• Nie Znaleziono Wyników

Listy Andrzeja Niemojewskiego do Ludwika Gumplowicza z okresu "Legend" i przekładu "Życia Jezusa" Renana

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Listy Andrzeja Niemojewskiego do Ludwika Gumplowicza z okresu "Legend" i przekładu "Życia Jezusa" Renana"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Barycz

Listy Andrzeja Niemojewskiego do

Ludwika Gumplowicza z okresu

"Legend" i przekładu "Życia Jezusa"

Renana

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 41/2, 560-581

(2)

dni te same ustaw y, jakie z różnym różnego czaśu skutkiem głosił przez osiem wieków w niepodległej Polsce (s. 106).

To nastaw ienie an tykościelne oraz śm iałość w yw odu w płynęły de­

cydująco n a ocenę pracy, odrzucenie jej przez fachow ych referen ­

tów , pow ołanych przez W y d z ia ł2: zaustriaczonego profesora praw a

kanonicznego, U d a lry k a H e y z m a n n a , i m iernego profesora h i­

sto rii p raw a polskiego, P io tra B u r z y ń s k i e g o , k tó rz y zapuszczając

się nie ty le w isto tę w yw odów G um plowicza, ile po d k reślając

wrogie nastaw ien ie a u to ra w obec duchow ieństw a, a n aw et Kościoła,

akcentow ali p ły n ący s tą d b ra k ścisłości i bezstronności badaw czej,

specyficzny dobór źródeł przedłożonych prac. Zbiorow y refe ra t z d a ty

8

łipca tego ro k u, k ry ty k u ją c y niezw ykle ostro w yw ody a u to ra ,

osłodzony b y ł ty lk o końcow ą uw agą o literack ich uzdolnieniach

k a n d y d a ta , podkreślał m ianow icie jasność przedstaw ien ia obu prac,

um iejętn ość k om pozycji..., b y n a koniec p oradzić k a n d y d a to w i szu­

k an ie szczęścia w in n y m dziale w iedzy praw niczej („dass d r Gum-

plowicz seine K rä fte n ic h t in einem an d eren Zweige der K echtw is-

sen sch aft v e rsu c h t h a b e ” ). S ta ł się on p o d staw ą uchw ały W ydziału

z tegoż dnia, odrzucającej h a b ilita c ję w „im ię ścisłości i b e z stro n ­

ności b a d a ń dziejow ych, k tó ry c h przestrzegać w inien W ydział w in ­

teresie praw dziw ie um iejętnego w y k ła d u ”

3

.

1

p

O dm ow a w yw ołała napięcie w alki ze pstrony Gum plowicza,

k tó ry z początkiem ro k u następ neg o (praw dopodobnie 9 stycznia

1869) w niósł przez W ydział „rek u rs albo przed staw ien ie” do M ini­

ste rstw a Oświecenia w W iedniu. W skazyw ał w nim zręcznie, że w p r a ­

cach sw ych nie om aw iał kw estii religijnych, ale zagadnienia z ogólnej

h istorii praw a, k tó re z K ościołem kato lick im m iały luźną styczność

i zajęły ty lk o niewiele stronic w sam ych w yw odach. Zw alczając

z a rz u t tendencyjności, fałszywego przedstaw ienia, n ak rę c a n ia fa k ­

tó w i odpow iedniego p rep aro w an ia źródeł, sam przechodził do a ta k u

2 N a posiedzeniu w dniu 10 stycznia t. r. (ProtoTcoły posiedzeń Wydziału

P rawa 1861/2 —1869/70, tam że).

8 W niosek referentów stw ierdzał, „dass bei dem U m stande als die vorlie­ genden Arbeiten als historische ihrer ausgeprägten Tendenz wegen einen g e­ ringen wissenschaftlichen W ert haben, ihn die Vorträge über allg. Beclit- geschichte nicht anvertraut werden können, weshalb er m it seinem Gesuche abzuweichen” . W dłuższej debacie nad wnioskiem , prof. Fr. Zoll i Szlachtowski proponowali dopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego dla ostatecznego przekonania się o uzdolnieniu kandydata, ale wobec sprzeciwu referentów wniosek H eyzm anna i Burzyńskiego przeszedł jednogłośnie (Prot. pos. W y ­

(3)

LISTY NIEMOJEWSKIEGO

561

i śmiało form ułow ał pod adresem referentów za rz u t przem ilczenia

pew nych kw estii czy celowego rozdm uchania in ny ch (spraw a czy­

nienia różnicy m iędzy katolicyzm em a chrystianizm em , szczególnie

silnie p o dkreślana przez referentów ) i wreszcie wskazyw ał n a isto tn e

cele p rac y o historii Żydów , n a k tó rej — ja k zapew niał — zam ierzał

przeprow adzić przykładow o tezę, że chaotyczne i niekonsekw entne

ustaw odaw stw o względem Żydów w Polsce stanow iło jeszcze jeden

p rzejaw anarchistycznego p ierw iastk a u stro ju politycznego Polski,

k tó ry prow adził do u p a d k u p ań stw a („in welcher die E ech tsfrag e

eine M achtfrage sei” ). E e k u rs, op atrzo n y (w dniu 10 m arca tego

roku) k azu istyczn ą odpow iedzią referentów , odesłany został do Mi­

nisterstw a, gdzie sp o tk ał się z form alnym potraktow aniem , a w ła­

ściwie um yciem rąk , stw ierdzeniem m ianowicie niem ożności m ery ­

torycznego ro zp a try w a n ia spraw y i ograniczenia ko m petencji fa ­

chow ych recenzentów .

Desinteressement ze stro n y M inisterstw a w reskrypcie z 29 kw iet­

n ia t. r. zadecydow ało o dalszych losach Gumplowicza. M ając od ­

ciętą drogę do p racy uniw ersyteckiej w Polsce, po kilku la ta c h dzia­

łalności publicystycznej n a stanow isku red a k to ra K r a j u (1871 — 74),

przeniósł się ostatecznie n a stałe do G razu, gdzie w r. 1876 p rzep ro ­

w adził h ab ilitację, a po przełam aniu nowych trudności ze strony

tam tejszeg o gron a profesorskiego4, o trzy m ał w r. 1892 k a te d rę praw a

politycznego. N iem niej niem ożność poświęcenia się p racy w k ra ju

zostaw iła w um ysłowości Gum plow icza stały uraz psychiczny, k tó ­

rego zew nętrznym w yrazem było to, że od w yjazdu ani razu nie

odwiedził k ra ju 5.

G dy Gumplowicz u św itu zaczynającego się nowego w ieku m iał

już najw ażniejsze b u rze i w alki za sobą, m łodszy odeń o la t trz y ­

4 Z listu K. Chłędowskiego do L. Gumplowicza z 27 X 1889 okazuje się, że pom agał on gorąco Gumplowiczowi w uzyskaniu katedry, m. in. in ter­ weniując u Tadeusza Rittnera, referenta w Ministerstwie Oświaty, który zapewnił go, że „tw oja profesura bardzo mu leży na sercu, chciałby to prze­ prowadzić” , ale wina to głównie opieszałości kolegium profesorskiego i „w iecz­ nej oszczędności” Ministerstwa Skarbu. W liście z 16 VI 1892 radził Gumplo­ wiczowi przyjechać do W iednia, „jak akt z propozycją będzie tu ta j” , a p o ­ przednio (15 V t. r.) w yjaśniał, że musiał sobie „ sw ą k s ią ż k ą z a s z k o d z i ć nie tu taj, ile pom iędzy profesorami w Grazu” . „PoniewTaż zaś — w yw odził Chłędowski dalej — ostatecznie z Grazu wychodzą propozycje na profesurę, w ięc książka zawsze sprawę pogorszyła” .

(4)

dzieści bez m ała A. M e m o je w sk i6 w chodził właśnie w epokę szczytow ą

swych bojów o w olną i niezależną m yśl w Polsce. Człowiek postępu,

p o d ejm u jący ju ż w pierw szych swych u tw o rach poetyckich w alkę

przeciw krzyw dzie społecznej („ro m an ty k iem społecznym “ nazw ie go

W . F eld m an ), b y ł jednocześnie M em ojew ski z głębi duszy — m im o

buńczucznego d e k la m ato rstw a — racjo n alistą. T en to racjonalizm

w yprow adzi go rychło n a drogę daleko idącej k ry ty k i katolickiego

sy stem u wierzeń, pchnie go — jak że spóźnionego spadkobiercę

niem ieckiego i francuskiego pozytyw izm u religijnego, dzieł F r.

S trau ssa i E e n a n a — do nowego, czysto ludzkiego ujęcia postaci

C hrystusa.

P ierw szym w alnym krokiem , k tó ry n arobił wówczas ty le w rzaw y

w społeczeństw ie polskim , było ogłoszenie Legend. M e dopuszczone

przez k o nsystorz w arszaw ski do d ru k u w K rólestw ie Polskim , u k a ­

zały się one w r. 1902 n ak ład em H . A ltenb erg a we Lwowie. Skonfis­

kow ane przez p ro k u ra tu rę au stria c k ą , zostały im m unizow am e drogą

in terp elacji poselskiej w parlam en cie au striack im (odczytano je

wówczas w całości z try b u n y ), co um ożliwiło ponow ne ich w ydanie pod

w ym ow nym ty tu łe m , T ytu ł skonfiskow any 7, we Lwowie w r. 1903

nak ład em Polskiego T ow arzystw a N akładow ego. P o sy p ały się p ro ­

te sty , w ycieczki polem iczne i gorączkow a a g ita cja ze stro n y części

społeczeństw a. M e ugiął się M em ojew ski pod obuchem k o n c e n try ­

cznych atakó w , lecz p o d jął zaciętą w alkę, k tó re j dram aty czn e

epizody naśw ietla częściowo niniejsza korespondencja.

W yrósłszy dość niespodzianie dzięki Legendom n a „polskiego

E e n a n a ” , przez przeszło la t dziesięć b ył M em ojew ski jed n y m

z czołowych szerm ierzy w olnom yślicielstw a polskiego, którego p ro ­

pagandzie poświęcił w y daw an ą przez siebie od końca r. 1906 M y ś l

N i e p o d l e g ł ą i osobno do niej dodaw ane tom iki. P ogrążyw szy się

z nam iętnością w walce, rzucał M em ojew ski raz po raz nowe pism a,

bro szu ry i rozpraw y, będące częściowo owocem studiów naukow ych,

a m oże więcej jeszcze w ytw orem dążności publicystyczno-polem icz-

n y ch i a g itacy jn y ch . N iektóre z nich w yw ołały wiele w rzaw y i uległy

k onfiskacie: w r. 1907 rzecz O pochodzeniu naszego Boga (w ydanie

M y ś l i N i e p o d l e g ł e j ) ; dalej Objaśnienie katechizmu, W arszaw a

1907 (wyd. M y ś l i N i e z a l e ż n e j ) , k tó re naraziło go n a dotkliw e a ta k i

6 Twórczość N iem o jewskiego przypom niał ostatnio J. Krzyżanowski. 7 Jednocześnie, (r. 1902) postępow a K r y t y k a krakowska pod redakcją W . Feldm ana ogłosiła w związku z tym ankietę pod wiele m ówiącym tytułem :

(5)

LISTY NIEMOJEWSKIEGO

563

polem iczne (ks. Ig nacy Charszewski, Wtóra podróż do Ciemnogro­

du z powodu zamachu na Tcatechizm, W arszaw a 19 0 9 8 ; Katechizm

wolnego myśliciela, 1914). N iektóre z utw orów cieszyły się dużym

w zięciem : rozpraw a Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych

(W arszaw a 1909) doczekała się przek ładu niemieckiego (Gott Jesus

im Lichte fremder un d eigener Forschungen, M ünchen 19 1 0 )9. Zagłę­

biając się coraz więcej w przedm io t dokonał naw et N iem ojewski

przek ład u h istorii żydowskiej Jó zefa Flaw iusza.

O tóż n a te j drodze bezkom prom isow ej p ro pagan dy wolnom y-

ślicielstw a zetk n ął się Niem ojewski zaraz w jej początkach z L .G um -

p lo w icz e m 10. P la tfo rm ą , n a k tó rej n astąpiło zbliżenie, b yła p o ­

śm ie rtn a spuścizna dziejopisarska sy n a L udw ika Gum plowicza,

m łodo zm arłego (śm iercią sam obójczą) M aksym iliana (1864—1897),

a właściwie jed n a tegoż rozpraw a o konflikcie Bolesława Śmiałego

ze Stanisław em Szczepanowskim.

M aksym ilian Gumplowicz, w ychow anek U n iw ersytetu W iedeń­

skiego i (częściowo) Lwowskiego (tu jako uczeń K sawerego Liskego

i T adeusza W ojciechow skiego11), łącząc z um iejętnością k ry ty c z n ej

analizy te k s tu źródłowego śmiałość przypuszczeń i oryginalność

spojrzenia historycznego n a procesy dziejowe, ze szczególną lubością

zajm ow ał się rozw iązyw aniem n ajb ard ziej ciem nych i zawiłych zagadek

z pradziejów Polski, tak ic h ja k osobistość Galla A nonim a, spraw a

istn ien ia obrząd ku słowiańskiego, p o lity k a w ew nętrzna pierw szych

P iastó w , a w śród nich tak ż e rozśw ietleniem spraw y św. Stanisław a.

W iadom o, że ju ż od czasów N aruszew icza i T. Czackiego p rzyk uw ała

ona uw agę b adaczy dziejów, a k a żd a generacja h istoryków polskich

staw ała przed ty m zagadkow ym w ydarzeniem , sta ra ją c się dać w łasną

jego in te rp re ta c ję (Lelewel, A. Bielowski, K om arnicki, F r. Stefczyk)

w oparciu o tajem n iczy i niejasny przekaz G alla: negue episcopum

8 N a co odpowiedział Niem ojewski broszurą: Sprawa Legend i objaśnienia

katechizmu. Przyczynek do dziejów kultury w Polsce na początku X X stulecia.

9 Studium drugim b yło: W arum eilten die Jünger nach Emm, aus ?. Frank­ furt a. Main 1911.

10 Swój stosunek do religii określił Gumplowicz w rozprawie : Glaube und

W issen (odb. z czasopisma D e u t s c h e W o r t e , 1896): „Unser Gott thront in

unserem Herzen; er ist die W a h r h e it und das r e in e G e w is s e n . Er leistet uns ganz dieselben Dienste wie jeder andere Gott seinen Gläubigen, ja, er hat vor allen anderen noch gewisse grosse Vorzüge” (s. 5) — był to zatem deizm.

11 Por. szczegółową jego biografię w druku : Biblioteka Polska w W iedniu.

(6)

traditorem excusam us. . . 12 D ługi czas m iała ona jed n a k asp ek t czysto

eru dy cy jn ej egzegezy te k s tu Gallowego i dopiero n a przełom ie w. X I X

i X X o trzy m ała dość niespodzianie pub licy sty czn y w yraz walki

św iatopoglądow ej dw óch obozów : ultram o n tań sk ieg o i zachow aw ­

czego oraz postępow ego i wolnomyśUcielskiego.

J e d n ą z pierw szych prób w yzyskan ia spraw y św. Stanisław a dla

celów p u blicy sty czn y ch było w ystąpienie A. Niem ojewskiego z a r­

ty k u łe m Wobec historii n a łam ach P r a w d y Św iętochow skiego z 14/27

w rześnia 1902, t. X X I I , n r 39, s. 463, w oparciu o dociekania

h istoryczne M. G um plow icza. K w estii te j poświęcił M. Gum plowicz

osobną rozpraw ę, ogłoszoną w r. 1898 w K w a r t a l n i k u H i s t o ­

r y c z n y m (Bolesław Śm ia ły i biskup Stanisław ) oraz jednocześnie

w d o d a tk u do p o śm iertnie ogłoszonych jego studiów historycznych

Z u r Geschichte Polens im M ittelalter, In n sb ru c k 1898, s. 2 3 9 —258.

W pu b licy sty ce polskiej przeszło to bez echa. D opiero in n a re ­

d a k c ja tej rozpraw y, ogłoszona przez K r y t y k ę W . F eld m an n a,

m iała ro zp ętać w alkę, k tó rej część d ru ga ześrodkuje się w polem ice

ze S zkica m i z jedenastego w ieku T. W ojciechow skiego. T a to ro z­

p raw a G um plow icza s ta ła się dla N iem ojew skiego dogodnym p u n k ­

te m zaczepienia. W a rty k u le sw ym p rzy stą p ił a u to r Legend do ro z­

p raw ien ia się z p o p u larn y m ujęciem spraw y św. Stan isław a i p a n u ­

jący m dw oistym n a n ią spo jrzen iem : raz uznaw an iem b isk u p a k r a ­

kowskiego za świętego narodow ego,to znow u pasow aniem B olesław a

Śm iałego n a p rzedstaw iciela a n ty rz y m sk ich dążności Polski. Nie

chodziło w ty m w y p a d k u N iem ojew skiem u w yraźnie o przep ro w a­

dzenie te z y o zdradzie św. S tanisław a, czy w ogóle o obalenie „m ig­

dałow ego” — ja k się w yraził — poglądu J . Szujskiego n a spraw ę

m ęczeństw a, skoro podnosił, że k o n flik t k ró la z b iskupem wyrósł

n a tle ob rony o b rzą d k u słowiańskiego i niezależności K ościoła p o l­

skiego od k u rii rzym skiej przez Stanisław a Szczepanow skiego. Co

w ięcej,^stw ierdzał N iem ojew ski wręcz, że zw ycięstwo idei Szczepa­

nowskiego obroniłoby n as od opłakanej epoki jęzu ity zm u , szerzą­

cego kosm opolityzm katolicki, n ieto le ra n cję szlach ecko -arystok ra­

ty czn ą.

K am ieniem ob razy okazała się zatem te n d e n c ja b u rzen ia legendy,

a przede w szystkim - ukazan ie u ltra m o n ta n iz m u jak o siły wrogiej

narodow i polskiem u i idei poro zu m ienia słowiańskiego.

(7)

LIST Y NIEMOJEW SKIEGO

565

W ystąp ien ie К iemoj ewskiego wniosło po niedaw nych Legen­

dach w w arszaw skie sfery zachow aw czo-nltram ontańskie olbrzym ie

poruszenie i ferm ent. W obronie uświęconej tra d y c ji w ystąpił anoni­

m ow y p u b licy sta, u kry w ający się p o d inicjałam i B . S., z sążnistym

arty k u łem Wobec historii i logiki w konserw atyw no-katolickim S ł o ­

w i e (2/15 i 3/16 października 1902, n r 237 —8), w k tó ry m porów nu­

ją c Eiem ojew skiego ze zd rajcą Badziejow skim , dla p ry w a ty nie w a ­

h a ją c y m się przed z d ra d ą własnej ojczyzny, zarzucił autorow i Legend

k o m p le tn ą nieznajom ość lite ra tu ry historycznej, całkow ity b ra k

o rien tacji w p o ruszanym przedm iocie, nam iętność polem iczną

i w ogóle targn ięcie się n a spraw y „z b y te m i pom yślnością

ogółu zw iązane” oraz „w yciąganie wniosków a k tu a ln y ch z jak ie ­

goś nie stw ierdzonego przypuszczenia o w ypadku sprzed w ieków” ,

tw orzenie jeszcze jednej legendy o u p a d k u Polski n a sku tek zabójstw a

Stanisław a Szczepanowskiego przez Bolesława Śmiałego i z a tra ty

żyw otnej idei słowiańskiej w Polsce.

O stre w ystąpienie p u b licy sty S ł o w a pchnęło M em ojew skiego

do odpowiedzi polem icznej (Ludziom zlej woli, P r a w d a , 12/25 p a ź ­

dziernika, n r 43, s. 510—11), w k tó rej odpierając z a rz u t nieuctw a, roz­

m yślnego preparow an ia i fałszow ania historii, nie tylko bron ił tezy

o istn ien iu o b rząd ku słowiańskiego w Polsce, gorąco spierał się o słusz­

ność w niosku Gum plowicza, ale staw iał p o d jętą przez siebie walkę

już n a szerszej platform ie zasadniczego przeciw ieństw a m iędzy si­

łam i p o stęp u i w stecznictw a.

Bo ja was znam nie od dzisiejszego pokolenia — pisał. — Co w y urządzacie m nie dziś, to wasi poprzednicy urządzili mojemu ojcu niegdyś. Bo gdy po uwłaszczeniu chłopów razu pewnego zebrała się szlachta i mimo ciężkich czasów wnosiła zdrowie różnych panów „A dolfów ” i panów „Mi­ chałów ” , Ojciec mój, aczkolwiek uwłaszczeniem bardzo na m ajątku zu ­ bożał, wniósł zdrowie nowych obyw ateli włościan, byśm y ich nareszcie za braci uznali. Więc zaraz poszły huki po kraju: traditor — traditor — i tylko niepokalany charakter Ojca mojego zmusił ty ch ciem nych ludzi do m ilczenia.... K ażdy triumf europejskiej nauki — rzucał dalej w twarz zachowawczym publicystom — każdy przewrót w poglądach na świat za­ krywaliście waszym i deskami, każdą prawdę naukową zam ykaliście naj­ pierw na klucz, a piszecie tylko to, co raczy zezwolić bieżący proboszcz parafii S ł o w o .

(8)

szerm ierzam i p o s tę p u : M em ojew skim i L. Gum plowiczem . Ciekawy

te n dwugłos literacki, trw a ją c y do p odróży M em ojew skiego do

P a le sty n y i E g ip tu w r. 1904, rzuca nieco św iatła n a w alkę dwóch

obozów w Polsce : postępow ego i zachowawczego, a zarazem stanow i

on c h a ra k te ry sty c z n y przyczy nek do naszej m yśli racjonalistycznej

w z a ra n iu bieżącego wieku.

H enryk Barycz

1

W a r s z a w a , d n ia 2 0 p a ź d z i e r n i k a 1 9 0 2 . K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny P anie Profesorze1

List Pana Profesora będzie dla mnie drogą pam iątką, bo skoro człowiek głębokiej w iedzy daje mi poparcie moralne, to mogę śmiało i z otuchą w sercu odpierać napaści konserwatywnej prasy warszawskiej. W łaśnie S ło w o p o­ mieściło dwa sążniste artykuły przeciwko mnie z powodu felietonu Wobec

historii. Traktuje m nie jak Radziejowskiego, jak zdrajcę, którego W a r s z a w s k i

D n i e w n i k 2 za ,,odw agę” pochwalił, zarzuca mi nieuctwo i jednym słowem denuncjuje mnie przed polską społecznością. Ale w ątpię, czy im moja odpowiedź sm akować będzie. Odpowiedź tę składa już drukarnia P r a w d y . O ile cen­ zura nie porobi dziur, będzie to policzek dla nich. N ie jestem wprawdzie historykiem , ale dla odparcia ich zarzutów wystarcza naw et felietoniście się­ gnąć do skromnej domowej biblioteczki. Ci szczególni patrioci, którzy jeszcze dwa lata tem u „szyli nićm i białym i u god y” , chw ycili nagle kłębek ultra- czerwony i pęcznieją jak indyki. A le w W arszawie m inęły czasy ich bezw zględ­ nego panowania, m am y tu dość um ysłów św iatłych, liberalnych, na których poparcie liczyć można. A gdyby naw et nikt za nam i nie stanął, to i tak swoje robić będziemy.

Niechaj mi wolno będzie w yspow iadać się Panu Profesorowi, dlaczego tak mnie zajęła praca śp. Syna Pańskiego. Jeszcze na w szechnicy dorpackiej zajmowałem się sporem B olesław a Śmiałego z biskupem krakowskim, gdyż szkicowałem dram at. Ale, n iestety, obracałem się w błędnym kółku dom nie­ mań (jak zresztą wielu), nie m ogąc trafić w sedno. Rzuciłem ted y szkice do ognia. Dopiero genialny pom ysł śp. Maksa rozjaśnił jak błyskawica tę noc dom ysłów i nagle w szystko stało się jasne, proste, konsekwentne. I gdy od­ czytuję L e le w e la 3, Bielowskiego 4, K om arnickiego6 etc., odbieram wrażenie, że oni już zatoczyli koło, tylko centrum tego koła w ym acać nie m ogli. U czy-1 Z w yjątkiem listów nr 5 i czy-12, pisanych odręcznie, w szystkie inne p i­ sane są na m aszynie.

2 W artykule : P raw da o św. Stanisławie, nr 259.

3 W dziele : Polska wieków średnich. T. 2. Bolesława Śmiałego wpadek. Poznań 1856.

4 Synowie Chrobrego. P is m o z b io r o w e O h r y z k i. Petersburg 1859. 3 Zygm unt K om arnicki (1812 — 83), autor rozprawy: Św. Stanisław i B o­

(9)

LISTY NIEM OJEW SKIEGO

567

nil to śp. Syn Pański. Podziwiam jego intuicję i wiedzę, a z wyżej przytoczo­ nych powodów czuję dla niego wprost wdzięczność.

Pracę o B alduinie Gallusie znam 6, ale ponieważ w tym czasie mieszkałem na prowincji i nie mogłem śledzić za wszystkim , co się do tej sprawy odno­ siło, więc nie czytałem głosów Laguny i Pawińskiego. B yłbym bardzo obowią­ zany Panu Profesorowi za wskazówkę, gdzie mógłbym to odnaleźć, gdyż S ło w o tym i uczonym i się szczyci, więc można będzie zamknąć mu usta ich nazwiskami.

W tej chwili przynosi mi listow nik odbitkę D ie Quellen des Balduin Gallus. Składam Panu Profesorowi za to serdeczną podziękę.

Z najgłębszym szacunkiem, sługa Andrzej Niemojewski 2

W a r s z a w a , d n ia 25 p a ź d z i e r n i k a 1 9 0 2 r. K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny Panie Profesorze

Otrzymałem list Pana Profesora z d. 22 bm., a także pracę o studiach śp. Syna, odbitkę z P r a w d y , w ycinek z K r a ju , wreszcie dziś Leben und

Schicksale Balduin. Za to w szystko serdecznie dziękuję. Wprawdzie nie m o­

głem z tego skorzystać w tej chwili, gdyż moja łokciowa odpowiedź S ło w u została napisana przed tygodniem , a ukazała się w dzisiejszym numerze P r a w d y (który redakcja w ysyła Panu Profesorowi), ale przypuszczam, że przeciwnicy nie zam ilkną i że z tego materiału będę musiał czerpać w czasie bardzo bliskim . N ie wiem, czy odpowiedź moja zadowolni Pana Profesora; można to było napisać mądrzej i gruntow niej; proszę ją czytać pobłażliwie; ale nieraz wolałem czerpać argumenty z książek obozu przeciwnego, zresztą nie jest to rozprawa historyczna, tylko „odpow iedź” felietonowa. Chodziło mi także o to, aby tym panom ze S ło w a przypomnieć ,,łuk tryum falny” i „delegację” , bo to, co mnie zarzucają, że mówię, to oni r o b i l i 7. D ziś chw y­ tają każdą sposobność, aby zatrzeć ślady niedawnej p olityki, a tak niefortun­ nej, która biednego Prusa przyprawiła o zupełną utratę popularności, zwich­ nęła go i zniechęciła do pracy. Na szczęście warszawscy wstecznicy nie mają dziś ludzi zdolnych i silnych; żyją jak głodzony tłuścioch z dawniej nagro­ m adzonego sadła. Jednego szczerze żałuję, że w mej odpowiedzi (naturalnie za zezwoleniem Pana Profesora) nie pomieściłem wiadomości, że śp. Maksy­ milian zostaw ił dyspozycję publikacji rękopisów; S ło w o bowiem z właściwą sobie perfidią podsuwa m yśl, że te rękopisy b yły świstkam i „prawdopodobnie” przez autora lekceważonym i i nie przeznaczonymi do druku ; wprawdzie

e Osobie Galla i jego kronice poświęcił M. Gumplowicz kilka studiów :

Bischof Balduin Gallus von K ruszw ica, Polens erster lat. Ghronist (S p r a w .

A k a d . U m i e j , w W ie d n iu , 1895); Leben und Schicksale d. B alduin B i­

schofs v. Kruschw itz, Z e it s c h r . f . G e s c h ic h t e P o s e n X Y I, 1901, i odb. ; Żywot B aidw ina Gallusa, A t e n e u m , 1901, i' odb.; D ie Quellen des B alduin Gallus ( M i t t e ilu n g e n d e s I n s t i t u t s f . o e s t e r . G e s c h i c h t e , t. X X III

(10)

zdążyłem w dopisku umieścić, że w yszła nowa rzecz z teki pośmiertnej, ale to za mało. Rozumiem, co to b ył za gm ach pracy, szperań i rozmyślań. Nie mam pojęcia, jaki obrót weźm ie sprawa, czy będą jeszcze napadać, czy nie; w każdym razie nie chciałbym szafować tym argumentem bez zezwolenia Pana Profesora.

U waga Pana Profesora, iż przykro mu, że na mnie teraz zwala się odium w steczników , bardzo m nie chw yciła za serce, ale dla uspokojenia skrupułów Pana Profesora wyznam , że m nie w tej chwili nic więcej zrobić nie m ogą nad to, co już zrobili. Z powodu moich Legend (o Chrystusie) pow stało w lu ­ tym br. istn e piekło, w trzech dzielnicach Polski zawrzały dewotki oburzeniem, księża w yklinali mnie po ambonach, bigotki zbierały do P u z y n y 8 podpisy (niekiedy po 400), książkę skonfiskow ano, sądzono w sądach karnych, in ter­ pelowano w parlam encie, niejaka A ntonina M achczyńska puściła nawet w kurs wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z wierszem przeciwko mnie, w k tó ­ rym nazyw a mnie zdrajcą kraju, targowiczaninem itp . Jednym słowem, p rzy­ był piekłu polskiem u now y diabeł w mojej osob ie9. Ale z drugiej strony miałem od inteligencji piszącej i nie piszącej ty le dowodów sym patii, poparcia i obrony, że bynajmniej nie uważam się za ofiarę. Siedziałem w cytadeli, dotąd jestem pod dozorem policji, że m i nie wolno ruszyć się za rogatki W arszawy bez specjalnych zezwoleń, pracuję szczerze, więc jeżeli mnie ciem ni ludzie robią zdrajcą, to cóż ja na to poradzę! Przestałem po prostu „czuć” ten zarzut.

D n i a 2 6 p a ź d z i e r n i k a .

N ie dokończyłem wczoraj listu, a dziś nadszedł od Pana Profesora list drugi. Zawiera on znowu w iązankę cennych w iadom ości i wskazówek. N a razie chowam to jako m ateriał do obrony, a — o ile mi się to w szystko dobrze w głowie ułoży — to m oże napiszę do P r a w d y lub G ło s u duży artykuł na kilka numerów, albo broszurę, bo już m nie nawet spotkała propozycja co do tej ostatniej. Nasza prasa liberalna zdaje sobie dokładnie sprawę z tego, że księża i dewotki zanadto u nas rządzą i że trzeba ich porządnie gnieść. O św. Stanisławie n iestety prawie w szyscy wiedzą tyle, ile powiedzieli im księża, ale chętnie słuchają. Jakie bajki rozsiewają nasi duszpasterze o Gal­ lusie, niech zaświadczy fakt, iż, nauczyciele po seminariach duchownych d o­ wodzą, że słowo traditor było tylk o zanotowane przez Gallusa na m a r g in

e-8 Jan P uzyna (1842 — 1911), od r. 1895 biskup krakowski, od 1901 kardynał.

9 M am y przed sobą w ydanie późniejsze tego obrazka, z im p rim a tu r: „W olno drukować. Lw ów, 6 m arca 1903 r. f Józef, A rcybiskup” . Na odwrocie obrazka wiersz Zetrą głową wąża, pod tekstem podpis: A ntonina M a c h c z y ń s k a . Oto w ersety, do których N iem ojew ski czyni aluzje:

(11)

LISTY NIEM OJEW SKIEGO

569

s i e 10. Alumni w szystkiem u wierzą, dorośli śpiewają: „puch czarny, puch miękki pod głowę podłóżm y, śpiewajm y, a cicho, nie trwóżm y, nie trw óżm y!” W ięc taka bomba o słowiańskim obrządku to po prostu skandal. Ale Świę­ tochow ski słusznie zauważył, że nasze w alki są niczym w porównaniu z w al­ kam i za jego czasów. „W y — powiada — jedziecie dziś na resorach” . I ma rację. A rtykuł S ło w a jest plugaw y, a jednak są tam zastrzeżenia, gdyż wiedzą, że m amy tu, w W arszawie, już dużo takich, którzy nas słuchają bacznie.

Raz jeszcze najserdeczniej dziękuję Panu Profesorowi za tak rozległe inform acje, że się tak wyrażę: za to uzbrojenie do walki. Przemówiło d o­ piero S ło w o ,' a są przecież jeszcze P r z e g l ą d y K a t o l i c k i e , K r o n ik i R o d z in n e i zuchwałe K u r ie r y . Może po moim artykule dadzą spokój, a m oże nie, trudno przewidzieć. W każdym razie mam w ręku tyle dzięki Panu Profesorowi, że oczekuję spokojnie dalszej bomby.

Z najgłębszym szacunkiem i poważaniem Sługa

Andrzej Niemojewski 3

W a r s z a w a , d n ia 29 p a ź d z i e r n i k a 1 9 0 2 . K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny Panie Profesorze

Wczoraj otrzym ałem list z d. 26 wraz z wycinkami sprawozdania w A l i g . Z e i t u n g i odpowiedzi księdza C hotkow skiego11, dziś zaś kartę pocztow ą z d. 27 br. Szczęśliwy jestem niezmiernie, że replika moja spodobała się Panu Profesorowi. D otąd w innych pismach cicho, może tygodniki później w ytoczą działa. U m yśliłem napisać albo obszerny artykuł, albo też broszurę o śp. M aksymilianie, więc nadesłany przez Pana Profesora m ateriał zostanie zu ­ żytk ow an y w ten sposób. Potrzeba mi tylko niektórych szczegółów i dat, t y ­ czących osobistości, a m ianowicie : ile miał lat, gdzie i kiedy studiow ał, kiedy bronił rozprawy doktorskiej, kiedy został w W iedniu lektorem i jak długo nim był, jakie prace ogłosił za życia, a co dotąd zjawiło się w druku z teki pozgonnej. Będę Panu Profesorowi bardzo wdzięczny za krótką notatkę tego rodzaju. Będę się starał na kanwie tych dat przedstawić treść jego badań, a także przytoczyć wygłoszone o nim opinie świata naukowego. Jestem prze­ konany, że m łodsze pokolenie chętnie posłucha relacji mojej, którą postaram się napisać m ożliwie gru n tow nie12.

10 Chodzi tu o znany ustęp z kroniki Galla (I 27): „Neque enim tradi- torem episcopum excusamus, neque regem vindicantem sic se turpiter com- m endam us, sed hoc in medium deseram us...”

11 Ks. W ładysław Chotkowski (1843 — 1926), profesor historii K ościoła w Uniwersytecie Jagiellońskim.

12 Tej zamierzonej rozprawy o osobie i puściźnie naukowej M. Gumplo­ wicza, o której mowa również w dalszych listach, Niemojewski, zdaje się, nie napisał. N atom iast w tejże P r a w d z ie w roku następnym (nr. 31 z 19 V II/ 1 V III, s. 368) ukazał się artykuł sygnowany literą H„ pt. Prace М аха

Gumplowicza, krytycznie odnoszący się do wyników jego badań dziejowych,

(12)

Kaz jeszcze dziękuję za pochwałę mej repliki, która m a dla mnie w ielką w artość bez względu na to , że w grę wchodzi Syn N ieboszczyk, bo wierzę w to silnie, że gd yby N ieboszczyk nie miał racji, to Pan Profesor nie bro­ niłby jego tez.

I zdaje mi się, że znowu sprawdzą się słowa Goethego i że jene K ra ft,

die stets das Böse w ill und stets das Gute schafft, a więc oponenci ze S ło w a

etc. hałasam i swoimi przyczynią się tylko do rozgłoszenia prawdy i wkucia jej w głow y ludzkie.

Z najgłębszym szacunkiem, sługa

Andrzej Niem ojewski 4

W a r s z a w a , d n ia 2 l i s t o p a d a 1 9 0 2 . K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny Panie Profesorze

Z Prusem była historia taka. Jako tygodn iow y kronikarz K u r ie r a C o ­ d z i e n n e g o , zyskał sobie swego czasu niesłychaną popularność felietonam i pełnym i dowcipu i w erwy. Pow ieści jego, przesiąknięte ideam i hum anitarnym i, ryw alizow ały nawet do pewnego stopnia z powieściami Sienkiewicza. Człowiek kryształow ego charakteru, łagodny postępow iec, chadzał jednak codziennie „na partię szachów” do S ło w a , które też wywierało na niego w pływ owej kropelki po kropelce, drążącej kam ień. P oeta w rozprawach ekonom icznych i ekonom ista w powieściach, doktryner, a naw et marzyciel, napisał F araona13, wielką aluzję do stosunków polsko-rosyjskich; rozkochał się przy tym w b o­ haterze „dziecięcej swej fan tazji” , faraonie, oświeconym despocie, a nieszczęście chciało, że niebawem znalazł śród żyjących inkorporację swego pom ysłu w oso­ bie Mikołaja II. Gdy bowiem cesarz w stępował na tro n 14, rozeszła się pogłoska, że jest to władca zasad liberalnych, że w ywróci do góry nogam i system A le­ ksandra III. Publiczność nasza, do podobnych ułud niesłychanie pochopna, urządziła ni stąd ni zowąd dem onstrację w teatrze. Gdy z powodu św ięta dworskiego zagrano hym n Bose, cesarza chroń, publiczność, wbrew d otychcza­ sowym zwyczajom zjaw iw szy się w teatrze dość wcześnie, poczęła bić ow a­ cyjnie oklaski i po odegraniu zażądała powtórzenia hym nu. Szły głosy po W arszawie: „niech wie, że oceniam y dobre chęci, że nie jesteśm y nieubła­ gani z zasady ; niech się zbliży do nas, niech wysłucha naszych skrom nych żądań” . Te ułudy m iały jakąś głębszą p odstaw ę; nawet czynow nictw o u le­ gało mniemaniu, że nastaje nowa epoka; w zarządach gm innych, w biurach pow iatów i gubernii panowała przez trzy dni literalna anarchia. N ik t nie w iedział, czego się trzym ać, każdy drżał. Ale już po owych pierwszych trzech dniach, trzech dniach nie w przenośni, ale liczonych ściśle, nastąpiła orien-podkreślający obok „ogromnej jego w iedzy, bystrości, śm iałości przypuszczeń, oryginalności domniem ań” nade w szystko nadzwyczajną wyobraźnię h isto ­ ryczną, a w wywodach naukowych sztuczność konstrukcji. „Głównie jego znaczenie dla historii polega — stwierdzał autor — na zajęciu odmiennych punktów wyjścia, z których nauka niezawodnie skorzysta” .

(13)

LISTY NIEMO J E WSKIEGO

571

tacja; powiał jakiś wiatr wiadom ości i uspokoił urzędników. Ale nie doszło to do wiadomości opinii publicznej, która w dalszym ciągu m iała powody łudzić się dziecinnie. Po okropnych rządach H u rk i15, który gadać nie chciał nawet z arystokratami i arcybiskupem , nastał „w esoły pasażer” S zu w ałow 16, który pił w teatrze szampana i machał na wiele rzeczy ręką, po nim zaś w stąpił na tron warszawski Gruzin, Im m eretyń sk i17, gładki, mądry i przebiegły dyplom ata, który w jednym palcu miał więcej wiadomości niż w szyscy m i­ nistrow ie razem. On począł zapraszać do siebie panów, urządzać bale; pod jego rządami udało się przeprowadzić kwestię pomnika Mickiewicza i p o­ litechniki warszawskiej. Kosnący pod ziem ią socjalizm pouczył go, gdzie żarzy się polska kwestia. Cóż panowie, cóż księża i szlachta! N a nich można się oprzeć, „oni nam pomogą do przeprowadzenia naszych zam iarów” — pisał w tajnym memoriale do cesarza, który to memoriał został potem wykradziony i w Londynie w yd ru k ow an y18. Kuratoria trzeźwości i teatr ludow y dopeł­ niły reszty. W jazd cesarza do W arszawy był punktem kulm inacyjnym w y ­ buchu uczuć ugodowych. Zaledwie kilku ludzi w W arszawie nie uległo tej politycznej hipnozie. N iektórzy w wyrażaniu uczuć wiernopoddańczych p o ­ sunęli się tak daleko, że nawet cenzura musiała rękę na tym położyć. Ga- w a le w ic z 19 chciał napisać w T y g o d n i k u I l u s t r o w a n y m : „N ajjaśniejszy Panie, naród polski jest dziś białą kartą, na której w ypiszesz, co ci p odyk ­ tuje tw oje uczucie sprawiedliwości” . Im m eretyński tego wyznania nie puścił. N ow y zachw yt. Ale tym czasem w niższych warstwach ludności nie znalazły te zachw yty oddźwięku. Ciemny gmin bardzo sceptycznie zapatryw ał się na p obyt cesarza w Warszawie, a nawet mniemał, że pieniądze, które zebrano na politechnikę, b y ły łapówką, daną cesarzowi, „aby sobie odjechał” ! Prus chodził po Warszawie z notatnikiem , odczytując „dobrodziejstwa ugody” : pomnik Mickiewicza, politechnika, zatwierdzenie kilku stowarzyszeń, teatr ludow y, zabawy ludowe, kuratoria trzeźwmści etc. etc. „Czego pan chcesz?” — pytano go. „Żeby nas mniej bili” — odpowiadał. Stąd powstała wersja, że gd y Mickiewicz cierpiał za m iliony, Prus miał stracha za miliony. Ale powoli, powoli pryskała ułuda, w szystko wracało do dawnego, a przemarsze wojska pod ­ czas odsłonięcia pom nika Mickiewicza i fum y pokazywane W arszawie przez Im m eretyńskiego, który darować sobie nie mógł, że przed tą całą sprawą nie przeczytał trzeciej części D ziadów, rozjątrzyły dawną ranę. Ugodowcy zaczęli tracić mir, ludność opam iętała się, liczne aresztowania i rewizje, a następnie

15 Osip Hurko (1828 — 1901), gen.-gubernator warszawski w latach 1883 — 1894, zaznaczył się jako bezwzględny rusyfikator.

16 Hr. Paw eł Szuwałow (1830—1908), w latach 1894—1896 gen.-guberna­ tor warszawski.

17 Ks. Aleksander Im eretinski Bagration (1837 — 1900), od r. 1897 gen.- gubernator warszawski.

18 Dokumenty tajne... rządu rosyjskiego w sprawach polskich, drugie wyd. Londyn 1899.

19 Marian Gawalewicz (1852—1910), powieściopisarz, poeta, publicysta, reżyser i dyrektor teatru, za pobytu w Warszawie, 1876— 1900, współpracow­ nik wielu pism ( K u r ie r W a r s z a w s k i, K ł o s y ) , redaktor T y g o d n i k a I l u ­

s t r o w a n e g o (do r. 1898), potem T y g o d n i k a P o l s k i e g o .

(14)

cały szereg nowych represalii, w szystko to otrząsnęło ogół z owej hipnozy, ogół z w yjątkiem nieszczęsnego Prusa, który w cesarzu wciąż jeszcze widział swego faraona. P oczęto go wreszcie prosić, aby bodaj zam ilkł, jeżeli nie m oże zmienić zdania. Uparł się. W tedy poczęły chodzić do niego delegacje rzem ieśl­ ników etc. z przedstawieniam i. ,,M yśmy pana jak ojca kochali, a pan teraz takie rzeczy w ypisuje na tem at u g o d y ” . Przykrości te m nożyły się i zniechę­ cały go. Jubileusz jego był słaby, opinia szanowała człowieka, ale straciła do niego entuzjazm . U godow cy poczęli „szyć innym i nićm i” , Prus, który był jedynym uczciw ym człow iekiem śród nich, nie m ógł zrozumieć zm iany frontu, w ięc pozostał na boisku sam , w yszydzany, w yśm iew any, bagatelizowany. Jest to prawdziwa tragedia „p oety w ekonom ii i ekonom isty .w poezji” . Oto kilka przykładów : Zam iast pom nika Mickiewicza, do którego wrzał naród, proponował w ystaw ić szpital; p otępiał poezję, wszelki zapał; m yjcie się, czeszcie, zakładajcie przytułki i straże ogniowe, a nie słuchajcie różnych

Fary sów, którzy po p u styn i latając gonią jakieś fantasm agorie. Mnie oso­

biście niesłychanie żal tego zacnego człowieka. Zrobił u nas dużo dobrego, a złe, do którego się przyczynił, już minęło.

List Pana Profesora z d. 29 z. m. dał mi znowu wiązankę wiadom ości do sprawy G-allusa. Ale z listu tego widzę, że Pan Profesor (całkiem słusznie) życzy sobie, aby nie poruszać wcale strony biograficznej śp. Syna. Mogę się do tego doskonale zastosow ać i w pracy, jaką zamierzam, podać tylko naukowe rezultaty jego badań.

W tej chwili otrzym uję z p oczty S p r a w o z d a n ie W y d z i a ł u B i b l i o ­ t e k i P o l s k i e j w W i e d n i u 20, zawierające wspom nienie pośm iertne, które przeczytałem zaraz i w którym znow u znalazłem kilka wskazówek do sprawy. Serdecznie dziękuję Panu Profesorowi i łączę w yrazy najgłębszego szacunku i poważania

Sługa

Andrzej N iem ojew ski 5

W a r s z a w a , d n ia 6 l i s t o p a d a 1 9 0 2 r. W ielce Szanowny P anie Profesorze!

Serdecznie dziękuję za list z d. 31 z. m. oraz za S p r a w o z d a n ie B i b l i o ­ t e k i P o l s k i e j w W ie d n iu . N iech Pan Profesor nie narzeka na 65 rok życia i nie p yta, „czy zdąży doprowadzić do skutku to, co zam yślił” . Mam bowiem pewne prawo z pewnym naw et sm utkiem powiedzieć, że dziś starzy żyją i pra­ cują dłużej od m łodych. A tacy starzy, jak Pan Profesor, powinni żyć i dzia­ łać bardzo długo, bo inaczej cóż się stanie z tą naszą polską oświatą ! Chot- kowscy, Z a łęscy 21 i D u n a je w scy 22 wcale nie m yślą umierać ! A łatw o im to przychodzi, bo nie biorą „prawdy do serca” .

20 za r. 1897 (W iedeń 1898), w którym od s. 33 m ieści się nekrolog M. Gumplowicza.

21 Stanisław Załęski T. J., autor wielotom owej książki Jezuici w Polsce i wielu pism apologetycznych i polem icznych.

(15)

L ISTY NIEMOJEWSKIEGO

573

Z w szystkich wskazówek, zawartych w liście, skorzystam ; o życiu śp. M aksymiliana nic pisać nie będę; nota bene, szczegóły o jego działalności bardzo mnie uderzyły, a także jego hipoteza co do pochodzenia polskich Żydów 23. Może w tym czasie spotkam się z Sobieskim u Korzona, to mu w y ­ jaśnię, jak się ma sprawa owej om yłki co do Kosmasa. Jest to młody i zdolny historyk, ale m łodość jest bardzo pochopna do wynajdyw ania plam na tarczy słonecznej. Zdaje mi się, że Sobieski jest na mnie trochę urażony za krytykę (bardzo przychylną) jego tum ultów w yznaniowych za czasów Zygmunta I I I 24. N ie m ogłem się z nim bowiem zgodzić, aby powodów tych tum ultów szukać należało ,,w podkładach rasowych” , skoro mamy aż zb yt dużo faktów do m niemania, że robiły to nie „podkłady rasowe” , ale „kaznodziejskie” na am bonie, w szkole i w piśm ie. Mogę się zresztą m ylić. W iadomo mi także, że policja galicyjska musiała w kilku miejscach poskramiać (między rokiem 1885—1900) zb yt w ym ownych jezuitów, gdyż ludek już poczynał zerkać ku „żydow skiej u licy” 25.

Kaz jeszcze dziękuję serdecznie Panu Profesorowi za wskazówki i pomoc w całej sprawie i pozostaję

z najgłębszym szacunkiem Sługa

Andrzej Niemojewski 6

W a r s z a w a , d n ia 11 l i s t o p a d a 1 9 0 2 r o k u . K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny Panie Profesorze

Pisząc o warszawskich ugodowcach i o Prusie podawałem tylko fakty, nie poruszając kw estii słowiańskiej i nie w ypowiadając własnego zdania o niej. Skoro Pan Profesor to porusza, to w yznam , że na Jego zdanie w tej materii piszę się obu rękami. Wraz z niektórym i kolegami utrzym uję stosunki z bracią słowiańską, aczkolwiek warszawska nasza sytuacja jest tego rodzaju, że wiele nie da się zrobić. Zdaje mi się wszelako, że pom iędzy dążeniem do słowiań­ szczyzny a u g o d ą warszawską istnieje przepaść. Warszawska ugoda miała * na oku w yłącznie p olitykę z rządem rosyjskim , sądziła, że u tego rządu da się wyżebrać pewne koncesje; o słowiańszczyźnie i odnośnych ideach nie było w cale m owy. Mam pewne prawo mniemać, że panowie ci tego wcale nie ro­ zum ieją. S ło w u , K r a jo w i petersburskiemu i K u r ie r o w i P o ls k ie m u ch o­ dziło 1) o w ytłum aczenie rządowi, że nie będziem y robili powstania, nam zaś, że są kulturalne cele do osiągnięcia ; 2) o zbliżenie nas do Kosji, a nie do Sło­ w iańszczyzny. P iltz wydał nawet broszurę wręczoną m inistrom, jakie zasługi 23 Mowa o zbiorze szkiców M. Gumplowicza p t. Początki religii żydowskiej

w Polsce. W arszawa 1903 (antydatow any).

24 W acław Sobieski (1872 — 1935), historyk, w ówczas bibliotekarz Bibl. Ord. Zamojskich w W arszawie (dyrektorem jej był T. Korzon). Dzieło jego pt.

N ienaw iść wyznaniowa tłumów za Zygm unta I I I (Warszawa 1902), opraco­

wane według teorii socjologiczno-kolektywnej historyka niemieckiego K. Lamp- rechta, starało się związać początki kontrreformacji katolickiej w Polsce i za­ burzenia religijne przeciw różnowiercom z ruchami oddolnych warstw ludu polskiego.

(16)

położył około krzewienia kultu miłości monarszej i „uspokajania” P o lsk i28. Może on łącznie ze S pasow iczem 27 krył za pazuchą in ny jeszcze program, ale go nigdy nie pokazał ; natom iast obaj drażnili naród polski służalstw em i p o ­ lityk ą rządową na w łasną rękę. Ludzie ci (z ow ych pism) w ystępują przeciw wszelkiem u postępow i kulturalnem u, więc i z tej strony dosięga ich nienawiść. Prus nie o polityce m yślał, ale, jak się wyraził, „aby nas mniej b ili” . Zresztą i to należy powiedzieć, że rząd rosyjski bynajmniej nie pragnie naszego z b li­ żenia się do narodu rosyjskiego, cenzura warszawska nie puszcza książek i artykułów w przekładzie polskim , które w yw arły głębsze wrażenie w R osji. Zasada divide et im pera w ystęp uje tak wyraźnie, że nie podobna się łudzić. Rząd uprawia politykę bardzo wyraźną. K iedy zaczął w W arszawie w ydaw ać pismo dla ludu ( O ś w i a t a 28), k ied y zaprowadził kuratoria trzeźwości, teatr ludow y i zabawy ludow e, wiedział, co robił. Im m eretyński pisał w swoim ta j­ nym m emoriale : „będziem y rusyf ikow ać, a inteligencja i szlachta nam do­ pom oże” . S ło w o , K r a j petersburski, K u r ie r P o l s k i — one rozpływały się w pochwałach rządu za te in stytu cje, do których porządnego Polaka nie dopuszczą. Spasowicz wciąż i wciąż drażnił naród, zm niejszając w artość tego w szystkiego, co było słusznie czczone i szanowane, natom iast nie zm niejszając wartości tego, co należało potępić. Owóż ta polityka ugodowa z rządem, z m i­ nistram i, z gubernatorami o koncesje i koncesyjki, ona haniebnie zawiodła, a może nawet w znacznej części zaszkodziła idei słowiańskiej. Ludzie bogaci m uszą trzym ać z rządem , oni nie m ogą łączyć się z w szystkim i tym i sło­ wiańskim i pierwiastkam i, które m ają na celu społeczności słowiańskie, a nie rządy. K apitalistom i bogatym posiadaczom ziem i ani chwili n ie postała w głowie m yśl bratania się ze słow iańszczyzną, bo najpierw tego nie rozu­ mieją, a po wtóre, gd yb y zrozum ieli, b ylib y i m usieliby b yć tem u przeciwni. Naród nasz instynktow nie odróżnia w Rosji dobro od złego. Niech no się p o­ jaw i w Rosji jaka śm iała książka albo jaki śm iały człowiek, już o tym u nas zaraz głośno, głośno przynajmniej u ludzi jako tako nowszych, bo starzy p o ­ w stańcy z 1863 roku zawsze pow iadają: „tylk o nie stam tąd reform atorów” . Ale tych coraz mniej. Młodsze pokolenia muszą się liczyć z rzeczywistością. Jestem zdania, że oderwanie się od słow iańszczyzny nabawiło nas n iep ow eto­ w anych strat. Pod tym względem nawet Galicja jest w lepszym położeniu. U nas nawet z języka chcą to w szystko wyrzucić, co jest wspólne z rosyjskim . D o kochania, słow iańszczyzny nam awiają nas po cytadelach żandarmi, aleć przecie każdy widzi, o co im chodzi. Zresztą fakt faktem , że w tej chw ili o f i­ cjalnie w pismach nie podobna na ten tem at nic praktycznego powiedzieć. Trzym ają nas tu w łapach rosyjscy urzędnicy, gnębią, kradną, łupią, odbie­ 26 Erazm P iltz, ugodow y p olityk i pub licysta zachowawczy. Jego m e­ moriał, złożony w r. 1901 rządowi rosyjskiem u, długi czas był przedm iotem zaciekłych ataków w p ub licystyce polskiej (por. jego przedruk dokonany w cza­ sie pierwszej wojny światowej w Szwajcarii, Lozanna?, 1916?, p t. Zasługi

E . P iltza, redaktora petersburskiego „ K r a ju ” wobec K osji, jej rzaßu i dyn astii. I. M em oriał własny redakcji tygodnika „ K r a j” złożony rosyjskim sferom rządowym.

Przedruk w yd. krak. 1901.

27 Obydwaj byli autoram i książki : Potrzeby społeczne w K rólestwie P o l­

skim . P i s m o z b io r o w e . I. Kraków 1902.

(17)

LISTY NIEMOJEWSKIEGO

575

rają paszporty, aresztują, utrudniają każdy krok. Niejeden porządny Rosja­ nin, który do nas przyjedzie, po dwóch latach zostanie albo cenzorem, albo żandarmem. Naród chce dumnie czoło staw ić tej hałastrze, chce kształcić swój charakter; przychodzi ugoda i powiada: „ustąp” . W łaśnie zdaje mi się, że idea słowiańska nie ma z tym i panam i nic wspólnego. Poznałem tu swego czasu bardzo porządnego Rosjanina, już umarł, nazywał się Tołoczanow, był prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, mówił doskonale po polsku. Odwiedził mego ojca, który w tym Towarzystwie był radcą komitetu. R oz­ m awiał o Krasińskim, mówił, że to arcym istrz, że trzeba go Rosji koniecz­ nie pokazać, że sam zaczął tłum aczyć, ■ ale wyda po śmierci, bo teraz nie podobna! Po śmierci znaleziono w jego bibliotece paczkę, a na niej napis: otworzyć po 50 latach! Może to owe przekłady? Otworzyć po 50 latach?... Jakie to charakterystyczne! Jeszcze biedak po śmierci się boi. A zacny to był człowiek i pozostawił po sobie u w szystkich najlepszą pamięć.

Chciałem w liście niniejszym tylko zaznaczyć, że „ugoda warszawska” nie ma nic wspólnego z ideą słowiańską, przeciwnie, z wszystkiego widzę, że b yła i jest jej przeciwna. Oprócz p olityki z rządem chciała wprawdzie zbliżyć nas do Rosjan, ale programu tego nie sformułowała uczciwie. N ajlepszy do­ wód, że porządni Rosjanie P iltza et consortes dość lekko traktują. I bardzo proste. W szak porządni Rosjanie walczą z rządem, a ugodowcy właśnie mu się kłaniają.

D ziękuję serdecznie za obiecane odbitki i łączę wyrazy najgłębszego sza­ cunku i poważania.

Sługa

Andrzej N iem ojewski 7

W a r s z a w a , d n ia 23 l u t e g o 1903 r. K r u c z a 4 6 . W ielce Szanowny Panie Profesorze

To ja w łaściw ie nie odpisałem na ostatn i list i stąd prawdopodobnie p o­ w stała przerwa w korespondencji. A nie odpisałem dlatego, że jeszcze nie zdążyła była odciągnąć chmura ze św iętym Stanisławem, kiedy zwaliła się na m nie cała sfora nacjonalistyczna. Przez dwa lata z rzędu napadali na nas w P r z e g l ą d z i e W s z e c h p o ls k im , mieszali z błotem cały postępow y obóz warszawski, ogłupiali nam kobiety i młodzież. Przez dwa długie lata b yliśm y cierpliwi, boć to przecież święte, nielegalne pismo. Ale pewnego dnia powiedzieliśm y sobie z włoska : basta. Zatrąbiłem do ataku artykułem

Człowiek-Gąbka — ludzie najpierw osłupieli, a zaraz potem zaczęli się m iotać.

(18)

hola! Nareszcie ludzie pow iedzieli sobie, że trzeba się porachować. No i p o­ rachowali się. Siła nacjonalistów dość duża, ale i my nie słabi, przeciwnie, pokazało się, że jesteśm y o wiele silniejsi, niż się nam zdawało. Ale nacjo­ naliści nie przebierają w broni. N ie było błota, nie było brudu, nie było kalum nii, której n ie rzuciliby na mnie. Ja, który z nim i razem niedawno jeszcze w kozie siedziałem , a teraz skazany zostałem na dwa lata dozoru p o ­ licyjnego bez prawa w yjazdu za rogatki m iasta, ja zostałem ogłoszony za człow ieka, który nagrodę za swe artykuły może otrzym ać tylko w policji lub żandarmerii. Tak, trzeba mieć silne nerwy. A co to przy tym za tchórze! Żaden pod artykułem się nie podpisze, w alczy anonimowo, żaden nie stanie, jak to m ówią, za honor pułku. Przez trzy blisko m iesiące żyłem jak żołnierz w oblężonej fortecy, trzeba b yło wciąż śledzić w pism ach głosy, czytać, ch w y­ tać, gadać, przekonywać, często naw et nie zjeść, nie w yspać się. To u nas tak. Szczęśliw y jestem , że moje artykuły zyskały pochw ały Pana Profesora. Z naszym narodem to taka historia. Przegrał powstanie mając łuk bam bu­ sowy, w ięc teraz powiada sobie : oho, postaram się o łuk fernam bukowy, a nie tylko w yw alczę ojcowiznę, ale jeszcze skubnę w lewo i w prawo ponad to. A nie w idzi, że inne narody już m ają broń palną i to repetierową. W ięc jeżeli mu ktoś pocznie gadać o pirotechnice, to go nazyw a zdrajcą idei ojczystej.

Ach, jak m y, P olacy, u m iem y kłam ać! Jesteśm y po prostu mistrzami w tej sztuce. Inny skłam ie, ale bodaj oczy chow a; jeszcze inny skłam ie, ale nie ma pretensji do cnoty ; inny wreszcie także skłamie, lecz gdy go p rzy­ łapią, pociągnie nosem i śm ieje się. My kłam iem y inaczej. K łam iem y z pianą na ustach. A kiedy kłam iem y, to w yglądam y jak prorocy, św iętość bije nam z czół, a z lic niesłychana dobroć. K łam iąc w yglądam y na apostołów, na Chrystusów, na D uchów Świętych. Ł żem y grom iąc jak B óg Ojciec na nie- biesiech siedzący. Ani R ejtan tak nie w yglądał, kiedy się zwalił na progu sali sejm owej. Ani Mickiewicz nie b ył tak natchniony podczas im prowizacji, jak m y łżąc. Cudzoziemiec, patrząc na nas, pow iedziałby: ależ to święci ludzie! Odyby urządzono gdzie w ystaw ę kłam stw a, p osypałyb y się na Polskę d yp lo­ m y honorowe, złote, srebrne i brązowe m edale, listy pochwalne, odznaczenia. Moskal łże jak złodziej, N iem iec łże jak wilk, ale Polak ma w tedy m inę cnoty ewangelicznej, którą chciano zgwałcić. N acjonaliści obrabowali naszych w iesz­ czów z najpiękniejszych słów i zapchali sobie nim i usta. Niedługo człowiek będzie m usiał chyba dla odm iany i z poczucia w stydu uprawiać w litera­ turze i p ublicystyce pornografię...

Przepraszam P ana Profesora, że się tak szczerze spowiadam, ale dali­ bóg nieraz lżej, gd y się to w szystko z siebie wyrzuci...

Z najgłębszym szacunkiem An. Niem ojewski 8

W a r s z a w a , d n ia 10 m a ja 1903 r. K r u c z a 46. W ielce Szanowny P anie Profesorze

Przed godziną podpisałem w yraz ,,koniec” pod przekładem Renana

Życie Jezusa 29. Siedziałem nad ty m pięć m iesięcy.

2» W ydane w K rakowie w r. 1904 nakładem tłum acza z trzeciego w yd a­

(19)

LISTY NIEMOJEWSKIEGO

577

Ale zdążyłem już przeczytać łaskawie nadesłaną mi pracę Syna P o ­

czątki religii żydowskiej w Polsce. Rzecz zajęła mnie niesłychanie, dowiedzia­

łem się z niej wielu faktów, wykład jasny jak szkło, treściwy, niem al sk ąp ­ stwo słów przy bogactwie treści, prawdziwe dobrodziejstwo dla ludzi ch cą­ cych się czegoś dowiedzieć, a gubiących się w retoryce naszych warszawskich pisarzy. Mówię tu wszystkim , aby to kupowali i czytali, zwłaszcza Żydom, którzy poczynają się swoją przeszłością interesować i snują plany na p rzy­ szłość. Serdecznie dziękuję Panu Profesorowi za ten prezent. Pan Profesor robi uwagę, że nie wiadomo, czy to fantazja, czy badanie. Nie mogę d ecy­ dować w tak specjalnej rzeczy, ale jeżeli już chodzi o fantazje, to wolę sły ­ szeć je z ust człowieka mądrego, w ykształconego i nieuprzedzonego, niż ciem ­ nego nieuka, a tendencyjnego, bo w pierwszym wypadku będę m iał do c z y ­ nienia ze śm iałą hipotezą, która może mnie lub kogoś innego na coś napro­ w adzić, w drugim zaś wypadku będę miał ogłupiający morał.

Bardzo jestem rad, że się Panu Profesorowi podobał mój przekład D y s ­

pu ty. Liryki Heinego przekładano u nas lepiej niż satyry, gdyż ludzie wpro­

w adzając Heinego do Polski obcinali mu pazury i kastrowali go ze względu na przyzwoitość narodową i rumieńce, które m ogłyby się pojawić na ob li­ czach w szystkich św iętych.

Za łaskaw ie nadesłaną broszurę rewanżuję się, przesyłając równocześnie z Krakowa rozprawkę moją K tó ż ten m ą ż s0. Jest to publikacja jednej części studiów nad D ziadam i. Ludzie tacy jak Świętochowski, Radliński, Chrzanow­ ski, Korbut, K ryński, przyznali mi słuszność, ale gazeciarze dąsają się, głoszą, że ,,4 4 ” jest boską inspiracją, oburza ich obcy alfabet itp. Pokazywałem to także K allenbachow i31, ale miał minę człowieka zmartwionego. N ie zauważył bowiem , że cała trzecia część Dziadów nazyw a się L itw a, choć ma w B iblio­ tece Krasińskich najlepsze w ydania, bom je sam oglądał. Praca nad tym do­ prowadziła mnie do wniosku, że nasza krytyka literacka wielu najprostszych zasad nie umiała sohie ustalić, że tyle miała do czytania, iż brakło czasu na m yślenie. A przy tym brak jej trochę szerszego ukształcenia. Popełnia też odwieczny błąd, na który tak słusznie zwraca uwagę śp. Syn Pański, że dzi­ siejszym i wyobrażeniam i mierzy dawne m yśli. D oszedłem do przerażających wniosków o tak zwanej filo zo fii Mickiewicza. Światopogląd jego przypom ina zupełnie światopogląd Chrystusa. To był tylko poeta. N ie wiem, czy uda mi się pracę doprowadzić do końca, ale bardzo jestem do niej zapalony i dużo już na to poświęciłem czasu 32.

Z najgłębszym szacunkiem sługa

Andrzej Niem ojewski

30 K tó ż ten mąż4 (W idzenie ks. Piotra, Dziadów cz. I I I scena Y ). Kraków 1903, nakładem autora.

31 Józef Kallenbach, ówczesny dyrektor Bibl. Ord. Krasińskich w W ar­ szawie.

32 Ogłosił je w książce : Dawność a Mickiewicz. F ilozofia M ickiewicza.

Liczby i godziny. W idm a. Gwiazdy M ickiewicza. Tradycje im prow izacji. W ar­

(20)

9

W a r s z a w a , d n ia 20 m a ja 1903. K r u c z a 46. Szanowny Panie Profesorze

D ziękuję serdecznie za list z dnia 12 bm. i za wycinek gazety z a rty­ kułem o W yspiańskiego Bolesławie Ś m iałym . W iele tu bardzo o tym dram acie m ówią, choć go jeszcze nikt nie czytał. Bardzo się dobrze stało, że N a p r z ó d przypom niał historię.

Rzecz o Żydach-Chazarach otrzym ałem , czytałem i pisałem z podzięk o­ waniem Panu Profesorowi d. 10 maja. Trzeba się będzie do tego zabrać raz jeszcze podczas w akacji, bo teraz pochłania m nie całkowicie Renana Żyw ot

Jezusa. T yle tam szperaniny, trzeba każde nazwisko sprawdzać, każdą c y ­

ta tę sprawdzać, każdą m iejscowość na m apie sprawdzać. A i tak się nie ma pewności uniknięcia jakiej m yłki, za którą potem wsadzą człowieka do piekła krytyki. Jest to podobno jedyne piekło, w które można nie wierzyć, a jednak pali. Mnie to tam jeszcze bardzo mało pali, bo nie mam czasu i m ożności czytać w szystkiego.

Ale, co do liczb y 44, to rozum ie się, iż nie m ożna do samego rachunku przyw iązyw ać wagi. Zresztą zabaw nym zbiegiem okoliczności 44 oznacza nie tylko L itw ę, ale mego zucha przyjaciela Józefa Kucia, a także Roja (W oj­ ciecha), znakom itego przewodnika tatrzańskiego, który prawdopodobnie byłby bardzo dum ny, gd yb y się o tym dowiedział. Ale są takie dane: 1) wniosek, że tu chodzi o Litwę, w ypływ a z rozbioru tek stu i z różnych odezwań się Mickiewicza, które ów tek st objaśniają; 2) ponieważ jest to fakt, że Mickie­ wicz pisząc W idzenie wzorował się na A pokalipsie św. Jana, przeto wzorował się także, wprowadzając jakąś cyfrę, którą w dodatku m ożna tak samo obra- chować, jak w A pokalipsie; 3) logiczny wniosek, że chodzi o L itw ę, zostaje potw ierdzony przez rachunek; 4) L itw a jest niejako „przedm iotem ” trzeciej części D ziadów . Co się ty czy k abały, to Mickiewicz b ył niesłychanie zabo­ bonny, wierzył w sny, w proroctwa, w zdarzenia n adzw yczajne; krytyka, która nie umie wniknąć w psychologię i wzorem starym lubi „alegoryczny w ykład ” , nie m oże jakoś w to uwierzyć. Ale kiedyś, w jakichś szczęśliw ­ szych czasach, będziem y m ogli odróżnić p oetę od filozofa, tak jak już zaczynam y w św. Stanisławie odróżniać człowieka od św iętego.

Serdeczne pozdrowienia !

Z najgłębszym szacunkiem Andrzej N iem ojew ski

10

W a r s z a w a , d n ia 26 m a ja 1903. K r u c z a 46. Szanowny Panie Profesorze

Cytaty

Powiązane dokumenty

78 Utożsamienie ucisku zewnętrznego i wewnętrznego, przywołanie szczególnego symbolu, jakim dla zniewolonego narodu była cytadela warszawska, symbol rosyjskiego terroru,

Jednym z pierwszych transferów wiedzy i technologii w tym sektorze był transfer z laboratorium do przedsiębiorstwa Genentech (wielu autorów amerykańskich uważa,

W celu przeprowadzenia popraw- nej analizy badawczej najpierw zaprezentuję podstawowe założenia teorii konfliktu Gumplowicza, później ukażę uproszczony – na potrzeby

Przetwarzanie w chmurze polega przecież na oferowaniu przez dostarczyciela chmury usług dostępnych on-line dla klienta - także administratora w rozumieniu przepisów o

Right: Cycling and rate performance ofLNMO (a) one-step step solid state reaction – LNMO with.. Though the particle size is several microns, this material shows high rate

Baird Publications Ltd The entire contents are protected by copyright in Australia and by the Universal Copyright Convention.. Material

W pracy przedstawiono scenariusze gospodarki odpadami komunalnymi, w których przewidziano termiczne metody przekształcania odpadów (wydzielanie i dalsza przeróbka

Według Gurwicza osoba zdolna złożyć zeznania w charakterze świadka staje się świadkiem w momencie wezwania przez sąd.23—24 Rozważania tego aultora nié dają