• Nie Znaleziono Wyników

Młody Gryf 1934, R. 4, nr 50

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Gryf 1934, R. 4, nr 50"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

Specjalny numer pośw ięcony Nowemumiastu i Ziemi Lubawskiej Dziś dodatek „Młody Gryf Szkolny"

Niedziela, dnia 23 grudnia 1934 Nr. 51. (197)

R o k I V .

(2)

OD REDAKCJI

D

-jając ten pierwszy specjalny numer „MŁODEGO GRYFA“, poświęcony

| Nowemumiastu i okolicy — chcemy tą drogą wywołać w szerokich masach naszych Czytelników zainteresowanie dla poszczególnych okolic Ziemi Pomorskiej. Krótki szkic historyczny, walory turystyczne, za­

bytki, krajobraz, szlaki wodne i lądowe — słowem krótki opis danej okolicy, mają choć w cząstce zilustrować to, co posiada pod jakimkolwiek względem wartość. Niepodobieństwem jest w szczupłych ramach, jakiemi rozporzą­

dzamy, i przy dużych trudnościach różnej natury choć w części wyczerpać materjał.

Tym, którzy w pracy naszej nam dopomogli, należą się słowa serdecznej podzięki — a szczególnie p. staroście powiatu Lubawskiego, p. W. Tom- czyńskiemu — wicestaroście p. Budnikowi — p. inspektorowi szkolnemu R. Kempfowi — p. nacz. Kulikowskiemu — Instytutowi Bałtyckiemu i Gim­

nazjum w Nowemmieście oraz wszystkim nam pomocnym za dostarczenie materjału i okazaną życzliwość.

Materjały, dotyczące Nowegomiasta i ziemi lubawskiej, zebrał i opraco­

wał p. Józef Wysocki.

Radjo w izbie — świat na przyzbie. — Najcie­

kaw sze audycje Polskiego Radja w Warszawie

P rogram y ra d jo w e.

od d n ia 23. XII. do d n ia 29. XII. 1934 r.

C odziennie: 7.05 Gimnastyka. 7.52 Chwilka gospodarstwa do­

mowego. 12—16 Muzyka z płyt gramofonowych. 17.00 Kon­

cert solistów. 19.25 Feljeton aktualny. 20.00 „Myśli wybrane”

22.00 Muzyka taneczna. 19.50 Wiad. sportowe.

N ie d z ie la 23. XII. Godz. 10 Transmisja Nabożeństwa ze Lwowa. 12.15 Poranek Muzyczny. W przerwie „W poles­

kich zaściankach“. 15.00 Pogadanka rolnicza. 15.25 Przegląd rynków produktów rolnych. 15.45 „W trosce o nasze zwierzę­

ta i ich ochrona“. 16.45 Transmisja Choinki Polskiego Radja dla biednych dzieci. 17.00 Pieśni Ludu Kaszubskiego. 21.00

„Na wesołej lwowskiej fali“. P oniedz. 24. XII. Godz. 16,10 Audycja wigilijna pt. „W szopce ubogiej“. 17.50 „Na krakow­

skim rynku“ — audycja świąteczna. 19.10 żołnierska audycja wigilijna. 19.35 „Gawęda wigilijna dla samotnych“. 19.50 Au­

dycja kolendowa. 20.20 Kolendy. 20.35 „Przed Janickowym

szałasem“. Piosenki i tańce góralskie. 21.10 „Pierwsza Wigiija w okopach“. 21.25 „Kolendnicy śląscy“ — Słuchowisko ślą­

skie. 23.30 Audycja dla Polaków z Zagranicy. 24.00 Trans­

misja Pasterki z Klasztoru Jasnogórskiego O. O. Paulinów w Częstochowie. W to r e k 25. XII. Godz. 10.30 Nabożeństwo z Katedry św. Jana w Warszawie. 15.00 Słuchowisko wiejskie okolicznościowe „Wieczór Wigilijny w Wójcinie“. 16.20 Boże Narodzenie w muzyce. 18.45 „Dziwy pod choinką“. Słuchowi­

sko dla dzieci. 19.25 Kolendy. 19.50 „Klejnot Polski — Po­

morze“. 21.00 „Pokój ludziom dobrej woli“ — audycja ko- lend narodów Europy. Ś ro d a 26. XII. Godz. 13.00 „Szlakiem narciarskim przez Gorgany i Czarnhorę“. 15.00 „Dosiego ro­

ku“. 15.45 „Z wiejską kolendą“. 16.40 „O takim, co grał anioła“. Słuchowisko dla dziec. C zw artek 27. XII. Godz.

12.10 Audycja dla dzieci młodszych p. t. „Hej, kolendal ko- lenda!“ 21.45. Odczyt p. t. „Przeklęte papugi“. P ią te k 28.

XII. Godz. 12.45 „Spacery dzieci do lat siedmiu“. 18.00 „Ką­

cik dla młodzieży wiejskiej“. 18.45 „Między Persją a Irakiem“.

22.30 „Poezje kolendowe“. S o b o ta 29. XII. Godz. 16.30 Słuchowisko dła dzieci p. t. „Generalna próba Szopki“. 17.50

„Trochę piękna — czyli stół i okno“.

Tytułowa rycina przedstawia stary gotycki kościół w Nowemmieście

D Z IS IE JS Z Y NUMER Z A W IE R A : DZIAŁ OGÓLNY: Po kolendzie. Przebojem p rze z tycie. D ZIAŁ P. W. i W. F.:

H ojny plon wydają prace p. w. i w. f. (w pow. lubawskimi. Rozwój i praca Z. S. (w pow. lubawskim) — 14 lał pracy sokolej. O ruchu harcerskim w Nowemmieście. DZIAŁ H ISTO R YC ZN Y: Nowemiasio w świetle hi- storji. Ziemia. Lubawska w walce o niepodległość. DZIAŁ KRAJO ZN AW C ZY: Sin ym szlakiem Drwęcy. Z wę­

drów ki po ziem i lubawskiej. WYCH. O BY W .: Znaczenie Józefa Piłsudskiego w dziejach Polski i jego rola w tyciu Polski współczesnej. DZIAŁ URZĘDOW Y OKR. URZ.P.W. i W.F. NR. VIII. D Z IA Ł Y STAŁE: W po­

wietrzu, na ziem i i na wódzie. Kącik L. O. P. P. Radjo w izbie — świat na p rzy ib ie . Św iat na róiowo.

Ogłoszenia.

(3)

PO KOLĘDZIE

Zbliża się dzień, kiedv znowu dorocznym zwyczajem zasiądziemy do stołu wigilijnego, aby się łamać opłatkiem i uścisnąwszy sobie ręce skła­

dać najszczersze życzenia. Zgromadzeni przy ko­

lorowej, pachnącej jeszcze żywicznym lasem cho­

ince słuchać będziemy kolęd, które od kołyski prawie towarzyszą nam przez całe życie, pierzcha­

jąc na szereg długich miesięcy, aby potem nieo­

mylną falą znowu do nas powrócić w okresie naj­

milszych w roku świąt Bożego Narodzenia.

Święta B o ż e g o N aro d ze­

nia były z a w s z e , szczeg ó l­

nie daw­

niej, i są wciąż jesz­

cze świę­

tami ro­

d zinnego domu. Stół w ig ilijn y z b i e r a w s z y s t - kich człon­

ków rodzi­

ny w atmo­

sferze ro­

d zin n eg o domu, do k t ó r e g o każdy od czasu do czasu po- w r a c a ,

strudzony gonitwą życiową, aby tutaj ode­

tchnąć i zebrać siły do dalszej walki życiowej.

Taka już jest siła tradycji świąt Bożego Narodze­

nia, że chociaż przez cały rok myśli nasze, pochło­

nięte pracą zawodową, stronią może od rodzinne­

go domu, w dni te jednak same wyrywają się z kręgu codziennych obowiązków i zajęć i spieszą pod dach rodzinny. I jeśli ktoś nawet ciałem w dniu tym daleko jest od swych najbliższych, duszą i sercem razem przebywa z nimi i w myślach dzieli się z nimi opłatkiem.

Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej tradycji świąt Bożego Narodzenia, zauważymy, że dokonywa się w niej już pewien wyłom, chociaż sama, tak pięk­

na i droga nam wszystkim tradycja nic na tern nie cierpi. W ciągu lat wiele się zmieniło i zmienia na świecie. Przedewszystkiem wobec udoskona­

lenia środków komunikacji, dzięki którym może­

my szybko przerzucać się z miejsca na miejsce, nie odczuwamy tak silnie rozłąki z najbliższymi.

Mimo największych odległości możemy się z nimi skomunikować łatwo i szybko. To zwycięstwo naszych dni nad przestrzenią, odległością i czasem posiada w naszem zagadnieniu duże znaczenie. H

Pozatem zmieniły się w ciągu lat nasze po­

glądy na — zimę.

Dawniej zima była groźną porą roku, przed

którą wszyscy uciekali, chroniąc się przed nią w ciepłe zacisze domowe, pod osłonę bezpiecznych ścian domu. Dawniej zima przedstawiała się wszystkim jak zły bies, który kąsa swemi mroź- nemi kłami i przepłasza wszystkich z zimowych pól i lasów w cztery ściany zagród ludzkich.

Dzisiaj jest inaczej. Zima dawno już straciła swą grozę. Dzisiaj zima posiada dla nas taki sam urok, jak ciepłe słoneczne lato, jak świeża, pach­

nąca zapachem do życia budzącej się ziemi wio*

sna, jak złota je­

sień. Uro­

kiem zimy n au czy li­

śmy się już w pełni rozkoszo­

wać.

A róż­

dżką cza­

rodziejską, która nam otworzyła oczy na wdzięki i czary zi­

m o w e g o raju,

— sporty zimowe.

Owszem, i dawniej uprawiano sporty zi­

mowe, ale w jakich rozmiarach i co? — Z saneczek możnal korzy­

stać na ciasnej,, małej przestrzeni. To samo prawie dotyczy łyżew, na których nie moż­

na rozpędzić się, aby ze skrzydłami u ramion po­

szybować w dal, gdyż nie pozwalała na to nigdy i nie pozwala ciasna przestrzeń torów ślizgawko­

wych. Rzadko tylko rozporządza się naturalnym torem ślizgawkowym, któryby nie hamował ru­

chów i rozpędu łyżwiarza.

@ I Sportem, który dopiero w całej rozciągłości udostępnił nam królewski przepych zimy, są — narty.

Myliłby się, ktoby sądził, że narciarstwo jest kosztownym sportem, dostępnym jedynie dla ludzi zamożnych. Nieprawda! Tak samo, jak kajak zbudować sobie może każdy nieco zręczniejszy chłopczyna wiejski, — a takich przecież nam nie brak, — tak samo, ba, jeszcze tańszym kosz­

tem można sklecić sobie narty, na których można śmigać jak ptak po rozległych przestrze­

niach śnieżnych.

§s r Otóż te narty sprawiły, że tradycje świąt Bo­

żego Narodzenia ulegają pewnym przeobrażeniom, i to bynajmniej nie smutnym i pożałowania god­

nym, lecz, przeciwnie, chwalebnym i wzbogacają­

cym te nasze tradycje.

(Dokończenie na str. 16)

(4)

Str. 2 MŁODY GRYF Nr. 51

Nowemiasto w świetle historii

Z POŻÓŁKŁYCH KART DAWNYCH KRONIK

Nowemiasto należy do bardzo starych osad.

W edług zapisków daw nych k ro n ik arzy gród ten założony został w r. 1325 przez chełm ińskiego m istrza ziemskiego Ottona v. Lutterberg. W tym ­ że ro k u pow stał okazały kościół farny, z cegły, z wysoką, czworoboczną wieżą, która panuje nad całą okolicą, również’zabudow aną przez Krzyżaków.

Przez pewien czas miastem zawiadywali wój­

towie (ok. 1343). Jako wojsko zaciążne walczyli nowomieszczanie i m ieszkańcy B ratjana pod jed­

ną chorągwią, na której w idniały jako godło trzy złączone rogi jelenie.

Chorągiew ta razem ze zwycięstwem dostała się wraz z innym łupem w ręce Polaków, którzy w ojska krzyżackie ścigali aż pod m ury g rodu no- womiejskiego, je zburzyli i miasto objęli w p ra ­ wowite posiadanie. W w yniku umów pokoju to­

ruńskiego znów miasto objęło krzyżactwo, które zastrzegło sobie władzę nad grodami. W sierpniu 1414 r. przyszło do ponownej wojny. Z powodu niew yzyskania zwycięskiego boju na polach G run­

waldu, Krzyżacy na tyle wzmocnili się orężnie, , że szturm y wojsk polskich na potężne m ury i baszty Nowego miasta pozostają bez skutku. W edług krzyżackich ksiąg szkodowych miasto w tem o b ­ lężeniu znaczne poniosło straty i to przez spa­

lenie domów i stodół poza murami 2000 grzyw ien szkody, n a bydle i sprzętach 2580 grzywien. B y­

ły i stra ty w ludziach — 10 zabitych, 2 zaginio­

nych. Bratjan natom iast został przez wojska Ja- WYCHOWANIE OBYWATELSKIE W SZEREGACH ZWIĄZKU STRZEL.

M a te rja ł p r o g r a m o w y

EDWARD MATEJSKI

Znaczenie <J. Piłsudskiego w dziejach Polski i jego rola w życiu Polski współczesnej

IV.

Po szczęśliwie zakończonej wojnie i uporząd­

kowaniu do pew nego stopnia spraw państw ow ych Józef Piłsudski uznał za stosowne przekazać w ręce przedstaw icielstw a narodow ego pełnię wła­

dzy, sam zaś z zacisza Sulejówka pilnie baczył, by pozostawiony sobie naród nie poszedł na ma­

nowce i nie zaprzepaścił z takim trudem zdoby­

tej niepodległości.

Lecz i w tym okresie przemożny wpływ M arszałka n a losy państw a nie ustał. Masy jego zwolenników pracow ały nadal dla państw a w myśl jego wskazań, zaś przeciw nicy jego, którzy w okresie tym sprawow ali rządy w kraju, stale zerkali w stronę Sulejówka i pilnie nadsłuchiw a­

li pochodzących stam tąd głosów i opinji.

W krótce jednak W ódz N arodu przekonał się, że dopuszczone do decydującego głosu w p a ń ­ stwie przedstawicielstwo narodu, opanow ane przez rozwielmożnione partyjnictw o, nie potrafiło sta­

nąć na wysokości zadania i doprowadziło p a ń ­ stwo na skraj przepaści. Wówczas Marszałek wyszedł z u k ry cia i wypowiedział zdecydow aną wojnę partyjnictw u oraz w ysunął hasło zmiany u stro ju państw a w k ieru n k u wzmocnienia władzy

giełły zdobyty, a Krzyżacy odrzuceni aż pod Lu­

bawę. Nie udało się jednak wówczas ;na trwałe osadzić w tej okolicy władz polskich, pomimo zdo­

bycia zamku w Golubiu, podczas oblężenia któ-

Rynek w Nowemmieście dzień targowy Prezydenta Rzeczypospolitej i Rządu. I oto wi­

dzimy, jak pomimo rozpaczliwej obrony ze stro ­ ny sztabów p artyjnych szeregi ich z dnia na dzień topnieją, niby śnieg pod działaniem wiosennego słońca. Pod wpływem nieodpartego nakazu m o­

ralnego M arszałka olbrzym ia większość narodu polskiego tłum nie porzuca sztandary partyjne i staje do p racy dla państw a jako całość — bez pośrednictw a sztabów partyjnych. Sprawa zaś zmiany ustroju państw a w myśl wskazań Mar­

szałka jest również już bliska realizacji — uchwa?

lony w dniu 26 stycznia b. r. projekt nowej kon­

stytucji rozważany będzie w najbliższym czasie przez Senat i niedługo już stanie się obowiązujący, zapewniając państw u trw ałość rządów, ład, bez­

pieczeństwo i sprawiedliwość społeczną.

Niemniej ważną rolę odegrał i nadal odg ry ­ wa M arszałek Piłsudski w kształtow aniu się sto­

sunków Państw a Polskiego z sąsiadami. Jest on gorącym zwolennikiem pokojowego współżycia Polski z sąsiadami, uznaje i szanuje przyjaźń i sojusz z naszymi sprzym ierzeńcam i, jest jednak rów nocześnie wrogiem nieubłaganym jakiejkol- wiekbądź zależności Polski od tych czy innych czynników obcych. W ypowiedział on wojnę po ­ kutującem u z daw nych czasów nastaw ieniu p sy­

chicznemu większości n arodu polskiego — w yka­

zującej tendencje ulegania wpływom obcym, a ma­

jącej nadzieję za cenę tej godzącej naw et w ho­

n o r n arodu uległości uzyskać od państw nam życzliwych opiekę i pomoc w w ypadku niebez­

pieczeństwa. M arszałek P iłsudski dał do zrozu-

(5)

Nr. 51. MŁODY GRYF Str. 3.

rego zginęło wielu rycerzy krzyżackich. Cała wojna 1414 r. otrzym ała smutne m iano wojny gło­

dowej, gdyż zakon w szale zemsty niszczył i p u ­ stoszył „własny“ kraj. Zapewne i Nowemiasto w tym okresie klęsk i głodu nie ocalało spośród zajmowanych przez Krzyżaków grodów.

Różne koleje przechodziło miasto w wojnie 13-letniej. Po bitwie pod Chojnicami w r. 1454 o b ­ jęli je Krzyżacy i stworzyli z niego ważny pu n k t strategiczny. Załogą miejską dowodził w r. 1454 U lryk v. Kinsberg.

Rok 1457 notuje nam incydent, k tó ry rzuca ciekawe światło n a silnie w ybujałe współzawod­

nictwo międzymiastowe a zarazem n a żywy udział, jaki brało wówczas mieszczaństwo w życiu poli- tycznem, okazując czynnie swe sym patje dla tej czy innej strony walczących.

W r. 1457 nastąpił tu przez członków k api­

tuły chełmińskiej, popleczników Zakonu, wybór biskupa, A ndrzeja Lantberga, lecz gdy ten um arł, część kapituły, Polakom przychylna, obrała ofi­

cjała Bartłomieja, którego papież potw ierdził (script. rer. Pruss. IY).

Mieszkańcy B rodnicy i Ziemi Dobrzyńskiej zorganizowali zbrojny n apad na niespodziewają- cyCh się niczego złego nowomieszczan *), którym zarzucali ciążenie ku zakonowi. Jak o łup wojen­

ny uprow adzili napastnicy trzody pasącego się na łąkach podmiejskich bydła. Zaskoczeni tym nagłym najazdem, spokojni m ieszkańcy Nowe- gom iasta ani się nie spostrzegli, jak żywy ich dobytek znalazł się niemal dwie mile daleko za miastem. Nie dali jednak zajw ygraną, i uzbro­

iwszy się, w m gnieniu oka “ten w kuszę, ów w

*) Script. IV 186 f. Adelsgesch. a. H. Nr. 47.

mienia zarówno obcym, jak i swoim, że przyjaźń przyjaźnią, przym ierze przym ierzem , lecz zupełna i niczem niekrępow ana samodzielność swoją dro­

gą. O statnie posunięcia rządu polskiego w dzie­

dzinie polityki zagranicznej są tego jaskraw ym wyrazem. W ypowiedzenie tra k ta tu o ochronie mniejszości narodow ych, k tó ry jak zmora wisiał nad Polską, ograniczając jej faktyczną niezależ­

ność oraz usam odzielnienie ogólnej polityki za­

granicznej Polski, aczkolwiek wywołały wiele krzyku i hałasu, postaw iły jednak Polskę w rzę­

dzie m ocarstw E u ro p y i zmusiły zarówno n a ­ szych wrogów, jak i przyjaciół do odpowied­

niego traktow anio naszej Ojczyzny, a co najważ­

niejsze ukształtow ały w tym k ieru n k u również i nastaw ienie psychiczne większości n aro d u pol­

skiego. A nie ulega przecież żadnej wątpliwości, że inicjatyw a] tych Jk ap italn y c h posunięć wyszła od M arszałka Piłsudskiego...

Tak to M arszałek Piłsudski, obdarzony po­

tężną indyw idualnością, niezłomną wolą i żelazną stanowczością,nadzwyczajną praw ością charakteru, ofiarnością i bezinteresow nością w p racy pań- stwowo-społecznej, a przedewszystkim genjalnem i zdolnościami w odza.^m ężalstanu i polityka, stał się godnym spadkobiercą wielkich naszych wodzów i królów - Batorego,^;Sobieskiego, Żółkiewskiego, Chodkiewicza i innych.

Potężna" jego indyw idualność już praw ie pół wieku wywiera przemożny wpływ na losy naro d u polskiego. Stwierdzić z całą stanowczością musimy, że wszystko, co naród polski wielkiego uczynił

miecz, inny w halabardę — hejże na Brodniczan 1 D opadli swoich stad, a tamci ani rusz oddać. Więc wzięli się tęgo do skóry najeźdźców i stoczyli z nimi form alną walkę.

Z apadła noc i gęstym mrokiem p o k ry ła wal­

czących. Zaczęła gęsto kosić śmierć po obu stro­

nach. Jeśli wolno nam wierzyć niemieckiemu kronikarzow i, to pono w zaciętej [tej walce zgi­

nęło aż 150 ludzi! 30-tu wraz z kapitanem bro d ­ nickiego kasztelu wzięto do niewoli. W ciemno­

ściach pomieszały się szyki walczących, tak że wielu dopiero o świcie wróciło do swoich domów, wlokąc za sobą licznych jeńców. P o stronie no­

womieszczan s tra ty były niewielkie. Dzielnie spi­

sały się niew iasty, które pognały za uprowadzo- nemi trzodam i bydła i naw et schw ytały jednego giermka.

Po drugim pokoju toruńskim r. 1466 znaj­

dowało się jeszcze Nowemiasto przez dwa lata w ręku zaciężnych żołnierzy, na k tó ry ch czele stali Fr. v. H ohennest i Krzysztof v. Bork, którzy wzię­

li miasto w zastaw za niew ypłacony żołd. Lecz król polski nie zapom niał o uw olnieniu miasta z rą k obcych. Pozbyw szy się naw ału trosk, na drugim zjeździe z nam iestnikiem H enrykiem y. Plauen w M alborku 1468 r. w ydał król zako­

nowi Nibork, obejmując wzamian od zakonu Nowemiasto i B ratjan. Odtąd miasto było w rę ­ ku polskiem , a że ta ręk a dla m iasta była dobro­

dziejstwem, dowodzi ulga, z jaką odetchnęło mie­

szczaństwo nowomiejskie, pozbywszy się żądnej złota i z łupieżczej gospodarki osławionej załogi krzyżackiej. Rozwinął się handel, przem ysł i rze­

miosło. Miasto rosło w znaczenie.

Aż do pierwszego podziału Polski Nowemia­

sto było stolicą pow iatu nowomiejskiego, należą- i co dla wielkości i świetności swego państw a osiągnął i jeszcze osiągnie — zawdzięczamy wyłącznie inicjatywie, wskazaniom i pracy tego wielkiego W skrzesiciela i Budowniczego Państw a Polskiego.

A osiągnął on to wszystko nie przym usem lub nakazem, lecz swemi genjalnemi w prost zdol­

nościami wychowawczemi. Idei swych i planów nie narzucał ’on narodow i gwałtem, nie wcielał ich w życie siłą, lecz wcielał je w życie zupełnie innemi, jem u |ty lk o właściwemi metodami.fi.Przez całe swesżycie wykazywał on [niechęć do szum nych haseł i program ów , unikał w m iarę możności enuncjacyj i pouczeń publicznych, a jednak osoba jego prom ieniowała i prom ieniuje w jakiś cudowny sposób na[i otoczenie i zmusza je do postępow ania, nawet podświadom ego w myśl jego życzeń.

Genjusz wychowawczy M arszałka Piłsudskie­

go jest tern jaskrawszy, że naród polski był i jest szczególnie, tru d n y do wychowywania, w duszy jego bowiem pokutuje jeszcze dawna „złota wol­

ność“ i „liberum v eto“, dawne warcholstwo, brak karności społecznej i przesadnie w ybujałe pojęcie własnego „ja“ z chorobliwym wprost przerostem ambicji.

Pomimo to potrafił on dokonać tego, co nie udało się naszym wielkim wodzom i królom — w yplenićf z duszy większości narodu polskiego te zgubne^ właściwości, które już raz Polskę po g rą­

żyły w odm ętach półtorawiekowej niewoli.

I to jest jego największa, epokowa zasługa.

(6)

Str. 4 MŁODY GRYF Nr. 51' oego do woj. chełmińskiego. Był to jego okres

wzrostu, krzepnięcia sił i dobrobytu.

Atoli w plątane do nowej walki, k tó rą wszczął król O lbracht, m iasto znów opasane zostało pier­

ścieniem nieprzyjaciela, k tó ry m ury rozerw ał i w r. 1521 miasto zdobył.

Rok 1628 stanowi w historji grodziska nowo- miejskiego chlubną kartą. Pod m ury miejskie podciągnęły wojska szwedzkie pod wodzą samego króla szwedzkiego Gustawa Adolfa. Zawrzała walka. Nieprzyjaciel, sądząc z pozorów, liczył na to, że jednym silnym szturmem m iasto weźmie.

Lecz w doświadczenie wojenne bogate mieszczań­

stwo, zorganizow ane w cechy, pokrzepione p rz y ­ wiązaniem do korony polskiej i wiarą w swe siły, odparło mężnie szturm. J a k piszą kroniki (Adler- hold), sam król Gustaw Adolf, rozwścieczony nie­

powodzeniem swych wojsk, w ypadł nieopatrznie na przedpole i oberw ał ranę w policzek.

Szwedzi musieli oblężenia zaniechać.

Lecz oto rozgorzała druga wojna szwedzka.

W kościele nowomiejskim, otaczanym przez starostę D ziałyńskiego szczególną opieką, zacho­

wało się sporo pamiątek,* jak piękna dziś jeszcze kaplica Działyńskich, choć wielu obecnie pozba­

wiona ozdób. W r. 1694 został kościół tutejszy odnowiony, gdyż w skutek wojen szwedzkich znacz­

nie był podupadł. O statni raz restaurow ano go ok. 1868. W ciągu lat utraciło Nowemiasto jedną kaplicę i prepozyturę św. Jerzego. Pierw ­ sza, t. z w. polska kaplica św. W awrzyńca, stała na cm entarzu. W kościele odpraw iało się pol­

skie nabożeństwo, a za czasów krzyżackich — niemieckie. Później, kiedy Niemcy przyjęli lute- ranizm, wynieśli się z fary, a pozostali tylko Po- lacy-katolicy. Kaplicę, jako bezużyteczną, roze­

brano i przeniesiono w r. 1610 do Chróśla, gdzie z niej zbudowano kościół.

P rep o zy tu ra św. Jerzego stała poza murami m iasta, nieopodal bram y B ratjańskiej (dziś Łą- kowskiej). Połączona ona była z cm entarzem i szpitalem.

Ogólny widok Nowegomiasta

Niepomni klęski Szwedzi ponownie pokusili się 0 zdobycie miasta.

Nęciła ich pono legenda o wielkich skarbach, w jakie rzekom o zasobne było Nowemiasto, a zwłaszcza skarbiec przykościelny. Tym razem lepiej powiodło się najeźdźcy: obrabow ano dużą część mieszczan z mienia, a skarby kościelne roz- grabiło świętokradcze żołdactwo szwedzkie.

Szczęśliwe czasy zapanow ały dla m ieszczań­

stw a, nowomiejskiego za czasów wojewody Jan a Paw ła Działyńskiego, starosty nowomiejskiego.

Działyński był człowiekiem wysokowartościo- wym pod każdym względem.

D bały o ład w okolicy, szczodry dla kościo­

łów, był prawdziwym dobroczyńcą dla ludności, wyczerpanej wojnami i zdzierstwem krzyżaków.

W młodości swej kształcił się w krajow ych 1 zagranicznych szkołach i władał trzem a języ­

kami. Bawił na dworze Zygm unta I I I i był po­

słem w r. 1620 i 1629. W ówczesnej wojnie z Turkam i walczył pod słynną buław ą hetm ana Chodkiewicza. Kiedy Szwedzi wpadli do kraju, stawił się na czele swych współobywateli z Nowe­

gom iasta, B ratjana, Tylic i inn. wrogowi dzielnie, poczem zawarł, jako pełnom ocnik, z nieprzyja­

cielem pokój.

W czasie reform acji przywłaszczyli ją sobie innow iercy. W alący się w gruzy kościółek kazał biskup Gębicki zburzyć (r. 1610).

Szpital, dosyć obszerny i mocny, pozostał jeszcze na starem miejscu. Ale starosta bratjański Paweł Działyński, postanowił na opuszczonem miejscu wznieść nowy kościół. W r. 1624 zezwolił biskup i nuncjusz papieski Lam elotti sprowadzić Ojców Reformatów, którym ojciec Działyńskiego już był ofiarował ogrody w Łąkach. Miał tam stanąć now y kościół i klasztor. Lecz już w roku 1625 ucier­

pieli oni wiele od osławionych Lisowczyków, któ ­ rych sejm za liczne zbrodnie ogłosił jako bezecnych.

Na własną rękę napadli oni na klasztor i miasto, paląc i rabując. Lecz doścignęła ich ka­

rząca ręka Paw ła Działyńskiego, który kazał jed­

nego dnia ściąć mieczem kilkuset Lisowczyków.

Pochowano ich we wspólnej mogile za cm enta­

rzem. W zgórek nieznaczny określa miejsce kary.

Daleko więcej wycierpieli Ojcowie od Szwe­

dów, którzy klasztor zburzyli, a zakonników roz­

pędzili. Jako tułacze błąkali się oni dopóty, dopó­

ki P. Działyński nowego w Łąkach nie wzniósł klasztoru. Istn iała około tego czasu kaplica zam­

kowa w Bratjanie, a przy starym kościele w Ł ą­

kach, k tó ry zgorzał, kaplica Opalińskich, Działyń­

skich i grobowa, które dziś już nie istnieją.

(7)

ROZWÓJ i PRACA W ZWIĄZKU STRZELECKIM

52 oddziały p ra c u ją pod sz ta n d a re m strzeleck im .

Nr. 5 1 ._________________________________ MŁODY GRYF_________________________________ Str, 5

Ruch strzelecki w powiecie lubawskim za ­ inaugurow any został w ro k u 1929. Tak się złożyło, że w p racy Strzelca wieś wyprzedziła m iasto — pierw szy bowiem oddział Z. S. pow stał w Jamiel- niku i to 29. Y. 1929 r. Za przykładem tego do­

brze rozwijającego się oddziału pow stał drugi, 5-go października tegoż roku.

Kok 1930 przynosi Związkowi Strzeleckiemu dalsze trzy p lacó w k i: w Nowemmieście, w Omulu i w Giezłowej Polskiej. Dalsze lata znaczą bez­

u stan n y ro zro st organizacyj Z. S. dzięki szerokiej popularyzacji idei strzeleckiej wśród szerokich kół społeczeństwa, a zwłaszcza wśród młodzieży, która coraz liczniej i ochotniej garnie się pod skrzydła legjonowego orszaku. I tak pow stają w 1931 roku dwa oddziały, dnia 10 października we Fitowie i 12 listopada w Lubawie.

Lecz dopiero lata 1932 i 33 przynoszą praw dziwy i całkowity sukces Z. S. na całem tery to r- jum lubaw skiego powiatu. Dzięki wysiłkom go­

rących propagatorów strzelectwa w śród rzesz młodzieży pow staje do intensyw nej pracy nad szkoleniem kadr przyszłych obyw ateli piętnaście nowych oddziałów Z. S., a w ro k u 1933 aż dwa- dzieściasiedem oddziałów! Te cyfry same mówią, ile wysiłku, zabiegów, ile rzetelnej p racy i dob­

rej woli włożono w propagandę idei Związku Strze­

leckiego.

Rok 1934 zaokrąglił liczbę oddziałów do 52, (w tem dwa żeńskie).

Rzecz zrozumiała, że do pow stania aż tylu oddziałów w małym i stosunkow o szczupłym w zasoby powiecie nie starczyła sama tylko inicja­

tywa — trzeba było dużego wysiłku, by stawić w karne szeregi Z.S. praw ie 1500 oby wateli i do tego w tak krótkim stosunkowo czasie. Niepodobna wymienić wszystkich, niech starczą takie nazwi­

ska, ja k : p. E dw arda Kulikowskiego, naczelnika Urzędu Pocztowego, Feliksa Kurosza, kierow nika Kom isarjatu Straży Granicznej, F ranciszka Ł uka­

sika, nauczyciela Sem inarjum naucz., Zygm unta M arszałka, Rom ualda Kempfa, Obwód. Insp. Szk.

i wiceprezesa Żarz. Pow. Z. S. i wielu innych.

P raca strzelecka zazębia się ściśle z działal­

nością powiat, kom endy P.W . i W.F., toteż nie­

które wspólne wysiłki omówione zostaną w dziale traktującym o P. W. i W. F.

Działalność Z. S. na terenie powiatu lubaw ­ skiego traktow ana jest ze strony władz z daleko idącą przychylnością. Szczególnym opiekunem Z. S. jest starosta powiatowy, p. W ojciech Tom- czyński, k tó ry w spiera i pom aga organizacjom w ich rozwoju i pracy. Z działaczy obecnie żywą rozwijających działalność wymienić należy prócz wspomnianego już inspektora, pi K. Kempfa, p p .:

St. B urzyńskiego, podinsp. szkoln. i przew odni­

czącego Powiatow ego Komitetu Kół Przyjaciół Z. S., p. Bronisława Jodłowskiego, lekarza powiat, i prezesa pow. B. B. W. R., p. Kulikowskiego ii.

Trzeba podkreślić, że Z.S. w Lubawszczyźnie zakreślił sobie szerokie i wielostronne pole pracy.

W arto przypatrzeć się p racy tej choćby w ogólnym jej zarysie.

Na pierw szem m iejscu stoi oświata w ram ach pozaszkolnych, prow adzona z ram ienia In sp e k to ­

ra tu Szkoinego. Na usługach tej gałęzi p racy działa 21 zespołów świetlicowych Z. S. Dalej zor­

ganizowano sześć świetlic pow szechnych i dwie m iędzyorganizacyjne, postawione do dyspozycji w szystkich oddziałów Z. S. na terenie powiatu.

Cała ta działalność nie ograniczyła się tylko do m łodzieży; pam iętano również o palącej po ­ trzebie dokształcania pokolenia starszego. W tej myśli powołano do życia uniw ersytet powszechny, a 54 k u rsy wieczorne oraz dwie szkoły powszech­

ne o zakresie nauczania tak dorosłych jak i mło­

docianych dopełniają tego, na dużą skalę zakre­

ślonego planu organizacji oświaty.

Pow iat lubawski, to teren o charakterze wy­

bitnie rolniczym, toteż zainteresow ania młodzie­

ży wiejskiej w tym głównie idą kierunku. Uwzględ­

niając życzenia tejże młodzieży, władze Z. S. ma­

jąc na myśli wprowadzenie do warsztatów rolnych ludzi fachowo przysposobionych, którzy jed n o ­ cześnie staną się gorącym i p ro p ag ato ram i! idei strzeleckiej, rozpoczęły na wzór P. W. p racę w przysposobieniu rolniczem .

Nie zaniedbano również terenu widowisko­

wego. W trosce o sztukę ludową i o zachowanie dziś niestety tak zanikającego pod wpływem współ­

czesnego życia regjonalizmu, tw orzy się z inicja­

tywy i przy walnym udziale członków Z. S. — sekcje te atru ludowego. D użą w tym w ypadku pomocą jest pełna pośw ięcenia praca nauczyciel­

stwa, które nie szczędzi sił ni środków.

I pieśń nasza rodzim a znajduje w Z. S. go r­

liwych wielbicieli. O rganizują się też zespoły

chórów ludowych. , , '

Czytelnictwo posiada do swej dyspozycji sześć bibljotek ruchom ych, k tó ry ch zadaniem jest za­

silać mniej zasobne w książki f ośrodki zdrową i pożyteczną lekturą.

Wszędzie wokół Nowegomiasta dokonuje się ruchliwa, pożyteczna praca, której sprężyną i ra ­ mieniem jest bezustannie się ro zrastający .Z . S.

W styczniu 1932 r. utw orzył się pierwszy za­

rząd powiatowy Z. S. W skład jego weszli: in­

spektor szkolny, p. W oźniak jako prezes, wice- starosta p. St* B udnik wprez., również prof. Ł u ­ kasik i nadleśniczy p. Dziewulski, sekr. inspekt, szkoln. p. Cz. Jędrzejew ski — sekretarz, członko­

wie z arzą d u : kom endant Straży Granicznej p. Pię- taszewski, nauczyciel p. Basuk, zawiad. stacji Galiński, naucz. p. Gen. Ułanowska, p. naucz. Je- liński i kom endant P. P . p. Skalski.

Wobec zmian personalnych, jakie zaszły na terenie powiatu obecny skład zarządu powiato- towego uległ pew nym przeobrażeniom . Prezesem został p. Z. Marszałek, wiceprez. insp. szkolny p. Kempf R., sekr. p. Cz. Jędrzejew ski, skarbnik p. L. Olszewski, urzędn. Star., członkami zarządu pp. Łukasik, p. w icestarosta Budnik, dr. Jedlew - ski, kierowniczką p racy kobiet p. G. Ułanowska.

Do komisji rew izyjn. weszli p p .: naczelnik Urz.

Skarbowego Szczepański, km dt. Skalski i Ma­

liński. Zaraz po utw orzniu się zarząd rozpoczął energiczną i sprężystą działalność, k tó ra zapew­

nia Z. S. na ziemi lubawskiej dalszy pom yślny rozwój.

(8)

Str. 6 MŁODY GRYP Nr. 51

Sinym szlakiem Drwęcy.

Lubawszczyzna otw iera przed żądnym wra­

żeń kajakowcem duże możliwości — rzeczułki, staw y i jeziora w obram ow aniu malowniczych wzgórz, jarów i lasów tw orzą całość, k tó rą ’w arto zwiedzić i warto podziwiać.

Ruiny zamku krzyżackiego w Kurzętniku Szybkim, poryw istym prądem wije się Dwręca poprzez szeroką dolinę erozyjną, wyżło­

bioną ongi, w okresie kształtow ania się powierzchni ziemi,“kilometrowej szerokości lodowcem. Z obu stro n -sp ły w a ją ku rzece falistem i fałdami dość wysokie wzgórza. Przem ożna ręka przy ro d y d ^ p y m kaprysem poszarpała wzgórza, które u łd iy ły się n a drodze pracow itej rzeczułki.

Dwręca nie dała się zahamować w swej wędrówce

— rozgryzając wytrwale położone tamy, przecięła się w ielokrotną serpentyną przez fałdę ziemi, jak wąż wślizgnęła się między ciche wierzby, roz- szem rane szuwary i chyboczące się w wietrze skąpe trzem y i tylko stłum iony bełkot na skrę­

tach i zwisłe na kępach korzuchy piany świadczą, że pracuje, że trudzi się, że się zżyma.

A z wyniosłej góry K urzętnika patrzy z k a­

m iennym spokojem na tru d rzeki dostojny zamek pokrzyżacki. Ongi tak samo szem rała rzeka, a on stał dum ny i ze wzgórza, które panuje nad całą okolicą, czuwał, dawał schronienie zbrojnym w krzyż i stal ciemięzcom, co cichy lud tam eczny pod swoje wzięli jarzmo. Dumny, stawił czoło praw ow item u tych ziem władcy, Jagielle, ale go starła tw arda pięść jagiełłowych wojaków, a dziś rozdarte zębem czasu ru in y sterczą na świadectwo kruszącej mocy polskiego oręża i nieubłaganego zęba czasu.

W iele rzeczy widziała ta rzeka. Ileż to razy o wyniosłe sk arp y brzegów obijał się szczęk oręża i zgiełk walki! Ileż to razy okute kopyta rum aków bojowych w rw ącym nurcie rzeki szu­

kały b ro d u ? Ileż to razy jagiełłowi rycerze ciągnęli nad rzeką n a spotkanie wroga ? Widziały te wody całą armję polską, gdy ciągnęła ze swym królem na wielką płaszczyzną Grunwaldu, i wojska Niemców i zastępy polskich powstańców, co nocą przepraw iali się do polskich szeregów by wal­

czyć o tę ziemię, i patrole rosyjskie i wreszcie

zwycięskich naszych [zuchów w ^rogatyw kach z orzełkami.

Biedna rzeka — poprzez pastw iska i pola wiedzie jej szlak — niema winnic ni różanych pól, a jednak [ileż w niej uroku, pow agi i roz­

machu. Miejscami przeglądają się w jej połyskli­

wej tafli pojedyńcze drzewa, lub wiją się jak cień gęste sploty wikliny.

Płyniem y ku Nowemumiastu. Lecz trudno się odczepić od wspom nień przeszłości, które z nagich ruin kurzętnickich do nas uporczywie wracają. Niesie nas kajak pod prąd. To z lewej, to z prawej, to z tyłu to z przodu ukazuje się wciąż w yniosła góra z ogrom nym zębem muru.

Nagie, potężnem i rzutami zakreślone wzgórza zdają się patrzącem u od rzeki jeszcze większe.

Na ich tle lśni i mieni się woda w blasku słońca jak rtęć. Dolina cała ma coś ze stepu, ta k mało na niej drzew. Tylko tow arzysząca Drwęcy szosa zieleni się wężem bogatych w liście lipow ych alei.

Drwęca lubi sprawiać niespodzianki. Płynąc Wisłą, żeglarz daleko okiem ogarnie szerokie, szare rozlew isko wodne, łagodnem i wijące ęię skrętam i. Drwęca, uprzykrzyw szy sobie spokojny nurt, to spada po olbrzym ich głazach, zdradziecki na nich w ypraw iając tan, jak to czyni w Stra- szewach, to przelew a się płytkiem a szerokiem korytem , tw orząc tu i ówdzie brody, to znów ukazując za każdem kolanem rzecznem, za każdą zadzierzgniętą pętlą nowe, a miłe oku krajobrazy.

Tu urw isko strom e, gęstym pokryte zagajem, tam łączkę, ówdzie znów lasek olchowy. Nie znuży się oko, nie zbraknie zdrowych, ożywczych w ra­

żeń, które jako trw ałą stąd wyniesiemy pam iątkę na okres tych dni, gdy szarugi jesienne lub śniegi zam kną drogę do p rzystani kajakowej.

W artki p rąd niesie nas pod mostem kole­

jowym. Szerzej rozlewa się woda, w której wy­

niosłe topole odbijają się fantastycznie połam aną podobizną. Rwie się woda pod miarowemi ude­

rzeniami piór wioseł. W pływam y pod ciemno­

zielony baldachim gałęzi, które chylą się nisko, jakby chciały spragnionem i liśćmi ugasić swe pragnienie w .zimnym nurcie. Przed nami Nowe- miasto. Zdała, na lewo, pod wzgórzem falują w wietrze wielobarwnem listowiem wierzchołki drzew parku. Tuż nad rzeką usadow iły się niskie domki. W ybiegają wzdłuż uliczek, które plączą się coraz gęściej. Dużym czworobokiem otoczyły rynek, podążyły pod starą farę, skręciły kilka­

krotnie ku poczcie, dworcowi, gimnazjum, zawio­

dły pod gm achy urzędów. Tu i ówdzie p rzy ­ stroiły się w lipy. O krążyły ciche [[[cmentarze, podpełzły do schludnych domków n a peryferjach i znów wróciły ku rzece, k tó ra nęci i obiecuje nowe wrażenia. Na praw ym brzegu podeszły do rzeki dawne m ury grodu, z tych czasów, kiedy miasto było młode, nowe, kiedy stanowiło silny gród. Lecz sczasem miasto straciło w artość warownego grodziska. Z apragnęło szerokiego oddechu, rozerwało mury, ale jakby litością tknięte, zostawiło tu i ówdzie jeszcze ich szczątki.

Rzeka dużym łukiem obejmuje miasto. Z obu stron chylą się ku niej wyniosłe wierzby. Stoją

(9)

Nr- 61-______________________________ MŁODY GRYF___________ 8tr. 7.

grupam i, zwarte pnie wysyłając ku górze, gdzie rozłożyste k o n ary łączą się w silne sploty. Wije się rzeka, a rw ący pod drew nianym mostem prąd spycha kajak i broni wjazdu wgórę. Lecz bez­

skutecznie.

Kaz dwa! Raz dwa! W szybkiem tem pie biją wiosła mocnym rytm em. Przeszkoda om inięta!

Lecz znów zakręt. Znów woda igra z kajakiem i spędza go na łozy. I oto wpływa nagle na tak spokojną wodę, że kajak, pchany p a rą wioseł, mknie, jak delfin. Dziwna rzeka!

Jak iś w niej mocny, n iep rzep arty u ro k ! Ozy wiosną, gdy w nadbrzeżnych chaszczach za­

wodzi słowik, a ciepła noc kusi tysiącem obietnic, czy w skw arne lato, gdy żar słońca zawiśnie cię­

żarem ołowiu nad pobrzeżem, a woda mieni się złotym blaskiem i lśni ogniami i razi wzrok i wzywa w chłodny nurt, czy kiedy deszcz k ras­

nych liści zawiruje w powietrzu, by zmącić wód przezrocze. A kiedy m roźna płynie kra, woda dyszy i kryje się w oparach, i chrzęści lodowym pancerzem , i broni się. Zawsze inna, zawsze no ­ wa, zawsze w odm iany bogata. A kiedy w czarną noc odbije od siebie blask latarni ulicznej, wtedy straszna, w tedy jakaś tajemnicza... Lecz gdy księ­

życa sre b rn y k rąg pom uska wodę platynow ym blaskiem , w tedy drzewa, krzewy i rzeka zlewają się w całość, w yrw aną chyba z k ra in y baśni. W takie to pewnie noce rodzą się przedaw ne legen­

dy o życiu, które wre w głębinach, o smutnej królewnie czy zaginionych skarbach.

A Drwęca toczy cicho swe wody i milczy i tylko ludziska snują różne przypuszczenia. Nie wierzysz, przy b y szu ? P łyń na wodę, gdy zegar zacznie wybijać długie dw anaście uderzeń...

W k ieru n k u Ł ąk wije się rzeka korytem tak krętem , tak zaplątanem , że droga jej jest niem al trzykrotnie dłuższa, niż w linji powietrznej. W y­

niosłe drzewa tylko zrzadka upiększają brzeg, za- to wiklina, sitowie i szuw ary k ry ją gęsto strom e urwiska. Gdzieniegdzie zapląta się k rzak jeżyn, a jałowce i krzew y polnego głogu urozm aicają ja ­ łowe zbocza wzgórz.

Czasem grusza dzika przerw ie monotonję miedz, dzielących pola w barw ne szachownice.

Znów z a k r ę t- — zielenią się łąki bujną trawą i podchodzą aż pod rzekę. Niema wiklin, coby ich broniły, a gdy zaw ierucha wzburzy wodę, lub rzeka nabrzmi przed wiosennym wylewem, rwie brzegi, szarpie darń, wlecze całe k ęp y żywej łąki, by je rzucić, znudzona, 1 gdzieś na piasczystą ła­

wicę.

Dziób kajaka tnie wodę, k tó ra pienistym le­

jem kręci się za sterem. Nagle opór prądu słab­

nie. W pływamy pod rozłożystą wierzbę, która wpiła się mocno palczastem i korzeniam i w ośliz­

gły g ru n t i tak um ocniona przeciw atakom ży­

wiołu, rozpostarła szeroko swe cieniste gałęzie.

I oto za niemi miasto, tak blisko,5?jakbyśm y co- dopiero je opuścili, choć płyniemy? już pół godzi­

ny. W ysoko ponad domy wznosi się im ponujący masyw kościoła farnego. Mieni się w słońcu czer­

wień cegieł, nadając krajobrazow i m iasta swym w spaniałym gotykiem ów charakterystyczny wy­

gląd. Sylw etka miasta, w której odcina się kilka większych domów i kilka kominów, zaciera się zwolna, a u kresu falistych wzgórz ukazuje się zw arta ściana lasu.

Zbliżamy się zwolna, lecz zanim pętle rzeki dozwolą nam podpłynąć bliżej, w yrasta na lewo przed nam i bujna kępa drzew i schludna, mała wioska. To Mszanowo. Otoczone małemi ogród­

kami domki, przy których znajduje się mnóstwo kwiatów, ule pszczelne i drobne gospodarstw a, przysiadła wiosczyna tuż pod lasem, który p o k ry ­ wa dużą połać powiatu. Ja k most, co ma łączyć oba brzegi, pochyliła się nisko nad wodą tęga wierzba. Zda się bronić wpływu na dalsze szla­

ki. Potężny pień grozi runięciem w wodę, lecz śmigły kajak przem yka się między zanużonemi w wodzie konaram i.

I oto znów pam iątka z m inionych stuleci:

ogród i m ur poklasztorny Łąk. Był tu ongi klasz­

tor, z cudownym Matki Bożej obrazem.

Serpentyny Drwęcy w górnym biegu

Wiosła tn ą ciemną taflę wody, prężą się mięśnie z wysiłku walki z prądem , który u p o r­

czywie ciągnie w dół rzeki, zarzucając na skrę­

tach kajakiem i strasząc nieszkodliwemi zresztą wirami. Tu i ówdzie rwą się z nadbrzeżnych krzewów przerażone ptaki.

Zdała w pada nagle w uszy jakiś szum, jakiś głęboki pogw ar wody. To m łyny bratjańskie.

Pieni się woda, wspina na deski śluz, przeska­

kuje je i rozbija się gdzieś nisko wśród huku i miljonów białych bryzgów. Oto kres wodnej włóczęgi.

I znów mknie kajak — jakoś lekko, chyżo.

Niesie go w artki n u rt i ram ion pęd i jakieś radosne uczucie, które krzyczy w młodej piersi, zdyszanej zdrowym ruchem : piękny jest świat!

Piękna i życiodajna, stara pom orska ziemia!

(10)

Str. 8 MŁODY GRYF Nr. 51

Ziemio Lubawka u arnice o niepodległość

Ziemia Lubaw ska, od wieków leżąca jako ten m ur graniczny pomiędzy dwoma różnemi sobie rasą, kulturą, charakterem i ideologją narodami, była od wieków jeśli nie krwawym, to jednak bezustannym terenem walki, na którym ścierały się te biegunowo sobie przeciwstawione rasy, k u ltu ry i mózgi.

Jeżeli z walki tej ludność okoliczna wyniosła wiele cech, jakie charakteryzow ały jej przeciw ­

Brama Łąkowska w Nowemmieście

nika, Niemca, by skutecznie jemu się oprzeć, to była to tylko zew nętrzna obsłonka, pod którą żarzyła się pełna umiłowania Ojczyzny, szczero- polska dusza. Może zarzuciłby kto cichemu miesz­

kańcowi Lubawszczyzny b rak polotu, małą za­

palność do rzeczy nowych, nieufność do tego, co nierodzime, może naw et pewną oschłość, lecz to pozory, którym słowem i czynem zaprzeczyły stokroć piękniejsze fakty. Ludność miejscowa w czasach najbardziej dla polskości krytycznych umiała z całą stanowczością, bez ogródek opo­

wiedzieć się przy tern, co czuła, co jest słuszne, godziwe, co jej obowiązkiem, co nakazem duszy Polaka.

Zwarte społeczeństwo w Lubawskiem nie wybierało innych posłów do „Reichstagu” jak Polaków i nie pomógł najenergiczniejsży nacisk zgóry, by taki wybór odmienić. Srogie czasy walki kulturnej zastały polsko-katolickie masy tw ardo opowiadające się po stronie słuszności, a w chwilach ciężkich doświadczeń przynależność

narodow a do ciemiężonej niesłusznie Polski była przeświadczeniem, rodzącem radosną dumę. Nie pom ogły kary ni więzienia — Ziemia Lubaw ska się nie ugięła.

Dziś patrząc z p erspektyw y dziesiątków lat n a to zmaganie ciche i uparte, na tę nieugiętość h ard ą i odważną, czuć m usim y w sercach dumę, że takimi potrafili być nasi dziadkowie i ojcowie.

P ły n ą lata, a ileż wraz z niem i w niepam ięć idzie faktów cichego bohaterstw a i pełnego za­

parcia się i poświęcenia dla spraw y polskiej?

Ileż większe, ileż bardziej wartościowe będą one, jeśli sobie uzmysłowimy całe wyrafinowanie, cały arsenał środków niew ybrednych, całą bezwzględ­

ność wroga, k tó ry nietylko mógł, ale też i stoso­

wał je z rasow ą nienawiścią.

A jednak p raca dla Polski, p raca oprom ie­

niona błyskiem nadziei, że to przecież nie na m arne — nie ustaw ała, przeciwnie, w ogniu p rze­

ciwności hartow ały się młode dusze, krzepione wiarą i siłą starszych. Wszędzie, gdzie tylko można było, wskrzeszano słowo polskie i budzono w opowieściach wspom nienia świetnej przeszłości Polski, świetlane postacie jej najlepszych synów.

Ożywieni hasłem wieszcza: jednością silni 1 wybitni działacze postanow ili stworzyć zrzeszenie Polaków, w którem złączeni jedną myślą, celem i jedną nadzieją, m ogliby krzepić się i pracować i um acniać w polskości. Z inicjatyw y dzielnych trybunów społecznych, dziś już zgasłych, Rzepni- kowskiego i P o lik arp a Marwicza założono w 1896 roku Towarzystwo Ludowe. Ogniskowało ono w sobie całą, zakonspirow aną przed okiem czuj­

nego zaborcy pracę dla polskości, szeroką, ofiarną i niezm iernie pożyteczną. W artkim strumieniem płynęła rodzim a oświata, a z nią wzbierała miłość i szacunek do wszystkiego, co tchnęło Ojczyzną.

Niechętnem patrzyli okiem na poczynania działaczy polskich satrapi niemieccy i wszelkich chwytali się środków, by pracę tę sparaliżować.

Jednem z czołowych wskazań, jakie sobie stawili okoliczni Polacy, było utrzymanie za wszelką cenę polskiego stanu posiadania na tym tak niezmiernie ważnym odcinku. Ażeby nie m arnow ały się dla polskości skrom ne rezerw y pieniężne obywatelstwa polskiego, a przeciwnie, aby z nich stworzyć silny teren dla pokrzyżowa­

nia zaborczych planów Niemców, uchwalono po­

wołać do życia Bank Ludowy.

N iepodobna wspomnieć w szystkich zasłużonych około tej spraw y obywateli. W ymienię tu takich ludzi jak: Raszkowski, Jarzem ski, Gajdziejewski, Panewicz, Ludwicki, Dzieniszewski, Duszyński i wielu innych.

Bank Ludow y rozw inął w m iarę swych środ­

ków, ofiarnie nasilanych przez świadomych jego znaczenia obywateli, ruchliw ą i błogosławioną w skutkach działalność. Niedopuszczając do upadku, a co zatem niechybnie groziło — do u traty polskich warsztatów p racy na terenie p o ­ wiatu, zapisał się dobrze na k artach przedwojen­

nej polskiej działalności na ziemi Lubawskiej.

Z drugiej stro n y Towarzystwo Ludowe krzewiło umiłowanie polskości przez referaty, scenę, k sią­

żkę i codzienną prasę polską, jak „P racę“, „Piel­

grzym a" i „Przyjaciela". W rzała agitacja na rzecz

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zdaje się jednak, że tym razem uda się jeszcze uniknąć powszech­.. nej

czaiłem do Cagliari, do Bastjonu, że żal mi było z niem się rozstawać. Nawet nadzieja zobaczenia Neapolu i Stolicy Piotrowej już mnię bardzo nie

Tymczasem nie było się czem dzielić; ponieważ dostawca tego dnia spóźnił się z dostarczeniem żywności, musieliśmy odjechać bez zapasów Niektórzy tylko

sera“ zaczął się skradać Błachut. W kącikach ust czaił mu się zjadliwy uśmiech, który zjawiał się u niego zwykle wtedy, kiedy wyrządzał psoty.. Chłopak

Zdarzające się od czasu do czasu okazje na większy odpływ do Francji i Marokka spełniały rolę klapy bezpieczeństwa, ale i to się już urwało, co więcej,

cić : przecież przez tę olbrzymią, szeroką nawę już, już miało się przelać morze!“ Pojęcie morza, zwierza się Przybyszewski pod koniec swych wspomnień

Jak wiadomo zaś, zawody te odbywają się na terenie tego kraju, który zdobył pierwsze miejsce w Challengu ubiegłym. Ofiary na samolot challengowy przyjmują

— oczy całego społeczeństwa znów zwróciły się ku Morzu i ku tym, którzy się z jego trudami aż nazbyt dobrze