• Nie Znaleziono Wyników

Problem autonomii etyki.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Problem autonomii etyki."

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K I F I L O Z O F I C Z N E T om X X V I. zeszyt 2 1978

T A D E U S Z ST Y C ZE Ń SD S

P R O B L E M A U T O N O M II ETYKI*

Zjawiam się przed Państw em nie tylko i nie przede wszystkim z zam iarem wygłoszenia pewnych tez na tem at etyki autonom icznej i jej stosunku do etyki chrześcijańskiej, ile raczej z chęcią postaw ienia pewnych pytań w odniesieniu do tego stosunku. Więcej nawet, chcę mianowicie pytać, ja k m ożna i trzeba stawiać pytania dotyczące wyżej wymienionej sprawy. Pewien pluralizm w odniesieniu do sposobu form ułow ania pytań dotyczących stosunku etyki autonom icznej do etyki chrześcijańskiej wydaje się bowiem nie tylko możliwy, ale wręcz konieczny, jeśli nie chcemy paść ofiarą pojęciowego i m etodologicznego zam ętu w tej dziedzinie. Moje intencje, na pozór skrom ne, są więc w rzeczywistości bardzo am bitne. Zaznaczam to wyraźnie, by wzbudzić u Państw a zaostrzoną uwagę krytyczną wobec mych wy­

powiedzi. Spodziewam się bowiem odnieść wiele pożytku dla siebie z rzeczowej, fachowej krytyki mych propozycji, dla której O rganizatorzy K ongresu stworzyli okazję zapraszając m nie do F ryburga z niniejszą prelekcją.

Jasną jest rzeczą, że pytanie nie jest tw orem bytow o i poznawczo samodzielnym.

P ytanie ja k o fakt czy proces psychiczny i poznawczy, a także semiotyczny zrelatywizowane jest do odpowiedzi, do tezy, twierdzenia. Pytam y, gdyż trapi nas potrzeba odpowiedzi. Jak o istotom racjonalnym chodzi nam oczywiście o zasadne odpowiedzi na pytania. Odpowiedzi zasadne to odpowiedzi p o parte takim i racjami, w świetle których znika potrzeba dalszego podtrzym yw ania pytań. Ich dalsze wtedy podtrzym yw anie byłoby znakiem , że pytający bądź nie rozum ie odpowiedzi, co się może wiązać z niedostrzeganiem racji podanych dla jej uznania, bądź nie rozum ie swych własnych pytań. Po prostu nie wie, o co pyta. Pytający nie zna — co praw da

— jeszcze trafnej odpowiedzi. G dyby ją znał i m im o to pytał, udaw ałby tylko, że pyta. M oże to uczynić dla innych racji, np. dydaktycznych, ja k nauczyciel w szkole, aniżeli potrzeba znalezienia odpowiedzi. Pytający wie ju ż jednak, o co pyta, ku

* Artykuł niniejszy przedstawia tekst referatu przygotow anego dla Kongresu T eologów Etyków Obszaru Języka N iem ieckiego, który odbył się we Fryburgu (Szwajcaria) w dniach od 19-23 września 1977 roku. Por. T. S t y c z e ń . D ie autonom e Ethik und die Ethik m it einem Proprium ais m ethodologisches Problem. W: D . M ie t h , F. C o m p a g n o n i . Problem der Fundamentalmoral. A kten des K ongresses der M oraltheologen und Sozialethiker. Freiburg/Schweiz 1977 (w druku).

(2)

czemu swe pytanie adresuje. Zna to, co się nazywa założeniem pytania. Pytający nie może nie przewidywać z góry zakresu możliwych alternatyw , pośród których znajduje się rzeczowo trafna odpowiedź na jego pytanie. Jeśli pytający pewnych alternatyw w ogóle nie dostrzega, pyta w sposób m ało dojrzały. Jeśli pewne alternatywy z góry wyklucza, pyta w sposób dogmatyczny. Jedno i drugie kłóci się z kryteriam i adekw atnego widzenia sytuacji problem owej i właściwego form ułowania problem u w postaci językowej: w pytaniu. A przecież bez tego nie m a adekw atnego rozwiązania problem u, tj. form alnie poprawnej i rzeczowo trafnej odpowiedzi.

Odpowiedź tak a nie może — j a k pow iada L. Petrażycki — ani "kuleć” , ani

”skakać”, nie może być ani za ciasna, ani za szeroka. Jednym z w arunków jej uzyskania jest jednoznacznie sform ułowane pytanie. I dlatego przestroga F. Bacona:

"Przyroda nie odpow iada na pytania źle sform ułow ane”, stosuje się na równi do m etodologów fizyki, co i etyki .

Sposób stawiania pytania jest wyznaczony zarów no elementami obiektywnymi, ja k subiektywnymi. D eterm inuje go przede wszystkim adresat pytania, ale również perspektywa, ja k ą zajmuje pytający. Ta z kolei jest w yznaczona jego osobistymi niepokojam i poznawczymi, jego dotychczasową historią obcow ania ze sferą, której pytanie dotyczy i takąż historią środowiska, do którego pytający przynależy i od którego przejmuje wraz z językiem również jego perspektywę widzenia świata. N a tem at owej współgry elementów obiektywnych i subiektywnych, a dokładniej obiektywnych poza podm iotem i obiektywnych w samym podmiocie, nie mówiąc ju ż o czynnikach czysto podm iotow ych, m a wiele interesujących rzeczy do powiedzenia współczesna herm eneutyka . Śmiem twierdzić, iż pod obu wymieniony­

mi względami istnieje znaczne i wielce interesujące zróżnicow anie pom iędzy autoram i na Zachodzie i u nas w Polsce w podjeściu do problem u autonom ii w obszarze '*— mówiąc najogólniej — m oralności i w refleksji nad m oralnością. Inne centra w tymże obszarze przyciągają uwagę etyków i m etaetyków, np. krajów języka niemieckiego, inne znowu etyków i m etaetyków polskich. Jakie są tego determ inan­

ty? Niewątpliwie działa tu wiele czynników. Nie naszym zadaniem jest je tutaj analizować. Czy podpadająca u autorów niemieckich skłonność do zawężania sfery chrześcijańskości w etyce nie wiąże się z reakcją na Tillm anna koncepcję etyki, w której niemalże stawiano znak równości między etyką a etyką chrześcijańską, oczywiście na rzecz tej ostatniej? Czy przesada nie sprow okow ała kolejnej przesady?

Czy z kolei Tillm annow ska koncepcja etyki nie rodziła się w w arunkach troski o to, by katolicka teologia m oralna nie była mniej chrześcijańska od teologii m oralnej protestanckiej, zwłaszcza K. B artha i tych ewangelickich etyków, którzy wręcz zarzucali św. Tomaszowi grzech zafascynowania się naturalizm em pogańskiej doktryny etycznej Arystotelesa? Koncepcje etyków i m etaetyków polskich rodziły

1 Podobnie G. E. M oore (Principia Etliica. Cambridge 1903. Wstęp).

2 K. D e m m e r . Hermeneutische Probleme der Fundamenlalmoral. Referat wygłoszony na tym samym Kongresie i wchodzący w skład publikowanych przez D. Mietha i F. Com pagnoniego jeg o materiałów.

(3)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 4 1

się w w arunkach zupełnie odm iennych. Zapewne nie bez wpływu była okoliczność, że ludzie o zupełnie odm iennych św iatopoglądach filozoficznych i religijnych potrafili rezygnować z w artości cennych i cenionych, łącznie z życiem, gdy ... ”tak było trzeba” . Dlaczego "trzeba było”? Co tłum aczyło im peratyw ność m oralną owego ” trzeba było”? I co ją w ogóle tłumaczy? Znaleźć odpow iedź na to pytanie, by ją po prostu ”m ieć” , propter ipsum scire, propter ipsam veriłatęm, to chyba istota genezy tego typu refleksu m etaetycznej, ja k ą zapoczątkow ali w Polsce w latach powojennych T. Czeżowski i T. K otarbiński, autorzy stanow iący unię osobow ą etyka, logika i filozofa. P raktyczna doniosłość wyników teoretycznej refleksji nad etyką była również b ran a pod uwagę, lecz nie inspirow ała w sposób zasadniczy tej refleksji. Jak ju ż je d n a k zaznaczono, nie chodzi tu o w yczerpującą analizę czynników, które ukierunkow ały refleksję m etaetyczną w problem ie autonom ii etyki u au to ró w polskich i ich zachodnich sąsiadów. Chodzi nam raczej o jej wyniki. W nadziei, że konfrontacja tych w yników może być obopólnie pożyteczna stając się punktem wyjścia do owocnej kooperacji w tym zakresie, nawet ju ż na odcinku wyprecyzowania samej sytuacji problem owej, spróbuję najpierw przedstawić ja k P olak widzi etyczne podw órko naszych zachodnich sąsiadów i co go w nim intryguje, zanim przejdę do pokazania im naszego własnego.

A . CO TO Z N A C Z Y " M O R A Ł ”?

Pytanie o chrześcijańskość etyki chrześcijańskiej bywa przez autorów obszaru języka niem ieckiego zwykle podejm ow ane i rozwiązywane poprzez przeciwstawianie etyki chrześcijańskiej etyce autonom icznej. E tyka autonom iczna bywa tu trak to w a­

na ja k o terminus oppositionis et comparationis. Podejście to wydaje się ze wszechmiar właściwe ju ż dlatego, że jest bodaj jedynie możliwe. Zasadza się też n a starym i w ypróbow anym adagium m etodologicznym : "Per opposita cognoscitur” . Z tego pow odu też m ogłoby się wydawać, że centralne dla sprawy tej analizy pojęcia:

autonom ii i etyki (Morał) będą tu niemniej w ielostronnie i starannie precyzowane ja k przeciw staw iane im pojęcia chrześcijańskości etyki. W brew wszelkim oczekiwa­

niom ośmielam się twierdzić, że niestety tak nie jest. Tymczasem wydaje się to

konieczne, ponieważ obiegowo używane w dyskusji problem u chrześcijańskości

etyki pojęcie autonom ii jest dalekie od jednoznaczności etyki. Dotyczy to także

słowa Morał. Z byt daleko zaprow adziłoby nas, gdyby chcieć tutaj podjąć analizę

znaczeń tego słowa w języku niemieckim. Nie trzeba przecież być wcale germ anistą,

by zauważyć daleko idące zróżnicow ania znaczeniowe tego słowa. Słowo M orał

oznacza z jednej strony m oralność, i t<J zarów no ja k o p r z e d m i o t norm atywnej

teorii, a więc m oralnie pow inne (das sittlich Gesollte), ja k i faktycznie uznaw aną i

p raktykow aną m oralność, czyli et&s, przedm iot opisowej teorii. Z drugiej strony

słowo M orał oznaczać może i faktycznie oznacza w języku niemieckim ta k ż e

t e o r i ę m oralności, zarów no opisow ą ja k i norm atyw ną, ja k choćby w określeniach

christłiche M orał, gdy te są rozum iane w sensie etyki chrześcijańskiej. Rzecz

(4)

oczywista, z metodologicznego p unktu widzenia jest rzeczą niewłaściwą i wysoce niebezpieczną oznaczać tym samym słowem tak zasadniczo różne kategorie ja k norm atywny i nienorm atyw ny stan rzeczy z jednej strony, a z drugiej przedm iot teorii i sam ą teorię. G rozi to pomieszaniem różnych w arstw problem u, lub nawet całkiem różnych problem ów i traktow aniem ich w taki sposób, jakby to był jeden problem . Przestrzegał przed tym etyków zwłaszcza G. E. M oore . Z podpbnym apelem zwrócili się ostatnio do teologów m oralistów i etyków obszaru języka niemieckiego B. Schiiller4 i N. H o e rste r5. Jeśli do tego dodać, że określenie

"autonom iczny” równie dalekie jest od jednoznaczności, m ożna sobie wyobrazić, ja k dopiero wieloznacznie i myląco może działać para term inologiczna: autonome

M o ra ł! Pod tym względem m ożna zresztą przeprow adzić instruujący niezwykle test

pytając, o czym może traktow ać książka zatytułow ana Autonom e M orał und

christlicher Glaube najpierw studenta zupełnie niewprow adzonego w zagadnienie, a

potem obytego już jakoś z problem atyką autonom ii etyki. Myślę, że z podobnym pytaniem m ożna by wystąpić również i po lekturze w spom nianej książki. Oto powody, dla których uw ażam za rzecz celową w m ych dalszych w ywodach zre­

zygnować zupełnie ze słowa Morał. Zm usza mnie to jed n ak do jednoznacznego określenia słów zastępczych, w szczególności słowa "etyka” i "m oralnie pow inne”

("m oralna pow inność”). O tóż słowa te są n a szczęście tak względem siebie odniesione, iż pierwsze m ożna wtedy tylko zdeterm inować, gdy zdeterm inow ano już drugie. Przecież pomiędzy etyką a m oralnie pow innym zachodzi relacja teorii i jej przedm iotu. E tyka jest teorią m oralnej powinności. Jakżeby więc m ożna było inaczej określić etykę, ja k tylko jednoznacznie określając to, czego ona dotyczy, co bada jej przedmiot? Cóż więc stanowi istotę m oralnej powinności? W ydaje mi się, iż próbow ano ją określić na trzy różne, do siebie niesprow adzalne sposoby, w rezultacie czego również i etykę m ożna rozumieć na trzy różne sposoby.

Po pierwsze ja k o teorię, któ ra istotę powinności m oralnej widzi w relacji wiążącej działanie danego podm iotu z celem, do którego działanie ostatecznie zmierza. Chodzi o eudajm onizm we wszelkich postaciach, również o perfekcjonisty­

cznej proweniencji. Po drugie ja k o teorię, k tó ra identyfikuje m oralną powinność działania z faktem , że zostało ono nakazane przez instancję bądź zew nętrzną w stosunku do działającego, bądź też w jakiś sposób z nim samym się utożsam iającą.

Chodzi o pozytywizm m oralny zarów no w heteronom icznej, ja k i autonom icznej postaci. Twierdzę, że obie wymienione koncepcje etyki zupełnie nie trafiają w sedno powinności m oralnej i dlatego tylko przez nadużycie nazwy określane są mianem

3

Por. przyp: '1.

4 Z u r Diskussion itber das Proprium einer christlichen Et/tik. "Theologie und Ph ilosophie” 51:1976 s.

321-343; T. S t y c z e ń . Autonom e und chris/liche Ethik ais methodologisches Problem. "Theologie und G laube” 66:1976 s. 211-219.

5 N. H o e r s t e r . Ethik und M orał. W: D . B ir n b a c h e r , N. H o e r s te r . Texte zur E thik. M iinchen

1976 s. 9-23. : "

6 A. A u e r . A utonom e M orał und christlicher Glaube. D usseldorf 1971.

(5)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 4 3

”etyki” . Przez etykę rozum iem teorię, k tó ra w powinności m oralnej działania stwierdza afirm ację ja k o coś należnego osobie od osoby na mocy tego, że osoba jest osobą, czyli na mocy przysługującej jej w artości zwanej również godnością.

A firm acja ta dochodzi do skutku w działaniu, w którym angażuje się osoba działającego ja k o osoba i który to ak t określany bywa ja k o a k t m iło ś c i. K rótko, etyka to badanie tego, co należne jest istocie osobowej (lecz także pozaosobow ej) od osoby ja k o działającego podm iotu. Jeszcze krócej: etvka to teoria m ająca za przedm iot m i ł o ś ć j a k o c o ś p o w in n e g o . Po tych objaśnieniach pora zapytać: co m oże znaczyć określenie etyka autonom iczna? By na to pytanie odpowiedzieć, trzeba z kolei zanalizow ać sens słowa "autonom iczny” w kontekście zarów no etyki ja k o teorii, ja k i jej przedm iotu. Podejm iem y więc teraz tę analizę w nadziei, że przyczyni się to również dla w yprecyzowania problem u chrześcijańskości etyki, a ogolniej: problem u etyki z jakim kolw iek, nie tylko chrześcijańskim, proprium .

B. CO Z N A C Z Y A U T O N O M IA ?

K orzystając i tutaj z zasady: Per opposita cognoscitur trzeba najpierw rozróżnić i przeciwstawić sobie autonom ię działającego podm iotu z jednej strony oraz autonom ię pow inności m oralnej z drugiej strony.

I. A U T O N O M IA P O D M IO T U D Z IA Ł A N IA M O R A L N E G O

Pierw szą właśnie m ają na myśli chrześcijańscy teologowie m oraliści, gdy posługują się zw rotam i typu theonome A utonom ie1 lub Autonomie des Menschen in

G o tt8 w przekonaniu, że są to istotne ustalenia dla określenia proprium etyki

chrześcijańskiej. C hodzi im tu w rzeczywistości o stosunek działającego podm iotu do źródła i podstaw y m oralnej powinności. W yrastający tu problem m ożna by wysłowić następująco: Czy źródło i podstaw a m oralnej powinności znajduje się w samym podm iocie, czy też poza podm iotem ?

Jak w iadom o wyłoniły się w tej sprawie dwie rywalizujące ze sobą odpowiedzi:

a u t o n o m i z m i h e t e r o n o m i z m etyczny. U chodzą one za konkurujące dlatego, że zdają się stanow ić ściśle wyłączającą się parę odpowiedzi. Przy głębszym wglądzie okazuje się, że autonom izm i heteronom izm są odpowiedziam i nie tyle na jedno, lecz na dw a różne, choć wzajemnie się dopełniające pytania. O to one:

Czy źródło i podstaw a pow inności m oralnej tk w i w sam ym podm iocie działającym , czy też znajduje się poza nim?

7 T ego rodzaju określeniem jak o skrótow ą formułą (Kurzform el) mającą wyrażać istotę chrześcijań­

skiego proprium etyki posługuje się F. Bóckle (W a s ist das Proprium einer christlichen Ethik? "Zeitschrift fur Evangelische Ethik” 11:1967 s. 148-159 oraz jeg o Theonome Autonom ie. W: J. G r iin d e l. Humamtm, eine Bilanz. Einsiedeln 1973 s. 17-46).

8 D . M o n g i l l o . Theonomie ais Autonom ie des Menschen in G ott. W: B. S c h ii lle r , K. D e m m e r . Christlich glauben und handeln. D u sseld orf 1977 s. 55-78.

(6)

Czy źródło i podstaw a konstytuujące powinność m oralną z a l e ż n e są od podm iotu, czy też nie zależą bez reszty od podm iotu?

Logicznie rzecz biorąc jest całkiem możliwe, że ontycznie i aksjologicznie podstaw a i źródło m oralnej powinności może tkwić w samym podmiocie, a nawet się z nim utożsam iać z czego przecież wcale nie musi wynikać, że działający jako podm iot poznając swe ”j a ” (”m nie” ) konstytuuje je twórczo pod względem bytowym i aksjologicznym w sensie per d p i (cognosci) = esse. Analiza sumienia, czyli konkretnego sądu m oralnie powinnościowego ja k o m acierzystego fenom enu sfery m oralnej ujawnia, że możliwość ta jest nie tylko możliwością, lecz f a k te m doświadczenia. W następstwie tego podm iot, ja k o poznające i podejm ujące w sposób wolny działania ”j a ” , może swe ”j a ” ("siebie”, ”m nie”) ja k o coś ontycznie danego i aksjologicznie zadanego, odkryć, czym jed n ak nie może w najmniejszym stopniu noetycznie dysponować. N oetycznie rzecz biorąc własne ”j a ” ("m nie”) podm iotu zupełnie jest od niego niezależne, mim o że jest ono jego własnym ”j a ” ("m nie”). W ypływa stąd również i to, że podm iot działający podlega w zupełności prawdzie własnych swych sądów o zgodności swych wolnie dokonyw anych aktów ze swym ontyczno-aksjologicznym "ja” ("m nie”). Podm iot może tę praw dę dostrzec lub jej nie dostrzec, nie może jednak nią dysponować, co by znaczyć musiało:

prawdę ustanaw iać, o niej stanowić. K reatyw na potencja podm iotu rozciąga się wyłącznie na odkrywanie prawdy.

Ponieważ jednak tylko sam podm iot stwierdza ową zgodność i on tylko stwierdzać ją może swymi własnymi sądam i lub — w najgorszym z możliwych przypadków — wierzyć, być przekonanym , że ją stwierdza, s t a n o w i tym samym sam s ą d y m o r a l n e , które przeto z konieczności m ają ch arak ter jego w ła s n y c h sądów. W tej funkcji podm iot jest nie do zastąpienia i nie do wyręczenia. O tyle m ożna i trzeba stwierdzić, że podm iot jest sam t w ó r c ą sądów m oralnych, które go następnie zobowiązują do określnych działań. W tym sensie m ożna pełnopraw nie mówić o autonom ii podm iotu, o s a m o s t a n o w i e n i u m o r a l n y m . N ie może to jednak przesłonić faktu, że praw da tych sądów i ich ważność m oralna mim o to nie zależy od ich stanowienia przed podm iot, lecz jedynie od ontyczno-aksjologicznego

"ja” ("m nie”) podm iotu ja k o od swej podstaw y i obiektywnie danego i ujmowanego kryterium prawdziwości.

W tym świetle okazuje się także rzekom a całkow ita przeciwstawność autonom iz- m u i heteronom izm u nieporozum ieniem . Byłoby też właściwą rzeczą, by w wykładzie etyki na równi podkreślano, że podm iot winien być posłuszny jedynie swym własnym, tj. przez siebie stanow ionym im peratyw om m oralnym (sądom sumienia), ja k i to, że własne ”ja " ("m nie”) podm iotu — chociaż stanow i m iarę ich ważności — noetycznie rzecz biorąc znajduje się mim o to p o z a podm iotem jako przedm iot jego poznania. U niknęłoby się przez to wiele niepotrzebnego zamętu.

D obrze, że się wie, iż się jest praw odaw cą m oralnym dla siebie, lecz dobrze tylko

wtedy, gdy się wie, w jakim znaczeniu i w jakim zakresie.

(7)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 4 5

W ujęciu wyżej podanym w yraża się oczywiście autonom ia podm iotu m oralne­

go, wskazane są w nim również jej gwarancje. Podm iot pozostaje tu sobą: istotą w pełni w olną, p o n i e w a ż racjonalną. Podlega tem u, co sam w swych własnych sądach poznał i tym sam ym co najmniej poznawczo ju ż uznał ja k o go zobow iązują­

ce: "Zobow iązuje mnie, o ile s a m w y d a ję sądy pow innościow e” . W arto już tu podkreślić, ja k w tym układzie kategoria m oralnie powinnego (m oralnej pow inno­

ści) dogłębnie staje się i m m a n e n t n ą w relacji do podm iotu kategorią. R ów nocze­

śnie przecież podm iot widzi się m oralnie zobow iązany przez swe sądy m oralne o tyle tylko, o ile uw aża je za prawdziwe: "Zobow iązuje mnie, ponieważ jest p raw dą” . Przez to sam o kategoria m oralnie pow innego (moralnej powinności) ujawnia się zarazem ja k o kategoria zasadniczo t r a n s c e n d e n t n a względem podm iotu. Jest to jednakże również jedyny sposób, dzięki którem u podm iot zachowuje zawsze swe — określające wręcz istotę jego podm iotow ości — praw o do racjonalności. M a praw o staw iania pytania „Dlaczego?” pod adresem powinności. Praw o to odbiera m u nie tylko heteronom izm , lecz również autonom izm typu K an ta czy S artre’a. Bez tego praw a byłoby wszakże ”j a ” ju ż ”nie-ja”, a jego autonom ia iluzją. K rótko: sąd sumienia, k tóry tu jest analizow any ja k o podstaw ow y fenomen dziedziny m oralno­

ści, w skazuje zarów no na im m anentną instancję, tj. na stanowiący go podm iot, który z kolei wtedy tylko widzi się m oralnie zobow iązany, jeśli tenże sąd sam wydaje, ja k również na instancję transcendentną, na przedm iot sądu, który co praw da ontycznie i aksjologicznie jest identyczny z "ja” ("m nie”) podm iotu, który jed n ak noetycznie znajduje się p o z a stanow iącym ten sąd podm iotem . T rudno tu nie w spom nieć bodaj przelotnie o m ądrości scholastyków, którzy dla celów tej analizy posługiwali się rozróżnieniem conceptus q u o d cognoscitur oraz conceptus

q u o cognoscitur oraz o doniosłości dla tej sprawy rozróżnienia fenomenologów

pom iędzy a k t e m i p r z e d m i o t e m aktu. Bez tej dwuwymiarowej jednocześnie odnośni sądu sum ienia sąd ten m ógłby być wszystkim innym, lecz nie byłby tym, czego w nim dośw iadczam y i co w związku w nim przeżywamy. Jak o podstaw owy fenom en sfery m oralnej sąd ten staje się kam ieniem węgielnym dla wszelkiej antropologii (zwłaszcza antropologii m oralnego podm iotu, której zręby ha terenie Polski budow ali K. W o jty ła9 i R. In g a rd e n 10), pretendującej do budow ania i pre­

zentow ania adekw atnego obrazu człowieka, a nie zadowalającej się wmawianiem w ludzi iluzji tylko dlatego, że są chętnie przez nich przyjm owane (przy czym nierzadko czyni się to nadużyw ając au torytetu św. Tom asza z Akwinu).

W ystarczy też tylko zastąpić odpow iednio słownik "im m anentny-transcen- dentny” term inologią "autonom iczny-heteronom iczny", by dostrzec, że zarówno p ara pojęciowa "autonom ia-heteronom ia” , ja k również przeciwstawienie autono- mizm u i heteronom izm u stanow ią uproszczenie problem u, a przy jego rozwiązywa­

niu grzeszą jednostronnością jego widzenia. Jeśli nasza analiza jest trafna, trzeba

9 O soba i czyn. K raków 1969.

10 O odpowiedzialności. W: T e n ż e . K siążeczka o człowieku. K raków 1972 s. 77-185.

(8)

również uznać, że autonom izm niemniej od heteronom izm u jest pozytywizmem etycznym (zwanym w Polsce także deontologizmem ). O ba te kierunki nie dostrze­

gając istoty stosunku podm iotu działania do źródła i podstaw y pow inności m oralnej (zaprzepaszczenia racjonalności podm iotu i w konsekwencji przekreślenie jego wolności: powinność staje się naciskiem!) gubią w konsekwencji także swoistość samej powinności moralnej, czyli jej — ja k się ją również niekiedy określa — autonomię.

II A U T O N O M IA M O R A L N IE P O W IN N E G O

Tym samym przechodzimy do drugiego sensu autonom ii ważnego w kontekście etyki: "typologicznej” autonom ii m oralnie powinnego lub autonom ii powinności m oralnej. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, iż spraw a ta umiejscawia się na innej płaszczyźnie problem owej aniżeli spraw a autonom ii podm iotu działania m oralnego, co wcale nie musi i nie może oznaczać, jakoby między nimi nie istniały ścisłe powiązania. O tóż autonom ia m oralnie powinnego to nic innego ja k jego s w o is to ś ć . Negatywnie m ożna tę swoistość określić ja k o nieredukow alność m oral­

nej powinności do powinności pozam oralnych. Nie oznacza to, że tych pró b mimo to nie podejm owano. Widzieliśmy przecież co dopiero, iż stanow isko pozytywizmu może być zinterpretow ane również ja k o relew antne przedsięwzięcie zmierzające w tym właśnie kierunku. P róba nie udała z tego pow odu, gdyż prow adzi niechybnie do uznania n a c i s k u i r r a c j o n a l n e g o (wszystko jedno jakiej proweniencji: pozapod- miotowej, ja k w heteronomizmie, czy w ew nątrzpodm iotow ej, ja k w autonom izm ie) za powinność m oralną.

Pod tym względem okazuje się eudajm onizm , także w perfekcjonistycznej wersji, teorią konkurencyjną w stosunku do obu wymienionych rodzajów pozytywizmu.

I ta teoria nie zadowala, ponieważ gubi b e z w a r u n k o w o ś ć m oralnej powinności.

Chociaż bowiem swe własne "ja” ("m nie”) jest praw om ocnie źródłem i podstaw ą jego m oralnego zobow iązania, to przecież nietrudno dostrzec, iż to sam o trzeba stwierdzić o każdym innym "ja ” (”to b ie” , . ” nim ” , ”je j” , ”w as” , "n ich ” ) w odniesieniu do mnie ja k o podm iotu! Powinność afirm ow ania w łasnego ”j a ” ("m nie”) okazuje się jedynie s z c z e g ó ln y m , choć niewątpliwie znacząco, w yjątko­

wo szczególnym p r z y p a d k ie m . Zarów no więc rzeczowo, ja k i logicznie (ekstensjo- nalnie) zasada samourzeczywistnienia okazuje się o tyle tylko norm ą m o r a l n ą , o ile stanowi "zastosow anie” zasady afirm ow ania osoby ja k o osoby, dla jej godności do "własnego przypadku” . Jeśli się tego nie dostrzeże, a to właśnie wydaje się istotnym błędem eudajm onizm u, redukuje się niepostrzeżenie ze swej natury bezwarunkową powinność m oralną do powinności uw arunkow anej i tym sposobem przechodzi się obok istoty powinności m oralnej. Jest to widoczne w szczególnie drastyczny sposób w konsekwencji, z ja k ą Arystoteles stosuje zasadę sam ourzeczy­

wistnienia do wykładni fenomenu przyjaźni; konsekwencja, k tó ra nas dzisiaj

szokuje. Czego byśmy tu oczekiwali, to właśnie obalenia eudajm onizm u, nie jego

(9)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 4 7

potw ierdzenia przy pom ocy teorii ”przyjaciel-fl//er ego". N a naszych oczach zostaje niejako zaprzepaszczona szansa "o dkrycia” istoty pow inności m oralnej. W idocznie nawet geniuszom pisane są wielkie przeoczenia. T rudno się dziwić, gdy W. F ran- kena zalicza perfekcjonizm do e g o i s t y c z n y c h teorii etycznych, nie w ahając się nazwać go po prostu jego własnym im ieniem ". W ten sposób jednak okazują się obie konkurujące ze sobą teorie — pozytywizm i eudajm onizm -^'klasycznym wręcz przykładem zredukow ania przedm iotu, który zamierzały badać; zredukowania, które zabiera pow inności m oralnej jej swoistość i w tym znaczeniu pozbaw ia ją autonom ii.

111. A U T O N O M IA T E O R II M O R A L N IE P O W IN N E G O

O to także pow ód, dla którego zarów no eudajm onizm , ja k i pozytywizm etyczny nie zasługują na m iano etyki. N a nazwę tę zasługuje jedynie teoria, k tó ra jest w stanie ująć pow inność m oralną w jej istocie i swoistych dla niej cechach. Otóż swoistość przedm iotu ju ż sam a przez się jest dostatecznym pow odem , by budow ać dla niego odrębną teorię. Owszem, przedm iot staie się czynnikiem, który w głównej mierze określa szczególnie swoisty profil danej teorii. D latego też potrzeba nam tyle różnych teorii naukow ych, ile istnieje swoistych, do siebie niesprowadzalnych przedm iotów w otaczającym nas świecie i w nas samych. Już z tego pow odu etyka ja k o teoria tak swoistego i nieredukow alnego przedm iotu, jakim jest powinność m oralna, staje się niezastąpioną (tj. niezastępow alną przez żadną inną) teorią.

"Z astąpić” znaczyłoby tu pozbaw ić etykę swoistości jej własnego przedm iotu. O tym, że redukcja tak a nie jest m ożliwa ani w drodze definicji, ani w drodze w yprow adzenia przesłanek etycznych z przesłanek nieetycznych, wiemy dzisiaj lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Nazwisk D. H um e’a i G. E. M oore’a niepodobna ju ż skreślić z dziejów refleksji metaetycznej. Jeśli więc m a dojść do skutku etyka jako teoria pow inności m oralnej, to jedynie przez to, że swój przedm iot: powinne m oralnie — ujm uje w p r o s t. Ale już to sam o stwierdzenie oznacza, że etyka — przynajm niej w ujęciu swego własnego przedm iotu, tj. powinności m oralnej, jest od wszystkich innych dyscyplin m e t o d o l o g i c z n i e n i e z a l e ż n a i w tym właśnie znaczeniu a u t o n o m i c z n a . Stwierdzenie to jed n ak m a na razie ch arak ter czysto negatywny. N ie m ówi ono nic o tym, w jak i sposób — pozytywnie — dochodzi w etyce do uznaw ania sądów o m oralnej powinności, inaczej mówiąc, w jak i sposób staje się praw om ocna m etodologicznie etyka ja k o teoria powinności m oralnej.

U ważam , że jest to istota problem u określanego m ianem problem u etyki a u to ­ nomicznej lub problem em etyki niezależnej. Tem u problem owi pragnę poświęcić w dalszym ciągu swą uwagę.

11 Elhics. E nglew odd Cliffs N .J. 1964 s. 11-28.

(10)

C. E TY K A A U T O N O M IC Z N A ?

"E tyka z przym iotnikiem czy bez?” , "E tyka z proprium czy bez?” , "E tyka niezależna czy zależna?", "E tyka autonom iczna czy związana z filozofią, religią?” . Pytania te nie były zapewne jedynymi, lecz głównymi problem am i niepokojącymi etyków polskich od lat trzydziestu. Z tego pow odu charakteryzują one w znacznej mierze refleksję metaetyczną w Polsce powojennej. Zajęli się nim ostatnio również etycy chrześcijańscy na Zachodzie, głównie w obszarze języka niemieckiego , w związku z potrzebą uświadomienia sobie swoistości etyki chrześcijańskiej Uwaga ich jednak koncentruje się na określeniu proprium etyki chrześcijańskiej, a tylko okazyjnie niejako zwraca się w stronę etyki autonom icznej, zwanej u nas etyką niezależną. Etycy ci nie w ątpią bowiem ani chwilę, że pytanie o chrześcijańskość etyki, a ogólniej: pytanie o jakiekolwiek proprium etyki, jest w pełni upraw nione. W Polsce natom iast ju ż w latach pięćdziesiątych zakw estionow ano wyraźnie praw o­

mocność pytania o etykę z jakim kolw iek przym iotnikiem . W ysunięto tezę, że jest rzeczą niewłaściwą, a co najwyżej historycznie usprawiedliwioną, mówić o etyce czy to chrześcijańskiej, czy to marksistowskiej, podobnie ja k niewłaściwą i anachroni­

czną rzeczą byłoby dziś mówić o chrześcijańskiej fizyce czy chemii. E tyka może być tylko "etyczna” , co znaczy, że może się oprzeć jedynie na odpow iednim dla swej dziedziny doświadczeniu, podobnie ja k fizyka opiera się na doświadczeniu. W sparta o takie doświadczenie etyka staje się niezależna nie tylko od religijnego czy filozoficznego systemu, lecz także od poszczególnych dyscyplin em pirycznych tego typu, ja k np. psychologia. W tym właśnie znaczeniu etyka byłaby dyscypliną metodologicznie w pełni wyem ancypowaną, autonom iczną, od innych niezależną, po prostu etyką bez przym iotnika.

Z pozycji tej tezy ocenia się następnie św iatopoglądow o zaangażow anie etyki ja k o rodzaj heterogenizacji zarówno przedm iotu etyki, ja k i jej samej ja k o teorii tegoż przedm iotu, na co zresztą już D. H um e i G. E. M oore zwracali uwagę, heterogenizacji, któ ra pociąga za sobą nadto niebezpieczne zafałszowanie autenty­

cznie m oralnej motywacji działania w praktyce życia indywidualnego czy zbiorowe­

go. Zarów no więc teoretyczne racje, ja k i praktyczne względy przemawiałyby za etyką niezależną. N ota bene, głównymi rzecznikami etyki niezależnej od filozofii w Polsce są... filozofowie T. Czeżowski i T. K otarbiński , obaj stanowiący nadto

12 ”W as die Christlichkeit einer christlichen Ethik ausmache, ist eine Frage, mir der die katholische M oraltheologie sich schon ein gutes Jahrzehnt intensiv beschaftigt” ( S c h iille r . jw. 321).

13 Obszerna bibliografia tej dyskusji znajduje się w dziele Hansa Rottera Christliches Handeln. Seine Begrundung v.nd Eigenąrt (G raz-W ien-K óln 1977 s. 148).

14 Z licznych artykułów i przyczynków T. C zeżow skiego na tem at etyki jak o nauki autonomicznej wymieńmy tu pierwszy i podstawowy: E tyka ja k o nauka empiryczna. "Kwartalnik Filozoficzny” 18:1949 s. 161-171 (w języku angielskim: Ethics as an em pirical science. "Philosophy and Phenom enological Research” 14:1949 s. 161-171).

15 Kotarbiński zainicjował dyskusję artykułem pt. O istocie oceny ^ ty c zn e j. który w swej pierwszej wersji stanowił referat dla K ongresu Filozoficznego w Amsterdamie w 1948 r., po polsku ukazał się w

(11)

APROBLEM AUTONOMII ETYKI 4 9

"osobow ą unię” etyka i logika. Już z tego samego pow odu propozycja ich zasługuje na krytyczne zainteresow anie. Propozycji tej poświęca się poniższe uwagi.

G łów na trudność budow ania etyki niezależnej od filozofii czy jakiejkolwiek innej dyscypliny zdaje się polegać na tym, że pom ija ona fakt istnienia przeciwsta­

wnych poglądów i sporów etycznych oraz rezygnuje z możliwości ich racjonalnego rozwiązania.

T ru d n o jednak nie widzieć również zalet tej koncpecji etyki. Jest rzeczą przecież znaną, że reprezentanci niekiedy tak przeciw staw nych św iatopoglądów , ja k marksiści czy chrześcijanie, w ykazują zasadniczą zgodność w swych zapatryw aniach etycznych i że m ogą właśnie na jej podstaw ie owocnie w spółpracować w wielu dziedzianch społecznego działania dla d o b ra ludzkości. Poza tym ja k m ożna by inaczej wyjaśnić fakt, że zm iana św iatopoglądu danej osoby nie wpływa na zmianę jej zasadniczej orientacji etycznej, choć zdarza się, że w imię swej zasadniczej postaw y m oralnej osoba czuje się przynaglona do zm iany św iatopoglądu, np.

przyjęcia chrześcijaństwa. I wreszcie, etyka niezależna zdaje się być całkowicie w olna od trudności logicznych, na jakie zwrócił uwagę Hume. O to powody, dla których jestem skłonny solidaryzow ać się w znacznym stopniu z tezą Czeżowskiego i K otarbińskiego, że etyka jest dyscypliną m etodologicznie autonom iczną w tym sensie, iż jej specyficzne przesłanki legitym ują się we właściwym dla tejże dziedziny doświadczeniu. Teza ta jed n ak dom aga się, m oim zdaniem , pewnego uściślenia, dla którego z kolei nieodzowne wydaje się rozróżnienie w strukturze sądu etycznego dwu wymiarów: powinnościowego i słusznościowego.

)

I. S Ą D O P O W IN N O Ś C I A A U T O N O M IA E TY K I

Celem w ykazania zasadności tezy o metodologicznej autonom ii etyki trzeba, ja k z powyższego widać, pokazać, że przesłanki etyki są d o ś w i a d c z a l n i e r o z s t r z y ­ g a ln e. T o ostatnie z kolei wym aga u porania się z szeregiem zarzutów , jakie wysuwa się pod adresem takich filozofów, ja k T. Czeżowski, T. K otarbiński, I. L ew is' czy J. R a w ls17, którzy usiłują stosować do etyki kryteria nauk empirycznych. Trudności te dotyczą z jednej strony pojęcia d o ś w i a d c z a l n e g o sądu w etyce, z drugiej zaś odpowiedniości stosow ania w niej i n d u k c j i u o g ó l n i a j ą c e j . Obie sprawy wiążą się ściśle ze sobą. Zacznijmy c:? ostatniej.

Jak w iadom o, W procesie uzyskiw ania zdania ogólnego drogą indukcji uogól­

niającej rozstrzygające znaczenie posiada stwierdzenie, że w obszarze dotychczaso­

wego doświadczenia nie sp otkano przypadku przeciwnego. Pozostaje to w mocy

"Przeglądzie Filozoficznym ” (1948 z.1-3), a potem dwukrotnie wznawiany (m.i. w W yborze pism.

W arszawa 1957 s. 699-708). Dokładną bibliografię prac etycznych obu autorów znajdzie Czytelnik w artykule T. Stycznia W sprawie e ty k i niezależnej (R F 24:1976 s. 63-96). Tam że dyskusja z poglądam i obu autorów.

16 An Analysis o j K ow ledge and Valuation. La Salle 1946.

17 Outline o j a Decision Procedure Jor Ethics. "Philosophical Review” 60:1951 s. 177-190.

4— R oczniki Filozoficzne

(12)

niezależnie od tego, jakie bliżej zajmuje się stanow isko w teorii wiedzy dośw iadczal­

nej: indukcjonizmu czy dedukcjonizm u w rozum ieniu K. Poppera. O tóż dziedzina konkretnych sądów powinnościowych zdaje się być przysłowiowym przeciwień­

stwem tego wszystkiego, od czego m ożna by rozpocząć budow anie teorii em pi­

rycznej. Nie trzeba tu wcale rozglądać się za przypadkiem przeciwnym, ponieważ każdy przypadek napotyka tu z miejsca na przeciw-przypadek. Czyż zatem w etyce może w ogóle być m owa o sądzie doświadczalnym i o em pirycznym upraw om ocnie­

niu wiedzy ogólnej w drodze indukcji? Czy akognitywizm nie jest jedynie zasadnym stanowiskiem metaetycznym?

Istotnie, w dziedzinie m oralności raz po raz napotykam y na wypowiedzi m oralnie w artościujące czy sądy m oralnie pow innościow e, stanow iące pary wypowiedzi wzajemnie przeciwstawnych. N iech przykładem będzie spór dwu przyjaciół A i B u bram y szpitala, w którym" leży ich śm iertelnie chory przyjaciel C.

C nie zdaje sobie sprawy ze swego położenia, lecz z pewnością o to zapyta odwiedzających go teraz właśnie A i B. A twierdzi, że C należy powiedzieć prawdę, gdyż tylko to jest dla jego dobra. B rozum ie argum entację A, tym niemniej utrzym uje, że należy przed C za wszelką cenę ukryć praw dę o stanie jego zdrowia, gdyż to tylko służy jego dobru. Spór jest więc trudny, m oże się naw et wydać beznadziejny. M im o to nie wolno nam przeoczyć jednego, co w tym sporze jest bezsporne od początku do końca i to do tego stopnia, że stanowi wręcz w arunek zaistnienia i trw ania sporu. Spierający-się z sobą A i B są zupełnie zgodni co do tego, że'należy podjąć działanie dobre dla C, że należy C afirm ować. Tylko wtedy i tylko dlatego m ożna się spierać o to,-, c o może afirm ow ać C, a c o C nie może afirmować, jeśli i ponieważ jest bezsporne, że należy C afirmować. Tego ostatniego zaś są A i B tak pewni, że im nawet przez myśl nie przechodzi możliwość zakw estionow ania w arunku sensowności i możliwości ich sporu w rodzaju: ” Po co się tu w ogóle spierać?” , co by rychło zauważyli, gdyby w grę wchodziło coś z rzędu sm aków czy gustów. N ie jest to je d n ak pow ód, k tóry by m ógł m etaetyka usprawiedliwić od niepostawienia w tym miejscu pytania: W jak i sposób A i B mogą upraw om ocnić swe przekonanie, że należy działać dla d o b ra C, że należy C afirmować?

Pytanie to nie jest tylko, i nie przede wszystkim, pytaniem genetycznym w rodzaju: Jak doszło do tego, że A i B przeżywają pow inność afirm ow ania C? Jest to w pierwszym rzędzie pytanie o charakterze m etodologicznym : C o stanowi o praw om ocności sądu wyrażającego przekonanie A i B: "N ależy afirm ow ać C ”?

Sprytny m etaetyk nie omieszka tu posłużyć się fortelem, aby się na ten tem at czegoś dowiedzieć. Może np. zaskoczyć znienacka spierających się A i B pytaniem : Po co wy się w ogóle kłócicie? P otrzeba wam w ogóle afirm ować C, działać dla jego dobra? Co was C obchodzi? K to wam każe C afrimować? Czy wam się to w jakikolw iek sposób opłaci? Usprawiedliwcie to, że należy C afirmować?

Być może, dopiero zaskoczenie i zażenowanie A i B, iż m uszą nagle udzielić

odpowiedzi, której nie umieją znaleźć, uśw iadam ia im wyraźnie, choć po pewnym

(13)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 5 1

nam yśle, że odpowiedzi takiej wcale szukać nie m uszą, ani jej udzielać nie potrzebują, że problem em w tej sytuacji jest raczej to, ja k w ogóle tego rodzaju pytania (jak wyżej) są możliwe, czyli... usprawiedliwione?! "Czyżby pytający spadł z nieba?” ” Czy jest norm alny?” — wydaje się im, i nie tylko im, jedynie właściwą odpowiedzią. Ale też chyba dopiero taki "opaczny” sposób pytania uśw iadam ia im w sposób zreflektow any podstaw ę ważności ich przekonania, że należy afirm ować C: W szak jest to w prost oczywiste i dlatego zasadne. Bezpośrednia oczywistość — oto co konieczne i co wystarcza dla uznania zasadności przekonania: Należy afirm ow ać C. C, gdy tylko się "uobecni” wobec A i B "zm usza” ich — nie wywierając na nich najmniejszego nacisku, który by gwałcił ich wolność dokonania aktu przeciwnego — do afirm ow ania go dla niego samego, tj. niezależnie od wszelkich innych racji czy względów poza nim samym. N ie do pom yślenia jest tu więc przypadek przeciwny. A by się o tym przekonać, wystarcza ”na p ró b ę”

pomyśleć tylko: N ie w olno pod żadnym pozorem działać dla d o b ra C, nie wolno afirm ow ać C ” . Sąd przeciwny na ten tem at ujawnia się wtedy w całej wymuszającej jego uznanie praw om ocności. U praw om ocnia się ja k o oczywistość w prost dana.

wobec której podm iot poznający nie może nie kapitulow ać. M oże to jedynie podm iot "ślepy” na C. W tej sytuacji niepodobna zatem twierdzić, że obie alternatywy: "N ależy afirm ow ać C ” i ”Nie należy afirm ow ać C ” są na równi upraw nione i racjonalnie nierozstrzygalne, co właśnie stanowi tezę (bądź implikację tezy) akognityw izm u. Sytuacja ta nie pozostaw ia zatem żadnej szansy akognity- wizmowi m etaetycznem u. W yciągnijmy konsekwencje:

1. Sąd: ” C należna jest afirm acja od A i B” dotyczy konkretnego (jednostkowe­

go); rzeczywistego i zarazem norm atyw nego stanu rzeczy i w yraża ten stan rzeczy odpow iednim dla jego stwierdzenia sądem jednostkow ym , realnym ' (opisowym) i norm atyw nym zarazem .

2. Sąd: ” C należna jest afirm acja od A i B” jest praw om ocny ja k o wyraz poznania i uznania wymienionego stanu rzeczy na mocy bezpośredniego wglądu w ten stan rzeczy. W artość logiczna tego sądu jest epistemologicznym pendant danego realnie i stw ierdzalnego w tym sądzie norm atyw nego stanu rzeczy, który się w ten sposób uobecnia wobec poznającego podm iotu, iż ten widząc go nie może mu zaprzeczyć, owszem, musi go uznać ja k o obiektywnie dany. K rótko: W ymieniony sąd jest bezpośrednio rozstrzygalny na mocy w glądu w konkretny stan rzeczy.

3. Jeśli na tem at sądu: ”C należna jest afirm acja od A i B” zasadne są stwierdzenia 1 i 2, wówczas zasadne jest również stwierdzenie, że sąd ten jest zdaniem dośw iadczalnym lub em pirycznym , pod w arunkiem , że term in "dośw iad­

czalny” i "em piryczny” nie będzie zacieśniająco interpretow any w duchu sensualiz- mu. W tym samym sensie em pirycznym jest zdanie ”Ja istnieję” , wypowiedziane teraz tutaj o m nie przez mnie i tym podobne sądy jednostkow e.

Jeśli tak m a się rzecz, ja k przedstaw iono, wówczas etyka dysponuje swoistymi dla siebie i nieredukow alnym i do żadnych innych sądam i em pirycznym i, stanow ią­

cymi dla niej e m p i r y c z n ą b a z ę , co ju ż sam o gw arantuje jej charakter e p i s t e m o -

(14)

l o g i c z n i e s a m o d z i e l n e j i m e t o d o l o g i c z n i e o d ż a d n e j i n n e j d y s c y p l i n y (szczegółowej, filozoficznej czy teologicznej) n i e z a l e ż n e j , tj.

a u t o n o m i c z n e j teorii. W tym znaczeniu pogląd mój na etykę pokryw a się z tezą K otarbińskiego, Czeżowskiego i innych wyżej wymienionych autorów .

Zapytajm y z kolei, ja k wygląda m etodologiczny modus procedendi uzyskiwania twierdzeń ogólnych w tak rozum ianej etyce empirycznej, ja k o że etyka staje się teorią naukow ą dopiero wtedy, gdy traktuje o swym przedmiocie w sposób ogólny zgodnie ze starym adagium: Scientia est de generalibus. C zy etyka jest w tym względzie zd an a w yłącznie n a zabieg indukcyjnego ^uogólnienia, ja k sądzą Czeżowski i K otarbiński czy Rawls? Nie wydaje mi się, by była to jedynie możliwa m etoda, owszem, uzasadniony wydaje mi się pewien pluralizm w tym względzie.

Spróbuję to teraz uzasadnić. Rezygnując z konieczności z dokładniejszej w tym miejscu analizy, wrócę do naszego przykładowego sporu, aby pokazać, że C winien być afirm owany nie tylko przez A i B. lecz w ogóle przez każdego innego ”na miejscu” A i B. Nie ulega wątpliwości, że A jest przekonany, że B winien to samo wobec C, co on A, w przeciwnym bowiem razie nie usiłowałby przekonać B o trafności własnego poglądu. Przekonuje B dlatego, że uważa określone działanie wobec C, ja k o należne C nie tylko od (niego) A, lecz że należy się po prostu C, czyli od niego A i każdego innego na jego miejscu, w tym również od B. B podejm ując spór z A i usiłując go przekonać o trafności własnego poglądu, czyni to sensownie na tej samej zasadzie. W ystarczyłoby też tylko pokazać spór A i B o C innym, np.

szerszemu ogółowi w telewizji, by stwierdzić, iż niezależnie od tego, z k tó rą ze stron telewidzowie zechcieliby się solidaryzować ja k o słusznym sposobem działania na rzecz C, wszyscy są i ”w idzą” się w ten spór "wciągnięci” , że C ich osobiście

"dotyka” i jedynie rzecz tak "przypadkow a” , ja k to, że są z dala od "spraw y” C,

"zmniejsza” ich osobistą odpowiedzialność za dobro C. Niech to starczy jako skrótowe okazanie zasadności sądu: C należna jest afirm acja ze strony (każdej) o s o b y j a k o o s o b y .

Podobnem u zabiegowi "wym ienialności” A na B i każdego innego na miejscu A i B w stosunku do C, podlega jednak również sam C. C okazuje się "zastępow alny”

przez każdego innego na jego miejscu i zarazem „wyręczalny” przez każdego innego na jego miejscu, bez zmiany czegokolwiek istotnego pom iędzy "zm iennym i”.

G ranicę owej wymienialności, w każdym bądź razie wyraźny próg dla niej, zauważa się dopiero wówczas, gdyby na miejsce C próbow ano wstawić jego psa Burka. W ten sposób staje się widoczne, że C i każdy inny na jego miejscu należy po prostu do klasy osób. A nawet więcej, musi do niej należeć, ponieważ ją wraz z innymi bez wyjątku na równi stanowi. Tym sposobem ujawnia swą zasadność.zdanie: O s o b ie j a k o o s o b i e należna jest afirm acja od osoby ja k o osoby.

Jest to zasadność typu doświadczalnego, co zbiega się z poglądem Czeżowskiego

i K otarbińskiego. W ażność tego zdania nie wymaga jednak dalszego potw ierdzenia

w doświadczeniu, wskutek czego zdanie to posiada cechę sądu empirycznie

upraw om ocnionego i zarazem empirycznie nieobalalnego sądu ogólnego. Śmiem

(15)

PROBLEM AUTONOMII ETYKI 5 3

przypuszczać, że przedstaw iony wywód na tem at podstaw ważności wymienionego wyżej ogólnego sądu etycznego jest zarazem rekonstrukcją faktycznie zachodzących zabiegów generalizacji w dziedzinie m oralności, co zresztą nie wyklucza ani możliwości, ani faktycznego dochodzenia do takiego sądu również w inny sposób, np. w drodze uogólniającej indukcji. Jeśli moje dom niem anie nie jest bezpodstawne, wówczas sąd powyższy, występujący — ja k w iadom o — w roli naczelnej zasady etycznej, trzeba interpretow ać — co praw da — ja k o sąd ogólny a posteriori (rzeczowy i doświadczalny), lecz zarazem k o n i e c z n y , w czym ujawniałaby się różnica w stosunku do poglądu Czeżowskiego i K otarbińskiego na charakter m etodologiczny naczelnej zasady etycznej. Pod tym względem zabieg tu przedsta­

wiony podobny jest do operacji, zwanej przez fenom enologów wariacją ejdetyczną lub operacją uzm ienniania. Różnica ważna polega jednak na tym, że w przedstaw io­

nym przypadku za istotną okoliczność uw aża się realny i konkretny charakter przedm iotu, na którym dokonuje się wspom nianej operacji. W yklucza się m ianow i­

cie tzw. redukcję ejdetyczną ja k o zabieg niewłaściwy z tego pow odu, że powinność m oralna nierzeczywista (ejdetycznie zredukow ana) nie jest już po prostu m oralną pow innością. Z a niewłaściwą charakterystykę tego sądu uw ażam również określenie

"sąd syntetyczny a priori” , ponieważ podstaw ą jego uznania, nie tylko w sensie genetycznym, jest doświadczenie, jakiego ju ż w tym przedmiocie dokonano. Jest więc on w zasadzie sądem a posteriori, a tylko ze względu na "przyszłe”

dośw iadczenia a priori. Tym bardziej jeszcze niewłaściwą charakterystyką owego sądu byłoby określenie „sąd analityczny a priori” , a więc sąd uznaw any na mocy wglądu w sens term inów (treść pojęć) nań się składających. W tym przypadku, każdy sąd pow innościow y k o n k re tn y stanow iłby jedynie rodzaj logicznego substytutu uznanej analitycznie zasady etycznej. M ożna by w tym względzie dokonać swego rodzaju testu na A i B w odniesieniu do C: A i B byliby chyba zdum ieni, gdyby usiłowano im wmówić, że zastosow ali do C logiczną subsumcję znanej im wcześniej naczelnej zasady etycznej: "O sobie ja k o osobie należna jest od osoby ja k o osoby afirm acja” . Niemniej byliby jednak zdziwieni, gdyby ich ktoś usiłował przekonać, że nie powinni w żadnym w ypadku nikogo innego poza C afirm ow ać, gdyby ktoś inny znalazł się w sytuacji C. Tego typu zabiegi uzm ien­

niania i wykluczenia prow adzą do wniosku, że zdanie ogólne "O sobie ja k o osobie należna jest od osoby ja k o osoby afirm acja” może być, zgodnie z charakterem swej zasadności, określone ja k o o g ó l n e z d a n i e d o ś w i a d c z a l n e i z a r a z e m k o n i e ­ c z n e lub może ja k o analityczne a posteriori (w genetycznym i metodologicznym znaczeniu słowa a posteriori). N azw a sądu syntetycznego a priori wydaje się szczególnie myląca już dlatego, że akcentując niezależność m etodologiczną zdania od przyszłych dośw iadczeń spraw ia wrażenie, jakoby dla jego uznania nie były istotnie ważne dośw iadczenia dotychczasowe lub liczyły się jedynie w roli genezy odnośnego sądu.

M im o niewątpliwe różnice w charakterze m etodologicznym sądu ogólnego

(16)

uznanego w drodze indukcji uogólniającej oraz sądu uznanego w w yniku operacji uzm ienniania danego doświadczalnie przypadku do obu z nich stosuje się na równi diagnoza: Naczelna zasada etyczna upraw om ocnia się n a podstaw ie swego rodzaju doświadczenia, niezależna jest epistemologicznie i m etodologicznie od innych dyscyplin. Teza K otarbińskiego o autonom ii etyki pozostaje nadal w mocy.

II. S Ą D O S Ł U S Z N O Ś C I A A U T O N O M IA E T Y K I

O ile to, co bezsporne w naszym sporze, okazało się rozstrzygająco ważne dla dotychczasowej charakterystyki statusu m etodologicznego etyki, o tyle w dalszej jej charakterystyce nie wolno przeoczyć tego, co w naszym sporze jest jego przedm io­

tem. Spór idzie o to, co afrim uje C, a co nie afirm uje C, innym i słowy, w ja k i sposób afirm acja C efektywnie się może dokonać: czy przez to, że się przed C ukrywa prawdę, czy też tylko przez to, że się jej przed C nie ukrywa. C hodzi tu więc już nie 0 to, że się coś względem C pow inno mianowicie afirm ow ać C, lecz o treściowe zdeterminowanie moralnej powinności i jego uzasadnienie. Te dw a różne, choć nierozłączne wymiary sądu m oralnego m ożna nazwać odpow iednio wymiarem powinnościowym i słusznościow ym ls. M ożna przytoczyć szereg innych przykładów:

Czy D afirmuje się wtedy, gdy troszczy się o jego religijne wychowanie, czy też afirmuje się D dopiero wtedy, gdy się go od religii odwodzi. W obu przytoczonych w ypadkach jest bezsporne, że się C i D afirm ow ać pow inno, a naw et i to, że się tego faktycznie ze wszechmiar pragnie. Sporne jest, który z dw u konkurujących ze sobą sposobów efektywnie afirm uje C i D . N ie zam ierzam y tu rozstrzygać tych szczegółowych zagadnień. Chcemy jedynie podkreślić, że m am y w nich inny niż dotąd typ problem atyki, oraz to, że m usi być o n a w inny właściwy sobie sposób rozwiązywana. Jest to stwierdzenie o podstaw owym znaczeniu dla rozstrzygnięcia pytania: Etyka z przym iotnikiem czy bez? Podkreślając różnicę między pow innoś­

ciowym i słusznościowym wymiarem sądu etycznego trzeba równie m ocno po d ­ kreślić ich ścisłe zespolenie w większości wydawanych przez ludzi sądów etycznych.

Etyka nie uwzględniająca owej dwuwymiarowej struktury sądów etycznych byłaby też raczej wszystkim innym aniżeli praktycznie doniosłą te o rią norm atyw ną m oralności19.

Otóż, dla utw orzenia i uznania sądu o pow inności afirm ow ania C potrzeba 1 wystarcza doświadczyć C ja k o osobę. Samo to doświadczenie nie w ystarcza jednak dla utworzenia i uznania sądu o słuszności danego postępow ania względem C. Dla tego celu niezbędna jest bliższa, rozleglej sza wiedza na tem at C, na tem at jego

18 Por. W. T a t a r k ie w ic z . O czterech rodzajach sądów etycznych. "Przegląd F ilozoficzny” 33:1930 nr 4 (w języku ang. The Four Types o f Ethical Judgments. W: Proceedings o f the VIIth International Congress o f Philosophy". Oxford 1930. Przedruk w: W. T a t a r k ie w ic z . D roga do filo zo fii. W arszawa 1971 s. 290-296).

19 Por. M. S c h e le r . D er Formalismus in der Ethik und die m ateriale W ertethik. Bern 1954 s. 611 przyp. 23.

(17)

PROBLEM AUTONOM II ETYKI 5 5

rzeczywistej struktury i pozycji w całokształcie rzeczywistości. Z tego punktu widzenia okazują się wszelkie inform acje na tem at człowieka-osoby, przedm iotu afirm acji, inform acjam i etycznie doniosłym i (relewantnym i) w tym znaczeniu, iż m uszą one być w budow ane w życiowo doniosłą teorię norm atyw ną postępow ania m oralnego. N ie trzeba nikogo chyba przekonywać, iż dokonuje się to na zasadzie

praemissa minor, dzięki czem u ow o w budow anie "opisow ej” wiedzy w etykę d o k o ­

nuje się w sposób pozostający poza zasięgiem "gilotyny H um e’a ” . A ntropologia więc, w najszerszym tego słowa znaczeniu (gdyż naw et takie nauki ja k biologia hum anistyczna czy ogólna teoria zachow ania się dostarczają etycznie relewantnych inform acji), urasta do rangi dyscypliny, na k tó rą etyka jest „skazana” nie chcąc zrezygnować z form ułow ania sądów o m oralnej słuszności postępow ania. To jednak znaczy, że etyka jest w wym ienionym aspekcie m etodologicznie zależna od a n tro ­ pologii i przestaje tym sam ym być teorią m etodologicznie autonom iczną.

Czy znaczy to, że etyka jest tym samym skazana na jakiś "przym iotnik”? Nie m usiałoby ta k być, gdyby im plikow ana przez słusznościowy w ym iar sądów etycznych antropologia była zarów no ze względu na treść dostarczanych inform acji o człowieku, ja k i ze względu na sposób ich usprawiedliwienia j e d n ą dyscypliną. W rzeczywistości jest ona zbiorow iskiem wielu dyscyplin, które nie tylko ze względu na m etodę uzasadniania, lecz nierzadko również ze względu na treść inform acji różnią się znacznie między sobą. Być m oże trzeba zaczekać usque ad diem ultimam, zanim będziemy dysponow ać antropologią, której kom unikaty będą treściowo identyczne, a m etoda ich uzasadnienia zadow oli wszystkich bez w yjątku ludzi. N a razie możemy m ówić tylko i poprzestać jedynie na antropologiach. M oże się więc zdarzyć, że ta sam a inform acja antropologiczna czerpie swą zasadność z tak metodologicznie odm iennych instancji ja k psychologia lub filozofia bądź naw et teologia, czy nawet z owej "au to a n tro p o lo g ii”, z jakiej każdy z nas czyni n a co dzień użytek, stosując tzw. "złotą regułę” . W ystarczy przywołać na pam ięć zdanie: "Człowiek jest istotą pragnącą szczęścia” lub "Człowiek jest isto tą zdaną na drugiego” . Jeśli wskazane tu zróżnicow anie nie odgryw a większej roli w praktyce życia m oralnego, to nie znaczy to wcale, by w olno je było etykowi przeoczyć. E tyka uzyskuje bowiem zupełnie inny profil m etodologiczny w zależności od tego, której z wymienionych instancji zawdzięcza etycznie doniosłą, co do treści identyczną, inform ację na tem at człowieka.

Z d arza się je d n a k i tak, że pewne treściowe inform acje na tem at człowieka nie m ogą być uzyskane z żadnej spośród em pirycznych (w obiegowym znaczeniu) dyscyplin, ja k np. psychologia, lecz dopiero z filozofii. Inform acje czer.pane z tego źródła byw ają często co do swej treści przeciwstawne. N ie może się to nie od ­ zwierciedlać w determ inow aniu treści i uzasadnianiu sądów o m oralnej słuszności postępow ania. K lasycznym przykładem jest tu sąd o m oralnej słuszności sam obój­

stwa w ydany np. przez A. C am usa i autorów z kręgu psychoanalizy, typu Z. F re u ­

da, przy czym należy podkreślić, iż obaj wymienieni autorzy utrzym ują, że im o

Bogu nic nie w iadom o. Pod tym względem trzeba więc określić ich etykę ja k o

(18)

a t e i s t y c z n ą , tym niemniej dom aga się ona dalszego treściowego p o d p o d z i a ł u ze względu na wymienioną różnicę. Tylko dlatego, że K. W ojtyła i T. K otarbiński pragną afirmować osobę ja k o osobę form ułują obaj dwa przeciwstawne sądy etyczne w w ym iarze ich słuszności. Pierwszy tw ierdzi, że jedynie religijne wychowanie jest m oralnie słuszne. D rugi uw aża, że m usi tem u zaprzeczyć.

Dlaczego? Jest rzeczą oczywistą, iż podstaw a tych przeciwstawnych sądów o słu­

szności tkwi w odpow iednio przeciwstawnych tezach antropologiczno-filozofi- cznych. Rzecz jasna, obie te tezy nie m ogą być równocześnie prawdziwe. Gdyby zatem W ojtyła wykazał efektywnie zasadność własnej tezy, uchyliłby tym samym ważność antropologicznej tezy K otarbińskiego i tym samym zasadność odnośnej jego tezy na tem at słuszności religijnego wychowania. Jest już spraw ą samego K otarbińskiego pokazać, na co innego poza filozofią człowieka m oże się powołać dla uzasadnienia etycznej tezy o słuszności krzewienia postaw y laickiej. Z pewnością nie będzie się mógł jednak odwołać w tym względzie do etyki niezależnej w jego własnym jej rozumieniu, czyli niezależnej także od... filozofii!

Jeśli zatem etyka w form ułowaniu sądów o m oralnej słuszności jest m etodo­

logicznie zależna od antropologii i jeśli inform acje tej ostatniej m ogą przybrać zróżnicowaną co do treści postać (przeciwstawnych p ar nie wyłączając), wówczas jest rzeczą jasną, że etyka w form ułow aniu i uzasadnianiu sądów o słuszności moralnej postępow ania nie tylko j e s t o t w a r t a n a p r o p r i u m określające bliżej jej charakter, lecz także tego proprium się wręcz d o m a g a . Etyka bez przym iotnika musiałaby się tu ograniczyć do wypow iadania treściowo pustych sądów, pozbaw io­

nych wszelkiej życiowej doniosłości. O to dlaczego ośmielam się twierdzić, że teza o niezależności etyki w wymiarze sądów o m oralnej słuszności postępow ania jest iluzją, do której nie w arto już chyba w przyszłości wracać. N atom iast pytanie o niezależność (autonom ię) etyki b e z w y r a ź n e g o w s k a z a n i a w y m i a r u s ą d u e t y c z n e g o (powinnościowego, słusznościowego), którego pytanie to m a dotyczyć, jest po prostu p y t a n i e m w a d l i w i e p o s t a w i o n y m i winno ja k o pseudoproblem zniknąć z listy zagadnień naukowych.

D . S Ą D O PO W IN N O ŚC I A PR O P R IU M ETY K I

Wydaje się jednak, że sąd etyczny nawet w swym wymiarze powinnościowym nie tylko dopuszcza, lecz nawet dom aga się proprium . Jak to stwierdzenie pogodzić z tezą, że etyka w aspekcie powinnościowym swych sądów jest dyscypliną całkowicie autonom iczną, co jest przecież m oim przekonaniem ? W związku z tym chciałbym możliwie najkrócej stwierdzić, co następuje:

Jakkolwiek osobowe ”j a ” (moje własne czy też ”j a ” drugich) jawi się dla

wszystkich poznających podm iotów ja k o tw ór aksjologicznie sam odzielny (wartość

wsobna) i ja k o takie stanow i instancję s a m ą z s i e b i e pow innościorodną, to

przecież nie przestaje tym samym nie potrzebow ać ze względu na sposób swego

istnienia d a l s z e j analizy. T aka analiza zaś jest z natury rzeczy m e t a f i z y c z n ą

(19)

PROBLEM AUTONOM II ETYKI 5 7

analizą. A naliza ta usiłując ostatecznie rozwiązać problem istnienia osobowego ”j a ” okazuje jed n ak , że to ”j a ” w swym wymiarze egzystencjalnym jest r ó w n o c z e ś n i e

— czyli nie przestając być w najm niejszym stopniu tym czy jest: ”j a ” — "teo fan ią”

Jestem ”j a ” , o ile jestem! Jestem zaś o tyle, o ile podtrzym uje m n i e aktualnie w istnieniu m iłość stw órcza A bsolutu Istnienia i Miłości, A bsolutu Osobowego.

Religia nazyw a G o Bogiem. Ouia Deus bonus est, nos sumus. Stwierdzeniem tym św.

A ugustyn w yraża nie tylko, iż Bogu zawdzięczamy i s t n i e n i e , lecz również to, że zawdzięczamy M u o s o b o w e istnienie. Stwierdzenie, iż ”j a ” jest w tym sensie

"teo fan ią” , je st w takim razie w pierwszym rzędzie niczym innym ja k tylko sam o o d k ry ciem , ” sie b ie o d k ry c ie m ” lub „ja-odkryciem ” , mianowicie samoodkry- ciem w swym egzystencjalnym, czyli najbardziej podstaw ow ym wymiarze, ogólniej zaś m ówiąc, jest odkryciem , że ”p ersonofania” jest z a r a z e m "teofanią” Z tego pow odu sam oodkrycie "siebie” ja k o "teofanii” nie narusza i nie m oże w najm niej­

szym stopniu naruszać czy też absorbow ać, wchłaniać mego ”j a ” , w chłaniać osoby ja k o osoby. Jest przecież odkryciem tego, co spraw ia ostatecznie, że osoba jest

osobą, że jest tym , kim jest: sobą!

W yrażając to sam o w stylizacji j ę z y k o w e j trzeba powiedzieć, że etyka — ja k o epistem ólogicznie sam odzielna i m etodologicznie niezależna dyscyplina w zakresie pow innóścicw ym swych sądów — nie traci w najmniejszym stopniu swej autonom ii m etodologicznej przez to, że staje się m etafizyką m oralnej powinności. Chociaż bowiem sąd o m oralnej pow inności w yraża coś zupełnie swoistego i w swej funkcji jest nie do zastąpienia przez żądny inny sąd, to przecież jest on r ó w n o c z e ś n i e pod innym względem sądem e g z y s t e n c j a l n y m : s t w i e r d z a r e a l n e z a c h o d z e n i e p o w i n n o ś c i a f i r m o w a n i a o s o b y p r z e z o s o b ę . G dyby nie stwierdzał r z e c z y ­ w i s t e j pow inności nie byłby sądem m o raln ie pow im iościow ym . Pow inność nierzeczywista nie byłaby pow innością. Powinnościowy sąd m oralny jest dlatego tym, czym jest: pow m nościow ym sądem, o ile jest zarazem sądem egzystencjalnym;

stw ierdzającym realność. N ik t nie przeczy, iż jest to realność osobliwa. Z tego je d n ak wypływa, że m oralny sąd pow innościow y nie tylko dopuszcza, lecz wręcz dom aga się interpretacji metafizycznej, jeśli się tylko nie zechce zrezygnować z integralnej teorii pow inności m oralnej. Z tego właśnie p u n k tu widzenia etyka, nie przestając w najm niejszym stopniu być autonom iczną teorią swego swoistego przedm iotu, staje się w łączona w teorię b y t u m oralnego, lub inaczej mówiąc staje się m etafizyką tego, co pow inne i kom u pow inne nie przestając być autonom iczną, tj. m etodologicznie całkowicie niezależną teorią m oralnej powinności. Pod tym względem nie stanow i o n a zresztą żadnego w yjątku w stosunku do innych szcze­

gółowych dyscyplin filozoficznych. M etafizyka m oralnej pow inności jest po prostu

interpretacją egzystencjalnego w ym iaru tego, co w swej (kategorialnej) swoistości

i nieredukow alności ujaw nia się ja k o m oralna pow inność (a więc ja k o ens sui generis

ale przecież ens!), co zatem wyrażalne jest jedynie w odpow iednich sądach,

m ianow icie m oralnie powinnościowych, które z tego właśnie pow odu, ze względu na

swą w artość logiczną, m uszą być uznane za epistemologicznie i metodologicznie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wychwyt zwrotny serotoniny z przestrzeni synaptycznej odbywa się przy pomocy transportera serotoniny (5-HTT).. Aktywność 5-HTT jest regulowana przez kinazę białkową C i

In Light in August, Joanna as a white woman regards her sex with Christmas as defilement and damnation, which might conversely free her from the patriarchal and Puritanical society;

Taka ocena dowodów może więc być jeszcze bardziej podatna na zewnętrzne czynniki i w efekcie liczba błędów się zwiększa (Kassin, Dror, Kukucka, 2013).. Należy zauważyć,

kacja alternatywna. Nowe teorie, modele badań i reformy, red.. O ile te pierwsze wydają się być zrozumiałe, o tyle niespecyficzne wyma- gają krótkiego komentarza, moim zdaniem

Z książki, która przede wszystkim odkrywa szerokie horyzonty zagad­ nień teologicznych, można dowiedzieć się o fundamentalnym, bardzo trud­ nym zadaniu teologów, a

W odniesieniu do klasycznej adenotomii zabieg usuniêcia migda³ka gard³owego w endoskopii wydaje siê poprawiaæ bezpieczeñstwo zabiegu, dziêki mo¿liwoœci dok³adnego

W eksperymentach, przeprowadzonych razem z Czarneckim, Bruner badał przebieg reakcji bromowania toluenu, ksylenów (0- , p-, i m-), etylobenzenu, izopropylobenzenu

Pangea rozpadła się, Antarktyda powtórnie znajdo- wała się w pobliżu bieguna południowego (podczas triasu i jury przemieściła się nieco na północ), stano- wiła jeden ląd