N r 6 4 . We Lwowie. Sobota dnia 18. Marca 1876.
Wychodzi codziennie o godzinie 7. rano, z wyjątkiem poniedziałków i dni poświą-
tecznych.
P rzedpłata wynosi:
MIEJSCOWA kwartalnie . . . 3 złr. 75 cen t
„ mieaigcznie . . . 1 „ 30 „ Z przesyłką pocztową:
w państwie austrjaekiem . 5 złr. — c t do P rus i Rzeszy niemieckiej . ■
' W ś z w a j ^ i : : : : , Włoch, Turcji i ksiet. Naddu. f w ent-
, S e r b ii...* . . . . } ' Nnmer pojedynczy kosztuje 8 centów.
I l o k X V .
CAZETA NARODOWA
P r z e d p ła t ę i o g ł o s z e n i a p r z y j m u j ą : We LW OW IE bióro administracji „Gaz. Nar.*
przy ulicy Sobieskiego pod liczbą 12. (dawniej no
wa ulica 1. 201) i a je sn a dzienników W. Piątków- -1_:----_l__ l x _ J . . « "T rrp . Trr .WtL’. U.5«
piA jjiuuje n ji ^ ó i n e ui* „ u azeiy ar. ajencja p.
Adama. Correfour de la Croiz, Rouge 2. prenume
ratę zaś p. pułkownik Raczkowski, Fauboug, Poi- --- --- »« W W IEDNIU pp. Haasenstein et Yogler,
j«i w Ham burgu pp. Haasensteiu e t Yogler.
OGŁOSZENIA przyjm ują się za o p ła tą 6 centów od miejsca objętości jednego wiersza drobnym dru
kiem. Listy reklamacyjne nieopieczętnowane nie ulegają frankowaniu. M anuskrypta drobne nie
L w ó w d. 18. marca.
(Petycja wychodźców bośniackich do jenerała Mollinarego. — Presse grozi sejmom, Nowa Presse ministerstwa. — Młodosłowieńcy kraińscy połą
czyli się znowu ze starosłówieńcami. —- Do spraw
ki ErtlowskieJ. — Sprawa wschodnia; aresztowa
nie Lnbobraticza. — Niepokojące wiadomości z Belgradu i Stambułu. — Oświadczenie ministrów franenzkich. — Dwa doknmenta w sprawie polskiej.) W y c h o d ź c y b o ś n i a c c y w Kroacji i na Pograniczu, w skutek rozkazu powraca
nia do domn, wystosowali następującą p e t y c j ę d o j e n . M o l l i n a r e g o , komenderu
jącego w Zagrzebiu i zawiadowcy P ogranicza:
.Dostojny P an ie! Z kilkn stron doszła nas wiadomość, że rząd miłościwego cesarza i kró
la monarchii Austro-W ęgierskiej, w porozumie
niu z rządami petersbnrgskim i berlińskim wy
słał do wszechpotężnego padyszacha pismo, żądające niektórych praw i ulg dla rajasów w Bośnii i Hercegowinie. Przez naszych mężów zaufania postaraliśmy się więc o to pismo, i kazaliśmy je sobie odczytać i objaśnić sądząc, że znajdziemy w niem lekarstwo i balsam na ciężkie nasze cierpienia.
Tymczasem dowiedzieliśmy się, że grożą nam burze nawet z tej strony, z której ocze
kiwaliśmy bezpiecznej ochrony.
Ciężkie cierpienia rajasów bośniacko-herce- gowióskich pod dzikiem, surowem i niedbają- cem o prawa panowaniem Turków, ich agów i begów są każdemu wiadome, i dla nich to bie
dni, sami sobie pozostawieni rajasowie mnsieli, dla opędzenia się rozpaczliwej doli, chwycić za broń przeciw szalejącemu ciemięzcy.
Nie rozumiemy przeto, dlaczego wspomnia
nemu pismu musiano dać takie a nie inne brzmienie.
Ale rozglądając się w niem, tak jak jest, przychodzimy do przekonania, że cierpienia i niedola biednych rajasów w Bośnii i Hercego
winie ani były powodem do tego pisma, ani też nie są przedmiotem onego.
Pismo to przecież samo powiada, że wy
wołane zostało powstaniem, lecz celem jego jest utrzymanie przy życiu i sile państwa suł- tańskiego. Z tego powodu zmierza to pismo je
dynie do pacyfikacji powstańczych prowincyj, nie zaś do wywyższenia krzyża ani też do za bezpieczenia postępu, praw i swobód człowie
ka, których krzyż jest podstawą Miano na o- ku tylko chwałę i cześć półksię^gga, tudzież oparte na nim prześladowanie i niewolę.
Niema więc, Dostojny Panie, w tern piśmie nic takiego, czegoby sułtan w Bwweh. h & ttik u - majach nie był już przyzwolił na korzyść ra ja
sów. Byłoby zbytecznem wyliczać wszystkie dotychczasowe przyrzeczenia i rozbierać ich wartość. Daremnem byłoby usiłowaniem łączyć żywioły, które natura nieodmiennie rozdzieliła.
A chociażby nawet krzyż mógł się pogodzić z półksiężycem, ze szkodą jednego lub drugiego, to potrzebaby na to wiele czasu i trudu.
Z doświadczenia wiemy, że obietnice wszech
potężnego sułtana nawet w czasach pokojowych nie były do urzeczywistnienia. A już najmniej stać się to może teraz, gdy cierpienia i krzyw
dy po obu stronach doszły do punktu kulmina cyjnego. Nam potrzeba szybkiej i stanowczej pomocy ze strony mocarstw, inna na nic nam się nie przyda. Jeżeli mocarstwa nie są w s ta nie użyczyć nam takiej pomocy, niechajże się o nas nie troszczą i nas samych pozostawią.
Jesteśmy przekonani, że wszelkie pismo, do kogę bądź wystosowanem by było, nic nam nie pomoże, jeżeli nie krwią i mieczem jest pisane.
Mocno też ubolewamy, że ci, co owe pis
mo wystosowali, chcą nam zatamować swobodę ruchów.
Powiadają, że mocarstwa musiały bronić czci i niepodległości sułtana; my sądzimy, że mocarstwa powinny były także bronić czci i swobody woli owych państw, które miały chęć i obowiązek przyjść nam z pomocą. Lecz tak
nie jest. Podczas gdy niezawisłość sułtana do znaje ochrony, zakuwa się Indy chrześciańskie w Bośnii i Hercegowinie w najcięższe kajdany, a nawet i państwa, które z większem prawem noszą miano „państw*, niż państwo stambul
skie.
Dostojny Panie! Z wysłanego do Carogro- du pisma widzimy, co nas czeka, nawet w ra zie, jeżeli je przyjmie sułtan. Turcy w Bośnii i Hercegowinie szydzą sobie zawsze z takich pism, mówiąc: .Nigdy krzyż nie może być po
stawiony na równi z koranem, nigdy giaury nie mogą mieć równych praw z potomkami pro
roka.*
Dostojny Panie! Byłeś łaskawym dla nas;
zanieś cesarzowi i królowi najgorętsze dzięki nasze za użyczoną pomoc i ochronę; proś je dnak cesarza, aby także na przyszłość nie od mawiał rodzinom naszym opieki i pomocy. My, którzy wkrótce będziemy mnsieli wrócić do oj czyzny. aby znaleźć tam wolność albo grób, prosimy Cię, racz nam zwrócić broń, którą przechodząc na tę stronę, musieliśmy oddać władzom. W broni bowiem, jeżeli nie ocalenie, to przynajmniej spoczywa rękojmia, że nie u mrzemy niepomszczeni.
Żywimy silną nadzieję, że ta nasza smutna prośba zostanie łaskawie przyjętą, i jak naj
rychlej wręczoną Jego Mości cesarzowi i królo
wi.* (Następuje 22 podpisów.)
Żydzi wiedeńskich i peszteńskich Presa, Blattów i Lloydów, którzy Anglię i Amerykę poruszają, ilekroć w Persii lub Rumunii jaki schwytany na oszustwie żyd otrzyma bastoua- dę, uderzyli sierdziście na tę petycję, wołając, że to nie petycja, nie prośba, ale pamflet pole
miczny w całem znaczeniu.
Na interpelację Polita w sejmie węgierskim w sprawie wychodźców, dał p. Tisza odpowiedź szyderczą; w kilka dni, dnia 15, bm. interpelo
wał znowu p. Kukulewicz — już nie wstrętny Madiarom opozycjonista serbski, ale Kroat, czy rząd nie zechce starać się, aby wychodźcy bo
śniaccy, których się do domu wypycha, mieli tam o czern żyć. Okropny sarkazm tkwi w tej interpelacji, którego żadną odpowiedzią najzu
chwalszą nie zatrze p. Tisza. Niegdyś, za cza
sów powstania greckiego, jak wiadomo z histo- rji, Metternich wydawał wychodźców greckich, z najznakomitszych rodzin, w ręce władz turec
kich, które wydanych na pale wbijały. Dzisiaj cywilizacja zajrzała nawet do Pesztu. Wychodź
ców nie wydaje się na pal, ale na głód. Go- dnetn uwagi jest, że rząd austrjacki inaczej po
stępuje jak węgierski. Nie słyszeliśmy dotąd, aby z Dalmacji pędzono wychodźców hercego- wińskich napowrót pod obrożę turecką, jak bo
śniackich z krajów korony wągiorskŁad- L a s o e r o w s k a Prcata jeszcze nie może się opamiętać z ciosu, jaki centralistom zadała większość sejmu tyrolskiego, i swój najnowszy sierdzisty artykuł taką kończy groźbą: „Cho
dzi zatem o usunięcie takich zjawisk anormal
nych, co się w ten sposób stanie, że z z a k r e su c z y n n o ś c i s e j m o w e j powoli w y ł ą c z o n e m będzie wszystko, co ma związek z zasadami polityki państwowej Tego musi poli
tyka konstytucyjna dokonać już w najbliższej przyszłości.* Organ ministerjalny grozi przeto sejmom polityką gwałtowuictwa, aż do osta
tniej konsekwencji rozwiniętą. Byłoby to mą
drze, gdyby nie doświadczenie, powiadające, że jak świat światem, najwyższa mądrość ziem
ska, posuwana do ostatecznego kresu, zamienia się w kontrast mądrości. I byłoby to skuteczne, t. j. centraliści osiągnęliby cel swój — zupełne sparaliżowanie sejmów, zupełne ogołocenie ich z prawa ustawodawczego, o ile nie dotyczy dziur w mostach (hr. L. Borkowski wróżył, że oprócz dziur w mostach pozostawione będą sejmom szpitale — omylił się, bo jak wiemy już ze sprawozdania Wydziału krtjowego, ministerjum i szpitale zabiera, ustawy krajowe, wydawa
ne właśnie w sprawach szpitalnych chce pod
dać nie pod sankcję korony, ale pojedynczego mi
nistra)— gdyby większość ich w Radzie państwa była czemś więcej niż fizyczną przewagą liczby, i to fortelami uzyskanej — gdyby posiadała dar twórczy. Jeżeli zaś, jak nawet Herbst pu
blicznie wyznał, centraliści nie mają z Rady państwa z czem wracać do domu; jeżeli nie po
dołają zadaniom, które na Radę państwa kon- stytneja w istocie nakłada, jeżeli nędza po
wszechna i krach, w formie niedoborów sięga
jący już w budżet państwowy, nie zdołały z większości centralistycznej wykrzesać ani iskier
ki patrjotyzmn i talentu: to jakżeż ta Rada państwa, ta jej większość podoła oraz zadaniom, które obecnie należą do kompetencji sejmowej a które według organu ministerjalnego mają być Radzie państwa przydzielone, mianowicie szkolnictwo, które przedewszystkiem wymienia Presse ? Wiemy t doświadczenia, że centralizm na mocy swojej przewagi fizycznej w Radzie państwa wszystkiego sobie pozwalać gotów;
możemy więc przypuszczać, że groźba Pressy zostanie, i to już „w najbliższej przyszłcśei*
ziszczoną. I cóż ztąd?... Oto tem prędzej runie centralizm pod brzemieniem ciężarów, które sam zwalał na swoje barki, — a runie z pola- manemi na zawsze, członkami. W obecnym sta
nie rzeczy, opozycja ^niczego sobie życzyć nie może jak tylko, aby pp. centraliści jak najener
giczniej i jak najbej;'oględniej pędzili w kie
runku, jaki sobie wytknęli. Tera prędzej staną u mety, t. j. u krach- .wego stronnictwa, jeżeli nie zarazem i państv
Gdy tak ministe- ina Presse uderzyła na sejmy, Nowa Prett /za na ministerjum, że zamiast ca roku za 1 sesję Rady państwa, sesję teraźniejszą ' vleka od r. 1873 (tj.
od chwili wyborów pośrednich), czego w żadnym parlam entu . rządzie niema, i tym sposobem uchyla s* obowiązku wyłuszcza- nia stanowiska swP mowach tronowych i od słuchania kry ty ! lamentów w adresach na mowę tronową, t *azem nie dopuszcza podnoszenia na now tedmlotów, które raz upadły. Naturalniej . tylko rząd, w istocie slaby, tak postępuje! a zarazem dziwimy się że taki wyrzut robi . "wa Press,, która dotąd sama wnosiła, aby seśfcę tylko odraczano, a nie
zamykano. M '
Ze s e j m u k r i f i ń s k i e g o nadchodzi niemiła dla centralistów i zapewne dla Dzien
nika Polskiego wiadomość, że posłowie rnłodo- słowieńscy na nowo weszli do kluba narodo
wego, zwanegostarosłdwieńskim. Młodosłowień- cy kraińscy zrozumieli, co to jest liberalizm semicko-teuttóski. Młódoezesi nie przyszli j e szcze do tego przekonania. Jeszcze zamało, ich zdaniem, ciosów zadali krajowi H erbsty, Schmey- kale i Pinkełesy. Złapie 3ię napowrót mlodo- słowieńców ze starosłówieńcami w Gorycji, jak wiemy, już dawniej przyszło do skutku.
Tagespressc donos’' w s p r a w i e E r t - 2 dobrego źródła, i o moskiewski pułkownik Mołostwow Bogu ducha winien, że już w styczniu otrzymał urlop do Florencji dla poratowania zdrowia, dokąd też się udał z Wiednia; że w ogóle tylko tyle uczynił, iż zwrócił uwagę swego kolegi pruskiego, p. F in
ka von Finkenstein na towary E rtla. Fink zo
stał odwołany z Wiednia, ale z awansem, bo otrzymał komendę pułku stojącego w Poczda
mie. Dalej powiada, że cała ta sprawa przy- sehnie, o ile państw obcych dotyczy, bo ka
żdemu wiadomo, że przeznaczeniem pełnomocni
ków wojskowych przy poselstwach jest tylko szpiegowanie sił wojennych państwa, w któ- rem pełnią swój urząd. Vaterland wykazuje, że E rtla (aresztowanego d. 22. zm.) nie można pociągać o zdradę, tylko chyba o szwindel, o oszustwo, gdyż w oddz ale, przy którym był E rtel, niema żadnych . iemnic* do zdradzenia.
Pewien znany jenerał , strjacki powiedział już daw no-. U nas są dwo; ie tajne p lan y : jedne, które są tajne nawet _ cym je spełniać je nerałom, i drugie, o ‘ ‘-rycb nawet wróble
U j ę c i e L n b i b tychezas zagadką. K< ,
mogło spowodować rzą austrjacki do tego kro
ku? Czy przeważyły względy chwilowe, czy o- gólna zmiana polityki'. Proste przekroczenie A t i c z a pozostaje do- f siebie zapytuje, co śpiewają na dachu.
braticz nie raz przechodził się po ulicach Du
brownika, a nikt nie myślał o schwytaniu jego.
Dziś przez przyaresztowanie tego dowódzcy oddano wielką przysługę Moskwie, Lubibraticz bowiem był najdzielniejszym i najuczciwszym kontrolorem intryg księcia Mikołaja. O szcze
gółach, odnoszących się do przyaresztowania przy- wódzców, tak pisze N. W. Tagblatt:
„Lubibraticz rozkazał dnia 9. bm. z brza
skiem dnia odpocząć w Viniani swemu oddzia
łowi. Odnośne miejsce zaznaczone było na k ar
em, jako położone jeszcze w Hercegowinie. O- koło południa stanął przed Lubibraticzem sta
rosta Daucha z kompanią piechoty, i oświad
czył mu, że przekroczył granicę austijacką.
Lubibraticz opierając się na karcie, sporządzo
nej przez austrjackiego oficera sztaba jeneral- nego w anstrjackim wojskowo-geograficznym za
kładzie, Roszkiewicza, zaprzeczał, by miał się dopuścić naruszenia granicy, rozkazał atoli na życzenie starosty Dauchy, cofnąć się swemu od
działowi.
Oddział ten zajęty był właśnie gotowaniem obiadu. Kapitan Fdouss, komendant kompanii, zaprosił Lubibraticza wraz z całym jego sz ta bom do siebie na obiad. Lubibraticz przyjął w dobrej wierze to zaproszenie. Gdy następnie chciał wraz z swymi towarzyszami powrócić do oddziału, wezwał go kapitan, by przenocował w Imoski, a gdy Lubibraticz nie chciał na to przystać, oświadczył mu otwarcie, że on i jego towarzysze są aresztowani. Tej samej jeszcze nocy wysłano jeńców pod strażą całej kompanii do Imoski, i umieszczono ich tntaj w koszarach żandarmskich. Dowództwo nad powstańcami ob
jął w miejsce Lubibraticza Aleksander Ilkasic z Newesini*.
Podług tego sprawozdania, Lubibraticz wcale nie dopuścił się naruszenia granicy.
B a r d z o n i e p o k o j ą c e w i a d o m o - i nadchodzą ze Stambułu i z Belgradu.
Przynosi je tym razem półurzędowa Polit. Corr.
List do niej, pisany z Konstantynopola d. 10.
b. m., wyraźnie przyznaje, iż usiłowania poko
jowe Austro-Węgier paraliżowane są wystąpie
niem Serbii. Wojskom tureckim, które od dwóch miesięcy cofnęły się od granicy serbskiej, na
kazano znów koncentrować się pod Niżem. Kon
centracja ta odbywa się w tej chwili z najwięk
szym pośpiechem. Siły tureckie, zgromadzone w tem miejscu, wynoszą 40.000 ludzi z 80 działa
mi. Porta ma unikać działania zaczepnego, a całą odpowiedzialność za zerwanie pokoju po
zostawić Serbii. Mimo wszakże alarmujących wieści z B lgradu, spodziewają się w Stambule, iż burza da się zażegnać za pośrednictwem mo-l carstw. O-JyLy ta aa&aiofa omyliła, aastĄpiły&y natychmiast zmiany w najwyższym personalu dywanu. Mahmud basza wraz z Raszydem ba
szą ustąpiliby miejsca Husseinowi Avni baszy i Midhadowi b asz y ; ten ostatni zostałby w.
wezyrem, a pierwszy seraskierem. Całość sił zbrojnych Turcji, skierowanych przeciw Serbii, wynosiłaby 250.000 ludzi.
O ś w i a d c z • n i e m i n i s t r ó w f r a n c a z k i c h, odczytane w Izbie deputowanych i w senacie, jest następującej treści: „Utrwalony już rząd republikański uzupełniony został przez wybór dwóch wielkich zgromadzeń, które we
spół z rządem tworzą władze publiczne. Praw o powszechnego głosowania dało sankcję wielkim rezultatom konstytucyjnym ostatniego Zgroma
dzenia narodowego. W ładza rządowa nie może mieć wyższego źródła w naszych społeczeń
stwach ludzkich; nigdy też nie powstał żaden rząd w sposób bardziej prawowity. Dalej o- świadczenie przypomina słowa odezwy mar- szałka-prezydenta z d. 13. stycznia, które mó
wią, że instytucje nie powinny być poddane re- wizji, dopóki nie będą w sposób lojalny wyko
nywane. Mądre te słowa będą ciągle dla nas prawidłem. Wielkość, i przyszłość kraju zawi
sły od lojalnego sprawowania ustaw konstytu
cyjnych. Pozostaniemy wiernymi duchowi libe
ralno-konserwatywnemu, który je ożywia, za ró wno w stosunkach do was, ja k i w przygoto
wywaniu ustaw. Żądać będziemy, aby podlegli nam urzędnicy byli wiernymi i wspierali nasze
zamysły, starając się, aby republika była poj
mowaną i ocenianą, t. j. że potrzebuje ona b ar
dziej niż którykolwiek inny rząd opierać się na świętych prawidłach religii, moralności i ro
dziny, na nietykalności i szanowaniu własności, oraz na zachęcania do pracy i czczeniu jej, a wreszcie, że sprzeciwiać się będzie awanturni- ctwu wojennemu, w jakie zbyt często popadały dawniejsze rządy.*
Oświadczenie wyłuszcza następnie położe
nie: „Budżet przedłożyć się mający opiera się na równowadze beż podwyższenia podatków i bez nakładania nowych ofiar na kontrybnentów;
pomimo tego zapewnia on spłatę długu nale
żnego bankowi francuskiemu. Nasze stosunki do państw zagranicznych nie straciły wniczem swojej przyjacielskiej i pokojowej cechy. F ran
cja przyłączyła się do usiłowań przedsięwzię
tych dla stłumienia niepokojów w zachodnich prowincjach Turcji. Żywimy nadzieję, że zgo
dność mocarstw, które w swojej zbiorowości wzmacniają uszanowanie traktatów i przywią
zanie do pokoju, przyniesie owoce. Żadne pań
stwo nie ucierpiało więcej od nas skutkiem wojny domowej, która pustoszyła Hiszpanię;
.dne też nie mogło wyglądać końca jej z żyw- em i szczerszem zadowoleniem nad Francję.
Reorganizacja naszych urządzeń m ilitar
nych odbywa się stopniowo. Będziecie mieli do orzeczenia pod względem przepisów zarządn armii i co do sztabu głównego. Następnie zwraca oświadczenie uwagę Izb na zużycie i upadek zapasów marynarki i mówi: P rzeobra
żenia w budowie okrętów spowodowały pań
stw a morskie do przyjęcia na siebie nowych ciężarów. F rancja zmuszoną jest także wejść na tę drogę i postępować po niej stanowczo i roztropnie. Staraniem będzie rządu nadać mą
dry popęd wykonywaniu robót publicznych.
Rząd zmierzając do pogodzenia słusznych do
magań się swobód z prawami państwa i konie- cznemi przywilejami władzy wykonawczej, u- czyni przedmiotem wniosków kwestje tyczące się udzielania stopni, wyższego wychowania i składu municypalności. Oświadczenie kończy się temi słowy: Nie bez wewnętrznego wzru
szenia rozpoczynamy pierwszą sesję republiki konstytucyjnej. Przewidujemy trudności, które ona nasuwa. Śmiemy tuszyć, że trudności te uchylone będą przez Waszą ufność w wysoką, lojalną mądrość prezydenta, za ciągłą zgodno
ścią obn Izb i wspólnem, gorąco upragnionem życzeniem ujrzenia znowu Francji dźwigającej się do wielkości przez wolność, porządek i pokój. “
Ogłosimy rychło dwa ważne doknmenta, 'almerstona do króla Belgów z 1863 r„ a wzy
wający pośrednictwa tegoż króla między Napo
leonem a Prusami. J est to jeden więcej doku
ment, wykazujący wielkie prawdopodobieństwo wojny europejskiej w 1863 r. w obronie niepo
dległości polskiej. Drugim dokumentem jest artykuł Westminsterskiej Gazety w obronie k a tolicyzmu polskiego.
S p r a w y s e j m o w e .
v h i.
(O oddziale obserwacyjnym przy lwowskim szpitalu).
W komisji sejmowej administracyjnej, upadł wniosek Wydziału krajowego o usta
nowieniu oddziału obserwacyjnego przy lwowskim szpitalu dla umysłowo chorych.
Jeżeli więc wniosek ten komisji przyj- mie Izba sejmowa, zniesionym zostanie ten oddział, tymczasowo urządzony przy szpi
talu. Wtedy każdy chory ze zboczeniami nmysłowemi, czy to rzeczywistemi, czy po- zornemi, czy opatrzony w przepisane doku
mentu, czyli też bez żadnych dokumentów, oddawanym będzie wprost do zakładu w
N o w e l l a B . B o le sła w itę .
(Ciąg dalszy).*)
— Pan hrabia wie że ja to mówię na pe
wnym fundamencie — zawołał Paschalski. — Różne się rzeczy ludziom trafiają... Zresztą jest to trochę przedawniona historja — ale dowody ja mam w ręka...
Panter milczał, słysząc tylko ostatnie sło
wa z przyciskiem wymówione, popatrzył na P a
schalskiego.
— Zimno biorąc ludzkie nasze interesa, — domówił Paschalski — bo się one inaczej nigdy jak chłodno i rozważnie brać nie powinny — cóż w tem złego? Czyż to nie spekulacja? nie ryzyko? nie handel??
Rozmowa tak cynicznie i dziwnie rozpoczę
ta — w tem. miejscu przybrała charakter od
mienny — po pewnym namyśle gospodarz wziął do okna Paschalskiego i począł z nim coś szep
tać na ucho. Zdawało się patrząc na nich, że się porozumiewać zaczęli. Mówili bardzo żywo, chwytając się za ręce... przyskakując i odstę
pując, —- to pierwszy to drugi na kilka kroków odchodził i powracał...
Zbliżali się niekiedy sobie do ucha. Prote
stował je d e n , bronił się d rugi, przekonywał pierwszy, tamten głową potrząsał przecząco.
Niekiedy słowo urwane buchało, jak z kipiącej wody tryskają krople gorące, to znowu szepta-
*) Zobacz nr. 41, 42, 43, 44, 51, 52, 53, 57, 58 i 59.
no coś niedosłyszanem mruczeniem Na chwilę do milczenia zmuszony, namyślał się Paschal
ski... to hrabiemu zdało się pragnąć argumen
tów...
W końcu hrabia Panter zdawał się osła
biony. Paschalski eoraz żywiej nacierając, brał górę — oczy mu się śmiały i świeciły. Ńaprze- miany potem jeszcze ten malał i uginał się, drugi rosnął. Atleci widocznie godni byli sie
bie — pasowanie się trwało dobre pół godziny, aż Paschalski wykrzyknął głośno:
— Tak, to rozumiem! zgoda!
H rabia parsknął.
— A ja tak nie rozumiem i rozumieć nie chcę — odparł śmiejąc się. — Dosyć. — Rad bardzo jestem żeś mi się asindziej wyspowiadał ze wszystkiego, i w wielu rzeczach mnie obja
śnił. Będę z tego korzystał, aby zapobiedz i niedopuścić...
Paschalski stanął osłupiały, zmieniła mu się tw arz, hamował gniew, który go opanował.
Dla niego nie tyle może w tej chwili szło o rzecz samą, jak o to, że został podchwyconym i oszukanym. Człowiek takiej przebiegłości, dać się wziąć jednemu grubemu Panterowi!!
— Serjo? — zapytał oprzytomniając. — Hrabia seijo myślić możesz, iż ja jestem tak głupi, że się wygadam i sparaliżuję sobie plany moje, przez lekkomyślną paplaninę? A! to wy
borne! to wyborne!
Począł się śmiać sucho i gniewnie.
— Hrabia sądzisz żeś przebiegi ejszy ode- mnie i że mnie starego wróbla weźmiesz... swoją przebiegłością... Jeszcze by też?? Ale od czegóż by w moich żyłach ta izraelska krew płynęła, którą mnie prześladujecie?? Ruszył ramionami, skłonił się — i wyszedł.
Przez cały prawie ranek Aniela, zostawiła ojca samego, nie wiedziała nawet co robił. Do
póki siedział w domu i był z osobami obcenji.
wiedaiała, że może być o niego zupełnie spo- kojną?
Znaczniejszą część tego czasu stary spę
dzi! na zwykłej, gorącej modlitwie, później sły
szała córka szelest papierów, i zdawało się jej, że czytać musiał. Gdy po odejściu Dyzi weszła do jego pokoju, zastała go palącego fajkę i spo
kojnie w krześle zadumanego.
— Zejdziemy na dół na obiad — rzekł stary — coś mi się po podróży jeść zachciewa, przyznam ci się.
— Na dół? do wspólnej sali? — zapytała Aniela niespokojnie, ale tatku kochany...
— Mógłbym tam kogo spotkać, zobaczyć, pomówić, cbciałbym spełnić misję moją i bliżej starać się poznać ludzi — mówił stary spokoj
nie...
Aniela zakłopotana widocznie, pocałowała ojca w rękę.
’ — Juściż byś mnie, kochany tatku, niechciał tak zostawić samą, a ja, taki mam wstręt do tłumu, tak by mi trudno było tam wejść między obcych, nie jestem ubrana, ani usposobiona dziś do towarzystwa... pełno wojskowych.
— Ale cóż my się tn tak sami będziemy nudzili do wieczora? — zawołał stary, bo na wieczór j a zaradziłem...
Córka spojrzała oczyma przestraszonemi.
ręce jej mimowolnie się splotły.
— Jak to ? — zapytała żywo.
— Na wieczór zaprosiłem już, kogo tylko znam z delegacji i z mieszkających tu ziom ków, na herbatę do nas. J a tam u tego Dauma siedzieć i gadać nie lubię, szpiegów pełno... Tu u nas będzie zupełna swoboda.
Z pobladłą twarzą, ze zwieszoną głową słuchała go córka, ojciec to spostrzegł.
- Herbata ci żadnego nie zrobi kłopotu, każemy j ą przynieść, a choćby i dziesięć osób przyszło, miejsca dla wszystkich dosyć się znajdzie.
Za późno już było protestować przeciw temu, Aniela posmutniała tylko i zam ilkła
— Mój tatku — rzekła — ale przynajmniej
gaty człowiek. — P atrz — to były minister...
to ekwipaż posła... to konie hrabiego, który dłu
gów nie płaci, ale ma najpiękniejszą stajnię w całym Wiedniu.
Postrojone bardzo wytwornie kobiety, które ściągały uwagę Anieli, Dyzia witała uśmiechem dwuznacznym i rnszeniem ramion. Było ich b ar
dzo wiele.
Starego już w końcu zdawała się ta prze
jażdżka wśród przemykających się postaci nie
znanych, więcej nużyć niż bawić — nie pytał o nikogo — patrzał jakby nie widział.
Aniela spostrzegła nagle, że Dyzia spoj
rzawszy na powóz, który ich mijał (siedział w nim młody jegomość z bardzo wystrojoną pa
nią) zbladła, zaczerwieniła się, zagryzła usta i uśmiechnęła szydersko.
— To był mój m ąż! szepnęła na ucho Anieli., raiła jestem żem go w towarzystwie tej jejmościanki spotkała., mam go w ręku..
Nie powiedziała nic więcej
Deszcz zaczął przekrapiać, kazano z po
wozem zawracać do domu.
Rozrywka ta. oprócz Dyzi, która się nią bardzo ożywiła, nie zabawiła tak dalece nikogo.
Przybywszy do hotelu ładna Wiedenka, wbiegła jeszcze do pokoju przyjaciółki, aby jej po cichu oznajmić, że się już o doktora postarała, i że sama go przyprowadzi., spojrzała na zegare
czek, przypomniała sobie, że po raz czwarty musiała się przebrać do teatru, i do ju tra poże
gnała Anielę.
T a czekała z największą obawą wieczora, nie lękała by się obcych ludzi spotkanych przy
padkowo, przed któremi ojciec by się pewno nie wydał ae swojem obłąkaniem, ale zwołanych ziomków, widocznie lia jakąś patrjotyczną na
radę, która starego mogła podrażnić, wyegzal- tować — miała się obawiać prawo. Sama myśl te^o nieszczęsnego wieczora, już ją przerażała.
(C. d. n.) * obiad tu zjemy na górze — to już; konieczne,
j a o to proszę, nie odmówisz mi tego.
Słonimski, acz widocznie nie raih przyzwo
lił na córki żądanie, zadzwoniono na służbę i kazano podawać. Stary w myślach pogrążony, nie odzywał się prawie przez obiad cały. Anie
la tak była zmięszana, iż zapomniała mu nawet o przejażdżce z Dyzią oznajmić — i dopiero pod koniec obiadu, uwiadomiła go o zrobionym projekcie.
— Jak skoro jej przyrzekłaś — bardzo do
brze, odezwał się ojciec — ale tobie się nie-1 chciało nawet na dół zejść, a mnie będzie ró
wnie ciężko pokazywać się na P ra te rz e .. ja so
bie posiedzę w domu...
— Nie, kochany ojcze, pojedziesz z nami, albo ja zostanę z tobą — odparła Aniela.
— Strasznie się stałaś despotyczną — we
stchnął Słomiński. Córka pocałowała go w rękę.
Na tym wesoło wyrzeczonym zarzucie, skończyła się opozycja ojcowska. Dzień dosyć był piękny, jak rzadko bywa w Wiedniu na wiosnę, Dyzia wystrojona zupełnie inaczej niż była rano, zajechała powozem, dla zabrania przyjaciółki. Stary się trochę przybrał i siadł z niemi, prawie nie mówiąc słowa.
Zdawało się jednak później, iż gó dosyć bawi i rozrywa przejażdżka. Wyelegantowani jeźdźcy, przepytane ekwipaże wyciągniętym kłu sem przerzynające się i ścigające po Praterze, strojne pieszych widzów tłumy, cały ten ruch stołeczny, zdający się kwitnący kraj i miasto zamożne i szczęśliwe oznajraywać — trochę rozjaśniły mu twarz chwilowo. Ale natychmiast posmutniał znowu, patrząc z politowaniem ja- kiemś na te saturnalia płochego syna marno
trawnego, dożywającego resztek mienia i siły.
p y zia była w najlepszym humorze, co chwila ukazywała kogoś, opowiadając to na ucho, to głośno, historje różne:
ł— P atrz proszę cię, to bankier N..., który dwa razy likwidował — bardzo zręczny i bo