• Nie Znaleziono Wyników

DUŻE MIASTO W WIELKOPOLSCE, 23 GRUDNIA, 18:13

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "DUŻE MIASTO W WIELKOPOLSCE, 23 GRUDNIA, 18:13"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

DUŻE MIASTO W WIELKOPOLSCE, 23 GRUDNIA, 18:13

- No to prezentów nie będzie – kąśliwie rzuciła Natalia na widok zbiegowiska na rogu ulicy.

- Nie mów tak… – syknęła jej matka, Joanna. – Chodźmy stąd… – szarpnęła za dłoń Franka, jednego z jej bliźniaków. Chłopiec stał i wielkimi oczami spoglądał, jak policja zabezpiecza miejsce zdarzenia.

- Jak to nie będzie… – szepnął malec.

- Jeszcze się popłacze przez ciebie! – matka z wyrzutem spojrzała na córkę. Ta tylko przewróciła oczami. – Będą kochanie, obiecuję – Joanna z czułością zwróciła się do synka. Ten tylko pociągnął nosem

Rodzina pomału ruszyła. Jednak wydarzenie, którego koniec wdzieli, cały czas się za nimi ciągnęło:

- …ponoć spadł…

- …z nieba…

- …ten Gwiazdor – szeptali ludzie, mijający ich.

Joanna tylko szybko pociągnęła za sobą synka. Córka, idąc dwa kroki za nimi, już dawno zatopiła się w świecie social mediów…

Wrócili do domu. Tam czekał na nich Janusz, ojciec dzieci, mąż Joanny. Razem z drugim z bliźniaków, Krzyśkiem, kończyli przygotowywać wcześniej zakupioną choinkę do tego, by postawić ją w salonie – ociosali koniec, a potem zamontowali w stojaku.

- To kto jest gotowy ubierać drzewko? – z uśmiechem zapytał Janusz.

- Ja! Ja! Ja! – to krzyczała Klaudia, najmłodsza z dzieci rodziny. Już od rana nie mogła doczekać się tego momentu.

- Czerwone bombki są moje! – Krzysiek szybko odezwał się.

- Nie bo moje! – zaperzyła się Klaudia.

Rzecz jasna, Natalia nie brała udziału w tej rozmowie. Już dawno zniknęła w swoim pokoju.

A Franek? Cóż, wciąż przeżywał fakt, że nie miało być prezentów i jakoś nie kwapił się, by ubierać choinkę. Bo i po co? Co pod nią znajdzie, skoro…

Zauważył, jak mama daje tacie dyskretny znak i oboje wychodzą do kuchni. Zostawił rodzeństwo, które akurat walczyło o prawo do otwarcia pudła z ozdobami i na paluszkach zakradł się pod drzwi kuchni. Akurat nie zostały domknięte, więc słyszał dobrze rozmowę:

- …prawdę straszny widok – szeptała Joanna.

- Właśnie słyszałem, w wiadomościach mówili o tym. Myślisz, jakiś samobójca? – zapytał.

(2)

2

- Kto wie. Chociaż wiesz… – tu głos mamy zadrżał – …w tej części miasta nie ma wysokich budynków. A to ciało było tak zmasakrowane… – tutaj urwała.

Po odgłosach Franek ocenił, że tata właśnie przytulił mamę.

- Dobrze, że dzieci szczegółów nie widziały, szybko je stamtąd zabrałam. Ale i tak Natalia zdążyła nastraszyć Franka, że nie będzie prezentów, bo Gwiazdor spadł z nieba i się zabił – wyjaśniła.

- Jej okres dorastania jest coraz gorszy – zdenerwował się Janusz. – Powiemy mu, że zabrali go do szpitala i na jutro będzie zdrowy, co ty na to?

- Hmm… Wiesz co, myślę że to już na tyle duży chłopiec, by mu wytłumaczyć, że życie nie jest tak bajkowe i magiczne, jakby się wydawało… No i że ludzie umierają – rzuciła Joanna.

- Ale tak przed świętami?

Franek już nie chciał słuchać tego dalej. Może jego rodzice jeszcze nie wiedzieli, ale miał już prawie 8 lat i naprawdę z wielu rzeczy zdawał sobie sprawę. Chociażby z tego, że jego dziadek Władek już nigdy nie weźmie go na kolana. Albo że ciocia Madzia piecze ciastka aniołkom na święta. Na swój sposób wiedział, jak ten świat działa i że wcale nie jest jedną z bajek, jakie miał na półce albo oglądał w telewizji.

Ale też ciągle wierzył, że świat może być magiczny - jeśli tylko naprawdę się spróbuje.

A on chyba miał pomysł, jak pomóc w tej sytuacji.

Po cichutku ubrał się w czapkę, kurtkę i ciepłe buty, a potem wyszedł za dom, do ogrodu.

Trwała zimowa noc, napadało całkiem sporo śniegu, który skrzypiał pod butami chłopca. Do tego powietrze było mroźne oraz przejrzyste.

Franek przystanął na środku ogródka. Mógłby co prawda iść jeszcze dalej bo to, co zamierzał, pewnie chwilę by trwało, a w tym miejscu łatwo można byłoby go dostrzec z domu.

Jednak na sam koniec działki bał się zapuszczać, bowiem stały tam trzy stare, metalowe kosze na śmieci, teraz pełniące funkcję kompostowników. Dwa z nich nawet mu nie przeszkadzały, jednak trzeci, środkowy – jakoś go przerażał.

Chociaż nie umiał wytłumaczyć, dlaczego.

Franek uniósł głowę. Nad sobą widział wiele gwiazd – zalety mieszkania na obrzeżach miasta, gdzie zanieczyszczenie światłem tak nie utrudniało obserwacji.

Czekał. 5 minut… 10 minut…

- No dalej, spadaj! – szepnął, tupiąc nogami. – No spadaj gwiazdo, bo trzeba pomóc Gwiazdorowi! – mruknął, a z ust poleciała mu para.

I niebo, jakby właśnie słysząc te słowa chłopca, zareagowało – gdzieś między jedną a drugą gwiazdą coś nagle błysnęło, nawet pojawiła się delikatna smuga!

(3)

3

Franek nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – do tego stopnia, że zapomniał wypowiedzieć życzenie.

Ale to absolutnie nie miało w tym momencie znaczenia, bowiem chłopiec usłyszał za sobą bardzo dziwny, narastający odgłos – jakby ciężko pracującej maszyny. Obrócił się. Za nim, centralnie w miejscu, gdzie w lecie mama miała rabatkę z kwiatami, zaczął się bardzo pomału materializować… samochód! To pojawiał się, to znikał, ale stawał się coraz bardziej realny.

Kiedy proces dobiegł końca i hałas ucichł, przed Frankiem stał zielony Polonez Atu.

Z przodu miał migające na czerwono lampki, szyby były w pełni przyciemniane, a litery na jego rejestracji układały się w słowo „Poldek_20”.

Naraz drzwi z obu stron się otworzyły. Od strony pasażera wysiadła ładna blondynka z długimi włosami, na oko ponad 20 lat. Była ubrana w kraciastą sukienkę oraz skórzaną kurtkę. Minę miała nietęgą, gdyż próbowała z włosów wydobyć trochę słomy.

Tymczasem od strony kierowcy, niczym filip z konopi, wyskoczył mężczyzna w średnim wieku. Frankowi trochę przypominał tatę – miał krótkie, ciemne włosy, na nosie okulary.

Jednak zamiast garniturów lub koszul, które jego ojciec tak lubił nosić, ów jegomość miał na sobie sweter w… zielone Polonezy. A do tego na głowie założone sztuczne uszy zająca!

- Wesołego jajka, to czas na śmigusa, tak? – zapytał wesoło Franka.

- To nie te święta! – warknęła dziewczyna.

- Święta to radość, a radość nie musi mieć sprecyzowanego źródła, więc nie o precyzję tu chodzi – odciął się mężczyzna. – Dobrze, to gdzie jesteśmy? – zapytał, rozglądając się zaciekawiony.

Dziewczyna zajrzała do środka pojazdu.

- Wielkopolska, XXI wiek! – krzyknęła, ale jej głos niósł się… jakby z daleka?

- To planeta Ziemia, tak? – to pytanie skierował do wciąż będącego w szoku Franka. Ten tylko kiwnął głową. – Hmmm… Ciekawe dlaczego akurat KOM chciał, żebyśmy tutaj wylądowali…

– zamyślił się.

Tymczasem dziewczyna wyszła z samochodu, obeszła go i podeszła do owego mężczyzny. Jednocześnie bardzo przyjaźnie uśmiechnęła się do Franka.

I już nie miała słomy we włosach!

- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia wpadamy, Agata jestem – przedstawiła się.

- Franek – chłopak kiwnął głową.

- Wielkopolska… XXI wiek… Do głowy przychodzi mi tylko Jack Gwiazdor, że on tu bawi na tym terenie…

(4)

4

- Dziś jeden Gwiazdor leżał na ziemi, martwy. Mama nie pozwoliła mi patrzyć, ale ponoć spadł z wysoka – wypalił Franek, trochę ze stresu, trochę chcąc się przełamać w stosunku do nieznajomych, a trochę nie wiedząc, co ma właściwie zrobić w tak niecodziennej sytuacji.

Na dźwięk tych słów twarz mężczyzny zmieniła się: uśmiech zaraz znikł, a zastąpił go niepokój. Doskoczył do chłopaka.

- Worek… Czy przy zwłokach był worek?! – zapytał.

- N-n-nie wiem – zająknął się Franek.

Facet odwrócił głowę w bok, coś mrucząc do siebie. Nagle zmrużył oczy, patrząc na trzy kosze pod płotem. Uniósł do góry rękę, na której miał zwykły zegarek elektroniczny. Ten zabuczał, a potem mężczyzna spojrzał na niego.

- Ale o co chodzi z workiem? – zapytała Agata.

- To, że jeśli go nie było przy ciele, to znak, że Jack wpadł w nie lada kłopoty i my także – mężczyzna wyprostował się. – Dobra mały, przydasz się nam. Wskakuj – pstryknął palcami.

Tylnie drzwi pojazdu otworzyły się.

Franek zawahał się.

- Ale rodzice będą się martwić… – powiedział, bardzo słusznie.

- Ja wiem, ale tu chodzi o coś więcej… O ratowanie Gwiazdora! – jasno postawił sprawę mężczyzna.

„Czyli jednak” pomyślał Franek „Życzenie się spełniło… A raczej zaczęło się spełniać…”

- Tylko jest jeden problem, rodzice nie pozwalają mi wsiadać do samochodu z nieznajomymi – powiedział chłopiec.

Mężczyzna kiwnął głową.

- Po pierwsze, to nie samochód, tylko KOM. Po drugie, Agatę już znasz – wskazał na dziewczynę. Ta pomachała dłonią.

- Ale pana nie znam!

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Możesz mi mówić… Adaś… Adaś Kto!

Franek dziwniejszego imienia nie słyszał, ale to wystarczało. Nie byli sobie obcy. No i chcieli uratować Gwiazdora.

Chłopak wskoczył na fotel samochodu z tyłu, Agata i Adaś na swoje miejsca. Drzwi trzasnęły na raz, znów pojawił się dźwięk maszyny i samochód znikł.

Tymczasem jeden z koszy, ten którego tak się bał Franek, lekko zadrżał…

(5)

5

(6)

6

WNĘTRZE KOMa

Drzwi samochodu się zatrzasnęły. I właśnie wtedy Franek zdał sobie sprawę, że coś jest bardzo, bardzo nie tak.

Siedział już w różnych samochodach. Sami w domu mieli dwa. Co więcej, jego wujek z Podhala miał nawet Poloneza, którym kilka razy Franek jeździł i chłopiec doskonale wiedział, jak taki samochód wygląda w środku. I na pewno nie jak ten, w którym znajdował się obecnie.

Bowiem…

- Ale on jest większy w środku, niż na zewnątrz! – krzyknął chłopak, rozglądając się (w tym momencie, czego Franek nie widział, Adaś dał Agacie 10 funtów brytyjskich, a ta uśmiechnęła się tryumfalnie).

Jasne, Franek dalej siedział na kanapie Poloneza, jasne, wciąż po lewej miał drzwi, a przed sobą siedzenia kierowcy i przedniego pasażera. Tyle, że były zamontowane na uboczu wielkiej, okrągłej sali. Pierwsze skojarzenie, jakie miał, to że wyglądała jak studio tego teleturnieju, który lubią oglądać rodzice i są trzy koła ratunkowe. Tylko, że było większe i bardziej… niesamowite?

- Co tak siedzisz, mamy przygodę! – Adaś poderwał się z fotela. Akurat układ był taki, że między siedziskami było przejście, szerokie niczym w samolocie. Podobne dzieliło tylną kanapę. Dzięki temu można było komfortowo opuścić strefę siedzeń, tak jakby się wychodziło przez bagażnik samochodu. Albo jego silnik, jeśli ktoś wolał z przodu.

Po Adasiu wyszła Agata. Franek, bardzo powoli, ruszył za nimi. Jednocześnie też ściągnął czapkę z głowy – zaczynało mu się robić gorąco.

Adaś i Agata po schodkach wyszli na platformę, znajdująca się na środku niesamowitego pomieszczenia. Tam stanęli przy okrągłej konsolecie, pełnej kolorowych przycisków, ekranów, wykresów i dźwigni. Przez jej środek poprowadzana była potężna tuba, w której z góry na dół i z powrotem mrugało czerwono światło – takie samo, jak na zewnątrz pojazdu, w jego wlocie powietrza.

Adaś, który pozbył się uszu zająca, zaczął wciskać rożne przyciski, a także sprawdzać pewne rzeczy na ekranach.

- Co… co to jest? – zapytał Franek, przyglądając się wszystkiemu z rozdziawioną buzią.

- Konceptualny Obiekt Międzywymiarowy, w skrócie KOM – powiedział Adaś, nie przestając pisać na klawiaturze.

(7)

7

- Wehikuł czasu i teleporter w jednym. Adaś jest kosmitą, Władcą Czasu, ostatnim ze swojego gatunku, który przemierza czas i przestrzeń, walcząc o sprawiedliwość we wszechświecie. A ja mu pomagam – to z dumą dopowiedziała Agata.

- Ja szukam przygód, a ona nie chciała być zwykłą pielęgniarką z roku 1963, więc ją zabrałem ze sobą, co się będę sam po wszechświecie rozbijał – dorzucił Adaś.

- Wiesz co, ja tu chciałam tak poważnie, podniośle, a ty… – Agata się oburzyła.

- I tak mnie wciąż lubisz – westchnął Adaś.

- Fakt, wciąż cię lubię – kobieta kiwnęła głową.

- Kosmita… Jesteście kosmitami? – tyle z tego zdołał wyłapać Franek.

- Każdy w sumie jest kosmitą, przecież wszyscy żyjemy w kosmosie – zauważył Adaś. – Ale tak, z twojego punktu widzenia ja jestem kosmitą. Ale ona to Ziemianka, tylko że z przeszłości… Dobra, uznajmy że wprowadzenie mamy za sobą, a teraz do dzieła, bo robi się poważnie – Adaś pociągnął za wajchę. KOMem zatrzęsło tak, że aż Franek by upadł. Na szczęście udało mu się oprzeć o… żłób, który stał za nim, tuż koło barierek oddzielających podest od znajdującej się zdecydowanie niżej podłogi.

- Nie pytaj, długa historia – powiedziała Agata, widząc jego pytający wzrok. Sama w ostatniej chwili złapała się konsolety.

- KOM, wiem, że nie powinienem przechodzić z szóstego na dziesiąty bieg ot tak, ale sprawa jest ważna! – warknął Adam. Czerwone światło na środku stołu zamrugało szybciej… i jakby z wyrzutem.

- A, KOM ma swoją osobowość… I bywa złośliwy oraz, niestety, zdominował Adasia – zaznaczyła Agata.

- Ja bym to inaczej naz… – zaczął Adaś, ale nie skończył, gdyż jeden z ekranów, taki na specjalnym wysięgniku, którym można było dowolnie przesuwać, przywalił w jego twarz. – Dobra, już milczę.

Agata zrobiła do Franka minę pod tytułem „A nie mówiłam?”.

- Adaś, wiesz już o co chodzi? I dlaczego KOM zabrał nas właśnie do Wielkopolski? – zapytała.

- Jack Gwiazdor – Adaś obrócił w ich stronę ekran, którym jeszcze chwilę temu oberwał od KOMa. Było na nim zdjęcie… worka, takiego jaki nosi ze sobą Gwiazdor. Lub też Mikołaj, bo i ten też niestety mocno panoszył się na tych terenach… – Ulterianin. Jego planeta dawno już została zmieciona przez jedną supernową i Jack jest jednym z ostatnich ze swojego gatunku.

Z tego, co mi wiadomo, osiadł właśnie na tych terenach.

- Ale to jest… worek – zająknął się Franek.

(8)

8

- Nawet tak nie mów przy Jacku. Nie chcesz widzieć, jak w złości napinają mu się szwy – Adaś pokręcił głową. Tymczasem Agata wczytała się w informacje obok zdjęcia owego Jacka:

- Przybył w te okolice już całkiem dawno temu… O, to ciekawe, Ulterianie żywią się marzeniami innych istot, pozytywną energią płynącą z nich.

Franek wystraszył się. A bo to mało razy przychodził do niego Gwiazdor lub Mikołaj, z bardzo podobnym workiem jak ten ze zdjęcia? Zaraz zaczął dotykać głowy sprawdzając, czy może nie ma gdzieś w niej ubytku po zjedzonych marzeń.

- Niesamowite organizmy, żywią się nie zabierając nic innym, a jeszcze dając! – Adaś kontynuował. – Bo wiecie, normalnie jak większość organizmów coś zje, to nie wszystko da się przerobić i coś zostaje do wydalenia…

- Podstawy fizjologii znam, trochę się uczyłam, by być pielęgniarką – westchnęła Agata, - No właśnie, a Ulterianie opróżniają się… spełniając te marzenia, którymi się pożywili.

Niesamowite! – Adaś westchnął.

I w tym momencie Franek zrozumiał:

- Gwiazdor… to taki nasz tutejszy Święty Mikołaj. Chodzi i daje prezenty – powiedział powoli.

- Młody, widzę przed tobą świetlaną przyszłość – Adaś mu zasalutował. – Czyli już wiemy, skąd się wzięła legenda i co przez ten czas porabiał tutaj Jack. Sprytnie się zasymilował – Adaś pokiwał głową.

- Ale tam było ciało… - powiedział Franek.

- Cóż, Jack musiał mieć jakiegoś nosiciela, może nawet nieświadomego? Na swojej planecie Ulterianie, przez inną grawitacje, bez problemu worwowali, ale ziemska im raczej nie służy – Adaś podrapał się po głowie. – Musimy ustalić dwie rzeczy: gdzie jest Jack i dlaczego oni właściwie spadli!

- Ciało z rzeczami zapewne zabrali do kostnicy – zasugerowała Agata.

Adaś wstukał kilka komend na klawiaturze. Zaraz na ekranie pojawiła się mapa miasta z zaznaczonymi kostnicami. Ale tylko jedna była podświetlona na czerwono.

- Mamy go! KOM, lecimy tam – Adaś pociągnął za dwie wajchy. Kiedy sięgał po trzecią, Agata tylko smutno uśmiechnęła się do Franka:

- Teraz się chwyć czegoś, mały. Na serio.

Chłopiec od razu złapał się poręczy, która była obok niego.

(9)

9

***

Podróż faktycznie była trochę wyboista, ale Franek dzielnie trzymał się. Kiedy KOMem przestał rzucać, niesamowity wehikuł opuścili wpierw siadając na fotelach, a potem otwierając drzwi.

KOM zmaterializował się na tyłach sporego budynku. Chłopiec poznawał okolicę, czasem chodził tędy z rodzicami na zakupy. Jednak nigdy jakoś nie interesował się tym, co tu jest.

- Za mną ekipa! – Adaś machnął dłonią i podbiegł do pierwszych lepszych drzwi. Te jednak były zamknięte.

- Nie powinniśmy może opracować jakiegoś planu? – Franek zapytał Agatę, widząc jak Kto siłuje się z wrotami. Naraz przyłożył do zamka swój zegarek.

- To jest właśnie plan Adasia. Jak zawsze – Agata pokiwała głową. – I uwierz, on zawsze działa – dodała z uśmiechem.

Zegarek Adasia przestał buczeć – drzwi otworzyły się. Kto wszedł do środka.

- Ale jak to się stało? – Franek był zaskoczony.

- Soniczny zegarek… Sama do końca nie wiem, jak to działa… Ale może rozbrajać tym różne mechanizmy, sprawdzać różne rzeczy, a ostatnio nawet Ubera nim zamówił.

- Idziecie czy nie? – Adaś wychylił się przez drzwi.

Agata i Franek pobiegli za nim.

Budynek wydawał się uśpiony. Przemierzając kolejne korytarze nie natknęli się na nikogo. W końcu, po 10 minutach, znaleźli to, czego szukali – salę opisaną jako kostnica.

Adaś otworzył drzwi. Franek kątem oka wyłowił charakterystyczne, srebrne klapy lodówek na jednej ze ścian. Już mieli wejść do środka… ale w tym momencie Agata złapała Kto za bark.

- To chyba nie jest dobry pomysł… by iść z nim tam – wskazała głową na Franka.

Adaś się zasępił.

- Co ja bym bez ciebie począł, Agato? – uśmiechnął się. Wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi.

Chłopiec i dziewczyna zostali sami na korytarzu.

- Dlaczego Kto? – praktycznie od zaraz wypalił Franek.

- W jakim sensie?

- No Adaś… Kto… Dlaczego tak się nazywa? – zapytał.

- A ty, jak się nazywasz? W pełni?

- Noo… Franek… Franek Ciśkiewicz – powiedział chłopiec.

(10)

10

- I dlaczego Ciśkiewicz? – z uśmiechem odpowiedziała Agata.

- No bo rodzice i dziadkowie… No tak jest – chłopiec wzruszył ramionami.

- I sam sobie dałeś odpowiedź na pytanie – westchnęła. – Ogólnie to bardzo nietuzinkowa postać. Wiesz na przykład, że ma aż trzy serca, blisko 700 lat i prawie został Prezydentem Wszechświata, ale przegrał w drugiej turze z Ogórem Rick…

W tym momencie drzwi kostnicy otworzyły się z hukiem. W pierwszej chwili Franek myślał, że któryś z przebywających w lodówkach „petentów” wstał i teraz ma przed sobą zombie. Jednak zaraz zrozumiał, że to tylko Adaś – ale bardzo, bardzo blady…

Za bardzo.

- Co się stało? – zapytała Agata.

- Ziemia jest w potężnym niebezpieczeństwie – sapnął Kto, opierając się o ścianę. Jego dotychczasowy, wesoły ton, zmienił się całkowicie. – Harlox… To Harlox dopadł Gwiazdora!

Agata, żeby nie krzyknąć, aż zakryła usta.

A Franek po prostu… zapytał:

- Kim jest ten Harlox?

- Najbliższe ziemskie określenie to pasożyt, chociaż to i tak w pełni nie oddaje złożoności, podłości i zachłanności jego gatunku. Pozbawiony uczuć, wyłącznie istnieje i wyłącznie niszczy… – szepnął Adaś.

- Już raz z nim walczyliśmy. I to ja byłam jego nosicielem. To było… straszne – dodała Agata.

- Ale go pokonaliście?

- Takie miałem wrażenie. A tutaj na zwłokach znalazłem jego ślad biologiczny – Adaś rozmasował skronie. – Dobra, chłodne myślenie, chłodne myślenie… Harlox najprawdopodobniej przejął Jacka, pozbywając się tego faceta. Czyli ma w swoim posiadaniu byt, który może spełnić każde życzenie.

- Czyli na przykład może poprosić, by zniszczyć Ziemię? – Frankowi zaraz stanął przed oczami oglądany kiedyś film o Marsjanach, którzy zaatakowali naszą planetę. Nie mógł po nim spać całą noc.

- Właśnie nie może poprosić, i tu jest nasza przewaga! – nagle w Adasia wstąpiły nowe siły. – Harlox nie ma marzeń, nie ma celów. On po prostu jest i prze do zniszczenia!

Franek miał już zdecydowanie wielki mętlik w głowie, podobnie jak Agata.

- To po co mu nosiciel, który spełnia życzenia? – zapytała.

- Jeśli dobrze zakładam… a tak zwykle bywa… Harlox szuka kogoś, kto będzie miał życzenie, by zniszczyć Ziemię. A może i Wszechświat? – Adaś strzelił palcami.

- Daj spokój, kto byłby taki głupi… – zgasiła go Agata.

(11)

11

- Hitler? Stalin? Ludzkość? – Adaś zrobił poważną minę. – Już trochę się wam przyglądam.

I prócz pędu do życia, macie też niepohamowany pęd, by to życie odbierać – Kto rozłożył ręce.

Agata otworzyła usta, by zaooponować, ale zaraz je zamknęła.

- Sama widzisz. Genialne w swojej prostocie – westchnął.

- To jak znajdziemy no tego Ha… Ha… no tego pasożyta? – zapytał Franek.

Nie chciał końca świata. Nie teraz. Przecież świat nie może skończyć się przed świętami!

- Kazałem KOMowi szukać sygnatury biometrycznej Harloxa, być może nie scalił się na tyle z Jackiem, by się kłóciły – Adaś podrapał się po głowie. – Młody, gdzie wydarzył się ten wypadek? Gdzie znaleziono Gwiazdora?

- Niedaleko stąd – co jak co, ale Franek dobrze się orientował się w swoim mieście.

A teraz, cóż, czuł się jak jego… szeryf?

Tak, zdecydowanie!

- To prowadź, Franciszku! – Adasiowi wróciły już normalne kolory na twarzy.

A oczy błysnęły bardzo złowrogo.

Kostnicę opuścili taka samo, jak przyszli. KOM wciąż stał w zaułku. Jednak kiedy tylko ich zobaczył, zamrugał przednimi lampami. Była w tym… pretensja?

- Dobra, wiem, nie lubisz jak cię psy oznaczają. Ale co ja poradzę? – Adaś rozłożył bezradnie ręce.

KOM nie zareagował, ale Franek mógłby przysiąść, że był wściekły. I już szykował zemstę.

Trafili na jedną z głównych ulic miasta. Akurat tłoczył się nią tłum ludzi, to w jedną, to w drugą stronę. Ostatni dzień przed Wigilią należał zdecydowanie do tych najbardziej zagonionych…

Oraz najbardziej zyskownych w handlu.

Tylko w jednym miejscu było mniej ludzi. Chodziło o całkiem spory kawałek chodnika, koło trzypiętrowej kamienicy, zamienionej niedawno w modną galerię handlową. Na nim to jeszcze jakiś czas temu leżały zwłoki Gwiazdora. Teraz było solidnie posypane piaskiem, który w niektórych miejscach trochę naciągnął czerwoną barwą.

Przystanęli nad krawędzi tego miejsca.

- Tutaj spadł. Ale dlaczego? – Adaś uniósł głowę w górę. – Jack przy tej grawitacji na pewno latać nie umiał.

- Myślisz, że Harlox wylądował tu z nim? – zapytała Agata.

- Niewykluczone.

(12)

12

Naraz zegarek Adasia zabuczał.

- Co jest KOM?

Zegarek wydał z siebie kilka pisków. Adaś, kiedy je usłyszał, uniósł głowę. Akurat z galerii wychodziła matka z małą dziewczynką. Ta niosła pod pachą kucyka Ponny.

- Że jego wydalił Jack zmieszany z Harloxem?! – powiedział Adaś do zegarka.

Jedno bipnięcie brzmiało zupełnie jak: „Głuchy jesteś czy co?”

Adaś zareagował szybciej, niż by kto przypuszczał. Doskoczył do kobiety, zastępując jej drogę. Jednocześnie z kieszeni jeansów wyciągnął czarny portfel i otworzył go. W środku była tylko… biała kartka.

- Wesołych świąt, szanowna pani, jestem Głównym Inspektorem Satysfakcji i chciałbym zapytać, jak się udały świąteczne zakupy? – zaszczebiotał wesoło.

Matka stanęła jak wryta. Przez ułamek sekundy ze zdziwieniem spoglądała na portfel, ale zaraz jej czoło rozpogodziło się.

- Aaaa… Inspektor… A zakupy… Zakupy bardzo dobrze – powiedziała. – I w dobrych cenach.

- Widzę, że pani córka ma pięknego kucyka! – Adaś wskazał na plastikową zabawkę.

- Tak, sama go wyciągnąłem, sama! – powiedziała rezolutnie mała. – Z tego worka przy zabawkach!

- Niesamowite są nasze promocje, nie uważają panie? – Adaś zaśmiał się.

- O tak, tylko więcej takich sklepów – potwierdziła kobieta.

- Ja już pań nie będę zatrzymywał, życzę udanych i spokojnych świąt – Adaś odsunął im się z drogi. – I dziękuję za rozmowę!

- My też – odpowiedziała kobieta i odeszła.

Adaś wrócił do Franka i Agaty.

- Psychiczny portfel. Mogę dzięki temu ludziom wmówić, że jestem z FBI, CIA, KGB czy Tylońskich Sił Powietrznych – wyjaśnił chłopakowi, chowając rzecz do kieszeni.

- Ale jako karta Multisport to już nie działa – zgryźliwe rzuciła Agata.

- Spoko, kiedyś to ogarnę, obiecuję! Teraz migiem do środka, może go dopadniemy! – pędem wbiegł do sklepu.

- Taa, tak ogarniesz, jak owocowe wtorki – westchnęła Agata i razem z Frankiem ruszyła za Kto. „Zdecydowanie, tata miał rację kiedyś mówiąc, że ci pracodawcy to tak nie umieją dbać o pracowników” pomyślał chłopak. „Ale w sumie to u takiego Adasia i bez tego fajnie byłoby pracować”.

Wpadli do sklepu. Wystrój świąteczny wręcz wylewał się z każdej witryny, a z głośników płynęły ograne do granic możliwości piosenki o choinkach, śniegu i prezentach.

(13)

13

- Dobra, którędy do działu zabawkowego? – zapytał Adaś.

Franek poczuł, jakby urósł ze dwa centymetry. On wiedział, bardzo dobrze wiedział, jak do niego dojść. I to najszybszym możliwym wariantem.

W trójkę wybiegli na piętro, potem w lewo koło windy. Sieciowy sklep z zabawkami był wciśnięty na końcu alejki. Pomimo, że dochodziła 20, wciąż było w nim tłoczno.

A najbardziej koło takiego jednego worka, który sobie leżał na ziemi. I kiedy dziecko stawało przy nim… on wypluwał zabawkę!

- Hahahaha – zaśmiał się Adaś. – Plan miał zacny, ale trochę chyba chybił. Bo mało który dzieciak teraz chce końca świata, nie?

Franek w duchu przyznał mu rację.

- To co z nim robimy? – Agata zapytała. – Jeśli któreś z nas go dotknie, to on może przejść na nas…

Adaś zamyślił się, a potem rozejrzał uważnie po sklepie. I już miał nawet wygłosić plan, w którego skład wchodził wielki model ludzika z klocków Lego, gdy nagle kilka dzieci przed nim się odsunęło, tak że stał się całkiem dobrze widoczny dla worka.

A potem… cóż, ładny klops.

Workowi zaraz wyrosły ciemne, pajęcze odnóża. Dzieci, które były najbliżej, z krzykiem odskoczyły od niego. Zaraz z wnętrza wychyliły się wielkie, czarne szczypce.

- Oż ty, on ewoluował. Rozumiesz, one ewoluują! – Adaś był… wniebowzięty. – Ciekawe, czy uwzględnią mnie jako odkrywcę tego…

Jedno ze szczypiec przeleciało tuż przed jego twarzą. W ostatniej chwili odskoczył.

- Cześć Harlox… I na razie Harlox! – Adaś chwycił za ręce Agatę i Franka, po czym zaczął z nimi uciekać. Pasożyt ruszył za nimi, roztrącając ludzi.

- Chyba nie pała do nas sympatią – oceniła Agata. Franek ledwo mógł nadążyć.

- I o to mi chodziło! Znaczy w planie w okolicach litery G, ale też ujdzie! – wyrzucił Adaś. – Odciągnijmy go od ludzi!

Zbiegli po ruchomych schodach. Harlox siedział im wciąż na ogonie. Franek starał się nie patrzyć za siebie, ale ze dwa razy usłyszał nad głową niebezpieczne kłapnięcie…

Wypadli przed galerię.

- Cóż, pora na plan K! – zdecydował Adaś. Pędzili prosto w stronę zaułku za kostnicą.

Bipnięcie z zegarka… nie było radosne. Oj nie…

- KOM, otwórz tylni bagażnik, już! – krzyknął Adaś.

- Nie mieliśmy już nigdy wchodzić przez bagażnik! – przeraziła się Agata.

- Chcę do mamy… – we Franku zaś w końcu odezwało się prawdziwe dziecko.

(14)

14

Ale było za późno. Polonez otworzył tylną klapę. Wspólnie odbili się i wskoczyli do bagażnika… który okazał się początkiem długiej i krętej rury zjazdowej!

Franek poczuł się jak na zjeżdżalni w aquaparku. Pędzili w dół, Adaś tylko krzyczał:

- Yeaaaaah! – a Agata piszczała przerażona.

I wtedy na końcu tunelu błysnęło światełko.

- Przygotować się! – Kto wydał rozkaz.

Wypadli z rury, prosto w… basen pełen piankowych kawałków. Dzięki temu uderzenie praktycznie nic nie bolało.

- Po ostatnim razie pamiętałem, by wymienić wodę na takie coś! – Adaś „wypłynął” z pianek.

Agata z trudem wygrzebała się.

- Ale klapę to chyba zamknąłeś… – warknęła.

Huk dochodzący z rury jasno im potwierdził, że nie.

- Migiem! – Adaś znów pociągnął Franka i Agatę.

Wygrzebali się z basenu… akurat wtedy, jak wpadł do niego Harlox.

- KOM, zamykaj klapę, mamy go! – ucieszył się Adaś.

- Z nami w środku! – pisnęła Agata.

Franek przełknął ślinę.

- Do sterowni, jazda! – ponaglił ich Kto

Pobiegli za nim. Harlox, ze względu na swą dziwną fizjonomię, miał trochę problemu by wydostać się z basenu. Dało im to chwilę przewagi.

Przebiegli kilka korytarzy. Kiedy mijali jeden z bocznych, Franek był święcie przekonany, że na jego końcu widział tyranozaura w monoklu na oku, siedzącego wygodnie w fotelu, popijającego herbatkę… i czytającego książkę!

„To przez stres. To wszystko przez stres” pomyślał chłopak,. „Albo po prostu zamarzam w ogródku”.

Wpadli do sterowni KOMa. Czerwone światło pulsowało groźnie.

- Co miałem zrobić, co?! – Adaś krzyknął w jego stronę. – Tak go zaraz załatwimy… jakoś!

Na te słowa Harlox wpadł do sali.

- Kto… – wychrypiał gdzieś z głębi worka.

- Zero marzeń, jasne? Nie karmimy go – mruknął Adaś do Franka i Agaty, jednocześnie zasłaniając ich. – Wiesz kim jestem. Wiesz, co zrobiłem. I wiesz, co mogę zrobić. Poddaj się – powiedział twardo.

- Harlox zniszczy. Wszystko – wycharczał stwór.

(15)

15

- Toś pięknie sobie wybrał miejsce do tego. Myślałeś że co, że jakiś dzieciak będzie miał takie życzenie, jeszcze przed świętami? – zakpił Adaś.

- Jestem… cierpliwy.

- I jesteś w potrzasku – zakpił Kto. – Tylko ja wiem, jak stąd wejść i stąd wyjść, tylko jak wiem jak KOM działa, tylko…

Harlox zakasłał. Z wnętrza worka wyleciała gruba książka pod tytułem „Instrukcja obsługi Konceptualnego Obiektu Międzywymiarowego, wersja 5000”. Zaraz też przebił ją jednym odnóżem.

- Pouczające – wycharczał Harlox. – Nie tylko ty już to wiesz.

Adaś spojrzał za siebie.

- Które…?

- No co, zawsze chciałam ci coś takiego sprawić jako prezent, bo miałam wrażenie, że tak za dobrze ani tego statku nie znasz, ani tym bardziej pilotować go nie umiesz! – zaperzyła się Agata. Czerwone światło KOMa tylko potwierdziło jej słowa szybszym mruganiem.

- Dość… sentymentów – wyrzucił z siebie Harlox. Podskoczył i wykonał piruet w powietrzu.

Adaś w ostatniej chwili porwał Agatę i Franka w dół, poniżej poziomu platformy zarządzającej.

Ten upadek i to lądowanie… nie należało do najprzyjemniejszych.

Franek na przykład ujrzał wszystkie gwiazdy przed oczami.

- Niedoczekanie – syknął Kto. Poderwał się i wybiegł na platformę. Harlox właśnie próbował przestawić dźwignię.

- Ani mi się waż! – Adam wycelował w niego zegarek soniczny.

- Tym razem… nie zadziała… – warczał, ciągnąc inną wajchę.

- KOM, powtrzymaj go! – ryknął Adaś. Niestety, czerwone światełko jakby przygasło.

Wtem z tyłu… ktoś rzucił się na Harloxa! To była Agata – wspięła się po jednej z podpór konsolety, a potem spadła prosto na kosmitę. Zaczęli się szamotać.

- Agata, nie! – Adaś do nich doskoczył. Franek, który wcześniej pomógł dziewczynie wdrapać się po podporze, po schodkach wybiegł na pole walki.

Agata siłowała się z mackami Harloxa. Adaś próbował ich rozdzielić, ale został uderzony jedną nogą stwora i przeleciał pół pomieszczenia, w iście kreskówkowy sposób trafiając na ścianę… i zsuwając się po niej w dół.

Franek spojrzał na walczących… ale tam już nie było walki. Worek leżał na podłodze, i… chłopcowi zdawało się, jakby delikatnie oddychał. Tymczasem Agata pomału wstawała.

A jej oczy…

Jej oczy były całe czarne.

(16)

16

- To na czym skończyliśmy? – wychrypiał stwór ustami dziewczyny. Stanął przy konsolecie i zaczął wciskać różne przyciski.

- Zostaw ją! – Franek, co było zaskoczeniem nawet dla niego samego, rzucił się na hybrydę Agaty i pasożyta. Piąstkami zaczął ich okładać po plecach.

Hybryda nienaturalnie okręciła głowę i uśmiechnęła się paskudnie.

- Uroczy… Naprawdę uroczy karaluch – i kopnęła go. Chłopak upadł na podłogę.

- Harlox… Już to przerabialiśmy… Zostaw dziewczynę! – na scenę wydarzeń powrócił Adaś.

Powiedzieć, że był zły to mało, bowiem wściekłość biła od niego w każdą możliwa stronę, każdą możliwą komórką ciała.

Harlox spojrzał na niego, znów przekrzywiając nienaturalnie głowę Agaty.

- Jestem mądrzejszy. Nie dam się jak ostatnim razem – syknął.

- Wiem – Adaś postąpił krok w przód. – Ale to nie będzie jak ostatnim razem.

Harlox wcisnął kolejny przycisk.

- Co tam zaszło? Z poprzednim nosicielem Jacka? – zapytał Adaś.

- Powiedzmy, że Gwiazdor dopiero odczepił się od niego… taki kilometr nad ziemią. Ale walczył dzielnie – zaśmiał się okropnie.

- Czyli nauczyłeś się w międzyczasie latać. Podziwiam, zawsze to lepiej w CV wygląda – mruknął Adaś.

Harlox zawarczał nieprzyjemnie.

- Wiem, co chcesz zrobić. Akurat tę część instrukcji znam aż za dobrze – powiedział Kto.

- Taaaak? A ona uważa inaczej – wskazał na twarz Agaty.

- Procedura autodestrukcji KOMa. Wysadzi trzy najbliższe galaktyki – westchnął Adaś. Naraz na jego twarzy zagościło cos pomiędzy smutkiem… a spokojem?

- A w instrukcji było napisane… tylko o układzie słonecznym. Tym lepiej – uśmiech na twarzy Agaty był upiorny.

- Taaak, w instrukcji różne rzeczy bywają… Właśnie, automat do kawy gdzieś jest? – Kto zapytał spokojnie, opierając się o konsoletę.

- Drugie piętro, koło schowka na mopy – warknął Harlox.

- A ta mityczna Biblioteka Aleksandryjska? W ulotce promocyjne tego modelu było, ale 600 lat szukam i nic – Adaś spojrzał na swoje palce.

- Bibliotekarzem jest tyranozaur, nie mów że nigdy się nie zastanowiłeś, po co on tu jest?!

- To tu jest tyranozaur?! – Adaś zrobił wielkie oczy. – KOM, czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?

(17)

17

Czerwone światełko zamrugało słabo… i bardzo przejmująco. Tymczasem Franek podniósł się. Wszystko go bolało… jednak z zaciekawianiem słuchał tej rozmowy. Coś w tonie Adasia kazało mu wierzyć, że… wie co robi.

I chyba nie pomylił się.

- A kod do autodestrukcji to Harlox zna? – spokojnie zapytał Kto.

Hybryda wstrzymała się przed wciśnięciem kolejnego przycisku.

- Nie ma żadnego kodu – wycharczała.

Adaś zaśmiał się głębokim i serdecznym śmiechem.

- Upgrade, kochany, upgrade. Przez te kilkaset lat trochę sobie przy KOMie podłubałem.

- Łżesz! – zawyło monstrum. – Zgodnie z instrukcją… ten przycisk… I po nas…

- Śmiało, próbuj – Adaś zrobił ukłon w jego stronę.

Franek wstrzymał oddech. Harlox wciąż trzymał palec Agaty nad ostatnim przyciskiem.

Akurat stąd chłopiec widział, jak był opisany: SKOCZEK.

- Giń! – zawył potwór, wcisnął przycisk i…

- Proszę podać kod autodestrukcji głosem należącym do Władcy Czasu zwanym Adasiem Kto… – pomieszczenie wypełniły nagrane słowa, wypowiedziane kobiecym głosem, który Franek znał z różnych głupich przeróbek filmików na YouTubie, pokazywanych mu przez kolegów w szkole.

I jak się okazało, to nagranie było zapętlone.

- A nie mówiłem? – Kto rozłożył ręce.

Harlox zawył… i rzucił się na Adasia. A ten jakby tylko na to czekał. Pociągnął wajchę, która była obok niego. Silniki KOMa zawyły, pojazdem zaczęło rzucać. Franek w ostatniej chwili chwycił się żłobka, by znów nie spaść. Adaś ledwo utrzymał się przy konsolecie, za to Harlox prześlizgnął się po podłodze.

Jednak szalona podróż nie trwała długp. Zaraz silniki zamilkły i wnętrze ustabilizowało się.

Tym razem hybryda była szybsza. Rzuciła się na Adasia, ten wystawił rękę z zegarkiem sonicznym, by się bronić…

Ale na niewiele to się zdało. Zaraz czarna maź wypłynęła z ust Agaty i cała przelała się do gardła Adasia. Dziewczyna upadła u jego stóp.

Kto przez chwilę stał, jakby zamrożony. Naraz powoli zrobił sztywny krok w przód.

- Proszę podać kod autodestrukcji… – kontynuował kobiecy glos.

(18)

18

- Gdzie ty… – charknął Harlox. – Zobaczysz! – to zaś na pewno wyrzucił z siebie Adaś. – Nigdy! – Harlox – Zaraz znajdę w pamięci… – potworny skurcz przeszył twarz Adasia, ale wciąż szedł przed siebie, do foteli. – Franek, pomóż!

Chłopiec wstał i niepewnie podszedł do Adasia. Ten go chwycił za dłoń.

- Będziesz miał święta… i będziesz miał Gwiazdora! – szepnął Adaś. Na jednym jego oku próbowało pojawić się czarne coś, ale Kto tylko krzyknął i szarpnął się.

Szli w stronę foteli tak, jakby wstąpiła w niego nowa siła. Adaś cały czas trzymał Franka za dłoń. Od czasu do czasu Harlox próbował coś krzyknąć, ale zaraz Adaś mu przerywał piosenką o żołędziach.

W końcu dotarli do drzwi. Franek otworzył je… i w tym momencie Kto zaparł się w framudze.

- Nieee… Alfa… Geta… – zaryczał Harlox.

Franek całym ciężarem ciała rzucił się na niego. Nie ważył za wiele, nie był też silny.

Ale to wystarczyło, by znaleźli się… w kupie śniegu.

Chłopiec wygrzebał się z niego… i poznał swój ogród! Byli znów pod domem Ciśkiewiczów!

Tymczasem Kto podniósł się na czworaka.

- Jest oszołomiony, ale długo nie wtrzymam – szepnął. – Ale to wystarczy – spojrzał w stronę trzech koszy stojących pod płotem.

Kto poderwał się z ziemi, Franek za nim. Podpierając Władcę Czasu, dobiegli do tego środkowego.

- Pokrywa…! – wycharczał Adaś.

Franek uniósł ją.

Naraz z ust Kto wystrzeliła smolista substancja, prosta do wnętrza kosza. Kiedy skończyła, Adaś padł wycieńczony na śnieg. Franek przykrył kosz i nachylił się nad Władcą Czasu.

- Wszystko dobrze? – zapytał.

Ten się lekko skrzywił.

- Bywało lepiej, ale… – uniósł się. – Powiedz mi, nie lubiłeś tego kosza?

Franek spojrzał na pojemnik.

- Bałem się go – szepnął.

- I całkiem słusznie, patrz – Adaś usiadł w śniegu.

(19)

19

Kosz zadrżał. Zaraz zaczął się… przemieniać! Pojawiły się jakieś antenki, z przodu wysunęła rurka z kolorową diodą na końcu, która świeciła nieprzyjemnym, niebieskim światłem. A ze środka wydobył mechaniczny głos…

- Dalek… Kto włożył Harloxa do Daleka… Harlox będzie niepokonany… Eksterminacja, eksterminacja, eks… – zawył do niedawna jeszcze kosz.

- Trzy, dwa, jeden – odliczył Adam.

A potem ów kosz… zaczął się topić. Bardzo, bardzo szybko.

- Co się dzieje… co się dzieje – jęczała znikająca maszyna. – Pomocy… Eksterminacja…

Ekster…

Tego już nie skończyła. Wyparowała doszczętnie.

- Tak, chemia organiczna rządzi! – krzyknął Adaś. – Górą ty, górą ja! – zaśpiewał wesoło, spoglądając na Franka. Ten miał jednak dziwną minę. – A możesz nie znać, jeszcze tego Golce nie nagrali.

- Co… co właściwie się stało? – jęknął chłopiec.

- Pomóż mi wrócić do KOMa… wszystko ci wyjaśnię – westchnął Kto.

10 minut później już siedzieli przy konsolecie wehikułu. Agatę udało się szybko ocucić, choć jeszcze trochę kręciło jej się w głowie. Jack Gwiazdor dochodził do siebie, z kubkiem ciepłego kakao rozlanego po nim. To pomału wsiąkało w materiał. KOM zaś pracował na pełnych obrotach, bowiem znów dokądś lecieli. Tym razem o wiele, wiele spokojniej.

Szczątki instrukcji jednak na coś się przydały…

- Dopiero kiedy Harlox prasnął mną o ścianę, wszystko zrozumiałem – kontynuował Adaś, popijając herbatę z rumem. – KOM nie przywiózł nas tutaj dlatego, że pasożyt się pojawił, ale że ten kosz to był uśpiony Dalek.

Agata pisnęła.

- Dalek? – zapytał Franek.

- Kolejna kosmiczna rasa… Ogólnie równie chętni do niszczenia jak Harlox, ale trochę w inny sposób. No i stosujący bardziej techniczne rozwiązania. Zapewne kombinują coś z jakąś inwazją, a może został po poprzedniej? Kto ich tam wie? – Adaś upił łyk. – Ale jak tak leżałem na tej ścianie, to zaraz przypomniały mi się zajęcia z chemii na Jordanowii…

- Jordanowia… Jakie tam wschody słońc były piękne! – to westchnął Jack.

- Moja rodzinna planeta… Zresztą, też już jej nie ma – wyjaśnił Adaś. – I wtedy zdałem sobie sprawę ze składu chemicznego Harloxa oraz biologicznej, wewnętrznej struktury Daleka.

Których wymieszanie… no cóż, trochę jednego i drugiego skasowało – uśmiechnął się. Siły mu wracały, a i rum zrobił swoje.

(20)

20

- Ale skąd wiedziałeś, że dasz radę nad nim zapanować? – zapytała Agata. – On siedział w mojej głowie…

- I moich splotach – wtrącił Jack.

- No właśnie, to wiemy, że nad tym nie da się zapanować tak łatwo! – zauważyła dziewczyna.

- Urok dwóch mózgów! – Kto postukał się po głowie. – Ale było ciężko.

Silniki KOMa zatrzymały się.

- No Jack, już jesteś silniejszy? – zapytał Adaś.

- O tak. To mówisz, że się nada?

- Według KOMa to najlepszy wybór. A wiesz, że z KOMem się nie dyskutuje.

Czerwone światło wyraziło ni mniej, ni więcej, że zdecydowanie jest tak.

Adaś podniósł z ziemi Jacka. Razem z Agatą i Frankiem opuścili wehikuł.

Znów byli gdzieś w centrum miasta, koło małej budki z kebabami. Tam właśnie jeden ni to z Mikołajków, ni to z Gwiazdorów, właśnie wsuwał podwójnego kebsa w grubej bule.

Agata i Franek przystanęli dalej i obserwowali sytuację.

- Wesołych! – Adaś podszedł do niego. Typ spojrzał podejrzliwie.

- Wesołych – mruknął, między jednym kęsem a drugim.

- Mam informację, że ktoś panu worek ukradł, kiedy szedł pan z prezentami do domu dziecka?

– powiedział spokojnie.

Mikołajogwiazdoor spojrzał na Kto podejrzliwie.

- Taaaak… Pan z policji?

- Powiedzmy – Adaś wyciągnął portfel i machnął nim przed twarzą jedzącego. – Co prawda pańskiego worka nie znaleźliśmy, ale pogrzebałem w archiwach i… – wyciągnął rękę, w której trzymał Jacka. Mikołaj niepewnie spojrzał na niego.

- I niby to dla mnie?

- Przecież idą święta. To najlepszy czas, by się obdarowywać, no nie? A myślę, że ten worek naprawdę się panu przypada – tu Adaś puścił do niego oko.

Mikołaj przyjął podarek.

- No to jak tak… to dziękuję.

- Świetnie! – Adaś klasnął w dłonie. – To ja już nie przeszkadzam, wesołych! – zrobił krok w przód. – Aha – przystanął i spojrzał na Mikołaja. – I w sumie do tego worka bardziej by pasował image… klasycznego Gwiazdora – dodał, a potem odszedł, wesoło pogwizdując…

„Odę do radości”.

Po drodze zgarnął Franka i Agatę, po czym wrócili do KOMa - A nie mówiłem, że uratujemy Gwiazdora? – zwrócił się do chłopaka.

(21)

21

- Mówiłeś… Mówiłeś… Tylko… – nagle Franek się zasmucił.

- Co się stało? – spytała Agata.

- Chyba będę miał problemy… Trochę nam zeszło, a rodzice…

Adaś zaśmiał się.

- Spokojna głowa, wszystko pod kontrolą!

Poklikał na konsolecie KOMa, wcisnął kilka przełączników, zaciągnął jedną wajchę.

Pojazd ruszył, by po chwili przystanąć.

- Jesteś… – Adaś spojrzał na ekran – …dokładnie 10 sekund po tym, jak zniknęliśmy po pokonaniu Daleka. A żeby pokonać Daleka przybyliśmy minutę po tym, jak pierwszy raz nas spotkałeś… – przeprowadził obliczenia – Co nam daje…

- Że nie było mnie jakieś 2 minuty! – mruknął chłopak.

- Geniusz, zaprawdę geniusz!

- Nie przesadzałabym… Ale na pewno bardzo dzielny, młody mężczyzna – to Agata kucnęła przed Frankiem. – Dokładnie wiem, co się wtedy działo. I jak próbowałeś mnie ratować.

Dziękuję – przytuliła go mocno.

- No panie Franku, to była świetna przygoda! – Adaś przybył z nim piątkę. KOM jeszcze wesoło zamrugał światłami.

A Franek… Franek nie wiedział, co powiedzieć.

Jego marzenie się spełniło. I to jeszcze jak!

W końcu przyszedł czas ostatecznego pożegnania. Adaś i Agata wyszli na zewnątrz.

Tam jeszcze raz uściskali mocno chłopczyka, po czym wrócili do KOMa. Silniki wehikułu zawyły i pomału zaczął znikać. Aż w końcu go nie było…

Franek spojrzał w niebo.

- Rodzice nie mają racji. Czasem potrafi być jak z bajki – mruknął sam do siebie. Przezornie spojrzał na kosze stojące pod płotem.

Były tylko dwa.

- I to ja rozumiem – uśmiechnął się.

Ruszył w stronę domu. Bo po tym wszystkim był po prostu… potwornie zmęczony.

I PONOWNIE WNĘTRZE KOMa

- Whoha, dwie pieczenie na jednym ogniu! – Adaś Kto wyskoczył ze swojego fotela. Szczęście malowało się na jego twarzy jak nigdy dotąd.

Dobiegł konsolety, przesunął kilka dźwigni. Agata spokojnie doszła do niego.

(22)

22

- To gdzie teram ruszamy? Grecja? Pierwszy raz zamarznięte Morskie Oko? Alfa Centauri?

W sumie, zawsze chciałem… – urwał, zawieszając wzrok na jednym z ekranów. Od razu zmienił mu się wyraz twarzy. – Zaraz, co się dzieje…

- Hm? – spokojnie zapytała Agata.

- Uniwersum… – Kto był mocno zaniepokojony. – Całe uniwersum chwieje się w posadach, a ja nie wiem dl…

Padły dwa strzały. Adaś chwycił się za swój brzuch. Spomiędzy palców zaczęła cieknąć krew.

- Ale… – jęknął, osuwając się na podłogę.

Agata trzymała w dłoni pistolet. Jeszcze dymił.

- Ale… dlaczego? – zapytał Adaś. Był zdezorientowany.

- To nie istotne – sucho odpowiedziała dziewczyna. Jej twarz nie mówiła Adasiowi absolutnie nic.

- Ufałem ci – szepnął.

- Powiedziałabym raczej, że byłeś łatwowierny.

W tym momencie, nie wiedzieć czemu, KOM zaczął odtwarzać… „Last Christmas”

Wham!. Adaś zaśmiał się.

- A pamiętasz… wtedy, w Moskwie, jak Rasputin…

- Przestań Kto, wiem co zamierzasz. Grasz na zwłokę, czekając na regenerację – powiedziała Agata.

Adaś przymknął oczy.

- Czyli wiesz…

- Wiem. I tylko czekam na właściwy moment, bo ją zatrzymać, ostatecznie cię eliminując – westchnęła.

Adaś zaśmiał się.

- Wątpię, żebyś sama to wymyśliła. Więc powiedz mi tylko jedną rzecz: kto? Kto za tym stoi?

– mruknął.

Agata przez chwilę milczała. W tym czasie powoli cały Adaś zaczynał świecić na żółto, a wokół jakby unosił się złotawy pył.

George Michael śpiewał akurat o tym, jakim głupcem był.

- Doktor przesyła pozdrowienia – powiedziała w końcu. Przyłożyła palec do spustu.

Padł kolejny strzał.

Tym razem jednak nie z pistoletu Agaty, tylko z działka laserowego, które wysunęło się z sufitu za nią. Trafiło w plecy dziewczynę, zamieniając ją w srebrną maź.

(23)

23

- Adaś, serio, to był najgłupszy pomysł na jaki wpadłeś od czasu zakładu z Neronem, kto dłużej utrzyma w palcach płonącą zapałkę – w kabinie rozległ się zrzędliwy głos. Jeden z wyświetlaczy, do tej pory cały czas uśpiony, teraz błyskał na zielono.

- Nie taki głupi, skoro wiem, co chciałem – powiedziała Kto. Coraz bardziej świecił.

- Wiesz Adaś, to nie był tak bardzo skomplikowany android, na jakiego wyglądał, mogłem go całkiem łatwo wziąć w obroty i wydobyć odpowiednie informacje, a może nawet i na randkę zaprosić, a nie ponad rok się z nim wozić po całym wszechświecie…

- Nie chciałem spłoszyć tego, kto za nią stał. A teraz przynajmniej już coś wiemy… Doktor…

Mówi ci to coś? – zapytał Adaś.

- Tyle co tobie, czyli pewnie nic – westchnął KOM.

- Mi mówi bardzo, bardzo wiele… – syknął Adaś. – Ale czy za chwilę będę jeszcze o tym pamiętał… Masz mi przypomnieć, jasne?

- Jasne, jasne. Będę przypomniał. I Doktora. I przygodę z Neronem. I akcję z kurczakami na Saturnie. I te nieudane połowy kandarów na Holu. I to, jak Henryk VIII gonił cię z siekierą, a ty tylko miałeś na sobie kawałek pawiego piórka, wetkniętego w ty…

- KOM, zamknij się! – ostatkiem sił syknął Adaś.

A potem się zaczęło.

Z głowy i dłoni Adasia wystrzeliły złote fale światła. KOMem zatrzęsło, z sufitu poleciały iskry, podobnie jak z konsolety. „Last Christmas” urwało się.

- No ładnie, i znów redekoracja się szykuje, a już się przyzwyczaiłem – narzekał KOM. – I jeszcze tak mało epickie ostatnie słowa… „KOM, zamknij się”… Ech, pierdoła z tego Adasia… O szlag, jeszcze mi teraz system zawie… – urwał w pół zdania.

Wyrzut energii z Adasia wciąż trwał. Jego stare, umierające ciało odchodziło. Teraz rodził się na nowo.

Regenerował.

I naraz wszystko ustało…

Wnętrze KOMa było ciemne.

Pierwsze włączyło się oświetlenie awaryjnie.

Postać leżąca na ziemi pomału podniosła z ziemi. Dotychczas pasujące ubranie, czyli zakrwawiony sweter i spodnie jeansowe, leżały luźno.

Postać oddychała ciężko. To było… zupełnie inaczej niż wcześniej.

Powoli systemy KOMa włączały się, w tym główne oświetlenie.

(24)

24

- Ajajaja, następną renegację to ja na zewnątrz proszę, bo… – KOM urwał w pół słowa. Akurat jego czujniki wyłapały teraz obraz postaci. – No patrzcie państwo. Tego jeszcze nie grali.

- Lustro… Muszę zobaczyć… – słabo jęknęła postać.

KOM opuścił żądany przedmiot z sufitu. Osoba spojrzała na swoje oblicze.

Spoglądała stamtąd brunetka, z długimi, kręconymi włosami. Była tylko trochę niższa niż Adaś, ale na pewno szczuplejsza. I trochę (ale tylko trochę) przypominała go rysami twarzy i kolorem oczu.

- No faktycznie, tego jeszcze nie grali – westchnęła postać, ściągając już niepotrzebne okulary.

Głos miała całkiem przyjemny.

Pomału sprawdziła resztę siebie. Chyba… niczego nie brakowało.

- Adaś, nie chcę ci mówić, ale trochę się w naszej relacji teraz zmieni – rzucił KOM.

A jeszcze do niedawna Adaś Kto podniosła głowa.

- Wiesz co… – spojrzała w lustro. – Od teraz mów mi… Jagna… Jagno Kto. Jakoś bardziej pasuje.

- Do usług, milady – rzucił KOM. – To ruszamy szukać Doktora? Albo ratować chwiejące się uniwersum?

Jagna zamyśliła się.

- O żadnym Doktorze nic nie wiem, wszechświat może zaczekać. Ale na początek… co powiesz na wypad… w Bieszczady? – hardo krzyknęła Jagna i pociągnęła za dwie losowe wajchy. – I dawaj na głośniki „Nocnego kochanka”!

- No i zaczynamy zabawę od początku… – westchnął KOM.

Pojazd wystartował.

KONIEC (?)

(25)

25

W ROLACH GŁÓWNYCH Adaś Kto

Agata KOM 5000 Franek Ciśkiewicz

Jack Gwiazdor

Oraz ze specjalnym udziałem Jagny Kto

SCENARIUSZ I REŻYSERIA

Niejaki Skryba GRAFIKI

Astrotrain Rider NR Entertainment

Zdjęcie gwiazd:

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:A_frenzy_of_stars_IC_4710.jpg

SPECJALNE PODZIĘKOWANIA Pikowi za udostępnienie miejsca na serwerze

Annie i Wojtkowi za konsultacje Oraz… TVP ABC. Oni wiedzą, za co ;)

TYLKO W SERWISIE

(26)

26

PS.

Kika chwil wcześniej, jeszcze przed regeneracją:

[TRANSMISJA PRZERWANA – BRAK ODCZYTU]

- Trudno, nie wyszło.

(27)

27

JORDANÓW 2019

(28)

28

PS 2.

Historia się nie kończy…

Cytaty

Powiązane dokumenty

Procentowy podział powierzchni użytków rolnych przedstawiał się następująco: gospodarstwa chłopskie 76,3%, gospodarstwa ziemiańskie 18,0%.. i związki prawa publicznego 5,7%

Oto lista zakupów, które należy dziś

Dane są dwie proste równoległe k i l oraz sześć punktów A, B, C, D, E, F, przy czym punkty A, B, D leżą na prostej l, zaś punkty C, E, F leżą na prostej k.. Dany jest trójkąt

Dane są dwie proste równoległe k i l oraz sześć punktów A, B, C, D, E, F, przy czym punkty A, B, D leżą na prostej l, zaś punkty C, E, F leżą na prostej l... Okrąg wpisany

Telewizja uraczyła nas niedawno wznowieniem „Bruneta wieczorową porą” Stanisława Barei, teraz na ekranach kin ukazała się najnowsza komedia tego reżysera; „Co mi zrobisz jak

Zatrzymałam się zupełnie świadomie przy tych numerach „Kontynentu”, które udało mi się przeczytać jeszcze przed emigracją.. Często się słyszy, że

Żegnają się ze swoimi dziećmi (cmokając całujemy palce prawej ręki) i żonami (cmokając całujemy palce lewej ręki).. Wsiadają na swoje konie i jadą (naśladujemy

Głównym problemem badawczym było zna- lezienie odpowiedzi na pytanie: Jaki obraz samego siebie mają dzieci w wieku sześciu lat w czasach pandemii.. Uszczegóławiają go