Kaczyńska, Elżbieta / Wyrobisz,
Andrzej
"Miasta Kieleczyzny. Przemiany
społeczno-gospodarcze 1815-1869",
Stanisław Marcinkowski,
Warszawa-Kraków 1980 : [recenzja]
Przegląd Historyczny 72/2, 332-339
1981
Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,
gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych
i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,
powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego
i kulturalnego.
Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki
wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach
dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.
szczenią włącznie) i postulaty reform liberalnych w odniesieniu do politycznych partnerów na Bałkanach. W iązało się to z dom inacją grupy „młodych” (po części secesjonistów z n u rtu dem okratycznego) i uwzględnieniem możliwości pow stania zbrojnego w pozornie korzystnej sytuacji m iędzynarodow ej w łaśnie w latach trzydziestych (por. s. 375). N atom iast pod koniec następnego dziesięciolecia w raz z w yraźną rezygnacją z jakichkolw iek projektów powstańczych, z klęskam i n u r tów dem okratyczno-rew olucyjnych i um ocnieniem się pozycji W ładysław a Zamoys kiego w H otelu L am bert słabły tendencje liberalne tego obozu. Reform y uw ła szczeniowe przeprow adzone w zaborze pruskim i austriackim , niew ielkie koncesje praw no-polityczne zapoczątkow ane w obu państw ach w dobie Wiosny budów dezaktualizow ały część program u um iaibow anie liberalnego (por. s. 360, 370 i in.). Zróżnicowanie postaw w ystępujące bodajże najsilniej w tym obozie, intensyw na ew olucja tak ty k i spowodowały, że bardzo tru d n o zrekonstruow ać jakiś całościowy bardziej konsekw entny program H otelu Lamibert dla k raju . Również au to rk a nie pokusiła się o próbę tak iej rekonstrukcji. A nalizę konkretnych, nie zawsze spój nych idei czy w ypow iedzi zbyt mocno ograniczyła do okresu 1831—1846, a zw ła szcza do pierw szych lat em igracji ,<z pewnością najw ażniejszych dla program u tego obozu). W sum ie jed n ak w łaśnie w tym rozdziale Barszczewska, Okazana na własne dociekania i reifleksje wiskutek b rak u nowszych badań, przedstaw iła bo dajże najw ięcej oryginalnych i cennych przem yśleń.
Z abrakło jedynie szerszego podsum ow ania, a zwłaszcza próby konfrontacji analogicznych w ątków w działalności i poglądach głównych obozów em igracji. N iektóre sugestie zaw arte w .yPróbie b ilansu” — np. o b rak u spójnego „system atu” TDP czy szacunkow ym określeniu rozm iarów czytelnictw a w ydaw nictw em igra cyjnych w k ra ju budzą istotne zastrzeżenia m erytoryczne.
Na liście m ankam entów książki należy umieścić, niestety, złą korek tę tekstu, fataln ie przeinaczającą treść (np. s. 199: „każdy” zamiasit „kiedy”; s. 207: „publi cysty” zam iast „publiczny” s. 209: „przyjęcie” zam iast „przejęcie”; w indeksie: „A lacyt” zam iast „A lcyato” itd.).
Now a książka B a r s z c z e w s k i e j - K r u p y mimo dyskusyjności niektó rych tez i zrozum iałych w ta k obszernym tem acie niew ielkich luk czy słabości m erytorycznych i konstrukcyjnych jest m onografią w artościow ą. Ryzykiem, k tóre okazało się naukow o pożyteczne, gdyż zachęca historyków do podjęcia coraz bardziej koniecznej próby syntetycznego zarysu dziejów W ielkiej Em igracji. A mo że ta k ą próbę już zapow iada? .
Jerzy S kow ronek
S tan isław M a r c i n k o w s k i , M iasta K ielecczyzny. P rzem iany społeczno-gospodarcze 1815—1869, K ieleckie Tow. Naukowe, Państw ow e
W ydaw nictw o N aukow e, W arszaw a — K raków 1980, s. 242.
Nie m a szczęścia Kielecczyzna do dziejopisarstw a, choć jej historia jest tak bogata i barw na; dość przypom nieć całkowicie chybioną próbę napisania mono grafii Zagłębia Staropolskiego przez J. Z i e l i ń s k i e g o 1. Ostatnio u kazała się nowa książka, podejm ująca tem atykę od daw na oczekującą na opracow anie i n ie zwykle istotną z p u n k tu w idzenia rozw ijanych obecnie badań nad historią społe czeństw a polskiego w X IX w. Przem iany społeczne i gospodarcze m iast Kielec czyzny w iążą się ściśle z historią przem ysłu górniczo-hutniczego, k tó ra została
R EC E N ZJE
333
już dość gruntow nie zbadana, wszaflcże nie zawsze od strony pośrednich skutków , jakie rozwój tego przem ysłu w yw ierał na życie regionu. Trud, jakiego się podjął S. M a r c i n k o w s k i , jest więc w a rt zachodu i z nadzieją sięgaliśm y po jego pracę. Jednakże uczucie zaw odu przew aża nad wyniesionym i z lek tu ry korzyściam i, pow staje naw et iry tacja z powodu zm arnow anej szansy w łaści wego w ykorzystania obficie przytaczanego m ateriału archiw alnego.
A utor p rzeb rn ął przez w ielką ilość akt, znajdujących się głównie w arch i w ach w Radom iu i w Kielcach, sięgnął naiwet po m ateriały archiw alne z L enin g radu i Moskwy, korzystał także ze źródeł drukow anych (z w yjątkiem czasopism), choć niektóre z nich opuścił. Z kant książiki przebija ogromny w ysiłek włożony w dobranie i skom pletow anie danych, widoczny jest nakład pracy au to ra i zarazem trudności w zakresie opracow ania i in terp retacji m ateriału, z których nie um iał w ybrnąć. N asuw a się w rażenie, że praca pow staw ała w izolacji od środow iska historyków , bez pomocy ze strony osób bardziej doświadczonych (uwagi recenzen tów przychodzą zbyt późno, by mogły wiele zmienić). Zapew ne stała się S. M ar cinkow skiem u krzyw da, że pracę ta k niedoskonałą m etodycznie zaproponow ano do druku, uw ażam y jednak, że obowiązkiem inaszym jest w ykazanie jej braków bez ogródek. Może to przestrzeże przed niefrasobliw ością e d y to rsk ą ...
Podstaw ow ym zarzutem wobec recenzow anej książki jest to, iż jest ona nieporadna w zakresie m etody w łaściw ej opracowaniom z zakresu historii. J a k kolw iek M arcinkow ski w yraźnie próbow ał napisać pracę rozum ow aną, nie poprze staw ać na streszczaniu tego, co w yczytał w źródłach (i takie prace ukazyw ały się już w -druku!), jednakże nie um iał w ybrnąć z tego zadania. Razi więc dobór i sposób p rezentacji ma/teriału. Z w ielu szczegółów niczego istotnego nie dowia dujem y się, a ich przytaczanie jest bezcelowe — zainteresow any badacz m usi ponownie sięgnąć do pierw otnych źródeł. W pracy roi się od drobnych czy w ręcz drobiazgowych wiadomości, trzeba z nich w yław iać zagubione inform acje podstaw ow ej wagi. Rozwlekle cytowane są m iałkie fakty, jak np. dane o do chodach kas m iejskich na s. 26—36 czy też o rozchodach na s. 36—45, praw ie nie kom entow ane (z w yjątkiem rozw ażań o Opatowie na s. 35). Czy zam iast tabel 5—10 nie lepiej było zamieścić jakieś zestaw ienie syntetyczne? Bez żadnej in te r p retacji zreferow ano spraw y organizacji urzędów -municypalnych, przy czym nie wiadomo, co w tej organizacji jest oryginalne i ważne, a co gorsza zagubiono praw ie w ogóle istotny problem sam orządności miast, przew ijający się w polityce rządow ej wobec K rólestw a Polskiego w X IX w. i w ielokrotnie poruszany przez polityków i publicystów . Co w ynika z danych o produkcji włókienniczej w Ż ar kach przytoczonych na s. 169? Co w ynika z tab eli 53? Pytania takie można za daw ać bez końca. .
Liczby podaw ane są z dokładnością do jedności, niezależnie od rzędu w iel kości i c h arak teru tych liczb. A utor nie uznaje w ogóle zaokrąglania liczb i są dzi chyba, że jeśli napisze, iż w latach 1818—1819 średnie zaludnienie wynosiło 699 929 (sic!) osób, to jest to inform acja w iarygodniejsza, niż gdyby napisał 700 tys. (s. 102—103). Można złośliwie napisać, że w 1831 x. na cholerę zm arły nie 69 772 osoby, tylko 69 770, bo w dwóch w ypadkach pomylono się i była to śm ierć na czerwonkę. Ale te uwagi też pew no tra fią w próżnię. Rzadko kto m a zwyczaj czytyw ania recenzji z cudzych prac; a szkoda — można z nich np. dowiedzieć się, że batalia przeciwko pseudodokładnym liczbom toczona jest od lat. Nie jest to spraw a trzeciorzędna, kaprys; chodzi przecież o pew ną k u ltu rę czy może elegancję w operow aniu liczbam i, o ukazyw anie w artości inform acji źródłowych we w łaściw ym św ietle, a więc o pew ną uczoiwość (M arcinkowski dał dowody na to, że wie, jak zawodne są dane statystyczne), idzie także o ułatw ianie życia redaktorom , korektorom i czytelnikom. Przecież publikow anie, że w danym roku
było 4801 (sic) m ieszkańców m iast <a dan e te nie pochodzą z jednodniowego spisu), jest w yrazem dość bezmyślnego stosunku do źródła.
W dodatku au to r w ogóle nie bierze pod uw agę pew nych istotnych zsrsad re je stra c ji ludności w K rólestw ie Polskim . Jeśli pisze się o m iastach, to należy bardzo dokładnie w yjaśnić, że statystyki są niepew ne, że notuje się raz liczbę m ieszkańców stałych, w pisanych do ksiąg ludności, innym razem — stałych i nie stałych, w jeszcze innych w ypadkach — w raz z garnizonam i wojskow ym i itd. W książce nie znaleźliśm y próby w eryfikacji liczby m ieszkańców m iast i stw ie r dzenia, jakich kategorii ludności one doityczą. Je st to błąd, który jest niedopusz czalny naw et w rozpraw ach m a g istersk ic h ,. nie tylko w książkach publikow anych. S. M arcinkow ski objął badaniem m iasta guberni radom skiej w jej granicach z la t 1845—1866. Tytułow e określenie „Kielecczyzna”, aczkolwiek łatw iejsze do zrozum ienia przez czytelników nie specjalistów , nie jest ścisłe i nie oddaje p re cyzyjnie geograficzno-historycznego zasięgu pracy. Trzym anie się podziałów adm i n istracyjnych w pracach historycznych jest czasem nieuniknione, ale nie jest dobrą m etodą. W tym w ypadku praca n ab rałab y zwartości, gdyby dotyczyła m iast guberni radom skiej, ale w granicach Zagłębia Staropolskiego lub W schod niego Okręgu Górniczego. P roblem atyka badaw cza w takim w ypadku rysow ałaby się o w iele jaśniej.
S. M arcinkow ski próbow ał — i słusznie — posługiwać się m etodą porów naw czą i pokazyw ać historię m iast Kielecczyzny na tle dziejów m iast w Królestw ie Polskim. Jednakże rozw iązanie tego zadania jest całkowicie chybione. Oto w jed nym z ustępów znajdujem y inform acje o K rólestw ie, w następnym o guberni ra domskiej. C zytelnik m usi sam dokonywać porów nań. Ale i to zawodzi, bowiem au to r nie zawsze podaje w ielkości porów nyw alne. Raz tylko obliczył, że w latach 1818—1819 ludność w ojew ództw a sandom ierskiego stanow iła 20,5°/» ludności K ró lestw a Polskiego, ale już potem naw et takiego przeliczenia nie robi. A można było przedstaw ić w jednym m iejscû porów nanie tem pa w z r o s t u ludności guberni radom skiej i K rólestw a — są to przecież spraw y elem entarne. Na s. 20 przepro wadzono żm udne badanie zagęszczenia m iast w edług powiatów. Czy nie lepiej było przyjrzeć się uw ażniej zamieszczonej na s. 21 mapce i zinterpretow ać ją (uprzednio umieszczając na niej w ykorzystyw ane gospodarczo rzeki rejonu świę tokrzyskiego). Przecież t u nie m a nic do rzeczy rzekom a m iastotw órcza rola S an dom ierza jako m iasta wojewódzkiego. Znajom ość daw niejszej historii regionu ułatw iłaby in te rp re ta cję geograficznego rozm ieszczenia m iast i sprow adziłaby ją do oceny roli Wisły <a potem innych rzek) oraz działalności biskupów k ra kowskich.
Znajomość historii przedrozbiorow ej p rzydałaby się zresztą i w innych m iej scach , pracy. T rudno bowiem prow adzić b ad an ia nad historią m iast w X IX w. bez uśw iadom ienia sobie, z jakim dziedzictw em przeszłości w kroczyły one w to stulecie. Chodzi przede w szystkim o przejęte po w cześniejszym okresie stosunki dom inalne w m iastach pryw atnych, o agraryzację w ielu m iast, o ich niedorozwój gospodarczy, o instytucje ustrojow e, a naw et s tru k tu ry społeczne. Tymczasem au to r niem al zupełnie pom inął lite ra tu rę dotyczącą staropolskich dziejów m iast Kielecczyzny. J e j nieznajom ość daje się odczuć dotkliw ie i jest źródłem wielu nieporozum ień. D la p rzy k ład u k ilk a błędnych w iadom ości zaw artych w tabeli 66, w k tó rej są m.in. ru b ry k i: „Data pierw szej w zm ianki” i „Data nadania praw m iejskich”. Oczywistym błędem d ru k arsk im jest podanie X V III w. jako daty pierw szej w zm ianki o Będzinie <powinno być chyba: X III w., chociaż gród k asz telań sk i istn ia ł ta m zapew ne już w X I—X II w.). Ż arnów był w zm iankow any w falsyfikacie m ogileńskim z 1065 x. i w 'bulli gnieźnieńskiej z 1136 r., nie zaś
do-R ECENZJE
335
pie-ro w 1360 r. D ata lokacji Janow ca jest znana dokładnie: 1537 r., nie ma po trzeby pisać ogólnie: XVI w . Sław ków po raz pierw szy byl w zm iankow any w dokum encie Iw ona Odrow ąża z 1220 r., a nie dopiero w 1286 r., natom iast praw a m iejskie uzyskał z pew nością przed 1286 r., a nie w 1295 r., kiedy to biskup k ra kowski J a n M uskat a otrzym ał od W acława II przyw ilej na obw arow anie S ław kowa. O lkusz był w ielokrotnie w ym ieniany w źródłach w drugiej połowie X III w., a nie dopiero w 1299 r., natom iast na pewno przed tą datą, a nie dopiero w la tach 1333—1370 otrzym ał p ra w a m iejskie, być może naw et już za Bolesław a W sty dliwego- Solec n ad W isłą był w ym ieniany w bulli gnieźnieńskiej z 1136 r., potem w dokum encie z 1278 r. i w rejestrach dziesięciny papieskiej z lat 1325—1328, nie zaś dopiero w la tach 1338—1370, p raw a m iejskie uzyskał zapewne od K azim ierza Wielkiego, w każdym razie przed 1404 r., w 1530 r. otrzym ał zaś potw ierdzenie p raw a m agdeburskiego, a nie przyw ilej lokacyjny. Chęciny były w zm iankow ane po raz pierw szy w 1275 r., a nie w 1325 r., w ty m ostatnim ro k u m iały już p raw a m iejskie, a nie dopiero w 1465 r., kiedy to w ystaw iono dokum ent potw ierdza jący p raw a m iejskie. P rzy k ład y podobnie błędnych i nie znajdujących żadnego po tw ierdzenia w źródłach a n i w fachowej literatu rze inform acji można mnożyć w nieskończoność, gdyż właściw ie cała tab ela 66 składa się z tak ich dezin fo r m acji. D opraw dy żaden hiperkrytycyzm wobec dat lokacji nie potw ierdzonych zachow anym i przyw ilejam i lu b aktam i lokacyjnym i nie upow ażnia do podaw ania jako roku lokacji m iasta d a ty w ystaw ienia przyw ileju potw ierdzającego praw a m iejskie; w ten sposób bowiem większość późnośredniowiecznych lokacji trzeba by przesunąć na w iek XVI, X VII lub zgoła X V III, co kom pletnie zm ieniłaby obraz ru ch u lokacyjnego na ziemiach polskich, ale nie przybliżyłoby nas do poznania praw dy.
S. M arcinkow ski zam ierzał podporządkować sw oje dociekania generalnej m y śli przew odniej, jak ą było ukazanie w pływ u rozm aitych czynników: przem ysłu, handlu czy też skupienia urzędów lokalnej adm inistracji na rozwój m iast. W w ielu m iejscach książki a u to r usiłuje dociec, jakie czynniki spełniały rolę, k tó rą n a zywa m iastotw órczą. Rozumiemy, że chodzi tu raczej o czynnik m iastotw órczy w pew nym przybliżeniu, gdyż praw ie wszystkie m iasta om aw ianego regionu pow stały już znacznie w cześniej, tylko jedne zam ierały, inne wegetowały, jeszcze in ne rozw ijały się m niej lub bardziej w yraźnie. Poszukiw anie czynników w pływ a jących na rozw ój pew nej grupy m iast może oczywiście dać pośrednią odpowiedź na pytanie, dlaczego inne znajdow ały się w stagnacji lub upadku. Takie zamie rzenie badaw cze jest w łaściwe i celowe, świadczy też o zamyśle autora n apisa nia pracy am bitniejszej od idiograficznej m onografii miast. Jednakże na samym początku zabrakło chyba zrozum ienia k ilku podstaw ow ych założeń badawczych.
Przede wszystkim , jak łto w ynika bardzo w yraźnie, z tek stu na s. 220, a m niej w yraźnie z w ielu innych ustępów książki, autor uw ażał zapewne, że m iastotw órczą rolę np. przem ysłu można udowodnić wtedy, jeśli na terenie danego m iasta zn aj dzie się zakłady przemysłowe. Jest to oczywiste nieporozum ienie i nie trzeba chyiba argum entow ać, że w iele m iast rozwinęło się dlatego, że w p o b l i ż u po łożone były zakłady przem ysłowe (klasyczny przykład: zakłady hutnicze K lim kie wiczów i m iasto Ostrowiec). Działo się to zwłaszcza w tedy, gdy pobudzającą rolę spełniało górnictwo. Popełniw szy ten błąd M arcinkow ski określa czynniki m iasto- twóircze Czeladzi jako rzemiosło i rolnictw o <tabela 66), tak sam o Białaczowa, Końskich, (Przysuchy, Gowarczowa. Również tru d n o zgodzić się z klasyfikacją Ż arek (s. 202).
Tak zw ane dom inujące funkcje m iast, w ytypow ane przez autora, nie wiele w gruncie rzeczy znaczą. ‘Nie dow iadujem y się bowiem z tekstu, czy dane m ia sto rozwinęło się dzięki ulokow aniu w nim przem ysłu sukienniczego, czy upadło
w raz z zaprzestaniem działalności w te j dziedzinie. W yciąganie w łasnych wnios ków przez czytelników jest utrudnione w prow adzeniem w ew nętrznych cezur chro nologicznych, bowiem lata 1815—1869 w ydają się stw arzać zbyt k ró tk ą p ersp ek tywę, by należycie rozstrzygnąć podstaw ow e kw estie, co było am bitnym zam iarem autora. Nie m am y też odpowiedzi na pytanie, dlaczego jakaś miejscowość nie roz w ijała się, mimo w ystępow ania w niej czynników m iastotwórczych, lub też — bowiem są i ta k ie p rzypadki — rozw ijała się stosunkow o szyibko m im o b raku ew identnych w arunków rozwoju. Te ostatnie przypadki zresztą częściowo autor próbuje w yjaśnić.
Spraw y czynników m iastotw órczych î dom inujących funkcji m iast w iążą się z typologią fu nkcjonalną miaist, k tó re j .poświęcił au to r odrębną część ostatniego rozdziału (s. 199—214). Typologia funk cjo n aln a jest z powodzeniem stosowana przez geografów i socjologów m iast zarów no jako sposób porządkow ania m ateriału, jak też jako m etoda b ad an ia fu n k cji m iast. A utor niestety nie w ykorzystał bardzo bogatej fachow ej lite ra tu ry z tego zakresu <znowu dają znać o sobie b rak i 'biblio graficzne!). 'Powołuje się ty lk o n a niektóre opracow ania polskich geografów {ale b rak np. prac L. K o s i ń s k i e g o ) , zupełnie pom ija rozpraw y obcojęzyczne (nie m al w szystkie dostępne w polskich bibliotekach), które często w ydają się w p raw dzie 'bardzo egzotyczne (dotyczą m.in. m iast S tanów Zjednoczonych, Indii, A u stra lii, Nowej Zelandii), są jed n a k użyteczne, gdyż podstaw y typologii funkcjonalnej m iast są wszędzie i zawsze podobne. Zresztą i cytowane rozpraw y polskich geo grafów zostały w ykorzystane bardzo powierzchownie. Symbolicznie ty lk o został zacytow any bardzo w artościow y a rty k u ł historyka B. K a c z m a r s k i e g o o ty pologii funkcjonalnej m iast śląskich w X V III w., w ogóle nie ma w hibliografïi a rty k u łu T. L a 1 i к a .p m iastach średniowiecznych. W rezultacie zaproponow ana przez M arcinkow skiego'typologia fun k cjo n aln a m iast guberni radom skiej w latach 1815—1869 w ypadła bardzo schem atycznie i budzi zastrzeżenia. 'Poza spraw am i, o których była już mowa wyżej, w ątpliw ości w yw ołuje przede w szystkim uwzglę dnienie niem al w yłącznie fu n k cji gospodarczych m iast. A utor w yróżnił m iano wicie m iasta z wiodącą fu n k cją przem ysłow ą branży hutniezo-górniczej i me talow ej, branży włókienniczej i bran ży ceram icznej, m iasta z w iodącą funkcją rzem ieślniczą, z w iodąąc fu n k cją handlow ą, wreszcie rolniczą. Zabrakło funkcji usługowych, transportow ych. Ja k o jedyny ty p fu n k cji niegospodarczej opisał autor centra w ładzy i ad m in istracji państw ow ej. Zupełnie zapom niał o funkcjach spo łeczno-kulturalnych, k tóre w m iastach dziew iętnastow iecznych nabierały coraz większego znaczenia. N ależałaby w ięc w yróżnić m iasta będące ośrodkam i szkol nictw a, życia naukow ego i kulturalnego, życia tow arzyskiego i rozryw ki, ośrodki lecznictw a, uzdrow iska ((akurat na b adanym przez autora terenie w yrosło jedno uzdrowisko w X IX w. — B usko-Zdrój), ośrodki turystyczne. Z abrakło także m iast będących siedzibam i garnizonów wojskowych. F unkcje społeczno-kulturalne m iast <nie były wcale błahe. To w łaśnie ich niedorozwój był znam ienny dla m iast K ró lestw a Polskiego i różnił 'je od m iast pozostałych zaborów; przypom nieć tu można Łódź, k tóra ibędąc w ielkim ośrodkiem przem ysłow ym w łaściw ie nie pełniła żad nych fu n k cji kulturalnych; natom iast w G alicji oprócz Lwowa lu b K rakow a ta k że m iasta średniej w ielkości lub zgoła niew ielkie {np. Tarnów, Przem yśl) p ro m ieniow ały na okolicę jako ośrodki ośw iaty i k u ltu ry . Wreszcie nie jest tra fn a p rzyjęta przez au to ra zasada, aby zaproponow ana typologia funkcjonalna m iast była klasyfikacją rozdzielną, to znaczy aby kżde (miasto było przyporządkow ane •do jednego tylko typu. W iele m iast bowiem pełniło funkcję różnorakie i chcąc •uniknąć schem atyzm u należałaby je zaliczać do k ilku kategorii równocześnie. Np. ■Radom był niew ątpliw ie w ażnym centrum adm inistracyjnym , jak chce autor, ale zarazem był ośrodkiem przem ysłow ym i chyba także kulturalnym . W ątpliwości
R ECE NZJE
337
budzi również zakw alifikow anie Olkusza w yłącznie jako ośrodka ad m inistracyj nego.
Osiągnięcie przez au to ra zamierzonych celów badaw czych zależało naszym zd a niem od dobrej znajomości historii uprzem ysłow ienia K rólestw a Polskiego. Zbyt pobieżna znajomość lite ra tu ry poświęconej historii górnictw a i hutnictw a oraz niew ykorzystanie najlepszych pozycji z tej dziedziny zaważyły na w ielu b rak ach recenzowanego opracow ania. Górnictwo i hutnictw o ledwie jest na k a rta c h książki •obecne; nie pisze się nic o typach lokalizacji zakładów, sposobie zatrudnienia <w większości kopalń i h u t robotnikam i byli chłopi ze wsi), który m iał w pływ n a brak procesów urbanizacji w określonych regionach, o eksploatacji lasów (choć jest ustęp o lasach) w zw iązku z rozw ojem przem ysłu itd. Przykładem niezbyt dobrego orientow ania się w historiografii poświęconej tej problem atyce jest przy taczanie danych o wydoibyciu węgla z kopalni „K saw ery” za N. G ą s i o r o w - s к ą i H. Ł a b ę c k i m (s. 203). A utor nie dziwiłby się spadkow i liczby osad m ieszczan-rolników w powiecie opatowskim <s. 193), nie w prow adzałby niepotrzeb nego rozróżnienia ty p u przem ysłu w Opocznie i Drzewicy, skorygowałby kw alifi kację całego re jo n u Opoczna (m apa 21). „W iodącą funkcję przem ysłową branży hutniczo-góm iczej i m etalow ej” M arcinkow ski dostrzegł tylko w przypadku Bę dzina, Sław kow a, Ostrowca i Żarek. B ałam utne i przypadkow e są inform acje •o O strow cu (a lite ra tu ra na tem at Ostrowca i innych h u t okręgu istnieje nowsza •niż ta, k tórą a u to r przytacza). Pisząc o Ż arkach (s. 205) można było powołać się na bardziej 'kom petentne i dokładniejsze opracow ania niż „M iasta polskie w tysiącleciu”. O Sław kow ie zamieszczono mało inform acji i to chyba nie najlepiej w ybranych, a w iedza o historii Będzina 'jest o w iele bogatsza, niż w ynika to z książki — choć Będzin, Sław ków i Żarki można było w yelim inować z rozważań. B raków bibliograficznych jest więcej. Pom inięto tom studiów o Radom iu pod re d ak cją J. J ę d r z e j e w i c z a , zbiorowe opracowanie dziejów Zwolenia pod red ak cją ‘К. M y ś l i ń s k i e g o , „Dzieje Olkusza i regionu olkuskiego” pod r e dakcją F. K i r y k a i R. W o ł o d z i e j c z y k a (wydane w praw dzie dopiero w Ί978 r., a więc gdy książka M arcinkowskiego była już w druku, wszakże można było w prow adzić je w korekcie do bibliografii i przypisów, a przynajm niej w y korzystać d la skorygow ania różnych błędnych danych), pracy o Sław kow ie pod red a k cją F. K i r y k a , w stępu w ydaw cy do „Inw entarza m iasta Solca z 1787 r.„ obejm ującego problem y dem ograficzne także X IX w., i sporo innych. A utor w ogóle nie przyw iązuje wagi do dorobku poprzedników. Gdyby bowiem dokładnie przeczytał książkę K. D u m a ł y (k tó rą zresztą kilkakrotnie cytuje w przypisach), nie przeoczyłby ta k interesującego zjaw iska, jakim było pow stanie aglom eracji m iejskiej D ąbrow y Górniczej. Praw da, że Dąbrowa uzyskała praw a m iejskie do piero w 1916 r., ale jej ukształtow anie się jako m iasta nastąpiło w łaśnie w okre sie badanym przez M arcinkowskiego. Tymczasem autor w spom ina tylko o ko palni K s a w e r y ” i „Reden” oraz o Hucie B ankow ej jako przedsiębiorstw ach czyn nych pod Będzinem, nie sygnalizuje w cale tego, iż m am y tu do czynienia z arcy- ciekaw ym fenom enem w ytw arzania się zupełnie nowego m iasta przemysłowego.
S. M arcinkow ski zebrał szczegółowe dane o rzem ieślnikach, które mogły się stać cennym uzupełnieniem naszej wiedzy o historii rzem iosła w K rólestw ie Polskim . Jed n a k sposób, w jaki zostały one zaprezentow ane np. na s. 141—'147 powoduje, że nie wiele przynoszą one pożytku. Przede wszystkim autor nigdzie nie napisał, czy m ow a jest o rzem ieślnikach-w łaścicielach w arsztatów (tj. posiadają cych konsens na prow adzenie samodzielnej produkcji), czy o w szystkich rzem ieśl nikach pracujących w danej branży (podaje się czasem liczbę m ajstrów w raz z czeladnikam i, choć bez uczniów). Można się domyślać, że chodzi o pierw szą kategorię, ale autorzy opracowań naukow ych nie pow inni zostawiać nic domysłom
czytelników. J a k dzisiątki innych autorów S. M arcinkow ski przytacza postano wienia o rzem iośle z 1816 r., ale nie wspom ina już o nie m niej w ażnych postano w ieniach z la t trzydziestych i czterdziestych, które w praktyce w w iększym stop n iu w płynęły na przeobrażenia rzemiosła. Budzi też zdziwinie rozbicie jednorod nych wiadom ości między dwa różne rozdziały i(ustęp o stru k tu rze zawodowej w rozdziale III i ustęp o rzem iośle w rozdziale IV), choć jest to spraw a drugorzędna. T ytuły sugerują, że chodziło o ukazanie dwóch różnych spraw , jed n ak w re alizacji w dwóch ustępach znalazło się niem al dokładnie to samo. Poza tym autor omawia produkcję sukienniczą zarów no w ustępie o przem yśle, jak i rzemiośle. W ynikało to z chęci rozbicia te j produkcji na tak ą, k tó ra m iała już charakter przem ysłowy i taką, która jeszcze była rzemiosłem. Jednakże zabieg ten tylko spłycił analizę dość ciekaw ej, efem erycznej w tym regionie, historii sukiennictw a. W dodatku podział na przem ysł i rzemiosło jest tu tro ch ę naciągany i zasugerq- w any przez ówczesną term inologię, k tó rą zresztą należało pokrótce omówić. Nie wiadomo, czy au to r zdaje sobie spraw ę z tego, że np. 80 tkaczy, kw alifikow anych jako „pojedyncze fa b ry k i” (.s. 167), figuruje rów nież w śród liczb podaw anych w rozdziale o rzem iośle (np. s. 152). Takich przypadków jest zresztą więcej.
Ograniczenie się do lite ra tu ry ściśle dotyczącej w ybranego tem atu wpłynęło na niektóre błędy czy n iedostatki interpretacyjne. Z kilku recenzji i niektórych artykułów na tem at ludności żydowskiej wiadom o, że nie należy w ierzyć re je strom tej kategorii m ieszkańców m iast w pierw szym okresie K rólestw a Polskiego, że są one z w iadom ych historykom powodów zaniżone, w związku z czym przy rost ludności żydowskiej jest m niejszy od wykazyw anego przez źródła (s. 132— 141). Dodajmy, że można było udoskonalić analizę przez skonfrontow anie liczby Żydów w poszczególnych m iastach z maspką m iast objętych i nieobjętych zaka zem osiadłości Żydów. Może to, najleipiej i najprościej tłum aczyłoby różnice w liczbach.
D rugą tak ą sp raw ą, naśw ietloną już przez historyków (choć na pew no w spo sób niedostateczny w stosunku do wagi problem u), jest ko n iu n k tu ra gospodarcza i stopa życiowa w połowie ХЛХ w. Nie jest praw dą, jak pisae autor, że w 1847 r. urodzaj był dobry; może był on dobry lokalnie, ale w całym K rólestw ie zaczynała się w łaśnie seria la t najtrudniejszych w historii XIX w., nieurodzajów , klęsk, głodu i bardzo wysokich cen, a także epidem i. W ty m w ypadku należało znacz nie krytycznie odnieść się do wypowiedzi lokalnych urzędników (s. 185—187). Dane o cenach nie zostały zresztą zinterpretow ane. Recenzenci nie odw ażają się naw et zaproponować, by autor w prow adził tu problem atykę kryzysów tzw. starego i no wego typu, zajm ującą w ażne m iejsce w historii społeczno-gospodarczej X IX w.; być może nie m iał on okazji zapoznać się z istniejącą lite ra tu rą na ten tem at. Dotyczy to zresztą nie tylko spraw y cen — książka m iała szanse być przyczyn kiem do 'b ad an ia generalnych tendencji ekonom icznych, ale szansa ta została zaprzepaszczona.
Uwagi i w ątpliw ości można mieć do p a ru kw estii szczegółowych, co już jed n ak nie może rzutow ać na ogólną ocenę pracy, gdyż takie uwagi naistręcza- zwykle każda p ublikacja. Np. nie pow inno być zaskoczeniem, że szewcy byli najliczniej reprezentow anym i rzem ieślnikam i w regionie, bo ta'k było w całym K ró k stw ie Polskim w X IX w. (niektóre m iasta Kielecczyzny m iały ich naw et względnie m ało — s. 143), a także w okresie przedrozbiorow ym ; rozm iary rolnictw a i ho dowli m ieszczan-rolników należało rozpatryw ać na tle rolnictw a i hodowli chłop skiej w ty m regionie — może nie były od nich m niejsze (s. 194); au to r błędnie zrozumiał rozw ażania E. K a c z y ń s k i e j na tem at drobnom ieszczaństwa (s. 219). Niezbyt uzasadniona w ydaje się ibyć k ry ty k a J . M a z u r k i e w i c z a , J. R e d e
-R ECENZJE
339
r a i J. М a r t k і е w i c z a . Być może S. M arcinkow ski m a rację, jednak arg u m enty nie przekonują <s. 117—*18). A utor pisze, że m iasta były organizm am i po siadającym i w łasny m ajątek i dochody. M iasta (prywatne borykały się z trudno ściami finansow ym i i dopłacali do nich dziedzice, natom iast m iasta rządowe — które przecież nie były finansow ane z budżetu państw a — m iały lepsze dochody. Dlaczego więc zły stan m iast pryw atnych, które krytykow ani autorzy uw ażają za nieco większe wsie, S. M arcinkow ski wywodzi z polityki właścicieli tych miast?
Recenzję naszą zaczęliśmy w sposób nietypow y od sform ułow ania od razu oceny om aw ianej książki. Nietypowe taż będzie zakończenie — bez kom plem entu. Nie skłania bowiem do kom plem entów lek tu ra książki, która jest w praw dzie św ia dectwem dużej pracow itości, pasji badaw czej i wi&lkiego w ysiłku heurystycz nego autora, ale (którą można określić tylko jako książkę zm arnowanych szans.
• Elżbieta Kaczyńska, A ndrzej W yrobisz Problem y kotonializm a i stanaw lenije antikołom alnych sił. Soob- s z c x n ija istorikaw-afrikanistouD socialisti czeskich stran, red. W. A.
' S u b b o t i n i inni, Moskwa 1979, s. 133.
Rotzwój ruchów narodowowyzwoleńczych i likw idacji ostatnich im periów ko lonialnych w Afryce to zjaw iska, które staw iają przed historykam i szereg nie zm iernie -skomplikowanych problem ów . Jak ie było m iejsce A fryki w ram ach sy stem u kolonialnego? W jakich w arunkach przebiegała w alka społeczeństw a fry kańskich o niepodległość i jakie przybierała form y? Jak i był stopień zaangażo w ania różnych sił społecznych w ru ch narodowowyzwoleńczy? Odpowiedź na te i inne pytania ma istotne znaczenie nie tylko dla poznania przeszłości Afryki, lecz także dla właściwego zrozum ienia i oceny jej współczesności. Ponadto znajomość najistotniejszych zjaw isk politycznych i społeczno-gospodarczych w pewnym stop n iu um ożliwia w nioskow anie o kierunkach przem ian zachodzących na konty nencie.
H istorycy k rajó w socjalistycznych niejednokrotnie rozważali problem y zw ią zane z afry k ań sk ą przeszłością, uczestnicząc w m iędzynarodowych spotkaniach. Efektem ich w spółpracy było także stworzenie w 1974 r. grupy roboczej „H istoria Afryki i ru ch u narodowowyzwoleńczego w A fryce”. G rupa, skupiająca specjalistów z Bułgarii, Czechosłowacji, NRD, Polski, Węgier i Związku Radzieckiego, przy gotowała w latach 1975 ї 1977 dwa sympozja — w W arnie i Budapeszcie; ich owo cem jest recenzow any zbiór artykułów .
Z aw arte w zbiorze teksty zostały podzielone na pięć części, z których pierw sza ma ch arak te r w prow adzający. O tw iera ją szkic A. B. L e t n i e w a (ZSRR) przedstaw iający n iek tó re aspekty badań historii kolonializm u i w alki antykolo- n ialnej na kontynencie afrykańskim . A nalizując aktualny stan historiografii m ark sistow skiej a u to r zw raca uwagę na łuki i uproszczenia w ujm ow aniu p roblem a tyki afrykańskiej; podkreśla potrzebę rozw ijania badań afrykanistycznych w opar ciu o w szechstronny m ateriał źródłowy i pow ażny w arsztat naukowy.
Wiele m iejsca au to r poświęca metodyce badania historii A fryki. W skazuje n a nierozerw alny związek kolonializm u i antykolonializm u i w ynikającą stąd ko nieczność łącznego badania tych procesów. Przestrzega przed dowolnym opero w aniem pojęciam i, naw et ta k podstawowymi jak „kolonializm ” czy „ruch n aro dowowyzwoleńczy”. Słusznie postuluje rozgraniczenie taikich zjaw isk jak