• Nie Znaleziono Wyników

Prymat świętości

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Prymat świętości"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Divo Barsotti, Witold Malej

Prymat świętości

Collectanea Theologica 51/1, 163-184

1981

(2)

DIVO BA R SO TTI

PRYMAT ŚWIĘTOŚCI

K ied y ks. C afasso u m ie ra ł p rz y kościele św. F ra n c isz k a z A syżu, Jó zef A llam ano, k tó ry u m ia ł u m ie ję tn ie k o n ty n u o w a ć dzieło sw ojego w u ja , b y ł jeszcze chłopcem к D o ra sta ł on i d o jrze w ała jego osobow ość lu d z k a i k a ­ p ła ń sk a , a w ty m czasie ja ś n ia ła ró w n ież w T u ry n ie a k ty w n a św iętość Don Bosco, k tó r ą jeszcze w y ra z iśc ie j m ożna było d o strz e c .po jego śm ierci.

N ie m ożna pow iedzieć, że b y ł on w cien iu w ielk ieg o w ychow aw cy, ale ta w ielkość D on Bosco była dlań pom ocą, by m ó g ł on w całej pokorze, pro sto cie i m ilczen iu iść sw oją drogą.

P ra w d a , że za u fa n ie , ja k im d arz y ł g o a rc y b isk u p G a sta ld i ju ż od z a ra n ia jego k a p ła ń s tw a , m ia n u ją c n a jp ie rw ojcem d u chow nym se m in a riu m , a p o te m re k to re m s a n k tu a riu m K on so laty , w y ra ź n ie eksp o n o w ało go w śró d d u ch o ­ w ień stw a, je d n a k sy m p a tia i k u lt, ja k im się cieszył D on Bosco nie tylk o w T u ry n ie i całej Ita lii, a dość szybko ró w n ież w E u ro p ie, te n b la sk jego a u re o li zo staw ia ł nieco w cieniu po stać sio strz eń c a Cafasso.

O w szem , m ożna pow iedzieć, że w ty m czasie b y ł on szan o w an y i k o c h a ­ ny przez tych, k tó rz y .go znali, bo sp o ty k a li się z n im , ale w ie le in n y c h osób z tego o kresu, m a ło go znało, a on sam też n ie cz ek a ł n a śm ierć D on Bosco, b y zacząć sw o ją w ła s n ą drogę.

A llam an o był d y sk re tn y i b a rd z ie j cichy n iż założyciel salezjan ó w , ale m ia ł ró w n ież cechy 'człow ieka czynu. Z innego p u n k tu w id ze n ia m a on w so­ bie te ż coś z za le t M u riald o , a p o n ad to trz e b a p rzy z n ać, że ja k o d o b ry o rg a ­ n iz a to r .i człow iek czynu p o sia d a cnoty D on Bosco, bo w rzeczy sam ej u „św ięty ch T u ry n u ” by ła a tm o sfe ra ro d zin n a. K aż d y m a w ła sn e cechy c h a ra k te ru , a p rz y ty m w iele p o d o b ień stw a. P rz ed e w sz y stk im w sp ó ln a im je st n a d e r rz a d k a z a le ta in te r p re ta c ji zn ak ó w czasu oraz u m ie ję tn o ść z ro ­ zu m ien ia i zasp o k o je n ia p o trze b w spółczesnego im społeczeństw a.

Św iętość zaw sze na pierwszym' m iejscu

P ra g n ą c n aszkicow ać zw ięźle sy lw e tk ę d u c h o w ą sługi Bożego Józefa A llam an o , m u sim y poznać te n id e a ł, k tó re m u on p o św ię cił sw oje życie. W w iększym sto p n iu , niż in n e w ielk ie p o stacie d u ch o w ie ń stw a tu r y ń - skiego, je st on sp a d k o b ie rc ą C afasso. Choć m oże m n ie j tęg i od sw ego w u ja teolog i nauczyciel, a le i on podobnież, ja k C afasso, d a je p ie rw sz eń stw o życiu duchow em u o ra z sz u k an iu Boga. Je g o d ro g a u św ię ce n ia .prow adzi nie poprzez służbę i d ziałalność w ychow aw czą, bo n a jp ie rw idzie m u o życie w e w n ę trz n e i du ch a m o d litw y i n a ty m b az u je cała jego d ziałalność.

1 G iuseppe A l l a m a n o (1851.—1926), r e k to r s a n k tu a riu m M a tk i B os­ kiej P ocieszenia w T u ry n ie (w te k ście a r ty k u łu nazy w an eg o „ s a n k tu a riu m K o n so laty ”), założył m ęskie (r. 1901) i żeńskie (r. 1910) zgrom adzenie za­ k o n n e za jm u jąc e się m isjam i zag ran iczn y m i (Istitu to M issioni C onsolata).

(3)

A lla m an o czuł p rz e d e w szy stk im konieczność w łasn eg o u św ięcen ia i tego sam ego ró w n ież w y m ag a ł od sw oich duchow ych synów : „N a jp ie rw św ięci, a po tem m is jo n a rz e !”

Tego sam ego w y m ag a ł od dru g ich , co od siebie. N ade w szystko p ra g n ą ł zostać św ię ty m i nie szczędził żadnego w ysiłku, k tó ry do tego celu p ro w a ­ dził. Nie sz u k ał sukcesów a n i rozgłosu, ale jego gorliw ość k a p ła ń sk a zaw sze zn a jd o w ała sposób i drogę, by się zbliżać do Boga. a m ów ił o ty m słow am i, ja k ie nie są zb y t za ch ę ca jąc e:

„N ie trze b a zan ie d b y w a ć pobożności a n i w łasnego zjed n o czen ia z B o ­ giem , a n ie m ożna rezy g n o w ać z w łasnego u św ięcen ia po to, by d ru g ich pozyskać!”

Ks. G iacom o A lnerione d aje p ię k n e św iad ectw o , tyczące się św iętości A llam ano, p o d a ją c n ie k tó re z d a n ia z a cz erp n ię te z listu , ja k i, być m oże, był p isa n y p rzez niego sam ego, gdy jeszcze b y ł m łodym k a p ła n e m :

„S ą osoby, ja k ie sta ją się b ezużyteczne dla siebie i dru g ich , bo n ie d b a ją o siebie. Ileż to ra z y ja sam m u siałe m zam ykać pokój i nie odzyw ałem się. N ie p rzy jm o w a łem zaproszeń, n a w e t do dzieł dobrych, by m ieć czas n a m o d litw ę i stu d iu m .”

M ów ił o n też do sw oich synów : „C zasam i się za m y k a m w m oim p o k o ­ ju i n ie re a g u ję n a d zw o n k i”. A ni obow iązki k a p ła ń sk ie , a n i podróże, an i też k ie ro w n ic tw o in s ty tu tu , n ie m ogły n a ra z ić n a sz w a n k jego zam iło w a n ia do ciszy i m odlitw y.

Ż yje on w zjed n o czen iu z B ogiem , sta ra ją c się w y p ełn ić Jeg o w olę. Czy­ ta n ie P ism a Ś w iętego i m o d litw a są śro d k a m i do u św ięcen ia, a le isto tn e dla św iętości je s t p ełn ien ie w oli Bożej. C ałym sw oim życiem d a w a ł odpow iedź Bogu, a szczególnie św ięto ścią tego życia i d oskonałością k aż d ej cnoty k a ­ p ła ń sk ie j. Być k a p ła n e m znaczyło dla niego: być św iętym . A św ię ty m chciał on 'być już od sw ojej m łodości. N ie sz u k ał niczego innego i nie p ra g n ą ł in ­ nych rzeczy, bo w iedział, ja k a je s t w ola Boga.

P ou czen ia d aw a n e m isjo n arzo m są nie ty lk o ow ocem o cz y ta n ia, ile r a ­ czej d o św ia d cz en ia oraz cennym św ia d ec tw em w łasnego życia, choć przecież on sam nie był n a m isjach. Z całą p ro sto tą oraz d e lik a tn o śc ią uczuć ojcow ­ skich c h ę tn ie w sp o m in ał te n ok res sw ojego życia, k ie d y b y ł w se m in a riu m , a po tem ojcem d u ch o w n y m se m in a riu m oraz re k to re m k o n w ik tu i s a n k tu ­ ariu m .

W sam ej rzeczy istru k c je , ja k ie d aw ał, n a jw ię c e j m ów ią o sylw etce duch o w ej A llam ano. M ów ił on o sobie o b o ję tn ie i bez o ste n ta c ji, a przecież czuje się w ty m p ro sty m sposobie by cia d obre serce ojca, co n ie m a ta je m n ic p rze d synam i.

N ie k tó re jego energiczne zalecen ia m a ją c h a ra k te r stanow czego n ak a zu : „P rzede w szy stk im trz e b a chcieć szczerze, p ra g n ą c .mocno i stanow czo, n a ­ w et za cenę każdego w y siłk u i o fia ry !” „W aru n k ie m b ezw zględnie k o n ie cz­ nym dla w szy stk ich i to w k a ż d y m czasie, je st p ra g n ie n ie i w ola u św ię ­ cenia się... Ś w ięty m zostaje ten , k to tego chce, a le nie w y sta rc z a zw ykłe pragnienie... T rzeb a m ieć głód i p ra g n ie n ie św iętości — p ra g n ą c je j z ta k ą sam ą siłą, ja k zgłod n iały p ra g n ie chleba, a sp rag n io n y źródła orzeźw iającej w ody.”

Te sła w a, ja k ie m ów i sw oim synom , są św ia d ec tw em tego, co on sam p rze ży w ał od m łodości, n ig d y nie zm n iejsza jąc w ym agań.

W życiu A llam an o nie m a m o m e n tu n a w ró c e n ia . Jego d ro g a do św iętości zaczyna się już w pierw szy ch la ta c h d zieciń stw a, a k ie ro w a ła nim w ted y m a tk a , k tó rą k o ch ał serdecznie. Od te g o czasu nie m a on zah am o w a ń i o d ­ chyleń.

N ie b y ł jeszcze k ap łan e m , gdy z a b ra k ło m a tk i, ale jego k ie ro w n ik ie m zo stał s try j, ks. C afasso. W la ta c h n a u k i oraz pod okiem a rc y b isk u p a G a- sta ld i, k tó ry go w y św ięc ił na k a p ła n a , u g ru n to w u je się pow ażn a i siln a d u ­ chow ość w e w n ę trz n a A llam ano.

(4)

Rzetelne m ęskie zaangażowanie

Od m ężczyzny w y m ag a się przede w szy stk im w oli. Oto jego słow a: „Na pierw szy m m iejscu w ola pełna..., ja k a nie sta w ia ogran iczeń i nie boi się w yżyn oraz tego, co zbyt w ielkie... N a d ru g im m iejscu... w ola silna, zdecydo­ w a n a i e n e rg icz n a, w ola żelazna... N a trze cim m iejscu w ola w y trw a ła , przy pom ocy k tó r e j n ie tra c i się odw agi.”

W ola to p o d sta w o w y te m a t w szy stk ich jego pouczeń. Ta m ocna fo rm a c ja d uchow a A llam an o p rz e b ija z szeregu jego w ypow iedzi:

„Nie w y sta rc z y być w ezw an y m i nie w y sta rc zy odpow iedzieć n a p o w o ła­ nie, n ie w y sta rc zy rów n ież w stą p ić do in s ty tu tu , czy n a w e t u d ać się na m i­ sje, ale trz e b a odpow iedzieć w pełni, z całą szlach etn o ścią i stanow czością na ła sk ę.”

On je s t ja sn y , stan o w czy i zdecydow any. N ie je st chw iejny, nie m a w ą t­ pliw ości, nie o fia ru je się połow icznie.

M oim zd a n ie m św iętość w ym aga ró w n ież uległości w obec Boga. Bóg b o ­ w iem bierze w p o sia d an ie i to coraz w ięc ej, w ład ze człow ieka i to w ta k i sposób, że k ażd e jego d ziała n ie , b a rd z ie j niż jego, je s t d ziała n ie m D ucha, k tó ry w n im żyje.

O gólnie się p rzy jm u je , że m isty k ie m je st ten , k to je st b ie rn y w obec Boga w sw oich d ziała n ia ch w ew n ętrz n y ch : p o zn a w a n ia Go i m iło w an ia; ale ■też m ożna m ów ić o b iern o ści uleg łej człow ieka w obec Boga w jego życiu czynnym i w służbie dla bliźnich.

A llam an o był zn a n y m i cenionym k ie ro w n ik ie m sum ień i w ielu jego p e n ite n tó w u trzy m y w ało , że m ia ł on w ielk i d a r rad y . R ów nież ks. A lb erio n e b y ł prześw iadczony, że o trz y m a ł od Boga n iezw ykły d a r k ie ro w a n ia d u s z a ­ m i ludzkim i, ale A llam an o m ia ł to n a tc h n ie n ie Boże nie ty lk o w dziedzinie k ie ro w n ic tw a duchow ego.

S ta ły spokój ducha, pew ność w d z ia ła n iu i p a n o w a n iu n ad sobą, ja k ą w y ró ż n ia ł się od inych, za sie b ie m ów iły, że był on w rę k a c h Boga, był w N im zatopiony, pom im o ogrom u p rac y , ja k ą w ykon y w ał. Bóg go p o sia d a ł

ja k o n arz ęd zie sw ojego d ziała n ia .

S o lid n a asceza, ja k ą k ie ro w a ł już od czasów se m in a ry jn y c h , za p e w n ia ła jego k a p ła ń stw u rz a d k ą dojrzałość i tra fn o ść osądu rzeczy oraz pew ność i spokój w d ziała n iu , ja k ie są u d ziałem lu d zi Bożych.

N ie był o n prześw iadczony, lecz ró w n ież m ów ił o tym , że od Boga m ia ł n a tc h n ie n ie do fu n d a c ji in s ty tu tu i k ie ro w a n ia nim . Je że li n a w e t cierp iał w iele w o sta tn ic h la ta c h sw ego życia, gdy w idział, że in s ty tu t w szedł na to ry , ja k ic h on zaw sze się o baw iał, to je d n a k nie było w n im zazdrości z pow odu k w a lifik a c ji d ru g ich , bo dobrze „w ied ział” to, czego Bóg chciał od in sty tu tu .

iW yjątkowa i z d u m iew a jąc a je st jego pew ność w m ó w ien iu oraz k ie ro ­ w a n iu ro d zin ą zak o n n ą w im ię Boże. C zuł i ob aw iał się odpow iedzialności za sw oich synów , bo u w aż ał się za n arzęd zie .Boże dla ic h zb a w ien ia i czuł się w ezw an y do w y k o n a n ia dzieła, ja k ie było d la ń zbyt w ielk ie.

„ F o rm ac ja, ja k ą m usicie otrzy m ać w in sty tu c ie , je s t ta , ja k ą m n ie n a tc h n ą ł P a n , a ja św iadom m ojej odpow iedzialności stanow czo w ym agam , by I n s ty tu t czynił p ostępy i żył życiem do sk o n ały m .”

B ył to człow iek b ard z o d e lik a tn y i ta k to w n y , a tym c za sem w jego p rz e ­ m ó w ien iach z n a jd u je m y często stanow cze „chcę”.

Zgodność z w o lą Bożą i zjednoczenie z Bogiem w yklu czało w nim c a ł­ k ow icie ja k ik o lw ie k p rz e ja w m iłości w ła sn e j. P o stęp o w a ł w doskonałości, sp e łn ia jąc w olę Bożą, a jego „chcę” oznacza „ p ra g n ę ” : tego sam ego, co Bóg. S tą d jego siła.

„Chcę, by ście byli sz lac h etn i, stanow czy i w y trw a li w pow ołaniu, bo ty lk o w te n sposób zdołacie u trzy m ać n a w ysokim poziom ie dobre im ię in ­ sty tu tu i p o tra fic ie być sz arm ie rz am i w ia ry , gdziekolw iek w a s pośle O jciec Ś w ię ty ”.

(5)

P o w ta rz a ł rów nież: „I tego chcę: n iech będzie m ało, ale dobrzy, n ie lic z ­ ni, a le w zgodzie z re g u łą i m a ją c y ta k ieg o ducha, że zd o łają p rac o w a ć za

w ielu ”.

B ył ojcem , a za te m p rz e k a z y w a ł sw ego ducha. Nie było w nim dufnego sa m o ch w a lstw a, lecz szlac h etn e o d d a n ie się Bogu, by żyć ta k , ja k Bóg w y ­ m a g a od każdego.

N iestało ść to cecha dzieci, a słabość — lu d zi chorych. M ów ił on: „Chcę,

byście b y li m ężam i, a P a n pobłogosław i. P rz y p o m n ijc ie sobie fa k t, że G edeon

m ia ł n ielicznych, lecz s ta ra n n ie d o b ra n y c h żołnierzy. P o tra fili oni w p o śp ie­ chu n a p ić się w ody z d ło n i i zo stali zw ycięzcam i... R ów nież i m isjo n arz po ­ w in ie n m ieć d o b rą w olę, b y być w łaśn ie ta k im .”

W ola A lla m an o b y ła sz lac h etn a i w y ro zu m iała. U n ik a ł nie sta ło ści i chw iejności. B ył on w ro g iem półśrodków , b o k ro cz y ł d rogą p ro s tą i p ew n ą :

„ J e ste m w ro g iem półśrodków , zdecydow anym w ro g iem ta k ic h rzeczy. Z a p a m ię ta jc ie sobie, że P a n n ie działa w m ę tn e j w o d zie”.

„B rońm y się p rze d sk ru p u ła m i i w ątp liw o ściam i. M usim y być ja śn i i p ro sto lin ijn i. K roczm y n ap rz ó d z ty m spokojem ducha, co od d ala w szelkie sk ru p u ły . Chcę, żebyście m ie li w ła śn ie ta k ieg o d u ch a !”

Z a p rz y k ła d sta w ia sw ojego w iern e g o w sp ó łp rac o w n ik a.

„K a n o n ik C am isassa. u k o ch an y n asz w ic e re k to r, przez całe sw oje życie zaw sze był stanow czy w d ziała n iu . J e d e n z p ra ła tó w m ów ił o nim : z a ­ w sze po d ziw iałem u tego człow ieka jego stałość. Nie zw ażał n a nikogo, nie p rze jm o w ał się lu d z k im g ad a n ie m a n i czym kolw iek in n y m , ale kroczył p ro sto !”

„Może w a m się w yda, że nie było tru d n o ści? Ow szem , było ich w iele i to w szelkiego ro d zaju . Cóż by to było, gdybyśm y się za trz y m y w a li z n ie­ chęceni p rze d k aż d ą tru d n o śc ią , nic byśm y nie zro b ili w s a n k tu a riu m i nie byłoby jeszcze in s ty tu tu . A tym czasem , poznaw szy w olę Bożą, szliśm y n a ­ przód, u fa ją c ślepo w Bożą pom oc. C hciałbym , by k aż d y z w as zasłużył na ta k ą sam ą pochw ałę, ja k w ic e d y re k to r. P a m ię ta jc ie o ty m człow ieku i m ó d l­ cie się ró w n ież, by w am w y je d n a ł u Boga bod aj tro c h ę sw ojej energii. C hyba te w łaśn ie w y pow iedzi z a w a rte w jego in stru k c ja c h , w ja k ic h mów-i o energ ii, w w iększej m ie rze u w y d a tn ia ją ducha A llam an o :

„P ie rw sz ą cechą m isjo n a rz a p o w in n a być en e rg ia, stanow czość... bo poz­ naw szy, że ta k a je s t jego pow inność, u czyni w szystko, by ją w y p ełn ić”.

„W gó rach drogi ro b ią w iele za k rę tó w i są przez to dogodniejsze, choć p rz e d łu ż a ją drogę. A jeżeli k to ś chciałby iść p ro sto , w ięcej się zm ęczy, ale szybciej będzie n a szczycie. To sam o dzieje się w dziedzinie doskonałości. Nie trz e b a obniżać lotu, ale m ieć odw agę kroczyć prosto i en e rg ic z n ie ” . U m iał on nalegać, ale n ie był tw a rd y . Rzecz ja sn a , że nie p a k to w a ł z ty m i, co chcieliby za trzy m ać się w połow ie drogi, albo też w oleli pół­ środki. D uchow ość A llam ano je st m ęska.

„K ażdy, kto zdecydow ał się zostać św iętym , p o w in ie n w sp ó łd ziałać z ła ­ sk ą i to każdego dnia, k aż d ej godziny. P a n Bóg oczekuje szlachetności — n a w e t w obliczu p ró b i tru d n o ści. On i my... N ie ró b m y ogran iczeń i z a ­ strz e ż e ń ”.

W ym aga on en e rg ii, ale w ie przecież i to z w łasnego dośw iadczenia, że ta je st d a re m Bożym. J e s t ty m d arem , o ja k i p o w in n iśm y Boga prosić i ocze­ k iw ać od Niego, jeśli Go kocham y. Nie je st to przecież d a r cz ynienia cu ­ dów czy m o d litw y k o n te m p la c y jn e j. Tu chodzi o en e rg ię i to po to, by człow iek się zaan g ażo w ał w p rac e dla Boga i dusz.

„Jeste śm y ju ż tacy, p r o je k tu je m y coś, ale nie zaw sze się zdobyw am y na en e rg ię, by to k ontynuow ać... E n e rg ia je st d arem , ja k i P a n Bóg d aje tem u, kto Go m iłu je . A w ięc: n ap rzó d — z odwagą!... P a n Bóg ro z d a je ła sk ę n a m ia rę w y siłk u , n a ja k i się zd o b y w am y ”.

(6)

la sk ę i ta k w ięc a n i człow iek nie m oże nic zrobić bez ła sk i Bożej i Bóg ró w n ież nie działa bez w oli człow ieka.

P ro s ta to duchow ość, ale silna. Nie p o d d aje się p okusie k w iety zm u , an i też lu d z k iej dufnośoi, czy też w y b u ja łe m u w o lu n ta ry z m o w i: P a n Bóg p o d ­ trz y m u je człow ieka w jego w y siłk u i k ie ru je nim . Ja k ż e zd a ła człow iek o k a ­ zać B ogu sw oją m iłość: czyniąc dobro i p rz y k ła d a ją c się do k aż d ej d z ia ła l­ ności, by spalać się, ja k ż e rtw a d la N iego i bliźnich?

„ J a się śm ieję, gd y k to ś m ów i, że ty le p rac y ! Im w ięcej je s t p racy , ty m w ięc ej je j się w ykona, ale trz e b a p rac o w a ć z energią... N iech to k o sz tu ­ je n a w e t ja k n a jw ię c e j, za cenę cudów , czy n a w e t bez nich, ale ja p ra g n ę całkow icie należeć od B oga i nie je st to ty lk o p rze jścio w a za ch cian k a, lecz zdecydow ana w o la ”.

To sta łe p o d k re śla n ie w oli, może n a su n ą ć m yśl, że idzie o duchow ość zbyt b a z u ją c ą na w y siłk u lud zk im , duchow ość lę k liw ą, czy te ż może je d n o ­ stro n n ie n a s ta w io n ą n a heroizm , ja k i n ie zaw sze człow iek m oże m ieć i na k tó ry nie zaw sze się zdobyw a, szczególnie gdy w całej pokorze dobre ocenia sw oje m ożliw ości.

A ty m czasem A llam ano nau cza i to zgodnie z całą tra d y c ją k ato lic k ą, że w śród przeszkód, by odpow iedzieć n a pow ołanie, „na p ierw szy m m iejscu w id n ie je p rzy w ią zan ie do w ła sn e j w o li”.

Z atem w ola, ja k ie j on w ym aga, je s t to w y trw a ła i silna en e rg ia, k tó ra p o tra fi u m a rtw ia ć w ła s n ą w olę, w sp ó łd z ia ła ją c z ła s k ą Bożą i b ędąc zgodna z sam ą w o lą Bożą.

W cale n ie je st zarozum iałością, m ów i on, p rag n ą ć zostać św ię ty m i to n a w e t w ielk im św iętym , ale zarozum iałością byłoby trw a ć w p rze k o n an iu , że zdołam y to osiągnąć bez Bożej pomocy.

W w oli A lla m an o n ie m a nic z pysznego p o d k re śla n ia siebie, a tylk o w y łączn a m iłość i ca łk o w ite o ddanie Bogu. Ł ask a u d o sk o n a la n a tu rę . C za­ sam i się w y d aje , że je s t to p rz e sa d n a tro s k a — tro sk liw o ść k aż d ej godziny i w e w szy stk ich sp raw ac h , a stą d p o trze b a p o rzą d k u , doskonałości. T rzeb a uw ażać n a sposób bycia i być u przejm ym ... T akie n ap ięc ie u w ag i może być u ciążliw e: trz e b a ciągle u w ażać na w szystko, co się robi. A tym czasem d zia­ ła n ie ła sk i sp ra w ia , że w szy stk o je st n a tu ra ln e i spontaniczne. W rze czy w i­ stości żadnego n ap ięc ia w sobie, ale pogoda; nie ty lk o u k ła d n o ść ze w n ętrzn a , lecz i spokój w e w n ę trz n y oraz słodycz.

Z d ru g ie j rów n ież stro n y , choć n ik t n ie m oże odm ów ić A llam an o siln ej w oli, to przecież ta w łaśn ie w ola nie je st u niego w y ra ze m żelaznego c h a ra k te ru , b y posiadać rz ą d dusz. On po siad a lu d zk ie serce, w rażliw ość i d elik atn o ść oraz uczucia żyw e i b o g ate.

W je d n e j z k o n fe re n c ji, ja k ą on sam n a z y w a ża rto b liw ie „sw oim p an e g i- r y k ie m ”, m ów i on: „ P a n Bóg m ógł posłużyć s ię kim ś in n y m , k tó ry z p ew ­ nością zro b iłb y to le p iej i m ia łb y w ięc ej czasu dla w as, ale nie w y d aje m i się, by on m ia ł w ięcej chęci”.

Z ja k ą ż to szczerością i p ro sto tą m ów i on o sobie. W y konujący za m ie ­ rzone plan y , do k ład n y , a czasem n a w e t drobiazgow y, n a sta w io n y n a rzeczy i sp ra w y k o n k re tn e , a język jego żyw y, bo przecież k o rz y sta z dośw iadcze­ nia. Jego k o n feren c je dla m isjo n a rz y są ła tw e i pogodne o raz serdeczne, z tą w ylew nością, ja k p rzy sto i w rod zin ie. W n ich to szkicuje siebie sam ego.

D osadne stu d iu m tych stro n ic je s t n ajle p sz y m kluczem , by dotrzeć do jego w n ę trz a i sp e n etro w ać aż do głębi. J e s t to p ra w d z iw y ojciec, o tw a rty i szczery, sp o n ta n ic zn ie o k a z u je sw oje uczucia i może dlatego był ta k b a r ­ dzo kochany.

N ie m a n ad z w y cz ajn y c h u zdolnień a n i też sp e cja ln y ch ch ary zm ató w , poza d a re m ra d y , a p rzecież żyje całkow icie dla sw oich synów i K ościoła; nie żyje dla siebie i nie szuka siebie sam ego, w łasn y ch u p o dobań i ty lk o sw ojej w oli.

(7)

ie-k a je st zaw sze ta, ie-k tó ra za an g ażu je w szy stie-k ie jego w ład ze i w y siłie-k i, by w y p ełn ić o ra z dostosow ać się w sto p n iu doskonałym do w oli Bożej.

!W ola A llam an o je st p osłuszna w oli Bożej i d la teg o um ie on zarów no działać, ja k i oczekiw ać w m ilcz en iu godziny P an a. Jego w ola je st w y ­ rzeczeniem tego, co m ogłoby być jego w łasn y m p rag n ie n ie m : u z n a je tylk o obow iązek i n ie p rag n ie niczego innego, ja k p ełn ić w olę Boga.

Z atem m ógł on dać o sobie to w ielk ie św iadectw o:

„D la m n ie n a jw ię k sz ą p ociechą je st to , że zaw sze w y p e łn ia łe m m ój o b o ­ w iąz ek i to ju ż od czasów se m in ary jn y ch ... M ogę w a m pow tórzyć, że n a j­ w ięk szą m o ją p ociechą je st to, żem zaw sze p ełn ił w o lę B oga”.

I p o d k re śla ł jeszcze z n ac isk iem : „W cale n ie w ą tp ię , żem zaw sze p ełn ił w olę Bożą. Je ste m tego pew ny, że nie szczędziłem w ysiłk u , by w y p ełn iać w olę Boga i nie o g lą d ałe m się n a n ik o g o ”.

J u ż n a w e t ty lk o to ta k u roczyste stw ie rd z en ie u człow ieka n a d e r d y ­ sk retn e g o oraz oględnego m ogłoby w y sta rc zy ć , by n a s up ew n ić o jego św ię­ tości.

Pokora i ubóstwo

Może kom uś w y d a się p a ra d o k se m to stw ie rd z en ie, a przecież je st ono p raw d ziw e : koniecznym r e z u lta te m stałego w y siłk u , by u m a rtw ia ć w ła sn ą w olę, a p ełn ić w olę Bożą, m a jąc p rz y ty m w ie lk i szacu n ek dla tejże w oli Bożej, siln a w ola A llam an o m ia ła sw oiste ćw iczenie, a by ła n ią w ielka pokora.

T ak ie n a s ta w ie n ie św iadczy ró w n ież o ćw iczeniu się w e w szy stk ich i n ­ n y ch cnotach, ale głów nie szło o p o k o rę i ubóstw o, a w ięc te cnoty, k tó re o g ałac ają człow ieka z sa m o lu b stw a oraz w szystkiego tego, co by m ogło być dla n iego o broną i m otyw em bezpieczeństw a, z a p e w n ia ją c człow iekow i g ru n t p o d a tn y do w sp ó łp rac y z łaską.

P rz y k ła d e m ty c h cnót był d la ń C h ry stu s, a ćw iczenie się w ty c h w ła ­ śnie cn o tac h było, rzecz ja sn a , n aśla d o w a n ie m C h ry stu sa.

N ie m ożna m ów ić u A lla m an o o w p ły w ie c h ry sto c e n try z m u fra n c u sk ie j szkoły duchow ości, a n i też u w ażać tego p rz y k ła d u C h ry stu sa za b e ru llia ń - skie a k c e n to w a n ie i n aśla d o w a n ie jego ta je m n ic czy sp o so b u d ziałan ia. Tu idzie ra c z e j o coś prostszego i b a rd z ie j pokornego, a p rz y ty m prak ty czn eg o .

O w szem , m ogą być ra c je m otyw y do ćw iczenia się w posłu szeń stw ie, czystości i cierpliw ości, n a w e t bez o g lą d an ia się n a p rz y k ła d C h ry stu sa ; ale w łaśn ie dla A lla m an o pie rw sz a ra c ja , by pielęgnow ać cn o tę u b ó stw a oraz p ok o ry je s t bez w ą tp ie n ia p rz y k ła d P a n a naszego Je z u sa C h ry stu sa.

To w ła ś n ie śledzenie życia i p rz y k ła d u C h ry s tu s a je st n am m iłe i n a d e r w zru szające. N ie p ra g n ie m y przecież św iętości dla sam ej św iętości, ale dlatego, iż p ra g n ie m y upodobnić się do C h ry stu s a i być ta k im i, ja k On, a m iłu ją c Go, m y sam i nie chcem y b y ć innym i.

N a p ie rw sz y m m ie jsc u pokora, a le zaw sze z w ia rą . J e s t jeszcze in n a ra c ja , bo p rzecież p o k o ra sta n o w i fu n d a m e n t życia duchow ego i p o k o ra je st ja k n a jb a rd z ie j cn o tą C h ry stu so w ą. W iele te ż osób je st w ty m p u n k cie zgodnych, że p o k o ra je s t cechą c h a ra k te ry sty c z n ą A llam ano.

P ra c o w a ł on całe życie i zre aliz o w ał w ie lk ie dzieła — o d re sta u ro w a ł g ru n to w a n ie s a n k tu a riu m K onsolaty, u fu n d o w a ł dw a in s ty tu ty m isyjne, a w szy stk o to czynił w m ilczeniu. W m ia rę u p ły w u czasu i ju ż po jego śm ierci o d k ry to i zdołano lep iej zrozum ieć, ja k znaczący był w p ły w A lla ­ m ano n a duch o w ień stw o i d iecezję tu ry ń sk ą .

C afasso p rz e k a z a ł m u zasadę, ja k ą o n z całym hero iz m em w c ie la ł w ży­ cie: „D obro trz e b a ro b ić dobrze i bez ro zgłosu!”

D ziałał on ja k b y n a uboczu, p ra w ie n ie d o strze g aln y , a p rzecież dokonał w ielk ich rzeczy i p ra w ie n ik t lu b ty lk o bard zo m ało osób w iedziało, kto

(8)

to zrobił. A k ie d y p rzychodził czas, by je w id ziały oczy w szystkich, A lla - m a n o nie m ożna było zobaczyć.

W edług ks. A lb erio n e n a g ro d ą za jego niew in n o ść życia i p okorę był c h a ry z m a t ja sn o w id ze n ia, ja k i m ia ł r e k to r K o n so la ty w k ie ro w a n iu d u sz a­ m i. Jego niew in n o ść d aw a ła m u m ożność cz y ta n ia w serc ac h ludzkich, i dzięki jego pokorze Bóg m ów ił p rzez niego, a sło w a b y ły zw ięzłe i dobrze odw ażone, d ając e św ia tło i pew ność dla dusz. B ył on śro d k iem , w k tó ry m Bóg działał bez przeszkód.

M ów ił on do sw oich synów : „Nie ró b cie n ic po to ty lk o , by w a s w i­ d zian o ”, nic dla pochw ały i uzn an ia. „C ztery la ta by łem ojcem duch o w n y m w se m in a riu m — opow iada d alej — a przecież n ie zdarzyło m i się nigdy, aby a rc y b isk u p G a sta ld i okazał m i ja k iś zn a k sw ojego zadow olenia. Był m i życzliw y, a m im o to — n ig d y słow a u zn a n ia . Z a p ra s z a ł n a obiad do sw ojej rez y d en cji a rc y b isk u p ie j pro feso ró w se m in a riu m , a m nie n ig d y nie zaprosił. C zasam i p rzełożeni n ie chw alą i nie d a ją oznak zadow olenia ze w zględu n a szacunek, ja k i m a ją do n a s ”.

T ak żył A llam ano, obciążony n a d e r o d p o w ied z ia ln ą p rac ą, z a w ierzy ł B ogu i dla N iego oraz dusz lu d z k ich się po św ięcał i n ie m ia ł in n e j n a g ro ­ dy, jeno tę rad o ść w e w n ę trz n ą , że s p e łn ił obow iązek.

Cieszył -się ze czci o k azy w an ej jego M atce i K ró lo w e j (K onsolacie), r a ­ d ow ał się z p o stę p u duchow ego sw oich synów i ich d ziałalności m is jo n a r­ skiej, bo przecież ro zszerzali n a ziem i K ró lestw o Boże. A k aż d a jego rad o ść ro z ta p ia ła się w chw ale B ożej, d la k tó re j on p o św ięcił się całkow icie. N ie szło m u przecież o siebie, lecz o K ościół św ię ty i K onsolatę, a n ad e w szy stk o 0 Boga. Był on ja k serce, k tó re je s t p o trz e b n e dla o rganizm u, a przecież go nie w idać.

Jego p o k o ra b y ła n a d e r p ro sta i m ógł m ów ić o sobie bez dum y. W sw oim życiu d o strze g ał ty lk o m iłość B ożą i to było jego dziedzictw o: w y b ra ł Boga 1 dla N iego sp e łn ia ł k a ż d ą rzecz.

„Z grom adziłem w as tu ta j, ja k zw ykł to czynić ojciec ze sw ym i dziećm i, by w am pow iedzieć, że w ła śn ie dzisiaj (21 stycznia) są m oje uro d zin y ; u ro ­ dziłem się d o k ład n ie te ra z o godzinie szóstej. P ię k n a to w iadom ość z ła sk i Boga. W iem , że dzisiaj m odliliście się za m nie, za co w a m d z ię k u ję ”.

„G dy by łem m a ły m chłopcem , n a w e t n a m y śl md nie przyszło, że Bóg dozw oli m i żyć ta k długo. B yłem n ajsła b sz y z całej ro d zin y , a P a n m n ie zachow ał. I w y d zięk u jc ie te ż Bogu za to, że m n ie stw o rzy ł i chociaż sła ­ bego zdrow ia, ale m ogę jeszcze ro b ić to d la Boga, czego Bóg chce ode m nie. A p o n ad to : ileż to jeszcze było ła sk m a te ria ln y c h i duchow ych! W y nie m ożecie tego jeszcze pojąć, ale ja w id zę cały ła ń cu c h ła sk !”

„M iłością odw ieczną um iło w ałem cię i p rzy c iąg n ą łem cię do m n ie p ełen w y ro zu m iało ści (m ówi P an). Bóg ju ż od w iek ó w m y śla ł o nas. M y nie m am y zasług, n ic n ie znaczym y, a p rzecież P a n zaw sze m y ślał o n as i n as u m i­ ło w ał”.

„D ilexi te (um iłow ałem ciebie): w ła śn ie ciebie, n ie kogo innego...” „W idzicie, P a n m n ie p ro w a d ził poprzez zd a rzen ia, ja k ie w y d a ją się przy p ad k o w e. M iałem około dziesięciu la t i nie w id ziałe m jeszcze ja sn o m o­ jej przyszłości. C hciałem się uczyć i od szeregu d n i ro zm a w iałe m n a te n te m a t z m a tk ą . A oto nagle p rzychodzi odw iedzić n a s k sią d z w to w arz y stw ie w u ja i m ów i do m a tk i, w sk az u ją c na m nie: P rz y szliśm y pow iedzieć w am , że te n chłopiec p o w in ie n się uczyć!”

A później ła sk a za ła sk ę: i stu d ia w y p a d ły dobrze, n ie w y p a d a przecież, bym się chw alił... B rac ia nie chcieli słyszeć o m oich obłóczynach, dom agali się, bym ra z e m z n im i uczęszczał do liceum , a ja, b y im dogodzić, czytałem ich książki, ale pew nego d n ia odrzuciłem je i p o w ied z ia łem do siebie: Idę do S e m in a riu m . W łaśnie dziś P a n m n ie w zyw a, a k to w ie, czy za trz y la ta zechce m n ie jeszcze w ezw ać!”

(9)

zliczyć. P óźniej znow uż u K onsolaty..., a przecież m inęło ju ż ty le lat!.. P ra g n ę, byście w iedzieli (i nie p o w tarz am , by się chełpić): d la w as tu je ­ stem i jeszcze żyję, a m ogłem ju ż um rzeć i być w n ie b ie...”

„ J u tro znow uż je st dzień m ojego chrztu... J u tro też p a m ię ta jc ie o m nie w m odlitw ie... P rz ed e w szy stk im d zięk u jc ie Bogu za m oje po w o łan ie do k a ­ p ła ń stw a . Bogu niech będzie cześć i chw ała, a m nie u p okorzenia. Ale, gdy się idzie n ap rz ó d , nie zbaczając z drogi, to on p o p ra w ia ró w n ież nasze błędy...”

„D zięk u jm y za te m P a n u i dołóżm y s ta ra ń , by o d w za jem n ić się za Jego łaski. P ra w d a , że nie zdołam y tego uczynić w sposób w y sta rc za jąc o godny, ale ró b m y to, n a co m ożem y się zdobyć, a P a n Bóg, On sam u zu p e łn i resztę, jeśli będzie w id z ia ł u n as d o b rą w o lę”.

D ługi to cy tat, ale w pełn i za słu g iw a ł na to, by go przytoczyć. W jego duszy było ta k w iele w spom nień. N ie zaprzeczał, że stu d ia poszły dobrze, że m ia ł szacunek i z a u fan ie arc y b isk u p a , p ra c ę u K o n so la ty i dla m isji, ale w ty m w szy stk im w idzi Boga.

P a n go stw o rzy ł i w ez w a ł do k a p ła ń stw a , ocalił go od śm ierci, „ p o p ra ­ w ia ł jego b łę d y ” : to te ż w sw oim życiu w idzi ty lk o Jego. W szystko m u d aje okazję, by zw racać się u staw iczn ie do Boga z uczuciam i w dzięczności i d an ia chw ały. R ozm yślał n a te m a t Jego m iłości odw iecznej i niezm ierzo n ej. P o ­ dobnie ja k k a n ty k M a tk i N ajśw iętsz ej, jego hołd p o ch w a ln y dla P a n a sta je się triu m fe m nad. słabością i sw o ją m ie rn o tą.

B ył o p an o w an y , ale bez sztyw ności, doskonałość jego życia k ap łań sk ieg o była w idoczna, a czasem też n ie d o strz e g a ln a , bo był on przecież bardzo lu d zk i i n a tu ra ln y , pogodny i spokojny. Nie ulega w ątp liw o ści, że Bóg był jego dziedzictw em , alb o rac z e j: Bóg go p o sia d ł i strz e g ł ja k narz ęd zia swego d ziała n ia , zachow yw ał do w ielk iej p racy , do uw ażnego w y p e łn ia n ia obow iązków , z p ełn y m ich zro zu m ien iem i poczuciem odpow iedzialności. Nic go nie zw odziło. B ył p an e m s y tu a c ji — sta le czu jn y i zaw sze obecny, a przecież ja k b y n iew id zialn y , ja k k to ś, co n ie ciąży n ikom u.

T ym , k tó ry żył n a jd łu ż e j b lisk o A llam an o , b y ł k a n o n ik C am isassa, k tó ­ r y zn ał go dobrze, był m u szczerze o d d an y i m ia ł ogrom ny szacunek. Może nie u m ia ł p o ry w ać ludzi i budzić e n tu z ja z m u , ale ci, co doń się zbliżali, czuli w nim Boga, czego przecież on w sw ej pokorze n ie okazyw ał, bo ta obecność by ła jego ta jem n icą .

M iło w ał m ilczenie i zd a je się, że to ono osłaniało go i b roniło p rzed w szelk ą n ie d y sk re c ją i rozgłosem .

Po cnocie pokory, choć w łączności z nią, A llam ano u m iło w a ł ubóstw o, S poro n a p isa ł on n a te m a t u b ó stw a i do niego z w szelk ą u siln o ścią zachęcał sw oich synów. T akie w łaśn ie zam iło w an ie oraz n aleg a n ie, na p ierw szy r z u t oka, m ogą się w ydać dziwne.

N ie żył on w długach ja k M urialdo, choć pod w zględem duch o w y m były to dusze p o k rew n e. W łaściw ie to nie A llam ano s z u k a ł pien ięd zy , lecz raczej pien iąd ze szły za n im i m ożna p rzypom nieć choćby dla p rzy k ła d u , że jako m łody ksiądz m ia ł on sp ad ek po sw oim stry ju , proboszczu w P asse ra n o , a k ilk a la t później zo stał sp a d k o b iercą m ons. D em ichelis i o p ata N icolis R obilant.

Im p re z ą n a w ie lk ą skalę, ja k n a ta m te czasy, było bez w ą tp ie n ia odno­ w ienie sa n k tu a riu m K o n so la ty i b u d o w a dom u m acierzystego m isjo n arzy . W ielkie sum y pien ięd zy p rze su w a ły się przez jego ręce. Był on sk a rb n ik ie m K o n so la ty i za rząd z ał do b ram i sw ej K rólow ej, by pom óc k a p ła n o m w p o ­ trze b ie oraz p o d trzy m y w a ć m isje, zaw sze gotow y nie ty lk o podnosić n a d u ­ chu, lecz ró w n ież udzielić k o n k re tn e j pom ocy dla każdego dzieła, ja k ie m u w y d aw ało się pożyteczne.

S am ko ch ał ubóstw o i p rag n ą ł, by go ściśle p rz e strzeg a n o , bo zdaniem A llam an o „od p ra k ty k o w a n ia te j cnoty zależy p o stęp jego synów n a drodze do doskonałości” (list z 8 g ru d n ia 1916 r.). Ć w iczenie się w te j cnocie u w ażał

(10)

za rzecz w ielk iej w agi i sa m n a p isa ł „zw ięzły tr a k t a t o św ię ty m u b ó stw ie”, o p raco w an y n a d e r s ta ra n n ie , a w nim k ażde słow o je st „nie ty lk o dobrze w yw ażone, lecz rów n ież zgodne z te o lo g ią”.

M otyw y, ja k ie go do tego skłan iały , są aż n ad to oczyw iste. P rz e b ija ją one zarów no z jego in stru k c ji, ja k też w sp o m n ian eg o tr a k ta tu . P ierw szą r a c ją — to n aślad o w a n ie C h ry stu sa. „O jciec P rz ed w ie czn y zadecydow ał, co p o d k re śla rów n ież św ięty P aw eł, że n ie może się zbaw ić ten , k to nie będzie podobny do P a n a naszego Je zu sa C h ry s tu s a ” — i d o d aje: „Jezus p r a k ty ­ k o w ał w szystkie cnoty, ale je d n a je st m u szczególnie bliska i te j był On zaw sze w zorem , to w łaśn ie u b ó stw o ”.

„ P rzy k ła d i pouczenie P a n a Je zu sa — s n u je on sw7e w yw ody d alej — są pierw szy m i n a jb a rd z ie j zasadniczym bodźcem , by p ra k ty k o w a ć św ięte ubóstw o. S ą też in n e m otyw y, by je cenić. W łaściw ie to w szy stk ie in n e cn o ty w ja k ie jś m ierze zaw d zięczają sw e życie u b ó stw u ”.

Z w ażał on ró w n ież n a sto su n ek u b ó stw a do cnót teolog aln y ch , ale gdy idzie o m iłość do u bóstw a, to p ra k ty c z n ie rzecz oceniając, u niego się sp ro w ad za ła do zam iło w an ia, by być w u k ryciu.

W rzeczyw istości ubóstw o strzeże po k o ry : „K to nie m a zam iło w a n ia do ubóstw a, nie może być p raw d ziw ie p o k o rn y m : zaw sze będzie się s ta r a ł p o ­ kazyw ać to, czym n ie jest, u k ry w a ją c to, czym je s t”.

N astę p u ją c a jego w ypow iedź je st nieco p a ra d o k sa ln a , lecz nie m niej cenna, bo m ów i o d u ch u w yrzeczenia, ja k i on m ia ł: „Jeśli k to ś p ra g n ie pieniędzy, trze b a, żeby ich nie chciał. Rzecz ja sn a, że chodzi o to, by nie p ra g n ą ł w sw oim se rc u ”.

W yrzekłszy się w szelkiego d o b ra stw orzonego oraz w szelk ich am bicji, on żył całkow icie dla Boga i Bóg był je d y n y m jego dobrem .

Pogoda i p ełn a ufność w Bogu

Ja k o dla człow ieka czynu, a za te m m niej k o n tem p lacy jn eg o , spośród cnót teo lo g aln y ch cnota n ad z ie i zda się być c h a ra k te ry sty c z n ą dla A llam ano, P rz y całej jego pokorze w łaśn ie n a d z ie ja by ła tą cnotą, k tó ra go zachęcała do rzeczy w ielk ich i p o d trz y m y w a ła w ic h re a liz a c ji.

U fa ł Bogu, ja k i był w nim obecny; sta ra n n y w w y p e łn ia n iu obow iązków z ty m n a sta w ie n ie m w oli, by w szystko ja k n a jle p ie j w ykonać, a w olny od sk ru p u łó w , był zaw sze pogodny i p e w n y siebie w sw oim postępow aniu.

Nie lę k a ł się śm ierci, bo nie m ia ł o b aw odnośnie swego zb aw ien ia; nie sądził też, by tru d n o było u n ik a ć grzechów i ow szem , rac z e j był zdania, że je st rzeczą m ożliw ą po ty m życiu, m ieć m ożność bezpośredniego o g ląd a­ nia Boga.

M ów ił on: „ P an u Bogu w ielce się to podoba, że m y u zn a je m y Jego do­ broć i m iło sie rd z ie” .

„M usim y iść n ap rz ó d z tą pew nością, że P a n Bóg ro zu m ie n asze sła b o ­ ści, b ylebyśm y ty lk o m ieli d o b rą wolę. Nie lę k a jm y się, że je ste śm y zbyt zu c h w ali w n asze j n a d z ie i”.

A llam an o do bojaźliw szych oraz trą c ą c y c h n a d z ie ją m ów ił: „Jeżeli nie m am y pew ności, że b ra k n am łaski, to oznacza, że m am y ła s k ę ”.

J e s t to niezw ykłe, że dusza ta k bardzo n a s ta w io n a n a osiągnięcie do­ skonałości, by ła ta k w y ro z u m ia ła i pogodna. O n dobrze ro zu m iał, ja k b a r ­ dzo je st p o trze b n a n ad z ie ja, k tó ra „pom aga w y ró w n ać d y sp ro p o rc je , jakie są m iędzy n aszą nicością, a w ielkością naszego p o w o ła n ia ” . Bóg w zy w a nas, „byśm y byli św ię ty m i i to w ielk im i św iętym i; św ięty m i w ta k im stopniu, na ile to m ożliw e” .

Z arów no w sw oim n au c za n iu , ja k też i p r a k ty k o w a n iu ,te j p o k o rn e j i c a ł­ k o w ite j ufności dla Boga, A llam ano je st w ie rn y m uczniem Józefa C afasso, bo przecież i n au c za n ie i życie d aw a ły w y sta rc z a ją c e św iadectw o, że ta duchow ość nie je st ty lk o dla dusz zdolnych do b o h a te rstw a , o siln ej i w y ­

(11)

trw a łe j w oli. W łaśnie ufność w B ogu m ia ła za za d an ie p o trzy m y w ać dusze, jakie tra c iły odw agę, zniechęcone k az an iam i, p o m n ie jsz ają cy m i n a tu ra ln e w a lo ry n aszej e n e rg ii i woli.

A llam ano, zach ęcając dusze do solidnego w y siłk u , nie stra sz y ł piekłem , an i te ż p o d k re śla ł ciągle, że g rzech je st ta k i łatw y . Być może, że p a m ię ta ł on rów n ież o słow ach sw ojego w u ja : „Nic dziw nego, że ktoś żyje źle, gdy gdy m a ta k m ało n a d z ie i”.

Nic le p iej n ie p obudzi naszej duszy w s ta ra n iu się o doskonałość, ja k w ła śn ie n ad z ie ja . J e s t to ta cnota, o k tó re j pow ied ział ju ż C afasso, że je st ona życiem d siłą duszy w je j w ędrów ce życiow ej.

A llam an o m ia ł zw yczaj podnosić n a d u ch u d rugich, za ch ęcając ich do u fności, bo p rzecież sam b y ł człow iekiem n ad z ie i.

C hociaż b y ł on słabego zd ro w ia i chorobliw y, a przecież p ra c o w a ł bez u s ta n k u całe sw oje życie i nie w y d a je się, by m ia ł ja k ie ś tru d n o śc i czy obaw y. W iedział on, że m oże w szystko o trzy m ać od Bogai i p o jm o w a ł ró w ­ nież, że n ie m ógł prosić m n ie j, n iż n a to za słu g iw a ła jego m iłość do Boga i dusz ludzkich, ja k ic h On p rag n ą ł. A po n ad to , w ied z ia ł rów nież, iż m ógł liczyć n a pom oc Bożą, k ie d y jego w ła s n a w ola p rz y n a g la ła , by się p rzy ło ­ żyć do d zieła i to czasam i w ielk ieg o , ja k ie jś m is ji w zn iosłej i tru d n e j. Z t e ­ go to w zględu, gdy ju ż był pew ien, że ta k a je st w ola Boża, nie oglądał się za siebie i n ie u sta w a ł w pracy, ale k ro cz y ł w y trw a le p rze d siebie, nie p o w ta rz a ją c ju ż p rze b y te j drogi.

Był o n jeszcze m łodym księdzem , a oto a rc y b isk u p poleca m u być ojcem d uchow nym se m in a riu m . Z askoczony n ie o cz ek iw a n ą d ecyzją p ró b u je się bronić. — „Ależ, E kscelencjo, przecież ja je ste m za m łody...” — a po chw ili znow u: „N iech m i k sią d z b isk u p pobło g o sław i!” B ył to ro k 1876, a 4 la ta później, b y znow u zarad zić sy tu a c ji d e lik a tn e j i dosyć tru d n e j, arc y b isk u p m ia n u je go re k to re m sa n k tu a riu m K onsolaty. Z now u zaskocze­ n ie i to n a w e t w iększe niż p o przednio — ja k że m oże on być przełożonym sta rszy c h księży i to w w ie k u ta k m łodym ?

Być m łodym , w y ja śn ia a rc y b isk u p , je s t to d efekt, ja k i będziesz tra c ił stopniow o, a zre sztą , je śli n a w e t i p o p ełn isz ja k ie ś błędy, to będziesz m ia ł czas, by je popraw ić!

D w a la ta po tem o d n aw ia k o n w ik t kościelny i zo staje w n im przez p e ­ w ie n czas p ro fe so re m teologii m o ra ln e j. Od tego czasu aż do sw ojej śm ierci, ja k o re k to r k o n w ik tu , je st on w ych o w aw cą m łodego d u ch o w ie ń stw a diecezji.

A rc y b isk u p pod su w a m u m yśl, by odnow ić rów n ież sa n k tu a riu m . Je m u to w y sta rc zy ło jedno słow o a rc y b isk u p a i od ra z u p rz y stę p u je do dzieła. Nie był on z tych, k tó rz y ro b ią coś, by le robić. On do k aż d ej rzeczy, ja k ą w y ­ k onyw ał, p rz y k ła d a ł się z całym zapałem .

A lum ni, co się z n im sty k a li w s a n k tu a riu m , d arz y li go sw o ją m iłością, a m łodzi k a p ła n i z K o n w ik tu szacunkiem , a w ie rn y c h było ró w n ież w s a n ­ k tu a riu m coraz w ięcej, ja k ie on o d n o w ił z ta k w ielk im w ysiłkiem . N a p r o ­ w ad z en ie ty c h p ra c w y d a ł w szystko, co m ia ł i jeszcze brakow ało.

P rzy szła chw ila, że b y ł ju ż b lis k i śm ierci, a tym czasem a rc y b isk u p R ichelm y m ów i, że to w łaśn ie on, a n ie k to inny, m a u fu n d o w a ć in s ty tu t m isy jn y , zn a ł bow iem dobrze jego p ro je k ty . To Bóg p rze m aw ia przez a r c y ­ b isk u p a i p rz y w ra c a m u siły, p rze d łu ża życie, b y m ógł u fu n d o w a ć In s ty tu t M isy jn y K onsolaty.

C zasam i w y d a je się, że Bóg w y m ag a odeń w ięcej, n iż on m oże dać z siebie, n ie zw ażając n a w ie k i zdrow ie. B ra k u je m u środków , ale A lla m a ­ no ty m się nie tra p i. Je m u w y sta rc zy , że Bóg czegoś chce, a w szelkie obaw y z n ik ają .

W yjechali do p rac y w A fry ce jego m isjo n arze , a ci, co się do n ie j p rz y ­ g otow ali opuścili in sty tu t. Dom zo stał opustoszały, a on za m y k a go ze spokojem i k lu c ze sk ła d a u K onsolaty. P a n Bóg n ie m oże go zwodzić, a on sam nie m oże M u rów n ież ubliżyć b ra k ie m za u fa n ia : jego ufność w Bogu

(12)

n a d a l n ie za ch w ia n a. C ałe la ta ociąga się on z fu n d a c ją in sty tu tu . To nic, że K o n g re g ac ja R o z k rz ew ia n ia W iary go p rzy n a g la, aż w reszcie Bóg p rz e ­ m aw ia doń u sta m i sw ego b isk u p a . Ale, gdy w reszcie p o zn ał już w olę Bożą, je st zdecydow any i zaczyna działać. N ie spieszy się, by n a d ro b ić czas s tr a ­ cony i nie tr a c i ufności, bo przecież z a u fa ł Bogu.

O dbiciem siln ej w oli A llam ano był n iezm ącony sp o k ó j, ja k i posiadał. Nie oznacza to je d n ak , że on n igdy nie c ierp iał: „N asze sp raw y n ig d y nie b ęd ą się u k ła d a ły ta k , ja k m y chcem y”. W iedział ró w n ież dobrze, że jego cierp liw o ść je st n ajlep szy m p ro b ierze m nadziei, a zarazem n a jb a rd z ie j sk u ­ te cz n y m śro d k iem do w y p e łn ie n ia w oli Bożej.

Św iętość kapłańska

Św iętość by ła bez w ą tp ie n ia n ajw z n io ślejsz y m i n ajg łęb szy m p ra g n ie ­ n ie m jego życia. D ążył do n ie j dzięki sw ej zdecy d o w an ie siln ej w oli, u fają c B ogu, k tó ry go w ezw ał do św iętości. W ola Boża łączyła u A llam ano nie- ro zd zieln ie św iętość z jego k a p ła ń stw e m — on m u sia ł osiągnąć św iętość w k ap ła ń stw ie . P o d o b n ie ja k u C afasso, ta k sam o u A llam ano, je st to św ię­ tość k a p ła ń stw a k atolickiego.

Jego n ale g a n ie n a en e rg ię k o n ieczn ą do osiągnięcia te j św iętości m ów i nam , ja k w ielk a była id e a jego k a p ła ń s tw a i ja k w ie lk i m u sia ł być dlań id e a ł jego doskonałości.

„M ów iąc o k a p ła ń s tw ie w życiu A llam ano, znaczy to ro z p ra w ia ć o p u n k ­ cie c e n tra ln y m oraz isto tn y m jego n a tu r y i łask i, a ta k że jego osobowości. N asz f u n d a to r czuł się stw o rzo n y m n a k a p ła n a i b y ł n im ja k n a jb a rd z ie j i to z p raw d ziw y m o d d an iem przez całe sw oje jakże ow ocne życie... To, co jednoczyło i n ad a w a ło sens jego życiu w ok resie fo rm a c ji w se m in a riu m , to w łaśn ie u siln e pielęg n o w an ie życia w ew nętrznego, b y lep iej się przygo­ to w ać do k a p ła ń stw a . I ta k ie w łaśn ie n a s ta w ie n ie duchow e tłu m ac zy nam w szystko w jego życiu: sz lac h etn y i sy stem a ty cz n y w y siłek n a drodze do doskonałości i św iętości, ró żnorodność w ie lu p rac , śm iałe i sk u teczn e in ic ja ­ ty w y jego ap o sto lstw a oraz fu n d a c je oby d w u in s ty tu tó w m isy jn y ch (Ma­ rio B ianchi).

O dczuw ał on godność sw ego k a p ła ń stw a . „G odność to k ró le w sk a , a n ie l­ sk a i b o sk a ” — ta k sam określa.

Ks. M u riald o z e tk n ą ł się z duchow ością fra n c u s k ą w okresie swego p o b y tu u św. S u lp icju sza w P ary żu . D uchow ość k a p ła ń sk a A llam ano, m n ie j teologiczna i n au k o w a, ale za to b a rd z ie j k o n k re tn a i p ra k ty c z n a oraz w łoska, pom im o to, że b y ł o n aż n a z b y t d robiazgow y i d o k ła d n y w w y k o ­ n y w a n iu obrzędów , doborze szat kościelnych, ja k z re sztą w e w szy stk im , co się tyczyło k u ltu Bożego.

Z ty m poczuciem godności k a p ła ń stw a , jako ry se m c h a ra k te ry sty c z n y m i zasadniczym św ięto ści A llam an o w iąże się jego u k ła d n o ść zew nętrzna^ spo­ k ó j oraz p an o w a n ie n a d sobą. D zięki ta k ie m u w łaśn ie pojęciu k a p ła ń stw a A llam an o nie b ra ł u d z ia łu w ru c h a c h polity czn y ch , u n ik a ł h a ła su oraz ro z ­ głosu, a ta k ż e w szelkiej rek la m y , a przez to m ógł zap ew n ić sobie ciszę i życie p ra c o w ite sk o n c en tro w an e w Bogu.

„W o k resie ożyw ionych a g ita c ji p o lity cz n y ch życie A lla m an o u pływ ało sp o k o jn ie i bez w strząsó w , ja k b y poza czasem i p rz e s trz e n ią ” (I. Tubaldo). M iał je d n a k zrozum ienie i chętnie p o d trz y m y w a ł la ik ó w w ich in ic ja ty ­ w ach o raz c h rz eśc ija ń sk ie spo jrzen ie n a p ro b le m a ty k ę społeczną.

Ja k o k a p ła n , n a p ierw szy m m ie jsc u czuł się p rz e d e w szy stk im d ele­ gow any d o sp ra w k u ltu Bożego i spośród św ię ty ch T u ry n u o n to n a jw ię c e j u m iło w a ł litu rg ię , sp le n d o r m iejsc św iętych, do k ład n e w y k o n y w an ie czyn­ ności litu rg iczn y ch .

K a p ła n i, k tó rzy go w sp o m ag ali w bazylice K o n so laty w służbie o łta rza, zgodnym chórem p o d k re śla ją jego s k ru p u la tn e n a s ta w ie n ie , ja k ie dotyczyło

(13)

k aż d ej rzeczy zw ią za n ej z kościołem i ołtarzem ... Nic n ie uszło jego uw agi. O sobiście k o n tro lo w ał, czy obrusy, kom że i a lb y są czyste... I po m im o ro z ­ licznych sw oich zajęć, ja k ie obciążały go pow ażn ą odpow iedzialnością, za w ­ sze zn alazł czas, by s ta ra n n ie przy g o to w ać d okładnie każdą, n a w e t ja k b y się k o m u ś w ydaw ało , m n ie j w a ż n ą cerem onię. W szystko m usiało być p ięk n e oraz godne dom u Bożego.

Pobożność eu c h a ry sty c z n a

C e n tru m życia A llam an o była E u c h a ry s tia , a k ie d y n a w e t policzone były ju ż jego dni, n ajw ię k sz y m w y rzeczen iem d la ń było w łaśn ie to, że n ie m ógł od p raw iać M szy św ię tej. Jeszcze w ięc ej szło m u o re a ln ą obecność C h ry s tu ­ sa, z k tó ry m łączył się w k o m u n ii w czasie m is te riu m eucharystycznego.

W edług o. C zesław a P e ra n a u k a duchow a A llam an o może być streszczo­ n a w zw ięzłym zd a n iu św. B o n a w en tu ry . N ie m a p o trz e b y w to w ątp ić, gdy się chce m ów ić o obecności d uchow ej (per anim am ), ale n ie je st to o k re śle ­ n ie dosyć ja sn e i p o w ta rz a ją c je niczego się głęb iej n ie w y ja śn ia .

M oim z d a n ie m pobożność e u c h a ry sty c z n a A llam an o m a w ięk sze o p arc ie w duchow ości św. A lfonsa L ig u o ri, bo nie ty lk o je st b a rd z ie j b lisk a jego psychologii, lecz i b a rd z ie j żyw a w K ościele ta m te g o okresu. „O n je st ta k sam o żyw y, ja k ja je ste m żyw y w ty m m om encie. J e s t ta m ze sw oim C iałem i K rw ią , D uszą i B óstw em . I w ierz y m y w to b ard z iej, niż g d ybyśm y Go w id zieli!”

D osadne p o d k reśle n ie ty c h słów m ów i za siebie i d aje w y ra z g łębokiego re lig ijn e g o zd u m ien ia tego, kto je w ypow iedział. Ja k ż e w ielce p o ciąg a jąc a była d la ń ta ta jm n ic z a obecność!

M ów ił ró w n ież o ty m do sw oich m isjo n a rz y i to d aje n a jp ię k n ie jsz e św iad ectw o jego życia w ew n ętrz n eg o : „P o w in n iśm y p ra g n ą ć iść do kościoła i p rze b y w a ć w nim ja k n a jd łu ż e j, bo orzecież p rz e b y w a ją c u stóp Je z u sa w N ajśw iętsz y m S ak ram e n cie chcem y być blisk o N iego jeszcze d łużej i nie m ożem y być zn u d z en i ro z m a w ia ją c z N im ”.

Je zu s w N ajśw iętsz y m S a k ra m e n c ie p o w in ie n być c e n tru m , ja k ie sk u p ia w szy stk ie serca in s ty tu tu i stą d m a się zaczynać k a ż d a m isja oraz k a ż d a d ziałalność ap o sto lsk a:

„Jezu s w N ajśw iętszy m S ak ram e n cie m u si być ty m c e n tru m , gdzie ciągle je ste śm y obecni i k u k tó re m u m y ja k b y p ro m ie n ie zdążam y. Od tego c e n tru m o trzy m u je ła sk i dom i in sty tu t. T am p o w in n y być nasze m yśli i uczucia. Je z u s z T a b e rn a k u lu m k ie ru je tym dom em oraz w szy stk im i n a ­ szym i p la có w k am i m isy jn y m i”.

„ J e śli m am y n ab o ż eń stw o do N ajśw iętszeg o S a k ra m e n tu , On je s t n a ­ szym słońcem . W szyscy się g a rn ie m y do N iego i p rz y N im Skupiam y... P o ­ bożność n a sz a pow inna) być p ełn a i g łę b o k a”.

A zatem , jeżeli A llam an o p ra g n ą ł, by „obecność Je z u sa ” p rz e n ik a ła jego m isjo n arzy , to d lateg o w łaśn ie, że i on sam b y ł ra z e m z n im i n a m o d litw ie: sk u p io n y i m ilczący, ale pogodny, bo żył o g a rn ię ty w e w n ę trz n ie odczuciem te j obecności.

N abożeństw o do M a tk i N ajśw iętsz ej

B y ł to człow iek Boży i człow iek w iary , a św ia t n ad p rz y ro d z o n y był d la ń w łaściw y m śro d o w isk iem , gdzie żył w atm o sferze o d p o w iad a ją ce j jego isto ­ cie. M ów iliśm y o jego pobożności e u c h ary sty c zn e j, ale n ie m ożna pom inąć jego n ab o ż eń stw a do M atki N ajśw iętszej. B yła to iście sy n o w sk a pobożność p ełn a uczucia i stale żywa. U fa ł jej całkow icie, a p oniew aż b y ł re k to re m je j sa n k tu a riu m , u w ażał za sw ój pod staw o w y obow iązek d b ać o w zro st czci i m iłości k u N iej o raz szerzyć n abożeństw o do N iej. S obie ró w n ie ż re z e r­ w ow ał b łogosław ienie i w sp ie ra n ie w szelkich dzieł o ra z p o czynań z w ią za­ n ych z K onsolatą.

(14)

W ynikiem ta k ieg o w łaśn ie n ab o ż eń stw a do M a tk i Bożej było to, że w ła ­ śnie J e j p rzy p isy w a ł fu n d a c ję In s ty tu tu K onso laty , jego życie i rozw ój. P rzecież to K o n so la ta, m ów i on, „ p ra g n ę ła naszego in s ty tu tu , p o d trz y m y w a ­ ła go w ty c h la ta c h i to za ró w n o pod w zględem m a te ria ln y m , ja k też i d u ­ chow ym ... O na zaw sze je st gotow a, by w sp ie ra ć n asze potrzeby... N ie m a n a jm n ie jsz e j n a w e t w ątp liw o ści, że w szy stk o to, co zostało t u zrobione, je st dziełem K o n so la ty ”.

M iłość łączyła A llam an o z M a tk ą N ajśw iętsz ą i dlatego d o k ła d a ł on w sze lk ic h s ta ra ń , by J ą znano i kochano, p o p ie ra ł w zro st n ab o ż eń stw a do N iej i odnow ił J e j św ią ty n ię , a tym czasem M a tk a N ajśw iętsz a p otokiem ła sk o d w za jem n iła się za tę gorliw ość A llam ano.

On czuje, że J e j zaw dzięcza w szystko: „O na to d la in s ty tu tu d ziała ła codziennie cuda, sp raw iła , że m ów iły n a w e t k a m ie n ie i sp u ściła te ż istn y deszcz pieniędzy... Z resztą w y sam i, jeśli nieco się zastan o w icie, zobaczycie i zrozum iecie, że... n a w e t to m oje gorące p rag n ie n ie, byście b y li dobrzy, w szystko, a w ięc i to ró w n ież je st ła sk ą K o n so la ty ”.

Ś w ięci i A niołow ie byli d la ń czym ś b lisk im . Jego naiuka duchow a m n iej b azo w ała n a k sią żk a ch , a w ięc ej n a p rz y k ła d a c h z życia św iętych. Ich s ta ­ w ia ł za w zó r i za p rz y k ła d . M iał do n ic h za u fan ie . T ylko je d e n raz, gdy b y ł jeszcze chłopcem , w id z ia ł swego wuja) Cafaisso, a le w e r tu ją c jego pism a, zn ał go dobrze i ta ich łączność w za jem n a m ia ła c h a ra k te r stałego uczucia rodzinnego.

T ak a w ła śn ie je st pobożność A llam ano. N ie m ożna go u w ażać za m is ty ­ ka, bo był to człow iek czynu, a zarazem w ie lk i asce ta, bo ciągle p a m ię ta ł na obecność Bożą i m ia ł żyw e n ab o żeń stw o do P a n a Je zu sa w N ajśw iętsz y m S ak ra m e n c ie i do K onsolaty.

Je g o pobożność je st ta k p ro sta, ja k dobrego dziecka, o p ie ra ła się na znak ach , a ty m i były dlań : ta b e rn a k u lu m i obraz K onsolaty. P ro ste były ró w n ież te p r a k ty k i, ja k ie u m a cn ia ły jego pobożność, a m ian o w icie: n a w ie ­ dzanie N ajśw iętszego S a k ra m e n tu i o łta rz a M a tk i B oskiej oraz godzina czu­ w an ia.

C zy tan ie P ism a Ś w iętego

C z y ta n ie P ism a Ś w iętego było z w ie lk im po ży tk iem d la jego m o d litw y i m oże dlatego w ła ś n ie w ięc ej niż in n y ro d z a j m o d litw y u k o ch a ł o ficjum b rew ia rz o w e . W in stru k c ja c h , ja k ie o. S ales u p o rzą d k o w a ł, są ró w n ież s tro ­ n ice dotyczące w sp o m n ian eg o oficjum , śp ie w u litu rg iczn e g o i cerem o n ii o ra z sz ac u n k u i tro sk i, ja k i k ażdy k a p ła n p o w in ie n m ieć o K ościół, co zre sztą św iadczy w ymownie· o sto p n iu te jże m iłości.

N ad z w y c za jn a b y ła jego znajom ość P ism a Św iętego. Nie p o w tarz a on zn an y ch i ciągle ty c h sam ych cytatów , ale w y k a z u je , że zna dobrze całe P ism o Ś w ięte. W jego p rze m ó w ien ia ch do m is jo n a rz y są te k sty z Nowego i S ta re g o T estam e n tu , n a d e r bogate i s ta ra n n ie w y b ra n e , N a tu ra jn y m p o ­ k a rm e m codziennej jego m e d y ta c ji oraz stu d iu m było Słow o Boże. O n sam m ów i o ty m w łasn y m dośw iadczeniu:

„C zy tajm y P ism o Ś w ięte. K ład ę n a to n ac isk i nie p rz e sta n ę nalegać Słow o Boże je s t n ie sk ą la n e i uczyni ja sn y m i czystym w asz u m y sł i se rc a ”. „P ism o Ś w ięte u m a cn ia n a sz ą n ad z ie ję i p rzy n o si pociechę w d o św ia d ­ czeniach życiow ych”.

P o słan n ictw o k a p ła n a

G odność k a p ła n a w ym aga, by żył on w głębokim zjed n o c ze n iu z Bo­ giem poprzez m odlitw ę. Jego p o sła n n ic tw o oraz duch p o słu szeń stw a w y ­ m aga, by sta le był do dyspozycji sw ojego b isk u p a , w zjed n o czen iu z K o­ ściołem służąc w szy stk im w iern y m .

(15)

P oznaw szy jego p ro fil duchow y, z d a je m y sobie sp raw ę, iż c h a r a k te ry ­ sty k ę jego sta n o w i: siła i p o k o ra, m ocna i zdecy d o w an a w ola u legła łasce. Może w łaśn ie dlatego w sw o im życiu k a p ła ń sk im dok o n ał on ta k w ielkiego dzieła, bo b y ł to k a p ła n w ie rn y oraiz w ie d z ia ł czego p rag n ie , a żył w ciszy, nie sz u k ają c w łasn eg o w y n iesien ia.

W te n sposób A lla m an o k o n ty n u u je p o słan n ictw o C h ry stu so w e i p o słu ­ guje się ta k im i sam ym i śro d k am i. W g łę b o k iej pokorze strzeże godności k a ­ p ła ń stw a , a w y rzek łszy się p rz y w ią z a n ia do dóbr tego św ia ta i p ie lę g n u ją c ducha ubóstwa), b a rd z ie j sk u te cz n ie w y p ełn ia swe posłannictw o.

A te ra z p rz y jrz y jm y się bliżej jego k a p ła ń stw u . J a k je przeży w ał? J a k i m ia ł sto su n e k do Boga, K ościoła oraz lu d z i sw ego czasu? P o d o b n ie zresztą, ja k i in n e w ielkie postacie k ap łań sk ie, ja k ie m ia ł T u ry n w ubiegłym w ie­ k u , u k o ch a ł on ciszę, ale nie oznaczą to, że obca m u była bieżąca p ro b le ­ m a ty k a zw ią za n a z ew a n g eliza cją chrześcijan. W idział on w y ra ź n ie p o trz e ­ bę d zien n ik a k atolickiego. P rzyłożył się do fu n d a c ji n a jb a rd z ie j znanego d zie n n ik a k ato lic k ieg o „L a C ro ix ”. P o d n ió sł n ą d u ch u i u tr w a lił on pow o­ łanie k s. A lb erio n e , zachęcając, by u fu n d o w a ł on sw o je zgrom adzenie, m a ­ jąc za cel a p o sto lstw o d o b rej p rasy .

S tro n ice , ja k ie pośw ięca godności kapłanai s ą rac zej p o w tó rzen iem te m a ty k i ogólnie zn a n ej, ale b a rd z ie j z n a m ie n n e je st to , że aż dw a raz y w sw oich pouczeniach m ów i on, że k a p ła n p o w in ie n k o n ty n u o w ać p o sła n ­ nictw o C h ry stu sa . D alej w sp o m in a o ro li k a p łą n a m isjo n arza :

„ P a n n asz Jezu s C h ry stu s nie ty lk o w czasach ap o sto lsk ich , lecz i w n a ­ stę p n y ch o k resa ch re a lizo w a ł odw ieczne d e k re ty Boga. T ak to w każdym czasie p rze k azy w a ł o n ludziom sw e w ła sn e p o sła n n ic tw o : Ja(k O jciec m nie posłał, ta k i J a w as posyłam . K ościół to ro z u m ia ł i re a liz o w a ł”.

G dy n a to m ia st idzie o c h rz eśc ija ń sk ie sp o jrz e n ie n a k a p ła ń stw o , A lla ­ m ano m ógł pow iedzieć sw oim m isjonatrzom : „K ażd em u z w as, p odobnie ja k do d w u n a stu A postołów , p o w ied z ia ł C h ry stu s: Idźcie przez cały św ia t, gło­ sząc E w an g e lię k a ż d em u stw orzeniu... T a k ie p ow ołanie je st w rzeczy sa m e j w y ra z e m Jego w ielk iej m iłości k u w am . Czyż m ożna znaleźć coś innego i to b a rd z iej w zniosłego, bo O n dał w am sw e w ła sn e p o słan n ictw o . Tak, ja k O jciec M nie p o sła ł i ja w as posyłam ! A w ięc je s t to to sam o p o sła n ­ nictw o, ja k ie Jezus o trzy m ał od O jca i w am w ła śn ie p rzek azał. A razem z tym po słan n ictw em , dał ró w n ież zw ią za n e z nim u p ra w n ie n ia ” .

K aż d e p o sła n n ic tw o im p lik u je posłuszeństw o. S a m A lla m an o nie ty lk o u w aż ał się za zależnego, ale sta le był do dyspozycji sw ego b isk u p a. Je st je d en f a k t c h a ra k te ry sty c z n y i zgoła w y ją tk o w y w h isto rii K ościoła: A lla ­ m ano, chociaż był założycielem dw óch zgrom adzeń zakonnych, fo rm a ln ie do n ic h n ie n ależ ał, ale aż do sw ojej śm ierci chciał być k a p ła n e m diecezji tu ry ń sk ie j.

W y jaśn ia to ró w n ież jego sto su n ek do sw ego a rc y b isk u p a oraz w ielu in n y c h w y b itn y c h postaci, ja k ie m ia ł Turyn, w .m inionym stu lec iu . S to ­ su n ek D on Bosco do swego a rc y b isk u p a nie b y ł ła tw y , a ty m czasem zgoła in aczej u k ła d a ły się sto su n k i A llam ano z a rc y b isk u p em T u ry n u i jego k a ­ p ła n am i. Ś w iadczą one o jego m isji k a p ła ń sk ie j i św iętości.

O bok C afasso je d y n y m jego ojcem i m istrz e m życia duchow ego b y ł a rc y ­ b isk u p G astald i. Ileż to ra z y p rzy p o m in ał on jego isłowa, p o uczenia i p rz y ­ k ła d życia. P o C afasso n a jw ię c e j w ła śn ie o nim p a m ię ta ł. To ró w n ież t ł u ­ m aczy uczucie i z a u fan ie , ja k im d a rz y ł go a rc y b isk u p , gdy A llam ąn o już został k a p ła n e m , bo o rie n to w a ł się dobrze, ja k b a rd z o A lla m an o b y ł m u o d d an y i to nie ty lk o w d u ch u w ia ry , lecz i szczerej oraz głęb o k iej h a rm o ­ n ii uczuć.

U tra c ił ojca, gdy m ia ł 3 la ta , ale też z y sk ał praw d ziw eg o o jca w a rc y ­ biskupie, k tó r y go w yśw ięcił n a k a p ła n a . B ył on całkiem sw obodny w obco­ w a n iu ze sw oim a rc y b isk u p e m i b y ła to p o sta w ą synow ska, o d b ija ją c a jego p rzy w ią zan ie i z a u fan ie doń arcy b isk u p a.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zasada względnego etycznego prymatu walki z cierpieniem przede wszyst- kim zakłada, że cierpienie i szczęście nie tylko da się w jakiś sposób zmierzyć, lecz że mają one

Dzięki postawie ludzi takich jak Irena Sendlerowa, świat staje się takim, jakim chce go Bóg.. Zdarzają się ludzie, którzy choć nie są we wspólnocie Kościoła, to swoim

Świętość Maryi jest nierozerwalnie związana z Jej macierzyństwem, którego nie można ograniczać tylko do samego aktu narodzin Chrystusa, lecz należy postrzegać w

pod kątem kryteriów wysuwanych przez hagiografię naukową, można stwierdzić, że tylko niektóre z nich są wartościowe. W tym miejscu nasuwa się pytanie,

Dosyć trudno jest jednak zdefiniować dokładnie tę różnicę między męskim a kobiecym sposobem podążania drogą do świętości, a to w dużej mierze dlatego, że

Taka jest nasza ludzka natura, ale starajmy się ciągle powstawać, ciągle na nowo.. Bo chrześcijaństwo nie polega na tym, by

Polityka jest również sztuką kompromisu, który pozwala przesuwać punkt decyzji politycznej we właściwym kierunku, mając świadomość, że dobro, które jest możliwe do

Jednocześnie jednak zwleka z odpowiedzią, nie potrafi podjąć decyzji, mając nadzieję na zmianę okoliczności - w grę może tu wchodzić praca, rodzina, zdrowie