1939
Dnia 30 sierpnia – środa
W ciągu kilku ostatnich tygodni zostaliśmy kompletnie wyposażeni bojowo i gotowi w każdej chwili (zawsze w ciągu dwóch godzin) do wyjścia na morze. Przeważnie siedzieliśmy na okręcie, o zwolnie- niu na ląd nie mogło być mowy z powodu naprężonej sytuacji. Dywi- zjon Kontrtorpedowców w składzie ORP „Błyskawica”, ORP „Grom”
i ORP „Burza” stał na redzie Oksywia od kilku dni, a że sytuacja polityczna była bardzo naprężona, zwolnienie załóg na ląd zostało wstrzymane. Ustalony tradycją rozkład zajęć wypełniał gorące i nud- ne dni szkoleniem załóg, konserwacją bojowego sprzętu, uzbrojenia, nie dlatego, by była tego istotna potrzeba, ale po prostu dla utrzy- mania nerwów w ryzach i porządku na okrętach Rzeczypospolitej.
Czas wlókł się żółwim krokiem. Czuliśmy się wszyscy przemęczeni letnią kampanią, bez urlopów i odpoczynku, a wojnę nerwów, któ- rą już w marcu Niemcy rozpętali, przeżywaliśmy na swój okrętowy sposób, w czuwaniu i gotowości.
ORP „Błyskawica”, sierpień 1939 r.
Kmdr por. Roman Stankiewicz i ppor. mar. Witold Wojciechowski w motorówce
Po ćwiczebnym strzelaniu torpedowym.
ORP „Błyskawica”,
sierpień 1939 r.
Sprzęt był w absolutnym porządku; komory amunicyjne były peł- ne amunicji, zbiorniki pełne paliwa i wody; okręt błyszczał w słoń- cu czystością złowrogiej stali, ludzie tryskali zdrowiem i ochotą, w mesie oficerskiej przepełnionej podporucznikami wrzały rozmo- wy, rozważania, zakłady i przypuszczenia. Byliśmy gotowi na każdą ewentualność.
O godzinie 1415
1dnia 30 sierpnia 1939 r. Dywizjon Kontr- torpedowców w składzie ORP „Błyskawica” (dowódca zespołu), ORP „Grom” i ORP „Burza” opuścił redę Oksywia i szykiem torowym skierował się na pełne morze. Odkotwiczenie nastąpiło nagle, alar- mowym sygnałem z Dowództwa Floty. Podniesienie ciśnienia pary w kotłach trwało niecałe pół godziny, motorówki i łodzie okrętowe podniesiono na pokład w rekordowym tempie; nie było już tylko czasu podebrać z lądu II mechanika „Błyskawicy”, ppor. mar. [Ja- nusza] Stalińskiego, i czterech ludzi załogi, wysłanych jeszcze rano do portu, zdaje się po bieliznę okrętową i prywatną.
Zatoka Pucka, niskie brzegi Helu, otwarta płaszczyzna Gdyni, strzeżonej wyżynami Redłowa i Oksywia, rozległy port handlowy, no- woczesne białe gmachy tego pięknego miasta, surowe zarysy portu wojennego na Oksywiu, okręty w nim, stocznia, mola, całe to nasze wspaniałe morskie gospodarstwo, zbudowane wysiłkiem całego na- rodu – wszystko to jaśniało skąpane w słońcu, widziane po raz setny, znane na pamięć, a zawsze podziwiane.
1
Autor stosuje wojskowy format zapisu godzin, polegający na zapisywaniu ich liczbowo, ORP „Błyskawica”
w Gdyni
Dywizjon wziął kurs na Hel, rozwijając prędkość do 27 węzłów – trzy kotły pod parą na każdym okręcie – dzioby okrętów worały się w szarozielone wody Bałtyku, odwalając wielkie skiby wodne, białe grzywiaste „wąsy”, sunące wraz z okrętem, a formujące jako- by ostrza wielkiego harpuna, którego trzon stanowi spieniony szlak torowy szybkiego okrętu.
Plaże Helu były puste. Przez lornetki wypatrywaliśmy śladu życia i ruchu na tych pięknych jedwabistych piaskach polskiego Wybrze- ża. Letnicy, tak liczni w tym czasie każdego roku, dawno już widać opuścili te cudne miejsca, zaniepokojeni groźną sytuacją i szczękiem niemieckiego oręża. Szliśmy tak blisko brzegu, że przez szkła lor- netek widzieliśmy najdokładniej każde drzewo, każdy dom, każdy
„grajdołek” wygrzebany przez czcicieli słońca w piasku plaż. Tylko tu i ówdzie podnosiła się jakaś brązowa postać i ręką słała nam pozdrowienie z lądu. Tu i ówdzie spomiędzy drzew połyskiwały lufy dział; to nasze nowe „szwedzkie” 150-tki, dalekonośne działa mor- skie, strzegące Zatoki Puckiej i Gdyni od strony otwartego morza.
Operacja „Peking”.
Niszczyciele OORP
„Błyskawica”,
„Grom” i „Burza”
opuszczają wody ojczyste
Zamaskowane
stanowisko armaty
152,4 mm Boforsa z baterii
nr 31 im. Heliodora
Laskowskiego w Helu
Fale Bałtyku leniwie obmywały plaże Półwyspu Helskiego. W owo gorące popołudnie jakaś dziwna pustka towarzyszyła pochodowi Dy- wizjonu KT. Nie było różnobarwnego tłumu, łódek, wszędobylskich kajaków, zazwyczaj soczyście przeklinanych przez oficerów wachto- wych. Hel, Jastarnia, Jurata, Hallerowo
2, widziane kolejno z bliska, były puste, tylko fala wzbita kadłubami szybkich okrętów zamiatała szerokim zakosem jasne plaże.
Wkrótce po minięciu Helu dywizjon bierze kurs północno- -zachodni. Na każdym okręcie wszystkie kotły są pod parą, a kad- łuby stalowe dygocą od dużej prędkości. Nikt z nas nie zna celu naszego odkotwiczenia ani tego szybkiego, zda się, pospiesznego pochodu. Gubimy się w domysłach na temat ORP „Wicher”, który pozostał w Gdyni – kmdr por. [Włodzimierz] Kodrębski z marsem na opalonym czole stał na pomoście i przeżuwał jakieś ważne myśli, bo do nikogo nie zagadał. Dowódca zespołu, kmdr por. [Roman]
Stankiewicz, razem z nawigatorem „Błyskawicy”, ppor. mar. Anto- nim Tycem, wertowali zawzięcie mapy morskie.
Zaraz po odkotwiczeniu wstąpiła wachta bojowa (wzmocnio- ne posterunki obserwacyjne) i poczęła przygotowywać uzbrojenie i osprzęt pokładowy do stanu gotowości bojowej. Było to najzu- pełniej normalne zjawisko, które towarzyszyło każdemu wyjściu okrętu w morze od marca tego roku. Ja osobiście przypuszczam,
ORP „Wicher” –
jedyny niszczyciel
pozostawiony na
straży Wybrzeża
że Dowództwo Floty zarządziło albo demonstrację, albo specjalnie silny patrol sektora pomiędzy Helem i Brüsterort. Szły bowiem w tym czasie wielkie transporty niemieckie z czołgami, samochodami i in- nym materiałem wojennym do Królewca. Już poprzednio spotyka- liśmy na patrolach statki, wiozące samoloty i wojsko. Szły o tym meldunki do Warszawy. Przypuszczałem więc, że i tym razem chodzi o zdobycie ewidencji i niezbitych dowodów przygotowań niemie- ckich do ofensywy. Cierpliwość nasza wystawiona była na próbę.
Moje przypuszczenia okazały się błędne – po minięciu Helu Dywi- zjon odchylił się ku północnemu zachodowi. Jeszcze przed końcem pierwszej wachty zostałem wezwany przed oblicze „wodza” na po- most bojowy. Dostałem od niego polecenie przeczytania wręczo- nego mi przezeń pisma i wyciągnięcia odpowiednich konsekwencji w stosunku do działu broni podwodnej okrętu.
Za chwilę też czytałem historyczny rozkaz szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej, zaszyfrowany jako „Peking”
3w kodzie służ- bowym Marynarki: „Iść dużą szybkością z takim wyliczeniem, aby minąć Malmö około północy. Port przeznaczenia – Leith koło Rosyth.
W razie rozpoczęcia działań wojennych od walki nie uchylać się.
Kryptonim «Smok» oznacza wojnę. W wypadku przewagi ze stro- ny Niemców nie dopuścić do dużych strat. Jeżeli zajdzie możliwość zajęcia okrętów przez wroga, okręty zniszczyć, załogi ewakuować na neutralny teren. W innym wypadku okręty internować w Szwecji, Norwegii lub Danii”.
Rozkaz ten przeczytany był kolejno przez każdego oficera ORP „Błyskawica” na pomoście bojowym, w obecności dowód- cy okrętu kmdr. por. Kodrębskiego. A potem rozpoczęła się praca w każdym dziale nad przygotowaniem osprzętu i uzbrojenia do ak- cji. Zamknął on jedną część życia naszego na „Błyskawicy” i spoił każdego z nas bardziej trwale z okrętem niż cała dotychczasowa służba we Flocie. Od tej historycznej chwili wszyscy staliśmy się koł- kami w stalowym mechanizmie, którego przeznaczeniem była walka na morzu.
A więc żegnamy Bałtyk. Na jak długo? Wokół nas morze i dal po- rywająca, tajemnicza, męcząca przygoda z męskim czynem. Z każdą chwilą oddalamy się od swoich najbliższych. Wiemy, że trudno teraz będzie wysyłać i otrzymywać jakiekolwiek wiadomości.
3