• Nie Znaleziono Wyników

Figury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Figury"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Gérard Genette

Figury

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/2, 295-306

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V II I, 1977, z. 2

GÉRARD GENETTE

FIG U R Y

W sonecie pośw ięconym pam ięci księcia de O suną pisał Quevedo: Su Tum ba son de Flandes las Cam panas

Y su E pitaphio la sangrienta Luna.

[Jego Grobowcem są Kampanie Flander I krw aw y K siężyc jego Epitafium ł.]

K rw aw y księżyc b ęd ący ep itafiu m w ojow nika — oto co nas uderza w ty m dystychu, oto co w poezji w spółczesnej nazw ano by w spaniałym o b r a z e m . L epiej nie w iedzieć — m ów i Borges 2 — że chodzi o tu re c k i Półksiężyc, sp ływ ający k rw ią zw ycięstw o krutnego księcia: alegoria pozba­ w iona tajem n icy z a ta rła b y obraz, p o etycką w izję. A nalogicznie p rze d sta ­ w ia się spraw a w k e n n i n g a c h w poezji skandynaw skiej: „potężny bizon p rerii m ew y ” — to tylko m ozolne „ró w n an ie drugiego sto p n ia” : p re ria m ew y — to m orze, bizon te j p re rii — to statek . S n o rri S turluson, zestaw iając w X III w. w y czerp u jący słow nik ty ch m etafor, popełnił czyn antypoetyck i.

Sprowadzenie każdego kenningu do słowa, które on przedstawia, to nie od­ słonięcie tajem nicy — to zniszczenie poem atu 3.

Dzisiaj niem al jednom yślnie u zn aje się słuszność tego kom entarza. Tak sam o jak słynną, rozw ściekloną odpow iedź B reton a n a te m a t nie pam ię­ tam już jakiej „ p e ry fra z y ” S ain t-P o l-R o u x : „Nie, proszę pana, S ain t-P o l- -R oux nie c h c i a ł p o w i e d z i e ć . G dyby chciał powiedzieć, pow ie­ działby” . Dosłowność m ow y jaw i się dzisiaj jako sam a istota poezji i nic nie jest te j idei b ard ziej an ty p a ty cz n e jak m yśl o m ożliw ym tłum aczeniu, o jakiejkolw iek p rze strz e n i m iędzy lite rą a sensem . B reto n napisał: „Rosa o głowie k o ta chw iała się” — chciał p rzez to powiedzieć, że rosa m a

[Gérard G e n e t t e — zob. notkę o nim w: „Pamiętnik Literacki” 1974, z. 3, s. 275.

Przekład według: G. G e n e t t e , Figures. W: Figures. Essais. Paris 1966, s. 205—221.]

1 [J. L. B o r g e s , K ennigar. Przełożył A. S o b o l - J u r c z y k o w s k i . „Po­ ezja” 1976, nr 4, s. 25.]

2 J. L. B o r g e s , H istoire de l’Eternité. Éd. de Rocher, s. 129. [Chodzi tu o cytowany w yżej esej Borgesa. Ta sama m yśl pojawia się wszakże i w innym eseju pisarza: Quevedo. Przełożył A. S o b o l - J u r c z y k o w s k i . „Poezja” 1975, nr 7/8, s. 102.]

(3)

głowę kota i że się chw ieje. É lu ard napisał: „W irujące słońce spływ a pod k o rę ” — i chciał przez to powiedzieć, że w iru ją c e słońce sp ły w a pod korę.

O tw órzm y tera z któ ry ś z tra k ta tó w o reto ry ce 4. Oto w e rs La F o n - ta in e ’a:

Na skrzydłach czasu odlatuje smutek.

W iersz ten oznacza, że „sm u tek nie trw a zaw sze” (Dom airon). O to w ers Boileau:

Sm utek siada za nim i razem galopują.

Oznacza to, że „dosiada on konia w raz ze swoim sm u tkiem , k tó ry go nie opuszcza” (Fontanier). A oto cztero w iersz R acine’a:

Łuk, dziryt, rydwan, wszystko mi dzisiaj niem iłem ; Neptuna dawnych nauk do szczętu wyzbyłem , W estchnienia me wstrząsają jeno leśną ciszą, A rumaki bezczynne mych wołań nie słyszą 6.

W yjaśnienie tego w iersza zn ajd u jem y u P rad on a, k tó ry w inn y spo­ sób w yraża „te sam e m yśli i te sam e uczucia” (Domairon):

Od kiedy panią ujrzałem, porzuciłem polowanie.

„Nie m yślę lepiej niż P ra d o n i Coras — m ówi R acine — lecz piszę lepiej niż oni” . Istn ieje „m y śl” — tzn. sens, tak i sam u dobrych i złych poetów , k tó ry m ożna w yrazić w jednym suchym i płaskim zdaniu; istn ie ­ je też „sposób oddania sen su ” (Domairon) i w ty m leży cała różnica. W i­ dzim y, że tu ta j, m iędzy lite rą a znaczeniem , m iędzy ty m , co poeta n a

-4 W pracy tej cytujem y następujące traktaty retoryczne: René B a r y , La R h é­

torique française, 1653. — Bernard L a m y , La Rhétorique, ou l’A r t de parler,

1Θ98. — Du M a r s a i s , Des Tropes, 1730. — С r e v i e r, Rhétorique française, 2765— Hugh B l a i r , Leçons de R hétorique et de B elles-L ettres, 1783. — D o m a i r o n ,

Rhétorique française, 1804. — P. F o n t a n i e r : C om m entaire raisonné des T ropes de Dumarsais, 1818; M anuel classique pour l’étude des Tropes, 1821, wyd. 2, popra­

wione: 1822; Des Figures du Discours autres que les Tropes, 1827.

W ymienieni wyżej teoretycy retoryki epoki klasycyzmu zajmują się przew ażnie (a nawet — jak to ma m iejsce w przypadku Du Marsais i Fontaniera — w yłącznie, tą dziedziną sztuki w ym ow y i pisania, którą starożytni nazyw ali e l o c u t i o , a któ­ ra dotyczy oddziaływania stylu posługującego się przede wszystkim figurami reto­ rycznymi. W łaśnie tę retorykę wyrażania, poprzedniczkę w spółczesnej semantyki i stylistyki, om awiamy w niniejszej pracy i dla wygody nazywamy po prostu re­ toryką. Ale to ograniczenie nie powinno nam przesłonić dwóch innych w ielkich dziedzin starożytnej retoryki: d i s p o s i t i o — sztuki rozplanowania większych części przemowy (retoryka kompozycji), a zwłaszcza i n v e n t i o — sztuki w ynaj­ dywania argumentów (retoryka treści, najdoskonalszy wyraz osiągająca w t o p i c e , czyli w ykazie tematów).

5 [J. R a c i n e , Fedra. W: T ragedie. Berenika, Ifigenia, Fedra, Brytannik. War­ szawa 1958, s. 150 (przeł. T. Ż e l e ń s k i ( Bo y)).]

(4)

p i s a ł , a tym , co m y ś l a ł , rodzi się rozpiętość, p rzestrzeń , i — jak każda p rzestrzeń — ta także posiada form ę. F o rm ę tę nazyw a się f i g u - r ą. Istn ieje ty le figur, ile m ożna odnaleźć fo rm przestrzeni, ro zciągają­ cych się m iędzy linią elem entu oznaczającego („sm utek o d la tu je ”) a linią e lem en tu znaczonego („sm utek p rz e m ija ”), k tó ry jest oczywiście tylk o in n y m elem entem oznaczającym , w y pow iedzianym dosłow nie.

Przemowa, która zwraca się tylko do um iejętności zrozumienia, nie jest,, w łaściw ie mówiąc, ciałem — n aw et jeśli rozważać kolejne słowa, które p rze­ kazują duszy sens tej przemowy — n ie jest zatem, ściśle mówiąc, f i g u r ą . A le w rozmaitych sposobach oznaczania i wyrażania ma w sobie coś analogicznego do różnych form i cech, jakie posiadają prawdziwe ciała <...). Figuram i mowy są cechy, form y bądź zwroty (...), dzięki którym m owa (...) bardziej lub mniej oddala się od tego, co było w niej w yrażeniem prostym i zwyczajnym. (F on ­ tanier)

Duch reto ry k i zaw iera się całkow icie w świadom ości owego m ożliw e­ go rozziew u m iędzy m ow ą rzeczy w istą (tu: m ow ą poety) a m ow ą p o ten ­ cjaln ą (w której użyto by w y ra ż eń „p ro sty ch i zw yczajn ych ”), k tó rą w y starczy odtw orzyć w m yśli, aby ograniczyć p rzestrzeń figu ry . Ta p rze ­

strz e ń nie jest p u sta: w ypełnia ją zawsze jak iś rodzaj w ypow iedzi bądź. poezji. A rty zm pisarza polega n a zarysow an iu granic te j p rzestrzeni, k tó ­ ra jest w idzialnym ciałem L ite ra tu ry .

M ożna by zarzucić, że nie k aż d y sty l jest s t y l e m o b r a z o w y m , n aw et nie każda poezja, i że re to ry k a zna rów nież to, co nazyw am y s t y - l e m p r o s t y m . Lecz p raw d ę m ów iąc, jest to ty lk o sty l m niej ozdobny czy raczej — zdobiony w b ard ziej p ro sty sposób, i on rów nież m a — ta k jak liry k a i epopeja — sw oje uśw ięcone fig u ry . S potykam y, owszem,, całkow ity b ra k fig u ry — je s t to w reto ry ce ty m , co dzisiaj nazw ałoby się s t o p n i e m z e r o w y m , czyli znakiem określonym przez nieobe­ cność znaku, co jest pow szechnie u znaw ane jako pew na w artość. C ałko­ w ita powściągliwość w ek sp resji — to znak n ajw iększej wzniosłości myśli:. „W zniosłe uczucia są z a w s z e oddaw ane przez najp rostsze w y rażen ia” (Dom airon). S ta ry H oracjusz pow iedział po p ro stu : „N iechby zginął!”,. M edea pow iedziała: „ Ja !” , księga G enesis m ówi: „I stała się św iatłość” . Nic nie jest bardziej z n a c z ą c e niż ta pro sto ta: jest to po pro stu fig u ­ ra obow iązująca p rzy wzniosłości. O bow iązująca i zastrzeżona: używ anie jej dla w y rażan ia uczuć czy sy tu a c ji m niej podniosłych byłoby w złym guście. W iadomo na przy k ład zie lingw istyki, że zjaw isko stopnia zerow e­ go, czyli niew y stęp o w an ie elem en tu oznaczającego, znaczy po prostu, że elem en t oznaczony jest znany i sy tu a c ja ta jest niezaw odną oznaką istn ie ­ nia system u: konieczny jest kod p o rząd k u jący zm iany głosek, aby b rak sam ogłoski był czym ś w yró żniający m . Istn ien ie fig u ry zerow ej, o dg ry­ w ającej rolę fig u ry wzniosłości, pokazuje, że język re to ry k i ta k d a le c e o p a rty jest n a fig u rach, iż rów nież p rzy p ad ek p u sty m a w ty m języku. swój sens: re to ry k a jest s y s t e m e m figur.

(5)

W szelako sta tu s fig u ry nie zawsze był w tra d y c ji re to ry k i jasny. Od starożytności definiow ano fig u ry jako s p o s ó b m ó w i e n i a o b c y n a t u r a l n e m u i p o w s z e c h n e m u czy raczej (jak to będzie u F o n taniera) — p r o s t e m u i z w y c z a j n e m u . Z arazem p rzy z n a ­ w ano, że nic nie jest b ardziej pow szechne i zw yczajne niż użycie fig u r i, by przytoczyć klasyczną form ułę, że „jednego dnia n a ta rg u w H alach używ a się w ięcej fig u r niż przez p a rę d n i akadem ickich z e b ra ń ” . F ig u ra je s t to pew ne odejście od zw yczaju językow ego, odejście, k tó re jest w szelako w zw yczaju — oto p arad o k s reto ry k i. Du M arsais, b ard ziej niż in n i w yczuw ający tę trudność, nie próbow ał jej przezw yciężyć i w re z u l­ tacie ograniczył się do definicji, k tó ra je s t przyznaniem się do porażki:

(Figury) mają przede w szystkim tę ogólną własność, którą posiadają w szystkie zdania i w szelkie zbiory słów , a która polega na oznaczaniu czegoś na mocy gramatycznej konstrukcji; nadto jednak w yrażenia obrazowe mają pewną charakterystyczną dla nich w łaściw ość modyfikacji, która sprawia, że każda figura jest odrębna.

I dalej:

Figury — to sposób m ówienia odmienny od innych dzięki owej w łaściw ości m odyfikacji, powodującej, że każda z nich tworzy odrębny rodzaj, i spraw iają­ cej, że są one bądź żywsze, bądź szlachetniejsze, bądź też przyjem niejsze niźli sposoby m ówienia, które wyrażają tę samą m yśl, a nie odznaczają się tą w łaściw ością modyfikacji.

Inaczej mówiąc: łatw o jest ocenić d z i a ł a n i e fig u r (żywość, po­ w aga, wdzięk), lecz ich i s t o t ę m ożna oznaczyć tylko przez to, że każda fig u ra jest o d rębną fig u rą i że fig u ry w ogóle odróżnia od w yrażeń nieobrazow ych fakt, że m ają one w ł a ś c i w o ś ć m o d y f i k a c j i , k tó ­ rą nazyw a się figurą. D efinicja niem alże tautologiczna, jed n ak nie całko­ wicie, albow iem istotę fig u ry u p a tru je w tym , że p o s i a d a ona p ew ną postać, tzn. form ę. W yrażenie p ro ste i zw yczajne nie m a form y, fig u ra ją m a: w ten sposób doszliśm y do d efin icji fig u ry jako rozziew u m iędzy znakiem a sensem , jako w ew n ętrzn ej p rzestrzen i języka.

W rzeczyw istości każde zdanie, n a w e t n ajp ro stsze i najzw yklejsze, każde słowo, n aw et najpow szechniejsze, m a jakąś form ę: dźw ięki tw o ­ rzące dane słowo, słowa tw orzące d ane zdanie n a stę p u ją po sobie w p e ­ w ien sposób (w pew nym porządku). Lecz jest to fo rm a czysto g ram atycz­ na, k tó ra in te resu je ty lko m orfologię, składnię, a nie reto ry k ę. Dla re to ­ ry k i słowo „ sta te k ” , zdanie „kocham cię” nie m ają form y, nie zaw ierają żadnej szczególnej m odyfikacji. R eto ry k a p ojaw ia się wówczas, kiedy m ogę porów nać form ę danego słow a czy danego zd ania z form ą innego słow a czy innego zdania, k tó re m ogłyby być u ży te zam iast nich i k tó re niejako je zastępują. A ni „ sta te k ” czy „kocham cię” , „żagiel” czy „nie nienaw idzę cię” nie m ają sam e w sobie fo rm y reto ry czn ej. Form ą re to ­ ryczn ą — figu rą — jest użycie słow a „żagiel” n a oznaczenie sta tk u (synekdocha) czy też „nie nienaw idzę cię” na oznaczenie m iłości (litota).

(6)

Istn ien ie i c h a ra k te r fig u ry są przeto całkow icie zd eterm inow ane przez istn ien ie i c h a ra k te r znaków potencjalnych, z k tó ry m i porów n uję znaki re a ln e przez podstaw ienie ich sem antycznych rów now ażników . B ally tw ie r d z i6, że ekspresyw ność zakłóca linearność m owy, każąc postrzegać jednocześnie w ystęp o w an ie jednego elem en tu oznaczającego („żagiel”) i b ra k jakiegoś innego elem en tu oznaczającego („statek ”). Z auw ażył to ju ż Pascal: „F ig u ra zaw iera nieobecność i obecność” . Z n ak czy też ciąg znaków lingw isty czn ych tw o rzy tylko linię i ta lin e a rn a fo rm a jest s p ra ­ w ą g ram aty k i. F o rm a reto ry czn a — to p o w i e r z c h n i a , k tó rą w y z n a ­ czają dwie linie: w ystępującego elem en tu oznaczającego i pom iniętego e le m e n tu oznaczającego. Tylko w te n sposób m ożna zin te rp re to w ać nie p osuw ającą sp ra w y naprzód definicję Du M arsais: jedynie w y rażen ie obrazow e jest obdarzone form ą, albow iem w yłącznie ono zaw iera w sobie przestrzeń .

W idzim y zatem , że definicja fig u ry jako odejścia od z w y c z a j u polega na pom ieszaniu zw yczaju językow ego i dosłowności, pom ieszaniu, k tó re w y raźn ie u jaw n ia się w b łędnym sform ułow aniu: „sposoby m ów ie­ n ia p r o s t e i p o s p o l i t e ” . P ro sty nie m usi być koniecznie pospolity, i odw rotnie; fig u ra może być pospolita, ale nie może być prosta, gdyż zaw iera j e d n o c z e ś n i e obecność i nieobecność. F ig u ra może w ejść w zw yczaj językow y nie gubiąc swego obrazowego c h a ra k te ru (to znaczy, że język pospolity m a także sw oją reto ry k ę, ale to re to ry k a w łaśnie d efi­ n iu je z w y c z a j l i t e r a c k i , k tó ry b ardziej podobny jest do języka niż do mowy). F ig u ra znika tylko wówczas, kiedy w y stę p u ją c y elem ent oznaczający jest „udosłow niony” przez świadom ość a n ty re to ry c zn ą bądź t e r r o r y s t y c z n ą , jak w e w spółczesnej poezji („K iedy piszę żagiel, chcę pow iedzieć żagiel; gdybym chciał powiedzieć statek, nap isałb y m s ta te k ”), bądź kied y nie m ożna odszukać pom iniętego elem en tu oznacza­ jącego. Oto dlaczego tra k ta ty reto ry czn e — to zbiory przykładów fig u r w raz z ich tłum aczeniem n a język dosłow ny: „au to r chce pow iedzieć...”, „ a u to r m ógłby powiedzieć...” K ażda fig u ra jest przetłu m aczaln a i jej przetłum aczenie, w idzialne i p rzejrzy ste niczym znak w odny czy p a lim p ­ sest, zaw arte jest pod jej tek stem jaw nym . R eto ry ka w iąże się z tą podw ójnością języ k a 7.

6 Ch. B a l l y , Le Langage e t la Vie. [Paris 1952].

7 To znaczy, że figura musi być p r z e t ł u m a c z a l n a , lecz nie może zostać p r z e t ł u m a c z o n a , nie tracąc jednocześnie swojej jakości figury. Retoryka wie, iż słow o „żagiel” oznacza statek, lecz w ie także, iż oznacza go inaczej niż słowo „statek”: sens jest ten sam, ale znaczenie, czyli stosunek znaku do sensu, jest inne, poezja zaś zależy od znaczenia, a nie od sensu. Tak że retoryka, na swój sposób, przestrzega zasady V alery’ego głoszącej n i e r o z e r w a l n y z w i ą z e k d ź w i ę ­ k u i s e n s u . W poezji współczesnej słowo jest niezastępowalne, p o n i e w a ż j e s t d o s ł o w n e , w poezji klasycznej — p o n i e w a ż j e s t o b r a z o w e .

(7)

O statn i w ielk i fran cu sk i te o re ty k reto ry k i, F o n tan ier, św ietn ie w y tłu ­ m aczył ten związek, kiedy wszczął spór z D u M arsais o k a t a c h r e z ę . Pow iedział wówczas, że „ (je g o ) zasady k atach rezy są p od staw ą całego (jego) system u tropologicznego” . Po u k azan iu się prac L a m y ’ego oraz in n ych a u to r tr a k ta tu T ro p y zaliczył k atach rezę do fig u r słów i zdefinio­ w ał ją jako nadużycie czy też rozszerzenie znaczenia („oko cy klonu” ,.

„noga sto łu ”). F o n ta n ie r ostro p rzeciw staw ia się tem u u z n an iu k a ta c h re z y

za fig u rę — w y d aje m u się to sprzeczne z sam ą zasadą teo rii figur: k a - tach reza jest tro p em w y m u s z o n y m , n arzu co ny m przez konieczność 8, czyli przez b ra k w łaściw ego słowa. Myśl, że fig u ry są „dziećm i” b ra k u i konieczności sięga Cycerona i K w in tylian a; jeszcze w X V II w. R ené B ary tłum aczył w ystęp o w an ie fig u r tym , że „ n a tu ra jest bogatsza w rze ­ czy niż m y w te rm in y ” . Sam Du M arsais odrzuca jed n a k to w yjaśnienie, p rzy taczając olbrzym ią liczbę tropów , k tó re d u b l u j ą w łaściw e słow a zam iast je zastąpić. (

Zresztą — dodaje — sądzę, że to nie tu przejawia się działanie, by tak rzec, natury; zbyt w iele jest w języku i zachowaniach ludzi wyobraźni, aby była ona li tylko wynikiem konieczności.

W szelako w prow adza ją n a pow rót, czyniąc z k ata c h re z y fig urę i nie do strzegając — ja k się zdaje — sprzeczności. Z kolei F o n ta n ie r z p ew ­ n y m lekcew ażeniem odnosi się do p ro b lem u pochodzenia figu r, p asjo n u ­ jącego w szystkich jego poprzedników ; czy też w łaściw iej — i w ty m punkcie m ożna b y go trak to w ać jak de S au ssu re’a re to ry k i — sta ra n n ie odróżnia poszukiw anie przyczyn od analizy fu n k cji. Jakiek olw iek byłoby pochodzenie trop u , n ależy ro zp atry w ać jego a k tu a ln e użycie i k lasyfik o­ w ać go w edle tego użycia. Otóż k a ta c h re z a jest to zawsze „użycie, j e ż e ­ l i n i e p i e r w o t n i e , t o p r z y n a j m n i e j a k t u a l n i e w y ­ m u s z o n e , któregoś z trzech zn anych tro p ó w (m etafora, synekdocha, m etonim ia)” . K iedy m ów im y „oko cy k lo n u ” czy „noga s to łu ”, stosujem y obowiązkowo m etafo rę, albow iem w łaściw e słowo bądź w ogóle, bądź jeszcze nie istn ieje. A przecież:

figury, niezależnie od tego, do jakiego stopnia przyzwyczajenie uczyniło je zw y­ czajnym i i swojskim i, mogą zachować i zasłużyć na tytuł f i g u r y o tyle tyl­ ko, o ile są używ ane swobodnie i nie są w jakimś sensie narzucone przez język. Jak zresztą ten wybór, ta kombinacja słów czy zwrot m yślow y da się pogodzić z użyciem wymuszonym?

Jeszcze b ardziej niż istnienie w y b o ru , k o m binacji słów, zw rotu m yślo­ wego konieczne jest w ystępow anie co n a jm n ie j dw óch term inó w do po­

8 Bary i Crevier nazywają katachrezą m etaforę wymuszoną, ale nie w sensie p r z y m u s u , lecz p r z e s a d y ; klasyczny przykład — Teofil [de Viau]: „Pług

k aleczy rów ninę”. Metafora zbyt śm iała (jak na klasyczny smak), posunięta za da­

leko. Tak rozumiana katachreza nie ma nic wspólnego, poza nazwą, z katachrezą Du Marsais i Fontaniera.

(8)

ró w nyw an ia, dw óch słów do kom binacji, istnienie pew nej przestrzeni, w k tó re j m y śl może się obracać. K onieczne je st przeto, a b y czytelnik m ógł m ilcząco przetłu m aczy ć dane w y rażenie na jakieś inne oraz ocenić

rozziew , odstęp m iędzy nim i, dzielący je dystans. K atach reza „noga sto łu ” je st oczywiście tropem , albow iem używ a w sto su nk u do „stołu” słowa p ierw otnie zastrzeżonego dla ludzkiego ciała i oddala to słowo od jego pierw otnego znaczenia. Toteż in te re su je się nią (diachroniczna) historia języka. Jed n ak że nie jest ona tro p em -fig u rą, albow iem nie mogę zapropo­ now ać żadnego p rzetłum aczenia słow a „noga” , gdyż b ra k u je jakiegoś innego słowa: w y rażenie to nie in te resu je przeto (synchronicznego) kodu reto ry k i.

Zastosow anie, św iadom e bądź nieśw iadom e, tego funkcjonalnego k ry ­ te riu m (każda fig u ra jest przetłu m aczalna) może nam w yjaśnić, dlaczego re to ry k a pew ne w y rażen ia zagarnia, jakoby bezpraw nie, a inne — z po­ zorn ą skrom nością — odrzuca. T ak więc, w epoce klasycznej, o p i s tr a k ­ to w a n y b y ł jako figura: „figura, dzięki k tó re j przedstaw iam y obraz p rze d ­ m io tu ” (Dom airon). L am y tr a k tu je opis jako osłabiony w a ria n t h y p o - t y p o z y : m ów i on o rzeczach nieobecnych jako o nieobecnych (wówczas gdy hypotypoza udaje, że staw ia je przed naszym i oczami), lecz „w spo­ sób, k tó ry żywo oddziałuje n a u m y sł” . D om airon czyni z opisu rodzaj, k tó ry składa się z czterech g atunków : hypotypozy, etopei, prozopografii i topografii. Dlaczego figura? K ied y T eram enes w V akcie F edry opo­ w iada o okolicznościach śm ierci H ippolita — opisuje „okropną poczw arę” , ja k ą nasłał N eptun:

Łeb straszny, rogi groźne, spód zbroyny w pazury Cały w łusce iaskraw ey dziwotwór natury;

Czy żubrem nieprzepartym, czy go nazwać smokiem, W grube kłęby w ężowym tył przewija to k ie m 9.

Nie w idzim y tu żadnej fig u ry; n a w e t nie przypuszczam y, że Teram enes m ógłby się zadowolić słow am i „okropna poczw ara” i pow strzym ać się od tego rozw inięcia. Mówi on w czterech w ersach to, co m ógłby powiedzieć w dw óch słow ach — opis zatem zastęp u je (to znaczy: m ógłby być zastą­ piony przez) p ro ste oznaczenie: oto fig u ra. W bajce La F o n ta in e ’a S tr z e ­

lec i w ilk m am y n a stę p u jąc y dialog:

Baw się. — Zgoda. — A le kiedy? — Od jutra.

Je st to fig u ra, m ów i F o n tan ier, albow iem p o eta „usu nął stosow ane zw ykle przejścia m iędzy częściam i dialogu (...) aby uczynić go żywszym i bardziej in te re su ją c y m ” . I nazy w a tę figurę: p rze ry w a n ie [abrup tion ]. Na podstaw ie ty c h dw óch p rzy k ład ó w m ożna łatw o uchw ycić sposób, w jaki re to ry k a tw o rzy fig u ry : stw ierd za w tekście j a k o ś ć , k tó rej

9 [J. R a c i n e , Fedra. W : J . L i s o w s k i , Antologia po ezji francuskiej. T. 2. Warszawa 1970, s. 603 (przeł. X. C h o m i ń s k i ) . ]

(9)

m ogłoby nie być: poeta opisuje (zam iast oznaczyć jed ny m słow em ), dialog je st p rzeryw an y (zam iast być ciągłym ); n astęp n ie re to ry k a su b sta n c ja li- zuje tę jakość przez nazw anie jej: te k s t nie jest już o pisujący czy p rze ­ ry w a n y — z a w i e r a opis czy p rzery w an ie. S ta ry scholastyczny c h w y t: opium nie usypia, lecz posiada w łaściw ość usypiania. D la re to ry k i ch a­ rak te ry sty cz n a jest g o r ą c z k a n a z y w a n i a — w ten sposób re to ­ ry k a rozszerza swój zakres i u zasad n ia się m nożąc przed m ioty ze sw ojej dziedziny. Rów nie dobrze ten sam re z u lta t m ógłby być osiągn ięty przez postępow anie odw rotne: po eta oznacza zam iast opisyw ać — jest to o z n a ­ c z a n i e ; dialog jest ciągły, a nie p rze ry w a n y — to ł ą c z e n i e . U sta ­ len ia reto ry k i są a rb itra ln e ; isto tn e jest, by iść naprzód i budow ać w te n sposób P orządek literack iej godności.

Lecz ta wolność u sta la n ia m a sw oje granice, k tó re n arzu ca u k ry te k ry te riu m przetłum aczalności. T ak więc, n iek tó rzy re to ry c y zaliczyli do figur m yśli to, co nazw ali w y g r a ż a n i e m [co m m in a tio n ], a co p o ­ lega na lżeniu. Stop — m ów i F o n ta n ie r. B ada trz y p rzy k ład y i stw ierd za, że nie zn ajd u je w nich żadnego szczególnego zw rotu językow ego. A za­ tem , czyżby uczucie było tu czynnikiem tw orzącym figurę?

Ale wówczas byłoby tyle nowych figur, ile różnych uczuć i nam iętności, czy też ile różnych sposobów, w jakie uczucia i nam iętności mogą się w yładować. A zatem — powiadam — obelga, zarzut, nagana, pochwała, pochlebstwo, porada, komplement, upomnienie, oferta, życzenie, podziękowanie, skarga i n ie wiem, co jeszcze, utworzą tyle figur, że n iew ątpliw ie trzeba je będzie klasyfikow ać biorąc pod uwagę wyróżniającą je cechę złośliw ości i gw ałtowności lub łagod­ ności i uprzejmości.

Pogróżka, obelga, zarzu t — to treść, nie zaś sposób w y rażania, a za­ tem nie są one przetłu m aczaln e. T łum aczy się słowa, nie znaczenia. G r o ­ ż e n i e jest zatem tylko „rzekom ą fig u rą ” . A nalogicznie — jeżeli F o n ­ tan ie r uzn aje za figurę r o z w a ż a n i a D ydony w IV pieśni E neidy, w której D ydona u d a j e , że zastan aw ia się n ad swoim losem wówczas, kiedy postanow iła już, że um rze, to odm aw ia ty tu łu fig u ry p o w ą t p i e ­ w a n i u H erm iony z V a k tu A n d ro m a ch y, k tó re w y raża szczery b rak decyzji. F i g u r a m y ś l i (kategoria m arginesow a i w ątpliw a, poniew aż, ściśle biorąc, fig u rą jest jed y nie w yrażenie) jest fig u rą ty lk o w tedy, jeśli je s t udaw ana (fałszyw e ustępstw o , fałszyw a naiw ność, fałszyw y nam ysł itd.). S ub teln a różnica m iędzy rozw ażaniem a pow ątpiew aniem polega na czymś niezw ykle p rostym : pow ątp iew an ie H erm iony mówi ty lko ty le, ile mówi; rozw ażanie D ydony m ówi: „Co robić?” — ab y w yrazić: „Chcę um rzeć” . W pierw szym p rz y p a d k u znak i znaczenie p rzyleg ają do siebie, d otyk ają się nie zostaw iając p u stk i — fig u ra nie istn ieje. W p rzy p a d k u drugim istn ieje p rzestrzeń, k tó ra rozciąga się m iędzy linią p ro stą e le ­ m en tu oznaczonego bądź p otencjalnego elem en tu oznaczającego a k rzy w ą w yznaczoną przez serię fałszyw ych p y tań , k tó re stanow ią rzeczyw isty elem ent oznaczający: ta p rze strz e ń tw o rzy figurę.

(10)

F ig u ra jest przeto ty lk o poczuciem fig u ry i istn ien ie jej zależy całko­ w icie od tego, czy czytelnik ją sobie uśw iadam ia, czy nie, od d w uznacz­ ności w ypow iedzi, jak ą m u się pro p on u je. S a rtre dostrzegł, że znaczenie dzieła literackiego nie polega n a treści słów, „w ręcz przeciw nie, w łaśn ie znaczenie dzieła literackiego pozw ala zrozum ieć sens każdego słow a” 10. To h e rm en eu ty czn e koło w y stę p u je rów nież w reto ry ce: figu rę tw o rzą nie słowa, z k tó ry c h się ona składa, lecz ów rozziew m iędzy ty m i słow am i a ty m , co czytelnik, w um yśle, postrzega poza nim i, ,,w n ieu stan n y m p rzek raczan iu rzeczy n a p isa n e j” . Rozum ie się, że sta tu s ten, z isto ty sw ej sub iek ty w n y , nie m oże usatysfakcjo n o w ać ch arak tery zu jąceg o u m y sł klasyczny w ym ogu pew ności i pow szechności. S tą d potrzeba pow szechnej zgody co do sta tu su reto ry k i. J e j in stru m e n te m będzie kod reto ry k i, k tó ­ ry polega przede w szystkim n a utw o rzen iu — n ieu stan n ie p rze ra b ia n e j, lecz zawsze tra k to w a n e j jako w y czerp u jąca — listy dopuszczalnych fig u r, n astęp n ie na k lasy fik acji tychże fig u r w edle ich fo rm y i w artości, k la sy ­ fikacji, k tó ra rów nież podlega n ieu sta n n y m zm ianom , a z k tó re j zaw sze u siłu je się utw orzyć coraz bard ziej sp ó jn y i fu n k cjo n a ln y system .

Nie jest tu ta j n aszym celem b ad an ie ew olucji tego system u, odw ołu­ jące się do w szystkich tra k ta tó w reto ry czn y ch . W szelako należałoby k ie­ dyś podjąć tak ie studia, pow iedziałyby n am bow iem w iele na te m a t h isto rii p rzed staw ian ia św iata i duch a w całej epoce klasycznej, od A ry ­ stotelesa do La H a rp e ’a. N ajb ard ziej oczyw isty podział odnosi się do form sztucznych: m am y tu fig u ry tra k to w a n e w edle znaczenia — bądź t r o ­ p y ; fig u ry słów tra k to w a n e w edle fo rm y — bądź fig u ry w y m o w y [diction]; fig u ry w skazujące n a u k ład i liczbę słów w zdaniu — bądź fig u ry k o n s t r u k c j i ; fig u ry w skazu jące n a „w ybór i dobór słów ” (Fontanier) — bądź fig u ry w y p o w i a d a n i a [élocution]; fig ury odno­ szące się do całego zdania — bądź fig u ry s t y l u ; fig u ry odnoszące się do: całej w ypow iedzi — bądź fig u ry m y ś l i . N astępnie m ożna w ty ch różnych g ru p ach w prow adzać podziały b ard ziej szczegółowe: i ta k F o n­ ta n ie r dzieli fig u ry w y pow iadania n a fig u ry e k s t e n s y w n e , jak epi­ tet, fig u ry d e d u k c y j n e , jak synonim , ł ą c z ą c e , jak p rzery w an ie, któ re jest połączeniem zerow ym , w s p ó ł b r z m i ą c e , ja k a lite ra cja . A nalogicznie F o n ta n ie r dzieli m etonim ie, czyli tro p y o p a rte na s t y c z ­ n o ś c i (Jakobson powie: n a przyległości), na m etonim ie przyczyny („Ba­ chus” zam iast wino), narzęd zia („dobre pióro ” zam iast dobry pisarz), sk u tk u („karząca” dłoń), tre śc i („N iebiosa” zam iast Bóg), m iejsca pocho­ dzenia („Stoa P o jk ile ” zam iast filozofia stoicka), zn ak u („tro n ” zam iast m onarchia), m ate ria ln ą („serce” zam iast m iłość), opiekuńczą („P en a ty ” zam iast dom), rzeczow ą („toga” n a oznaczenie człow ieka, k tó ry ją nosi). Ten ty p podziału m a c h a ra k te r czysto logiczny, nie m ówi nic o oznacza­ jącej w artości rozw ażanych fig u r czy g ru p figur.

(11)

In n y ty p podziału, k tó ry b ardziej nas in te re su je , m a c h a ra k te r sem io- logiczny: polega na odróżnianiu jed ny ch fig u r od d ru gich przez p rzy p i­ sanie każd ej z nich określonej w artości psychologicznej, c h a ra k te ry sty c z ­ n ej dla danego w yrażenia. W artość ta w y stę p u je (by antycypow ać słow nik w spółczesnej stylistyk i) bądź jako i m p r e s y w n a (dana fig u ra jest przeznaczona do w yw ołania danego uczucia), bądź jako e k s p r e s y w n a (dana fig u ra jest p odyktow ana przez dane uczucie), bądź — n a jle p ie j — jako obydw ie jednocześnie, chętnie bow iem p o stu lu je się zgodność m iędzy s ta n e m duszy a u to ra czy b oh atera a czytelnika:

Poniew aż zawsze niem al m ówim y ,po to, by zakom unikować nasze uczucia, tak sam o jak nasze m yśli, oczyw iste jest, że aby m owa nasza była skuteczna, m usi być m ową obrazową, to znaczy, że trzeba jej nadać charakter naszych uczuć. (L am y)

Idzie zatem o semiologię nieśw iadom ą czy też zam askow aną, poniew aż tłum aczy o n a znaczenia w term in ach d eterm in izm u, tra k tu ją c sens jako przyczynę i/bądź jako rez u lta t.

W śród fran cu sk ich teo rety k ó w reto ry k i n iew ątpliw ie k artezjań czy k L am y n a jb a rd zie j rozw inął psychologiczną (uczuciową) in te rp re ta c ję fi­ gur, doszukując się w każdej z nich „ c h a ra k te ru ” , czyli p ię tn a jakiegoś uczucia: tyleż fig u r ile sym ptom ów . E l i p s a : n am iętność przem aw ia ta k gw ałtow nie, że słowa nie n adążają. P o w t ó r z e n i e : człow iek w zburzo­ n y p o w tarza się tak jak gw ałtow nik, k tó ry w złości w ielo k ro tn ie uderza. H y p o t y p o z a : obsesyjna obecność kochanego przedm iotu. E p a n o r -

t h o s i s: człowiek w podnieceniu nieu stan n ie popraw ia sw oją w ypo­ wiedź, a b y zwiększyć jej siłę. H y p e r b a t o n (inw ersja): uczucie burzy porządek rzeczy, a zatem porządek słów. D i s t r i b u t i o : wylicza się skład niki przedm iotu sw ych uczuć. A p o s t r o f a : człow iek w zruszony zw raca się do w szystkich, zew sząd szukając ra tu n k u itd.

In n i au to rzy m niej w agi p rzy p isu ją uczuciowości, w ięcej smakowi, inteligencji, w yobraźni. Szkot H ugh B lair, k tó ry podkreśla fa k t n a tu ra ln e ­ go pochodzenia figur, p roponuje podział n a fig u ry w yo braźni i fig ury nam iętności („F igury są częścią języka, k tó ry m N a tu ra obdarza w szyst­ kich lu d z i” — pow iada i jako dowód p o d aje bogactw o tro p ó w w języ­ kach „ p ry m ity w n y c h ” : „K iedy indiański w ódz przem aw ia do swego p le ­ m ienia, używ a m etafo r b ardziej śm iałych niż jakikolw iek europejski poem at epicki”). Du M arsais sądzi, że p o dstaw ą w szystkich obrazow ych znaczeń je st upodobanie w yobraźni do szczegółu:

M yśl uboczna często jest w wyobraźni bardziej żywa aniżeli m yśl przewod­ nia; a zarazem m yśl uboczna dzięki temu, że oznacza przedmiot z większą iloś­ cią szczegółów, m aluje go z większym w dziękiem i siłą.

T u ta j rów nież każdy w a ria n t sy stem u im p lik u je podział św iata i an ­ g a ż u je całą filozofię.

(12)

Pozostaje p y tan ie zasadnicze: dlaczego fig u ra znaczy w ięcej niż w y ­ raż e n ie dosłow ne? S k ąd bierze o n a te n n a d d a te k sensu, że m oże np. ozna­ czać nie tylko przedm iot, fak t, m yśl, lecz rów nież ich w artość uczuciow ą

czy ich w artość literack ą. T ech n ik ę nad aw an ia znaczeń m ożna sp ro w a­ dzić do tego, co w spółczesna sem iologia nazyw a k o n o t a c j ą . K iedy używ am słow a „żagiel” na oznaczenie żagla, znaczenie to je st a rb itra ln e (nie istn ieje żaden n a tu ra ln y zw iązek m iędzy słow em a rzeczą, k tó re łączy czysta konw encja społeczna), a b stra k cy jn e (słowo d esy g nuje nie rzecz, lecz pojęcie) i jednoznaczne (pojęcie to jest określone bez d w u ­ znaczności): m am y tu do czynienia z p ro stą d enotacją. Lecz k ied y u ż y ­ w am tego samego słowa „żagiel” n a oznaczenie — przez synekdochę (część z a m iast całości) — sta tk u , w ów czas znaczenie to jest o w iele bogatsze i bardziej złożone: je s t niejednoznaczne, albow iem oznacza, dosłow nie, żagiel i — jako fig u ra — sta te k , czyli całość p o p r z e z część; jest k o n ­ k re tn e i um otyw ow ane, poniew aż oznacza Statek przez m a te ria ln y szcze­ gół, przez „ideę uboczną” , a nie p rzez ideę podstaw ow ą, i poniew aż ozna­ cza przez ten szczegół raczej (żagiel) niż przez in n y (kadłub czy m aszt). Ta m otyw acja, odm ienna w k a ż d y m ty p ie fig u ry (w yrażanie przez szcze­ gół — synekdocha, przez podobieństw o — m etafora, przez osłabienie — lito ta, przez w yolbrzym ienie — hiperbola, itd.), jest duszą fig ury, a jej obecność jest d ru gim znaczeniem , jak ie n a d a je słow u użycie d an ej fig u ry . M ówiąc „żagiel” zam iast s ta te k — d en o tu ję statek , a jednocześnie kono- tu ję m otyw ację przez szczegół, w yczu w alną odm ianę znaczeniow ą, a p rze ­ to pew ną m odalność w izji czy in ten cji. Ta w y raźn a m odalność jest, w edle re to ry k i, w łaściw ością w y ra ż en ia poetyckiego.

Poeci — m ówi Lamy — używają tylko takich wyrażeń, które rodzą w w y ­ obraźni obraz, dlatego w łaśnie tak często używają Metafor, czyniących w szyst­ ko w yraźnie odczuwalnym .

I n a w e t kiedy fig u ra p o ety ck a w yszła ju ż z literackiego użycia, po­ niew aż straciła w szelką moc k o n k re tn e j ew okacji — co stało z w ię­ kszością tro p ów poezji k lasy czn ej („żagiel” zam iast statek, „żelazo” za­ m ia st m iecz, „ogień” zam iast miłość, itd.) — to jednakże jej w arto ść

ko n o taty w n a nie ginie, albow iem n a d a l zadaniem te j fig u ry je st — przez sam o sw oje w y stępow anie i n a m ocy czystej konw encji — oznaczać Poezję.

W ty m m iejscu w k racza kod reto ry k i, którego celem jest sporządzenie w yk azu fig u r i w yznaczenie k ażd ej fig u rze w artości ko no tacyjn ej. K iedy fig u ra p rzestaje być żywym, słow em i w chodzi do ko du tra d y c ji, w ów ­ czas jed y n ą jej fu n k cją jest to, że u jaw n ia w arto ść po etycką w ypow iedzi.

„Ż agiel” klasycznego o k rę tu od d aw na już n ie jest znakiem k o n k re tn e j w izji, sta ł się — ja k „ k rw a w y księżyc” Q uevedy — czystym sym bolem : sztandarem , ponad słow am i i zdaniam i, na k tó ry m napisano jednocześnie: o t o s t a t e k , oraz: o t o p o e z j a .

(13)

A m bicją re to ry k i fig u r jest przeto ustalenie kodu k o n otacji litera c k ic h , czyli tego, co B arth es n azw ał Z n a k a m i L i t e r a t u r y . Za każd y m razem , k ied y pisarz używ a rozpoznanej przez kod fig ury, jego języ k nie tylko „w y raża m yśl a u to ra ”, lecz tak że w nosi p ew ną jakość epicką, li­ ryczną, dy d aktyczną, o rato rsk ą itd., oznacza sam siebie jako języ k lite ­ rac k i i jako lite ra tu rę . R eto ry k a p rzeto niew iele troszczy się o o ry g in a l­ ność i nowość figu r, co jest dom eną m ow y in d y w id u aln ej, a zatem n ie dotyczy reto ry k i. D la n iej w ażna jest jasność i uniw ersalno ść znaków poetyckich, o d n ajdyw anie n a d ru g im poziomie system u (lite ratu ra) p rz e ­ zroczystości i ścisłości, k tó re c h a ra k te ry z u ją już poziom pierw szy (język). Je j ideałem byłoby utw o rzen ie języka literackiego jako drugiego języka w e w n ątrz pierw szego. Oczywistość znaków n arzu c a ła b y się w nim z tak ą jasnością, jak w d ialektow ym system ie poezji greckiej, gdzie użycie po­ rząd k u doryckiego n iew ątpliw ie oznaczało l i r y k ę , attyck iego — d r a ­ m a t , a jońskiego — e p o p e j ę .

D la nas, dzisiaj, dzieło re to ry k i pod w zględem tre śc i p rze d staw ia ty lk o w artość h isto ry czn ą (zresztą nie docenioną). M yśl, b y w skrzesić jej kod i zastosow ać go do naszej lite ra tu ry b y łab y jałow ym anachronizm em . Nie dlatego, b y nie m ożna było odnaleźć w e w spółczesnych tek sta ch w szystkich fig u r daw nej re to ry k i — to sam sy stem jest n aruszon y, a zn a­ cząca fu n k c ja fig u r zniknęła w raz z siecią relacji, k tó ra je w iązała w te n system . Sam oznacząca fu n k cja L ite ra tu ry nie polega już n a kodzie fi­ g u r — w spółczesna lite ra tu ra m a sw ą w łasną reto ry k ę, a je st nią w łaśn ie (p rzy n ajm n iej teraz) odrzucenie reto ry k i, co P a u lh a n nazw ał T erro rem . To, co m ożna zatem zatrzy m ać z daw nej reto ry k i, to nie jej treść, lecz jej przykład , jej form ę, jej p arad o k saln ą ideę L ite ra tu ry jako p o rząd k u opartego n a dw uznaczności znaków , n a ciasnej, lecz zaw ro tn ej p rzestrzen i, k tó ra o tw ie ra się m iędzy dw om a słow am i o jed ny m znaczeniu, dw om a znaczeniam i jednego słowa: dw om a językam i jednego języka.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Posługując się jedynie form ą skrótow ą (jako że eksperym ent stanow i tem at odrębny), można twierdzić, że w izja lokalna przybierze .postać oględzin

Najlepszym zatem wyjściem tutaj z sytuacji jest dalsze prowadze­ nie badań nad efektywnością środków karnych, według kryterium recydywy, przez placówki

W toku sympozjum odbyła się także narada kierowników zespołów adwo­ kackich i członków zespołów wizytato­ rów, poświęcona głównie bieżącym problemom

Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej, zaniepokojone wymową i treścią anty­ polskiego w swej istocie filmu pod tytułem „Shoah” wprowadzonego na ekrany kin

Stało się tak na skutek rewizji nad­ zwyczajnej wniesionej przez ministra sprawiedliwości na korzyść skazanego.. Przy­ pomnijmy, że Kazimierza

[…] zrównoważone projektowanie powinno używać alternatywnego po- dejścia do tradycyjnego sposobu planowania. W nowym podejściu do projektowania trzeba uwzględniać

From Western history the lesson can be drawn that civil society emerged as a conscious effort in crossing the borders between different ethnic groups, mixing them up and

He further argues that the reality surrounding human beings should not be perceived in terms of the dualistic tension between spirituality and materiality, 17 claiming that also