l t u r y o g ó l n o n a r o d o ­ wej ma to przede wszystkim bardzo p o w a ż n e znaczenie informacyjne;

pokazuje j a k k u l t u r a ludowa w y ­ glądała. Przy okazji festiwali w y ­ dobywa się rzeczy, k t ó r e się jeszcze zachowały, ale nie zawsze są p r a k ­ tykowane. Zespoły artystycznie opracowane i stylizowane natomiast

— to pokaz, co m o ż n a zrobić t r a k ­ t u j ą c autentyk jako tworzywo.

Gdy chodzi o k u l t u r ę l u d o w ą — to r ó w n i e ż bezcenna sprawa: festiwale w z b u d z a j ą szacunek dla w ł a s n e j k u l t u r y poprzez uznanie jej z zew­

n ą t r z . To przyczynia się do przy­

wrócenia jej rangi, k t ó r a we w ł a s ­ nych ś r o d o w i s k a c h została zachwia­

na. Festiwale m i ę d z y n a r o d o w e , to okazja do zetknięcia się ludzi, k t ó ­ rzy nigdy by się nie spotkali, p r z y j ­ rzenia się sobie, zrozumienia. Po­

przez p r z e g l ą d y i festiwale m o ż n a r ó w n o c z e ś n i e oddziaływać też i na to, co na estradzie jest prezento­

wane: plewić chwasty, a r ó w n o ­ cześnie d o p i n g o w a ć zespoły, żeby ten abstrakt, z k t ó r y m występują, p r e z e n t o w a ł y w możliwie atrakcyj­

nej formie. Nie folklor jest nudny, t y l k o czasem sposób jego podania na scenie bywa m a ł o interesujący.

Savas Tugsavul, folklorysta z Turcji, delegat CIOFF, powiada, że cele ogólne wszystkich festiwali folkloru na świecie są podobne, t a k ż e — formy prezentacji z a ł o ż e - nia organizacyjne. Różnić się mo­

gą i różnią się szczegółami, k t ó r e d e c y d u j ą o atmosferze.

— Jeżeli M i ę d z y n a r o d o w y Fes­

t i w a l F o l k l o r u Ziem Górskich w Zakopanem jest typowy dla w a ­ szych festiwali, to macie to, co m o ­ im zdaniem jest najważniejsze:

emocjonalne podejście w y z w a l a j ą c e

spontaniczność i podobne dobre

emocje. To tworzy, mimo k o n k u r ­

sowych r y g o r ó w , tę n a d z w y c z a j n ą

atmosferę, w k t ó r e j nie ma w y ­

granych i przegranych. Jest święto

dla wszystkich.

(11)

ELŻBIETA NOWAK

Nagle coś

do mnie przyjdzie...

Słowa te wypowiedziane zostały ponad 4 lata temu.

Zapisane w grubym, czerwonym zeszycie, razem ze zdjęciami czekały. Mijający czas pomniejszał je, tonował zainteresowanie tym człowiekiem, prostotą i pięknem wydrążonego w lipowym drewnie świata.

B O L E S Ł A W A Adamiaka s p o t k a ł a m w Siedliskach na terenie gminy Fajsławice (woj. lubelskie).

W jego domu figury, figurki. Na podwórzu stolik i rzeźby, w s t r a ż n i c y Frasobliwy, w kościele święty Florian, w szufladach dyplomy, zaproszenia, zamówienia, podziękowania, dedykacje, książki, listy. Tu, w Siedlis­

kach rzeźbiarzami obrodziło. Prawie wszyscy stanowią j e d n ą rodzinę. Czesław Lipa, Jan Lipa, Bolesław A d a ­ miak, k t ó r e g o ojciec i matka L i p y b y l i r o d z e ń s t w e m . Bolesław Adamiak od najwcześniejszych lat bardzo l u ­ bił r y s o w a ć . Zdał nawet egzamin do szkoły plastycznej w Lublinie, ale nie miał w a r u n k ó w do nauki. W poblis­

kich Rybczewicach była szkoła ogólnokształcąca. Ciężka choroba m a t k i p r z e k r e ś l i ł a jego nadzieje na pogłębianie wiedzy. P o c z ą t k o w o lepił w glinie f i g u r k i Pod w p ł y w e m dyrektora Tolkarzewskiego z Muzeum w Krasnymstawie zainteresował się rzeźbą w drewnie. Przede wszystkim dla siebie, twórczej samorealizacji, drążył, t w o r z y ł nie­

powtarzalny świat, I nagle usłyszałam, że nie ma już tego człowieka. Okruchy jego myślenia zostały w moim zeszycie. T y m tekstem p r a g n ę go ludziom przybliżyć.

J a w b a ł d z i e d r z e w a w i d z ę c o ś . . .

— Nie m o g ę siedzieć bezczynnie — m ó w i ł — szkoda czasu. Ręce świerzbią. J u ż b y m teraz, mimo gości, nie siedział, ja b y m strugał. Dzień czasu udeka. Adama i E w ę zacząłem robić dzisiaj, b y ł e m jak w transie...

Goście przyjechali, ale ja nie chcę, by mnie ktoś w ga­

zetę wsadzał.

Te listy, co do mnie piszą, warte więcej niż grube pie­

niądze. O t u m a m jeden taki, od pisarki:

Ze wzruszeniem przyjęłam Pańską przesyłkę z na­

malowanym s z k i c e m Chrystusa Frasobliwego. Drogi Pa­

nie, podziwiam pamięć. Wszak w naszym, pięknym Ryn­

ku Krakowskim, zwanym przez Krakowian salonem miasta, przy ówczesnym ruchu wystawowym, odbywa­

jącym się niemal przy każdym stoisku naszych twór­

ców sztuki ludowej — kilka słów rzuconych wśród zgieł­

ku do właściciela stoiska - nie tylko były zapamiętane, lecz i nagrodzone wzruszającym czynem artysty... Pan, malując obrazek na (podstawie kilku słów, wypowiedzia­

nych w zgiełkliwym szumie, potwierdza nie tylko szla­

chetną myśl, ale i czyn przesyłając go nieznanej kobie­

cie. Za ten dar... jestem wdzięczna. Panu przesyłam pierwszą w moim życiu powieść, wydaną zaraz po wyz­

woleniu. Niech ta moja książka — łzami i sercem. pisa­

na — przyniesie natchnienie w pracy, usposobiając na­

dal życzliwie do ludzi.

K r a k ó w , 21.08.74 Zofia Owczarek - Szwaczka

Bolesław Adamiak

— I tak w marcu 1975 r. o t r z y m a ł e m z K r a k o w a książkę Pani Zofii pt. „Dziecię ludu polskiego". Zona płakała, gdy czytała tę książkę. A t u znowu mam list inny:

Gdyby to było możliwe otrzymać wykonaną przez Pana Marię Curie-Skłodowską, o której Pan wspominał przed wystawą w Toruniu, gdyby rzeźba szczęśliwie udała, chętnie bym chciała mieć (tę postać w moim domu. Ży­

czę zdobycia dalszych nagród, uznania dla Pańskiej twórczości i pracy.

— Takie trzy pule mam tych listów, ale ja chłop i do tego głowy nie mam. M a m też tysiące zamówień, aż to dla mnie szokujące. Na sprzedawanie ś w i ą t k ó w do Kazimierza często jeżdżę. Na plenery, kiermasze do. Płoc­

ka, Warszawy, Szamotuł, Krasnegostawu, Lublina, Za­

mościa. Prawie corocznie nas tam w z y w a j ą . Ludzie zaz­

droszczą, że Bolek i Czesiek zarabiają. Ja m ó w i ę : Tele­

w i z j i nie patrz, bierz i struż... A s t r u ż e m y przeważnie zimą. Naczelnik gminy Fajsławice dał nam nawet lipę z drogi, co p r z e s z k a d z a ł a w przejeździe. Tu wszędzie dużo lipy i wierzbiny. L i p a wziął lipę, pociął i jest ma­

teriału d u ż o .

J a n i e m o g ę tak b e z c z y n n i e . . .

— Tygodniami nie maluję. Nagle coś do mnie przyj­

dzie, wtedy m a l u j ę i rzeźbię. Ja nie mogę tak bezczyn­

nie. L u b i ę robić. Ody robię Chrystusa Frasobliwego, w y o b r a ż a m go sobie. Widzę tego chłopa, jak on siada na grondzielu i m a r t w i się, że trudno będzie orać. Na zamówienie nie robię. Stolarz to może robić jedno i to samo, tam sobie można zakazać i nogę od stołu. Adama i E w ę robić zacząłem dzisiaj. A d a m musi się z a w a h a ć , czy ma to jabłko wziąć — i to musi być widać. Mój drewniany chłopak- bardzo się zafrasował, ma trzy mor­

gi a na r e n t ę idzie.

— Teścichę mam. Bierze różaniec i modli się. Pa­

ciorki tafcie grube, mnie się to podoba. Na hubce, na ścianę ja ją sobie zrobił. I nie sprzedam. Bo teścichę lubię i sprzedać jej szkoda. Teraz n a m a l o w a ł e m obraz.

Siebie na snopku, b a b ę z a d u m a n ą , też na snopku i dziew-

(12)

czynę, k t ó r a na sznurku k r o w ę pasie. N a m a l o w a ł e m też żonkę, jak dziecko k a r m i . Talki jeden Niemiec, Zimmler, m ó w i ł : — Sprzedaj Pan. Tysiąc złotych rzucił. A mnie o pieniądze, nie szło. I on sobie poszedł.

— W Kazimierzu m i a ł e m p r a c ę za 333 grosze. Teraz o grosze trudno. D a w a ł a m i jedna 100 zł więcej, a groszy trzech nie miała. I nie sprzedałem. D a ł e m człowiekowi za darmo, bo ja nie robię dla pieniędzy, mam gospodar­

kę. Ja nie m o g ę tylko tak w miejscu usiedzieć.

— Zrobiłem kiedyś świętego Floriana, patrona po­

ż a r n y c h s t r a ż y . Pod kościołem go postawiłem. Wychodzę raz z kościoła, a ludzie m i m ó w i ą , żebym tego Floriana, na moje sumienie pod gospodę zabrał. Bo ludziom się nie podoba a i dzieci się go boją. To mnie zabolało, że tego Florka pod gospodę chcą postawić. Ja go tak zro­

biłem, jak go sobie wyobraziłem. Nie wiedziałem nic o Florku, k i m był ten rycerz rzymski, jak wyglądał.

Zrobiłem sobie swojego własnego. Ze sztandarem, w zbroi i z dzbankiem wody. I wtedy, gdy go już m i a ł e m całego, d o s t a ł e m k s i ą ż k ę z fotografią, ale już nie było z czego poprawić. I ten Florian święty jest inny, nie książkowy, m ó j .

* * *

Jesteśmy na świecie tylko raz. Życia nie da się po­

wtórzyć. Jesteśmy na tyle, na ile nasze wzruszenie, słowa, myśl zostają w drugim człowieku. Okruch zdu­

mienia, uśmiechu, uwagi, zachwytu. A może coś więcej?

Bolesław Adamiak przy swojej rzeźbie: — Nic nie wie­

działem o Florku, zrobiłem swojego...

T A D E U S Z M A C H N O W S K I

R o d o w ó d

P o j a w i ł e m się w sosnowym lesie k t ó r y nad r z e k ą zasłony rozwija

— w k a ż d ą w i o s n ę lato z i m ę jesień w o ń w o d o r o s t ó w c h ł o n ą ł e m w igliwiach r ó ż o w ą twarz odsłaniał ś w i a t — chłopcu

w ś r ó d dziupli w i e w i ó r c z y c h i gniazd j a s t r z ę b i c h g n ó j r o z r z u c a ł e m w polu z w i e l k i c h k o p c ó w g r a b i ł e m siano w o k ó ł olch j a r z ę b i n

cierpiałem jeśli chmura granatowa wprost na c h r u p i ą c e p ł y n ę ł a pokosy ludzie m ó w i l i : wszystko w r ę k u Boga nic nie utracisz czego nie uprosisz rosły lata jak grzyby po deszczu t o p n i a ł las w i e t r z e j ą c y m balsamem

— tysiące zbawczych z a s t r z y k ó w w powietrzu uleciało gdzieś poza firmament

S T A N I S Ł A W A P U D E Ł K I E W I C Z

Błądziłam przez życie szukając swej drogi

po ludzkich osiedlach i polach,

raz po raz m i j a ł a m n ę d z ludzkich odłogi na czarnych k a l e c z ą c się dołach.

Po drogach rostajnych, na k r z y ż a c h sczerniałych

dzwoniły r ó ż a ń c e zgubione.

N i k t nie chciał ich znaleźć, szeptały na p a m i ę ć pacierze już dawno zmodlone.

A l i l i a , k w i a t świętych, k r ó l e w s k o p a c h n i a ł a zalana ros ł z a m i gorzkimi,

n i k t na n i ą nie p a t r z y ł j a k k w i t ł a i d r ż a ł a k u czarnej słaniając się ziemi.

Ja treści s z u k a ł a m a smutek z n a l a z ł a m

i w ł o s m i posiwiał na skroni,

człowieka się z l ę k ł a m , w s a m o t n o ś ć u c i e k ł a m a jesień do grobu mnie goni.

A zblakłe r ó ż a ń c e

p r z y k r z y ż a c h w c i ą ż dzwonią, a dzwonią tak samo j a k przedtem, a l i l i a umiera z k r ó l e w s k ą s w ą w o n i ą i z lilią ż e g n a m y się szeptem...

* * *

(13)

Rozmowa z prof. dr Romanem Reinfussem

POZBYĆ SIĘ GARBU...

P rzyznam, że nie często zdarzało m i się w pracy publicystycznej w y c h o d z i ć od r o z m ó w c y z p e ł n ą dozą optymizmu a jednocześnie z a d u m ą , może na­

wet i niedowierzaniem. P r z y j e c h a ł e m do K r a k o w a niby to na r o z m o w ę okazjonalną, ale w gruncie rzeczy p y t a ć o sens tego, co robimy, w co sam jestem z a a n g a ż o w a n y .

„Tego", to znaczy — służby o k r e ś l o n y m w a r t o ś c i o m k u ­ l t u r o w y m wsi. Najprościej byłoby włączyć magnetofon, potem s k r z ę t n i e wszystko w y n o t o w a ć . Ale mnie chodziło o m y ś l żywą, o uczestnictwo, i to nie tyle mojej osoby, co tych, k t ó r z y za m o i m p o ś r e d n i c t w e m siądą do rozimo- w y , może nie tu, może w w i e l u miejscach. A więc — rozmowa bez togi, chociaż w profesorskim domu.

Nie b ę d ę u d a w a ł , że profesora doktora Romana Reinfussa s p o t k a ł e m po raz pierwszy. Wadziliśmy się nawet niejednokrotnie, co poczytuję sobie za honor, ale częściej „ w y k r a d a ł e m " i ż y w i ł e m się jego myślą w tym, co m ó w i ł e m i pisałem. I o dziwo, był zadowolony. Bo jest z t y t u ł u profesorem zwyczajnym a z osobowości — n i e z w y k ł y m . Ot, choćby ta „Złota Ciupaga..." Wisi sobie na ścianie, jako ś w i a d e k czasu.

— Dostałem ją w roku mego jubileuszu od jury i organizatorów Festiwalu Folkloru Ziem Górskich — m ó w i z ledwie u c h w y t n y m odcieniem sympatii profesor Roman Reinfuss — za to, że tenże Festiwal, jak i pop­

rzednie, to była moja koncepcja, no i ... stale przy Festi­

walu jestem. A wie pan — dodaje po chwili — raz by­

łem wzruszony, kiedy przy wręczaniu „Kolberga" kape­

la Jędroli zagrała mi. Po prostu, otoczyli mnie i zagrali.

A drugi raz, to ta „Ciupaga". Absolutnie nie spodzie­

wałem się niczego, to rzecz przecież nie praktykowana, by główne wyróżnienie Festiwalu wręczać jurorowi.

Dostaje je przecież najlepszy zespół w międzynarodowej konkurencji. Ale nie było rady... A ta publiczność!

Wstała i zaśpiewała mi „Sto lat".

D z i w n y m zbiegiem okoliczności, b y ł e m wówczas w ś r ó d p a r o t y s i ę c z n e j publiczności pod w i e l k i m namio­

tem - halą w Zakopanem. Cóż to m ó w i ć o adresacie, kie­

dy nie t y l k o on wzruszył się. Spontaniczna reakcja w i e l ­ kiego zbiorowiska ma swoją siłę. Rzecz jednak w t y m , że nie był to przypadek. Zakopiańczycy znają w a g ę swojej k u l t u r y , potrafią p r z e ż y w a ć ją, a t y m samym

i dostrzegać wartości, k t ó r e p r z y n o s z ą inni. Także ani­

matorzy.

Niech m i czytelnicy d a r u j ą tę, nieco r o d z a j o w ą scen­

k ę . Nie dla zabawy wszakże ją przytoczyłem. Szukam bowiem odpowiedzi na pytanie o w a r t o ś ć współczesną f o l k l o r u . Przecież nie była to publiczność chłopska, ani wybrana, inteligencka w pierwszym pokoleniu, nie ma więc m o w y o resentymentach. A sam bohater tego w y ­ darzenia też nie jest synem chłopskim. Z a g a d n ą ł e m go o to.

— Ja, od czasów gimnazjalnych, mimo że jestem mieszczuchem, miałem „ciągotę" do wsi, do inności i ,do...

starszych ludzi — m ó w i cierpliwie profesor Roman Reinfuss. — Mnie się jeszcze nawet nie śniło wówczas o etnografii. Ale kiedy zdarzyło mi się porozmawiać ze starym chłopem o dawnych czasach, które minęły, to było przeżycie. A później zadecydował zwykły przypa­

dek; moja matka przeniosła się do Gorlic, na studia prawnicze do Krakowa dojeżdżałem. W wolnych chwi­

lach sporo łaziłem po górach. Tam spotkałem starego Łemka, który pasł krowy i owce. Opowiadał mi o wy­

pasie w dawniejszych czasach, jak po owce szli wiosną na Huculszczyznę, a na zimę wybijali je i sprzedawali.

Miałem czas, napisałem więc artykuł „Pasterstwo na Łemkowszczyźnie dawniej a dziś" . O dziwo, wydruko­

wali. Nawet zapłacili. Pewnego razu, dojeżdżając na studia, poszedłem do Muzeum Etnograficznego w Kra­

kowie. Poznałem Seweryna Udzielę, założyciela muze­

um. Za dużym biurkiem siedział sobie pan ze śliczną, siwą czupryną i dużymi, dobrymi oczami. Czy to pan, czy ojciec napisał ten artykuł — powiada do mnie? Tak zaczął się związek z Udzielą stały kontakt z Muzeum.

— Ja bym [pana skontaktował z profesorem Moszyń­

skim, powiedział do mnie przy którymś ze spotkań Udziela. Dał mi list. I tak Moszyński przyjął mnie na

Prof. dr Roman Reinfuss

Cytaty

Powiązane dokumenty

W jaki sposób może się to stać, jeśli najwartościowsze wzory kultury wiejskiej znikają z otoczenia człowieka, z jego

Zanim chłopskie dziecko uświadomiło sobie czym jest świat, musiało uznać jedną, niewzruszoną prawdę, ziemia daje życie, ziemi nie wolno deptać tam gdzie się chce.. O tym

Częste kontakty z mieszkańcami wsi, nawet przyjaźnie, pozwoliły mi wniknąć w ich problemy i kłopoty, z którymi się borykali i które pokonywali, starając się zachować

czesnymi i ponowoczesnymi jest bardzo trudna do wyznaczenia. W opinii autora uzasadniona jest konieczność dalszych badań w tym kierunku. Tym bardziej, że tzw. ponowoczesność

wać kartofli, żeby nie musowo było później chodzić, łazić, musiało być naszykowane na całe Boże Narodzenie, to już dzieci musiały naszykować, musiały się słuchać, nie

To tak kiedyś nazywali, żeby była stateczna, żeby była prawdomówna, żeby była no i religijna, i żeby nikomu nie ubliżyła, bo dziecko może być takie. Broń Boże, żeby

wały ze swymi kolegami z Zespołu Regionalnego „Białe Kujawy" działającego w Szkole Rolniczej w Bielicach, do których pani Zofia także dojeżdżać zaczęła, jako że oba

Natalia Matejczuk, Studenckie badania kultury ludowej powiatu janowskiego na Lubelszczyźnie - 84 Konkurs Poetycki im. okładki: „Mazur" - wycinanka sieradzka wykonana przez