Na stronie 6: KORESPONDENCJA Z TRIESTU ]
BIBLIOTEKA
¿KU POLAKÓW
^SfiNTYNTiŁ
t
Cena
6 d„Life “ Catholic Weekly
i
Arcybiskup Paryża J. Em. Ks. Kardynał E. C. S
U
HA R D
KATOLICKI TYGODNIK RELIGIJNO SPOŁECZNY______________________________
Londyn, 19 — 25 października —NR. 23
____________________________ ___________________________________ BIBLWU
aA_______________
ZWIĄZKU POLAKÓW
W ARGENTYNIE
ROZROST CZY ZMIERZCH KOŚCIOŁA?
I
Piękno polskich kościołów Kościół Mariacki
w
Krakowie’ * dwa
latapo wojnie
wiemy,że Pokój
niejest
podobnydo
tego,jaki
roiła sobie nasza tęsknota.Wciąż jeszcze daleki,
niebędzie
onbłogim
„powrotem”
do przeszłych
struktur.Kryzys, wstrząsający
światem,- prze
rasta nieporównanie
'
przyczyny,jakie
go wywołały.Konflikt wojenny, jaki rozpętał, nie,
został zlikwidowanywraz
zwojną. Źródła
jegotkwią głębiej, sięgają dalej.
Ruiny
są
nieszczęściem. Sąrównież symbolem. Coś
umarło na tej ziemi, cośco
już nie wskrześnie. Dopiero w tej perspektywiewojna
nabiera właściwego znaczenia: niejęst przer
wą między
dwoma aktamidramatu,
jenoepilogiem. Oznacza
koniec pew
nego świata.
Ale
tym samym
otwierająca się eranabiera
znaczeniaprologu:
inauguru je dramat rodzącego
sięświata.
Konkluzja
ta
nie jest tworemwy
obraźni. Opiera się na zbieżnych
symptomatach, na
jednomyślnych świa dectwach.
Wszyscy zgodnie określa ją naszą epokę, jako
wiek przejścio wy. Cierpienia,
nękające ziemię; nie
bezpieczeństwa, zagrażające jej jutru;wstrząsające nią wielkie
prądy są
nie tyleskutkiem
katastrofy, ileoznaką rokującą
bliski poród. Lubściślej biorąc
—niedomagania
obecne niesą
ani chorobą, ani zmierzchemświa
ta.
To tylkoprzesilenie. Chwila ka
pitalna, rwący i wiotki
przełom doj
rzewania, subtelne wekslowanie
ze sta
rych,obowiązujących
dotądstruktur
nanowe
tory. Cozamiera?
Cosię rodzi? Nie
w tym rzecz, żebyobli
czać, lecz by przeczuwać.'
Już
dziśmożemy,
bezdowolności, rzutować
w szerokich liniach wytycznęjutra.
Pierwszym
znamieniem,
najoczy
wistszym,gdyż
nie podlegającym dy
skusji, jestfakt, że
kryzysobecny
jest kryzysem jedności. Żnamy etapy:wielkie
wynalazki
naukowezrodziły szybkość
i ruch.Przestrzeń zmieniła miarę.
Samolot niweczy odległości i spaja kontynenty.Mnożą
się wy
miany.Produkcja,
konsumpcja,roz
dział
dóbr, Ekonomia
iFinanse:
wszyst
ko dzieje się naplanie międzynarodo
wym. Najprostszy
przedmiot użytku
codziennego jest wynikiem długiejpo
dróży.
Każdy
zależy od wszystkich,po
to tylko, by przetrwać. Alerów
nież po
to, by
myśleći
czuć.Gdyż Prasa
jest wszędzie.Wraz
z nią—
film:obraz,
który nie ma ojczyzny, przeskakuje z ekranu naekran. Prze
biegające
eter faleniosą
wszystkim bez różnicy—muzykę,
wieści,myśl
wszystkich.Radio i telewizja są
mózgiem i systememnerwowym, oży
wiającym po raz pierwszy glob
jed
nakim
rytmem, w
jednej teraźniej
szości.Zarys nowej cywilizacji
Skutek objawia
się rychło;padają
barieryna
rozszerzającą sięziemię;
pękają ściany pod
gwałtownymnapo-
remwzbierającej
fali,która wszystko
powala i niweluje.Wynika stąd,
dlacałej
ziemi, costało
się jużraz, u
szczytówrzymskiego
imperiumw
śród ziemnomorskim
świecie: zarys wspól
nej cywilizacji.Podczas
gdyjednak tamta
ograniczała się dojęzyka, do prawa i
dohandlu,
naszazmierza do
utworzeniajednakiego typu
życia, czło
wieka najedną
miarę, „humanizmu”wszechświatowego.
Myliłby
się
mocno, ktoby widział tylko w tym nowym„typie
”obraz złożony,
zlepekróżnorodny, wynika
jący
ze śpiesznegostopu poszczegól
nych typów ludzkich,
złączonych po
trzebami praktycznego
życia. Kształ tujący
się współczesnyczłowiek,
zda- jesię istotnie wyrastać
z jednościor
ganicznej,
z wewnętrznymbodźcem
życia. PodobniePaństwo, jakie bu
duje.
Najznamienniejszym rysem tego nowegohumanizmu
jest jego charak ter
techniczny.Zrodzony z odkrycia
maszyny, jejzawdzięcza
swój zasięguniwersalny, ku
niej sięzwraca
i na nią liczy, byugruntować
nowyład.
Z każdym dniem nauki ścisłe rugują bardziej
kulturę klasyczną.
Zmieniłsię przedmiot
zainteresowań. Miejsce czystychidei
zajmuje skuteczna akcja.Ten ludzki
wysiłek niejest indywi
dualny.
Odtąd każdy potrzebuje wszystkich.Jednostką
pracy niejest
jużrzemieślnik, ale ekipa. Nawiązu
ją sięstosunki
wybiegające
daleko pozawidnokrąg
dzielnicy inarodu, by ob
jąć
skalęwszechludzką
:humanizm wspólnoty,
cywilizacja uniwersalna.Wspomniane cechy —
wśród
wieluinnych
—wskazują aż
nadto,że
kształtujący sięświat,
zwłaszcza od latdwudziestu,
nie dasię sprowadzić do
bylejakiego
„zakrętu dziejów."Nie jest
to cyklon, brutalny lecz po wierzchowny.To
„kryzys” wewnętrz ny:
odkąd istnieje,po
raz pierwszyświat jest „jeden”
—i wieo
tym.To
uświadomieniezbiorowe, szukające
po omacku, nieudolne,jeszcze przywiąza
ne
do
starych struktur, czymżeż jest,jak
nie przełomemmłodzieńczym ? Spo
łeczeństwo,
zwłaszczazachodnie, prze
prowadza
reformę struktur, któraroz
bija
ciągłość tradycji,
mącigrę
ustalo nych reguł i stawia pod znakiem
za pytania uświęcone wartości. Wyni
kający
stądpopłoch
i uczucie nieprzy
stosowania, wewszystkich
dziedzinach, tłumacząwrażenie,
wyrażającesię
takczęsto
słowemdwuznacznym:
„rewo
lucja świata.”
Kto da jedność światu?
Tu właśnie staje
przed nami kapi talne pytanie.
W
tej
wspólnej cywilizacji, która tworzy się wszędzie,sama przez się,
w świeciedotąd
poszufladkowanym, w tę jednośćniespodziewaną, za
którą nie nadążanasza
myśl, w tenhuma
nizm,
na miarę
globu,do któregośmy
nie przywykli — KTO TCHNIEDUSZĘ? Kto przeprowadzi
syntezę nowego świata?Kto
będziemu Za
sadą i Natchnieniem?
Odpowiedź niewierzących:
Napewno
nie Kościół, mówią nie
wierzący.I
to dla prostej przyczyny:Kościół umiera.
1) „Zmierzch Kościoła”
Aż nadto
sąwidoczne, powiadają,
oznaki konania! Weźmyplan
ilościo
wy:rodzaj
ludzki,wzrasta — Kościół maleje. Choć zawszestanowił
mniej szość,
dotąd przynajmniejdysponował
zwartymi masami wiernych.Dziś to,
coon
sam nazywa „apos- tazjąmas
”jest dowodem
jego ban kructwa.
Kruszysię mnóstwem
wy
łomów, jeden po drugim narody całe odpadają. Ten zanikjest jeszcze bar
dziej
widoczny
w dziedziniejegowpły
wów,
prestiżu,
przyjaźni. Ongiś w awangardziekultury, której
monopol dawałamu teologia,
i potęgi świeckiej,którą dzierżył
utrzymując ignorancjęmas, jest dziś
tylko żałosnym cieniemsamego
siebie.Rozbity
na wrogie części,lżony przez własnych
synów, płaciw
ich oczach zaniewierność
swojej misjipierwotnej, a
woczach świata za
swój archaizm organiczny.Nie znajduje
jużposłuchu wśród lu
dzi. Koniec końców,
pytają, comu
pozostaje?To,
co zawszepopierał:
„klasa
”
ongiś „kierownicza,”
Ekono
mia liberalna,z
którąsię
utożsamiał.Związany
z kapitalistycznym reżimem,
giniewraz
z nim.Kościół znika
wrazz
umierającym światem.2)
„Jest szkodnikiem”Kościół
ginie, nie trzebawięc nań liczyć.
Gdyby żył, trzeba by gousu
nąć.
Gdyżjest wrogiemnumer
pierw szy. Dlaczego jest szkodnikiem
? Dla
tego, żejego cele są sprzeczneż celami człowieka,
co więcej,sprzeczne ze
współczesnymhumanizmem.
Między Kościołem i humanizmem istniejeroz
wód. Oba
systemy nie tylkosą
różne:zwalczają
sięnawzajem.
Przede wszystkim w
tym, co doty
czypojęcia
wszechświata.Czegóż
uczy nasWiedza? Wska
zuje
namjedność,
wprzestrzeni
icza
sie.
Dynamiczną ciągłość,
biorącą punkt wyjścia w materii,tłumaczy
czło
wieka ispołeczeństwo. Ten
rozwój niejest
byle jaki:to
łańcuch„dialek
tyczny,
”
to ewolucja konieczna i wstę pująca
wzwyż, która przez ciągłypo
stęp
Technikiosiągniestopniowo
eman cypację człowieka
i wyzwoliwszy go odmitów
i niewoli, pozwolimu
włonie ludzkiej Wspólnoty „posiąść zie
mię,” do której
maprawo. Etyka to optymistyczna,
która wierzy w szczęś
ciei
niepoprzestając
naszukaniu
go, pisze,wiersz
zawierszem,
jego„Su
mę
”
: studiującmetodycznie
jegowa
runki
biologiczne, psychologiczne,
socjologiczne.W obliczu
tych twórczych
perspek
tyw, cóż proponuje Kościół?Wszech
świat statyczny
i „teistyczny,
”filozo
fię służebną i zakrzepłą w
niemożli
wych dogmatach,
etykę negatywną i aprioryczną, w którejduch
kasty są
siaduje zzazdrosną nieufności^ wobec
wiedzy, takskorej do
detronowania Boga. Codo osobowości
— twierdzą —chrześcijańska era ukształtowała typ
wyzutyz
siły i piękności. Chrześci
jaństwo pozbawiło człowieka męskichcnót. Zapraszając
godo
ucieczkiw zaświaty, odrywa
good ziemskich
zadańi
odstręcza od braterskiego za
angażowaniasię
wspołeczność, którą zamieszkuje. Słaby
w walce,niepro
duktywny
w działaniu, płochliwy wobliczu przygody,
na skutek swojego DOKOŃCZENIE NA ODWROCIE2
X
YCIE Nr. 23wychowania
burżuazyjnego lub za
hamowanego,
chrześcijanin nie może stać się towarzyszembroni,
nie możnanań
liczyć przy podboju ziemi.Z takim programem, jakżeżby
Koś
ciół
nieczuł się obco
wpośród ludz kości, która
wierzyw
siebie ioddaje się
z zapałem kształtowaniu przysz łości
piękniejszeji
bardziejrealnej?
Nic dziwnego, że
tepodboje
odbywają się bez jegoudziału i nieraz
wbrew niemu, wtej
mierze,w
jakiejsprzeci
wia się ich powodzeniu.
Nie, budując
nowy świat, człowiek współczesny nie spodziewasię
niczego od Kościoła:nie chce,
odrzuca
tego świadkacza
sów minionych.
Pozycja katolików:
Tu interweniują
wierzący.Oni również
postawilisobie te
py
tania. Odpowiedź ich jestjasna:
nie,
Kościół
nieumarł. Nie,
świat nieukształtuje się
bez niego. Ale pod pewnymi warunkami.Tu
hipotezysą
różne, żeby niepo
wiedzieć — sprzeczne.
Można
istot
niesprowadzić
obecne pozycje kato
lików — ikrytyki
rozliczne,które uprawiają
odkilku
lat — dodwu postaw zasadniczych.
„Zerwanie”...
Pierwsza to
postawa„przetrwania.”
Ich argumentacja wychodzi
z założeń wręczprzeciwnych oponentom.
Agre
sywnemuateizmowi przeciwstawiają dogmatyzm
w defenzywie. To nieKościół umiera lub zawodzi, ale współ
czesny
świat.
Lub „świat”
pokrótce, gdyżjest
on„współczesny
” tylko wnaszych oczach.
Problemy, jakie wy
suwa, żebyusprawiedliwić
swójroz
wód
z
Kościołem nie mają nic orygi
nalnego.Dadzą
się zredukowaćdo wszystkich dawnych przełomów. „Nic nowego
pod słońcem.” Problemytrwają. Zmieniają
się tylkonazwy.
Nie, Kościół nie
jestspóźniony. To człowiek grzeszylub
bredzi. Jak wszystkie systemy, zestarzeje się iten.
Pozwólmy
przejść burzy.
Prawda zawszew
końcu zwycięża. Kościół znał innekryzysy:
nieboi się
obec
nego.Największym niebezpieczeństwem
za
grażającym dziśKościołowi jest
to,że
chciałbysię przystosować;
niechżeżopiera się tej
ustawicznej pokusie.Nie
on ma udostępniaćswoją naukę, to
cywilizacjewinny się
przystosowy wać! Niechże więc
wzmocniswą nieustępliwość! Niech
nie słucha zwod
niczychzachęt, które
Zły Duch szep
tał jużdo
uchaZbawiciela!
Dzisiajwszystko
goskłania, by
puścił w nie
pamięć swą misjęistotną,
którą jestdawać ludziom,
bezzastrzeżeń, „sło
wa nieprzemijające.
”
Jeśli wyrzekniesię
tegomonopolu
na rzeczproble
matycznych
rozrostów, będziezgu
biony.
Bo
Kościół niejest
z tegozświata.
Jest królestwemBożym; za
miast
zdzieraćsię w
beznadziejnym trudzieniwelowania przepaści,
która dzieligo
od świata,powinien upor
czywie trwać poza
i
ponadkolejny
mi
zaburzeniami.
Jedyne stanowisko,odpowiadające Kościołowi,
to ZE
RWANIE.Na planie doktrynalnym stanowisko to
wyrazisię integralnym
powrotemdo
form tradycyjnychi odwoływaniem
siędo
oficjalnych tekstów gwarantu- lącychprawowierność
iwzmacniają
cych apologetykę. Zwłaszcza
wara od „przystosowywać”:
wiodądowszel,
kichustępstw.
„Prawda”w jej
twar-<dych
konturach,
bez odchyleń!W działa niu
niech katolicy parnię-j tają, że kompromisy
nierodzą
ani iuznania,
ani korzyści.Niechżeż
sięI
wystrzegają przedwczesnejwspółpracy!
| Siłą ich będzie jedność.Trwanie
przy Credo iprzynależność do
Ludu Bożegowięcej
«znaczą, niż lekkomyśl ne
awanse.Kościół
wyjdzie zwycięsko zkryzysu
pod warunkiem,że
nie za domowi
się winstytucjach.
Mniejobawia
sięNerona,
niżKonstantyna.
...czy „Przystosowanie’ ? Ci, co zarzucają
Kościołowi
brak wpływu na doczesność, zapraszają go do reform diametralnie przeciwnych.Kościół na Zachodzie nie nadążał rozwojowi społeczeństpwświeckich.
Ze
sztywniał w
formach feudalnych,
które
ongiś wyszłymu
nadobre.
Zanaszych czasów, zamiast tkwić w spo
łeczeństwie tak,
jak
wśredniowieczu,
gdyparafia
igmina miały
jedną mia
rę i jedno życie,Kościół
jest „nieo
becny”
w państwie.Unosi
sięponad ludzkością zamiast
wcielaćsię w jej ciało i
krew.W powierzonej
sobie schedzie ma wszystko czego trzeba—
iponadto,
— by ożywić współczesnestruktury i
budować planprzyszłych:
ale z
tego niekorzysta.
Pozwala obcym,
lub wręcz wro
gom,
podejmować inicjatywy
w dok trynie, w kulturze, w
działaniu.Gdy działa,
gdygłos zabiera,
jest już nie raz za
późno. Czyto
wbadaniach naukowych,
czywprawodawstwie spo
łecznym,
czy whumaniźmie
— pio
nierzy rzadko kiedy sąz
niego. Nietakim
to sposobem pozyska świat dlaChrystusa!
Jeszczeczas, by Kościół
zajął miejsce — i topierw
sze —
w
kształtowaniujutra.
Alepod jednym warunkiem
: jeśli się wcie
li:„Bóg
stał się człowiekiem, żeby człowiek stał się Bogiem.” Wtedy — ale tylko wtedy—Kościół
się ożywi.Dla ogromnej
większościzwolen
ników przystosowania,
to wrastaniew
cywilizacjęwspółczesną suponuje
formalne poszanowanie integralnego depozytu wiary. Nie szczędząkrytyk
Kościołowi i
hierarchii i rady,jakie mu
sugerują,dotyczą
rozlicznych dzie
dzin. Z codziennego doświadczenia wkontakcie
zodchrześcijanionymi
ma sami, wielu
apostołów, księżyi
świec kich,
wyciągnęło wniosek,że trzeba
przeprowadzić pewnezmiany zazwy
czaj
drugorzędne,
lecznaglące
— bygłoszenie
ewangeliibyło skuteczne.
Pragną, by konkretne
iprzystoso
wane
domentalności
współczesnej wy chowanie
religijne zastąpiło kazno dziejstwo
i katechezęzbyt oderwane
od ewangelii. Odteologii — która
Idee, religia, dogmaty, bigoteria
We wstępie do pierwszego zbioru swoich szkiców mówił już Chester- ton, że trzeba teleskopu religii, aby- śmy mogli należycie widzieć «gwiazdę, na której żyjemy. W książce o mala
rzu Wattsie (1904) wyrzucał swemu pokoleniu brak odwagi głoszenia ja
kiejkolwiek pozytywnej a szerokiej ideologii. „Heretycy” zaczynają się i kończą „Uwagami o potrzebie orto
doksji,” a zawarta w nich jest, miaż
dżąca logiką i dowcipem, krytyka współczesnego uchylania się od za gadnień ogólnych i zasadniczego ich traktowania:
—„Coraz więcej dyskutujemy o szczegółach, w sztuce, polityce, lite raturze. Zdanie człowieka o tramwa jach ma znaczenie; zdanie o Botti- cellim ma znaczenie; zdanie o wszech rzeczy nie ma znaczenia. Człowiek może oglądać i badać milion przed miotów, ale nie wolno mu natrafić na ten dziwny przedmiot, którym jest wszechświat; bo jeśli natrafi, to bę dzie miałj akąś religię, i będzie straco ny. Wszystko ma znaczenie, z wy jątkiem — wszystkiego.”
' Jednym z największych obłąkań współczesności jest dla Chestertona popularne wyobrażenie o postępie u- mysłowym jako o czymś, co przede wszystkim wyraża się w t. zw. „zry waniu więzów,” „zacieraniu granic,”
„odrzucaniu dogmatów.” Tymczasem postęp umysłowy, jęśli istnieje, musi być przecie posuwaniem budowy okreś lonej filozofii życia, a więc właśnie wzrostem określonościprzekonań, przy rostem dogmatów. — Jeśli ktoś utrzy
muje, że w naszej wiedzy o świecie niemożliwa jest żadna pewność, bo w świecie wszystko się zmienia i tylko o wzroście światła umysłowego może
my mówić, to popada w wewnętrzną sprzeczność, bo przecież, aby zmienne stopnie światła mogły być porówny wane, musi istnieć stała idea świat
ła.
—Podobnież wikłają się w sprzecz
nościach ci „względnościowcy,” któ rzy negują możność poznania prawdy rzeczy przez umysł ludzki, ale gotowi są w każdym systemie uznać pewien
„aspekt prawdy.” Jakżeż możemy
nie jest
zamknięta jak
Objawienie — wymagają pewnegowysiłku syntetycz
nego
i realistycznego, zresztą bez żad nych
ustępstw, z tym, byuwypuklić
i.udostępnićduchowości
współczesnejpodstawowe dogmaty
chrześcijaństwa.Zwracają
uwagę,że kult
iliturgia
są często niezrozumiałe.Dlatego
tolud
i wielokrotnie elita chrześcijańska nie ma dostępudo
wielkiejspólnoty mod
litewnej.
Praktykują
— jeśli to czy
niąw ogóle —
religię formalistyczną bez związku z resztą życia.Czy
Kościół
nieprzyjdzie
im z pomocą, ułatwiając im przyjmowaniesakramentów
i zrozumienie świętych obrzędów? Zaznaczają,że niezależ
ność świeckich
jest często
bardziej słowna, niżrzeczywista. Świadomi
faktu, żelaikat
doszedłdo
pełnolet-ności, rewindykują
dlaństanowiska o
sżerszymzasięgu
i bardziej odpowiedzialnego.
Nawet wkwestiach finan
sowych, zwłaszcza dotyczących
kul
tu, domagają
sięreform.
Te
apele,
i wiele innych, których niemożemy
tu nadmieniać—
-wyra
żają
najwidoczniej
jedno i tosamo
pragnienie: żeby Kościół dostosował siędo współczesnego świata, jeżeli chce
goodzyskać.
—
Zesztywnieć,
bywszystko ocalić?
— Wcielić się, by wszystko zdobyć?
Oto
dwabieguny
opinii katolickiej, przynajmniej wnaszym kraju.
Niepewność katolików Komu należy przyznać
rację?
Odpowiedź
ma wielkieznaczenie Decyduje
ona opraktycznej
postawie większości katolików. Gdyżwięk
szość nie
opowiedziała
się, ani pojednej,
anipo
drugiej stronie. Czu-jąc
pociągdo
nowych wartości, leczzarazem zaniepokojeni
inieufni
wo
bectylu odchyleń,
przypatrują sięi
czekają. Niektórzy znieśmiałości
ocenić, czy
coś jest
aspektemczegoś,
o czym nie możemy mieć pojęcia?jakże mówić o
nodze
psa, jeśli się nie wie, co to jest pies?—Łudzą się
też „praktycy,
”którzy
z lekceważeniemmówią o
„doktry
nach,”
przeciwstawiając im „życio- wość”
zmętnymi
frazesami o „roz
woju,”„wychowaniu” i
t. p.Bo
jak że
ocenimy, czy rozwój idzie w dob rym
kierunku, jeśli niebędziemy
mieli zdaniao
tym, cojest dobre? Jakże,
nie wiedząc o tym, co jest dobre,mo
żemy mieć pewność,
że dobrze wycho
wamy
nasze
dzieci?—
Tak
sławiona
szerokość myśli ito
lerancja
ideowajakże często bywają
znamieniemnieporadności
iapatii!
Dopiero mocne
przekonania dają
czło
wiekowi swobodę irzutkość.
Dopiero kiedy wcoś
wierzymy, możemyna
prawdę
cieszyć się iz
poczuciemod
powiedzialności
przyrzekać. Dopiero przy mocnychprzekonaniach jesteśmy
zawszeprzytomni
i gotowido
walki.Płonne
zaśsą
obawy,aby silne
przekonania nie wyrodziły się w bigo-400 LECIE CERVANTES A W tym roku, w końcu września, minęło 400 lat od urodzenia jednego z najgłośniej szych pisarzy świata Miguela de Cervantes Saavedra, autoraniezrównanego Don Quijote.
Życie Cervantesa w niejednym przypomina dzieje jego bohatera, Rycerza Smutnego Ob
licza. (t)
NOWE PISMO STUDENTÓW W USA W Chicago wyszedł pierwszy numer miesięcznika Concord, wydawanego przez grupę katolic kich studentów amerykańskich kolegiów i uni
wersytetów. Jest to 48-stronicowy magazyn ilustrowany. Wydawcy mają na celu „wy
mianę myśli pomiędzy wszystkimi studentami bez względu na wyznanie.” (t).
PIERWSZE ODWIEDZINY Kardynał Salićge, arcybiskup Tuluzy w to warzystwie biskupa Lourdes ks. Theas ma przybyć w odwiedziny do Akwizgranu (Aachen) w Niemczech. Będzie to od
lub
dla świętego spokoju.Inni
— f najzupełniej szczerzy — bo nie wie dzą,
jakwybrnąć
z dylematu, który, na planie kolektywnym, wytworzył te dwiegrupy, a
naplanie jednostkowym, boleśnie ćwiartuje dusze. Toż
nale
żą do dwu światów iwiedzą
o tym.Lojalni
wobecjednego
i drugiego,wystrzegają
się wszelkiejkrańcowości;
obywatele ziemi,
czują się solidarni
iodpowiedzialni za
jejlos;
synowie Boży, znają swojątajemniczą,
organiczną
przynależność doKościoła
i swoje powołanietranscendentne.
Niechcąc zdradzić,
wyrzekają się wyboru iboją
się zaangażować.Wszelako czekając, zdają
sobie
sprawę
z niedomagania iboleją
nad nim.Widzą aż
nadto, że
kryzys świata odbija się echemnieuniknionym
na Kościele, którywkorzenia
się w świat.Nie
boją
sięo
niego, nie wątpią w jegb triumfostateczny.
Ale zapytują sa mych siebie, jak wybrnie zobecnego
zamętu ijakby oni mogli mu dopo
móc. Bezwiednie odczuwają
wpływ,
czasami atrakcjętej
mistykipostępu, która uwodzi
współczesnych.To też widząc Kościół
podzielony,rozrywa
ny przez własnych synów, między
od
mową i współdziałaniem,
wstrząsany wirami, rozdarty
międzytym,
co nie zmienne
itym,
coaktualne,
popadają w tęsamą
rozterkę ichcąc uniknąć zwątpienia,
zamykają się w modlit
wielub szukają
zapomnienia wroz
rywkach.
Zesztywnieć, dostosować się, prze
czekać.Komu
przyznaćrację, jaki
jest sens tegoprzesilenia?
Co
znaczą
teinicjatywy
i ten nie pokój?Agonia to, czy kryzys młodości?
Jesień, czy Wiosna Kościoła?
Tłumaczyła: MARIA WINOWSKA
terię. Bigoteria
to
według Chester tona złość ludzi
bezzdania, „szaleń
stwo obojętnych.
”
Niebezpieczeńst
wemjest tu
raczejfanatyzm,
ten stan„specyficznej
koncentracji, przesady
iniecierpliwości
moralnej.”To
nie bezpieczeństwo istnieje: „idee
są nie
bezpieczne”; ale najmniej
niebezpiecz
ne dlaczłowieka ideowego,
bo ten„obeznany jest
zideami
iporusza się
wśród nich jak pogromcawśród lwów,
”najbardziej
zaś niebezpieczne dla czło
wieka bezjdeowego, botemu
„pierw
szaidea
uderzado
głowyjak
winodo
głowy abstynenta.”
Chcąc
sięwięc
uchronićprzed
nie
bezpieczeństwem, którymidee grożą,
musimy sięsami w
ichświat pogrą
żyć. Z wielkim
też
uznaniem mówiChesterton
o tych współczesnych, któ
rzy (jakKipling,
Shaw,Wells i
inni)są
głosicielamijakichś
skonsolidowa
nych doktryn,aczkolwiek doktryny
te uważaza
błędne i jako„herezje”
przeciwstawia je swojej „ortodoksji.”
(Z
książki
W. Borowego p.t.:G. K. CHESTERTON.
1933 roku pierwsza wizyta francuskich bisku pów, złożona biskupom niemieckim, (j.o.)
KAZANIA FILMOWE
Z końcem wojny zasłynął we Włoszech kaznodzieja, ojciec Lombardi (z Towarzystwa Jezusowego), którego konferencje religijne i kazania stały się poważnym czynnikiem for
mowania opinii publicznej w Italii. Wszystkie wystąpienia tego wybitnego mówcy i kazno dziei cieszyły się tak tłumnym udziałem pub liczności, że największe kościoły i sale ni- mogły jej pomieścić. Ponieważ o. Lombarde nie mógł też przyjmować wszystkich zaproszeń, do różnych części kraju, dokąd wzywano go dla wygłoszenia konferencji, postanowiono sfil mować dwa jego najbardziej uczęszczane ka zania. Są, tb kazaniaapologetycznc, jedno — o dowodach istnienia Boga, a drugie — o historyczności Osoby Chrystusa. W oba fil my wpleciono ponadto obrazy podkreślające i uplastyczniające myśli kaznodziei.
Pierwsza próba filmu w służbie duszpasteri stwa i nauczania chrześcijańskiego wypadła zupełnie zadowalająco, (j.o.)
Nr
23ZYCIE 3
1
Stwierdziliśmy, że
modlitwa Kościo
ła jest: V)teócentryczna, to znaczy sta
wia Boga, sprawę Bożą, służbę Bożą na pierwszym miejscu,2) społeczna,
toznaczy
idzieku
Bogu nie indywi
dualnie, alew
jednościjak
najściślej
szej zbraćmi,
zktórymi zespala
nas nie sentyment, nie idea, nie mit, ale żywy, trwający, rosnącyw
Kościelei przez
Kościół Chrystus.Te dwa aspekty liturgii znajdują najwyższe zatwierdzenie w abecadle
i
prawzorze wszelkiej chrześcijańskiejmodlitwy,
jakimjest
„Ojcze nasz,”Chwalba Boża
na
pierwszym miejscu, apotem
dopieronasze sprawy:
nie moje, lecz nasze.Tak właśnie Kościół
uczynas
sięmodlić,
bo tak nauczył go Chrystus.Zauważyliśmy
wreszcie,że
naszamodlitwa
naogół
nie posiada tychdwu zasadniczych
cech, że jestego
centryczna
i
subiektywna. Dlategojest nam
taktrudno
nałamać się doliturgii,
która wydajesiędlawielu spoś
ród
nas czymś
obcym, zimnym i niezro
zumiałym. Niemamy
„zmysłu Koś
cioła”:
sensum Ecclesiae, nie chcemylub
nieumiemy modlić
się tak, jak uczył swójKościół
ChrystusPan.
1
tu,
właśnietu,
leży główny powód anemii religijnej, na jaką chorujemynagminnie.
„Panie,
naucznas się modlić!
” pro sili
apostołowie.I
Pan nauczył ich sięmodlić.
Z tego nasienia gorczycz- negojakim jest modlitwaPańska, roz
rosło
się drzewoogromne,
osłaniające swoimcieniem cały rok.
Wiernyapostolskiej
schedzieKościół modlił się
zawsze inadal
sięmodli
tak, jak na
uczył goPan. I modlitwa nasza
jestw tym stopniu „chrześcijańska,” to jest Chrystusowa,
w jakimjednoczy
się zmodlitwą Kościoła,
wktórym Chrystus
żyje i trwa, uczy,ikażę
nie widzialnie,
tak jakżył,
uczył, kazał widzialnie przeddwoma
niemalty
siącami lat.
Nasza obojętność
dlaliturgii
wy nika
w dużymstopniu
znieznajo
mości istoty
Kościoła.Jest on
dlanas, w
najlepszym_wy-
padku, czcigodnąinstytucją,
wspania łą organizacją, hierarchią,
ale nieChrystusem
mistycznym, Chrystusem„całym
”
rozpiętym na krzyżuczasu
iprzestrzeni,
rosnącympoprzez wieki
wszerzi wzdłuż
przeznas i
wnas (o ile
damymu róść)
do miary swej„pełni
”
: „pleroma,” októrej
tak prze dziwnie
prawi Paweł święty.Pierwsi chrześcijanie nie znali na
szych wynalazków,ale
zato
znali na pamięćte proste
prawdy,które,
za
ręczam,wielu z nas wprawiają
w nie botyczne zdumienie.
Nieumiemy
modlić się i żyć zKościołem,
bo sami nie czujemy się, nie„wiemy
się” Koś ciołem,
nie rozumiemy istoty chrześ cijaństwa,
którąstanowi jedność
zChrystusem.
*
*
*
Jestem
chrześcijaninem
w tym stop niu, w jakim
Chrystus żyje we mnie.I
Piotr
KMITA
TAJEMNICA JEDNOŚCI
A'Chrystus*
żyję^we mnie w tymstop
niu, w jakim
trwam
worganicznej
łączności z[Kościołem, któryjest
jegoCiałem mistycznym.1
)A więc
nieja
kieś
objawienia osobiste i sentymen
ty, nie wzruszenia i
nastroje
decydująo
mojej przynależności doChrystusa, ale fakt realny, konkretny, obiektyw
ny, niemal
że .wymierny.Pierwsi chrześcijanie doskonale
rozumieli, co znaczy „być wChrystusie
” i„być
po
zaChrystusem,
”„być
wkomunii
”i
„byćpoza komunią
” (stąd „eks komunika”). Żyli,modlili
się, czuli, cierpieli zKościołem
i w Kościele, zChrystusem
i wChrystusie stanowili
organicznąspólnotę.
Jakżeż
odbiegliśmy od tego ideału!Przeszły
po nas wieki protestanckiego
indywidualizmu, który na myślireli
gijnej polskiej
zaciążył
bardziej, niżprzypuszczamy,
takjak zresztą
dałsię
zeznaki
całejEuropie. Gdybyśmy
umieli baczniej śledzię genealogię idei, przekonalibyśmysię łatwo, że
klęski współczesnegłębokimi korzeniami
się
gają szesnastegowieku, którego
grze chem
śmiertelnym jestto, że
rozbiłjedność
ipodważył
świadomość chrześ
cijańskiej spólnoty. Trup nierozkłada
sięodrazu. Trzeba było kilku
wieków, żeby dojrzały gorzkie owoce ówczes nej
zdrady. Odrywającsię
odKoś
cioła, całe
połacie
Europy zatraciłystopniowo
łącznośćz Chrystusem, za
częły
się kłonić kuapostazji. Czło
wiek
zgubił sekret jedności: z
Bogiem, z braćmi, zsamym
sobą.I
teraz —płaci.
.* ♦
*
Europa jest dziś
ogromnym
szpita
lemchorych
nazanik
zmysłu sakral
nego, zmysłu świętości,rozdygotanych
drżączką aktywizmu, którympróżno starają
sięoszukać głód
duszy, taksamotnych, jakby
dzieliły ichprze
strzenie
międzyplanetarne
mimo wciąż nowychrecept
naupragnionąspólnotę, żałosnych, zagubionych we
wszech- świecie— odszczepieńców.
Wpośród nichtu
iówdzie zielenią
się oazy głę
bokiego, pełnego,chrześcijańskiego ży
cia.
Będąż one
miałydość
siły pro miennej,
by ożywić pustkowia? Jeśli złozaraża, o
ileż bardziejdobro!
Oto przejmujące
pytanie, jakie staje
dziśprzed
każdymz
nas.Już
nieczas
na kompromisy:jeśli
nie będziemy tym, czym jesteśmy, nieprzez
pół, a nacałego: chrześcijana
mi,
wchłonie nas
odmęt, pójdziemyna dno.
Czyż nie widzimy, że nadEuropą płonie
łunami„Manę,
Tekel,Fares
”?
Kościoła Chrystusowego
niezmogą
żadne siły, ale Kościół nie jest związany nierozerwalnie z Europą. Kraje,
które
byłyongiś
kolebkąchrześcijań
stwa, w których
kazał
Paweł święty iAugustyn
— odpadły.Tak również,
gdyby dopełniła sięmiara
zdrad,od
paść
może Europa.
Jakżeż wielka jest
nasza odpowie dzialność!
Śmiem rzec — polskaod
powiedzialność. Gdyż
w
dziejach jutra naródnasz
będziemiał
wielkie, swoje słowodo
powiedzenia. Nie daremnie Bógnas
wyróżnia, tak, jak wyróżnia swoich świętych:krzyżem.—
Obyśmy byli na miarę
zamysłów
Bo
żych. Obyśmy umieliodnaleźć
samisekret jedności,
talizmanChrystuso
wej spólnoty, zmysł Kościoła: Chrys
tusa
mistycznego, by nieść goz
koleichoremu światu!
Nikt nie ginie sam:losy
nasze
sąsplecione
nierozerwal
nie.Najlepszym sposobem,
by wy ratować własny dom
od pożogi, jestratować płonący
dom sąsiada.Ale na
to,
by dawać,trzeba
mieć.A
nato,
żeby mieć, trzeba brać. Nie wystarcza świadomość panoszenia śię zła, generalnego rozdarcia, klęsk,wi-
') W teologii słowo „mistyczny” ma zgoła inny sens, niż w języku potocznym. Znaczy tyle, co realny, ale ze sfery tajemnic, przera
stającyrozumowe poznanie.
II
szących
w powietrzu,niby
miecz Da-moklesa.
By mócscalać,
musimy wpierw scalić sięsami,
by ujedniać, musimy sięujednić, by
nieśćpokój,
musimysami
najpierw pokój zawrzeć:zBogiem,zbraćmii ze
sobą samymi
—a niełatwa
to rzecz!Współczynnikiem jedności jest Chrystus:
oto kwintesencja chrześci
jaństwa,
skrót
ewangelii. Wostatniej
swejmodlitwie,
zwanej arcykapłańską,Chrystus
wciąż i wciąż to samopo
wtarza: „żeby byli jednym,”
„ut
unum sini.” On sam jestTym,
który „jednaporóżnione”
:„jest pokojem naszym,
” powiadaświętyPaweł.Jeśli przyjmiemy
z całą wielką
tra dycją patrystyczną, że
koroną ice
lem
Piękna,
Dobra, Prawdy jestJed
ność
i że grzech
z istotyswej
dzieli —„ubi peccata, ibi multitudo,”
powiada
święty Augustyn: „gdziegrzech,
tamwielość,
”dojdziemy do
wniosku, że scalić, ujednićmoże nas tylko Bóg, który
samjestPrawdą,
Dobrem, Pięk
nemi
którypoto
Człowiekiem sięstał. Na
tyle w nas jedności i wspól noty między
nami, naile
wnas Chrys
tusa.
A Chrystusa w nas tyle,ile
jednościz
Kościołem.Chrystus
niedaje się
nam
indywidualnie,ale w spólnocie Ciała
mistycznego i poprzezorganiczną,
żywąspólnotę
swego Ciała mistycznego, które zespala go niero zerwalnie z
wszystkimi członkami.Te
prawdy
elementarneznowu mu
szą w nas ożyć,
jeśli
chcemy być godnitego imienia: chrześcijanin. Myś
leć, czuć, modlić sięz
Chrystusem znaczy to samo, comyślep,
czuć, modlić się z Kościołem. I dlategowłaśnie
modlitwaKościoła przerasta
o całe niebo nasze subiektywne, li
rycznewzlojy
i nastroje.Liturgia, to nie pewna
forma mod
litwy, ale modlitwa jako taka,
ko
nieczna odskocznia
wszelkiej „rozmo wy z
Bogiem.”Dlatego
właśnie,że
jest nie tylko modlitwą,ale
życiem,dlategb
modlitwą, żeżyciem: jedno
czącym
człowieka
z Bogiem,z
braćmi,ze sobą
samym.Liturgia
zaszczepiai
Gdzie jest katolicyzm światowy?
Takie pytanie rzuca -na tle sprawy
arcybiskupa Stepinaca
szwajcarskie pis mo
katolickie wydawane w językuniemieckim p. n. „Vaterland.
” Pismo to oddajesprawiedliwość Kardynało
wi
Griffinowi, któryjedyny wytrwale
stara sięze sprawy skazanego arcy
biskupa
zrobić sprawę ogólną wszyst
kichkatolików na całym świecie.
Na- tymteż tle pismo
umieszcza interesu
jące uwagi, odpowiadające na pyta
niew
tytule.Czytamy
:„Katolicyzm
jakozewnętrzna forma
myśli katolickiej w świecie zewnętrz
nym i jako czynnik działania niepo
siada
siłyodpowiadającej
liczebności katolików.W
Kościelezachowaliśmy
przez wieki niezmniejszonąsiłę
reli-gii,
alerefleks
tej siły naświat podle
gał zawsze
zmianom w nasileniu.
Wa
hał się oducieczki
przedświatem przez
zeświecczenie,aż
do zupełnejlai
cyzacji.
Najbardziej
cierpiała
tasiłaod
wpły
wów nacjonalizmów, tak,że
dziś ma
mywprawdzie poważne
siłykatolickie w poszczególnych krajach, ale
katoli
cyzm światowy nieodpowiada sumie
tychsił.
Jest on wciąż słaby, bezducha
ofensywnego, bez wytrwałości,bez związków
i współpracy. Twierdze
nie o„czarnej
międzynarodówce” od
nosi się chyba tylko
do farby
drukar
skiej. Mamywprawdzie niepokonany Kościół, ale
bardzosłaby
i łatwy do pokonania katolicyzmmiędzynarodo
wy, którego
zresztą trzeba
szukać z latarnią wręku...
”„Posiadamy
we wszystkichkrajach
aktywny katolicyzm narodowy,lub
aktywnykatolicyzm polityczny, ale narodowe
ipolityczne zabarwienie te
go katolicyzmu pozwala
zapominać
oczłowieka
w Chrystusie
przez chrzest, karmi goChrystusem
w komunii, przez komunię go uspołecznia i scala wewnętrznie. Jest formą, w którejChrystus Staje
sięnam dostępny
iwięcej
jeszcze:nam
się daje.I dlatego właśnie, jak wspomnia
łem,
wszelkiej innej modlitwienadaje
celowość i sens.Mój różaniec
czyodmawiane litanie tyle mają waloru
nadprzyrodzonego,ile
wemnie
jed
nościz
Chrystusem. Mogępławić
sięw
najwznioślejszychrozmyślaniach
ito
wszystko na nic misię zda, jeśli
grze chem
rozdarłemjedność.
Bóg słucha
mnie na
tyle, naile we mnie Chrystusa, a
Chrystusawe
mnie tyle, ile łącznościz
Kościołem.Wyra
zem
tej
łączności jest udział w mod
litwie liturgicznej,w
życiu Kościoła.„Komunia
”to
nie tylko słowo, ale rzecz,jakpowiedziałby
świętyTomasz.
Stwierdza on lapidarnie: „Sakrament
(ołtarza)sprawuje, czyni
(facit) jed
ność.” Jest on niejako siłą scalającą-nas
wsobie, między sobą, z
Bogiem.Kościół nie tylko
obiecuje
nam jed
ność,ale
ją nam dajew Tym,
który jeden dzierżydo niej
klucz. I udział w życiuKościoła,
w liturgii,to ko
rzystanie
z
Bożego daru,to
„branieChrystusa.
”Msza
świętajest sercem liturgii.
Ona to
: opromienia i czyni celową wszelką modlitwę.Dramat, rozgry
wający się na
ołtarzu
domaga się na
szego czynnegoudziału, mamy
w nim swoją rolędo
spełnienia. Dla pierw
szychchrześcijan
msza bez komunii była czymś'niedo pomyślenia, jakoże
przecieżbyło się
namszy poto, by przyjąć
komunię.„Maranatha,
” wo
łali—„przyjdź,
PanieJezu.” Wiodła
ichdo
ołtarza prostalogika
ichchrześ
cijaństwa,
gdyż przecieżBóg
nie poto daje, byśmyodrzucali
Boży dar.Niestety
my niejesteśmy „logiczni.”Bóg
o wiele bardziej gotównam da
wać,
niż mygotowiśmy brać!
PIOTR KMITA
jego
ponadnarodowych zadaniach,o
tym, że poprzezgranice narodowe
mamyobowiązek reprezentowania
i obrony ponadnarodowych zasadpra
wa i sprawiedliwości. Zatraciliśmy właściwe poczucie powszechności.
Ży
dzi i masoni, socjaliści i liberali po
siadająwyraźniejszepoczucieswej świa-towości i
świadomej solidarności, niż my,katolicy.
„Dla
katolikówobok
religijnejisto
ty
sprawyistnieje
teżplatforma histo
ryczna
isocjologiczna.
Jeżeli na niej ma paśćjakieś rozstrzygnięcie poli
tyczne, decyduje nie
Kościół,
ani też jakikolwiek dogmat, lecz polityczna ocena układu sił politycznych w danej chwili.W ten
sposób
zapewnionajest kul
turalna,
polityczna i społeczno-gospo
darczawolność
katolików w ramach kościelnej nauki wiary i obyczajów.Ale właśnie
ta wolność
ma tęwadę, że
katolikomz rozmaitych krajów
brakujewspólnej'
siłydziałania
w ob
ronieponad narodowych
dóbr, że obok międzynarodowegoKościoła
nie ma międzynarodowego katolicyzmu,t.
zn. międzynarodowej
katolickiej
myśli, przejawiającej się nazewnątrz
napo
lach kultury, polityki i
spraw społecz
nych.
Kościół nie może
tu stosować
na
cisku, może on tylkowyznaczać
kie
runki. Dokatolików,
niedo Kościoła
należy oceniaćzasoby energii,
potrzeb
nejdo zachowania tych kierunków przez
katolików,w
danymkraju.
Ale
energia
ichkatolicyzmu,
nie do równuje
energii rozwijanejprzez Koś
ciół i to ujawniło się