JU 22 (1105). Warszawa, dnia 31 maja 1903 r. Tom XXII.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M ,
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2.
Z p rzesy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
C H L E B .
Odczyt wygłoszony w krakowskiem Towarzystwie teclmic/nem dnia 2+ kwietnia 1903 r.
Z asa d a o d ży w ian ia się człow ieka m a na cetu u starsz y ch p o d trz y m a n ie w agi i ciepła ciała, u m łodszych ta k ż e i przysporzenie tk a n k i ciała. D ostarczone organizm ow i p o k a rm y służą z je d n e j stro n y do b u dow y n o w ych kom órek cielesnych, albo też do odno
w ienia i odżyw ienia starszych, z dru giej s tro n y do w y tw o rzen ia odpow iedniej en er
gii (ciepła), pow odującej fu n k c y e życiow e.
M usi być zatem pew ien stosu nek m iędzy przyj m ow anem i p o k arm am i a ich w yzy sk a
niem przez o rganizm . G d y ten sto sunek je s t zaniski, odczuw am y w rażenie głodu.
W y n ik ało b y zatem z tego, źe w ystarczy spo
żyć pew ną ilość w agow ą jak ieg o k o lw iek p o k a rm u , aby zaspokoić głód. D ośw iadczenie jed n ak ż e osobiste poucza, że te sam e ilości ró żn y ch p okarm ów nie z a sp a k a ja ją w ró w nej m ierze uczucia głodu. Poszczególne p o k a rm y m a ją ró ż n y sk ład chem iczny, a stą d też w ró ż n y sposób zo stają przez organizm w yzyskane, czyli innem i słow y m ów iąc, są różnie pożyw ne.
B a d a n ia fizyologiczne w ykazały , że o rg a nizm lu d zk i w y m ag a średnio, w ed łu g P lay - fa ira, 120 g b iałk a, 40 rj tłuszczu, 530 () w ę
glow odanów i że p o k a rm y m ieszane są n a j
ko rzy stn iejsze.
T o, co n a u k a d ro g ą m ozolnych d o św iad czeń w yk azała i jak o p ra w d y zasadnicze p o d ała do w iadom ości, człow iek dow iedział się daleko prościej, d ro g ą in s ty n k tu zachow aw - [ czego ju ż b ardzo daw no. S tąd też widzi- I m y, że od n ajd aw n ie jszy ch czasów p o k arm y o ile m ożności są m ieszane i sk ła d a ją się z ro z m a ity c h p o tra w , a m iędzy tem i obok
| m ięsa chleb zajm uje jed n o z m iejsc naj- pierw szych.
M iędzy w szystkiem i p o k arm a m i chleb za
tem je s t je d n y m z najw ażn iejszych . J e s t on p o k arm em codziennym w szy stk ich n a ro dów cyw ilizow anych.
P o czą tk i u p ra w y roli o d n ajd u jem y w n a j
bardziej zam ierzchły ch czasach. H odow la zboża za trzy m u je i w iąże poszczególne lu d y w pew nych m iejscow ościach, zam ien iając ich try b życia pastersk o-m yśliw ski n a ro ln i
czy i ziem iański. Z życiem osiadłem n a stę pu je p o trzeba szerszej i głębszej organizacyi p ań stw o w ej. U p ra w a ro li podnosi dobro
byt, cyw ilizacyę i k u ltu rę .
G ospodarstw o rolne znane było fenicya- nom i żydom . N a jstarsze p ism a b iblii w spo
m in ają ju ż o u p ra w ie ziem i, o sianiu zboża, j żniw ie, m łóceniu, m ieleniu m ąki i pieczeniu
! chleba. P raw do po do bnie pierw szym i lud ź
mi, k tó rzy zaprow adzili u p ra w ę zboża, byli J egipcyanie. Z nakom icie od n a tu ry uposa
żony k raj ich u ła tw ia ł niepom iernie zadanie,
i C iężka p ra c a u p ra w y ziem i b y ła przez wy-
322 W SZECH ŚW IAT . M 2 2 Iowy N ilu bardzo zm niejszona. N am u ł, n a
niesiony przez Nil, u ż y ź n ia ł pola, p o w odu jąc bog ate u ro d z aje i za ch ęc ał tem sam em m ieszkańców dolin y nilow ej do za jęcia się u p ra w ą ziem iopłodów . W n e t też eg ipcya- nie stali się pierw szy m i ro ln ik a m i swoich czasów , a przez budow ę k a n a łó w sta ra li się w ra c y o n a ln y sposób po d n ieść obszary u ro d z a jn y c h pasów ziemi.
Z n ajom ość u p ra w y roli od eg ip c y a n p rz e szła do in n y c h n aro d ó w i b y ć m oże, że g re ków n au c zy li ro ln ictw a eg ip cy an ie K e k ro p s i D a n au s.
U p ra w a ro li bardzo d a w n o b y ła z n a n a słow ianom i p rzez nas g erm a n o w ie zap o zn ali się z żytem ; sam i zaś od ty c h o sta tn ic h p rzejęliśm y u p ra w ę pszenicy, jęcz m ie n ia i ow sa. G erm an o w ie posiedli te w iadom o
ści od rzym ian.
C hleb b y w a sp o rz ąd za n y z ro z m a ity c h g a tu n k ó w zboża, zależy to od sto su n k ó w m iej
scow ych, a ta k ż e od u p o d o b a ń lud ności.
T a k np. w e F ra n c y i, A n g lii, W łoszech, N iem czech p o łu d n io w y ch p ie k ą chleb pszen
ny; w N iem czech p ó łn o c n y c h , D an ii, R ossyi przew ażnie chleb ży tn i; u n as chleb p sze n n y i ży tn i, a n a zboczach k a rp a c k ic h n a w e t i ow siany. A m ery k a, a ta k ż e P odole, U k ra i
na, W o ły ń spożyw a znaczn e ilości chleba z m ąk i k u k u ry d z a n e j. M iasto D rezn o w y ra b ia ja k o sw oję sp ec y aln o śćp ieczy w o p szen ne, m ające siln ą dom ieszkę m ąk i z k u k u r y dzy. M urzyni w y ra b ia ją chleb z p ro sa i t. d.
W każdem z ia rn k u zboża d a ją się o d ró ż nić trz y części sk ład o w e : 1) łu s k a i p o w ło k a z e w n ętrz n a zab arw io n a ciem niej; 2) k ie
łek, zaw iązek przyszłej ro ś lin y , i 3) ją d ro z iarn a, część m ączysta.
Celem p ie rw o tn y m m ielenia zboża było ty lk o ro zd ro b n ien ie z ia rn a , a ty p o w em i p rz ed staw iciela m i tu ta j sto so w an y c h m ły nów są u ży w an e jeszcze po w siach ża rn a.
M ąka Żarnow a, p o m in ąw szy sm ak, k tó ry nie k ażd em u p rz y p a d n ie do g u s tu , ja k o też i in n e w zględy, m a i tę stro n ę u jem n ą, że nie p rz ech o w u je się dobrze. T łu szcz, jak i zn a jd u je się w ro z ta rty m k ie łk a zbożow ym , u le g a z czasem rozk ład o w i, p o d o b n em u do jełcz en ia m asła, n a d a ją c te m n ie p rz y je m
n y sm ak m ące.
Z rozum ieć w ięc łatw o , że p ry m ity w n e spo
rz ąd za n ie m ąk i n ie m o gło zadow olić i że
te c h n ik a m ły n a rsk a zm ien iała się i dosko
n aliła. D zisiaj m am y ca ły szereg m łynów rozm aitej k o n stru k cy i, k tó re za d an ia sw oje sp ełn iają zupełnie inaczej, niż owe p ierw o t
ne. M łyny dzisiejsze m u szą oddzielić k ie
łek i łu sk ę od części m ącznej, d ając z jed n ej s tro n y otręby, z dru g iej m ąkę. Im do kładn iej o tręb y zostały oddzielone, tem bielszą o trzy m u jem y m ąkę.
Zboże przy ch o d zące do m ły n a posiada ro zm aite zanieczyszczenia. Zanieczyszczenia te są dw ojakiej n a tu ry , szkodliw ej i n ie szkodliw ej, ale i w ty m razie zm ien iają one więcej lu b m niej c h a ra k te r m ąki.
W zbożu n ap o ty k am y g ru d k i ziem i, z ia r
n a p iasku, a jeżeli ilość ty c h części ziem i
sty ch przeniesie 0,4$, to z tak ieg o zboża o trz y m a n a m ąk a je s t n iezd a tn a do u ży tk u . N a stę p n ie n ap o ty k am y zia rn a obce, a więc z ia rn a in neg o zboża, g ro ch u , w y ki, kąkolu, m ietlicy , pszenicy krow iej, g a łu c h y i t . d.
Z ty c h zanieczyszczeń kąkol, a p rzed ew szy st
kiem m ietlica zasłu g u je n a szczególniejszą Uwagę, z pow odu sw ych tru ją c y c h w łasności.
B a d a n ia P u sch a, O rlova, A rc h ea w y k a z a ły, że szkodliw ość m ietlicy je s t ró żn a, za
leżnie od o d m ian y do jak iej należy. P o d czas g d y w je d n y m p rz y p a d k u chleb z m ąk i zaw ierającej do 10;;, m ietlicy, okazał się n ie
szkodliw ym , w in n y m—w ilościach 7':, w y w o ła ł ju ż g w a łto w n e zatru cie. T ru c iz n a tu ta j d ziała ją ca n ależy do ciał g ru p y sapo
n in o wej.
K ą k o l n ależy do zanieczyszczeń słabiej d ziałający ch i ty lk o b ardzo rzad k o byw a w zbożu w tak iej ilości, żeby m óg ł p o w o d o w ać zdrow iu szkodliw e sk u tk i.
O bok p ow yższych zanieczyszczeń z n a jd u je m y n a zbożu w ielkie ilości m ik ro o rg an iz
m ó w —pleśniaków , drożdżaków i b ak tery j 1).
N a 0,1 ę zboża sp o ty k am y ty c h is to t 7 000 do więcej niż 1 m iliona. Z rozum iem y p rz e
to łatw o , że w p ły w ta k w ielkiej ilości m i
k ro o rg an izm ó w m usi się w ja k iś sposób z a znaczać. I rzeczyw iście m am y ca ły szereg zd arzeń, w k tó ry c h o rg a n iz m y te za p isa ły się bard zo sm u tn ie w naszej pam ięci.
R o jn ica!—k tó ż nie z n a ł daw niej tej stra sz nej choroby, objaw iającej się cały m szere-
x) Miałem sposobność obszerniej mówić o tem w Chemiku Polskim, t. III, str. 32.
giem najgroźniejszych przypadłości? Całe wsie jęczały w przemocy tej strasznej cho
roby, która grasow ała z bezlitosną wściekło
ścią w latach klęski głodowej. W latach mokrych, kiedy urodzaje cierpią, jak b y na dom iar złego zjaw iają się w wielkiej ilości rozm aite m ikroorganizm y, a między temi powodujący rojnicę pleśniak, zwany m ącz
nicą, sporyszem lub głownicą. Sporysz w y
stępuje na rozm aitych zbożach, lecz najczę
ściej na życie, tw orząc 2 - - 5 cm długi, 2 —5 mm gruby, fioletowo-czarny, trój- rzadziej czterokanciasty wyrostek. Daje się łatw o dostrzedz, tw orząc na kłosie jakby znacznie dłuższe i grubsze z poza plew w y
glądające czarno-fioletowe ziarno. Sporysz występuje czasami epidemicznie, zwłaszcza w latach wilgotnych. Silnie zanieczyszczo
ne m ąki zaw ierają do 3,5$, a w latach b a r
dzo złych naw et do 6%. J e s t on dla zdro
wia bardzo szkodliwy i ja k badania Lehm an
na w ykazały, ju ż w ilościach 0,2$ zaznacza swój wpływ złośliwy. Spożyty w większej ilości powoduje ową straszną chorobę, zwa
ną rojnicą. W wieku osiemnastym epide
miczne wybuchy rojnicy są 43 razy opisy
wane; ostatni raz zasłabnięcie grom adne zauważono w E uropie środkowej w Hessen- Nassau w roku 1855/6. Obecnie choroba ta coraz bardziej się zmniejsza z powodu skrzę
tnego czyszczenia i starannego usuwania sporyszu ze zboża, jednakże jeszcze w ro
ku 1891 w Hesyi górnej zachorowało na rojnicę kilkoro ludzi po spożyciu chleba zawierającego do 0 , 4 sporyszu. W głębi Rossyi epidemiczne występowanie rojnicy nie należy jeszcze do rzadkości.
Jednym z często w ystępujących na zbożu pleśniaków je s t śnieć. Dawniej przypisy
wano również i śnieci rozm aite szkodliwe wpływy, jednakże badania ścisłe najnow szych czasów takich wpływów stwierdzić nie mogą. Jeżeli jednakże w zbożu znajdu
je się wiele śnieci, to m ąka posiada wów
czas zabarwienie ciemniejsze, nadto otrzy
m uje bardzo niem iłą w oń trój m etyliaku, przypom inającą nadpsute śledzie.
Pleśniaki z g ru p y penicilłiów i aspergil
lusów, spotykane często na zbożu, a przede
wszystkiem aspergillus nigricans, flavus i fu- m igalus znane są jako pasorzyty. U szka
dzają one organy słuchu, nadto znane są
Jslo 22 WSZEC
przypadki, w których pleśniaki te dostawszy się do płuc, obrały je sobie za podłoże i roz
w ijając się, nitkam i grzybni zatkały wszyst
kie k anały oddechowe, powodując naw et śmierć. Chorobie tej ulega ptastw o, szcze
gólnie drób, zwłaszcza w latach wilgotnych.
Stęchlizna m ąki jest powodowana działa
niem mikroorganizmów, które z powodu wilgoci w składach rozwinęły się w mące.
O szkodnikach chleba gotowego pomówi
m y poniżej.
Słysząc tyle skarg na mikroorganizmy słusznie m oglibyśmy sobie wyrobić przeko
nanie, że wszystkie one są naszym i szkodni
kami. Potępienie takie byłoby niesprawie
dliwe,—obok złych znamy i dobre, obok szkodników—i posłusznych, pożytecznych pracowników, z których obecności korzy
stam y, jak to słyszeć będziemy w dalszym ciągu, gdy będzie mowa o ferm entacyi chleba.
Dla całości obrazu należy wspomnieć jeszcze o szkodnikach zwierzęcych. Sado
wią się one w składach tak zbożowych, jak i mącznych, powodując nieraz kolosalne szkody, ja k to miało miejsce przed kilku laty w m agazynach odeskich. W pływ ich szkodliwy zaznacza się w dw ojaki sposób, raz przez to, że zjadają zboże lub m ąkę, po- wtóre zanieczyszczają, przez co mogą uczy
nić ją niezdatną do użytku. Szkodników tych mamy wiele, z tych najniebezpieczniej
szymi z powodu wielkiej siły rozrodczej i żarłoczności jest chrząszcz i ćma zbożowa.
W ietrzenie i suchość składów są jedynem i środkam i zabezpieczającemi.
Do grupy tej należy jeszcze jeden szkod
nik, a tym je s t świerzb. Znajduje się on czasami naw et w wielkiej ilości w mące, za
każając ludzi, którzy wiele z taką m ąką m a
ją do czynienia i stąd też świerzb grasuje i je st najbardziej rozpanoszony pomiędzy piekarzami.
Widzimy z powyższego, że zboże i m ąka m ogą posiadać rozm aite, często naw et b a r
dzo niebezpieczne zanieczyszczenia. Zboże niedostatecznie odczyszczone, jak ie nader często zdarza się u ludu wiejskiego, zm ielo
ne w całości na mąkę, może ukryw ać w so
bie te wszystkie niebezpieczeństwa, o jakich wyżej wspominaliśmy, dlatego też ten tak często wychw alany i przechwalany chleb
ś w i a t 323
324 W SZECHŚW IAT M 2 2
wiejski może powodować choroby, które następnie składam y na karb najrozm aitszych przyczyn. Ze Względu na zanieczyszczenia zwierzęce m ąka pow inna być przed użyciem zawsze odsiana.
Obecnie przystępujem y do zapoznania się ze składem chem icznym źboża i m ąki. P o niew aż ram y niniejszego odczytu są za- szczupłe, byśm y m ogli ocenić poszczególne zboża i z nich otrzym ane m ąki, przeto zm u
szeni jesteśm y ograniczyć się do opisania tylko ich najw ażniejszych składników .
Częściami tem i są:
1. Woda.
2. W ęglowodany, związki m ające w swo
im składzie węgiel, wodór i tlen. T utaj n a le ż y : m ączka czyli skrobia i p ro d u k ty jej hydrolizy, a więc d ek stry n y i cukry;
dalej celuloza czyli drzew nik; pentozany i gum y.
3. Tłuszcze składające się z węgla, w odo
ru i tlenu.
4. Związki azotowe, złożone z węgla, wo
doru i azotu, także tlenu i siarki, a w nie
któ rych razach z fosforu, wreszcie i żelaza.
Do ostatnich zaw ierających żelazo, należy zieleń i t. zw. enzymy, g ru p a ciał bardzo ważne posiadająca znaczenie dla organiz
mów roślinnych i zwierzęcych.
5. Związki nieorganiczne.
Stosunek ilościowy tych części składo
wych je s t przeciętnie :
CZĘŚCI SKŁADOWE PSZENICY ŻYTA
W o d y ... 13,65$ 14,30$
Związków azotowych. . . . 12,35 11,00 T łuszczu... 1,75 2,00 Mączki -f d ekstryny i t. d. . 67,91 67,40 D rzew nika... 2,53 3,50 P o p i o ł u ... 1,79 1,80 Z analiz powyższych widzimy, że główne- mi składnikam i zboża są ciała białkow ate i mączka.
Mączka ze składem chemicznym (CBH l0O5)2 należy do g rup y związków w świecie roślin
nym bardzo rozpow szechnionych, zw anych węglowodanam i. W edług hypotezy B aeyera, w komórce roślinnej pod w pływ em ciałek zieleni i prom ieni słonecznych bezwodnik węglowy, C 0 2, przy w spółdziałaniu wody, H 20 , zam ienia się na aldehyd mrówkowy:
C 0 2 + H 20 — HCOH + 0 2, który w dalszym ciągu, drogą polim eryzacyi, w ytw arza prze
dewszystkiem sacharydy, związki mające w swoim składzie jednę, dwie, trz y lub n a
w et bardzo wiele grup C, . 1 1 , albo też ich p roduktu odwodnienia C6H 120 6 — H 20
= C6H 10O5. Pierw sze z ty ch związków n a zywam y cukram i, ostatnie zaś, mające wiele wspom nianych g ru p —mączką, dekstrynam i i t. d.
W ytw orzone pod wpływem słońca i ziele
ni cukry, w ędrują razem z sokami po całym organizm ie, odżywiając roślinkę, nadm iar zaś tych cukrów zostaje przeprowadzony w w ielosacharydy i przechowywany zwłasz
cza w ziarnach nasienia.
Mączka przedstaw ia się jako biały pro
szek, w wodzie nierozpuszczalny, złożony z ziarn, które pod m ikroskopem w ykazują centryczne lub ekscentryczne uw arstw ienia, zależne od tego, że w arstw y, złożone w e
d łu g Schim pera i M eyera z drobnych krysz
tałów , posiadają gęstszą albo luźniejszą b u dowę. K ształt, wielkość i uw arstw ienie, wogóle budow a ziarna m ączki je s t dla każ
dej rośliny charakterystyczną i ta k szcze
gólną, że z wyglądu ziarn mączki pod m i
kroskopem można ocenić roślinę, do jakiej należy. Na tym, wyglądzie polega właśnie m etoda odróżnienia mąki z różnych zbóż pochodzącej. Z jodem barwi się na niebie
sko. Mączka nie jest produktem jednoli
tym , lecz składa się z dwu w yraźnie dają
cych się w yróżnić składników a- i p-am}r- lum, z których [j-składnik je s t ową właściwą mączką, barw iącą się z jodem na kolor czy- 1 sto niebieski; c/.-produkt zbliża się w łasno-
; ściami do drzewnika. Mączka zamienia się podczas gotow ania z kwasam i na cukier zw any dekstrozą lub cukrem ziem niacza
nym , który często byw a używ any w za- stępstw ie cukru zwyczajnego do wyrobów cukierków, konserw i t. p.; pod wpływem
; zaś enzymów mączka przechodzi w d ekstry ny, wreszcie w cukier maltozę. Podczas : ogrzew ania powyżej 160° m ączka zamienia j się w dekstrynę (C(1H l0O6)x , produkt, jaki tw orzy się początkowo pod działaniem kwa-
■: sów i enzymów. Nazwa dekstryn obejm uje cały szereg produktów pośrednich, pow sta
jących podczas zam iany mączki na cukier.
Tw orzą one m asy bezpostaciowe, rozpusz
JS|o 22 W SZECHŚW IAT 325 czalne w wodzie i z łatwością ulegające za
mianie na cukier.
Związki o wzorze C6H ,30 6 lub Cl2H 22Ou nazyw am y cukram i. Z tych bliżej nas obchodzą: D ekstroza, C6H 120 6, i lewuloza, ( y i l 120 6, cukry występujące w owocach, w sokach roślin i t. d. Cukier zwyczaj
ny czyli sacharoza, Cl!!H 220 J1, znajduje się w większych lub m niejszych ilościach we w szystkich roślinach. Maltoza, ClvI i 22On , tworzy się, ja k ju ż wiemy, z mączki pod wpływem enzymów. W szystkie te cukry są w wodzie rozpuszczalne i posiadają smak słodki.
Mączka, jakoteż produkty jej stopniowego rozkładu, ogrzane do tem peratury wyższej niż 200°, zam ieniają się na asam ar, albo ka- ramel, ciała zabarw ione na; żółtą do ciemno
brunatnej barw y, rozpuszczalne w wodzie, smaku gorzkiego.
Celuloza czyli drzewnik, (C6H lp0 5)x , n a leży również do węglowodanów. W świecie roślinnym je s t on bardzo rozpowszechniony, tworząc np. osłony komórek roślinnych.
Drzewnik jest odporny na różne wpływy, nie rozpuszcza się w wodzie, ani w in n y c h zwyczajnych rozpuszczalnikach; przez dłu
gie działanie kwasów zamienia się na dek
stryny, wreszcie na dekstrozę.
D rugą głów ną częścią składową zboża są ciała białkow ate czyli proteinowe, posiada
jące bardzo wysoki ciężar cząsteczki. Moż
na je podzielić n a : 1) album inozy czyli białka, 2) proteidy, 3) album oidy czyli al- buminoidy. Tw orzą one zazwyczaj masy bezpostaciowe. Jedne z nich rozpuszczają się w wodzie, inne są nierozpuszczalne.
Z roztworów wodnych niektóre album iny przez ogrzewanie byw ają strącane. Pod wpływem pew nych czynników, a zwłaszcza enzymów, rozpadają się stopniowo, przy czem tw orzą się związki prostsze, m ianowi
cie album ozy i peptony, następnie amidy, amidokwasy i t. d. Związki te w komórce roślinnej i zwierzęcej m ają bardzo ważne znaczenie, a jed n ak mimo licznych wysił
ków są jeszcze bardzo niedokładnie poznane, tak że dopiero o produktach rozpadania się peptonu możemy mówić jako o indyw i
duach chemicznych.
Do ciał proteinow ych należy grupa związ
ków zwanych enzymami, z którem i, jako
z przedm iotem bardzo ważnym, musim y się jeszcze zapoznać.
E nzym y są to ciała o wysoce zawiłym składzie chemicznym, odznaczające się zdol
nością wywoływania rozm aitych zmian w ugrupow aniu związków chemicznych, po
legających na tem, że związki bardziej zło
żone rozpadają się pod ich wpływem na prostsze, posiadające mniejsze cząsteczki;
same enzymy nie ulegają przy tem rozkła
dowi. Zm iany te odbyw ają się głównie wobec współdziałania wody. Jednakże po
siadają one nietylko zdolności niwelacyjne, bo, jak w ykazały spostrzeżenia ostatnich dw u lat, zwłaszcza zaś badania Em m erlin- ga, K astla i Loew enharta, enzym y są wy
posażone i we własności działania synte
tycznego. Na to ostatnie spostrzeżenie m u
sieliśmy czekać długo, a przecież wszelkie spraw y przynajm niej prostszej syntezy, ja kie odbywają się w roślinie, najzrozumiałej i najsłuszniej mogą być tłum aczone tylko przez proces syntezy enzymatycznej.
W iem y, że. w m isternym aparacie roślin
nym z C 0 2 i H 20 powstaje cukier i ten wraz z innemi częściami składoweini soku w ędruje po całym oi-ganizm ie roślinnym, zasilając go pokarm em odżywczym. Jeżeli naw et przypuścimy, że z C 0 2 i H 20 pow sta
je cukier pod wpływem siły plazm y komór
ki roślinnej, to jednakże tru dno uwierzyć, aby te rozmaite przemiany, jakim ulega, odbywały się pod wpływem samej tylko energii zarodzi. K om órka roślinna musi mieć m otory pomocnicze, które spełniają funkcye tego rodzaju, a tem i pomocnikami są niezaprzeczenie enzymy. Znam y cały szereg enzymów, powodujących procesy rozpadania się cząsteczki złożonej, dlaczegóż budowa cząsteczki przynajm niej prostszej nie m iałaby się urzeczywistniać na tejże .sa
mej drodze? W yniki spostrzeżeń powyżej przytoczonych badaczów potw ierdzają to przypuszczenie i pozwalają przewidywać szereg nowych poglądów na funkcye en
zymów.
Niezużyte części integralne soków roślin
nych w ędrują do miejsc magazynowych, śpichlerzy roślinnych, np. nasion, a tu związ
ki te, będące w roztworze, zostają z niego strącone i zamienione na związki nieroz
puszczalne. W ten sposób w nasionach,
326 W SZECHŚW IAT M 2 2
a. więc w naszym przypadku w ziarnie, zo
stają złożone : mączka, tłuszcz, gum y, pen- tozany, ciała proteinow e i t. d., wszystkie ujęte osłoną celulozową, łu ską ziarna. Oto m agazyn, spichlerz—w łonie zad atk u drze
miącego życia, zaw iązka roślinnego.
N agle w arun ki zm ieniły się. U śpiony do
tychczas zarodek roślinny, otrzym aw szy z doprowadzeniem wody pew ien im puls ż y ciowy, zryw a się z m artw oty. Lecz mate- ry ały odżywcze skrępow ane pow ijakam i ciał nierozpuszczalnych, nie przydadzą m u się na nic. D robny em bryon, T an tal - wobec nagrom adzonych zapasów— zginie zapewne!
O, nie! Z pierw szym im pulsem życiowym drobny, niepozorny kiełek w ysyła szereg swoich pracow ników , zdolnych i sprytnych kucharzy, do śpichrzy —to owe wspom niane enzymy: T u naprzód jeden enzym tnie, rozdziera, ścieżyny i drogi żłobi dla in n y ch — to „cytaza“, m ająca własność rozpuszczania celulozy, błony kom órki skrobiowej; ziarnko mączki po jej działaniu w ygląda ja k b y n a
cięte, nagryzione. Tuż za ty m pionierem śpieszą inne. „D yastaza" atak u je mączkę i zam ienia ją w dekstryny i maltozę; „mal- taz a “ rozszczepia m altozę n a dekstrozę; d a
lej „peptaza“ burzy cząsteczki ciał białko
w atych, zam ieniając je na album ozy i p e p tony, oraz dalsze p ro d u k ty rozpadu; „lipa
za" rozdw aja tłuszcze na ich części składo
we, alkohole i kwasy. Zaś enzym „oksyda- zaw, spalając część pokarm ów , dostarcza ciepła, odpowiedniej energii życia. Jed en d any znak, a cały szereg enzym ów ruszył spraw nie do p ra c y —czerpią ze śpichrza, uskładane m ateryały zapasow e przerabiają, przyrządzają odpowiednie pokarm y, a przy
gotow ane podają roślince. Oto są enzymy!
T ak w ygląda tajem ne życie w drobnem ziarnku zboża, nam go jed n a k nie trzeba — wszak m y rozryw am y te części, tak zgod
nie i doskonale ze sobą złączone. K iełek i zwierzchnią pow łokę odrzucam y, zaś wnę
trze, jak o naszę m ąkę, zbieram y oddzielnie.
Zm obilizow aliśm y dlatego w szystko w ziarn
ku, by widzieć, co w m ące mieć możemy i m am y.
(DN)
Inż. Tadeusz Chrząszcz-
JAN WINTEBSTEIN.
O N A R K O Z I E . ')
W pracy tej autor zadaje sobie pytanie, ja k działa narkoza na dwie fazy przem iany m ateryi, na budowę i rozpad, asymilacyę i dysym ilacyę substancyi żywej.
Do doświadczeń, które przeprow adzał ce
lem odpowiedzi na powyższe pytanie, użył m etody prof. Verworna, polegającej na tem, że zapomocą specyalnego przyrządu można było do aorty tuż po jej wyjściu z lewej ko
m ory wprowadzić dowolnej jakości ciecz, k tóra, obiegłszy wielkie i małe krążenie, z le
wego przedsionka m ogła się w ydostaw ać na zewnątrz. W ten sposób działanie na ośrodki nerwowe przez bezpośrednie są
siedztwo cieczy krążących w naczyniach krwionośnych nie ulegałoby wątpliwości.
Celem im itacyi peryodycznych skurczów serca, któreby daną ciecz do aorty w tłacza
ły, znalazła w tym przyrządzie zastosowanie pom pka, uciskana jednem ram ieniem dźwi
gni dw uram iennej, której drugie ram ię przyciągał elektrom agnes, nadto pomiędzy stos a elektrom agnes włączony był m etro
nom. Ze narkoza działa porażająco na dy
symilacyę, o tem ju ż dawno wiedziano i nie tru d n o się o tem przekonać.
Co zaś dotyczę działania narkozy na asy
milacyę, to badania dotychczasowe nie do
prow adziły do żadnych pewnych rezultatów . W praw dzie ju ż K laudyusz B ernard i b ra
cia H ertw igow ie zajm owali się tą kwestyą, ale naw et na podstaw ie ich doświadczeń nie m ożna było stanowczego sądu w tej mierze wydać.
Do pew nych wyników m ogła prow adzić droga sztucznych przepłókiw ań organizmu, a to mianowicie na podstaw ie zasady, w ysnutej przez prof. V e rw o rn a : Przez w strzyknięcie strychniny można, ja k wiado
mo, w organizm ie żaby podnieść wrażliwość ośrodków nerwowych. Przez ciągłe draż
nienie i wyw oływ anie ustaw icznie stanu czynnego, łatw o je s t w tedy doprowadzić te
1) „Ziir Kenntniss der Nar koso u w Zeitschrift fur allgemine Physiologie von Dr. Max Yerworn.
T. I. Jena, 1902.
JSfó 2 2 WSZECHŚW IAT 3 2 7
ośrodki do zupełnego wyczerpania. Jeżeli ta- ! kim zwierzętom w ypuścim y krew i zastąpi- wy ją roztw orem fizyologicznym soli ku- j chennej, w tedy usuwam y z organizmu sub- stancyę, z której znużone ośrodki nerwowe czerpaćby m ogły m ateryały odżywcze i tlen.
W tedy w edług teoryi H eringa ośrodki te m ają się znajdow ać na szczycie zdolności asymilacyjnej, to znaczy, że w razie dowo
zu nowego m ateryału odżywczego, ośrodki te byłyby w stanie uzupełnić braki, jakie po
w stały w skutek wysilającej czynności. J e żeli teraz tak ą żabę poddam y narkozie i pod
czas zupełnej narkozy przez przepłókanie naczyń kwią odwłóknioną neuronom łakn ą
cym asymilacyi dam y możność orzeźwienia się, to, jeżeli narkoza asymilacyi nie poraża, m usi nastąpić całkow ity wypoczynek znużo
nych neuronów, to znaczy, że neurony muszą po usunięciu narkozy okazać zdolność wzno
wionej wrażliwości. Przeciwnie, jeżeli n a r
koza poraża asymilacyę, to naw et po usunięciu narkozy znużenie nie powinno ustąpić.
Doświadczenia przeprowadzone z chloro
formem, eterem, alkoholem i dwutlenkiem węgla zgodnie wykazują, że po usunięciu narkozy znużenie neuronów nie ustępuje, in
nemi słowy, że narkoza poraża nietylko rozpad, ale i odtw arzanie substancyi żywej, nietylko dysymilacyę, ale i asymilacyę.
Chociaż doświadczenia powyższe potw ier
dziły działanie porażające narkozy na asy
milacyę tylko samego tlenu, nie należy w ątpić, że i na inne fazy asymilacyi narkoza w yw iera w pływ podobny.
Doszedłszy do przekonania, że narkoza działa porażająco zarówno n a asymilacyę, ja k i na dysymilacyę, au tor zastanaw ia się w drugiej części swej pracy nad pytaniem , czy narkoza działa w rów nym stopniu na jednę i drugą fazę przem iany m ateryi, czy też poraża np. ju ż asymilacyę, kiedy dysy- m ilacya się jeszcze odbywa lub odwrotnie.
Na podstaw ie doświadczeń ze sztucznem przepłókiw aniem organizmu, opartych na podobnej, co i powyższe, zasadzie, au tor w y powiada zapatryw anie, że narkoza poraża w rów nym stopniu asymilacyę, jakoteż dy symilacyę.
W dalszym ciągu zastanaw ia się nad spraw ą pozornego działania podniecającego
środków narkotycznych na ośrodki nerwo
we. Oto wyniki dośw iadczeń: ani dw utle
nek węgla, ani eter, ani chloroform nie działają pobudzająco na organizm, objawy, jak ie widzimy podczas narkozy, a k tó re mo
gą naśladować ruchy dowolne, są n a tu ry czysto odruchowej; bo jeżeli opłókujemy ośrodki nerwowe krw ią odwłóknioną, zapra
wioną pewną daAvką środka narkotyzu
jącego (wskutek czego czynności odruchowe są zupełnie wyłączone), żaba bez drgnienia ulega porażeniu, chociażbyśmy naw et w raż
liwość jej ośrodków nerw owych przez injek- cyę strychniny spotęgowali. Pozorny wyją
tek stanowi alkohol. Jednakow oż czynność pobudzająca przy opłókiwaniu ośrodków krw ią zaprawioną alkoholem polega nie na specyficznem działaniu tego narkotyku na ośrodki nerwowe, ale wchodzi tu w grę czynnik mechaniczny, jako skutek odwad
niania komórek nerwowych. W ten sposób wraz z Baglionim, Schmiedebergiem i Bun- gem autor odmawia i alkoholowi pobudza
jącego działania na ośrodki nerwowe.
Pod koniec swej pracy autor rozpatruje kilka obserwacyj teoretycznych (teorya Pfliigera, narkoza a sen) będących w związ
ku z porażającem działaniem narkozy na asymilacyę, a przedewszystkiem na asymi
lacyę tlenu.
I tak porażające działanie narkozy na asymilacyę tlenu przem aw ia za tem, że tlen stanow i integralny składnik biogenu, żywej m olekuły, gdyż nie znamy dotąd żadnych działań chemicznych, za wyjątkiem asym ila
cyi biogenów, któreby dodatek jakiegoś środ
ka narkotycznego czy to opóźniał tylko, czy też w zupełności porażał.
Narkozę i sen autor uw aża za dwa wręcz przeciwne objaw y: „Podczas gdy narkoza pow strzym uje wszelką czynność życiową i w zupełności ośrodkom odmawia wypoczyn
ku, sen jest właśnie tym czynnikiem, który
| znużone całodzienną pracą ośrodki wzm acnia i czyni zdolnemi do nowej pracy “. Pewne znaczenie dla zaśnięcia autor przypisuje ta k że grom adzeniu się jakichś x-substancyj nu-
| żących i w ustroju norm alnym . Do snu koniecznem jest nietylko usunięcie wszel
kich pobudek zewnętrznych, ale zarazem i obniżenie wrażliwości ośrodków, któ rą to ostatnią funkcyę przypuszczalnie w edług
3 2 8 J\o 2 2
autora m ają spełniać w łaśnie te x-substancye nużące. A u to r żąda więc od środków na
sennych, aby one nie sprow adzały bezpo
średnio snu, ale zastępując powyżej wspom niane, nieznane substancye, przygotow yw ały podłoże, na którem w ystąp iłb y dopiero p ra widłowy, zdrow y sen. Nie należy jed nak sądzić, jakoby przez narkozę częściowo choć
by m ożna sen fizyologiczny zastąpić, gdyż działania snu należy szukać w przewadze asym ilacyi nad dysym ilacyą (Yerworn), a narkoza oba te objaw y h am u je tylko w stopniu równym .
A jeżeli w końcu organizm porów nam y z zegarem (Pfliiger), który co wieczór snem na nowo niejako nakręcam y, to narkozę m u
simy uważać za gw ałtow ne pow strzym anie w pędzie m echanizm u zegarow ego,—zabieg, którego bez szkody dla organizm u zbyt czę
sto używ ać nam nie wolno!
Streścił Edm und Rosenhauch.
ŚW IA TŁO I A N A LIZA W IDM OW A.
(Wykład popularny).
(Ciąg dalszy).
Jakkolw iek zjaw isko rozszczepienia bia
łych prom ieni św iatła znane ju ż było do
kładnie od czasów New tona, jednakże bada
nia samego w idm a nie m ogły dać żadnych poważnych, a naw et nieco ciekawszych re zultatów z tego jedynie powodu, że w celu doświadczeń wpuszczano zwykle prom ień św iatła słonecznego przez dość szeroki o krą
gły lub też cylindryczny otwór, a skutkiem tego na ekranie otrzym yw ano widmo zu
pełnie niew yraźne, ponieważ wobec nieod
powiedniej wielkości otw oru prom ienie roz
szczepione zachodziły jeden na d rugi, albo też kiedy otw ór był m ały, widm o staw ało się nadzwyczaj wąskiem , a więc również niewyraźnem . Dopiero w roku 1802 Wol- laston po raz pierw szy zam iast okrągłego otworu zastosował w ąską szczelinę pionową i otrzym ał w ten sposób widm o szczególnie piękne, szerokie i w yraźne W idm o takie można sobie wyobrazić, jak o szereg przyle
gających do siebie barw nych obrazów sa mej szczeliny, a nie słońca.
B adając otrzym ane w ten sposób widmo św iatła słonecznego, W ollaston dostrzegł od
razu, że nie je s t ono jednostajnie ciągłem, ale posiada pewne przerw y zupełnie nieo
świetlone, czyli t. zw. dziś „linie czarne“, przecinające je w kierunku poprzecznym (rów noległym z osią pryzm atu). W ollaston jednak nie zwrócił na to zjawisko szczególnej uw agi i nie starał się naw et zbadać jego po
wodów. Dopiero J . F rau n hofer w drugim dziesiątku la t w ieku X IX -go przekonał się, że w widmie słońca linie te posiadają pew
ne stałe umiejscowienia, w widm ach zaś gw iazd nie byw a ich wcale, albo też stosu
nek ich odległości staje się zupełnie odmien
nym .
Z pośród Wielu dostrzeżonych linij F ra u n h ofer w ybrał osiem najw yraźniejszych i ozna
czył je literam i alfabetu łacińskiego : A, B, C, D, E, F, G i H. L inie A i B leżą w czer
wonej części widma, 0 —w pomarańczowej, D - w żółtej, E - w zielonej, F —około g ra nicy zielonej i błękitnej, G —w szafirowej i H — w fioletowej. Oprócz tych linij głów
nych nader ciekawą jest g ru pa a, pomiędzy liniam i A i B i składająca się z trzech linij g ru p a b, pomiędzy E i F . Nadm ienić przy
tem należy, że przez szkło o niewielkiem naw et powiększeniu linia A w ydaje się znacznie szerszą, aniżeli inne, linie 0 , D i E dzielą się każda na dwie wyraźne smugi, linia zaś H w fioletowej części widma roz
pada się na dwie grupy, złożone z nadzw y
czaj cienkich linij. Jednę z tych gru p ozna
czam y przez I I 2, a drugą przez H :s. Ponad to F ra u n h o fe r dostrzegł około 600 linij mniej w yraźnych, dziś zaś liczymy je na ty siące.
Co jedn ak m iały oznaczać owe linie, F rau n h o fer nie wiedział. „Drogą licznych doświadczeń przekonałem się - pow iada on — że linie te i smugi zależą właściwie od n a tu ry św iatła słonecznego. U grupow anie ich nie zmienia się w razie zm iany m ateryi za
łam ującej, ta k że pewne linie zjaw iają się, np., stale w kolorze szafirowym, inne zaś w czerwonym i t. d. Stąd więc odrazu ła
tw o możemy poznać, z jak ą m ianowicie sm ugą lub linią m amy do czynienia. Linie te nie stanow ią wcale granicy pomiędzy róż- nem i barw am i widm a, albowiem zwykle po obu ich stronach leży ta sama barwa, przej-
M 2 2 W SZECHŚW IAT 3 2 9
ście zaś od jednej barw y do drugiej odbywa | się zupełnie nieznaczne. A więc pow staw a
nie tych linij zależy prawdopodobnie od te go, że „św iatło słoneczne nie posiada wcale promieni odpowiedniej łam liwości11, albo też że są one nader słabe. Linie czarne m o
żemy dostrzegać w takim tylko razie, jeżeli szczelina, przez którą wpuszczamy światło, jest odpowiednio wąska. Zrozumieć to łatwo, albowiem w yobrażenia szczeliny, p o wodowane przez promienie o różnej łam liwości, układają się jedno za drugiem; jeżeli więc pewnego rodzaju prom ieni brakuje zu
pełnie, to odpowiednia przestrzeń widma po- I zostanie ciemna, o ile tylko nie zakryje tej ciemnej smugi wyobrażenie następne. Im większa je s t g ru p a sąsiednich, brakujących w widmie promieni, tem szersza i wyraź
niejsza staje się smuga. W razie rozszerza
nia szczeliny barw ne jej wyobrażenia u k ła
dają się brzegam i jedno na drugiem , a więc w takich w arunkach przestrzenie ciemne znikają.
Dziś wiemy już, że podana wyżej liypote- za F raun h o fera o przyczynach powstawania ciemnych linij widm a słonecznego nie wy- trzym uje najsłabszej naw et krytyki, wów
czas jednak była ona zupełnie w ystarczają
ca i tłum aczyła nader przystępnie dostrze
żone zjawisko. M e starano się naw et zba
dać je dokładniej, a dla samego F raun h ofe
ra, jak o optyka, czarne linie widma służyły wyłącznie jako stałe podziałki do oznacze
nia w spółczynnika załam ania w yrabianych w jego zakładzie szkieł optycznych. A. je d nak, chociaż z wielu względów wcale nie
słusznie, linie te dotychczas zowiemy „linia
mi F ra u n h o fe ra 11, jakkolw iek odkrył je Wol- I laston, a zbadał dokładnie K irchhoff.
Po F raunhoferze teorya analizy widmo
wej przez czas jak iś nie czyniła żadnych niem al postępów. Zyskiwano tylko pewne fak ty luźne, zdobyte przypadkowo. P rzek o
nano się np. o tem, że widmo św iatła płoną
cej świecy byw a zawsze ciągłem, bez żad nych linij ciemnych, że światło płonącego sodu daje widmo, składające się wyłącznie z podwójnej błyszczącej żółtej smugi na tle zupełnie ciemnem i że sm uga ta zjawia się zawsze na tem miejscu, na którem w w id mie słońca widzimy podwójną linię czarną D i t. d.
W szystkie te przypadkow e i odosobnione obserwacye nie dawały jednak dostatecznej podstawy do wyciągnięcia wniosków ogól
nych. Zagadkę rozwiązał dopiero w roku
j 1858 geniusz m atem atyczny G. K irchhoffa J (1824—1887). Odkryte przezeń praw o sta
nowi znamienną epokę w nauce i utworzyło osobną jej gałęź, która od owego czasu zaję
ła poczesne stanowisko wśród innych gałęzi wiedzy ludzkiej.
Jeżeli rozżarzym y drucik platynow y do czerwoności i promienie tego światła zbadam y w spektroskopie, to ujrzym y w widmie je d nolitą smugę czerwoną. Ze wzrastaniem tem peratury zjaw iają się stopniowo barwy:
pomarańczowa, żółta, błękitna i t. d., a kiedy wreszcie doprowadzim y d ru t nasz do białe
go żaru, wówczas i widmo jego ogarnie wszystkie zasadnicze barw y, sięgając od czerwonej, aż do fioletowej granicy. (N ad
m ieniam y tu przy sposobności, że wszelkie ciała stałe, zupełnie niezależnie od składu ich chemicznego, zaczynają świecić w tem peraturze 525° C i wówczas dają tylko p ro mienie czerwone, w temp. zaś 1500° O następuje stadyum żaru białego i widmo staje się zupełnem). Jednakże czarnych linij F rau nh ofera w widmie takiem nie do
strzeżemy wcale. Tego rodzaju widmo zo
wie się „widmem ciągłem '1. Składa się ono z szeregu wszystkich charakterystycznych barw widma słonecznego aż do fioletowej, odcienie jednak przechodzą stopniowo jedne w drugie i żadnych przerw na całej jego przestrzeni nie widzimy.
Otóż nietylko platyna, ale wszelkie wogó
le ciała stałe, lub ciekłe, doprowadzone do żaru białego, dają takie mianowicie widmo ciągłe, bez żadnych charakterystycznych od
m ian. A więc np. płom ień świecy lub teź lam py naftowej, k tóry świeci właściwie dla
tego, że unoszą się w nim rozżarzone do białości cząsteczki węgla, daje widmo jedno
lite, ciągło.
A zatem w przypadkach powyższych cha
rakter widma nie zależy wcale od składu chemicznego świecącego ciała i wszelkie bez w yjątku ciała stałe lub ciekłe, czy to będzie m etal, kamień, lub ciecz jaka, pierwiastek lub ciało złożone, doprowadzone do tem pe
ra tu ry białego żaru, dają zupełnie identycz-
j ne widm a o siedmiu barwach zasadniczych.
330 W SZECH ŚW IAT M 2 2 O trzy m am y je d n a k zu p e łn ie o dm ienne
zjaw isko, jeżeli źró d łem św ia tła będ zie ro z
żarzo n y gaz, albo też ro z żarzo n a p a r a ciał sta ły c h ln b ciekłych.
R o zżarzone g a z y i p a r y wysyłają, p ew ne ty lk o , dla k ażdeg o z n ich odm ien n e ro d zaje p ro m ien i ś w ie tln y c h : sód żółte, żelazo — przew ażnie zielone i t. d. A pon iew aż, ja k wierny, k a ż d y rodzaj p ro m ien i, zależnie od sto p n ia swej łam liw ości, w y tw a rz a w w id m ie o d ręb n ą sm ugę (w yobrażenie szczeliny spek tro sk o p u ) p rz e to w idm o g a z u lu b p a ry m etalicznej sk ła d a się zaw sze z je d n e j lu b [ k ilk u w yraźnie za ry so w an y ch b łyszczący ch linij, albo sm u g św ietln y ch tej lu b in nej b arw y i p o siad ają cy ch p ew n e n ie zm ienne u m iejscow ienie. W id m a ciąg łeg o | nie w idzim y tu wcale. Jeż eli z d o łam y o trzy - | m ać w idm o teg o ro d z a ju zu p e łn ie w y raźn e, to p rzez odpo w iednie zw ięk szen ie szersze jeg o sm u g i dzielą się n a szereg i cien iu tk ich błyszczących linij o c h a ra k te ry sty c z n e m z a barw ieniu.
T ak ie m b y w a zw ykle w idm o g a z u lu b p a ry w razie n ie z b y t skom plik o w an eg o ich sk ła d u chem icznego, w obec w ysokiej te m p e ra tu ry , nieznacznej g ru b o śc i w a rs tw y św ietlnej i u m ia rk o w a n e g o ciśnienia. N a w szystkie pow yższe w a ru n k i zw racam y szczególniejszą u w a g ę cz y te ln ik a , g d y ż w ró cim y jeszcze do teg o p rz e d m io tu w dalszym ciąg u w y k ład u .
Ilo ść i um iejscow ienie b a rw n y c h linij w idm a g azow ego zależą w ta k ic h w a ru n k ach w y łączn ie od sk ła d u chem icznego d a neg o ciała św iecącego, a w ięc d ro g ą b ad a n ia ta k ie g o w idm a ła tw o m ożem y określić p ie r
w iastk i chem iczne, z k tó ry c h sk ła d a się d a n y gaz lu b p a ra . N ie k tó re w idm a gazow e p o sia d a ją bard zo n iew ielką ilość c h a ra k te ry sty czn y c h linij św ietln y ch . D o ta k ic h , n a- p rz y k ła d , n ależy w z m ian k o w an e ju ż w idm o sodu, po siad ające ty lk o dw ie leżące je d n a obok d ru g iej linie św ietlne w części w id m a pom arańczow o żółtej; w idm o litu p osiad a je d n ę linię w części czei’w onej i je d n ę w b łęk itn ej, szafirow ej i fioletow ej. W reszcie w idm o żelaza (w stan ie rozżarzanej pary ) po siad a tak ich linij przeszło tysiąc.
W m iarę w z ra sta n ia te m p e r a tu ry g az u lub p a ry w zm ag a się zw ykle (chociaż nie zawsze) ilość b a rw n y c h linij w idm a, k tó re
je d n a k pom im o to nie tra c i c h a ra k te ru w id m a gazow ego, to je s t złożonego z szeregu linij św ietlnych. W m iarę zaś zw iększania się grubości w a rstw y św ietlnej, albo też jej g ęstości pod w pływ em w ysokiego ciśnienia, w idm o gazow e stop niow o n a b ie ra po do b ie ń stw a do w id m a ciągłego, a m ianow icie lin ie jeg o s ta ją się coraz szerszem i.
G azy, stan ow iące p ew ne p o łączen ia ch e
m iczne, d ają w idm o sm ugow e, w k tó rem lin ie św ietlne tw o rz ą n a d e r c h a ra k te ry s ty c z ne g ru p y . T a k np. rozżarzony w ęglow odór daje w idm o, sk ład ają ce się z 3 do 5 g ru p linij św ietlny ch, k tó ry c h w y g ląd c h a ra k te ry z u je ta cecha szczególniejsza, że każda z ty c h g ru p od stro n y zw róconej k u czer
w onej g ra n ic y w id m a oddziela się w yraźnie, w k ie ru n k u zaś k u stro n ie fioletowej zanik a stopniow o, ro z p ły w a się. W taki m ian o w i
cie sposób w id zim y np. c h a rak tery sty c zn e w idm a k o m etarn e, k tó re p o siad ają zw ykle trz y za n ik ające od s tro n y fioletowej sm ugi w ęglow odoru.
A w ięc k ażd e ciało gazow e p o siad a sw oje w łasne, w y łączn e i niezm ienne w idm o, k tó re d aje nam m ożność rozp o zn aw an ia obecności teg o ciała w p łonącem źródle, częstokroć n a w e t w ilościach m in im aln ych. N a tej za
sadzie ogólnej o p arła się an a liz a w idm ow a ciał gazow ych, o p racow ana przez K irch h o fa, B u n se n a i in n y ch .
D o b a d a n ia w idm ow ego gazów uży w am y zw y kle t. zw. ru re k G eisslera. D o św iad
czenie dow odzi, że g azy rozrzedzone sta ją się d osk on ałem i p rzew od nikam i elek try cz
ności, jak k o lw iek pod znaczniejszem ciśnie
niem zdolności tej nie p o siad ają wcale.
W epoce p o w sta w a n ia an alizy w idm ow ej w iedziano, że jeżeli do szklanej kuli, w k tó rej zapom ocą zw ykłej p o m p y h y d rau liczn ej rozrzedzono pow ietrze, w p ro w ad zim y dw ie k u lk i m etalow e i po łączym y je z d w u m a przew odnikam i b a te ry i elek tryczn ej, to p rą d z łatw o ścią przech od zi od jed n ej k u lk i do d ru g iej w postaci łu k u św ietlnego w tak im n a w e t p rzy p ad k u , jeżeli odległość pom iędzy k u lk a m i dosięg a 8—10 cali. P rz y te m kulkę, po łączo n ą z elek tro d ą od jem ną, otacza b łę k itn a w a św ietln a aureola, d ru g ą zaś, p o łącz o n ą z elek tro d ą d o d atn ią, otacza ta k a ż au reo la o zab arw ien iu czerw ono fioletowem.
J e ż e li po w y p o m p o w an iu p o w ietrz a w p ro