Jtt 4 (1240). W arszaw a, dnia 21 stycznia 1906 r.
Tom X X V .
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A UK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A W S Z E C H Ś W I A T A 44. I P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d ak cy i W s z e c h ś w ia ta W W a r s z a w i e : ro c z n ie ru b . 8 . k w a rta ln ie nil*. 2 .
Z p r z e s y ł k ą p o r * . m , : ro c z n ie ru b . ! « , p ó łro c z n ie ru b . 5 . 1 ” »>•/•«■»<* k s ię g a rn ia c h w k ra ju i z a g ra n ic ,.
R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze spraw am i, r e d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d zin y 6 do 8 w ieczorem w lo k a lu redak cy i.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
D W I E Z A S A D Y .
J.
W odw iecznych u siło w aniach m yśli lud z
kiej rozw iązania za g ad k i b y tu czyli zbudo
w ania jed n eg o ogólnego n a św iat cały p oglą
d u w czasach o statn ich zaszedł zw rot wielce znam ienny. D ro g a spekulacyi śm iałej, ja k ą pierw o tn ie obrała, gw oli pow yższem u, m yśl nasza i po której przez długie podążała w ie ki, dobiegła p u n k tu kulm inacyjnego, rzec m ożna, w X IX -e m stuleciu, kiedy zabrzm ia
ły elektry zu jące św ia t cały słow a wielkiego L aplacea r) „U ne inteligence qu i p o u r un in s ta n t donnę, c o n n a itra it tou tes les forces d o n t la n a tu rę e st anim ee, e t la situ atio n re- spective des etres qui la com posent, si d ail- leu rs elle e ta it assez v aste p o u r so u m ettre ces donnees a 1’analyse, em b ra ssera it dans la niem e form ule le sjjn o u y e m e n s des plus g ra n d s corps de l ’univ ers et ceux d u plus le- g e r atom e: rien ne se ra it in certain p o u r elle, e t l’a v e n ir comm e le passe, serait p resent a ses y e u x “! A dziś, po upływ ie n iesp ełna
Ł) Laplace M. de, le Marąuis, Essai philoso- pbiąue sur les probabilites. Wyd. 5, Paryż 1825, c. 4.
stulecia, i mniej znakom ici od L aplacea b a dacze zaniechali w szelkich złudnych rojeń m etafizycznych, albowiem , ja k słusznie ro zu
m ują, „clas R e s u lta t anticip iren, oder es g a r in die g egen w iirtigen w issenschaftlichen Un- tersu c h u n g en einm ischen zu wollen, hiesse M ythologie, s ta tt W issen sch aft tre ib e n 11.1) Dziś p o czy tu ją L aplaceow ską św iata fo rm u łę „ais eine m eclianische M ythologie im Ge- g enastz z u r anim istischen d er alten R eligio- n e n “ 2), swoje zaś dążności i siły w ytężają gw oli zbudow aniu system u pojęć, k tó ry b y najkonsekw entniej klasyfikow ał dane przez dośw iadczenie zdobyte, oraz tak ieg o system u tw ierdzeń, k tó ry b y z ró w n ą konsekw encyą klasyfikow ał wszelkie zachodzące m iędzy elem entam i dośw iadczenia stosunki. I acz
kolw iek w za ran iu nieledw ie p ra cy nie n ale
ży przesądzać poglądu, ja k i będzie m iał m iej
sce w odległej przyszłości, niem asz w ą tp li
wości żadnej, że n a powyższej jed y n ie d ro dze stopniow o znikać będzie ciężka zasłona, k tó ra od gradza człow ieka od św iata. W ięc też d ro g ą rzeczoną podąża w szelka wiedza, zw łaszcza zaś jej g ałąź — n auk i p rzyrodni-
') Mach Ernst, Dr., Die Mechanik in ihrer Entwickelung. Wydanie 5-te Lipsk 1904.
str. 505.
2) Ibidem str. 504 .
JSTs 4 cze, ta k dosadnie zw an e przez G ra ssm a n n a
„ re a ln e m i* .1)
W rzeczy sam ej, z a k ła d a ją c sobie n ajo sz
czędniejsze i n ajp i’ostsze w y ra żen ia p o jęcio w e f a k tó w 2), w iedza p rz y ro d n icza p rz ed e
w szystkiem buduje ów system pojęć. W ty m celu w yo braża sobie św iat, ja k o zbiór ele
m en tó w t. zw., czyli barw , to n ó w , ciśnień, p rzestrzeni, czasów; elem enty te łączy w ze
społy lu b g ru p y , k tó re oczyw iście poza m y ślą naszą nie istn ieją, i oznacza g ru p y rzeczone
„ c ia ł“ sym bolicznem m ia n e m .3) B a d a ją c n astęp n ie w zajem n ą ow ych ciał zależność oraz przeprow adzając re z u lta ty b a d a ń p o d o bnych w fo rm ę ja sn e g o pojęcia, in n em i sło w y, u jm u ją c pojęciow o bieg elem entów św ia
ta — b u d u je pow yżej w sp o m n ian y system tw ierdzeń. Z godnie zaś z założeniem sw ojem , w szystko to u siłu je u rz eczy w istn ić z ja k n a j- w iększą oszczędnością operacyj m yślow ych;
zw łaszcza s ta ra się u n ik a ć myśli n iep o trz eb ny ch , co też się jej u d aje przez sch em atyzacyę o d tw a rz a n y c h w m yśli fa k tó w ; ta bow iem u ła tw ia nie ty lk o o ry e n ta cy ę w p o żą d an y ch uzu p ełnieniach i b ra k a c h , lecz ró w n ież i p rz e g lą d w iadom ości daw niej n a b y ty c h , co szcze
g ólne m a znaczenie z u w a g i n a k ró tk o trw a - ł) Grassniann Hermann (junther, D ieW issen- schaft der extensiven Grosse oder die Ausdeh- nungslehre. Cz. 1 pod tyt., Die lineale Aus- dehnungslehre. Lipsk 1844; wydanie 2-ge 1878. W e wstępie czytany: „Die oberste Thei- lung aller Wissensckaften ist die in reale und formale, von denen die ersteren das Sein, ais das dem Denken selbststandig gegenubertretende, im Denken abbilden und ihre W ahrheit haben in der Uebereinstimraung des Denkens mit jenem Sein; die letzteren hingegen das durch das Den
ken selbst Gesetzte zum Gegenstande haben, und ihre W ahrheit haben in der Uebereinstim- mung der Denkprocesse unter sich“ .
3) Mach E., Dr., Die Mechanik, str. 526:
„Bei hóher entwickelten Wissenschaften gelingt es die Nachbildungsanweisung fur sehr viełe Thatsachen in einzigen Ausdruck zu fassen‘‘.
3) Mach E., Popular-wissenschaftlichen Vorle- sungen. I Die okonomische Natur der pbysikali- schen Forschung — die akademische Festrede.
Wiedeń, Gerold 1882: „Das Ding ist eine Abstra- ction, der Name ein Symbol fur einen comp]ex von Elementen11, oraz „Ein Korper ist eine ver- haltnissmassig bestandige Summę von Tast- und Lichtempfindungen, die an dieselben Raum- und Zeitempfindungen gekniipft ist“.
\ łość życia ludzkiego i ograniczenie pam ięci lu dzkiej.
Co dotyczę sam ego sposobu, t. j. m etody b a d a n ia czy też dociekania owej zależności w zajem nej, n a d e r w ielkie m a d la w iedzy przyrodniczej znaczenie porów nyw anie, u w a ru n k o w a n e zm iennością okoliczności, czyli t. zw. m etoda przem iany. P ow yższa m eto da, k tó rej zaw dzięczam y w szelkie hy potezy i t. zw. „ p ra w a “, zasadza się n a w zajem nem w zględem siebie p rzy sto so w an iu m yśli; albo wiem w raz z rozszerzeniem się obszaru fa k tów , do k tó ry c h p rzy stoso w aliśm y m yśl na- szę, w y n ik a sp ó r tej m yśli z now ym fak tem i w y ła n ia się zagad nienie „dlaczego?1*; nowe przy stoso w an ie m yśli, u w zg lęd n iające fa k t now y, u su w a to p y tan ie, a zarazem daw n a i po toczna ju ż idfea bodaj częściowem u ulega przeobrażeniu. S łu szn y p rzeto je s t p og ląd badacza angielskiego W hew ella, że rozwój w iedzy przyrodniczej zależy od zdolności p rz y sto so w y w an ia now ych dostrzeżeń do idei ju ż istn iejący ch , ato li nie bez częściowego chociażby idei ty c h przeobrażenia.
P od o b n e p rzy sto so w an ie tw o rz y m etodę tłu m aczen ia h y p o tezam i now ych i n iezn a
ny ch zjaw isk. T w orzen ie h y p o tez nie je s t w y n ik iem sztucznej m etod y n aukow ej lecz nieśw iadom ie d o k o n y w a się ju ż w dziecięc
tw ie n au k i. W tej o statn iej h y p o teza zajęła m iejsce p ro ro c tw a bezw zględnego pod ja k ą kolw iek w ystępow ało ono p ostacią — w ró że
nia, przep o w iad an ia czy też od gad yw ania n a „cłiybi-trafi.11. Niem asz p ro ro ctw bez
w zg lęd ny ch — oto hasło współczesnej nam w iedzy; „sam o w sobie“ pojęcie bezw zględ
ności n ie posiada ju ż dla nas żadnego zarów no p ra k ty c zn eg o , ja k nauk ow eg o znaczenia i je s t uw ażan e w yłącznie za „ein m iissiger m etap h y sisch e r Begriff*1.1) A chociaż i dziś, ja k p rz ed stuleciem p y ta m y „co b yło?“ i „co będzie?11—je d n a k nie b aw im y się ju ż w p ro ro c tw a bezw zględne, lecz przezornie zastrze
gam y , ja k o odpow iedź n asz a zaw iera m niej lub w ięcej p raw dopodobieństw a, n ie je s t zaś n ig d y p ra w d ą niew zruszoną. S ądzić nam bow iem je s t d an e nie o tem , co bezw zględne, lecz w y łącznie i jed y n ie o w zajem nej zależ
ności zjaw isk, zależności, k tó ra w y stęp u je nie Mach E., Analyse der Empfindungen.
wyd. 2, 1900.
JS6 4 W S Z E C H Ś W IA T 5 1 w przyrodzie, ta bow iem „sam a w sobie dla
wiedzy naszej i d la ocen uczuciow ych je s t n ie b y te m ",1) lecz w sch e m a ty zu jące m o d tw a
rz a n iu n a s z e m 2) — zaznaczyć jeszcze się g o dzi, że h y p o tezy zacho w ują znaczenie ty l
ko dopóty, dopóki nie sta ra m y się u trzy m y - ' w ać ich w stan ie niezm iennym , p rzypisując j im treść isto tn iejszą, aniżeli sam ym faktom , tu d zież p rzeceniając w arto ść w iadom ości ju ż zd o bytych w zględem tych, k tó ry ch zdobycie n astąp i dopiero w m niej lub więcej dalekiej przyszłości.
R óżnica m iędzy hypotezą a t. zw. „ p ra
wem p rz y ro d y " polega na tem , że hypotezą czyli przypuszczenie uogólnia pew n ą p ra w i
dłowość, k tó rą udało nam się dostrzedz w bie
gu zjaw isk „i przenosi ją n a inne w y p a d ki, k tó ry c h n ig d y nie obserw ow aliśm y, j
praw idłow ość zaś ow a sam a przez się, zaob- | serw ow ana w pew nej m niej lub więcej ob
szernej klasie zjaw isk, a raczej pojęciow e j praw idłow ości tej w yrażenie je s t t. zw. „ p ra wem p rz y ro d y 1' czyli, ja k m ów i H u x ley 3), praw idłem , k tó re się d o tąd zaw sze spraw dza
ło i, ja k oczekujem y, zaw sze też spraw dzać się będzie. 0 bezw zględnej je d n a k ścisłości jakow egoś p raw a, lub też bezw zględnej m o
żności jeg o stosow ania, zgodnie z pow yż
szym , nie może n aw et być m owy.
P ra w a i h yp o tezy w espół z pojęciam i czyli narzędziam i pojęciow ego ujęcia pewnych stro n rzeczyw istości'postrzeganej — pojęcia
mi zarów no oderw anem i i ogólnem i, zawsze zaś nader pożytecznem i w znaczeniu poznaw- c z e in 4), tw o rzą niezbędne środki pom ocni-
]) Mahrburg Adam, Przyroda w naszem poj- j
mowaniu i odczuwaniu. „Myśl“ 1905. Str. 325. i 2) Mach E., Die Mechanik. Na str. 238 czy- I tamy. „W ir diirfen aber nicht vergessen, dass ! alle Dinge miteinander zusammenhangen, und j dass wir selbst mit unsern Gedanken nur ein Stiick Natur sind“; na str. zaś 240: ,,In allem diesem spricht sich durchaus nur ein eigenthiimli- cher tiefgehender Zusammenhang der Dinge aus“
wreszcie na str. 554 mówi się, że w jakiejkol
wiek nauce „es handelt sich um den Zusammen- hang dieser Elemente1* (t. j. Empfindungen).
3) Huxley Thomas H., Lay Sermons. Lon
dyn 1870. Wyd. 1-e, str. 340.
4) Gdyż dzięki pierwszym możemy, jak mówi Mahrburg w wyżej cytowanej pracy, analizować, opisywać i porównywać rzeczywistość postrzega
ną, dzięki zaś drugim możemy ją porządkować pojęciowo, t. j. klasyfikować.
cze do zbudow ania ow ych dw u system ów — system u pojęć i system u tw ierdzeń, a co za te m id z ie , do od tw orzenia jak o w e jś dziedzi
ny fa k tó w je d n y m procesem m yśli. J a k za
pom ocą pow yższych system ów , a raczej za
sad, k tó re jak o sto pień w yższy na ty ch się o statn ich buduje, o dtw arzać m ożna zjaw iska przeszłe i przew idy w ać przyszłe n a mocy, oczywiście, zjaw isk w danej zachodzących chw ili, dalszy w y k ład objaśni; zaw sze je d n a k pam iętać należy, że w yniki podobnych do- ' ciekań są tylko m niej lub więcej p raw d opo dobne, zaś przenigdy bezw zględnie p ra w dziwe.
IJ.
W szeregu n a u k p rzy ro d n iczy ch poczes
ne m iejsce zajm uje fizyka. P rzedm iotem jej b a d a ń je s t t. zw. m atery a — pojęcie, będące sym bolem g ru p y w rażeń stosunkow o w ięk
szej od zm iennego otoczenia trw ałości, sy m bolem bynajm niej nie zbędnym , aczkolwiek nie dostatecznym pod względem naukow ym ; m etoda zaś, ja k ą fizyka p o słu gu je się w rze
czonych badaniach, zasadza się na opisie
i w łasności m atery i pod w zględem zarów no jakości i ilości, tud zież n a takiem określeniu praw , k tó re rząd zą ową. m ateryą, że m ożna je rów naniam i m atem aty cznem i w yrażać i m atem atycznej analizy drogą w yprow adzać z nich w nioski1). P ra w a fizyczne, które sto sują się nie do jed n eg o i nie do k ilku zjaw isk,
! lecz obejm ują rozległe obszary nauki, wynosi się do godności „z asad 14 czyli wniosków ogól
nych, w yprow adzonych z licznych a ró żn o rodny ch zazw yczaj dośw iadczeń.
Do rzędu zasad podobnych należy ró w nież t. zw. zasada u zu p ełn ian ia u k ład u za
kłóconego do niezakłóconej całości, zasada, będąca nicią przew odnią i potężnem n a rz ę dziem m yślow em każdego badacza, w obec' nas zaś w y stęp u jąca z ta k ą siłą i pew nością logiczną, wiadom ościom in sty n k to w n y m ty l
ko w łaściw ą, że skłonni byliśm y poczytyw ać ją za pew nik bezw zględny, g d y b y nie oko
liczność, że, acz m im ow olnie i in sty nk tow nie, 1) „Nicht die Dinge (Kórper), sondern Parben, Tone, Drucke, Raume, Zeiten (was wir gewćihn- lich Empfiadungen nennen) sind eigentliche Ele- mente der W elt“ powiada Mach w swej kapital- , nej „Mechanice*4. Str. 523.
5 2 w s z e c h ś w i a t JSIe 4
je d n a k przez nas sam ych oraz d la celów n a szych u tw o rz o n a została. P rze d ro z w aża
niem atoli znaczenia rzeczonej zasady d la w zględnego o d tw arzan ia zjaw isk przeszłych i p rz ew id y w an ia przyszłych, należy pierw ej słów k ilk a pow iedzieć o sam ej istocie rzeczo
nej zasady.
Ś w iat ja k zaznaczono pow yżej, sk ła d a się z e lem e n tó w 1), te o statn ie fo rm u ją „ c ia ła 11;
pew ne zaś, zresztą dow olne ciał ow ych g r u p y, będące częścią n a tu ry i p raw om je j p o d ległe, rozw ażane je d n a k niezależnie od tej n a tu ry , n ib y „sam a w sobieu całość, tw o rz ą t. zw. u k ład y . P o ró w n y w a n ie jed n eg o i te go sam ego układu, u w a ru n k o w an e zm ien n o ścią ty lk o czasu, p ro w a d zi do ro z ró ż n ia n ia j e go stanów , o ile u k ład zm ienia się w czasie, lu b też do pojęcia rów now agi, g d y trw a on niezm iennie w je d n y m i ty m sam ym stan ie.
S ta n y jednego i teg o sam ego u k ła d u m o g ą się m iędzy sobą różn ić je d y n ie w a rto śc ią cech stały ch czyli niezm ienny ch, k tó re p o zw alają odróżnić te n o sta tn i od w szy stk ich in n y ch układów . W reszcie, s ta n u k ła d u zo
w ie się chw ilow ym , jeśli o kreśla go ogół cech chw ilow ych, k tó re są niezb ęd n e i w y sta rc z a jące d la jednoznacznego sc h a ra k te ry z o w a n ia zm ian teg o u k ła d u w czasie; zm ianę ow ego sta n u w y w o łuje zm iana w a rto ści cech, lub też t. zw. w ielkości m atem aty cz n y ch , b ę d ą cych w yn ik iem zasto so w an ia do cech p o w y ż
szych m ia ry ilo ścio w ej2). J a k w p rz y ro d zie całej istn ieje w zajem na zależność zjaw isk , ta k rów nież w u k ładzie, k tó ry je s t częścią tej p rz y ro d y i zachow uje p raw a, k tó ry m j a ko część je j podlega, m a m iejsce w zajem n a
!) Albowiem „die Mathematik ist fur den Physiker eine Sprache und ein Instrument. Da man die Mathematik nur anwenden kann, wenn die Wissenschaft von unbestimmten Erfahrungen zu genau gemessenen Beziehungen fortgeschrit- ten ist, wenn sie begonnen bat, die einzelnen Thatsachen in ihrer Gesetzmassigkeitzusammenzu- fassen, so kann man behaupten dass der Grad des Fortschrittes in unserer Wissenschaft bestimmt wird nach der Anwendung der M athematiku.
W iillner Adolph, Dr., Lehrbuch der Experimen- j talphysik. Lipsk 1870. t. 1 str. 6.
2) Ile że fizyka przedstawia obszary faktów pod względem jakościowym jednorodnych, róż- j niijcych się natomiast pod względem ilościowym czyli liczbą równych części, jaką, zawierają cech}' tych faktów.
zależność cech, a przeto zależą od nich ró w nież i prędkości zm ian owych, czyli t. zw.
prędkości u k ład u . T e o statn ie m ogą n ad to zależeć i od czasu, w k tó ry m się zm ieniają w artości cech czyli t. zw. w ielkości m atem a- tem atyczne. P oniew aż zaś sym bolem m a te m aty cz n y m dla pojęcia zależności je s t „funk- cy a ", p rzeto prędkości u k ła d u m ożna o sta
teczn ie przedstaw ić ja k o fu n k cy e t. z w. w iel
kości m atem ., recte stan ó w chw ilow ych i c z a su, a ró w n an ia, w te n sposób o trzy m a n e, n o szą m iano „praw ró żn iczk o w y ch “ u k ład u , w istocie zaś niczem są innern, ja k k ró tk iem i zw ięzłem , zw łaszcza u suw ającem w szelkie nieporozum ienia określeniem m atem atycz- nem pojęcia „p rędkości u k ła d u 11. A toli p rę d kości u k ła d u , k tó re zaw sze zależą od chw ilo
w ego s ta n u jego , w ów czas jed y n ie zależą od czasu, g d y w y o drębn ien ie danego u k ła d u ju ż to m yślow e, ju ż też fak ty czn e, albo zupełnie n ie istnieje, albo też je s t niezupełne, ta k że ro z m a ite in n e u k ład y , lub też ty lk o części ty c h u k ład ó w odd ziaływ ają n a d a n j7 u k ład . W przeciw ieństw ie do układ ów niezakłóco
ny ch , u k ła d y ta k ie zow ią się zakłóconem i.
W zw iązku, przeto z p o p rzed nim w ykładem , pierw sze m ożem y określić jak o tak ie, k tó ry ch pręd ko ści zależą n iety lk o od sam ego sta n u u k ład u , lecz i w p ro st od czasu; prędkości zaś u k ła d u niezakłóconego zależą w yłącznie od jeg o s ta n u chw ilow ego. Z pow yższego te d y w ynika, że przez w łączenie do u k ła d u zakłóconego ty c h czynników , k tó re zakłóca
ją go, p ow staje u kład obszerniejszy, lecz ju ż niezakłócony; chw ilow e bowiem prędkości teg o now ego obszerniejszego u k ła d u nie b ę
d ą zależały od czasu, a ty lk o od chw ilow ego s ta n u tego u kładu . N a tem też p oleg a p rz y to czon a pow yżej zasad a u zu p ełn ian ia u k ła dów zakłóconych do niezakłóconej całości.
N ierów nie łatw iej zrozum ieć rzeczoną za
sadę n a drodze g eom etrycznej. P rzed roz
w ażaniem je d n a k układ ów zakłóconych i n ie
zakłó con ych z geom etrycznego p u n k tu w i
dzenia, n ależy ro z strzy g n ąć uprzednio kw e- sty ę m atem aty czn ego przed staw ien ia każde
go u k ład u . N asu w a się przedew szystkiem p y tan ie, azali nie d ało b y się m atem atycznie w y ra zić w łaściw ości ch a rak tery sty c zn y ch d a nego u k ład u , o d ró żn iający ch te n ostatni od w szy stkich in n y ch uk ład ów . K ry te ry u m d la rzeczonego odróżnienia, ja k to ju ż powyżej
.Ne 4 W S Z E C H Ś W IA T 53 było zaznaczone, są t. zw. cechy niezm ien
ne u k ład u , k tó re je d n a k nie w chodzą w skład jego ró w n a ń różniczkow ych; te zaś o statnie sam e przez się rów nież nie są podobnem kry- te ry u m , ile że zaw ierają w yłącznie t. zw.
w ielkości m atem aty cz n e, będące ilościowem w yrażeniem zm iennych cech danego u k ład u i nie są p rzeto niezm ienne w czasie. A toli p rzy pom ocy czysto m atem atycznych ma- nip ulacyj m ożna o trzym ać funk cy ę sam ych ty lk o w ielkości m atem atycznych u k ład u czyli ^cech jeg o zm iennych, niezm ienną w czasie, sk ąd też pochodzi jej nazw a — „nie- zm ien n ik “ . R zeczone niezm ienniki są nader c h a ra k te ry sty c z n e dla każdego układ u ; n ad to role w szystkich niezm ienników pew nego uk ład u są zup ełnie spółrzędne, i w yróżnienie jak iegokolw iekb ądź z pośród nich zależy w zupełności od nas, tudzież od ty c h celów specyalnych, k tó re m am y n a widoku; przy- tem z a u w aż y ć w y pada, że fu n k c y a ja k a k o l
w iek n iezm iennika u w ażan a je s t rów nież j a ko niezm iennik. Oczywiście, że z geom e
try czn eg o p u n k tu w idzenia niezm iennik je s t ró w n a n iem pew nej lin ii czyli zbioru ciągłe
go p u n k tó w , w yo brażających stany, przez k tó re przechodzi kolejno jakikolw iek układ, zm ieniający się peryodycznie po opuszczeniu dow olnego s ta n u początkow ego; przeto nie
zm iennik je s t rów nan iem linii stanów tego u k ład u , zam kniętej w sobie w sk u tek peryo- dyczności zm ian ow ych stanów ; je s t on m a- tem aty czn em p rzedstaw ieniem rzeczyw iste
go n astę p stw a stanów danego u k ład u w cza
sie. R zecz oczyw ista, że wobec w ielu stopni sw obody (czyli cech zm iennych danego u k ła du) dziedzina w szelkich m ożliw ych stanów nie re d u k u je się ju ż do jednej linii, lecz po
siada ty le w ym iarów , ile układ stopni swo
body. Z auw ażyć wreszcie należy, że w zdłuż ! każdej linii stan ó w w szystkie niezm ienniki u kładu są stałe, dla ró żn y ch zaś linij w arto ści ich są w ogóle różne. D la u k ła d u przeto niezakłóconego, k tó reg o w szystkie niezm ien
niki zachow ują w ciąg u całego okresu jednę i tę sam ę w artość, każda linia stanów m a p o łożenie i k s z ta łty niezm ienne; dla uk ład u zaś zakłóconego, w b ra k u podobnej w łaści
wości niezm ienników , linie stan ó w zm ienia
ją swe położenie z czasem, przyczem zm iany, te m ogą być bądź nagłe, bądź te ż ustaw icz
ne. W pierw szy m w y padk u m ów im y o „im- i
p u lsie“, którego doznał u k ład , w ostatn im zaś 0 ciągłem działan iu pew nych czynników n a układ.
J a k ju ż zaznaczono powyżej, układ nieza
kłócony krąży ustaw icznie po tej z linij s ta nów, n a której je s t um ieszczony, o ile nie ulegn ie zakłóceniu czyli działaniu , k tó re nie je s t przew idziane w jego ró w nan iach różnicz
kow ych. Okres czasu, w ciąg u k tó reg o u k ład zawsze czyni zadość sw ym p raw om ró żn icz
kow ym , zowie się „epoką n iezakłóconości“, zaś początek lub koniec teg o okresu nosi n a zwę „ k a ta stro fy 11 w h isto ry i uk ład u. R ze
czone pojęcia — epo ka i k a ta s tro fa — m ają dla nas niezm ierne znaczenie, poniew aż k a
ta s tro fa je s t kresem um iejętności naszej obli
czania stanó w przeszły ch lu b przyszłych u k ła d u n a po d staw ie znajom ości jeg o p raw 1 stan u chw ilow ego, kresem , któ reg o bez w cielenia danego u k ła d u do pew nej obszer
niejszej całości p rzekroczyć nie m ożna. T a kie bow iem ty lk o w cielenie d aje możność p o znania praw , k tó ry ch niem asz w dan ym układzie, a k tó re pozw alają, m iast „k atastro - f ą “, objaśniać pew ien sta n danego u k ład u stopniow ym rozw ojem ze stanó w d aw n iej
szych. R ozum ie się sam o przez się, że i tu taj dochodzim y wreszcie do k resu — „k ata- s tro fy “; znów przeto odsuw am y ją w przesz
łość przez w cielenie naszego ju ż obszerniej
szego u k ład u do jeszcze obszerniejszej cało
ści, k tó rej p raw a tłu m a czy ły b y stopniow ym rozw ojem ze stanów daw niejszych ów stan, k tó reg o pow stanie było p rzy pisan e „kata- strofie“. W ten sposób po w staje d łu g i ła ń cuch ogniw — układów , k a ta s tro fa zaś co
raz bardziej i bardziej usu w a się w przesz
łość. P roces pow yższy od suw ania w przesz
łość k a to stro f streszcza się oczywiście, w owej zasadzie u zupełnia układów zakłóconych do niezakłóconej całości. N adto, proces rzeczo
ny potw ierdza, że owa zasada, acz cenna i doniosłego znaczenia, przy rod niczą je s t ty l
ko m aksym ą, niem asz bowiem żadnego k ry - tery u m , któ reb y pozw alało kategorycznie tw ierdzić, jak o w to k u pew nego b adania n i
g d y nie nastąp i m om ent, k ied y próżne się okażą usiłow ania n asze przekroczenia p ocząt
ku jako w ejś epoki.
N a tej powyżej rozw iniętej zasadzie uzu
pełniania u kładu zakłóconego do niezakłóco
nej całości opiera się inna, przez M ayera,
5 4 W S Z E C H Ś W IA T JMs 4
Jo u le a , lo rd a K elv in a, H elm holtza stw o rzo n a zasada, k tó rą zn a m y pod nazw ą zasady z a cho w an ia energii. Z ogólnego p u n k tu w i
dzenia en e rg ia p rz ed staw ia się jak o w łaści
w a uk ład o w i w e w n ętrzn a zdolność do w y k o n y w a n ia działań zew nętrznych; w iadom o rów nież, że byw a, acz nie zaw sze, je d n y m z niezm ienników u k ład u , i p rzeto w a rto ść jej pozostaje niezm ienną w ciąg u epoki nie- zakłóconości tego ostatniego. Z chw ilą je d n ak n astąp ie n ia „ k a ta stro fy “ n iezm ien n ik — en erg ia in n ą o trzy m u je w artość. Otóż z a sa
da zachow ania en e ig ii na tej p oleg a w łasn o ści niezm ienników , w y o b ra żają cy ch energię, że niezm iennikiem — en erg ią u k ład u , u z u p e ł
nionego do niezakłóconej całości, zaw sze je s t sum a niezm ienników en erg ii zarów no u k ła d u zakłóconego, ja k i w szy stk ich u k ład ó w , k tó re te n o sta tn i zakłócają. T a oto w łasność w y ró żn ia energ ię z pośród in n y c h n iezm ien n i
ków , aczkolw iek w p ew n y ch dziedzinach w łasność tę i in n e p o sia d a ją niezm ienniki.
Jeż eli uzu p ełn ian ie d an y c h u k ład ó w je s t ty l
ko fikcyjne, z a sa d a za ch o w a n ia energii m a c h a ra k te r m aksy m y przy ro d n iczej, k tó ra słu ży za nić p rzew o d n ią w b ad a n ia ch . 0 ile je d n a k u zu p ełn ian ie u d a je się rzeczyw iście stw ierdzić, zaś sam e u k ła d y k o n k re tn e p rz y b iera ją form y, zasad a pow yższa w yraża sto su n k i m iędzy zjaw iskam i, czyli staje się
„p raw em ", i ja k zw ykle — w zględnem . S łu sznie p rz eto M ax P l a n c k !) zarzu ca R u d o lfo w i C lausiusow i2), że k ateg o ry czn e tw ierd ze
nie tego ostatn ieg o , ja k o b y e n e rg ia św iata b y ła w ielkością sta łą , nie m a najm n iejszeg o sensu, poniew aż n iep o d o b n a tak iej, ja k e n e r
g ia św iata, w ielkości ściśle oznaczyć. W s a mej rzeczy — wiem y, że ab so lu tn e odoso
b n ien ie w p rz y ro d zie je s t n iem o że b n ei u kład zaw sze podlega d załaniom zew nętrzny m ; w pew n y m w ięc w y p a d k u m ieć m ożem y nie
') Planck M., Vorlesungen ueber Thermodyna- mik 97 I I I T., rozdział 2 § 135. Ob. również artykuł Wł. Gosiewskiego w t. X-ym Prac Mate
matyczno-Fizycznych: O prawie zachowania ener
gii i wzrostu entropii; autor udowadnia, że „za
sada, wypowiedziana przez Clausiusa leży w sa
mej istocie naszego umysłu, jak oraz i zasada przy czy nowości “.
2) Olausius R., Sammlung der Abhandlungen ueber die mecbanische Warmetheorie. I I 2 A. 79 Brunświk.
bezw zględną lecz p rzyb liżon ą ty lk o statec z
ność energii. T a o sta tn ia będzie tem w ięk- i sza, im obszerniejszy je s t u kład rzeczony, albowiem w ów czas tem bardziej nikłem i w y d a ją się d ziałan ia zew n ętrzn e w zestaw ien iu j z w ielkością en erg ii d an ego u k ład u . O m ył
ka będzie ju ż stosu nk ow o nieznaczna, jeżeli pow iem y, że en e rg ia naszego u k ła d u słonecz
n ego je s t w ielkością stałą, znakom icie zaś zm niejszy się jeszcze, g d y owem tw ierd z e
niem obejm iem y u k ła d zn a n y ch n am gw iazd stały ch . W ów czas tw ierdzenie: en erg ia u k ła du nieskończenie w ielkiego czyli en erg ia św iata je s t w ielkością stałą, nie m ając ch a
ra k te ru p ra w d y absolutnej, posiada d la n as w ielkie znaczenie p rak ty czn e, jak o w yborna i cenna m ak sy m a przyrodnicza.
N iepo do bn a te d y nie przyznać, ja k wielkiej w ag i i doniosłości je s t rzeczona zasada u z u p ełn ian ia u kład ów ju ż n ietylko dla fizyki, owej poszczególnej gałęzi wiedzy, lecz ró w nież i d la w iedzy w szelkiej. P ow yższa bo
w iem zasada, okrom u łatw ian ia w wysokim sto p n iu o d tw arzan ia zjaw isk przeszłych i p rzy szły ch p rzew idyw ania, obok znajom o
ści, oczywiście, zjaw isk w danej zachodzą-
j cych chw ili, co ju ż sam o przez się w y s ta r
cza, aby w ysoko sobie zasadę tę ważyć, zn a
kom icie w zbo gaca dośw iadczenie nasze, p ro w adząc do o dk ry cia ju ż to now ych m iędzy zjaw isk a m i zw iązków , ju ż też rzeczy oraz zjaw isk nieznan ych . I aczkolw iek nie n ale
ży, p ow tarzam y , na początku nieledw ie p racy przesądzać p o g ląd u n a św iat, ja k i się u k sz ta ł
tu je w odległej przyszłości, zw łaszcza g d y zw rócim y uw agę n a słuszne i tra fn e orzecze
nie C. G. J . Jacob ieg o, jak o „crescu n t disci- plinae len te tard e q u e: p e r v ario s errores sero p e rv e n itu r ad v e rita te m “, to je d n a k p ew ną j e s t rzeczą, że n a pow yższej ty lk o drodze stopniow ego w zbogacania dośw iadczenia n a szego i je g o schem atyzacyi zarów no fizyka, i i w szelka wogóle w ie d z a 1) zdoła osiągnąć
‘) Wiillner A. Dr., Lehrbuch der Esperimen- talph , str. 6 „W aren alle Gesetze... eines Zwei- ges der empirischen Wissenschaften bekannt, so kounte man den W eg der Erfahrung, welche zu dereń Auffinden diente, verlassen, und mit ge- anderter Methode nur durch mathematische De- ductionen ihre Folgerungen erhalten. Die Phy- sik hat diesen Punkt noch lange nicht erreicht;
j aber dahin zu gelangen, ist eine Aufgabe, welche
JMs 4 W S Z E C H Ś W IA T 55 ów niedościgniony dotychczas, z w yjątkiem
M ec h an ik i1), ekonom ii m yśli ideał — o d tw o rzen ia w szystkich faktów , w chodzących w za
kres danej dziedziny, jed n y m procesem m y śli. G dy zaś n a stą p i ta chw ila, zacierać się będą g ran ice m iędzy poszczególnem i gałę- ziem i wiedzy, n a w zór rusztow ania, które, ja k m ów i filozof-przyrodnik, zrzuca się po ukoń
czeniu budow y, bez któ reg o atoli niepodob
na do budow y p rzystąp ić, ile że owe g ra n i
ce ustanow ione zostały w yłącznie gw oli po działow i p racy oraz zgłębieniu przedm iotu;
zaś wówczas spadnie zasłona, co człow ieka od św iata o dgrad za i „veritas nova certo tem poris m om ento d iv in a quadam hiocessitato coacta e m erg et“.
I I I .
N ajbardziej zasadnicze a d o tk n ięte pow y
żej zagadnienia i kw estye, w chodzące w za
kres fizyki teoretycznej i w ścisłym pozosta
jące zw iązku z o dtw arzaniem zjaw isk p rze
szłych oraz p rzyszłych przew idyw aniem , p o ruszone zostały n iedaw no w pracy p. t. „ W y- sie sich Yorsetzen darf, und welche eines *Tages zu losen sie erwarten kann. In einem Zweige derselbeu wenigstens ist sie dahin gelangt, in der tbeoretischen Mechanik... Wie einem gros- sen Tbeile der Optik und in manchen kleinern Zweigen der Physik, man ist bestrebt, es auch in den uebrigen zu gewinen“.
l) W edług określenia Gustawa R. Kirchhoffa (Vorlesungen ueber mathematische Physik. I Me
chanik, Lipsk, 1876), zadanie mechaniki teore
tycznej polega na zupełnym i najprostszym opisie ruchów, napotykanych w przyrodzie. Nowe to pojmowanie mechaniki^ napo tkało pierwotnie, jak świadczy L. Bolfczmann — autor: „Vorlesungen, ueber die Prinzipe der Mechanik1*, nader silną opozycyę; obecnie zaś jest prawie powszechnie przyjęte. W r. 1870-ym Wtillner w swej „Ex- perimentalphysik u w następujący sposób streszcza historyę ewolucyi mechaniki (str. 6): „Dieselbe war ursprunglich eine empirische Wissenschaft, wie alle Zweige der Naturlehre, denn man kann nicht a priori wissen, in welche Weise die, Korper durch auf sie wirkende Krafte bewegt werden, und nach welcben Gesetzen die Korper auf einan- der einwirken; die Beobachtungen Kepplers, die
\ ersuche Galileis und Huyghens boten aber schon das Materiał, aus welchem Newton die fundamen- talen Gesetze dieser Erscheinungsgruppe ableite- te. Seitdem aber ist die Mechanik ein Zweig der Versuche und entwickelt ihre Satze an der Hand logischer Folgerungen “.
k ład y Z ak o p ia ń sk ie111), k tó ra ja k zaznaczo
no w przedm ow ie, m ożliw ie w iernie o dtw arza brzm ienie pierw o tne w ykładów , jak ie au to r w ygłosił był w sierp n iu 1904 r. w Z ak op a
nem, w ch arak terze p re le g en ta T ow arzy
stw a W yższych K u rsó w W akacyjny ch. Oczy
wiście, że „ W y k ła d y 11, zarów no ze względu na swój c h a ra k te r m onografii, że się ta k w y
razim y fizycznej, uw zględniające najnow sze w danej dziedzinie zdobycze n au k i, ja k też ze w zględu n a za w arte w nich liczne i cenne w skazów ki, dotyczące jed nej z najow ocniej
szych i najdonioślejszych m etod b adań p rz y rodniczych, w zupełności odpow iadają celo
wi T. W . K . W ., któro założyło sobie— „nie ty lk o zaznajam iać z ostatn iem i zdobyczam i nauki, lecz w pierw szym rzędzie — przez zapoznaw anie z m eto dam i b ad ań naukow ych oraz przez filozoficzne tra k to w a n ie każdego przedm iotu — pobudzać słuchaczy do sam o
dzielnych p rac i bad ań, pom ódz im do w y ra biania sobie św iatopoglądu, w rezultacie stw orzyć atm osferę, w której dojrzew ają um ysły w olne“ . Nie m am y je d n a k zam iaru w łaściw ie kreślenia n a tem m iejscu oceny, jakko lw iek w dzięczneby to było w danym w ypad ku zadanie — że w ym ienim y tylko do
skonały rzeczy tej uk ład , s ta ra n n y dobór przykładów , znakom icie u przystępn iający ch w ykład, język , oraz ta k w yborną ilustracyę własności u kładu , ja k ta , k tó ra stanow i treść w ykładu szóstego2) i t. d. N atom iast, p r a gniem y w ypow iedzieć kilka luźnych u w ag w kw estyach, jakie nastręczają „W y k ła d y 44.
Chodzi t u przedew szystkiem o p rz y p isy w a
nie nauk om przy ro dniczym zadan ia przew i
d yw ania i przep ow iadania zjaw isk, zadania, rzekom o „najw ażniejszego i najbardziej n ie
m al p o n ętn eg o 44 — g d y jedynem i najpierw - szem ich zadaniem , je s t najoszczędniejsze i n ajp ro stsze w yrażenie pojęciow e fa k tó w 3),
•) Silberstein Ludwik, Wykłady zakopiańskie z dziedziny fizyki teoretycznej. 1904 serya I.
Warszawa 1905. Nakładem księgarni naukowej.
:) Praca p. S. podzielona jest na osiem wy
kładów.
3) Według Macha: „W as in den Naturvorgiin- gen sich gleichbleibt, die Elemente derselben und die Art ihrer |Verbindung, ihrer Abhangigkeit voneinander hat die Naturwissenschaft aufzusu- chen. Sie bestrebt sich, durch die uebersichtliche und vollstandige Beschreibung das Abwarten neuer Erfahrungen unnothig zu machen, diesel-
5 6 W S Z E C H Ś W IA T JSl« 4
to zaś, co a u to r za zadanie uw aża, je s t z a sto sow aniem ty lk o w iadom ości n a b y ty c h dla celów m niej lu b więcej p ra k ty czn y ch . P o m ijając je d n a k pow yższe, m usim y zw rócić u w agę n a nieścisłość określenia pręd kości c, z k tó rą ciężka b ry ła w yrzucona zo stała z p u n k tu A, ja k o prędkości danej, czyli n am a p rio ri w iadom ej i określonej ściśle (str. 12).
W tak im bowiem razie, wobec danej od leg ło ści od 0 p u n k tu B , w k tó ry m ta ż sam a b ry ła sp ad a n a poziom ą płaszczyznę, g d y się ją w yrzuca z tegoż p u n k tu A ze ściśle ok reślo
n ą prędkością początk o w ą b — o d g ad y w an ie n a „c h y b ił-trafił“ p u n k tu sp a d k u owej b ry ły byłob y conajm niej zbyteczne, g d y ż b y lib y ś
m y w stan ie określić te n o sta tn i z m a te m a ty czn ą ścisłością. R a c h u n e k p ra w d o p o d o bieństw a, ja k w iadom o, ta m ty lk o zasto so w a
nie m ieć m oże i pow inien, g d zie żad n y ch p ew nych niem asz w skazów ek co do w y n ik u dośw iadczenia; w d an y m zaś w y p a d k u , okrom sto su n k u p rę d k o ści b i c, w iem y a p rio ri, że m iędzy p ręd k o ścią a odległością p u n k tu sp ad k u od p u n k tu O s ta ły zachodzi zw iązek.
O n iem niej szym b ra k u ścisłości św iadczy oznaczenie m ian em „p rzep o w ie d n i" w y tłu m a cze n ia p rzez L e v e rrie ra p rzy czy n y odstęp stw U ra n u sa od p ra w K e p le ra (str. 26).
C zytam y naw et, że ten re z u lta t d łu g o letn ic h a m ozolnych ra c h u n k ó w i ro zu m o w ań w iel
kiego astro n o m a „stanow i je d e n z n a jw sp a n ialszy ch try u m fó w m etody n au kow ej p rz e
p o w iad a n ia z ja w isk 1*. Ś m iem y w ą tp ić je d nak, azali istn ieje p o dobna n au k o w a m etoda.
P rzep o w ied n ia — ta pozostałość fety szy zm u daw nego — je st niczem innem , ja k zg a d y w aniem n a „c h y b ił-trafił", co ju ż sam a u to r zaznacza w innem m iejscu swej pracy , z g a dyw aniem , k tó re m oże zarów no się ziścić ja k i u ro jen iem pozostać, w k aż d y m zaś razie nic nie m a w spólnego z w yliczaniem i ra c h o w a niem , przez śm iałe ro zum ow anie p opartem . L e v ie rrie r an i n ie o d g ad ł now ej p la n e ty , ani też jej n ie przepow iedział, jen o , o p iera jąc się n a obliczeniach sw oich, w sk az ał m iejsce, gdzie w pew nej ściśle oznaczonej ch w ili w in no się znajdow ać jak o w eś ciało, a ja k się okazało niebaw em p la n e ta N e p tu n . O d k ry cie więc teg o o statn ieg o stanow i is to tn ie „je- ben zu ersparen‘£. (Mechanika, str. 7). Podobne do powyższego jest stanowisko R. Avenariusa, Ziehena i innych.
den z n ajw sp an ialszy ch try u m fó w m eto d y nauko w ej p rzew id y w an ia zjaw isk ", uczon e
m u zaś astro no m ow i zjednało n ieśm iertelną sław ę, ile że gen iusz ty lk o m ó gł podołać Sy
zyfow ej tej pracy.
W reszcie, co do om ówień, ja k ie m i op atrzo n a zo stała zasada ciągłości ru c h u , w ą tp im y azali p o trzeb a było zapew niać, że „o m iesza
n iu lu b sp o strze g an iu czasów dow olnie k ró t
kich, t. j. m n iejszych od w szelkiej dow olnie p rzepisanej w ielkości, oczywiście, nie m oże być m o w y “; że „nie m ożem y sobie w yo bra
zić, aby k o n k re tn ie spraw dzono do skonałą ciągłość ru c h u i istn ien ie prędko ści chw ilo i w ej, ja k o owej m atem aty czn ie określonej
w ielkości g ra n ic z n e jt£. P ocóż było w ogóle [ p o ru szać kw estye pow yższe w zw iązku z^za-
! sad ą ciągłości ru c h u , aczkolw iek sam e przez się słuszne. P rzecie śm iesznością b yłoby
| zakładać, że pow yższa zasada p ozostaje w za-
| leżności jakow ejś od m niejszej, lub większej spraw ności eksp erym en tato ra-b ad acza. P rz e ciw nie treść pow yższej zasady w żadnym z dośw iadczeniem nie p ozostaje zw iązku, a l
bow iem zasada rzeczona tw ierdzi in nuce:
ru c h każdego ciała odbyw a się zaw sze w spo
sób ciągły i p o ru szające się ciało po siad a p ew ną określoną prędkość. Pow yższe tw ie r
dzenie je st albo p raw dą, albo też błędem , w k ażd ym je d n a k razie m a ono m iejsce bez w zględu n a to, azali istn ie ją n a ziemi isto ty do m yślenia i m ierzenia zdolne, a jeśli istn ie ją , to czy p otrafią k on tro lo w ać szczegóły zjaw isk fizycznych ze ścisłością dw a, trz y czy też sto ra zy w iększą, aniżeli to się dzie
je obecnie. G ran ice owej zasady, o ile one istn ie ją , w tej sam ej w in n y się m ieścić dziedzinie, co i treść je j, w przyrodzie, k tó rą się bada, p rz en ig d y zaś w ludziach — b a daczach. O koliczności żadnej nie u leg ają zm ianie, g d y się do dośw iadczenia uciek am y d la zb udow ania zasady, je s tto bow iem je d y n a d la n as drog a, w iodąca do zbad an ia p rz y ro d y . Z chw ilą je d n a k , g d y okoliczności s ta ją się n am w iadom e, m u sim y uznać je za niezależne od m yśli ludzkiej, o ile wolno tw ierd zić o niezależności od niej „p raw a p rz y ro d y u. K to b y zaś zechciał p o w ątp ie
w ać o tem , m usiałby w ątp ić w m ożność is t
n ien ia w iedzy przyrodniczej wogóle.
P o p rz e sta ją c n a pow yższych luźn ych uw a- i gach, m usim y się zastrzedz, że bynajm niej
JSJÓ 4 W S Z E C H Ś W IA T 57 nie żyw iliśm y za m ia ru ujm o w ać lub też za
przeczać „ W y k ła d o m 1' rzetelnej w artości.
Ze w zględu, też n a tę o sta tn ią m oglibyśm y, co p ra w d a , szczególny jeszcze nacisk poło
żyć n a tę okoliczność, że p raca rzeczona w zbogaca lite ra tu rę naukow ą polską.. S ą
dzim y jed n ak , że p o stąpilibyśm y w brew p ie r
w o tn y m a w yłuszczonym pow yżej zam ia
rom . W iedza je s t je d n a d la w szystkich, a uczony, ja k pow iedział D escartes, je s t ty l
ko i w yłącznie „res cogitans" czyli isto ta m y ś lą c a '). M aksym Zwpigbaum-
N O W A H Y P O T E Z Ą O P O W S T A W A N IU N O W O T W O R Ó W I B L IŹ N IĄ T
M ONOCHORYALNYCH.
N a p y ta n ie ja k pow stają i ja k ą je s t n a tu ra now otw orów n a u k a nie posiada jeszcze pew nych odpow iedzi, istnieje ty lk o kilka hypotez, w bardzo ro zm aity sposób o bjaśnia
jący ch tę spraw ę. Do liczby hypotez p rz y b y ła w o statn ich czasach jeszcze jed n a k tó r a za słu g u je b ardzo n a uw agę, poniew aż rzuca w iele now ego św iatła niety lk o n a po
chodzenie now otw orów lecz n a w e t na niektó
re teo rety czn e sp ra w y ogólniejszego zn a cze
nia. H y potezą ta została podana przez J . B eard a 2) profeso ra em bryologii w E d y n burgu.
P oniew aż głów ne założenie tej h y p o tezy je st ściśle zw iązane z n iektórem i daw niej po- daw anem i z a p a try w a n ia m i, głów nie zaś z h y potezą AYilmsa, b ędącą w łaściw ie p u n k tem w yjścia dla ty ch now ych poglądów , przeto niezbędnem je s t przedew szystkiem p rz y n a j
m niej pow ierzchow ne rozpatrzenie hypotezy W ilm sa. M ożna ją streścić w k ilk u n a stę p u jący c h słow ach: Podczas wczesnego sta- dyum rozw oju d anego osobnika oddziela się pew na ilość kom órek, k tó re nie uczestniczą w rozw oju tegoż osobnika; kom órki te za
chow ując się zup ełn ie obojętnie podczas ro z w oju zarodka, p rz ed o stają się gdziekolw iek x) Cartesius: Meditationes de prima philoso- phia, 1641; polski przekład Dworzaczka (Rozmj'ś- Janie I I gie, str. 19).
2) Anatom. Anzeiger, tom X X III 1904.
i m ięd zy k om órki ró żn y ch organów , w któ-
j ry ch genezie nie m ają żadnego udziału, a do-
| piero w pew nym okresie życia osobnika, z a czy n ają (praw dopodobnie pod w pływ em bodźca zew nętrznego) rozw ijać się i tw orzą tym sposobem m niejsze lu b większe nowo- tw o ry . J a k w idzim y sp raw a po w staw ania now otw orów w e d łu g W ilm sa p rzed staw ia się bardzo prosto.
W ychodząc z podobnego ja k W ilm s zało
żenia, B eard tw ierd z i jed n ak , że sp raw a po- I w staw a n ia w szystkich now otw orów zaczy- I n ająć od najniższych, a kończąc n a mięsa-
J kach (sarcom a) i ra k u (carcinom a) nie m og ła być bliżej i ściślej ob jaśniona jed y n ie z te go pow odu, że ogólnie p rzyjm ow an e poglą-
! dy na przebieg życia z jednego pokolenia n a dru g ie są błędnie uzasadnione. Z ajm u jąc się od 14 la t sp raw ą praw idłow ego przebie- I gu życia od pokolenia do pokolenia, B eard i k o n statu je, że są we w spółczesnej em bryologii trz y głów ne d og m aty, a m ianow icie: 1) so
m atyczne (cielesne) pochodzenie kom órek za
rodkow ych 2) bezpośredni rozwój i 3) epi- geneza; na ty ch dogm atach często opierają się rozum ow ania teo retyczne. Oo do g en e
zy som atycznej kom órek zarodkow ych to dla objaśnienia tej rzeczy w yjść trze b a z te oryi W eism anna. A u to r ten w szystkie ele
m en ty kom órkow e dzieli n a dw ie k ategorye:
kom órki cielesne (som atyczne), z któ ry ch sk ład a się cały organizm i kom órki za ro d kowe, k tó re ja k o elem enty płciow e m ogą dać początek now em u osobnikow i p o to m n e
mu. P ierw sza g ru p a to są elem enty p e łn ią ce fun k cy e w egetatyw n e, d ru g ie to są ko
m órki przeznaczone do akcyi rozm azania.
W eism ann p rzy jm u je, że kom órki zarodkow e pochodzą w p ro st od elem entów zaro d k o w ych a nie od kom órek som atycznych; za nim ośw iadcza się w iększa część dzisiejszych biologów. A le są też autorow ie, k tórzy opo
w iad ają się za genezą som atyczną kom órek rozrodczych.
P o jęcia epigenezy i bezpośredniego roz- woj u tłum aczyć bliżej nie m am potrzeby, po
niew aż ju ż poprzednio we W szechśw iecie problem ow i tem u poświęcono obszerniejszy a r t y k u ł x).
*) Patrz artykuł E. Rosenhaucha. Wszechświat J\fo 14— 16, 1904.
5 8 W S Z E C H Ś W IA T JMś 4
T e trz y d o g m a ty B eard uw aża za zupełnie b ez p o d sta w n e i w y ra ża się o nich w n astę
p u jący sposób: „T rzy te d o g m a ty m ogą być ilu stro w an e s ta rą z a g a d k ą co było pierw ej:
k u ra czy ja jk o ? Z asa d a som atycznej gene- | zy k om órek zarodkow ych (którą w o sta tn ic h j czasach ta k ż e W ald ey er odrzuca) p rz y jm u je że k u ra p ro d u k u je z tk a n e k sw ojego ciała now e ja jk a —je st to jed en z n ajb ard ziej b ez
sensow nych poglądów w ygłoszo nych k ie d y kolw iek w nauce. W m yśl tej zasad y w szy st- I kie elem enty, które m a ją w y tw o rz y ć się dro- | g ą p o d ziału ja jk a m a ją b ra ć u d z ia ł w tw o rz e n iu now ego o rg a n iz m u — rzecz, k tó ra n i
g d y m ieć m iejsca nie może. T ym czasem od ro k u 1759 pod nazw ą epigenezy pojm ow an o stopniow e u tw o rzen ie się np. n ow ego k u r częcia z w szystkich p ro d u k tó w ró ż n ic o w a nia, zupełnie ta k sam o ja k dom j e s t zbudo
w a n y z m asy cegły i in n eg o m a te r y a łu “.
P rz y jm u ją c , że ca ły m a te ry a ł tw órczy zło
żony w ja jk u zu ży w a się n a w y tw o rzen ie organizm u, nie u w z g lę d n ia się zu p ełn ie od
dzielnej gen ezy k o m ó rek zaro d n ik o w y ch (elem. płciow ych). W obec teg o kom órki zarodkow e tw orzyć się m ają z kom órek c ia ła, nie stan o w ią zaś ła ń c u c h a ciągłego po
sobie n astę p u ją c y c h g en eracy j. O tóż w e
d łu g B eard a te g o p rz y jm o w a ć nie może.
Jeż eli zaś kom órki zarodkow e n ie rozw i
ja j ą się z ciała (soma), to bezpośredni i’ozwój (p reform acy a) i epigeneza sta ją się nieuza- sadnionem i dogm atam i.
Z ałatw iw szy się w te n spesób z pow yższe- m i teo ry am i, B eard ro z p a tru je teo ry ę W eis- in an n a o ciągłości plazm y zarodkow ej; u w a
ża ją za je d y n ą m ożliw ą do przyjęcia. W e
d łu g tej teo ry i elem en ty zarodkow e sta n o w ią n ierozerw any łań cu c h , a więc istn ieje ciągłość p lazm y zarodkow ej. Do tej teoryi B eard dodaje kilka b ard zo ciekaw ych i o ry g i
n aln y ch szczegółów. K om órki zarodkow e, | ja k w iadom o, nie p o w s ta ją n ig d y zaraz j z pierw szem dzieleniem się zapłodnionego ja jk a , lecz nieco później. Otóż B eard dow o
dzi, że ja jk o zapłodnione nig d y nie d a je p o czątku now em u osobnikow i lecz pręd zej no w ym f(w tó rn ym ) k o m ó rk o m zaro d k o w y m , i ta k że w pew nym stad y u m w szystk ie kom ór
ki po to m n e zap ło dn io nion ego ja jk a ró w n a ją się kom ó rk om zaro dk ow ym . K a ż d a z ty ch
kom órek zarod ko w y ch (w tórnych) zdolna i je s t w ytw orzy ć całe in dy w idu um . P rócz
! ty c h k o m órek B eard p rzy jm u je jeszcze obec
ność inn ych , z k tó ry c h pow stać m a bezpłcio
wy osobnik w p o staci larw y, lub też u w yż
szych zw ierząt cho rion U każdego g a tu n k u zw ie rzą t liczba tak ich w tó rn y ch kom ó
re k zarodkow ych je s t zaw sze stała: 2, 4, 8, 16, 32. 64 i t. d, i ta k np. u ż a b y = 8 , u spo- 1 d o u s ty c h = 1 2 8 i t. p., innem i słow y jajk o zapło dn ion e dzieli się na p ew n ą s ta łą u w szy
stk ich g a tu n k ó w liczbę kom órek p o to m nych (żaba 8, spo du ste 128), z k tó ry c h k a ż da może w y tw orzy ć now ego osobnika.
Zaw sze ty lk o je d n a z pośród liczby kom ó
rek w tó rn y c h zarodkow ych idzie n a u tw orze
nie now ego osobnika, reszta zaś ty ch kom órek przechodzi w ciało osobnika, tw o rząc p rako - m órk i późniejszych p ro du któw płciow ych te goż osobnika.
N a p o dstaw ie wyżej pow iedzianego b a r
dzo łatw o je s t w w ielu p rzy p ad k ac h w y tłu m aczenie pochodzenie bliźniąt; jeżeli m ian o wicie dw ie tak ie w tó rn e kom órki zarodkow e zupełnie jednocześnie ro z w ija ją się n o rm al
nie, to re zu ltatem rozw oju będą dw a mono- ch oryalne bliźnięta odziane w spó ln ą kosm ów- ką. P od słow am i „m onochoryalne b liźn ięta1' rozum ieć należy b liźnięta pow stałe w e
w n ątrz w spólnej kosm ów ki (choryonu, a więc nie b liźn ięta, k tóre p ow stały przez jedn oczes
ny rozw ój d w u zapłodnionych jaj). U czło
w iek a iden ty czn e b liźn ięta sp o ty k am y w 2b%
w szystkich przy p ad k ó w rozw oju bliźn iąt:
ta k częste p rz y p ad k i stanow czo p rzem aw ia
ją pi’zeciw ich „przypadkow ości; tłum aczyć je należy n agłym podziałem rozw ijającego się ja jk a lu b przez jednoczesny rozw ój dw u w tó rn y ch k om ó rek zarodkow ych. M yśl o po
chodzeniu b liźn iąt z rozw ijającego się ciałk a kierun kow eg o je s t nadzw yczaj hy potety czn ą.
U n iek tó ry c h ssących „identy czn e b liź n ię ta 11 p o w sta ją n adzw yczaj częstą. B eard z n a j
dow ał w m acicy u owiec często „iden tyczne bliźnięta** (niezależnie od tego, że owce rodzą zazw yczaj 2 — 3 m łodych). Z n an e są też w lite ra tu rz e p rz y p ad k i, w k tó ry c h znajd o w ano po 4, albo 8, lu b n aw et więciej „iden
ty czn y c h b liź n ią t14 w je d n y m choryonie (Ih erin g , K oelliker). W obec ty c h fa k tó w d aw ne m niem anie, że z ja jk a m oże p ow stać ty lk o je d e n em bryon zup ełn ie upada.
JMł 4 W S Z E C H Ś W IA T
P rzechodzim y do rozw oju now otw orów . Jeż eli m ianow icie dw ie lub kilka w tórnych kom órek zarodkow ych rozw ija się ró w n o cześnie lub nierów noczośnie, lecz ta k że je d n a z nich ty lk o rozw ija się stosunkow o szyb
ko i norm alnie, inne zaś rozw ijają się pow ol
nie (lub n aw et zu pełnie długi czas nie rozw i
ja ją się, a dopiero później) i nienorm alnie, w tak im razie o trzy m a m y w rezultacie roz
woju osobnik d o jrza ły z jed n y m lub kilkom a now otw oram i, zależnie od tego, ile w tórn ych kom órek rozw ijało się nienorm alnie a więc kom ó rk a zarodkow a w tó rn a rozw ijąca się no rm aln ie u tw o rzy ła now ego osobnika, rozw i
jające się zaś n ien o rm aln ie u tw o rzy ły now o
tw o ry . A zatem now otw ory są w edług B earda p ro d u k tem rozw oju niezupełnie i nie
no rm aln ie ro zw iniętych kom órek w tórny ch zarodkow ych, k tó re ro z w ija jąc się norm alnie m ogłyby w ytw orzyć całe osobniki, albo też id en ty czn e bliźn ięta. Nie m ogę tu ta j rozb ierać ró ż n y ch rodzajów now otw orow i I ani też kw estyi, czy do nich w szystkich moż- n a zastosow ać opisyw aną hypotezę, ponie
w aż je s t to sp raw a zb y t specyalna, m nie zaś chodzi g łó w n ie o sam ę teoretyczną zasadę.
C zęsto m oże się zdarzyć, że niektóre z t a k ic h w tórnych k om órek zarodkow ych m ogą podczas rozw oju d an eg o osobnika być p rz e
niesione do in n y ch organów i tam dopiero, ja k to ju ż p rzyjm ow ał W ilm s, w pew nym okresie czasu m ogą zacząć się rozw ijać i przekształcać w now otw ory: tem tłum aczy się pow staw an ie now otw orów w różnych organach. A zatem w ed łu g tej hypotezy każd y now tw ór je s t n ienorm alnie ro zw inię
ty m „ z a b łą k a n y m 11 em bryonem , a kom órki tw orzące te n ow o tw o ry są t. zw. „w ędrują-
cem i k om órkam i zarodkow em i11.
J a k ju ż wyżej zaznaczyłem , g d y b y k ażda z ty ch kom órek w ę d ru jący c h (w tórnych ko- 1 m órek zarodkow ych) ro zw ijała się zupełnie no rm alnie i we w łaściw em m iejscu, m ogłaby przem ienić się w p ro d u k ty płciow e i w y tw o rzyć całego now ego osobnika.
F ak ty czn ie k aż d y o rg an izm , a n aw et k aż
dy o rg a n ciała zw ierzęcego nie je s t w olnym w edług hyp o tezy od m ożliw ości „zara żen ia11 się przez ta k ie w ędrujące kom órki zarod
kow e. D r. W itold G ądzikiew icz.
O D Z IA Ł A N IU S U B S T A N C Y J B A K T E R IO B Ó J C Z Y C H I M A R T W Y C H
B A K T E R Y J .
Oto dw ie kw estye, k tó re m uszą b ezw aru n kow o intereso w ać każdego p r a k ty k a — bak te- ryologa. P ierw sza z nich dotyczę d ziała n ia i stosow ania su b stan cy j bakteryobójczych;
bad ań nad tą k w e sty ą w o sta tn ic h czasach w idzim y liczbę b ardzo znaczną; n a ty m też g ru n c ie w yrosła rokująca ogrom ną p rz y szłość teo ry a leczenia surow icą.
D ru g a kw estya, m niej niżeli poprzednia dotychczas opracow ana, dotyczę p y tan ia, co dzieje się z bak teryam i, zabitem i w ew nątrz org anizm u gospodarza? Czy nie m ają one żadnego ju ż udziału w praw idłow em fu n k - cyonow aniu odpow iednich organów ; czy za
chow ują się w ten sam sposób, ja k i inne ciała obce; czy w y k a zu ją w dalszym ciągu działalność tru ją c ą podobnie, ja k b ak tery e żyjące i t. d.?
P . A. P ettersso n robił dośw iadczenia nad w pływ em solonego m asła na b ak tery e g ru ź licy, używ ając m asła o rozm aitej procen- towości soli k uchennej. W e w szystkich p rz y pad kach p. P e tte rsso n p rzek on ał się, że ba
k tery e gruźlicze tra c ą sw oję zjadliw ość w przeciągu bardzo kró tk ieg o czasu. S p o
strzeżenie to m a je d n a k większo znaczenie teoretyczne, niżeli p ra k ty c zn e, g d y ż dla osią
gnięcia celu trze b a używ ać dużej ilości m asła solonego.
C iekaw e b ad a n ia przeprow adzili pp. T u rro , T aru ella i P re sta nad działaniem drożdży p i
w nych n a dw a szkodliw e m ikroby: g ron - kowce (staplylococcus) i paciorkow ce (stre- ptococcus). Podczas dośw iadczeń p o stęp o w ano w n astę p u ją c y sposób: w ciągu pięciu do d w u n a stu d n i zastrzy k iw an o b adanem u zw ierzęciu pod skórę około 10 cm3 drożdży piw nych z hodow li kropelkow ych. R ezu l
ta t b y ł tak i, że ju ż po czw artym a najdalej szóstym d n iu zw ierzę było uodpornione przeciw ko paciorkow com i gronkow com ,
W y jaśn ien ie d ziałan ia d rożdży piw nych opiera się na teo ry i fa g ocy to zy M iecznikow a polegającej na tem , że białe krw in k i i w ię
ksze kom órki pew nych narządów , t. zw. „fa- g o c y ty “ p o ch łan ia ją b ak tery e, do stające się do organizm u, i niszczą je.
6 0 W S Z E C H Ś W IA T JSIŚ 4
Otóż -w"przytoczonym pow yżej p rz y p ad k u 1 z a strz y k n ię te k o m ó rk i drożdżow e, za w iera
jące su b stancyę b akteryobójczą, jak o ciało obce, zo stają poch ło n ięte przez b iałe k rw in ki i straw ione, w sk u tek czego su b stan cy a bak tery obójcza w raz z irinem i o statec zn em i p ro d u k ta m i traw ie n ia k rw in ek p rzed o staje się i do soku ciała i d z ia ła zabójczo n a p a c io r
kow ce i gronk ow ce.
Z upełnie innego rod zaju je s t w łaściw ość baktery obójcza n iek tó ry ch zw iązków a ro m a tycznych, k tó re w o statn ik czasach zaczął do- k ład an iej badać p. H. M ara: terpineol, n itro - benzol, h elio tro p in a i w an ilin a. W sz y stk ie one w yk azu ją energiczne w łasności an ty se- ptyczne. Ic h w łaściw ość b ak tery o b ó jcza m a polegać n a tem , że b ędąc w zn a czn y m sto p niu zw iązkam i re d u k u jącem i, p rz y c z y n ia ją się do w ydzielania tle n u w olnego, k tó ry , zw łaszcza in s ta tu nascendi, d z ia ła zabójczo n a b akterye. W y d z ie lan ie się tle n u w o ln e
go m ożna k o n tro lo w ać zapom ocą ro z tw o ru m ączki z jo d k iem potasow ym .
R ów nież ciekaw e są b a d a n ia n ad zjaw i
skiem , że dzieci p rz y p ie rsi rzadziej za p a d a ją n a choroby, w y w o ły w a n e przez b a k te ry e , ! niżeli te, k tó re k a rm ią się in n em i p o k a rm a mi. D la w y jaśn ien ia teg o z a g a d n ie n ia p. M orro zb ad ał m leko m atczyne, k tó re o k a
zało się zupełnie d o b rą p o ży w k ą d la bakte- ry j. W y n ik a zatem stąd , że m leko to n ie p o siad a aleksyn, ty lk o d o starc za dzieciom p rz y piersi m a te ry a łu do tw o rz e n ia ty c h zw iązków .
W szystkie pow yższe b a d a n ia w y raźn ie w ykazują, ja k złożone n ieraz zachodzić tu ta j m uszą reak cy ę chem iczne.
S u b sta n cy ę w y tw orzone przez żyw e b a k terye, p o siad ają w n ie k tó ry c h ra zac h n a d zw yczajną odporność. D ośw iadczenia k tó re p rz ep ro w ad ził p. S te in b erg , uw ido czn iają to doskonale. Z a strz y k n ię te m artw e b ak tery e g ruźlicy w y w o łu ją w żyw ym organiźinie te sam e objaw y, co i b a k te ry e żyjące, z tą ty l
ko różnicą, że p rzeb ieg chorob je s t ła g o d niejszy. Jeż eli za strzy k n iem y odpow iednio znaczną daw kę, to w y stęp u ją ty p o w e g u z y tuberk u liczn e.
W y n ik a stąd, że pato lo g iczn e zm iany, j a kie zachodzą w organ izm ie ży jący m pod w pływ em b a k te ry j gru źlicy , zależą od z a w a r
tej w plaźm ie kom órki b a k te ry a ln e j su b stan -
cyi, w y trzy m u jącej k ilk a k ro tn ą sterylizacy ę w p arze w odnej.
W yciąg u ty c h su bstan cy j tru ją c y c h (to k
sycznych) w stan ie n a tu ra ln y m o trzy m ać się d o tąd n ie udało, gd y ż w szy stk ie środki w y ciągające, ja k np. alkohol, eter lub chloro
form , zm ien iają ich skład, a co za tem idzie i ich w łasności ch a rak tery sty c zn e
hjr.
S P R A W O Z D A N IE .
Dr. E r n s t S c h w a l b ę : Die Morphologie der Jlissbildungen des Menschen und der Tiere. Ein Lehrbuch fur Morphologen, Physiologen, prakti- sche Aerzte und Studierende. I Teil Allgemeine Missbildungslehre (Teratologie); eine Einfiihrung in das Stadium der abnormen Entwickelung.
Z 1 tablicą i 165 rysunkami w tekście. Str.
X VI -f- 230. Jena, Fischer, 1906.
Zdaje się że od czasów Izydora Geoffroy Saint- Hilairea (1837) jest to pierwsza próba przedsta
wienia danych teratologicznych jako samodzielnej gałęzi nauk morfologicznych. Potrzebę takiego ujęcia w jednę całość niezmiernie obficie mnożą
cego się materyału teratołogicznego, oraz zesta
wienie go z danemi embryologii doświadczalnej — odczuwano oddawna, bo chociaż dotychczas nie przestawano oficyalnie traktować teratologii jako część podrzędną anatomii patologicznej (? !), za
miast uznać znaczenie jej jako działu embryologii ogólnej—jednak sam zakres i kierunek obecny nauki znacznie przerastał tą zbyt skromną wy
znaczaną jej rolę. Zjawienie się książki Schwal- bego jest w danym razie faktem znamiennym, chociaż autor w wielu miejscach nie potrafił wy
zwolić się zupełnie z pod wpływu wielu przesta
rzałych już na ceł i zakres tej nauki poglądów.
Po wstępie i próbie określenia pojęcia „po
tworności'1, przyczem autor słusznie zwrócił uw a
gę na związek pomiędzy potwornością a waha
niem osobnikowem, chociaż niesłusznie wyrzuca potworność „poza granice zmienności11 — ma
my krótki zarys historyi teratologii oraz wykaz najważniejszych źródeł literatury. Następnie idą rozdziałyr: o stosunku teratologii do nauk po
krewnych (możnaby tu zaprotestować przeciw sposobowi pojmowania przez autora stosunku terat. do anatomii patologicznej) o embryologii doświadczalnej i doświadczalnej teratologii, o re- generacyi i jej związku ze zjawiskami teratologicz- nemi, o stosunku teratol. do anat. porównawczej, 0 dziedziczności. Dalej autor traktuje o fizyolo- gii potworów, o czasie tworzenie się potworności 1 teoryi „wstrzymania rozwojowego11, o stosunku teratologii do anat. patologicznej, a w szczegól
ności do teoryi powstawania nowotworów, a wresz
cie o przyczynach tworzenia się potworności