Kazimierz Kloskowski
Dokąd ewolucjo - dokąd kreacjo?
Studia Philosophiae Christianae 36/1, 90-104
2000
4. Międzynarodowa Konferencja na temat: Baera współczesna bio logia, Tartu 2 8 I I - 02 III 1992, Studia Philosophiae Christianae
28(1992)2, ss. 265-266.
5. Sprawozdanie z pobytu w Czecho-Słowackiej Akademii Nauk w maju 1992, Studia Philosophiae Christianae 29(1993)1, ss. 215-
216.
6. XIXM iędzynarodowy Kongres Historii Nauki, Saragossa (Hisz pania) 2 2-29 sierpnia 1993, Studia Philosophiae Christianae
30(1994)1, ss. 179-180. I n n e
1. Hasła: epigeneza, fizykalizm, opis naukowy, pangeneza, panko- smizm, pansomatyzm, preformizm, relacjonizm, struktura, sys tematyka, typ, typologia, w: Słownik pojęć filozoficznych, pod red. W. Krajewskiego, Warszawa 1996.
P r a c e o c z e k u j ą c e n a p u b l i k a c j e
1. Klonowanie. Ostatni absurd człowieka X X wieku?, w: Medycyna wieku rozwojowego, pod red. J. Bal, Warszawa 1999.
KAZIMIERZ KLOSKOWSKI
DOKĄD EWOLUCJO - DOKĄD KREACJO? *
Kiedy spojrzy się na ewolucję - nieodwracalny, przebiegający w cza sie, kierunkowy proces - trudno oprzeć się wrażeniu, że cała ta historia została wcześniej zaplanowana i zmierza do jakiegoś celu. Szczególnie ewolucja biologiczna może budzić emocje, w kontekście pytania ojej cel. Czy człowiek to już ostatni stopień doskonałości, cel ewolucji? A mo że w kosmosie żyją nasi starsi bracia, którzy dają znać o sobie w postaci UFO? Zielone ludziki, inteligentniejsze - o zgrozo - od rodzaju ludzkie go, mogłyby mieć nie tylko przyjazne zamiary, jak douczanie swojego niezbyt rozgarniętego starszego rodzeństwa i wciąganie go na wyższy
* Jest to ostatni artykuł ks. prof. Kazimierza Kloskowskiego dostarczony do Re dakcji Studia Philosophiae Christianae. Tekst ten stanowi fragment jego ostatniej książ ki: Filozofia ewolucji i filozofia stwarzania, tom II: Pogodzone bliźniaki. Rzecz o ewo
stopień cywilizacji. Mogłyby wpaść na pomysł skolonizowania błękit nej planety, z homo sapiens w roli Indian za czasów Kolumba.
Myśl o kreacji też nie jest wolna od takich niepokojów. Ani czas, ani przestrzeń (również międzygwiezdna) nie przyniosły jak dotąd odpo wiedzi, czy już wszystkie stworzenia zostały przez nas odkryte. Co cze ka „za rogiem”?
Na wizje rodem z Archiwum X spróbujemy nałożyć nieco naukowego reżimu. Kłopot z ostateczną odpowiedzią na pytanie o cel ewolucji i stwa rzania mają zarówno przyrodnicy, jak i filozofowie. Przyrodnicy spoty kają się ciągle z nowymi faktami doświadczalnymi, odstającymi od ist niejących reguł. Z drugiej strony odżywają zapomniane już koncepcje, jak J. B. Lamarcka teoria wewnętrznego pędu do udoskonalania organi
zacji struktur ewolucyjnych. Również pewne sposoby myślenia rzutują na pracę tak przyrodników, jak filozofów. Na przykład analogie, które w celowości rozwoju przyrody każą się dopatrywać celu totalnego, ja kiegoś punktu omega, do którego zdąża cała przyroda, dokonują krót kiego spięcia pomiędzy teoriami przyrodniczymi i filozoficznymi. Z ko lei ograniczenia filozofii wypływają z różnych koncepcji bytu. Trudno stwierdzić, która z nich oddaje „stan faktyczny” najbardziej adekwatnie, bo przecież nasze poznanie dotyczy tylko poszczególnych aspektów rze czywistości. Być może trzeba czynić dodatkowe założenia, w postaci czynnika rozpoczynającego lub porządkującego dany proces.
1. DOKĄD EWOLUCJO?
Być może pytanie o cel ewolucji nie jest ściśle naukowe. Nie wy kluczone, że na napotkane zjawiska nakłada się umysłowe kalki skoja rzeń, zaczerpniętych z potocznego, przednaukowego doświadczenia. Postęp kojarzy się z określonym celem, do celu sprowadza się również kierunkowość ewolucji. Czy celem jest największe przystosowanie organizmu do środowiska; czy dobór działający na mutacje jest proce sem celowym? A jeżeli tak, to na jakiej płaszczyźnie - biologicznej czy filozoficznej można mówić o celowości?
1.1. С О ТО JEST CEL?
Tylko człowiek potrafi przypisać cel komuś lub czemuś. Pani X wy chodzi na spacer z pieskiem. „Ale się wystroiła! Chyba na podryw” - komentuje sąsiadka, przypisując tym samym cel działaniu znajomej. A właścicielka czworonoga nawet pojęcia nie ma, że tak zostało odebra ne jej zachowanie. Nie miała nic takiego na myśli. Tymczasem Freud
albo któryś z jego kolegów - psychoanalityków, też pewnie przyłączył by się do głosu zazdrośnicy. „Tak, tak - to ukryte pragnienia Pani X popchnęły ją do takiego działania. Wyprowadzenie psa na spacer świad czy o samotności i poszukiwaniu żywego towarzystwa. Podświadoma potrzeba samoakceptacji nakazała jej przesadną dbałość o wygląd. Jak wiadomo, to działa na mężczyzn, a niesforny zwierzak jak ulał może stać się punktem zaczepienia uwagi i 'przypadkowego' spotkania”.
Antropomorficzny - czyli nadający ludzkie kształty rzeczywistości niekoniecznie ludzkiej - punkt widzenia ma istotne znaczenie, gdy chce się wskazać cel, do którego dane zjawisko lub proces zmierza. Jeżeli pani X spotkała przy okazji swojego spaceru jakiegoś interesującego nieznajomego (który został np. pokąsany przez Karmelka), to można mówić o zdarzeniach, w których jakiś cel (nowy znajomy) jest osiąga ny świadomie lub nieświadomie. Cel osiągany w sposób zamierzony przez człowieka (uczył się, uczył, aż się nauczył) wynika z intencji - z zamiaru wykonania, osiągnięcia czegoś. W momencie zrealizowania intencji zachodzi równość pomiędzy celem a intencją, taka jak pomię dzy aktem a możnością u św. Tomasza.
Jednakże nie każdy cel jest intencją. Na przykład, celem szczura jest znalezienie pożywienia. Nie jest to jednak jego intencją, ale in
stynktem. Szczurek nie medytuje nad kwestiami wyżywienia, tylko „idzie za głosem nosa”. Podobnie „nosem”, tyle że czułym na podczer wień, kieruje się rakieta samonaprowadzająca. Osiąga cel, którego prze cież nie mogła mieć na myśli stalowa tuba (M. Beckner).
Intencja jest wewnętrznym stanem umysłu, który determinuje - czyli czyni koniecznym - wynikające z niej działanie. Na podstawie namy słu podejmuje się działanie, aby osiągnąć cel, zgodnie z zasadą: „wi dzieć - osądzić - działać”.
Nie tylko umysł może wytyczać kierunek działań. Kierunek może być utrzymywany poprzez zjawisko tzw. „zakodowanego programu”. Na przykład, łańcuch DNA jest zakodowanym programem rozwoju organizmu. Na podstawie tego programu rozwijają się poszczególne komórki, tkanki i narządy.
Własność systemowa jest trzecim rodzajem zachowań kierunkowych. W łasnością systemową jest, na przykład, utrzymywanie przez orga nizm stałego poziomu wody we krwi (E. Nagel).
Można też mówić o dwu rodzajach celu: cel użyteczny (use-purpo-
se) jest właściwie środkiem do osiągnięcia nadrzędnego celu. Na przy
dzie i zejdzie. Cel intencji (aim -purposes) odpowiada wcześniej omó wionej interpretacji celu jako spełnienia intencji.
Czy w kontekście ewolucji można mówić o celu w znaczeniach wcześniej podanych: o celu-intencji, o środkach do celu, o zakodowa nym programie lub własności systemowej? Generalnie ewolucjoniści uznają, że ewolucja nie ma programu jako całość. Nie istnieje jakaś generalna mapa, z wyrysowanymi punktami dojścia obserwowanych procesów. Choć jednak nie wykrywa się celowości na poziomie ewo lucji jako całości, to jednak organizmy, a konkretnie ich DNA tę celo wość wykazuje. Celem dla DNA jest taka konfiguracja, która nosicie lowi tegoż zapewni najlepsze przystosowanie do środowiska. Celem są najodpowiedniejsze struktury i funkcje narządów. DNA jest zaś ich regulatorem. Dlatego można mówić o kierunkowym działaniu kodu genetycznego (W. J. H. Kunicki-Goldfmger, E. Mayr). DNA nie jest więc samym w sobie celem dla ewolucji. Odrzuca się też w tłumacze niach przyrodniczych takie traktowanie celowości, że końcowy stan lub cel jest świadomie przez kogoś lub coś zamierzony. Chodzi raczej 0 sytuacje, gdy istnieje mechanizm, który pozwala osiągnąć lub za chować systemowi (organizmowi, populacji) szczególne własności mimo zmieniającego się środowiska, jak też o to, by struktury anato miczne i fizjologiczne (narządy) spełniały swoją funkcję (F. Ayala).
Ewolucja zaczęła się właśnie dzięki działaniu celowemu organizmów, w których poszczególne narządy zaczynały współgrać, dla celu reali zowanego przez cały organizm. Celem tym było najlepsze przystoso wanie do zmieniających się warunków środowiska (R. A. Fisher).
Spróbujemy celowe działanie ewolucji zobrazować poprzez zaba wę, stosowaną na początku wieku przez dadaistów - artystów tworzą cych dla zabawy, pod wpływem przypadku. Dadaiści pisali np. wier sze w sposób dość osobliwy: cięli gazety w paski, zawierające po jed nym lub parę słów, wrzucali je do kapelusza, a następnie wylosowane słowa składali w wersy i strofy.
Zabawmy się w podobny sposób. Do kapelusza wrzucamy kartelusz- ki z wszystkimi literami alfabetu. Chcemy wylosować litery ,Д ”, „O” 1 „T”. Zaczerpnięcie tych liter razem lub w odpowiedniej kolejności gra niczy z cudem, bo możliwości kombinacji jest wiele, a „KOT” tylko je den. Ale możemy zwiększyć swoje szanse. Zamiast wkładać niewłaści wą literkę z powrotem do kapelusza - można jej tam nie oddawać. Wów czas rośnie szansa wylosowania właściwych liter. Można też wyciągać litery np. parami, patrząc na ich połączenia: „KO”, „KT” i „OT”. W ten
sposób zbiór wylosowanych liter będzie się składał z pewnej liczby „KO”, „KT” i „OT” lub z „К”, „O”, „T” lub z zespołów jedno i dwuliterowych. Poprzez takie ułatwienia cel, który wydawał się niemożliwy stał się praw dopodobny. Gdy już się wybierze „KOT”, nie znaczy to oczywiście, że stworzyło się same literki, ale że z tych liter powstało słowo „KOT”, którego nie było zanim rozpoczęto losowanie.
Zupełnie podobnie ma się sprawa z doborem naturalnym. Liczba możliwych kombinacji i układów genów i chromosomów, zawierają cych plan danego organizmu jest tak wielka, że wiele z tych możliwo ści nie zostanie wykorzystanych. Przekonanie o celu ewolucji bierze się między innymi stąd, że choć przyroda miała prawie nieskończoną ilość możliwych wariantów siebie, poszła tylko tym torem, który obec nie obserwujemy.
Człowiek, gdy rozpoczyna się jego życie, ma przed sobą pewną ilość możliwości, inne są zamknięte. Niektórym osobom zamyka się wszyst kie możliwości nawet zanim ujrzą światło dzienne, poprzez przerwa nie ciąży. Inni umrą w bardzo młodym wieku np. z powodu braku szcze pień lub pożywienia. Podstawowe prawo człowieka, prawo do życia gwarantuje człowiekowi minimalną przestrzeń do wybrania któregoś z wariantów siebie i realizacji go.
Wolność, możliwość wyborów życiowych ściera się z wieloma uwa runkowaniami losowymi. Janko Muzykant z noweli H. Sienkiewicza mógł zostać polskim Paganinim. Nie pozwoliły na to warunki materialne. Gdy- byjednak inny młodzieniec dysponował odpowiednimi finansami, ale „słoń nadepnął mu na ucho” - również nic nie osiągnie w tej dziedzinie. Dlate go na pewne fakty spogląda się z większym respektem niż na inne. Aby ktoś został skrzypkiem i do tego sławnym, musi się przeciąć o wiele wię cej sprzyjających okoliczności niż w przypadku kariery pracownika fi zycznego, czy handlarza. Większym poszanowaniem powinna się także cieszyć nasza błękitna planeta z całym bogactwem form życia, w zesta wieniu z pustynnymi, zimnymi głazami odległych planet. „Szmirę kupuje się w kiosku, perły zdobywa się w głębinach”.
Aby powstanie i rozwój życia były w ogóle możliwe - potrzeba ja kiejś presji, filtra, pompy rozwoju. Okazuje się, że dobór naturalny sprzyja zatrzymywaniu w populacji cech korzystnych nawet poprzez niewielką, selektywną przewagę. W jaki sposób? Podobnie jak z liter kami i kapeluszem. Organizmy o genach mniej korzystnych dla prze trwania „wypadają z gry”, to znaczy, nie m ogą się rozmnożyć - literka inna niż „K”, „O” i „T” nie wraca do kapelusza.
O planie i celowości decyduje ADAPTACJA organizmu do środo wiska, a w przypadku narządu - adaptacja jego anatomii i fizjologii do wykonywanych funkcji. Narząd jest zbudowany celowo, to znaczy tak, aby najlepiej spełniał swoją funkcję, również w następnych poko leniach. Jednak ewolucja nie przewiduje przyszłości, a jedynie działa jąc w czasie „nagradza” przyszłe zjawiska.
2. CEL: KATEGORIA POZANAUKOWA. CO W ZAMIAN?
Celu, który jaw i się gdzieś „na horyzoncie ewolucji” nie da się od kryć w ramach pracy biologów. Cel - „szklana góra”, pod którą wtacza się proces przemian organizmów i materii nieożywionej, by osiągnąć szczyty doskonałości - nie istnieje. W ramach poznania przyrodnicze go można jedynie mówić o trzech cechach ewolucji, które składają się na ogólne wrażenie jej celowości.
2.1. KIERUNKOWOŚĆ
Kierunkowość można rozumieć na wiele sposobów. Przykładowo: biolog posiada świadomość, że ze względu na ograniczenia, wynikają ce z budowy anatomicznej, z gada może powstać ptak lub ssak, ale już nie głowonóg lub owad. Jaś, gdy został muzykiem, porzucił karierę sportowca, bo by się nie rozdwoił, poświęcając na treningi w każdej dziedzinie po 5-7 godzin dziennie. W ziąwszy pod uwagę fakt, że ewo lucja, choć przejawia się w dążeniu do tego, co dla organizmu korzyst niejsze, to jednak nie istnieje jakaś Pani Ewolucja, bazgroląca z roz mysłem ołówkiem po wielkim planie rozwoju Wszechświata. Nie ma ewolucji bez mutacji, ale też same mutacje, bez doboru naturalnego, zachodziłyby tak wolno, że nie wiadomo, czy jako homo sapiens zdą żylibyśmy do dzisiaj w ogóle się pojawić. Weźmy sobie dobrze do gło wy, że mutacje zachodzą nie „po to ”, aby coś ulepszać, tylko po prostu
zachodzą, bo taka je s t natura materiału genetycznego. M ogą one być
szkodliwe i takie są najczęściej, mogą być neutralne i mogą być ko rzystne. Właśnie dobór naturalny je s t „po to ”, aby niektóre mutacje
wypierać lub wybierać.
2.2. ADAPTACYJNOŚĆ
Adaptacyjność jako cecha ewolucji rozwiewa sny o deskach kre ślarskich w Biurze Konstrukcyjnym Pani Ewolucji, na których zapro jektowano tak wspaniałe wynalazki, jak „skrzydła ptaka, łapki robaka, żabie udka i grzebień kogutka” (może ktoś ułoży z tego piosenkę o ewo
lucji). Człowiek - obserwator, patrząc na lecącego orła (lub widząc jego cień) podziwia jego narządy lotne i - jak to człowiek - snuje re
fleksje: przecież to nie mogło powstać metodą prób i błędów. Zapew ne ktoś musiał najpierw taki narząd wymyślić, przetestować, aby speł niał określony cel. Antropomorfizujemy, czyli próbujemy nadać nasze kształty i rozumienie przyrodzie. Tymczasem, przecież takie skrzydło nie powstało z niczego. Wiemy doskonale, że powstało przez adapta cję kończyny krocznej (nogi, łapy) do latania. A to już nie jest takie niewyobrażalne, że w odpowiedzi na zmiany warunków życia zmieni ła się kończyna kroczna w kończynę lotną.
Przodek pterodaktyla najpierw musiał wykonywać dalekie skoki, pomagając sobie przy tym przednimi łapami i skuteczniej rzucał się na zdobycz niż jego towarzysze o słabiej rozwiniętych zaczątkach narzą du lotnego. Skuteczniej też uciekał przed innymi drapieżnikami. Pozo stawały na placu boju organizmy z powiększonymi łapami, lotkami, piórami, aż... rodzinka latających gadzin opanowała przestworza.
Kończyna kroczna z kolei jest również bardzo złożonym, przysto sowanym do swojej funkcji narządem, ale też nie pojawiła się z nicze go. Powstała z płetwy ryby, której w wodzie było za ciasno i wyrusza ła na coraz dłuższe i częstsze spacery po lądzie. A płetwa parzysta ryb jest stosunkowo prostym narządem, który możemy z kolei odnieść do zwykłego fałdu skórnego, na przykład u lancetnika. Powstanie zaś fał du skórnego to już nie jest taki wielki problem.
O tym, że adaptacyjność nie jest kwestią jakiegoś planu, ale właśnie wynikiem metody mutacji i doboru, prób i błędów, niech świadczy fi zjologia ptaków. Ptaki m ają szybszy metabolizm niż ssaki i mają wy ższą temperaturę ciała. W związku z tym byłoby bardziej korzystne dla ptaków posiadanie we krwi ciałek czerwonych - erytrocytów - pozbawionych jąder komórkowych, gdyż są sprawniejsze niż jądrza- ste w transporcie tlenu. Ptaki jednak m ają erytrocyty jądrzaste. Mimo więc wielkiego zapotrzebowania na taki rodzaj erytrocytów nie wy tworzyły się one u ptaków, gdyż nie było odpowiedniej mutacji i do bór naturalny nie miał na co zadziałać.
W sumie: każdy narząd powstaje na podstawie jakiejś adaptacji i pre- adaptacji (adaptacji wstępnej). Preadaptacją dla powstania skrzydła było przekształcenie się płetwy ryby w kończynę kroczną. Przestaje my się zdumiewać i wypatrywać na horyzoncie celu tych przemian i adaptacji, pozostawiając poszukiwania reżyserom filmów science fic
2.3. FUNKCJONALNOŚĆ
Również funkcje, spełniane przez poszczególne narządy, nie sąrealiza- cjącelu ewolucji. Należą raczej do jej istoty i nie wymagają dodatkowego planowania. Aby wskazać, jak funkcjonalność ma się do celu ewolucji trzeba by posłużyć się gramatyką czasowników dokonanych i niedokona nych. Funkcja organizmów, gatunków, populacji, jest realizowaniem ich
przyszłego stanu. Natomiast celem ewolucji jest tego stanu zrealizowanie.
Pojawia się jednak kwestia: Czy ewolucja w jakimś sensie zrealizowała, czy też nie zrealizowała swojego celu? Czy możemy podchodzić do tego procesu jak do „przodownika pracy”, który zrealizował 600% normy, czy jako do „bumelanta”, pracującego „na pół gwizdka”?
O narządach możemy powiedzieć tylko tyle, że spełniają lub nie spełniają swojej funkcji w sposób wystarczający wobec warunków śro dowiska i potrzeb organizmu. Organ jest zbudowany celowo w stosunku do funkcji, którą ma spełniać, a funkcja jest celowa w stosunku do potrzeby, którą zaspokaja.
Gdyby motylki zamiast grzecznie nektarem - żywiły się krw ią- potrze bowałyby komarzych sztylecików i pewnie tępilibyśmy te piękne stwo rzenia z równą zaciekłością, co pospolite bzykadła. Tymczasem do „szczę ścia” wystarcza im zawinięta trąbka i świeże kwiaty. Wyobraźmy sobie cielaka ze skrzydłami. Jakież wielkie musiałyby to być płaty, żeby go udźwi gnąć. Prawdopodobnie taka konstrukcja nie powstałaby ze względu na brak odpowiedniej „mięśniowej jednostki napędowej” i mało aerodyna miczne kształty. Jakoś łatwiej wyobrazić sobie pegaza, wszak konik ze swoją gracją, zwinnością i pędem to już nie to, co przyziemne bydełko. Ech, mitologia... „Nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by bodła”.
Podsumowując stwierdzamy, że kategoria celu ewolucji nie przy staje do obserwacji przyrodniczych. Można mówić jedynie o nauko wym uchwyceniu kierunkowości, adaptacyjności i funkcjonalności ewolucji. Cel rozumiany w sensie zrealizowania czegoś w ewolucji ma znamiona kategorii filozoficznej, bo bez odpowiednich założeń co do poznania i bytu, nie określimy, czy dany stan jest, czy nie jest osią gnięciem przez ewolucję jej celu. O cechach ewolucji niech mówią biologowie. O celu - filozofowie. I tak chyba będzie najlepiej.
3. DRZEMIĄCE PRZEZNACZENIE
W związku z powyższym ustaleniem oddamy teraz głos ontologii (metafizyce, filozofii bytu), aby niejako z lotu ptaka spojrzeć na współ czesny sposób myślenia o ewolucji i kreacji oraz dokonać jego oceny.
Wchodzimy w obszar meta-nauki. To znaczy, że będziemy mówili już nie tylko o zjawiskach przyrodniczych, ale o mówieniu i myśleniu o tychże zjawiskach. To tak, jakby mózg myślał sam o sobie (co zdarza się każde mu człowiekowi, parającemu się anatomią) lub jak gdyby komputer wy świetlał schematy swojej wewnętrznej konstrukcji i funkcjonowania (np. BIOS). Albo tak, jakby na języku polskim mówić nie tylko o poezji i pro zie, ale o samym języku - jego składni i znaczeniach. Wówczas przed miot otrzymuje osobną nazwę: gramatyka. Jeśli więc mowa o meta-nauce to chodzi o naukę zajmującą się jakąś nauką, badającą daną dziedzinę, a już nie samą dziedziną. I tak przedmiotem filozofii nauki będzie nie tyl ko sam przebieg ewolucji, ale teorie ewolucyjne, czy też kreacjonistyczne, ich założenia, uwarunkowania itp. W tym kontekście trzeba sobie zdać sprawę z zastrzeżeń, które się pojawiają w przypadku mówienia o zjawi skach przyrodniczych, z równoczesnym pomieszaniem płaszczyzn.
1. Badając ewolucję ustala się pewne fakty, wynikające z poznania przyrodniczego. Te fakty można „układać” celowościowo lub nie, w za leżności od potrzeby lepszego zrozumienia danego zjawiska. Wówczas otrzymuje się lub nie swoisty opis celowościowy ewolucji. Jak widać, taki czy inny opis nie jest całkowicie zależny od faktów, a raczej od naukowca, który interpretuje i prezentuje wyniki swoich badań.
2. Między innymi z powyższych względów, można mówić o dwóch rodzajach celowości: wewnętrznej (faktycznej) i zewnętrznej (teore tycznej). Celowość wewnętrzna to cecha naturalna danego zjawiska, związana z jego kierunkowością, adaptacyjnością i funkcjonalnością. Celowość zewnętrzna jest produktem ludzkiego umysłu, próbą uchwy cenia celowości wewnętrznej poprzez twierdzenia, składające się na przyrodniczą teorię ewolucji, bądź na filozoficzną teorię kreacji.
Rzetelni ewolucjoniści pozostają „na swoim podwórku”, badając jedynie celowość wewnętrzną, o czym pisaliśm y w drugiej części. Odwoływanie się zaś do kreacji przekracza ich uprawnienia, dlatego ten problem pozostawiają pod rozwagę filozofom.
3.1. NIE MA PRZYSZŁOŚCI BEZ HISTORII
Przypomnijmy wcześniej zasygnalizowane znaczenia celu ewolucji: 1. stan początkowy, czyli zakodowany program procesów ewolu
cyjnych,
2. cel użyteczny i własność systemowa,
3. oczywiście nie wchodzi w grę rozumienie celu jako realizacji czyichś zamierzeń lub spełnienia czyichś oczekiwań.
Dlaczego jednak tak śmiało odrzucamy rozumienie celu, zawarte w punkcie trzecim? Bo słusznie czyniliśmy to najpierw na płaszczyź nie przyrodniczej. Ale z punktu widzenia filozofii możemy w końcu spytać: Czy dla odrzucenia takiej celowości wystarcza argument, iż nie da się przewidzieć przyszłości ewolucji? Owszem, ewolucję czy nią celową ludzkie intencje, sprowadzające się w zasadzie do oceny skuteczności mechanizmów ewolucyjnych. Przecież celowość jest re alizowana także w organizmie, poprzez wykonywanie programu zako dowanego w bliższej lub dalszej przeszłości. Jeśli do tych twierdzeń przyłoży się myśl kreacjonistyczną św. Augustyna to odkrywa się, że zaskakująco przystaje ona do uchwyconego przez nas, „odmitologizo wanego” obrazu celowości. „Bóg stworzył wszystko w jednym mo mencie czasowym, choć sam proces pojawiania się poszczególnych bytów przebiegał stopniowo jako historyczny proces rozwoju przyro dy”. Organizmy, pojawiające się w obserwowanym przez nas procesie ewolucji realizują w ramach homeostazy zaprogramowany cel rozwo jowy, do którego środkiem (a nie celem samym w sobie) jest przeży cie. Samo bowiem działanie celowe, w tym procesy zmierzające do zachowania homeostazy, nie są celem, a jedynie towarzyszą ewolucji.
Gdy istnieje cel - ewolucja wykazuje „trwałość” w osiąganiu celu (cią głość historyczna) oraz charakteryzuje się „wrażliwością” na warunki uła twiające to osiągnięcie (mutacje i dobór). Spróbujmy pod przyrodnicze pojęcia „trwałość” i „wrażliwość” podstawić kategorie kreacjonistyczne. W perspektywie kreacjonizmu klasycznego można „trwałość” rozumieć jako podtrzymywanie w istnieniu wszystkiego, całej rzeczywistości, nato
miast wrażliwość to nic innego jak przygodność stworzonych istnień. Okazuje się, że mamy do czynienia z dwoma różnymi determini- zmami, tzn. takimi opisami przyrody, w których przebieg zjawisk zo stał z góry zaprogramowany. Determinizm ewolucyjny opiera się na badaniu przeszłości, na odkrywaniu kluczowych momentów rozejścia się pewnych linii rozwojowych. Badanie skutków ewolucji nie dostar czy prawidłowych odpowiedzi, ponieważ cel mieści się w początko wym stanie obiektów, podlegających ewolucji. Determinizm ewolu cyjny ma zastosowanie tylko na tej płaszczyźnie, bo same mechani zmy ewolucji nie są w stanie „wymyślić” nic nowego, jak tylko to, co zostało zapisane w stanie początkowym materii. Dlatego też ewolucja nie jest w stanie zrealizować wszystkich swoich wariantów!
Z kolei determinizm kreacjonistyczny zakłada akt stwórczy, który pozwala zaistnieć i trwać w czasie bytom. W tym wypadku mechani
zmy kreacji są ukierunkowane przez Stwórcę. To On przecież powołu je do istnienia i tym istnieniem podtrzymuje wszystko.
3.2. GDZIE JEST ZEGARMISTRZ?
Zapoznaliśmy się już poniekąd z niedostatkami stosowania pojęcia celowości na płaszczyźnie przyrodniczej. Chociaż nie wyklucza się wyjaśnień celowościowych w badaniach nad ewolucją, to jednak mię dzy innymi niejasności powstające przy tej okazji na poziomie języka każą sięgać po opis filozoficzny. Zaś na płaszczyźnie filozoficznej ce lowość jest związana z tym, z powodu czego coś się dzieje. Jeżeli przy czyną działania jest osoba, to rozróżnia się:
1. Cel dzieła - fin is operis. Jest to kres, punkt dojścia, ku któremu zmierza byt naturalny.
2. Cel działającego- fin is operantis - to wspomniana już motywa cja, ze względu na którą sprawca dokonuje czegoś konkretnego. Z tych racji filozofowie różnych czasów i orientacji, np.: Platon, Ary stoteles, Augustyn, Duns Szkot, F. Suarez, Tomasz z Akwinu, J. S. Mili, Teilhard de Chardin na różne sposoby głoszą pogląd, że zarówno ko smos, jak i inne dzieła przyrody, nieskończenie doskonalsze od wszyst kich wytworów człowieka, domagają się rozumnego i wszechmocnego Stwórcy. Ważne stało się odwoływanie do analogii: odkrycie - odkryw ca (niemożliwe jest odkrycie czegokolwiek bez odkrywcy), zegar - ze garmistrz (złożoność budowy zegara wskazuje na rozumnego sprawcę) itp. Sprawca przyrody zna jej cele, bo sam przecież ją konstruował wraz z prawami, w ramach których działa. W e , , ja k to jest zrobione”.
Warto zauważyć, że same prawa przyrody nie tłumaczą zadowalająco jej funkcjonowania ani pojawienia się czegokolwiek, np. życia na ziemi. Podobnie trudno wyobrazić sobie świat ciągle popychany cudownymi interwencjami Stwórcy, „ku zadziwieniu ludzi i aniołów”. Nie wyklu czone, że Bóg działający poprzez prawa przyrody jest najwłaściwszą filozoficzno-przyrodniczą perspektywą wyjaśniającą Wszechświat.
U Platona - Demiurg przekształcił chaos Świata w harmonijną ca łość, celowo funkcjonującą. Dla Arystotelesa ostateczną przyczyną celowości świata jest Bóg ujmowany jako najdoskonalszy rozum. Z ko lei, według Augustyna z Hippony, celowości kosmosu nie można wy tłumaczyć odwołując się do jego własnych sił, ale do Boga, stwórczej przyczyny wszystkiego. W końcu św. Tomasz z Akwinu mówi mniej więcej tak: Widzimy, że nawet byty pozbawione rozumu działają celo wo i w identyczny sposób, aby zaspokoić swoje potrzeby i osiągnąć
to, co dla nich najlepsze. Jeśli te osiągnięcia są powtarzalne, jeśli każ da jaskółka podobnie wije gniazdo, a wilki podobnie zbijają się w sta da, by upolować większą zdobycz, to trudno mówić o jakimś przypad ku, ale o celu zamierzonym. A ponieważ byty dążą do celu, choć są pozbawione poznania, muszą więc być prowadzone przez kogoś ro zumnego, jak strzała wypuszczona przez łucznika. Istnieje więc ktoś rozumny, kierujący wszystkie rzeczy do właściwego im celu. Nazywa my go Bogiem.
Podsumowując trzeba stwierdzić, że celowość (moc, porządek) wszystkiego, w ujęciu filozoficznym, jest zależna od rozumnego Stwór cy. Nierozumna przyroda może bowiem działać celowo (w rozumieniu filozoficznym) tylko wówczas, gdy kieruje nią ktoś rozumny.
3.3. NOWE IMIĘ PRZYPADKU
Aby odkryć właściwy wymiar celowości ewolucji warto spojrzeć przynajmniej na jej trzy wyjaśnienia:
1. Odwołanie się do przypadku.
2. Sprawdzenie, czy siły i prawa natury są wystarczającymi przy czynami pojawienia się istot żywych w przebiegu ewolucji. 3. Poszukiwanie rozumnego Stwórcy - ostatecznej przyczyny wszyst
kiego.
Po pierwsze: Co to właściwie jest przypadek? Rozumiem, że jest to zdarzenie bez przyczyny, które jednak może być przyczyną innego zda rzenia. Jesteśmy cały czas w kontekście ewolucji, mutacji i doboru naturalnego. Zauważamy, że sam proces mutowania nie jest całkiem przypadkowy. Rządzą nim pewne reguły, prawa selekcji, ograniczają ce możliwość wyboru. Przypadek jest jedynie początkiem, inicjatorem tych przemian. Przypadek nie wyklucza istnienia i działania przyczyn sprawczych, jest on jakby ich partnerem, działającym równolegle. Ist niał kiedyś w przyrodzie pewien stan wyjściowy, który do pewnego stopnia z powodzeniem próbują opisać przyrodnicy. Umieją oni odpo wiedzieć na pytanie: Jaki to był stan, ale nie mogą bez wspomnianego wcześniej pomieszania płaszczyzn odpowiedzieć: Dlaczego taki byli Dlaczego ewolucja poszła tą - a nie inną drogą (por. erytrocyty pta ków i analogia Janka Muzykanta) - pozostaje kwestią przypadku, dzia łającego na rozdrożu przemian ewolucyjnych. Odwoływanie się do przypadku nie wynika więc z braku naszej wiedzy o ewolucji, ale jest świadomym zabiegiem myślowym, opartym na badaniach przyrodni czych.
To, że wynaleziono kolo mogło być zupełnym przypadkiem. Wiking Hägar (ten z kreskówki) szedł kiedyś lasem, trapiąc się mocno swoją nową łodzią. Nie wiedział, jak j ą zwodować, gdyż z powodu silnych sztormów wiosennych budował ją trochę dalej od brzegu niż zwykle. Nagle pośliznął się i padł z jękiem na plecy, celując w niebo swoim wiel kim brzuchem. Jakiś patyk, wyjątkowo równy, bez sęków dostał się pod jego prawą nogę i spowodował ten upadek. Winowajca poturlał się w krzaki. Hägar trochę postękał, po czym walnął się z całej siły w swój rogaty hełm. „Jeśli ja poturlałem się na patyku, to przecież mogę podło żyć bale drewna pod łódź i tak ją poturlać do wody!” Po wynalezieniu osi wynalezienie koła stało się już tylko kwestią czasu.
Przypadek jest wydarzeniem bez przyczyny ...?! Przecież to niemoż liwe! Przypadek Hägara miał swoją przyczynę, było ich nawet więcej. Po pierwsze: miał określony problem do rozwiązania. Gdyby go nie miał - to całe wydarzenie mogło się zakończyć jedynie paroma siniakami. Po drugie: szedł przez las akurat wówczas, gdy myślał nad swoim proble mem (ew. myślał nad swoim problemem akurat, gdy szedł przez las). Bo jeśliby szedł przez pole albo łąkę, to tam znacznie trudniej o patyki, któ re jak wiadomo odpadają z drzew jako części ich martwych gałęzi. Po trzecie: patyk, na który nadepnął Wiking był akurat bez sęków, o kluczo wym dla sprawy kołowym przekroju. Ten jeden, jedyny patyk mógł le żeć pół metra dalej, pomiędzy innymi i mógł zgnić tak sobie, nie wpły wając w żadnym stopniu na historię ludzkości.
Były to nasze fantazje i wariacje na temat patyków i przypadku. Nasu wa się przynajmniej jeden wniosek. Być może to, co na pierwszy rzut oka wygląda jak przypadek, jest przecięciem się tak wielu sprzyjających oko liczności (lub niesprzyjających - ale wtedy mówimy konkretnie o wypad ku lub katastrofie), jak to mogło mieć miejsce w omawianej wcześniej karierze skrzypka lub w historii powstania życia na ziemi. Niewykluczo ne, że darzymy przypadek zbyt małym respektem. A może Pierwsza Przy czyna Sprawcza jest również Panem Przypadku? Przykładowo, według św. Augustyna każdy z gatunków wyłonił się w określonych okoliczno ściach i czasie z odpowiadającej mu przyczyny zalążkowej. Okoliczności te mogą obejmować przypadkowe mutacje, dryf genetyczny itp.
Druga próba rozumienia celowości opiera się na twierdzeniu o sa mowystarczalności przyrody w procesie ewolucji. Te koncepcje ewo- lucyjno-materialistyczne zakładają, że istoty żywe mogły pojawić się ot tak, po prostu pod wpływem środowiska, doboru naturalnego, muta cji, izolacji, które były i są jedynym i, wystarczającymi przyczynami
powstania życia. Znowu obok pytania JAK? stawiamy pytanie DLA CZEGO? Nie tylko jak, ale dlaczego dany organizm zaistniał. Odpo wiedź na drugie pytanie może dać tylko teoria filozoficzna, odpowia dająca teorii przyrodniczej opisującej ,jak ? ” .
Trzecia próba rozumienia celowości opiera się na przyjęciu Rozumne go Stwórcy oraz dwu zasad: niesprzeczności i racji dostatecznej. Zasada racji dostatecznej wskazuje na element, bez którego coś nie jest sobą.
Zasada niesprzeczności dotyczy przeciwstawności bytu i niebytu. Byt jest bytem, a niebyt niebytem, nigdy odwrotnie. Dotyczy również wszelkiego rodzaju rozumowań, których wyniki można uznać za praw dziwe jedynie wtedy, gdy nie ma w nich ani jednej pary sprzecznych twierdzeń. W konsekwencji, idąc za św. Tomaszem stwierdzamy, że:
- ewolucja jest celowa (choć tylko istota rozumna może nadawać cel czemukolwiek),
- działa zawsze albo najczęściej w identyczny sposób, aby osiągnąć to, co najlepsze (choć sama nie jest w stanie wybierać),
- pojawiają się w wyniku tych działań byty przygodne - takie, które istnieją, choć nie m uszą istnieć (a więc nie są podstawą dla własnego bytowania),
... wobec tego należy przyjąć istnienie kogoś rozumnego, przez kogo te byty byłyby:
- kierowane do celu, - najkorzystniejszą drogą,
- i podtrzymywane cały czas w istnieniu.
W filozofii chrześcijańskiej tym Kimś jest Sprawca Celowości, utoż samiany z Rozumnym Stwórcą Wszystkiego.
W podsumowaniu warto zaznaczyć kilka kwestii, dotyczących ce lowości ewolucji i kreacji, rozważanych na terenie nauk przyrodniczych i filozofii.
1. W sensie przyrodniczym celowość ewolucji możemy rozumieć wyłącznie jako jej stan początkowy: zakodowany program oraz cel użyteczny z własnością systemową.
2. Człowiek dla poznania trudno wyrażalnych prawd posługuje się analogią (podobieństwem, zawierającym w sobie jeszcze więk sze niepodobieństwo). Dlatego np. widząc u zwierzęcia skom plikowany narząd zaczyna zastanawiać się nad domniemanym planem tego narządu, który zachw yca celow ością oraz nad Architektem tego planu.
3. W sferze języka pojawia się dla biologów zmora, z powodu py tania czysto gramatycznego, ale „ustawiającego” całe myślenie przyrodnicze: „PO CO dany organ istnieje? CZEMU dany na rząd służy?”.
4. Odpowiedź na pytanie o celowość przyrody może być udzielona nie tylko na poziomie doświadczenia przyrodniczego lub meto dologii, ale także filozofii.
5. Celowość, mimo licznych zastrzeżeń, wynikających z mieszania płaszczyzn, na których próbowano rozwiązywać jej kwestie, sta ła się w badaniach przyrodniczych paradygmatem (najbardziej ogólnym, uniwersalnym prawidłem uprawiania nauki, rzutują cym na jej całokształt), a jak wiadomo paradygmat niesie ze sobą jakby ukryte przedzałożenia danej nauki, które nie zawsze się
zauważa i stosuje do interpretacji faktów.
6. Biologia ewolucyjna, stosując właściwe sobie metody badaw cze, nie jest w stanie ani zaprzeczyć, ani też potwierdzić finali- zmu-celowości ewolucji.
7. Kluczem do rozstrzygnięcia powyższych kwestii pozostanie wła ściwe rozumienie pojęcia celu, osobne w naukach przyrodni czych, osobne w filozofii. Pozostają tylko dwie drogi rozwiązań, prowadzące do odkrycia kreatywności ewolucji: wskazanie racji przyrodniczych dla powstania i rozwoju życia na ziemi oraz po szukiwanie przyczyny spoza porządku przyrody: Rozumnego Stwórcy Przyrody.
LESZEK KUŹNICKI
Instytut Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego, PAN
WKŁAD KS. PROF. DR HAB. KAZIMIERZA KLOSKOWSKIEGO DO POZNANIA STRUKTURY WSPÓŁCZESNEGO EWOLUCJONIZMU
I HIPOTEZ POWSTANIA ŻYCIA
Trudno pogodzić się z myślą, że nie ma wśród nas ks. prof, dr hab. Kazimierza Kloskowskiego. Był młodym, zdolnym, twórczym uczo nym, wysokiej klasy znawcą i analitykiem ewolucjonizmu oraz hipo tez powstawania życia na Ziemi. Jego intelekt, ogromna wiedza i wiel ka pracowitość przyniosły bogatą spuściznę, którą chciałbym omówić i scharakteryzować.