rsr. r a . We Lwowie. Środa dnia 29. Marca 1876 R o k X V .
Wychodzi codziennie o godzinie 7. rano, z wyjątkiem poniedziałków i dni poświą-
tecznych.
P rzedpłata wynosi:
MIEJSCOW A kwartalnie . . . 3 złr. 75 cent.
„ miesięcznie . . . 1 „ 30 „ Z przesyłką pocztową:
•2 | w państwie sustrjackiem . 5 złr. — e t J3 do Prus i Rzeszy niemieckiej . •
£ f ” Belgi? i Śzwajcarji . . . . I 50
£ I „ Włoch, Turcji i księt. Naddu. f td I „ S e r b ii... j
Numer pojedynczy kosztuje 8 centów.
GAZETA NARODOWA
e d p ła tę i o g ło s z e n ia p r z y j m u j ą :
„ C LW OW IE bióro administracji „ G a r Nar.*
pray ulicy Sobieskiego pod liczba 12. (dawniej no
wa ulica L 20!) i ajem ja dzienników W. Piątkow skiego. plac katedralny 1. 7. W KRAKOWIE: księ
garnia Adolfa Dygasińskiego. Ogłoszenia w PARYŻU przyjm uje wyłącznie dla „Gazety Nar.* ajencja p.
Adama, Correfour de la Croix, Ronge 2. prenume
ratę zaś p. pułkownik Raczkowski, Fauboug, Poi- sonniere 33. W W IEDNIU pp. Haasenstein e t Yogler,
• ' — bgasse, A. Oppelik Wollzeile 29. R otter nergasse 13 i G. L. Daube e t Cm. 1.
M aiw iilianatrasse 3. W FRANKFURCIE: nad Me
nem w Ham burgu pp. Haasenstein e t Yogler.
OGŁOSZENIA przyjm uję się za opłatę 6 centów od miejsca objętości jednego wiersza drobnym dru
kiem. Wisty reklamacyjne nieopieczętnowane nie ulegaję frankowaniu. M anuskrypt* drobne nie zw racaję się, lecz bywają niszczone.
O d a d m in is tr a c j i.
Zapraszamy szanownych prenumeratorów naszych do wczesnego odnowienia prenumera
ty na II. kwartał 1876.
Cena prenumeraty na „Gazetę Naro
dową" pozostajo ta sama, t. j.:
z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą wraz z „Tygodni
kiem Niedzielnym rocznie . . 20 złr. — ct.
półrocznie . . 10 „ — „ kwartalnie . 5 „ — „ miesięcznie . 1 „ 70 „ W m i e j s c u bez „Tygodnika Niedziel-
nego“ wynosi prenum erata:
rocznie . . 15 złr. — ct.
. półrocznie . . 7 „ 50 „ k w artalnie. . 3 „ 75 „ miesięcznie . 1 „ 30 „
(Agitacja moekalofllskie w sprawie gładowej nie ustaję. — Pisma wojskowe przeciw lichwie.)
Ustęp sprawozdania Wydziału krajowego w s p r a w i e g ł o d o w e ; j , że prócz tej spra
wy są „jeszcze inne p i l n e potrzeby" do za łatwienia, Słowo, jak wiemy, sfałszowało w ten sposób, że zamiast wyrazu „pilne," położy
ło „ p i l n i e j s z e , " i w imię ludzkości uderzy
ło na Wydział krajowy na mocy tego fałszer
stwa. Wykazaliśmy to fałszerstwo — ale Sło
wo go nie sprostow ało; a gdy i Wydział kra
jowy nie upomniał się o swój honor, w którym zawiera się coś daleko więcej niż dobra sława posłów, do jego składu należących, a nawet sprostowania nie zażądał, więc też Słowo brnie coraz dalej, i z nędzy tysiąca ruskich przewa
żnie włościan, czerpie raz po raz truciznę do najobrzydliwszej agitacji. Ośmiela się nawet pi
sać co następuje:
„Gazeta Narodowa zarzuca nam, że z spra
wy głodowej robimy środek agitacyjny. Dzię kujemy Jej za ten komplement, albowiem gdy
by ona nie była doniosła komisji głodowej — nota bene i polskiej publiczności bezstronnej — ie Słowo występuje przeciw lenistwu jej (tj.
komisji), komisja byłaby się podobno i do dzi
siaj nie ukonstytuowała. Faktem jest, że ty 1 k o nasz artykuł, z którym zresztą zgadzał się tu
tejszy Dziennik, przymusił komisję głodową wziąć się na serjo do rzeczy."
Znowu fałszerstwo. Kiedy bowiem Słowo podało, że posłowie ruscy zamyślają wnieść ua sejm sprawę głodową, już sprawozdanie Wy
działu krajowego było wydrukowane ; a kiedy myśmy donieśli o tej zapowiedzi Słowa, już i rozdane było posłom. Dopiero potem mogła się narodzić i działać komisja głodowa. A że ko
I ^ ia s i F a r y z e u s z e .
Prawda jak słońce razi oczy tych, którzy siedzą w ciemnościach. Jednych ona pociąga, godzi, przejmuje i zbawia, — drugich gniewa, oburza i potępia. Ale jak w pierwszem, tak i w tem działaniu zarówno ona zbawienna. Bu
dząc zawiści i gniewy, zmusza tych, którzy w maskach chodzili do pokazania, czem są i co czują. Faryzeusze, którzy b r a k u c z u c i a kryli p o z o r a m i s e r c a , w gniewie swym
zapominają o obłudnej swej szacie, a sofiści kłania'ó mo6gli) reziegtych towarzyskich sto- własną zabijają się bronią. A • punków a przedewszystkiem zdolności ukrywa - Czasy nasze obfitują w faryzeuszów; stroją nia myśli. Dla koterji tej wszelki się om w rozmaite szaty pokory poświęcenia, ruch jest w stręt^ wszelki zJapał p rz era ża;
F®1’?11 1 cnoty a tylko głos prawdy jasno i do- ustawiCZnie boi się ona, by ją przypadkiem do bitnie wypowiedzianej, zmusić ich może do wy-
jaśniępia przekonań ukrytych, do podniesienia przyłbicy. Oni wprawdzie do szlachetnej, otwar
tej walki nie zdolni, ale gdzie mogą i jak po
trafią, chytry, podstępny rozpoczynają bój, od czasu do czasu policją przyzywając na pomoc.
W tej brzydkiej walce, gdzie nie o zasady, lecz najczęściej o osobistości chodzi, każdy środek dobry, wszystkich używają sposobów, nie wahając się nawet przed nadużyciem świę
tości, chcąc, by i ta im za narzędzie ich na
miętności służyła.
Smutne to, bardzo smutne, tem smutniej
sze, że prawdziwe, że świeże fakta świadczą o prawdzie słów naszych. W ostatnich oto dniach faryzeusze na odgłos prawdy z zapałem i jasno wypowiedzianej, dobyli cały arsenał podstępnych środków bojowych, rozpoczęli działanie ohydną denuncjacją i wezwaniem policji na pomoc a w s t ę p u j ą c w y ż e j targnęli się na świę
tość, poważyli się nadużyć słowa Bożego, mo wnicy kościelnej dla czczej a zawistnej pole
miki, dla zohydzenia i ośmieszenia gorących słów miłości ojczystej.
Powiemy otwarcie, o co i o kogo nam chodzi, nie będziemy za przykładem pewnego mówcy polemizować nie wymieniając z kim, wyszydzać nie mówiąc kogo. Chcemy napiętno
wać, jak na to zasługuje, wystąpienie p. Lu
dwika br. Dębickiego w Przeglądzie Lwowskim, a następnie odpowiedzieć kilkn słowy na m i
s t r z o w s k ą według Czasu mowę ks. Zyg
munta Goliana, mianą na pogrzebie ś. p. Ale
ksandra Knrtza.
Faryzeuszów cechuje zła wiara, ta zaś przekonać się nie daje; nie dla nich więc i nie w celu polemiki czczej z nimi piszemy te sło
wa. Dyktuje nam je wzgląd inny; wzgląd na tych, co w prostocie serca wzięli pozór za istotę rzeczy, przybraną maskę religii za rze
czywiste przekonanie, nie podejrzywając fałszu i obłudy. Dyktuje nam te słowa więcej niż wzgląd, bo obowiązek święty wyświecenia pra-
misja na serjo wzięła się do rzeczy, to dlate
go, że członkowie jej i ci co ją wybrali, na se
rjo Ind kochają, szczerze cznją jego potrzeby i zaradzić im pragną, nie jak Słowo i poplecz
nicy, co lud ten — że użyjemy obcego a tra fnego wyrazu — tylko za K a n o n e n fu ti e r swo
ich celów niecnych uważają.
W dalszym ciągu ponownie S ło w o wraca do twierdzenia, że jeśli ze skarbu państwowe
go 700 000 złr. wyznaczono na zapomogę dla udn naszego, to jest to jedynie zasługą rus skich posłów Rady państwa. Ponowne to tw ier
dzenie jest ponownem kłamstwem. Dość zesta
wić daty, kiedy nasz Wydział krajowy i na
miestnictwo tą sprawą się zajęły, a kiedy po
ruszyli ją ci russey posłowie w Radzie pań
stwa. Kiedy oni się ocknęli, już badania co do ogromu nędzy okolic, nią dotkniętych, były w zupełnym toku tak ze strony Wydziału krajo- go i Wydziałów powiatowych, tudzież biura statystycznego, jak ze strony namiestnictwa i starostw. Chleb już był w piecu — gdy Naa mowicze, Juzyczyńscy itp. zapytali rządu, czy zboże n.i teu cbleb jest posiane.
Równocześnie podaje S ło w o list któregoś wspomnianych posłów russkich, powtarza
jący owe nikczemne wobec prawdy twierdze
nie, z różnemi przekręconemi szczegółami. Po
wiada np., że „polscy członkowie komisji bnd żetowej (Izby posłów), już ze względów huma
nitarnych nie mogli się sprzeciwiać przychyl
nemu tej komisji usposobieniu." Co za nikczem
ne podejrzenie! Czyż chcieli posłowie polscy przeciwić się wnioskowi rządowemu względem wyznaczenia sumy 700.000 złr.? Ale jakież to było owe „przychylne usposobienie" komisji ? Wszak sam autor listu o jeden wiersz wyżej powiada, że ks. Juzyczyński m isia! „komisji wyjaśniać nieszczęsne położenie ludu naszego, starał się w prywatnych pogadankach tak z członkami komisji jak i z wpływowemi osoba
mi rządowemi, każdego z nich przekonać, że koniecznym a nawet świętym jest obowiązkiem pospieszyć z pomocą dla naszego ludu wiej
skiego."
Autor tłumaczy dalej, dlaczego russey po
słowie w Izbie posłów nie poparli wniosków p.
Skrzyńskiego o polyyższenie owej sumy 700.000 złr. Oto dlatego, że p. Skrzyński „pra
gnął także okolice Galicji z a c h o d n i e j , po
wodzią nawidzone, wciągnąć w ustawę o zapo
modze głodowej." Otóż mamy humanizm tak zwanych russkich posłów — autentycznie a o- raz tak bezwstydnie zdemaskowany!
Ale i na tem nie koniec. Autor listu tłu maczy oraz, dlaczego ks. Juzyczyński przeparł w komisji Izby posłów, że wniosek rządowy zmieniono w ten sposób, iż zapomogi i pożycz
ki mają być dawane nie powiatom, ale tylko gminom.
Oto dlatego, powiada autor listu w Słowie,
„aby właściciele większych posiadłości nie mieli prawa otrzymywać pożyczki bezprocentowej, które to prawo byłoby im bardzo na rękę w niniejszych czasach bankrutowych." — O jakiż to humanizm wzniosły! Jeżeli już ten zamiar i postępek był nikczemny, przeciwny głównym zasadom nietylko chrześcianizmu, ale i maho- metanizmu, budaizmu i libertynizmu — to jak- wdy, a odkrycia i napiętnowania pewnych wro
gich naszemu narodowi tendencji i uczuć.
Na zgubę naszą, na wstyd nasz przed świa
tem a ku rozdwojeniu większemu powstało śród nas stronnictwo, koterja raczej, wygodne schro
nienie inwalidów umysłowych i moralnych. Ko
terja ta przyjąwszy za godło ubi patria ibi bene, wyzuta ze wszystkich uczuć gorętszych, pocią
ga ku sobie tych, którym u c z t o w a n i e w próżniactwie jest najmilszą ucztą. A że takich jest wiele po świece, więc i koterja ta rozra
sta się i coraz więcej rozszerza. O l adeptów swoich nie żąda ona nic więcej prócz pewnej, powierzchownej ogłady (gruntownej wiedzy broń B oże!), prócz giętkości karku, by łatwo i nizko
działania nie zmuszono. Toż cichaczem nurto
wała ona i starała się zabić w kraju wszelki poryw do czynu i pracy, a chcąc być nietykal
ną, ogłosiła wszem wobec, że ona i ona repre
zentuje tylko kościol katolicki w Polsce, że ty l
ko śród niej zbawienie.... I tu już stała się szkodliwszą. Pierwej jak każdy pasożyt, nie przynosząc nic społeczeństwu, biernością swoją czyniła mu szkodę, lecz p o s t ą p i ł a w y ż e j i stała się ohydną, gdy biorąc na siebie maskę katolicyzmu, poczęła go kalać w oczach spół- ziomków. Dlatego też napiętnowania godna.
Zrazu koterja ta błąkała się bez nazwy a nie umiejęc stworzyć sobie programu, nie ma- jąć śród siebie wybitnych charakterów, ani lu
dzi cywilnej odwagi, nie śmiała śród społeczeń
stwa szczerze katolickiego i polskiego wznieść swego sztandaru i odkryć hasła. I byłaby zgi
nęła niechybnie. Tu też niebaczność innego stron
nictwo przybyła jej z pomocą. Rzucono niedo
łężnej koterji nazwę u l t r am o n t a n ó w, a tem samem dano jej pewną tradycję, zakreślo
no program, wynaleziono przyczynę istnienia, zapewniono b y t; z koterji utworzono stronni
ctwo. Faryzeusze chwycili w lot tę nazwę, po kilku z umysłu nieśmiałych protestacjach, przy
jęli ją za swoją, widząc, że to jedyny środek ocalenia. Rozpoczęła się walka liberałów z o- chrzczonymi już ultram oatanam i; pierwsi domy
ślając się fałszywie, podsuwać im poczęli jakieś tendencje, spiski i knowania, ci zaś radzi, że w tej nietrudnej walce życie znaleźć mogą, pod
nieśli głowy wysoko jako obrońcy wiary i ko
ścioła.
Jakie ich zasługi na polu tej walki, wia
domo każdemu, kto trzeźwem okiem przypatry
wał się jej przebiegowi. Faryzeusz dziękował Bogu, że nie jest jako celnik, klęczący w przed sieniu świątyni Pańskiej i z pokorą bijący się w piersi. Uitramontanin lwowski lub krakow
ski zadawalając łatwe swe sumienie ostenta- cyjnem spełnianiem katolickich praktyk, rzuca
żeż nazwać jawne i wesołe chełpienie się takim zamiarem i postępkiem, zwłaszcza gdy autor poprzód zarzucił Polakom brak humanizmu!
Niestety, dotknąwszy jednej kałuży nędzy brudu, musimy poruszyć jeszcze drugą.
Pod nap. „ P a t e n t o l i e h w i e i l i c h w a p a t e n t o w a n a " podaje wiedeńska Milit&rztg. następujący arty k u ł:
„Trudno odmówić niejakiej słuszności teo
retycznej owym ogólnikom ekonomicznym, które niegdyś wytaczauo przeciw patentowi o lichwie i które ostatecznie do zniesienia tego patentu doprowadziły. Z bólem jednak sktnstatow ać musimy, że ten krok „liberalny" pociągnął za sobą głębokie a dotkliwe skutki dla a r m i i a zwłaszcza dla o f i c e r ó w .
Znosząc patent o lichwie, zerwano bez względu ostatnią, choć słabą zaporę, która do
tąd nieraz jako tako zasłaniała biednego, czę
stokroć nie z własnej winy w długi wciągnię
tego oficera od nienasyconej^ pożądliwości ży
dowskich dusz lichwiarskie®
„Z tą ostatnią zaporą, która lichwiarza z profesji trochę do ostrożności a niekiedy, ze względu na własną skórę, do pobłażliwości zmuszała, zgasła ostatnia iskierka ludzkości w tych pijawkach, które — dzięki naszej nędznej płacy — daleko większą część pensji ogółu oficerów niższych pochłaniają, niż się to „ho- henorts" może śni.
. Ale my to wiemy, i nie zdołamy nadal patrzyć spokojnie, jak los hiezliczonych mło
dych a pełnych nadziei oficerów zupełnie spo
czywa w harpagonowych szponach garstki „Geld- jaden", przez których bywają aż do ostatniej kropelki wyssani, zrabowani i z kretesem ruj
nowani.
„Patent o lichwie zniesiono, trzymając się całkiem ogólnikowych zasad ekonomicznych.
Stosunki armii jednak są całkiem odrębne, wy
jątkowe, to też zasługują na odrębne i wyjątko
we uwzględnienie, i takowe im się należy. W kredytowych interesach w ogóle bywa lichwa wy
jątkiem — u członków armii zaś jest regułą. Już to samo jest dobitnym doWodem odrębnego po
łożenia armii wobec patentu o lichwie, a nawet konieczności opieki dla członków armii od skrajnego przynajmniej wyzyskiwania.
„Na to jednak nie zważauo. Starauo się tylko co prędzej uwinąć z ustawą, wobec ogól
nego ruchu komercjalnego przestarzałą, i przy pomocy pewnych fint, ciągłe omijaną.
„Ale ze zniesieniem kary na lichwę, stała się lichwa według zasady „Co nie jest zakaza
ne, to jest pozwolone" — zarobkiem, chociaż nie przyzwoitym — ho o to żyd lichwiarz wcale się nie troszczy — zawsze jednak po- zwolonym. Nie dość, że ze zniesieniem patentu o lichwie wydarto nieboraiowi dłużnikowi o sta
tnią broń na nieznającego żadnych względów wierzyciela, ale nadto wciśnięto tę broń wie
rzycielowi, gdyż odtąd każdemu lichwiarzowi wolno, dla ściągnięcia najszaleńszych nawet procentów, użyć całej surowości prawa przeciw nieszczęśliwemu, wszelkiej opieki prawa pozba
wionemu dłużnikowi.
„Cóż np. powiedzieć na to, gdy dokumen
tami wykazano, że pewnemu porucznikowi, któ
ry 24 złr. na procent 4 złr. miesięcznie (tj. 200
prc. rocznie) pożyczał i na to jnż 34 złr. spłacił, mimo to wyrokiem sądowym trzecią część jego skąpej gaży na tak długo zasekwestrowano, dopóki całego kapitału 24 zlr. wraz z zaległe- mi i tymczasem nowo narosłemi procentami w kwocie 22 złr., a więc 80 zlr. za otrzymane 24 zł. wierzycielowi nie zapłaci.
„Albo np., jeżeli pewien podporucznik mógł 100 złr. dostać tylko pod warunkiem płacenia 20 złr. pr. na miesiąc. Podporucznik spłacił już 80 zlr., mimo to został pozwany, w kontumacji zasądzony i zasekwestrowano mu trzecią część gaży na tak długo, aż cały kapitał wraz z na
rosłemi do czasu spłaty procentami uiści. Gdy jednak trzecia część gaży tylko 16 złr., a sam procent 20 zlr. na miesiąc wynosi, a zatem za sankcją sądową dług porucznika o 4 zlr. mie
sięcznie wzrasta, mimo że 16 złr. co miesiąc spłaca.
„Tak się u nas dzieje obecnie; oto skutki nierozważnego kroku. P atent o lichwie zniesio
no, tym sposobem lichwę poprostu urzędowo sankcjonowano! Pojmujemy przykre położenie sędziego. Mimo wstrętu do służenia lichwia
rzowi za narzędzie wykonawcze, nie może on pomijać martwej litery ustawy, i obowiązany przysięgą, wydaje nieraz wyrok, któremnby nigdy nie był dał mocy prawnej, gdyby mógł słuchać swego sumienia. Ale też niepodobna nam zarządzeń prawnych, dopuszczających ta kie o pomstę do nieba wołające nadużycia, u- znawać za dobre i sprawiedliwe. A jeśli się zważy, że władza wojskowa, zamiast ratować swego pupilia od tych pijawek łotrowBkich, je szcze sama musi im służyć za narzędzie wy
konawcze: to każdy z nami przyzna, że niepo
dobna na zawsze zatrzymywać stanu rzeczy, który co dzień i co godzina poczucie prawa całej klasy do głębi obraża, i pod pewnym względem usprawiedliwia skargę, że członko
wie armii są z wszelkiej opieki prawa wy
zuci."
Artykuł ten austrjackiej gazety wojskowej powtórzyły nawet gazety niemieckie, gdyż i tam podobny stan rzeczy istnieje. O jednej o- koliczności przepomniał autor artykułu, a to że pożyczki daje lichwiarz oficerowi tylko pod wy
raźnie wypisanem słowem honoru — a zatem nietylko kodeks prawniczy, ale i kodeks hono
rowy, tak bezwzględny w korpusie oficerskim, opiekuje się lichwiarzem. Jaki tego skutek ? — oto albo dymisja, albo kula w łeb — a po
przód jeszcze zupełna ruina majątkowa.
Minister konstytucyjny w Izbie berlińskiej.
W Jakiem poszanowaniu jest konstytucja u władz administracyjnych w Ziemiach polskich zaboru pruskiego, wiadomo dostatecznie naszym czytelnikom. Niestety, często przychodzi nam notować przykłady gwałtów, które zdawałyby się możliwemi tylko tam, gdzie absolutyzm i dowolność panują.
W ostatnich czasach wiece polskie stały się nowym dla władz administracyjnych powo- dem do pogwałcania praw i wolności, poręczo- kamieniem potępienia na wszelką pracę podję
tą dla dobra ogółu nie z jego inicjatywy, na wszelką cichą, nie według jego metody zasłu
gę. A że mu wychowania brak, więc ła je ; że mu brak miłości chrześciańskiej, potępia. Nie
nawidzi jedności; wszelki krok, prowadzący do zjednoczenia serc i rąk polskich, gniewa go i oburza, bo z nastaniem jedności on straciłby rację bytu, musiałby zejść na stanowisko od
powiednie mu i należne; przy wspólnie podjętej pracy, on musiałby także pracować, on, który pracować nie chce i nie umie, on by musiał także ukochać to, co umiłował naród, a w spo- pielonem jego sercu nie ma miejsca na miłość, bo miłość poświęcenia wymaga, uitramontanin zaś interes swój osobisty, ceniący nad wszyst
ko, poświęceń nie rozumie, ofiarą się brzydzi i jej się obawia ja k zmory. To nam tłumaczy ca łe działanie faryzeuszów naszych, to wyjaśnia powód ich nienawiści do wszystkiego co szcze
rze polskie, co nosi cechę miłości ojczystej ; to nam wyjaśnia przyczynę, dlaczego przybrali oni maskę katolicyzmu, dla jego obrony nie czyniąc nic zgoła, szkodząc mu owszem i kompromitu
jąc. Przystąpm , teraz do faktów.
Targowica zwała zdrajcami i rewolucjoni
stami tych, którzy bronili konstytucji 3. m a ja ; koteija krakowskich i lwowskich Stańczykom ultramontanów widzi rewolucję w nabożeństwie żałobnem dla tego tylko, że ono nie za dyrek
tora banku, ale odprawiało się za duszę wiel
kiego poety-belwederezyka. Od niedawno to je dnak koterja ta, tak zuchwale występować się poważa. Zrazu przemawiała ona skromniej, b a
ła się tylko niby rewolucyjnych menerów, ska
rżąc się, że w powstania 1863 r. bardzo dużo ich było. Potem p o s t ą p i ł a w y ż e j i już całe powstanie 1863 r. było według niej ohy
dnym wybrykiem rewolucyjnych dążności i kno
wań masońskich. Z kolei p o s t ą p i 1 a j e s z c z e w y ż e j , już samą ideę powstania cie
miężonego narodu ogłosiła za niegodną i wy
stępną; stworzono wyraz apoteoza powstania, aplikowany przy każdej sposobności, wyrzuca
ny jak zbrodnia każdemu, kto tylko śmie wy
powiedzieć, że miłość ojczyzny jest obowiąz
kiem. Jeśli to wstępowanie dalej pójdzie, to ciekawych w końcu dowiemy się rz ecz y ; po
stęp ten grozi tem, że i Rejtan i Pułascy zo
staną ohydnymi rewolucjonistami, a niezawodnie przepadnie i Kościuszko. Wtedy to nastąpi sa
mobójcza śmierć tego zacnego stronnictwa ; za- bije się własnem, grzecznie mówiąc, szaleń
stwem.
Dziś przeszli już oni krytycznie rok 1863 a pomału zbliżają się do powstania listopado w ego; jest więc nadzieja, że za lat parę do Kościuszki dojadą. Tymczasem hr. Ludwik Dę
bicki w maleńkim ustępie artykułu swego w Przeglądzie Lwowskim (z Ostrowa do Rzymu) zainterpelował policję, dla czego nie zgnębiła w samym zarodku rewolucyjnych porywów
nych konstytucją obywatelom państwa. Ażeby utrudnić ludności polskiej zgromadzanie się i pouczanie wzajemne w sprawach najbliżej ją obchodzących, wymyślono dziwną teorję jak na państwo konstytucyjne, że ludność, zgromadzo
na na wiec, może obradować tylko w tym ję zyku, który jest znany obecnemu policyjnemu urzędnikowi. Teorję tę z początku stosowano z pewną ostrożnością i oględnością. Gdy jednak na interpelację posła szlązkiego, dr. Franza, minister hr. Eulenburg odpowiedział, iż uważa za rzecz wątpliwą, czy można w Prusach mó
wić na zgromadzeniach publicznych inaczej jak o niemiecku, urzędnicy niemieccy zaczęli coraz mielej napastować swobodę zgromadzeń pol
skich. W Prusach Zachodnich rozwiązano wie
ce w Skurczu, w Nowej C erkw i, w Świecu, ponieważ wyznaczeni policyjni urzędnicy oświad
czyli, że język* polskiego nie rozumieją. Z te go samego powodu rozwiązano w Złotowie ze
branie, które miało na celu porozumienie się co do wyboru kandydatów do dozoru kościelnego i reprezentacji gminnej. Samowola policji w tym wypadku była tem większa, że zgromadze
ni nie byli nawet obowiązani ustawą do zawia
domienia władzy policyjnej o mającej się odbyć naradzie. Wreszcie rtzzuchwalona adm inistra
cja zastosowała swoją teorję i do Poznańskie
go, rozwiązując wiec polski w Włoszakowicach.
Przeciwko tym oburzającym nadużyciom po
licji wystąpił d. 21. b. m. w Izbie poselskiej w Berlinie poseł Łyskowski. Opowiedział on wy
padki rozwiązania wieców we wsi Skurczu i we wsi Nowej Cerkwi w powiecie starogardz
kim, należącym do obwodu rejencyjnego gdań
skiego, w którym urzędowa statystyka podaje wiejskiej polskiej ludności 110.803. Dalej opo
wiedział o rozwiązaniu wiecu w Świecu i zgro
madzenia parafialnego w Złotowie. P rzedsta
wiwszy te przykłady samowoli policyjnej, mów
ca dowiódł, że przy takiem postępowaniu pra
wo o stowarzyszeniach staje się iluzorycznem.
I cóż odpowiedział na tę interpelację, po
partą dokumentami, minister konstytucyjny?
Z długiego przemówienia hr. Eulenburga wyjmiemy tylko charakterystyczne ustępy:
„W całej tej sprawie — powiada minister — chodzi przedewszystkiem o to, czy ustawa i konstytucja państwa pozwala w ogóle odbywać zebrania, używające j ę z y k a , n i e b ę d ą c e g o k r a j o w y m , i to wtenczas nawet, gdy rząd nie ma do dyspozycji środków do wyko
nywania przez urzędników policyjnych atrybu- cji, jakie mu prawo nadaje. Przyznaję wpraw
dzie, że ani konstytucja, ani prawo o stowa
rzyszeniach nie zawierają wyraźnego rozkazu, że w zebraniach i w stowarzyszeniach, ulegają
cych prawu nadzorczemu państwa, wolno tylko obradować w języku niemieckim. Na kwestję tę jednak, panowie, niepodobna ze strony pań
stwa nic innego odpowiedzieć jak to, że przy
znawszy władzy państwa prawo nadzorowania zgromadzeń i stowarzyszeń, nie można tego prawa robić iluzorycznem przez to, że się po
zwala rozprawiać w języku, którym w całej okolicy żaden nie mówi urzędnik. Ani prawo o stowarzyszeniach, ani konstytucja nie wymaga od państwa, aby kazało uczyć się swoim urzę
dnikom po polsku. Łatwo przeto zdarzyć się lwowskich patrjotów i zezwoliła na to, ażeby
Polska rewolucyjna (sic) i konspiratorska (sic) w ystąpiła tak licznie na pogrzebie poety-bol- wederczyka a więc „ p r o p a g a t o r a r e w o l u c j i i n i e s t r u d z o n e g o k o n s p i r a t o r a . "
Do tej P o l s k i k o n s p i r a t o r s k i e j , mówiąc nawiasem, należała prawie cala kapituła łaciń
ska i ormiańska i nieprzeliczony zastęp ducho
wieństwa ; nie należeli zaś świętojurcy i stań- czyki. Ale nie zważając na to, zapalony świętą zgrozą zgorszenia, woła hr. Ludwik Dębicki i dowodzi, że pogrzeb śp. Seweryna Goszczyń
skiego, tem więcej był oburzającym, iż był on umyślnie wyprawiony w tym celu, by zaćmić wrażenie uroczystości jak ą P o l s k a k a t o l i c k a przygotowała ks. kardynałowi Ledóchow- skiemu w Krakowie. J a k a jest łączność pomię
dzy pogrzebem śp. Seweryna Goszczyńskiego a przyjęciem ks. kardynała, między modlitwą na grobie a mówką pochwalną lub toastem , odga
dnąć trudno, trzeba na to subtelnego wzroku, bystrego umysłu i logiki głębokiej hr. Ludwi
ka Dębickiego, autora artykułu o rocznicy 22.
stycznia w Czasie, w którym także wzywał i jak nam we Lwowie wiadomo, nie nadaremnie, policji. Z jego wystąpienia w Przeglądzie do
wiedzieliśmy się najdokładniej o tych jego przymiotach, jak też i o tej nowinie, że obe
cnie mamy śród nas dwie Polski, jedną rewo
lucyjną drugę katolicką. I po cóż ci rewolucjo
niści i patrjocl, taki np. Mickiewicz lub Gosz
czyński, taki Zygmunt Krasiński lub Zaleski Bohdan tęsknili i tęsknią za tą ojczyzną, po co woła za nimi cały naród, nieprzeliczony za
stęp patrjotów, że Jej niema, że J ą nam wy
darli i rozdarli i żalą się, że po nad Jej gro
bem, gdzie J ą dłoń wroga z dopuszczenia Bo- żugo do czasu wtrąciła, podnoszą się chytre, zdradzieckie głosy faryzeuszów, nie wahają
cych się nawet przed zniewagą własnej matki!
O narodzie szalony! hr. Ludwik Dębicki w s t ą p i ł w y ż e j i z wysokości tych zobaczył aż dwie Polski i zawołać musiał na policję, by je dną z nich, ową rewolucyjną, konspiratorską, modlącą się na grobie belwederczyka zaaresz
towała w imię porządku i bezpieczeństwa pu
blicznego.
Równocześnie z ową Interpelacją karcącą policję za wyrozumiałość zbyteczną dla rewo
lucyjnej Polski, ozwał się p o w a ż n y głos Czasu z zapowiedzią m i s t r z o w s k i e j , p o l i t y c z n e j m o w y ks. G o l i a n a . Docze
kaliśmy się wreszcie końca jej druku w odcin
ku Czasu i zaiste, przychodzi nam potwierdzić słowa tego dziennika, w innem tylko nieco zna
czeniu. Mowa ta rzeczywiście po mistrzowsku zbudowana; budowa ta wprawdzie trochę cięż
ka, ale za to piętrząca się wysoko; układ wprawdzie niefortunny, bo brak mu jasności, a co więcej logicznego związku, ale za to im
ponujące lozmiary; wreszcie mięszaniny tam dużo, może nawet za nadto, ale to wypłynęło
ztąd, że architekt z zasady nie chciał dobitnie okazać czego chce, a pragnął wszystkim dogo
dzić, ogólnym nastrojem oszukać patrjotów a treścią pochlebić stańczykom. W tem usiłowa
nia pomylił się: miał wznieść katolicki kościół, wybudował protestancką kirchę. Zdarzaj'ą się pomyłki i mistrzom, dziwić się przeto nie mo
żna, że się ks. Golian pomylił. Czas nazwał tę mowę p o l i t y c z n ą ; sądzimy, że to omyłka druku, bo nie polityczną ona była, ale ściśle osobistą i p o l e m i c z n ą . Wypowiedziana by
ła w widocznym celu przedrzeźniania mowy ks.
Krechowieckiego; uderzono w stół, nożyce się ozwaly. I gdyby one ozwały się były w innem miejscu i w sposób inny, nie dziwilibyśmy się wcale, bo znamy dobrze zasady patrjotyczne ks. Goliana i jego koterji. Ale co dziwi, obu
rza i gorszy, ie kapłan nie wahał się „d 1 a n ę d z n e g o p o k l a s k u " swego stronnictwa, podnieść glos na to tylko, by zohydzić miłość ojczyzny a następnie, by z zawiścią rzucić się na drugiego kapłana, podsuwając mu niegodne intencje i cele. Według ks. Goliana podniósł ks. Krechowiecki „zniewieściały (!) głos swój dla nędznego poklasku opinii apoteozując pa
trjotyczne uczucia." Jakiż ma cel m ę z k i (!) głos ks. G oliana? Czy ks. Krechowiecki po
wiedział co przeciwnego wierze lub kościołowi ? Gdyby tak było nawet, to do zwierzchności ko
ścielnej jedynie należy cenzura słów jego, a i wtedy nie mógłby ks. Golian występować z zarzutami na kazalnicy, bo na osobiste i pole
miczne spory miejsce w protestanckich zborach nie w katolickiej świątyni. Czy przeto wystą
pienie ks. Goliana ma cechę chrześciańskiej miłości? Nie! ma ono raczej cechę zawiści i współzawodnictwa świętokradczego na mównicy kościelnej.
O patijotyzmie ks. Golian chciał mówić, a to jedynie dla tego, aby w sposób szyderski przenicować patrjotyczne mowy ks. Krecho
wieckiego, które też w wielu miejscach wyśmie
wa i traw estuje niegodnie. Charakterystyczną zaś cechą tej m i s t r z o w s k i e j mowy jest rzecz małej wagi, ale zawsze znacząca; mó
wiąc niby o miłości ojczyzny, ks. Golian uni
kał starannie tego wyrazu, używając ciągle nie polskiego m iana: p a t r j o t y z m . Mówił też o nim ze wstrętem widocznym i tylko dla dogo
dzenia namiętności jeszcze widoczniejszej. Sam przyznaję na wstępie, że zanadto już wiele mó
wią o patrjotyzmie a zwracając się do swoich słuchaczy, oświadcza w ich imieniu: „ze to już robi znużenie i przesyt." Temu nie dziwimy się wcale, bo gdyby wszyscy mówcy tak pojmo
wali i głosili miłość ojczyzny jak ją pojął i wygłosił ks. Golian, to nie tylko znużenie i przesyt, ale w stręt i oburzenie wyrodzió by się mogło.
Zapowiedziawszy, iż o c n o c i e p a t r i o t y z m u mowa, sprowadza ją ks. Golian do naj pośledniejszego miejsca, do prostego uczucia