Leszek Koczanowicz
Post-postkomunizm a kulturowe
wojny
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (125), 9-21
2010
Szkice
Leszek KOCZANOWICZ
Post-postkomunizm a kulturowe w ojny
K luczow ym odkryciem ostatniej dekady w zakresie p o lityki było stw ierdzenie, że ludzie w swych w yborach politycznych nie k ie ru ją się jedynie w łasnym i in te re sam i ekonom icznym i, ale też, czy wręcz p rzede w szystkim , w artościam i i poglą dem na życie, które w yznają. Jeśli w cześniej polityka niek tó ry m jawiła się wręcz jako sfera adm in istro w an ia, a w alka polityczna jako rodzaj k o n k u rsu na lepszego zarządcę dom u, to teraz okazała się d ziedziną, w której dochodzi do zwarcia m ię dzy od m ien n y m i w zoram i k ulturow ym i. P aradoksalnie m ożna pow iedzieć, że kwe stie św iatopoglądow e w ysuw ają się na p la n pierw szy w dwóch okresach: wtedy, gdy sytuacja ekonom iczna jest b ard zo zła, i wtedy, gdy jest jako tako ustabilizow a na. N ieu c h ro n n e w polityce poszukiw anie osi p o d ziału zaowocować bow iem m usi w obu sytuacjach pojaw ieniem się opcji politycznych, które b ezpośrednio odwo łu ją się do w artości k u ltu ra ln y ch . W te n sposób doszło do radykalnego u politycz n ie n ia „wojen k u ltu ro w y ch ” .
Terry E agelton w swej książce o k u ltu rz e pisze, że w ojny k ulturow e przestały być w ew nętrzną spraw ą w ydziałów h um anistycznych, w alką m iędzy obrońcam i k an o n u a zw olennikam i różnicy. Stały się one „k ształtem światowej po lity k i n o wego stu lec ia” 1. In n y m i słowy, k u ltu ra stała się siłą polityczną, a nie - jak to tra dycyjnie ujm ow ano - sferą bąd ź zależną od polityki, bądź stojącą poza i p o n ad nią. N ie jest jed n ak łatw o określić podziały polityczne, jakie generow ane są przez różnice kulturow e. Jeżeli p o patrzym y n a paradygm atyczny przy k ład w ojen k u ltu rowych, czyli zapoczątkow any w S tanach Z jednoczonych ru c h neokonserw atyw ny, to widzim y, że pojaw ia się w n im teza o w spółistniejących w narodzie dw u zu pełnie o d m iennych k u ltu ra ch .
0
1
P rzykładem tego n u rtu jest książka w ybitnej filozofki G ertru d e H im m elfarb
Jeden naród, dwie kultury2. R ozw ażaniom au to rk i p a tro n u je stw ierdzenie A dam a
S m itha, że w k ażdym cyw ilizow anym społeczeństw ie istn ieją dwa odrębne sche m aty m oralności. Jeden liberalny, d ru g i sztywny i surowy. Pierw szy jest w yznawa ny przez lu d z i św iatowych, d ru g i n ato m iast przez lu d z i prostych. Oczywiście, z de finicją tych system ów m oralności m ożem y m ieć spore kłopoty i au to rk a jest jak n ajb ard ziej tego św iadom a. K im są ci „ludzie św iatow i” i k im są „ludzie p ro ści”? N ie m a chyba prostego p rz e k ła d u tych kateg o rii na „lu d zi bo g aty ch ” i „bied a ków ”, tym b ardziej na „w ykształconych” i „niew ykształconych”. H im m elfarb p o daje p rzykłady próżniaczej arystokracji czy bohem y artystycznej (jak chociażby g rupa B loom sbury), któ ra jest ulu b io n y m celem ataków tej pierw szej. Jed n ak nie w ydaje m i się, żeby dało się przeprow adzić jasne rozróżnienie na gru p y społeczne, które w yznają każdy z tych system ów m oralnych. M yśl au to rk i jest raczej odw rot na, o przynależności do danej gru p y społecznej decyduje b ard zie typ wyznawanej m oralności niż interesy ekonom iczne czy polityczne. Teza ta w oczywisty sposób odsyła do słynnego eseju M axa W ebera o znaczeniu etyki protestan ck iej dla roz w oju k ap italizm u , ale jednocześnie rozszerza czy raczej przenosi znaczenie h ip o tezy niem ieckiego socjologa na prak ty czn ie w szystkie obszary życia społecznego i p rzede w szystkim politycznego.
W E uropie Z achodniej w ojny k ulturow e w yłaniają się raczej z debat o m ulti- k u ltu ra lizm ie. D yskusje ta k ie p rzestały być jedynie ak adem icką kw estią dotyczą cą m ożliw ości krzyżow ania się różnych wzorców kultury, m ożliw ości p rzek ład u jednej k u ltu ry na d rugą czy też sposobów w spółistnienia różnych k u ltu r w obrę bie jednego państw a. W każdej k am p a n ii politycznej p roblem y te przekształcają się w hasła wyborcze takiej czy innej p artii, a teoretycy p o lityki zm uszeni są stu diować zaw iłe kw estie - na przy k ład różnych o rien tacji w islam ie - by zrozum ieć, w jaki sposób m ożna na nowo zdefiniow ać pojęcie obywatelstwa.
W naszym k ra ju w ojny k ulturow e m uszą m ieć oczywiście in n y wym iar. N ie m a wszak, p rzynam niej na razie, p ro b lem u masowej im igracji czy kon fro n tacji z m niejszościam i narodow ym i. W iele b ad a ń socjologicznych potw ierdza też dość pow szechną akceptację katolicyzm u, niezależnie od tego, jak b ardzo byłaby ona fasadowa. M im o to jasne jest, że początek X XI w ieku w Polsce to początek w ojen kulturow ych, któ re p rzek ład ają się na podziały polityczne. W ynika to z faktu, że po k ońcu tran sfo rm ac ji, któ ra oznaczała jednocześnie koniec p o stk o m u n izm u , n astąp iły podobne procesy, jak w innych k rajach rozw iniętego Z achodu, czyli p o jaw ianie się p odziałów w ynikających z różnic kulturow ych. Jest to, m oim zdaniem , je d n a z c h a ra k te ry sty c z n y c h cech p o st-p o stk o m u n iz m u , jak p ró b u ję określać form ację, która n astąp iła po p o stk o m u n izm ie3. Sym boliczną d atą pow stania tej
G. H im m elfarb Jeden naród dwie kultury, przeł. P. Bogucki, w stęp P. Skurow ski, WAiP, W arszaw a 2007.
K oncepcję p o st-p o stk o m u n izm u p rzedstaw iam w swej książce Polityka czasu. Dynamika tożsamości w postkomunistycznej Polsce, przeł. K. L iszka, w stęp D. Ost, W ydaw nictw o N aukow e DSW, W rocław 2008, s. 143-148.
2
form acji są w ybory z ro k u 2005, zarów no p arla m en tarn e, jak prezydenckie, w k tó rych stary podział na spadkobierców S olidarności i p o stkom unistów został zastą p iony przez podziały kulturow o-ideologiczne. Jed n ak granice m iędzy now ym i for m acjam i w ydają się rozm yte. W jakieś m ierze m ożna znaleźć analogię m iędzy tym i now ym i obozam i a w prow adzonym przez H im m elfarb za S m ithem podziałem na lu d z i p rostych i św iatowych, co znalazło swój polski odpow iednik w p o tę p ian iu „salo n u ” jako w łaśnie em anacji postaw y elit, które daw no zerw ały k o n ta k t z co dziennym życiem m ilionów ludzi. Tego ty p u tony nasiliły się zwłaszcza po trag icz nym w ypadku po d Sm oleńskiem , kiedy przeciw staw iano postaw y zw ykłych lu d zi tym , które są pow szechne w śród elit czy - używając tej stylistyki - pseudoelit.
N iem niej jednak podział te n nie w prow adza w yraźnie zarysow anych różnic. P ojęcie „salon” zaw iera nie tylko zbiór cech kojarzących się częściowo z lewicą k u lturow ą, lecz także zestaw tradycyjnych postu lató w lib e raln y c h czy socjalde m okratycznych. Podobnie spraw a się m a z w prow adzonym i przez PiS w trak cie w yborów p o d ziałam i na „Polskę A rm ii K rajow ej” i „Polskę p o stk o m u n isty c zn ą” czy „Polskę so lid a rn ą ” przeciw staw ioną „Polsce lib e ra ln e j”. Ż adna jed n ak z tych opozycji n ie m a chyba w ystarczającej siły d zielenia i, jak sądzę, w ostatecznym rac h u n k u odw ołują się one do fundam entalnej opozycji „Prawdziwej P olski” i „Pol ski N iepraw dziw ej czy N ie a u te n ty c z n e j” . W iarygodność tej opozycji opiera się więc na zdefiniow aniu autentycznego istn ien ia naro d u . In n y m i słowy, konieczno ścią polityczną staje się w ykazanie, że rozwój naszego k ra ju m iał ch a ra k te r zależ- nościow y i że jedyny praw dziw y podział dokonuje się m iędzy tym i, którzy tę za leżność zaakceptow ali i zintern alizo w ali a tym i, którzy są w stanie pow rócić do zaniedbanego, ale w ciąż m ożliwego do reaktyw acji „prawdziw ego życia n a ro d u ”. W konsekw encji pojaw ia się u nas głębsza naw et niż w poglądach am erykańskich neokonserw atystów opozycja; nie chodzi już o dw ie k u ltu ry w obrębie jednego n aro d u , ale w spółistnienie dwóch narodów , k tóre m ają o dm ienne w artości i cele. O czywiście jasne jest, że tylko jeden z tych narodów jest autentyczny. W te n spo sób dyskurs polityczny połączony zostaje czy też - używając języka teo rii p olitycz nych p o stm ark siz m u - pojaw ia się łań cu ch ekw iw alencji łączący określone p o sta wy polityczne z niezw ykle isto tn y m w dyskursie polsk im „p u sty m znaczącym ”, jakim jest pojęcie narodu.
Z tego p u n k tu w idzenia kluczow e okazuje się p y tan ie o kryteria au ten ty c zn o ści. O czyw istym sposobem k onstruow ania pojęcia autentycznego n a ro d u jest od w oływ anie się do tradycji, do takiego p u n k tu w h isto rii, w którym zaczął się p ro ces kolonizacji nie tylko w sensie podporządkow ania politycznego czy ekonom icz nego, ale też kulturow ego i m entalnego. In n y m i słowy, chodzi o w skazanie m o m e n tu , w któ ry m zaczął się podbój. Z w olennicy tej strateg ii odw ołują się - przy najm n iej z nazw y - do te o rii p o stkolonialnej. W tym p rzy p a d k u podbój m oże zo stać usytuow any w okresie pow ojennym jako efekt narzu cen ia system u k o m u n i stycznego. Umysłowość polska m iała zostać przez te n okres za tru ta, a o statn im złotym , autentycznym okresem n a ro d u okazał się czas m iędzyw ojnia. Z w olenni kom tej koncepcji n ie przeszkadza to jed n ak głosić jednocześnie, że n aró d nigdy
12
n ie uległ prop ag an d zie kom unistycznej, w ręcz przeciw nie - jego zdrowa su b stan cja ocalała, a dem oralizacji uległa jedynie drobna g rupa rządząca.
N ie chciałbym na razie szczegółowo polem izować z tym i interpretacjam i, za znaczę jedynie, że co najm niej z dwóch powodów tru d n o byłoby zastosować teorię p ostkolonialną do okresu kom unizm u, przynajm niej w Polsce. Pierw szym z tych powodów jest to, że dom inacja Zw iązku Radzieckiego m iała ch arak ter czysto poli tyczny i nigdy nie przełożyła się na dom inację kulturow ą. Jeżeli w klasycznej teorii postkolonialnej m etropolia narzuca kategorie swej k u ltu ry poddanym i co więcej m uszą się oni opisywać w tych właśnie kategoriach, to w Polsce nigdy do tego nie doszło (pewno też na W ęgrzech, w R um unii, Czechach i w jakim ś sensie w krajach nadbałtyckich). M etropolią kulturow ą pozostał Z achód i stam tąd docierały do nas kategorie, które stosowano w opisie i in te rp re tac ji własnej h isto rii i kultury. N ie mogę się też zgodzić z tezą o przerw aniu ciągłości, raczej uważam , że było przeciw nie, kom unizm „zam roził” tradycyjne postawy, które pojawiały się w ukrytej form ie jako „ n u rty ” lub frakcje w P artii czy szerzej - w oficjalnym dyskursie PR L-u. Dys k urs te n był ograniczony, co oczywiste, przez cenzurę i aparat przym usu, ale nie w ystąpiło to, co - jak sądzę - jest podstaw ą kulturow ej kolonizacji, czyli całkowite zdom inow anie polskiej k u ltu ry przez obcą, na to bow iem k u ltu ra radziecka była po p ro stu „za słaba” . W swej książce szczegółowo pokazuję, że nie udało się ko m u n i stom stworzyć swego „upodm iotow ienia”, używając języka F oucaulta. Skazani byli na powielanie w m niej lub bardziej zubożonej w ersji etyki chrześcijańskiej czy m iesz czańskiej. N ieporozum ieniem jest więc tw ierdzenie, że k om unizm zaszczepił nowy typ m oralności czy że w efekcie negocjacji m iędzy podbitym i a zwycięzcami n astą piła przem iana osobowości tych pierw szych. D latego naw et jeżeli teoria postkolo- n ialna m oże służyć w yjaśnianiu pew nych decyzji politycznych - na przykład b u d o w ania państw owości - to jej zasięg jest ograniczony do tej sfery w łaśnie, nie dotyka jąc tego, co m ożna określić jako jej rdzeń, czyli używania kategorii kolonizatorów dla budow ania własnej tożsam ości ludów skolonizow anych4.
W drugiej w ersji praw icowego użycia teo rii postkolonialnej m ityczna a u te n tyczność n a ro d u um ieszczana jest głębiej w h isto rii - tu k o n stru u je się opozycję m iędzy autentycznym polsk im istn ien iem a n arzu co n ą przez Z achód ideologią. W tym kontekście pojaw ia się „sarm atyzm ” jako w yraz czysto polskiej au ten ty cz ności skorum pow anej przez m yśl płynącą z E uropy Z achodniej. N ie trzeba d oda wać, że polska autentyczność jest „lepsza” n iż jakakolw iek ideologia zachodnia, co fo rm u łu je d o b itn ie Ewa T hom pson:
W sarm atyzm ie ujaw nia się arystotelesow sko-tom istyczne pojm ow anie rzeczyw istości, zgodnie z którym pow szechnie w iadom o, czym jest dobro, a czym zło, czym jest spraw ied liwość, a czym niespraw iedliw ość itd. W Polsce, w polskim życiu in telek tu aln y m (i n ie stety także politycznym ), często w idać tak ą w zruszająco naiw ną w iarę. Polacy w ierzą, że jeżeli pokaże się św iatu zakulisow e pod stęp n e m achinacje, to cały św iat oburzy się i za woła: „S kandal!”. Oczywiście tak nie będzie. To nie w szystko - w sarm atyzm ie w cen
tru m uw agi staw ia się lu d zk ą osobę. W ażny jest człow iek, a nie państw o, podbój sąsia dów czy system filozoficzny. D latego sarm atyzm w isto tn y sposób w yróżnia Polaków na tle ich sąsiadów. Stanow i zaprzeczenie rosyjskości i niem ieckości. W Rosji podstaw ow ą w artością jest państw o, urząd, insty tu cja. Ja k to u jął F iodor D ostojew ski, R osjanie poza R osją nie istn ieją. Z kolei w N iem czech p an u je teoretyczny stosunek do rzeczyw istości, przejaw iający się w ciągłym n a rzu c an iu kolejnych system ów filozoficznych. Towarzyszy tem u polityka podbojów terytorialnych i kolonializm , w yrażający się choćby w Drang nach Osten. W praw dzie po II w ojnie światowej n astąp iło w yham ow anie tej ten d en cji, jed n ak o statn io znow u daje ona o sobie zn ać.5
Taka perspektyw a może oczywiście popraw ić sam opoczucie Polaków, ale za cenę radykalnego uproszczenia h isto rii k u ltu ry polskiej oraz jej skom plikow anych, jak w każdej narodowej kultu rze, związków z k u ltu ra m i ościennym i. Tym, co wyróżnia nasz kraj spośród innych, jest w łaśnie ów wielowątkowy i niejednoznaczny ch arak te r naszej kultury. O d wpływu radykalnej, ariańskiej reform acji do katolickiego m istycyzm u, od fascynacji m yślą Z achodu po w ątki orientalne, od ekspansji i asy m ilacji kulturow ej Kresów W schodnich po asym ilację do k u ltu ry niem ieckiej i au striackiej na Śląsku - wszędzie m am y do czynienia z niezwykle złożonym i procesa m i, które w żaden sposób nie m ogą być sprow adzane do jednej etykietki „sarm aty- zm u ”. W prow adzenie takiej etykietki i jej aprobatę m ożna rozum ieć tylko wtedy, gdy uznam y ją za sym ptom polskich problem ów z tożsam ością w obliczu coraz w ięk szej integracji z E uropą Z achodnią i globalizacji. S arm atyzm służyć w tedy może pozornej obronie tego, co najw ażniejsze w kulturze i tożsam ości polskiej. O brona taka okazuje się jednak pozorna, gdyż broniona jest tu nie tyle tożsam ość narodowa, ile bardzo zacieśniona wersja tej tożsam ości, sprow adzająca hasła narodow e do pew nej prawicowej opcji politycznej. Pojęcie sarm atyzm u nadaje tej opcji godność u n i w ersalizm u, w prow adza przekonanie, że m am y tu do czynienia nie z pew nym świa dom ie konstruow anym n u rte m kultury, ale z uniw ersalnym losem narodu. W pol skiej kulturze politycznej, w której pojęcie n arodu jest dom inującym „pustym zn a czącym ” organizującym różnorakie dyskursy, takie definityw ne odwołanie do h isto rii m a niezw ykle istotne znaczenie dla bieżącej polityki, nadaje bow iem zw olenni kom pewnej opcji „hegem oniczną” przewagę w walce politycznej6.
W tym sam ym du ch u , choć bez odwoływania się do postkolonializm u, p rez en tow ane są idee polskiego rep u b lik an iz m u . Tu znow u m am y do czynienia z rów nie fikcyjną, jak sarm atyzm koncepcją „szczególnej polskiej drogi rozw oju historycz- n o -k u ltu ro w e g o ”, w w y n ik u której pow stał szczególny typ d em o k ra cji łączący w artości narodow e i relig ijn e z publicznym i. In n y m i słowy, dem okracja liberalna czy jakakolw iek inna, która tych w artości m oralnych nie resp ek tu je, nie jest zgod na z d uchem naro d u . Ź ródłem tych w artości m a być etos dem okracji szlacheckiej, czyli pojawia się znow u idea sarm atyzm u. Jeden z praw icowych publicystów stw ier
5 E. T hom p so n Polski nacjonalizm jest niezwykle łagodny, „ D zie n n ik ” 31.03.2007.
6 Oczywiście, stosując kategorie „puste znaczące” czy „hegem onia”, odw ołuje się do ru dym entów dyskursyw nej koncepcji polityki opracow anej przez E rnesto L aclau
14
dził naw et, że pozytyw istyczni krytycy tw órczości H enryka Sienkiew icza nie zd a w ali sobie sprawy, iż przedstaw ił on w swych utw orach ów u n ik a ln y etos polskiej dem okracji. M yślę, że naw et sam Sienkiew icz byłby zdum iony, gdyby dow iedział się, iż Zagłoba awansował na ideał postaw y dem okratycznej!
O prócz tych w ym ienionych wyżej strateg ii konstruow ania autentyczności n a rodu, po trag e d ii sm oleńskiej siły nabrała jeszcze inna opcja, która wcześniej w pol skim dyskursie politycznym się jedynie przew ijała. O dw ołuje się ona nie tyle do tradycji, choć oczywiście stara się znaleźć k o relaty w h isto rii k ultury, ile do bez p ośredniego dośw iadczenia egzystencjalnego. A utentyczne istn ien ie n a ro d u oka zuje się tu tożsam e z przeżyw aniem przez jednostkę swej w łasnej egzystencji. T a kie dośw iadczenie egzystencjalne, któ re jest jednocześnie dośw iadczeniem p o li tycznym , jak w łaśnie sm oleńska trag ed ia, m u si więc intensyfikow ać w alkę poli tyczną, doprow adzać ją do ekstrem um . K lasycznym przy k ład em takiego splece nia w ątków egzystencjalnych z agitacją polityczną jest szeroko kom entow any wiersz Jarosław a M arka Rym kiew icza Do Jarosława Kaczyńskiego:
O jczyzna jest w potrzebie - to znaczy: łajdacy Znów w zięli się do swojej odw iecznej tu pracy Polska - m ów ią - i owszem to nawet rzecz miła Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła Polska - m ów ią - wspaniale lecz trzeba po trochu J ą ucywilizować - niech klęczy na grochu
N iech zm ądrzeje niech zm ieni swoje obyczaje Bo z tymi moherami to się żyć nie daje
I znow u są dwie P olski - są jej dwa oblicza Jak u b Jasiń sk i w staje z książki M ickiew icza Polska go nie pytała czy m a chęć um ierać A on w iedział - że tego nie wolno w ybierać Dw ie P olski - ta o której w iedzieli prorocy I ta k tó rą w objęcia bierze car północy
Dw ie Polski - jed n a chce się podobać na świecie I ta d ru g a - ta k tó rą w iozą na lawecie
Ta w naszą krew jak w sztan d ar królew ski u b ran a N aszych najśw iętszych przodków tajem n icza rana Pow iedzą że to patos - tu trzeba patosu
Ja tu mówię o spraw ie odw iecznego losu Co zrobicie? - p ytają nas teraz przodkow ie I n ik t na to pytanie za nas nie odpowie To co nas podzieliło - to się już nie sklei N ie m ożna oddać Polski w ręce jej złodziei K tórzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać św iatu Jarosław ie! Pan jeszcze coś jest w inien Bratu! D okąd idziecie? Z P olską co się będzie działo? 0 to nas teraz pyta to spalone ciało
1 jest tak że Pan m usi coś zrobić w tej spraw ie N iech się Pan trzym a - D rogi Panie Jarosław ie
W utw orze tym przeciw staw ienie narodow i au ten ty czn em u n ieautentyczności jego istn ien ia staje się spraw ą dram atycznego, egzystencjalnego napięcia. O pozy cja p rzybiera więc postać: swój - obcy czy wręcz: au tentyczne istn ien ie n a ro d u - n aró d pozbaw iony swego ch a rak te ru . K luczową kategorią staje się znów kategoria autentyczności, ale ro zu m ian a w specyficzny sposób. W cytow anym w ierszu Rym kiew icza „łajdaków ” d efin iu ją dwa zn ak i rozpoznaw cze: po pierw sze, chcą m o d e r nizować Polskę; po drugie, chcą przepraszać za krzywdy, które m y w yrządziliśm y innym , p atrz ą na swój n aró d z perspektyw y „Innego” . Z tym i znakam i rozpoznaw czym i połączone są dwa inne: obca ingerencja uosobiona w figurze cara północy i Polska, która „chce się podobać św iatu” . Ten łań cu ch sem iotyczny oparty jest na figurze obcości, podporządkow ania Polski obcym celom i obcym w artościom .
K onieczne więc okazuje się przeciw staw ienie tym tendencjom „autentyczności” istnienia n aro d u i pew nie jego inkarnacji w państw ie. A utentyczność ta ufundow a na jest na śm ierci, ona jedynie gw arantuje istnienie narodu. Śmierć z tej perspekty wy nie jest p o c o ś , jest w artością sam oistną, to ona decyduje o autentyczności narodu. Polityka sprow adzona zostaje zatem do autentyczności istnienia narodu, a ta z kolei oparta jest na otw artości egzystencji na śm ierć. A utor wiersza, a za nim w ielu kom entatorów , sugeruje, że postawa taka jest kontynuacją tradycji rom an tycznej. Jest w tym pew na racja, gdyż polska tradycja rom antyczna jest na tyle po jem na, że bez tru d u może „obsługiwać” różne opcje ideologiczne - od lewicowych (W ładysław Broniewski) do skrajnie prawicowych. Sądzę jednak, że p u n k te m od niesienia są tu raczej poglądy niem ieckich „konserwatyw nych rew olucjonistów ”, takich jak E rnst Jünger, C arl S chm itt czy przede w szystkim M a rtin Heidegger, któ ry, jak wykazują ostatnie badania, bez tru d u był w stanie zastosować swe kategorie filozoficzne do nacjonalistycznych analiz politycznych. Jak pisze autor książki o nie publikow anych sem inariach niem ieckiego filozofa z lat 1933-1935:
H eideggera fascynow ał zw iązek m iędzy człow iekiem a Gemeinschaft, jego zdolnością do tw orzenia (gestalten) w spólnoty i tw orzenia polis, państw a. D latego to nie państw o jest w aru n k iem polityki. Państw o jest m ożliwe tylko wtedy, gdy opiera się na politycznym istn ie n iu człowieka. H eidegger ch ciał przez to określić nie in d y w id u aln ą wolę człow ie ka, ale silę wspólnoty, która wszystko otacza. Ta to talizująca, żeby nie pow iedzieć to ta li tarn a, koncepcja politycznej w spólnoty jest podstaw ą całej jego doktryny. D latego o d rzuca on w szelkie w izje polityki jako ograniczonej dziedziny, paralelnej z czyim ś p ry w atnym życiem , ekonom ią, technologią itd. D la niego koncepcja taka prow adzi do d e gradacji tego, co polityczne, co odnosi się do polityka, k tóry wie, jak rozgryw ać „niskie p a rla m e n tarn e trik i” (parlamentarischen Kniffen). Spraw ia to, że pragnie się, by krytykę H eideggera skoncentrow ać na term in ie Schlag, m orderczym u d erzen iu to talitary zm u , który m a, na zasadzie k o n trastu , uspraw iedliw iać przem oc i legitym izow ać ją poprzez w pisyw anie jej w sam o bycie.7
E. Faye Heidegger. The Introduction o f Nazism into Philosophy in L ight o f the
Unpublished Seminars o f 1933-1935, transl. M.B. S m ith, forew ord T. R ockm ore, Yale
91
N ie w chodząc w zaw iłe kw estie tw orzenia się ideologii rew olucyjnego konserw a tyzm u, chciałbym stw ierdzić jedynie, że ce n traln ą k ategorią jest tam , jak m yślę, idea n a ro d u jako ekspresji egzystencji jednostek. W te n sposób n aró d nie jest k a tegorią kultu ro w ą czy naw et etniczną, ale egzystencjalną. W jaki jed n ak sposób realizuje się to egzystencjalne istn ien ie n aro d u , które na poziom ie politycznym gw arantuje jego autentyczność przeciw staw ioną pozo rn em u trw aniu?
M yślę, że w odpow iedzi na to p y tan ie p rzy d atn e m ogą być kategorie wzięte z biopolityki, z prac M ichela F ou cau lta, G iorgio A gam bena czy R oberto Esposito. N aró d autentyczny czy m oże au tentyczne istn ien ie n a ro d u to takie, które dokonu je się poza w szelkim i społecznym i u w arunkow aniam i, czyli używając k ategorii A gam bena, istn ien ie w postaci „nagiego życia” . K ategorie używ ane do opisu tak istniejącego n aro d u odnoszą się w łaśnie do sam ego biologicznego sub stratu : „m a sa k ra”, „w ieszanie”, „Polska, któ rą w iozą na law ecie” . Pojaw ia się Jak u b Jasiński: „Polska go nie pytała czy m a chęć um ierać /A on w iedział - że tego nie wolno w ybierać” . Oczywiście ów b o h ater jest w yłącznie figurą nagiego życia, n ie m a z n a czenia jego „em piryczne” życie, fascynacja Rew olucją F ran cu sk ą czy W olterem . Pojawia się on jako em anacja n aro d u , k tóry by p rzetrw ać, m u si zostać zredukow a ny czy też - jak to m a m iejsce w in te n cji autora w iersza - raczej podn iesio n y do biologicznego istn ien ia. D zięki te m u n aró d m oże funkcjonow ać poza w szelkim i społecznym i odn iesien iam i, jako w spólnota, która nic nie zaw dzięcza jak im k o l w iek zew nętrznym wpływom. N a ró d ta k i m u si być na te zew nętrzne wpływy im- m unizow any, przez co dochodzi do swych granic i zaprzecza sobie. Sugestyw nie pisze o tym R oberto E sposito w swej p rac y pośw ięconej b iopolityce, zw racając uwagę, że charakterystyczna dla now oczesności „bioduchow a inkorporacja była ostatecznym re z u lta te m im m u n ita rn e g o syndrom u, zn ajdującego się poza k o n tro lą do tego stopnia, że nie tylko niszczył w szystko, co weszło z n im k o n tak t, ale zw rócił się z k atastro faln y m efektem przeciw w łasnem u c ia łu ”8.
To, co pow iedziałem wyżej, nie znaczy jednak, że w edług m n ie w szelkie odwo ływ anie się do dyskursów zależnościow ych i postzależnościow ych owocować m usi koniecznie praw icow ą opcją polityczną. Istn ie je w szakże ta k ie niebezpieczeństw o, kiedy sam a idea p o stk o lo n ializm u zostaje rad y k a ln ie zm ieniona czy w ręcz zm i- styfikow ana. W samej te o rii nie chodzi wszak, jak m yślę, o odkryw anie au ten ty cz nego istn ien ia n aro d u , lecz raczej, w ogrom nym skrócie m ów iąc, o w skazanie dy lem atów, strateg ii negocjacji i kom prom isów , k tóre b io rą się z w ielowiekowego zetknięcia dwóch k u ltu r: dom inującej i podporządkow anej. Oczywiście, problem dotyczy zarów no Polski, jak i innych krajów E uropy W schodniej, choć spraw a jest dla nas o tyle b ardziej złożona, że kraj nasz uczestniczył m niej lub b ardziej aktyw n ie w sam ym k ształtow aniu k ultury, k tóra go dom inow ała. Polscy in te le k tu aliści w w ielu w ypadkach w pływ ali na kształt tego, czym staw ała się E uropa nowożytna. P aradygm atycznym p rzykładem takiego in te le k tu alisty m ógłby być A ndrzej Frycz
R. E sposito Bios. Biopolitics and Philosophy, trans. and in tro d . T. C am pbell, U niv ersity o f M in n eso ta Press, M in n eap o lis, M in n .-B ris to l 2008, s. 165.
M odrzew ski, zdecydow anie niep asu jący do schem atu „sarm atyzm u arystotelesow - sko-tom istycznego”, k tóry był jednym z m yślicieli kładących podw aliny pod kształt „p orządku m oralnego”, żeby użyć określenia C harlesa Taylora, czyli pow szechnie przy jm o w an y ch i akceptow anych w yobrażeń społecznych d o m in u jąc y ch życie um ysłowe Z achodu od czasów now ożytnych.
Polska jednak, nie będąc w tym w E uropie odosobniona, przechodziła różne fazy swej relacji z zachodnią częścią k o n ty n e n tu . L arry W olffe w swej dobrze ud o kum entow anej książce o w ynalezieniu E uropy W schodniej przez oświecenie fra n cuskie staw ia tezę, że chociaż k rain a ta była w ystarczająco dziw na, by być k o n struow ana przez Z achód, to jed n ak okazała się nie ta k egzotyczna, jak O rient, dlatego pozostała zaw ieszona m iędzy tym i obiem a sferam i k u ltu ry 9. Podział na W schód i Z achód jest stosunkow o świeżym w ynalazkiem , zastępującym podział Północ - P ołudnie, który przez w iele stuleci dom inow ał w E uropie:
tak jak nowe c en tra ośw ieceniowe zastępow ały stare cen tra ren esan su , stare kraje b a rb a rzyństw a i zacofania na północy były odpow iednio przesuw ane na w schód. Ośw iecenie m usiało w ynaleźć E uropę Z ac h o d n ią i E uropę W schodnią jednocześnie jako k o m p le m en tarn e pojęcia, defin iu jąc e się naw zajem poprzez opozycję i sąsiedztw o.10
W ynalazek E u ro p y W schodniej wiąże się ściśle z dwom a in n y m i w ynalazkam i: O rien tu i E u ropy Z achodniej. W schodnia E uropa jest w ystarczająco odległa, żeby być zw ierciadłem E uropy Z achodniej, ale jed n ak n ie ta k odległa, jak O rien t, który oznacza całkow ite przeciw staw ienie barbarzyństw a i cyw ilizacji, czyli jest czymś „pośredniczącym ” .
W olff staw ia tezę, że w ynalezienie E u ro p y W schodniej dokonyw ało się w sze ściu in te le k tu aln y ch operacjach: w kraczanie, posiadanie, w yobrażanie, tw orzenie m ap, zw racanie się (do tej E uropy), w yobrażanie sobie populacji. N ie jestem oczy wiście w stanie zreferow ać tutaj całego bogatego m a teria łu tych fragm entów książki W olffa, ograniczę się więc do k ilk u przykładów . W kraczając do E u ropy W schod niej, dośw iadcza się uczucia obcości, inności, jak pisze w swej relacji z podróży książę Segur, gdyż w tedy „opuszczam y całkow icie E u ro p ę”, a w szystko jawi się „jako niew yobrażalna m ieszanka starożytnych i now oczesnych stuleci, m onarchi- stycznego i rep u b lik ań sk ieg o ducha, feudalnej d u m y i równości, nędzy i bogac tw a” 11. E uropa W schodnia stanow i też region, w którym spełn iają się najdziksze i n ajdziw niejsze fantazje seksualne, fantazje o b ezgranicznym p o siad an iu . K la sycznym p rzykładem są tu oczywiście p a m ię tn ik i Casanovy, w których opisuje on swe seksualne przygody w Polsce i Rosji. N ie m a w n ic h m iejsca na finezyjną ero tykę, w zam ian dokonuje się kupow anie kobiet i ich bezw arunkow e posiadanie. N ie zm ienia sytuacji naw et to, że dziewczyna k u p io n a w Puław ach ucieka po do
9 L. W olff Inventing Eastern Europe The M ap of Civilization on the M ind of the Enlightenment, S tanford U niv ersity Press, S tanford, C alif. 1994.
10 Tam że, s. 5.
81
k o n an iu tran sa k cji „jak złodziej”12. P osiadanie blisk ie jest w yobrażeniu E uropy W schodniej jako m iejsca tru d n e j do zro zu m ien ia obcości. W olter w swej Historii
Karola X II , k tóra stanow iła główne źródło w iedzy o Polsce w w ieku X V III, opisu
je ją jako „części antycznej S arm acji”, a obraz Sejm u wygląda następująco: „sza bla w dłoni, jak u starożytnych Sarm atów, ich przodków , ta k sam o b ra k dyscypli ny, ta sam a fu ria w a ta k u ”13. M ozart, kiedy w ybrał się do P ragi na p rem ierę swej opery Wesele Figara, uderzony obcością k u ltu ry i języka pisze do przyjaciela, że „Jestem tu P u n k ititi, m oja żona jest Schabla Pum fa, H ofer jest Rozka P u m p a”14. A utor cytowanej k siążki zwraca uwagę, że poczucie obcości dawało jednocześnie w olność im aginacji, spraw iając, że słynny kom pozytor bez tru d u m ógł obdarzyć siebie i b lisk ich nową tożsam ością. W olff w skazuje, że w yobraźnia działa w tw o rze n iu iluzorycznych m ap tego reg io n u i p rze k o n an ia ch o kształcie zam ieszkują cej go populacji. O czywistą konsekw encją w ynalezienia E uropy W schodniej b ę dzie więc p rag n ie n ie jej zm ien ian ia. A utor pisze o pary sk ich salonach w ysyłają cych fizjokratów z m isją ekonom iczną, co oczywiście p rzypom ina m u m isje M ię dzynarodow ego F u n d u szu W alutow ego w postkom unistycznej E uropie W schod niej. Szczególnie interesu jąca jest relacja Stanisław a A ugusta i jego paryskiej opie k u n k i, słynnej tw órczyni jednego z najb ard ziej znanych salonów paryskich, M m e G eoffrin. Przytoczę tylko p o in tę tej fascynującej h isto rii. Po elekcji Stanisław a A ugusta pisze on do M m e G eoffrin: „m oja droga m am o, czy już C ię nie zobaczę nigdy? Czy n igdy więc nie będę się cieszyć słodyczą i m ądrością twych opinii. Po niew aż z m iejsca, w którym się znajdujesz, m ożesz dać m i m aksym y, ale rad y są poza tw ym zasięgiem ” 15. M oże S tanisław A ugust dobrze sform ułow ał dylem at re lacji m iędzy dw iem a częściam i Europy: „m aksym y tak, rad y n ie ”, w skazując wy raźnie na granice ingerencji.
C h arakterystyczne jest dla m nie, że książka ta nie fu n k cjo n u je w polskich dys k u sja ch in te le k tu aln y ch , chociaż wydawać by się m ogło, że id ealn ie pasu je do polskiego praw icowego postkolonializm u. W szak pojaw iają się w niej w ątki ideo logicznego p o dporządkow ania w schodu E u ro p y jej zachodow i czy też k o n stru ow ania E u ropy W schodniej jako niedojrzałej cyw ilizacyjnie i kulturow o, w ym a gającej więc stałej opieki. N iem niej jednak L arry W olff pokazuje skom plikow anie tej relacji, w której n ie m a m iejsca na łatw e przyporządkow anie ta k im lub innym n aro d o m szczególnej roli czy jednoznaczne w skazyw anie ofiar i prześladowców. N ajw ażniejsze jest jednak, że Polsce w tej całej h isto rii nie przypada jakieś w yjąt kowe m iejsce, nie jest k raje m ani szczególnie prześladow anym , an i w ybranym . D zieli los z in n y m i peryferyjnym i k ra ja m i reg io n u i w oczach Z achodu jest od n ic h praw ie nieo d ró żn ialn a. N ato m iast w m itologii polskiego postk o lo n ializm u
12 Tam że, s. 62.
13 C y tat za: tam że, s. 91.
14 Tam że, s. 107.
pojaw iają się znane od daw na m otyw y wyjątkowej roli i sytuacji naszego kraju. W ybitny h isto ry k M aciej Janow ski zdecydow anie rozwiewa te n m it:
przez 150 lat Polacy k arm ien i byli opow ieściam i o w łasnej w spaniałości, niew inności - tu jest p ies pogrzebany - w yjątkow ości. W łaśnie ta wyjątkow ość jest zasadniczym p ro blem em . Bowiem h isto ria Polski nie jest wyjątkow a; h isto ria żadnego k raju, przy w szel kich sw oistościach, nie jest w yjątkow a. H isto ria Polski jest h isto rią norm alnego, p rz e ciętnego k raju peryferyjnego, przeciętnej zacofanej gospodarki i norm aln ej, przeciętnej k u ltu ry odtw órczej, przejm ującej cudze idee raczej niż p rodukującej w łasn e.16
W ydaje się, że dopiero uznanie takiej norm aln o ści h isto rii Polski m oże otwo rzyć drogę do rzetelnej dyskusji o m iejscu naszego k ra ju w europejskiej czy glo b alnej k u ltu rz e . W tym w idziałbym rolę zastosow ania te o rii po stk o lo n ialn ej - p oprzez w ykorzystanie jej em ancypacyjnego c h a ra k te ru - do polskiej h isto rii. Teoria p o stkolonialna nie pow stała po to, by nadaw ać jednym n aro d o m wyższą rangę niż innym , czy też po to, by spełniać m arzenia konserw atystów o pow rocie do jakieś uto p ijn ej jedności n a ro d u zniszczonej przez podbój. Jej zasadniczym p rzesłan iem jest em ancypacja, w yzwolenie zarów no od m itów n arzuconych przez kolonizatorów , jak i w łasnych m itów narodow ych. W tym sensie p o stkolonializm naw iązuje w yraźnie do K arola M arksa i całej zw iązanej z n im trad y c ji em ancypa cyjnej m yśli zachodniej. D o b itn ie ideę tę w yraził D ip esh C h ak rab arty , pisząc w zakończeniu swej książki: „M am n adzieję, że z tego, co zostało pow iedziane, w sposób oczywisty w ynika, iż prow incjonalizacja E u ropy nie m oże n igdy być p ro jektem zapoznaw ania m yśli europejskiej. N a k ońcu im p e rializm u europejskiego m yśl europejska jest dla nas w szystkich darem . M ożem y mówić o jej prow incjona- lizacji tylko w an ty k o lo n ia ln y m d u ch u w dzięczności” 17. O dpow ied n ik iem więc początków m yśli p ostkolonialnej byliby w Polsce ci, na ogół n iestety już praw ie z a p o m n ia n i m yśliciele, jak L udw ik K rzyw icki czy K azim ierz K elles-K raus, k tó rzy czytali i kom entow ali prace K arola M arksa po to, by lepiej zrozum ieć p ro b le m y naro d u . D o gru p y tej zaliczyć też należy o pokolenie m łodszego Ju lian a B ru na, k tóry w głośnej, drukow anej p ierw otnie w Skamandrze pracy Stefana Żerom
skiego tragedia pomyłek pokazyw ał splot narodow ych i społecznych uw arunkow ań,
jakie konstytuow ały n aró d p olski na p oczątku X X w ieku18. Ż aden z tych m yślicie li n ie odwoływał się do m itologii sarm aty zm u rzekom o zdepraw ow anego przez Zachód. W ręcz przeciw nie, sta ra li się w skazać, jak now oczesny n aró d nie m oże
16 M. Janow ski Polityka historyczna. M iędzy edukacją historyczną a propagandą, w: Pamięć i polityka historyczna. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów, red. S.M. N ow inow ski, J. Pom orski, R. Stobiecki, W ydaw nictw o IP N , Ł ódź 2008, s. 234.
17 D. C h a k rab a rty Provincializing Europe. Postcolonial Thought and Historical Difference, P rin ceto n U niv ersity Press, P rin c e to n -O x fo rd 2008, s. 255,
18 P ierw odruk: „ S k a m a n d er” 1923 n r 30, p rz ed ru k w: J. B ru n Stefana Żeromskiego tragedia pomyłek, S p ółdzielnia K sięgarska „K siążka”, W arszaw a 1926. Po w ojnie wyszedł re p rin t tego w ydania, ze słowem w stępnym L. K ruczkow skiego
20
pozbyć się duchow ego i ekonom icznego jarzm a feu d alizm u i p o d k reślali koniecz ność pow stania nowoczesnego n aro d u polskiego w w yniku w alki, któ ra łączyłaby w yzwolenie narodow e ze społecznym . In n y m i słowy, nie byłaby to polityka n a ro dowa o parta o resen ty m en ty wobec Z achodu, ale polityka em ancypacji w ykorzy stująca m yśl zachodnią.
Być m oże tak ą drogę teoretyczną otw ierają rozw ażania M a rii Jan io n w Niesa
mowitej Słowiańszczyźnie, w których form ułuje ona p ro g ram otw arcia polskiej k u l
tu ry na różnorakie wpływy zew nętrzne i przez to rad y k aln ą prze m ian ę narodu. W konk lu zjach autorka pisze:
Polska jest ubogim i p łaskim m onolitem , przew ażnie narodow o-katolickim . D latego tak m ęczy tych swych obyw ateli, któ rzy p rag n ą się z n ią pożegnać dla Europy, rozum ianej jako p rzestrzeń wolności kultury. M ożna by było tu ta j w ytrzym ać i bez słońca p ołudnia, gdyby bardziej różnorodna, wyzwolona z obsesji kolonialnych i p o stkolonialnych w łaś nie „kolorow a” była nasza k u ltu ra .19
Stanow isko Jan io n jest na pew no blisk ie in ten cjo m twórców te o rii postkolonial- nej. Służyć m a ona jako n arzędzie pozw alające em ancypować k u ltu rę uciskanych z jej w ew nętrznych, choć n arzuconych przez opresorów ograniczeń. Użycie te o rii postkolonialnej w o d n iesien iu do naszego k ra ju m iałoby w ta k im p rzy p a d k u moc ożywczą, pozw oliłoby na zn alezienie dystansu do ograniczeń i id iosynkrazji w pi sanych w tę k u ltu rę . Przezw yciężenie ograniczeń k u lturow ych otw ierałoby też nową p rze strzeń polityczną, uw olnioną od lęków p rze d dom inacją i obaw przed u tra tą tożsam ości.
Przy całej sym patii dla takiej em ancypacyjnej te ra p ii kulturow ej i przy w szyst k ich w ątpliw ościach wobec praw icowego p o stk o lo n ializm u zastanaw iam się jed n ak i p y ta n iem tym chciałbym zakończyć te n tekst, czy my, h u m an iści, nie p a d a m y w naszych dyskusjach ofiarą pewnego złudzenia? Z łud zen ia, które m ożna by nazw ać z ł u d z e n i e m k u l t u r o l o g i c z n y m . T oczym y p rze cie ż d y sk u sje i spieram y się, p rzyjm ując jedno w spólne założenie, że istnieje ciągłość k u ltu ry i jej tropów, ciągłość, któ ra przekracza w szelkie zm iany ekonom iczne, polityczne i społeczne. N ie w ydaje m i się, by założenie ta k ie było upraw nione. Co więcej, m oże być ono być niebezpieczne, stw arzając iluzje ciągłości tam , gdzie ona nie w ystępuje, i tworząc artefakty, k tóre stają się niespodziew anie fak ta m i politycz nym i. H u m an isty k a, jeżeli m a być odpow iedzialną d ziedziną wiedzy, będzie m u siała się z tym złu d zen iem skonfrontow ać.
19 M. Jan io n Niesamowita Słowiańszczyzna, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2006, s. 330.
Abstract
Leszek KOCZANOWICZ
W a rs a w School o f Social Psychology
Post-post-communism and Cultural Wars
T h e essay aims at sh o w in g in w h a t w ays discussions o n p o st-co lo n ia lism b e c o m e integrated in to cultural w ars co n d ucte d in to d a y 's Poland. T h e first section analyses th e n o tio n o f cultural w ar(s) in o u r c o n te m p o ra ry cultural-studies/political-science literature. T h e a u th o r also discusses his o w n co n ce p t o f ‘p o s t-p o s t-c o m m u n is m ' as a social/political fo rm a tio n th a t has fo llo w e d post-co m m u n ism . T h e fo llo w in g sections make use o f th e initial part's findings in analyses o f disputes on th e national question. It is fo u nd th a t a n u m b e r o f elem ents o f this rh e to ric are reducible to a co n ce p t o f ‘genuine existence o f th e nation' as co n tradicted w ith ‘n o n -genuine existence' o f th e same.