B
•«->*-Powieść Era o życiu źagrobowcm.
Z d y a t o y u IH til o n a R z e c z p o s p o l i t a Przełożył
Hugo Żathey.
J a k wiadomo, poświęcił p. D r. A. Małecki jednę z godzin wykładowych estetyczno - krytycznemu rozbiorowi K r ó l a - D u c h a Juliusza Słowackiego. Mgli
sty ten poemat, znany publiczności tylko z jednego rapsodu, — (dalszych kilka umieści szanowny profesor w wydaniu pism pośmiertnych Juliusza) dotychczas mało był rozumiany, dlatego sądziłem, że przekład opowiadania Era,*) którem
*^ E r — nie S e r ; w Oryginale tryraźnie jest spiritus lenis '"Hp-Upóę.
— 6 5 0 —
Plato „Rzeczpospolitą* kończy, będzie pożądanym tak szerszej polskiej publiczności, interesującej się dziełami jednego z najpotężniejszych geniuszów europejskich i naszych a nie mogącej zajrzeć do źródła, ja k i tym słuchaczom uniwersytetu, którzyby nie chcieli czytać tej powieści w oryginale, a znają j ą tylko z streszczenia szanownego Professora.
Że nieznający tej powieści pełnej tajem nic, — poematu Słowackiego rozumieć nie może, dowiódł nietylko p. Dr. M ałecki, ale i p o e ta , odwołując się do niej w przypisku.
W tym dorywczym przekładzie nie starałem się o ścisłość i dokładność, jakiejby wymagali filologowie z powołania, ale o wierne oddanie umyśli orygi
nału w języku ojczystym , choć wyznać m uszę, że tu i owdzie bodaj z braku ćwiczenia w podobnych tłómaczeniach nie ominąłem greckich zwrotów.
Trzym ałem się tekstu Schneidera (Lipsk 18 3 3 ), któ ry miał pod ręką naj
lepsze rękopisy czeskie, wiedeńskie i porównał je z ta k zwanym Parisinus A ; dlatego też K ru g er, an to r najlepszej gram atyki greckiej, najwyżej ceni jego wydanie.
Sokrates do Glaukona.
N ie o Alkinosie mówić ci będę, ale o E rz e , synu A rm eniosa, rodem Pam- filijczyku. Dzielny mąż ten poległ niegdyś w walce za ojczyznę, i gdy po dziesięciu dniach zbierano ciała z pobojowiska, nadpsute już zgnilizną, znaleziono go zupełnie nienaruszonym i odniesiono dla pogrzebania do domu. Dwunastego dnia leżąc na stosie ożył i ocknąwszy się opowiadał, co tam — za grobem widział. A mówił, że dusza ciało jego opuściwszy wyruszyła łącznie z wielu innem i, i doszły razem do jakiegoś miejsca demonicznego, pełnego tajem nic, w którem były dwie przepaści w ziemi — jed n a koło drugiej, a naprzeciw tym dwie inne w górze, na niebie.
W pośrodku nich siedzieli sądziowie, którzy po wydaniu wyroku nakazywali sp ra
wiedliwym pójść na praw o, drogą przez niebo wiodącą, przywiesiwszy im na piersiach oznaki wyroków ; niesprawiedliwym zaś, którzy mieli na plecach poświad
czenie swych czynów, w skazali drogę na lewo — na dół wiodącą.
Gdy i on się zbliżył, oznajmili m u , że ma powrócić na ziemię i zwiastować ludziom, co widział i słyszał w tem miejscu. Posłuszny rozkazowi bacznie przy
słuchiwał się i przypatryw ał wszystkiemu, co się tam działo. A widział najpierw, ja k jednym otworem nieba i ziemi oddalały się dusze po osądzeniu i jak jednym z innych dwóch (otworów) wychodziły dusze brudem i prochem okryte, a drugim czyste dusze z nieba zstępowały.
Przybyw ające wyglądały zawsze t a k , jak b y z długiej wracały wędrówki i radośnie zasiadały na łące nito w zgromadzeniu uroczystem. Znajome w itały się i wzajemnie dowiadywały o swojej doli i stosunkach. I opowiadały sobie: jedne z jękiem i płaczem wspominając o te m , co wycierpiały i widziały w wędrówce swej podziem nej, tysiąc la t trw ającej, a drugie, idące z nieba — opisując rozkosze i niewymowną piękność, na k tó rą patrzały w szczęściu swojem. Szczegółowe po
wtórzenie tego wszystkiego zajęłoby za wiele czasu, mój Glaukonie, najważniejsze, ja k mówił je st to , że wszyscy za przewinienia swoje, w miarę tego, ja k często i wobec
—
651
—wielu je popełnili, kolejno pokutować musieli — dziesięćkrotnie za każde przewi
nienie, t. j. po każdych stu latach, przyjętych za czas życia człowieczego, na nowo, żeby pokuta każdego grzesznika dziesięćkrotną była i ażeby u. p. ci, którzy winni byli śmieri wielu ludzi, albo zdradzili m iasta i wojska oddając je w niewolę, albo jakąkolw iek inną popełnili zbrodnię, za wszystko to dziesięćkrotne męki cier
pieli — ja k znowu z drugiej strony żeby ci, którzy się dobrymi czynami zasłu
żyli, sprawiedliwymi byli i szanowali praw a Boga i natury, przynależną odebrali nagrodę.
Opowiadał dalej o tych, co w krótce po urodzeniu pomarli, ale to dłuższej wzmianki nie warto.
Z a cześć i nieuszanowanie bogów i rodziców — jeszcze znaczniejsza wyzna
czona je st nagroda i pokuta. Mówił bowiem, że w jego obecności jeden drugiego pytał, gdzieby był A rdiąjos W ielki; — a Ardiajos ten, który był przed tysiącem lat samowładzcą (tyranem) jakiegoś m iasta Pam filji, zamordował, ja k wieść niesie, ojca siwego i starszego b rata i innych wielu dopuścił się zbrodni. Zapytany odpo
wiedział: nie ma go tu i podobno nigdy nie będzie! Między innemi strasznem i rzeczami widzieliśmy n a stęp u jącą: Gdyśmy zbliżyli się do przepaści chcąc iść do góry, ujrzeliśmy niespodzianie jego i innych znaczych grzeszników, po większej części tyranów.
W łaśnie zamierzali wystąpić, ale zatrzym ała ich przepaść, wyjąc przeraźliw ie, skoro który z niepoprawnych w złości, albo ta k i, co jeszcze dostatecznie nie od
pokutował, wyjść próbował. N a znano hasło zjawili się natychm iast raęże dzikiego wejrzenia, ogniem zionący, i jednych rozdzieliwszy między siebie, wyprowadzali — Ardiajosowi zaś i innym związali ręce, nogi i głowę, rzucili ich o ziemię, obili i ściągnowszy z drogi wlekli po raniących kolcach krzaków, tłómacząc przecho
dzącym, dla czego ci tak cierpią i że ich prowadzą do T a rta ru , dokąd są prze
znaczeni. I nad wszelkie bojaźnie, których doznali, większą była obawa, żeby im się głos przeraźliwy słyszeć nic d a ł, kiedy do góry wstępować będą, i z najżywszą radością wstępował każdy, kiedy milczała przepaść.
T a k a je s t pokuta, tak i wymiar nagrody i kary.
Gdy już siedm dni na łące zabawili, muszą wszycy dnia ósmego powstawszy w dalszą ruszać drogę i po czterech dniach dochodzą do miejsca, w którem widać światło rozlane w słupie oguistyiu na całem niebie i ziem i, mające wiele podo
bieństwa do tęczy, ale czystsze od niej i jaśniejsze. Uszedłszy jeszcze dzień drogi, weszli w nie i ze środka widzieli jego kończyny opasujące jak b y wstęga niebo i skupiające jego obwód ta k , ja k okręt skupia podpora krzyżowa. N a koń
czynach tego światła umocowany je st kołowrót A n a n k i (Konieczności), obracający się nieustannie na jej łonie.’)
Na wszystkich ośmiu kołach tego kołowrotu siedzą Syreny, obracając się znim razem i śpiewając niezmiennym harmonijnym głosem.
N a około w równem oddaleniu widać trzy inne kobiety w białych szatach z wieńcami na głowach; są to Moiry,” ) A nanki córy: Lachezis, Klotho i A tropos,
*) Opisanie wrzeciona do wyjaśnienia rzeczy zbyteczne opuszczamy.
)
Parki.—
6S2
—które łącząc swój głos z Syren głosem śpiew ają: Lachezis o przeszłości, Klotho 0 teraźniejszej chw ili, a Atropos o przyszłości. I od czasu do czasu porusza Klotho krańcowe koło wrzeciona prawą rę k ą , również dotyka Atropos średniego lewą ręką Lachezis zaś porusza obydwa na przemian to jedną, to drugą ręką.
Przyszedłszy musieli stanąć przed L ach ezą; tu ustaw ił ich wieszcz w po
rządku uu. poozem wZiąwszy z łona Lachezy losy i wzorce życia w stąpił na pod
niesienie i rzek ł: „To mówi A nanki córka, dziewicza L ach ezis: dusze znikome!
rodzaj śm iertelny poczyna nową kolej ż y cia; każdą z was strzec bedzie demon, ale nie on będzie wybierać między wami, lecz wy go wybrać sobie m acie; komu los pierwszy przypadnie, ten pierwszy ma obierać drogę żyw ota, z której zejść mu nie będzie wolno. Cnota je st do wzięcia, i posiędzie ją każdy w mniejszym lub większym stopniu podług tego, czy j ą szanować, czy lekceważyć będzie. Winę obierający sam Sobie przypisze: bóg jć s t niewinny!
To powiedziawszy rozrzucił między wszystkich losy i każdy podniósł tego, k tóry padł prZed n im ; jem u (Erowi) zaś wziąść nie pozwolono.
ł kto los podnióśł, dowiedział się, jakie sobie wybrał stanowisko.
Potem rozłożył przed nimi na ziemi wzorce (wizerunki) życia w wielkim doborze: były tu bowiem wzory życia wszystkich łudzi i zw ierząt; a między innemi tyranie albo dozgonne, albo w środku kolei zgniecione i kończące s ią nędzą, ucdecżką i kijem żebraczym. Były także wizerunki życia ludzi słynnych bądź z powierzschności i piękności, bądź z siły i waleczności, albo z urodzenia i cnót przodków — i również nie mogących się szczycić tem wszystkiem —t. i takież sam ę wzory życia kobiet. Dalsze wzorce mieściły bogactwo i nęd zę, zdrowie i Słabości, i wszystko to razem złączone.
Tu ńiezaWOdńie wszystko człowiek daje na stawką i dlatego najusilniej starać sią UUleży, żeby kkżdy z ndS, ńie troszcząc się o inne Umiejętności, nauce i badaniu tej się poświęć!!, którąby go uczyniła potężnym i śmiałym i nauczyła rozróżnić życie ttżytócńie od złego, óbrać w każdyin razie ile możności najlepsze, obliczyć dobrze, ile to wszystko, co się powiedziało, na cnotę życia wpłyną/ć może —*■ i poznawać, ja k ą korzyść, lub niekorzyść przynosi piękność pOłąćżona z ubóstwem, albo bogactwem — w miarę teg o , jak a je śt dusża — i jak i sprawiają Skutek niskie lub wysokie urodzenie, osamotnienie i dostojeństwa, siła i niemoc, hczoność 1 nfouctwo i wszystkie te błądź wrodzone, bądź pozyskane Własnośći. T a k , żeby z tego WsźyŚtkiegd, uwzględniając Odrębność SwOj duszy, nauczył się’ należyty Wybór źtóbić międży gotszem i lepszem życiem ; — a za gorsze uzna t o , którę duszę zawie
dzie do niesprawiedliwości, Za lepsze zaś ło , którę gó uczyni czystszym. W szystko inne pominąć należy, przekonaliśm y się bóWiem, że ta k i wybór dla niego w życiu zrobić i po śmierci je st najkorzystniejszym. Idąc do HadeStt musi także niewzruszenie trzym ać się tej zasady, ażeby i tam n ie zaślepiło go bogactwo i inne złe tego rodzajn, i żeby nie hołdując tyranii i innym zbrodniom strzegł się wszelkiego żłegó uczynku, zaćoby jeszcze Więcej musiał cierpieć , ale żeby zdołał obrać życie pośrednie i omitĄć um iał przesady w jednym- i drngini kierunku ta k w tem , ja k i w przyszłem życiu, bo tylko tym sposobem uzyska człowiek prawdziwe szczęście.
Tu, ja k oznajmił poseł wieści za grobu przynoszący, tłómacz woli bogów mówił:
„ I ostatniego do wyboru przystępującego, jeźli to czyui z rozmysłem i sobą po
— 653 —
kierować umie, czeka żywot miły i nie zły ; dlatego niech najpierw wybierający nie postępuje bez rozwagi z pośpiechem, a ostatni niech nie traci nadziei!*
Po tych słowach w ystąpił zaraz pierwszy i obrał najstaszliwszą tyranię, a ponieważ wybierał nierozsądnie i z chciwością, uszło jego uw agi, że mu los prze
znaczył pożreć własne dzieci i innych doświadczyć okropności.
Ale rozważawszy głębiej, co był uczynił, rzucał się na siebie, jęczał i złorzeczył, że wybierał nie pomny przestróg wieszcza i nie sobie przysądzał winę nieszczęścia, ale losowi i demonom i wszystkiemu raczej, niż sobie. A on należał do przycho
dzących z nieba, przebył swoje poprzednie życie w dobrze urżądzonem państwie i był cnotliwym, ale więcej z nawyknienia niż z zasady, wyrobionej prawdziwą mądrością.
Można powiedzieć, że nie mało było tak zawiedzionych między zstępującymi z nieba, bo nie przywykli do trudów i nic zaznali cierpienia i bolu; przeciwnie inni, którzy sami wiele nieszczęść przebyli i nieszczęścia drugich widzieli, nie wybierali w pierwszym zapędzie— z pośpiechem i nierozwagą. Dlatego z zarządzenia losu znaczna je st dla dusz zmienność złej i dobrej doli.
I jeźli k to , ile razy wstępuje w to życie ziemskie, zawsze zdrowym posłu
guje się rozumem, i jeźli mu los nie ostatnie miejsce w wyborze przeznaczył, to powinienby być w skutek tego, co zwiastowano, nie tylko tu szczęśliwym, ale wę
drując stąd tam i stam tąd tu napow rót, miałby drogę nie podziemną i przykrą, ale równą i niebieską. W istocie w arto było widzieć, ja k wszystkie dusze obie
rały sobie rodzaj żyw ota; a był to widok żałośny i śmieszny i dziwny, bo dusze przy losowaniu kierowały się najczęściej przywyknieniami życia przeszłego. I tak widział — jak dalej opowiadał, ż e dusza Orfeusza obrała sobie życie łabędzia, nie- chcąć z nienawiści do rodzaju niewieściego, który go zabił, urodzić się w kobiecie!
W idział ta k ż e , że dusza Tham yrosa w słowiku siedzibę sobie w ybrała, a łabędź w człowieku, również ja k i inne śpiewające zwierzęta. Dusza dwudziesta z kolei losująca w ybrała życie Iw a, a była to dusza A jasa Telamończyka, k tó ra pomna sądu o broni’) w człowieka wejść się w zdrygała; również dusza Agamemnona, także z nienawiści do rodzaju ludzkiego, który mu tyle cierpień zadał, zam ieniała przezłe życie na życie orła. A zaś dusza A talanty, nie mogła patrząc na cześć, ja k ą odbiera człowiek atletyczny, przejść koło niego, nie obierając sobie jego żywota.
Po tem widział duszę E p eio sa, syna Panopeusa, idącą w ciało kobiety biegłej w sztuce — a w dali między ostatniem i duszę Thersitesa przywdziewającą postać małpy. Także dusza Odyseusza, której przypadł los o s ta tn i, wyszła chcąc wybierać, ale ponieważ pam iętając o dawniejszych trudach i bolach ju ż się była z żąldźy sławy w yleczyła, chodziła długo szukając wizerunku człowieka prywatnego i od wszelkich trosk wolnego — a gdy nareszcie pochwyciła pożądany lo s, leżący gdzioś na uboczu i od innych niedojrzany, powiedziała, że choćby jej pierwszej wybierać przeznaczono, lepszego wyboru zrobićby nie mogła.
I zwierząt dusze przechodziły w lu d z i, albo w inne zw ierzęta: dusze nie
sprawiedliwych w d rap ieżn e, a sprawiedliwych w sw ojskie— s ł o w e m najrozma-
* )przyznającego zbroję Achilcsa Odysseusowi, w skutek czego Ajas dostał obłą
kanie zmysłów. Przyp. tł.
— G54 —
itsze zachodziły zmiany. Gdy nareszcie wszystkie dusze losy wyciągnęły , przystą
piły w porządku do L a c h e zy , a ta dodała każdemu dem ona, którego sobie obrała, jak o stróża życia i wykonawcę wyboru. Ten prowadził je najpierw do Klotho i kładł pod jej rę k ę , k tó ra właśnie obracała ko ło w ro t, lo s , jaki sobie każda obrała.
Dotknąwszy się tej wiódł je dalej do przędzy A tropos, żeby nić nierozerwalną zro b ić; potem wprost do tronu Ananki się zwrócił — przeszedł przezeń — i gdy wszyscy inny przeszli — ruszyli razem w strasznym skwarze i spiece na letejskie p o la , gdzie nie ma ani drzew ani tego wszystkiego, co wydaje ziemia. Tam spo
czywają, bo już nadszedł wieczór, nad rzeką Ameles, której wody żadnem naczyniem nie objąć. Pew ną miarę tej wody musieli pić wszyscy; nierozważni zaś miarę przekro
czyli — i k to się n a p ił, ten zapominał o wszystkiemi O północy, gdy się wszyscy do spoczynku u ło ż y li, zatrzęsła się zie m ia , zagrzm iały pioruny i nagle rozleciały dusze na wszystkie s tro n y , błyszcząc jak gw iazdy, ażeby wstąpić do rodzących się ciał.
Jem u zaś (Erowi) wzbroniono pić w ody, ale jakim sposobem wrócił do ciała, nie w ie— d o ść, że otwarłszy oczy ujrzał się na stosie.
Powieść ta pełna tajemnic, mój Glankonie, przechowała się i nie zaginęła i nas może zbawić, a jeźli jej posłuchamy, przejdziem y bezpiecznie letejską rzekę i duszy nie splamimy. I jeźli za mną idąc, przekonani, że dusza je st nieśm iertelną i zdolną znieść wszystko złe i d obre, trzym ać się będziemy drogi do góry wiodącej i na każdem miejscu sprawiedliwości służyć będziemy, żebyśmy miłymi byli sobie i bogom , tak w tem życiu ja k i gdy wieczną otrzymamy nagrodę, k tó rą sobie jako zwycięzcy zewsząd zbieramy — tedy będzie się nam dziać dobrze tu i w tysiąc
letniej pielgrzym ce, o której właśnieśmy wspomnieli.