R O K
ZYGMUNTA III.
B O K
O S T A T N I P A N O W A N I A
Z Y G M U N T A III.
O BR A Z H IS T O R Y C Z N Y
B R Z £ Z
JO Z E F A IGNACEGO K R A S Z E W S K I E G O .
Historia quoquomoclo scripta delecfat.
P lin iu S ' —
TOM 1.
W D R U K A R N I A . D W O R C A .
1 8 3 3.
Pozwolono drukować, z obowiązkiem zło zenia w Komitecie Cenzury trzech Exempla rzy. Wilno 23 Stycznia i833 roku.
C e n z o r , P a w e ł Kuholnih.
J A Ś N I E W I E L M O Ż N E M U
B O G U S Ł A W O W I
K R A S Z E W S K I E M U
P O R U C ZN IK O W I W O Y S K P O L S K IC H
w dowod wdzięczności i szacunku
ofiaruje
Au t o r.
L I S T A P R Z E D P Ł A C I C I E L I .
e x e ijip . A b i c h t T e o d o r ...i B o lio m o lco w a z F e l k i e r z a m b ó w T e r e s a b . M a r
s z a ł k o w a G u b . W i t e b . ... i B o h d a n o w ic z J ó z e f P . W . P . ...i B y k o w s k i Justyn b. M a rs z a łe k P o w ia t u Suraż-
skiego k a w a l e r . . x
B y s z e w s k i A d a m , D o k t o r M e d y c y n y i k a w a l e r i B a r t o s z e w s k i Jan K s ią d z W i k a r y S z e r e s z e w s k i i B o b iń s k i F r a n c i s z e k ... i C h ąd z y ń s k i A d rya n K . S . ...i D ł u ź n i e w s k a K o n stanc ya C h o r ą ż y n a P t t u R z e c y c . i
E s t k o R o m a n . i
F r a n k o w s k i J a n ... i G r u d z i ń s k i T e o f i l S k a r b ń y P t t u P r u ż . • • • . . i H ł a s k o P a w e ł Sę d zia G r a n i c z . P t t u D z ic ś n ie ń . i Ił ł a s k o w a z W y s z y ń s k i c h A n n a b . M a r s z a łk o w a
Po w iatu P o t o c k i e g o ...i H r y n i e w s k i S tefa n b . Assesor Sądu G łó w n eg o
W i t e b s . i k a w a l e r ...i I w a s z e w s k i J e r z y b . R . P . D . ... i I z m a y ło w i c z W i n c e n t y K o l l e g s k i R e jes tra to r . i J e l e c A n to n i Prez. b . G ro d z . P r u ż . i k a w ale r . i J e l e c H i l a r y Sę dzia G ra n ic z . P t t u P r u ż . • • • . ł J e l e ń s k i W i n c e n t y S e k r . S ą d u Z i e m . P r u ż . • • i J a k u b o w s k i M a r c i n ... i l l a k o w i c z A d o l f ... i K u d z i n o w i c z Jgnacy b . M a rszałe k P o w ia t u Su-
ra żskicgo i k a w a l e r . t
r .T r m p.
K l i m a s z e w s k i M ik o ła y P i s a r z b. Sadu G r . P r u i . i
K o w a l e w s k i A n to n i T y tu la r n y S o w i e t n i k - - ■ . i
K i e r n o ż y c k i A l o i z y b . Sę dzia Z i e m . P r u i . • . . i
K o r z e n i e c k i J a n ...i
K r a s z e w s k i B o g u sła w b . P o r u c z n i k W . P . • • > i L is s o w s k i J a k u b , M arszałek P t t u L e p e łs k ic g o . . i
L c y iNeyhoff J ó z e f ... i
L u b i e ń s k i A l e k s a n d e r ... i
Lopatta F r a n c i s z e k A r t . M u z y c z . ...i
M o ritz A d o l f U . A . C . M . W i l e ń . ...i
M i l k i e w i e ż o w a z W a s i l e w s k i c h K l e m e n t y n a Pre- zeso w a S ą d u G t ó w . igo D . G . W i t e b , • • • i M i c h a ło w s k i P i o t r Z e n o n ...i
M iła c z e w s k i K o n s t a n t y ... .. . l M o r a c z e w s k i Jan S e k r . Z g r . S z l a c h . Pttu P r u i . z M a ł a c h o w s k i L u d w i k ...i
Nadolski J ó z e f R e g e n t G . G . P . G ...i
iNowontieyski K o n s t a n t y ... . . . . i
O b rąpalska z R a t y n s k i c h Z o fija b . S ę d z . P t t u D z i ś n i e ń s k i e g o ...i
O b rą pa lsk a z U la n o w s k i c h Julija b. P r e z e s o w a Sądu G r a n i c z . D z i ś n i e ń . ... i
O brą pa lsk a E l ż b i e t a ... i
O h rąp alski P o b o i a n i n A l o i z y ...i
O k i ń c z y c F e l i k s K o m . G r . Pruź'... z O r z e c h o w s k i W i n c e n t y ... ... . i
t F e s t e l o w a z C h r a p o w i c k i c h E m i l i j a Generałowa W o y s k R o s s y y s k i c h ...i Pod w irisk i S e w e ry n b. M arsz. Pttu P o ło c . i k a w . l Pio tu c h ó w n a E m i l i j a ... ....
Pisanko Marcin A d w o k a t ■ • • ...
Połomski J ó z e f R e jen t K o m . R a d z ... ....
Poussier J ó z e f a ...
eocemp- R e k ś ć Jan P r e z e s Sądu P o w i a t u W i t e b s k . - • • i R e u t G o zd a w a W i n c e n t y O. P . W . C h o r ą ż y • - i
R y c k I g n a c y O . P . S . ... i
R o d z i e w i c z E d w a r d P . W . R . ... i
R o m e r R u d o l f ... i
S a k e n Baron von der O sten A l e k s y S e k r . W . K . J . i S w a r a c k i L e o n a r d K o l l e g s k i R e jes tra to r . . - • • i
S tra w iń s k a z K s i ą ż ą t C z e t w e r t y r i s k i c h ... i
S z w y k o w s k i P i o t r C z ł o n . K o m . B a d z. i kaw aler i S z w y k o w s k i K a z i m i e r z b . P r e z e s S ą d u G r a n i c z . Po w iatu W i l e ń . ... i
S z w y k o w s k i M i c h a ł Sędzia Pttu P r u ż . ...5
S ipayłło Jakób . ... .... Strz em iń s k i F r a n c i s z e k ...i
S t r z e m i ń s k i A n t o n i Zasiad. w S a d z . P ttu P r u ż . i S tru m iłło T e o f i l b . U . A . W . ...l S ie r z p u to w s k i S t e f a n ...i
S z p a k o w s k i M ikołay B a d zc a H o n o r o w y ...i
S z p a k o w s k i A l e k s a n d e r ...i
S z p a k o w s k i A n t o n i ... - ... S z p a k o w s k i R o m u a l d ... • i
S z p a k o w s k i K a r o l ... i
Szpakowska A d e l a ...i
S w i d o w a Józefa S ę dzin a Pttu B o r y s o w . ...i
S a d o w s k i L e o n I g n a c y b. P o r u c z . W o y s k P o l . i T e l s z e w s k a I z a b e l a b. S ę d zin a G ra n . P t t u B r z e s k , i U la n ow sk a W a l e r y a M arszałku wna Pttu S ie b ież . i U l a n o w s k i Julian Badzca D w o r u i k a w a l e r . . . i
W o l f g a n g K s a w e r y D o k to r M e d y c y n y ... W i t a n o w s k i D o m i n i k S o w i e t n i k zgo D e p . i k a w . i W ' i t k i e w i c z J ó z e f b . R ejen t Z i e m s k i P r u ż . . . . i
W i s z n i e w s k i K a r o l ... ... . . i
W o ł y n c e w i c z Jan R e j e n t S ądu Pttu P r u ż . • . . i W o ł y n c e w i c z S t a n i s ł a w Zasiad. w S ą d z . P t t u P r u ż . i W ł o d e k F e l i k s Ch orąży b. Z i e m s k i Pttu P r u ż . • • • i
W e r e s z c z a k a Jłafał Z a siad . w S ą d zie P t t u P r u ź . W y s o c k i P io tr Józef b . Podk om . P t t u P r u ź . • • • W y s ł o u c h Z e n o n ... . . . Z a b ł o c k i T ad eu s z Romuald U . U . M . ...
Z a b i o ł ł o w a z U l a n o w s k i c h Z o fija H r a b in i • • • Ż u k o w s k i Szym on M a r s z a łe k S z l a c h e c k i Pow ia tu P r u ź a ń t K . O r , . . . . . . ...
(*) Tysiąc sześćset trzydziestego dru
giego r o k u , jednego z dni miesiąca kwietnia, w komnacie bocznego skrzy
dła Warszawskiego Z am ku , kobieta średniego w ieku, przechodziła się szyb
kim krokiem.
Zmierzchało , przez szyby tylko , wdzierał się wieczorny promień zacho
dzącego słońca, i mała przestrzeń w y pogodzonego nieba, okryta zarumienio-
(») Osoby tu w prowadzone są h is to ry c z n e , r ó w nie jak i w yp a d ki, w y r a z y zaś, które w isto
c i e w y m ó w i o n e b yły, prz ez osoby d z iała jąc e , zostaną podkreślone.
T o m I . .
nymi chmurkami, u kazyw ała się przez długie i w ąskie okna, których szyby oprawne w ołów , rozliczncmi poły
skały barwami. Na ścianach komnaty pozawieszane b yły liczne obrazy św ię
tych w złoconych ramach , otoczone wieńcami robionych k w ia tó w . Łoże wysokie, okryte niebieskim adamasz
kiem w złocone k w ia ty i podobnemiż zasłonione firankami, stało w kącie, a nad niem unosił się pawilon w strzy
m yw an y od kilku pozłocistych słupów.
Stół ogromny z Paroskiego marmuru , jak śnieg b ia łe g o , zajmował miejsce miedzy oknami. Na nim stał krzyż nie
w ie lk i złoty i djamentami sadzony re
likw iarz, leżało także mnóstwo pa
p ie ró w i z w o jó w pargarninowych, o- bok szkatuł okutych srebrem lub zło
tem , i kilku ksiąg grubych z ozdob
nymi klamrami.
W drugiej stronie tejże komnaty by-
ła nisza, w której się wznosił ołtarzyk kamienny zkilkac stopniami, a nad nim krzyż i relikwiarz srebrny. Obok stały lichtarze złote, a na srebrnym łańcu
chu zawieszona była wiecznie gorejacca lampa, przed tym przybytkiem poboż
ności.
Z pomiędzy obrazów celo w ał jeden, w ystaw u jący K rólew icza W ła d y s ła w a w dziecinnym w i e k u , inne w y o b r a żały po większej części świętych, lub Biskupów i P a p ie źó w , a jeden w iz e runek S. U r s z u li, olejno m a lo w a n y , nosił złotymi głoskami podpis. Sigis- m undus R e x . fecit (/).
Z przeciwnej strony w isiał obraz Biskupa Lipskiego i dw óch K ró lo w y ch Anny i Konstancyi, na reszcie zaś po
zostałego miejsca tejże ściany, z małych o d c is k ó w srebrnych, wyobrażajaccych
( i ) Z y g m u n t tru d nił się m alarstw em , l l i s t . p a u z.
S ia re zy ń sk ie g o .
znaczniejsze w yp ad ki w Piśmie Sl>’m w z m ia n k o w a n e , ułożone b yły głoski J. N. R. J. — Na suficie widać było al frcsco odmalowane W nieb ow zięcie Naj.
P a n n y , a komoda z hebanu perłową sadzona macicą nosiła na sobie godła Męki Pańskiej. Na niej zaś wńdać by
ło otwartą Riblią i kilka różańców z drogich kamieni. Przez drzw i pół otwarte z prawej strony u ka zyw a ł się długi szereg ozdobnych komnat, poza
wieszanych kobiercami, kosztownymi malowidłami i rozlieznemi fraszkami drogiemi już dla rzeczywistej w arto
ści, już dla roboty i sztuki. Z liczby tych ostatnich b y ł w ie lk i zegar har- lemski, cały perłową macicą sadzony, zrobiony w. kształt Jerozolimskiego Kościoła, z opisów najdokładnićjszych, stojący na kolumnie z marmuru Kara- ra, z napisem: V ladislaus. Blisko niej, w drugiej komnacie , siedział u
śpiony męszczyzna, suchej postaci, z gło
w ą zwieszoną na p ie r s i, i rękoma na k rzy ż założonymi, w barw ie dw oru.
Kobieta o której wspomniałem, była tak ubraną, iż niełatwo odgadnąć przy
szło, czyli zamężną lub dziew ką (/) jeszcze była. G ło w ę jej o kryw ało czół
ko przetykane złotem i sadzone perła
mi , a w ło sy splecione spadały na ra miona. O k ry w a ła ją jedwabna z ru chem (2) suknia, zapinana szmaragdo
w y m i guzami, i obszyta w około zło
tym forbotem czyli koronką. Po w ie r z chu o k r y w a ł ją lekki płaszcz pąsowy popielicami podbity, a u ręku, w isiał ze złotym krzyżem opalowy różaniec.
Bogactwa zgromadzone, w jednej tej tylko sypialni, w ystarczyły by dziś za
pewne do ozdobienia całego domu, ta
(1) D ziew k a — da wniej oznaczało k o b ie tą n i e z a mężn ą.
( : ) R u c h , ogon u sukni.
ki był przepych ówczesnego dworu ! Przechadzająca się kobieta miała twarz dosyć wdzięczną, niebieskie pełne o- gnia oczy, zadarty nosek i usta małe, ściśnione i wąskie. Między białością opałów jćj różańca i ręki, niew ielka była różnica, a nóżka, która się nie
kiedy w y s u w a ła z pod fałdziśtej su
kni, była tak kształtna i mała, że się zdawała należeć do Chinki lub Hisz
panki. Z tem wszystkiem znikł był już dawno z tej tw a rzy ó w k w ia t pier
wszej wiosny , nie było na n i e j , tej ś w ie ż o śc i, tego rumieńca , który jak lekki p yłek na kw iecie, je s f dowodem niedawnego rozwinienia.
W oczach jej m alował się zapał du
my i chęć w ła d zy, usta silnie ściśnio
ne i nienaw ykłe , jak się zdawało, do uśmiechu, milcząc ro zkazyw ały. Czoło nosiło już ślady k ilk u przelotnych marszczek gniewu, a wszystkie poru-
szcnia, oznaczały czucia g w a łto w n e , namiętny stan duszy i ciągłe działanie umysłu. G ło w ę miała wzniesioną, a o- czy nieruchome, jakby ją w ażna myśl zajmowała, usta w p raw d zie odprawia
ły ró żan iec, i palce przesuw ały dość prędko opale na jedwabnym sznurku, ale znać b y ło , źe w y r a z y w y m a w ia ne tylko b y ły z nawyknienia i bez myśli. Po k ilk u chw ilach takowego nabożeństwa, złożyła różaniec na sto
le, ucałowała relikw iarz i westchńe-7 c ła. L ecz czas już podobno powiedzieć, źe ta kobieta, jest sławna f a w o r y t k a , i pełnomocniczka Zygmunta III, prze
biegła Bawarka, fanatyczka i Jezuicka protektorka— Urszula Meyerinn, czyli Meyer (i).
Po ukończeniu różańca i m o d łó w , myśli B a w a rk i wolniej jeszcze bujać
( i ) Hist.
zaczęły, ale w krotce je przerwało skrzypnienie lekkie drzw i w dalszych komnatach. Panna Urszula bacznie4' spojrzała przez uchylone podwoje na przychodnia, i za pierwszem w ejrze
niem nabrała poważniejszej jeszcze mi
ny, ścisnęła w argi i zdawała się, ocze
kując przyjścia osoby , którey stąpau odgłos coraz bliżej drzwi słyszeć się daw ał, zdawała się m ów ię na w y m ó w k i gotować. W krotce ukazał się p ierw szy Kamerdyner Panny Urszuli, Piotrow ski i), a za nim wcisnęła się naprzód gło w a blada z długim ciemnym włosem, i pokornem wejrzeniem zda
w a ła się prosić o dozwolenie w nij- ścia.
Pani domu wiedziała dobrze, kto przybyw ał, ale z niewiadomej przyczy
ny obojętnie w z r o k ku oknom zwra*
i ) I l i s t . osoba.
cając zapytała w niemieckim języku.
— Ki o tam ?
— Ja — W ielm ożna Pani, odpow ie
dział drżący głos w e drzwiach — ja — sługa jej i podnóżek Mikołaj Oelhał' i).
ISic na te grzeczności nie odpowie-, działa B aw arka i obojętnie tylko spoj
rzała na przybywającego, który prze
ło żył ostrożnie przez próg jedną nogę, potem drugą, przymknął za sobą d rzw i po cichu i kłaniać się zaczął.
— Dość tych ceremonii, Panie Oel- haf, przerwała mu z niechęcią Urszula, przystąp bliżej i usiądź, jeśli ci się po
doba.
Mimo tego zachęcenia Doktor zno
w u kłaniać się zaczął i w w ielkiej od
ległości od gospodyni, usiadł na brze
gu krzesła stojącego u d rzw i i bojaź*
liw ie oglądać się zaczął w około.
i ) H i s t osoLa.
T o m I .
Obie przytomne osoby, były w dość przykrem położeniu. Doktor Oeliuif był tchórzliwego charakteru, pełen ce
remonii i pochlebstw przy osobach gra
jących w ie lk ą rolę na dworze; ażeby się w ię c gadaniem nie n a p r z y k r zy ć , czekał cierpliw ie chwili, w którejby go Panna Urszula łaskawie zapytać ra
czyła. Ona zaś pełna dumy, zaufana w swej sile, i jednym tylko Jezuitom podległa, nic chciała zaczynać rozmo
w y , a raczej żądała, aby Doktor sam z siebie zdał jej sprawę z wykonania poleconych mu czynności.
Oboje tedy m ilczeli— Doktor spo
glądał po komnacie, lub ukradkiem na Panią domu. bojażliw c rzucał w cjrzc- iiic, ona zaś b a w iła się ametystowym krzyżem wiszącym na p iersiach , i z w yrażnem nieukontentownniera li
czyła m in u ty, których długość nie
cierpliwie jej oczekiwanie podwajało.
Kamerdyner zaś Bawarki, który po wpuszczeniu Doktora był się zdrzy- n m ą ł, obudziwszy się chciał ch w a le
bnym swoim zwyczajem podsłuchać rozmowy, a nic nie słysząc, osądził, że Oelhaf w yjść juz musiał. Zdawało mu się jednak, ze słyszy sapanie Niemca i westchnienia swojej Pani, a w tej nie
pewności, postanowił sobie, zręcznie zajrzeć, co się działo w e w n ątrz ko mnaty.
Ten zamiar jednak niepowiódł mu s ię , ho u chyliw szy nieco p o d w o i, i nachyliwszy się w ew nątrz,utracił r ó w nowagę i nagle w padł do komnaty.
Ta okoliczność, mało sama z siebie znacząca, poruszyła B aw arkę i tak juz niecierpliwą, a Pana Medyka tak prze
straszyła, ze sam niewiedział gdzie się u k r y ć , nicpojmując lego co się siało.
Postrzegła także po tym w ypadku Pan
na Prszula , iż należy dopomódz do
mówienia przybyłemu i ukończyć z nim infercss, a zwyciężając własną niechęć rzekła.
— M ó w w ię c Panie Oelhaf; ho ja czekam, co słychać? jaką masz nadzie
ją ?
— Zle, źle słychać W ielm ożna Pa
ni, odpowiedział kłaniając się, dotąd leszcze pełen bojaźui Doktor— K r ó le w ic z W ła d y s ła w 'wybiera się poza- jutro na ło w y . K róle w icz Kazimierz cierpi na głowę, K ró le w icz Albert do
stał bicia serca, K rólew icz Ferdynand, od tygodnia nigdzie się nie pokazuje.
Wspomnienie najpferwsze o W ł a d y sławie mocno zdawało sie uderzać l!a- w a r k ę , która ścisnęła brw i nagle 1 tak gniewne rzuciła na mówiącego w e j
rzenie, i i mimowolnie cofnął się mó
w iąc ciągle aż ku drzwiom.
— Niepytani się oto — dodała na
tychmiast p ierw sza, ale o najdroższe
całej Rzeczypospolitej zdrowie jego K rólew skiej Mości — którego od kilku godzili oglądać nie mogłam— i w tern waszego zdania potrzebuję.
— Zdaje się. W ielm ożna Pani, od
powiedział M edyk z u k ło n e m , sam niewidząc jak ma m ów ić — zdaje sic, ze K ró l Jegomość ma się lepiej, cho
ciaż rów nic te ra z , iak i przed k i l ką godzinami z krzesła o swojej sile w stać nie może. To tylko źle, i e Pan nasz miłościwy przepisanych lekarstw brać nic chce, l»o ten upór złe skutki za sobą pociągnąć może.
— W a s z u p ó r , Panow ie L e k a r z e , przerwała prędko i głośno U r szu la , w asz upór zgubić może Króla. Czy- liż bowiem prócz tego jednego leku , p rzeciw któremu Król Jegomość czu
je wstręt wrodzony; nie znajdziecie nic więcej, co by mu pomódz m ogło?
Ze spuszczonymi oczyma i głową
słuchał doktór przykrych w y m ó w e k , z miną czło w ieka, który nicmogąc sic oprzeć , postanawia cierpliwie znosić przywalający go ciężar. Tym czasem duinuem spojrzeniem zmierzyła go od stóp do g ło w y Meyer, a widząc, że się w cale odpowiadać nie zabiera, dalej z większem jeszcze uniesieniem mó
w i ć zaczęła.
— Rozumniejsza zapewne od w as wszystkich jest natura, która gdy sa
ma oznajmować się zdaje, iż tan me
dykament zdrowia J. K. M. nie po
lepszy, ale owszem pogorszy; w am po
zostaje szukać w słabych głowach cze
goś innego coby skuteczniem w ta
ko w ym razie być mogło.
— A le w y , Panie O elhaf, dodała tonem w y m ó w k i obraca jąc sic do zmie
szanego doktora, w y , chociaż jak widzę, cierpliwie mię słuchacie, co ja przy- zw oicjc z waszej strony uważam i o
ceniać umiem, wiem ze zapewne ani myślicie o tern, o czem w am m ów ię—
Nie prawdaż ?
T ym sposobem nie spodzianie za
gadnięty Lekarz, niesłychanie się zm ie
s z a ł, zaczął miąć w ręku kapelusz i po długim nam yśle, nie bez sow itych i niskich u kłonów , odpowiedział.
— Nic monę fałszu zadawać słowomtj • W ielm o żn ej P a n i, ale najuroczyściej ją zapewniam , iż, ile tylko będzie w mocy mojej przyłożę starań do zacho
wania drogiego nam zdrow ia, Pana, od którego tyle dobrodziejstw odebra
łem.
— T a k — mój P a n ie — p rzerw ała utopiwszy w z ro k w ziemię B aw arka, jest to wasza powinność; i jeżeli po
traficie z tego stanu niemocy Króla Jegomości w yp ro w a d zić , taką nagro
dę otrzymacie, jak w ie lk a będzie w a
sza usługa. Zaręczam w am to mojem słowem , na którem, jak sio spodzie
w a m , nikt się dotąd omylić nie mógł — Teraz zaś idźcie i śpieszcie do s w e go obowiązku.
Po tych słowach, ciężar spadł z gło
w y Doktora, a pociecha wstąpiła do zatrwożonego serca, a gdy w ychodził wśród tysiącznych ukłonów i pełnego uszanowania pocałowania rę k i; spot
kał w e drzwiach dość bogato przy
branego szlachcica, który w cho dził do komnaty, a za nim niosący K am erdy
ner d w ie św ie c e w srebrnych ś w ie cznikach , d aw ał jakieś znaki swojej Pani. T e zrozumiawszy zapewne B a w a r k a usiadła niewidząc niby przy
bywającego, na krześle przed stołem, i obojętnie papiery przerzucać zaczę
ła — Za Piotrowskim zaś Kamerdyne
rem, w głębi poprzedniej komnaty, u-
kazała się nagle gło w a Jezuity i zni
kła. P rz y b y w a ją cy Szlachcic, b y ł dość bogato u b r a n y , ale tw arz miał odra
żającą i ponurą. Liczne marszczki o- k r y w a ły mu krzyżując się sk ro n ie, czoło i policzki, oczy małe i zapadłe lecz lśniące, o k r y w a ły b r w i spuszczo
ne, a gło w ę miał nisko podgolóną.
Szedł cicho ostrożnie i układnie, a w lew em ręku z miną niechęci i przy
musu unosił ogromną karabelę, ażeby nie szczękała w lo k ąc się po marmu
rowej posadzce. Kamerdyner przy
w y k ł y zapew ne do podobnych w y d a rzeń, oznajmił średnim głosem, posta
w i w s z y lichtarze na s to le , iż Jego
mość Pan Z e n o w ic z Starosta Opacki i) prosi o posłuchanie.
— Niech w ejdzie — rzekła p o w a ż
1) Osoba H is t.
T o m I . 3
nie, tonem uroczystym Urszula i z w ró ciła ku drzwiom oczy , dumnie tylko na w id o k Pana Starosty, głowę uchy
liw s zy , gdy tym czasem przybyły, dość nisko, nie bez dumy jednak niejakiej, się ukłonił.
— Czegóż to Waszmość żądacie o- demnie ? Panie Starosto — zapytała z u- daną łagodnością, z w y k łą w ie le zna
czącym osobom Baw arka. W czem W a m pomocną być mogę?
— W ielm ożna Pani/ odpowiedział tonem w pół żartobliwym, w pół uni
żonym Z e n o w icz — spędziłem w ie k mój, służąc z bronią w ręku krajow i, i siwieć zaczyn am , zawsze będąc ró
w n o w iernym sługą J. K . Mości. Dziś, gdy już do pracy nie zdolnym być za
czynam, a ze Starostwa mi w ydzielo
nego nie łatw o utrzymać się przystoj
nie można, chciałbym przez łaskę W i e l
możnej Pani, trafić do Króla z prośbą, aby przez wzgląd na usługi moje ra
czył mi wydzielić drugie jakie z w a kujących Starostw.
W ten sposób zagadnięta Panna Ur
szula, odpowiedziała lekkiem g ło w y skinieniem i rzekła:
— Trzeba się wam było w idzieć wprzódy z Sekretarzem moim, i w y łożyć mu całą tę sp ra w ę, aby mi ją podał na regestrze.
— W idziałem się — odpowiedział Szlachcic tonem bardzo do żartobliwe
go zbliżo n y m , i złożyłem w ręce je
go, pięć tysięcy. . . .
T u czoło pełnomocnicy d w o r u , na tak w yraźn ą wzm iankę o pieniądzach nieco się zachmurzyło i zarumienio
na , niedając dokończyć przybyłemu m o w y , odpowiedziała:
— Dobrze w i ę c ! d o b rz e ! będę o
tóm pamiętać — i zrobię ćo będę mo
gła. U mego sekretarza dowiecie się o wypadku, za dni cztery, lub pięć — żegnam was. To m ówiąc odwróciła się do stolika, a gdy Szlachcic w a h a ł się jeszcze , czy miał wychodzić, czy powiedzieć to, czego b y ł jeszcze, nie- dokonczył, Kamerdyner dał mu znak, aby w ysze d ł, a ten rad nie rad, z mi
ną pełną n ie c h ę c i, z przymuszonym, satyrycznym uśmiechem , w yniósł się tak cicho, jak przyszedł,
Za tym klientem z k o l e i , wsunął s i ę , daleko śmielej od d w óch poprze
dnich — otyły, pow ażny, z uśmiecha
jącą się ale przenikliw ą miną Jezuita.
Z d aw ało się, że pani domu, poznała go po chodzie, bo się natychmiast szybko odw róciła, powstała z krzesła, a ustę
pując mu pierwszego miejsca , p o w i
tała niskim i pokornym ukłonem.
Ksiądz spoglądał na sw oją pacientkę, z p ew n ym rodzajem dumy i ra d o ści, z jakim rodzice spoglądają na d z i e c i , które doszły do w yższego od nich stopnia.
— Deus te benedicat\ r z e k ł Prałat żegnając z głębokiem św iątob liw ych piersi westchnieniem, całującą go w rę
kę dewotkę. Siadaj moje dziecię — a każ mi dać w i n a } bo straszne mam pragnienie,
— Piotrow ski J P io tr o w s k i! z a w o łała natychmiast ku drzw iom podcho
dząc posłuszna B a w a rk a , K a ż tu po
dać w in a , starego —<- tego co zaw sze się daje dla Księdza Floryana.
Słysząc to, uśmiechnął się staruszek i przybierając potem minę poważną i pełną pobożności rzekł, westchnąw szy znowu z głębi serca,
— Moje dziecię! módl się szczerze
Panu Bogu i św iętey s w e y Patronce, za Króla Jego Mości •— a może mo
dlitw y, twoje) czystej duszy dójdą do niego — Ź le albowiem być może z na
mi po jego śm ierci, bo je ś li, jak się zdaje — K r ó le w ic z W ła d y s ła w . Tu cbmurka nieukontentowania zaćmiła czoło Panny Urszuli, a Ojciec Florjan, o czem innem m ów ić zaczął.
— Porzućmy te rzeczy św ia to w e — m ów m y o duchownych. Gzy nie po
trzebujesz , córko m o ja , nauki , lub pociechy, zdajesz mi się cóś zgryzio
n a , może ci co dolega? W y z n a j s z c z e r z e , bo pokutującemu Pan Bóg grzechy odpuszcza — Za tą perorą nastąpiło podwójne w estchnienie, a Panna Urszula, poruszona m ow ą K się
dza, zakryła twarz rękoma i zamyśli
ła się.
— Moja Panno! dodał po chw ili Pa
ter F lo r ja ń , stawiając próżny kielich na s to le , widzę iż dusza tw ója uci
śniona jest ciężarem grzechu, ale i żal tw ó j w idzę także. Lepszy zaiste jest jeden pokutujący, jak, jak— tu Xiędzu brakło e r u d y c ij; ale dał sobie r a d ę , bo napiwszy się w in a znowu penitent- kę swoją do spowiedzi zachęcać za
czął.
— Ojcze ! rzekła nakoniec poruszo
na Urszula, na twoje łono, troski mo
je w y le ję !
Zaczęła się tedy spowiedź, przery
wana łkaniem i westchnieniami, i po kilku chwilach ukończyła się, a za
wstydzona B a w a r k a , podniosła zaru
mienione czoło i spuściła w dół czer
w one od łez oczy. Prałat zaś napił się w ina po tej świętej pracy i zn o w u m ów ić zaczął.
— Córko moja! Bóg jest miłosierny
i dobry, może ci grzechy tw o je prze
baczyć , ale powinnaś odbyć pokutę , która by własne sumienie twoje uspo
koiła. L e c z jakaż jest pokuta najlep
sz a ? o to zaiste ta, która ku pożytko
w i tw e j duszy, i cudzemu dobru słu
żyć może — to jest: Jałmużna.
Błogosławieni lito s'ciw i! bo im li
tość dana b ę d zie! W skutek tego otrzy
małaś indulgentiam plenariam , ale musisz dać na ubogich, d w a tysiące czerw onych złotych ; przy tem uszyć mi kazać k o m ię , co najpiękniejszą i w y m ó d z u Króla, podpisanie tych pe- ty cij, które tu ci oddaję.
W y p e łn ij to duszo pobożna, a zba
w io n a będziesz! dodał Pater Florjan ciągnąc z kieszeni plik papierów i od
dając go milczącej i upokorzonej grze
sznicy.
Milczenie panowało po tem ch w il kilka, w ciągu którego Ksiądz w z d y
chał i popijał, a Urszula przeglądała petycije; nareście Spowiednik podniósł
się z kanapy i r z e k ł:
— Górko moja l Pismo Ś w ię te po
wiada, ażeby lew ica niewiedziała, co prawica daje — na ręce w ię c moje złóż ofiarowaną dla ubogich jałmużnę, a ja, sam ją podzielę. Nie bądźcie bo
w iem tacy jako Faryzeu sze , którzy bębniąc i trąbiąc, po rogach ulic, du
mnie rozrzucają jałm użnę, ale sami przed sobą, kryjcie się ze sw ym i do
brodziejstwami.
— Piotrowski! zaw ołała znow u Pan
na Urszula, podaj no mi szkatułkę.
— A grzechy w asze będą odpuszczo
ne — dodał Pater Florjan , zabierając i garnąc szybko do kieszeni podawa
ne mu rulony dukatów.
— -Błogosławieni ubodzy! m ó w ił da
lej zapinając suknię wierzchnią. Ł a -
Tom i. 4
tw iej w ielb łąd o w i przecisnąć się przez ucho igielne, niż. bogatemu pójść do n ie b a ! Górko moja ! pozbywaj się bo
g a c t w , które ci do nieba drogę zagro
dzić mogą. Oddawaj nam, na klaszto
r y i ubogich; a Bóg ci stokroć to od
płaci. Nie można razem Mościa Panno!
służyć Bogu i Mammonie światowej.
T w o ja pobożność i świątobliwość, mo
że ci wyjednać z b a w ie n ie , ale biada tobie, jeżeli duszą przylgniesz do bo
g a ctw i skarbów. Pość i módl się — a nadewszystko, powtarzał ciągle P a ter Florjan ku drzwiom idąc — da
w ajcie co najwięcej na klasztory i po
mnażajcie nasze dochody. My, którym Bóg dał władzę rozw iązyw ania lub zw iązyw an ia na tym padole , w ysta
w ia m y go i reprezentujem. Go nam dacie, to w am P. Bóg odda wr niebie — Błogosławieni ci, którzy uposażają* kia-
sztory , osobliwie Jezuickie , bo ich będzie królestwo niebieskie — Nie za
pomnij Górko moja, o tych papierach, żeby je K ról podpisał , bo rozgrzesze
nie o tyle tylko w a ż y , o ile dopeł
niono pokuty. Na komżę będę czekał.
O pacierzach nie trzeba zapom inać:
Kołataj a będzie ci otworzono. Fale in Christo. Amen.
Po tych odwiedzinach, zaczęła Pan
na Urszula szybko przechadzać się po kom nacie; zdaiąc się p rze w id yw ać, ra
chować i układać. Różne znaki nie
cierpliwości domyślać się k a z a ł y , że rozum podaw ał jej to, czego ona nie chciała.
Takim się zdaw ał być, Stan duszy Panny Urszuli, aż do ch w ili w której przez drzw i u b o cz n e , w e s z ły d w ie Panny służące. Obie b yły w k w ie c ie w ieku , ubrane w suknie modre, z zło-
tern bramowaniem, w czółkach, z roz
puszczonymi włosami — ; jedna z nich niosła na srebrnej tacy lekki w iecz o r
ny posiłek, druga zaś flaszę kryształo
w ą , ze słodkim muszkatelowym w i nem, i obrus, którego kraje, w y s z y w ane były perłami, w rozliczne w zo ry. W y s u n ę ły one mały stolik mar
m u ro w y , na którym z w y k le jadała Panna Urszula, będąc w domu i dały znać, ze w ieczerza była gotowa. Dłu
ga, pobożna modlitwa i liczno przeżeg
nania poprzedziły w ieczerzę , bardzo lekką, postną, lecz przeładowaną ko rzeniami , które całą komuatę zapa
chem swym napełniły.
Z a le d w ie pierwsze d w ie służebne w yn iosły ostatki jadła, temiż d rzw ia
mi w eszło d w ie drugie i stanęło przy drzwiach, na zawołanie. D ziew częta t e , były z liczby dwunastu ubogich
B a w a rek , które Panna Urszula zawsze przy sobie trzymała, w y p o s a ż a ła , lub osadzała w klasztorach.
T y m cz a se m zaraz w staw szy od sto
łu, udała się Urszula ku ołtarzowi, u- klękła i z fanatyczną żarliwością mo
dlić się zaczęła. Pomimo nieco posu
niętego już od młodości w i e k u , nie można była w ówczas, odmówić jej postaci, p och w ał, na jakie zusługiwa- ła. Hece miała w zniesione, w ło s roz
puszczony spadał po ramionach, długa szata, w licznych fałdach osłaniała u- datną jej kibić, oczy wzniesione mia
ła ku niebu z zapałem, a usta w śród westchnień poruszały się gorącą mo
dlitwą — lampa zaś nad jej gło w ą z w ie szona , rzucała jasny okrąg blasku na jej oblicze. Takiemi z w y k l e malują święte w zachwyceniu; ale w tej t w a rzy zapał nie b ył zupełnie czysty, zu
pełnie n ie b ie sk i, cząstka jakaś uczuć ziemskich mieszać się z nim zdawała.
W ś r ó d tych modłów, usłyszano na
gle , chód ciężki i niezgrabny w po
przednich komnatach, i d w ie służeb
ne szeptały spoglądając na drzw i, któ
re się w k ró tce ro zw arły z trzaskiem, i Kam erdyner K r ó l a , oglądając się w około , w b ie g ł do komnaty. Mo
dląca się , szybko powstała i w nie- mern, ale niecierpliwem oczekiwaniu, zbliżyła się do niego.
— Król Jegomość, ma się coraz go
rzej, rzek ł prędko przybyły, i usilnie prosi, aby W ielm o żn a Pani udała się do niego. D oktorow ie bardzo źle już o zdrowiu K ró le w sk im trzymają, cho
ciaż my nieuki, nic tak złego nie w i- dzim, bo K ról Jegomość jest tylko o- słabiony, jak dawniej; ale oni mówią, źe ponieważ słabość się nie deklaruje, powiększa się niebezpieczeństwo.
2
.
Trudno jest w naszym w ie k u , któ
ry odrzuca przesądy , i bardziej na w ew nętrznych serca uczuciach, jak na p ow ierzchow nych znakach, pobożność gruntuje , trudno m ów ię , w yobrazić nawet sobie — jak ściśle, jak surowo, z jakim poddaniem się i zapałem, w i e k siedemnasty w yp ełn iał fanatyczne o- brzędy naw et i nic nie znaczące for
malności. Było to polityką Jezuitów , ażeby ile możności pobudzać i ż y w ić ten św ięty ogień, który im bardziej płonie , tem bliższy jest zgaśnienia.
Natura ludzka słaba, może się tylko
na chw ilę zająć jedynie niebem ale zapomnieć zupełnie o ziemi , czło
w i e k jako ziemska istota , nigdy nie może. Jaw n ym dowodem tej nieza
przeczonej p ra w d y , która się teologom i fanatykom nie podobać może , byli sami o w i nauczyciele i podbudziciele do fanatycznego zapału i wypełniania próżnych i nic nieznaczących p ow ierz
chowności, dowodem tego mówię, byli samiż Jezuici. Starali się oni po
w ierzch ow n ie , jako z powołania du
chowni, myśleć tylko o niebie, poka
zało się jednak na końcu, iż pod po
k r y w k ą bezstronności, snuli ogromne zamysły , i płaszczem dobra dusznego p okryw ając sw oje czynności, zbierali skarby i nieznacznie rozpuszczali po wszystkich stanach w p ł y w sw ój, tak szkodliwy dla narodów, w których się gnieździli. Ciągłcm do sprawy religij
napominaniem , odwracali oni u w agę ludzi, od swojch czynności— potrzeba im było w ła ś n ie , ażeby niepostrzeże- ni rozpostarli swoją w ładzę, i doka- zali swego : zwracając w szystkie oczy w stronę , z której ich czynności w i dać nie było, lub z której w powab- nem sprawiedliwości, słusznos'ci i bez- inleressowności św ietle, 'w ydawać się mogły. Nie licząc szkód jakie, ci k u glarze. przynieśli dla k r a j ó w , w któ
rych im bytu dozwolono, nie licząc te
go , ze wysysali bogactwa i zręcznie udając uniżonych , chw ytali wszystką w ładzę , jaką tylko opanować mogli , nie licząc m ów ię tego niewym owną samej sprawie i czystości religii szko
dę przynieśli. O i l e , bo w iem po
w ie rz c h o w n e ich wypełnianie obrzę
dów , budowało ; o tyle odkryto ich sztuki, zamiary, szalbierstwa, zatrud-
Tom 1. b
nienia, zgorszały i). Dosyć jest spoj
rzeć w roczniki ich zakonu , dosyć przypatrzyć się d ziełom , i rozw ażyć skutki ich czynności, aby się przeko
nać, że byli w ięcej szkodliwi, niż po
żyteczni; a obrońcy ich, przypisujący
( i ) W l i c z b i e i n n y c h d z i e ł w i e l u o k a zu ją c y c h sprośne c zynn o śc i J e z u i t ó w , jest jedno w sp ół
c z e s n e , tro c h ę może przesadzone. H is to ir e des intrig u es am oureuses da P . P e t e r s J e- s u ite. C o n fesseu r de Ja (pies I I cid cv a n t R o y d l A n g le t c r r c , a C oiogne C h er P ie r r e JMarteau M D Ć X C F I I I . 1 6 9 8 — 448 s tr . 8.
Jest także- w tym p r z e d m io c ie pisem ko w y dane naprzód przez H en r y k a d e S . Ig n a t : T e o lo g a K a r m e l i t ę pod zmyślonem im ienie m L ib e r ii C a n d i d i , d ru kow an e w A r g e n ty n ie w i s z e y E d . dzieła Tuba M a g n a r . 17 1 6 , p r z y pisyw an e przez Jezuitę H iditem b erg P o l a k o w i J a w o r o w s k i e m u . W następnych. E d . pom ie- liionego d z ie ła r. 1 7 1 6 , 17 17 zostało opuszczo- nem . Mam je w rę kop ism ic tłumaczone na j ę z y k Po lski.
W a r t e tak że uw ag i z mnóstwa in n y c h . Ca- tn log o , d e tle poco sane d o ttrin c , che Kanno in seg n a te, e de piu grandiosi a tte n ta ti , che dni p rin cip ia d e lla loro fo n d a zio n c fin o a l p resen tc Kanno co m essi i p n d r i d e lla com- pagna di G esu■ I n Lugano M D C C L J C . P e r
Giavinno A g r c li. 8 p. 262.
im rozszerzenie światła w narodzie , niech spojrzą na spory, któremi zabu
rzali spokojność Uniwersytetu Jagiel
lońskiego.
Długo oczy ludzkie, okryte zasłoną, narzuconą przez Jezuitów, nie w idzia
ły nic, nad ich zalety ; ale w czasie naw et kiedy największe mieli zaufa
nie, znajdowali się zawsze tacy, któ
rzy na nich bezstronnym patrzyli okiem, i gardzili ich łaskami i). W tym rzę
dzie liczyć było można, najznamienit
szych m ężów owego w ieku; lecz niż
sze klassy, już to z potrzeby, już z bo- jaźni, sarkać na nich nieśmiały, a w i ę k szą część w strzym yw ała obawa, aże
by w yśm iew ając k a p ła n ó w , nie stali
i) Z b i e r a j ą c nie wydane dotąd pomniki mogące p osłu żyć do uzupełnienia l l i s t o r i j Z y c n m n ta I I I , w y n a l a z ł e m w i e l e , t a k i c b , które" okażą ja k J e z u it ó w ceniono , c h o c ia ż to nie sek re t od dawna.
się winnymi obrazy religii . chociaż jedno z drugim w c a le nić ma związku.
T a k wr rckopismie Biblioteki Pijars- kiej W ileńskiej, znajduje się list Szlach
cica do drugiego pisany w roku 1 6 0 6, w którym wytykając p rzyw ary w szech stanów i klass, gdy do Jezu itów przy
chodzi, tem się w ym aw ia , że o nich pisać nie może, » O Jezuitach nie go
dzi mi się pisać K a th o lik o w i, atoli chceszli W aszm ość co w iedzieć , do
wiesz się Waszmość odludzi passim„ że o nich d ziw y powiadają. « Tenże dalej, prócz innych wad, w yraźnie im w yty ka, niestosowne i szkodliwe mie
szanie sic do spraw Rzeczypospolitej.
Za czasów Zygmunta III. Jezuicki za
kon w iód ł p r a w d z iw y w iek złoty. An
na , pierw sza żona tego Króla , żyła dość krótko, a mimo opierania się w i e lu, pojął później Zygmunt rodzoną jej
siostrę. Ten postępek chociaż za z e zwoleniem stanów i Papieża uczyniony, ściągnął jednak na Króla w ie le w y
m ó w e k i szemrań. W szyscy p raw ie odradzali m u , dla tak bliskiego spo
w inow acenia, tych szlubów, ale Z y g munt b ył dumny i uparty. Posiadam w tej mierze dowód historyczny, jak dalece nieżyczono sobie tych z w ią z k ó w ; gdyż mam kopiją ośmiu listów W o je w o d y K rakow skiego do Króla , stale mu odradzających pojęcia K on- stancij za żoną. Rokosz Z e b r z y d o w skiego między innymi zarzutami, i ten szlub K ró lo w i w y rzu ca ł, lecz po
w róćm y do rzeczy.
Nigdy podobno zgodniejsze charakte
ry ńie połączyły się razem w jedno stadło. K ró lo w a była fanatyczką, K ró l b ył słaby, lę k liw y , nieudolny i fana
tyk. A czegóż w ię c e j potrzeba było
zręcznym Jezuitom, do osiągnienia tej w ład zy, o jaką się wiecznie kusili?—
W kr ótce D w ó r k ró lew ski napełnili d u c h o w n i, a słaby umysł Króla , po n iew ielkim oporze sam w padł w za
stawione sidła , zakon zaś L o j o l i , raz u jąw szy przewagę umiał nią tak zrę
cznie k ierow ać , ażeby strona przeci
w na, nie mogła się z pod jego w ła d z y w y w in ą ć . Jarzmo w jakie Jezuici d w ó r i najznaczniejsze wprzęgli oso
by, tak zręcznie było włożone, iż się w c a le jarzmem nie w yd aw ało , a w ł a dza ich, tak w ie lk a , tak przeważna , k ry ła się pod płaszczem uniżoności i posłuszeństwa. Sprężyną ich mocy b y
ła religija, ale nie ow a czysta i natu
ralna, którą p ie r w s z y jej daw ca obja
w i ł , ale zarzucona drobnostkami, ob
rzędami , gruntująca się większą czę
ścią na p ow ierzchow nościaćh , pory
w a ją cy ch w p ra w d z ie umysł i zajmu
jących w ład ze c z ło w i e k a , lecz na ch w ilę tylko. Eacznie działali syno
w i e Ignacego, a w iedząc, że czło w ie
ka do um ysłow ych rzeczy ciągle i bez p r z e rw y przywiązanym być nie może, powiększali to, co zajm owało silniej, powiększali obrzędy zm ysłow e, ażeby tern samem odwrócić oczy ludzkie od swoich czynności. Do rozszerzenia wziętości swojej, bez wątpienia posłu
ży ły im liczne ich s z k o ły , z których wypuszczali na św iat młodzież, napo
joną sw y m i zasadami i przywiązaną do nich, skutkiem nawyknienia. Przez tych to skrytych ajentów , najsilniej działali, i przecinali czynności sw ych nieprzyjaciół. Jednym z najgorliw
szych stronników tego z a k o n u , na dw orze Zygmunta III, b y ł Andrzej
Bobola i ) , c z ło w ie k łaską Jezuitów w ysoko wzniesiony, i umiejący im się odwdzięczać. Godna zadziwienia z rę
czność tych chytrych intrygantów, gdy znając gust Króla dó Alchemij, Bobolę w niej wydoskonalili, abym tern łat
w iej w k r a d ł się w zaufanie i serce królew skie.
T ym sposobem usługiwał 011 Jezui
tom, badał sposób myślenia, donosił o wszystkićm co słyszał i w i d z i a ł , aż dopóki go publicznie nie uznano za sługę J e zu itó w i ich faktora.
Drugą osobą przez którą pew niej , śmielej i łatwiej trafiali do dw oru b y ła pomieniona już Baw arka Urszula M eyer. Ta faw orytka zmarłej K rólo
w e j i umierającego Króla, przez cały ciąg panowania n a w e t , była więcej
1) H i s t .
czynną, i w ięcej znaczącą, nad tych, którzy stali u steru rządu; a jako ko
bieta, w ięcej wymagać o w ięcej rz e czy prosić mogła, jako faw orytka i ra
zem zręczna Jezuitów stronniczka , czyniła w ie le i łatwo, jako przebie
gła, pomimo sw y ch żądań i czynno
ści, zaw sze równo podobać się umia
ła. Jezuici byli panami jej sumienia, a groźbą niełaski Bożej, wymagali na niej dobra i zapisy dla siebie. Kasz- tellanie i Starostwa dla swoich k lie n tó w , ona zaś będąc absolutną panią serca Króla i K ró lo w e j, czegóż u czy
nić dla nich nie mogła ?
Nie będę się tu rozszerzał nad szczegółami jej życia,, lecz przywiodę tylko p r z y s ło w ie , od Naruszew icza wspomniane. Z e Jezuici wszystko mogą u Meyerinn, a Meyerinn w szy-
T o m i . 6
stko może u Króla — i).
Długi czas zostawując na dworze, w c ie liła sic niejako do familij K róle
w skiej, a ku końcow i panowania, naj
w ięcej podobno znaczyła. K ró le w ic z bow iem W ła d y s ła w otoczony Kaza- nowskimi i kobietami, oddany był za
bawom 2), Jana Kazimierza charakter nie b y ł mocny; Król zaś słaby konie
cznie potrzebując, aby nim któś w ł a dał, po śmierci Kortstancij, zupełnie się oddał Pannie Urszuli. P rzyw iąza
nie jego do nićj, nie było namiętnością, ale tylko nałogiem zaciągniętym z po
trzeby. Zaiste w tym c z a s ie , jedno słow o tej możnej fa w o r y tk i, w ię ce j znaczyło, niż dowody poświęcenia się i gorliwości dla kraju, a za kulissami liistorij owoczesnej największą gra ro-
1) H i s t .
=) H i s t .
le la k o b ie ta , która tylu stw orzyła u rzę d n ik ó w ’, tyle łask rozsiała , tylu zrobiła sobie nieprzyjaciół przez nie
sp raw iedliw y szalunek łask swoich i tak zręcznie umiała w ła d a ć , raz na
bytą przewagą. G dyby nie to , iż Je
zuici nią rzą d zili, gdyby ją nie byli zarazili, chęcią zysku, frymarczenia i przedajności, gdyby nic dali jej poznać sił własnych, i nie zachęcili do u ży cia onych; może , ale to może nasza B a w a r k a , na lepsze by ich była u- iy ła.
Pomimo słabości nie mógł tego prze
nieść na sobie Król Jegomość, ażeby w dzień wielkiego Piątku nioodwiedził grobów i), które dawnym zw yczajem ,
tegoż dnia po południu otworzono. L ic z nie zgromadzeni dygnitarze, przybocz
ni d w o r z a n ie , faw oryci, urzędnicy dw orscy i K r ó l e w i c z e , należeć mieli do orszaku , który się w tę pobożną w ę d ró w k ę w yb ierał. Ulice W a r s z a w y dnia tego pełne były dusz poboż
nych i ciekaw ych, ciągnęły się w zd łu ż nich długie szn u ry , czarno ubranych k le r y k ó w — szły pojazdy których Pa
n ow ie pieszo w ędrow ali od grobu do grobu. Um ilkły w szystkie d z w o n y , posępny tylko odgłos organów i mu
zyki przeryw ał gdzieniegdzie m ilcze
nie, w tonach uroczystych i smutnych.
Przesadzały się Zakony i K la szto rzy , ażeby przy tern zdarzeniu, okazać jak najwięcej przepychu i bogactw a, ale Kościoł S. Jana w s z y s t k ie , muzyką w ytw orn ym i ozdobami i starannem wykonaniem zw ycię żał. Około godzi-
uy trzeciej z południa, podług naszćj teraźniejszej rachuby, w szy scy juz by
li w zamku zgromadzeni. Król Zyg
munt przybrany w hiszpańskie żałob
ne szaty, o czek iw ał jeszcze kilku dw o r
skich , siedząc na swem przenośńeni krześle. T w a r z jego była w ych u d ła i blada, oczy pozbawione ognia i życia i prawie całk o w icie zamknięte, a ręce bez ruchu spadły na kolana, Szeroki kapelusz, z czarnemi pióry, umieszczo
ny, na czarnej ciepłej c z a p e c z c e , o- k r y w a ł mu gło w ę i zacienriał w ię kszą część tw arzy skrzydłami. Na czar
nej żałobnej sukni błyszczał w ie lk i krzyż złoty z r e li k w ia m i, na palcach miał kilka pierścieni, i kosztowna spinka zdobiła długi płaszcz, opadają
cy w około. Z d aw ał się ciągle nie
ruchomym, ponurym i iakby p rz y w a lonym w ielk im smutku ciężarem, któ
rego pokonać nie mógł. W id o k tej postaci, podobniejszej do martwego , jak do żyjącej istoty w e wszystkich przytomnych w zbu dzał wrażenie smut
ku, a Panna Urszula stojąca przy je
go krześle, r ó w n ie , a może i w ięcej od innych osób strapioną się zdawała.
K ró le w icz W ła d y s ła w oparty b y ł o okno i zdaw ał sic głęboko zamyślo
nym. .łan Kazimierz smutno po p rzy
tomnych żałobnie ubranych poglądał, a Infantka z Pannami swego dw oru oczekiw ała również chwili, w której by razem z ojcem udała się do obcho
du grobów. Po kilko ch w ilo w em o- c z e k iw a n iu , dał nakoniec znać Mar
szałek d w o r u , źe czas nadszedł, do w yruszenia, i w sz y scy razem z K r ó lem niesionym w krześle udali się do Kościoła S. Jana.
Mnóstwo osób zgromadzonych tam
było, a rozliczne postacie w rozmai
tych ubiorach, pomykały tu i ówdzie po kościele, przy bladem lamp św ie
tle. Grób ubrany był w dolnym ko ściele, gdzie K ró l i d w ór cały się u- dał; i w net o zw ała się dobrana w ło ska muzyka i śpiewacy dworscy. Po
sępna jakaś cisza, panowała w około i prócz cichego odgłosu muzyki i po
bożnych szeptów zgromadzonych osób, prócz serdecznych westchnień i ci
chych stąpań po ziemi usłanej czar- nem suknem, nic słychać nie było.
Grób b y ł zrobiony naksztalt pieczary, której boki zdobiły wszystkie precjo
za i klejnoty, jakie tylko skarbiec ko
ścielny posiadał. Ułożono je misternie w cyfry i w i e ń c e , ustawując pomię
dzy niemi zwierciadła, mnóstwo świec, i lamp różnokolorowych. W głębi u- k a zy w a ło się ciało Chrystusa P a n a , strzeżone od dwóch rycerzy u boku
grobu opartych na szablach, i uśpio
nych. Przez m ały zaś okrągły otwór u góry, przesuwały się na szkle m alo
w an e postacie, męki pańskiej. D w ie zaś fontanny, ws'ród powszechnej ci
szy, szemrały w yrzucając w górę sre
brne krople pachnących w ódek, któ- remi oddychało powietrze. K r ó l mo
dlił się długo i bacznie, a dw óch la i
k ó w nakonicc podało mu krzyż dou- cało wania.
-— Gzy wiesz? — m ó w ił Jezuita Marquat i) Spowiednik Króla, do le żącego na obszernem i wygodnem ło
żu, chorego Spowiednika zmarłej K ró lowej Ks. W alentego Seidel 2), K ról
1 ) H i s t .
«) H i s t .
Jegomość ma się gorzej i gorzej, i no
w y cios podobno serce jego poruszy.
— Jaki ? odezwał się po cichu cho
ry. o czem mówisz?
— O K sięciu Hetmanie Litew skim Radzi w i l l e , który dzis' właśnie przy
b y ł do naszego miasta i).
— Gzy nie na to, umyślnie przyje
chał, p rzerw ał chory, ażeby w ostat
niej ch w ili K ró lo w i spokojnie umrzeć nie d a ł, całe życie mu zatru w szy, i kraj nieszczęsnymi rosterkami swymi rozdarłszy.
— Nie — odpowiedział Marquat, p o wiadają, chociaż tego nikt przewidzieć nie może, że się przyjechał z K rólem pogodzić i o przebaczenie go prosić.
-— • W czas, rzekł po cichu osłabiony Seidel, gdy już tyle ile mógł złego u- c z y n i ł , gdy kraj w yn iszczył i w i e r
l ) I l i s f .
T o m l.
nych poddanych w smutku pogrążył, przccl skonaniem, prosi Króla o prze
baczenie ! —- o! ten cz ło w ie k w ielki ciężar poniesie na sumieniu.
— A któż z nas bez grzechu? odpo
w iedział M a r q u a t, nalewając sobie spory puhar wina; w szakże, jeżeli on w inien , winien temu , między nami m ówiąc, i K ró l Jegomość.
— A któż z nas bez grzechu ? prze
r w a ł znowu chory , to wiadomo' k a żdem u— z kądżc Hetman jedzie.
— Z W iln a , przybył tu w sto pięćdzie
siąt koni, prosić o przebaczenie, i dziś podobno jeszcze ma się stawić u D w o ru , bo mu powiedziano, że K ról Jegomość m asie gorzej. Niechce w ię c ani chw ili utracić , aby z nią i przebaczenie na w ie k i od niego odsuniętćm niebyło.
— I cóż w ięcej słychać na dworze?
zapytał znowu słabym głosem Pater
Seidel, odwracając tw arz wychudła i bladą, ku opowiadającemu.
— A cóż ? — - nic, odpowiedział .Spo
w ied n ik królew ski k iw ając głową.
W szędzie posępnośc i smutek, luclus el moeror nobiscum sunt. Parma Urszula nic pomału zdaje sic zasmu
cona, i około Króla sic krząta.
—- A K ró le w ic z ? a Kazanowscy — zapytał chory.
— Gotują się panować — rzekł Mar- quat- K ró le w ic z dawnym żyje trybem przy kobietach i winie; a K azan o w scy pomagają mu do tego. Młodzież cała przepada za nim, ho też prawdą a Bogiem, nie widziałem hojniejszego pana i uprzejmego bardziej dla w s z y stkich. To tylko dziwna, że Avicle na przyszłość nic pamięta, i z w ielk ich sw oich dochodów ', grosza nigdy nie u trzym a— -takiego też właśnie i po
trzeba dla pochlebców. Ale niewiern,
czy można Kazanowskich zw ać po
chlebcami.
— Zapewne, ze n i e — odpowiedział gasnącym głosem Spowiednik zmarłej K ró lo w e j — są to raczej przyjaciele jego młodości i towarzysze zabaw.
Kto w ie tylko, jak mu się odwdzię
cza, ale to pewna, ze jemu wszystko w i n n i , a gdyby im K ró le w icz serce tylko dał swoje, i tak godni by byli zazdrości.
— Zapewne, odpowiedział Mąrquat wzdychając i oglądając się w około.
Bylibyśmy i my może mieli znaczenie u K rólew icza, gdybyśmy byli umieli z okoliczności korzystać. Rodził się już i zaciągał ten w ę z e ł , który miał szczęście przyszłe zakonu naszego sta
nowić, kto w ie nawet, czy nie sami- śmy go rozerwali.
— W ie m o czem m ó w isz, odrzekł Pater W a l e n t y — b yły to piękne dla
nas z a m y s ły , i łatw e nawet tło w y konania , ale niezręczność je popsuła.
Gzy Ksiądz Florjan b y ł u Panny U r
szuli ?
— B y ł Avczoraj — już to pono ostat-J k i łask jej na nasz zakon się zlew ają
bo jak K ró l oczy zaniknie, Mejerinn mniej od nas będzie zn a c z y ła , trzeba z ch w ili korzystać.
— Trzeba! rzekł westchnąwszy Spo
w iednik K rólo w ej i zamilkł.
Tegoż samego dnia, to jest w sam W i e l k i Piątek, dał zuać Hetman W . Ks. L . , iż prosi K róla o posłuchanie i przebaczenie i). Siedział w ówczas Zygmunt w sypialnej komnacie sw o jej na łożu, pijąc winną polew kę, gdy
Marszałek D w o ru , doniósł o tern za
daniu.
W pierwszej ch w ili otrzymania tej wiadomości, słow a z zadziwienia Król w y m ó w ić nie mógł, przyszedłszy je
dnak trochę później do siebie — rzekł niewyraźnie słabym głosem do przy
tomnych.
— Nie długo już zapewne pożyję, kiedy się tak wszystko płaszczy prze- demną. Czemuż Ksiacże w przódy te
go nie u czyn ił?
Na to pytanie nie umieli odpowie
dzieć przytomni i milczeli, sama ty l
ko Panna U rszu la, u której wprzódy jeszcze b ył tajemnie R a d z i w i ł ł , od
w a ż y ła się przełożyć K rólo w i, że zgo
da choćby najpóźnieysza szkodzić nie może. Nic na to nie rzekł Zygmunt i nowe nastało milczenie, medycy zaś, a między nićmi Oełhaf z uwagą w pa-
tryw ali sio , to w tw arze przytom
nych, to w nieruchome i ciężkim tyl
ko poruszane oddechem oblicze cho
rego.
Tym czasem, żadnej chw ili nie chcąc utracie, z pośpiechem żądał Zygmunt, aby dozwolno w ejść Hetmanowi; lecz gdy przez usta panny Urszuli zapytał m edyków , czyliby na to zezwalali , długie i przeciągłe milczenie, w w ą t
pliwość w p ra w ia ć go zaczynało. Do
ktorowie patrzali z powątpiewaniem jeden na drugiego, a przytomni w lepia
li w nich w z r o k ciekaw y , oczekując w tem jak od w yroczni, stanowczego głosu.
W śród licznych w reście ukłonów, Oelhaf odezwał się, ale tak po cichu, że nic nie usłyszano, tylko jakieś po
rozrywane i nie składne dźwięki.
— • Prosim głośniej , przerweno mu
ze stron różnych, a [>o nowych ukło
nach Doktor ku środkowi komnaty po
stąpił, i rzekł-
— S p ra w a ta, ważniejszą j e s t , niż się z d a je , i w ięk sz y daleko w p ł y w mieć może na zdrow ie Króla Jego
mości , niżeli sądzą c i , którzy medy
cyny nie znają, et h o c ipso nie pojmu
ją, jakie b y w a ły i byw ają, skutki po
ruszenia umysłu, o s o b liw ie .w choro
bie. Proszę tedy nomine współbraci moich , o ch w ilk ę c z a s u , do w spól
nego roztrząśnienia tej rzeczy i ogło
szenia zdania naszego. To kończąc skłonił sic jeszcze k ilk a k ro tn ie, na w szystkie strony, i zaprosił m edyków do ubocznej k o m n a ty ; a gdy odcho
dzić mieli Panna Urszula pokazała na migach Księdzu Marąuat, aby się r ó w nież udał z niemi.
W przyległej w ię c kom nacie, po
czet bałamutnych m ę d r có w , otoczył w koło pierwszego doktora, i natężył słuch, na mające w yiść z ust jego w y razy.
Medycy byli w liczbie siedmiu, ósmy b y ł Ksiądz Marąuat, a Pater Florjan oddawna siedzący w tćj komnacie i czekający w yjścia sw ej penitentki, był dziewiątym.
— Mości Panowie! rzek ł w końcu Oelhaf, sądzę — iż przy tak opłakanym stanie zdrowia naszego Pana i Króla Jegomości Zygmunta I I I , z Bożej ła
ski, Króla Polskiego i wszystkich pro- wincij do tego kraju należących, K ró la Szwedzkiego i W ie lk ie g o Księcia L it w y etc. etc. e t c . — iż mówię, w o- płakanym stanie zdrowia, szczęśliwie nam, od czterdziestu pięciu lat panu
jącego; sumienie nasze nie dozwala na
w e t potwierdzić bytności W . Hetma-
Tom i. 8
na — nie podobna albow iem , aby przy tem łez nie wylano.
— Będą to łz y radości — p rzerw ał Marąuat, i cóż zaszkodzić mogą ?
— W s z e lk i e łz y ze wzruszenia po
chodzą, a w szelkie wzruszenia, odpo
w ied ział poważnie O elh af, oglądając sio w około, przez z w y k ły w p ł y w na humory i ciało, chorobę pow iększyć i pogorszyć mogą.
— Owszem — p rzerw ał znowu Mar
ąuat, mnie by się z d a ło , chociaż nie jestem medykiem , źe radość lecząc rany serca , i polepszając um ysłow y stan czło w iek a , przez tenże w p ł y w , o którem Waszmość m ó w iłe ś; dobry mieć może skutek. A któż się nie zgodzi na to , że pojednanie się nie
przyjaciół , obudwu radości w e w n ę trznej nie będzie przyczyną?
Doktor stał nic nie m ó w ią c; zdzi