• Nie Znaleziono Wyników

Inspiracja w sprawie zmiany stosunku prasy galicyjskiej do ks. Stanisława Stojałowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Inspiracja w sprawie zmiany stosunku prasy galicyjskiej do ks. Stanisława Stojałowskiego"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Korczak, Bolesław

Inspiracja w sprawie zmiany

stosunku prasy galicyjskiej do ks.

Stanisława Stojałowskiego

Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 6/1, 185-191

(2)

G A L IC Y JS K IE J DO KS. STA N ISŁA W A ST O JA Ł O W S K IE G O

O p racow ał B o l e s ł a w K o r c z a k

P u b lik o w a n y niżej lis t1 A n n y z D zia ły ń sk ich P o to c k ie j2 do w sp ó łred ak tora kra­ k o w sk ieg o „C zasu”, S ta n isła w a T o m k o w ic z a 3, in te r e su ją c y jest dla h isto ry k a i h is ­ tory k a c za so p iśm ien n ictw a w szczegó ln o ści z d w ó ch w z g lę d ó w . P rzyn osi b ow iem d od a tk o w e o ś w ie t le n ie o k o liczn ości to w a rzy szą cy ch jed n em u ep izo d o w i w okresie p rzeło m o w y m dla b io g ra fii p olity czn ej ks. S toja ło w sk ieg o , ja k r ó w n ież sta n o w i u d an ą — jak p o tw ie r d z iły to p ó źn iejsze fa k t y —■ próbę in sp iro w a n ia katolick iej i k o n se r w a ty w n e j p rasy ga licy jsk iej w sp r a w ie zm ia n y stosunku do ks. S to j a ło w s ­ k ieg o w zw ią zk u ze zd jęciem z n iego k lą t w y i s p o d z ie w a n y m p o w ro tem do życia pu b liczn ego w G alicji.

Ostre represje w ła d z k o śc ie ln y c h 4 i św ie c k ic h p rzeciw ks. S to ja ło w sk ie m u 6 1 O ryginał w : B ib lio tek a P A N , K rak ów , K oresp on d en cja S ta n isła w a T o m k o w i­ cza, sygn. 1991, karty 15—>25; m ik rofilm — A r c h iw u m P A N , W arszaw a, sygn . 1763/1, k a rty 15— 25.

2 A n n a z D zia ły ń sk ich P oto ck a (1846—1926) z R y m a n o w a , w d o w a po S ta n isła w ie P otockim , siostra gen era ło w ej Z am oysk iej, w ła ś c ic ie lk i szk o ły dla d ziew cząt w K u ź­ nica ch koło Zakopanego, b y ła w G a licji znana z d zia ła ln o ści sp ołeczn ej. W czasie I w o jn y św ia to w ej ogło siła poradnik w sp ra w a ch b y to w o -a p r o w iz a c y jn y c h dla lu d ­ ności dotkniętej w o jn ą oraz b roszurę w o b ron ie dzieci przed sk u tk a m i w o jn y.

3 S ta n isła w T o m k o w icz (1850— 1936), h is toryk sztuki, k o n se r w a to r z a b y tk ó w okręgu k ra k ow sk iego, od 1900 r. prezes grona k o n serw a to ró w G alicji zachodniej, autor lic z n y c h prac z zakresu h isto rii sztu k i i ochrony zabytków ; w la ta ch 1887—· 1900 w sp ó łred a k to r „C zasu”, o d p o w ie d z ia ln y za felieto n; z nim też n iejed n ok rotn ie w spraw ach u z n a n y ch za w a ż n e k o n ta k to w a li się, poza redak torem od p ow ied zia l­

nym „C zasu” M ich a łem C h yliń sk im , w y b itn i działacze oraz „w yso k o u ro d zen i”. 4 In teresu ją ce jest — poza lista m i p a stersk im i — b ezp o śred n ie in sp iro w a n ie prasy. B isk u p d iecez ji tarn o w sk iej Ig n a cy Łobos w liście do S ta n isła w a T o m k o w i­ cza, żądając zw rotu n ie w y d ru k o w a n eg o przez „C zas” ręk op isu p r z e c iw ks. S to ja ­ ło w sk ie m u , pisał: „Ks. S. o b ryzgał W iec K atolicki. Czyż k o n s e r w a ty w n y d zien n ik n ie m a słu szn ej p rzyczy n y do uderzenia na ta k iego ad w ersarza p lu g a w eg o ? Spraw a boża n iech zapali red a k cję do w a l k i ” (Ignacy Łobos do S ta n is ła w a T om k ow icza, Tar­ n ó w 7 IX 18'93, K oresp on d en cja S ta n is ła w a T om k ow icza, A r c h iw u m P A N , W arsza­ w a, m ik rofilm , sygn. 1761/3, karta 107; te ż list z 16 I X 1893, k arta 109).

5 Por. W s p o m n i e n i a z ż y c i a śp. ks. S t a n i s ł a w a S t o j a ł o w s k i e g o . Z n o tatek , listó w i p a m ię c i sp isa ła H. H em p el, K r a k ó w 1921; J. Z a m o r s k i , K s. S t a n i s ł a w S t o j ą

(3)

-186 B O L E S Ł A W K O R C Z A K

o s ią g n ę ły p u n k t k u lm in a cy jn y , za rów n o je ś li chodzi o ich n atężen ie, jak i sk u tecz­ ność, w latach 1895— 18'96. L ist p astersk i czterech b is k u p ó w galicy jsk ich , a n a stę p ­ n ie k lą tw a papieska, liczn e areszty, p rocesy k siędza i jego p om o cn ik ó w , k o n ieczn o ść zm ia n y m iejsca p o b ytu u n ie m o ż liw ia ły m u działalność. C iągłe k o n fisk a ty pism , p r z e c h w y ty w a n ie ich p rzesy łek na poczcie i k o le i6, z a m k n ięcie drukarni w C zacy d op row ad ziły k s, S to ja ło w sk ie g o i jego czasopism a do ruiny fin a n so w ej.. W tej s y ­ tu acji szu k ał on coraz częściej oparcia w so cjalistach i k orzy sta ł z ich p o m o cy 7, co doprow adziło do w sp ó łd z ia ła n ia w czasie w y b o r ó w do p arlam entu.

P r z e śla d o w a n y i z ru jn o w a n y fin a n so w o , n ie stracił ks. S to ja ło w sk i sw o ich zw o­ le n n ik ó w i z w y b o r ó w do p arlam en tu (marzec 1897 r.), n ie m ogąc sam kand yd ow ać, w y s z e d ł z 6 p o sła m i sta n o w ią c y m i n a jliczn iejszą grupę nie w ch o d zą cą w sk ład K o ­ ła P o lsk iego. T en stan rzeczy u n ao czn ił k o n se r w a ty sto m p oło w iczn ą ty lk o sk u tecz­ ność śr o d k ó w z a sto so w a n y ch p rzeciw ks. S to ja ło w sk iem u . P on ad to p o ja w iło się i zaczęło zagrażać w id m o rozw oju ruchu k ato lick o -lu d o w eg o nie ty lk o p ozostającego poza w p ły w a m i h ierarchii k o ścieln ej, ale rozw ijającego się w b r e w niej. Z drugiej strony ks. S to ja ło w sk i p o sia d łszy tak zn a czn e w p ły w y i p ro p o zy cje w sp ó łp r a c y z in ­ n y m i u gru p o w a n ia m i w p a rlam en cie, o so b iście b y ł w sy tu a cji ban k ru ta, n ie m ó g ł zu ży tk o w a ć p osia d a n y ch w p ły w ó w w działalności publicznej i k arierze osobistej. W tej sy tu a c ji — przy u w z g lę d n ie n iu r ó w n ież m o ż liw o śc i in sp ira cji i n acisk u ze stron y R zym u, forsu ją ceg o w ó w c z a s zn a n y program sp o łeczn y — zrozu m iałe są kroki p o czyn ion e przez ó b ie stron y dla z n a lezien ia m o d u s v i v e n d i . C h arak terys­ tyczn a b y ła przy ty m reak cja pism , do k tórych sk ie r o w a n y b y ł p u b lik o w a n y list, przy czym , jak się w y d a je , ze stron y części k o n se r w a ty stó w g a lic y jsk ic h k roki te w ią z a ły się z jeszcze jed n ą nad zieją na p ozy sk a n ie ks. S to ja ło w sk ieg o . N a d zieja ta, jak się okazało, b y ła sp óźniona w o b e c p o ja w ien ia się k on k u ren ta a tr a k c y jn ie js z e ­ go ideologicznie, k tó ry m ok a za ła się n ie b a w e m N arod ow a D em okracja.

P ism a k a to lick ie i k o n se r w a ty w n e rea g o w a ły na o m a w ia n e w liśc ie w y d a r z e n ie w m y ś l jego p o stu la tó w 8. N ie w y k lu c z o n e są in n e jeszcze źródła in sp ira cji w tej sp raw ie. N a to m ia st p o w tó rzen ie w niek tórych a rtyk u łach p ra w ie d osło w n ie sfo r ­ m u ło w a ń p rzytoczon ego listu św ia d czy ło o sk u teczn o ści tej inspiracji.

List, o p e w n e j dozie e g za lta cji i szczerej relig ijn o ści autorki, jest jed en a sto - k artk o w y m ręk op isem za p isa n y m dw ustron n ie, bez m iejsca w y s ta w ie n ia i bez da­ ty, którą dało się jed n ak dość ściśle określić. P onadto zm o d ern izow an o p iso w n ię i in terp u n k cję. P o d k reślen ia w te k ś c ie listu w yróżn io n o spacją.

[Rymanów, m iędzy 8— 21 w rześn ia 1897 r.] Z upełnie p r y w a tn ie i n i e d o d r u k u !

W ielm ożny P a n ie R edaktorze

P rzep raszam , jeżeli dłuższym listem zajm ę czas P an a, ale sp raw a, k tó re j te n list dotyczy, zbyt je s t w ażna, b y ją w kilk u słow ach m ożna ł o w s k i , B ie lsk o 1931; E. К ą с к i, K s. St. S t o j a ł o w s k i i je g o d z i a ła l n o ś ć s p o ł e c z n o

-- p o li ty c z n a , t. 1, L w ó w 1937.

6 Por. W o jew ó d zk ie A r c h iw u m P a ń s t w o w e w K rak ow ie, A k ta D y rek cji P olicji, K rak ów , sygn. D PK r. 33. x

7 I. D a s z y ń s k i , P a m i ę t n i k i , t. 1, K ra k ó w 1925, s. 116— 136.

8 „G azeta N a r o d o w a ”, nr 263, z dn. 22 IX 1897, z lic z n y m i p rzed ru k am i obszer­ nych fr a g m e n tó w z in n y c h pism ; „Przegląd P o w s z e c h n y ”, 1897, nr 166, z. 10, s. 145— 146; „C zas” za c h o w a ł m ilczenie.

(4)

zbyć. W ty c h dniach przy jdzie wiadom ość z Rzym u, że ksiądz Stojałow - ski po podpisaniu w szystkich w a ru n k ó w , k tó re S -ta K o n g re g a cja m u po ­ dał,a, po odw ołaniu w szystkiego, co m u Kościół Ś w ię ty m iał do zarzu ce­ nia, został zw olniony od k lątw y . Proszę usilnie o zachow anie tej w iad o ­ mości w zupełnej ta je m n ic y do chwili, w k tó re j ją listy p astersk ie ogło­ szą. W całym z au fan iu tę ta je m n ic ę P a n u R ed ak to ro w i odsłaniam . Co do tego, co m am dalej do pow iedzenia, pozwolę sobie n a jsa m p rz ó d zacytować zdanie św. J u s ty n a , jednego z n ajd a w n ie jsz y c h Ojców Kościoła, ale k tó re dziw nie dobrze i w dzisiejszych czasach się da zastosować. Oto co m ówi ś -ty J u s ty n (w, dialogu z T r y p h o n e m ): „W ym ów dziesięć tysięcy słów, k tó ­ r y m by nic nie było do zarzucenia, ale jed n ą sylabę w ym ów , k tó ra się . nie podoba, k tó ra nie jest zupełnie jasn a lu b zupełnie dokładna, a ludzie żadnej uw agi nie zwrócą n a to, coś pow iedział dobrego, lecz będą u jad ać

(ou s’acharner) n a tę biedn ą sylabę i usiłować będą w yciągnąć z niej coś

fałszyw ego i bezbożnego!” W tym , co powiem, może się znaleźć k ilk a sy ­ lab, k tó re się m ogą nie zgadzać z z a p a try w a n ie m P an a, ale proszę mimo « tego o w yrozum iałość dla ty ch sylab, a uw ag ę łask aw ą co do reszty. A n a jp rz ó d powiedzieć muszę, skąd ja przychodzę do o rędow ania w tej spraw ie.

G d y zobaczyłam n a w iecu w R y m an o w ie ks. Stojałow skiego w stanie nie do opisania litość i grozę budzącym , u p ro siłam m ego N ajprz[ew ieleb- niejszego] K siędza B isk u p a9 o pozw olenie p isy w an ia db niego w celu uspokojenia go, ułagodzenia, p o jed n a n ia z Kościołem. L isty m oje p r z y ję ­ te b y ły z ró w n y m sercem , ja k b y ły pisane, i te n człowiek rozgoryczony, roznam iętniony, k tó ry ju ż ty lk o kąsać i bić w szystko naokoło siebie um iał, pod dotknięciem życzliwej i łagodnej r ę k i s ta w a ł się ja k dziecko powolny, wdzięczny, łagodny. P o zw alał sobie m ówić n ajo strzejsze p r a w ­ dy, a b y z m iłością chrześcijańską. Nie będę opowiadać dziejów tej k o ­ resp o n d en cji i pięciu prób, k tó re od czasu zaw iązania jej robił ks. Stoja- łowski dla pogodzenia się z Kościołem, i ró żn ych okoliczności, k tó re go nieraz z najlepszej już drogi z a w rac a ły w o tch łań ro zn am iętn ien ia i go­ ryczy. Skoro Bóg dał koniec szczęśliwy, to już n a m w ty ł nie zawracać, ty lk o wielbić Jego nieskończone miłosierdzie! Je d n a k ż e nie wszystko skończone, i jak i dalszy los będzie i samego księdza Stojałowskiego, i tych, co on za sobą prow adzi, to będzie ogrom nie w iele zależało od tego, ja k go za p ow rotem z R zym u p rzy jm ie katolickie społeczeństwo! N ad ty m się za­ stanow ić jest celem m ego listu. My, m atki, k tó ry m Bóg d ał po kilku sy ­ nów, w iem y, że nie z każd y m c h a ra k te re m , nie z k a żd y m usposobieniem jed n e i te sam e środki stosować można. J e d n e m u trz e b a surowości, d r u ­

9 Od 1882 r. b isk u p em d iecezji p rzem y sk iej, do której n a le ż a ł R y m an ów , b y ł Ł ukasz S o le c k i (1827—1901).

(5)

188 B O L E S Ł A W K O R C Z A K

giem u tylko serca i łagodności. Proszę m i pozwolić wypow iedzieć otw ar- cie m oje z a p a try w a n ie na te n c h a ra k te r, k tó ry stu d iu ję od k ilk u nastu m iesięcy. Nie przeczę zupełnie, że ks.< Stojałow ski m a usposobienie b a r ­ dzo niebezpieczne. Nieszczęściem jego i pokusą idącą zw ykle w p arze z g e ­ n ialny m i ta le n ta m i jest pycha, jest szczególniej nieznoszenie n a d sobą żadnej władzy. Z ta k im usposobieniem zostać zakonnikiem i księdzem b y ­ ło pierw szym fałszy w ym k ro k iem w życiu. D ał m u Bóg je d n a k poza ty m wiele cennych darów : niepospolitą w ym ow ę i pióro, ogrom ną in icjaty w ę, p rag n ien ie spraw iedliw ości, poświęcenie się dla idei w b re w w ła sn ej k o ­ rzyści, niezm ien n e serce dla wszystkiego, co słabe, cierpiące, pom ocy po­ trzebu jące, d a r pociągania m as, w y trw a ło ś ć b ajeczną i siłę. T e w szystkie niepospolite d a r y obrócić k u dobrem u!... Co za niesłych ana rzecz dla k r a ­ ju i Kościoła i co za nieszczęście, jeżeli się tak a siła w ykolei ku złemu, jeżeli prócz siebie krocie jeszcze ciągnie za sobą!

Otóż w y d a je m i się (a zastrzeg am się, że nikom u d o b r e j w o l i tu nie odm aw iam ), że się n a d ty m nie zastanowiono, że z ta k im c h a ra k te re m gw ałtow nym , niezależnym , wszelkie gw ałto w n e r e p re s y jn e środki są n ie ­ odpowiednie, że ty lk o sercem , p ersw azją, miłością chrześcijańską działać można, że pozbaw iony p o tem zajęcia kapłańskiego i chleba ponoś od lat 9-ciu, te n u m y sł ta k czy n n y i p ełen in icjaty w y , ta k z b ra k u zajęcia, jak z po trz e b y m a te ria ln e j m u s i a ł się tylko w błęd n y m kole agitacji i pole­ m iki ra z kiełznanej obracać! Społeczeństw o, zam iast m u podać ręk ę, w y ­ rw ać go z tego koła, p iętnow ało go bez m iary , bez spraw iedliw ości, bez litości; szarpany, ko p a n y nogami, coraz bardziej się rozgoryczał, rozna- m iętniał, zaślepiał. O depchn ięty od to w a rz y stw a ludzi zacnych i uczci­ wych, p rzez ludzi p rz e w ro tu w ynoszony pod niebiosa, czy się dziwić, że się wykoleił, że się skrzyw ił! Ale nie m ó w m y już o przeszłości! Kościół go rozgrzeszył i do p r a w k a p ła ń sk ich przyw rócił, więc te bolesne k a r t y się już odwróciły, za sta n ó w m y się, co przyszłość n a nich zapisze. Siła niep o ­ spolita, n iep rzeżyta tk w i w ty m człowieku, u m ie jm y ją w yk o rzy stać dla k r a ju i dla społeczeństwa!

A tu po ra pom ówić o jego z a p a try w a n ia c h socjalnych. Jego pochylenie się ku socjalizm owi nastąpiło po w yzw oleniu go z więzienia peszteńskiego przez socjalistów, w czasie rozn am iętn ion ej w a lk i w yborczej, w chw ilach jego najw iększego rozgoryczenia i zapam iętania. Ale to nie było z z a s a ­ d y i z p r z e k o n a n i a ; bo n a w e t w ty c h chw ilach m ów ił zawsze, że u w aża to za alians p o lity czn y chwilowy. T eraz zaś w y stę p u je otw arcie przeciw socjalistom. A tu powiedzieć muszę, że g d y w raz z k ilk u ludźm i ' dobrej woli nam ó w iliśm y go, by opuścił pole w alki, w y rw a ł się ze sto su n ­

ków, w śród k tó ry c h nic się n a lepsze zawrócić nie dało, i ja k pojech ał do F ran cji, zajęli się ta m nim zacni ludzie n ależący do stro n n ictw a chrześci- jańsko-socjalnej refo rm y , n a czele którego sto ją bisk u pi i duchow ieństw o

(6)

idące za głosem i w in te n c ji Leona X III w y rażo n ej w Encyklice R e r u m

N ovarum . T am p rz y g a rn ię ty został po sa m a ry ta ń sk u , ta m zarów no o jego

ciężko chory organizm , o ro zdrażn ion e n e rw y się troszczono, ja k o serce goryczy pełne i r a n jadow itych. P rz e ją ł się do głębi serca p ro g ra m em chrześcijańsk o-so cjaln y m s tro n n ic tw a francuskiego, studiow ał, p o ró w n y ­ w a ł przez k ilka miesięcy, m ieszkając w dom u q u asi-zakonnym . W Rzym ie zaś bawiąc przez k ilka m iesięcy n astęp n ie, w n ik a ł jeszcze w ięcej w i n te n ­ cje Ojca Św iętego co do sp ra w y socjalnej, i dziś głowę d a m za niego, że od tego p ro g ra m u nie odstąpi! Co do sp ra w y kościelnej, dw óch naszych księży biskupów p rzepro sił ju ż listownie, d o d r u g i c h p i s z e w t e j c h w i l i10. Wobec tego w szystkiego, co tu pow iedziałam , zdaje m i się, że p ro g ra m dla katolickiego społeczeństw a i dla katolickiej p ra s y jasno się ry su je . P rz y ją ć go trz e b a serdecznie, z ufnością, bez podejrzeń, okazać radość z tego, co się stało. W pesy m isty czn y m sw y m usposobieniu pisze do m nie: „Zobaczy Pani, co »Czas«, »Przegląd«, »Praw da« itp. n a p i­ szą i czy się ucieszą!” Otóż ja b y m chciała m u w łaśnie pokazać, że się w szyscy dobrze i po Bożem u m y ślą c y c i e s z ą ! Kogo nie stać na radość i ufność, niech k ró tk o i w ęzłow ato napisze s a m f a k t , ale niech nie p rzy b ie ra to n u pro te k c jo n a ln e g o i drażniącego!

Z daje m i się, że te reg u ły , k tó re n a m d ał P a n Jezus, nie u leg a ją p rz e ­ d a w nieniu, a jakże n as Boski M istrz uczy n a w ra ca ć przeciw ników ? P r z y ­ p o m n ijm y sobie niew iastę szukającą d rac h m ę zgubioną, p rzy p o m n ijm y sobie dobrego pasterza, r o z p l ą t u j ą c e g o owcę z cierni, z a n o s z ą - c e g o ją m iłośnie na w łasny ch ram io n ac h do owczarni; p rzy p o m n ijm y

sobie ojca syn a m arn o tra w n e g o , w y c h o d z ą c e g o n a p r z e c i w

i tulącego go w objęciach. U d erzm y się w piersi, czy wiele się zrobiło

w Galicji n a pozyskanie ks. Stojałow skiego do dobrego? ! Czy in n e środki, j a k kopnięcia, m ogą być używ ane?! A w tej dziw nej gorliwości oberw ało się nieraz n a w e t ty m , co m u rę k ę do p o w stan ia podawali! Niech Bóg nie p a m ię ta tego społeczeństw u naszem u, a dużo m a ono n a su m ien iu z tego, co się stało! W sam ych g azetach ileż było p lo te k niep raw d ziw y ch , a do­ piero p lo tek k rążących z u st do ust. W czasie dw óch m iesięcy, co fo rm a l­ nie rekolekcje n iejak o odb y w ał w P a r y ż u i spoza k la u z u ry nie wychodził niem al, opierając się n a listach jego „znad m o rz a ” p isanych do gazetek, ju ż trąbiono po Galicji, że go w id u ją sp aceru jąceg o n a d m orzem z piękną niew iastą! A ja k już w n ajlepsze b y ł w Rzymie, oddaw szy się try b u n a ło w i inkw izycji, to g a z ety pisały, że do Czacy powrócił, że nie p rz y ją ł w a r u n ­ ków itd. O dopraw dy, że to syzyfow a była p rac a sta ra ć się o ułagodzenie i pozyskanie tego człowieka, ja k co chw ila go ro z n a m ię tn ia ły n a nowo in ­ w e k ty w y po gazetach! I tu nie posądzam o z ł ą w o l ę , ale w te n sposób

(7)

190 B O L E S Ł A W K O R C Z A K

drażnić człowieka, o k tó ry m się wie, że robi k ro k i k u p o jed n a n iu z K o­ ściołem, to ciężka odpowiedzialność! L ist ten, k tó ry piszę do w szystkich redakcji gazet katolickich w k r a j u i k tó ry k ilka r ą k łask aw y ch p rze p isu ­ je, nie obw inia nikogo poszczególnie, bo i nie p am iętam , k t ó r a gazeta co pisała, w iem tylko, że te in w e k ty w y b y ły przeszkodą w jego n a w ró c e ­ niu b e z u s t a n n ą , p rze d k tó rą d o p raw d y ręce opadały! I n iera z w bó­ lu, jaki m i to spraw iało, m ów iłam , że do g rzech u przeciw ko Duchowi Św iętem u trz e b a b y dodać jeden: „ U tru d n ia n ie kom u n a w ró c en ia ” !

Pobożność bez miłości to p u s ty dźw ięk tylko, a tu miłość nasza niech będzie taką, jak ą ją św. P a w e ł k reśli, iż nie p o d ejrzew a złego, nie n a d y ­ m a się.

Jeżeli kom u (co d o p raw d y nie przystoi katolikowi) sąd R zym u w yda się za łask aw y , to niech sobie powie, że t a j e m n i c ą t e g o ł a s k a ­

w e g o s ą d u R z y m u b y ł b r a k n a s z e j w y r o z u m i a ­

ł o ś c i i m i ł o ś c i c h r z e ś c i j a ń s k i e j ! Kościół jest m a tk ą i K o ­ ściół nie m ógł potrącić w przepaść człowieka, któ reg o ro zż a rte po stęp o w a­ nie społeczeństw a naszego n a sam ej k raw ęd zi tej przepaści postaw iły; nie m ógł Kościół w wysokiej m ądrości swojej um aczać ręce w rzeczy, k tó rej brakło miłości! Ale ponoś w zorem dla nas to postępow anie być powinno! Z jakąż m iłością w y r a z u 11, delikatnością o p a try w a n o ta m ra n y , w k tó re tylko ja d u dolew ać um ieliśm y! Toteż ta miłość dopiero sk ru szy ła s k o ru ­ pę kam ien n ą, w k tó rą to biedne serce obrosło, i ten , k tó ry (sama czuję to dobrze) m ógł jeszcze dalej d raż n io n y i o d p y ch an y odstąpić od Kościoła i krocie za sobą pociągnąć, stał się synem , k tó ry b y z miłości i wdzięcz­ ności dla tego Kościoła dziś p ew n ie o statn ią k roplę k rw i wylał! Dziś czeka on z ogłoszeniem zdjęcia k lą tw y w swych gazetkach, aż list p a ste rsk i b i­ skupów to ogłosi, ab y odjąć wszelkiego pozoru triu m fu przeciw biskupom tej rzeczy. Na nieszczęście zw iązana jeste m tajem n icą, ale g d y b y m m ogła pow tórzyć w a ru n k i, k tó re podpisał, p rze k o n a łb y się Szan o w n y P an , że nic już nie grozi ze s tro n y ksÿ Stfojałowskiego], społeczeństw u naszem u, jakko lw iek w a ru n k u , b y pisać p rze stał i z k r a j u w y jech ał, ta m nie ma.

A więc skoro zgnieść ks· Stojfałowskiego] nie udało się, s ta r a jm y się u łatw ić m u tru d n e położenie za pow rotem , zużytkow ać jego zdolności, jego zapał, jego in ic jaty w ę k u dobrem u. Nie s ta r a jm y się koniecznie n a ­ giąć go do naszych k o te ry jn y c h widoków, pozw ólm y m u być stro n n ik iem chrześcijańsko-socjalnego stro n nictw a, bo w szystkie stro n n ictw a i w sz y st­ kie klasy w łonie M atki naszej — Kościoła, pomieścić się mogą, a b y słu ­ c h a ły głosu N ajw yższego P a ste rz a, a jeżeli dla którego, to dla teg o w łaśnie m a Leon X III p raw d ziw ą p red y lek cję. A więc ta k pod w zględem socjal­ nym , ja k pod w zględem re lig ijn y m „Ne soyons pas p lu s catholiques qu e le

(8)

P a p e ” . Może kto powie, że jeste m o p tym istką, być może, pozw alam in n y m być pesym istam i, ale czy tak, czy tak, obowiązek jest jednaki!

Proszę m i nie b rać za złe tego długiego listu. Łączę w y ra z y szacu n ­ k u — z pow ażan iem A n n a z D ziałyńskich Potocka.

Proszę o zakom unikow anie tego listu osobom w p ły w o w y m i dobrej woli, ale publicznego u ż y tk u z niego proszę nie robić.

R ada bym , a b y list te n prze c z y ta ł h ra b ia D ębicki13 i h r. p ro feso r Mo­ ra w s k i13, Ц г . D ębicki w ie ode m n ie o c ały m p rzeb ieg u k o resp o n d en cji m o ­ jej i może P a n o m z R ed akcji to opowiedzieć.

Jed n o m am ty lk o do dod an ia do tego, co opow iadałam h ra b ie m u D ę­ bickiem u, że p ok azu je się, że to kan o n icy wę. Lw owie nie chcieli dopuścić do ks. arc y b isk u p a M oraw skiego14-- ty c h Panów , co n a m o ją prośbę, a z upow ażnienia ks. Stojałow skiego zjechali się prosić ks. a rcy b isk u p a o przypuszczenie go do siebie dla p rzep ro szen ia go. C zy tałam bow iem list ks. arc y b isk u p a M oraw skiego do b isk u p a Soleckiego15, św iadczący o n a j ­ lepszej Jego woli i z u p e łn y m b ra k u zaciętości p rzeciw ks. S to ja ło w sk iem u . Może się jeszcze pokaże, że i te n lokaj, k tó ry o d l a t odpędzał ks. S to ­ jałowskiego od drzw i arcy bisk u p a, był nie przez a rc y b isk u p a do tego u p o ­ ważniony, ale z boku przez kogoś za to zapłacony! N iejedno się na Sądzie Bożym pokaże!

12 L u d w ik Z y gm u n t D ę b ic k i (1843— 1908), k o n se r w a ty w n y pisarz i p u b licy sta g a licy jsk i, od 1871 r. w sp ó łred a k to r „C zasu”, w s p ó łp r a c o w n ik in n y c h pism .

13 K azim ierz M ora w sk i (1852— 1925), od 1870 p ro fesor filo lo g ii k la sy czn ej na U n iw e r s y te c ie J a g ielloń sk im .

14 S e w e r y n M ora w sk i (181®— 1900), od 1885 r. arcybiskup lw o w sk i. 15 Pór. przypis 9.

Cytaty

Powiązane dokumenty

UITVOERINGSCHEMA MET MATERIAALHOEVEELHEDEN EN GEMIDDELDE PROFIELSNELHEDEN T'JDENS DE JAREN VOORAFGAAND AAN HET SLUITINGSJAAR VAN DE OOSTERSCHELDE. IAAR VOLGORDE VAN

Sprecyzowała go niezbyt fortun- nie w tytule książki jako „powrót książek »zakazanych« do współczesnych odbiorców”, gdyż po pierwsze z pracy jednoznacznie wynika, że jest

Pobyt humanisty B artłom ieja Wilhelmiego w Kwidzynie na po­ czątku XVII wieku.. In sce n iza cja procesu Archiasza wedle mowy Cycerona na szkolnej scenie w

[r]

[r]

Przykładem monooksygenazy Baeyer-Villiger typu II jest hydroksylaza alkanowa LadA zidentyfikowana u Geobacillus thermodenitrificans NG80-2, która katalizuje utlenianie alkanów

Do udzielenia reptymendy księdzu Iżyckiemu zmuszony został dozór szkolny, nie mogąc spokojnie przypatrywać się jego niemoralnemu zachowaniu. Dnia 25 lutego 1820 roku

Les résultats obtenus par cette commis­ sion comme ceux d'au tres groupes similaires, où les points d'accord sont encore plus nom breux et vont plus loin,