• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : kwartalnik kresowy, R. 58 nr 1 (930), 1991

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : kwartalnik kresowy, R. 58 nr 1 (930), 1991"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

1933

rok założenia

KWARTALNIK KRESOWY.

NR 1 (930) 1991 CENA 5000 ZŁ

W numerze:

Krzysztof Jarosław Brozi: „Czy nadchodzi nowa epoka dyktatury?" [1]

Adam Mickiewicz: „Żaby i ich króle" [3]

Okolice sztuki

I.J.K.: „O potrzebie naiwności" [4]

Ryszard Radzik: „Kim są Białorusini?" [5]

Ryhor Baradulin: *** (wiersz) [9]

Włodzimierz Kazbiaruk: „Ja, Franciszek, syn Skaryny z Połocka" [10]

Wasil Byków: „We mgle" (fragmenty) [13]

Notatnik słowiański

Mieczysław Buczyński: „Ile było Rusi?" [16]

„Hrabia pisze do Jabłonia. Z biografii Augu- sta Zamoyskiego" [17]

Marek Ruszczyc: „Hetman się żeni. Z his- torii rodu Branickich" [25]

Jerzy Górny: „Drogą do Ołyki" [29]

Henryk Radej: „W Dubience bije Big Ben"

[32]

Henryk Kuś: „Fotografie Fladrzyńskiego"

[35]

Felieton obrazkowy [37]

Ireneusz J. Kamiński: „TRH Piątak" [38]

Józef Styk: „Rolnicy miasta Chełma" [39]

W przestrzeni

Maria Maciejewska: „Architektura — sym- bol czasu" [41]

Felieton kwartalny

Hera: „Zapiecek czy Hongkong?" [42]

Ekosfera

Małgorzata Maruchniak: „Dajmy szansę żó- łwiom" [43]

Jarosław Wiącek: „Bezcenne torfowiska"

[44]

Agnieszka Barczyk: „Husynne — ptasi raj"

[45]

Opinie

Stanisław Kosiński: „Wołyń 1921-1939"

[46]

Zygmunt Mańkowski: „27. Wołyńska" [47]

Zbigniew Zaporowski: „Pierwszy zeszyt ukraiński" [49]

Ryszard Szczygieł: „Z dziejów Podlasia Po- łudniowego" [50]

Rozmaitości kresowe [51]

Kronika wschodnia [53]

Regionalny słownik biograficzny

Antoni Walentyn: „Dymitr z Goraja" [55]

Bibliografia „Kameny" 1989 (nr 1) — 1990 [57]

Czy nowa epoka dyktatury?

Krzysztof Jarosław Brozi

W ciemnej i coraz ciemniej rysującej się przyszłości Polski na tle światowego kryzysu ekonomicznego i politycznego, który nieszczęśliwie zbiegł się z odzys- kaniem wolności politycznej kraju, dyktatura jest coraz to bardziej wyob- rażalną perspektywą — niezależnie od tego, jak ją będziemy oceniać z moralnego punktu widzenia.

Kim są Białorusini?

Ryszard Radzik

Profil narodowy pojęcie białoruskości zyskało bardzo późno. Był to najpóź- niej kształtujący się naród Europy Środkowo-Wschodniej. Do końca XIX wieku bardzo niewielu brało pod uwagę możliwość jego powstania.

Hrabia pisze do Jabłonia

August Zamoyski

Byłem autem 3 tygodnie na Górnym i Dolnym Śląsku, objechałem około 30 kamieniołomów celem znalezienia odpowiednich marmurów i granitów do kucia rzeźb dla mnie i dla uczącej się młodzieży. Było zimno, mokro i niewygodnie w tych brudnych hotelach i restauracjach. W każdym kamieniołomie osobiście kując skały wypróbowałem wszystkie nasze gatunki i w szlifie i w polerze.

Hetman się żeni

Marek Ruszczyc

Branicki podczas tej petersburskiej wizyty przypominał wilka, który przybrał nagle postać baranka. Znikł gdzieś dawny brutal, hulaka i opój, notoryczny pojedynkowicz i awanturnik, uczestnik niewybrednych orgii, kiedy nie było dnia, aby go można było spotkać trzeźwym. Znikł wieczny spiskowiec przeciw własnemu królowi, ofiarowujący carowej wciąż nowe rokosze, konfederacje

(2)

I

Wykonana w białym marmurze, mierząca 168 cm wysokości rzeźba Augusta Zamoyskiego ,,Rhea — W półmroku tego świata" powstała w Rio de Janeiro (1945-1949), lecz wiele ją łączy z rodzinnym Jabłoniem artysty, gdzie żyła krzepka i piękna Franka, która chętnie pozowała właścicielowi majątku, ozdobionego pałacem w duchu angielskiego neogotyku. II wojna zmusiła Zamoyskiego do opuszczenia Podlasia, ponownie pojawił się w Jabłoniu dopiero w 1956 roku. ,,Szalenie, jestem szczęśliwy, iż byłem w Jabłoniu i że mogłem wszystkich starych przyjaciół zobaczyć, szkoda tylko, iż trwało to zbyt

krótko"— oznajmiał potem artysta w jednym z listów do Jadwigi Tokarskiej. Zachowaną korespondencję Zamoyskiego do nauczycielki publikujemy na s. 20-29

Redaktor naczelny:

Ireneusz J. Kamiński Adres redakcji:

22-100 Chełm, ul. Lubelska 57 tel. 509-11

Nr indeksu 362573

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzania zmian i skrótów w tekstach prze- znaczonych do publikacji; materiałów nie zamówionych nie zwraca autorom.

Egzemplarze pisma do nabycia w kioskach „Ruchu" i w prenumeracie prowadzonej przez wydawcę. Warunki prenumeraty: roczna — 20000 zł (za nr 2-4/1991 — 15000 zł).

Wpłacać należy przekazem bankowym ze wskazaniem: Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Chełmskiej, PKO O/Chełm 11514-^35-132. W ten sposób można też nabyć egzemplarze archiwalne „Kameny": nr 1/1989 i nr 1-4/1990 — po 3000 zł każdy. Na odwrocie przekazu należy odnotować numery kwartalnika, którymi zainteresowany jest czytelnik. Koszt przesyłki pocztowej pisma ponosi wydawca.

Wydawca: Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Chełmskiej z dotacji Urzędu Wojewódz- kiego w Chełmie.

Skład, łamanie i diapozytywy tekstu: „Versus", Lublin, ul. Złota 2.

Druk: Spółdzielnia „Kurtodruk" w Krasnymstawie.

Fotografie publikowane w numerze wykonali: Edmund Fladrzyński, Ireneusz J. Kamiński, Andrzej Polakowski. Grzegorz Zabłocki, Zbigniew Zugaj, Tadeusz Żołędziewski.

(3)

CZY NADCHODZI NOWA EPOKA DYKTATURY?

KRZYSZTOF JAROSŁAW BROZI

Zmiana w sytuacji krajów byłego „Bloku Wschodniego" ma swoje przyczyny przede wszystkim w narastającym już od kilkunastu lat światowym kryzysie ekonomicznym, któremu towarzyszy ogromna rewo- lucja elektroniczna w technologii, w pewnym sensie będąca zresztą jedną z przyczyn tego kryzysu. Tłem dla owych przemian jest pogłębiający się szybko, pierwszoplanowy konflikt końca XX wieku: Północ — Południe.

Przyjrzyjmy się miejscu Polski w ramach tego konfliktu.

Zarówno po I, jak i po II wojnie światowej Polska nigdy nie osiągnęła wysokich światowych standardów ekonomicznych i techno- logicznych. Zawsze pozostawała krajem dostarczającym głównie suro- wce i proste wyroby, konkurencyjne ze względu na niskie ceny na rynkach trzeciego świata, przede wszystkim dzięki taniej sile roboczej w kraju. Sprzedaż surowców i tania siła robocza określały ekonomię Polski, zaś czynniki te zwykły charakteryzować gospodarkę techno- logicznie słabo rozwiniętą.

Ostateczny cios temu rodzajowi produkcji zadała, przebiegająca już od kilkunastu lat, tzw. rewolucja mikroelektroniczna, w której postęp ma charakter geometryczny, co oznacza, że kraje, które odpowiednio wcześnie wkroczyły w erę mikroprocesorów, są poza zasięgiem kon- kurencji.

Tradycyjny podział na kraje pierwszego, drugiego i trzeciego świata stracił wobec tych przemian realny sens. Można by raczej mówić o takiej hierarchii: kraje pierwszego świata, wysoko technologicznie zaawan- sowane (np. Japonia, USA, dawna RFN); kraje drugiego świata, które w kooperacji z wyżej wymienionymi rozwijają własne technologie (większość krajów Zachodu); kraje trzeciego świata, które są w stanie zakupić i zastosować nowoczesne technologie ery mikroelektronicznej ze względu na swoje ekonomiczne struktury organizacyjne (np. Korea Południowa, Tajwan, Hongkong, a ponadto, z powodu bogactwa z przemijającej już hossy naftowej, pojedyncze państwa arabskie itp.);

kraje czwartego świata, które są na etapie przestrajania swoich organiz- mów ekonomicznych i mogą już korzystać, w pewnym zakresie, z nowych technologii; kraje piątego świata, które ani nie są w stanie odpowiednio przystosować się do nowych technologii, ani też nie posiadają środków na ich zakup (np. wiele krajów afrykańskich);

wreszcie kraje szóstego świata, które ze względów pozaekonomicznych są objęte embargiem na nowoczesne technologie, np. z obawy, iż mogłyby one posłużyć celom pozaekonomicznym, a zwłaszcza miljtar- nym (patrz: znane restrykcje ekonomiczne zastosowane wobec japońs- kiego koncernu Toshiba, jako że przekazywał on pewne swoje wyroby do ZSRR w połowie lat osiemdziesiątych).

Jak się wydaje, właśnie czynniki rozwoju technologicznego były niezwykle ważnym komponentem zachodzących obecnie przemian politycznych i społecznych w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR.

Nie tylko słabe gospodarczo i nie przygotowane w zakresie organizacji ekonomicznej kraje tego obszaru były ponadto objęte przez pewien czas embargiem technologicznym. Zatem — zgodnie z kryterium powy- ższego schematu — można by zaliczyć je do szóstego świata, co oczywiście nie określa jednoznacznie poziomu życia mieszkańców owego regionu, lecz wyraźnie wpływa na wyznaczenie tego poziomu

w nadchodzącej przyszłości.

W tej części Europy nie sposób było zatem myśleć o poważniejszych przeobrażeniach ekonomicznych bez wcześniejszych przeobrażeń poli- tycznych, które dały szansę na wyjście z szóstego świata przynajmniej do Pozycji świata piątego. Polska wykonała już ten pierwszy krok, lecz wobec dramatycznego kryzysu ekonomicznego i niestabilności nowych struktur politycznych — mogących prowadzić do izolacji kraju nie tylko

wobec Zachodu, lecz również wobec krajów byłego „Bloku Wschod- niego" —nie stać jej na razie na pełne wkroczenie w obręb krajów świata czwartego.

Ażeby to uczynić, potrzebne jest takie ukształtowanie sytuacji polityczno-prawnej i przeobrażenie organizacji ekonomii, by mogła ona efektywnie przyjąć nowe technologie (zakupione np. za nowe kredyty!) i określić bezpieczne warunki dla inwestycji kapitału zagranicznego.

Byłoby to równoznaczne z osiągnięciem lokacji świata czwartego.

Ponieważ warunki te nie są zrealizowane, nadal jesteśmy krajem eksportującym surowce i tanią siłę roboczą w dwojakiej formie:

emigracji ludzi oraz eksportu prostych produktów — tanich'dzięki tanim warunkom pracy.

Ugruntowanie się nowych struktur organizacji ekonomii, odpowia- dających oczywiście strukturom krajów dobrze technologicznie roz- winiętych, stworzyłoby szansę na wprowadzenie się Polski do trzeciego świata i dopiero wówczas można by mówić o uzyskaniu poważnych efektów w sferze pożądanego powszechnie przeobrażenia struktury społecznej i w widocznym podniesieniu poziomu życia ludności.

Uzyskanie pozycji kraju drugiego lub nawet pierwszego świata jest, rzecz jasna, w chwili obecnej sprawą futurologii. Ponadto, coraz wyraźniej rysująca się globalna recesja ekonomiczna, odczuwalna choćby w Stanach Zjednoczonych, bardzo komplikuje sytuację. Wobec

•zatem narastającej liczby zmiennych czynników, wszelkie daleko idące przewidywania nie mogą być w żadnym stopniu wiarygodne. Jedyne co pewne, to konieczność podciągnięcia się do poziomu kraju trzeciego świata, korzystającego z importowanych nowoczesnych technologii, co dopiero może przynieść pożądane efekty społeczne. Wynika stąd, że oferta Polska nie obejmuje najprawdopodobniej działalności techno- logicznej i wielkoprzemysłowej w stopniu przekraczającym warunki kooperacji w ramach większych międzynarodowych organizacji ekono- micznych.

Znaczne nadzieje rodzi natomiast ewentualna rozbudowa rolnictwa, lecz również nie w jego najprostszej postaci. Chodzi tu raczej o budowę przemysłu rolniczego. Zwróćmy uwagę na to, że światowy kryzys żywnościowy dotyka zwykle te regiony, które z racji warunków naturalnych i tradycji były właśnie terenami rolniczymi (np. ZSRR, Rumunia, Chiny itp.). Jest to również sprawa technologii i organizacji ekonomicznej. Do niedawna jeszcze głodujące Indie, wskutek wprowa- dzanej sukcesywnie od początku lat sześćdziesiątych tzw. zielonej rewolucji już teraz stały się poważnym eksporterem zbóż, m. in. do ZSRR. Niewielka Holandia za sprawą przemysłu rolniczego jest w tym zakresie potęgą. Zatrudniające w rolnictwie mniej niż 4 proc. ogółu zatrudnionych, Stany Zjednoczone są w stanie wyżywić prawie 1/3 świata. Być może właśnie przemysł rolniczy mógłby stanowić polską ofertę ekonomiczną, w czym nawiązano by do dawnych tradycji i w co przede wszystkim warto byłoby inwestować.

Trzeba nieco odwrócić potoczne myślenie, które zawiera zwykle dwie przesłanki. Pierwszą, że wolność polityczna wywołała narastające z dnia na dzień konflikty społeczne i potęgujący się nacjonalizm, grożący nowymi dyktaturami nieomal wszędzie na terenach byłego

„Bloku Wschodniego". Drugą, że Zachód przyniesie rozwiązanie wewnętrznych problemów tych regionów.

Pierwsza przesłanka jest po prostu nieprawdziwa. Wolność politycz- na jedynie ujawniła nasilające się od dawna konflikty, które tak czy inaczej, wcześniej czy później dałyby o sobie znać.

Druga przesłanka jest złudną nadzieją, gdyż to właśnie na Zachodzie należy szukać zasadniczych przyczyn globalnego kryzysu ekonomicz-

(4)

nego, który też tutaj ujawnił swoje najgłębsze źródła. Sytuacja w regio- nie Zatoki Perskiej jedynie przyśpieszyła i obnażyła coraz to bardziej pogłębiającą się recesję gospodarczą Zachodu.

W tej sytuacji Zachód będzie przede wszystkim poszukiwał nowych rynków zbytu, gdyż jedynie wzmożenie cyrkulacji towarów może ożywić tamtejszą gospodarkę. Jest to w pewnym sensie ratunek dla wielkich systemów ekonomicznych, a jednocześnie — szansa na trudną, lecz możliwą budowę światowego systemu ekonomicznego, który przełamałby konflikt Północ — Południe.

Istnieją cztery regiony zainteresowania Zachodu. Pierwszym i naj- ważniejszym jest obszar byłego „Bloku Wschodniego" z Chinami włącznie. Ten region najszybciej spełniłby podwójną rolę: globalnego rynku oraz bazy surowcowej. Drugim jest obszar Południowej i Środ- kowej Ameryki, której ekonomiczne opanowanie najprawdopodobniej będzie poprzedzone inwazją militarną ze względu na panujące tam warunki polityczne. Trzeci region to Afryka — w przyszłości praw- dopodobnie najważniejszy zarówno z powodów ekonomicznych, jak i demograficznych. Czwartym, stosunkowo najbardziej ostatnio wybu- chowym i ze względu na posiadane surowce manifestującym się najbardziej spektakularnym, bezpośrednim wpływem na ekonomie zachodnie, lecz na dalszą metę groźnym bardziej z powodów ist- niejących tam konfliktów nacjonalistycznych i religijnych niż jedynie ekonomicznych, jest Bliski Wschód.

Wszystkie te regiony mogą stanowić zarówno niebezpieczeństwo, jak i ratunek dla Zachodu. Sytuacja krajów arabskich jest szczególnie groźna. Mamy tam do czynienia z czterema podstawowymi czynnikami, które mogą prowadzić do globalnego zagrożenia. Są nimi: wspólna dla tych krajów religia, wspólny język, pokrewna tradycja kulturowa i wreszcie podobna sytuacja ekonomiczna — oczywiście na pierwszy plan wysuwają się posiadane przez te kraje zasoby surowcowe. Czynniki te stanowią znakomite podłoże dla unifikacji tego regionu świata.

Istniejące tam ponadto warunki polityczne sprzyjają dyktaturom, które najwidoczniej prowadzą do jednego, zunifikowanego, dyktatorskiego systemu, który stanowił dalekosiężny plan poczynań Sadama Huseina.

Przez wiele lat uczyłem studentów irackich, uciekinierów, przeciw- ników politycznych Sadama Huseina. Ich relacje były dla mnie poucza- jącą lekcją tego, w jaki sposób wojna — wówczas Iraku z Iranem

— może stanowić remedium na wewnętrzne problemy socjalne. Podob- ną przecież rolę dla junty argentyńskiej spełniła wojna z Anglią 0 Falklandy.

Wniosek byłby taki, że główną przyczyną większości wojen są wewnętrzne warunki panujące w krajach. prowadzących agresywną politykę. Sięgając w przeszłość można powiedzieć, że zasadniczą przyczyną II wojny światowej był kryzys ekonomiczny, polityczny 1 moralny Republiki Weimarskiej, który umożliwił Hitlerowi wprowa- dzenie nowego systemu dyktatury narodowosocjalistycznej, działające- go później automatycznie jako siła ekspansywna.

Porównując wszystkie te wydarzenia, można by pokusić się o pewną generalizację. Zmęczone codziennymi problemami, zaniepokojone ros- nącym szeregiem coraz to nowych zagrożeń i pozbawione perspektywy na lepszą przyszłość—uchwytną w wyobrażeniach, ą więc osiągalną dla istniejącego pokolenia — społeczeństwo wybierze raczej dyktatorski porządek, oferujący miraże i aktywizujący tymi mirażami całe społeczne grupy, niż niespokojną i beznadziejną wegetację, obiecującą niepewne korzyści w dalekiej przyszłości.

Spróbujmy dookreślić sytuację Polski na tym tle, zwiastującym globalny kryzys, którego efekty zapewne będą u nas bardziej odczuwal- ne niż na Zachodzie, gdzie ten kryzys ma swoje główne przyczyny.

Sprawą pierwszą jest konieczność odejścia od polityki wiary w pomoc Zachodu, który teraz musi pomagać samemu sobie. Stabilizacja dolara, mająca w zamierzeniu ułatwić inwestowanie w Polsce i zastopować inflację, traci swoje znaczenie wobec faktu, iż Polska jest notowana jako kraj o „wysokim stopniu ryzyka inwestycyjnego", w przeciwieństwie do np. Węgier. Ponadto: częściowo hamując inflację wygaszono przy okazji pewne ważne czynniki dynamizujące gospodarkę, w tym także prywatną inicjatywę. Ogromny spadek siły nabywczej ludności wcześniej czy później spowoduje ogromny spadek produkcji: mało atrakcyjnej dla

chłonnych rynków zachodnich i nie znajdującej odbiorców w kraju.

Zamykanie zakładów pracy pomnoży z kolei liczbę bezrobotnych, co znów obniży siłę nabywczą rynku wewnętrznego, czego kolejną konsek- wencją będzie dalszy spadek produkcji i tak dalej. Jest to klasyczny przykład pogłębiania kryzysu poprzez zastopowanie cyrkulacji towarów, stanowiącej główne źródło utrzymania i rozwoju gospodarki rynkowej.

W tym kontekście zupełnie wolny rynek i pełna prywatyzacja wydają się być utopią. To właśnie w czasach Wielkiego Kryzysu pojawił się „New Deal", ogłoszony przez prezydenta F. D. Roosevelta.

W tak toczącej się sytuacji ekonomicznej należy oczekiwać powrotu do pewnych elementów gospodarki planowej, czegoś w rodzaju „interwenc- jonizmu państwowego", który okazał się tak pomocny w zachodnich

systemach gospodarczych po kryzysie z 1929 roku. To jest niewątpliwe.

Pytaniem natomiast pozostaje, jak dalece ten interwencjonizm ma być posunięty. Nie możemy wszak zapominać o bezpośrednim powiązaniu sfer politycznej i ekonomiczną, które może prowadzić do powstania silnego rządu o szerokich kompetencjach w wielu dziedzinach, co zawsze grozi przekroczeniem nieuchwytnej granicy pomiędzy silnym rządem a dyktaturą.

Mam wrażenie, że kraje Europy Środkowo-Wschodniej i Wschodniej są szczególnie podatne na to „przekroczenie". Występujące tam nacjonalizmy w powiązaniu z kryzysem ekonomicznym stanowią doskonałe podłoże dla systemów dyktatorskich. W koncepcji np. Mannheima, dyktatura nieomal zawsze prowadzi do wojny. Społeczeństwa tego regionu—dręczone przez lata tzw. realnego socjalizmu, a i obecnie zawiedzione w swoich oczekiwaniach, sfrustrowane — są chyba bardziej skłonne do radykalnych rozwiązań niż spokojnej ewolucji. Jak zranione miejsce, podrażniane często, może zrakowa- cieć, tak też niewykluczone, że rozdrażnione i zmęczone społeczeństwo będzie manifestować zachowania masochistyczno-sadystyczne — tak znakomicie opisane przez Ericha Fromma i zilustrowane w pracy J. Bullock'a pL „Hitler.

Studium tyranii" — najpełniej przejawiające się w strukturach narodowo- -dyktatorskich i w tendencji do' fanatycznej teokratyzacji życia.

Oczywiście, pozostajemy cały czas w sferze opisu, a nie wartoś- ciowania. Wiadomo, że dyktatury w dłuższej perspektywie są poważ- nym zagrożeniem. Wiadomo jednak również, że na krótszą metę mogą przynieść korzystne rozwiązania.

W ciemnej i coraz ciemniej rysującej się przyszłości Polski na tle światowego kryzysu ekonomicznego i politycznego, który nieszczęśliwie zbiegł się z odzyskaniem wolności politycznej kraju, dyktatura jest coraz .to bardziej wyobrażalną perspektywą —- niezależnie od tego, jak ją

będziemy oceniać z moralnego punktu widzenia.

Jeżeli do tego dodamy wojnę z Irakiem, która już z samej racji zaangażowania w niej tylu państw miała niemalże światowy charakter, oraz najwyraźniej spodziewany stan wojenny w ZSRR, to nie ulega chyba wątpliwości, że w coraz większym stopniu możemy i musimy liczyć wyłącznie na siebie. W tym kontekście wewnętrzne spory polityczne powinny zejść na daleki plan.

Perspektywa ekonomiczna wygląda raczej nieciekawie. Co możemy eksportować? Tanią siłę roboczą i surowce. Czym możemy się stać w niedalekiej przyszłości? Stacją tranzytową pomiędzy Zachodem

— głównie zjednoczonymi Niemcami — a ogromnym i chłonnym rynkiem ZSRR, którego otwarcie stanowi główny przedmiot zabiegów ekonomicznych m. in. obecnej administracji prezydenta Busha i Bakera.

W najlepszym razie możemy, przy pomocy ograniczonych środków zachodnich, odratować wyniszczone rolnictwo. Prawdopodobnie, po- mimo wszelkich zachodnich przeciwdziałań, nadal będziemy świadkami kolejnych fal wielkiej emigracji z Polski, ciągnącej się od dziesięciolecia.

Pogłębiający się kryzys utrudni również utworzenie wspólnoty ekono- micznej z Węgrami i Czechosłowacją, które to kraje oscylują wyraźnie w tradycyjnym kierunku Austrii czy Niemiec. Niechęć do tworzenia współczesnego systemu partyjnego, jako demokratycznego narzędzia sprawowania władzy, dodatkowo sprzyja powstaniu dyktatury.

Takie są niepokojące perspektywy, przed którymi stoi nie tylko Polska, lecz bardzo wiele krajów świata. Wszystko to stawia przed nami pytanie: czy rzeczywiście koniec dwudziestego wieku ma być czasem nacjonalizmów, dyktatury, a w rezultacie wojen?

Krzysztof Jarosław Brozi 2

(5)

ŻABY I ICH KRÓLE

ADAM MICKIEWICZ

Rzeczpospolita żabska wodami i lądem Szerzyła się od wieku, a stola nierządem.

Tam każda obywatelka, Mola czy wielka,

Gdzie chciała, mogła skakać, karmić się i ikrzyć.

Ten zbytek swobód w końcu zaczynał się przykrzyć.

Zauważyły, że sąsiednie państwa Używają pod królami rządnego poddaństwa:

Że lew panem czworonogów, Orzeł nad ptaki, U pszczół jest królowa ula;

A więc w krzyk do Jowisza:

„Króla, ojcze bogów, Dajże i nam króla, królaV*

Powolny bóg wszechżabstwu na króla użycza Małego jak Łokietek Kija Kijowicza.

Spodl Kij i pluskiem wszemu obwieścił się błotu.

Struchlały żaby na ten majestat łoskotu.

Milczą dzień i noc, ledwie śmiejąc dychać.

Nazajutrz jedna drugiej pytają: „Co słychać?

Czy nie ma co od króla?" Aż śmielsze i starsze Ruszają przed oblicze stawić się monarsze.

Zrazu z dala, w bojaini, by się nie narazić;

Potem, przemóglszy te strachy, Brat za brat z królem biorą się pod pachy

1 zaczynają na kark mu włazić.

„Toż to taki ma być król? Najjaśniejszy Bela!

Niewiele z niego będziem mieć wesela.

Król, co po karku bezkarnie go gladzimJ Niechaj nam abdykuje zaraz niedołęga!

Potrzebna nam jest władza, ale władza tęgaJn

Bóg, gdy ta nowa skarga żab niebo przebija, Zdegradował króla Kija,

A zamianował węża królem żabim.

Ten pelzacz, plywacz i biegacz, Podsluchiwacz i dostrzegacz,

Wszędzie wziera: pod wodę, pod kamienie, pod pnie, Wszędzie szuka nadużyć i karze okropnie.

Arystokracja naprzód gryziona jest żabia, Że się nadyma i zbyt się utluszcza;

Gryzione potem chudy lud, że nie zarabia I że się na dno biedy opuszcza;

Gryziona są krzykacze, że wrzeszczą namiętnie;

Gryzieni cisi, że śmią siedzieć obojętnie.

Tak gryząc je swobodnie, wąż do dziś dnia hula, A rzeczpospolita żab bolesnymi skwierki

Do dziś dnia wola o innego króla.

Lecz Bóg nie chce się więcej mieszać w jej rozterki.

[1832-1834]

(6)

OKOLICE SZTUKI

O POTRZEBIE NAIWNOŚCI

W początkach maja otwarto III Międzynarodowe Triennale Sztuki

„Przeciw Wojnie" — Majdanek 91, prezentujące grafiki i rysunki niemal 200 artystów z 32 krajów świata.

Tymczasem wiadomo, że wojny były, są i będą jedną z konwenc- jonalnych technik rozwiązywania co poważniejszych konfliktów między narodami i państwami. Jeszcze rok temu rozumna była nadzieja, że świat wchodzi oto w erę wolności i pojednania. A dzisiaj?

Wojny bywają niesprawiedliwe, ale i wprost przeciwnie: całkiem zgodne z prawem naturalnym i ustanowionym. We wszystkich rodza- jach wojen giną przecież ludzie. Według teorii Malthusa jest to nawet

konieczne dla zachowania gatunku homo sapiens: śmierć jednego człowieka zapewnia żyjącemu więcej pożywienia.-Zresztą i futurystycz- ny poeta sławił wojnę — Jedyną higienę świata".

Zatem wojny były, są i będą — różne: totalne, lokalne, zbiorowe i indywidualne, jawne i zamaskowane, sprawiedliwej brutalnie sprzecz- ne z międzynarodowym prawem, etyką, zwyczajnym poczuciem przy- zwoitości. Wszystkie jednak łączą się w śmierci.

Podobno w naturze naszej kłębi się potężny popęd do agresji, destrukcji, samozniszczenia, a Kosmosem rządzi zasada entropii. To chyba Lem zauważył, że łatwiej rozbić garnek niż go ulepić.

Owszem, zracjonalizować można wszystko —jeśli się żyje.

Jaki więc sens mają wystawy sztuki „Przeciw Wojnie", urządzane od lat w drewnianym baraku byłego obozu koncentracyjnego na Majdan- ku?

Oglądana na ekranach telewizorów, wielka wojna 1991 roku długo sprawiała wrażenie monstrualnych manewrów artystycznych, przypo- minających fragmentami happeningi, akcje, video-art i grafikę kom- puterową. Majestatyczne działa pancerników kolebały się elegancko po oddaniu salwy do niewidocznych obiektów na lądzie; wspaniałe samolo- ty unosiły w błękitne niebo setki bomb i sławę racjonalnej myśli designerów — by zrzucić ładunek w miejsce tyle na oko bezludne, co precyzyjnie i ekonomicznie wyznaczone krzyżem elektronicznego celo- wnika. Żołnierze zaś, zwłaszcza piloci i czołgiści, prezentowali się tak atrakcyjnie, jakby właśnie wyszli z filmu o przygodach niebywałego Batmana.

Przez pierwsze cztery tygodnie tej wojny śmierć kryła się gdzieś poza kadrem, choć ona właśnie — realnie — decydowała o dramaturgii i treści tego spektaklu. Mówiło się wtedy o niej i pisało, rzadko pokazując w pełnym wymiarze.

Było to zatem widowisko efektowne, dynamiczne, ułożone estetycz- nie, wręcz ekscytujące. Takie było, takie mogło być w oczach ludzi młodych.

Wobec mocy telewizyjnego ekranu malarstwo czy grafika wydają się bezradne, kruche, cherlawe. Siła telewizji jest zresztą totalna, obejmuje właściwie wszystkie rejony, po których porusza się człowiek poddawany opisowi i kwalifikacji — jakiejś tam. Telewizja i inne środki masowego przekazu są obecne w naszych domach, albo bez trudu tam wchodzą, podczas gdy na wystawę sztuki trzeba wybrać się, pójść, co jest zresztą niemożliwe bez uprzedniego przeświadczenia, zbudowanego na wraż- liwości i wiedzy estetycznej, że warto to zrobić. Rezultaty są takie, że Widownia telewizyjna liczy miliony, a wystawy sztuki przyciągają setki, może tysiące osób. „Stosunek między sztuką, między nieliczną garścią smutnych wybrańców muz, a resztą świata jest wciąż zupełnie luźny.

A może inaczej być nie może, a może na zawsze musi sztuka pozostać wielką samotnicą" — napisał Tadeusz Dobrowolski w 1931 roku.

Telewizja, radio, prasa — otóż te media nie funkcjonują wedle dyspozycji jakiegoś sprawiedliwego Pana Boga, one są zawsze służebne

wobec różnych partii, sił społecznych czy grup kapitałowych, a zatem wyrażają określone tendencje, opcje, interesy lub szpikują masowe audytoria i widownie kompromisowym, taktycznym preparatem infor- macyjnym. Szlachetne postulaty „uspołecznienia" np. telewizji głosi się wtedy, kiedy nie trzyma się jej mocno w garści.

Dzieło sztuki jest aktem jednostkowym, obrazuje postawę konkret- nego człowieka. Z sensem wypowiedzi artysty możemy się zgadzać lub nie, ale rozwijająca się ewentualnie polemika ma charakter partnerski i po prostu ludzki. I o to właśnie chodzi: lepiej spierać się twarzą w twarz, niż ulokować swoje racje w dziale laserowym, pozornie nieobecnym w miejscu „dyskusji".

Czy sztuka oddaje sprawiedliwości widzialnemu światu, czy bez- względnie opowiada się za wolnością człowieka od strachu i upodlenia?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie dziś jednoznaczna, albowiem artyści różnie sobie poczynają — j a k o dzieci swojego czasu, który każe wątpić we wszystko, prawie we wszystko. Sądzić przecież można, że właśnie na wystawę „Przeciw Wojnie" nadsyłają swoje prace ci z nich, dla których sprawa godności, wolności i takiego zwyczajnego pokoju wśród ludzi jest czymś ważnym.

Po co jednak urządzać wystawy na Majdanku, skoro wiadomo, że wojny były, są i będą?

Na takie pytanie można odpowiedzieć naiwnie: żeby wojen nie było, albo żeby przynajmniej wspierać się w nadziei na świat bez krwawej przemocy.

Jeśli jednak ktoś dojdzie do wniosku, że to anemiczna argumentacja, to niech pójdzie dalej w swoim myśleniu i zaproponuje rozebranie pęobozowych baraków i dawnego krematorium, by zasadzić kartofle na tych polach, które zajmuje Państwowe Muzeum na Majdanku.

Będzie wówczas czysto, ekonomicznie i bez pamięci.

I J K

Tomek Kawiak: „Przeciwko wojnie". 1990.

tkanina, druk, malarstwo. 176 x 230 cm.

4

(7)

KIM SĄ BIAŁORUSINI?

RYSZARD RADZIK

Kim są Białorusini i czym jest białoruskość? Pytania te, wywołane gwałtownymi zmianami mapy politycznej naszej części Europy, zadawać sobie będziemy — my, Polacy, sąsiedzi Białorusinów — coraz częściej. Odpowiedź na nie winna nie tylko zaspokoić naszą ciekawość bliskiego nam ludu, lecz również ułatwić przewidywanie rozwoju procesów emancypacji politycznej i narodowej społeczeństwa zamieszkującego sąsiadującą z nami republikę.

B

Y ZROZUMIEĆ współczesne społeczeństwo białoruskie, należy odwołać się do przeszłości. Profil narodowy pojęcie białorusko- ści zyskało bardzo późno. Był to najpóźniej kształtujący się naród Europy Środkowo-Wschodniej. Do końca XIX wieku bardzo niewielu brało pod uwagę możliwość jego powstania. Białoruś była wówczas pojęciem geograficznym, regionalnym, pozbawionym na ogół w świadomości zamieszkujących ją ludzi samodzielnego wymiaru polityczno-państwowego, odnoszonego do jej przeszłości bądź przy- szłości. Białoruskości nadawano w poprzednim stuleciu sens etno- graficzny lecz nie narodowy. O narodowym ruchu białoruskim można w pełni mówić dopiero po 1905 r. Wydarzenia poprzednich wieków wpłynęły jednakże istotnie na treść późniejszej białoruskiej wspólnoty.

W wieku XVIII i pierwszych trzech dziesięcioleciach XIX dokonała się znaczna latynizacja i częściowa polonizacja prawosławnej niegdyś ludności Białorusi. Po likwidacji Kościoła unickiego (1839), a zwłaszcza po upadku powstania styczniowego, wystąpiły procesy kulturowej

—w tym mentalnej — rusyfikacji społeczeństwa, przede wszystkim jego prawosławnej części.

Po 1863 r. ostra konfrontacja na obszarze Białorusi dwóch ideologii narodowych, polskiej i rosyjskiej, zahamowała wywołane wcześniej ideami Romantyzmu zainteresowania miejscowych warstw oświeco- nych — ludzi uważających się za Polaków w ówczesnym rozumieniu tego pojęcia na Kresach — białoruskością, a więc ludem tych ziem, jego kulturą: folklorem, językiem. Posiadający jedynie świadomość etniczną (a nie narodową) lud białoruski nie był w stanie powołać własnego ruchu narodowego w antydemokratycznej carskiej Rosji czterech popowsta- niowych dziesięcioleci. Drobna szlachta, nierzadko białoruskojęzyczna, a nawet prawosławna, w warunkach konfrontacji z nacjonalistyczną ideologią wielkoruską optowała za przynależnością do polskiego naro- du szlacheckiego, a coraz bardziej utożsamiana z chłopskością białorus- kość była jej obca. Miasta były nieliczne i niewielkie, dominowała w nich ludność żydowska, obok polskiej, białoruskiej i rosyjskiego aparatu urzędniczego. Między uwłaszczeniem a 1905 r., awansująca społecznie młodzież chłopska rusyflkowała się (prawosławni), bądź polonizowała (katolicy). W ostatnich latach imperium carów sytuacja ta uległa niewielkiej zmianie.

Różnorodne były przyczyny trwania mas ludności białoruskiej na poziomie świadomości etnicznej. Tkwiły one między innymi w braku wyraźnie wykształconych cech odróżniających/Białorusinów od sąsied- nich narodów słowiańskich. Ujmując rzecz inaczej: cechy te w świado- mości społecznej odbierano jako słabe; nie wzbudzały one emocji i nie mobilizowały do masowej aktywności społecznej. Świadomość odleg- łych związków z Rusią Kijowską wśród mas plebejskich nie istniała, u prawosławnego duchowieństwa wzmagała skłonności do utożsamia- nia się z rosyjskością, a u szlachty objawiała się myśleniem w kategorii

„gente Lithuani (Rutheni), natione Poloni** — była uwarunkowaną stanowo świadomością przynależności do narodu politycznego (ponad

etnicznego) i oznaczała nie tylko odwoływanie się do niegdysiejszego ruskiego organizmu państwowego, ile świadomość rodowych związków z ludem t^ch ziem, rzadziej — wiedzę na temat dominującej w państwie litewskim ruskiej (białoruskiej) kultury i języka. Tradycje historyczne istniejące w społeczeństwie ziem białoruskich odnoszone były do Wielkiego Księstwa Litewskiego jako całości, a nie jego białoruskiej części; coraz silniej łączone były przez unaradawiających się Litwinów z litewskością. Po likwidacji Kościoła unickiego, mogącego stać się

— wzorem galicyjskich Ukraińców — „detonatorem** procesów naro- dowych i zarazem silnym spoiwem kształtującej się wspólnoty białorus- kiej, prawosławie utożsamiane było przez chłopów z rosyjskością, a katolicyzm z polskością, co przyczyniało się do asymilacji przez Białorusinów obu sąsiednich kultur. Język silnie zróżnicowany dialek- tologicznie bliski był rosyjskiemu, lecz także — zwłaszcza na zachodzie

— polszczyźnie. Traktowany był powszechnie, również przez chłopów, jako mowa chłopska, z której chętnie rezygnowano wraz z awansem społecznym, przejściem do miasta. Białoruś nie była w świadomości społecznej odbierana jako ściśle wyodrębniony obszar o wyraźnie zarysowanych granicach. Była mozaiką ludów, języków, religii. Kon- flikty społeczne, wzmagające niejednokrotnie procesy emancypacji narodowej, były znacznie słabsze niż np. na Ukrainie (choć silniejsze niż na Litwie).

Po pierwszej wojnie światowej, w latach dwudziestych, pojawiła się na Białorusi radzieckiej możliwość szybkiego narodowego rozwoju społeczeństwa białoruskiego w oparciu o własny język. W przyspieszo- nym tempie formować się poczęła białoruska inteligencja. Nie trwało to długo. Reakcja Moskwy była gwałtowniejsza i dotkliwsza niż nie-

D worek szlachecki w Nowogródku wg grafiki z 1862 r.

(8)

gdysiejsze represje carskiego Petersburga. Inteligencję białoruską w zna- cznej większości wymordowano. Całe społeczeństwo poddano długo- trwałemu terrorowi oraz rusyfikacji, która nie spotkała się zresztą z większym sprzeciwem społecznym. Odrodzenie narodowe trwało zbyt krótko, by w sposób zasadniczy zmienić świadomość Białorusinów.

W II Rzeczypospolitej narodowy ruch białoruski był słaby (znacznie słabszy od ukraińskiego), co spowodowało, iż w ówczesnych realiach politycznych, nie sprzyjających na Kresach wschodnich rozwojowi niepolskich ruchów narodowych, świadomość narodowa, czy mówiąc ściślej — etniczna, społeczności białoruskiej nie uległa w ciągu dwóch międzywojennych dziesięcioleci zasadniczym zmianom.

Rusyfikację Białorusinów po pierwszej i drugiej wojnie światowej (a w międzywojniu polonizację), ułatwił fakt posiadania przez masy ludności wciąż głównie świadomości etnicznej. Charakteryzowała ona wspólnoty, w których związek z językiem wypływał z więzi nawyko- wych, opartych o bezpośrednie kontakty międzyludzkie, spajających społeczności lokalne o jednorodnej w miarę kulturze, a nie z więzi ideologicznych, jakie łączyły naród. Asymilacja z inną kulturą jest znacznie łatwiejsza na poziomie grupy etnicznej niż narodowej, zwłasz- cza jeśli towarzyszą jej procesy przyspieszonej skolaryzacji, ruchliwości przestrzennej i awansu społecznego. Tak było w przypadku Biało- rusinów. Znacznie trudniej przebiega ona natomiast na poziomie grupy narodowej, traktującej wyznaczniki swej odrębności (np. język) jako wartości same w sobie, posiadające wyraźną obudowę ideologiczną i nasycone silnymi emocjami. Dlatego też znacznie łatwiej było rusyfiko- wać posiadające świadomość etniczną masy ludności białoruskiej i ukraińskiej (naddnieprzańskiej), niż po drugiej wojnie światowej w znacznym stopniu już unarodowionych Ukraińców galicyjskich oraz społeczeństwa republik nadbałtyckich.

W

SPÓŁCZESNE społeczeństwo białoruskie tworzy w Europie Środkowo-Wschodniej, w której powstały narody kulturowe oparte o odrębności etniczne, zwłaszcza językowe, niekiedy religijne, dość specyficzną wspólnotę. Jest społeczeństwem, którego stopień unarodowienia jest stosunkowo niewielki. Współcześni Biało- rusini tworzą nowoczesne społeczeństwo etniczno-regionalne, tzn.

pozbawione barier feudalnych, stosunkowo wykształcone, zurbanizo- wane, z istniejącymi — choć niezbyt silnie zarysowanymi — więziami ideologicznymi. Bliscy są oni zbiorowości etnicznej nie tyle ze względu na odbieranie siebie przez pryzmat wspólnot lokalnych, ile poprzez brak nadania cechom etnicznym charakteru narodowego, a więc tkwienia w swej białoruskości na poziomie kultury folklorystycznej.

Brak wyraźnego charakteru narodowego społeczeństwa białorus- kiego uwidacznia się w odwoływaniu się jedynie bardzo nielicznych środowisk inteligenckich do jasno wyodrębnionej własnej historii.

Białoruskość na ogół nie oznacza silnego, emocjonalnego związku z przeszłością oraz — tak charakterystycznej dla każdego narodu

— chęci kontynuowania wartości stworzonych przez przodków, zapat- rzeniu w przyszłość. Wspólnota białoruska ma w zasadzie jeden wymiar:

jest nim teraźniejszość. Z konieczności eksponuje się materialną sferę życia, trudności przeżycia z dnia na dzień w zsowietyzowanym, anarodowym społeczeństwie. W przeciwieństwie do Polaków, Lit- winów, a nawet zachodnich Ukraińców, Białorusini zmagając się z ubóstwem materialnym, rozkładem struktur społecznych, mają nie- wielkie możliwości oparcia się o narodowo uwarunkowany świat kultury symbolicznej, idei i emocji. Jest to istotne, jako że naród tworzy ze społeczeństwem wspólnotę aktywistyczną, zaangażowaną w realiza- cję narodowych postulatów, posiadających konkretny wymiar społecz- ny. Kompromitacja oficjalnego systemu ideologicznego, jako dotych- czasowego czynnika mobilizacji społecznej, łączy się z brakiem (słaboś- cią) tego, co można by określić mianem narodowej „dźwigni", będącej

Hotel „Europa" w Mińsku, zburzony podczas II wojny światowej.

w stanie w republikach nadbałtyckich skutecznie jednoczyć naród, zapobiegając totalnemu rozpadowi struktur społecznych i stwarzając w świadomości ludzkiej nadzieję na lepszą przyszłość.

Odrębność białoruskiego społeczeństwa, bardziej regionalna niż narodowa, wyraża się w poczuciu odrębności od Rosjan — mimo całkowitej językowej rusyfikacji miast i trwania białoruszczyzny jedynie w rejonach wiejskich. Łączy się z akceptacją rosyjskiego jako języka bogatej kultury (na poziomie elit), ogólnopaństwowego, przy wyraźnie odczuwanym dystansie do rosyjskości prezentowanej przez masy społe- czne, charakteryzujące się — zdaniem Białorusinów — gorszym stosun- kiem do pracy, niższą jakością życia. Białorusini uważają się — nie bez racji — za społeczeństwo nastawione bardziej na konkretne działania prospołeczne, mniej — mimo swej plebejskości — kolektywistyczne od Rosjan. Ich regionalizm przejawia się w słabej, lecz istniejącej, świado- mości odrębnych losów historycznych własnego kraju, odrębności etnograficznej, silniejszych związków z kulturą zachodnią. Wiedza ta jest dość ogólna, nie wywołuje silnych emocji. Ma charakter odczuć

różnicujących regionalnie społeczeństwo wielkiego imperium.

Brak wyraźnie wykształconej świadomości narodowej — a zatem silnego uwewnętrznienia struktury wartości podstawowych, tworzących kulturę narodową i posiadających wymiar ideologiczny — ułatwił sowietyzację społeczeństwa w stopniu rzadko poza Rosją spotykanym.

Dotyczy to zwłaszcza anarodowych, biurokratycznych elit, typowych plebejskich „homo sovieticus". Łączy ich ponadrepublikańska solidar- ność nomenklatury, a nie narodowy solidaryzm białoruski. (O narodo- wej inteligencji białoruskiej, jako ukształtowanej warstwie społecznej, dotychczas właściwie nie można było mówić). Wykorzenienie ludności wiejskiej z własnej kultury etnicznej, w procesie przechodzenia na wielkie budowy i do miast, szło w parze z przejęciem języka rosyjskiego jako technicznego środka porozumiewania się, a nie czynnika umoż-

liwiającego głębsze przeniknięcie w kulturę rosyjską, zapewniające identyfikację z nową wspólnotą w jej wymiarze socjologicznym i psy- chologicznym. Chłop białoruski wyzbywając się własnej kultury etnicz- nej rezygnował z przynależności do dotychczasowej wspólnoty, nie wchodząc na dobre do żadnej innej (tym bardziej nie ulegając unarodo- wieniu). Trwał na poziomie zatomizowanej rosyjskojęzycznej zbiorowo- ści miejskiej. Powstawały w tych warunkach środowiska ludzi nie mogących się jednoznacznie określić narodowo. Tworzyli je ludzie nastawieni na przetrwanie i ewentualnie swój indywidualny sukces, niezakorzenieni głębiej w żadnej kulturze, łatwo poddający się sterowa- niu i z wielkim trudem jednoczący się w celu realizacji wartości niematerialnych. Niegdysiejsza świadomość bycia elementem składo-

(9)

Hotel „Garni" iv Mińsku. Nie istnieje, na jego miejscu wzniesiono dom z restauracją.

wym Rzeczypospolitej została — w zasadniczo innym układzie społecz- nym — zastąpiona świadomością przynależności do ZSRR.

W

ARTOŚCIAMI bliskimi społeczeństwu białoruskiemu, mocno osadzonymi w ich kulturze, są klasowość i plebejskość.

Białorusini ostatnich stu lat opowiadali się częściej i bardziej zdecydowanie za ideologią klasową niż narodową, wyraźnie odróż- niając się pod tym względem nie tylko od Polaków, ale i od Litwinów.

Utożsamianie białoruskości z chłopskością powodowało nadawanie ruchowi białoruskiemu — zarówno w carskiej Rosji, jak i w II Rzeczypospolitej — charakteru klasowo rewindykacyjnego w stosunku do polskich i rosyjskich ziemian. Wobec braku własnych warstw wyższych eksponowano kulturę ludową, nadając białoruskości silny wymiar plebejski, a starciom klasowym — charakter fundamentu, na którym próbowano budować własną historię. Tendencje te wywoływała i w sposób istotny wzmacniała ideologia bolszewicka. Upowszechniano kult plebejskości; na Białorusi radzieckiej plebejskość stała się wartością samą w sobie. Następstwa tego stanu rzeczy były doniosłe. Kult plebejskości wpłynął na zahamowanie białoruskiego procesu narodo- twórczego.

Ważnym składnikiem nowoczesnej idei narodowej jest duma z naro- dowych wartości, rozwijanych i eksponowanych przez własne elity kulturalne. Inteligencja i intelektualiści łączeni są zazwyczaj w świado- mości mas społecznych z „wyższym" poziomem kultury symbolicznej, atrakcyjnymi dlań wzorami osobowymi. Są ważną grupą odniesienia dla mas ludowych, prezentują — w ich mniemaniu — wartości

i zachowania godne naśladowania, tworzą środowiska, do których członkostwa inni aspirują. Są również tymi, poprzez których twórczość i postawy dokonuje się konfrontacja z innymi narodami. Stosunek mas plebejskich do elit jest z reguły ambiwalentny: negatywny, konfliktogen- ny, w warstwie konfrontacji klasowej, oraz aprobatywny, akceptujący ich funkcje integrujące, więziotwórcze. Przejawiają się one w ich działaniach kulturo- i narodotwórczych, których niezbędnym skład- nikiem jest ponadklasowy solidaryzm społeczny. Takich środowisk społeczeństwo białoruskie zostało pozbawione; inteligencki nonkonfor- mizm i ideę przewodzenia narodowi zastąpiono ideą plebejskości i klasowej agresji.

Wydaje się również, iż podatność Białorusinów na ideologię egalita- ryzmu społecznego, ich większa skłonność do myślenia w kategoriach klasowej sprawiedliwości niż narodowego solidaryzmu, była wyraźnie związana z prawosławiem jako religią zdecydowanej większości społe- czeństwa, przeniesioną w określonym instytucjonalnym kształcie, wraz ze sporą częścią duchowieństwa, w XIX wieku z Rosji. Cerkiew prawosławna, ściśle podporządkowana państwu, nie stała się zarówno na Białorusi jak, i na Ukrainie inicjatorką lokalnych procesów narodo- twórczych. Wspólnota prawosławna nie miała świeckiego wymiaru społecznego, autonomicznego wobec państwa propagującego ideę naro- dowej wspólnoty państwowej. Cerkiew mobilizowała wyznawców pra- wosławia w sensie religijnym na poziomie jednostek, pojęcie ludzkiej wolności ograniczając do sfery wewnętrznych przeżyć, sfery ducha, a zatem nadając jej wyraz psychologiczny a nie społeczny (socjologicz- ny). W obszarze społecznym jej działania były pochodną decyzji politycznego centrum. Wiejscy popi, słabo wykształceni, posiadający rodziny i prowadzący gospodarstwa, często nie odróżniali się wyraźniej poziomem kultury osobistej i materialnego bytu od chłopów. Niższe duchowieństwo prawosławne stawało się w takich warunkach czułe na rewindykacyjne hasła klasowe, zwłaszcza na ziemiach białoruskich i ukraińskich, gdzie ziemianami byli często rzymskokatoliccy Po- lacy.

Kościół katolicki jako wielka zhierarchizowana i zcentralizowana instytucja wykształcił struktury wyraźnie odrębne od państwowych.

W swej działalności był w znacznie większym stopniu niż Cerkiew niezależny od państwa. W XIX-wiecznej Europie emancypujących się i laicyzujących mas społecznych Kościół — mając przed sobą państwo i naród — poparł mniej lub bardziej świadomie naród jako wspólnotę wspomagającą, go, więcej: stał się jej spoiwem: nie tylko w sensie instytucjonalnym, ale przede wszystkim aksjologicznym, w duchu chrześcijańskich wartości, jakie legły u podłoża europejskiej idei naro- du. Uogólniając i upraszczając, można powiedzieć, iż katolicyzm to wspólnotowość jednostek upodmiotowionych, prawosławie zaś to kolektywizm — w dawnej Rosji państwowo-religijny — w którym wolność jednostki dotyczy sfery ducha, a nie praw społeczno-politycz- nych. Miało to, i ma obecnie, doniosłe konsekwencje dla społeczeństwa i narodu. Na Białorusi objawiało się to większym zaangażowaniem w sprawy narodowe katolików—zarówno po polskiej, jak i białoruskiej stronie — niż prawosławnych.

Wydaje się, iż mniejsza podatność społeczeństw prawosławnych na ideologie narodowe idzie w parze ze słabszą — w porównaniu do łacinników — akceptacją pluralizmu społecznego w różnych jego wersjach: politycznej, kulturowej, narodowej. Toteż brak jakichkolwiek możliwości instytucjonalnego kultywowania polskości po wojnie na Białorusi — co wyraźnie odróżniało ją od Litwy, gdzie liczba Polaków jest mniejsza — nie wynikał bynajmniej z białoruskiego nacjonalizmu, prawie nie istniejącego, lecz słabszej akceptacji różnorodności społecz- nego świata w porównaniu z katolickimi, narodowymi, a nierzadko i nacjonalistycznie nastawionymi Litwinami.

Masowe ruchy społeczne w republikach nadbałtyckich (przykładem

(10)

Domy przy ul. Zachariewskiej w Mińsku. Na pierwszym planie „elektro- -teatr Eden", czyli kino z czasów filmu niemego. Obecnie znajduje się tu sklep wielobranżowy. Jeden z szyldów pobliskiego budynku, niewidocz-

nego na tym zdjęciu, reklamuje w języku polskim zakład krawiecki.

litewski „Sajudis") zyskują realny wymiar głównie dzięki swym narodo- wym podstawom, umożliwiającym upowszechnianie haseł wolnościo- wych, realizację wizji społeczeństwa postkomunistycznego. Białorusini jako społeczeństwo o bardzo niskim poziomie unarodowienia po- zbawieni są w sytuacji silnego kryzysu społecznego wiążącej ich idei, o którą mogliby się skutecznie oprzeć, realizując podobną wizję.

Pozytywistyczne idee pracy u podstaw i samorządności, a więc samo- organizacji społecznej na najniższych szczeblach struktury społecznej, nie są w stanie doprowadzić w tym zdewastowanym, nie tylko gospodar- czo, ale i moralnie, społeczeństwie do długotrwałego wybuchu kon- struktywnej działalności społecznej. Wobec braku narodowej dźwigni, wypychającej społeczeństwo ku górze politycznej normalności i mate- rialnego dostatku, wzrosła ogromnie rola — określając rzecz hasłem —' „Kuropat" i „Czarnobyla", jako negatywnych punktów odniesienia, integrujących Białorusinów i mobilizujących ich do aktyw- ności.

B

IAŁORUŚ ze swą rosyjskojęzyczną ludnością miast znajduje się w zasadniczo odmiennej sytuacji'niż sąsiednia, unarodowiona już Litwa. Dotychczasowe działania władz i miejscowych elit kulturalnych, zmierzające do białorutenizacji kraju, charakteryzują się znacznym stopniem umiarkowania. Ewentualne próby szybkiego una- rodowienia społeczeństwa, uwewnętrzenienia przez nie kategorii spaja- jących nowoczesną wspólnotę narodową — zwłaszcza języka jako elementu ją konstytuującego — mogłyby bowiem prowadzić do kształ- towania się coraz bardziej wyraźnych podziałów narodowych nie według granic przynależności etnicznej, lecz językowej (bądź nawet konfesyjnej), co pociągnąć mogłoby za sobą nie tylko już istniejącą

— językową, ale częściowo i narodową rusyfikację miast. Jeżeli język jako zasadniczy składnik kultury szybko stałby się naczelną wartością

narodową, trudniej byłoby zastąpić rosyjski białoruskim. Jedną z moż- liwości przeciwstawienia się temu procesowi mogłoby być silniejsze niż dotychczas samookreślenie się Białorusinów w oparciu o te składniki ich historii, które odróżniając ich od Rosjan, silniej łączą z Europą, a więc wzmocnienie ich regionalizmu atrakcyjną wizją cywilizacyjnego roz- woju. Język białoruski — upowszechniany w społeczeństwie — pełniłby wówczas wobec elementów jednoczących społeczeństwo białoruskie i mobilizujących je do społecznej aktywności głównie rolę, początkowo, instrumentalną.

Obecnie białoruszczyzna wciąż traktowana jest przez społeczeństwo

jako język chłopski, a emigrujący do miasta kołchoźnik wstydzi się swojej mowy i stara jak naszybciej przejść na rosyjski. Literackiej białoruszczyzny najczęściej nie uważa w pełni za swój język ojczysty.

Różni się ona z reguły znacznie od dialektu, jakim posługuje się na co dzień. Do niedawna za trwanie przy języku białoruskim opowiadały się wąskie środowiska inteligencji, zwłaszcza mińskiej. Przyznanie biało- ruszczyźnie statusu języka państwowego, liczebny wzrost szkół naucza- jących w tym języku; stwarza nadzieję na odwrócenie procesu jego

zaniku i rusyfikacji kraju. Specyfika sytuacji, w jakiej znalazła się Białoruś, polega na tym, że proces narodowej białorutenizacji społecze- ństwa będzie wymagał odwołania się do mas ludności wiejskiej, uległych jedynie częściowej rusyfikacji. Jednocześnie konieczność modernizacji

kraju implikować musi oparcie.się o najlepiej wykształconą — a zatem i zrusyfikowaną — część społeczeństwa.

Z

NACZENIE podziału społeczeństwa Białorusi na prawosławną większość i katolicką mniejszość będzie niewątpliwie rosło wraz z pogłębianiem się procesu narodowego Białorusinów. Społecz- ność katolicka, z której wywodziła się większość twórców narodowego ruchu białoruskiego okresu przedrewolucyjnego, została — jak się wydaje — poddana w późniejszych latach większym represjom niż ludność prawosławna. Przyczyny tego były zarówno religijne (silniejszy opór Kościoła niż Cerkwi oraz tradycyjnie niechętny stosunek władz rosyjskich do katolicyzmu i Watykanu), jak i narodowe (skłonność do utożsamiania katolicyzmu z polskością). Po ostatniej wojnie część katolików wyjechała do Polski, w tym faktycznie cała inteligencja polska, co w sposób zasadniczy przyczyniło się do plebeizacji społeczno- ści katolickiej na Białorusi. Ułatwiło to rusyfikację i sowietyzację społeczeństwa białoruskiego.

Obecnie wciąż wyraźne są tendencje do utożsamiania religii z naro- dowością. Znaczna część katolików — mówiących przeważnie na co dzień po białorusku bądź rosyjsku — skłania się ku polskości. Wierni w przytłaczającej większości opowiadają się za polszczyzną w koś- ciołach, nie zawsze jako językiem konkretnej opcji narodowej, lecz jako barierą chroniącą ich cywilizacyjną przynależność, czego — w ich odczuciu — nie jest w stanie zapewnić język białoruski. Wystąpienie procesów białorutenizacji Kościoła w tych parafiach, których ludność opowiedziałaby się za językiem białoruskim i białoruską opcją narodo- wą, mogłoby w znaczącym stopniu przyspieszyć procesy narodowej białorutenizacji całego społeczeństwa. Musiałyby być one wynikiem ewolucji świadomości ludu białoruskiego, wynikać z inicjatywy para- fian. W przeciwnym razie groziłoby to rozluźnieniem związków wier- nych z Kościołem, a nawet jego rusyfikacją.

Rozwój procesów narodowych w społeczeństwie białoruskim będzie najprawdopodobniej prowadził do wzrostu napięć między różnymi grupami narodowymi, zamieszkującymi republikę. Nasilające się kon- flikty będą wykorzystywane jako istotny składnik narodowego samo- określenia się Białorusinów. Odnotowano to w wielu innych przypad- kach kształtowania się narodów w tej części Europy. Należy zrozumieć trudną sytuację społeczeństwa białoruskiego, wymagającą w procesie jego unaradawiania się pójścia rosyjskojęzycznej większości za białorus-

kojęzyczną mniejszością.

R Y S Z A R D R A D Z I K

Zdjęcia zreprodukowano z „Encyklopedii literatury i sztuki Białorusi", t. 5, Mińsk 1987 (dworek) oraz z albumu „Mińsk na starych pocztów- kach (koniec XIX — początek XX w.)", Mińsk 1984.

8

(11)

Z poezji białoruskiej

RYHOR BARADULIN (UR. 1935)

* * *

Nie ma narodów małych — bywają mali poeci.

Poetów słuch doskonały:

słyszy jak szemrzą podbiały i serce bije w planecie.

Związany w doli, niedoli

z ojczyzną, jej to służ sprawie.

Niech cię laur innych nie boli, bądź wdzięczny, że ci łaskawie być jej poetą pozwoli.

Kaprys przelotnych deszczyków wśród lata plonu nie zważy, gardź podrwiwaniem cyników, że myślisz w swoim języku,

że słowem wieszczów swych marzysz.

Ich dzieła nie bez powodu lud nosi w czułej pamięci:

pieśń nie zna jarzma ni sądu...

O nie ma małych narodów — bywają mali poeci!

Przełożył TADEUSZ CHRÓŚCIELEWSKI

Cytaty

Powiązane dokumenty

ten jej dostarczał wszystkiego. Gdy chciała brać na kredyt, zrobił się głuchy i niemy. Służące obżerały ją i okradały, dopóki się dało. Gdy już nie było co

się również nie tylko do współczesnego konserwatyzmu i trady- cjonalizmu w sztuce. Awangardyzm nie jest wyjątkiem, oscyluje bowiem wokół tych samych fundamentów. Jego

Ostatnie dwa lata świadczą o dużym rozwoju upow- szechnienia kultury. Ścieżki, którymi kultura idzie na wieś, stają się coraz liczniejsze, docierają coraz głębiej, do

(Anatol France, znakomity pisarz-erudyta, ży- wo interesował się dziełem Franciszka Rabe- lais i wysoko je cenił. w Argentynie, wykładów, które złożyły się na

nie objęte. Westchnienie gromady jest jak westchnienie świata. Radość gromady jest ogromna jak słońce. Z tego przekonania rodzą się zachwyty poetyckie nad „Rzeką

„Cesarstwo Francuskie zagarnęło połowę łu- pu i w charakterze właściciela pokazuje dziś naiwnie wspaniałości Letniego Pałacu. Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy

Częste kontakty z mieszkańcami wsi, nawet przyjaźnie, pozwoliły mi wniknąć w ich problemy i kłopoty, z którymi się borykali i które pokonywali, starając się zachować

Patrzył obojętnie przed siebie, a potem odwrócił się powoli i poszedł na- przód, ani jednym słowem nie zdradzając, czy słuchał tego, co mówiłem, czy też puścił wszystko