Włodzimierz Bolecki
Schulz: nazywanie nienazywalnego
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (54), 170-181
miotów łączy m etam orfozę i m etaforę, od której różni ją przem ija jący, epizodyczny ch arak ter indentyfikacji. K olejne zróżnicowanie m etafory i m etam orfozy polega na tym , że rzeczownik m etaforyczny w ytraca odniesienie przedm iotowe, a m etamorfoza albo je zacho wuje, albo przybiera znaczenie adw erbalne. I wreszcie m etaforę różni od porów nania to, że w skazuje ona na stałą cechę przedm io tu, podczas gdy porów nanie może przyciągać uwagę zarówno do cechy stałej, jak i do cechy przem ijającej.
I tak w płaszczyźnie funkcjonalno-syntaktycznej m etafora jest zorientow ana na pozycję p redykatu i przez to stanowi kontrast wobec metonim ii, która z kolei usiłuje zająć pozycję referencjal- nych członów zdania. W płaszczyźnie paradygm atycznej m etafora stanowi przeciw staw ienie porów nania i m etam orfozy pod względem cech obecności/braku identyfikacji przedm iotów oraz stałego/prze m ijającego ch arak teru cechy.
Nina Daw idow na Arutiun owa
przełożył J erzy Faryno
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y
170
Schulz: nazywanie nienazywalnego
1. M etafory i nazwyPodstaw owe cechy poetyki Schulza (muzycz ność, rytm , pow tórzenia, niestabilność znaczeniowa słów, ich „tek stowa stereotypow ość” i łatwość adaptacji w nowym kontekście) ak tu alizu ją główne reg u ły estetyki sym bolistycznej. W sform uło w anej koncepcji au tora Sklepów cynamonowych centralną ideą jest niemożność arty k u lacji zjaw isk określanych jako w ym ykające się określeniu, mieszczące się poza słowem. Towarzyszy jej jednak teza kontradykcyjna, w edle której istnieje jedynie to, co nazwane. Jak zatem w yglądają operacje nazwotwórcze w prozie, w której n a rra to r stale podkreśla niemożność nazyw ania rzeczy po imieniu? Spraw ie tej najw nikliw sze uw agi poświęcił W ładysław Panas stw ier dzając, że zdanie Schulza tw orzy sw oisty układ rozkw itający, że m a ono ch ara k ter peryfrastyczny i że nazwa w prozie Schulza to litania p ery fraz 1. W ydaje się jednak, że au to r ten, analizując „kon cepcję języka” w prozie Schulza i w skazując na jej awangardowe zaplecze, nie uw zględnił w szystkich kom plikacji, jakie zawiera „nazw a” w tej koncepcji poetyckości. Przede wszystkim zawęził zbytnio przedm iot swoich rozważań. W ybrał bowiem do analiz tylko
1 W. Panas: Regiony czystej poezji. O koncepcji ję zyka w prozie Brunona
fragm enty tekstu Schulza o w yraźnej intensywności m etaforycznej, te, by tak rzec, „wyspy poetyckości” w Sklepach cynamonowych i w Sanatorium pod Klepsydrą. Podobnie zresztą zapatryw ali się na prozę Schulza niektórzy kry ty cy międzywojenni. W ich odczyta niach twórczość ta rozpadała się na dwie osobne płaszczyzny języ kowe: „realistyczną” i „m etaforyczną”. Pierwsza wyznaczała pod staw y rozumienia prozy w duchu życiowego prawdopodobieństwa, a wedle niektórych zwolenników m etafory — była daniną spłacaną masowemu odbiorcy. D rugą natom iast uważano za „ekstrakt poezji” , za wyznacznik oryginalności i ona też była źródłem najbardziej kon fliktow ych odczytań. Współistnienie tych dwóch płaszczyzn sty li stycznych tekstu ujawniło w recepcji prozy Schulza szereg w ar tościujących norm dotyczących odbioru powieści. Były one identycz ne z tym i, które pojaw iły się w odczytaniach twórczości Micińskie- go. W obu bowiem przypadkach k rytycy „rozcinali” tekst na dwie płaszczyzny stylistyczne, z których każdą oceniano wedle innych kryteriów . Za język powieści uważano jedynie fragm enty napisane w konwencji realistycznej, natom iast pozostałe określano jako „po ezję” lub odrzucano je jako sprzeczne z norm am i rodzajowym i i za łożeniami gatunku. Podobnie w przypadku Schulza za „poetyckość” uważano wyłącznie te fragm enty narracji, któ re w yraźnie nasycone są bogactwem różnorodnych figur poetyckich.
Jak się zdaje, w ram ach interesujących mnie tu zagadnień, w arto na tę spraw ę spojrzeć też z nieco innego p u n ktu widzenia. Przede wszystkim nic nie upoważnia do segm entacji utw oru Schulza na odcinki m niej lub bardziej poetyckie, a tym bardziej do traktow ania tych utw orów jako wyłącznie poetyckich. Byłoby to jaskraw e n a ruszenie w ew nątrztekstow ej pragm atyki, jaką narzuca linearny rozwój narracji. Opuszczenie zdań „realistycznych” rozbiłoby cią głość tej narracji, zlikwidowałoby semantyczną spójność różnorod nych odcinków tekstu, a przede wszystkim zmuszałoby do rozpa tryw ania tekstu jako sumy poetyckich fragm entów rozrzuconych po prozie Schulza jak bakalie w cieście. Pokusa podobnego roz patryw ania prozy Schulza jest bardzo silna i — praca Panasa tego dowodzi — wcale nie nieuzasadniona. Niemniej p rzy ro zpatry w aniu tekstu narracyjnego jako system u instrukcji kom unikacyj nych podejście to musi być niewystarczające. W ew nątrztekstow e zróżnicowanie prozy Schulza ma bowiem charakter stru k tu raln y i ono przede wszystkim jest podstawą jej poetyckości jako całości narracy jnej i kompozycyjnej. Nie można zatem pominąć zdań „re alistycznych” jako „niepoetyckich”, ponieważ poetyckość tek stu pow staje w skutek ich wzajemnego zestawienia. Analiza „poetyc kiego” ch arak teru prozy Schulza musi więc też uchwycić w zajem ne relacje między tym i dwoma, czasem skrajnie zróżnicowanymi, sty lam i narracji. Jedną z zasad poetyki Schulza jest bowiem kon tra s t — głównie stylistyczny, chociaż także w yraźny w organizacji wyższych układów morfologicznych i sem antycznych tych utw orów .
K rzysztof Miklaszewski, analizując opowiadanie Pan, trafnie zau ważył niezwykłe zróżnicowanie składniowe wielu odcinków prozy S ch u lz a2. Obok wypowiedzi o członach bardzo rozbudowanych w ystępuje w niej duża liczba zdań prostych o w ręcz m inim alnej liczbie składników. Je st to zasada w szystkich utw orów Schulza, która organizuje nie tylko najbliższe odcinki narracji, ale także ich odległe fragm enty. Po zdaniach rozbudowanych, pełnych am - plifikacyjnych przekształceń m etafory, m am y litotes: następują zdania krótkie, wręcz uproszczone i ascetyczne w zestawieniu z ty mi, które je poprzedzały. Na przykład „Adela oskubała koguta”
(SC, 143), „Kot m ył się w słońcu” (SC, 158) itd. 3 Czasami te k ró t
kie zdania w yodrębnione są w pojedyncze akapity, co jeszcze silniej kon trastuje z otaczającymi je rozbudowanymi całościami.
Temu form alnem u zróżnicowaniu zdań prozy Schulza odpowiada w yraźne zróżnicowanie sem antyczne i ono też będzie głównym przedm iotem dalszych rozważań.
Najczęściej kontrastow i m iędzy zdaniem prostym a rozbudowanym odpowiada k o n trast m iędzy przedm iotow ym i (realistycznym i) zna czeniami jednego a metaforycznością drugiego zdania. Rzecz jasna, k o ntrast ten uw ypukla zależności między dwoma głównymi stylam i prozy — znajdują się one stale w sferze w zajem nych powiązań i in terferencji znaczeniowej.
W skazane powyżej stylistyczne zróżnicowanie n arracji było nie zbędne do przedstaw ienia zagadnień związanych z procesam i naz- w otw órczym i w prozie Schulza.
Ja k wiadomo, referu ję za Sławińskim, wszyscy awangardziści ostro przeciw staw iali prozę wypowiedzi poetyckiej. Wyznacznikami prozy były w edle aw angardzistów „narracyjność”, „opisowość” i „naz w a” — jako elem enty w ybitnie niepoetyckie 4. Podstawową funkcją nazwy w planie n arracji (opisu) było jej m aksym alne zbliżenie do nazyw anego przedm iotu. Nazwa m iała więc funkcjonować w prozie jako le m o t juste — słowo najwłaściw iej dopasowane do przedm io tu, pozbawione uw ikłań homonimicznych i synonimicznych. Nazwa w prozie to zatem dla aw angardzistów słowo sem antycznie wyos trzone, używ ane w jednej tylko, nie budzącej w ątpliw ości kom uni kacyjnych, konwencji. Dokładnie inaczej przedstaw iała się ich kon cepcja wypowiedzi poetyckiej. Prozatorską nazwę m iał zastąpić pseudonim jako konstrukcja słowna oddalająca się od dosłownego nazw ania rzeczy, a zarazem urucham iająca całą potencję znacze niową danego słowa (w yrażenia, zdania). Gdy operacje nazw otw ór- cze w prozie kasow ały potencjalną wieloznaczność słowa, to
ope-R O Z T ope-R Z Ą S A N I A I ope-R O Z B I O ope-R Y 172
2 K. M iklaszew ski: Cena świadomości. „Ruch Literacki” 1966 nr 6, s. 285—296. 8 SC = S k le p y cynam onow e, S P K = S anatorium pod K lepsydrą; w edług w y dania: B. Schulz: Proza. Opr. J. Ficowski, w stęp A. Sandauer. Kraków 1964. 4 Tu i niżej nawiązuję do książki J. Sław ińskiego Koncepcja ję zyka p o etyc
racje m etaforyczne w poezji (pseudonimy) na odwrót — potęgo w ały wieloznaczność wypowiedzi. Gdy więc celem pierw szych (ne gatyw nym w przekonaniu awangardzistów) było m aksym alne przybliżenie języka do rzeczy, celem operacji poetyckich było sk ra j ne oddalenie się od dosłowności (do-rzeczności). Jest to mom ent szczególnie ważny dla moich rozważań. Gdyby bowiem przyjąć awangardowe wyznaczniki istnienia prozy i poezji, wówczas m u siałoby się nieuchronnie okazać, że proza Schulza jest w ew nętrznie sprzeczna lub złożona z odizolowanych realizacji poetyckich i pro zatorskich. Spraw ę tę znakomicie widać na przykładzie przedw o jennej recepcji tej twórczości. Większość krytyków podkreśla nie możność zaklasyfikowania tego rodzaju utw orów zgodnie z p rzy ję tym i podziałami. Dla wszystkich kontam inacja zasad poezji i prozy jest oczywista, ale naw et najwnikliw si kryty cy nie wróżą jej przy szłości jako form ie epickiej. W świetle ich wypowiedzi Schulzowi udało się inkrustow ać tekst prozatorski fragm entam i poetyckim i najwyższej próby, ale w ostatecznym rozrachunku jego twórczość jest sprzeniewierzeniem się zasadom epiki. Był to zarówno paradoks estetyki aw angardy, ja k i popularnej, naw et antyaw angardow ej, świadomości literackiej. Okazało się bowiem, że poglądy zw rot- niczan na stru k tu rę i funkcje wypowiedzi n arracyjnej są niem al identyczne z potocznymi oczekiwaniami jednodniowych recenzen tów. W prozie Schulza można było bowiem wskazać takie zdania, które dokładnie odpowiadały modelowi prozy akceptow anem u przez wszystkich, oraz takie, które spełniały podstawowe założenia aw an gardowej (lub symbolistycznej) koncepcji poezji — nie przez wszystkich akceptow anej. Rzecz jednak w tym , że oba modele zdań w prozie Schulza są bez siebie niemożliwe i, co więcej, nie tylko istnieją obok siebie w porządku syntaktycznego rozwoju w ypowie dzi, ale także interw eniują w swoje w ew nętrzne stru k tu ry znacze niowe.
Gdyby też dosłownie potraktow ać aw angardow y ideał oddalania się słowa (wypowiedzi) od rzeczy, a zarazem słowa od nazwy, wów czas m usiałoby się okazać, że ideałem tej poezji jest zerw anie związku między przedm iotam i a wypowiedzią poetycką, która je opisuje; usunięcie podstaw rozumienia wypowiedzi lirycznej. Je d nak Przyboś i Peiper doskonale zdawali sobie z tego spraw ę. Sła w iński ukazuje, jak w ich koncepcje teoretyczne w m ontow any był sw oisty mechanizm regulujący ten proces „oddalania”. Była nim każdorazowa motywacja m etafory. W płaszczyźnie syntaktyczno- -sem antycznej ujaw niała się ona w specyficznym sposobie rozw ija nia wypowiedzi. P eiper opowiadał się za zdaniem rozkw itającym (peryfrastycznym ), które rozwijało m olekularny elem ent począt kowy, tj. nazwę, w rozłożony w achlarz pseudonimów. Przyboś i Brzękowski z kolei realizowali model zdania eliptycznego, zwielo krotniającego znaczenia skondensowanych w nim składników (mię- dzysłowie). Szczególnie charakterystycznym przypadkiem tej p rak
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y 1 7 4
tyki poetyckiej było u Przybosia poetyckie przekształcenie, czasem kontam inow anie, gotowych zwrotów frazeologicznych. K rótko mó wiąc, każdorazowo w wypowiedzi poetyckiej znajdował się elem ent inicjalny (u Peipera nazwa, u Przybosia frazeologizm lub pozasłow- na sytuacja kom unikacyjna), który wypowiedź ta rozw ijała lub przekształcała.
W racam do tekstów Schulza.
Czytelnik, k tó ry chciałby rozkoszować się w tej twórczości tylko zdaniami m etaforycznym i, szybko m usiałby uznać, że są one nie samodzielne i semantycznie niew ystarczalne. Zdania „m etaforycz n e” znajdują się bowiem nie tylko obok zdań „realistycznych”, ale też elem enty „realistyczne” stanow ią budulec wielu zdań „m etafo rycznych”. Obie sfery istnienia znaku („przedm iotowy” i „m etafo ryczny”) w spółistnieją w bardzo silnych zależnościach zarówno w ew nątrz, jak i zew nątrzzdaniowych. Schulz nie tylko w ykorzys tu je tu estetyczny efekt kontrastu, zm ieniając przedm iotow e od niesienia zdań swojej n arracji na odniesienia „m etaforyczne”; w y korzystuje przede wszystkim ich w zajem ne umotywowanie. P rzy jrzyjm y się następującym cytatom :
1. „W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał m nie z matką i starszym bratem na pastw ę białych od żaru i oszałamiających dni letnich.
2. W ertowaliśm y, odurzeni św iatłem , w tej w ielkiej księdze w akacji, której w szystkie karty pałały od blasku i m iały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek” (SC, 47).
1. „O piątej godzinie rano — rano jaskrawe od w czesnego słońca dom nasz kąpał się już od dawna w żarliw ym i cichym blasku porannym.
2. O tej solennej godzinie, nie podglądany przez nikogo, w chodził on cały po cichu — podczas gdy przez pokoje w półmroku spuszczonych storów szedł jeszcze solidarnie zgodliw y oddech śpiących — w fasadę płonącą w słońcu, w ciszę w czesnego żaru, jakby był ulepiony na całej powierzchni z błogo u ś pionych p ow iek ” (S P K , 293).
N astępstw o zdań w wypowiedzi upodrzędnia zdania oznaczone licz bą 2 wobec zdań oznaczonych liczbą 1. W stru k tu rze zdań nr 2 istnieją bowiem anaforyczne składniki naw iązania do zdań je po przedzających, bez których zdania n r 2 byłyby niezrozum iałe. Ta kie w yrażenia, jak „w tej wielkiej księdze w akacji” , „o tej solennej godzinie” czy „wchodził on cały po cichu” (w zdaniach n r 2), byłyby niezrozumiałe, gdyby nie odnieść ich do odpowiednich nazw w zda niach n r 1 („dni letn ie”, „piąta godzina rano”^ „dom ”). Nazwy te (w zdaniach n r 1) są bowiem m otywacjam i, punktam i w yjścia dla przekształceń sem antycznych w zdaniach n r 2. Pełnią więc taką funkcję jak nazwa w modelu zdania peryfrastycznego lub poza- słowna sytuacja liryczna w modelu zdania eliptycznego. Łatwo zauważyć, że zdania n r 1 m ają zdecydowanie w yrazistszy status przedm iotow y niż zdania nr 2. Z perspektyw y syntaktyczno-sem an- tycznej w cytowanych przykładach m am y do czynienia z p rze kształceniem wyjściowych nazw (przedmiotowe użycie słowa) w ich poetyckie przezwy, w pseudonim y odnoszące się do tej samej rze
czy. Ponieważ w przekształceniach tych stale pow tarza się jeden elem ent (tj. desygnat, do którego odnoszą się wszystkie w yrażenia), m amy tu także do czynienia ze swoistą odmianą ry tm u (w planie semantyki). Niewątpliwie przekształcenia między porządkiem nazw w zdaniach „przedm iotowych” a porządkiem pseudonimów w zda niach „poetyckich” można uznać za odmianę Peiperowskich zdań peryfrastycznych. „M etafory” Schulza są bowiem zawsze szcze pione z przedm iotowym użyciem słowa (nazwa), które przekształ cają na inny porządek znaczeniowy. W każdym zdaniu (lub grupie zdań) można więc znaleźć taki elem ent inicjalny (nazwę, Ze m ot
ju ste), który natychm iast jest skontrastow any z „m etaforycznym ”
przekształceniem nazwy danej rzeczy. Inaczej jednak niż w koncep cji Peipera, nie chodzi tu wyłącznie o coraz bardziej rozbudowane, stale rozw ijające się pseudonim y w ypełniające w szystkie „luzy” semantyczne nazwy. Peryfrastyczność zdań Schulza ma bowiem jak gdyby ch arakter „punktow y”, chodzi w nich nie tyle o ukazanie procesu rozw ijania nazw y w piękne zdanie peryfrastyczne (relacja oddalania), lecz o takie zestawienie nazwy i pseudonim u, by były one stale w bliskim sąsiedztwie semantycznym . Zasada tw orzenia elementów peryfrastycznych przypomina więc figurę ploke: p o ja w iają się różne elementy, ale wszystkie one są pod względem zna czeniowym bardzo blisko siebie — pozostają bowiem albo wT w yraź nych relacjach synonimicznych, albo okazują się fleksyjnym lub składniowym przekształceniem wyjściowej nazwy.
Spójrzm y raz jeszcze z tej perspektyw y na incipit opowiadania
M artw y sezon (S P K , 293). Oto jakie kształty przybiera inicjalny
elem ent tego fragm entu: „O piątej godzinie rano”, „rano jaskraw e od wczesnego słońca”, „w żarliwym i cichym blasku porannym ”, „o tej solennej godzinie”, „w ciszę wczesnego żaru”, „cisza tych uroczystych godzin”, „najpierw szy ogień poranka”, „ta natężona godzina”, „poranny pożar”. (Pomijam tu w yrażenia rozw ijające synonimicznie nazwę „słońce” oraz w yrażenia pojaw iające się w n a stępnych akapitach, np. akapit drugi zaczyna się paralelnie — „O tej porannej godzinie”). Większość tych przekształceń nie jest czystym i peryfrazam i. Niemniej wszystkie te określenia są peryfrazam i fu n kcjonalnym i, tj. pełnią funkcje peryfrazy w danym kontekście. N ajważniejsze jest jednak to, że te specyficzne peryfrazy nie od dalają się od p unktu wyjścia (jak u Peipera), lecz stale do niego pow racają — każde w yrażenie zawiera rozpoznawalną cząstkę ele m entu przekształcanego. Zupełnie więc inaczej niż u autora No
w ych ust, w peryfrazach Schulza w yrażenie wyjściowe może po
jawić się w nie zmienionej postaci. P unkt dojścia okazuje się iden tyczny z punktem wyjścia. W yrażenie przekształcane okazuje się
nieprzekształcalne, albowiem funkcjonalnie jest powtórzeniem se
m antycznym . Dlatego też biegunem, ku którem u zm ierzają p rze kształcenia peryfrastyczne (nazwy lub zdania), jest parafraza, tzn.
wypowiedź, która mimo różnic stru k tu raln y ch (np. leksykalno- -składniowych) jest znaczeniowo tożsama z inną wypowiedzią. Moż na więc powiedzieć, że peryfrastyczne ciągi rozw ijające słowa w y j ściowe tw orzą ze względu na sem antykę „piękne zdania p arafras- tyczne”. Używałem dotychczas term in u „m etafora” w cudzysłowie. Czas teraz, by w yjaśnić ten zabieg, tym bardziej że „m etafory” Schulza w ydaw ały się w szystkim k rytykom najbardziej oczywistym i nie kw estionow anym awangardowym elem entem w poetyce tego autora.
Jak wiadomo, w koncepcji poetów A w angardy K rakow skiej zdanie m etaforyczne „to układ sił, w którym toczy się nieustanna polemika między relacjam i na osi następstw a i relacjam i w porządku «rów- noczesności». Zdanie prozaiczne jest jakby jednoliniowe — w jego rozpiętości nazw y wiążą się ze sobą w yłącznie w szeregu sukcesyw nym. N atom iast w zdaniu (m etaforycznym ) — cytuję Sław ińskie go — słowa nie tylko następują po sobie, w ypełniając schemat składniowy, ale — dodatkowo — uczestniczą w opozycjach, które m ają ch arak ter system ow y (...). Ta koegzystencja znaczeń jest za sadniczą właściwością m etafo ry ”. Na próżno by jednak szukać tak zbudowanych m etafor w prozie Schulza. N iew ątpliw ie niektóre z nich ak tu alizu ją równocześnie kilka znaczeń, ale jest to cecha d a lece podrzędna w tej twórczości. Zabrzm i to paradoksalnie, ale w koncepcji m etafory Schulza nie m a (i być nie może!) miejsca dla pseudonim u polegającego na równoczesnym aktualizow aniu róż nych znaczeń słowa, a więc na urucham ianiu w jednym użyciu ca łego p aradygm atu sem antycznego danej jednostki słownika. Nie m a więc — podkreślam raz jeszcze — podstawowego mechanizm u m e tafory, jaki odkryli awangardziści. Podstaw ą koncepcji Schulza są bowiem operacje m eta języ ko w e, polegające na nazyw aniu jednostek w yjściow ych (np. nazw) za pomocą zupełnie nowej leksyki. Nowe zdanie (wyrażenie, słowo) zachowuje podstaw ow y kapitał znacze niowy jednostki wyjściow ej, ale w ypełnione jest już innym m a teriałem leksykalnym . Rzecz jasna, odpowiedniki sem antyczne nigdy nie są ścisłe, albowiem każdy kolejny elem ent m odyfikuje w szystkie poprzednie. Niemniej w yraźne jest przechowywanie tylko jednego, podstawowego znaczenia, a nie — jak w modelu aw angardow ym — aktualizow anie k ilku i to opozycyjnych znaczeń słowa. Ja k już pisałem, rozpatryw ane w relacjach „słowo poprze dzające” — „słowo następujące”, pseudonim y Schulza m ają cha ra k te r zdecydowanie synonimiczny. P rzy jrzy jm y się następującym przykładom w cytow anym już akapicie opowiadania Sierpień (SC, 48): w yrażenie „brodząc w słońcu” je st w danym kontekście do kładnym synonimem w yrażenia „brodząc w złocie” i pow tarza się jeszcze w w yrażeniu „brodząc w tym dniu złocistym ”. W yrażenie „oczy zm rużone od żaru ” zostaje przekształcone w serię takich określeń, jak „grym as sk w aru ”, „słońce (...) nałożyło (...) tę samą m askę”, „złota m aska bractw a słonecznego”, „ta m aska”, „złota
farba na tw arzy”, „barbarzyńska maska k u ltu pogańskiego”. We fragm encie tym , jak i w wielu innych, m am y do czynienia ze sta łym pow tarzaniem tego samego znaczenia za pomocą innych w yra żeń (innych jednostek leksykalnych). Schulza w ogóle nie interesuje wieloznaczność rozprzestrzeniająca się na wykluczające się znacze nia. W szystkie jego m etafory okazują się dopełniającym i się wa
riacjami na jeden tem at. Syntaktycznie rozbudowane wielosłowie
zawęża się do minimalnego pola semantycznego, tw orzy jakby w tó r ne rodziny wyrazów. Faktycznie bowiem w m etaforycznych zda niach Schulza dom inują relacje sem antyczne nad syntaktycznym i. Ponieważ w szystkie jednostki upodabniają się do siebie w planie znaczeniowym, można powiedzieć, że sem antyka m etafory Schulza ujednolica w szystkie różnice leksykalne, składniowe, kompozycyjne itd. Nie przypadkiem W itkacy tak zachłysnął się Sklepami cyna-
monowymi: mógł w nich rzeczywiście dostrzec „jedność w w ie
lości”...
Z pozoru operacjom zdaniotwórczym w prozie Schulza bliskie jest „dopowiadanie” znaczeń w w ersji Peiperowskiej. Ale u podstaw rozkwitającego zdania Peipera tkwiło przekonanie o sem antycznej om nipotencji poetyckiego wysłowienia. Peiperowskie pseudonim y i peryfrazy m iały być właśnie dowodem na nieograniczone możli wości poety jako „producenta pięknych zdań”. Tymczasem w prozie Schulza nieustannie pojaw iają się stw ierdzenia o ekspresyjnej bez silności języka. Gdy awangardziści w swoich rozważaniach teo re tycznych zajm ują się głównie możliwościami wypowiedzi poetyc kiej, Schulza bardziej interesu je dokum entow anie bezsilności m e tafo r wobec tajemniczego „sedna rzeczy”, którem u stają naprzeciw. Jak wiadomo, ideałem pery fraz Peipera było tw orzenie innego niż nazwa układu słów (pseudonimy). Tymczasem w podobnych opera cjach Schulza m am y do czynienia z sem antycznym i w ariacjam i na tem at tego samego słowa.
Szczególnie charakterystyczną postacią tych przekształceń jest w prozie Schulza wyliczenie (enumeratio). Elem ent inicjalny nie ty le rozwija się, ile otrzym uje kilka dopełniających pseudonimów, między którym i nie ma bezpośredniej styczności znaczeniowej. M ają one w yraźnie ch arakter współrzędny (parataktyczny — ty p u i... i... i) i rządzą się zasadą skojarzeń, chociaż nigdy nie dowolnych. Ta właśnie asocjacyjna cecha wielu przekształceń w n arracji Schul za (wielosłowie) podporządkowana jest w ybitnie symbolistycznej m otywacji. Polega na mnożeniu elementów nazywających, ale z za łożenia nie mogących nazwać. Żadna nazwa nie jest adekw atna, dlatego jest ich tak dużo. Wszystkie razem tylko przybliżają się, tylko sugerują określone przejaw y zjawisk, ale zawsze też — jak pseudonim y — znajdują się w yraźnie obok Ze mot juste oraz — jak ekw iw alenty — obok rzeczy, której stają naprzeciw.
Awangardowej koncepcji wypowiedzi jako niedopowiedzianej Schulz 12 — T e k s t y 6/80
przeciw staw ia wypowiedź jako funkcję niewypowiadalnego. „Mię- dzysłow iu” przeciw stawione jest więc pozasłowie jako ten obszar ,,sensu”, na który w skazują poszczególne konstrukcje słowne, nigdy go w pełni nie osiągając.
W tekstow ych przekształceniach (poliptoton, ploke) odnaleźć moż na językowe korelaty idei „pierwotności słowa” : jednego „sensu” i „m itu ”. W pow tórzeniach — zasadę muzyczności. W obu razem — „sugestię” jako „w yrażanie niew yrażalnego”. W awangardow ej składni symbolistyczne idee.
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 1 7 8
2. M etafory i katachrezy
Powiedzieć więc teraz można, że w powyższych eksplikacjach prozy Schulza czytelnik odnajdzie — mutatis m u ta n
dis — zarówno reguły tw orzenia „m etafory”, „pięknych zdań” czy
„pseudonim ów” zgodne z awangardową sztuką poetycką, jak i sześć zasad sem antycznych, które Sławiński określił jako wyznaczniki
symbolistycznej koncepcji języka poetyckiego. A więc: 1) asym etrię
znaku i sensu; 2) bliskość słów sem antycznie odległych; 3) ruch sensu poprzez naw roty, pow tórzenia i odbrzmienia; 4) uczestnictwo słowa w sensie globalnym; 5) ziarnistość znaczenia słów prow adzą cą do konstrukcji wyliczeniowych; 6) przepływ anie znaczeń z jed nego słowa w d ru g ie 5. Nie chodzi tu jednak o redukcję prozy Schulza do dwóch wielkich systemów estetyczno-retorycznych po ezji XX w., lecz o podkreślenie, że twórczość narracyjna autora
Sklepów cynamonowych oglądana od strony konstytuujących ją
poetyk jest zjawiskiem o niezwykłej oryginalności. Nie pow inna także dziwić kom plem entarność reguły poetyk sym bolistycznych i aw angardow ych w prozie Schulza. U podstaw tych wielkich, an ty - m im etycznych system ów poetyckich znajduje się bowiem zasada Schulzowi najbliższa: „pisać to znaczy nie mówić wprost”. Jak wiadomo, wypowiedzą ją (wprost) Ch. Morice i T. Peiper, S. Mal larm é i J. Przyboś.
W spomniałem, że m etaforyczne przekształcenia w prozie Schulza m ają ch ara k ter m etajęzykow y, są ciągiem nieustannych translacji z jednego porządku leksykalnego na inny, choć o podobnym zna czeniu. Oznacza to, że pomiędzy prym arnym , nazwowym, dosłow nym użyciem słowa a porządkiem m etajęzykow ym ustalają się re lacje swoistej ekw iw alencji. Także w planie tego „języka altern u - jącego” 6 dostrzec można w yraźną stabilizację używ anych elem en tów. Dzięki niej ujaw nia się z kolei pow tarzalność większych ze
5 J. Sław iński: Sem antyka Leśmiana. W: Studia o Leśmianie. Red. M. Gło w iński i J. Sławiński. W arszawa 1971.
6 Zob. M. Płachecki: Metafora — powieść — światopogląd. Na materiale «Fa
społów słownych (np. motywów), które persew erują w tekście w funkcji specjalnych kodów tem atycznych. W szystkie te w yrazy tw orzą wyraźne pola tem atyczne, skupione wokół określonego cen tru m leksykalnego, którym najczęściej jest czasownik lub rzeczow nik. Do stale pojawiających się kodów tem atycznych należą pola tem atyczne takich pojęć, jak „sztuka” (głównie słownictwo zwią zane z teatrem , muzyką, plastyką i architekturą), „m it” (nazwy starotestam entow e i antyczne) i „n atu ra” (słownictwo związane z wegetacją). Nie chodzi tu jednak o wyodrębnienie głównych pól tem atycznych prozy Schulza jako leksykalnych korelatów płasz czyzny tem atycznej jego utworów, chociaż byłoby to zadanie b ar dzo ciekawe. Pojaw iają się one w innej funkcji niż tzw. słowa- -klucze w poezji — tworzą bowiem rozbudowaną technikę tran s lacji nazwy w pseudonim, w porównanie oddalające nazwę od rze czy. A dokładniej: służą wysłowieniu danego zjawiska w słownictwie najczęściej od niego bardzo odległym, np. n atu rę przedstaw ia Schulz w słownictwie „literaturoznaw czym ” , ludzi opisuje w ję zyku „n atu ry ” (rozwój — zanik), codzienność — w terminologii „teatralno-m uzycznej” itd. Wiąże się to z jednym z najw ażniejszych zjawisk retorycznych w Schulzowskiej praktyce „poetyckiej”. Omawiana powyżej technika translacji jest bowiem kolejnym spo sobem „w yrażania niewyrażalnego” — polega na udzielaniu nazwy takim zjawiskom, które nazwy nie posiadają. Technika ta znana jest retoryce pod mianem katachrezy. Ściśle biorąc, term in kata- chreza w skazuje na dw a typy zjawisk sem antycznych: podstaw ą pierwszego — najbardziej znanego! — jest „niewłaściwe użycie w yrazu” (abusio), podstaw ą drugiego — o którym jest mowa po niżej — jest „brak właściwego w yrażenia”, czyli inopia 7. W drugim przypadku m am y do czynienia ze specyficznymi przekształceniam i sem antycznym i tak, że niektórzy badacze (P. Fontanier, H. Morier) w yróżniają katachrezy metonimiczne, synekdochiczne i m etafo ryczne, a inni (Lausberg) mówią naw et o sem antycznej odrębności między m etaforą a katachrezą 8. Nie wdając się w szczegółowe spe cyfikacje tych tropów i możliwość ich w zajem nych połączeń (ca-
tachrese directe lub croissante), na użytek poniższych rozważań
przyjm uję, że m etafora i katachreza nie są tropam i w yraźnie prze ciwstaw nym i (jak np. porów nanie i m etafora). T rak tu ję więc k ata- chrezę jako typ szeroko rozumianej m etafory, który wyróżnia się charakterystycznym mechanizmem semantycznym (sposobem prze kształcania jednostek wyjściowych w nową całość znaczeniową). „M etafora — pisze Lausberg — tym się różni od katachrezy, że
7 Zob. H. Lausberg: Tropy. Tłum S. Stabryła. „Pam iętnik L iteracki” 1973 z. 1, s. 204.
8 Zob. P. Fontanier: Les figures du discours. Paris 1968, s. 213—220; por. H. Morier: Dictionnaire de Poétique et de Rhétorique. Paris 1975, s. 169— 178; Lausberg: op. cit., s. 197—207; T. Todorov: Théories du symbole. Paris 1977, m.in. s. 113, 128.
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 1 8 0
m etafora jest przeniesieniem od rzeczy posiadającej nazwę do rze czy posiadającej nazwę, a katachreza od rzeczy posiadającej nazwę do nie nazw anej (...)” (s. 202). Jak wiadomo, w praktyce aw angar dzistów m etafora służyła przekształcaniu zastanych jednostek języ kowych, np. nazw y — w peryfrazę, frazeologizmu — w w yrażenie poetyckie. W tym sensie m etafory zw rotniczan były środkiem prze kształcania istniejących form języka potocznego. Tymczasem se m antyczna funkcja katachrezy jest nieco inna, ponieważ służy nazyw aniu tego, co jeszcze w języku nie nazwane łub nienazyw alne. Inaczej mówiąc, udzieleniem nazw y powołuje się te zjawiska do istnienia. „Nie nazw ane — przypom inam Schulza — nie istnieje dla nas”. O ile pseudonim poetycki jest wypowiedzią sem antycznie nie zwykłą, o ty le znaczenie katachrestyczne jest w języku czymś zwy czajnym, ponieważ nie przekształca, lecz użycza zwykłego znacze nia leksykalnego. „K atachreza — pisze M orier — rozw ija się od term in u właściwego (propre) do term inu m etaforycznego”. Jako zjawisko lingwistyczne katachreza polega więc na inkorporacji nie znanych treści do nom enklatury już ustabilizow anej: nazyw a nie znane przez znane. K atachreza jest tym samym podstawowym tro pem stosowanym we wszelkich wypowiedziach opartych na ana logii — a do tych należą niew ątpliw ie liczne tezy symbolistyczne 9. W arunkiem zakom unikow ania tego, co „niew yrażalne”, są bowiem albo określenia negatyw ne, albo nazw y z istniejącego już porządku znaczeniowego. Jak starałem się wykazać, proza Schulza dostarcza obu tych przykładów w obfitości. Analizowane powyżej m etajęzy kowe przekształcenia słowa spełniają w arunki wym agane od szero ko rozum ianej m etafory, niem niej pełnią one niew ątpliw ie funkcję
katachrestyczną. We w szystkich bowiem przypadkach nazyw ają
takie własności rzeczy, zjaw isk lub ludzi, które są niew yrażalne w słownikach związanych z nim i tem atycznie. Wypowiedzi w p ro zie Schulza oscylują więc stale m iędzy przekształceniem zastanego porządku znaczeniowego na nowy (i to je zbliża do aw angardow ych p rak ty k m etaforycznych) a nazyw aniem zjawisk nie mieszczących się w polach tem atycznych zastanego słownictwa języka n a tu ra l nego (to zaś pozwala mówić o katachrezie). Dla w yostrzenia opisy w anych tu zjawisk sem antycznych w n arracji autora Sklepów cy
namonowych powiedzieć można, że procesy metaforyzacyjne sta
nowią aw angardow e skrzydło m etafory Schulza, podczas gdy p ro cesy katechrestyczne — jej skrzydło symbolistyczne.
W spom inanych już przekładów z jednego porządku znaczeniowego na inny jest w prozie Schulza znacznie więcej. W szystkie one po w odują zacieranie się ostrości znaczeniowej i wyłączności określonej
8 „Rzeczywista lub wyobrażona przez ludzi analogia w arstw bytu prowadzi do tego, że katachereza jest bardzo częsta, poniew aż dla zrozum ienia bytu i jego struktury stanow i korzystne i konieczne zjawisko sem antyczne” (Lausberg:
dom eny przedm iotowej prozy Schulza (ludzi, przedmiotów, stanów rzeczy czy zdarzeń) i wszystkie też tworzą niezwykle ważny m e chanizm semantyczny narracji tych utworów. Polega on na takim ukształtow aniu linearnego rozwoju tekstu, że między zdaniami n a w iązują się równie silne związki zarówno w planie nazywania, jak i w planie metaforycznym . Kolejne segm enty wypowiedzi rozw ijają nie tylko przedm iotow y sens określonych zdań, ale także jak gdyby sczepiają pola semantyczne określonych wyrazów. Na krótkim od cinku narracji grupują się więc jednostki tworzące to samo pole tem atyczne (lub kilka takich pól). Użycie jednego z tych wyrazów przyw ołuje natychm iast użycie innych słów-sąsiadów lub powo d u je powtórzenie tego słowa w nieco zmienionym kontekście. Na tej właśnie zasadzie rozw ijają się w prozie Schulza m otyw y „czy ta n ia” czy wegetacyjnego rozwoju przedmiotów i ludzi.
Towarzyszy im także inny mechanizm rozwoju n arracji — kolejne zdania rozw ijają potencję znaczeniową porównań zdań poprzednich, np. „Dni stw ardniały od zimna i nudy, jak zeszłoroczne bochenki chleba. Napoczynano je tępym i nożami, bez apetytu, z leniw ą sen nością” (SC, 66). O ile jednak w pierwszym przypadku można było bez tru d u rozpoznać serię leksykalną tworzącą pole tem atyczne długich odcinków narracji, o tyle w drugim mechanizm znaczenio wy bazuje na niespodziewanym skojarzeniu, jest nieprzew idyw alny i jednorazowy. Widać to w yraźnie na przykładzie porównań. W szystkie omówione dotychczas zasady i odmiany funkcjonow ania m etafory w prozie Schulza w skazują, że autor ten przyw iązyw ał w ielką wagę do takiego funkcjonowania m etafory w tekście, która byłaby nie punktow ą figurą, lecz ruchem znaczeń, swoistym proce sem rozw ijającym się na długich odcinkach wypowiedzi n arracy j nej — nie m etaforą, lecz m etaforyzacją. Prozie n arracyjnej technika ta była w zasadzie nie znana. Jedynym pisarzem w Polsce, k tó ry przed laty uczynił z niej dom inantę sem antyki narracji, był W a cław B erent i dlatego Oziminę uznać można za rewolucję w ewolu
cji polskiej powieści XX w. Szczątkowe ślady tej techniki, św iad
czące raczej o poetyckiej potencji prozy niż o jej spełnieniu, spotkać można w realizacjach tzw. stylu impresjonistycznego (m. in. Że romski, Kaden-Bandrowski), co w pewnym stopniu tłum aczy fascy nację Schulza językiem powieści tych pisarzy 10.
W ło dzim ierz Bolecki
10 A rtykuł ten jest nawiązaniem do moich w cześniejszych analiz opubliko w anych pt. Schulz: ję z y k poetycki i proza. „Teksty” 1979 nr 6.