Title: Gramatyka „martwych punktów”. O poezji debiutantów lat dziewięćdziesiątych na Śląsku
Author: Dariusz Pawelec
Citation style: Pawelec Dariusz. (2013). Gramatyka „martwych punktów”. O poezji debiutantów lat dziewięćdziesiątych na Śląsku. W: J. Tambor, A.
Achtelik (red.), "Sztuka to rzemiosło. Nauczyć Polski i polskiego. T. 3" (s.109-
114). Katowice : Wydawnictwo Gnome
U n i w e r s y t e t Ś l ą s k i , K a t o w i c e
Gramatyka „martwych punktów".
O poezji debiutantów lat dziewięćdziesiątych na Śląsku
W
spólne przedstaw ienie w ierszy tych akurat a nie innych debiutantów z lat 90. m ożna m otyw ow ać na co najmniej kilka sposobów. N ajbardziej oczyw isty z nich je st m otyw em pokoleniowo-geograficznym. Wszyscy autorzy, o których chciałbym mówić, urodzili się i mieszkają na Śląsku, tu także przeważnie zdobywali wykształcenie, odnajdywali się wzajemnie w literackiej wspólnocie.
W iększość z nich urodziła się w latach 70., a czas ich debiutów przypadł na lata 90. W 1994 roku w iersze kilku spośród prezentow anych tu tw órców 1 znalazły się w Antologii m łodej poezji na Śląsku. Inny św it, która spełniła sym boliczną rolę ogło
szenia „zmiany w arty” , przynajmniej w śląskim życiu literackim. Jak konstatow ał we wstępie do wspom nianej prezentacji jej autor, M arian Kisiel: „w chodzi oto do literatury grupa osób, dla których ideologiczne uw ikłania życia w państw ie socjali
stycznym m ogą być jedynie w spom nieniem z dzieciństw a” . Takie oczyw iste „uw ol
nienie od ideologii” nie stało się rzecz ja sn a jedynym w yznacznikiem późniejszych w yborów artystycznych nowej generacji. Do dziś krytyka w ypracow ała wiele, bar
dziej lub mniej trafnych czy obraźliw ych form uł próbujących opisać m łodą poezję ze Śląska, dla której czytelnym znakiem firm ow ym stało się określenie „N a D ziko” .
W latach 1994-1997 pod tą nazw ą ukazało się dziew ięć w ydań dodatku do kw ar
talnika „Opcje” , redagow anego przez grupę czterech poetów: W ojciecha K uczoka, Grzegorza O lszańskiego, B artłom ieja M ajzla i M acieja M eleckiego. O prócz prezen
tacji własnych, drukow ania w ierszy rówieśników i nieco starszych, bardziej znanych poetów spoza Śląska (M arcin Świetlicki, Jacek Podsiadło), w piśm ie przedstaw iano tłum aczenia dzieł takich autorów , ja k m.in. Jack K erouac, Charles Bukow ski, John Ashbery, Ivan Blatny czy Brian Patten. W ażną rolę odgryw ała także publikacja
„debiutów Na D ziko” , spośród których trzeba odnotow ać obecnych w tej antologii:
1 M. M eleckiego, A. K rem zy, G. O lszań sk ieg o , W . K u czo k a, B. M ajzla.
110 O J Ę Z Y K U
M artę Podgóm ik, Krzysztofa Siw czyka, A rkadiusza Kremzę. Pod hasłem „Na Dzi
ko” odbyw ają się także w K atow icach, w ramach Festiwalu „Ars Cam eralis” , co
roczne perform ance - „zbiegi poetyckie” . W arto jednak zauważyć, że poeci skupieni sw ego czasu w okół historycznego ju ż dodatku, publikow ali w najbardziej prestiżo
wych pism ach literackich w Polsce, takich rn.in. ja k „bruLion”, „Czas Kultury” ,
„K resy” , „N ow y N urt”, w łącznie z „N aG łosem ” , „Tw órczością” czy „Tygodnikiem Pow szechnym ” . Podobnie też ich książki poetyckie znalazły dla siebie miejsca pu
blikacji poza Katow icam i i Śląskiem, często zresztą jako efekt nagród w ogólnopol
skich konkursach literackich.
„N a D ziko” stało się zatem form acją widoczną w skali kraju, publikowaną i re
cenzow aną w prasie literackiej. W ujęciu antyakadem ickiego Słow nika literatury p o lskiej urodzonej p o 1960 roku. P arnas bis z roku 1998 członkow ie grupy określe
ni zostali „pod w zględem estetycznym ” ja k o „ewidentni epigoni bruLionowego o ’haryzm u” , co m iało lokow ać rzekom e źródła ich poezjow ania w dorobku roczni
ków sześćdziesiątych oraz w fascynacji Twoją pojedynczością Franka 0 'H a ry . Jeden z liderów grupy, Maciej M elecki, został nazwany „poetą powszechnej pospolitości” . Karierę, w odniesieniu do „Na Dziko”, zrobiło rów nież określenie „śląska szkoła poezji życia” oraz etykieta „banalizm u elegijnego” , przyw ołująca u podstaw w y
znaczniki nurtu banalistycznego w ogóle, jak : ję zy k potoczny, kolokw ializm y, obsceniczność, ucieczka od problem atyki „oficjalnej” i konieczności ustosunkow a
nia się do tradycji, w sumie zgodna banalność tem atów i środków wyrazu.
O dnotow ane tu dla porządku inform acje i opinie stanowią tylko jeden i to wyłącz
nie form alny m otyw w spólnego przedstaw ienia wybranej tu grupy autorów. Dla porządku m usielibyśm y zaznaczyć, że zgodnie z przyjętym w naszym literaturo
znaw stw ie językiem , „Na D ziko” było grupą sytuacyjną. Sytuacja literacka „prze
łom u” , która zazwyczaj, o czym św iadczy dobitnie przykład „Skam andra” , sprzyja
„swoistem u zajm ow aniu pozycji” była i w tym wypadku „czynnikiem wiążącym grupę” . N ie jak aś sform ułow ana poetyka, a „usiłow anie wspólnego usytuow ania się na literackim rynku” określało zasady spoistości grupy „Na D ziko”2.
Zadaniem istotniejszym niż formalny opis owej „spoistości” i „grupowości” jest dla mnie lektura poezji, określona w punkcie wyjścia przez wybór pewnego pokoleniowo- -geograficznego fenomenu. Lektura, która prowadzi do interpretacji, pozostawiającej z boku inne reguły historycznoliterackiej reprezentacji i niezdeterminowanej potrzebą budowania np. hierarchii nazwisk, albo odnoszenia się do całościowego kontekstu ów
czesnego życia literackiego. Od określającej wstępną motywację naszych poczynań, socjologii życia literackiego, chciałbym zatem przejść do „modelu poezji”.
Każdy w iersz istnieje rzecz jasna z osobna, pow inien być czytany dla niego same
go, w idziany w swojej niepow tarzalności. Stanowi, użyję poręcznej formuły Rolan
da Barlhesa, punctum , ja k iś szczegół przyciągający uw agę w jednorodnej przestrzeni
2 O d w o łu ję się tu do u staleń M . G ło w iń sk ieg o ( 1998).
fotografii: „użądlenie, dziurka, plamka, małe przecięcie” , „to, co mnie nakłuw a”
(Barthes 1995, 47 i 73). Skojarzenie z fotografią nie je st tu zresztą przypadkowe.
Rejestracja poetycka byw a często w utworach debiutantów lat 90. podporządkow ana chłodnem u oku. Dzięki temu w polu obiektyw u, obok głów nego tem atu, ma szansę pojawić się ten w łaśnie interesujący „szczegół”, który ja k pisze Barthes, „nie jest, a przynajmniej niekoniecznie musi i m oże nie pow inien być zam ierzony” , „dodatek zarazem nieuchronny i darow any” (Barthes 1995, 84—85).
Z jednej więc strony mamy w tym zbiorze dokonań w iersze-fotografie, kryjące j a kieś elektryzujące, uderzające mnie punctum , ale też same w sobie, na tle reszty, mające stanow ić ów „nakłuw ający”, „przeszyw ający” czytelnika szczegół. Z drugiej strony, oczyw iście, każdy zbiór narzuca, trzym ając się m etafory Barthesa, lekturę przynależną studium, a w ięc też wielości, co oznacza: „przeglądać, szybko i m iękko przebiegać wzrokiem, zwalniać i przyspieszać” (Barthes 1995, 86). Chciałbym zresztą czytać te wiersze, widząc w zam yśle antologię-album , w której szczegóły zatrzym ujące (naw et na mgnienie) wzrok, łączą się w pozw alającą „zw alniać i przy
spieszać” opow ieść o pewnym dośw iadczeniu poetyckim .
N arzucający się mojej lekturze w ybór tekstów każe zastanow ić się najpierw nad pytaniem o przyczynę tego dośw iadczenia, która byw a w szakże bardzo różna, gdy rozpatryw ać rozm aite nurty i tendencje literackie. W obec om awianych wierszy chciałbym zastosow ać rozpoznanie, które sięga do opisu genezy „dośw iadczenia w ew nętrznego” , w ujęciu G eorgesa B ataille’a: „śm ierć nieustannie otw ierała lub zam ykała bramy m ożliw ego” (Balaille 1998, 50). Oczyw iście, sam tem at śm ierci je st jednym z najw iększych w literaturze i w sztuce w ogóle. Jego obecność w naj
nowszej poezji je st w ięc poniekąd konieczna i nieuchronna, nie pow inna zaskaki
wać, i to bez w zględu na w iek autorów.
Nie interesuje mnie leż odtw arzanie w tych w ierszach przynależnych do tem atu śmierci ogranych m otywów i tropów. To, co w ydaje się natom iast w om awianym kontekście ważne oraz interesujące, to w łaśnie punkt w yjścia sam ego „dośw iadcze
nia poetyckiego” i w spom inany ju ż fotograficzny, „uśm iertelniający” zatem, anty- pom nikow y sposób rejestracji świata. „Zostaną po nas zaim ki, fragm enty przerw a
nych zdań, cienie wyw abione rzutnikiem na ścianach” , czytam y np. w jednym z wierszy G rzegorza O lszańskiego, by w innym z je g o tekstów przeczytać z kolei:
„Zostaną po nas puste przestrzenie, negatyw y w ypełnione św iatłem , lustrzane odbi
cia zatopione w czerni pozytyw u” .
Bez względu na to, co staje się w tych w ierszach obiektem poetyckiego unieru
chom ienia, „w szystko je st m artwe lub takim się w ydaje” , jakby rzecz ujął Bataille (Balaille 1998, 173). Przede w szystkim inni ludzie, gram atyczni „oni” , „żywe trupy”
w ypełniające dom rodzinny, kościół, ulice miast: M ikołowa, Bytom ia, Chorzow a?
„Różne są śmierci rodzaje” , moglibyśm y śm iało przyw ołać w tym m iejscu, jako adekwatne, słowa Gustawa z Dziadów, pamiętając, że zwykła śmierć ciała nie należała dlań do najgorszych. Podobnie jest w poezji debiutantów lat 90. „Umarli, ale jeszcze
112 O J Ę Z Y K U
chodzą”, czytamy w wierszu Macieja Meleckiego, wprawieni w ruch siłą obrzędu, świę
ta, wakacji, przyzwyczajeń, wreszcie, „ruszeni” za sprawą czyjejś prawdziwej śmierci.
Do świadomości czytelnika tych wierszy dobija się nieobecne bezpośrednio w ich akcji lirycznej jakieś „to-co-było” przedtem. Chcemy przynajmniej mieć taką nadzieję, że przed sfotografowaną przez poetę chwilą rzeczywiście było: życie, miłość, wiara.
W ierszow e „w szystkie m iejsca m artwe” B artłom ieja M ajzla w yznaczają także ho
ryzont kreow ania pokoleniow ego bądź m iłosnego „m y” . Pierwsza osoba liczby m nogiej je s t form ą synkretyczną: „W języku m ów ionym używa jej nadawca, jakiś ja , pragnący podkreślić sw oją w spólnotę z rozm ów cą (rozm ówcam i) lub nadawca
m i” (W ilkoń 1999, 81). W języku literatury, obok tej funkcji, forma „m y” w yodręb
niać m oże także „w spólnotę autorów połączonych w spólnym program em ” albo służyć do „oznaczenia w ypow iedzi jednego autora w ypow iadającego się w imieniu grupy, do której należy” (W ilkoń 1999, 81). Zazw yczaj silnie przeciw staw iająca się form om 2 i 3 os. Im (wy, oni), forma „m y” w interesującej nas poezji zostaje do
tknięta tą samą, co i one chorobą: „zastygam y w pozach przypom inających martwe natury”, pisze G rzegorz O lszański. W iersz, niczym um ow na fotografia oddaje w om aw ianych przypadkach zjaw isko nazw ane przez B arthesa „sprasow aniem cza
su”, w ynikające z faktu, że „w każdym zdjęciu je st w ładczy znak naszej przyszłej śm ierci” . W iersze debiutantów drugiej połow y lat 90. skupione wokół zbiorowego
„m y” operują właśnie takim „czasem sprasow anym ”, którego ideę uchwycił Barthes w pozornym paradoksie: „to je st ju ż m artwe i to dopiero um rze” (Barthes 1995, 161-162), natom iast jeden z prezentow anych poetów, W ojciech Brzoska, chociażby w zdaniu: „śm ierć pozuje do zdjęć” .
W w yw oływ aniu drugiej osoby chciałbym przedstaw ianą poezję obserwować w przejściu, tak napraw dę bardzo w ąskim , pom iędzy erotyczną w erw ą oraz inspira
cją a - używ ając określenia B ataille’a - „żałobnym sensem ” każdego Ty. Obrazuje to np. erotyk Pawła Sam y, który kończy się słowami: „Powoli zasnuw asz się pleśnią pościeli” . D la autora cytowanego ju ż wcześniej D ośw iadczenia wewnętrznego ,ja , które um iera” odczuw a przede w szystkim „żałobny sens” rzeczy: „ich napór jest dlań porów nyw alny z przygotow aniam i do jego egzekucji” (Bataille 1998, 148).
W w ybranych tu do wspólnej lektury wierszach dostrzeżem y niew ątpliw ie wpisa
nie w rzeczy podobnej funkcji („m artwe natury”), co jednak istotne, dołączy do nich pojedyncze, liryczne Ty, „bo kochać znaczy um ierać w duchu” , ja k przeczytam y w jednym z utw orów K rzysztofa Siw czyka. W yw oływ ane Ty, druga osoba, i n n y , nie obejm uje sobą śm ierci Ja, choć pośrednio, swoim istnieniem , byciem w relacji, cały czas o śmierci tej przypom ina i j ą niejako przynosi. Z drugiej strony podmiot tych w ierszy m ierzy się z tradycją „głosu O rfeusza” : „wiem, jeśli się obrócę za sie
bie, stracę ciebie i to w szystko” , pisze Radosław Kobierski.
K om unikacja z zaświatam i pozbaw iona je st tu jednak jakiejkolw iek nadziei: „nie m a cię w niczym , naw et kaw ałka” - to ju ż z wiersza W ojciecha Kuczoka. W szystko sprow adza się tylko do „w ypow iadania” , ja k np. w wierszu Radosława K obierskiego
o znamiennym tytule Łazarzu wstań. Jak pamiętamy, według św. Jana: „I wyszedł zmar
ły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą” (11, 44).
Podobnie też przywrócenie, wskrzeszenie liryczne nie obejmuje prawdziwej twarzy, która pozostaje ju ż na zawsze zasłonięta. Dlatego przywołany wiersz będzie zawierał w zakończeniu partykułę, osłabiającą optymistyczną dosłowność poetyckiego gestu:
„przez chw ilę poczujesz j a k b y ś napraw dę m iał w ładzę nad św iatem ” .
Poezja, którą tu prezentuję, na różne sposoby ożyw ia frazeologizm y w ykorzystu
jące pojęcie „m artw ego punktu” . N aw et gdy tego nie czyni bezpośrednio, to i tak odnajdujem y świat om awianych w ierszy w stanie absolutnego niem al bezruchu.
W języku techniki „m artwy punkt” oznacza położenie m echanizm u, w którym nie może on zostać uruchom iony naw et dow olnie dużą siłą, potocznie oznacza to, ja k wiemy, przeszkody nie do pokonania.
W poezji, o której m ów im y, „m artw y punkt” pojaw ia się ja k o m etafora, ja k o sposób postrzegania św iata, ludzi i jedno cześn ie zasadniczy gest sem antyczny.
Gest, który nakłada się jednocześnie na sw oiste „przeżycie struktury gram atycznej” , je śli m ogę tu w ykorzystać term in M arii R. M ayenow ej (M ayenow a 1979, 79).
„K ażda form a gram atyczna - ja k pisał cytow any przez autorkę P oetyki teoretycz
nej K. V ossler - staje się dzięki poezji form ą przeżytej m ow y” (M ayenow a 1979, 79). „P rzeżycie” , o którym m ow a, zapew nia w om aw ianej przez nas poezji specy
ficzne, tj. je dnorodne stylistycznie, eksponow anie różnych w ykładników kategorii gram atycznej osoby3.
Obok kategorii ju ż wspom nianych, obejm uje ow o „przeżycie” naturalnie także Ja liryczne, które spotykam y najczęściej w chwili, kiedy pozostało mu jeszcze, ja k w w ierszu M acieja M eleckiego, um ow ne „kilka godzin do zm ierzchu” . „Jestem gotów do zdm uchnięcia, ciem ność w oła m nie po nazw isku, D ojrzew am ” . „G niję” , przeczytam y z kolei w tekstach W ojciecha K uczoka i G rzegorza O lszańskiego.
Jak zauw ażył G eorges B ataille „kiedy zdąża się do kresu, trzeba siebie zacierać”
(Bataillc 1998, 267). Ta św iadom ość w wielu postaciach w kracza do w ierszy, w y
znacza pozycję podm iotu, autoprezentację, w ykorzystującą przy tym także aktyw ną rolę w spółczesnego, cyw ilizacyjnego otoczenia, ja k np. w w ierszu W ojciecha B rzo
ski: „m oja tw arz rozplakatow ana na szybach m ijanych pośpiesznie sklepów przesta
je istnieć” .
Poezja, którą pragnąłem przedstaw ić, wychodzi zatem od potrzeby, by zdać rela
cję z tego, ja k człowiek staje się, użyjmy jeszcze jednej form uły B alaille'a, „lustrem rozdzierającej rzeczyw istości” (Bataille 1998, 180), by stać się w efekcie kam ien
nym paradygm atem współczesności, gram atyką „m artw ych punktów ” .
1 „W w iększości w y p ad k ó w kateg o rie gram aty czn e - pisze A. W ilkoń - są w ażn y m i k o m ponentam i szeroko pojętych figur sty listy czn o -języ k o w y ch , w yo d ręb n iający ch d an e seg m en ty tekstu lub cały tekst, figur, które ak ty w izu ją n iek ied y w szy stk ie sk ładniki ję z y k o w e . P o eta n ie kształtu je ty ch figur, aby e k sp o now ać kategorie, ek sp o n u je k ateg o rie, aby kształto w ać figury” (W ilkoń 1999, 60).
114 O J Ę Z Y K U
L i t e r a t u r a
B arthes R., 1995, Ś w ia tło obrazu. U w agi o fo to g ra fii, tłum . T rznadel J., W arszaw a (tytuł oryginału: La c h a m b re claire. N o te s u r ¡a p h o to g ra p h ie , 1980).
B ataille G ., 1998, D o św ia d czen ie w ew n ętrzn e, tłum . H edem ann O ., W arszaw a (tytuł oryginału:
L exp erien ce in térieu re, 1943).
G ło w iń sk i M ., 1998, G rupa litera cka a m o d e l p o e zji (p rzy k ła d S ka m a n d ra ), w: G łow iński M ., D zieło w obec odbiorcy. S zkice z ko m u n ika cji literackiej. P ra ce w ybrane, t. 3., K raków .
M ay en o w a M .R ., 1979, P o etyka teoretyczna. Z a g a d n ie n ia ję zy k a , W rocław .
W ilkoń A., 1999, Funkcje kategorii gram atycznych w tekstach literackich, w: W ilkoń A., Język artystyczny.
S tu d ia i s zkice, K atow ice.
D A R I U S Z P A W E L E C
G r a m m a r o f „ D e a d P o i n t s ” . O n P o e t r y o f D e b u t a n t s i n t h e N i n e t i e s i n S i l e s i a T h e a rticle discu sses poem s by deb u tan ts in the n ineties acco rd in g to the generation and geographical key. It d escrib es the p h en o m en o n o f S ilesian g ro u p „N a D zik o ” . All au th o rs m en tio n ed h ere w ere bom a nd live in S ilesia. M ost o f th em w ere b o m in the seventies, and th ey w ere pu b lish ed in the nineties. „N a D zik o ” h as beco m e a form ation reco g n ized tro u g h o u t the country, p u b lish ed and rview ed in literary m agazines. „S ilesian school o f p o etry o f life” , „eleg iac b an alism ” - such e x p ressio n s has becom e popular w hile d escrib in g „N a D zik o ” . T h e y re fe r to the characteristic features o f b an alism such as everyday lan g u ag e, collo q u ialism s, ob scen ity , rejectin g ‘o fficial’ topics and a need to re fer to tradition. T h e aim o f the article, h ow ever, is n o t o n ly to d esc rib e in a form al m an n er ‘c o h esio n ’ and ‘g ro u p c h arac te r’ o f this form ation. It aim s to in terp ret the po etry and to defin e this ‘po etic m o d e l’ that is rooted in the m etaphor o f a ‘dead p o in t’ and ‘e x p erie n ce ’ o f gram m atical form s inflected b y person.