• Nie Znaleziono Wyników

Wyboru relacji na temat bloku nr 11 dokonał Adam Cyra

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wyboru relacji na temat bloku nr 11 dokonał Adam Cyra"

Copied!
43
0
0

Pełen tekst

(1)

Wyboru relacji na temat bloku nr 11 dokonał Adam Cyra

„(…) umieszczono nas w bloku nr 11 w celi nr 25 lub 4 (…). Mniej więcej co dwa lub trzy dni zabierani byliśmy na przesłuchanie, podczas którego bito nas, wymuszając przyznanie się do przygotowań do ucieczki. Doktor Diem i aptekarz Toliński dostarczyli nam ampułki z trucizną cyjankali, abyśmy za- żyli w wypadku torturowania. Każdorazowo, gdy otwierano drzwi do naszej celi, wkładaliśmy ampułkę do ust i trzymaliśmy podczas przesłuchania. Po dziesięciu tygodniach sanitariusze przychodzący do bloku nr 11 (…) zawia- domili nas, że nie grozi nam kara śmierci i będziemy zwolnieni. Rzeczywiście wyprowadzono nas z bloku nr 11, przydzielając do karnej kompanii w Brze- zince”.

APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 61, k. 199, relacja b. więźnia Mariana Perskiego.

„Egzekucje w pierwszym okresie wykonywał pluton egzekucyjny, ale ponie- waż więźniowie i ludność okoliczna mogła z ilości salw domyślać się o prze- prowadzaniu egzekucji, później zaczęto wyroki wykonywać przy użyciu broni pneumatycznej. Przypominam sobie, że w 1940 lub 1941 r. Quakernack opowiadał w biurze jednemu z esesmanów, że więzień źle ugodzony bolcem,

w nocy wyszedł z kostnicy krematoryjnej i błądził po terenie nagi i skrwawiony. Rano przechodzący esesmani zauważyli go i odprowadzili do

krematorium, gdzie został zastrzelony z pistoletu. Po tym wypadku egzekucje odbywały się z broni małokalibrowej, a wykonawca był najczęściej Rapportführer Palitzsch”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 7, k. 1268, relacja b. więźnia Romana Taula.

„(…) w dniu 23 lipca 1941 r. rozstrzelano (…) 13 więźniów, egzekucji dokonał pluton egzekucyjny. Po kilkunastu takich egzekucjach (…), zmieniono formę egzekucji, która była dokonywana pojedynczo przez Hauptscharführera Pa- litscha. Palitzsch był zawodowym mordercą”.

APMA-B. Proces Hőssa t. 7 b, k. 188 a, zeznanie b. więźnia Henryka Bartosiewicza.

„Aumeier Hans – SS-Hauptsturmführer był Lagerführerem od początku lute- go 1942 r. (…) Wiadomo mi jest, że osobiście brał udział w rozstrzeliwaniu więźniów na bloku 11-tym. Czynność ta służbowo, jak się orientowaliśmy, należała do Rapporführera, którym wtedy był Palitzsch (…). Chętnie i nie- rzadko wyręczał Aumeier Rapportführera, strzelając do więźniów skazanych na śmierć”.

APMA-B. Proces Załogi t. 63 b, k. 201, zeznanie b. więźnia Józefa Pawła Ludwiga.

„Wszelkiego rodzaju egzekucje były dwojakie, a mianowicie: urzędowo za- twierdzone przez Berlin i nieurzędowe robione na własną rękę przez władze obozowe. Jakiego rodzaju była egzekucja wiedzieliśmy w kancelarii najdo-

(2)

kładniej, gdyż listę osób straconych za wyrokiem Berlina robiła kancelaria obozowa, zaś straceni nieoficjalnie na własną rękę byli od jesieni 1941 r.

umieszczani na liście więźniów zmarłych naturalną śmiercią w szpitalu. Spi- sywano fałszywe meldunki śmierci, w których podawano najrozmaitsze cho- roby, jako bezpośrednią przyczynę śmierci. Tego rodzaju fałszerstwa upra- wiano przez cały czas istnienia obozu oświęcimskiego. W sprawozdaniach miesięcznych, które osobiście co miesiąc opracowywałem, podawałem jedynie egzekucje zatwierdzone przez Berlin, natomiast inni – jak to już podawałem – figurowali początkowo jako tzw. „überstellt”, a od jesieni 1941 r. jako zmarli naturalną śmiercią”.

APMA-B. Proces załogi t. 78, k. 7, zeznanie b. więźnia Jana Dziopka.

„W oznaczonym terminie szła do bunkra komisja, w skład której wchodzili:

Hőss jako komendant obozu, Aumeier jako Schutzhaftlagerführer, Schwarz jako zastępca Aumeiera, często jacyś inni funkcjonariusze z biura Aumeiera, ja jako szef oddziału politycznego, funkcjonariusze mego oddziału – często Wosnitza a najczęściej Lachmann, lekarz pełniący sł€żbę i dozorca bunkra (Arrestaufseher). Funkcję tę pełnil przez pewien czas Willi Gehring. Komisja taka przechodziła od celi do celi i wybierała z nich tych więźniów, którzy przeznaczeni byli na egzekucję. Przeznaczonych na śmierć odprowadzano na górę do Waschraumu, gdzie rozbierali się oni do naga, skąd więźniowie z per- sonelu bunkra odprowadzali ich pod ścianę, pod którą skazańców rozstrzeli- wano. Początkowo rozstrzeliwał pluton egzekucyjny, a potniej esesmani strzałami pojedynczymi w tył głowy (Genickschuss). W pojedynkę strzelali najczęściej Rapportführerzy: Palitzsch i Stiewitz. Przed rozstrzelaniem więk- szość skazańców zachowywała się spokojnie, niektórzy z nich wznosili okrzy- ki patriotyczne, Lachmann tłumaczył mi, że wznosili oni okrzyki: „Niech żyje Polska !”. Rozstrzeliwano zarówno mężczyzn jak i kobiety”.

APMA-B. Proces załogi t. 53 b, k. 286 i 287, zeznanie Maksymiliana Grabnera.

„Pracując w Schreibstube HKB w Oświęcimiu wiem, że Lachmann przycho- dził do Schreibstube z listami rozstrzelanych więźniów, na których dokonał sam egzekucji”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 10, k. 35, relacja b. więźnia Edwarda Halka.

„Gdy pracowałem (…) na strychu bloku 28, a było to w drugim roku mego pobytu w obozie oświęcimskim, w porze letniej, około południa, zarządzono t. zw. Blocksperre i przez okno strychowe podpatrując widziałem głowy więź- niów stojących przed tak zwaną Ścianą Śmierci, mur oddzielający dziedziniec bloku 11 zasłaniał mi resztę obrazu, i po strzałach, jakie słyszałem, głowy te znikały. Z tego wnioskowałem, że więźniowie, których głowy widziałem, pada- li na ziemię. (…) Jeden z Ukraińców-banderowców, z którym zetknąłem się w obozie, opowiadał mi przedtem, że w bloku nr 11 przebywają więźniowie Po- lacy z Warszawy i w dniu opisanej co dopiero „rozwałki”, w czasie rannego mego spaceru pod blokiem 9-tym, słyszałem dochodzące mnie z bloku

(3)

11-tego odgłosy pieśni „U drzwi Twoich stoję Panie”. To zdarzenie najlepiej utkwiło mi w pamięci”.

APMA-B. Proces Załogi t. 54 c, k. 314 i 315, zeznanie b. więźnia Józefa Gorzkowskiego.

„Strasznie przygnębiająco działały na nas egzekucje różnego rodzaju. Gdzieś do połowy 1943 r. przy apelach porannych wyczytywano numery więźniów, którzy po apelu już nie szli do pracy, lecz zbierali się pod blokiem nr 24, skąd po odejściu komand do pracy zaprowadzano ich na blok nr 11 i tam roz- strzeliwano pod Ścianą Śmierci. Codziennie blokowi przynosili z Oddziału Politycznego wykaz numerów ze swego bloku do odczytania przy apelu. Było to straszne, wszyscy wiedzieliśmy, że odczytana osobę widzimy po raz ostatni i że za jakiś czas rodzina jego otrzyma zawiadomienie, że „zmarł na serce”.

Toteż, gdy stanęliśmy do apelu rannego, jakie było wielkie skupienie, jak żar- liwie się każdy modlił, by nie odczytano jego numeru”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 108, k. 136, relacja b. więźnia Pawła Kulczaka.

„Bodajże w marcu 1942 r. Adam Gębicz, pochodzący bodajże z Częstochowy, prowadzony na rozstrzelanie wołał „Niech żyje Polska”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 65, k. 46, relacja b. więźnia Adama Kopycińskiego.

„Pamiętam również wypadki skierowania na rozstrzelanie z tej sali (blok nr 21 – dop. A.C.) osób, które po przebytej operacji przychodziły do zdrowia.

Leżał koło mnie np. więzień z Krakowa Cyrań lub Cyroń, który nie mogąc chodzić po operacji żylaków został przez Palitzscha zabity na noszach na dziedzińcu bloku nr 11. Pamiętam miłego kolegę z Lublina nazwiskiem Kru- szyński, który doznał podczas pracy (…) poważnej kontuzji powikłanego zła- mania obu nóg. Wolno dochodził do zdrowia, nogi mu ropiały - pełnił już funkcję „Hilfspflegera”, bardzo pomagał innym. Niestety został rozstrzelany wraz z innymi lubliniakami w październiku 1942 r.”

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 39, k. 114, relacja b. więźnia Zygmunta Gaudasińskiego.

Stanisław Dobrowolski pochodził z Lublina lub województwa lubelskiego.

Był to mężczyzna słusznego wzrostu, brunet, mocno zbudowany, miał ładne, zdrowe zęby. Człowiek o bardzo dobrym charakterze. Miał piękny, męski, te- norowy głos. Często śpiewał. Lubił śpiewać sentymentalne piosenki, których z przyjemnością słuchano. (…) Do jego żelaznego repertuaru należały przed- wojenne przeboje m.in. „Taka miła jest moja dziewczyna”, „Jesienne róże”,

„Ta ostatnia niedziela” i „Niebieskie oczy”. Bardzo często śpiewał także suge- stywną pieśń obozową „Druty, druty, bezlitosne druty”. Jakże wdzięczni byli koledzy za ten śpiew. Jankowi Stawarzowi szczególnie utkwił w pamięci ostatni występ Dobrowolskiego w nocy z 27 na 28 października 1942 r.

Śpiewał on wtedy długo w tę noc. Śpiewał tak, jakby w sentymentalne słowa przebojów chciał przelać swe wszystkie uczucia, swą całą duszę. Szczególnie dało się to odczuć w piosence „Jaka miła jest moja dziewczyna” (...). Słucha-

(4)

cze z tej sztuby w bloku nr 25 A długo nie mogli zasnąć tej nocy. A potem w trakcie porannego apelu pisarz blokowy wyczytał kilkanaście numerów, miedzy innymi numer Dobrowolskiego i polecił, aby wyczytani pozostali na placu. Wszyscy wiedzieli dobrze, że w warunkach lagrowych nie wróżyło to nic dobrego. Janek Stawarz stojący obok Dobrowolskiego, usłyszał z jego ust dwa słowa – „na pewno rozwałka”. W oczach śpiewaka ukazały się łzy. (…) Wyczytanych zaprowadzono do bloku nr 11”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia, wspomnienia b. więźnia Jana Stawarza, spisane przez Mie- czysława Zająca, również więźnia KL Auschwitz.

„Jerzy Janicki został zabrany przez Palitzscha na blok nr 11, gdzie około dwóch miesięcy poddawano go torturom, by zdradził, kto prócz niego brał jeszcze udział w pracy konspiracyjnej. Nie wsypał nikogo. Przy jednej z „roz- wałek” został rozstrzelany. Właściwie nie był przekazany na rozstrzelanie, ale zauważono, że jest maksymalnie wycieńczony i pluje krwią, więc jego też za- brano. Przed pójściem do Bloku Śmierci przyrzekł mi, że mnie nie „wsypie”

i że o mojej pracy wie tylko on (…). Nadto Janicki przekazał mi spisy pomor- dowanych Polaków i Żydów, spis mówiący o ilości załogi SS w Oświęcimiu i podający nazwiska capów i blokowych, brewiarz, o którym powiedział, że to pamiątka po Ojcu Maksymilianie Kolbe, książkę do nabożeństwa, krzyżyk, swoje zdjęcie i list pożegnalny do swojej matki. Prosił, bym to wszystko prze- kazał na wolność. (…) przeniosłem to wszystko do piwnicy w bloku nr 25, gdzie przechowywałem zakopane. W późniejszym okresie czasu, nie mając kontaktów z ludźmi, z którymi współpracowałem – spaliłem „bibułę”, list Ja- nickiego i brewiarz, a resztę przesłałem jego rodzinie”

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 18, k. 30-31, relacja b. więźnia Stanisława Hysa.

Kolega Stanisław Gajda, nr obozowy 12254, młodociany, spodziewał się roz- strzelania. Większość więźniów z jego transportu już nie żyła. W dniu 12 ma- ja 1942 r. po rannym apelu wyczytano jego nazwisko. Żegnał się z każdym z nas bez łez. W obozie osadzony został za ulotki. Przeżył w nim rok czasu.

Rozstrzelano go”.

APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 13, k. 166, relacja b. więźnia Władysława Siwka.

„W 1942 r. w obozie rozstrzelano kilku moich kolegów przywiezionych tym samym transportem. Taki los spotkał kolegę Mlostka oraz dwóch braci Cza- jorów, Alfonsa i Ryszarda. Jeden z Czajorów pracował jako Arbeitsdienst w Auschwitz I, drugi pracował w obozowej drukarni, skąd skierowano go do karnej kompanii w Birkenau. Wspomnianą egzekucję przeprowadzono w sierpniu 1942 r. Rozważając zaistniałą sytuację stwierdziliśmy, że naszą grupę likwidowano na raty. Część kolegów zginęła w poprzednich dwóch eg- zekucjach, my pozostali spodziewaliśmy się, że zginiemy w październiku 1942 r.. Świadomość tego była strasznym przeżyciem. W każdym razie od sierpnia 1942 r. prawie nic nie jadłem, nawet nie pisałem listów do domu.

Uważałem, że dla matki będzie mniej bolesnym, jeśli nie otrzymując dłuższy czas listów przygotuje się na najgorsze. Nie wiem, z jakich względów wstrzy- mano wykonywanie egzekucji. Przecież w poprzednich egzekucjach rozstrze-

(5)

lano nawet syna Leitera NSDAP w Chorzowie – Alojza Pnioka, w obozie ozna- czonego numerem 1326, który do obozu dostał się za przynależność do pol- skiej, nielegalnej organizacji. Na Śląsku takie dramatyczne sytuacje w rodzi- nach zdarzały się dosyć często”.

APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 76, k. 188, relacja b. więźnia Kazimierza Smolenia.

„W dniu 17 sierpnia 1942 r. mój brat Zbigniew został po wieczornym apelu wywołany przez blokowego, który polecił mu, że dnia następnego pozostać ma obozie, nie wolno mu iść do pracy, tylko ma zgłosić się w Hauptschreib- stubie. Spaliśmy wówczas razem z bratem na bloku 17-stym. Wiedzieliśmy, że brat pójdzie jutro na rozstrzelanie, naradzaliśmy się, co zrobić; rozważali- śmy możliwość ucieczki, gdyż drogę ucieczki kanałami znałem, zrezygnowali- śmy jednak z tego, ponieważ obawialiśmy się, by rodziców naszych za nas nie pociągnięto do odpowiedzialności. Następnego dnia po apelu porannym i po wymarszu komand do pracy, brat mój i mający takie same wezwanie inni więźniowie zebrali się w Hauptschreibstubie. W dniu 18 sierpnia 1942 r. było ich tam 56. Krótko po godzinie 8-ej przyszedł do Schreibstuby Palitzsch z listą, wyczytał z niej nazwiska zebranych tam więźniów, sprawdził czy są wszyscy, a następnie ustawiono owych 56 w piątki i w otoczeniu Blockführe- rów, pod kierownictwem Palitzscha zaprowadzono na blok jedenasty. Pracu- jąc w tym czasie przy rollwadze, mogłem pozostać w obozie i słyszałem, że po zapędzeniu całej grupy na blok 11-sty, dochodził stamtąd głos pieśni „Jesz- cze Polska nie zginęła”. Wieczorem odwiedził w bloku tłumacz z bloku 11-go, Ślązak z Katowic Kurt, wręczając mi kartkę, którą obecnie okazuje, opisał sposób wykonania egzekucji i powiedział mi, że brat trzymał się do ostatniej chwili bardzo dzielnie, nie tylko sam nie upadł na duchu, ale pocieszał swo- ich towarzyszy niedoli. Dosłownie powiedział mi, że mogę być dumny z mego brata. Świadek okazał kartkę pisaną na papierze kratkowanym, ręcznie, ołówkiem, której treść jest następująca: „18.8.42. Moi najmilsi ! Ostatnie słowa piszę do Was ! Te ostatnie chwile poświęcam tylko Wam moi najuko- chańsi. Lecz nie martwcie się, bo to wszystko dla i za Ojczyznę, za Polskę.

Żegnajcie moi najukochańsi ! – niech Bóg ma Was w swojej opiece. Bóg mnie kiedyś złączy znów razem z Wami. Zbyszek”. Pismo na kartce pochodzi z ręki mego brata. Kartkę te przesłałem przez znajomego mego Adama Kaczyńskie- go, który pracował w Oświęcimiu jako robotnik cywilny, moim rodzicom, od których ją obecnie podjąłem”.

APMA-B. Proces Hőssa t. 4, k. 4-5, zeznanie b. więźnia Tadeusza Bałuta.

„Często nasze komando Leichenträgerów usuwało zwłoki spod Ściany Śmier- ci na dziedzińcu bloku nr 11, gdzie masowo rozstrzeliwano więźniów. (…) Pod Ścianę Śmierci udawaliśmy się w różnych porach dnia (…). Blockführer z bloku nr 11 zapisywał zawsze nasze numery. Zabieraliśmy ze sobą dwie tragi (nosze), na których odnosiliśmy zwłoki od razu po rozstrzelaniu. Egzekucja miała następujący przebieg: kalifaktor Jakub wyprowadzał ofiarę z umywalni (rozbieralni) bloku nr 11 i ustawiał ją twarzą do Ściany Straceń, a esesman oddawał strzał w potylicę. Zwłoki odnosiliśmy do tyłu, prawie pod bramę po- dwórza bloku nr 11. W międzyczasie esesman rozstrzeliwał drugą ofiarę. Po

(6)

jej zwłoki przychodzili już inni Leichenträgerzy z drugimi noszami. Z jednymi noszami nie moglibyśmy nadążyć w przenoszeniu zwłok. Często zdarzało się, że ofiara upadała na twarz i krew wyciekająca fontanną z jej potylicy tryskała na nasze ubrania. (…) Byłem świadkiem jak jedną z ofiar esesman po odda- niu pierwszego strzału tylko postrzelił. Człowiek ten odwrócił głowę i zapytał:

„Czy to już ?” – wówczas esesman zarepetował i strzelił po raz drugi”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. , k. 106 i 107, relacja b. więźnia Stefana Markowskiego

Skazani na śmierć rozbierali się do naga na korytarzu bloku nr 11 i oczeki- wali do chwili wyczytania ich numerów. Do odczytanego skazańca podchodził niejaki Jakub, chwytał jednego, a nawet dwóch za ramiona i wyprowadzał na podwórze przed czarną Ścianę Śmierci. Tu strzelał skazańcom w tył głowy każdorazowy Rapporführer (podoficer raportowy – dop. A.C.) lub jego zastęp- ca. Ów Jakub, pomocnik egzekucyjny nazywał się Kozolczyk lub Kozielczyk, dokładnie nie pamiętam, narodowości żydowskiej, nie umiał czytać ani pisać, ale za to posiadał niezwykłą siłę. Jeżeli skazaniec opierał się przed egzekucją, wówczas chwycony w ręce Jakuba nie mógł nawet myśleć o oporze. (…) Z jednej strony ów Jakub był nieubłaganym w stosunku do skazańców, z drugiej jednak czynił wiele dobrego dla kolegów siedzących w bunkrach na bloku nr 11. Przez Jakuba można było posłać chleb, papierosy lub grypsy”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 50, k. 93, wspomnienia b. więźnia Jana Dziopka.

„Jerzy Stos, obdarzony talentem poetyckim, ułożył wiele wierszy, dedykowa- nych kolegom. Zachowały się dwa: „Numery” i „Modlitwa” z datą 26 maja 1941 r., które może kiedys będą drukowane na łamach czasopism.

Numery

„Dziś te wszystkie przydomki jednym wielkim zerem, Gdy każdy z nich tutaj jest tylko numerem.

Boże, czy to kara, przekleństwo, czyśmy winni sami, Pomóż nam znów być ludźmi, a nie numerami”.

Modlitwa

„Boże Miłosierny!

Przy Twojej pomocy wszelkie zniosę bóle,

W to wierzę głęboko, ja, Schutzhafthäftling Pole”.

Biedny Jurek zginął rozstrzelany pod Ścianą Śmierci. Tak tęsknił za matką, której jednak nie zobaczył ani wiersze nie dotarły do niej.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 86, k. 63, wspomnienia b. więźnia ks. Konrada Szwedy.

2.03.1941 r. Dziś jest niedziela. (…) Po południu udałem się jak zwykle na spacer „alejką”. (…) skierowaliśmy się w stronę bloku nr 11. Z podziemi tego bloku doszedł nas odgłos śpiewanych chóralnie pieśni religijnych. Przerwali-

(7)

śmy rozmowę, wsłuchując się w nabożny śpiew ludzi, których godziny życia są już policzone. Zrobiło to na nas duże i przygnębiające wrażenie”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 23, k. 39, wspomnienia b. więźnia Franciszka Kazimier- skiego.

„W tym czasie zacząłem współpracować z Eugeniuszem Obojskim w przekazywaniu wiadomości o ludziach rozstrzeliwanych w czasie egzekucji.

Gienek Obojski pracował w komandzie Leichenträgerów, w związku z czym obecny był przy egzekucjach. Leichenträgerzy przewozili zwłoki rozstrzela- nych do Leichenhalle względnie wprost do krematorium. Nazwiska więźniów rozstrzelanych, a także grypsy od więźniów wybranych na rozstrzelanie Oboj- ski przekazywał mnie, a ja z kolei podawałem je zgłaszającym się do mnie

więźniom. Byli to więźniowie z rewiru (szpitala obozowego – dop. A.C.), w większości znani mi tylko z widzenia. Wiem, że nazwiska więźniów roz-

strzelanych przekazywano na zewnątrz obozu, a nawet docierały one do Lon- dynu i podawane były przez radio BBC”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 74, k. 200 i 201, relacja b. więźnia Aleksandra Giermań- skiego.

„Jako pisarz obozowy, pracujący w głównym biurze obozowym, miałem w latach 1942-1943 kontakt z więźniami, którzy mieli być rozstrzelani z wy- biórki oddziału politycznego, ponieważ przed pójściem na blok 11, zawsze w głównym biurze obozowym Rapportführer sprawdzał, na podstawie akt, personalia tych nieszczęśników, żeby nie było pomyłki po rozstrzelaniu więź- nia. Po dokonaniu tej zwykłej formalności Rapporführer dawał rozkaz do odejścia na blok 11, przy czym rozlegała się komenda „dowolnym krokiem marsz”, gdy pruski dryl wprost uwielbiał komendę „Im Gleichschritt mar- sch”, a tutaj pozwolenie na wyjątek, że na rozstrzelanie więzień mógł iść do- wolnym krokiem. Niektórzy więźniowie, skoro otrzymali zawiadomienie, że jutro rano wzywani są do głównego biura obozowego, przeczuwali swój finał obozowy.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 109, k. 88-89, wspomnienia b. więźnia Antoniego Siciń- skiego.

„Znamienne było zachowanie się więźnia Jana Murka przez cały czas pobytu w bloku nr 11 (…), który w wyjątkowo mocny sposób podkreślał swą pol- skość i do ostatniej chwili duchowo się nie załamał. Więzień Murek był rodo- witym chorzowianinem i jednym z założycieli organizacji podziemnej na tam- tejszym terenie. Aresztowany został w 1940 r. i w następnym roku osadzony w KL Auschwitz. W wielki piątek w 1942 r. (…) wraz z współtowarzyszami, których czekał ten sam los co i jego, został wprowadzony do umywalni w bloku nr 11 i tam jeszcze, zdając sobie dokładnie sprawę z tego co go czeka podtrzymywał swych współtowarzyszy nadal na duchu, śpiewając polskie piosenki patriotyczne oraz pieśni religijne. (…) Przed samym wyprowadze- niem pod Ścianę Śmierci zaintonował „Boże coś Polskę”, za co został jeszcze raz mocno zmaltretowany. Zginął z okrzykiem „Jeszcze Polska nie zginęła”.

(8)

APMA-B. Zespół Opracowania t. 4, k. 84, opracowanie „Historia bloku nr 11 od 12 lutego do 22 grudnia 1942 r.”.

„Przyjechało gestapo chorzowskie i oświadczyło tym Ślązakom, że od dziś nie mogą pełnić żadnej funkcji. Odesłano ich do Kiesgrube w Brzezince, do pracy przy regulacji Soły czy do innych ciężkich robót. Ale chłopaki zahartowani w obozowym bycie radzili sobie dalej. Ponownie więc zjawiło się gestapo z Chorzowa i wszystkich Ślązaków wywołali. (…) Całą grupę umieścili w bloku nr 11. (…) Skazani na śmierć koledzy odśpiewali „Jeszcze Polska nie

zginęła”, „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród” i wszyscy kolejno poszli pod Ścia- nę Śmierci. Był tam m.in. Czajor, Pniok, Teofil Krawczyk i jeszcze wielu in- nych moich kolegów”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 100, k. 105, relacja b. więźnia Józefa Paczyńskiego.

„Widziałem często Aumeiera w towarzystwie Grabnera, Palitzscha, Lachman- na, Kirschnera, Bogera wchodzącego na blok 11. Po wyjściu całej świty es- esmańskiej z bloku 11, w niespełna pół godziny, Rollwaga ciągniona przez więźniów wywoziła z bloku 11 trupy, a droga cała była znaczona strugami krwi. Najwięcej krwi było zawsze przy bramie, przy której wóz musiał się za- trzymać i sprawdzano ilość więźniów, ciągnących Rollwagę. Trupy te wywo- żono do krematorium obozu głównego”.

APMA-B. Proces Załogi t. 54 a, k. 174, zeznanie b. więźnia Czesława Jaszczyńskiego.

Zastraszająco działało na nas wywożenie rozstrzelanych spod Ściany Śmier- ci na dziedzińcu bloku nr 11. (…) Czerwone od krwi furgony ciągnęli i pchali więźniowie pouczepiani do nich, gdzie tylko było można. (…) Trasa wiodła od

bramy na dziedzińcu bloku nr 11, wzdłuż nowej pralni do bloku nr 28 i główną ulicą obok kuchni do bloku nr 24, a następnie przez główną bramę

obozową do krematorium nr 1. Był to okropny widok, prawie codziennie cią- gnęła karawana tych wozów., dłuższa lub krótsza w zależności od ilości po- mordowanych. Ciała bezwładnie powrzucane na wozy, z wierzchu nakryte kocami. To tu, to tam zwisała spod koca ręka lub głowa, lub wystawała noga, a na wpół skrzepła krew opadała całymi płatami z tych wozów na drogę, za- barwiając ją na czerwono na całej długości trasy. Stawaliśmy wtedy w po- stawie zasadniczej twarzami do furgonów i zdejmując czapki, oddawaliśmy ostatni hołd ofiarom zbrodni hitlerowskiej. Po przejściu całej karawany wjeż- dżał na trasę samochód lub fura z piachem, którym zasypywano rozlaną krew na całej trasie. Ten prawie codzienny makabryczny widok sprawiał nam bardzo przygnębiająco wrażenie i wpływał deprymująco. Ale Niemcy robili to celowo, by nas psychicznie załamać, osłabić, dobijać, bo mogli wywozić ciała pomordowanych trasą mało uczęszczaną i przed powrotem więźniów z pracy lub po gongu do spania, gdy więźniowie byli w blokach, a nie w czasie, gdy wszyscy więźniowie byli w obozie i podczas największego ruchu po apelu wie- czornym (…)”.

APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 108, k. 139, relacja b. więźnia Pawła Kulczaka.

(9)

„W jesieni 1941 r. podczas rozwożenia węgla na zimę do poszczególnych blo- ków, w porozumieniu z furmanem zorganizowałem węgiel, usypując go w czasie jazdy do wiaderka i odnosząc do bloku. Na tej organizacji złapał mnie Lagerältester Bruno Brodniewicz, nr 1. Zbił mnie i sporządził meldunek do Lagerführera Aumeiera. Podczas raportu karnego, Aumeier zobaczywszy mój numer, powiedział, że za długo żyję i ukarał mnie czternastoma nocami pobytu w bunkrze do stania (Stehebunker). (…) w lutym 1942 r. wezwano mnie do odstania. Dostałem zawiadomienie ze „Schreibstube”, aby zgłosić się do bloku nr 11. Idąc do „Stehebunkra” prosiło się kolegów, by od strony alej- ki brzozowej odgarniali śnieg z koszy żelaznych zawieszonych na otworach wentylacyjnych, prowadzących do nich. Był to okres zimy i były wypadki uduszenia się czterech więźniów, stojących w bunkrze, z powodu zasypania śniegiem tych otworów. Były dwa rodzaje „Stehebunkra”. Stanie przez noc, zaś w ciągu dnia praca w swoim komandzie oraz stania w nocy i praca w tym okresie w karnej kompanii. (…) W jednej celi stało czterech więźniów, zaś w środku między nimi stało wiadro na odchody. Próbowano przysiadać na nim, jednak przy ścierpniętych od stania nogach i wrzynającej się krawędzi wiadra, nie dawało to żadnego odpoczynku. Przeciętnie po czterech czy pięciu dniach nogi puchły. Jeśli któryś z czterech zmarł w nocy, wyciągano go rano i na jego miejsce przychodził nowy więzień”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 30, k. 35, relacja b. więźnia Alojzego Wyglendy.

„Któregoś dnia jesienią 1942 r. pracowaliśmy w pobliżu SS-Küche. Wykorzy- stując moment nieuwagi vorarbeitera podbiegłem ze skrzynką pod barak kuchni i ze znajdującego się tam pojemnika zacząłem wybierać obierzyny z kartofli. Nie zachowałem przy tym należytej ostrożności, więc wpadłem.

Nim się opamiętałem już stało nade mną dwóch esesmanów (…). Skazano mnie na dziesięć dni bunkra stojącego. Zaznaczam, że w ciągu dnia musia- łem wychodzić do pracy z komandem, na noc zamykano mnie w bunkrze sto- jącym. Do bunkra odprowadzano nas wieczorem po zakończeniu apelu, lecz przed gongiem oznajmującym ciszę nocną. (…) W bloku nr 11 wpisywano na- sze nazwiska do jakiegoś rejestru (książka), a następnie sprowadzani byliśmy do podziemi. Tam musieliśmy zdjąć buty, które pozostawialiśmy przed bun- krem stojącym, sami wpełzaliśmy do środka. W bunkrach powinno stać po czterech więźniów, lecz nie zawsze przestrzegano tego i jeśli było więcej uka- ranych niż miejsc w bunkrach, upychano po pięciu a nawet sześciu więźniów w jednej celi. Warunki były tam straszliwe. Brakowało powietrza, staliśmy ściśnięci, w bezruchu. Pierwsze noce jeszcze jakoś minęły. Załamałem się zupełnie ósmego dnia. Przed odejściem tegoż dnia pożegnałem się z kolegami, ucałowałem swoją pryczę i pełny rezygnacji udałem się do bloku nr 11. Nie miałem nadziei na przeżycie jeszcze jednej nocy. Była to najgorsza noc w mo- im życiu i nigdy jej nie zapomnę. Jakoś jednak przeżyłem, a zawdzięczam to pomocy kolegów, którzy w czasie pracy pomagali mi jak tylko mogli, a je led- wie żywy wlokłem się obok nich, markując pracę”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 76, k. 252-253, relacja b. więźnia Jana Małka.

(10)

„Po kilku dniach wezwano mnie do Schreibstuby, gdzie Rapportführer Pa- litzsch oświadczył mi, że zostałem ukarany siedmioma nocami bunkra stoją- cego (…). Wymierzoną karę odcierpiałem. Przez kolejne siedem dni zamykano mnie razem z innymi w bunkrze stojącym w bloku nr 11. Odbywało się to w ten sposób, że po zakończeniu apelu, ale przed gongiem ciszy nocnej, bloko- wy wyczytywał numery obozowe ukaranych więźniów i odprowadzał nas do bloku nr 11. Po ustawieniu się na korytarzu tego bloku w pojedynczym rzę- dzie, kolejno sprowadzano nas do podziemi i kazano na czworakach wpełzać do bunkrów. Tylko pierwszą noc stałem w pełnym składzie tzn. było nas czterech. Oczywiście nie było mowy o ulżeniu sobie. Całą noc spędziliśmy na stojąco. To była koszmarna noc. Ale w następnych dniach już się zorientowa- łem, jak trzeba postępować.. Gdy ustawiono nas wieczorem przed sprowa- dzeniem do bunkrów, starałem się być ostatni. To dawało pewną szansę. Je- śli ukaranych było mniej jak szesnastu, to w ostatnim bunkrze staliśmy w trójkę lub nawet we dwójkę”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 74, k. 104, relacja b. więźnia Romana Olszyny.

W obozie nie ominęła mnie także kara bunkra stojącego. Zostałem ukarany czterema nocami bunkra stojącego za próbę „zorganizowania” cebuli i dwóch ziemniaków, które ściągnąłem z wozu stojącego obok obozowej kuchni. Na moje nieszczęście zauważył mnie przy tym jakiś esesman, który nie tylko mnie pobił, lecz i zapisał sobie mój numer obozowy. Wieczorem tego samego dnia wyczytano podczas apelu mój numer i razem z innymi poprowadzono mnie do bloku nr 11. Powtórzyło się to przez kolejne cztery noce. Muszę za- znaczyć, że w każdej celi zamykano po czterech więźniów. Były to koszmarne noce; puchły nogi, brakowało powietrza. Gdyby nie możliwość odpoczynku w czasie pracy, byłbym się wykończył”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 78, k. 145, relacja b. więźnia Tadeusza Żaboklickiego.

„W dniu 3 marca 1943 r. przybyli do bunkra w celu dokonania selekcji na- stępujący esesmani: Grabner, Aumaier, Woźnica, Boger i inni. Tym razem wybór padł i na mnie. Z mojej celi nr 20 wybrano wówczas na rozstrzelanie:

Alfreda Stössla, Maksymiliana Gestwińskiego i mnie. (…) Po czym wszystkich nas trzech przeprowadzono na ogólny korytarz bunkra, gdzie pod ścianą stali już uprzednio z innych cel wybrani koledzy na rozstrzelanie. Po sprawdzeniu nazwisk i numerów z listy kolejno wychodziliśmy schodami na parter do ła- zienki, w której okno zasłonięte było kocem (…). W międzyczasie odliczono nas i poczułem nagle silne kopnięcie w krzyże, na skutek czego wybiegłem na korytarz. Nie wiedziałem, co się dzieje, słyszałem tylko, że jest o jednego za dużo. (…) Blockführer z bloku nr 11, esesman Müller, kazał mi iść za sobą na plac egzekucyjny, abym pomagał przy przenoszeniu zwłok (…). Pod Ścia- ną Straceń widziałem, jak Boger dokonywał egzekucji, strzelając kolejno z karabinu z niedużej odległości w tył głowy. Więźniowie doprowadzeni byli po dwóch z łazienki pod Ścianę Śmierci. Rozstrzeliwano ich nago. Boger, gdy strzelał, często używał zwrotu w języku niemieckim „głowa do góry”. Obok po prawej stronie Ściany Śmierci stali: Grabner, Aumaier, Woźnica i inni. Wi-

(11)

działem, jak Aumaier i Woźnica dobijali z rewolwerów tych, którzy dawali jeszcze oznaki życia. Brał w tym udział także esesman Müller. W samym ka- cie, po prawej stronie, między blokiem nr 11 a murem, na którym była opar- ta z płyt supremy Ściana Śmierci znajdowała się nieduża góra piasku i jeden z więźniów pracujących w bloku nr 11, podsypywał piasek w miejsce, gdzie padały ciała zabitych, aby krew nie bryzgała na dokonujących egzekucję. Po dokonaniu zbrodni esesmani opuścili plac egzekucyjny, a mnie esesman Müller zaprowadził z powrotem do bunkra do tej celi, z której mnie wybrano na śmierć. Dnia 9 marca 1943 r. z niewiadomych przyczyn zwolniono mnie wraz innymi współwięźniami z bunkra, po czym dnia następnego wywieziono nas, dołączając do ogólnego transportu do Buchenwaldu”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 8, k. 1099-1100, relacja b. więźnia Stefana Kluski (po woj- nie Boratyński).

„W okresie czteromiesięcznego pobytu w bunkrach bloku nr 11 szczególnie wryły się w moją pamięć dwa przeżycia, dwie wybiórki prowadzone przez SS.

W czasie tych wybiórek esesmani chodzili od celi do celi, wywołując z przygo- towanej listy skazańców, którzy mieli być rozstrzelani. Podczas jednej z tych wybiórek, przed Bożym Narodzeniem 1942 r., otwarły się drzwi celi nr 20, więc jako starszy celi zameldowałem stan, gdy nagle Aumeier wrzasnął:

„Gliński raus …”. Coś tam jeszcze dodał pod moim adresem i kopniakiem przyspieszył moje wyjście z celi. Nie myślałem się jednak poddawać. Zwróci- łem się więc do Aumaiera mówiąć: „Herr Lagerführer, mein Unterschungs- offizier ist Lachmann”. Trzeba dodać, że Lachmanna przy tym nie było. Moje odezwanie się zmitygowało Aumeiera, który kazał mi powtórzyć swoje nazwi- sko. Wówczas stwierdził swoją pomyłkę mówiąc: „Ach so ! Gestwiński soll erschossen werden” (No tak, to Gestwiński ma być rozstrzelany). Więc kazano mi wstąpić do celi. Byłem uratowany”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 95, k. 86, relacja b. więźnia Bogdana Glińskiego.

Ucieczka moja i Wiktora Pasikowskiego z podobozu w Jaworznie nastąpiła 29 listopada 1944 r. Kurt Pennewitz nie mógł zbiec razem z nami, lecz doko- nał tego po nas na własną rękę. Kiedy byliśmy już w Tenczynku na melinie, pewnej nocy ktoś zaczął stukać do domu. Okazało się, że niepotrzebnie oba- wialiśmy się najgorszego, gdyż byli to partyzanci z pobliskiego oddziału. (…) Interesowało ich, kim był Pennewitz, jak zachowywał się w obozie. Okazało się, że po ucieczce sam zgłosił się do tego oddziału partyzanckiego (…). Party- zantom przekazaliśmy cały szereg informacji o Pennewitzu. Mówiliśmy to, co sami wiedzieliśmy. Nie mówiliśmy o nim źle, gdyż takie mieliśmy na jego te- mat mniemanie. Niestety, nic to nie pomogło, gdyż Pennewitz został powie- szony przez partyzantów w okolicy Tenczynka. Daty jego śmierci, miejsce eg- zekucji ani przyczyna wydania na niego wyroku, nie były nam znane i nigdy ich nie poznaliśmy”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 49, k. 88-89, relacja b. więźnia Włodzimierza Śmigielskiego.

(12)

„Nie mniejszym zbrodniarzem był capo bunkra w bloku nr 13 (potem blok nr 11), niemiecki więzień polityczny Kurt Pannewitz, który z rozkazu oddzia- łu politycznego mordował niewygodnych więźniów w areszcie obozowym. Gdy Kurt został przeniesiony do podobozu w Jaworznie (…) był nadzwyczaj ugrzeczniony i dbający o zewnętrzne pozory, zawsze elegancko ubrany i nie wadzący nikomu. Uciekł z podobozu w Jaworznie w listopadzie 1944 r. razem z Polką z tego miasta. W styczniu 1945 r. został rozstrzelany przez polską partyzantkę”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 109, k. 106-107, wspomnienia b. więźnia Antoniego Siciń- skiego.

„Jakkolwiek byłem zatrudniony w obozowym szpitalu, to jednak nigdy nie byłem naocznym świadkiem egzekucji pod Ścianą Śmierci na dziedzińcu blo- ku nr 11. Egzekucje te wykonywał najczęściej Rapportführer Palitzsch, Stie- witz, a czasami także Boger. Odbywały się one zazwyczaj przed południem lub w południe. Skazańców wyprowadzał z podziemia bloku nr 11 więzień Pennewitz, który zbiegł z KL Auschwitz, zgłosił się do partyzantki, lecz został rozpoznany i zlikwidowany przez uciekiniera Tadeusza Uszyńskiego, zwanego

„Cyganem”.

APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 72, k. 171, relacja b. więźnia Czesława Sowula.

„W październiku 1943 r. – pamiętam, bo było to przed moimi imieninami – była czystka bunkra. Okna w bunkrach, wychodzące na podwórze, zakryto kocami i stąd wiedzieliśmy, że będzie „rozwałka”. (…) Nasza cela znajdowała się pod umywalnią, która była na parterze bloku nr 11. (…) nas za chwilę wyprowadzono do tej umywalni. Tam Jakub kazał nam się wszystkim roze- brać do naga i zmusił nas do namoczenia wodą piersi, a następnie wypisał nam nich dużymi literami nasze numery obozowe. Następnie wyprowadzał po dwóch więźniów na podwórze, trzymając ich za przeguby rąk. Okno umywal- ni do połowy było zasłonięte kocem. (…) osłabiony opierałem się o parapet okna. Jakub wyprowadzał dalej po dwóch więźniów. Byli oni rozstrzeliwani naprzeciwko okna, a nie po Ścianą Śmierci. Jakub prowadził więźniów po- między dwoma esesmanami, kiedy ich mijał, oni strzelali więźniom w tył gło- wy. Zwłoki zamordowanych Jakub odrzucał pod blok nr 10, gdzie znajdował się otwór kanału. Ja byłem ostatni. O własnych siłach nie mogłem iść. Ja- kub wziął mnie na ręce. Kiedy niósł mnie po schodkach na podwórze, sprawdzono jeszcze raz mój numer obozowy (…). Grabner spytał mnie, skąd znam tak dobrze język niemiecki, na co odpowiedziałem, że urodziłem się w Niemczech i tam chodziłem do niemieckiej szkoły. Zapytał mnie jeszcze, gdzie są moi rodzice ? – odpowiedziałem, że w Niemczech. (…) Grabner kazał Jakubowi z powrotem zanieść mnie do bunkra, do innej celi”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 116, k. 11, relacja b. więźnia Edwarda Kiczmachowskiego.

(13)

„Szła miarowym krokiem większa grupa więźniów. Wśród nich jeden prze- wyższał wzrostem wszystkich, poznałem to Antoni Kawka. Gdy się zbliżyli zacząłem poznawać, to sami chorzowianie. (…) Gdy grupa chorzowian, robią- ca na ziemi ostatnią wędrówkę, zrównała się ze mną, Antek (…) odwrócił głowę i zobaczył mnie stojącego. Twarz jego na pewien moment rozjaśniła się, zasalutował mi i rękami pokazał, że idzie do św. Piotra. Parę razy jeszcze się oglądnął, dając mi jakby znać, że chce mi coś powiedzieć. (…) Brama za idą- cymi zamknęła się. Po chwili „Leichenträgerzy” przyciągnęli wóz, który usta-

wili na podwórzu masowych straceń. (…) Czekamy godzinę, dwie i trzy, a „rozwałki” jakoś nie ma. Dopiero, gdzieś między godziną dwunastą a trzy-

nastą idzie „Rapportführer” z uśmiechem na ustach, niosąc karabinek mało- kalibrowy. Pobiegłem szybko na strych bloku nr 21, skąd z okienka można było patrzeć na plac egzekucyjny. Widziałem tylko same głowy skazańców, wprowadzano ich po pięciu, stawali twarzami do „czarnej ścianki”. Lekki od- głos strzału i głowa znikała. Następni przychodzili, patrzą na to, co ich ma spotkać. Padające jeszcze ciepłe ciała, „Leichenträgerzy” odnosili na bok. (…), by wóz załadowany zwłokami naszych kolegów i ociekający krwią, wywieźć do krematorium. Po powrocie z krematorium zbliża się jeden z nich do mnie, przyjaciel Antka i zaczyna mi powtarzać rozmowę z nim. Ostatnie jego życze- nia: „Pozdrów wszystkich kolegów, niech mi przebaczą, zapomną wszystkie przykrości, o ile im je wyrządziłem. Gdy wróci ktoś z was do domu, niech po- wie rodzicom moim, że nie żal mi umierać, niech przebaczą wszystko (…).

Chciałem zostać księdzem, lecz Bóg pokierował inaczej moim losem. Nie za-

pominajcie o mnie w modlitwach. Niech żyje Polska (…) do zobaczenia u Wszechmogącego (…) trzymaj się zdrowo bracie (…)”. Przeżegnał się i z pod-

niesioną głową sam wyszedł przed „czarną ściankę”. Tu świadek „rozwałki”

zamilkł, po chwili odzywa się do mnie, ale jakimś innym głosem, weselszym i radosnym. „Wiesz - powiada mi - gdybyś widział ich dumne twarze , ich zachowanie się, to by ci wcale nie było smutno. Dużo już widziałem „rozwa- łek”, ale tą zapamiętam do końca życia. I gdybym ja miał też kiedyś stanąć tam pod „czarną ścianką” to tylko tak jak Antek i Jego Koledzy. Pokazali mi bowiem, że są dumni, że umierają za świętą sprawę i że odchodzą z tego świata, spełniwszy swój obowiązek”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 91, k. 113-114, wspomnienia b. więźnia ….. Fojcika.

„Większość skazanych nie wiedziała do ostatniej chwili, kiedy nastąpi kres ich życia, byli jednak też wśród nich tacy, którzy wiedzieli, że jutro oddadzą swe życie. W administracji obozu, w oddziale politycznym, zatrudnieni byli więźniowie i przez nich dochodziły do obozu niektóre wiadomości, a nawet takie szczegóły jak numer więźnia, który w rozumieniu hitle- rowców był zbrodniarzem, zasługującym na śmierć. W ciesielni pracował razem z nami Ta- deusz Nowak i on właśnie otrzymał po południu wiadomość w zaufaniu, że jutro pójdzie pod Ścianę Śmierci. Nie należałem do jego najbliższych przyjaciół, lecz widziałem jak Tadeusz Nowak żegnał się z życiem. W największym skupieniu i niezwykle przejęty przebywał z przyjacielem. Wiem również, że jako wierzący przeprowadził rozmowę z księdzem-

więźniem”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 108, k. 105, wspomnienia b. więźnia Stefana Czerniejew- skiego.

(14)

„W tym okresie, kiedy pracowałem w kuchni, a więc w okresie rządów Aumeiera, zapędzono na blok 11 cały transport lubelski. Aumeier osobiście ludzi tych na blok 11 odprowadził i tam Wszystkich w liczbie około 270 rozstrzelano. Aumeier był na dziedzińcu blo- ku 11 w czasie tej masakry obecny, skąd wyszedł po skończonej egzekucji w pokrwawionych butach. Rozstrzeliwali Rapportführerzy Palitzsch i Stie- witz”.

APMA-B. Proces Załogi t. 54 a, k. 91, zeznania b. więźnia Edwarda Liszki.

„28 października 1942 r. w dniu moich imienin przeprowadzono na dziedziń- cu bloku nr 11 egzekucję kilkuset więźniów, pochodzących z transportów lubelskich. Przypominam sobie, że w tym dniu po gongu porannym złożył mi życzenia imieninowe „doczekania wolności” lekarz kpt. Henryk Suchnicki.

W godzinę później otrzymał wezwanie do zgłoszenia się w Erkennungsdienst.

Oprócz niego wezwano (…) kilku innych. Stamtąd przeprowadzono ich do bunkrów bloku nr 11, gdzie zebrano już kilkuset innych więźniów przezna- czonych na rozstrzelanie. Tam rozbierali się oni do naga, a następnie wypro- wadzano ich na rozstrzelanie. Słyszałem, że dr Suchnicki i czterech innych więźniów zorganizowali wśród skazanych bunt, wobec czego rozstrzelano ich częściowo w bunkrach. Po skończeniu egzekucji Leichenkomando przewiozło wozami do krematorium około trzysta zwłok. Cała droga od dziedzińca bloku nr 11 do krematorium była zalana krwią. Egzekucji na więźniach dokonało SS w odwet za sobotaże i walkę zbrojną, prowadzoną przez partyzantów na Lubelszczyźnie. W obozie nastąpiło niesamowite przygnębienie. Znikła wszel- ka nadzieja odzyskania kiedykolwiek wolności”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 15, k. 56-57, relacja b. więźnia Tadeusza Śnieżki.

Nigdy nie zapomnę sceny, gdy w czasie jednego z porannych apeli wywołano kilkudziesięciu więźniów pochodzących ze Śląska. Komanda wyszły już do pracy poza obozem, a oni zostali na placu obozowym. Wszyscy wiedzieli, że takie wyczytywanie numerów przez Rapportführera to wyrok śmierci. (…) Ślązacy szli zwartą kolumną w kierunku bloku nr 11. Otaczali ich esesmani z pistoletami maszynowymi. Szli miarowym krokiem, wyprostowani, w rów- nych szeregach. (…) Patrzyłem na nich. Znałem prawie wszystkich. Byli wśród nich bracia Czajorowie z Chorzowa, był Edek Wieczorek, student Uni- wersytetu Jagiellońskiego, pochodzący, o ile pamiętam, z Lipin Śląskich. (…) Teraz szli wszyscy do bloku nr 11. Ktoś nieśmiało podniósł w pozdrowieniu rękę do przechodzących, ktoś zawołał głośno „O Boże”. Kiedy kolumna skrę- cała w lewo, przy bloku nr 20, jeden z więźniów z ostatnich szeregów zawołał głośno: „Patrzajcie pierony, jak Ślązaki idą na śmierć za Polskę”. Wszyscy zo- stali rozstrzelani”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. t. 154, k. 72-73, wspomnienia b. więźnia Zenona Ławskie- go.

Przypominam sobie, że (…) funkcję blokowego w obozie BIIe pełnił więzień Borek Mieczysław, który w poprzednich latach był kalefaktorem w bloku

(15)

śmierci nr 11. Borek będąc kalefaktorem poznał w bunkrze bloku nr 11 więźniarkę Niemkę, z którą sympatyzował. Więźniarce tej powierzył w zaufa- niu niektóre sprawy związane z działalnością konspiracyjną. Borek przenie- siony do Birkenau poznał więźniarkę Żydówkę, w której się zakochał. Po- przednia sympatia powodowana zazdrością oskarżyła go przed oddziałem po- litycznym o słuchanie radia w bloku nr 11 i przekazywanie komunikatów ra- diowych. Namawialiśmy Borka do ucieczki, którą chcieliśmy mu ułatwić. On jednak odmówił. Pewnego dnia, o ile sobie przypominam było to w listopadzie 1944 r., Borek został zabrany z obozu BIIe do obozu BId. Któregoś dnia zau- ważyłem zbiegowisko więźniów pod szubienicą koło kuchni obozowej w obo- zie BIId. Zacząłem obserwować, co się tam dzieje i wtedy zauważyłem, że w kierunku szubienicy prowadzą więźnia Mieczysława Borka. Z opowiadań słyszałem, że podczas wieszania wybił zęby esesmanowi. W tym samym dniu powieszono jeszcze jednego więźnia. Był nim Żyd”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 13, k. 78, relacja b. więźnia Tadeusza Joachimowskiego.

„Umieszczając nas w celi nr 20 Rapportführer powiedział nam, że niedługo będziemy przebywać w bunkrze, gdyż uciekiniera złapią, a nas zwolnią. Kiedy zamknięto drzwi celi, zapytałem jednego z kolegów, (…) kto uciekł i skąd? (…) Teraz dopiero się dowiedziałem, kto i z jakiego komanda „zwiał” dzień przed moim przyjściem do tego komanda. Był to więzień nazwiskiem Szonsztajn”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 90, k. 46, wspomnienia b. więźnia Jana Musiała.

„(…) w dniu kiedy nas umieszono w celi nr 20, z bloku nr 11 usunięto z funkcji blokowego Krankemanna. Poszedł na taką samą funkcję w bloku

nr 4. (…). Nasza sytuacja w celi była tragiczna. Powietrze dopływało niewiel- kim lufcikiem wielkości ludzkiej dłoni. Panowała duchota i zaczęło brakować powietrza. W tej sytuacji więźniowie Niemcy zaproponowali, aby po trzy oso- by kładły się przy drzwiach, gdzie szparami dopływało trochę świeżego powie- trza. Wszyscy wyrazili na to zgodę. Zgodnie zmienialiśmy się co parę minut.

Ale nie trwało to długo. Już bodaj po trzeciej kolejce Niemcy oświadczyli, że nie ustąpią miejsca przy drzwiach, a przecież od nich wyszła propozycja ro- tacji. I wówczas doszło do tragedii. Stojący obok nich potężnie zbudowany więzień Polak (podobno przed wojną był zawiadowcą kolejowym w Stanisła- wowie, nazwiska jego nie pamiętam) rzucił się na Niemców. On i pozostali Niemcy walczyli zaciekle. Nie wiem, w jaki sposób w rekach walczących zna- lazł się gwóźdź. Trudno powiedzieć, jak długo trwała walka, której żniwem było cztery lub pięć trupów. Zginął zawiadowca, lecz zginęli także Niemcy.

Stało się to w nocy. (…) Byliśmy nadzy, bo w celi panował niesamowity smród i zaduch, potęgowany wysoką temperaturą. Grzejniki w celi były gorą- ce co wskazywało, że uruchomiono centralne ogrzewanie. W celi, w miarę upływu czasu zaczęły się dziać dantejskie sceny. (…) Nikt nie otwierał celi, nikt nie powiedział do nas ani jednego słowa. Byliśmy spragnieni do granic wytrzymałości. Aby ugasić pragnienie, usiłowaliśmy pić własny mocz, lecz to jeszcze bardziej potęgowało męczarnie. (…) Stopniowo traciliśmy przytom-

ność. (…) Cała posadzka celi zanieczyszczona była kałem i moczem.

(16)

(…) w bunkrze spędziłem bez jedzenia i picia sześć dni. Z dziewiętnastu więźniów osadzonych w celi ocaleli tylko niektórzy”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 74, k. 22-24, relacja b. więźnia Jana Musiała.

„(…) Blockführer wyczytał mój numer obozowy i dodał: „Przechowywał w sienniku drugą czapkę więźniarską. Jako Fluchtverdächtigt otrzymał karę

7 nocy bunkra stojącego”. Tak kolejno wyczytywał numery, wymieniał prze- winienia oraz wysokość kary. Kiedy skończył wyczytywanie, przeliczył nas i dał rozkaz odmaszerowania. Zaprowadzono naszą całą 45 osobową grupę do bloku nr 11. Weszliśmy do piwnic, gdzie mieściły się cele. Najprzód pod- prowadził nas do pomieszczenia, gdzie znajdowały się bunkry stojące. Okaza- ło się jednak, że wszyscy się tam nie zmieścimy, więc musieliśmy się wycofać i w tym samym bocznym korytarzyku otworzył jedną z cel – ciemnicę. Kazał nam wszystkim wejść do środka tej celi. Wyjaśniam, że była to cela w koryta- rzyku, gdzie obecnie znajdują się resztki cel do stojących. Numeru celi nie pamiętam, ale była to chyba pierwsza cela po lewej stronie, idąc od bunkrów stojących (cela nr 23 – dop. A.C.). (…) Okna nie było, tylko mały lufcik wiel- kości dłoni o kształcie owalnym. (…) Staliśmy jeden obok drugiego, nie było zupełnie wolnego miejsca. (…) Pomiędzy nami znajdowało się także sześciu kapów narodowości niemieckiej. (…) Po pewnym czasie w celi zaczęło się ro- bić gorąco. (…) Zaczęły się odzywać głosy powątpiewające, czy przeżyjemy.

Niektórzy wręcz przypuszczali, że wszyscy zginiemy. Wreszcie ktoś odezwał się mówiąc, że zamknięto nas z winy niemieckich kapów. „Zginiemy – mówił dalej więzień – ale przynajmniej podusimy tych kapów, którzy są z nami”.

Któryś z Niemców musiał trochę rozumieć po polsku, bo dosłyszałem, jak rzekł do kolegi: „Karl słyszałeś! Oni się buntują przeciwko nam. Masz nóż przy sobie ? (Karl, Się wollen meutern, hast du ein Messer mit sich ?). Wy- ciągaj, bo jak się rzucą na nas, to dźgamy nożami”. Do niczego jednak nie doszło, bo więźniowie byli już słabi. (…) Straciłem przytomność. (…) Świado- mość odzyskałem na korytarzu. Tam układano wywlekanych z celi. Przyszli sanitariusze, którzy badali wyciąganych. Dwunastu nieprzytomnych więź- niów zaniesiono na noszach do obozowego szpitala. Piętnastu z nas wstało o własnych siłach. (…) Trupy uduszonych pozostały na korytarzu”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 70, k. 43-45, relacja b. więźnia Franciszka Gulby.

„Któregoś wieczoru przyprowadzono do bloku nr 11 kilkanaście osób. Były to chyba rodziny. W grupie tej były kobiety, mężczyźni i dzieci. Rozmawiali ze sobą po niemiecku. Umieszczono ich w podziemiach bloku nr 11 w celi, która znajdowała się pod naszą salą. Słyszeliśmy jak rozmawiali, bo uchyliwszy okna i leżąc na samej górze pryczy, można było usłyszeć odgłosy rozmów.

Około południa następnego dnia wyprowadzono najprzód mężczyzn ze wspomnianej grupy. Na dziedziniec bloku nr 11 wyprowadzano ich po dwóch. Ręce mieli związane z tyłu drutem. Blokowy wyprowadzał skazańców pod Ścianę Straceń. Egzekucję wykonywał Rapportführer Palitzsch. W prze- rwach, nim doprowadzono następna grupę, zarzucał karabinek na ramie i zachowując całkowity spokój palił papierosy, przechadzając się po dziedziń-

(17)

cu. Na końcu przyprowadzono kobietę z dzieckiem. Przypuszczaliśmy, że była to matka z córką. Matka – o otyłej budowie – trzymała córkę za rękę. Obie były rozebrane do koszuli. Palitzsch najpierw rozstrzelał matkę. Kiedy ta osunęła się na ziemie, dziecko rzuciło się z płaczem na ciało leżącej i rozpacz- liwie wołało: „Mamo …Mamo”. Palitzsch strzelił do dziewczynki, lecz widocz- nie chybił, bo dziecko nadal obejmowało ciało matki i potrząsało nim. Nad- biegł blokowy, który przytrzymał dziewczynkę, aby Palitzsch mógł swobodnie wycelować. Za chwilę dziecko było martwe”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 70, k. 46, relacja b. więźnia Franciszka Gulby.

„Z końcem lutego lub na początku marca 1942 r. zostałem skazany przez Lagerführera na pięć nocy Stehzelle za nieprawne posiadanie znalezionych w moim sienniku ukrytych środków żywności. Po ukończeniu pracy zostałem odprowadzony wraz z innymi więźniami, skazanymi na podobną karę Stehzelle do bunkra w bloku 11. Tam się okazało, że wszystkich więźniów do odbycia takiej kary Stehzelle jest 47. Pojedyncze małe cele, w jakich odbywa- ło taką karę 4 a nawet 6 więźniów, były już obsadzone i dlatego esesman, który miał nas zamknąć, zaprowadził wszystkich do celi zwanej ciemnicą.

Cela ta nie miała okna, a jedynie w ścianie przeciwległej drzwiom wejścio- wym znajdowal się mały otwór wąskiego kanału dla dopływu powietrza. Cela ta ogrzana była kaloryferem. W ciągu nocy z powodu braku dopływu świeże- go powietrza w dostatecznej ilości i gorąca od ogrzewających celę rur kalory- fera więźniowie poczęli tracić przytomność i dusić się. Straciłem przytomność i odzyskałem ją dopiero w pokoju pisarza blokowego na bloku 11, gdzie kole- dzy więźniowie zdołali mnie uratować. (…) Okazało się wówczas, że z 47 więźniów, zamkniętych w owej ciemnicy, pozostało tylko 27. Nie wiem, co się stało z resztą – przypuszczam jedynie, że zginęli”.

APMA-B. Proces Załogi t. 54 c, k. 324 i 325, zeznanie b. więźnia Jana Szewczyka.

„Któregoś dnia marca 1943 r. dozorujący biurem esesman zabronił wyjść Tymoteuszowi Grabowskiemu w teren. Tymek miał pilne sprawy dla Winki (Wincencja Nikiel – dop. A.C.). Napisał do niej list, który chciał dostarczyć jej przez swego kolegę, wychodzącego w tym dniu na pomiary. Został przyłapany przez esesmana w biurze na pisaniu tegoż listu. Doprowadzono go do gesta- po obozowego, gdzie skazano go na siedem nocnych stójek w ciemnym bun- krze bloku nr 11 po normalnej pracy w czasie dnia. Wieczorem opowiedział mi o tym wydarzeniu. Dziwił się, że otrzymał tak łagodną karę, gdyż w liście odgrażał się Niemcom oraz opisał nieludzkie postępowanie swego szefa eses- mana, któremu również obiecał zemstę. Szczęście, że nie wymienił imienia Winki. Tymoteusz był wysokim blondynem, dobrze zbudowanym mężczyzną, jednym z najwyższych wśród więźniów w obozie. (…) Pożegnał mnie i poszedł do bunkra o wyznaczonej godzinie do bunkra bloku nr 11. Rano następnego dnia obóz obiegły wstrząsające wiadomości. Ukaranych więźniów na taką samą karę jak Tymoteusz było ponad 40 osób. Cela, do których ich zamknię- to była ciemna, niska, miała około 8 metrów kwadratowych i bez otworu okiennego. (…) Wąski otwór wentylacyjny był wyprowadzony z tej celi przez mur na zewnątrz budynku, zakończony od góry siatką z drobnymi otwora-

(18)

mi. Otwór ten był jedynym dopływem powietrza. Wśród znajdujących się tam osób było kilku więźniów, kapów niemieckich. Ci ostatni jako bardziej uprzywilejowani zajęli miejsca bliżej drzwi. Już po godzinie brakowało im powietrza, robiło się coraz bardziej gorąco i duszno, rozbierali się do naga.

Cierpieli okrutne pragnienie. Podobno padający tej nocy śnieg zasypał otwory siatki od wentylacji bunkra i uniemożliwił dopływ powietrza do wnętrza. (…) Rano, gdy otworzono celę znaleziono kłębowisko trupów, wśród nich ośmiu nieprzytomnych. Ciała wszystkich były poranione. Wśród nieżyjących był Tymoteusz Grabowski. Opowiedział mi o tym jeden z więźniów Polaków, któ- ry znalazł się przypadkowo pod drzwiami, gdzie stracił przytomność, a potem go odratowano”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 115, k. 50-51, wspomnienia b. więźnia Michała Kubieli.

„Przyjaciel Tymka Grabowskiego, Stanisław Sławiński, opisał mi straszna tragedię mojego ukochanego. Zawiadomił mnie pierwszy, że Tymek nie żyje.

Oto treść grypsu. (…) W sobotę wieczorem (7 marca 1942 r. – dop. A.C.) Ty- mek otrzymał wyrok – 5 dni nocnego bunkra, to znaczy – w dzień pracuje, a na noc do bunkra. (…) I otóż w nocy, czy nad ranem, nieszczęśliwi z braku powietrza zaczęli się dusić i umierać w straszliwych męczarniach. Z pośród 44 – umarło 12, w tej liczbie i Tymek, 18 znaleziono z małymi oznakami życia i tylko 10 jakoś ocalało. (…) Jeszcze parę szczegółów o śmierci Tymka. W celi z więźniami było sześciu capów, którzy zajęli miejsca koło drzwi. Z tego po- wodu wynikła sprzeczka, gdyż przy drzwiach jest zawsze więcej powietrza.

Tymek, ufając w swoje siły, miał dopychać się do drzwi i w tym czasie został uderzony przez capo w głowę. Uderzenie było silne, zemdlał i z braku powie- trza poniósł śmierć w strasznych męczarniach. (…) O śmierci Tymka zawia- domiłam jego braci. Nie byłam zdolna napisać im prawdy. Brat Tymka, który mieszkał w Warszawie, przysłał mi list, że nie mogą pogodzić się ze śmiercią brata. Krótko przed jego śmiercią przyszło zwolnienie z obozu. Wiadomość ta dobiła mnie całkowicie”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 143, k. 27, 38-39, wspomnienia Wincencji Nikiel (z d. Sto- larska).

„Jeżeli zaszedł wypadek, że więźnia z miejsca chciano odosobnić i ukarać, zamykano go w bunkrze. Bunkier była to mała cela, w której był jeden koc i gdzie więzień mógł się położyć, zależnie jednak od ilości umieszczonych tam osób. W marcu 1942 r. zamknięto do bunkra całe komando „Feldmesserów”

ponad 40 osób w jednej maleńkiej celi. Skutek był taki, że w nocy zmarło wskutek uduszenia 32 więźniów”.

APMA-B. Proces Hőssa t. 8 a, k. 100, wspomnienia b. więźnia Jana Dziopka.

„Komando nasze mieszkało w bloku nr 15. Do tego bloku przychodził miedzy innymi SS-Unterscharführer Kurt Müller (…). Przyłapał on mnie i kolegę Ja- na Krawca, elektromontera z Sieradza, jak w czasie pracy przy zakładaniu instalacji elektrycznej w hali Union piekliśmy ziemniaki. Zaraz na miejscu Müller uderzył mnie w twarz, a ponadto za przewinienie to złożył przeciwko

(19)

mnie i Krawcowi meldunek karny (…). Obaj zostaliśmy skazani na dziesięć dni stojącego bunkra i pięć niedziel karnej pracy pod nadzorem. (…) Do bun- kra wchodziło się przez małe drzwiczki jak do psiej budy. W dwu pierwszych dniach było nas pięciu w jednym bunkrze, w pozostałych dniach było nas po czterech. (…) W bunkrze było tak ciasno, że żaden z nas nie mógł usiąść. Ca- łą noc spełzliśmy na stojąco. Po pierwszych kilkunastu minutach w celi robi- ło się duszno i tak gorąco, że rozbieraliśmy z siebie ubrania i staliśmy nago.

Z ciał ściekał pot, brakowało tchu, łykaliśmy powietrze przez sztucznie zro- bione szpary w drzwiczkach do bunkra. Były to drzwiczki drewniane zamy- kane szczelnie od zewnątrz. Wypuszczano nas na apel poranny, później przez cały dzień musieliśmy wykonywać pracę normalnie, tak jak inni więźniowie.

Po dziesięciu dniach tej kary byłem kompletnie wyczerpany i zachorowałem na zapalenie płuc”.

APMA-B. Proces Załogi t. 55 a, k. 164 i 165, zeznanie b. więźnia Stefana Miszewskiego.

„Jakub gwałcił młode Polki od 16 lat, przeciętnie blondynki, a doktor Ukra- iniec tak samo i wielu innych. Więźniowie mieli funkcje na bloku nr 11, prze- ciętnie kobiety wychodziły te, które nie były polityczne, tylko za szmugiel.

Cele otwierano nocą, jak dobrze esesman był upity. Esesman pochodził ze Śląska. Co drugą noc otwierano cele przez więźnia fryzjera kobiet (…).

Ja pamiętam 8 kobiet, które wychodziły i oddawały się za chleb i kiełbasę”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 42, k. 149-150, wspomnienia b. więźniarki Marii Piecuch.

„Opowiadano mi o bohaterskiej i wstrząsającej śmierci dowódcy kawalerii polskiej pułkownika Karcza. W czasie wstępowania na piaskownicę (pod Ścianą Śmierci – dop. A.C.), obrócił się i sierpowym wyrżnął w szczękę Seidlera. Został po wzniesieniu okrzyku: „Niech żyje Polska!” – zakopany bu- ciorami na śmierć”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 121, k. 112, wspomnienia b. więźnia Czesława Rychlika.

„To, że wybiegający z bloku nr 11 skazańcy mają dokładnie na wprost siebie okrwawione ciała swoich poprzedników, tym się nikt nie peszy. Jakże dziwna przy tym wydaje się więc „delikatność” oprawców, którzy w oczekiwaniu na następną parę skazańców chowają za swoje plecy narzędzia mordu, karabin- ki”.

APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 18, k. 18-19, wspomnienia b. więźnia Jana Pileckiego.

„W bloku nr 11 przebywałem dosyć długo, bowiem od lipca do listopada 1942 r. W tym czasie egzekucje odbywały się z reguły dwa razy w tygodniu.

Najczęściej we wtorki i piątki. Samych egzekucji nie widziałem. (…) Przed eg- zekucją więźniów z sal od strony bloku nr 10 przenoszono do sal od zachodu,

(20)

po drugiej stronie bloku nr 11. Ponadto wszystkie okna były szczelnie zasło- nięte kocami”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 135, k. 59-60, relacja b. więźnia Stanisława Frączystego.

„Pewnego razu blokowy naszego bloku polecił wszystkim pielęgniarzom, by udali się na podwórze bloku nr 11. Było to właśnie w piątek, po skończonym urzędowaniu „Standgerichtu”. Po przyjściu na podwórze zauważyłem w kącie pod ścianą stos trupów. Trupy te polecono nam ładować na auta. Było ich około dwustu, w tym pięć kobiet. Musieliśmy trupy ciągnąć za nogi do stoją- cego obok auta. Przy aucie stało dwóch więźniów, którzy musieli na nie trupy wrzucać. Zdarzało się, że nie wszyscy na skutek strzałów ponieśli śmierć na miejscu. Niektórzy jęczeli jeszcze, wówczas do tych podchodził któryś z eses- manów i strzałem w oko zabijał ich”.

APMA-B. Proces Hőssa t. 1a, k. 171, zeznanie b. więźnia Jakuba Gordona.

W dniu 25 stycznia 1943 r. przewieziono do Oświęcimia moją siostrę Broni- sławę, mojego męża Kazimierza Banasia, Maksymiliana Niezgodę, Jadwigę Dylik, Mieczysława Jonkisza i Adamskiego. (…) Aresztowanych przywieziono pociągiem, skrępowanych sznurami. Doniósł mi o tym Dąbrowski, zamiesz- kały obok dworca i pracujący na kolei, gdyż rozpoznał siostrę Niusię. Przy- wieziono ich około godziny dziewiątej rano i zaprowadzono do obozu. Cały dzień stali na dworze na mrozie. O godzinie szóstej wieczorem rozstrzelano ich na bloku nr 11. Tę egzekucję widział więzień Apolinary Głąb. (…) W dniu 4 lutego 1943 r. otrzymałam wezwanie do gestapo, abym zgłosiła się z pię- cioma świadkami. Byli ze mną: ojciec, ciocia i Dylikowa. Ojciec dostał takie wezwanie w sprawie córki Bronisławy. W gestapo odczytano wyrok : za orga- nizację wojskową i przygotowywanie powstania przeciwko Niemcom zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie”.

APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 102, k. 17, relacja Kazimiery Banaś.

„W dniu 27 listopada 1942 r. zostałem aresztowany w kopalni 1 Maja w Kar- winie. Aresztowania dokonało gestapo. Początkowo przebywałem w więzieniu cieszyńskim, a w dniu 10 stycznia 1943 r. zostałem przeniesiony do KL Au- schwitz, gdzie osadzono mnie w obozie głównym. Jedną noc spędziliśmy w łaźni, a drugą w bloku nr 10. (…) W Oświęcimiu zostaliśmy zarejestrowani i ja otrzymałem numer EH-3408. (…) W dniu 12 stycznia 1943 r. pieszo przeprowadzono nas do Monowic (…). W dniu 2 lutego 1943 r. wyprowadzo- no nas pierwszy raz do pracy. Datę zapamiętałem dokładnie, gdyż było to w dniu Matki Boskiej Gromnicznej. Zatrudniono nas w komandzie nr 30, gdzie pracowało około 50 więźniów. Praca nasza polegała na przenoszeniu żela- znych szyn. (…) W czasie pracy, kiedy zrzucaliśmy niesioną we dwójkę szynę żelazną (…), odbiła się ona od leżących kawałków drzewa i uderzyła mnie w krzyż i prawą nogę. (…) W dniu 4 lutego 1943 r. przewieziono mnie samo- chodem policyjnym z Monowic do obozu głównego. Oprócz mnie dostarczono jeszcze jednego więźnia i trzech martwych. (…) W Oświęcimiu wyładowano nas przed którymś z bloków (…). W bloku tym spędziłem jedną noc, gdyż za-

(21)

raz następnego dnia zaprowadzono mnie do bloku nr 21, w którym przepro- wadzano operacje chirurgiczne. W bloku tym przebywałem do dnia 18 marca 1943 r. (…) W dniu 18 marca 1943 r. zostałem zawezwany do głównej Schreibstuby przy bramie obozowej. Zgłosiło się nas sześciu. Po odejściu komand podszedł do nas esesman i zaprowadził nas do bloku nr 11. (…) Za- mknięto nas w celi znajdującej się po prawej stronie na wprost korytarza. (…) W dniu 19 marca 1943 r. rankiem otworzyły się drzwi celi. W drzwiach sta- nął esesman Blockführer z bloku nr 11, który zaczął odczytywać numery więźniów. Wyczytał numery dwudziestu więźniów (…). Esesman zamknął ce- lę, jeszcze raz sprawdził listę numerową i wyprowadził nas na parter. Z za kraty na parterze dołączono do naszej grupy czterdziestu cywilów z więzienia w Mysłowicach. Wyprowadzono całą grupę głównym wyjściem z bloku nr 11.

Przy schodkach stało kilkunastu esesmanów z bronią skierowaną w naszą stronę. Ruszyliśmy w kierunku bramy obozowej. Przed nami kroczył eses- man, a pozostali w odstępach otoczyli całą grupę. Przy głównej bramie na chwilę oddział nasz zatrzymał się, a idący przodem esesman odebrał ze Schreibstuby jakieś papiery. Za chwilę padł rozkaz marszu. Koło mnie szedł więzień z Warszawy. Jeszcze dziś pamiętam, jak powiedział: „Dziś piątek, ro- bią „rozwałkę”, pójdziemy albo do Birkenau albo do krematorium”. Istotnie doprowadzono nas do krematorium obozu głównego. Za chwilę przekroczyli- śmy bramę w ogrodzeniu, jakie znajdowało się przy krematorium. Eskorta SS odeszła. Podszedł do nas jakiś esesman i zapytał się, kim jesteśmy. (…) Z ty- łu ktoś odpowiedział: „Jesteśmy Polakami”. Esesman wówczas odezwał się po polsku: „No to będziemy mówili po polsku”, dodając „zrobimy rodzinne popi- sy”. Każdy z nas musiał wymieniać swoje dane personalne. Kto skończył, musiał się rozebrać, wystąpić i odejść na bok. Kiedy przyszła moja kolej, wymieniłem swoje nazwisko i imię oraz datę urodzenia. Esesman sprawdzał to wszystko w jakimś wykazie. Okazało się, że zaszła jakaś pomyłka.. Moje personalia nie zgadzały się z zapiskami, jakie miał na liście. Wezwał drugiego esesmana, coś ze sobą poszeptali, ale nie wiele zrozumiałem, bo nie znam dobrze języka niemieckiego. Znów zaczął mnie pytać o datę urodzenia, datę i miejsce urodzenia ojca, matki, nazwisko panieńskie matki. Zapytał mnie również o nazwisko panieńskie żony – Mirova z Olbrachcic. Na końcu stwier- dził ponownie, że coś się nie zgadza. Tyle zrozumiałem. Zapytał się jeszcze, ile mam dzieci. Odpowiedziałem, że troje – znów coś powiedział. Wreszcie za- brał listę nazwiskową i jeszcze raz podszedł do drugiego esesmana. Rozma- wiając głośno słyszałem, jak wymienili nazwisko Józefa Łabudka. W tym momencie, któryś z więźniów powiedział głośno, że taki więzień przebywa w więzieniu mysłowickim. Trójka esesmanów zaczęła się nad czymś zastana- wiać. Podszedł do mnie jeden z nich i doprowadził do rogu podwórka. Staną- łem twarzą do muru i usłyszałem, jak wydał mi rozkaz po polsku z akcentem górnośląskim: „Masz stać i nie ruszać, bo inaczej dostaniesz kulę w łeb”. Za sobą znów usłyszałem głosy. Kontynuowano sprawdzanie listy według liter alfabetu. Na zakończenie esesman odczytał wyrok, z którego stojący więźnio- wie dowiedzieli się, że zostali skazani na karę śmierci. Powiedział jeszcze:

„Macie tylko pięć minut czasu, róbcie co chcecie, za pięć minut wyrok zosta- nie wykonany. Cały czas mówił to w gwarze śląskiej. Esesman odszedł. W grupie więźniów rozpoczęło się zamieszanie.. Jedni płakali, drudzy modlitwą żegnali się ze światem. Nie mogłem się odwrócić. Słyszałem tylko wrzaski es- esmanów wzywających do spokoju i strzały z rewolweru, później już tylko

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przedstawione wyniki wskazują, że u osób w starszym wieku hospitalizowanych na oddziale geriatrycznym wskaźnik masy ciała wiąże się z ryzykiem zgonu we-

Wyniki badań własnych pokazały, że ponad 40% palącej mło- dzieży miała palącą matkę i ojca, natomiast 25% pa- laczy pochodziło z rodzin, gdzie żadne z rodziców nie paliło,

W roku 1991 zająłem się sprawą Rocznika Ciechanowskiego, który Jerzy Gaczyński przedstawia jako swoje odkrycie, i uzasadniłem pogląd, że jest to mistyfikacja stworzona

proponowanych - Jurand, Powała z Taczewa, Maćko, Sanderus, Fulko de Lorch) prowadzonego przez dwie dowolne postaci z powieści. Przy ocenianiu dialogu nauczyciel będzie brał pod

Styl potoczny jest to przede wszystkim pierwszy w kolejności przyswajania wariant języka, ten, którego uczymy się w rodzinnym domu jako dzieci i który potem

KONTYNUACJI PRACY ZAWODOWEJ / POSZUKIWANIA PRACY PO UZYSKANIU EMERYTURY ORAZ GRUP WIEKU ECONOMICALLY ACTIVE PERSONS AGED 50 - 69 NOT RECEIVING AN OLD-AGE PENSION BY PLANS.

e) dynamika koryt rzecznych i kształtowanie den do- linnych pod wpływem procesów ekstremalnych na pojezierzach Polski (przebieg wezbrań na cie- kach różnego rzędu, np. od

Postępując w tym duchu, czyniąc, co należało, „nigdy w swych pracach - według świadectwa prof. Henryka Markiewicza - nie ulegał zewnętrznym naciskom ideolo­ gicznym