• Nie Znaleziono Wyników

Pokolenie "pryszczatych"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pokolenie "pryszczatych""

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Alicja Lisiecka

Pokolenie "pryszczatych"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 55/4, 367-391

(2)

ALICJA LISIECKA

POKOLENIE „PRYSZCZATYCH”

„Pryszczaci” — ta nazwa wywoła w iele sprzeciwów. Jest szokująca, jak „sankiuloci” albo „wściekli” , i jest m etaforyczna, jak „beat gene­ ration”, „pobite pokolenie”. Zostańm y przy niej — po latach utraciła swój dosłowny sens, nabrała w ymowy m oralno-politycznej. Cóż w koń­ cu bardziej jednoznacznego niż symbol chłopca w czerwonym k raw a­ cie, z w ysypką „w ieku dojrzew ania” na tw arzy, naganem w jednej kieszeni i książką M arksa w drugiej. Jest w tym cała historia, p o rtret duchow y powojennego pokolenia pisarzy — tych, którzy jedną ręką przeprow adzali reform ę rolną, drugą chw ytali za pióro, żeby tej refo r­ mie służyć.

M ają dziś 35—40 lat. Kim byli u progu nowego dwudziestolecia? G rupą artystyczną, zespołem redakcyjnym , frakcją ówczesnego Związku Literatów ? Co ich łączyło? Więzy tow arzyskie i przyjacielskie, ideolo­ gia, ambicja, nam iętność do polityki, kult Borowskiego, legenda ZSRR? Co z ich w ierszy i powieści dziś zostało? Ile z nich m a w artość tylko dokum entacyjną, socjologiczną, a ile juz literacką? Gdzie podział się ich gniew i jak rozw inęły się talenty? Czy owocuje jeszcze daw na pasja napraw iania świata? W co wreszcie zam ieniły się ówczesne m ity poko­ leniowe, konw encjonalny bu n t przeciw „starszej” generacji? Jej mo­ delow ym wyobrażeniem była przecież dla Woroszylskiego i Bratnego, dla Borowskiego i Brauna „K uźnica” — z intelektualizm em poezji Jastru n a i parnasizm em Hertza, z „tra k tatam i” Żółkiewskiego, w k tó ­ rych odm ieniały się przez w szystkie przypadki obce i tru d n e nazwiska europejskich filozofów.

Pozwólcie przyjrzeć się im po latach okiem „dobrego dzikusa” , mieszkańca innej planety — W enusjanina, k tó ry musi zdać się już tylko na dokum enty i cudze inform acje, dla którego niemożliwa jest autopsja, k tó ry nie rozpala się nam iętnościami „za” i „przeciw ”, studiuje raczej złożone osobowości ludzkie, ciekawą ewolucję pisarską — a przede w szystkim czyta... Czyta i konfrontuje tych, o których mówi legenda —

(3)

ludzi z przeszłości — z tymi, których spotyka na co dzień, których wi­ dzi, jak czytają gazety w klubach literackich, z którym i rozmawia o sprawach dzisiejszych.

Pomóżmy m u — oto oni: pokolenie młodych gniewnych, pokolenie „pryszczatych” -r- Borowskiego, Woroszylskiego, Brauna, Gruszczyń­ skiego, Konwickiego, Ścibora-Rylskiego, Wirpszy, Bratnego, Kubiaka, M andaliana, również Czeszki, Bocheńskiego i Słuckiego. K aw ał historii polskiej literatu ry i kaw ał historii dwudziestolecia po wojnie. Kie­ dyś — wyznawcy i nieomal praw odaw cy norm atyw nej estetyki z lat pięćdziesiątych, dziś — autorzy ciekawych i autentycznych, am bitnych literacko książek (lub filmów), rozczarowani do wszelkich sztywnych praw ideł i kanonów.

Kiedyś w'ielbiciele i naśladowcy Majakowskiego, dziś uporczywie poszukujący w łasnej drogi artystycznej, nie zawsze jeszcze — jak Man- dalian i Gruszczyński — ją znajdujący, ale już niecierpliw i wobec licytacji autorytetów , wobec wszelkich gotowych wzorów i prefab ry­ katów.

M itotwórcy z lat 1949— 1951 i równie naiw ni burzyciele mitów z la t 1956— 1958. Fanatyczni w pełnej entuzjazm u akceptacji — i tak samo fanatyczni w bezkompromisowym buncie. Jednym gestem mło­ docianych dem iurgów budujący zamki z piasku — i jednym niecier­ pliw ym „nie” rozczarowanych sceptyków usiłujący obalić stuletnie gmachy.

Do dziś niektórzy z nich pełni są w ew nętrznych ry s i pęknięć, obro­ śnięci kompleksami. Do dziś jak zgięte w iatrem łodygi prostują się po trudnych doświadczeniach minionych lat. Do dziś także ich twórczość, postawa, charaktery, ich burzliwe koleje życiowe stanow ią wciąż aktu­ alny przedm iot sporu, w yw ołują oceny zmienne w tem peraturze i kli­ macie.

*

Zaczęło się wszystko w Łodzi. W łódzkiej organizacji AZWM „Ży­ cie”, w łódzkim klubie „Kuźnicy”, na łódzkim uniw ersytecie. Jeśli oczywiście przyjm iem y, że istniał w ogóle „ruch pryszczatych” , dw u­ dziestoletnich wówczas chłopców w czerwonych kraw atach, chłopców uparcie poszukujących światopoglądu, który byłby konsekw entnie an ty ­ faszystowski, ideologii, która byłaby konsekw entnie antyw ojenna. Chłop­ ców naiwnie, bez hierarchizacji spraw, zbuntowanych przeciw „nie­ sprawiedliwości społecznej” z jednej strony, przeciw sylabotonizmowi w poezji — z drugiej. Powtarzam : jeśli taki „ruch” istniał, jego histo­ rycznej genezy, ideologicznych początków szukać należy właśnie tam — w Łodzi roku 1945. W pierwszych latach wolności, kiedy ogłuszeni Szo­

(4)

P O K O L E N I E „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 369

„pokolenia straconego” , kiedy odbyli swoje tru d n e i nieraz długie po­ w roty do norm alnego życia, jedni, jak Braun, Czeszko czy Zalewski — prosto z lasu, z „polowania” na Niemców, z AL-owskiej czy AK-owskiej partyzantki, inni — jak Borowski — z obozów koncentracyjnych, z oflagu — jak Wirpsza, z pow stania warszawskiego i małego sabo­ tażu — jak B ratn y czy Scibor, z I Armii — jak Słucki czy G ruszczyń­ ski, z wileńskiego ruchu oporu wreszcie — jak Konwicki.

Chyba tylko Jacek Bocheński tra fił do „grupy” z Lublina, prosto od nauki praw a rzymskiego i łaciny: łacina i praw o rzym skie nauczyły go zresztą nie gorzej od życia w alki ,,contra tyrannos”. Tylko 17-letni W iktor Woroszylski ledwie zdołał wygram olić się z repatriacyjnej „tiepłuszki”, która przywiozła go tu, do Łodzi, z małego m iasteczka nad Niemnem.

Nie spotkali się, oczywiście, wszyscy od razu. W .tym czasie, kiedy Woroszylski czy Drewnowski kolportow ali bezkrytycznie jeszcze trak to ­ w aną „Kuźnicę” i w ydaw ali z Jakubem Litw inem i Leszkiem Ko­ łakowskim w łasne ubogie pisemko na studenckim powielaczu, B ratny redagow ał już w W arszawie z Piórkowskim i Zalewskim „dorosłe” „Pokolenie”, jeden z pierwszych tygodników społecznych — pismo sil­ nie obciążone kompleksem akowskim. Był to ten sam zapewne „Głos Pokolenia”, o którym z niew ątpliw ym sentym entem napisze po latach au tor K olumbów w ostatniej części książki.

Pierw szy num er powielaczowego dw utygodnika AZWM „Życie” za­ prezentow ał program trochę jeszcze żołnierski, solidarystyczny. W a rty ­ kule w stępnym W iktor W oroszylski wezwał wszystkich patriotów, w tym również swoich młodych kolegów, aby wspólnie odbudowywali kraj, „dzieląc się chlebem i am unicją” Ł Obok w ydrukow any został pod pseu­ donimem K rzysztofa Leszczyńskiego okupacyjny wiersz Leszka Koła­ kowskiego zatytułow any Jutrznia się r o d z i2.

J u t r z n ia się ro d z i, ju t r z n i a d rg a , ' z n a d r o z r y te g o w a lk ą g ru n tu ,

czas p rz y s z e d ł w m r o k k rz y w d y i zła rz u c ić p ło n ą c ą ż a g ie w b u n tu ...

M etafora z młodzieńczego utw oru, który pow stał w r. 1943, zyski­ w ała w kontekście poszukiwań pokolenia nową treść. „B unt” w 1946 r. nie znaczył już walki z okupantem . Płonącą żagiew buntu chcieli po­ nieść młodzi „Kolum bowie” i młodzi ZWM-owcy — młodzi „pryszcza­ ci” — przeciw krzyw dzie społecznej, przeciw tem u wszystkiem u, co przeszkadzało w ładzy ludowej w realizow aniu wielkich reform.

1 Zob. a r t y k u ł w s tę p n y (nie p o d p is a n y ) p t. O co w ła ś c iw ie c h o d zi („Ż y cie’', D w u ty g o d n ik A k a d e m ic k ie g o Z w ią z k u W a lk i M ło d y c h w Ł o d zi, n r 1 b. r. w y d .).

(5)

N ajbardziej konsekw entne w walce ze współczesnymi form am i ucis­ ku i krzyw dy — w ydały się chłopcom w drelichow ych koszulach pisma ledwie zakosztowanych wówczas klasyków m arksizm u. Poszukując hum anistycznej utopii, w gniewnym sprzeciwie wobec wciąż pow raca­ jących widm niedawnej wojny, sięgnęli po ideologię najbardziej rewo­ lucyjną. Taka była ich droga do komunizmu — droga zresztą nie prosta. Dla dużej grupy spośród nich — dla tych, którzy wyszli z konspiracji akowskiej — przejście na drugą stronę barykady oznaczało potarganie więzów z towarzyszam i wczorajszych walk, naruszenie zasad wierności, narażenie się na izolację w swoim środowisku, na oskarżenie o koniunk­ turalizm . Uznali jednak „zdolność w yboru” za najbardziej ludzką cechę. 1 próbowali wybierać.

Już w tedy, w r. 1946, łódzkie koło AZWM „Życie”, które stało się pierwszą próbą organizacji, pierwszą po w ojnie szkołą polityczną „pryszczatych”, zdradzało niebezpieczne ciągoty w dwóch jednocze­ śnie — przeciwnych kierunkach. Ulegając wpływom modnego w latach czterdziestych durkheim izm u i różnych (negujących np. zasadę w alki klas) teorii socjologicznych, lewaczyło zarazem, żądając — „opozycyj­ nie” wobec „centrali” Zarządu Głównego — zdecydowanych i ostrych deklaracji politycznych w okresie, kiedy PPR, nie mówiąc jeszcze o so­ cjalizmie, głosiła przede wszystkim ogólnonarodowy program konsek­ w entnej dem okracji ludowej, kiedy hasłem dnia była konsolidacja wszystkich sił całego społeczeństwa wokół zadań odbudowy.

Raz po raz „pryszczatych” ponosił tem peram ent polityczny. Niewiele brakowało, żeby młodzi zapaleńcy rozpętali całą polityczną kam panię na akademii rocznicowej ku czci Kom uny Paryskiej.

W tym samym czasie odrobinę lewaczący ortodoks m arksistowski, Leszek Kołakowski, kłócił się zajadle z konkurencją ZNMS-u w osobie otoczonego zawsze gromadą adiutantów „wodza” w czarnej rozwianej pelerynie — Jan a Strzeleckiego.

W filozofii, jak i w polityce, lewaczenie mieszało się często trochę dziwacznie ze skłonnościami do eklektyzmu. Kolejno na teoretyka sta­ nowiącego zaplecze filozoficzne ruchu awansowali: sprowadzony z za­ granicy pod w pływ em w ykładów Żółkiewskiego Carnap, to znów Cha- łasiński i jego koncepcje dróg rozwoju inteligencji polskiej, z kolei K otarbiński ze swym „reizm em ”, a w miesiąc później — i bez żadnego przejścia — Feliks Dzierżyński (grupa „dzierżyńszczaków”).

Stopniowo, jeszcze przed r. 1948, zaczynały się też psuć stosunki „pryszczatej” części środowisk młodych z „K uźnicą” , która świeżo upie­ czonym m arksistom w ydawała się zbyt starośw iecko-liberalna, „miesz- czańsko-oportunistyczna”. Łódzcy „pryszczaci” przyjm ow ali jeszcze Schaffa i Żółkiewskiego, odpychał ich zdecydowanie Jastru n czy Hertz.

(6)

P O K O L E N IE „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 371

Zazdrościli „m łodym ” drukującym wiersze na łamach pisma, ale robili wszystko, żeby oddalić się jak najbardziej od tych tendencji, którym hołdowali ówcześni „kuźnicowi” pupile: Zygm unt Radek, w pew nym okresie twórczości poetyckiej Andrzej Braun, Maria Castellati, A nna Pogonowska, Mieczysława Buczkówna. Tendencje były spod znaku Jastru n a i Ważyka: „K uźnica” w dziale poezji reprezentow ała skłon­ ność do refleksji intelektualnej, preferow ała poetykę uklasycznionego surrealizm u czy — jeśli kto woli — synkretyczny styl zrodzony z w y­ mieszanych elem entów późnego Eluarda, Jacoba i wczesnego Aragona. Emocjonalne „buntarstw o” „pryszczatych” nie mieściło się w ele­ ganckich ram ach neoklasycystycznego wiersza, a chłopcy w czerwonych kraw atach zadebiutowali przede wszystkim jako poeci. Swoje pierwsze, niezbyt wydarzone, liryki i poem aty o w ojnie drukow ali w łódzkich i warszawskich gazetach codziennych: w „Głosie L udu”, nieco później w „Sztandarze M łodych”. Przew ażał w owych wierszach już w tedy, na samym początku, ekspresjonistyczny krzyk i dość nieudolne naśla­ downictwo Majakowskiego. Tendencje te nasiliły się po powrocie grupy

literatów z w izyty w ZSRR, po debiucie książkowym głównych pro­ pagatorów m ajakowszczyzny (Śmierci nie ma Woroszylskiego), po szcze­ cińskim zjeździe literatów w jesieni 1948, po przejęciu redakcji „Kuź­ nicy” przez Paw ła Hoffmana, po odejściu Żółkiewskiego na u n iw ersy tet i do świeżo pow stałych pracowni In sty tu tu Badań Literackich. Ale o tym później.

Zapoznawcze spotkanie „pokolenia”, już w osobach konkretnych reprezentantów , odbyło się późną jesienią 1946 w Sejmie, na Zjeździe Młodych A rtystów i Naukowców. Był to pierw szy kontakt silnego ośrod­ ka m arksistowskiego w Łodzi z literacką Warszawą, która w dużym stopniu stanow iła wówczas „m ekkę” akowskiej młodzieży inteligenckiej. Stąd też ów sw oisty „przegląd sił”, zorganizowany m. in. po to, żeby wprowadzić do „Pokolenia” przedstawicieli ZWM.

Stali w tedy pod ścianami, na galerii, w różnych kątach dużej sali, zgrupowani w edług odcieni światopoglądowych, młodzi, gniewni, z za­ ciśniętym i pięściami, gotowi w razie potrzeby wyzwać cały św iat albo stworzyć cały św iat na nowo.

Ustawili się ilu strując nieświadomie ówczesny układ sił politycz­ nych w środowiskach młodej inteligencji: po lewej stronie łódzcy p re­ torianie. jak zawsze skupiony i ascetyczny Braun, z tw arzą cierpiących za w iarę pierw szych chrześcijan; grzeczny, cichy i pełen jak b y w e­ w nętrznej słodyczy blondynek Drewnowski; dziew iętnastoletni ledwie Woroszylski, z trądzikiem młodzieńczym na tw arzy i w ypychającym kieszeń naganem ; nieco dalej aktyw ny ZWM-owiec, poeta Jerzy Miller. Obok — poetessy i intelektualistki z „K uźnicy” : Pogonowska,

(7)

Buczków-na, Kulągowska — cały fraucym er. Na prawo „pokoleniowcy” — grupa akowska: niespokojny, pełen energii organizacyjnej B ratny, popularna wówczas postać „ru ch u ”, autor słynnej rozpraw ki o dram atyzacji poezji, tw órca ekspresjonistycznych wierszy szokujących w ytw orne, kla- sycyzujące gusty, męski ideał przystojnych eks-akówek; towarzyszył m u tęgaw y już, dobroduszny Piórkowski, „pozytyw ista” z tem pera­ m entu Zalewski — w krótce autor słynnych produkcyjniaków . Z nimi trzym ał się jeszcze wówczas Tadeusz Borowski, pełen w ew nętrznego napięcia, szarpiących niepokojów', rozpaczliwych buntów, mieszanina entuzjazm u i fanatyzm u, wspaniała indywidualność, pisarz, k tó ry miał za sobą w tedy, w 1946 roku, pierwsze opowiadania Pożegnania z Marią, tw órca niemal całego kierunku w literatu rze dwudziestolecia, tragiczny bohater epoki schematyzmu. To on, w krótce wódz i założyciel K lubu Młodych A rtystów i Naukowców, stanął wówczas w obronie wiersza poległego poety akowskiego. On — autor o parę lat późniejszych kronik z „Nowej K u ltu ry ” — w nam iętnej polemice z W oroszylskim krzyczał, że „dem okracji trzeba patrzeć na palce”, on, k tó ry stał się legendą, nietykalnym „tab u ” trzech pokoleń, szalonym publicystą, bezkompro­ misowym działaczem, autorem ostrej, dram atycznej lite ra tu ry z epoki pieców, a potem z epoki urzędowego optymizmu.

W arto wspomnieć też grupę „Inaczej” 3 i obecnych na spotkaniu jej przedstawicieli: Machejka, Szymborską, Włodka, Sokoła oraz patro­ nującego im Adama Polewkę — do dziś najbardziej „um iarkow ane” od­ gałęzienie form acji pokoleniowej, to które w szystkie burze i w ichry historii przetrw ało w oazie krakowskiego „Życia Literackiego”.

Wtedy, w 1946 roku, na zapoznawczym zjeździe „pokolenia” istniały jeszcze ostre przedziały polityczne, ścierały się ch arak tery i poglądy. Istnieli już (nieobecni zresztą na sali) nieufnie traktow ani „starzy” w osobach Jastruna, Żółkiewskiego i Hertza.

W stępującym w życie i twórczość dw udziestolatkom bliższy w yda­ w ał się pracujący w KG Milicji Grzegorz Lasota, szesnastoletni chłop­ czyk z ładną czarną czupryną, któ ry cytował z pamięci Żdanowa i który potem w sław ił się jako autor zbioru artykułów publicystycznych pt. Kierunek natarcia. Chętniej także niż starszym kolegom po piórze ści­ skali dłoń obecnemu na zjeździe przedstawicielowi Związków Zawo­ dowych, Włodzimierzowi Sokorskiemu, czy noszącemu dystynkcje ka­ pitana Witoldowi Wirpszy. Imponował im nieco rów ieśnik Gruszczyń­ ski spraw ujący „władzę” w ZG AZWM, z odrobiną ironii i nieufności natom iast, znacznie m niej serio, zwłaszcza w latach późniejszych, od­ nosili się do m arksistowskich inteligentów z „K uźnicy”, których naw et

3 „ I n a c z e j” , J e d n o d n ió w k a lite r a c k o -s p o łe c z n a , K ra k ó w , 1 IX 1945 W y d a n a p rz e z „zesp ó ł m ło d y c h ” z A. W ł o d k i e m n a czele.

(8)

P O K O L E N IE „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 373

potem, w okresie natrętnego socjologizowania w studiach K otta O „Lal­ c e ” Bolesława Prusa woleli uważać za produkt inteligenckiego lib era­ lizmu.

Komunizm był dla dwudziestolatków w czerwonych kraw atach nie tylko przygodą intelektualną. Traktow ali go jak nową objawioną religię; podobnie teoria m arksizm u w ydaw ała się „pryszczatym ” jednocześnie dekalogiem i współczesną powieścią.

T o c h y b a o c z y w iste , że n a sz e z a a n g a ż o w a n ie n o s iło c h a r a k t e r e m o c jo n a ln y . A le to w a rz y s z y ł m u , b y ł je g o n ie o d łą c z n ą c z ęścią r u c h u m y s ło w y — ra d o s n y i w y tę ż o n y — p e łe n o d k ry ć i n ie s p o d z ia n e k — w s p a n ia ła p rz y g o d a in t e l e k ­ tu a l n a im ie n ie m m a r k s iz m [...]. Z a c z y n a ło się od l e k t u r e le m e n ta r n y c h — s z la k ic h w y z n a c z a ły k o le jn e p u b lik a c je p a r ty jn e g o w y d a w n ic tw a „ K s ią ż k a ” — te s k r o m n e b r o s z u r k i n a z ły m p a p ie r z e i w n ie tr w a ły c h o k ła d k a c h — M a n ife s t

k o m u n is ty c z n y , R o z w ó j s o c ja liz m u od u to p ii do n a u k i, D ziecięca c h o ro b a l e w i - c o w o śc i — a le j a k się j e czy ta ło ! — z w y p ie k a m i, z z a p a r ty m tc h e m — n a w e t

do p o d u s z k i w z g a rd z iłb y m w te d y s e n s a c y jn ą p o w ie śc ią , m a ją c z a m ia s t n ie j d o w y b o ru , p o w ie d z m y : O s ie m n a s ty B r u m a ir e ’a L u d w ik a B o n a p a rte (tej g e ­ n ia ln e j ro z p r a w ie M a r k s a p o z o sta łe m z re s z tą w ie r n y do d z isia j). P ó ź n ie j b y ł

L u d w i k F e u e rb a c h , k s ią ż k i P le c h a n o w a , T o m a s z M oore K a u ts k y ’e g o — z b i ­

b lio te k i w y p o ż y c z y łe m n a w ie c z n e n ie o d d a n ie g r u b y to m L e n in a , ogłoszony p o p o ls k u w M o sk w ie — t a m z n a la z łe m m ię d z y in n y m i I m p e r ia liz m ja k o

n a jw y ż s z e s t a d iu m k a p ita liz m u — k to ś d a ł m i w re sz c ie Z a g a d n ie n ia le n in iz m u

S ta l in a — t a k s ią ż k a , p r y m ity w n ie js z a od in n y c h , im p o n o w a ła d o sa d n o ś c ią s f o rm u ło w a ń i tc h n ie n ie m b lis k ie j p r a k t y k i r e w o lu c y jn e j.

— pisze o tym okresie W oroszylski4.

To już, trochę dorobiona ex post, legenda grupy „pryszczatych”. Przygoda — ale przede wszystkim konkretna praktyka w alki poli­ tycznej kształtow ała ich postawę w okresie w yjątkow o trudnym , okre­ sie w stępnych akcji związanych z reform ą rolną, wyborami, agitacją na wsi i w mieście. Na tem at tych pierwszych bojów pokolenia m am y dziś mało dostępnych materiałów. Należeć będzie do nich na pewno Tranzytem przez Ł ó d ź 5, mówi o tych sprawach, na m arginesie uwag dotyczących polityki kulturalnej PPR w latach 1945— 1948, książ­ ka Żółkiewskiego Przepowiednie i wspomnienia c. Całość rekonstruow ać jednak trzeba z ulotnych tekstów, zasłyszanych opowieści, legendy i ha­ giografii, gazet, wspomnień i autopsji, dla autorki niniejszych szkiców niestety niemożliwej. Wiadomo więc, że „pryszczaci” czytali nie tylko 18 Brum aire’a, Kapitał i Manifest komunistyczny. Już w pierwszych latach powojennych odkryli, poza Marksem, Engelsem, Leninem i S ta­ linem, poza Plechanowem i K autsky’m także Majakowskiego i Błoka,

4 W. W o r o s z y l s k i , M o ja łó d z k a m ło d o ść. W p u b lik a c ji z b io ro w e j: T r a n z y ­

t e m p r z e z Ł ó d ź (w d ru k u ).

r> I b id e m .

(9)

radziecką prozę lat dwudziestych, powieść „budow nictwa socjalistycz­ nego” Gładkowa, prozę Szołochowa i Erenburga. Dopiero za parę lat przyszli Ażajew i Babajewski. L iteratura radziecka w ydała się czołówce pokoleniowej odtrutką na rodzim y „dekadentyzm ” i „form alizm ”, miała stanow ić antidotum na smaczki w twórczości starszych kolegów, zwłasz­ cza na francuski parnasizm H ertza, negującego liryczną funkcję słów „pepesza” czy „Pstrow ski”. Bunt literacki startujących grup pokolenio­ wych, które szukały energicznie miejsca na Parnasie, skojarzył się niebezpiecznie z antymieszczańskim protestem politycznym i h u rrare- w olucyjnym zapałem dwudziestolatków. Potrzeba emocjonalnej negacji szła w parze z potrzebą nowych autorytetów . Pokolenie, w 1945 r. roz­ bite jeszcze i zdezintegrowane, łączyło się stopniowo i integrowało na gruncie w yraźnie „m łodzieżowej” in terpretacji m arksizm u; łączyło się w e wspólnej walce, ale i we wspólnej drodze do życiowego awansu, w e w spólnym buncie krzyżującym się, już w 1949 roku, ze świadomym, ale n iestety sekciarskim, program em estetycznym.

Droga do aw ansu nie była zresztą, w brew pozorom, ani łatw a, ani prosta. Świadczą o tym burzliwe losy pisma „Pokolenie”, szybko zreor­ ganizowanego uchw ałą ZG AZWM w r. 1947, pełnego w ew nętrznych tarć i konfliktów , rozpadającego się już po pierw szych num erach i wresz­ cie zlikwidowanego ostatecznie. Świadczy też o tym historia pierwszego zespołu „Poprostu”, miesięcznika „N u rt”, z Borowskim jako redaktorem naczelnym , dzieje aktyw nej w 1947 r. warszaw skiej „grupy poetyckiej” (B ratny, Gruszczyński, Bocheński, Kubiak), która podjęła otw artą pole­ m ikę estetyczną z „K uźnicą”. Pouczająca jest tu wreszcie próba stworze­ nia własnego pisma (zapowiedzianego pod energicznym ty tu łem „Do rzeczy”), które miało skupiać młodych zwolenników lite ra tu ry zaanga­ żowanej. Pierwsze, przygotow ane w m ieszkaniu H eleny Jaw orskiej, n u ­ m ery zawierały: opowiadania Borowskiego, przekłady poematów M aja­ kowskiego, wiersze Broniewskiego, Kubiaka, arty k u ły Woroszylskiego i Bocheńskiego, przekłady Ewy Fiszer. W spółpracownikami pisma, pro­ jektow anego jako dodatek literacki do „Głosu L udu”, mieli być poza tym : Gruszczyński, B ratny, Braun i Piórkowski. W ostatniej chwili pozwo­ lenie na pismo zostało jednak cofnięte i niedoszli lub byli redaktorzy poświęcili się działalności na innych polach.

Tradycja była już niezła. Niebawem, w roku 1948, na zorganizowa­ nym w Nieborowie sem inarium młodych pisarzy, czcigodni m entorzy w osobach Jastruna, Żółkiewskiego i innych literackich wykładowców spotkali się po raz pierw szy z otw artą m anifestacją b u ntu „pokolenio­ w ego” m łodych „barbarzyńców ”. To na tym sem inarium trzym ający się zawsze na uboczu i milczący Tadeusz Różewicz indagował zaocznie w y­ twornego, nieskazitelnie uprzejmego autora Małych ód i trenów, dlaczego

(10)

P O K O L E N I E „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 375

w jego w ierszach pow tarzają się wciąż okna historii i balkony epok. „Dajcie nam spokój” — powiedział na zakończenie poeta. — „W Polsce Ludowej nigdy nie będzie spokoju” — zareplikow ał m u dowcipnie i pro­ roczo Żółkiewski.

Spór „m łodych” ze „starym i” aspirował do rangi sporu między ro ­ m antykam i i klasykam i, w której to kłótni Żółkiewski miał być Koźmia- nem, a B ratny z W oroszylskim reprezentow ali Mickiewicza i Słowackiego. W interesującym spraw ozdaniu z nieborowskiego sem inarium tak scha­ rakteryzow ała sytuację poetycką tych lat Anna Kamieńska:

P rz y b o ś z a c z ą ł b ez p o w o d z e n ia p o w ta rz a ć fo r m u ły s w y c h w ie rs z y . M iłosz pisze w ie rs z e c o ra z p ię k n ie js z e , co ra z b a rd z ie j sty liz o w a n e i s p ię trz o n e m a ­ low niczo, p o e ty k a r e d a k to r ó w „ K u ź n ic y ” s t a ła się n ie o m a l o f ic ja ln a . P r z e ­ c iw k o n ie j to w y s tą p ili m ło d z i p is a rz e w N ie b o r o w ie 7.

W tym samym arty ku le autorka sformułowała uproszczoną, to p raw ­ da, ale jednak definicję „trzeciego pokolenia” pisarzy:

K a te g o ria p o k o le n ia je s t w ty m w y p a d k u ja s n o o g ra n ic z o n a . O k re ś la j ą n o w y e ta p g o s p o d a r k i i o d b u d o w y p a ń s tw a s o c ja listy c z n e g o o r a z w ła s n a ty p o w a b io g r a f ia m ło d zieży , k tó r a p rz e s z ła p rz e z f r o n t I I w o jn y ś w ia to w e j i k tó r a , j a k m ó w i n a s z k o le g a - p o e ta . z d o b y w a ła m a g is te r iu m k a r a b i n e m ż o ł­ n ie r z a czy p a r ty z a n ta . T a k a j e s t le g ity m a c ja trz e c ie g o p o k o le n ia d o t w ó r ­ czości: w o jn a i zg ło szen ie u d z ia łu w o d b u d o w ie .

Nadszedł okres największej stosunkowo „konsolidacji” pokolenia: lata 1949— 1951, krótkie lata, w których stali się jednocześnie „grupą artystyczną”, orientacją polityki k ulturalnej i — mimo indyw idualnych różnic w poetyce — reprezentantam i polskiej odm iany realizm u socja­ listycznego. Czy jedynym i? Oczywiście nie, i nie ma tu powodu demo­ nizować roli „pryszczatych” w procesie „usztyw niania” lite ra tu ry pol­ skiej w latach 1948— 1953; muszą podzielić się laurem zasługi ze star­ szymi kolegami po piórze, także z tym i, których pomawiali o k u n k ta­ torstw o i w szystkie grzechy główne mieszczaństwa. Apetytów młodych nie zaspokoiły ani pretensje K otta zgłaszane pod adresem Popiołu i dia­ m entu czy Rzeczywistości, ani recenzja Żółkiewskiego z Matki Gor­ kiego pod znam iennym ty tu łem Arcydzieło realizmu socjalistycznego.

Zapewne, u starszych pisarzy „pryszczaci” doszukiwali się jakiegoś w ew nętrznego przym usu, który, jeżeli był, polegać mógł na tym, że na gruncie szczerego zaangażowania politycznego starsi tw órcy próbowali niefortunnie narzucić sobie po 1948 r. fałszywe rygory estetyczne. Łatwiej, rzecz jasna, przychodziło to działaczom-publicystom, którzy nie składali na ołtarzu uproszczonej estetyki własnej twórczości, aczkol­

7 A. K a m i e ń s k a , C z te r d z ie s tu n a jm ło d s z y c h p is a rzy . „ W ie ś”, 1948, n r 5, z 1 II.

(11)

w iek o kruchości budowanego przez nich gmachu świadczyłby nie tylko późniejszy przebieg naszej odwilży, ale już i oblicze słynnej n arad y w Radzie Państw a z października 1951.

Spontaniczne sekciarstwo „młodych” zmierzało w tym samym kie­ runku, k tó ry od czasu rozgromienia „odchylenia prawicowego” stał się oficjalnym drogowskazem w polityce k u lturalnej. Nieprzypadkowo też oni w łaśnie (Bratny, Woroszylski, Konwicki) włączyli się w ogólny n u rt k ry ty k i rzekomego „oportunizm u” w polityce naszej partii przed rokiem 1948. Nieprzypadkowo właśnie za oportunizm i prawicowe od­ chylenie została w tym samym czasie potępiona „K uźnica” .

Jeszcze w 1950 r. z nadgorliwością „m łodych” polemizował Ważyk, w krótce potem sztandarow y rzecznik nowego kursu. Nowy kurs szedł jednak z góry. Zarówno „pryszczaci”, jak i późniejsi teoretycy uprosz­ czonego socrealizmu — Kierczyńska, Hoffman, Siekierska, Ważyk i in­ ni — w ystępow ali bardziej w funkcji wygodnych sojuszników niż samo­ dzielnych inspiratorów. Także główny referen t Zjazdu Szczecińskiego, S tefan Żółkiewski, k tó ry jako niedaw ny rep rezen tan t krytykow anego „liberalizm u m arksistowskiego” spełniał jedynie ostatnią posługę wobec w łasnych koncepcji. O ficjalnym w yrazem polityki k u ltu raln ej było wówczas przem ówienie Jakuba Berm ana wygłoszone 27 października 1951 w Radzie Państw a:

N a jw a ż n ie js z y m o b o w ią z k ie m k a ż d e g o a r t y s ty je s t w z b o g a c a ć w ła s n ą tw ó rc z o ś ć , c z y n ią c ją b a rd z ie j o d k ry w c z ą i w a lc z ą c ą . D o się g n ijc ie w a s z ą o s tr ą b r o n ią k u ła k a i s p e k u la n ta , szp ieg a i d y w e r s a n ta , a m e r y k a ń s k ie g o p o d ż e g a c z a i n e o h itle r o w c a . O d sło ń c ie z a w iły m e c h a n iz m k u ła c k ie j p o s ta w y , k u ła c k ie g o w y z y sk u , je g o p e r f id n e z a s ła n ia n ie się c h ło p e m m a ło - i ś r e d n io ro ln y m . U k a ż ­ cie c a łą o stro ść p rz e c iw ie ń s tw i p o k a ż c ie w ie lk o ś ć n a s z y c h c z a s ó w 8.

Ale wróćmy do „młodych gniew nych”.

Na początku był m anifest. Ukazał się w r. 1950 pt. Batalia o Ma­ jakowskiego °. Nosił piętno lek tu r twórczości autora Obłoku w spod­ niach i . sporów wokół jego twórczości. A utor tego najbardziej charak­ terystycznego w dziejach polskiej literatu ry pow ojennej pam fletu, Wik­ tor Woroszylski, zmieścił w nim wszystko: fanatyzm polityczny, gorycz 1 „nieprzystosowanie” wschodzących gwiazdek w konstelacji ciał nie­ bieskich o dawno uznanych nazwach, nie przebierające w środkach ata­ ki personalne, zafascynowanie publicystyką i pisarstw em radzieckich kolegów, bunt „rom antyka” przeciw „klasykom ” , „nowoczesnych” prze­ ciw „konserw atystom ”, „młodych” przeciwko „stary m ”. W tym samym tyglu ugotował Woroszylski żywcem Jastru n a i Wygodzkiego, H ertza

8 J . B e r m a n , P o k a ż c ie w ie lk o ś ć n a s z y c h cza só w . „N o w a K u l t u r a ” , 1951, n r 45, 2 27 X.

° W . W o r o s z y l s k i , B a ta lia o M a ja k o w s k ie g o . „ O d ro d z e n ie ” , 1950, n r 5, z 29 I.

(12)

P O K O L E N I E „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 377

i Sandauera, Gribaczowa i Isakowskiego. O sobie, m anierą „pryszcza­ te j” publicystyki, 'pisał wyłącznie w trzeciej osobie. Analizował po­ chwalnie twórczość Romana Bratnego, epatującego wówczas na prze­ mian ekspresjonistyczną m etaforyką i wierszowanymi pretensjam i do krytyków :

T y c h c ia łe ś d a w n ie j

k a ż d ą k r o p k ę p rz e m ie n ić w o b rę c z do z a b a w y , w ie d z ia łe ś , że d ziś k ije m d a le j z a p ę d z i j ą d ziec k o

n iż w te d y T y n a jd o s k o n a ls z y m p o e m a te m . I b a w ią się d ziś T w o im i w ie rs z a m i: c z y ta ją z c o k o łu o śm io le tn ie , to , co s ta r y r e d a k t o r Ż ó łk ie w sk i o k re ś la ł ja k o „ n ie r e a ln e ” [ ...] 10.

„S tary redaktor Żółkiewski” był wówczas w w ieku dzisiejszych „młodych” ze „Współczesności”. Podobnie „stary ” H ertz miał nieco po­ wyżej trzydziestki. Nie tylko oni jednak nie mogli zgodzić się na „szczo­ tkę do zębów wyszczerzonych na polu chw ały” czy — może już m niej słusznie — na „dram at w końskiej źrenicy”. Od tych w ierszy otw ierała się jeszcze do czegoś fu rtka, dopiero późniejsza poezja „pryszczatych” stała się ślepym zaułkiem, ulicą bez wyjścia. Jako pierwszy, najw cze­ śniejszy chronologicznie krok w tę ulicę upam iętniła się deklaracja Gruszczyńskiego z Płomienia czerwonych krawatów, jeszcze w roku

1948. O to p r z y r z e k a m to w a rz y s z e : o p ta s z k u , g a łąz ce, g w ie ź d z ie d o p ó ty n ie n a p iszę, d o p ó k i w ie rs z m ój z w a m i n ie w s tą p i n a s o c ja liz m u ch o ć b y p r z e d m ie ś c ie 11.

Dopiero w parę lat później przyszła Wiosna sześciolatki, przyszły poematy Brauna, Woroszylskiego i Mandaliana.

J e ś li t r a k t o r n ie m oże o rać, J e ś li sie w n ie o sią g n ie s k u tk u , J e ś li ła m ie się w r ę k u n o rm a , a od m a j s t r a z a la tu je w ó d k ą , je ś li z a m a rł w a r s z ta tu r u c h , s p a lił se rc e m o to r — to f a k t, że d z ia ła k la s o w y w ró g . 10 R . B r a t n y , L is t z z a d w u s tu lat. W : 15 b a ta lio n ó w . W a rs z a w a 1948, s. 50— 51. 11 S. G r u s z c z y ń s k i , P ło m ie ń c z e r w o n y c h k r a w a tó w . W a rs z a w a 1948, s. 9. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1964, z. 4 4

(13)

W a lk a tr w a . C z u jn ie j, to w a rz y s z e , c z u jn ie j, d o trz y m a m y ep o ce k ro k u , i p o d s k ó r ą le g ity m a c ji tr z e b a u m ie ć w y m a c a ć w r o g ó w 12.

A rty k u ł Woroszylskiego, k tó ry stał się przyczyną skandalu oraz pre­ tekstem do „va banque” naszej polityki k u ltu raln ej lat schematyzmu, został w pierwszym „odruchu” skrytykow any przez zdrow ą jeszcze p ar­ ty jn ą opinię literacką. Był zresztą trochę śmieszną, choć i groźną, mie­ szaniną sądów politycznych i estetycznych, często z różnych parafii.

D y s k u s ja ra d z ie c k a u d o w o d n iła , że ro b ie n ie d o b re j w sp ó łc z e s n e j p o e z ji p a r t y j n e j je s t ró w n o z n a c z n e z n a w ią z a n ie m do M a ja k o w s k ie g o , i o d w ro tn ie , o d e jś c ie od M a ja k o w s k ie g o zn a c z y o b e c n ie ty le , co p is a n ie w ie rs z y o b c y c h k la s ie ro b o tn ic z e j, n ie ś w ie ż y c h , n ie k o m u n is ty c z n y c h .

— pisał a u to r 1S. I za chwilę, w instynktow nym geście niechęci pod adresem „klasyków ”, zastrzegał się:

P o e z ja M a ja k o w s k ie g o z a p ła d n ia p o e z ję w sp ó łc z e s n ą . U c z e stn ic z y o n a n ie ty lk o w n a sz e j w a lc e p rz e c iw k o z a ła m a n io m id e o w y m , le c z i p rz e c iw p o e to m le k c e w a ż ą c y m fo rm ę , k o rz y s ta ją c y m ze s ta ry c h , o k le p a n y c h , p o z b a w io n y c h siły w y r a z u r y tm ó w i ry m ó w , p rz e c iw k o p o eto m , k tó r z y s t a r a j ą się p rz y o b le c n o w e t e m a ty w s ta r e fo rm y , p rz e c iw e s te ty c z n e j z g n u ś n ia ło ś c i i ru ty n ie .

„Pokolenie” jednym niecierpliw ym gestem w yrzuciło za b u rtę cały bagaż lite ra tu ry do roku 1949: lansowaną przez „K uźnicę” tradycję oświeceniowego racjonalizm u (szkice K otta o Wolterze), postulującą sylabizm norm atyw ną poetykę Ważyka, sformułowaną później, w 1951 roku, w książce Mickiewicz i wersyfikacja narodowa, utw ory Skam an- dra oraz inne uznane nazwiska i ty tu ły poezji dwudziestolecia m iędzy­ wojennego. Borowski atakow ał naw et poetykę autora No pasaràn, n aj­ bardziej „niezależny” Różewicz zwracał — wcześniej zresztą, jeszcze w latach 1946— 1947, pod adresem Broniewskiego, Tuwima i Słonimskie­ go prow okacyjne zapytanie: „czemu wracacie, um arli poeci?” W coraz głośniejszych fanfarach kam panii publicystycznej nadchodziła era „ma- jakowszczyzny”, era „produkcyjniaków ”.

*

Po proteście „T rybuny L udu”, której k ry ty k z pryncypialnych po­ zycji zaatakował „form alizm ” manifestu Woroszylskiego, półgębkiem tylko wspom inając o jego „sekciarskich przegięciach” — po nadzw y­ czajnym zebraniu organizacji partyjnej w ZLP, po kilku konw enty- klach m inisterialnych mecenasów i tuzinie polemik w „K uźnicy” , „Od­

12 A. M a n d a 1 i a n, D zis ia j. W a rs z a w a 1951. s. 34. 13 W o r o s z y l s k i , B a ta lia o M a ja k o w s k ie g o .

(14)

P O K O L E N IE „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 379

rodzeniu”, „P oprostu” — klamka zapadła, drzwi zostały zatrzaśnięte. A rty ku ły Śpiewaka, Matuszewskiego, Pregerów ny, Słuckiego, Ważyka i Gruszczyńskiego nolens volens przyjm ow ały płaszczyznę dyskusji za­ proponowaną przez inicjatorów . Polemika mieszała się z sam okrytyką, lewactwo i fanatyzm z autentycznym rewolucjonizmem. ,,M anifest” rozpętał spór niebezpieczny w skutkach, ale częściowo jeszcze kontrolo­ w any przez istniejące zespoły redakcyjne. Tak czy inaczej, ściągnął on grom y nie tylko na głowę Woroszylskiego i stał się zamachem nie tylko na e ta ty redaktorów ,,K uźnicy”.

To, co m o g ło b y u jś ć z a w a lk ę id eo lo g iczn ą, to , co w y g lą d a ło n a b itw ę p o k o le ń , b y ło n ie je d n o k r o tn ie ty lk o s ta r c ie m d w ó c h o d m ia n a rty s ty c z n y c h te j sa m e j b u rż u a z y jn e j id eo lo g ii. E s te ty z m J a s t r u n a i a n ty e s te ty z m B ra tn e g o — to d w a b ie g u n y je d n e j i te j sa m e j n ie d o jrz a ło ś c i id eo lo g iczn ej. P o w in n iś m y so b ie z d a w a ć s p r a w ę , że n a s z a m ło d a k a d r a p o e ty c k a , p rz e w a ż n ie p o c h o d z e n ia m ie sz c z a ń s k ie g o , w e s z ła do l i t e r a t u r y — w w ię k sz o ś c i w y p a d k ó w — id e o lo ­ g ic z n ie o b c ią ż o n a , i że z m ło d eg o w ie k u n ie w o ln o ro b ić k a n o n u re w o lu c y j- n ości.

— pisał G ruszczyński14. Posłuchajm y Ważyka:

Co je s t g ro ź n ie js z e od ro z w o ju n a sz e j p o e z ji: e s te ty z m o d g ra d z a ją c y się o d ż y c ia czy a n ty e s te ty z m fo lg u ją c y a n a rc h is ty c z n y m p o p ę d o m ? R zecz o czy ­ w is ta , że g ro ź n e są o ba. S ą to d w a ra m io n a , k tó r y m i id e o lo g ia b u r ż u a z y jn a c h c ia ła b y o p a sa ć i z d u sić ro d z ą c ą się k u l t u r ę so c ja lis ty c z n ą , a je ż e li n ie p o ­ t r a f i je j z d u sić , to p r z y n a jm n ie j — sk rę p o w a ć . D lateg o , z w a lc z a ją c o b ja w y e s te ty z m u w p o e z ji i m y ś li lite r a c k ie j, tr z e b a ró w n o c z e śn ie z w a lc z a ć o b ja ­ w y a n ty e s te ty c z n e g o w a rc h o ls tw a tła m s z ą c e ro zw ó j p o sz c z e g ó ln y c h p o e tó w [...]. W tr a k c ie d y s k u s ji J a n S p ie w a k i in n i w y k a z a li b łę d y p o p e łn io n e p rz e z W o ro szy lsk ieg o . W sz y stk o p r z e m a w ia za ty m , że po p rz e m y ś le n iu s a m W o ro ­ s z y ls k i je z ro z u m ie . A le a r t y k u ł je g o u ja w n ił n ie b e z p ie c z e ń stw o g ru p o w o śc i w ś ró d n ie k tó r y c h p o e tó w , w y w o ła n e n ie u fn o ś c ią do n ic h ze s tro n y p o e tó w i k r y t y k ó w s ta rs z y c h . P y c h a je d n y c h z ro d z iła sa m o c h w a ls tw o d ru g ic h . W y ­ n io s łe m e n to rs tw o , k tó r e d o ch o d ziło do g ło su w „ K u ź n ic y ”, p o d sy c a ło z a r o ­ z u m ia ło ś ć li te r a tó w p o z o sta w io n y c h b e z o p ie k i [...]. N ie b e z p ie c z e ń stw o je s t ty m p o w a ż n ie jsz e , że lin ia p o d z ia łu zarysow ru je się m ięd zy g e n e ra c ja m i. N ie w y ­ s ta r c z ą p u s te d e k la r a c je , że n ie u w z g lę d n ia się te j lin ii p o d z ia łu . J e d n i lite r a c i z a c z ę li p is a ć p rz e d w o jn ą , in n i p o d ro ś li do p ió r a po w o jn ie . To są f a k ty . F a k ty te s p r z y ja ją c ic h y m k o n c e p c jo m w a lk i p o k o le ń , tła m s z ą c y m życie lite r a c k ie i p rz y n o s z ą c y m szk o d ę p o lity c z n ą [...]. S k ru s z y ć p rz e g ro d y m o ż n a ty lk o w c o ­ d z ie n n e j p r a c y Z w ią z k u L ite ra tó w , w tr y b ie r e o r g a n iz a c ji c z a s o p iś m ie n n ic tw a i z e s p o le n ia k a d r , w in d y w id u a ln y m tr a k to w a n iu p o szczeg ó ln y ch li te r a tó w [ ••]• P iln e się s t a je z a d a n ie s k u p ie n ia a k ty w n y c h k a d r , ro z b u d o w a n ia k r y ty k i, z d o b y c ia n a le ż y te j p o z y c ji d la czołow ego p is m a k s z ta łtu ją c e g o życie li te r a c k ie w P o lsce. N o w a s y tu a c ja w y m a g a z m ia n y p rz e s ta rz a łe g o u k ła d u c zaso p ism lite r a 'c k ic h i a rty s ty c z n y c h . W reszcie — k o n ie c z n a j e s t re o r g a n iz a c ja ży cia zw ią z k o w e g o , p o g łę b ie n ie p ra c y id eo w ej n a ty m te r e n ie , p o d n ie s ie n ie p o w a g i Z w ią z k u L it e r a tó w 15.

14 K . G r u s z c z y ń s k i , P a to s n a u k i. „ P o p r o s tu ” , 1950, n r 11, z 24 III. 15 A. W a ż y k , O w ła ś c iw e s ta n o w is k o . „ K u ź n ic a ” , 1950, n r 10, z 12 III.

(15)

Roma locuta. Skrytykow ana za prawicowe odchylenie „K uźnica”, od 1949 r. redagow ana już zresztą przez Hoffmana, została w 1950 r. po­ łączona z „Odrodzeniem” (akt ten stał się faktyczną likw idacją tego drugiego pisma). Nowy kierunek polityki k u ltu raln ej uświęcony przez Zjazd Literatów w Szczecinie uzyskał transm isję w pow ołanym do ży­ cia pod hasłem realizm u socjalistycznego i zaostrzenia w alki ideowej tygodniku „Nowa K u ltu ra”. Skład redakcji reprezentow ać m iał „zgodę pokoleń”. Redaktorem naczelnym pozostał Paw eł Hoffman. Z dawnej „K uźnicy” weszli do nowego tygodnika Brandys, M atuszewski, Jastrun, na krótko Hertz, Pollak, Żuławski. Interesów „pryszczatych” mieli bro­ nić Borowski, B raun i Konwicki. W krótce potem „doszlusowali” do zespołu Drewnowski, M andalian i Andrzej Wasilewski. Odeszli Jastru n , Żuławski i Pollak. Awansował na redaktora „Twórczości” Ważyk. Do­ szedł w rok po przyjeździe ze Szczecina, w którym W irpsza zorganizo­ w ał małą filię ZLP, Woroszylski — w 1950 r. w raz z Borowskim i Za­ lewskim jeden z laureatów nagrody państwowej. Sytuacja stała się dla „pryszczatych” pozornie jeszcze jaśniejsza, kiedy z P aryża przyjechał P utram ent, na krótko główny protektor i mecenas „pokolenia”, już trium fującego na gruzach literackiej K artaginy — „K uźnicy”. Przed trium fem ostatecznym przyszło jednak zaskoczenie: śmierć Borowskiego.

Pisano o niej wiele jako o dram atycznym fakcie naszej historii lite­ rackiej, jako o indyw idualnej ludzkiej tragedii, jako o niepokojącej poincie żdanowowskiego etapu polityki kulturalnej, epizodu z w ulgar­ nie pojętym socrealizmem.

A le jeszcze b a rd z ie j w s tr z ą s a ją c a b y ła w a lk a , j a k ą B o ro w s k i p r z e p r o w a ­ d z ił z d e m o n e m l i t e r a tu r y , k ie d y u w ie rz y ł, że w a ż n ie js z ą w te j c h w ili s p r a w ą j e s t s p r a w a p u b lic y s ty k i. Z z a c ie k a w ie n ie m , p o w ie m n a w e t w ię c e j, z b iją c y m s e rc e m n ie k tó rz y śle d z ili k r o n ik i ty g o d n io w e B o ro w sk ie g o d r u k o w a n e w „N o­ w e j K u ltu r z e ”. P rz y z n a m się, że n a le ż a łe m do n ic h i w k a ż d e j z n ic h s t a r a ­ łe m się o d n a le ź ć śla d y p o w ro tu B o ro w sk ie g o d o li te r a tu r y . T a d e u s z z ż y m a ł się w n ic h i b ił p ię ś c ią w stó ł, a je ś li c z a s a m i z b y t g ło ś n o k rz y c z a ł — to c h y b a , a b y za g łu sz y ć głos tę s k n o ty do d a w n e g o w a r s z ta tu . W te j je g o r e z y ­ g n a c ji — o k tó r e j n ie w ie le m ó w ił — w jeg o p e łn e j p a s j i i n ie lic z ą c e j się z a u to r y te ta m i d z ia ła ln o ś c i, w sło w ie jeg o t a k tr a f n y m , d o s a d n y m i cz a se m b o le ś n ie w n ik liw y m b r z m ia ł głos lu d z k i, „ v o x h u m a n a ” całe g o w s tę p u ją c e g o tu ż p o w o jn ie do p is a n ia i w a lk i p o k o le n ia .

— pisał Jarosław Iwaszkiewicz 16.

Walka z demonem literatury, miłość, rozczarowanie polityczne, ja ­ kaś nie znana nikom u tragiczna pobudka — różnie tłumaczono roz­ paczliwy gest jednego z najśw ietniejszych twórców powojennej prozy. Poświęcono m u niem al cały num er pisma, „Nowej K u ltu ry ”, z którą czuł się związany mimo wszystkich tarć, która była „jego pism em ”,

(16)

P O K O L E N IE „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 381

cząstką jego osoby, w arsztatem pracy, terenem działalności. Dla niej, dla redakcji, dla publicystyki, zrezygnował niemal w ostatnim okresie życia z literatury . Może istotnie zbyt łatw o zastąpiła m u ją felietoni- styka i redagowanie działu. Nie są to sprawy, o których moglibyśmy wypowiadać się dziś, po latach. My — ludzie młodszej generacji, dla której autor Pożegnania z Marią jest tylko literatu rą i legendą.

Samobójstwo Borowskiego stało się pierwszą, psychologiczną na ra ­ zie, klęską tej literackiej formacji. Zasiało w niej pierw szy niepokój. Dopiero jednak w 1952 r. „grupa artystyczna” rozpełzła się z przyczyn najzupełniej obiektywnych. Borowski nie żył, Woroszylskiego, po dłu­ gich staraniach z jego strony, wysłano na studia do ZSRR, B raun zo­ stał korespondentem w Chinach i Korei, „Nową K u ltu rę” objął po Hoffmanie P utram ent. Jego stosunki z „pryszczatym i” uległy w tym czasie szybkiemu ochłodzeniu. Na miejsce Pomianowskiego i Woroszyl­ skiego wszedł do redakcji Zygm unt Kałużyński.

Tempo w alki gustów traktow anej jako synonim w alki klas stawało się coraz bardziej przyspieszone. Bój toczył się jednak bez „pryszcza­ tych” albo z ich zmniejszonym udziałem. Przez dźwięk oficjalnych trąb przedzierał się od czasu do czasu głos instrum entów nastrojonych na inną, w łasną nutę. Już rok 1952 minął pod znakiem Flaszenowskiej fili— piki przeciw schematyzmowi. R eferat Flaszena pt. N owy Zoil czyli o schematyzmie, odczytany na zebraniu w arszawskiej sekcji prozy ZLP, ukazał się następnie, nieco okrojony, w „Życiu Literackim ” 17. Ale na fali potępienia „imieninowej liry k i” oraz landrynkow ych poematów pro­ zą poszukiwano gorliwie realizacji stalinowskiej tezy o zaostrzeniu się w alki klas w socjalizmie. Krakowscy krytycy — Kijowski, Błoński i Fla- szen — rychło oskarżeni zostali przez P u tram en ta o „przem ytnictw o ideologiczne”, a teoretycznie rozgromione przez Flaszena „produkcyj- niaki” uzyskiw ały kolejne nowe wydania.

Przełom zbliżał się nie tyle wielkimi skokami, w stumilowych b u ­ tach, ile wolno i ostrożnie człapiąc — krok za krokiem. N arastał po­ czątkowo niezauważalnie w dyskusjach literackich, jeszcze przed śm ier­ cią Stalina, w w ahaniach redakcyjnych koniunktur „Nowej K u ltu ry ”, której stolec redaktorski zw any był żartobliw ie „stolcem nagłego spa­ dnięcia” — z powodu częstych i raptow nych zmian personalnych.

Podczas wielomiesięcznych sporów o pryncypia trzeszczały szwy w zbyt sztyw nym gorsecie żdanowowskiego kodeksu sztuki. W dysku­ sji po raz pierw szy od la t padały sensowne odpowiedzi na pozornie tylko absurdalne pytania-zm ory, nękające naszą sztukę i politykę kul­

(17)

turalną: „Czy dopuszczalna jest Wenus z Milo w socjalizmie? Czy tw órca zaangażowany może opiewać po prostu urodę ciała ludzkiego? Czy piękno niepolityczne służy budownictwu socjalistycznem u?”

Tak więc w m alarstw ie ogłoszono rehabilitację aktu, krytykow anego dotychczas za „arealizm ”, „ponieważ w tym klim acie i w arunkach spo­ łecznych nikt nie chodzi nago”. Skutki praktyczne postulatów dysku­ syjnych nie dały na siebie czekać. Lata 1953—4— 5—6 przyniosły na przemian: Andrzejewskiego Lament papierowej głowy (jesień 1953), który jednak w druku się nie ukazał, List o sumieniu Wirpszy, druko­ w any w „Nowej K ulturze”, Pamiętnik uczennicy, pokazujący od w e­ w nątrz, nieschematycznie, problem y najmłodszych, przyjazd na w aka­ cje do k raju „przemienionego” Woroszylskiego (1953), rosyjskie w ydanie Odwilży Erenburga i analogiczną do polskiej, żywo u nas odbieraną dyskusję o sztuce na Węgrzech, XI Radę K u ltu ry i Sztuki (wiosna 1954), zmiany w redakcji „Poprostu” (od połowy r. 1955), pierwsze od lat przedstaw ienie Dziadów, ukazanie się Złotego lisa i wydobycie z szu­ flady Lamentu Andrzejewskiego, wreszcie Poemat dla dorosłych W a­ żyka, który stał się przedm iotem dramatycznego spotkania pisarzy p ar­ tyjnych z przedstawicielam i kierow nictw a p artii w sali okrągłego stołu w Pałacu Staszica (wrzesień 1955).

I już jesteśm y w samym środku przedpaździernikowych dyskusji, w centrum spięć i konfliktów, w atmosferze niepokojów, rozdzierania szat, dram atycznych przewartościowań, raptow nych skoków i przegięć, narad aktyw u partyjnego, upadków i zm artw ychw stań. Rozpoczęło się wielkie ogólnonarodowe m isterium , odtajały lody i jak w Czystym niebie Czuchraja ruszyła kra.

Pierw szą oficjalną sankcją nowej polityki, wolnej od błędów prze­ szłości, początkiem autentycznego przełomu było VIII Plenum КС PZPR w Polsce. Początkiem odnowy i zasadniczym zw rotem w świato­ w ym ruchu robotniczym był 25 lu ty 1956 — re fe ra t N ikity Chrusz- czowa na XX Zjeździe KPZR.

N iewątpliwa zasługa w przyśpieszaniu tym razem dem okratycznych procesów naszego życia, przypadła polskim środowiskom twórczym i polskiej prasie (od 1955 r.: „Poprostu”, „Nowa K u ltu ra ” i inne). Lite­ ra tu ra włączyła się tu czynnie i nam iętnie jak nigdy dotychczas. Poli­ ty k a stała się bezpośrednio i bez adm inistracyjnych nakazów domeną sztuki. Sztuka stała się polityką. Ten żarliw y sojusz obfitował w trud n e chwile, bowiem Wielki Przełom był jednocześnie dram atem rozbitych mitów. XX Zjazd KPZR i jego dokumenty, VIII P lenum КС PZPR, Wielkie Odrodzenie, Wielka K atharsis socjalizmu, obfitowały w indyw i­ dualne ludzkie rozczarowania i dram aty, dram aty tych, którzy byli ślepi, ale także tych, którzy mieli oczy otw arte. D ram aty pustych szu­ flad u jednych pisarzy, wypełnionych nie w ydanym i maszynopisami —

(18)

P O K O L E N I E „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 383

u innych (Rojsty Konwickiego, Głosy w ciemnościach Stryjkowskiego). Rozpęd k u ltu raln y utw ierdzony został przez jeszcze jedną zmianę ga­ binetu w „Nowej K ultu rze” (1956), która stała się po raz pierw szy try b u n ą nowego pokolenia. Weszli do niej poza Woroszylskim także Konwicki, B raun, M andalian, Wirpsza, Kołakowski, Scibor, Piórkowski i inni. G dyby żył, byłby z nimi, być może, i Borowski.

W 1956 r. „pokolenie” nie grzeszyło jednak dojrzałością i rozum em politycznym. Znajdowało się przy tym w stadium zasadniczego zw rotu ideowego i moralnego. W atmosferze chaosu, spięć i przewartościowań, które rodziły tw órczy ferm ent, ale i zam ęt kryteriów , „pryszczaci”, jak zawsze roznam iętnieni polityką, jak zawsze młodzi i gniewni, przeży­ w ali nadal ostro i bardzo emocjonalnie swoją pierwszą przygodę ideową: komunizm. Im głębiej brnęli niegdyś w m ity i fanatyczne uproszczenia, im bardziej przym ykali oczy na wszystkie niepokoje i komplikacje, im mniej uznaw ali kompromisów ze sobą i otoczeniem, tym zacieklej dążyli teraz do demitologizacji absolutnej, tym boleśniej odczuwali w łasną klęskę m oralną, tym generalniej negowali „m inione”. Politycy, którzy zdradzili literatu rę dla działania, poczuli się sami zdradzonymi kochan­ kami. Dali upust, publicystyczny i literacki, w ielu nagromadzonym obsesjom i bólom. B ratn y opublikował dzieło życia: wielką „obrachun­ kow ą” epopeję młodzieży akowskiej, Kolumbów — książkę naw iązującą do działalności „Pokolenia” w latach 1946— 1947. Różewicz w ydruko­ w ał spowiedź „człowieka o czystych rękach”, poetycką replikę na Poemat dla dorosłych Ważyka, uzasadniając swoją daw ną pozycję izo­ lacji i rzekomego niezaangażowania w latach pięćdziesiątych. Czeszko zaczyna Przygodę w kolorach — powieść o środowisku plastyków w epo­ ce schematyzmu, B raun ogłosił Piekło w ybrukow ane, Woroszylski — Okrutną gwiazdę, Ścibor — Czarne ściany, Zalewski przeryw a daw niej zaczętą książkę o wsi. M andalian po paru cienkich tomikach w ierszy przerzucił się na dram at, podobnie jak wcześniej już Gruszczyński. Bocheński i Konwicki zabierają głos głównie w artykułach i felieto­ nach. Piszą dalej, z trudem , ale i powodzeniem odrzucając sztyw ną skórę daw nej poetyki — Wirpsza, Szymborska i Słucki. Leszek K oła­ kowski tw orzy now y gatunek felietonu filozoficznego, trak tatu z za­ kresu m oralistyki politycznej, esesju — alegorii.

Młodym angrym enom czy „wściekłym”, jak nazwano ich w tym okresie, zabrakło jednak poczucia realizmu. Pasowanie się ze światem, sobą i demonami lite ra tu ry prowadziło ich często na manowce fałszy­ wych poglądów. Jedni odgrzebywali sformułowaną w felietonach z 1954 r. koncepcję „im m anentnego zła” , rodzącego się rzekomo nie­ uchronnie w socjalizmie, drudzy ulegali urokom egzystencjalistycznej historiozofii i teorii alienacji władzy. W zapale burzenia negowali to tal­ nie — nic dziwnego, byli młodzi, przejęci i zranieni w dawnych, zbyt

(19)

utopijnych wyobrażeniach, autentyczni w chęci napraw ienia jeszcze raz świata.

L iteratu ra obrachunków zaczęła się jednak od próby sform ułowania program u politycznego. K rytyka m iała stać się źródłem rekonstrukcji. W arty ku le Cztery dni, które wstrząsnęły Polską Woroszylski pisał:

B y ły to p ię k n e d n i. K ie d y 18, 19, 20, 21 p a ź d z ie r n ik a s ta liś m y w w ie lo ­ ty s ię c z n y m tłu m ie w ie c u ją c y c h ro b o tn ik ó w i s t u d e n tó w W a rs z a w y , c z u liśm y w rę c z n a m a c a ln ie , j a k w y z w a la się s z la c h e tn a e n e rg ia sp o łeczn a, j a k ro ś n ie i d o jr z e w a siła , z d o ln a do rzeczy o g ro m n y c h [...]. Ż a d e n z n a s n ie ż a łu je u d z ia łu w w a lc e , k tó r e j w y n ik p rz y n io s ły te c z te ry d n i p a ź d z ie rn ik a . N ik o m u te ż n ie za le ż y n a tr w a n i u w p o s ta w ie o p o z y c y jn e j w ó w c z a s, k ie d y z n ik a p o lity c z n e i m o r a ln e u z a s a d n ie n ie ta k ie j p o s ta w y , k ie d y b u d z i z a u f a n ie z a ­ ró w n o s k ła d n o w eg o k ie r o w n ic tw a p a r tii, j a k i p rz e d s ta w io n y n a ro d o w i z a ry s p ro g r a m u . W n a d a l n ie ła tw e j s y tu a c ji g o sp o d a rc z e j i p o lity c z n e j n ie u w ie rz y ­ m y w m o żliw o ść c u d u (na szczęście z re s z tą n ik t n a s do te g o n ie n a m a w ia ), ale z p e łn y m p o c z u c ie m w s p ó ło d p o w ie d z ia ln o ś c i za to , co się d z ie je , b ę d z ie m y to k ie r o w n ic tw o i te n p r o g r a m p o p ie ra li. P rz y r z e k a m y m u sz c z e rą i lo ja ln ą k r y ty k ę , p o w a ż n ą d y s k u s ję , c ie rp liw o ść i pom oc. O to z a c z y n a się p ią ty d z ie ń r e w o lu c ji — d z ie ń p o w sz e c h n i. [...] V III P le n u m w y ło n iło n o w e b iu r o p o li­ ty c z n e , k tó r e m a m y p o d s ta w y o b d a rz y ć k r e d y te m z a u f a n ia i a k ty w n y m p o ­ p a r c ie m 18.

W październiku 1956 „pryszczaci” zostali przem ianowani na „wście­ kłych”. Przydom ek w ym yślił — główny od la t polemista, Żółkiewski, któ ry na łamach założonej w krótce „Polityki” w ytykał zespołowi „No­ w ej K u ltu ry ” świeżo popełnione grzechy główne. P adały znów ważkie słowa — powoływano się na historię i moralność, kłócono zajadle i na serio.

W „ o k re s p o p rz e d n i” z a a n g a ż o w a n i b y li b a rd z o ró ż n i lu d z ie — i n a j ­ g o rs i, i n a jle p s i. Z ależy , co się m a n a m y ś li m ó w ią c o „ p o p rz e d n im o k re s ie ”, c h c ia łb y m to d o b rz e ro z u m ie ć . Z d a je m i się, że j e d n a k n a jg r o ź n ie js i są ci, k tó r z y r o b ią złe rz e c z y b ez id e o w y c h p o b u d e k czy z ja k ic h k o lw ie k p o b u d e k in n y c h . Id e o w o ść p r a w d z iw a je s t d a r e m dość r z a d k im i n ie n a jb a r d z ie j d e p r a w u ją c y m c zło w ie k a. Id e o w o ść w y m a g a k o n s e k w e n c ji, p o z w a la o d n a le ź ć s ię w o b e c k a ż d e g o o czyszczonego k s z t a łt u id ei, k tó r a b y ła z b ru d z o n a i s f a ł­ s z o w a n a , b r o n i p rz e d z e śliz n ię c ie m się n a ja ło w y p ia s e k c y n iz m u . T a k w ię c lu d z ie , o k tó r y c h m ó w ię i z k tó r y m i w ie le m n ie łącz y , ch o ć i d z ie li w iele, w z ię li id e ę s o c ja liz m u w P o lsc e p o w a ż n ie . N ic w ię c d ziw n e g o , że s t a n ę li bez r e s z ty n a f r o n c ie w a lk i o to, cz e m u p a ź d z ie rn ik p o ls k i n a d a ł s z a n s ę r e a l ­ n o ś c i — o p ra w d z iw y , lu d z k i, rz e c z y w is ty so c ja liz m , o z g o d n o ść sło w a i czy n u , n a z w y i rzeczy , o p ro s tą , d o s tę p n ą i s p r a w d z a ln ą d la w s z y s tk ic h jeg o tr e ś ć . Z a to o tr z y m a li n o w ą n a z w ę : „ w ś c ie k li” .

— żalił się B raun 19.

i? w . W o r o s z y l s k i , C z te r y d n i, k tó r e w s tr z ą s n ę ły P o lsk ą . „ N o w a K u l t u r a ”, 1956, n r 44, z 28 X .

(20)

P O K O L E N I E „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 385

Nie wszyscy jednak pasowali się w tych gorących dniach z prze­ szłością i w ybiegali planam i w przyszłość. Coraz większa część poko­ lenia zaczęła stopniowo „wracać do dom u”, przechodzić na pozycje w al­ ki już tylko o „m ałą stabilizację”. Jedenaście lat wcześniej, w roku 1945, wszystko w ydaw ało się jeszcze proste — ,,tabula rasa” świadomo­ ści „pokolenia” zapisana była tylko doświadczeniami wojny. Las, obóz, partyzantka, I A rm ia — stanow iły jedyną szkołę życia, kolebkę mło­ dych „troglodytów ” , w yrw anych w 1939 r. z przeszłości, z trad y cji kulturalnej.

Ich debiut w łaściw y przypadł na lata pierwszej męskiej dojrzałości i pierwszej zarazem próby, lata 1948—49—51. Potem, jakby zgodnie z M annheimowską koncepcją „jednostki” pokoleniowej, która in teg ru je się na gruncie wspólnych, jednoczących doświadczeń historycznych, spotkali się jeszcze raz, stanowili „zw artą grupę” w październiku 1956. Byli więc grupą czy pokoleniem? Sądzę, że byli jednym i drugim ; re ­ prezentatyw ną i najbardziej dynam iczną zarazem grupą pokolenia wo­ jennego pisarzy, roczników dwudziestych, „jednostką pokoleniową”, jak chciałby M annheim, mniej lub bardziej aktyw ną w różnych okresach. Mieli program : rew olucji k ulturalnej w pierwszych latach budow ania Polski Ludowej, „m arksizm u otw artego” w latach, kiedy ideologia so­ cjalistyczna oczyszczała się ze schematycznej narośli stalinizmu. P ro ­ gram zaczynał się zawsze od buntu: innego niż obyczajowy protest angielskich angrym enów i am erykańskich beatników. Innego niż gesty francuskich egzystencjalistek spacerujących boso, w chłodny jesienny dzień, z papierosem w zębach po Saint-G erm ain-des-Prćs.

Zam iast palić m arihuanę jak ich am erykańscy praw ie-rów ieśnicy z książek Kerouaca czy Holmesa — protestow ali przeciw mieszczańskie­ m u św iatu w gniewnym rytm ie wiersza Majakowskiego. Zam iast rzucać się w w ir orgii seksualnych, aby w ten sposób w yrazić nienawiść do „squares” — kw adratow ych łbów rządzących światem, którem u grozi rzekomo nieuchronnie Atomowa Apokalipsa — polscy beatnicy, ci z po­ kolenia „pryszczatych”, czytywali nocami Kapitał M arksa i Dialektykę przyrody Engelsa. Zam iast wreszcie organizować wieczory jazzowych m elorecytacji i „upraw iać miłość” w pędzących samochodach — zało­ żyli pismo, upraw iali publicystykę, pisali książki.

B unt pisarzy roczników dw udziestych w yrastał zawsze z konkretnych historyczno-politycznych przesłanek. W ty m też psychologia tego poko­ lenia bliska była psychologii młodych pisarzy radzieckich, którzy w y­ startow ali po XX Zjeździe KPZR — Jew tuszenki, Wozniesienskiego, Achmaduliny, Okudżawy i innych. K onkretnym adresatem sprzeciwu, k ry ty ką konkretnych przejaw ów historycznego zła, świadomością poli­ tyczną i socjalistycznym samookreśleniem ideowym różnili się „prysz­

(21)

czaci” zasadniczo zarówno od „zbuntow anych” A m erykanów — Ke- rouaca, Ginsberga i Holmesa, jak i od angielskich „gniewnych ludzi” — Osborne’a, P intera i Askera. To raczej — paradoksalnie — dw udzie­ stolatki z grup literackich, które po nich przyszły, które zadebiutow ały w okolicach roku 1956 — czerpały inspirację z egzystencjalistycznych m anier bohaterów Saganki i Duras, odprysków francuskiej nowej fali. To raczej Iredyński i Stachura, Nowakowski i B rycht lub Czycz, styli­ zowali się w swych pierwszych książkach na Kerouacowskiego Deana M oriarty i dem onstrowali nastroje buntu z ducha poem atu G insberga Wycie.

Beatnicki styl „pryszczatych” był tak odmienny od beatnickiego sty­ lu młodszych o kilka lat prozaików zgrupowanych w części wokół dw u­ tygodnika „Współczesność”, jak różniła się twórczość Jew tuszenki i Wo- zniesienskiego od twórczości np. Ferlinghettiego. Inna rzecz, że trudno tu mówić w ogóle o jakim ś pokoleniu „Współczesności”, sztucznie je integrując. Słusznie zauważył. Błoński, że miało ono dwa skrzydła.

T o tr ę d o w a te , o j a k im p rz e jm u ją c o p is a ł S ta n u c h ro z w a ż a ją c p o w ie ść H is z p a n a G o y tiso lo , i to, k tó r e p ra g n ę ło j a k n a js z y b c ie j s ta n ą ć z n o w u n a m o c n y m g ru n c ie . Ł ą c z y ło je je d n o : m a rz e n ie o lite r a c k ie j k a r i e r z e 20.

Jeśli spróbujem y uważnie obserwować rozwój zdarzeń, okaże się, jak umowna jest tu granica generacji, podziały absolutyzujące datę urodzenia czy naw et daty debiutu. Tylko trochę doświadczeń z innego, „pozaerotycznego” kręgu, z innego, bardziej dorosłego podwórka, a „trę­ dow ate” skrzydło rzekomego „pokolenia” dw udziestolatków „doszlusuje” prawdopodobnie do dawnych „pryszczatych”. Już dziś debiutanci anno 1956 prędzej przyznają się do Czeszki niż do Patkowskiego, do Słuckie- go czy H erberta niż do Śliwonika; Grochowiaka łączy więcej z Różewi­ czem niż z Minkowskim i Leją. Za dziesięć lat będą starsi o nowy fragm ent wspólnej z dzisiejszymi trzydziestopięciolatkam i biografii spo­ łecznej, bogatsi o now y kaw ał historii socjalizmu w Polsce, o nową ilość lektur, których im dziś czasem nie dostaje. Za dziesięć lat różnice się zatrą. „Pryszczaci” i „Współczesność” zajmą obok siebie krzesła na tym samym podium, miejsce na tym samym szczeblu drabiny pokoleń.

*

Jedność postawy politycznej i estetycznej, wspólna świadomość w arunkująca niegdyś wspólną biografię literacką pisarzy „powojen­ nego rzu tu ” została w latach popaździernikowych naruszona nowym i próbami charakterów i postaw. Każdy decydował już indyw idualnie,

(22)

P O K O L E N IE „ P R Y S Z C Z A T Y C H ” 387

tylko za siebie, decydował coraz ostrożniej i coraz mniej zapalczywie. Dawny wspólny program różnicował się zależnie od nowych upodo­ bań i sytuacji życiowych. Epizod estetyki żdanowowskiej, opartej na zw ulgaryzowanej (i przystosowanej do adm inistracyjnych dyrektyw ) interp retacji poglądów Lukacsa na sztukę realistyczną i aw angardow ą — został zam knięty raz na zawsze już w roku 1955. Nowe poetyki dopiero się kształtow ały w oparciu o nowe doświadczenia i lektury, w oparciu jednak również o selekcję s t a r y c h przeżyć.

W prawdzie jeszcze w lutym 1955 Braun próbował najogólniej sfor­ mułować platform ę dyskusji o ,..pokoleniu”, ale były to już ostatnie zryw y dążenia do integracji, ujętego w ram y szczegółowych p rogra­ mów i artystycznych manifestów. „Pryszczaci” poszli do domu — za­ częli pisać książki. Jakie? — wykaże próba czasu. Po latach nauki roz­ poczęli po prostu swoje lata pracy, pow racając do porzuconej ongiś lekkomyślnie kochanki — literatury. Od roku 1956 minęło osiem lat. Dawni „pryszczaci” , daw ni „wściekli” m ają dziś za sobą w ybitne osią­ gnięcia w prozie, poezji, dramacie, filmie. Napisali swoje „Senniki współczesne”, swoje „T reny”, swoich „Boskich Juliuszów ”. Stw orzyli swoje „Zaduszki” . Wydali po kilka lub kilkanaście tomów w ierszy czy prozy.

*

„Pokolenia przechodzą, a czas liczy się na nie” — pisał ongiś N or­ wid w pięknym wierszu.

Ileż to ostatnio zam ętu z teoriam i pokoleniowymi! W książce k ry ­ tycznej Zmiana warty Błoński form ułuje tezę o odrębności generacyjnej grupy pisarzy, którzy w ystartow ali w 1956 roku. Powieść Pasierbowie P u tram en ta wiąże zm iany polityczne zachodzące u nas w okresie ostatnich kilku lat ze zjawiskiem — jakby to nazwał w ybitny socjolog M annheim — „fresh contact” , „świeżej wrażliwości” nowego pokole­ nia 21. A leksander Scibor-Rylski w niedaw nym opowiadaniu Człowiek z m arm uru liczy na powściągliwość uczuć „m łodych”, na ich scepty­ cyzm wobec wielkich słów i uogólnień. Zapisano sterty papieru rozwa­ żaniami na tem at pokolenia „Kolumbów” czy pokolenia „pryszczatych”, pokolenia 56, ba — pokolenia „H ybryd”. Każda grupa literacka przy­ pina dziś odznaki pokoleniowej reprezentacji. W ystarczy dwóch pisarzy na krzyż, żeby zacząć teoretyzować na tem at nowego oblicza generacji trzydziestolatków , dwudziestolatków czy czterdziestolatków.

Pisał kiedyś Zygm unt Bauman, że młodość albo starość m ierzy się dziś w Polsce nie wiekiem, ale obiektywną pozycją społeczną, kw alifi­

Cytaty

Powiązane dokumenty

wać przykazanie miłości bliźniego od miłości Boga, zgubiłoby się wszystko, bo straciłoby się nieskończoność widnokręgów Bożych, zamykając się w cieś- niach

W przypadku nauczania projektowania architektonicznego moŜna przyjąć tezę, Ŝe czynność myślenia u ucznia naleŜy rozwijać nie tylko przez zapoznawanie go z

Niektóre z tych przeszkód mają charakter psychologiczny (rzec można by fizjolo ­ giczny) i pozostają w związku z trudnościami akceptacji nowych idei przez umysły osób,

Nikt nie mógł przewidzieć, co by się stało, gdyby dwóch wolontariuszy z Niemiec czy z Austrii zaczęło rozma- wiać ze sobą po niemiecku, a tego prze- cież nie można było

Wybuchy gniewu u pacjentów są najczęściej po- wodowane poczuciem bezradności, wynikającym z  niemożności realizacji potrzeby zdrowotnej, z ignorowania pacjenta

Niniejsze opracowanie jest analizą wy- powiedzi starszej zbiorowości funkcjonującej w ramach młodego pokolenia — przedsiębiorców aktywnych na rynku.. Celem jest

Carol calculates that she can safely turn the power supply up to 10 volts wit- hout destroying the voice coil, but at 10 volts the speaker hums widly.. She turns the voltage down to

To drugie pojęcie wychodzi z przeświadczenia wiary chrześcijan, że wejście w historię Boga, który stał się człowiekiem, a także Jego przejście przez