• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 5, nr 2 (1924)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 5, nr 2 (1924)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

WARSZAWA— KRAKÓW — POZNAŃ — LISTOPAD 1924.

P O D

Z N A K I E M M f t R J I

MIESIĘCZNIK ZWIĄZKU SODALICYJ MARJAŃSK1CH U C Z N I Ó W S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H W P O L S C E .

R O K V.

- 3 S -

T R E Ś Ć N U M ER U :

Str.

Potrzeba idei w życiu młodzieży i urzeczywistnie­

nie jej przez sodalicję — S iw ecki (dokończ.) 35 Nie zlano krwi ic h ...— Jesienne liście — Ja n Kurek

(z teki p o ś m i e r t n e j ) ...40

VI. Zjazd Związku we Lwowie (dokończenie^ . . 42

Podziękowanie ... 46

Sodalicje Nauczycielskie — SR. SRadtowski (dokończ.) 46 Migawki z ja z d o w e ... 48

Z dziejów Jasnej G ó r y ... .... 49

Nowe książki (Żeromski, — Hord., — Kalendarz) 50 Przegląd p r a s y ...51

Nieco z listów naszych p r z y j a c i ó ł ... 52

Nasz Zjazd na Jasnej G ó r z e ... 53

Z Wydziału Wykonawczego i R e d a k c ji...53

Święto m a j o w e ... .... 54

Nasze sprawozdania (Białystok II., Brzesko, Kielce 1., K rólewska H uta, Mielec, O strów pozn.) . . . 54

II. W ykaz darów i w kładek ... 56

NR 2.

ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI:

Ks. Józef W inkowski, Zakopane, Łukaszówka, Dom ludowy.

Konto czekowe P. K. O. Nr 149.932.

(2)

NA ROK SZKOLNY 1924/5.

Całorocznie dla sodalisów-członków sodalicyj związkowych, dla wszystkich uczniów, uczenie, kleryków, akademików i młodzieży wogóle 1 złoty 30 groszy z przesyłką pocztową. Numer pojedynczy 15 groszy.

Całorocznie dla wszystkich innych 2 złote z przesyłką pocztową.

Numer pojedynczy 25 groszy.

S K Ł A D N I C A Z W I Ą Z K U

POLECA NASTĘPUJĄCE WYDAWNICTWA i

KALENDARZYK szkolny, sodalicyjny na rok 1924|5, rocznik III. wy­

dany przez ks. J. Winkowskiego, już wyszedł z druku i zawiera oprócz kalendarjum zdania pisarzy francuskich i rocznice narodow e Polski niepod­

ległej przy każdym miesiącu, hymn młodzieży szkół średnich, rozkład g o ­ dzin, notatki sodalicyjne, wykaz naszych sodalicyj, daty historyczne z dzie­

jów i literatury polskiej, daty z nauki o Polsce współczesnej, najpotrzebniej­

sze informacje szkolne (wykaz dni wolnych etc.) C ena tylko 30 gr. Po roze­

słaniu już 5.000 egz. reszta nakładu do nabycia.

V. SPRAWOZDANIE Związku za rok szk. 1923|4 zestawione na Zjazd lwowski. Każdy soda lis, nie mówiąc już o XX. M oderatorach i członkach Konsulty, powinien dokładnie się z niem zapoznać, aby zdać sobie sp ra­

wę z postępu pracy sodalicyjnej i związkowej w naszych szkołach średnich.

C ena 50 gr.

HYMN ZWIĄZKU odśpiewany poraź pierwszy z zapałem na Zjeżdzie lwowskim, konieczny ze względu na ogólny zjazd zapowiedziany już na rok 1925 na Jasnej Górze. T ekst i nuty na fortepian. Cena zniżona 30 gr.

USTAWY SODALICJI marj. uczn. szkół średn. w Polsce, napisał Ks.

Winkowski. Zawierają także wykaz odpustów sodalicyjnych, regulamin wyborów i cerem onjał przyjęcia. C ena 20 gr.

USTAWA ZWlĄZKU niezbędna dla każdego członka Konsulty, inte­

resująca każdego sodalisa. C ena 15 gr.

MEDALE sodalicyjne z M. B. C zęstochow ską i św. S t. K ostką. Cena 35 groszy,

DYPLOMY z kolorowanym obrazkiem M. B. Częstochowskiej. Cena 25 groszy.

ODZNAKI sreb rn e tylko dla rzeczywistych sodalisów (m onogram S.

M J. C ena 2 złote. Na pryw atne zamówienia nie wysyłamy.

BROSZURKI: Zaleski: Sodalicja Marj. w Polsce idącej. Doskonale uję­

ta idea sodalicyjna. Cena 25 gr.

'W ł. L . : Czy uczeni m ogą w ierzyć ? Treściwa i przekony­

wująca odpowiedź na powyższe pytanie. Cena 20 gr.

.Na liczn e zapytania odpow iadam y, że zarówno nr 1-szy m iesięczn ik a (za październik 1924) ja k i Kalendarzyk posiadam y je sz c z e na sk ład zie.

Wysyłamy w każdej ilości na zamówienie. D ochód ze sprzedaży na cele Związku.

PO PIERA JC IE W SZĘDZIE MIESIĘCZNIK I JED N A JC IE A BO NEN TÓ W

= W Ś R Ó D K O L E G Ó W , K REW N YCH i ZN A JO M Y C H ! ---

--- — _____________________

(3)

JER ZY SIW ECKI S. M.

ucz. kl. VIII. gimn. Mickiewicza, Warszawa I.

Potrzeba idei w życiu młodzieży

i u rzeczyw istn ien ie jej przez sodalicję.

R eferat wygłoszony na VI. Zjeździe Związku sodalicyj uczniów szkół średnich w Polsce dn. 3 lipca 1924 r. we Lwowie.

(Dokończen:e)

P otrzebę dążenia do d o b ra pow szechnego już daw no ludzkość zrozumiała, w dziedzinie osobistej wskazując cnotę, a w społecznej — kwestję socjalną. Lecz cóż z tego zrozum ienia?

Rozumem wielcy filozofowie wykoncypowali piękne systemy etyki, moralności (boć logiczne systemy i tego się czepiają), życiem swojem dając wielkie przykłady rozpusty i zgorszenia (np. Seneka). * Rozumem sławni mężowie wytworzyli prześliczne doktryny, k tó ­ rych albo wcale nie myśleli wcielać w życie, dając tak zwane utopje, albo chcieli je urzeczywistniać siłą, uczynić gw ałtem to, co ma się opierać na miłości bliźnich, bo dla ich dobra zostało wymyślone.

Ależ, powie niejeden, przecież poza teorją widać chęć dob reg o czynu. W ieleż zebrań, wieców w dziedzinie społecznej, a w osobisto- duchowej ileż referatów kończy się konkretnie zredagowanem i rezolucja­

mi, uchwalonemi przez w szystkich!

Praw da. O ile taka rezolucja nie tyczy wszystkich członków, gdy idzie o sprawy więcej techniczne, jeśli wreszcie organizacja ma jakąś odpowiedzialną władzę wykonawczą —

20

stanie wypełnioną. W prze­

ciwnym razie zebrani, zaraz po wyjściu z miejsca obrad, odchodzą do swego porządku dziennego. G dy zresztą idzie w rezolucji o życie d u ­ chowe każdego zosobna, to żaden zarząd nie ma ani sankcji ani celu zmuszać do jej wypełnienia. W iele tedy rezolucyj zostaje bez echa.

Może brakło w nich uczucia? Ależ nie! N iektóre bywają przyj­

mowane entuzjastycznie, szczególnie, gdy prelegent umie g orąco p rz e ­ mówić. Byłem świadkiem, jak z równym zapałem oklaskiwano dwie przeciwne rezolucje. Nie wiem, czy w podobnym wypadku można wie­

rzyć w wykonanie.

D o spełnienia więc wspomnianych zadań rozum nie w ystarcza, b o

dojdzie tylko d o wniosku, że należy postąpić tak lub inaczej, lecz nie

(4)

36 P O D ZNAKIEM M ARJj N r 2 zmusi do czynu. Chwilowe zaś uczucie potrafi tylko w uniesieniu za­

ciągać niew ypłacalne długi.

T u trzeb a zrozumienia celu, w jakim coś czynimy, wewnętrznej, duchow ej świadom ości, że tak należy, że to robim y w wielkie imię ideału — oto, co nazywam ideą. A ideał to doskonałość duchow a, kres, k tó reg o nie osiągniem y, lecz ku którem u winniśmy dążyć.

T u można wliczyć platońskie idee, po mojemu ideały, w zorce cnót d o ­ skonałych, k tó re d o p iero w niebie osiągnąć można, a na ziemi o d b i­

cia tylko.

Idea — to dążenie do ideału, to myśl przewodnia, to d ro g a do niego. „Idea“ jak się wyraża Br. Siwik „to cel i drogow skaz w ieczno­

ściowej przyszłości ra sz e j" .

Idea — to w ew nętrzna w każdym zosobna św iadom ość ideału,, ta k silna, że jest źródłem czynu na d rodze dążenia do niego.

K to ją posiądzie, przed tym otw orzą się drogi do doskonalenia siebie, a w tedy d o p iero znajdzie klucz do nauk, do wiedzy. — P o n ie­

waż więc idea konieczna je st do w ykonania naszych zadań, nie jest to rzecz oderw ana, lecz z nami być powinna.

A le nam b ra k idei 1

S toi przed nami budow anie ojczyzny, zadanie równie ważne, jak w alka o wolność. A o ile w czasie niewoli kwitnął patrjotyzm . teraz umilkł. M oże już tu idei nie p o trz e b a ? Ma się wrażenie, że tak myśli Ogół, b o z budow aniem c ic h o : każdy żyje własnem życiem. Niech b u ­ duje rząd! 1 dzisiejsze spory polityczne, to zbijanie jednostek, krytyko­

wanie zarządzeń. Nie słychać sporu o ideologje.

A pam iętać należy, że „nie odbudujem y narodu i ludzkości ro z­

wiązaniem kwestyj m aterjalnych, lecz m ocą idei, ugruntow aną w d u ­ szach ludzkich". „O ile polepszycie i powiększycie dusze wasze, o tyle polepszycie praw a w asze i powiększycie granice*' — mówi wieszcz.

W ięc tu pole o tw arte dla każdego. K ażdy budow anie winien zacząć o d siebie.

Bo P olskę ma budow ać człowiek niezgorzkniały i niezniecierpli- wiony niczem, pracujący przez podniesienie siebie „A taki ty p ", jak zaznacza A rtu r G órski „spotyka się coraz rzadziej".

T a o bojętność dla idei uderza i dziwi.

Pocóż, zdaje się, wieszcze nasi tracili całe życie, by w ypow iedzieć tę myśli, k tó re stanow ią skarb ducha, tak wielkie, że ich wyrazić zu­

pełnie narodow i nie z d ą ż y li; poco chcą mu je dać w ofierze skoro ten naród ich nie p o ją ł?

N iby każdy inteligentny człowiek rozumie ich słowa. Lecz co z teg o , jeśli ich nie urzeczywistnia ? T o jed n ak je st zrozumiałe : życie dla siebie jest ła tw e ; ze w zględu na życie codzienne niema konieczno*

ści idei, bo idea to drogow skaz przyszłości. Lecz „apres nous le d e ’- luge" *). Z apał u nas budzi się d opiero wtedy, gdy dzwonią na alarm, ale te g o ideą nazwać nie można.

*) Mniejsza o potop, jjd y przyjdzie już po nas.

(5)

Dziś tedy, ogólnie biorąc, mówić o istnieniu idei w naszem s p o ­ łeczeństwie, to będzie jeszcze kłam stwo. Idea bowiem istnieje, o ile są dusze ją podtrzym ujące. G dy ich niema — niema idei. Idea bowiem staje się w tedy, gdy duch jakiś przejm ie się ideałem i roznieci w so ­ bie ku niemu zapał.

O ile system filozoficzny, tw ierdzenie raz napisane istnieje zawsze 0 tyle np. idea Sodalicji M arjańskiej istnieje tylko w tedy, gdy ją człon­

kowie posiadają. Nie można jej tedy zgóry określić, bo idea, to rzecz wewnętrzna, ciągle nowa, w każdym duchu pow stająca. W ięc jednostki 1 tradycja o idei w narodzie stanow ić nie mogą.

Jeżeli ludzi ofiarnych i oddanych wielkiemu celowi nazywa się wzgardliwie i z politowaniem „idealistam i“, jeżeli ich dążenia nie o d ­ pow iadają życiu, to zaiste raj taki „gdzie zapał tworzy cudy" zostanie nazawsze „ułudy krainą". •

T rzeba odróżniać idealizm i ideowość. Idealizm w życiu bieżącem nie jest w edług mnie rzeczą dodatnią — to będzie tak zwane bujanie w obłokach, marzycielstwo, które nam nic nie da. Ideowość będzie już konkretnem zupełnie pojęciem zdążania przez usilną p racę w ściśle określonym kierunku. A le dziś się te pojęcia identyfikuje i to w uje­

mną stronę.

W szystko jednak, co się mówi i pisze na ten tem at jest czcze i puste, więc m o ż e . być nudne. K w estja ta w tedy będzie żyw otna i niewyczerpana, jeśli każdy w niej spostrzeże siebie. Tu w artość sta ­ nowić będzie to, co zostanie we krwi niejako, jako zaczątek czynu.

Tymczasem wszyscy spraw ę idei traktują jako zwykłą w iedzę.

Poznaje się Mickiewicza, czyta się o idei Filom atów właśnie tak, ja k ­ byśmy się uczyli chemji, lub astro n o m ji! C hoć tu mowa o młodzieży, o duszy ludzkiej, która jest, jak i u nich była, tasam a, patrzym y na te rzeczy, jak na coś bardzo dalekiego, za szkłem, na scenie.

Doskoriale ten rys naszej duszy zbiorow ej maluje R ostw orow ski w swem „Zm artw ychw staniu", dziele, k tó re płonie umiłowaniem narodu.

Postaci z tej sztuki umieją mnóstwo wierszy wieszcza na pam ięć, każdy je zna, a jednak jakby nie znał. Mickiewicz chodzi, mówi z dzisiejszymi ludźmi i przekonyw a się, że nikt g o nie rozum ie; pyta z g o ry c z ą : „W ięc tylko słowa p am iętacie?"

A le zdaw ało się, że to pytanie rzuca p o eta dalej, na widownię teatru, a przez nią na naród cały.

D opiero jakiemś jednem słowem poety poruszony ojciec, postać z 11-go obrazu Zm artw ychw stania, pojmuje wszystko i w oła: „P rzede- mną słońce zajaśniało". A le kraj milczy. Czy dop iero na słowa zm ar­

tw ychw stałego wieszcza o dpow iedzianoby: „I ducha pam iętam y" ? A właśnie o to chodzi, że jedno słowo, jakiś błysk nadśw iadom ości, iskra łaski bożej zapala ogień idei. I w tedy spada bielmo z oczu, roz­

jaśniają się tajem nice, i patrzym y innym wzrokiem na świat. I wówczas spostrzeżem y piękno ukryte i poznamy treść ż y c ia : będziem y umieli wyciągnąć ze wszystkiego korzyść, wszystko załamując p rz ez'p e w ien pryzm at w głąb duszy. Z każdego przem ówienia coś poznamy, słow a

N r 2 ________P O D ZNAKIEM MARJI 37

(6)

38 P O D ZNAKIEM MARJI N r 2

kazania natrafią na gru n t d o b ry i zostaną w n im ; zupełnie jasno po j­

miemy to, cośm y już p oprzednio d obrze rozumieli, b o stanie to się częścią duszy naszej.

W id ać stąd, jak ważnem jest zdobycie idei i to jest pierwszy obow iązek duchow y każdego człow ieka. G dy ją posiądzie, nie będzie się w życiu chw iał i będzie wiedział, na co pracuje i nic g o nie złamie.

U czucie z rozumem to niew yczerpana energja, treść ducha, k tóra w nas spoczyw a; idea to kierunek, ster tej energji; wola to wprawie­

nie w ruch całego te g o układu dla stw orzenia czynu. K ażdy więc z trzech czynników uczucie, rozum i wola jest rów nie konieczny, lecz aby czyn był wielki, wszystkiem musi rządzić i wszystkiem u przewodzić idea.

Lecz jak w iara jest łaską, tak i w pew nej mierze idea wogóle...

Pam iętam y P etroniusza z „Q uo V ad is“, któ ry rozumiał naukę C hrystusow ą, a nie przejął się nią.

A b y mieć ideę, nie d ość mieć rozum i nie dość być dobrym . T rz e b a mieć iskrę, k tó ra tę d o b ro ć zapali płom ieniem idei — iskrę bożą.

A zatem — k to ś zapyta — nie każdy m oże mieć ideę, jeśli ta m a b y ć zgóry zesłana. Owszem każdy. B óg ją daje każdemu.

„Je d n a tylko iskra jest w człowieku, raz tylko, w m łodocianym zapala się w ieku" (Mickiewicz)

K ażdy z nas m łodych ma pierw iastki do b ra, każdy posiądzie iskrę. T a iskra, ten zapał, chęć d o czynu w imię d o b ra albo zostanie zaniedbana i zgaśnie, albo źle rozpalona, o d d an a tylko na łaskę zma- lerjalizow anego rozumu, zapłonie jak o mylna idea. W ielu mamy ludzi w istocie dobrych i zapalnych i pełnych energji, a otum anionych ideą sztuczną i niepraw dziw ą.

T rzeb a umieć w ybrać d ro g ę dla sw ego ducha. Iskry nie wolno m arnow ać, lecz gdy przyjdzie chw ytać, bo to d a r boży. D latego trz e ­ b a się wczuwać w siebie, w tajniki duszy własnej i w wie'kie zadania ludzkie, k tó re inni głoszą. A przyjdzie chwila, w której rozjaśni się dusza nasza i rozgoreje wielkim płom ieniem idei. A le to już nie b ęd ą k ró tk ie i chw ilowe poryw y: to będzie ogień stały.

Najwyższy już czas. Jesteśm y w zaraniu ż y c ia ; niedługo przyjdzie stanąć do walki o b y t ; g d y b y ona sp o tk ała iskrę, zgasi ją, lecz gdy naprzeciw wystrzeli płom ień potężny — zwycięży.

A jaka m łodzież, tak a epoka. Nie daj Boże, abyśm y naszą tw o ­ rzyli na wzór ludzi, którzy po wszystkich pow staniach żyli w przygnę­

bieniu niewoli, którzy z resztkam i lub bez nadziei doczekali Polski.

Ich siły są już zużyte. Oni tw orzą zam kniętych w sobie, nic nie dając innym.

Dziś o zapaleńcu m ó w ią : głupi. Rzecz jasna. K to się nie zgadza

z p rądem i pojęciam i czasu, musi być tak nazwany. Lecz Polsce nigdy

nie b ra k ło id e i : ofiarną była i ry c e rs k ą ; nie umiała osiągać korzyści

m aterjalnych. P olska była „głupia". D lateg o ekonom icznie stała gorzej

o d innych państw . D latego m aterjalne p o tęg i znienawidziły ją i rozdar~

(7)

Nr 2 POD ZNAKIEM MARJI

ły. Lecz gdyby to tylko było jej błędem , nie upadłaby, lecz, mocy nie zmniejszając, świeciłaby światu. I tu może szukać mesjanizmu. U padła, by pow stać. Niech dziś pełni posłannictw o ! Ośm ielmy się być „głupi­

mi" w oczach innych! Ośmielmy się płynąć przeciw falom!

Dziś prawem jest bezwstyd. Dziś to jest dobry ton i nazywa się duch czasu. C nota jest konspiracją: wielu się z nią kryje i jej się wstydzi. Stoczm y o nią bój. Jak bojowcy o niepodległość, idźmy śm ia­

ło ! Lecz tu trze b a odw agi i tężyzny : odw agi cywilnej. Bojowcy mieli poparcie narodu, a śmierć jako karę. My będziemy mieli wszystkich przeciw sobie, a w nagrodę dostaniem y drwiny. N ietylko to wytrzy­

mamy, ale i zapanujem y nad sytuacją jedynie wtedy, gdy będziem y mieli sztandar idei.

I oto w m roku egoizmu świta jutrzenka, której wyrazem w pier­

wszym rzędzie jest nasza organizacja. R ozpatrując jej cele i hasła, spostrzeżem y, że jest zrealizowaniem tych dążeń, o których potrzebie mówiłem wyżej. Sodalicja jest stowarzyszeniem religijno-społecznem . I tu odrazu kryją się te dwie strony, jakie składają się na życie d u ­ chow e! dążenie do dobra osobistego i społecznego. Zdążamy do celu prosto i pewnie, idea nasza jest najświętsza, największa i daje najlepszą rękojmię w życiu, bośm y sobie za ideał postawili Najświętszą Pannę, ludzką doskonałość, biorąc za patrona jednego ze świętych, jako etap na drodze do doskonalenia, a ideą naszą jest wiara C hrystusow a, reli- gja chrześcijańska, najbardziej w szechstronna i najwięcej społeczna ze wszystkich, owszem, jedynie boska. J e st to najpełniejsza idea, bo nie­

tylko przoduje, lecz przenika wszystkie przejawy życia, jest przytem najpewniejsza, bo odpow iada wyraźnie na wszelkie zagadnienia. C zło­

wiek, który się jej chwyci, nie zachwieje się nigdy. Jest najsilniejsza, bo działa i przekonyw a mocą słów bożych, bo miljony ludzi wyzna­

wały ją i wyznają, Je st wreszcie jedyna, b o wszystkie inne godziw e idee w sobie mieści.

K to ideę C hrystusow ą znajdzie i chce się nią przejąć, w stępuje do sodalicji. Tu się ideę wspólnie w sercach rozpala i hoduje. Bo Pan rz e k ł: „Przyszedłem puścić ogień na ziem ię: a czegóż chcę, jedno aby był zapalon?" (Łuk. 12, 49). A że ideę ugruntow ać trzeba i nieraz gw ałtem zaszczepić, sodalicja usilnie pracuje nad duszami. Sodalicja bowiem, to szkoła charakterów .

A że trudno niezmiernie poznać siebie i zwyciężyć, więc studjuje się lekturę religijną, a proste, lecz pełne treści słowa może trafią na jaki nerw duszy i otw orzą jej oczy na wszelkie tajem nice. Praca u nas

E łynie napraw dę w ew nętrzna i intenzywna. S ą organizacje młodzieży, tó re m ając naw et ładne hasła, zbytnią wagę przywiązują do strony technicznej, adm inistracyjnej, nie posiadając w yrobienia ideow ego. Nie wiedząc jeszcze, czego chcą, rwą się do jakiejś wielkiej roboty, jak to się mówi, chcą g rać ważną rolę. Robi to wrażenie d obrze sk o n stru o ­ wanej maszyny, której brak paleniska. Sodalicja nie ma ekspansji na- zewnątrz, nie działa bojowo. W yrobienie też organizacyjne nie jest istotą rzeczy.

Każdy, kto chce działać w duchu katolickim, tę szkołę przejść

(8)

40 P O D ZNA K IE M MARJI N r 2

powinien przedew szystkiem . 1 tu spostrzegam y objaw pocieszający. So- dalicja, chociaż niczem nie nęci, ani ubiorem , jak inne zrzeszenia, ani okazją rozrywki, ani nadzieją rozgłosu, zyskuje coraz więcej członków.

Lecz teraz zaznaczę atut, jaki pozwolił mi na przeprow adzenie myśli, że sodalicja urzeczywistnia ideę. O tó ż ta lepsza, zapalna młodzież o ile w stąpi do innych organizacyj, działa i wiele, ale pozostaje najczęściej tylko zapalną, natom iast ten, kto przeszedł sodalicyjną szkołę ch arak te­

ru, posiada stałą i pew ną linję ideow ego czynu, m oże mniej widocznego, mniej głośnego, ale ow ocnego.

I tę naszą siłę już dziś poznano. N ieznana z początku i lekcew a­

żona organizacja nabiera szacunku. Je st też pew ien wpływ w szkołach.

Przedstaw iam y przeciw w agę złym, a jesteśm y oparciem dla 'tych sła ­ bych, co się cnoty wstydzą.

Z czasem te szeregi sodalisów przejdą przez wyższe uczelnie, wszędzie świecąc przykładem i tak krzewiąc chrześcijańską ideę w śród w arstw inteligencji.

W reszcie tak licznie rozsiani po całym kraju, w ejdą w społeczeń­

stw o i wszędzie b ęd ą promieniowali C hrystusow ym duchem.

Zadanie to olbrzym ie. D ać ideę społeczeństw u, walczyć z p ły tk o ­ ścią i bezmyślnością, wykorzeniać truciznę wielkomiejską. W czasach obecnych neopoganizm u mamy naw racać niedow iarków , indyferentystów i ludzi obojętnych dla wszelkiej idei. Rzecz to trudniejsza, niż z p o g a­

nami. T rzeba ich przekonać gruntow nie, przeciw staw iając ich um ysło­

wym zasobom , nasze duchow e skarby.

T rzeba naprzód iść i świecić, bo światło jest potrzebne.

A le uczynimy to z wolą b o ż ą !

D o b reg o dzieła społecznego nie stworzymy stałą, równą, ale tylko z rozumu wynikającą pracą

Nie idźmy przyziemną, m aterialną d ro g ą b y tu !

Nie formujmy w spaniałych, doskonale obm yślonych, lecz na ma- terjaliźmie tylko opartych systemów uzdrawiania sto su n k ó w !

O rzeł młodości, szczególniej orzeł biały stw orzony do lo tu , nie do marszu. P o tę g a idei sprawi, że lot będzie w ytrw ały!

J A N K U R E K S M.

Z teki pośmiertnej.

Nie zlano krwi ich...

Aie ziano krw i ich w kryształow e urny, N i w m armurowe łzawice ich tez — Padły na bruki, deszcz j e spłukał chm urny, 1 w iatr w ysuszył, t e ślad po nich szczezł.

Jeno gdzieś w w nętrzu brukowych kam ieni, Śród ziaren piasku głęboko zam knięty Krw i ich zaskrzeplej rubin się czerwieni / łez ich drogie lśnią się dyjamenty,

(9)

P O D ZNAKIEM MARJI 41

N ie padnie naród na te bruki szare, Odzie krw i męczeńskiej się zataił ślad — Tłum j e trzeć będzie niepomny ofiary I pełzać po nich nienawiści gad,, 1 tylko serca nasze w sw ojej głębi, Gdzie krew i łzy te wspomnieniem osiędą, Z miłością, której czasu w iatr nie zziębi, Jako relikw je całować je będą.*)

J ‘ esienne liście.

Jesienne liście, żal m i was, O duszo moja, czylit kto

że umrzecie, policzy,

że przyszedł na w as śmierci czas, ileś spełniła a t po dno

^ po lecie. goryczy. —

Że przyszedł na was śmierci czas O duszo, czylit spyta kio

po złotem, cię o to,

że-strąca w iatr i miesza was ile się łez stoczyło to

. w raz z błotem. twych w błoto. —

Po zm arzłych liści tym kobiercu Idę, a niosę sm utek w sercu Po zm arzłych liści tym kobiercu.

Poprzez aleję mrących liści Idę j a próźen nienawiści, Poprzez aleję mrących liści.

Że liści dola tych okrutna, Więc dusza moja także smutna, Ż e liści dola tych okrutna.

B o czyją duszą wicher miota, Ten wie, co liści je s t tęsknota, Ten, czyją duszą wicher miota.

Gdy spada liści rzesza mrąca Coś mię o struny duszy trąca.

I te napięte struny bolą N a d mrących liści sm utną dolą.

Bo j u ż um arły p ła tki liści I Wiosny czas im się nie ziści.

Są w świecie biedne, ludzkie serca, Które jesienny w iatr uśmierca.

1 ja k te liście mrą bez głosu, Tak owe serca żal sw ój niosą.

Więc w tę jesienną, sm utną porę, Chciałbym te serca leczyć chore.

Chciałbym j e cieszyć, tulić, kochać Lub nad ich dolą sm utną szlochać...

*) drukujemy w bolesną rocznicą dni krakowskich (6. XI. 1923).

(10)

42 P O D ZNAKIEM M A R JI

III. Ziazd Związku soiityi marj. uczniów szkol s ie l i w Polsce

w dniach 2, 3 i 4 lipca 1924 we Lwowie.

(Dokończenie)

II. Uroczystości zjazdowe.

Nabożeństwo inauguracyjne.

(środa 2 lipca)

P rezbyterjum -czcigodnej archikatedry lwowskiej wypełnia się p o ­ woli przedstaw icielam i naszych sodalicyj związkowych, którzy przyby­

wają pełni radości i jakiegoś g łębokiego skupienia p o d w odzą XX.

M o d erato ró w i klękają na marmurowej posadzce w cichej modlitwie przed cudow nym Wizerunkiem Marji. W ysoko on w głównym ołtarzu um ieszczony... dwie świece płoną przed nim, zresztą nawy pogrążone w przedw ieczornym półm roku... Zbliża się godzina nabożeństw a. S łu­

żba zapala światło, rozbłyskują niezliczone lampy elektryczne. W uro­

czystej asyście wychodzi z zakrystji C elebrans, X. Kanonik Dziurzyński, K om isarz A rcybiskupi dla szkół średnich lwowskiej archidiecezji. P rz e ­ najśw iętsza H ostja w złocistej m onstrancji unosi się nad tłumem m ło­

dych głów śró d błękitnych dymów kadzideł, A tam jeszcze wyżej K rólow a Polskiej K orony, tu Jan a Kazimierza sercem i usty M atką i P an ią N arodu ogłoszona, spogląda miłościwie na tych, co przyszli p o k ło n ić się Jej i powiedzieć, że niespełnione śluby królew skie spełnić chcą w N arodzie i O jczyźnie, ile sił, ile tchu .. starczy.

Litanja, P o d Twoją obronę, kilka starożytnych, tradycyjnych od w ieków modlitw, i znów Jezus-H ostja błogosław i kornie schyloną m łodą rzeszę...

Otwarcie Zjazdu w ratuszu lwowskim.

Szczęśliwa myśl K om itetu i wielka życzliwość Prezydjum Miasta

Lwowa grom adzi nas na inaugurację Zjazdu w przepysznej sali ra tu ­

szowej. Bije z niej dostojność wielkiego G rodu. Karm azynowe obicia,

d y sk retn e złocenia, p o rtre ty ojców m iasta w pozłocistych, bogatych

ramach, a w szystko skąpane w powodzi światła, idącej od olbrzymich

elektrycznych świeczników. Na sali przedstaw iciele duchow ieństw a

i w ładz lwowskich, stow arzyszeń i instytucyj katolickich, a pozatem

całe szeregi młodzieży. N a piersiach jej napisy z nazwami m iast. C ała

R zeczpospolita od w schodnich do zachodnich, najdalszych kresów , od

T a tr po B ałtyk wypisana na sercach młodzieży sodalicyjnej. T rudno

się oprzeć głębokiem u wzruszeniu. Prezes otw iera Zjazd, mowę jego

przeryw ają ciągłe oklaski, to znów cisza żałobna ściele się na sali,

gdzie wszyscy pow stają przy bolesnem wspomnieniu tych, co odeszli do

Pana... Po zgodnym w yborze prezydjum przem awiają czcigodni Goście.

(11)

Nr 2 P O D ZNAKIEM MARJI 43 Imieniem miasta Lwowa w iceprezydent Chlam tacz, imieniem d u c h o ­ wieństwa lwowskiego X. dr A dam G erstm ann, profesor U niw ersytetu Jana Kazimierza. W imieniu sodalicji marjańskiej Panów i innych z rz e ­ szeń katolickich lwowskich p. radca Lewicki S. M.( imieniem Związk u XX. A bstynentów X. prof. dr Ciemniewski. Nie brakło też re p re z e n ta n ­ tów katolickiej młodzieży akadem ickiej. P refekt sodalicji akadem ików p. G ołąb i delegat lwowskiego Koła „O drodzenia" d r W alczew ski, kończą ten szereg przemówień bardzo pięknych, silnych, głęboko p o ­ myślanych, które też znalazły serdeczne odczucie w sercach naszej młodzieży nieszczędzącej entuzjastycznych oklasków.

Z kolei zastępca przewodniczącego sod. Malko odczytuje liczne telegram y i pisma z życzeniami, które nadesłali Zjazdowi: Ks. P ra ła t Ciepliński, wizytator w Ministerstwie W. R. i O . P. („duchow o p o łą ­ czony ze Zjazdem sodalicyj marjańskich z głębi serca składam ucze­

stnikom życzenia owocnej pracy"), R edaktor „Sodalisa" X. Jan R o ­ stworowski T. J., sodalicje akadem ickie z G dańska i Poznania, p.

W ojdacki z Radomia, nadto cały szereg naszych XX. M oderatorów , którym ważne przeszkody nie pozwoliły być razem z nami.

C ałe to wspaniałe zebranie zrobiło na wszystkich uczestnikach im ponujące wrażenie swą g łęboką pow agą i wysokim poziom em p rz e­

mówień. Opuszczaliśmy salę ratusza lwowskiego pod jak najlepszem i wróżbami dla dalszego przebiegu Zjazdu.

Uroczysta Msza i generalna Komunia iw.

(czwartek 3 lipca)

Przepiękny jest kościół dominikański we Lwowie. Pełen św iatła, blasku, powietrza, k tóre zda się wlewać weń z wysocza w spaniałej kopuły — od pierwszej chwili jakąś radosną pobożnością stroi dusze i serca. Po wczorajszym dostojnym mroku gotyckiej k atedry dziś p e ł­

nia słońca i światłości u Dominikanów...

O d wczesnego rana młodzież nasza obiegła konfesjonały. W szyscy nasi księża w nich zasiedli. O godz. ósmej wychodzi z uroczystą Mszą św.

w asyście X. M oderator Bielówka (Lwów V.), a po Ewangelji w stę­

puje na kazalnicę złotousty mówca kościelny, X. Kanonik Dziędziele- wicz. W podniosłych słowach wskazuje nam obowiązek walki ze złem, z przewrotem, z anarchją dusz i serc i nadzwyczaj głęboko ujjnuje pierwszy za wzorem C hrystusa, zasadniczy w arunek zwycięstwa, o kre­

ślony przez M istrza naszego w owych pam iętnych słowach przed męką : Idzie książę świata tego, a zue mnie nic nie ma. (Jan 14, 30). Jeśli chcemy zwyciężyć w walce ze złem, duch zła nie może mieć w nas nic swojego. Inaczej z góry skazaliśmy się na przegraną. P o d w raże­

niem tych głębokich słów, wypowiedzianych pięknym i dźwięcznym językiem idzie młodzież w długich szeregach, by Jezusa Pana Euchary­

stycznego przyjąć do serca, by nakarmić Nim dusze w tej niezrówna­

nej Uczcie wspólnej Komufiji św., k tóra łącząc serca ze Zbawicielem,

b rata je też najściślej między sobą.

(12)

P o tem dziwnie radosnem , pełnem św iateł i blasków niezapo­

mnianych nabożeństwie toczyć się b ęd ą prace Zjazdu już do końca w atm osferze radosnej i słonecznej, bratniej miłości.

Wieczornica.

Pracow ity był ten dzień 3 lipca, przytem gorący, upalny... a pod wieczór tak duszny i parny, iż zdało się nam z prawdziwym smutkiem, że lada chwila niebo, tu i ówdzie już chmurne, obdarzy nas strugam i deszczu, k tóre uniemożliwią powszechnie oczekiwaną wieczornicę. Ale sodalicja ma łaski tam w górze...

W ieczór się zrobił cichy, pogodny i ciepły do końca. A pod ostrą g ó rę Kurkowej ulicy pospieszyły z miasta liczne grom adki ka- . płanów, młodzieży i zaproszonych gości na zjazdową wieczornicę. Bu­

dziła ona powszechną ciekawość. U pragniona na wszystkich zjazdach, nigdzie jakoś d otąd nie m ogła dojść do skutku. Przyjeżdżaliśmy i wy­

jeżdżali, niemal się nie znając, nie mówiąc już o pogadance wspólnej serdecznej... a tyle zawsze było do powiedzenia. K om itet lwowski dał nam wieczornicę. I jaką 1

Najpierw krótkie, przemjłe zebranie w wielkiej sali pałacu o rd y ­ nacji H r. Dzieduszyckich. O bok członków zjazdu bardzo licznie z e ­ brane panie z lwowskiej sodalicji Pań z prezydentką p. Gaudiow ą na czele. W ita nas ona serdecznem przemówieniem, następuje deklam acja p. Będkowskiego, z sod. akademickiej lwowskiej, wkońcu odpow iada krótko prezes Związku, dziękując Paniom i czcigodnym, nieobecnym G ospodarzom pałacu i ogrodu.

Żywa fala młodzieży i starszych gości wylewa się z radością z sa­

li do starego parku. Rozwieszone między drzewami lampiony, tu i ów­

dzie pochodnie, obficie zastaw ione w śród zieleni stoły, czarujący p rz e d ­ stawiają widok. N agle odzywa się z pod drzew znakom ita orkiestra wojskowa 14 pułku ułanów, która niezmordowanie przygry wać nam b ę ­ dzie przez cały wieczór. Niema więc granic ni końca radości. P rzy wspólnym stole, to znów na małych po ogrodzie przechadzkach, w nie­

zliczonych dyskusjach i dorywczych posiedzeniach na traw ie zawiązują się węzły najtrwalsze między sodalisami z całej Polski. Jak tam u was to lub owo idzie ? Czy nie myślicie o takiem kółku, a jakby je najle­

piej poprow adzić, a jak utrzymujecie obowiązkowość i karność, które tem aty referatów najlepsze itd. itd. bez końca. A najuprzejmiejsze G ospodynie, niestrudzone, serdeczne, pam iętają, jak matki rodzone o młodych. C ałe stosy znakomitych przekąsek, ciast, lodów, znikają na poczekaniu. Gwaru, śmiechu, hałasu coniemiara. Nie brakło i pie­

śni. Przezacny X. M oderator I. sodalicji krotoszyńskiej X. Ciszak o b ej­

muje b atu tę i poraź pierwszy w naszym Związku hymn: „Błękitne roz­

w ińm y sztandary ^, wyrywa się? z kilkudziesięciu m łodych piersi, k tó re acz z całego kraju zebrane, pod dzielnym kierownikiem śpiewają ró­

wno, z zapałem , potęgą...

Z pod znaku ZMarji rycerski m y huf, Błogosław nam Chryste na bój!

44 P O D ZNAKIEM MARJI N r 2

(13)

N r 2 P O D ZNAKIEM M ARJI 45 Stajem y jak ojce, by służyć Ci znów

M y ^Boiska, m y naród, lad ¥5zuój....

I cóż dziwnego, że próżne były długie wysiłki prezesa, który najuprzejmiej starał się, dobrze już po 11-tej rozbaw ioną rzeszę za­

chęcić do udania się na spoczynek. N aw et orkiestra ułańska uległa entuzjazmowi m łodości i nie kwąpiła się wcale do złożenia nut i in­

strum entów... A le wkońcu, ale nareszcie trzeba było opuszczać najgo­

ścinniejszy park i dom i chodzić w dół do m iasta, by przed jutrzej­

szą pracą choć tro ch ę wypocząć.

Uroczystość żałobna na cmentarzu.

(4 lipca p iątek )

N ie mógł przem inąć * Zjazd młodzieży z całej Polski bez hołdu dla m łodych bohaterów poległych w obronie Lwowa. To też w so b o ­ tę rano, po pryw atnie wysłuchanej Mszy św., gdy w ładze Związku ze­

brały się na sw oje posiedzenia, reszta uczestników Ziazdu wyruszyła na cm entarz Łyczakowski. Ze łzą w oku stanęli wysłańcy m łodej, katoli­

ckiej Polski nad mogiłą bohaterskiej braci. G orącą mowę wypowiedział sodalis W ęgiel (Lwów III.) poczem z głębi piersi wzniósł się hymn narodow y „Boże coś P olskę". Imieniem Tow arzystw a O brońców Lwowa przemówił serdecznie p. Zagórski. W końcu złożono na grobie piękny wieniec ze w stęgą i odśpiew ano chóralnie / za duszę zmarłych braci rzewny „A nioł Pański".

Zwiedzanie miasta i przedstawienie w operze.

Czw artkow e i piątkow e pop. przeznaczone było na zwiedzanie miasta i jego zabytków . Dzięki staraniom K om itetu zjazdow ego uzyskano p o ­ moc Tow arzystw a M iłośników Lwowa, któ reg o członkowie znakomicie obznajomieni z dziejami i pomnikami starego G rodu udzielali n ie stru ­ dzonych wyjaśnień chciwie słuchającej młodzieży. P o d naczelnym k ie ­ rownictwem P. Pelczarskieg-o i towarzyszów zw iedzono zatem K opiec Unji Lubelskiej na W ysokim Zamku, skąd przepyszny widok otw iera się na całe leżące u stóp widza miasto, potem prześliczny o g ró d Kiliń­

skiego i kilka muzeów. N iezatarte wrażenie zostaw iła po sobie w spa­

niała panoram a K o ssak a: Racławice. W ielka szkoda, że czas bardzo ograniczony nie pozwolił na dokładniejsze zw iedzenie w szystkiego.

W skutek częściowego rozjazdu już w so b o tę wieczorem, część tylko uczestników (około 50) m ogła udać się do opery na arcydzieło V erdi’ego „Bal m askowy". I tutaj znów nasz gościnny K om itet uzyskał dla sodalisów zniżkę biletów o 50°/o, skarbiąc sobie tem , jak i całem przyjęciem niezrównanie serdecznem , ich najgorętsze uznanie i wdzięcz­

ność.

W niecałych trzech dniach dał nam bowiem tak ą pełnię opieki,

życzliwości i tej przemyślnej miłości braterskiej, k tó ra wszystko p rz e ­

widzi i wszystko opatrzy, iż dopraw dy serca nasze na długo zostały

we Lwowie..

(14)

46 ____ P O D ZNAKIEM MARJI _____ N r 2

PODZIĘKOWANIE.

Prezydjum Związku pozwala sobie złożyć wyrazy najserdeczniejszej podzięki w szystkim Czcigodnym Przyjaciołom naszej pracy sodalicyjnej, którzy tak łaskawie przyczynili się do znakom itego przebiegu i owocnych wyników VI. Zjazdu Związku we Lwowie.

Przedew szystkiem Komitetowi lwowskiem u pod w odzą X. Mod. K. T tiallie, Związkowi sodalicyj uczn. szk. średn. w archidiecezji lw owskiej i Sz. Sodalicji Pań lwowskich za niestrudzoną pracę organizacyjną i przygotowaw czą i w szystkie niezli­

czone starania i wysiłki.

N ajprzew . Ks. Prałatowi Lisowskiemu, rektorow i Sem inarjum duchownego, Przew. X. Dihmowi C. M. rektorowi 0 0 . M isjonarzy, Prjew . XX. Zm artwychwstańcom i Sz. Zarządowi Bursy G runw aldzkiej za łaskaw ie udzielone kw atery. Najprzew. X.

Kanonikowi D ziurzyńskiem u za udzieleńie kościoła archikatedralnego na nabożeństw o inauguracyjne i przyjęcie XX. Moderatorów do ołtarzy oraz za łaskaw ą celebrę dn, 2 lipca. Przew. X. Kan. Dziędzielew iczowi za porywającę kazanie, Przew . O O. D om ini­

kanom za użyczenie w spaniałego kościoła. J. W. Hr. D zieduszyckim za udzielenie p a ­ łacu i parku na urządzenie przem iłej wieczornicy, J. O. Księstwu W itołdom C zartory­

skim za ofiarne przyczynienie się do ugoszczenia młodzieży, J. W. Pani Oaudiow ej i Paniom z Sodalicji lwow skiej za troskliwą najżyczliw szą pracę i pełnienie ofiarne obawiązków Gospodyń na wieczornicy, i przy posiłkach młodzieży.

Św ietnem u Zarządowi M iasta, Św ietnem u Prezydjum Tow. Strzeleckiego, Św ie­

tnej Dyrekcji X. Gimn. Państw , i Sodalicji Panów za udzielenie sal na obrady, JWP.

G enerałow i Janowi Thullie za użyczenie znakom itej orkiestry 14 pułku ułanów.

„Wkońcu Św ietnem u Kołu XX. Prefektów lw ow skich i wszystkim bez w yjątku Ofiarodawcom i Pomocnikom, którzy pracą swoją, ofiarą i trudem przyczynili się do tak nadzw yczajnie pięknego urządzenia Zjazdu lwowskiego.

Prezydjum Związku składa również najserdeczniejsze podziękow anie za pomoc ofiarną w urządzeniu tegorocznych rekolekcyj zam kniętych dla sodalisów -m aturzystów w liczbie przeszło 150 w 3 serjach, a to PW. XX. Proboszczowi G raszyńskiem u w Go- ścieszynie 1 X. Marjanowi W iśniew skiem u w W arszawie za głoszenie prześlicznych nauk, klasztorom 0 0 . Bernardynów w Kalwarji Zebrzydow skiej i XX. M arjanów na Bielanach warszawskich za gościnę użyczoną łaskawie naszym rekolektantom , JW P.

Hr. K urnatow skiej w G ościeszynie za nad miarę ofiarne goszczenie w sw ym pałacu 60 sodalisów naszych z W ielkopolski i Pomorza, wkońcu Przew. X. Prefektow i Janowi Sidełce w Kalwarji Zebrzydow skiej za pełne pośw ięcenia zajęcie się gospodarską, tak bardzo nużącą stroną rekolekcyj małopolskich, w reszcie licznym bardzo w Małopolsce Ofiarodawcom za dary pieniężne. Za wszystko gorące, stokrotne Bóg zapłać.

Za W ydział W ykonawczy : Zakopane, dn. 12 paźdz. 1924x Ks. Józef Winkowski

prezes.

R O M A N R A D Ł O W S K I

S. M. maturz. sem in. naucz. Tarnów II.

Sodalicje nauczycielskie.

ich organizacja, znaczenie i zadanie.

(Dokończenie)

O ile byłoby to, ze względu na wielkie koszta tnożliwem, pożą­

daną rzeczą stałyby się osobne rekolekcje dla sodalisów m aturzystów se-

minarjów nauczycielskich, aby na tych rekolekcjach wzmocnieni d u c h o ­

(15)

wo, mogli śmiało, z cywilną odw agą rzucić później między swoich kolegów myśl utworzenia sodalicyj nauczycielskich. Ze względu na owe koszta, jakie za sobą pociągają podobne rekolekcje, zarówno jak ze względu na niezbyt wielką ilość sodalicyj uczniów seminarjów nau­

czycielskich, możnaby urządzić takie rekolekcje w jednej tylko miejsco­

wości a to już dla wszystkich sodalisów maturzystów seminarjalnych.

Ci, którzyby mimo to, na rekolekcje przybyli, okazaliby niewątpliwie że są ludźmi, którym śmiało możnaby oddać w ręce apostolstw o soda- licyjne pośród nauczycielstwa.

Trudniej przedstaw ia się spraw a z nauczycielami szkół pow szech­

nych po wsiach. Oczywiście, że na wsi, gdzie jest jeden albo może dwóch nauczycieli, nie n ożna, mówić o zorganizowaniu sodalicji nauczy­

cielskiej. Natom iast chętni nauczyciele wiejscy mogliby należeć do so ­ dalicji miejskiej, dla nauczycieli szkół powszechnych. G dyby zaś do miasta, w którem jest taka sodalicja, było im zbyt daleko, mogliby i tak tworzyć po wsiach całość sodtflicyjną, razem z nauczycielami w małych miasteczkach. W tym wypadku nauczyciele sodalisi wiejscy musieliby co miesiąc wysyłać spraw ozdania z swojej działalności soda- licyjnej do sekretarza lub prefekta przez siebie wybranego. O prócz tego pożądaną rzeczą byłoby, aby ci nauczyciele-sodalisi wiejscy przy­

najmniej dwa razy w roku mogli się zejść razem na wspólne zebranie sodalicyjne.

Ze punkty tutaj wymienione dałyby się wprowadzić w czyn, świadczy najlepiej praktyka sodalicji marjańskiej uczniów seminarjum nauczycielskiego męskiego w Tarnowie Sodalicja nasza przed wojną 1914— 18 roku była połączona z sodalicją nauczycieli szkół ludowych.

Oczywiście, że ta sodalicja utworzona została z nauczycieli, którzy wyszli z tarnow skiego seminarjum. Członkowie przysyłali sprawozdania z swojej czynności, jako sodalisi do sodalicji uczniów seminarjum ta r­

nowskiego, z którą to sodalicją pozostawali w ścisłym związku. Trzy razy odbywały się dla tej sodalicji nauczycielskiej rekolekcje w czasie wakacyj. Dzięki energji i poświęceniu ks. W . G adow skiego rozwijała się ona coraz lepiej i dziś niewątpliwie zbożna praca tej sodalicji za­

toczyłaby coraz szersze kręgi, gdyby nie rozporządzenie Rady Szkolnej Krajowej, rozwiązujące tak sodalicję uczniów seminarjum tarnow skiego, jak i zostającą w związku z nią sodalicję nauczycielską. Nic dziwnego, były to czasy niewoli; rząd zaborczy austrjacki wiedział, że sodalicja marjańska to związek tworzący charaktery religijne, a w ślad za tem i charaktery narodowe. Z chwilą zmartwychwstania Ojczyzny naszej do nowego życia, odżyła i nasza sodalicja.

Fakt istnienia sodalicji nauczycielskiej okręgu tarnow skiego tutaj opisany nasunął mi na myśl inny sposób organizacji sodalicji nauczy­

cieli szkół powszechnych wiejskich. Sposób ten przedstawia się nastę­

pująco : Z chwilą ukończenia studjów w seminarjum nauczycielskiem sodalisi maturzyści dalej należą do sodalicji marjańskiej uczniów, ale jako osobna grupa tworząca sodalicję nauczycieli. Mowa tu o sodali- sach-m aturzystach idących uczyć na wieś, bo ci, którzy zostają w mie­

ście, mogą należeć do sodalicji nauczycielskiej w mieście. W teg o ro ­

Nr i POD ZNAKIEM MAR.II 47

(16)

dzaju sodalicjach nauczycielskich członkowie poszczególni musieliby posyłać przynajmniej raz na trzy miesiące sprawozdanie z swojego ży­

cia sodalicyjnego księdzu moderatorowi swojej dawnej sodalicji ucz­

niowskiej, a natom iast z sodalicji uczniów seminarjalnych zostającej w ścisłym związku z Zarządem naszego Związku, mogliby ci sodalisi nauczyciele otrzym ywać informacje i instrukcje w sprawach sodalicyj- nych. G dyby warunki pozwalały m ogłyby raz w roku odprawiać się dla sodalisów - nauczycieli wiejskich zamknięte, stanowe rekolekcje.

48 P O D ZNAKIEM MARJI • __________ N r 2

Migawki zjazdow e.

Na dworcu lwowskim . W pada pociąg pospieszny z Krakowa. Do wagonu ks.

Prezesa podbiegają członkowie Komitetu zjazdowego — sodalisi lwowscy. Na ramionach biało-żółte opaski o barwach papieskich, uderzają nas mile. Jeden z nich wygłasza krótkie, serdeczne powitanie, prezes dziękuje w kilku słowach. Ruszamy ku wyjśęiu.

Przy bram ie dworca maiy stolik, przy nim wielka praca. Kontrola legitymacyj, wyzna­

czanie kwater, ściąganie pieniędzy. Dziwię się i dziwię, jak to wszystko składnie idzie.

Płacisz wkładkę zjazdową, dostajesz drukowany program zjazdu, kartę kwaterową, z dokładnym adresem , naw et oznaczeniem wozu tramwajowego, którym masz jechać, O drazu wiesz wszystko i to w jednej minucie. Księża dostają naw et oznaczenie kościo­

ła i godziny Mszy św. Nie! Stanowczo robimy olbrzymie postępy orgamizacyjne. Lwów przewyższa wszystkie dotychczasowe zjazdy...

W ratuszu. Prezes skończył sprawozdanie roczne. Brawa. Zamknięcie zebrania inauguracyjnego w śród ogólnego entuzjazmu. Widzę, jak do sprawozdawcy zbliża się jeden z wybitnych księży lwowskich, ściska mu kilkakroć serdecznie rękę, słyszę urywa­

ne słowa .Przekonani jesteśmy do sodalicji... na całej linji... Szczęść Boże, szczęść Boże 1 !“

Ulica Rutowskiego. Pędzi zdyszany, zziajany. Napis niebieski na piersi. „Gdzież tak gwałtownie kolego?" „Niech ich lichoI" — „Kogo ? zą co ? “ — „Komitet Zjazdu"

„ J a k to ? “ —„W yobraźcie sobie, tak porozrzucać sekcje. Kurkowa Rutowskiego, W o­

łowa.. .* „ J a k a ? Ależ W ałowa chyba".— „Mniejsza z tem, przecież ja muszę być na każdej sekcji! Tak mi moja sodalicja przykazała! O dsiedziałem już dwie, pędzę jesz­

cze na dwie na tę Wołową czy Wałową... Uf... Gorąco... Do widzenia!..." Poleciał.

Na wieczornicy. K ąt parku. Trawa aż pachnie. W półcieniu grom adka z całej Polski. Same m atadory — prefekty i konsultory. W ciągają i prezesa Związku. O brady idą ożywione, rozprawy o życiu sodalicyjnem, przyjaźń—jakby od wieków. Nagle robi się zamieszanie, jakaś inna grom ada porywa jak w jassyr nieszczęsnego księdza preze­

sa i niemal w tymże momencie wyrzuca w górę, gdzieś pod gałęzie wysokich drzew parkowych, wołając przy tej bezwględnie zabójczej operacji jak na ironję i bez końca

„Niech żyje, Niech żyje*! W obec zapewnień prezesa, że stanowczo ma zamiar żyć we­

dług życzenia, opuszczają go wreszcie na pół żywego na ziemię.

Po Z jeidzie. Z sali Strzelnicy na Kurkowej, po trzeciem plenum schodzi g ro ­ m adka już ostatnia. Idzie z chłopcami rozpromienionymi jeden z księży. N a progu że­

gnają się. Sodalis-m aturzysta, delegat z NN, ściska gorąco rękę kapłana i ze wzrusze­

niem zapew nia: „Wspaniały, świetny był Zjazd, przekonałem się, że sodalicja to naj­

potężniejsza organizacja młodzieży. To wielka, wielka rzecz...”

(17)

Nr 2 P O D ZNAKIEM MARJI 49

Z dziejów Jasnej Góry.

{z powodu VII ogólnego Zjazdu Związku zapowiedzianego na lipiec 1925 w Częstochow ie

Po śmierci ostatniego z Piastów, Kazimierza W ielkiego zasiadł na tronie polskim niezbyt szczęśliwie zapisany w dziejach naszych król, Ludwik W ęgierski. Szczególną życzliwością swoją otaczał on w Polsce dalekiego krew nego swego W ładysława, księcia na Śląskiem O polu, którem u między innemi dowodami łaski ofiarował starostw o olsztyńskie ze słynnym i obronnym zamkiem pod C zęstochow ą i wielkie posiad ło ­ ści na Rusi. Śmierć Ludwika w roku 1382 i związane z nią w ypadki polityczne na W schodzie zmusiły W ładysław a do opuszczenia swych r u ­ skich posiadłości i do powrotu na opolskie księstwo.

Z zamku swegó w Bełzie wywiózł on spiesznie wszystko, co naj­

cenniejsze i .wtedy to zabrał też ze sobą starożytny obraz N. Panny, który, mimo wielu swych wad i upadków , szczególną czcią i przywiąza­

niem otaczał i który też odtąd pragną! już na stałe w opolskim grodzie umieścić.

Niesie podanie, iż konie wprzężone do rydwanu, na którym obraz Bożej Rodzicielki spoczywał, żadną miarą z miejsca ruszyć nie chciały.

Książę zaniepokojony szukał rady i światła w modlitwie i w tedy we śnie otrzymać miał objawienie, iż na pagórku częstochowskim, opodal olsztyńskiego zamku w starym, drewnianym kościele obraz ma na z a ­ wsze pozostać. Tak się też stało.

Już w sierpniu tego roku 1382 za zezwoleniem biskupa krakow ­ skiego, Jana Radlicy sprow adza do owego kościoła i osadza przy no- wowzniesionym klasztorze zakonników św. Pawła, pierw szego pustelnika (żył ppd Tebam i w Egipcie, urodź, około 228, um. 340), których z W ę­

gier do Polski sprow adził i hojnie obdarow ał.

Po śmierci księcia W ładysław a król Jagiełło szczególną troską otoczył Jasną G órę i pauliński klasztor, przydał przywileje i dobra ziemskie, nakładając obowiązek codziennie jednej Mszy św. za siebie, i obie żony, zmarłą Jadw igę i Annę.

Tymczasem sława miejsca św iętego na ziemi polskiej rosła p o tę ­ żnie. Z całego państwa, naw et z W ęgier, Moraw, Śląska i Prus- cią­

gnęły na Jasn ą C órę liczne pielgrzymki, których uczestnicy z ry c e r­

stw a zarówno jak ludu, nie szczędzili serdecznych ofiar na uczczenie Niebieskiej Królowej. W ieść o tych skarbach niezmiernych, bezcennych zw abiła w owe niespokojne czasy na Jasną G órę rycerzy rozbójników z za bliskiej śląskiej granicy. Podanie upatruje w nich H usytów c z e ­ skich. N apad był krwawy. O fiarą jego padło kilku zakonników, wszy­

stkie niemal skarby i kosztowności ofiarne, a nie oszczędzono i cudo­

w nego O brazu. W yrwany z ołtarza, odarty, rzucony na wóz byłby

niechybnie wywieziony z kraju, którem u patronow ał miłościwie, gdyby

nie cud widoczny. N iedaleko klasztoru, na miejscu, gdzie dziś wznosi

się kościół św. Barbary, konie stanąły oporem , mimo razów i biczów

zarywszy się w ziemię. Napastnicy doprow adzeni do wściekłości mszczą

się okrutnie m wizerunku Marji. Jed en z nich rzuca obraz na ziemię

(18)

50 P O D ZNAKIEM MARJI N r 2 i rozbija na trzy części, inny mieczem po dw akroć uderza święte obli­

cze, zostawiając głębokie, do dziś widoczne szramy. U karany śmiercią, pada trupem na miejscu. K ról Jagiełło, dotknięty do żyw ego straszliwą zniewagą, oddaje obraz pod opiekę biskupa krakow skiego i stara się 0 jego troskliw ą restaurację, mimo której na wieczną pam iątkę zostają niezatarte rysy po owem uderzeniu na twarzy Najśw. Panienki. W ted y to obraz gościł jakiś czas w Krakow ie i otrzym ał od króla złotą b la ­ chę jako tło.

P ow rót obrazu na Jasną G órę był potężnym , triumfalnym pocho­

dem Królowej. Przez Olkusz, Pilicę, Ż^rki i Olsztyn posuw ał się powoli otoczony zastępem duchow ieństw a i niezliczonym tłum em rozm odlonego.

1 rozśpiew anego ludu. W szystkie te wypadki cudownem zrządzeniem O patrzności przydały jeno sławy wizerunkowi, który wróciwszy na J a ­ sną G órę począł teraz dopiero odbierać najgłębszą, powszechną cześć, z k tórą się poprzednia ani mierzyć nie m ogła, a która już na wieki miała się stać umiłowaniem serdecznem i gorącem naszego narodu.

(ciąg dalszy nastąpi)

Nowe książki.

Stefan Ż e r o m s k i: M iędzymorze, Warszawa-Kraków, 1924, Mortkowicz, str. 143 Żeromski stał się pierwszym w Polsce entuzjastą polskiego morza. Porzucił powieścio- pisarstwo i ciągłe rozplątywanie duszącego, jak obroża szyję, problemu dobra i zła, wciągnął w piersi ożywcze tchnienie zielonych fal Bałtyku i cały swój niepowszedni talent, poświęcił budzeniu w Pols e miłości nadmorskiego kraju i ludu, który sam g o ­ rąco ukochał. Nie po raz pierwszy to w dziejach literatury naszej jedno z najwybitniej­

szych piór poszło w idealną służbę ojczystego Dobra. W is ła . W ia tr od m o rza i obecnie

^Międzymorze są swojego rodzaju trylogją bałtycką w nasiej literaturze, nowej, niepo­

dległej Polski. Świadczą one pozatem, jak dalece i jak głęboko wielki pisarz umiał już wczuć się w morze, w jego odwieczne t ę ,knoty i rozhowory zarówno jak w przyrodę jego wybrzeży. Tylko w zrozumieniu, w odczuciu duszy ludu kaszubskiego ieden i zda się nam u tego pisarza niestety nieunikniony brak. Gorąca, serdeczna, ży­

wiołowa wiara i pobożność naszych rybaków bałtyckich, ich przy wiązanie do Kościoła, zdają się nie istnieć dla autora, który tak dogłębnie starał się w:i knąć w inne dzie­

dziny ich psychiki, tak wyrozumieć i wysławić ich bogaty i prastary jt;zyk. Szkoda to niepowetowane dla czytelnika, dla ludu kaszubskiego mimowolna krzywda.

H enry Ford: Moje życie i dzieło, W arszawa 1924, Instyt. Wydawn. Bibl. Pol.

Str. 258 tłom. z ang. M. i St. Goryńscy. Dziś, gdy każdy szanujący się uczeń 1. kl.

gimnazjalnej .zn a się" na Fiatach, Daimlerach i Fordach, książka taka, jak Moje życie, powiedzmy to odrazu, musi zająć, nawet porwać za sobą młodych czytelników. Bo po­

myślcie, że pisze ją Henry Ford, który produkuje w swych potężnych fabrykach 4.000 samochodów dziennie, zatrudnia 80.000 robotników, płaci każdemu minimalnie 6 dola­

rów (31 zł.) dziennie, posiada swoją kolej, szpital, szkołę i co największe i najważniej­

sze interes-business traktuje jako służbę społeczną, nie jako „robienie pieniędzy*, któ­

re właśnie dlatego płyną doń całym strumieniem. Ford opisuje nam zatem swoje ży­

cie i dzieło, a czyni to tak zajmująco i mądrze, tak nawskróś uczciwie, że książkę pochłania się n emal i chętnie się do niej powraca. Stanowi ona bęzwątpienia nie tyl­

ko rewelację w dziedzinie przemysłu ale i rewolucję dziedzinie kapitału i pracy i ich wzajemnym stosunku, czyli w kwestji społecznej. W zakładach Forda niema ani straj­

ków ani lokautów ani socjalizmu, bo to wszystko jest tam najzupełniej zbędne, bo to wszystko są choroby kwestji społecznej, a Ford pojął ją i postawił najzdrowiej w świe- cie. Robotnik jest u niego zadowolonym i radosnym współpracownikiem w przedsię­

biorstwie. Gorąco zachęcamy naszych starszych chłopców do przestudjowania tej zna­

komitej książki. Polski przekład wzorowy, forma wydania nadzwyczaj staranna.

(19)

Nr 2 POD ZNAKIEM MARJI 51

Kalendarz Serca Jezusowego na rok 1925. W ydawany od szeregu Jat (szkoda że nie podano który to już rocznik) przez XX. Jezuitów w Krakowie, ma ten Kalen­

darz swoją tradycję i ustaloną a najlepszą opinję. Rocznik obecny jest dalszym postępem naprzód. Wykonany nadzwyczaj starannie we własnej drukarni, bogato ilustrowany, przynosi doskonale opracowane kaiendarjum, cały szereg ślicznych opowiadań, poezyj, pouczeń, wszystkie najpotrzebniejsze szczegóły i informacje, tak, że może i powinien stać się całorocznym przyjacielem rodzin katolickich i polskich. Sodalis przybywający do rodzin katolickich i polskich. Sodalis przybywający do rodziny swej na Święta Bo­

żego Narodzenia dobrze zrobi, jeśli Kalendarz Serca Jezusowego ofiaruje najbliższym na noworoczną kolendę. Nabyć można pod adresem : W ydawnictwo XX. Jezuitów , Kraków, Kopernika 26. Ceny niestety nam nie podano. To pewne, że jest ona niez*

miernie niska.

Przegląd prasy.

Les A m ities Catholiąues Franęaises, revue m ensuelle nro 4, 15 aout et nro.

5, 15 septem bre 1924. Paris. W ostatnich dwóch num erach obserwujem y z radością i uznaniem zacieśnienie węzłów między katolicką Francją, a Polską dzięki ostatnim odwiedzinom członków Episkopatu francuskiego z kardynałem arcybiskupem Paryża X. Dubois na czele w naszej Ojczyźnie. O bydwa num ery przynoszą znakom ite arty­

kuły naczelnego Dyrektora Komitetu katolickiego dla stosunków przyjacielskich Francji 7 zagranicą X. Biskupa Baudrillart członka Akademji Francuskiej. Pierwszy pod ty tu ­ łem : Poiirquoi la France aim e la ro lo g n e to konferencja Czcig. Autora wygłoszona dnia 22 czerwca br. w auli U niw ersytetu poznańskiego. Świetnie przeprowadzona pa­

ralela dziejowa i kulturalna dwóch wielkich państw i ośrodków cywilizacji chrześcijań­

skiej, druga p. t Les Eveques franęais en Pologne (nieskończona jeszcze) opisuje wprost entuzjastycznie pobyt Biskupów w Krakowie, a świadczy, że Autor, który już trzeci raz u nas gościł, zna doskonale Polskę. Ze szczegółów uderza dobre wrażenie, ja ­ kie zrobił na Gościach, francuski pow italny artykuł krakowskiego „Głosu N arodu"

bardzo szczęśliwie ujęty i serdeczny, pozatem miło nam czytać w szystkie nazw y i nazw iska polskie w poprawnej, u Francuzów tak rzadkiej, pisgwni. Obok tych arty­

kułów, dla nas najcenniejszych, każdy num er przynosi obszerne, doskonale opracowa­

ne studja i wiadomości katolickie z całego świata (Holandja, Szwajcarja, Kanada itd.) Głos Harcerza, nr 3, lipiec 1924, Kalisz. Jak data w skazuje num er to już w a­

kacyjny. Czuć też na nim tchnienie wywczasów, stąd rady dla harcerzy, om ów ienie potrzeby kolonji letniej, stosunku do przyrody. D opełniają treści udatne opow iadania i wierszyki, a naw et tak rzadkie jeszcze niestety u nas z powodu kosztów, ryciny i w injetki.

Młody Robotnik, nr 17— 18, wrzesień 1924, W arszawa. Rozumny i um iarkow a­

ny artykuł skierow any do Czechów, p. t. .O uczciwość narodow ą" rozpoczyna cie­

kawy, powakacyjny numer. Pozoslaje on w ideow ej łączności z wrażeniami redaktora i podróży po Czechosłowacji. Reminiscencje omówionej przez nas dziś w łaśnie książ­

ki Forda dotykają dziedziny społecznej, nie brak też i literatury (nowelka Morzkow- sklej i powieść Radosta, rozprawka Kotańca o „W eselu W yspiańskiego"), popularyzacji przyrody. Kronika i fejleton teatralny zamykają bardzo urozmaicony treściowo i sta­

rannie w ydany numer.

Przyjaciel Młodzieży, nr 9, wrzesień 1924, Poznań. W zrost stow arzyszeń mł.

kat. w Polsce niepokoi wrogów Kościoła i narodowości, stąd rzecz nowa — napady czynne na nią po wioskach i miasteczkach. Swojego rodzaju pojm owanie wolności.

Więc Przyjaciel przynosi b łrd zo rozsądne wskazówki, jak się zachować wobec tej ak­

cji nieprzyjacielskiej. A rtykuł taki, to bądź co bądź dokum ent ciekawy. Na uznanie zasługuje zachęta do czytania tak u nas strasznie zapoznanego Pisma św., widzimy dalej w ezwanie do ułożenia (może i za naszym przykładem) planu całorocznej pracy w stowarzyszeniach, popularna rozprawka o instynkcie u zw ierząt (apologetyczna)*

w końcu wiadomości bieżące i kronika — oto treść nadzwyczaj sym patycznego bra­

tniego miesięcznika.

Sodalis Marjański, nr 2, lipiec 1924, O rchard Lake4 A m eryka, M ichigan. Z a -

(20)

52 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 2

wsze ze wzruszeniem bierzem y do ręki ten zamorski, a tak nam bliski organ soda- licyjny. Młodzież polska, która go wydaje tam w .now ym k r a ju \ dobrze się zasługuje starej Ojczyźnie, budząc miłość ku niej opartą na Chrystusow ej Ewangelji i czci Kró­

lowej Polski. Nr lipcowy, jak zawsze bogaty. Znaczną część zajm uje dział obrony wiary, zrozumiały i cenny wobec am erykańskiego sekciarstwa. Bije zeń gorące przy­

wiązanie do Kościoła i jego nauki. Jest i dział społeczny, omawia kw estję żydow ską w Police. Artykuliki czysto religijne, wierszyki, kącik dziecięcy w ypełniają resztę nu­

meru.

Revuc des Jaunes, organe de pensee catholique, nro 9, mai 1924, Paris. Przy­

nosi cały szereg bardzo poważnych artykułów, które jako nadzwyczaj aktualne we Francji interesują nietylko tam tejszą publiczność, ale i dla nas nic są bez znaczenia, jak np. o zjednoczeniu kościołów chrześcijańskich lub pedagogiczny o wpływie wy­

chowawczym macierzyńskim na dzieci. Dla nas miłem zjaw iskiem jest gruntow ny i ciepło napisany artykuł naszego wielkiego przyjaciela p. A ntoine Martel z Paryża p.

t. ,L ’U niversite catholiąue de Lublin*. Kronika i bogata bibljografja historyczna dopeł­

niają całości. Pismo polecamy uwadze naszych sodalicyj.

Nieco z lisio w naszych przyjaciół.

Od sodalisa, który przeniósł się do innego gim nazjum : „Obecnie uczęszczam do gim nazjum w N. gdzie niema niestety sodalicji. Ja już jestem od dwóch lat soda- lisem i pragnę gorąco założyć ją w naszej szkole. Znalazło się już w ielu chętnych kole­

gów . Prosiłbym o wskazówki i zachow acie dla nas kilkanaście Kalendarzyków i m iesię­

czników. '

T eu ie sam . List drugi. Sodalicja nasza już powstała. Zapisało się 29 członków, Jakież głębokie zadow olenie w ew nętrzne odczuwam. Z apił dopraw dy piersi mi roz­

piera. Wciąż wydaję się sobie być zamało godnym, choć dwa lata sum iennie spełnia­

łem moje obowiązki w sodalicji...

Od uczestnika"rekolekcyj zam kniętych d la sodalisów -niaturzystów w Kalwarji Z ebrzydow skiej: „W rażenie z rekolekcyj w Kalwarji pozostanie mi niezatarte chyba do końca życia i serdecznie Księdzu za Jego wielkie zaiste trudy i starania dzię­

kuję... O by więcej takich rekolekcyj, a byłoby lepiej i o wiele lepiej w naszym bie­

dnym kraju. Nowe życie sprawiło na mnie wielkie wrażenie, lecz byłem do tego po-, niekąd przygotowanym , dzięki naszym rekolekcjom. Nieząpom niane będą te chwile piękne i miłe, jakich tak mało w tem życiu“.

Od sodalisa z wakacyj : „Wakacje spędziłem bardzo mile i wszędzie bawiłem się w ybornie, ale nie było przez ten cały czas ani jednego dnia, w którym bym nie wspom niał sodalicji. Prawie wszyscy przyjmowali wiadomość, że należę do sodalicji ze zdziwieniem , a naw et z niewłaściw em i żartami. Ale ja sobie z tego nic nie robi­

łem i sw oje zasady dalej wyznaję.

Zauważyłem, że istotnie nie wystarczy taz jeden przeczytać ustawy, bo gdy m ię parę razy zapytyw ano o prawa i obowiązki sodalisa nie dałem dość w yczerpują­

cych odpow iedzi...1'

Od in n e g o : „Żałuję bardzo, że wkrótce już skończą się w akacje i będę musiał opuścić tę wieś, gdzie tyle miłych chwil spędziłem , ale zarazem cieszę się, że będę mógł znów powrócić do czynnej pracy w sodalicji. Naprawdę żadnej organizacji, n a ­ w et harcerstw a, w którem już 5 lat służę, ta k .n ie ukochałem, jak sodalicji. Coś mnie zaw sze do niej ciągnęło i ciągnie, coś czego ja określić nie umiem, ale co płynie

>2 głębi serca...”

Cytaty

Powiązane dokumenty

*it zw rotek „Hymnu sodalicyjnego". D okładnie prowadzona lista obecności członków na zebraniach wykazała, że średnio było ich zaw sze obecnych 79%. Bibljoteka

torzy poszczególnych sodalicyj gimnazjalnych przesyłają adresy swych sodalisów matu rzystów Związkowi sodalicyj marjańskich uczniów szkół średnich w Polsce, a

Joanna papieżyca (Władyka VIII.). Ożywiona niejednokrotnie dyskusja przyczyniła się wielce do pogłębienia wiedzy wśród młodzieży z zakresu tak zagadnien ogólnych

— Rozweseleni takim rankiem szybko załatwiamy się ze śniadaniem i gromadzimy się na Mszę świętą w kaplicy.. — Przedtem jednak odnawiamy przed wielkim

chem ożywieni, zjeżdżają się powoli uczestnicy rekolekcyj u stóp Marji, na progu życia akademickiego. Niektórzy nawet przybyli już dwa dni wcześniej przed

wodniczącego „otwieram dyskusję, kto z kolegów zapisuje się do g łosu?", to jednak niestety lenistwo uczestników zebrania, które nieraz starają się ukryć

skajmy szacunek profesorów i poważanie naszych kolegów ze szkolnej ławy; pracujmy uczciwie, uczmy się dla lepszej doli naszej i Polski, a najlepiej przysłużymy

mal wszystkich naukowych towarzystw Francji i zagranicy. Obok nich zasiedli dostojnicy Senatu i Parlamentu oraz wysłańcy Szkoły Normalnej, Politechniki, Szkoły