• Nie Znaleziono Wyników

Spór literacki o "Jana z Tęczyna" (1825) : kartka z dziejów krytyki w Polsce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Spór literacki o "Jana z Tęczyna" (1825) : kartka z dziejów krytyki w Polsce"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

Bronisław Czarnik

Spór literacki o "Jana z Tęczyna"

(1825) : kartka z dziejów krytyki w

Polsce

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 5/1/4, 27-53

(2)

Spór iitera ek i o „ Jan a z T ęezyn a".

( 1 8 2 6 . )

KARTKA Z DZIEJÓW KRYTYKI W POLSCE.

II. Cóż to jest rom ans?

Dalszą część krytyki swojej poświęca Dzieduszycki teoryi ro ­ mansu i rozbiorowi „Jana z Tęczyna“. Zarzuca przedewszystkiem Niemcewiczowi „fałszywą teoryę“ romansu. Czy rzeczywiście jest fałszyw ą? Chcąc rzecz tę rozstrzygnąć, sięgnijmy do przedmowy utw oru Niemcewicza.

Zawiadam ia on tam „ziomków“ , że „umyślił przysłużyć się im romansem historycznym“ (mówi zresztą o tem i sam tytuł „Jana z Tęczyna“), widząc, jak we wszystkich krajach o d ł a t k i l k u n a ­ s t u są czytywane podobne dzieła. „Jakoż wielu zgodzi się ze mną, źe rodzaj ten z p o ż y t k i e m przyjemność i zabawę połączą“. I tu następuje to określenie romansu historycznego, które przytoczyłem już na kartach poprzednich. Powtórzę je raz jeszc ze, później bo­

wiem będziemy mieli z niem nieustannie do czynienia.

„Romans historyczny — powiada Niemcewicz — bierze za cel obraz towarzystwa narodu jakiego w wybranej przez autora epoce. P isarz, wchodząc w nim w szczegóły zbyt drobne dla dzie- jopisa , wystawia nam ludzi wszelkiego rzędu i stanu. Wszystkie dram m a tego osoby, nie tylko czynami, mową naw et powinny dać nam poznać, jakiemi były towarzystwo, polityczne kraju położenie, jego oświata , opinie , nam iętności, przesądy naw et; powinny nas przenieść w owe czasy, pomiędzy siebie, sło w em , dać nam żyć i obcować z sobą“.

Określenie to, jak już przedtem wykazałem, powstało na p o d ­ stawie artykułu Bodina w „A strei“ i rom ansu W alter - S c o tta , do

(3)

28 B ronisław O iarnik,

którego to ostatniego odnosi się niewątpliwie również powyższa wzmianka o „chciwem “ czytywaniu podobnych dzieł. Nazwisko wiel­ kiego pisarza szkockiego pokrywa Niemcewicz z niewytłumaczonych względów milczeniem. A i dalsze uwagi przedmowy do w o dzą, źe Niemcewicz wziął sobie za wzór autora „K enilw ortha“. Chce on przedstaw ić czytelnikom „jedną z najświetniejszych epok naszych“, czasy Zygmunta Augusta, i „obok najznaczniejszych panow ania tego zdarzeń... umieścić najznakomitszych mężów. . w pokoju i w wojnie, zachować ściśle obraz stanu towarzystwa wieku o w eg o , słowem przenieść czytelnika w połowę szesnastego wieku i sprawić, by żył z naddziadam i swym i“. Niemcewicz wyjaśnia więc szczegółowo i ja k najwyraźniej, jakiego rodzaju napisał romans.

Dzieduszycki1) jednak nie zw raca wcale uwagi na słow a Niem­ cewicza , zap o m in a, źe zaraz na początku artykułu swojego podał treść „Jana z Tęczyna“ , łączącą się ja k najściślej z dziejami Polski i Szwecyi XVI. wieku, i uznaje za stosowne wobec tak „fałszywej

teo-*) Zdaje m i się , że postąpię najstosow niej , jeżeli w tem m iej­ scu zestaw ię literaturę o b c ą , dotyczącą źródeł do dziejów teoryi ro­ m ansu i w ten sposób umożebnię czytelnikow i sprawdzenie rozmai­ ty ch zagadnień z zakresu teoryi i h istoryi romansu w w ieku X V III. i X I X . aż do roku 1825. O tych zagadnieniach będę m ówił często w dalszym ciągu tej pracy. W yk az poniższy udogodni mi zarazem pow oływ anie się na rozmaite dzieła: później będę m ógł juźto w ska­ zać na ten w ykaz, juźto przytaczać dzieła w m oźliwem skróceniu. Do tak iego zestaw ien ia spowodow ała mnie jeszcze inna okoliczność. K to­ kolw iek zajm ował się historyą teoryi romansu, w ie dobrze, źe w lite­ raturze europejskiej, nie m ówiąc juź o naszej, niem a dzieła , któreby

obejmowało całokształt takiej historyi. Znajdujemy do niej tylko

mniej lub w ięcej m ateryału w historyach literatury powszechnej i li- taratur rozm aitych narodów, w dziełach , om awiających historyę ro­ m ansu , w poetykach i stylistyk ach , w przedmowach autorów roman­ sów lub w uw agach , m ieszczących się w sam ych romansach , w ich k rytykach i rozbiorach , w korespondencyi pisarzów i t. d. Do h istoryi teoryi romansu u nas zebrał cząstkę m ateryału Chm ielowski w „Dziejach k rytyk i literackiej w P o lsc e “ ; wzm ianki z X V III. w ieku (bardzo nieliczne) zestaw ił Bron. Gubrynowicz w d ziele: „Romans w P olsce za czasów Stanisław a A u g u sta “. To teź h istoryą ta je st w literaturze europejskiej przedmiotem zupełnie nieopracowanym . Do c z a s u , o k tóry nam tutaj chodzi, a w ięc do drugiej połow y w ieku X V I I I . i początku w ieku X I X . aź do r. 1825 , nie znajdziem y na­ w et jak iegoś dokładniejszego zestaw ienia d z ie ł, zawierających m ate­ ryał i w skazów ki do dziejów tego zagadnienia. A wiem z doświad­ czenia , ile czasu i trudu kosztuje takie z e sta w ie n ie , chociażby czę­ ściow e. Może więc, podając je tutaj , oddam pew ną przysługę tym, k tórzy w p rzyszłości zechcą pracować na tem w ła śn ie polu.

(4)

Zesta-ry i“ romansu podać własną teoZesta-ryę i wskazać cel, do którego rom ans powinien dążyć. „Romansem — powiada on — nazywamy dłuższą

w ienie to będzie naturalnie tylko częściowe. T akiego zestaw ien ia z u ­ p e ł n e g o m ógłby dostarczyć tylko te n , k tob y opracowywał dzieło z zakresu dziejów teoryi romansu, dzieło, wym agające bardzo długich i rozległych poszukiwań, chociażby obejmowało tylko pow yższy okres czasu. Obok juź przedtem w ym ienionych rzeczy m usiałoby ono objąć również tak ogromny m a te ry a ł, jakim są artykuły, m ieszczące się w czasopismach przynajmniej najważniejszych literatur europejskich. Ja ograniczam się tylko do takiego zestawienia, które, jak sądzę, w y ­

starcza w zupełności do celów mej pracy. Co w ięcej , podaję

tylko te dzieła lub artykuły, które rzeczyw iście miałem w ręku, opu­ szczam natom iast znane mi jed yn ie z tytu łu , tych bowiem nie mo­ głem dostać ani w bibliotekach lw ow skich, ani w kilku pozalw ow skich. T y tu ły jednak tych ostatnich dzieł i artykułów znajdzie czytelnik z łatw ością w rozm aitych w ydaw nictw ach , w ym ienionych w niniej­ szym w ykazie.

Z literatury francuskiej : H u et : D e origine fabularum romanen- sium. H ag. Com. 1682. U żyw ałem wydania drugiego p. t. Traité de l ’origine des romans. A Paris, An V II. (1800), pow iększonego przez w ydaw cę rozprawą o najnowszych romansach. — R ousseau J. J. L a N ouvelle H eloïse. Pierw . w yd. 17 6 0 (w stępy). — D id erot: E loge de Richardson (1761). Oeuvres Complètes, w ydanie A ssézata, t. V. (Pa­ ris 1875) str. 2 1 1 — 227. — Encyclopédie ou dictionnaire raisonné des sciences, des arts et des m étiers par une société des gen s de le t­ tres (Diderota etc.). A N eufchastel 1765 t. X IV ., 341 — 34 2 . (arty­ k u ł: Roman). — D iderot, L es deux amis de Bourbonne (1773) w yd. powyższe, t. V ., 2 6 3 — 27 7 . — Domairon. Principes généraux des b el­ les-lettres. Paris 178 4 . t. I . , 4 4 7 —452. - Chénier M. J. Tableau historique de l ’état et des progrès de la littérature française depuis 1789. Paris 1816 (chap. V I .: L es romans), 1 9 0 — 239.

W reszcie w dziele M aigron’a : L e roman historique à l ’époque romantique. E ssai sur l ’influence de W alter Scott. Paris 1898 — można znaleśó sądy w spółczesne pisarzy francuskich o W alter-Skocie, które mówią niejednokrotnie о кw estyach teoretycznych.

Z literatury niemieckiej : lir . (sprawozdanie z dziełka :) V ersuch ueber den Roman. 1774. A llgem eine deutsche B ibliothek, Berlin und S tettin 1775, X X V I. B a n d , II. S tu eck , 3 4 2 - 3 5 1 . - Sulzer I. Gr. A llgem . Theorie der schoenen K uenste. L eipzig, 2te A u sg., 1792 do

1794. I I. B . , 121 150. — Goethe: W ilhelm M eisters Lehrjahre

(1795 1796), V . Buch, V II. K apitel. — T egoż teorya

„Prosaerzaeh-lu n g “ w „Unterhaltungen deutscher A usgew anderten“ (1 7 9 5 ): w yd . Reclama X I I I . str. 150 — 151. — S chlegel Friedrich: Charakteristik der M eisterischen Lehrjahre von Goethe. 1798. (W erke V III., 95 — 1 1 6 ); A nzeige von Goethes W erken. 1808. (W erke, V III. 117 — 154,

(5)

mia-Spór literacki o „Jana z T ęczyna“. 31

e p ic z n e j ...“ Ten to g ł ó w n y zam iar rom ansu: poznanie ch ara­ kteru człowieka, różni go od innych powieści poetycznych, jakiem i są b a jk a , b allad a, sielanka i poemat heroiczny. Nie chce ubliżać czytelnikom, wyjaśniając, co to jest powieść poetyczna1) ; nie chce również rozwodzić się obszernie nad różnicą między biografią a ro ­ mansem, „bo jeżeli pierwsza jest portretem, to drugi jest obrazem ; jeżeli biografia jest wizerunkiem jednej osoby, to romans jest obra­ zem charakteru całego rodu ludzkiego“.

Zwraca się następnie Dzieduszycki bardzo stanowczo przeciw romansom awanturniczym i płodom rozbujałej wyobraźni, co praw da,

London 1843. Przekład niem iecki F eliksa L iebrechta: G eschichte der Prosadichtungen. Berlin 1851.

U tych to autorów znajdziem y bardzo obszerne i w szechstronne odpowiedzi na to, czem w ed łu g ich pojęć ma b yć dobry romans i ja ­ kiem jeg o za d a n ie, czem objawia się w nim talent autora , jakie są •wreszcie warunki artystycznego wykonania i wykończenia. La Harpe, to k rytyk jeszcze w ieku X V III. ; Bouterwek, chociaż w ydaw ał dzieło powyższe aż do r. 1819, nie wykracza w pojęciu swojein o romansie poza w iek X V III. ; Dunlop w reszcie zamyka cenne sw oje dzieło w ie­ kiem X V IIIty m i w ogóle czasy nowsze przedstawia juź więcej po­ bieżnie. N atom iast A. W . S chlegel i pani Staël rozumieli juź nowsze prądy w romansie, to budzące się tak gw ałtow nie poczucie piękna natury, te jakieś górniejsze w zloty i spotęgowane uczucie, tę melancholię no­ w ego w ieku, tak uderzające juź dawniej w „H eloizie“ i „W erterze“, a później w utworach Chateaubrianda i w romansach samej pani Staël, że w ym ienię tylko rzeczy najważniejsze.

Z dzieł d osyć lic zn y ch , dotyczących dziejów rom ansu, przyto­ czę tylko te, z których przedewszystkiem korzystałem : R . Fuerst: D ie Vorlaeufer der modernen N ovelle im X V III. Jahrhundert. H alle 1897. (Dziełko bardzo cenne dla zajmujących się romansem w ieku X V III.). H Mielke. D er deutsche Roman des 19. Jahrhunderts. III. Aufl. Berlin 1898. L e Breton: L e Roman au X V III. siècle. Paris 1 898. T e g o ż: L e Roman français au X I X . siècle. I. partie: A vant Balzac. Paris 1901. Literaturę do dziejów romansu podaje K eiter: Theorie des Romans und der Erzaehlkunst. II. Aufl., bearbeitet von Tony K eller. Essen-Ruhr, 1904 — w całem swem dziełku, zwłaszcza zaś na str. 2 6 — 27.

„Pow ieść poetyczna“, o której mówi tutaj D zieduszycki, nie j e s t naturalnie tą „powieścią poetyczną“ , którą stw orzył Walter-Scott·, zwłaszcza zaś Byron. Przed pojawieniem się tych ostatnich powieści poetycznych nadawano w poetykach niniejszą nazwę (u Niem ców : „poetische E rzaehlung“) albo utworom epicznym , które D zieduszycki w ym ienia powyżej , wliczając do nich i rom ans, albo opowiadaniom wierszem , które nie b y ły bajkami. Zobacz n. p. Sulzer : A llgem eine Theorie der schoenen K uenste. L eip zig 1792. II. str. 121 — 150.

(6)

p o w i e ś ć p o e t y c z n ą , k t ó r e j g ł ó w n y m z a m i a r e m p o z n a ­ n i e c h a r a k t e r u c z ł o w i e k a . Należy więc rom ans do poezyi

n ow icie 1 3 5 — 1 5 2 ); B r ie f ueber den Roman. 18 0 0 . (w „Gespraech ueber die P o e sie “ , W erke Y ., 2 1 4 — 225). — Bernhardi : Sprachlehre. B erlin 1 8 0 1 — 1 8 0 3 , I I . , 2 3 7 — 241. — E schenburg J . J. E n tw u rf einer Theorie und Literatur der schoenen R edekuenste. D ritte A u sg., B erlin und S tettin, 1805., 2 2 5 — 236. — G oethe: W erke, Berlin, Hem- p e l , X X I X . T h e i l, 369 - 382 (oceny w spółczesnych pow ieści z roku 18 0 6 i 1823). — Schaller K . L . Handbuch der deutschen D icht- und R ed ek un st. W ien 1817, I I. 3 4 — 4 6 . — B outerw ek P r .: A e- sth etik , III. A u sg ., G oettingen 1824, I I ., 265 — 27 0 .

D zieło H aym ’a R . : D ie Rom antische Schule zestaw ia w spół­ czesne sąd y i d y sk u ssy e o „W ilhelm ie M eistrze“ Goethego , jakoteź ο rom ansie rom antyków niem ieckich. Z powodu „W ilh elm a“ w ypo­ wiadają również sw oje zapatrywania o romansie Schiller i Goethe w : „B riefw echsel zw ischen Schiller und G oethe“. P ier. w yd. z roku

18 2 9 , ostatnie, Jen a 1905.

Z literatury angielskiej : F ie ld in g : The H istory o f the A dven ­ tures o f Joseph A ndrews, pierw, w yd ., 1742. Przedmowa. — Smol- le t : R oderick R and om , pierw. w yd. 1 7 4 8 , przedmowa i wewnątrz, por. cy ta t u F uersta (zob. niżej), 104. — Blair H . L ectures on rhetoric and b elles lettres. B asil. 1801, I I I ., 8 8 — 96.

Najpełniej jednak rozw inęli wów czas zagadnienia, dotyczące ro­ m ansu , następujący p isarze: 1. S ch legel A. W . w licznych artyku­ łach o w spółczesn ych romansach z lat 1791 — 18 1 7 , z których podaję

przedew szystkiem artykuł p. t. Mode-Romane. Lafontaine. 1798.

(Saemm tl. W e r k e , X I I ., 1 1 - 2 7 ) i S taël: „Corinne“ . 1807. (X II., 1 8 8 — 206). I w ogóle w pism ach obu Schleglów można znaleść w iele w ażnych i ciekaw ych u w ag o romansie (zwłaszcza u A. W . Schlegla w X — X II. tom ie Saem tl. W er k e ), o ile one nie odnoszą się do ich znanej t e o r y i, głoszonej zwłaszcza przez F r y d e r y k a , a będącej wyrazem zb yt w ybu jałego rom antyzm u, że romans a romantyczna poezya to jedno. 2. Pani S taël: A rtyku ł: E ssai sur les fictions. 1795. Oeuvres Complètes. Paris 1820, II., 175 — 21 6 . — D e L ’A llem agne, chap. X X V I I I . (D es romans). Pierw . w yd . z r. 1813 (w łaściw ie z r. 1810). — Przedm owa do romansu : „D elp h ine“ (1 8 0 2 ). — 3. La H arpe: L ycée ou cours de littérature. B ruxelles 18 3 0 (pierw. w yd. y r. 1799 - 1 8 0 5 ) t. V III., 4 1 1 — 43 5 , t, X V I., 81 — 125, 1 2 9 - 1 7 0 , 2 4 8 — 25 2 . 4. B outerw ek Friedr. G eschichte der P oesie und B ered­ sam keit seit dem Ende des X I I I . Jahrh., I — X I I . Band, G oettingen

1801 — 1819. IJwagi o romansopisarzach i romansach francuskich, angielskich i niem ieckich : V I., 22 7 — 2 4 8 , 3 5 8 — 35 9 , 367 — 3 6 8 ,3 7 5 , 4 0 2 — 4 0 7 . V I I I ., 3 9 2 — 4 1 8 . X I., 121 — 123, 126, 2 9 9 — 300, 3 8 1 - 382, 386, 4 7 4 — 47 7 . 5. Dunlop Joh n : The H istory o f fiction. Edin­ burg 1814, I I. w ydanie, tamże 1816, I I I . w yd. (niezmienione 2gie),

(7)

32 B ronisław Czarnik ,

potępianym w tych czasach ogólnie przez wszystkich krytyków, o b ­ cych i naszych, potępianym już jednak także w drugiej połowie wieku X V III.1). U nas rzucali klątwę na tego rodzaju rom anse w wieku XVIII. : Krasicki, Franciszek Jezierski, Zabłocki, Niemcewicz2), sło ­ wem prawie wszyscy, którzy pisali o tym przedmiocie; z począt­ kiem wieku XIX. Stanisław Potocki3) i Jan Śniadecki4).

Dzieduszycki raz jeszcze napiętnował tego rodzaju wytwory rom ansopisarskie w sposób bardzo energiczny: „Ale niegodne są — oto słow a jego — rom ansu nazwiska owe pow ieści, pełne miło­ snych aw antur i nadzwyczajnych wypadków, w których autorowie całą zdają się pokładać zaletę na rozwlekłych , nadętych i słodka- wych opisach; gdyż nie odpowiadają one bynajmniej prawdziwemu rom ansu zamiarowi. Niewczesne te płody, m alując kłamliwie świat i ludzi, robiąc zwykle z człowieka gadzinę lub baranka, anioła albo wcielonego c z a r ta , już niejedną niedoświadczoną uwiodły ofiarę, która, ufając bez wyboru, w padła w sidła ; albo, niedowierzając ni­ komu, nie z n a ła , co szczęście. Ale, gdyby podobne pisma nie były naw et szkodliwe, jakaż z nich korzyść? szkoda straty czasu“.

A dalej mówi Dzieduszycki ładnie i z tą dosadnością , pły­ nącą z p rzeko nania, która niejednokrotnie cechuje jego poglądy w artykule, tutaj rozpatryw anym : „Kto chce celować w romansie, temu wszystkie tajniki serc ludzkich powinny stanąć otw orem , dla tego żaden p o w ó d , żadna sprężyna działania naszego nie powinna być zagadką , ten wszystkie pociechy i troski n a sz e , radość , która z zachwyceniem graniczy, i s m u te k , który z rozpaczą się styka, znać powinien“. A w innem miejscu (str. 50 — 51) dodaje do tego, że „charakterystyka człowieka jest niewyczerpanem dla rom ansu źrzódłem “ .

Rom ansopisarz winien wreszcie być artystą : „Ale nie dość na tem, potrzeba jeszcze, ażeby to, co wie i czuje, um iał pięknie wy­ razić, um iał przybrać w te wdzięki i powaby, które tylko dziełem prawdziwego poetycznego natchnienia być m ogą“ .

*) D ow odów co do pisarzy obcych dostarczy nam cała prawie lite ra tu r a , znana nam juź z kart powyższych. Co do w ieku X V I I I. zob. n. p. „Encyclopédie“ D iderota itd . X IV . 3 4 1 — 3 4 2 , Domairon op. cit. I., 4 5 0 . Z późniejszych pisarzy zobacz przedew szystkiem : A. W . S ch legel: Saem tl. W erke t. X . i X I. (niejednokrotnie). La Harpe op. cit. V III., 4 1 4 — 4 1 9 . Bouterw ek: G eschichte der P oesie itd. V I., 2 38, X . , 3 8 0 — 381, 3 84, 38 7 , X I ., 477. S taël: D e L ’A llem agne. P aris 1823, I I I ., 192. Dunlop, op. cit. (niejednokrotnie).

2) Gubrynowicz. Op. cit. str. 5 — 11.

3) O w ym ow ie i sty lu IV ., 209 — 211. (w łaściw ie jednak je s t to zlepek w yjątków , przełożonych z La H arpe’a op. cit. V III. 4 1 1 — 41 9 ).

4) W ocenie „M alw iny“ K s. W irtem berskiej, D ziennik W ileń sk i 1816, I I I . 1 2 1 - 1 2 2 .

(8)

To wszystko , co pisał Dzieduszycki o rom ansie, powiedzieli juź przedtem inni. Romans jest powieścią poetyczną, rom ans na­ leży do poezyi epicznej, to są zapatrywania ogólnie przyjęte przez teoretyków wieku XVIII. i początku XIX. (i dzisiaj przecież zali­ czają rom ans do poezyi epicznej). Wiadomo z re s z tą , źe w histo- ryach rom ansu rozpraw iano również o romansie w i e r s z e m , sta ­ rożytnym i średniowiecznym, a tak zwani romantycy niemieccy, ze Schleglami na cz e le , utożsamiali w zupełności rom ans z rom anty­ czną poezyą.

Tak samo co do te g o , źe romansopisarz ma przedstawiać w swych utw orach ludzi rzeczywistych, z wszystkiemi ich zaletami i w a d am i, uczuciami i nam iętnościam i, z najrozmaitszemi cechami przeróżnych charakterów i usposobień, źe ma przedstawiać życie ludzkie w całem jego bogactwie i wszechstronności objawów, oby­ czaje współczesne — to mówili już teoretycy i rom ansopisarze drugiej połowy wieku XVIII. i pierwszego ćwierćlecia XIX. A im później to b y ło , tem bardziej stanow czo, tem obszer­ niej i pełniej zaznaczali swoje zapatrywania w tym względzie.

„Dobre rom anse są historyą serca ludzkiego“, mówi krótko, ale do­ bitnie La H arp e1). Kto zechce poznać, jak tę myśl wypowiadali roz­ maici p isa rz e . niech zaglądnie do dzieł, podanych przezemnie po­ wyżej ; tu wystarczy powołać się na to, co w swych pismach wy­ powiedzieli o tem juź bardzo wcześnie Fielding (1742)2), Smollet (1748)3), Diderot (1761 i 1773)4). Klara Reeve (1785)6), następnie zaś Goethe, Aug. Wilh. Schlegel, Bouterwek, La Harpe, Staël i D un­ lop, ci ostatni bowiem , nie tylko później wystąpili ze swojemi z a ­ patrywaniami, ale je najwszechstronniej rozwinęli. I w naszej lite­ raturze, dotyczącej romansu, niestety nadzwyczaj szczupłej, chociaż wliczymy juź do niej i recenzye romansów, zgadzali się na to wszyscy6). Zresztą historya rom ansu jest p o c z ę ś c i historyą roz­

*) V III., 41 1 .

2) W przedmowie do romansu : The H istory o f the A dventu­ res o f Joseph A ndrews.

3) W romansie : Roderick Random , cytat u Fuersta str. 104. Zobacz także przedmowę do tego romansu.

4) W artykule: E loge de Richardson (1 7 6 1 ). Oeuvres Complè­

tes, w yd. A ssézata, Paris 1875. V . str. 211 227, i w zakończeniu

pow iastki : „Deux Am is de Bourbonne“ (1773), tamże V . 2 6 3 — 277. 5) W rozprawie : The Progress o f Romance ; cytat w dziele

Cross’a : The D evelopm ent o f the E n glish Novel (1902) str. X IV X V .

6) Potocki. O w ym ow ie i stylu IV . , 21 2 21 3 (za L a

Har-p e’m). O romansach. Ćwiczenia naukowe 1818. II. (Oddz. dla

liter.) str. 167 168, 170, 172. A strea 1821. I., 5 — 9, 14 15,

1 7 — 19 (O literaturze romansów). — Gazeta Literacka r. 1821. nr. 50. str. 3 9 4 (Cierpienia W ertera z niemieck. P . G oethe, przekład

(9)

34 B ron isław C zarn ik ,

woju zasady, rozwoju stopniowego i coraz bardziej doskonalszego, że rom ans winien być tylko obrazem rzeczywistego życia i rzeczy­ wistych ludzi. Najznakomitsi rom ansopisarze w literaturze europej­ skiej do końca XVIII. wieku wprow adzali w swych dziełach tę w ła­ śnie zasadę. I rom ans wieku XIX. kroczył w swoim rozwoju po tej samej drodze , nie bez znacznych jednak zboczeń i odstępstw w rozmaitych cz asac h , których niema potrzeby tutaj bliżej wyjaś­ niać. To też za zasługę musimy poczytać Dzieduszyckiemu, że t e n właśnie cel rom ansu wysunął na czoło.

To , co mówi dalej Dzieduszycki o różnicy między biografią a romansem, między „portretem “ człowieka, a jego „obrazem “ , gło­ sił już Rousseau, prawie temi samemi słowy, w przedmowie (dru­ giej) do „La Nouvelle Heloïse“ *). Porusza tu Dzieduszycki, ubocznie tylko i nadzwyczaj k ró tk o , zagadnienie bardzo zajmujące, nad któ- rem zastanaw iają się estetycy aż do dnia dzisiejszego. Porusza za­ gadnienie stosunku twórcy do świata, przez niego stwarzanego.

Starajm y się wejść głębiej w znaczenie słów Dzieduszyckiego. Ludzie w rom ansie m ają być nie jakiemiś istotami fantastycznemi, ale ludźmi prawdziwymi z krwi i kości; tak samo wypadki nie zbiorem nieprawdopodobieństw, lecz wypadkami, mającymi cechę rzeczy, wzię­ tych wprost z życia — to już wiemy. Nie polecano jednak wówczas, wprow adzać świata rzeczywistości w tej samej postaci do świata sztuki. To też Rousseau i Dzieduszycki powiadają, że ludzie w ro ­ mansie m ają być o b ra zam i, nie p o rtre ta m i, czyli, jak wyrażaliśmy się do niedaw na , nie fotografiam i, kiedy fotografia nie wchodziła jeszcze w zakres dzieł sztuki2).

Dzisiaj, kiedy rom ans przebiegł tak olbrzymią drogę, mówimy : Rom ansopisarz nie odtw arza rzeczywistości w tej samej zupełnie postaci, w jakiej ją znajduje. Od jego woli zawisło , o ile chce w swoich utw orach skorzystać z m ateryału zewnętrznego, ze swoich spostrzeżeń, znajomości życia i doświadczenia, jakie szczegóły chce w y b ra ć , o ile je rozwinąć i jaki nadać im całokształt. Zgadzają się na to naw et naturaliści, że zadaniem rom ansopisarza jest upo­ rządkować i ułożyć m ateryał zebrany i podpatrzony w świecie rze­ czywistym , uzupełnić go drogą dedukcyi i in tuicyi, tchnąć w ten

B rodzińskiego) — B iblioteka Polska 1825. I. 4 1 — 43 . (Julia i A d olf K ropińskiego , recenzya). — A strea 1 8 2 3 , I V . str. 35 (Julia czyli N ow a H eloiza R ousseau’a).

-) TJn portrait a toujours son prix pourvu qu’il ressem ble, q uelque’étrange que soit l ’original. Mais dans un tableau d’im agina­ tion toute figure humaine doit avoir les traits communs à l ’homme, ou le tableau ne vaut rien.

2) M usim y naturalnie tutaj brać w yrazy D zieduszyckiego w tem

znaczeniu, jak ie on sam im nadaje. I tak n. p. dzisiaj mamy zupeł­ n ie inne pojęcia o „portrecie“ .

(10)

m ateryał taką pełnię ż y c ia , żeby miało się zupełne złudzenie rze­ czywistości1). To są zapatryw ania z czasu najwyższego, zdawałoby się, rozkwitu realizmu i naturalizmu w romansie.

Natomiast teoretycy z drugiej połowy XVIII. wieku i początku XIX. k ład ą najczęściej nacisk na z m y ś l e n i e : ludzie i wypadki są w ym yślone, ale z cechą najzupełniejszego prawdopodobieństwa, opartego na wszechstronnem poznaniu życia i ludzi. Bardzo to do­ sadnie wypowiedziała pani Staël, która obszernie i kilkakrotnie za­ stanaw iała się w swych pismach nad tem zagadnieniem. Według niej jest rom ans czemś pośredniem między życiem realnem a ży­ ciem, wytworzonem przez wyobraźnię : „où tout est à la fois inventé

et imité, où rien n’est vrai, mais où tout est vraisemblable“ . Zresztą wspomnienia osobiste zastępują nieraz miejsce pomysłów autora. „Utwór w yobraźni, powiada autorka na innem miejscu , nie może, sprawiać wrażenia rzeczywistości, jeżeli jej nie przewyższa, to zn a­ czy, jeżeli nie ma więcej siły, więcej ca ło śc i, więcej a k c y i, aniżeli o n a“. Trzeba usunąć z obrazu szczegóły zbyt drobne, zbyt powszed­ nie, ażeby w obrazie tym zapanow ała harm onia2).

Nie będę już rozbierał bliżej podobnych zapatryw ań , wypo­ wiedzianych przez A. W. Schlegla, Goethego3) , Bouterweka4) i in­ nych , Dzieduszycki bowiem dotyka tej rzeczy zbyt le k k o , ażeby można o niej tutaj obszerniej się rozpisywać : chce tylko , ażeby romans był „obrazem “ .

Wreszcie o te m , źe rom ans ma być dziełem s z tu k i, że cha­ raktery m ają być odtworzone ze zmysłem artystycznym , że arty­ styczną winna być budowa zarówno całości rom ansu , jak i po­ szczególnych jego części, odpowiedni styl i ję z y k , o czem Dziedu­ szycki wyraził się bardzo ogólnikowo i niejasno, o tem pisarze za­ graniczni rozpraw iają już szeroko, zwłaszcza znowu A. W. Schle­ gel, Bouterwek, La Harpe i Staël.

Cóż na to wszystko Chłędowski ? Ghłędowski wykazuje z całą słu­ sznością (z jak wielką słusznością, o tem już wiemy), źe w żaden spo­ sób nie można pogodzić się z zarzutem Dzieduszyckiego co do „fałszywej teoryi“ rom ansu u Niemcewicza. Autor „Śpiewów Hi­ storycznych“ nie podaje żadnej teoryi romansu wogóle, tylko teoryę rom ansu historycznego. A ponieważ i „Jan z Tęczyna“ , powtarza kilkakrotnie z naciskiem, jest romansem historycznym, więc, ocenia­ jąc g o , to przedewszystkiem należy uwzględnić. Nie poprzestaje

J) Z ola: L e roman expérimental. Paris 1902. str. 2 2 5 i 258. 2) D e L ’Allem agne III., 188, 198. E ssai sur les fictions. Oeuvres com plètes. (Paris 1 8 2 0 — 1821) II., 196, 1 9 8 — 199, 206.

3) Przedew szystkiem zdanie Goethego о „Erzaehlung“ w „U n­ terhaltungen deutscher A usgew anderten“ . W yd anie Reclama X I I I ., 1 5 0 — 151.

(11)

36 B ronisław C za rn ik ,

jednak na tem. Nieodpowiedni punkt widzenia, z którego Dziedu­ szycki rozpatruje „Ja n a z Tęczyna“, daje Chłędowskiemu sposob­ ność do dalszej rozpraw y.

W ystępuje on przedewszystkiem stanowczo przeciw ocenianiu „tworów um ysłu ludzkiego“ według jakiejś z góry powziętej za­ sady, przeciw naciąganiu do „m artw ej“ teoryi „wszystkich w łasno­ ści“ jakiegoś dzieła. Na poparcie tego zapatryw ania przytacza słowa Schillera i Euzebiusza Słowackiego. Pow tarza on tutaj nieraz już przez innych wypowiedziane zdanie, że wpierw były dzieła znako­ mite , a później dopiero występowały estetyczne teorye. W łaściw a estetyka zjawia się późno. Nie p rę d zej, jak „w połowie wieku ze­ szłego (XVIII.) — powiada on — filozofia Wolfa naprow adziła na- sam przód badawczego i zgłębiającego ducha Niemców na pierwsze zasady teoryi sztuk pięknych, którą nie na wzorach, l e c z n a u m y - s ł o w e m p o z n a n i u , c o j e s t i s t o t n i e p i ę k n e m , zasadzono“. Filozofia Kanta (o Leibnicu, przedewszystkiem zaś o Baumgartenie, nie wspomina Chłędowski) posunęła te zasady jeszcze wyżej , lecz naw et przy takim rozwoju zasad estetyki, jaki ona dzisiaj osiągnęła (w r. 1825), „pierwsze między Niemcami głowy, ja k Goethe, Szyl- ler, Herder, W ieland , Klopstock , Winkelmann , Lessing , Szelling, obadw aj Szleglowie i w i. nie uznały teoryi wogólności za try­ bunał tak nieomylny, ażeby jego wyroki stanowczo oznaczały praw ­ dziwą wartość płodów jeniuszu“.

Jeżeli zaś wogóle nie należy oceniać dzieł sztuki według „m artw ych“ te o ry i, — powiada dalej Chłędowski — to tem b ar­ dziej należy to powiedzieć , gdy ma się do czynienia z romansem.. O żadnej gałęzi literatury pięknej „nie są tak w ątp liw e, tak po­ dzielone i tak różne wyobrażenia prawodawców, jak o rom ansie“ . W tem tylko wszyscy się zgadzają (także i Dzieduszycki, dodaje Chłędowski), że rom ans jest „poetyczną pow ieścią“ , że celem jego jest „charakterystyczny obraz ludzi w społeczeństw ie“, a „styczność“ z poezyą epiczną ta, „iż gdzie się tej poezyi zakres kończy, zakres rom ansu się poczyna. Zresztą, jak szczegółowe własności są i m u­ szą być zostawione własnym piszącego zamiarom lub jego jeniu- szowi, tak i pole jest nieograniczone, po którem w przedmiocie, do­ wolnie obranym, buja z mniejszą lub większą ch w ałą“.

Najlepszym dowodem na t o , źe teorya rom ansu nie da się ująń w jakieś ściśle określone przepisy, są najrozm aitsze dzieła, których do żadnego innego rodzaju zaliczyć nie możemy, ja k do rodzaju rom ansu , chociaż nie odpowiadają „ogólnej rom ansu teo­ ry i“, „jak n. p. Xenofona Cyropedya , W ielanda Agathon, W oltera Kandyd, Russa Nowa Heloiza lub E m il, Korynna Pani Staël, Cier­ pienia W erthera Goethego i w. i.“ Z tych C yropedya, Agathon, Kandyd nie m ają naw et „zalet poetycznych“ — powiada niesłu­ sznie Chłędowski. Czyż jednak dlatego mamy sądzić , że tak „ce­ lujący pisarze“ mieli fałszywe wyobrażenie o rom ansie?

(12)

Mimo to wszystko — kończy Chłędowski ten ustęp o w arto­ ści teoryi — przyjmijmy jednak owe ogólne, chociaż niedostateczne, praw idła rom ansu, podane przez teoretyków i Dzieduszyckiego, a prze­ konamy się, że i tym prawidłom nie sprzeciwiają się wcale słowra Niem­ cewicza, jako odnoszące się nie do romansu wogóle, lecz do rom ansu h i s t o r y c z n e g o . Jeżeli „Jan z Tęczyna“ ma błędy i uchybienia, nie w ypływają one z fałszywej teoryi autora. W edług tej samej teoryi napisał Van der Velde dzieło swoje: „Książę Fryderyk“ (Prinz Friedrich), a przecież dzieło to „uznano za celujące w rzędzie poe­ tycznych powieści“ (dzieło, zdaniem m ojem , bardzo słabe, niemie­ ckiego p is a rz a , którego krytycy uważają za jednego z uczniów W alter - Scotta *)). Dlaczegożby więc z tej samej teoryi pochodziły błędy utw oru Niemcewicza?

Tak to szeroko rozwodzi się Chłędowski o zgubności bez­ względnego stosowania teoryi do dzieł „wyobraźni“, czyli, jak ina­ czej to również w y ra ż a , o wyższości geniuszu nad wszelką teo- ryą ; rozwodzi się niemniej szeroko o braku prawideł dla romansu. Rzecz pierwszą popiera on wyliczeniem całego szeregu powag nie­ mieckich, nad nią jednak nie będę dłużej zastanaw iał się, zapatry­ wanie to bowiem przeszło już wówczas naw et do szkolnych pod­ ręczników. O braku prawideł dla romansu mówi C hłędow ski, n a ­ leży to przyznać, nie bez pewnego uzasadnienia. I dzisiaj jeszcze ten rodzaj twórczości najmniej krępują przepisy. Zresztą to wy­ jątkow e stanowisko rom ansu zaznaczano już z końcem wieku XVIII.

(np. A. W. Schlegel w roku 17982)) i z początkiem wieku XIX. (np. Schaller3), w r. 1817). Z tem zapatrywaniem spotkamy się współcześnie i u n as4). Chłędowski jednak rzecz tę tak przedstawia, jakby rzeczywi­ ście nie można było pokusić się o ułożenie jakichś ogólnych zasad, obo­ wiązujących twórców romansu. Nie uwzględnia on przedewszystkiem h i s t o r y c z n e g o rozwoju rom ansu — ten wyjaśniłby mu, źe trudno o taką te o ry ę , która dałaby się odnieść do rom ansu wszystkich czasów, począwszy od rom ansu czasów starożytnych; nie uwzglę­ dnia i tego, że łatwiej można scharakteryzować romans, dzieląc go na rozmaite rodzaje, w tym czasie już ogólnie uznane; zapomina w reszcie, źe chcąc o jakimkolwiek przedmiocie sąd wydać , trzeba sobie samemu wyrobić o nim stałe zapatrywania. Tę drogę wskazywali mu dostatecznie ówcześni historycy literatury i krytycy. Dzieduszycki, jak widzieliśmy, uznając pewne pierwiastki za niezbędne w

roman-1) M ielke : D er deutsche Roman des X I X . Jahrhunderts III.

Aufl., B erlin 1898, 95 — 96. 2) W erke X II., 1 1 — 12. 3) Op. cit. 42.

4) O romansach. Ćwiczenia Naukowe 1818. II. Oddz. dla liter, str. 144, 148, 183 — 184. — O literaturze romansów etc., z przyłą­ czeniem u w ag nad romansem Nierozsądne Śluby. A strea 1821, I., 15.

(13)

38 B ronisław C zarn ik ,

sie rzeczywiście dobrym, umie zdobyć się na jego definicyę i czyni daleko lepiej. Chłędowski natom iast pow tarza tylko definicyę ro­ m ansu , podaną przez Dzieduszyckiego, ale w skróceniu, przyznaje, źe się z nią z g a d z a , zaznacza jednak zarazem . źe ona wcale je ­ szcze nie w y sta rc z a , nie da się bowiem zastosować do całego bo­ gactwa rom ansów najrozm aitszych literatur. I na tem kończy. A to, co głównie podnosi D zieduszycki, ważność dobrej charakterystyki c z ło w ie k a, nazyw a Chłędowski zw ięźle, lecz niezbyt zrozumiale, „charakterystycznym obrazem ludzi“.

Odpowiada dalej Chłędowski na zarzuty krytyka Niemcewi­ cza, dotyczące juź samego „Jana z Tęczyna“. Zdaniem Dzieduszy­ ckiego, z błędnej teoryi Niemcewicza o romansie , wypłynęły wady tego u tw o ru : pierw szą i „głów ną“ jego wadą jest „bardzo słab a“ charakterystyka osób. „Trudno też i prawie niepodobna myśleć o charakterystyce osób“ tam , gdzie autor ledwie źe nie „wojsko całe osób na scenę w prow adza“. Tu wylicza Dzieduszycki z naj­ większą skrupulatnością 80 osób romansu, z których — dodaje — wiele okazuje się po to tylko, ażeby natychm iast zniknąć. Nie ko­ niec na tem, więcej zarysow ują się tutaj charaktery osób ubocznie występujących , jak n. p. księdza Warszewickiego i barona Frog- heima, aniżeli charakter bohatera, młodego Tęczyńskiego1). „W ro ­ mansie tak, ja k w m alarstw ie — mówi Dzieduszycki znowu bardzo dobitnie — nie dość na t e m , ażeby główna osoba pierwsza w pa­ dała w oko; charakter jej powinien być ze wszystkich najmocniej zakreślony, rysy jej najgłębiej utkwić w pam ięci, powinniśmy ją, źe tak powiem, przejrzeć na w ylot“.

Dlaczegóż jednak zaludnił Niemcewicz rom ans swój tylu oso­ bami ? Wynikło to również , twierdzi Dzieduszycki, z błędnej teo­ ryi autora „Jana z Tęczyna“ , źe rom ans ma przedstawiać „obraz tow arzystw a i politycznego kraju położenia“ : sądził o n , źe obraz taki otrzyma, gdy wyliczy wszystkie znakomite osoby, żyjące w Pol­ sce za panow ania Zygmunta Augusta i gdy będzie towarzyszył bo­ haterow i „z wieśniaczej chaty do domu moźnowładców, a stam tąd na sejmiki i królewskie pokoje“.

Na te ostatnie zarzuty odpowiada C hłędow ski, że „przedsta­ wienie charakterów osób nie jest zadaniem rom ansu , a tem mniej głównem i jedynem “. Dowód na to, mówi dalej C hłędow ski, znaj­ dziemy w słowach Goethego, które czytamy w „Wilhelm Meisters L ehrjah re“, a które i dzisiaj jeszcze — w trącę — tak często po­ w tarzają estetycy i historycy literatury. Powiedział tam autor „W il­

1) Co do tych ostatnich słów Dzieduszyckiego dodam zastrze­

żenie. T ylko charakterystyka barona Frogheim a zarysow uje się w ro­ m ansie stosunkow o silniej , aniżeli inne p o s ta c i, natom iast charakte­ ry sty k a księdza W arszew ick iego nie j e s t w cale głębszą,

(14)

helm a“ (Chłędowski przytacza ustęp ten dosłownie): „Im Roman sollen vorzueglich Gesinnungen und Begebenheiten vorgestellt w er­ den; im Drama C haraktere und Thaten. Der Roman muss langsam gehen und die Gesinnungen der Hauptfigur *) muessen , es s e i , a u f welche Weise es w o lle, das Vordringen des Ganzen zur Entwick­ lung aufhalten. . . Der Romanheld muss leidend , wenigstens nicht, im hohen Grade wirkend s e i n . . . “ Zapomniał widocznie Chłędow­ ski, źe dopiero co występował przeciw zastosowywaniu bezwzględnemu jakiejś teoryi do dzieła ocenianego.

Nie można również zgodnie z Dzieduszyckim nazwać wadą rom ansu , źe charakter młodego Tęczyńskiego „nie jest najmocniej zakreślony“ (powtarza tu wydawca „Haliczanina“ wyrażenia Dzie­ duszyckiego), skoro nas tylko „zdoła“ ze wszystkich osób „naj­ więcej interesow ać“. A Tęczyński rzeczywiście najwięcej nas tutaj interesuje. Takim to niewyraźnie określonym przymiotem obdarza Chłędowski naszego bohatera! Wreszcie „sposób m y­

ślenia Tęczyńskiego wstrzymuje działanie“ w ro m ansie, opiera­ jąc się niecnym zamysłom szwedzkiego kanclerza. Są tu więc spełnione wszystkie warunki, których wymaga Goethe w powyższej teoryi. Źe zaś charaktery Warszewickiego i barona Frogheima wypadły silniej , aniżeli charakter b o h a te ra , to wskazuje ró w n ie ż, dowodzi nieco dziwnie Chłędowski, „iź bohater rom ansu niepotrzebuje cha­ rakterystyką celować“, bo mimo to on nas najwięcej „interesuje“.

W samo jądro słabych stron „Jana z Tęczyna“ trafia zarzut Dzieduszyckiego, że główną jego w adą jest zupełnie niedostateczna charakterystyka osób. Jest to rzeczywiście jedna z zasadniczych wad rom ansu. W ada ta jed n ak , ja k dobrze zaznaczył Chłędowski, nie w ypłynęła wcale z błędnej teoryi Niemcewicza o romansie. Teorya ta nie przeszkadza zupełnie chociażby najlepszej charakterystyce osób. Mylnie również utrzymuje Dzieduszycki, źe brak dobrej cha­ rakterystyki osób spowodowała zbyt wielka ich ilość. Chłędowski zw raca wobec tego zarzutu uwagę Dzieduszyckiego, źe rom ans nie jest dramatem, źe ilość osób może być w nim większa. Nie o to tu atoli chodzi. Dobrze jednak mówi o tem dalej : należy roz­ różnić w romansie osoby „ d z ia ła ją c e ..., to jest te , które bliższy wpływ m ają na bohatera rom ansu“ lub działają chociażby w epi­ zodach , i t e , które weszły do romansu tylko okolicznościowo lub których nazwisko zaledwie wymieniono. I rzeczywiście — charak­ terystyka osób zależy od stanowiska, jakie im autor naznacza w ro­ mansie. W ymaga tego nawet dobra jego b u d o w a , ażeby opraco­ wanie charakterystyki osób było w pewnej mierze zastosowane do ich ro li, mniej lub więcej ważnej. „Ne donner à chaque person­ nage que la place qu’il doit tenir, est un art du rom ancier...

(15)

40 B ronisław C zarn ik ,

powiedział już La H arpe1). Wobec tego mogą więc być w rom ansie i takie osoby, których istnienie 2aznacza się tylko lekkim szkicem.

Trudno wreszcie p o ją ć , o co chodziło Dzieduszyckiemu , gdy zarzuca Niemcewiczowi „fałszywe m niemanie“, jakoby rom ans „b rał za cel obraz tow arzystw a narodu jakiego w tej lub owej epoce, m iał nam dać poznać polityczne kraju położenie i jego ośw iatę“ ; gdy zarzuca mu d a le j, że celem stworzenia takiego o b ra z u , tow a­ rzyszy „bohaterowi swojemu z wieśniaczej chaty do domów możno- władców, a stam tąd na sejmiki i królewskie pokoje“ . Przecież nie- tylko rom ans historyczny, — a taki chciał napisać Niemcewicz — ale także i rom ans obyczajowy dąży do tego, ażeby dać nam obraz współczesnych lu d z i, obyczajów i stosunków. Jest on do pewnego stopnia historyą współczesną. To też i Chłędowski nie mógł zro ­ zumieć tego zarzutu Dzieduszyckiego, przyznaje on ow szem , że Niemcewicz zupełnie słusznie postąpił, dając nam taki obraz.

Na sam koniec zostawiłem jeszcze sprawę bohatera w rom ansie. Brak dobrej charakterystyki wytknął Dzieduszycki także bohaterowi „Jana z Tęczyna“ . Przy tej sposobności określił on bardzo stanow ­ czo rolę bohatera rom ansu : słow a jego przytoczyłem powyżej w do- słownem brzmieniu. T ak energiczne określenie roli bohatera, jak Dzie­ duszyckiego, spotkałem jedynie: w XVIII. wieku u Smolleta (1748)2), z początkiem wieku XIX. u Jean ’a P aul’a (1804)3); inni teoretycy i krytycy, o ile znam dotyczącą literaturę z tych właśnie czasów, nie wypowiadają tego tak w y ra źn ie, ale z ich przedstawienia rzeczy wypływa to samo zapatryw anie co do tej kwestyi. I nic dziw nego, w każdej ep o p e i, w każdym ro m a n sie , który od niej ród swój w yw odzi, znajdow ała się z reguły osoba główna. Było to zjawisko tak zwykłe , że nie widziano zapewne potrzeby rozpraw iania o niem. Istnieli też w niezliczonem mnóstwie rom an­ sów europejskich przeróżni b o h atero w ie, a nie zapominajmy, że w rzędzie tych rom ansów liczyła już literatura europejska, jeżeli chodzi

1) Op. cit. T. X V I., 108. Porówn. także, co o tem mówi n. p. S pielh agen : B e itra e g e zur T heorie und T echnik des Romans. L eip ­ z ig 1883, 24 6 .

2) W rom ansie „R oderick R andom “ — przytaczam ustęp ten w ed łu g streszczenia F u e rst’a: D ie V orlaeufer etc. str. 1 0 4 : „Eine G estalt soll herrschend ueber dem Ganzem stehen und gleichsam den S ch lu essel zum L abyrinth b esitze n “ .

3) D ie V orschule der A esth etik (pierw. w yd. 1804). Saemmtl. W erke. Berlin 1841, X V I I I . , str. 317 - 31 8 : „D ie G eschichte ist nur der L eib , der Charakter des H elden die S eele darin , w elche jen en g eb ra u ch t, obwohl von ihm leidend und em pfangend. N eben­ charaktere koennen oft als b losse h istorische Z ufaelle, also nach dem vorigen G leichniss als K oerpertheile den seelenvollen H elden um­ geb en . . . “

(16)

0 bohaterów, tak wybitne utwory, jak „W erter“ G oethego, jak „Atala“ i „R ené“ ChateaubriancTa, jak „Delphine“ i „Corinne“ pani Staël, ja k „Adolphe“ Constant’a i inne.

Inaczej Chłędowski. Przeciwstawiał on twierdzeniom Dziedu­ szyckiego teoryę Goethego zarówno co do charakterów w romansie, jak co do stanowiska bohatera. Teorya ta przedstawia się bardzo jednostronnie, autorowi bowiem „Wilhelma M eistra“ chodziło w niej przedewszystkiem o przeciwieństwo między dramatem a romansem. Bohater w dramacie walczy na zabój z wszelkiemi prze­ szkodami i zwycięża lub ginie. I taki bohater, zdaniem Goethego, jest c h a r a k t e r e m — czyni go nim ta siła energii, podejmująca w każdej chwili walkę z przeciwnościami ; bohater zaś rom ansu oka­ zuje tylko swój „sposób m yślenia“, poddaje się często losowi, a je ­ żeli działa, to nie wiele. Ale historya rom ansu uczy, źe i jego bo­ hater nie jest tak biernym, ja k życzy sobie tego Goethe, źe jest mniej lub więcej „charakterem “, podobnym do charakteru w dramacie, czyli, źe teorya Goethego, w tem skrajnem zaostrzeniu, da się prze­ prowadzić chyba tylko wyjątkowo. Świadectwem tego są zresztą 1 dzieje tej teoryi. Tak ona, jak i według niej napisany „Wilhelm Meister“, wywarły, jak wiadomo, na współczesnych wielkie w raże­ nie , miały licznych naśladowców, wpłynęły przedewszystkiem na niemiecką szkołę romantyczną *). Wpływ jej sięga aż do czasów dzisiejszych. Ale obok stanowczych zwolenników poglądu Goethego, byli i współcześnie i później tacy, którzy łagodzili znacznie jego skrajność lub naw et zgoła przeciw niemu występowali2) : dotyczy to i bohatera i wogóle charakterów w romansie.

Chłędowski natom iast stanął nie tylko najzupełniej po stronie G oethego, ale poszedł jeszcze dalej, aniżeli upraw niały go do tego słow a wielkiego twórcy. Ponieważ Goethe s ą d z ił, że romans ma nam przedstawiać bohatera o charakterze przeważnie biernym, po­ wiada Chłędowski: Bohater w stosunku do innych osób ro­ m ansu „nie potrzebuje c h a r a k t e r y s t y k ą c e l o w a ć “. Niech nas tylko najwięcej interesuje! Co przez to rozumie Chłędowski? nie podobna dać na to odpowiedzi. Jeżeli autor rom ansu przestaje tro­ szczyć się o jak najstaranniejsze opracowanie charakteru bohatera, to może stworzyć z niego w większym lub mniejszym stopniu figurę drew nianą, a nie istotę na wskroś ludzką, posiadającą swoją w ła­ sną , odrębną indywidualność. I Goethe w ten sposób nie m yślał i trudno przypuścić, ażeby tego chciał Chłędowski. I bohater i każda inna postać w romansie jest dla czytelnika, rzeczywiście wykształ­ conego, wówczas „interesującą“, jeżeli autor odpowiednio ją scha­

*) W p ły w ten w ykazał szczegółowo H aym w znanem dziele : D ie R om antische Schule.

2) N. p. Mielke, tamże str. 3 1 — 32. Lemcke : E stetyk a. Lw ów ,

(17)

42 B ronisław C zarnik,

ra k te ry zu je, okaże nam ją napraw dę ż y w ą , obdarzoną wszel- kiemi cechami człowieczego rodu. Innego wyjścia tu niema. I tak ą to właśnie charakterystykę osób rozumiał Dzieduszycki, przeciw którem u Chłędowski, z pomocą Goethego, zw racał najniesłuszniej te swoje dowodzenia.

Dalszego sporu autorów o szczegóły nie będę rozbierał z dokładnością dotychczasową, nie chodzi tu już bowiem o jakieś za­ gadnienia zasadnicze i słuszność jest raz po jednej, raz po drugiej stronie. Trafnem jest spostrzeżenie Dzieduszyckiego, że epizod u pa­ stora na wyspie Hittern jest najpiękniejszym w całym rom ansie, dla mnie przynajmniej m a on stosunkowo najwięcej wdzięku z c a ­ łego „Jana z Tęczyna“ ; że za dużo w tej powieści uczt i biesiad itd. Co do kilku jednak szczegółów, małej zresztą w a g i, należy stanąć po stronie Chłędowskiego.

Dotknę atoli jeszcze jednego z zarzutów Dzieduszyckiego. Zga­ dza się ostatecznie z nim Chłędowski, źe jest w romansie nie tylko za dużo uczt, lecz także i „wydarzeń historycznych i uroczystości“, zbyt obszernie przedstawionych , a „nie zawsze zręcznie (szczegól­ niej w 1-szym tomie) z osnową zw iązanych“. A jednak — po­ w iada dalej Chłędowski — usprawiedliw ia tę ostatnią wadę Niem­ cewicza , chociaż n iezupełnie, zamiar, o którym mówi w przedmo­ wie. Chciał on przenieść rodaków „w czasy szczęścia, chwały i po­ tęgi ojczyzny“, skreślić obraz obyczajów i zwyczajów przodków naszych ze świetnych czasów Zygmuntowskich — i w tym celu n a­ pisał historyczny rom ans. Z praw dziw ą przyjemnością przypatruje się czytelnik malowidłom przeszłości, tem bardziej, że autor przed­

staw ia je z takim wdziękiem. Miał więc Niemcewicz „wyższe cele“ na oku. Gdyby o nich nie myślał, byłby napisał rom ans, odpowia­ dający zapewne lepiej teoretycznym prawidłom , ale czy tak bogaty w zajm ujące obrazy? Zresztą owe zbyteczne opisy znajdują się w pierwszym tomie, kiedy Tęczyński wyłącznie nas jeszcze nie zaj­ m uje , później je d n a k , kiedy bohater wysuwa się w zupełności na czoło opowiadania, „ustępy i przytoczenia historycznych wypadków, już ściśle z osnową splecione, służą tu jedynie do tego, iż albo in ­ teres rzeczy podnoszą , albo pięknością swoją w poetycznej barwie nas zajm u ją“. Ale D zieduszycki, spoglądając na dzieło i pisarza „z wysokości swojej teoryi, stał się dla jednego niesprawiedliwym, dla drugiego dotkliwym“ .

Chcąc należycie ocenić to, co mówi tutaj Chłędowski, należy przytoczyć jego własne zdefiniowanie rom ansu historycznego, podane zaraz na czele rozbioru pytania, czem jest rom ans. Romans — po­ w iada on — byłby historycznym, „skoroby tylko p o e z y a n a t y l e g o w s p i e r a ł a i w z n o s i ł a , iżby o b ra z , historycznie czy to w częściach czy w całości wierny, przedstaw iał nam w w d z i ę ­ c z n e j p o e z y i b a r w i e zwyczaje, namiętności, charaktery itp. owego czasu i narodu , do których przedmiot rom ansu należy“. I tu n a­ stępuje określenie rom ansu historycznego , podane przez Niemcewi­

(18)

cza. W słowach Chłędowskiego mamy więc, jak widzimy, również określenie rom ansu historycznego, który stworzył Walter-Scott, lecz wypłynęło ono, jak są d z ę , z tego właśnie określenia Niemcewicza. Nie bez jego własnego jednak i to ważnego uzupełnienia. Zaznacza tutaj Chłędowski stanowczo, że romans historyczny (jak przedtem po­ wiedział Dzieduszycki o każdym romansie wogóle) owionąć m usi tchnienie poezyi, że musi być dziełem sztuki.

Tymczasem powyżej C hłędow ski, dotykając „historyczności“ utw oru Niemcewicza, nie zastanawia się wcale nad pytaniem, o ile obrazy przeszłości w „Janie z Tęczyna“ są „wierne“ prawdzie hi­ storycznej, tak co do t ł a , jak co do osób, ani nad tem , na czem właściwie ta wierność polega. „Jan z Tęczyna“ zadowala go pod tym względem zupełnie. Wiadomo jednak, że co do „historyczności“ swojej wymaga rom ans ten szerszego omówienia i to nie zawsze na korzyść autora. Co więcej, wbrew własnemu zaznaczeniu , i to tak słusznemu , że romans historyczny ma być dziełem pisarza-ar- tysty, Chłędowski rozgrzesza zupełnie Niemcewicza z braku artyzmu, uznając jego „wyższe cele“—-cele, źe tak powiem, bezpośredniej poży­ teczności; nie zau w aża, źe autor „Jana z Tęczyna“ mógł te cele całkowicie osiągnąć, nie wykraczając przeciw budowie i wykończe­ niu utworu. Nie ma też wreszcie słuszności, tw ierd ząc, że obrazy historyczne w dalszych częściach rom ansu, łącząc się ściśle z jego osnow ą, „albo interes rzeczy podnoszą, albo pięknością swoją w poetycznej barwie nas zajm ują“. Jak w całem dziele, tak i w tych jego częściach, nie zdołał Niemcewicz stworzyć ani prawdziwie a r­ tystycznych obrazów, ani połączyć odpowiednio tych obrazów z re­ sztą jego treści.

„Nie chcemy utrzym yw ać, — mówi wkońcu Chłędowski — iż Niemcewicz w swoim „Janie z Tęczyna“ przedstawił nam ro­ mans wzorowy“ . Ma ta powieść „swoje piękności i zalety, ma także i swoje w ady“. Lecz, aby wykazać jedne i drugie, „nie do­ syć jest (tu zw raca się przeciw Dzieduszyckiemu, w ykazując, jak ą według niego winna być krytyka) i nie należy dzieła, a mianowicie płodu w yobraźności, do martwych teoryi zasad przystosowywać, lecz potrzeba rozpatrzyć się dobrze w wewnętrznej , iż tak rzekę, organizacyi jego , wejść ściśle w jego rozkład i osn o w ę, a nade- wszystko uważać, j a k i e s o b i e a u t o r z a ł o ż y ł z a d a n i e ; i do­ piero przez ja s n e , bezstronne , dokładne i przyzwoite wyłożenie, zgłębiając, jak to zadanie w osnowie rozwiązane zostało, wykazać prawdziwą wartość d z ie ła , jego błędy i jego zalety. Tym tylko je­ dynie sposobem może być „Jan z Tęczyna“ j a k o p o w i e ś ć h i ­ s t o r y c z n a sprawiedliwie sądzony“.

Na to wszystko naturalnie zgoda. Tak samo zresztą zapatry­ wali się co do obowiązków krytyka i współcześni1).

1) Ze krytyk powinien uważać na „zadanie“, jakie autor po­

(19)

rasi-44 Bronisław Czarnik ,

W dalszych ustępach uderza Chłędowski coraz ostrzej na Dzieduszyckiego. Krytyki, powiada on, są najczęściej dlatego tak niesprawiedliwe, że pochodzą od osób, które zabierają się do prze- glądu dzieła z zamiarem juź z góry powziętym krytykowania, czyhają więc tylko na jego błędy, nie zw ażając na piękności. Takie krytyki przynoszą jedynie szkodę autorom i dziełom. A potem, krytyk pod względem „doświadczeń, nauki i ukształcenia um ysłu“ , winien być wyższy od autora lub przynajmniej mu równy. Jeżeli je st niższym, a tu najwidoczniej myśli Chłędowski o Dzieduszyckim, zasługuje na to, aby mu powtórzyć słow a Philoludzkiego, które wypowiedział w „Rozmaitościach“ : „Ubóstwo ducha czyni nas nie­ sprawiedliwymi“ *). Takim to bardzo cierpkim aforyzmem godzi on w swojego przeciwnika, przypominając zarazem, co sądził Ignacy Krasicki o krytyce zupełnie bezstronnej. Gdyby Dzieduszycki taką krytykę m iał na oku, byłby „wytknął błędy dzieła“ Niemcewicza, „lecz mu nie odejm ował i jego pi ękności . . „Pomny, że zdania ludz­ kie nieomylności cechy pod żadnym względem mieć nie mogą, byłby

z pewnością wyroków swoich nie potępił dzieła tyle szacownego,

a nadewszystko, oszczędzając delikatność osoby, nie byłby ostrem piórem dotykał męża, który jak jest zaszczytem literatury polskiej, tak teź i szacunek rodaków posiada“ . Hołdem dla „czcigodnego sta rc a “ rozpoczął Chłędowski, hołdem kończy.

* *

*

Tyle powiedziano o teoryi rom ansu i o „Janie z Tęczyna“ . Streszczę to pokrótce.

Dzieduszycki popełnia błąd zasadniczy, powiem : dziwny, że nie ocenia „Jana z Tęczyna* jako r o m a n s h i s t o r y c z n y . O tym rodzaju rom ansu nie wpomina ani słówkiem, jakby on wcale nie istniał, lub jakby istnienia jego nie uznawał. A takie postępowanie miało swoje następstwa. To właśnie było powodem, źe Dzie­ duszycki zarzucił Niemcewiczowi niesłusznie fałszywą teoryę rom ansu ; to było powodem, źe z tej teoryi, rzekomo fałszywej, w yprow adzał dalsze błędy rom ansu: brak charakterystyki osób, chociaż ten brak nie pozostaje w żadnej łączności z teoryą rom ansu Niemcewicza, i zam iar nakreślenia „obrazu tow arzystw a narodu jakiego w tej lub owej epoce“, chociaż bez tego zam iaru Niemcewicz nie m ógł­ by napisać rom ansu historycznego. To ciągłe potępianie teoryi Niemcewicza nasuw a gwałtownie jedno tylko przypuszczenie.

Dzie-ck iego. Chm ielowski : D zieje k rytyk i literaDzie-ckiej w P olsce, 105. Z ob­ cych pisarzy zobacz np. B onterw ek : A esth etik , W y d . cytow . I., 191. *) B liższ e w yjaśn ien ie co do tego P hilolu dzkiego na sam ym końcu pracy.

(20)

duszycki widocznie nie zdaje sobie sprawy z tego, że ogólna teorya rom ansu da się zastosować najzupełniej do rom ansu histo­ rycznego, że rom ansopisarz w tym ostatnim rodzaju rom ansu daje w duchu czasu tło i charaktery, a raczej to, co stanowi history- czność charakterów, a poza tem zastosowuje te same sposoby two­ rzenia, jakie obowiązują twórcę każdego romansu. Zdaje mu się, że, jeżeli Niemcewicz mówi tylko o stronie historycznej rom ansu, nadweręża tem samem zasady teoryi rom ansu wogóle.

Podaje natomiast Dzieduszycki swoją własną teoryę rom ansu. Jest ona trafną, aczkolwiek nie dosyć pełną i wówczas już zupeł­ nie nie nową. Podnosi to, co było zawsze w romansie zasadniczem i najważniejszem i co pozostało niem aż do dnia dzisiejszego, mimo, iż przebiegł od tego czasu drogę tak długą i osiągnął, zda­ wałoby się, szczyt swego rozwoju : rom ans ma dać poznać czło­ wieka, wszystkie jego uczucia i namiętności, a tem samem ma zerw ać ze światem tych istot, które przedstawiał romans aw antur­ niczy i przesadnie sentymentalny. A wypowiedział to nasz krytyk bardzo dobitnie i tonem głębokiego przekonania.

Inne szczegółowe zarzuty, z którymi wystąpił Dzieduszycki przeciw „Janowi z Tęczyna“, o ile nie pozostają one w związku z „historycznością“ romansu, są bardzo słuszne. Brak charaktery­ styki u osób powieści, nawet u jej bohatera (przyczem dosadne określenie roli bohatera w powieści), za dużo uczt i biesiad — na wszystko to trzeba się zgodzić bez zastrzeżeń. Zwłaszcza pierwszy zarzut Dzieduszyckiego co do charakterystyki osób odgrywa wielką rolę w ocenie dzieła Niemcewicza i wyrobieniu sobie o niem sądu. To też wobec tych ostatnich uwag, tak odpowiadających naszym dzisiejszym zapatrywaniom, uderza jedno : że autor ich nie poddał jeszcze krytyce układu romansu, nie podniósł błędów jego jako artystycznej całości.

A co do zalet „Jana z Tęczyna“ ? O wskazanie ich tak dopo­ mina się Chłędowski u Dzieduszyckiego ! Nie widzi on tutaj żadnych innych zalet, ja k tylko ową tragiczną sielankę na wyspie Bittern, która jest, zdaniem jego, „najpoważniejszą częścią rom ansu“, jak tylko „styl piękny i wysłowienie czyste, łatw e i ozdobne“ . I na tem koniec. Do tego zaś sąd swój surowy, a nie zawsze uspraw ie­ dliwiony, wyraża w sposób zbyt szorstki i nie dbający o jakąś więcej delikatną formę. Nie usposabia go łagodniej ani ta okoliczność, że literatura romansu była u nas w tych czasach bardzo uboga, ani t a , że był to nasz p i e r w s z y romans h i s t o r y c z n y , rodzaj romansu, o którym nic nie chce wiedzieć.

Chłędowski, gorliwy obrońca Niemcewicza, rozpatruje „ J a n a z Tęczyna“, zgodnie z zamiarem autora, jako romans historyczny; stacza też walkę o to z Dzieduszyckim. Zajmując jednak takie sta­ nowisko, nie zapytuje wcale, czy Niemcewicz spełnia rzeczywiście wszystkie warunki, jakich wymaga się od dobrego romansu h isto ­ rycznego. Pod tym względem ma dla autora „Jana z Tęczyna“ tylko

(21)

w yrazy uznania. Przeładowanie zaś rom ansu obrazami history­ cznymi, przedewszystkiem ucztami, brak dostatecznej łączności scen historycznych z wątkiem powieściowym, usprawiedliwia Chłę­ dowski dążnością Niemcewicza do przedstawienia czytelnikowi św ie­ tnych obrazów dawnej Polski — usprawiedliw ia więc celem dydak­ tycznym.

W dalszych swoich wywodach czyni Chłędowski niejedną trafną uwagę, ale posuwa się w nich prawie zawsze zadaleko. Ma słuszność, kiedy przestrzega, ażeby nie oceniać dzieł wyobraźni według jakichś „m artw ych“, jak powiada, teoryi, ażeby raczej ro z ­ ważyć, jaki był cel autora i uznać cechy odrębne jego talentu czy geniuszu, jeżeli na to uznanie rzeczywiście zasługuje; rozpisuje się jednak o tem za długo wobec tego, źe zgadzano się wówczas na to powszechnie. Twierdzi nie bez podstawy, że rom ans ze w szyst­ kich rodzajów literatury pięknej ma najmniej ustalone prawidła, ale przejm uje się tem tak bardzo, że nie znajduje dla rom ansu praw ie żadnych. Uznaje wprawdzie to jego określenie, które podał Dzieduszycki, nie uw aża go jednak za w ystarczające: swego w łas­ nego natom iast nie p o d a ł, czy nie zdołał podać. Przyjmuje w re­ szcie teoryę Goethego co do bohatera i charakterów w romansie, lecz albo wyprowadza z niej wniosek fałszywy, że w rom ansie można obejść się bez należytej charakterystyki osób, albo przed­ staw ia całą tę rzecz dla nas niezrozumiale. Tak więc Chłędowski podnosi rozmaite zajm ujące i zasadnicze zagadnienia, lecz nie dobrze zważa, do jakiego celu one go doprowadzą, to też ostateczny wynik jego zapatryw ań zawisa niejednokrotnie jakby w powietrzu.

W całym sporze dwu autorów zadziwia nas jedno. Chłędow­ ski tyle razy mówi tutaj o romansie historycznym, a nie wspomina ani razu o W alter - Skocie, podobnie jak to uczynił Niemce­ wicz. Woli mówić o Yan der Velde’m. A przecież przyjmuje Niemcewiczowskie określenie rom ansu historycznego, a w ię c , jak już wiemy, rom ansu W alter-Skotta. Prędzej można zrozumieć mil­

czenie Dzieduszyckiego o autorze „W averleya“, bo tego nie obcho­ dzi wcale ten rodzaj romansu. Ale Chłędowski? Gdyby nawet nie czytał artykułu w „A strei“, nie podobna przypuścić, ażeby w r. 1825 nie znał jeszcze W alter-S kotta, albo, ażeby się nie domyślał, że Niemcewicz rozpraw ia w przedmowie nie o kimś innym, tylko o szkockim autorze.

A przecież było to wówczas nazwisko bardzo głośne. Od lat kilku, mianowicie od r. 1820, rozbrzmiewała sława rom ansów W alter-Skotta w Europie, przedewszystkiem we Francyi *) i w Niem­ czech 2). W ywoływały one zachwyt i naśladownictwo. W pływ ich

4 6 B ronisław C zarn ik ,

*) Maigron : Le roman historique à l ’époque romantique. L ivre I I, Chap. 1.

2) Dr. W enger Karl: H istorische Romane deutscher Romanti­

(22)

na działalność literacką pisarzy polskich zjawia się nieco później. „Jana z Tęczyna“ (1825) uważamy dotychczas za pierwszy nasz rom ans w rodzaju romansów Walter-Skotta. Później nastąpiły inne, przedewszystkiem Bronikowskiego i Bernatowicza. I przekłady romansów (nie poematów) autora „Kenilwortha“ rozpoczynają się dopiero od r. 1826 *). Romanse te jednak znano u nas, głównie z przekładów francuskich, w pismach zaś naszych zdawano dobrze sobie sprawę z tego, czem był Walter-Skott w literaturze i co zdziałał dla rozwoju rom ansu historycznego i rom ansu wogóle, aczkolwiek pisano o nim niewiele. W ystarczy przypomnieć znany nam już dobrze artykuł Bodina w „Astrei“ ; inne artykuły nie zajm ują się jego romansami, tylko poezyą, o romansach jest tylko znaczna ilość kró­ tkich wzmianek, donoszących o sław ie i powodzeniu literackiem autora.

Wymienienie nazwiska Walter-Skotta, zwrócenie uwagi na jego twórczość i znaczenie, możeby wprowadziły naszych krytyków na nieco inne tory. Może Dzieduszycki oceniałby „Jana z Tęczyna“ jako romans historyczny, może Chłędowski pod wpływem tego twórcy rom ansu historycznego sięgnąłby głębiej w istotę tego rodzaju tw ór­ czości i przypatrzył się nieco baczniej „historyczności“ utworu Niemce­ wicza. Walter-Skott mógłby ich obu pobudzić do niejednego jeszcze spostrzeżenia i niejednej uwagi. Zapalony i gorący miłośnik prze­ szłości ojczystej, przewyborny jej znawca, wprowadził pierwszy do swego rom ansu rzeczywiste tło historyczne i koloryt historyczny, a na tem tle przedstaw iał ludzi najrozmaitszych w arstw i najroz­ maitszych typów, przedstawiał ich mieszkania i ubiory, ich u ro ­ czystości i zabawy, a przedewszystkiem ich zwyczaje i obyczaje. Pisząc tym sposobem rom ans historyczny o b y c z a j o w y , jak dobrze powiedział Bodin, daw ał pośrednio wzór dla późniejszego rom ansu obyczajowego w w i e l k i m s t y l u , sam bowiem rom ans obycza­ jowy istniał przed W alter-Scottem , już od Le Sage’a począwszy. C harakteryzując zaś swoje postaci po swojemu, niemniej po mi­ strzow sku , uczył tworzyć charaktery. Utworami tymi wreszcie przyczyniał się niezmiernie do wyrobienia techniki romansu : malo- wniczość i dramatyczność opowiadania, niezrównany dyalog, oto wybitne ich zalety 2).

(Untersuchungen zur neueren Sprach- und L iteratur - G eschichte herausg. von Dr. W alzel. 7 H eft). — Mielke : Op. cit. str, 91 — 98.

J) O ile w ie m , to przedtem przełożono tylk o w „Kurjerze dla p łci p ięk nej“ (1828, II, nr. 1 8 — 21) kilka w yjątków z romansu „Pew ril z P ik u “ i dodano króciutki w stęp o W alter-Skocie.

2) O W alter-Skocie, jego znaczeniu i w p ływ ie zobacz p rzyta­ czane już kilka razy wyborne dzieło M aigron’a : Le roman h isto ­ rique etc.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 16/1/2,

He supplies a model of impoliteness superstrategies based on Brown and Levinson’s division of politeness strategies claiming that corresponding strategies instead of providing

Przeciwstawiając się prawu kościoła i narażając się na reakcję z jego strony, nie był Orzechowski jedynym, był jednak pierwszym, który starał się swe postępowanie

Jest to sprawa bardzo istot­ na zwłaszcza w ramach formacji odbywającej się w zamkniętym środowisku formacyjnym (czy wychowawczym), jakim jest seminarium duchowne. I tu

[r]

Należy przyznać, że daleko idąca in­ tegracja w ramach przeprowadzonego podziału nie może budzić wątpliwości, a w pełni słuszna jest teza, iż „przy

Jak też Krasińskiego osadzić w historii końca XX wieku, w historii, której mechanizmy chciałby zapewne pojąć (bo był nią obsesyjnie zain­ teresowany, chciał był

The kernel of the algorithm for the solution of the three-dimensional flow field around a circular cylinder is formed by the spectral algo­ rithm for the determination of the