• Nie Znaleziono Wyników

Pies Odysa. Dwa eseje na głos i kontrabas

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pies Odysa. Dwa eseje na głos i kontrabas"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

                        The following ad supports maintaining our C.E.E.O.L. service 

 

 

Pies Odysa. Dwa eseje na głos i kontrabas

«Odysseus's dog. Two essays for voice and double bass»

by Tadeusz Sławek

Source:

Anthropos? (Anthropos?), issue: 14­15 / 2010, pages: 1­11, on www.ceeol.com.

(2)

1 Tadeusz Sławek

Pies Odysa.

Dwa eseje na głos i kontrabas

[1]

Dlaczego Circe przemieniła towarzyszy Odysa w świnie i dlaczego Nietzsche jest świstakiem?

Homer, Odyseja, Księga X

F.Nietzsche, Poza dobrem i złem, af.227 - 230.

F.Nietzsche, Wiedza radosna, af. 80.

"Jak chce się zwać duch, który nas prowadzi?"

"Musimy uważać, by nasza uczciwość nie stała się naszą próżnością, naszym strojem, naszym przepychem, naszą głupotą!"

"Musimy uważać, byśmy z uczciwości nie stali się w końcu święci i nudni!"

Cały świat w tej późnej epoce, wczesnej po-epoce, stał się taki "ludzki".

Pokój, w którym - przymknąwszy okna - ćwiczymy się w mówieniu do siebie, spędzając godziny na ćwiczeniu dykcji.

Ale to wszystko, to "radosne rozkoszowanie się z własnej woli wybraną ciasnotą i przytulnością jakiegoś zakątka".

A gdzie surowość, którą niektórzy nazywają nawet okrucieństwem?

Surowość życia, które jest surowym mięsem.

A my tylko gotowane dania.

Gotowane i gotowe, a wszystko naprawdę surowe i niegotowe.

Ten wygodny, ludzki kątek, to ledwie zakątek, zaczątek.

Surowość - kiedy człowiek stygnie w gotowym człowieczeństwie, wygotowuje się z gotowanego sosu ludzkiego.

Access via CEEOL NL Germany

(3)

2 Circe.

Urodziwa, powabna: "pieknokędziorna, gadająca pani", Homer o niej mówi.

Pani zwierząt dzikich: "ćma wilków i lwów pod jej zamkiem", śpiewa dalej Homer.

Pani ziół wszelakich durzących, które głowę zamieniają w lustra.

Pani o wdzięcznym głosie.

Zamieniła towarzyszy dzielnego Odysa w świnie: "łby ich, szczecina, kwiczenie, kształt cały Były świńskie; li człecze mózgi im zostały".

Dlaczego w baśniach tylu ludzi wyszło ze swej postaci?

Tu książę w żabę zaklęty, tam smutnooka sarna, w której mieszka królewna, ówdzie król zamknięty w wieży niedźwiedziego ciała.

Zwierzę straszy w człowieku, a te baśnie, to egzorcyzmy łagodne, co nie chcą ducha wypędzić, lecz znaleźć jakąś formę życia wspólnego.

Dlaczego ten duch ma być "zły"? Dlaczego jest domostwem "szatana"?

Dlaczego niby ma zaraz skakać w wodę?

Lecz zwierzę nie jest "dobrym duchem", przychodzi stamtąd, gdzie dobro i zło nie obowiązują.

Nietzsche jest filozofem tego, co zwierzęce.

Lecz obróciło się koło życia,

i Odys nieustępliwy jak szerszeń, sam po kąpieli od oliwy lśniący, mieczem i prośbą sprawia, że Circe znowu miesza zioła, odczynia uroki.

Śpiewa Homer: "Znów są ludźmi jak pierwej, tylko odmłodnieli, Urośli, i na twarzach dziwnie wypięknieli".

Zwierzę jest grozą młodości, którą bezpowrotnie straciliśmy.

Dziwnie piękny jest człowiek, który zezwierzęciał, obcy dla siebie, cudzoziemiec u siebie,

od-myślił wszystko co było, od-zwyczajnił zwyczaje, od-pięknił całe ludzkie piękno, od-czył się wyuczonego, od-bił się od ściany ludzkiego od-był co było -

(4)

3 i teraz jest,

ale inaczej.

Nie pozostaje wtedy nic innego, jak stanąć na brzegu, wychylić się w stronę morza i stawiać żagle.

By zmarłych pytać o drogę.

Wciela się.

Bóg jest mięsny.

"dzikie zwierzę nie zostało uśmiercone; nadal żyje i rozkwita, tyle tylko, że się ubóstwiło."

Cielesny cielec, co odrzucił swego złotego kuzyna; był za biedny.

Bóg jest całym bogactwem mięsa.

Dlaczego inaczej tyle byłoby mowy o jego umieraniu, o sinym ciele, o ranach na włożenie palca.

Nie "cnota".

Nie "patos uczciwości".

Nie "heroiczny patriotyzm".

Mięso zbawia je przed piekłem pustosłowia.

W mięso Bóg się wciela.

W jęczące, zawodzące, krzyczące, warczące mięso.

Jak człowieka boli, to koniec z granicami: wyje jak zwierzę.

Tylko dlaczego to poetyckie "jak"? Tu żadnej poezji nie ma, kości metafory świecą na tej pustyni.

Cierpi zwierzę w człowieku, wtedy się wyje.

Żaden wzniosły sonet rozumu tu nas nie zbawi.

Tylko zwierzę przychodzi z pomocą i spuszcza człowieka ze smyczy ludzkiego.

Wcielenie: koniec człowieka.

To jest Übermensch. Nie żaden blondyn, ale pies, może kot, może suseł, może świstak.

Zwierzę wychodzi ze skąpych lasów języka, co wydawały się bogate jak pałace maharadży.

Zwierzę wchodzi w ziemię, co jest niedostępną słowu, ale nie jest grobem.

Zwierzę nic nie wie o umieraniu.

Pies szczeka - wygłasza zdania, o których zapomniała ludzka mowa.

(5)

4

Kot miauczy - legalizuje to, co mieszkało na dziko w każdym słowie poety.

Ptak śpiewa - uwalnia ducha, co nawiedzał korytarze domostw filozofów.

Murmeltier - zwierzę, co szeleści (murmeln), mamrocze (murmeln), szemrze (murmeln), niczym potok gada (murmeln).

Wielka poważna opera zwierzęcia, które kpi sobie ze słów:

"gdyby Rossini pozwolił sobie na odrobinę więcej zuchwalstwa, kazałby na okrągło śpiewać la-la-la - nie bez racji!

Postaciom operowym nie należy wierzyć "na słowo", ale na dźwięk!".

Usłyszeć zwierzę, to zgubić słowa. Wreszcie.

W tym od-słowionym, ale dźwięcznym świecie spotyka się pies i człowiek.

Pies mówi: jestem ostrożny, mogę poddać się twemu dotykowi,

ale nie wciągniesz mnie do swojego świata, w którym jest tyle słów, a ręka zmaga się z ręką.

Człowiek myśli: wszystkie moje słowa są jak palec pokazujący księżyc, lecz księżyc nie cofa się przed tym palcem, jaśnieje w odległości.

Świat oniemiał.

Pełne zdziwienia porozumienie ponad zemstą polujących ojców.

W samym środku każdej poczciwej myśli jest łotr.

Lecz to on jeszcze dzisiaj będzie w raju.

Zwierzę.

Dlaczego Odysa poznał tylko pies.

(Homer, Odyseja, Księga XVII)

Bez wątpienia morze unosiło mnie na swoich skrzydłach, aż czas się zestarzał w pomarszczone miesiące i brodate lata.

Długo, zbyt długo.

Mogłem się tylko dziwić, że moje ciało było zmęczone tyle razy stojąc na progu konania,

a te mocarne skrzydła wciąż tańczyły swój taniec, to wabiąc, to roztrącając nicość.

(6)

5

Znajdowali mnie na brzegu śpiącego w skórze z zaskorupiałej gliny, częstowali wieczerzą, gdy odnalazłem drogę do ich domów,

gdy morze wypuściło mnie dla zabawy ze swoich szponów,

wcześniej drzwi otwierając przed mymi towarzyszami do swej ciemnej stajni, aż posnęli nieżywi: sięgali po swoje, a znaleźli tę obcą zagrodę na wzgórzu jako dom niechciany, pełen zapachu zgnilizny ćwiartującej życie.

Wszędzie mówiłem kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam, rozwiązywałem węzełek siebie, a oni zdawali się czerpać radość z nauk płynących z tej opowieści o mnie i moich wędrówkach.

Lecz ciągle wracała ta sama pieśń skrzypiącego drewna, zgrzytliwego żelaza, szumliwego żagla, niczym plemienne dziedzictwo.

Wstawałem od stołu zastawionego zwierciadłami cynowych mis,

jakbym nie mógł znieść widoku samego siebie w tym bezpiecznym miejscu, a skrzydła morza tylko na to czekały,

i gdy dotknąłem mokrego piasku unosiły mnie nad miastami i lasami, a gdzie mnie niosły, było gęstą tajemnicą.

Dzisiaj wiem to, czego nie wiedziałem wtedy,

że zawsze pęka statek, a nóż wiatru wybebesza jego trzewia, bo dla człowieka katastrofa jest ostateczną i jedyną ojczyzną.

*

I dobiłem do domu.

A wtedy dom dobił mnie.

Nie poznał mnie nikt ze swoich, krew z krwi, kość z kości.

Poznał mnie tylko stary pies.

I gdy siedząc w pyle dziedzińca mojego domostwa,

który okazał się być czaszką wypaloną bezlitosnym słońcem, myślałem "dlaczego?",

"dlaczego wszyscy mówią tak ochoczo wszystko prócz prawdy,

chociaż prawda wyrasta im z ust tak naturalnie jak szczypce z głowy kraba?",

(7)

6

przepłynęło mi przez głowę niczym nagle odryglowany strumień,

aż do tej pory związany kamienną przegrodą nagle stratowaną jakimś ogromnym kopytem, że tylko zwierzę poznaje człowieka,

bo wyczuwa w nim zwierzę i razem te dwa zwierzęta oddają cześć jakiemuś Bogu, a to budzi ufność.

*

Człowieka rękawice dni chronią od paleniska bycia;

zwierzę każdy dzień parzy żywym ogniem.

Wszystko je dotyka do żywego.

Potem zasypia.

Wszystko o stosownej porze, bo zwierzę zawsze pasuje do swojego czasu.

Czas zwierzęcia jest zawsze precyzyjny.

Dlatego nie "umiera"; po prostu "przychodzi jego czas".

Umrzeć jak zwierzę, znaczy umrzeć pięknie.

Człowiek śni agonię, budzi się, oddycha z ulgą - jeszcze nie czas.

Czas człowieka płynie pod znakiem "jeszcze nie".

Wszystko odroczone.

Dla zwierzęcia istnieje tylko "już tak".

Uwolnione, samo wykonuje wyrok na sobie.

Przyjmuje go jak wojownik nasłuchujący w ciemności.

Długo spoczywa człowiek w opactwie kołyski.

Jeszcze dłużej przemieszkuje w kołysce opactwa.

Chroni się przed palcem nicości.

Szuka opiekuńczej mądrości.

Zwierzę szybko przystępuje do pracy, rodzi się z jej rytmem.

W jego świecie nie ma zbiegów okoliczności,

ciało psa jest alchemicznym piecem, w którym topi się metal oddania życiu, jak płynna krew.

(8)

7 Dlatego zwierzę jest wierne.

Ale nie pochlebiaj sobie: nie tobie,

lecz nagiej kości wystawionej na nieskończoność.

W tym szukaj jedności ze zwierzęciem.

Zwierzę niczego nie ma.

Zwierzę jest.

Każdym ruchem wychodzi z oszronionej nicości w rozpalony świat.

Człowiek mówi do psa.

Otwiera przed nim czeluść ludzkiego świata.

Zwierzę przekrzywia głowę, merda ogonem, spogląda spod oka.

Z szańca ludzkiego języka zostaje parę rozrzuconych słów-kamieni.

Człowiek niemieje.

Jak żona Lota obejrzał się za siebie, zobaczył dzikie miasto swej zwierzęcej przeszłości nagie jak piszczel,

skamieniał z przerażenia.

Tym ratuje swoje człowieczeństwo: to spojrzenie za siebie, tam, gdzie wszystko już znika jak w studni,

przepływa na drugą stronę istnienia,

gdzie zgliszcza wspaniałych teatrów natury,

z których Bóg łaskawie wyprowadził człowieka w nagrodę za cnotę, a może za karę za przewiny wobec nagiego istnienia.

Gomorra zwierzęcego bycia była miastem mrocznej radości, wypełnionym tańcem ptaków niosących w dziobach życie i śmierć, gonitwa wilków za szczęściem przelanej krwi sarny,

piskiem myszy cieszącym się ze szczeliny mniejszej niźli szpony kruka.

Teraz człowiek patrzy na psa, ogląda się za siebie, widzi to, co zostawił za sobą.

I oniemiał z żalu po utraconej wierności wobec bycia.

Jak słup soli zamarł w swoim człowieczeństwie, słonym, lecz pozbawionym już możliwości płaczu.

Nie rozumie ani śmierci ani życia.

(9)

8 Czasem tylko martwi go to, że go to już nie trapi, że zapłacił, by nie pamiętać i nie rozumieć.

*

Odyseusz do psa:

dla ciebie zabawa jest obrządkiem powagi, zagarnia cię jak bezlitosny przypływ, dla mnie nawet powaga nie jest ostateczna, zawsze coś trzymam w rezerwie,

odkładam na potem.

Wielka rodzina życia wypełnia cię szczelnie, twoja skóra prawie pęka od ich istnienia,

dla mnie życie jest z rzadka widywanym bratem, który mieszka w dalekim mieście.

Ty żyjesz,

ja muszę się z życiem "uporać", jakoś go "znieść",

mimo tego, że nie odmawiam mu przecież urody, że trzymam się go panicznie, kurczowo,

ale ten uchwyt,

to uścisk zespajający rozbitka z belką oderwaną od pięknego kiedyś statku,

o którym dumnie mówiło się, że nic go nie zmoże.

Patrzysz na mnie,

widzisz to wszystko, co jeszcze nie ma imienia, co ledwie się przymierza do bycia;

patrzę na ciebie,

w twoich oczach zamieszkał już człowiek, dostrzegam światła wielkich miast.

Wywąchujesz zapach ogniska z lasu,

w miejscu, w którym dzisiaj stoi gwarne miasto,

(10)

9

a oni wciąż tam siedzą w swoich zgrzebnych płótnach.

Idziesz po śladach pozostawionych przez tych,

którzy modlili się do Boga w dawno wygasłych językach.

Twoje szczekanie rozwiewa popiół wypalonych słów.

Ale to tam jeszcze żarzą się początki poezji.

Tutaj słowa to monety na targowisku,

albo łuk uwalniający strzały opierzone pogardą i śmiercią.

Nie jestem wielkim kontynentem,

ty nie jesteś wyspą zagubioną w bezmiarze morza;

nie jestem korabiem nie zwyciężonym przez zjeżone fale, ty nie jesteś lichym odłamkiem deski unoszonym prądem;

nie jestem bochnem chleba,

ty nie jesteś marnym jego okruchem;

nie jestem wielkim pozłocistym miastem, ty nie jesteś chatą zdziałaną tanim kosztem;

moje wieże buńczucznie nie sięgają nieba, twoje nie rozpadają się bezładnie w gruzy;

mój Bóg nie siedzi na wielkim złotym tronie, twój Bóg nie leży w prochu pod nadprożem stołu;

nie jestem panem stworzenia, ty nie jesteś jego byle pachołkiem;

nie władam ani dniami ani miesiącami,

ty mądrze wstrzymujesz się od wołania o wieczność;

marna jest moja wielkość, wielka jest twoja marność;

u ciebie pradawny czas nocy,

u mnie nerwowa niecierpliwość dnia;

(11)

10 u ciebie niezmącony spokój lasu,

u mnie wyrzut sumienia miasta;

u ciebie czaszka milczenia, u mnie cesarskie szaty słów;

u mnie eleganckie rękawiczki, u ciebie odsłonięte zęby;

ja buduję z kamienia, ty jesteś kamieniem.

Odrzuconym,

lecz to na nim zbudowano miasto.

*

Argos blues

Argos leżał na kupie gnoju

zda się poza wszelkim błogosławieństwem,

gdy wszyscy bogactwa błogosławieństwa wpłacali do banku zbawienia, robactwo co go żarło było mu jak bracia,

ale to on poznał Odysa, odrzucony rozpoznaje Pana.

Argos leżał na kupie gnoju, był małym wiejskim kościółkiem

kiedy wszyscy budowali wielkie katedry, ale to on poznał Odysa,

on rozpoznał Pana,

Pan bowiem nie słucha mosiężnych trąb katedr.

Argos leżał na kupie gnoju

zakleszczony w jakimś kalendarzu studziennego czasu, ale to on poznał Odysa,

ale to on poznał Pana,

(12)

11 wszyscy niecierpliwie dążyli, zabiegali, kopali -

on nie czekał na tę jedną godzinę, choć wiedział, że przyjdzie.

Argos leżał na kupie gnoju,

gdy wszyscy zalecali się do kobiet, mackami rodzin oplątywali świat, on był coraz bardziej prawdziwie samotny - jak pies;

ale to on poznał Odysa, to on poznał Pana,

bowiem jak nikt inny czuł swe osierocenie.

Argos leżał na kupie gnoju

trzeba było odchodów całego miasta, by okazało się ono godne jednego psa, miasta, które coraz wyżej wznosiło kamienie swej wojennej sławy,

ale to on poznał Pana,

bogactwo swe w nim znalazł,

kiedy wszyscy trudzili się marnotrawieniem wszelkiego dobytku.

Może żeby coś do nas dotarło

trzeba, by coś do nas się przywlekło z kupy gnoju, i - umierając - liznęło nas ciepłym jęzorem.

[1] Eseje na głos (Tadeusz Sławek) i kontrabas (Bogdan Mizerski) pt. Pies Odysa zostały zaprezentowane 29 września 2010 roku w Chorzowie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przywódca Związku Radzieckiego – Józef Stalin miał ogromny wpływ na rządy w Polsce.. Całe życie kraju i jego obywateli było uzależnione

Jeden ze sposobów obliczenia pola odcinka paraboli, czyli ograniczonej spośród części, na jakie dzieli płaszczyznę parabola i jej cięciwa, zaproponowany przez Archimedesa,

Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu, Ślad wyraźny, lecz lekki; odgadniesz, że w biegu Chybkim był zostawiony nóżkami drobnemi Od kogoś, co zaledwie dotykał

Antoni Kępiński w swej słynnej książce zatytułowanej Lęk stawia diagno- zę: „Nerwicowa hiperaktywność, rzucanie się w wir życia, nadmierne życie towarzyskie i

Czy należy dziwić się, że dziś ludzie boją się ludzi, że jedni lękają się władzy drugich, i często w konsekwencji wolą nie słyszeć o jakimkolwiek autorytecie.. Dotyczy

Ograniczona, raczej taktyczna aniżeli trwała, aprobata tego projektu ze strony elit (nie dziwi, że dziś – w połowie marca 2013 roku – słyszymy na przykład o braku zgody

- Przede wszystkim małe sprostowanie: urodziłem się na Lubelszczyźnie, niedaleko Puław, tylko że wkrótce potem moi rodzice przenieśli się do Wilna.. Tam już

Jaśtal zgadza się z postulatem odrzucenia teleologicznej metafizyki Stagiryty, nie czy­.. ni tego jednak