• Nie Znaleziono Wyników

Czy etyka jest logiką chcenia?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Czy etyka jest logiką chcenia?"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

T A D E U SZ STYCZEŃ

CZY ETYKA JE S T LOGIKĄ CHCENIA?

\

Sokrates m iał rzekom o tw ierdzić, że w ystarcza wiedzieć, co jest dobre, by dobro czynić i ty m sam ym staw ać się i być d o b ry m 1. Uzasadnienie zaś tego tw ierdzenia m iał wiązać z przekonaniem , że niepodobna działać świadomie i z w yboru w brew tem u, czego się koniec końców chce, czyli na w łasną szkodę. Jeśli zatem ktoś mimo to działa na w łasną szkodę, to tylko dlatego, że nie dostrzega zw iązku pom iędzy .tym , co czyni, a tym , co w rzeczywistości przez swój czyn pragnie osiągnąć. Znaczyłoby to, że człowiek jest zły jedynie w skutek niewiedzy, a naw et, że zło m oralne dokładnie na niej p o le g a 2. Nie jest ono w yrazem perw ersji w dziedzinie woli, lecz w yrazem braku rozeznania rzeczyw istych pow iązań pomiędzy upragnionym celem a środkam i do niego prowadzącym i, środkami, które w łaśnie z tego powodu, że są tożsame z czynam i efektyw nie szczęściorod- nym i, zasługują n a m iano dobra m oralnego lub cnoty. Ow brak rozezna­

nia p rz y jm u je najczęściej postać krótkowzroczności. P erspektyw a, uznana w danym m omencie za w ystarczającą dla oceny następstw czynu i w y­

znaczenia ty m sam ym jego m oralnej kw alifikacji, jest za bliska w porów ­ nan iu z zasięgiem jego rzeczyw istych skutków . Dla dokonania właściwej, adekw atnej jego oceny trzeba patrzeć nań w perspektyw ie najgłębszych pragnień, czyli oceniać go w relacji do naczelnego celu. Dopiero w tedy posiada się w ystarczający horyzont dla dokonania pom iaru danego typu postępow ania i w tedy dopiero dysponuje niezbędnym i i w ystarczającym i param etram i, aby móc rozstrzygnąć, czy bilans zysków i stra t w dzie­

dzinie konsekw encji czynu będzie dodatni czy u jem ny ze względu na to, czego działający chce poprzez działanie rzeczywiście osiągnąć. Dlatego człowiek zły, to człowiek krótkow zroczny, nieroztropny. U rąga on zasa­

dzie w yrażającej istotę tego ty p u m yślenia etycznego: Q uidquid agis p ru - denter agas et respice finem ! Roztropność staje się w tym układzie nie ty le jedną z wielu, ale w ręcz jedyną cnotą. K to ją posiada, jest człowie­

1 „U w ażał, że każda cnota je st w ied zą ” — p isze o S ok ratesie A r ystoteles w E ty c e E u d e m e js k ie j I 5.

* Por. J. M a r i t a i n . M orał P h ilo so p h y. London 1964 s. 15.

7 — R o cz n ik i F ilo zo ficz n e X X V , i

(2)

kiem dobrym. Zadaniem etyki byłoby zatem ukazyw anie ludziom związ­

ków pomiędzy faktycznym i sposobami postępow ania. i ich dalekosięż­

nym i konsekwencjam i a tym , czego ludzie rzeczywiście n a trw ałe, tj. w przekroju całego życia poprzez swe działanie, osiągnąć pragną.

Hasło Sokratesa: „Poznaj samego siebie” obejm owałoby dwie nierozłączne sprawy: poznanie tego, czego się rzeczywiście chce, oraz poznanie tego, które czyny efektyw nie urzeczyw istniają to, czego się chce.

Słusznie zw raca się uwagę, że obie w ym ienione wyżej spraw y pozo­

stają w obrębie właściwego przedm iotu psychologii3. Do niej bowiem n a­

leży badanie tego, czego się ostatecznie chce, jak i badanie w arunków realizacji ludzkich chceń. Czy w takim razie psychologia w yczerpuje bez reszty zagadnienie etyki i czy etyka nie jest ty m sam ym psychologią chcenia? Całość problem atyki etycznej w naszkicow anym w yżej rozu­

m ieniu etyki ujm ow ałaby następująca form uła: Jeżeli ktoś czegoś osta­

tecznie chce i jest dokładnie poinformowany, czego chce, a nadto jest dokładnie poinform owany na tem at tego, co jest środkiem do tego, czego chce, ten nie może nie chcieć stosować tych środków. Odpowiedź zatem na pytanie, czy psychologia chcenia w yczerpuje całość problem atyki etycznej, sprowadzałaby się do odpowiedzi n a pytanie, czy spraw a u jęta słowami „nie może nie chcieć stosować tych środków ” należy jeszcze czy też już nie należy do psychologii. Co oznacza owo „nie może nie chcieć stosować ty ch środków”? Czy oznacza ono „m usi stosować te środki”? Czy też oznacza ono „powinien stosować te środki” ? W pierw ­ szym przypadku m ielibyśm y do czynienia z sui generis koniecznościową determ inacją działania i etyka staw ałaby się w tym , istotnym chyba dla jej problem atyki, wym iarze, jakąś postacią „fizyki chcenia” . W etyce owo „nie może nie stosować tych środków ” może więc chyba tylko zna­

czyć „powinien stosować te środki”. Ale oto pow staje dalsze pytanie, jakiego ty p u jest ta powinność. Nie ulega wątpliwości, że chodzi tutaj o konsekwencję w działaniu, a jeśli tak, to czy nie wchodzimy poprzez to w obszar, gdzie kom petentną dyscypliną jest logika? I czy w tym układzie rzeczy etyka nie byłaby w zależności od p u n k tu widzenia bądź psychologią chcenia, bądź logiką chcenia, bądź też sum ą tych obu?

W arto, chyba w tym kontekście przypom nieć rozważania, jakie na ten tem at przeprowadził M. Bla°k w arty k u le T he Gap betw een ”Is” and

8 „Problem , k tóry m usim y uznać za sam rdzeń etyk i, jest zagadnieniem czysto psychologicznym . B ez w ątp ien ia bow iem w y k ry cie pob ud ek lu b praw idłow ości jak iegok olw iek postęp ow ania, a w ięc rów nież i m oralnego, jest k w estią czysto psychologiczną. Zadanie to rozw iązać m oże ty lk o i w y łą c zn ie nauka em piryczna o p raw ach życia psych icznego” — stw ierd za M. S ch lick (Z a gadn ien ia e ty k i. W arsza­

w a 1960 s. 43).

(3)

”O ught” (O przepaści pom iędzy „jest” i „pow inien”) 4. Black proponuje nam tam analizę następującego przykładu wnioskowania:

F isher chce dać m ata Botw innikow i

Jedynym sposobem zam atow ania B otw innika jest w ykonanie ruch u królow ą

Zatem F isher pow inien w ykonać ru ch królową.

Black zw raca tu uwagę, iż mimo tego, że przesłanki w nioskow ania są zdaniam i orzekającym i, stw ierdzającym i faktyczne stany rzeczy: faktycz­

ną wolę osiągnięcia celu i faktyczny związek pomiędzy środkiem a za- m ierzanym celem, konkluzja, jaką nam te zdania narzucają, jest pow in- n ościow a5. Okolicznością w tym przypadku nieistotną jest to, jakie szczegółowe dyscypliny byłyby tu kom petentne dla stw ierdzania faktów , 0 których m owa w przytoczonym przykładzie. Istotny jest schem at tego wnioskowania, w szczególności zaś ch arak ter przesłanek: stw ierdzenie chcenia, stw ierdzenie stosunku środka do celu, oraz ch arak ter wniosku

4 „P h ilosop h ical R e v iew ” 73:1964 s. 165-181.

5 „N arzu cają” trzeb a rozu m ieć zatem w ten sposób, że p ow in ność, o którą tu chodzi, je st k on sty tu o w a n a w o lą celu, znajom ością środka jego o siągn ięcia i k on ­ sek w en cją w stosu n k u do tego, co się p ragn ie poprzez działan ie osiągnąć. B la ck stara się n a stęp n ie pok azać, iż k o n sek w en cja ta narzuca się z logiczn ą k on ieczn o­

ścią. W ty m celu m u si się u stosu n k ow ać do prób zin terp retow an ia p ow yższego rozu m ow an ia zgodne ze znanym pogląd em H um e’a o n iem ożliw ości logiczn ego zw iąz­

ku pom ięd zy zd an iam i typ u „ jest” i zdaniam i typ u „pow in ien”. P rób y te idą bądź w k ieru n k u o k azyw an ia orzekającego ch arak teru k on k lu zji rozu m ow ania tego typ u (von W right), bądź też — w przypadk u uznan ia jej norm atyw n ego charakteru — w k ieru n k u p rzy p isy w a n ia jej p ow in n ościow ego „novum ” w y łą czn ie a k ty w n o ści 1 em ocjon aln em u zaan gażow an iu rozm ów cy „w yciągającego” p ow in n ościow y „w n io­

se k ” (Steven son ). B la ck p osłu gu jąc się m etod ą sw y ch opon en tów , tj. m etod ą a n alizy język a potocznego, pod aje przypadk i sy tu a cji język ow ych , w y r a źn ie niezgod nych z k on k u ru jącym i in terp retacjam i, w w y n ik u czego odrzuca je ob ie jako za ciasn e i przez to błędn e. In na próba z in terp retow an ia p ow yższego w n iosk ow an ia po lin ii

„ gilotyn y H u m e’a” k o n cen tro w a ła u w a g ę n ie na sam ej k on k lu zji, lecz na bad aniu k om p letn ości b azy p rzesłan ek tej k on k lu zji. Zasób p rzesłan ek w e d le tej in terp retacji m u siałb y zostać u zu p ełn ion y przem ilczaną p rzesłan k ą norm atyw n ą w rodzaju:

„Jeżeli k to ś ch ce ok reślon ego celu, w in ie n stosow ać n iezb ęd ne dla jego osiągn ięcia środ k i”. P rop on ow an e tu ro zw iązan ie u w aża B la ck za rów n ież n iezad ow alające.

Z auw aża on, że (1) ow a dod atkow a p rzesłan k a m u siałab y być zdaniem a n a lity cz­

nym . W ta k im razie jed n ak jej obecność je st zbędna. J e śli bow iem argum entacja je st p op raw n a przy dołączen iu zdania an alityczn ego, p ozostaje nią rów nież po jego odjęciu. W d od atku (2) zw o len n icy pogląd u H u m e’a na m ocy w łasn ego założen ia p ozb aw iają się sam i p raw a przyjm ow an ia jako zasady in feren c ji zdania w a r u n ­ k o w eg o o o rzek ającym p op rzednik u a p o w in n ościow ym następ niku , a tak ą w ła śn ie je st w sp om n ian a zasada. O stateczn ie w ięc, zdaniem B lack a, próby odw ołan ia się do a n a lity czn o ści p rzesła n k i p ow in n ościow ej n ie u su w a ją trudn ości, lec z ją ty lk o p rzesu w ają na w y ż szy szczebel. Por. m ój a rty k u ł W s p r a w ie p rz e jśc ia od zd a ń o rz e k a ją c y c h do p o w in n o śc io w y ch . „R oczniki F ilozoficzn e” 14:1966 z. 2 s. 65-80.

(4)

i — zwłaszcza — jego stosunku do przesłanek. Wniosek jest w yrażony zdaniem powinnościowym, przesłanki są zdaniam i orzekającym i. Czy po- winnościowy charakter wniosku w ynika logicznie z powyższych przesła­

nek? Czy założywszy, że osoba O chce osiągnąć cel C oraz że stosowanie środka S jest jedynym możliwym sposobem osiągnięcia C, w ynika z l o ­ g i c z n ą k o n i e c z n o ś c i ą , że osoba O p o w i n n a zastosować S?

Odpowiedź Blacka brzmi, że przytoczone przesłanki dostarczają co n a j­

m niej rozstrzygających racji (conclusive reasons) dla powinnościowej konkluzji. Byłoby bowiem czymś absurdalnym powiedzieć: „Jedynym sposobem dania m ata tw em u przeciw nikow i jest ruszyć królową, i oto dlaczego ci mówię: nie powinieneś ruszać królow ą”. Gdybyśm y słyszeli kogoś w ten sposób mówiącego, moglibyśm y rozsądnie przypuszczać, że zdarzył m u się jakiś lapsus linguae lub że żartu je czy też czyni tajem n i­

cze aluzje lub posługuje się słowami w jakiś inny jeszcze, dziwny, nie­

zw ykły sposób. Gdyby jednak wszystkie tego rodzaju przypuszczenia odpadły, należałoby sądzić, iż posługujący się tym i słowami nie wie i nie rozum ie po prostu, co mówi. Niepodobna bowiem dopatrzyć się w jego wypowiedzi żadnego sensu p rzy założeniu, że mówił odpowiedzialnie i m iał rzeczywiście na myśli i chciał w yrazić dokładnie to, co powiedział.

Tego rodzaju sytuacja językow a może posłużyć — zdaniem Blacka — jako sui generis t e s t w y n i k a n i a , k tó ry zresztą rów nie stosować m ożna do przypadków wnioskowania z faktycznych, orzekających prze­

słanek, do orzekających wniosków. P rzyjąw szy jakąś prostą argum en­

tację, notorycznie fałszywą, powiedzmy typu: „P, jeśli P, to Q, więc -Q”, nie m oglibyśm y się w niej doszukać żadnego sensu przy założeniu, że ktoś, kto się nią posłużył, m iał dokładnie to na myśli, co powiedział.

Jeśli naw et' zastosowany tu test — mówi Black — nie w yraża w pełni tego, co m am y na m yśli mówiąc, że faktyczne konkluzje w ynikają z fak­

tycznych przesłanek, to stanow i on co najm niej ścisłe k ry teriu m w yni­

kania. W św ietle tego w łaśnie k ry teriu m m usim y rów nież uznać powin- nościowy wniosek, przyjąw szy uprzednio jako przesłanki orzekające zda­

nia, stw ierdzające odpowiednio dążenie do celu z jednej i w ystarczające do niego środki z drugiej strony. W ybór powinnościowego wniosku jest tu wyznaczony przez reguły, znaczenia i konw encje rządzące popraw nym użyciem słowa „pow inien” i innych w yrażeń w ystępujących w w ym ie­

nionej argum entacji. Każdy, kto tylko rozumie przesłanki owego p ra k ­ tycznego wnioskow ania oraz zna reguły właściwego użycia słowa „powi­

nien”, m usi przyjąć powinnościową konkluzję. Black stw ierdza przy tym , że jest to to samo „m usi”, jakie m a miejsce, gdy mówimy, że ktoś, kto p rzy jm u je przesłanki popraw nego wnioskowania dedukcyjnego, m u s i także przyjąć jego konkluzję. Pod tym względem paralela z wnioskowa­

n iem „teoretycznym ” jest tak ścisła, iż Black nie widzi potrzeby budo­

(5)

w ania osobnej logiki „praktycznej” obok teoretycznej logiki dedukcji:

odnośne zasady są pokrew ne i stosowane w rozum ow aniu dedukcyjnym w ogóle. W ynik tej analizy byłby więc taki, że do stosowania środków niezbędnych dla osiągnięcia tego, czego działający chce, byłby tenże dzia­

łający zobowiązany — założywszy, że jest poinform ow any dokładnie i o przedm iocie swego chcenia, i o środkach jego realizacji dzięki psycho­

logii — mocą logicznej konsekw encji w stosunku do tego, czego rzeczy­

wiście pragnie. Nie chcem y tu rozstrzygać spraw y spornej co do węższego czy szerszego stosowania term inu „logika”. Zwróćm y może tylko uwagę okazyjnie n a to, że aksjom at „Jeżeli ktoś chce określonego celu, w inien stosować niezbędne środki dla jego osiągnięcia” stoi u podstaw propa­

gowanej przez T. K otarbińskiego prakseologii lub metodologii ogólnej, rozum ianej jako logika sprawnego, tj. skutecznego i ekonomicznego, dzia­

łania jakiegokolw iek6. Powinność postępow ania w wyżej rozum ianej etyce jest zatem podw ójnie zrelatyw izow ana: do chcenia będącego faktem psychicznym i środków jego realizacji, co ustala psychologia, oraz do konsekw encji w działaniu ze względu na to chcenie. To ostatnie byłoby przedm iotem logiki spraw nego działania, czyli prakseologii, dokładniej, prakseologii szczegółowej, form ułującej w oparciu o dane psychologii reg u ły powinnościowe życia szczęśliwego. Tak więc koniec końców etyka Sokratesa byłaby sum ą psychologii chcenia i logiki ch c en ia7. Niepodobna zaprzeczyć, że ten model etyki zdaje się istotnie odpowiadać umysłowości ojca logiki i zarazem auto ra hasła: „Poznaj samego siebie!” Czy Sokrates był istotnie tw órcą tego m odelu etyki, określanego również m ianem inte- lektualizm u etycznego?

Niezależnie od tego, czy Sokrates głosił w rzeczywistości intelektua- lizm etyczny, czy też m u tylko pogląd ten przypisyw ano, uchodzi za pew ne, że pogląd ten został już w starożytności ostatecznie przezwycię­

żony. Miał go przezwyciężyć już A rystoteles tw ierdząc, że zło m oralne nie re d u k u je się bez reszty do błędu w zakresie rozpoznania skuteczności działania ze w zględu na upragniony cel. Ma ono swe źródło w sam ym chceniu, czyli w w o li8. W ola człowieka gotowa jest niekiedy w ybierać dobra łatw iej i szybciej dostępne świadom ie ryzykując nieosiągnięcie tego, czego rzeczywiście pragnie. Działając w ten sposób człowiek jest krótkow zroczny. Lecz źródłem jego krótkowzroczności czy zaślepienia

e W y b ó r p ism . W arszaw a 1957 s. 612.

1 M ożna b y to w y ra zić jeszcze inaczej: u sta le n ie tego, c o się p ow in no (treści), należa ło b y do p sych ologii, u sta len ie n atom iast tego, ż e się pow in no (co się p ow in ­ no), b yłob y sp raw ą stosow an ia naczelnej regu ły lo g ik i sp raw nego działania. Z lek ce­

w a ż en ie tej o statn iej b yłob y rów n e stw ierd zen iu n iech cen ia tego, co się chce, czyli p ozw alan iu sob ie na b ezład zarów n o w m yślen iu , jak i działaniu.

8 Por. M a r i t a i n , jw. s. 40.

(6)

nie jest wyłącznie błąd w rozpoznaniu, jakby m niem ał Sokrates, lecz także błąd w chceniu. Je st nim niecierpliwość woli, a więc zawiniona przez wolę niekonsekw encja w stosunku do tego, co się powinno chcieć z uwagi na realizację najgłębszego chcenia. Przezwyciężenie intelektua- lizmu Sokratesa polegałoby więc na w skazaniu innego poza sam ym błę­

dem w rozpoznaniu źródła niekonsew encji w f a k t y c z n y m działaniu człowieka w stosunku do swego chcenia. W dalszym ciągu jednak pow in­

ność m oralna działania czerpałaby cały swój sens i całe swe upraw o­

mocnienie z owego podwójnego zrelatyw izow ania działania: do chcenia działającego i do jego konsekw encji w działaniu ze względu na swe chcenie. W tym sensie etyka byłaby nadal logiką chcenia. Powinność w yrażana regułam i tej etyki nie byłaby zaadresow ana do nikogo, kto nie zaakceptował celu, by przypom nieć w tym kontekście pogląd K anta w sform ułow aniu H. Sidgwicka °. Czy byłaby to zatem jakaś istotna k o rektura w stosunku do etyki wiązanej z im ieniem Sokratesa? Nie w ydaje się, by tak było, jeśli istotnym zadaniem etyki jest wskazanie i określenie swoistości powinności m oralnej działania człowieka, nie zaś problem w yjaśnienia ź r ó d e ł dobra i zła m oralnego faktycznie podję­

tych decyzji. Jeśli więc pod tym zasadniczym względem nie widać żadnej różnicy pomiędzy etyką Sokratesa i A rystotelesa, a przezwyciężenie inte- lektualizm u sprowadzałoby się jedynie do spraw y w skazania drugiego obok błędu w rozpoznaniu źródła zła moralnego, spraw a m iałaby z punktu widzenia przedm iotu etyki ch arak ter raczej banalny. Przecież jednak nie w ydaje się rzeczą błahą z pozycji etyka chcącego sobie zdać spraw ę za­

równo z charakteru przedm iotu upraw ianej przez siebie dyscypliny, jak i z charakteru metodologicznego sam ej etyki, czy ta ostatnia jest istotnie logiką chcenia w wyłożonym wyżej znaczeniu i czy powinność m oralna działania rzeczywiście w yczerpuje się bez reszty w relacji do chcenia działającego i jego konsekw encji w stosowaniu odpowiednich do jego realizacji środków. H istoria etyki i m etaetyki m a przecież w swym dzie­

dzictwie m yślowym doktrynę K anta, której doniosłości niepodobna nie docenić, wreszcie poglądy fenomenologów M. Schelera i N. H artm anna, dalej tak mocno przez T. Czeżowskiego tezę o niezależności etyki od psychologii i logiki, sięgając zaś wstecz, trójdział dóbr: bonum utile, bonum delectabile i bonum honestum , stosowany nie tylko przez św. To­

masza z A kw inu pozostającego pod urokiem etyki A rystotelesa, lecz również przez samego... A rystotelesa! Czy istotne m om enty tego tró j- działu, nie mówiąc o poglądach w ym ienionych m yślicieli, dają się zmieścić w schemacie logiki chcenia, czy też ten schem at rozsadzają?

9 T h e M eth o d o f E thics. London 1890 s. 6.

(7)

I czy z tego powodu należy on już do przeszłości, czy też można go — lub naw et trzeba — rehabilitow ać?

Odpowiedzią na pierw szą część ostatniego p y tan ia są liczne w spół­

czesne prezentacje etyki w schemacie logiki chcenia. P rezentacje te roz­

budow ały znacznie zarówno stronę logiczną, jak i psychologiczną tej etyki. W su kurs psychologii chcenia przyszła socjologia. W spółpraca obu ty ch dyscyplin w zakresie badania w arunków realizacji ludzkich pragnień daje w yniki pozw alające na uzyskanie naukow o uzasadnionych odpo­

wiedzi w dziedzinach, w któ ry ch do niedaw na m usiano się zadowalać dom y słam i10. C zytelnika, k tó ry chciałby się bliżej zaznajomić z prezen­

tacją tego ty p u etyki, odesłałbym do książki H. R eichenbacha Powstanie filozofii n a u k o w e j11 nie tylko dlatego, że jego w ykład odznacza się nie­

słychaną klarow nością, ale rów nież dlatego, że jego autor przedstaw ia się jako k ry ty k etyki... S okratesa 12.

N atom iast niepokój poznawczy w yrażony w drugiej części ostatniego py tan ia skłania m nie do bliższego przedstaw ienia innej interesującej propozycji etyki, interesującej m. in. dlatego, że w yrosłej w kontekście ety k i trad y cy jn ej, chociaż krystalizacja tej propozycji jest owocem k ry ­ tyki te j etyki. Chodzi mi o koncepcję etyki P. K nauera przedstaw ioną w a rty k u le pt. W łaściwie rozum iana zasada podwójnego sk u tk u jako podstawa dla w szelkich rozstrzygnięć su m ie n ia 13. A rty k u ł ten dotyczy w prost spraw y pozornie innej aniżeli problem w yrażony ty tu łem mojego arty k u łu . W ydaje się jednak, że w yw ody autora w ykluczają raczej w ąt-

10 G odną u w a g i jest rzeczą, z jak ich p ow od ów A r y sto teles zad ow alał się przy­

b liżon ym tylk o, n ie zaś k on ieczn ościow ym , charakterem w ie d zy etyczn ej. P o w in ­ ność d ziałan ia m oraln ego m ożna o k reślić ty lk o do p ew n ego stop nia, p on iew aż d oty­

czy sp raw , których dok ład n e poznan ie w y r a sta poza gran ice m ożliw ości lud zk iego poznan ia w tej „niekon iecznej m a terii”. D o tego dochodzi okoliczność, że dotyczy ono rzeczy p rzyszłych . W ydaje się, że n ie bez zw iązk u z tym" pozostaje A r y sto ­ te le sa teoria n iezd eterm in ow an ia (w olności) w oli. J eśli p ow ód tego leży w n ied o­

statk u dok ładnego poznan ia tego, czego się pragnie, lu b tego, co stan ow i środek do rea liza cji p ragn ien ia, to b y łb y to znak, że w ola jest w o ln a ty lk o „z przypadk u”.

W ydaje się, iż je st to argu m en tacja typ ow ego in telek tu a listy m oralnego. Czyżby M aritain tego n ie zauw ażył? Por. M a r i t a i n , jw. s. 41.

11 W arszaw a 1960 (The Rise of Scientific Philosophy. Los A n g eles 1951). M eto­

dologiczny ch arak ter ety k i om aw ia autor w rozd ziale 17 z atytu łow an ym „Natura e ty k i”. K ry ty ce ety k i filozoficzn ej w trad ycyjn ym tejż e rozu m ieniu p ośw ięca roz­

d ział 4: „ P oszu k iw an ie d y rek ty w m oraln ych i paralelizm etyczn o-p ozn aw czy”.

12 D ok tryn a S ok ratesa jest — jak w iadom o — tw orem niejed n olitym , czego do­

w o d em są już szk o ły sok ratejsk ie. W szystk ie on e p o w o ły w a ły się na Sok ratesa jako na sw eg o m istrza, tocząc przy ty m m ięd zy sob ą sp ory w sp raw ach pod staw ow ych . 13 Das rechtverstandene Prinzip von der Doppelwirkung ais Grundnorm jeder Gewissensentscheidung. „T h eologie un d G lau b e” 57:1967 s. 107-133. P ierw szy szkic u k azał się w język u fran cu sk im : La determination du bien et du m ai morał par le principe du double effect. „N ou velle rev u e th śo lo g ią u e ” 87:1965 s. 356-376.

(8)

pliwość, jaka jest odpowiedź, a przynajm niej jaka byłaby jego odpowiedź na pytanie: „Czy etyka jest logiką chcenia” w zanalizow anym wyżej sensie. Pozwólmy jednak prowadzić się sam em u autorow i tokiem jego myśli i jem u sam em u udzielić n a nasze pytanie odpowiedzi.

Ja k określić, czy dane działanie jest m oralnie pow inne? K nauer roz­

waża trzy podane przez tradycję odpowiedzi n a to pytanie. Odpowiedź, zgodnie z k tórą dane działanie jest m oralnie pow inne dlatego, że skiero­

w uje człowieka w stronę Boga jako ostatecznego celu, uw aża za chybioną.

Dla swej abstrakcyjności jest ona w praktyce zupełnie niefunkcjonalna.

Przede w szystkim jednak czyn jest m oralnie dobry nie dlatego, że pro­

wadzi do Boga, lecz dlatego prow adzi do Boga, że jest m oralnie dobry.

W ynika stąd, że powinność m oralną działania trzeba próbow ać inaczej określać 14.

Bardziej godna uw agi jest już odpowiedź druga, zgodnie z którą czyn jest m oralnie pow inny lub m oralnie dobry dlatego, że odpowiada naturze ludzkiej. Je j zaletą jest, w porów naniu z odpowiedzią poprzednią, większa praktyczna funkcjonalność. Ale i ona nie może zadowolić autora. Treści tego, co m oralnie pow inne nie m ożna bowiem, w jego przekonaniu, w y­

znaczyć bez reszty, jeśli k ry teriu m m oralne zawęzi się do samej tylko n atu ry ludzkiej. Rozumienie te j form uły trzeba by zatem rozszerzyć w łą­

czając w w ystępujące w niej pojęcie n a tu ry ludzkiej m om ent powiązania człowieka z całością n a tu ry w ogóle i n atu rę rozum ieć jako „otwartość człowieka na rzeczywistość w ogóle” 15. Jednak i po te j korekturze for­

m uła powyższa nie jest w stanie spełnić wyznaczonej jej roli norm y określającej treść tego, co się m oralnie powinno. Dzieje się tak dlatego, że form uła ta im plikuje założenie, które w sw ych konsekw encjach stawia etykę i charakter określanych przez nią norm m oralnych pod znakiem zapytania, a w dodatku staw ia ludzi szukających orientacji w sytuacjach konfliktow ych wobec nieprzezw yciężalnych trudności. Trudności te do­

strzegali zresztą etycy tradycyjni. Zam iast jednak dokonać rew izji samego założenia stanowiącego ich przyczynę, zadowalali się raczej półśrodkami.

Łagodziło to, lecz nie usuwało w spom nianych trudności. Uproszczenie to polegać ma, w przekonaniu K nauera, na — negatyw nie rzecz biorąc — nierozróżnianiu zła moralnego i dobra m oralnego od zła i dobra fizycz­

nego, pozytyw nie zaś rzecz ujm ując, na utożsam ianiu dobra i zła fizycz­

nego z dobrem i złem m oralnym . E tyka trad y cy jn a traktow ała ład na­

14 „T atsachlich la sst sich auch ein e H inordnung a u f G ott uberhaupt erst daraus erkennen, dass zunachst die H and lu ng in sich selb st m oralisch gut ist. D iese logisch e O rdnung ist n ich t um k eh rb ar” (jw. s. 108).

15 Tam że.

(9)

tu ry , zwłaszcza zaś porządek n a tu ry ludzkiej, n a sposób sui generis etycznej harm onii przedustaw nej w stosunku do działającej o so b y 16.

P raw a n a tu ry stanowić by m iały dla istoty zdolnej do ich odczytania i zarazem w olnej, tj. dla osoby, norm y jej m oralnego działania. Sam fakt ich poznania przez osobę pełniłby rolę przekładu praw n a tu ry na praw a m oralne. N aturę definiowano przy tym jako zespół tych cech bytu, któ ry określa jego tożsamość mimo zmienności. Treść praw n a tu ry była więc uznaw ana per definitionem za niezm ienną. Dla ukazanych powodów tenże sam ch a rak ter posiadać by m usiały norm y m oralne. B yłyby one w swej treści niezm ienne, tj. uniw ersalne, zawsze i wszędzie, czyli bez- w yjątkow o, obowiązujące. Innym i słowy, kw alifikacja m oralna czynu, działania byłaby określona na mocy właściw ej m u n atu ra ln ej stru k tu ry , czyli dzięki jego „fizycznej” treści. W ty m świecie etycznej harm onii przedustaw nej byłoby zatem z góry, czyli „ex obiecto” określone, co jest powinne, a co niepow inne, co jest m oralnie dobre lub złe „z przedm iotu”, nim jeszcze dane działanie i właściw y m u n a tu ra ln y porządek podm iot działający rozpoznał, zm ierzył i zamierzył. D ziałania są dobre lub złe zatem niezależnie od zam ierzenia, czyli niejako a priori w stosunku do intencji działającego. Poniew aż skądinąd uważano, że stosunek tak rozu­

mianego przedm iotu działania (finis operis) do jego zam ierzenia (finis operantis) w yraża się relacją a k tu do możności, wyciągano stąd kon­

sekw entnie wniosek, iż zam ierzenie jako czynnik potencjalny i d eter­

m inow any aktem -przedm iotem nie jest w stanie zmienić „fizycznej” kw a­

lifikacji czynu, tzn. jego zasadniczej, bo przedm iotow o określonej, kw ali­

fikacji. Szczególnym przypadkiem tej prawidłow ości była zasada, wedle której dobry zam iar (dobra intencja) nie uspraw iedliw ia m oralnie stoso­

w ania przedm iotow o złych środków. Otóż stosowanie tej zasady w duchu etyki nie odróżniającej zła i dobra fizycznego od zła i dobra moralnego, czyli w m yśl schem atu etycznej harm onii przedustaw nej, stanow i jedno ze źródeł trudności dom agających się uznania tej różnicy i ty m sam ym odrzucenia schem atu te j etyki — tw ierdzi K nauer. Ale to jeszcze nie wszystko.

Pojęcie n a tu ry funkcjonuje w etyce nie tylko jako m om ent determ i­

nujący niezm ienność treści norm m oralnych. Pojęcie n a tu ry w yrażać ma bowiem nie tylko stałość stru k tu ry w ew nętrznej bytu, ale zarazem jej w ew nętrzną inteligibilność, w yrażającą się ładem , czyli porządkiem . Po­

rządek dochodzi do głosu przez to, że jedne elem enty tej stru k tu ry są

16 N a sw ój sposób rów n ież ety k a fen om en ologiczn a zaw iera się w sch em acie h arm onii p rzed u staw n ej. W artość m oraln a d ziałan ia n ie stan ow i co praw d a p rzed ­ m iotu in ten cji (co zresztą n iesłu szn ie uw aża się za cech ę sw o istą etyk i fen o m en o ­ logów ), lec z zja w ia się „am Rticken der H an d lu n g”. J est ona jed n ak z góry ok re­

ślo n a przez św ia t „m aterialn ych w a rto ści” i ich hierarch iczn y porządek.

(10)

podporządkowane innym . Jedne są noszące, drugie zaś noszone. Pojęcie n atu ry określa zatem tym sam ym hierarchię ważności poszczególnych elem entów w w ew nętrznej stru k tu rze bytu. Pojęcie n a tu ry ludzkiej jako podstaw a determ inująca treść norm m oralnych wyznacza tym samym hierarchię ich ważności, czyli zasadę preferow ania w przypadku ich ew en­

tualnej kolizji. W szelka kolizja norm m oralnych jest z tego punktu widzenia kolizją w gruncie rzeczy pozorną, kolizją w ynikłą co najwyżej z błędu w rozpoznaniu stosunku rangi jednej norm y względem drugiej i w tórnie stosunku, według którego zakresy ich ważności pozostają do siebie. K onflikt nie jest więc nigdy zjaw iskiem zasadniczym, lecz tylko pozornym, poza tym jest zjaw iskiem raczej efem erycznym , rzadkim.

W przypadku jego zajścia etyka trady cy jn a w ypracow ała szczególną zasadę postępowania w tych — w jej m niem aniu — w yjątkow ych sy­

tuacjach: jest to zasada podwójnego skutku.

Analiza zastosowań tej zasady do klasycznych przypadków konflikto­

w ych prowadzi K nauera do wniosku, że mimo wszelkich wybiegów zasada ta w jej tradycyjnym schemacie nie g w arantuje tego, co m iała gw aran­

tować: w yjścia z sytuacji konfliktow ej bez powodowania zła. Jakiego zła?! Wedle klasycznej tegoż interp retacji — m oralnego zła. Zamiast zatem ulegać iluzji rozwiązywania konfliktów, należy się im lepiej przyj­

rzeć i przebadać głębiej ich charakter. I znowu rozwiązanie te j oto tru d ­ ności leży, zdaniem K nauera, w uznaniu odróżnienia dóbr i zeł moralnych od dóbr i zeł fizycznych, czyli w likw idacji schem atu etyki przedustaw nej harm onii m oralnej, zdeterm inow anej sam ą n a tu rą rzeczy.

Analiza szeregu innych sform ułow ań etyki tradycyjnej, jak np. róż­

nicy pomiędzy form alnym a m aterialnym współudziałem w cudzej winie, dalej różnicy pomiędzy „w ew nętrznym ” i „zew nętrznym ” złem (intrin- secum et extrinsecum malum), następnie w yróżnienia pozytyw nych i ne­

gatyw nych norm m oralnych i sposobu obowiązywania pierw szych: „sem- per, sed non pro sem per” i drugich: „sem per et pro sem per”, prowadzić m a — zdaniem K nauera — do wniosku, iż są to tylko zamaskowane postaci stosowania zasady podwójnego skutku. Świadczyłoby to o tym, że zjawisko działania w sytuacji konfliktu nie jest ta k rzadkie, jakby to się na pierw szy rz u t oka wydawało i jakby sugerow ała ety k a tradycyjna.

Owszem, działanie w w arunkach konfliktu jest, zdaniem K nauera, sytuacją norm alną, a naw et zasadniczą. Jeśli tak, to pomocnicza w edług etyki tra ­ dycyjnej zasada norm ow ania moralnego, jaką jest zasada podwójnego skutku, przejm uje rolę jedynej w ręcz zasady norm ow ania moralnego.

Problem jednak polega n a tym , czy konflikt stanow iący naturalne

„m ilieu” działającego podm iotu polega na szukaniu „w yjścia” lub też

„przejścia” między Scyllą i C harybdą z góry ustalonych co do treści

(11)

norm m oralnych bądź też przedm iotow o określonych m oralnych dóbr i zeł, czy też sprow adza się do konkurencji pom iędzy chcianym przez podm iot przedm oralnym dobrem a nieuchronnie zw iązanym z jego re ali­

zacją przedm oralnym złem. Co określałoby zatem m oralną powinność działania, a dalej m oralne dobro lub zło czynu? Oto kontekst, w jakim K nauer proponuje rozważenie trzeciej odpowiedzi na to pytanie 17.

B łąd czy choroba stoją niew ątpliw ie w sprzeczności do n atu ry , a prze­

cież nie stają się już poprzez to samo m oralnym złem. Zło i dobro mo­

ralne dotyczą jedynie i w yłącznie osoby jako spraw cy i jej działania sprawczego. Czy więc n atu ra ln e dobra i zła nie spełniają żadnej roli w determ inow aniu dobra i zła m oralnego? Spełniają tę rolę, ale w zu ­ pełnie innym znaczeniu. Nie w ty m mianowicie, jak pokazano w wyżej opisanym schemacie, lecz w tym znaczeniu, że zło m oralne dotyczy osoby jako osoby zawsze i w yłącznie ze względu na jej stosunek do zła fizycz­

nego i jedynie w oparciu o te n stosunek pozw ala się określić. Rewolucja, jaką K n au er proponuje, nie polega więc wcale na jakiejś neutralizacji aksjologicznej św iata n atu ry , w ty m n a tu ry ludzkiej, lecz na etycznej neutralizacji św iata n a tu ry i n a tu ry ludzkiej. Św iat n a tu ry nadal jednak jest objęty ważnością m etafizycznej zasady „ens et bonum co n v e rtu n tu r”.

Błąd polegał n a rozum ieniu jej jakby na sposób „ens et bonum honestum co n v e rtu n tu r” ls. D obra n atu ry , do jakich dąży człowiek skierow ując na nie swe chcenie, są tak powiązane z różnorodnym i fizycznym i złami, iż nie sposób realizow ać dobra fizycznego nie dopuszczając bądź naw et nie pow odując zeł fizycznych. P rzez to samo zarówno fizyczne dobra, jak i fizyczne zła stają się m oralnie doniosłe lub — jak się ostatnio zwykło mówić — m oralnię relew antne. To samo w yrażać m a chyba określenie tych dóbr i zeł określeniem przedm oralnego dobra lub zła. Pozytyw ny w ykład sw ej koncepcji rozpoczyna K nauer p rzyjm ując za najwłaściwsze takie określenie dobra m oralnego, w edług którego dobre m oralnie jest to działanie, k tóre jest „po prostu dobre” ł9.

Słowo „dobre” w powyższej form ule określa wszelki rodzaj chcenia w yrażającego się w działaniu skierow anym na osiągnięcie jakiegokolwiek dobra fizycznego dowolnej rzeczy, gdyż każda rzecz jako by t już przez to samo zaw iera w sobie rację atrakcyjności dla podmiotu. Podmiot zresztą nie jest w stanie chcieć czegokolwiek, co jest złe w aspekcie zła, np. choroby, cierpienia czy pom yłki. Czy więc z tego powodu chcenie podm iotu skierow ane w stronę upragnionego dobra fizycznego jest tym

17 „Am g en a u este n ist also d ie dritte B estim m u n g, nach der das m oralisch G u te «ein fach gut» is t” <jw. s. 108). N iestety , K nau er n ie pod aje autora tego okre- len ia. K on tek st w y p o w ied zi p ozw ala przypuszczać, że sam jest jego autorem .

18 Tam że.

19 Tam że. Por. przyp. 17.

(12)

sam ym „po p ro stu ”, czyli m oralnie, dobre? Byłoby nim niew ątpliw ie, gdyby z realizacją tego chcenia nie było z konieczności zw iązane reali­

zowanie fizycznego zła. Takie sytuacje nie istnieją jednak w realnym świecie. Każde chcenie czegokolwiek jest chceniem w w arunkach kon­

kurencji, czyli konfliktu dóbr i zeł fizycznych. To przekonanie prowadzi do uznania, że dobro m oralne i zło m oralne dotyczyć mogą jedynie za­

m iaru działającego podm iotu. Działanie jest m oralnie dobre, czyli „po prostu dobre”, w tedy mianowicie, gdy w szelkie zło nieuchronnie zwią­

zane z realizacją upragnionego dobra fizycznego pozostaje obiektywnie poza obrębem zam ierzenia. Co to jednak może znaczyć? Skoro zła nie można zamierzać czy też chcieć dla niego samego, lecz tylko z powodu związanego z nim dobra, to problem sprow adza się do tego, c z y d o b r o będące przedm iotem chcenia u s p r a w i e d l i w i a dopuszczenie lub powodowanie związanego z nim z ł a . W edług K nauera dopiero n i e ­ u s p r a w i e d l i w i o n e dopuszczenie lub powodowanie zeł jakiegokol­

wiek rodzaju znaczyłoby, że zła te są przez działającego współzamierzone, czyli objęte jego zamiarem . Poprzez to w łaśnie działanie jego stawałoby się m oralnie złe 20. Zadaniem zasady podwójnego skutku byłoby zatem określanie, kiedy dopuszczenie lub powodowanie fizycznego zła jest usprawiedliw ione, a kiedy uspraw iedliw ione nie jest. W ty m sensie też zasada przejm ow ałaby rolę principium określającego k ry teriu m kwalifi­

kujące m oralną wartość każdej o c e n y 21. Pojęcie uspraw iedliw ienia wiąże się ze w skazaniem „odpowiedniego powodu” powodowania lub dopuszcza­

nia zła fizycznego, gdyż ten dopiero może to zło uspraw iedliw iać, czyli umieszczać je niejako poza obrębem zam iaru działającego podm iotu. Stąd też próba re in terp retacji zasady podwójnego skutku podjęta przez K nauera, zm ierzająca do nadania jej rangi wyłącznego k ry teriu m normo­

w ania moralnego, koncentruje się n a analizie pojęcia „odpowiedniego powodu”. W tym celu bada autor sposób jego funkcjonow ania w Toma- szowej form ule tej zasady i we współczesnym jej ujęciu.

Tomasz sform ułował tę zasadę rozważając zagadnienie dopuszczalności stosowania przem ocy dla samoobrony:

„Tenże sam akt może powodować dwa różne skutki, przy czym tylko jeden z nich objęty jest zam iarem , podczas gdy drugi pozostaje poza obrębem zam iaru. Lecz jakość m oralną ak tu określa się w edług tego, co nie jest objęte zam iarem ; to bowiem, jak w ynika z poprzednich roz­

ważań, jest czymś akcydentalnym . Tak oto i z ak tu sam oobrony mogą w ypływ ać dwa różne skutki: po pierw sze zachowanie własnego życia, po drugie śm ierć napastnika. A kt samoobrony podjęty w zam iarze zacho-

20 Jw . s. 108.

21 T am że s. 109.

(13)

w ania własnego życia nie jest więc niedozwolony, ponieważ jest zgodne z n a tu rą każdego, by zachować swe istnienie w m iarę możliwości. Taki akt jednak w dobrym zam iarze podjęty może się okazać niedozwolony, jeśli nie pozostaje w proporcji do swego celu. Jeśli więc ktoś dla obrony własnego życia stosuje więcej przem ocy, aniżeli tego konieczność w y ­ maga, wówczas jego działanie jest m oralnie niedozwolone; gdy natom iast z właściw ą m iarą przeciw staw ia się obcej przem ocy, chodzi o m oralnie dopuszczalną sam oobronę” 22.

Godne podkreślenia jest w K nauera w ykładni powyższego tekstu św. Tomasza, że w edług jego in te rp re ta to ra re stry k cja w yrażona w zda­

niu: „Taki ak t jednak w dobrym zam iarze p odjęty może się okazać nie­

dozwolony, jeśli nie pozostaje w proporcji do swego celu” stanow i jedyną w ogóle możliwość dojścia zła m oralnego do skutku. Gdyż naw et grzesząc dąży się do rzeczywistego dobra. Działanie staje się w yłącznie przez to złe, że w całościowym p rzekroju i na dalszy dystans nie pozostaje w p ro ­ porcji do tego dobra, k tóre się poprzez nie chciało osiągnąć. I z tego dokładnie powodu, zdaniem K nauera, urąga „natu rze” działającego, w y ­ m agającej od niego uw zględnienia całościowej perspektyw y dla podej­

mowanego d z ia ła n ia 23.

D w u spraw nie wolno nam już tu ta j przeoczyć: zarysow ującego się zupełnie w yraźnie schem atu ety k i jako logiki chcenia oraz pozostającej w zw iązku z tym próby re in te rp reta cji zam iaru i przedm iotu zam ierze­

nia. Pow inność m oralna działania czy też jego dozwoloność lub niedozwo- loność jest w yznaczona bez reszty przez to, czy zastosowane działanie jest „w p roporcji” do tego, czego się chce. Samo chcenie i jego u k ieru n ­ kowanie jest tu poza obrębem m oralnej kw alifikacji. Lub też „ufa się”, jakby powiedział inny re p rez en tan t „logiki chcenia” — Reichenbach,

„naszem u chceniu” 2i. M oralna kw alifikacja zjaw ić się może dopiero w momencie rozw ażania „proporcji” zastosow anych środków, tj. efektyw ­ ności podjętego działania ze względu na realizację tego, co się chce, a co już jest poza obrębem m oralnej kw alifikacji. Rzeczą znam ienną jest, jak w tej sytuacji K n au er rozkłada akcenty, aby odeprzeć w łaśnie ew entualne niebezpieczeństwo subiektyw izacji dziedziny m oralności. Pow iada on, że

82 T ek st S u m y (I-II q. 64 a. 7 in corpore) św . T om asza pod ałem w e w ła sn y m tłum aczeniu.

23 „Noch im jed er S u nd e erStrefcrt main eiln w irid ićh es G u t; nu r idass d ie Hamd- lu n g d iesem G ut a u f d ie D au er un d au fs ganze g e se h e n n ich t «proportioniert»

ist u n d d am it a u ch der «Natur» des H and elnd en (...] h ich t m ehr en tsp rich t”

(jw . s. 110).

u „[...] zaw ierzm y n aszym pragnieniom n ie dlatego, że są w tórne, lecz dlatego,

że

są n aszym i w ła sn y m i pragn ien iam i. T ylk o w yp aczon a m oraln ość m oże tw ierd zić,

że

nasza w o la je st zła, skoro n ie reagu je na rozk azy p ochod zące z inn ego źródła”

(jw. s. 301).

(14)

zła fizyczne powstałe przez podjęcie działania sprzecznego z zasadą pro- prcjonalności, czyli efektywności, ze względu n a to, czego się chce, należą już o b i e k t y w n i e do obrębu tego, „co jest zam ierzane”, niezależnie od tego, czy się tem u jest rad czy n i e 2S.

Stosownie do tego proponuje się k o rek tu ry do trady cy jn ej doktryny na tem at „fontes m orałitatis”, z m yślą o pełniejszym jej zharm onizowaniu z doktryną „źródeł moralności” samego św. Tomasza, a dalej idąc naw et w imię spójności jego w łasnej doktryny w ty m względzie. Ponieważ w m yśl tejże o m oralnym charakterze aktu decyduje jego „finis operis”, dlatego i w przytoczonym wyżej tekście zw rot „co się zam ierza” określa m oralne działanie jako takie, nie „finis operantis” więc, lecz „finis operis” 26. Zgodnie z tym nie wolno poprzez „finis operis” rozumieć, jak to się często — według K nauera — dzieje, jedynie zew nętrznego prze­

biegu działania, które by można niejako fotografować. Jeśli określenie to m a posiadać w ogóle etyczny sens, m usi ono współoznaczać to, co chciane, a tym sam ym to, co zamierzane. W edług klasycznego przykładu zaczerpniętego z podręczników określa się jako „finis operis” jałm użny łagodzenie niedostatku ubogiego człowieka. Świadczenie jałm użny nie jest jednak jakim ś fizykalnym tylko procesem, lecz staje się aktem m oralnym dopiero poprzez zamiar. Z ew nętrzny proces polega n a prze­

chodzeniu pieniędzy z jednych rąk do drugich. Czy jednak w tym przy­

padku chodzi o wpłacenie zaliczki, czy o pożyczkę, czy też zw rot długu lub usiłowanie przekupstw a, zależy od tego, co działający w rzeczywi­

stości, tj. obiektywnie, chce, czyli co zamierza. K n au er zauważa, że nawet u autorów „urzeczowiających” sens „finis operis” w ystępuje w propo­

now anych przez nich definicjach tegoż term inu zw rot „m oralis existi- m atio” . W skazuje to dostatecznie — jego zdaniem — na to, że m o r a l n a ocena działania jest niemożliwa bez relacji do zam iaru, co w jego prze­

konaniu im plikuje podświadome co najm niej zastosowanie zasady po­

dwójnego s k u tk u 27. F akt, że o m oralnym charakterze danego działania decyduje zamiar działającego, nie oznacza bynajm niej, że jakość m oralna tego działania jest pozostawiona dowolnemu czy naw et samowolnemu uznaniu działającego. K nauer widzi nie m niejszą gw arancję obiekty­

wizmu w ty m względzie aniżeli to, co proponowano w naturalistycznym schemacie etycznej harm onii przedustaw nej. G w arancję tę m a stanowić okoliczność, że wszelkie nieuspraw iedliw ione zła fizyczne, jakie zostały

g Jw . s. lio .

20 Summa teol. I-II q. 1 a. 3; q. 18 a. 2-7i

27 C ytow ani są autorzy znanych p od ręczn ik ów teo lo g ii m oralnej: M. Z a l b a . Theologiae moralis compendium I. M adrid 1958; A. V e r m e e r s c h . Theologiae moralis principia — Responsa — Consilia. Rom a 1926.

(15)

spowodowane przy realizacji danej wartości, są e o i p s o w s p ó ł z a - m i e r z o n e obiektyw nie i należą poprzez to samo do „finis operis” 28.

W ym aga to także innego rozum ienia „finis operantis”. Nie można go rów nież utożsam iać po prostu z zam iarem działającego. K n au er propo­

nu je tak ie rozum ienie „finis operantis”, zgodnie z k tó ry m jego sens będzie identyczny z „finis operis” d a l s z e j c z y n n o ś c i , której działający chce przyporządkow ać czynność bezpośrednią, pierw szą. Tym sam ym

„finis operantis” byłby zawsze celem zew nętrznym (finis externus) w sto­

sunku do bezpośrednio w ykonyw anej czynności, natom iast „finis operis”

byłby niejako „w łasnym ” celem czynności, czyli „finis in tern u s”. K toś może świadczyć jałm użnę, aby móc uzyskać ulgi podatkowe. „Finis ope­

ra n tis” pierw szej czynności polega na jej podporządkow aniu drugiej i staje się ze swej stro n y tożsam y z „finis operis” tej drugiej. „Tożsamy”

w tym sensie, że zostaje niejako przez „w ew nętrzny cel” tej drugiej czynności zaabsorbowany, w chłonięty. W przypadku w ykonania prostego aktu, nie podporządkowanego żadnem u innem u, można dlatego z sensem mówić jedynie o jego „finis operis”, pozostając w ram ach przyjętej term inologii. W dalszej konsekw encji re in te rp reta cji w ym agają w ym ie­

niane obok „finis operis” i „finis operantis” jako źródła m oralności czynu

„circum stantiae” . Stanow iłyby one jedynie ilościową determ inację obu pierw szych. K radzież pozostaje kradzieżą w edle swej „finis operis” nie­

zależnie od w artości skradzionej rzeczy, czyli nie zm ienia swej m oralnej jakości w zależności od wysokości sum y. Jeśli natom iast kradzież wiąże się z w łam aniem , nie m ielibyśm y do czynienia z etycznego p u n k tu widze­

nia jedynie z „okolicznością”, lecz ze zm ianą samego „finis operis” 29.

Rozważania na tem at „fontes m oralitatis” K n au er konkluduje postulatem zarzucenia kartezjańskiego z ducha dualizm u w tej dziedzinie: dychotomii

„fizyki” zew nętrznego działania i w ew nętrznego zam iaru. Ani zew nętrzne

„dzianie się”, ani w ew nętrzny zam iar z osobna w zięte i niezależnie po­

traktow ane nie są w stanie określać m oralnego ch arak teru działania.

Rolę tę pełni zachodząca m iędzy nim i re la c ja 30.

Tym dualizm em obciążona jest współczesna form uła zasady podw ój­

nego skutku. Oto typow a jej form uła podana przez K nauera: „Wolno

28 „A lle n ic h t g e re ch tfer tig te n p h y sisch en tłb er, d ie b ei der V erfolgu n g ein es W ertes en tsteh en , sin d eo ip so m itb ea b sich tig t u n d geh oren dam it zum «fin is operis# selb st” (jw . s. 111).

24 K nau er o d w o łu je się do S u m y teo l. I-I I q. 18 a. 10; q. 88 a. 5.

90 „ J ed en fa lls ergib t sich, dass die so b elieb te, u n s aber sehr cartesian isch a n m u ten d e D ich otom ie der b eid en «fines» in au ssere P h y sik un d in n ere A b sich t u n h altb ar ist. W eder das a u ssere G esch eh en noch d ie in n ere A b sich t je fur sich a lle in sin d m oralisch bed eu tsam , sondern nur die o b je ctiv e B ezieh un g, d ie zw isch en b eid en b e ste h t” (jw . s. 111).

(16)

jedynie wówczas dopuścić zły skutek jakiegoś działania, gdy nie jest on przez działającego sam w sobie zamierzony, lecz tylko pośrednio, oraz gdy jest skompensowany przez odpowiedni powód”. Różni się ona pod niejednym względem od Tomaszowej form uły. Tomasz w ym agał, aby działanie odpowiadało swemu celowi, aby było w zględem tego, co się chce osiągnąć, proporcjonalne — tw ierdzi K nauer. Z nam ienna rzecz, K n au er nie analizuje tu tego, czy Tomasz na ty m poprzestaw ał. Lecz nie przeryw ajm y biegu wywodów K nauera. Dostrzega on — lub domyśla się —że sens w kładany we współczesnej form ule tej zasady w określenie

„odpowiedni powód” (czyli „ratio proportionata” w przeciw staw ieniu do Tomaszowego „actus sit proportionatus fini”) nie w yraża w iernie dok­

try n y Tomasza. P ostuluje dlatego, że pierw szym w arunkiem uzdrowienia zasady podwójnego środka jest przede w szystkim utożsam ienie sensu

„ratio proportionata” z Tomaszowym wym ogiem w yrażonym w „actus sit proportionatus fini” . I — dodajm y — z K nauera in terp re tacją tegoż p o s tu la tu 31.

Główne ostrze swej k ry ty k i K nauer skierow uje jednak przeciw fizy- kalistycznej in terp re tacji bezpośredniości i pośredniości zamierzenia.

W przezw yciężeniu tej in terp re tacji widzi on klucz do właściwego ujęcia zasady podwójnego skutku. Sprzym ierzeńcem zdaje się tu być dla niego znowu św. Tomasz. Cóż bowiem m iał on n a m yśli utrzym ując, że zła nie wolno bezpośrednio powodować? Nie chodziło m u o nic więcej jak tylko o to, że zło musi być akcydentalne (per accidens) wobec zam iaru lub że m usi pozostawać „poza jego obrębem ” (praeter intentionem ). Knauerowi w ydaje się w św ietle tych wypowiedzi Tomasza wysoce wątpliw e, czy jest rzeczą dopuszczalną interpretow anie p ary pojęciowej „bezpośredni—

pośredni” w sensie fizykalnej sprawczości, jak to się zwykło czy n ić32.

Uważa on w przeciw ieństw ie do tego, że działający przew idując z góry zły skutek swego działania, nie zam ierza go bezpośrednio już przez to samo, że posiada „odpowiedni powód” dla jego dopuszczenia bądź nawet spowodowania. Posiadanie „odpowiedniego pow odu” dopuszczenia lub spowodowania zła jest więc równoznaczne z w yłączeniem go z obrębu zamiaru, czyli postaw ieniem go poza polem tego, co bezpośrednio zamie- rzane. Jeśli „powód” jakiegoś działania jest „odpowiednim powodem”, wówczas stanow i on sam i wyłącznie jego „finis operis”, ta k że działanie

81 Tam że. Godna u w agi jest sam ok rytyczn a postaw a H. R ein era w stosun ku do w łasn ej ocen y p ogląd ów św . Tom asza, ocen y p od trzym yw an ej przez w ie le lat, a w yrażającej się przek onaniem , że Tom asz w sw ej ety ce n ie w y sze d ł poza eudaj- m onologię opartą na m etafizyczn ej teorii dobra rozum ianego jako ap p etib ile. Reiner rew id u je sw ój p ogląd w n ocie k sią żk i D ie G ru n dlagen d e r S ittlic h k e it. M eisenheim a. G lan s. 450, 464.

» Jw . s. 112.

(17)

to z tego powodu jest m oralnie dobre. Dopuszczenie lub spowodowanie fizycznego zła jest więc „pośrednie” lub „bezpośrednie” według tego, czy działający dysponuje ku tem u „odpow iednim powodem ” czy też nie 33.

Ma to potw ierdzać analiza przykładu sam oobrony, podanego przez św. To­

masza. Z ew nętrzny przebieg sam oobrony jest taki sam jak mordowania.

Różnicę m oralną jesteśm y w stanie określić, zdaniem K nauera, jedynie przez to, że w przypadku sam oobrony posiada się dla nieuniknionego (nieodzownego) zabicia agresora „odpow iedni powód” . W ty m przypadku więc przedm iot działania jest identyczny z „odpowiednim powodem ”, polegającym n a u trzym aniu własnego życia. Od rozw iązania problem u, kiedy „powód” staje się „odpow iednim powodem ”, zależy w tej sytuacji cały obiektyw izm norm ow ania m oralnego, owszem, cały sens powinności m oralnej w o g ó le34. Jeżeli więc etyka jest etyką przez to że m a za swój przedm iot w łaściw y m oralną powinność działania, to w kolejnych anali­

zach K nau era w inniśm y odnaleźć definityw ną odpowiedź rów nież na tem at jego stanow iska w sprawie: „Czy etyka jest logiką chcenia?”

Nie ulega wątpliwości, że każde działanie w ogóle ma jakiś powód, naw et jeśli jest to działanie m oralnie złe. Nie ulega rów nież wątpliwości, że ty m powodem m usi być zawsze jakieś dobro. Jedynie bowiem pod ty m w arunkiem można czegoś chcieć, że się w ty m pod jakim kolw iek względem dostrzega jakąś w artość. N a tym polega zresztą wolność woli.

Poniew aż w ola całą swą n a tu rą ukierunkow ana jest na dobro jako takie, może ona postaw iona wobec skończonego dobra bądź go pozytyw nie chcieć, o ile m ianowicie jest ono dobrem, bądź też go odrzucić, o ile jest tylko pod pew nym w zględem — a nie po prostu — dobrem. Stojący u podstaw obu altern aty w n y ch możliwości w yboru sąd rozum u jest za­

sadniczo identyczny: „Oto coś, co jest pew nym dobrem ” 3S.

K n au er jest tu ta j na klasycznym szlaku m yślenia, k tó ry prowadzi wszystkich, któ rzy nim podążają, do postaw ienia sobie zasadniczego p y ­ tania: Czy ety k a chcenia nie zam ieni się w „fizykę” chcenia, gdy podmiot chcący stanie „oko w oko” wobec absolutnego „appetibile”? I czy w takim razie w szelka powinność działania „in via” nie jest uw arunkow ana nie­

dostatkiem ludzkiego poznania tego, czego człowiek napraw dę chce, lub tego, czego m u napraw dę w głębi trzeba, jak i tego, co na drodze do realizacji chcenia jest jedynym sposobem jego efektyw nego osiągnięcia?

88 „W enn der, «Grund» ein er H and lu ng e in «entsprechender» ist, dann m ech t er a lle in d ereń «finis operis» aus, so dass die H an d lu n g von daher m oralisch gut ist.

D ie Z u lassu n g oder V eru rsach un g ein es p h y sisch en U b els ist also «indirekt» oder

«direkt», je nachd em , ob dafiir ein «entsp rech en der Grund» vorh an d en ist oder n ich t”. K nau er pisze o sta tn ie zd an ie k u rsyw ą dla p od k reślen ia w agi, jaką pragnie m u nadać (tam że s. 116).

81 T am że s. 112.

85 T am że s. 117.

8 — R o c z n ik i F ilo z o f ic z n e X X V , 2

(18)

Im plikacja tego sposobu m yślenia zdaje się przecież streszczać w końcu stwierdzeniem : im doskonalsze rozpoznanie, tym m niej m iejsca na wol­

ność, w końcu zaś również i na powinność, przynajm niej w ty m jej zna­

czeniu, które chciałoby się dla etyki rezerwować.

W ydaje się, iż wyjście z tego dylem atu leży w możliwości pokazania, że udoskonalenie poznania w zakresie w artości stw arza proporcjonalnie doskonalsze w arunki dla wolności w yboru woli. Równocześnie jednak z tym trzeba by ukazywać, iż funkcja woli nie w yczerpuje się jedynie i wyłącznie w chceniu dobra i jakim ś jego sobie przysw ajaniu, lecz zdolna jest nadto do jego afirm ow ania z uwagi na przysługującą m u wsobną w a rto ść 36. Rzecz jasna, ta druga funkcja może doskonale współistnieć i harmonizować z pierwszą: można bowiem ze wszech m iar pragnąć, chcieć tego, czego skądinąd nie podobna nie afirm ow ać ze w zględu na jego w artość wsobną. I chyba Tomasz należał do tych, któ rzy jako pierw si zdali sobie sprawę z tego, że „rzecz” stanow iąca dla działającego i wolnego podm iotu absolutne „appetibile” jest zarazem „rzeczą”, wobec której wolny podmiot staje jako wobec swego' absolutnego „affirm a- bile” 37. Nie trzeba podkreślać, jak wielkie m a to znaczenie dla rozum ie­

nia powinności m oralnej działania i sposobu rozum ienia teorii tejże: etyki.

Nie zawsze jednak zauważa się owo „novum ” Tomaszowej etyki, novum zainspirowanego jego oryginalną koncepcją b y tu zharm onizow aną tak doskonale z chrześcijańską w izją Boga Stw órcy, zwłaszcza że Tomasz sam pozostaje do końca pod urokiem etyki A rystotelesa i stosuje jego term inologię naw et wtedy, kiedy jej nowa treść dom agałaby się jej re w iz ji38.

K nauer zdaje się podążać konsekw entnie arystotelesow skim szlakiem.

„Powodem ” wszelkiego działania w ogóle jest zawsze rzeczyw iste dobro.

Złodziej kradnie tylko dlatego, że spodziewa się pożytku dla siebie ze skradzionych pieniędzy. N aw et jeśli ktoś działa z czystej w yrafinow anej nienaw iści do praw a moralnego, szuka poprzez to jeszcze jakiejś rzeczy­

w istej wartości. Chce przez tę decyzję potw ierdzić możność dysponowa­

36 Zob. na ten tem at in teresu jące u w agi J. P iepera, który stara się przed staw ić orygin aln ą doktrynę św . Tom asza w ty m w zg lęd zie (tfber die Liebe. M unchen 1972 s. 39-42). Por. J. W oroniecki. Katolicka etyka wychowawcza. T. 1. K rak ów 1948 s, 121-122.

J Por. przyp. 2.

88 D ysku sja, jaką na tem a t T om aszow ego p ojm ow an ia dobra w m eta fizy ce i ety ce toczył H. R einer z J. Endresem , je st bardzo pouczająca w tym w zględ zie (H. R e i n e r . Thomistische und phanomenologische Ethik. W: Die Grundlagen der Sittlichkeit s. 446-466). Zw raca się tam u w a g ę na to, że term in ologia p rzyn aj­

m niej, jaką posłu gu je się św . Tom asz, n ie jest najszczęśliw sza. Chodzi zw łaszcza o term in „app etibile” u żyw an y przez n iego na ok reślen ie dobra jako tran scen d en ­ taln ej w ła ściw o ści bytu i trudn ości jego stosow an ia do k ategorii dobra m oralnego.

(19)

nia sam ym sobą. K nauer staw ia tu pod adresem tejże czynności pytanie, na k tó re odpowiedź m a nas naprow adzić na poszukiw any przez niego

„odpow iedni powód”. Nas interesuje jednak nie m niej od tego sam sposób staw iania py tan ia przez K nauera. Oto wspom niane pytanie: „Czy jednak k ontestator osiąga na te j drodze rzeczywiście to, dla czego wolności w arto chcieć?” 39 M oralna powinność działania i konsekw entnie jego do­

broć m oralna redukow ałaby się zatem do tego, że jest ono trafn ie dobra­

nym środkiem urzeczyw istnienia tego, co się poprzez nie chce urzeczy­

wistnić. Nie w ystarcza więc dla pozytyw nej m oralnej oceny działania to, że jest podjęte z powodu chcenia czegoś, ale nadto, iż ono rzeczywiście

„odpow iada”, czyli jest proporcjonalnie dobrane w stosunku do tego, czego się chce. Na czym polega dokładniej ta „odpowiedniość”? Podane przez auto ra p rzykłady w skazują, iż niepodobna jej czysto kw an ty ta- tyw nie określić, ze w zględu na ilościową nieporów nyw alność wartości.

P orów nanie okazuje się możliwe jedynie przez stw ierdzenie, jaką funkcję pełni jedna w artość w stosunku do drugiej 40. W istocie rzeczy chodzi o to, aby każdorazowo chcianej w artości w ten sposób „odpowiedzieć”

działaniem, by w artość tę w całościowym przekroju osiągnąć w możliwie najw iększym w ym iarze, czyli najefektyw niej. W przeciw nym bowiem razie popadałoby się w sprzeczność z tym , czego się chce, z w łasnym celem 41. Tak oto dochodzi K n au er do zamierzonego w yniku w swej k ry ­ tycznej analizie porów naw czej współczesnej form uły zasady podwójnego skutku z jej Tom aszowym ujęciem . Tomaszowe ujęcie w ym aga rozum ie­

nia współczesnego zw rotu „odpowiedni powód” (ratio proportionata) w ten sposób, że działanie m usi „odpowiadać swem u celowi” (actus sit proportionatus fini), przy czym przez „cel” w yraża się nic innego jak

„powód” działania. Chodzi zatem koniec końców o o d p o w i e d n i o ś ć p o m i ę d z y d z i a ł a n i e m a j e g o w ł a s n y m p o w o d e m 42.

Oba więc postulaty, postulat, aby „powód” działania był „odpowiednim ” dla działania powodem, oraz postulat, aby działanie „odpowiadało” swem u

89 „A ber erreich t er a u f d iesem W ege ta tsa ch lich d asjen ige, w a s die F reih eit erstre b en sw ert m acht?” {jw . s. 117).

40 T am że s. 118. „So v ersch ie d en e W erte sind, in sich b etrach tet, ein and er in k om m en su rab el. Es gib t k ein en gem ein sam en M assstab. Ein V erg leich is t nur m oglich, w e n n m a n zu n ach st fe stste llt, w e lch e F u n k tion der ein e W ert fu r den and ereń h a t”.

41 „M an w id ersp rich t dadurch letz ten E ndes dem eigen en Z iel”. A parę w ierszy w y żej: „M an v ersu ch t, e in Z iel a n sta tt um sein en P reis (tantu m — ąuantum ) um j e d e n [podkr. K nau era] P reis zu erreichen. In u n geziigelter B egierd e opfert m an dafiir se lb st das, w od urch a lle in die a u fs ganze geseh e n hochstm ogliche E rreich u n g des Z ieles garan tiert w ir d ” (tamże).

45 „D iese A u ssa g e u n tersch eid et sich grund legend von der rigoristisch en T hese, l u n g u n d i h r e m e i g e n e n G r u n d " [podkr. K nauera] (ta m że s. 119).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Powyższy rysunek może być wykorzystany do zilustrowania kosztów i ko- rzyści z kontroli (podejmowanej z własnej inicjatywy kierownika jednostki organizacyjnej naczelnego

czy też „Wszechistnienie”. Tak pojęte bycie jest niczym innym jak istnieniem, a poszczególne byty jego momentami. Uwzględniając takie pojmowanie bycia w jego ogólności,

Negatywne postrzeganie marketingu nie jest więc związane z samym poję­ ciem marketingu i jego ideą, ale raczej z błędną interpretacją, rozumieniem i nie­ uczciwymi

Wszystkie bowiem antropo- i zoo- morficzne motywy oraz palmeta, lotos, spirala, trikwetr, esownica, i t. p., składające się na tę bogatą ornamentykę są wplecione w linję fa- listą

• Fragmenty korespondencji: ( Klein, Hilbert, Cantor, Fraenkel, Gödel, Baer, Bernays

przekonanie Zermela o fundamentalnej dla całości matematyki roli (jego systemu) teorii mnogości; w szczególności, traktowanie formuł oraz dowodów jako (dobrze ufundowanych) tworów

Rozwiązania proszę starannie i samodzielnie zredagować i wpisać do zeszytu prac domowych.. Zadania dotyczą sposobu wybiarania posłów do Parlamentu Europejskiego

W wieku XX logika formalna w sposób istotny uściśliła tezę gło ­ szącą, że (w granicach logiki formalnej) twierdzenie składające się z dwóch przeczących