• Nie Znaleziono Wyników

Nietzsche jako kompozytor : (kilka uwag po lekturze jego utworów)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nietzsche jako kompozytor : (kilka uwag po lekturze jego utworów)"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Bristiger

Nietzsche jako kompozytor : (kilka

uwag po lekturze jego utworów)

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (51), 95-106

1980

(2)

Nietzsche jako kompozytor

(kilka uwag po lekturze

jego utworów)

M uzyki N ietzschego nie obję­ ło żadne w ydanie jego dzieł w szystkich, n a w e t o sta t­ nia edycja Colliego i M ontinariego. Z apew ne, zbyt wiele czynników p rak ty czn y ch uniem ożliw ia zreali­ zow anie takiego tom u m uzycznego „do czy tan ia” , ale wów czas sy lw e tk a a u to ra zostaje pom niejszona 0 pew ien elem ent, k tó ry w życiu N ietzschego był isto tn y — o jego w łasną m uzykę. On sam w iedział n ajlep iej, czym b y ła ona w jego życiu. „Bez m u ­ zyki życie jest po p ro stu pom yłką, m ordęgą, w y ­ g n an iem ” c zy tam y w liście do G. B ran d èsa z 1888 r. M ogłoby to się jeszcze odnosić do m uzy ki cudzej 1 przy sw ojo n ej. Ale też m ożem y znaleźć w jego p i­ sm ach z tego sam ego okresu: „C hyba nigdy jeszcze nie było filozofa, k tó ry b y w tak im sto p n iu u sa­ m ych sw ych p o d staw nie b y ł ta k bardzo m uzykiem , ja k ja nim je ste m ” . I dodaw ał: „D latego też oczy­ w iście zawsze jeszcze m ogę być fu n d am e n ta ln ie nie­ szczęsnym m u zy k ie m ” . A w 1875 r., k ied y ju ż p rze ­ cież w iedział, że nie spełni sw ych m arz eń o w ielkim kom ponow aniu, p isał do M alw idy von M eysenbug: „Poza ty m zrew idow ałem i up orządkow ałem swe w łasn e kom pozycje m łodzieńcze. Zawsze w y d aje m i

M uzyka N ietzsch ego

(3)

M IC H A Ł B R I S T I G E R „..w m u z y c e o b j a w i a się n i e z m i e n n o ś ć ■charakteru... M u zyk i filo z o f

się czym ś bardzo osobliw ym , ja k w m uzyce objaw ia się niezm ienność c h a ra k te ru ; w ty m , co w y m aw ia w niej chłopiec, ta k w y raźnie w ypow iada się zasad ­ nicza isto ta całej jego n a tu ry , że rów nież dorosły człow iek nie życzy sobie tu nic zm ienić — n a tu r a l­ nie nie licząc niedoskonałości technicznej itp .” . W aż­ ne to d la nas w yznanie, każe n am ono z p e łn ą p o ­ w agą p rzysłuchiw ać się w szystkim , n a w e t w cze­ snym kom pozycjom i budzi nadzieje na ich p o zn aw ­ czy w alor.

S fera m uzyczna p rzen ik ała się z jego życiem , ze sferą językow ą i m yślow ą, ja k u w czesnych ro m a n ­ tyków niem ieckich, tłu m aczyła ona niejedno w jego filozofii, ta k że o k ro k je s t już ty lk o do tezy, że jego filozofię należy rozum ieć jako m uzykę za pom ocą innych środków w yrażoną. Jeżeli teza tak a je s t zby t ogólna, to do dionizyjskiej filozofii p asu je ona dość dobrze. Ł atw iej nam p rzy jd zie ją p rzy ją ć, kiedy zw rócim y uw agę na dostrzeżoną przez C. P. Jan za analogię z P latonem , u którego poezja stała się isto t­ nym elem entem filozoficznego dzieła.

Nietzsche był m uzykiem , zanim stał się filozofem (bądźm y uczciwi, nie jeste śm y przecież w B a y re u th : i zanim poznał W agnera) i pozostał m uzykiem , k ie­ d y już p rze stał m yśleć filozoficznie; w Jenie, w ostatn im okresie słyszeć ju ż m ożna było tylko, jak im prow izow ał na fo rtep ian ie. Jego im prow izacje w zbudzały u p rzy jaciół w ielki, a w iem y dziś na pew no, że i n iek łam any podziw , akceptow ano je n a ­ w et w dom u u W agnerów . M ówiły one ty m ludziom bezpośrednio o ty m , kim docent N ietzsche je s t „ n a ­ p ra w d ę ” . M usiały być bardzo frap u jące. O pisy jego g ry na fo rtep ian ie fascy n u ją nas jeszcze dzisiaj, ale tak , jak b y były fra g m en ta m i jak ie jś ciekaw ej po­ wieści rom an ty cznej. Cóż, kiedy ich nie słyszym y! Ale zachow ały się kom pozycje i z nim i w łaśn ie m o­ żem y związać te sam e nadzieje, co z im p ro w izacja­ mi. M ają one nam powiedzieć, jakim człow iekiem b ył N ietzsche. N iekoniecznie m usim y być sam i ro ­

(4)

m an ty k a m i, żeby się tego po m uzyce spodziewać; żeby chcieć się w niej d o patrzeć p rom ienia w e­ w nętrzn ego, prow adzącego nas w głąb psychiki kom ­ p ozytora, w jej w a rstw y inaczej niedostępne, a i czę­ sto sta ra n n ie u kry w an e; żeby w yczuć elem en tarn ą siłę p o ruszającą N ietzschem . („Nie m ożna rozum ieć jego życia duchow ego — pisze G. L enzing er — jak jakiegoś sy stem u. Całość jego dzieła nie przedstaw ia się jako ergon, ale raczej jako organon, jako organ, in stru m e n t, k tó ry p o ru sz a n y w sw ym poszukiw aniu istnien ia i p ra w d y p rzez «niesłychaną energię», po­ zostaw ił jed y n ie strz a sk a n e fo rm y dzieł, przeznaczo­ ny ch do ogrom nej, lecz nigdy nie stw orzonej b u ­ d o w li”).

Czy je st m ożliw a ta k a w iedza? Przecież n aw et ro ­ m an ty czna m u zyk a nie je s t bez re sz ty jakim ś ge­ stem w yrazow ym , u tw ó r m uzyczny je s t zawsze kon­ stru k c ją , zaw iera w sobie teo rię, konw encję, zastaną fo rm ę i n a b y tą tech nikę. P o szu k u jąc uczuć, ekspre­ sji i sym bolów z n a jd u jem y często tylko akordy i k o n tra p u n k t. Co n am da tom kom pozycji N ie­ tzschego?

P ełn e w ydanie kom pozycji N ietzschego ukazało się dopiero w 1976 r. w B azylei sta ra n ie m S zw ajcar­ skiego T o w arzystw a M uzykologicznego 1. Pow ierzo­ ne ono zostało C u rto w i P aulow i Janzow i, autorow i 0 podw ójnej k o m p eten cji, będącem u zawodowym m uzykiem w b azy lejsk iej o rk iestrze sym fonicznej 1 au to re m całkiem św ieżej, w zbudzającej podziw

1 F. N ietzsch e: D e r m u s i k a l i s c h e N achla ss . B asel 1976. Z n o w szy ch prac zw ró ćm y p rzed e w sz y stk im u w a g ę na n a ­ stęp u ją ce p u b lik acje: G. L en zin ger: D as P r o b l e m d e r M u ­

sik u n d d e s M u s ik a li s c h e n b e i N ie tz s c h e m i t b e so n d e r e r B e r ü c k s i c h ti g u n g s e i n e r J u g e n d w e r k e . D iss. phil. F reiburg

i. Br. 1951; M. V ogel: A p p o l l i n i s c h u n d D io n ysisch . G e sch ich ­

te ein es g e n ia l e n Ir r tu m s . R eg en sb u rg 1966; D. F isch er­

-D iesk a u : W a g n e r u n d N ie tz sc h e . D e r M y s ta g o g e u n d sein

A b tr ü n n i g e r . S tu ttg a rt 1974; C. P. Janz: N ie tz sche. Bio ­ gr aphie. 3 B ände. M ün ch en — W ien 1978; S. Jarociński: Ideologie r o m a n ty c z n e . K ra k ó w 1979.

Strzaskane form y dzieł

(5)

M IC H A Ł B R IS T IG E R 9 8

P ierw sze p ełn e w y d a n ie

W ybuchow y m a teria ł

trzy to m o w ej biografii Nietzschego. M ożem y w ięc ju ż tera z czytać w szystkie u tw o ry m uzyczne N ietzsche­ go, co w ięcej — poznać niedokończone fra g m e n ty i szkice m uzyczne, jak ie pozostaw ił. Po raz p ierw szy , poniew aż nad spuścizną m uzyczną a u to ra L u d z k ie ,

a rcylu d zkie zaciążył iście dem oniczny los. Jego p ie ­

śni zostały co p raw d a opublikow ane w cześniej, głównie w 1924 г., a H y m n do życia by ł n aw et w y ­ d any za życia kom pozytora, ale te kom pozycje po­ znał tylk o bardzo w ąski k rąg w yznaw ców i sp ecja­ listów . Dostęp do rękopisów w eim arskiego a rc h i­ w um aż do w ojny nie był łatw y. Tym czasem m y śla ­ no o w yd an iu całości dzieł m uzycznych, n a k tó re św iat m uzyczny czekał od dziesięcioleci. P rzy g o to ­ w yw ane już do d ru k u przez G ustaw a Lenze w sky ’ego m a te ria ły spłonęły jed n ak w 1945 r. w czasie n alo tu lotniczego na Lipsk, gorzej, że w raz z n iek tó ry m i o rygin alny m i rękopisam i i w ydanie tom u m uzycz­ nego Nietzschego zostało odroczone o dalszych trz y ­ dzieści lat. In sp iracje w yszły, podobnie jak to m iało m iejsce z w ydaniem poprzednim , od K a rla Schlech- ty, w iązały się też bezpośrednio z sem inarium filo­ zoficznym K a rla Jaspersa.

B azylejskie w ydanie w yw ołało, w sposób p rz e k ra ­ czający w szelkie oczekiw ania, g w ałto w ny epizod recepcji N ietzschego, dostarczając niem al egzem - plarycznego dow odu na to, jak te n sam m ate ria ł, początkow o rozproszony, a później zeb rany razem , może n ab rać cech w ybuchow ych. (Pieśni N ietzsche­ go m a ju ż obecnie w sw ym re p e rtu a rz e k ilk u śpie­ w aków , w śród nich D ieter F ischer-D iesk au i A n­ drzej Hiolski, a w Rzym ie urządzono przed kilkom a m iesiącam i cały cykl koncertów m uzy k i N ietzsche­ go, w sp a rty obradam i „okrągłego s to łu ”). N ietzsche zainau g u ro w ał b u n t przeciw ko sw em u stuleciu, to w iem y; czy te n now y epizod nie je st czasem, obok p ow ro tu do W agnera, jeszcze jed n y m sym ptom em naszego b u n tu przeciw dw udziestem u wiekowi? C zytelnicy Tom asza M anna, o tw ierając księgę m u ­

(6)

zyczną Nietzschego, łatw o się m ogą tam spodziewać kom pozycji A d rian a L ev erk ü h n a. A tym czasem n a­ tra fią przede w szystkim n a grupę dość pro sty ch pie­ śni rom anty cznych , napisan y ch przez dziew iętnasto­ letniego m łodzieńca. Ł atw o w yczuw alny je st w nich w pły w liry k i w okalnej S chum anna, kom pozytora ubóstw ianego wów czas przez N ietzschego. K om po­ zy to r — a b ył też i p o etą — niem al nie sięgał do sw ych w łasnych tek stó w literack ich, w olał w iersze K lau sa G rotha, R iickerta, von Eichendorffa, P u ­ szkina, Petöfiego, von Cham isso, E m anuela Geibla, też i B yrona; ty m dziw niejsze to, jeżeli ty lko p rzy ­ pom nim y sobie, ja k w ielu kom pozytorów , z polski­ m i włącznie, zainsp iro w an ych zostało przez poezję Nietzschego. Ale N ietzsche pow iedziałby, że to nie on w y b ierał te k s ty sw ych pieśni, lecz że działo się odw rotnie. M am y tu n a m yśli jego pogląd na w za­ jem n y stosunek m u zy k i i słowa, a zaliczyłbym go do najciekaw szych, jak ie w X IX w. w ogóle na ten te m a t zostały w ypow iedziane. Szkoda, że te n w yw ód z 1871 r., noszący n a sobie p iętn o N arodzin tragedii

z ducha m u z y k i, nie został w łączony do książki, gdyż

ty m sam ym pozostał do dzisiaj m niej znany — m niej, niż na to zasługuje. Otóż „kiedy m uzyk kom ­ ponuje pieśń liryczną, to będąc m uzykiem nie zosta­ je pobudzony ani przez obrazy, ani przez uczuciow ą m owę tego tek stu ; z całkiem odm iennej sfery p rz y ­ chodzące pobudzenie m uzyczne w ybiera sobie ten tek st pieśni jako podobny w y raz siebie samego. 0 koniecznym sto su n k u m iędzy pieśnią a m uzyką nie może być w ięc m ow y, poniew aż oba te odnie­ sione do siebie św ia ty dźw ięku i obrazu zbyt daleko leżą w zględem siebie w zajem nie, aby móc w ejść w jak iś inny, niż ty lk o zew n ętrzn y związek Dla N ietzschego św iętość m u zyk i nie może więc le­ żeć tam , gdzie efek ty , tzn. w p rzedsionku świętości. W błędzie jest każdy, kto b y sądził, że w iersz rodzi m uzykę, jak ojciec syna, pow iada Nietzsche. Ale też 1 nie m ożna chcieć, aby syn rodził ojca. K iedy więc

R om an tyzm

S ło w o i m u zyk a

(7)

M IC H A Ł B R IS T IG E R LOO

N iep ok ojąca skaza

M uzyczne aforyzm y

słowo nie pow inno w y tw a rz ać m uzyki, a m u zy k a nie m oże tw orzyć słów, w szystko zależy od sposobu, w jakim oba te ele m en ty b ędą w pieśn i do siebie przystaw ać.

To praw d a, pieśni N ietzschego są niezaprzeczaln ym dowodem jego au te n ty cz n e j m uzykalności, ich słu ­ chanie w zbudza chyba w nas w szystkich jak ieś m u ­ zyczne nadzieje, a przecież k ry ją one w sobie jak ąś głęboką, niepokojącą skazę. N a czym ona polega? Czy to ona w yw ołuje poczucie n iespełnienia? T ru d ­ no to orzec, zwłaszcza słow am i tru d n o określić, ale arty ści p o tra fią tę skazę w yczuć bez tru d u , nie zn a j­ du jąc w m elodyce N ietzschego an i m ozartow skiej, ani schum annow skiej — klasycznej czy ro m an ty cz­ nej — naturalności. D ziew iętn asto letn i N ietzsche tak pisał w 1863 r. do m atk i i sio stry (a w ty m w łaśnie czasie pow stała większość jego pieśni): „K iedy po­ m yślę przez chw ilkę, czego prag n ę, wów czas szu­ kam słów do m elodii, ja k ą posiadam i m elodii do słów, jakie posiadam , i obie te rzeczy razem , jakie posiadam , nie zgadzają się ze sobą, chociaż w łaśnie co w yszły z jed nej duszy. A le tak i ju ż mój los”. N iedom agania ta le n tu m uzycznego są jeszcze b a r­ dziej w idoczne w m uzyce czysto in stru m e n ta ln e j i w ielkich form ach w o k a ln o -in stru m en ta ln y c h . Idee rzucone na p a p ie r liniow y z a trz y m u ją się po p a ru tak ta ch , jak b y zabrakło im in w en cji do dalszego rozw oju. W ielu autorów zw racało uw agę zwłaszcza na b ra k inw en cji m elodycznej u N ietzschego. W sa­ m ej rzeczy m yśli on głów nie harm onicznie, zm ia­ nam i akordów , podczas gdy pod w zględem polifo­ nicznym jego p ró b y są całkiem anem iczne, próby in stru m e n ta c y jn e zaś w ręcz żadne. J a k to się później okazało, ale też i było w iadom e od początku, afo­ ry styczn ie m ógł pisać jak o filozof, lecz nie jako m uzyk; w m uzyce „afo ry zm y ” nie połączą się w jed ­ n ą całość, w ięc i u N ietzschego pozostały ty lk o po­ m ysłam i. Czasem całość zostaje przecież osiągnięta w rzucie im prow izacyjnym , na m odłę dionizyjskiego

(8)

rau szu , a wów czas czujem y tę odw rotną drogę p ro ­ cesu tw órczego, to przejście n a w spak od gran ia do pisania. Coś podobnego dzieje się chyba w pon u ry m , „heroiczno-posępnym ” poem acie sym fonicznym (na fo rtep ian ) z czasów szkolnych, sp raw ia on w raże­ nie — zapatrzonej w L iszta im prow izacji, kiedy w prow adza nas w dziki i gw ałtow ny, p ierw o tn y św iat średniow iecznych ni to Serbów , ni to M adzia­ rów , a w łaściw ie G erm anów , przeniesionych niepo­ h am o w an ą w y o braźn ią osiem nastoletniego chłopca na w ęgiersk ie rów niny. Oczywiście łatw iej zapanow ać n ad całością w m in iatu rze i N ietzsche m a p a rę ta ­ k ich fo rtepianow ych m orcea u x, k tó ry m nie sposób odm ówić w dzięku. O braz księżycow ej pośw iaty w (znów w ęgierskiej) puszcie dobrze pasuje do ro ­ m antycznego salonu, a nam też są m iłe dw a polskie tań ce, tro ch ę ab su rd aln e, skoro jed en m azu rek zo­ s ta ł zapisany w m e tru m dw udzielnym , a d ru g i z ko­ lei o p atrzo ny przez kom pozytora m ianem czardasza. Mimo w szystko tem u autodydakcie nie sposób tu odm ówić ta le n tu .

N ietzsche nie p rze stał być i później heroicznym d y ­ leta n te m , choć zdaw ał sobie dobrze spraw ę z roli rzem iosła w p rac y kom pozytorskiej. Jego w łasna sy­ tu ac ja, kied y b ra k odpow iednich u m iejętności tec h ­ nicznych d a je niebotyczny k o n tra st z w ielkim bo­ gactw em treści św iata w ew nętrznego, przypom ina podobną u Je a n -P a u la studiującego harm o nię m u ­ zyczną. W L u d z k im , a rc y lu d zk im N ietzsche m ówi o zaw odnej w ierze a rty s ty w sam ą tylko inspirację, o niskiej randze im prow izacji w porów naniu z po­ w agą rzem iosła, o znaczeniu dobrze zrobionych d e ­ tali. M iał więc świadom ość sw ych w łasnych braków , ale nie b y ł im w stan ie zaradzić. A poniżając siebie, b y ł w łaśnie sobą, poniew aż rów nocześnie b e z k ry ­ tycznie się w yw yższał. Nie było d lań w yjścia i m u ­ siały pozostać tylko „strzask an e fo rm y d zieł” . Są ni­ m i usiane w szystkie w cześniejsze i późniejsze la ta aż do czasu, w k tó ry m n apisał N arodziny tragedii.

H eroiczn y d y leta n t

(9)

M IC H A Ł B H IS T IG E R 102 A n ty ch ry st a m uzyka religijn a S zczy t e k str a w a g a n c ji

Te fra g m e n ty są bodajże najw ażniejsze dla stu d iu m osobowości N ietzschego. Od czasu do czasu zn ajd zie­ m y w nich jak iś ry s dem oniczny (w 1863 r. n apisał, zagubioną później, rozp raw ę O dem oniczności w m u ­

z y c e ), ale częściej ich cechy i w alory m ożem y n a ­

zwać (w sensie nietzscheańskim ) dionizyjskim i, nie będą nas dziwić w p ły w y W agnerow skie (w h a rm o ­ nii) i S chopenhauerow skie w ek sp resji m uzyki (je­ d en z frag m en tó w nosi nazw ę Ból je s t p odstaw o­

w y m to n em n a tu ry). N atom iast zaskakujące są sil­

ne zw iązki przyszłego A n ty c h ry sta z fo rm am i m u ­ zyki relig ijn ej. P ró b u je napisać M szę, a liczne szki­ ce do O ratorium na Boże N arodzenie zdolne są n a ­ w et dzisiaj w yw ołać w nas przeżycie sw ym „p rze­ czuciem boskości”. W yczuw am y w nich ten sam im ­ pu ls rom an ty czn y , co u w ielu innych kom pozytorów epoki, lecz zawsze w ew nętrznie zduszony; czasem w idać w yraźnie, jak ą trud no ść spraw ia N ietzsche- m u oddalenie się od początkow ej s tru k tu ry , tj. do­ strzeżenie za w a rty c h w s tru k tu rz e możliwości. Rok 1872 sta je się dla N ietzschego-kom pozytora przełom ow y w n eg aty w n y m sensie tego słowa. K toś rów nie k o m p ete n tn y w m uzyce ja k w filologii von W ilam ow itz-M oellendorff, a m ianow icie H ans von Bülow, w odpow iedzi na p rzesłan y w yciąg fo rte ­ pianow y M ed yta cji o M anfredzie odm aw ia kom po­ zytorow i p raw a do m iana kom pozytora. „P ańska

M edytacja o M anfredzie — pisze — jest szczytem

ek straw ag an cji, n a jb ard ziej niep rzy jem n y m i a n ty - m uzycznym szkicem , jak i od daw na m iałem m oż­ ność oglądać na papierze nutow ym (...) Czy św iado­ m ie w yszydza P a n w szelkie reg u ły połączeń dźw ię­ kow ych, od w yższej składni aż do zw ykłej o rto g ra ­ fii? (...)” . W tak im sty lu i nie zdradzając cienia w ątpliw ości B ülow ciągnie dalej: „Z m uzycznego p u n k tu w idzenia P ań sk a M edytacja posiada tylko w artość p rze stęp stw a w świecie m o ra ln y m ” . Ciąg ko­ jarzeniow y p oddaje m u w reszcie, trz e b a przyznać św ietny, obraz: zgw ałcenie E uterpe. Stało się. Nie­

(10)

tzsch e odpow iada Bülowow i z godnością: „P an mi b ardzo pom ógł — w yznanie tak ie robię wciąż je ­ szcze z n iem ały m bólem (...) Mówię tak , ja k dzieci, k ie d y zrobią coś głupiego, już tego w ięcej nie będę rob ić (...)” . A sw em u p rzyjacielow i R ohdem u w yzna, że uczciwość listu Bülow a je st d lań bezcenna. B ü- low m ówiąc, że N ietzsche jest em p iry k iem i d y le ­ ta n te m , w yznaczył tra fn ie granicę w szystkim zm a­ ganiom m uzycznym Nietzschego. Sw obodne kształ­ tow an ie tego p o em atu daw ało ty lk o bezkształtną, pozbaw ioną w alorów arch itek to n iczn y ch form ę. To sam o chyba w yczuł F. H egar, k ied y stw ierdzał, że N ietzsche stw o rzy ł ty lk o n a stro jo w ą im prow izację zam iast przem yślanego dzieła sztuki. P rz y p o m n ij­ m y: N ietzsche m a dopiero 28 lat, kiedy zapada w y ­ ro k Bülowa.

W odpow iedzi Bülow ow i N ietzsche użył na swą obronę pew nego a rg u m en tu , k tó ry po latach m usi się nam w ydać znam iennym i in teresu jący m . „P ro ­ szę pom yśleć, że aż do chw ili obecnej od najw cze­ śniejszej m łodości żyłem z ta k ą ilu z ją i m iałem b a r­ dzo w iele radości z m ojej m uzyki! Zawsze pozosta­ w ało dla m nie problem em , skąd się ta radość bie­ rz e ” . To zdanie jest dopełnieniem innego, w ypow ie­ dzianego przez Tiecka: „D er ech te W eltschm erz ist n ich t S chm erz ü b e r die W elt, so nd ern Schm erz d er W elt in einem M enschen” . N ietzsche m usiał więc pozostać m uzykiem . „Ju ż teraz jestem m uzykiem na ty le, na ile jest to p o trzebne n a m ój w łasny filozo­ ficzny u ż y te k dom ow y”, pisze cierpko do jednego ze sw ych przyjaciół. „Filozoficzne użycie m u zy k i” — to brzm i jak zapow iedź N ietzschego po ty m „ n a j­ sp raw iedliw szy m w y rok u śm ierci in rebus m usicis

e t m u sic a n tib u s” . N ietzsche rozum ie jed n a k m uzykę

znacznie szerzej, niż dzisiaj zw ykliśm y ją określać. D uchow e organizm y są dla N ietzschego też m uzyką, kiedy w ięc czyta filozofów, za ich zim nym i słow am i słyszy, ja k śpiew a ich dusza. Słow em , m uzyka dla N ietzschego to — w edług daw nego określenia —

Zgwałcenie Euterpe

F ilo zo ficzn e u ż y c ie m u zy k i

(11)

M IC H A Ł B R IS T IG E R 1 0 4

H y m n iczn o ść

m usica hum ana, zaw ieszona m iędzy tą, k tó rą zna­

m y, m usica In stru m entalis, a tą, k tó re j człow iek usłyszeć nie może, czyli m usica m undana. R ozum ie­ m y teraz, co m ów ił o sw ym H y m n ie do ż y c ia : że w y raża on afek t jego filozofii, że u zup ełnia filozofię tam , gdzie słowo sta je się ju ż bezradne. R ozum iem y go, kiedy sw ej m uzyce każe odtąd służyć uw odze­ n iu ludzi dla jego w łasnej filozofii.

W ty m o statnim okresie p rac y tw órczej, po trz y ­ dziestym roku życia, m uzyk a pisana jest już ty lk o dla p rzy jaźn i i o p rzyjaźni, czasem też z m yślą o sam otności. Jej e le m en ta rn ą sferą przeżycia sta je się „hym niczność”. Początkow o pisze okolicznościo­ w ą kom pozycję M onodie à d e u x — d a r dla zap rzy ­ jaźnionych m łodożeńców. U ra sta ona w jego u m y ­ śle do „p rog ram u dobrego m ałż eń stw a ” , do sym bolu. G dyby ten u tw ó r nie b ył ta k p rosty, ta k ogołocony, gdyby nie przy po m inał tro c h ę m uzyki, do k tó rej kilkanaście la t później zaczął nas przyzw yczajać S a­ tie, pow iedzielibyśm y, że je st apolliński. Może n a w e t nie byłoby w ty m sprzeczności, m od aln y S atie jest przecież „apolliński” (przypom n ijm y jego S okra ­

tesa), ale m odalne zakończenie u tw o ru ściągnęło na

siebie tylk o drw inę W agnera. W ażniejsze b y ły jed ­ nak H y m n y p rzyja źn i, p arę w e rsji jed n ej i tej sa­ m ej kom pozycji. N ajbardziej rozbudow ana w ersja tego pianistycznego u tw o ru jest n a b rzm iała afek ­ tem do tego stopnia, że przypom ina jak iś rozw ich­ rzony p oem at sym foniczny, w yrosły m oże z m arze­ nia, aby dorów nać w yobraźnią Lisztow i. W stęp do u tw o ru to O rszak przyja ciół do Ś w ią ty n i P rzyja źn i, kroczących ze św iąteczną pow ściągliwością, w spo­

sób zdecydow any. Z kolei m am y trz y stro fy hym nu,

przedzielone interm ezzam i, ale te in term ezza stają się czym ś więcej niż tylko łącznikam i, pierw sze m a być um ieszczone „jak b y w szczęśliw ie-żałobnym za­ p o m n ien iu ”, a drugie stać się „jak b y przepow ied­ nią przyszłości”. B yła to o statn ia o ry g in aln a kom ­ pozycja N ietzschego pełna n iew ypow iedzianych tre ­

(12)

ści i szukająca „swoich słów ”. Słow a pojaw iły się po latach , w raz z Lou Salom e, k tó rej w iersz M odli­

tw a do życia d ał tra n sfig u ra c ję H y m n u w pieśń

(nazw aną tera z w 1882 r., po ośm iu latach, M odlitw ą

do życia)·, a później, po dalszych pięciu latach, pow ­

stało jeszcze jedno p rzekształcenieL ty m razem już ostateczne, w c h ó ra ln o -in stru m e n ta ln y H y m n do

życia (1887).

H y m n do życia m iał być m uzycznym posłaniem

N ietzschego do potom ności, k w in tesen cją jego m u ­ zyki, w y razem tragicznego patosu, do którego ta m uzyka była pow ołana. P otom ni m ieli ją w yk on y­ wać, aby w spom inać Dionisosa philosophosa. (W sa­ m ej rzeczy w ty m celu w ykonano przed kilkom a m iesiącam i te n H y m n w Rzymie).

H y m n do życia b ył jed y n ą kom pozycją Nietzschego

w y daną za jego życia. Je j cierpkość, surow ość, ten sam rozdźw ięk w e w n ętrzn y m iędzy m uzyką a te k ­ stem , ja k i p o jaw ił się na sam ym początku jego drogi tw órczej w pieśniach m łodzieńczych — w szystko to nie spełniało fu n k cji, jak im i ta m uzyka została przez kom pozytora obarczona. W życzliw ym kręg u p rz y ­ jaciół n asu w ały się jed n a k w ielkie porów nania, na p rzykład z A lle g re tto z S y m fo n ii A -d u r B eethove- na. Tak p rz y n a jm n ie j odczuł tę kom pozycję P e te r Gast, kom pozytor, k tó re m u N ietzsche pow ierzył in- stru m e n ta c ję u tw o ru . A oto podp atrzon y przez G a- sta, obraz N ietzschego, filozofa niosącego w sobie m uzykę: „codziennie ran k iem szedł on ze sw ym i m yślam i ponad S o rren to , obok cyprysów i dzikich róż; ocieniony błogostan ty ch dróg m yślow ych dźw ięczał m u te ra z w ow ym tajem niczym A llegret­ to, a on d aw ał m u w y raz słow am i w sposób w izjo­ nerski (...) Od k iedy poznałem ten u tw ó r na jesieni 77 — n ie ste ty ty lk o z pobieżnej le k tu ry — widzę zawsze N ietzschego, jeżeli ty lk o w yobrażam go sobie w S o rren to , w św ietle tego u tw o ru : ja k on, wiedzio­ ny duchem , błąk a się w śród wzgórz, niczym sam

O statn ia kom p ozycja

(13)

M IC H A Ł B R IS T IG E R 106

...p o t r z e b u j e m y m o z a r t o w s k i e j s z c z ę ś l i w o ś c i...

B eethoven, i jak chłodniejszym , lecz o strzejszy m niż daw n iej w zrokiem p a trz y na św iat (...)” .

W 1886 r. N ietzsche głosił, że „za w szelką cenę po­ trz e b u je m y w dźw iękach południa, słońca, jasn ej, nieszkodliw ej, n iew innej m ozartow skiej szczęśliw o­ ści i d elik atn ości” . Chyba jakieś odbicie ta k ie j po­ staw y znajdziem y w jego H y m n ie , choć nie ta k p rz e ­ konyw ające, jak później w m uzyce Busoniego. W spraw ie W agnera zdążył jeszcze dorzucić hasło „il fa u t m é d ite rra n ise r la m usique: m am pow ody do tej fo rm u ły ” , ale sam tego zrobić nie p o trafił. Z dą­ żył jed n a k jeszcze rzec (dla n ajw y b rań szy ch uszu w Ecce homo), że m uzyka m a być pogodna i głę­ boka ja k popołudnie październikow e i zdążył za­ chw ycić się Bizetem .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ekspresja i percepcja mowy są procesami przebiegającymi w czasie rzeczywistym (dlatego pojemność magazynu fonologicznego ograni- czona jest czasowo, a nie ilościowo, jak w

Równolegle do badań logicznych, Łukaszewicz zajmował się historią logiki, a szczególnie historią logiki Arystotelesa (który był dla niego głębokim i stałym źró-

Autorzy do- konują systematyzacji terminologii związanej z usługami elektronicznymi, określają uwarunkowania rozwoju usług elektronicznych w Polsce i innych państwach

tury afrykańskie” zorganizowane przez Naukowe Koło Misjologów UKSW, organizator; 16 października 2012 r. - Warszawa, Międzynarodowe sympo­ zjum „Sudan: bogactwo

versity Press; London and New York: Cambridge University Press, 1960, stron XVII, 118, oraz Immigrants in Australia Statistical Supplement, Canberra: Australian National

Problematyka podjęta w opracowaniu dotyczy współczesnych wyzwań w obszarze zarządzania strategicznego, a w szczególności zagadnienia otwartości strategicznej

niu 246. Przyjmując tezę o Niepokalanym Poczęciu Maryi, lektorzy kwalifikowali ją jako naukę Szkota i teologów jezuickich przeciwko dominikanom. Także co do czasu

W postępowaniu przyspieszonym, zgodnie z art. 517b § 1 k.p.k., mogą być rozpoznawane tylko sprawy o przestępstwa podlegające roz- poznaniu w trybie uproszczonym, oczywiście