• Nie Znaleziono Wyników

Literackie kontakty Stanisława Trembeckiego z Albertem Mierem

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Literackie kontakty Stanisława Trembeckiego z Albertem Mierem"

Copied!
41
0
0

Pełen tekst

(1)

Edmund Rabowicz

Literackie kontakty Stanisława

Trembeckiego z Albertem Mierem

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 53/4, 543-582

(2)

LITERACKIE KONTAKTY STANISŁAWA TREMBECKIEGO Z ALBERTEM MIEREM

N ie m ogę też zapom nieć [...]

[...] Trem beckiego, który przez nieznane dziwy

W górnych rym ach zarówno jak w lekkich szczęśliw y, W którym w ielb ię poetę, kocham p rzy ja ciela 1.

1

Wiadomość o przyjaźni M iera z autorem Powązek nie stanow i żad­ nej rew elacji. Powszechnie jest bowiem znany i cytowany wiersz T rem ­ beckiego Do Miera m ieszkającego na wsi, utw ór, któ ry naw et włączono do antecedensów Z im y m iejskiej Mickiewicza. Nie skłoniło to przecież nikogo do bliższego zajęcia się adresatem listu, skierowanego bądź co bądź do kolegi po piórze. Ani u współczesnych, ani u potom nych nie doczekał się M ier zainteresow ania sw oją twórczością, a tym bardziej — uznania dla przejaw iającego się w niej ta len tu poetyckiego. Przeciwnie, do daw ­ nych zarzutów arystokratyzm u, oportunizm u politycznego itp. dodano ostatnio nowy: p lag iato rstw o 2. Wobec takich „uogólnień” w artościują­ cych tru d n o było bez oporu zabrać się do badań szczegółowych. Czy w arto bowiem wskrzeszać to, co zostało powszechnie potępione? Czyżby

1 A. M i e r , List do pana S ta nisła wa Potockiego. A utograf w BB 438, k. 25—28. Inform ację o innych rkpsach Miera zob. w: E. R a b o w i c z , Polonica o św iec e­

nio we w bibliotekach i archiw ach ZSRR. „Archiwum L iterackie”. T. 5. W rocław

1960. Zob. także S. P., Rozm aite wiadomości. „Gazeta W ielkiego K sięstw a Poznań­ skiego” z 24 II 1835, s. 219.

W przypisach wprowadzono tu następujące skróty — dla oznaczenia archiwów : APP = Archiwum Publiczne Potockich (w Archiwum G łów nym A kt D aw nych w W arszawie); CPAH — Centralne P aństw ow e A rchiw um H istoryczne w K ijow ie. Dla oznaczenia bibliotek: BB = W. B aw orow skiego (obecnie w Bibl. A kadem ii Nauk USRR w e Lw ow ie); BC = Czartoryskich; BJ = Jagiellońska; BK = K órnic­ ka; BM = M iejska w Bydgoszczy; BN = Narodowa w W arszawie; BO = O ssoli­ neum; BPA N = PA N w Krakowie; BR = Raczyńskich w Poznaniu; BS = Śląska w K atow icach. Dla oznaczenia tow arzystw : TPN = Tow arzystw o Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Liczba przy skrócie oznacza num er rękopisu.

(3)

pomyłka w ocenie była aż tak poważna, że spraw a zasługuje na podjęcie walki o jej rewizję?

Nie jest am bicją obecnej publikacji zrewidowanie całości nagrom a­ dzonych wokół Miera od półtora w ieku uprzedzeń; podejm uję tylko pier­ wszą próbę ich przełamania, na razie jedynie w zakresie jego związków z Trem beckim 3.

A lbert (Wojciech) Mier, syn Józefa, starosty buskiego i sokalskiego, późniejszego wojewody pomorskiego, oraz A nastazji z Bohuszów, primo

voto Kaj eta nowej Tarnowskiej, był młodszy od Trembeckiego o lat parę-

naście (urodził się w końcu r. 1751 lub na początku 1752, zm arł 22 sierp­ nia 1831 w Kientach, w osiem dziesiątym roku ży cia)4. O trzym ał staran ­ ne w ykształcenie i zdobył dużą giętkość stylu. Pisał dobrze po polsku i niezgorzej po francusku, znał też włoski i niemiecki.

Jako lite ra t dał się poznać dopiero, zdaje się, w końcu lat siedem­ dziesiątych. Przypisano mu co praw da bajkę Dąb i trzcina, opubliko­ w aną już w r. 1773 w „Zabawach Przyjem nych i Pożytecznych” 5, lecz utw ór ten w edług świadectwa K ajetana Kożmiana miał w yjść spod pió­ ra Joachim a Chreptowicza 6. W każdym razie już w 1777 r. przejaw iał żywe zainteresow ania dla prac edukacyjnych i politycznych Ignacego Potockiego. W raz z nim kontaktow ał się z M ably’m. W czasie swego po­ bytu w P aryżu zimą 1778/1779 naw iązał bliższe kontakty z szeregiem innych tam tejszych osobistości.

W rękopisie w ierszy M iera 7, przygotow yw anych przez poetę własno­ ręcznie do druku, najw cześniejszym utw orem o stw ierdzonej dacie jest list poetycki Do pana pisarza Potockiego z Kamieńca, pisany dnia 14 li­ stopada 1781. Jest to ten sam utw ór, którego autograf znalazł w swoim czasie Juliusz W iktor Gomulicki w Archiw um Publicznym P otock ich 8 (w papierach adresata) i uznał za autograf i wiersz Węgierskiego 9. Gład­ kość w iersza każe się domyślić, że autor utw oru nie po raz pierwszy 3 W przygotowaniu autora znajduje się rozprawa W iek górn y Alberta Miera oraz edycja pism tego poety.

4 D anych do genealogii i biografii Miera dostarczają: T. Ż y c h l i ń s k i , Złota

księga szla c h ty polskiej. T. 21. Poznań 1889, s. 140. — S. U r u s k i, Rodzina. T. 11.

Warszawa 1914, s. 17—19. — K. P r e k, Czasy i ludzie. W arszawa 1960, s. 100—101, 465—469, 521—522. — A. B a t o w s k i , Z polecenia Zakładu Narodowego im. Osso­

lińskich w iadom ość o Wojciechu Mierze. BB 1123, k. 81—86 (artykuł ze stycz­

nia 1832).

5 Na M i e r a jako na autora wskazują m. in. rkpsy: BS 173 IV, s. 93—94; BM 528, k. 106.

6 BPA N 2059, s. 93—94 (z papierów K. Koźmiana). 7 BB 438.

8 APP 204.

®J. W. G o m u l i c k i , K ło p o ty „ostrego piórka”. „Twórczość”. 1955, nr 4, s. 172— 173.

(4)

przykładał się do pióra i praw dopodobnie m iał już za sobą B ajki i po­

w ie ś c i10. W ymienione w ty tu le gatunki literackie święciły w latach sie­

dem dziesiątych XVIII w. swoje try u m fy i Mier zapewne już w tedy uległ tej modnej pokusie. Ponadto — wykończona forma stylistyczno-w ersy- fikacyjna, praw ie zupełny brak w ariantów tekstow ych (zjawisko w y jąt­ kowe u człowieka, k tó ry nigdy nie był zadowolony z realizacji języko­ wej swoich pomysłów i w tym że rękopisie do innych utworów wnosił liczne poprawki) także wskazują, że bajki te musiały się dobrze uleżeć. M istrzem dla starościca buskiego w jednych bajkach był K ra­ sicki, w innych — Trembecki. Do wczesnych zajęć poetyckich Miera należy chyba zaliczyć także, znane z licznych odpisów i autografów, przekłady ód M etastazjusza, elegii Tibulla i pieśni Horacego. Większość utw orów oryginalnych M iera to twórczość okolicznościowa. Przerzucał się w niej od ciętych satyr do dw ornych panegiryków. Był autorem kilku mistrzowskich madrygałów, którym i obdarzał każdą głośniejszą piękność swoich czasów. Fizycznie niepokaźny, usiłował nimi rekom ­ pensować swoje braki. Pisał niewiele. Większość znanych utw orów po­ w stała w latach osiemdziesiątych.

Wiersz do Ignacego Potockiego, ówcześnie także parającego się poezją, dla której, nie bez podstaw zresztą, n ik t z przyjaciół nie szczędził słów uznania, zaw iera równocześnie pierw szą wzmiankę o Trembeckim. M ier czyni ją z okazji charakteryzow ania dysput „naukow ych”, prow a­ dzonych na przyjęciach u pani K alikstow ej Ponińskiej w Kamieńcu. Jednym z tem atów tych roztrząsań była ocena polskiego Parnasu, w któ­ rej na arbitra sm aku kreow ała się pani domu.

Potem poeci stanęli na placu. Za nic Potocki, za nic K ochanow ski! K siądz Naruszew icz — A pollina troski! Ja bardzo proszę, żebym K rasickiego

Z Trem beckim razem m ógł przenieść nad niego. „Nie, żadną miarą! póki m i tchu stanie,

Na to zezw olić nie mogę, mój panie! K rasicki pisze dowcipnie i gładko, Trem becki także górny bardzo rzadko, Lecz N aruszewicz tak się podnieść umie, Że nie w iem nawet, czy się sam zrozum ie” u .

M ier odczuwał w ielką w zgardę do szkolnej m uzy biskupa smoleń­ skiego, a swój ideał w tym czasie u p atry w ał już nie tyle w Krasickim, 10 Autograf znajduje się w BB 438. Są to: K r a sk a m łoda i sroka stara, M y szka

m ło da i kot sta ry, Chłop i śmierć, W ilk n aw rócony, Potok i rzeka, D w a koguty, P ta sze k i kraska, Zie lo ny m o ty l i inne.

11 Cyt. w edług BB 438, k. 18—19. R edakcja ta znacznie się różni i jest później­ sza od przesłanej Potockiem u.

(5)

ile w eleganckim rokokowym wierszu Józefa Szymanowskiego i w poezji Trembeckiego, który urzekał go zarówno wolnomyślicielstwem, jak swo­ bodą wierszowania. W istocie tego ostatniego jedynie uważał za nie­ zrównanego m istrza. Jem u też przypisyw ał inspirację poetycką. U kłada­ jąc zbiorek, tuż za program ow ą deklaracją poetycką i w ierszem Do

Księcia Generała za pow rotem jego z W ilna po fu n k c ji m arszałkow skiej

(1782) zamieścił swoją w ym ianę w ierszy z Trem beckim. Przed paru laty przypom niał ją Juliusz W iktor Gomulicki w swej Podróży po Szpar­

gału 12. Ponieważ redakcja w ierszy zachowanych w autografie różni się

pod niektórym i względami od w ersji opublikowanej przez Gomulickiego, cytuję raz jeszcze oba u tw o ry w całości. Redakcja ta oo praw da nie jest zgodna z „ostatnią wolą au to ra”, bliższa jednak, jako zapisana w latach osiem dziesiątych w. XVIII, tem u kształtowi, w jakim stanow iła przed­ m iot w ym iany.

B I L E T

D O P A N A T R E M B E C K I E G O

Jak nam i rządzą przykłady! Jedno tw e czytając dzieło Żądanie m ię zaraz w zięło

Choć z daleka iść w tw e ślady Różą i laurem w ysłane.

A le niedosyć na chęci, Żeby w Ś w iątyn i Pam ięci Mieć jak ty im ię w pisane. Na cóż mi się przyda żądza, K iedy N iebo niełaskaw e M iędzy nam i tak rozrządza,

Że ja trudność, ty masz sławę. Jednak tym nie odstręczony Cóż ja czynię w takim razie? Od natury opuszczony Mam nadzieję w jej obrazie:

Szlijże m i tw e rym y, proszę, Bym m iał wzory i rozkosze.

O D P I S

Jeżeli mam w yznać szczerze, Na tw e w iersze, zacny Mierze, Odpisać m i niew ygodnie. B y się na to przysposobić,

12 Zob. G o m u l i c k i , Trembeciana, s. 662. W ysunięta tu w ątpliw ość co do autorstwa Miera staje się w obec znalezienia autografu bezpodstawna. To w ydaw cy

Pism K. T y m i n i e c k i e g o popełnili błąd przypisując mu znaleziony w jego

(6)

Żeby twoim rów ne zrobić, Trzeba by mi trzy tygodnie. Z tw ych zaleceń, nie z ochoty, Poszlę ci dziś m e roboty — D ługie, kolące, zaw iłe.

Tw ym się pism om lepiej zdarza, Podobne są do Pisarza:

M alutkie, piękne i m iłe 13.

W zm ianka o podobieństwie pism M iera do wierszy Ignacego Potoc­ kiego, k tóry do czasu m ianow ania go w grudniu 1783 m arszałkiem na­ dw ornym litew skim używ ał ty tu łu p i s a r z a wielkiego litewskiego, wskazuje na to, że w ym iana w ierszy m iała miejsce przed końcem roku 1783.

U trzym anie Biletu w tonie bardziej oficjalnym niż ton pozostałych w ierszy do Trembeckiego, nadanie tem u zakam uflow anem u panegiry- kowi form y „bajki” (dostrojonej do m orału: „Jak nam i rządzą przykła­ dy”), k tóra jednak nie tyle posługuje się narracją, co lirycznym zwie­ rzeniem (z rzekomej tajem nicy) — każą nam określić om aw ianą w y­ m ianę w ierszy jako wcześniejszą od dw u pozostałych i umieścić ją gdzieś u progu przyjaźni jej współuczestników. Nie wiemy, od kiedy d atuje się znajomość M iera z Trembeckim, wiadomo natom iast, że w czasie sejm u 1782 r. uw ażali się za przyjaciół. A więc term inus ad

quem przeprow adzenia tej w ym iany trzeba cofnąć przynajm niej do lata

tegoż roku.

Z faktu, że M ier już od jesieni 1777 prowadził korespondencję z Igna­ cym P o to ck im u , w ynikałoby, że wcześnie, w czasie któregoś pobytu w W arszawie, miał sposobność zetknąć się z Trembeckim. Czy jednak nastąpiło to jeszcze przed w yjazdem W ęgierskiego za granicę (1779), jak przypuszcza G o m u lick i15, tru d n o z pewnością twierdzić, ponieważ, jak ustaliliśm y, tuż przed r. 1780 M ier faktycznie dopiero wchodził w św iat literacki. Około tej daty zatem należy też umieścić term inus

a quo jego poetyckiego „zw ierzenia”.

Gdy uświadom im y sobie, że początek wydzielonego w ten sposób okresu (1780— 1783) w ypełniają trz y podróże „wschodnie” Trem beckie­ go: pierw sza na Białoruś (od m aja do lipca 1780), druga n a U krainę (zima 1780/1781), trzecia na Litw ę (lato 1781), że do czasu tych po­

13 BB 438, k. 4—5. G o m u l i c k i w ziął z pierwodruku w: „Pam iętnik U m ie­ jętności M oralnych i L iteratury”, 1830, z. 2, s. 286. W iersze te znajdują się także w BS 173 IV, s. 71—72 (W. Mier do Trębeckiego i O dpow ie dź Trębeckiego, gdzie w. 6 brzmi: „Trzeba najm niej tr z y tygod n ie”).

14 L isty M i e r a do I. Potockiego — 301X 1777 z Radziechowa, z 10X1 1777 ze Lw ow a, z 29 X II (1778) z Paryża, z 8 IV 1779 z Paryża — znajdują się w APP 279a (241).

(7)

dróży nie było w arunków do ideologicznego zbliżenia obu poetów (na­ leżących bądź co bądź do przeciwnych sobie obozów politycznych), że — wreszcie — w arunki te zaistniały dopiero na początku r. 1782, najpew ­ niejszym się w yda umieszczenie d a t napisania om awianych wierszy w pierwszej połowie roku 1782.

Sprawa ideologicznego zbliżenia wymaga odrębnych w yjaśnień. Gdy Mier gotował satyryczną relację z odwiedzanego przez Stanisław a Augusta Kamieńca nie szczędząc w niej królew skich stronników, Trem becki pisał w tedy w W arszawie jeden z najlepszych swoich panegirycznych listów poetyckich, adresow any: Do Najjaśniejszego Pana. Nosił się naw et z za­ m iarem przesłania go królowi przed jego powrotem z podróży. Ponieważ się jednak z tym spóźnił, nie pozostawało mu nic innego jak dopisać wjazdowe powitanie i puścić całość, choć niezbyt do siebie pasującą, do druku. Mimo że część pierwsza utw oru straciła trochę na aktualności, pozostały w niej pew ne ogólniejsze problem y i m istrzostw o w arsztatu. Toteż wartość wiersza tkw iła nie w zaniepokojeniu wieścią o chorobie m onarchy (chociaż i tu taj wcale niebanalnie zobrazował Trem becki po­ wszechność przyw iązania do króla wszystkich obyw ateli — gotowi są oni „z dni swoich podatek uchw alić” ; „Nie znalazłbyś z tak wielu pod­ danych tysięcy, K tóry by ci choć kilka nie oddał m iesięcy”), ani w po­ chwałach mądrości politycznej króla (choć podsum ow ując osiągnięcia panow ania Poniatowskiego wiązał je zręcznie, w duchu epoki, z try u m ­ fem najwyższej w ładzy człowieka — „roztropności”, tzn. rozumu), lecz w osobistym zaangażowaniu autora w przedstaw ionej problem atyce: w powiązaniu jej z w łasnym i doświadczeniami życiowymi (nawiązanie do okresu konfederacji barskiej, znajomość osobistych spraw króla), w m anifestacji w łasnych koncepcji historiozoficznych (koncepcja ata­ wizmu narodowego, słowianofilstwo) oraz w solidarności z zasadniczy­ mi założeniami ideowymi Oświecenia (pochwała nauki i rozumu). W szystko to pozwala uznać utw ór za coś więcej niż zw ykły okolicz­ nościowy penegiryk. W iersz ów w dużym stopniu stanowił w yraz ak tu al­ nej postawy ideowej autora.

Niedawna podróż w tow arzystw ie księcia Stanisław a Poniatowskiego na Białoruś, odbyta w celu pow itania przejeżdżającej tam K atarzyny II, znowu zaangażowała Trembeckiego czynnie do polityki królew skiej. Odwiedzenie latem 1781 hetm anow ej Tyszkiewiczowej, siostry księcia Stanisława, z pewnością także przyczyniło się do umocnienia zaufania u Stanisław a Augusta.

U progu 1782 r. mógł się łudzić Trem becki, że jest wreszcie bliski ra ­ dykalnego popraw ienia swojej m aterialnej i społecznej sytuacji. W szy­ stko wróżyło jak najlepiej. Znów cieszył się w zględami króla, z którego polecenia regularnie wypłacano m u pensję i system atycznie spłacano

(8)

długi. Król nie odmówił mu także „w yróżnienia” : tuż przed Bożym N a­ rodzeniem 1781 mógł poeta przepasać swoją pierś pąsową wstęgą orderu Św. Stanisława, a gdy nie m iał pieniędzy na sprawienie odpowiedniej sukni i na zapłacenie „należnej od tego zaszczytu kw oty”, m onarcha i w tej potrzebie przyszedł m u z pomocą, co więcej, wyrównał de­ ficyt w bilansie ekspensów i percepty za rok 1781. Postronny obserwa­ tor, nie badający głębiej sprawy, mógłby tej sytuacji Trem beckiemu po­ zazdrościć i w raz z M ierem powiedzieć, że poeta ma życie „różą i laurem usłane”. Trembecki z całą pewnością zdawał sobie sprawę z tego korzy­ stnego dla siebie mom entu i starał się go m aksym alnie wykorzystać. O rder raz jeszcze pozwolił mu uświadomić sobie wielkość w łasnej nędzy m aterialnej. Przerażała go perspektyw a dalszego życia w takim stanie. Chcąc za wszelką cenę zmienić położenie na lepsze, zwrócił się do króla z prośbą o patent na chorągiew pancerną z rangą rotm istrza, w akującą po śmierci Dembińskiego, w ojewody krakow skiego (grudzień 1781), a spotkawszy się z odmową, powziął desperacką myśl zostania duchow­ nym, świeckim lub zakonnym — n ajpierw z nadzieją dojścia do pew ­ nych zaszczytów, później naw et z nich rezygnując, byle osiągnąć spo­ kój i zabezpieczenie starości.

Ten ostatni m otyw ciągle przew ija się w korespondencji z królem. Trembecki, w yczerpany nerwowo ciągłym ścieraniem się z dłużnikam i i bankieram i, podnosił go bardzo serio. Był jednak, zdaje się, także do­ datkow y powód, k tó ry skłaniał go do obrania życia duchownego: poeta poważnie chorował w enerycznie i stracił nadzieję ożenienia się. Równo­ cześnie popadł w depresję psychiczną, tak że zaczęła go naw et prześlado­ wać myśl o samobójstwie. Ucieczką przed tą obsesją m iała być w ła­ śnie „liberia Jezu-C hrista”. Trem becki planow ał bardzo konkretnie. W styczniu 1782 pisał:

około W ielkiejnocy odziewam się w czarne suknie, już nie m ając ich koloru o d m ien ićle.

Spodziewał się przy tym, że do tego czasu król ustanowi go koadiu­ torem dwóch probostw w Krakowskiem. O stateczna decyzja zawisła od opinii b rata królewskiego, M ichała Poniatowskiego, ówczesnego biskupa płockiego i koadiutora biskupa krakowskiego. Opinia w ypadła ujem nie: biskup znał poglądy Trembeckiego i jego twórczość literacką z obiadów czwartkowych; to wystarczyło, by dopatrzeć się w niej „heteirodoksji” . P oetą ow ładnęła „ciężka gorączka”, gdyż zarzut uważał za zupełnie bez­ podstawny. Przyznaw ał się co praw da do łam ania szóstego przykazania i do tolerancji religijnej (z której, ba, był dum ny), lecz z tym wszystkim

18 Dane do biografii poety czerpię głów nie z: S. T r e m b e c k i , Listy. T. 1—2.

(9)

nie czuł się gorszy od innych, chociażby od swego „kolegi czwartkowego biskupa Naruszewicza, tłum acza księgi Ecclesiastae V oltaire’a i najsw y- w olniejszych powieści”, które — tw ierdził Trem becki — „daleko sproś- niejszym i wyrazami, niż są w oryginale upluskał”, ani od samego bis­ kupa płockiego, dla którego charakterystyki nie omieszkał poeta przy tej okazji przypomnieć królowi bajki La F ontaine’a Les anim aux m a­

lades de la peste (Mór wśród zwierząt). W te n sposób wiosną 1782 Trem­

becki znalazł się wśród wrogów Michała Poniatowskiego. Uraza była głę­ boka i pam iętał ją długo, jeszcze przez cały rok następny. W liście do króla z 24 lutego 1783 wypominał: „Adorowana ode m nie ręk a do wszyst­ kiego m i drogę zagrodziła” . Wiosną tegoż roku znowu wspomina o myśli samobójstwa. Ile w tym było pozy, a ile rzeczywistego przeżycia, tru d­ no powiedzieć. Rozgoryczenie jednak było ogromne. N ajgw ałtowniejszy upu st żalu i goryczy dał Trem becki 3 listopada, w liście skierow anym do Stanisław a A ugusta z okazji dw unastej rocznicy jego porwania. Dostało się tam nie tylko biskupowi płockiemu, ale i samemu królowi. Roczni­ ca nastręczyła sposobność powołania się na liczne w łasne zasługi i ofiary poniesione w dotychczasowej służbie. Ton listu był tak obcesowy, że król- poczuł się nim dotknięty do żywego. Trem becki co praw da w dw a dni później próbow ał się w ytłum aczyć z tej „im portunii”, w ypadło to jednak bardzo blado i osad pozostał u obu. G dy do tego obrazu dodamy fak t psucia się, właśnie w r. 1783, stosunków z Ryxem i Corticellim, najżyczliw szym i m u do niedaw na pośrednikam i w kontaktach z królem, uświadom im y sobie, że konflikt między Trem beckim a dw orem nie był wcale błahy. On też nam w yjaśnia m. in. nieporozum ienie następne, w y­ nikłe z wmieszania się Trembeckiego do spraw y Dogrumowej.

M ier nie potrzebował przechodzić takiej ewolucji. Częsty gość K ry- stynopola, przyjaciel Rzewuskich, a w W arszawie — Stanisław a i Igna­ cego Potockich, należał podobnie jak jego ojciec do opozycji antykrólew - skiej. W czasie sejm u 1782 r. baw ił w W arszawie i zaangażował się czyn­ nie do polityki. Gdy od połowy października izba rozgorzała wokół spra­ w y biskupa Sołtyka, posądzonego, nie bez podstaw, o szaleństwo, wydał anonimowo wierszowaną ulotkę, w której solidaryzował się z magnacką opozycją. W oskarżeniu Sołtyka w idział tylko przejaw chciwości jego koadiutora, Michała Poniatowskiego:

Chciwości, z dobrych co m asz ofiary, W bezdennym zrodzona piekle! Jak bez bojaźni, w stydu i kary N iew inność szarpiesz tak w ściek le 17.

17 Do iz b y poselskiej (inc.: „Wolności prawej zapale św ięty ”). B.m. i r. [War­ szawa 1782]. Druk ulotny, egz. BO XVIII-7618-III. Rkpsy: BM 528, k. 87 (jako M i e r a ) ; BC 1461, s. 14— 16; BO 6615, s. 152—153 (pt. Wiersze do iz b y poselskiej

(10)

Zeszły się więc rzeczywiście drogi M iera i Trembeckiego. Lecz nie tylko n a płaszczyźnie krytycyzm u w stosunku do b rata królewskiego. N astąpiły częstsze kontakty osobiste, ucieranie się sądów o „guście” i, jak zobaczymy, w spółpraca literacka. Przytoczone na wstępie obecnej pracy m otto zostało zaczerpnięte z wiersza Miera, napisanego z okazji opuszczenia W arszawy w kilka tygodni po w spom nianym sejm ie r. 1782, ściślej — w drugiej połowie grudnia tegoż roku, w parę dni po pożarze pałacu Radziwiłłowskiego, który, jak wiadomo, spłonął 15 g ru d n ia 18. Wiersz ten jest świadectwem zaawansowanej już przyjaźni między obu poetami.

Odpis Trembeckiego ma w szystkie znamiona igraszki poetyckiej. Nie

przypadkow y jest tu w yszukany układ rym ów (trójw iersze parzyście wiązane: aabccb). Mierowi, jako smakoszowi lite ra tu ry włoskiej, od razu m usiał się on rzucić w oczy. Trem becki z pewnością zdawał sobie spraw ę z m istrzostw a swego Odpisu oraz z faktu, że starościc buski tracił wiele czasu na cyzelowanie własnych płodów. W ym ieniając trzy tygodnie jako czas potrzebny na wygotow anie odpowiedzi rów nej wykończeniem wierszowi Miera, sugerował, że napisał ją od ręki. Sens tego zabiegu był jasny: skoro utw ór napisany bez większych starań jest aż tak m istrzow ­ ski, jakże w ielkim talentem rozporządza jego autor. To podkreślenie w łasnej wartości było potrzebne dla przeciw staw ienia się przesadnie skrom nej postawie swego korespondenta, która w yraźnie go raziła.

Trem becki jednak na tym nie poprzestał. Podkreślił także swoją odrębność poetycką. Swój Odpis bowiem potraktow ał równocześnie jako „posłanie” dołączone do jakichś dłuższych „robót”, prawdopodobnie utw oru o charakterze refleksyjnym , nie w olnym — jak zdaje się to w y­ nikać z w yrażenia: „roboty długie, kolące, zawiłe” — od akcentów sa­ tyrycznych. A chociaż tych „robót” nie znam y (być może, należy ich szukać wśród licznych wówczas saty r n a biskupa płockiego), z samego fak tu przesłania Mierowi utw oru o cechach stylu zupełnie odmiennego niż styl twórczości adresata w ynika, że Trem becki niewiele sobie w isto­ cie robił z estetycznych upodobań swego poetyckiego ryw ala. Zresztą przeciw staw iając się m u i dostrzegając zbieżność charakteru jego w ier­ szy ze stylem w ierszyków Ignacego Potockiego w yrzekał się ich ducho­ wego ojcostwa. Samo bowiem podkreślenie filigranowości tych „zaba­ w ek” umieszczało je w kręgu trady cyjnej już k u ltu ry wyznaczonej przez francuski arystokratyczny salon. Ocena twórczości M iera w ypadła tu tym surowiej, że au tor Odpisu nie dostrzegł w niej oryginalnego ta ­ lentu, lecz coś, co m u już było dobrze znane naw et w Polsce.

podczas sejm u 1782 anno); BJ 185/51 akc., ze zbiorów dzikow skich (pt. Do izby p o ­ selskiej na sejm ie 1782). E s t r e i c h e r (XIX, 255) autora nie notuje.

(11)

Całego bogactwa tego podtekstu M ier chyba jednak nie odczytał. Zestawienie z Ignacym Potockim, czołową postacią ówczesnego świata towarzyskiego i naukowego, starczyć m u mogło za najwyższą ocenę.

Z powyższych rozważań należy wnioskować, że początki przyjaźni Trembeckiego z M ierem nie były łatw e i że w pierw szej ich wymianie poetyckiej zaznaczyła się odrębność artystyczna obu autorów.

2

Więcej św iatła na ch arakter twórczości obu literackich szerm ierzy i na drogi jej ewolucji rzuca następna w ym iana wierszy, przeprow adzona — jak się zdaje — w krótce po pierw szej. Wiąże się ona z „odkryciem ” zapomnianego dziś poety francuskiego Franciszka Joachim a de Bernis (17-15— 1794). P rałat ten, później biskup, arcybiskup i kardynał, fascy­ nował współczesnych nie tylko poezją, lecz i dwornością, inteligencją oraz zmysłem politycznym. Już na początku w ojny siedm ioletniej, jako m i­ nister spraw zagranicznych L udw ika XV, w czasie pełnienia swych obo­ wiązków miał zdradzać „un esprit éclairé et intelligent, non sans dignité”. W młodości pisał w duchu Horacego i A nakreonta. Szybko jednak zdo­ był własny, oryginalny styl, stanow iący jeden z przejaw ów francuskiego rokoka. Jego wym uskane „m ałe w iersze” przyniosły m u żartobliw y przydomek Babet la bouquetière (Elżbietka kwiaciarka) i względy pani de Pompadour. Bernis utrzym yw ał żywy kontakt z praw ie całym ówczes­ nym światem literackim Francji, nie w yłączając V oltaire’a. Jako am ba­ sador w Rzymie walnie się przyczynił do kasacji zakonu jezuitów. Nie przeszkodziło mu to w poemacie La religion vengée, dedykow anym Lud­ wikowi XV, w ystąpić przeciwko wszelkiej postaci m aterialistom : od atomistów i Epikura do Spinozy i współczesnych deistów i pironistów 19.

Trembecki mógł zetknąć się z poezją Bernisa w czasie swoich podróży do Francji w latach sześćdziesiątych, gdyż już w tedy rozchodziły się zbiorki „zabawek” tego autora. Z całą pewnością natom iast rozczytyw a­ nie się w Bernisie polskich pięknoduchów miało miejsce na początku lat osiemdziesiątych. Entuzjastyczne przyjęcie przekładu Ś w iątyn i w Knidos Monteskiusza, dokonanego przez Józefa Szymanowskiego, było tylko jed ­ nym z przejawów przypływ u w Polsce zainteresow ań poezją rokokową. Olroło roku 1780 w tym duchu pisali już: Kniaźnin, Joachim C hrep- towicz, Ignacy Potocki i... A lbert Mier, chociaż każdy na swój sposób. Ich postawa artystyczna była zdecydowanie różna od tej, jaką reprezen­

19 Oeuvre s complètes du cardinal de Bernis. T. 1—2. Londres 1767. Inne w yd.. Paris 1798. Zob. Biographie u niverselle et p o rta tive des contemporains. T. 1. Paris 1826, s. 354—355. — Encyklopedia powszechna. Nakładem S. O r g e l b r a n d a . T. 3. Warszawa 1860, s. 273—274. — Wielka encyklo pedia powszechna. T. 6. Warszawa 1892, s. 539—540.

(12)

towali poeci wczesnego Oświecenia, od Drużbackiej do Naruszewicza, których „rokokowość” wywodziła się w prostej linii z baroku. Nowy styl był produktem Oświecenia. Splotły się w nim hedonizm i libertynizm (zwykle nie w ykraczający poza ram y deizmu) z estetyzm em i „dw orno- ścią”. Oczywiście, nawiązanie do Bernisa stanowi tylko jedno z wielu i nie najistotniejszych ogniw łączących ten prąd z całością odpowiednie­ go n u rtu k u ltu ry ogólnoeuropejskiej. Do rozwiniętej już i bardzo zróżni­ cowanej w Polsce sztuki naśladow ania „pięknej n atu ry ” Bernis, bodaj jedyny, wnosił nowy elem ent: łatwość wierszowania, którą potrafił su­ gerować swoimi „m ałym i” (kilkuzgłoskowymi) wierszami.

W świadomości współczesnych nowy prąd miał charakter opozycyj­ ny w stosunku do panującego klasycyzmu. Tę swoistą antyklasycystycz- ną postawę A lbert Mier m anifestow ał w sposób następujący:

Nic ja nie w ierzę w Muzy, w Parnas, w Apollina, Gust, Gracyje, M iioszki — to są wierszy bóstwa!

Bez tych nie można przecie D owcipnie pisać i grzeczn ie20.

B ernis rzeczywiście był uosobieniem jednego i drugiego: dowcipu i wdzięku („grzeczności”). Gust, którego teoretyczne podstaw y w ykuw ali Szymanowski i Michał Mniszech, stał się nadrzędną kategorią estetyczną i wyznaczył rozbrat poezji z etyką. Sztuka miała starczyć za etykę już choćby dlatego, że była sztuką w ybranych, sztuką elity tow arzyskiej i intelektualnej 21. W krytyce więc klasycyzmu zajmowało rokoko zde­ cydowanie praw e skrzydło. Obca albo wręcz wroga była mu praktyka mieszczańskiego realizm u oraz niesione przez nią m oralizatorstw o i roz­ szerzenie tradycyjnych kategorii estetycznych (wzniosłości i tragizm u) na niższe regiony życia społecznego. Dla poetów rzędu Potockich czy M ierów nowa postawa estetyczna mogła być także w yrazem poczucia wyższości intelektualnej i k u lturaln ej nad dw orskim Parnasem , zupełnie dobrze korespondującej z reprezentow aną przez nich postawą opozycjo­ nistów politycznych.

Specyficzną cechą polskiego rokoka było zachowanie związków z li­ b erty nizmem. Zbyt daleko jednak libertynizm ów nie sięgnął: brak mu było nowatorstwa, ograniczała go powściągliwość w spraw ach społecz­ nych i programowy elitaryzm , co w krótce zdecydowanie odróżniło go od warszawskich „zoilów” , autorów licznych paszkwili politycznych i obyczajowych. W latach siedemdziesiątych nastąpiło „odświeżenie” tego, od wieków w Polsce zakorzenionego, typu literatu ry przez w olterianizm

20 BB 438, k. l.

21 Por. w stęp S. P i e t r a s z k i do: F. K. D m o c h o w s k i , Sztuka rym o-

(13)

i pironizm. W prawdzie w dalszym ciągu w yw lekała ona, i to bez względu na godność atakowanej osoby, najintym niejsze sprawy, nie gardząc ję­ zykiem i problem atyką ulicy, popraw ił się jednak jej poziom literacki, dojrzalsza stała wiedza o człowieku, a miejsce zgorszenia m oralnego za­ jęła kpina z pruderii czy rozw ydrzenia oraz m anifestacja „n atu raln ej”, zmysłowej miłości. Szczytowym osiągnięciem tej lite ra tu ry były P rze­

w odnik warszawski Jan a Czyża i Suplem ent do tegoż przew odnika Jan a

Ancuty, dwa poem aty satyryczne (z 1779 r.), charakteryzujące swywolne panie stolicy, nie wyłączając najbardziej dystyngow anych, i to zarówno z obozu królewskiego, jak z op ozy cji22. Wobec tej radykalizacji n u rtu niektórzy daw ni „pironiści”, w rodzaju Stanisław a K ostki Potockiego czy A lberta Miera, zareagowali wycofaniem się z dotychczasowych pozycji. W arszawskie p o rtrety pióra Czyża i A ncuty raziły polskich wielbicieli „gracji i miłoszek” niewybrednością języka, brakiem artystycznego w y­ kończenia, a przede w szystkim burzycielską, naturalistyczną etyką. A choć dalej nęciły ich pokusy wyżycia się w daw nym rodzaju literac­ kim, zostawali na razie powściągliwi, ba, ostentacyjnie odżegnywali się od poprzednich swoich praktyk.

Nie znaczy to, że także Trem becki poszedł ich śladem. Był on, jak wiadomo, autorem przełożonej z P irona Ody do Pryapa, która stanowi najwym owniejszy dokum ent owej swoistej postawy antyklasycystycznej. U tw ór ten postawił Trembeckiego w rzędzie czołowych pironistów. Jesz­ cze jako zgrzybiały starzec deklam ow ał go swoim gościom. Swoim po­ glądom pozostał w tym zakresie w iem y do końca życia.

Tych kilka uw ag nie ukazuje oczywiście całej złożoności ówczesnego życia literackiego, lecz służy jedynie w prowadzeniu w zagadnienie wza­ jemnego zbliżenia naszych poetów w zakresie poglądów estetycznych. Od Miera pochodzi wiadomość, że Trem becki w skazał m u na B em isa jako na poetę „do w zoru”. Z aw arł ją M ier w podtytule swego drugiego w ierszyka, skierowanego do Trem beckiego i stanowiącego pendant zna­ nego Skoropisu do Miera. Przytaczam go w całości z autografu:

D O P A N A S T A N I S Ł A W A a K T Ó R Y W B E R N I S I E P R Z E C Z Y T A W S Z Y C Z T E R O S Y L A B O W E W I E R S Z E I S A M C H C I A Ł T A K I E P O P O L S K U R O B I Ć , I M N I E N A T O N A M A W I A Ł

Nie wiem , czyli M ówi przecie,

Karle w iersze Że poecie

Już robili, Trzeba pracy.

Czy to pierwsze, Potem , żeby

Które tobie Wiersz byl ładny,

Łatwo zrobię, Nie ma żadnej

Choć Horacy Tu potrzeby:

22 Oba poem aty w przygotowaniu do druku na podstaw ie rkpsu CPAH, zbiór 49: Potoccy, rejestr 2, nr 14.

(14)

Byle m ały, D osyć będzie Z niego chwały. B yć znudzony. Bądźże zdrowy! A ni głow y Ruszaj na to, Żeby z stratą Czasu robić W iersze małe I nietrw ałe, Mogąc zrobić Sztukę wieszczą R ym y twym i, Co się mieszczą Z n a jle p szy m i23. W tym zapędzie

Bym gryzm olił Do wieczora, Na com wczora Nie pozw olił. A le m yślę, Że gdy kreślę Rym y płoche, Ty z tw ej strony Możesz trochę

T R E M B E C K I E G O

Można by sądzić, że intencją tego drobiazgu poetyckiego było od­ wiedzenie Trembeckiego od niefortunnego zam iaru naśladow ania Ber- nisa. N ietrudno jednak dostrzec właściwy zam iar autora: chęć przypodo­ bania się poecie i popisania przed nim w łasną wirtuozerią. Choć nie wiemy, czy Trem becki „popełni” kiedy jakiś wiersz 4-zgłoskowy, rzecz pewna, że w ysyłając Mierowi w odpowiedzi Skoropis, pisany wierszem o zgłoskę dłuższym, zachował z jednej strony pozory, iż z radą przy ja­ cielską się liczył, a równocześnie przyjm ow ał poetyckie wyzwanie, gdyż bądź co bądź jego 5-zgłoskowiec zostaw ał także pod znakiem Bernisa, ba, form alnie był m u bliższy, w rzeczywistości bowiem Bernis żadnego utw oru nie napisał w całości wierszem krótszym od 5-zgłoskowca. Moż­ na by było naw et interpretow ać postępow anie Trembeckiego jako lek­ ki przytyk uczyniony Mierowi do jego słabej znajomości poezji Bernisa. Ale i Trembecki, k tó ry rozczytyw ał się w niej bezspornie, uznając u Francuza m istrzostw o w ierszow ania większym nabożeństwem chyba poezji jego nie dążył, nie widzimy bowiem poważniejszego w pływ u B er­ nisa na dalszy rozwój twórczości Trembeckiego. Toteż można uznać ten kontakt jedynie za przelotny „ flirt” literacki, jeden z w ielu na drodze rozwoju talen tu poety. Voltaire, P iron, Rezzonico, Staël, Nieledinski- -Mielecki, Pope, Spencer — to wcale nie pełny katalog filiacji literackich, mimo których przecież potrafił się Trem becki zdobyć zawsze na dużą samodzielność — pojm owaną oczywiście w „guście” epoki.

Percepcja Bernisa w Polsce nie ogranicza się jednak do dwóch na­ zwisk. Oto Stanisław Kostka Potocki prawdopodobnie w r. 1782, w krótce po w yjeździe M iera z W arszawy, przesłał m u na wieś w yborne „naśla­ d o w an ie” jego stylu (a w parodii pan podstoli był bezspornie mistrzem) n astęp u jący w ierszyk (wszystko tu m ierow sko-bernisow skie: 5-zgłosko­

wiec, frazeologia, dobór motywów, poza i ton): 23 BB 438, k. 14— 15.

(15)

N A W I E R S Z M I R A [!] D O N I E G O

Wśród w iejskich cieni... Na wzór tw ych pieni, W których rym płynie Takiej łatwości,

Ze wśród piękności I praca ginie, W dzięcznym pozorem I ja zwiedziony Iść twoim śladem Chciałem szalony! Tak w ięc m ówiłem : Tutaj nauki. Tu w ysilenia Nie masz i cienia.

Tchnące rozkoszą Kwitną tu róże!

Ani pod nieba Laury się wznoszą — Wszystko tu trzeba Przyznać naturze! Lecz gdy natura, Szepczęć do ucha,

Niem a i głucha Z wzgardą mnie mija, Jak piękność, która Choć w ielu gardzi, Gdy komu sprzyja, Kocha tym b ard ziej2i. Nie dziełem sztuki

W czasach, gdy w kręgu osób najbardziej „dystyngw ow anych” prze­ w ijały się poważne „e p itiy ” (listy poetyckie), w ym iana wierszowanych bilecików stanowiła na gruncie polskim coś nowego. Nie rugow ały one panującego zwyczaju, lecz uzupełniały go nową formą, której domagało się rozw inięte życie towarzy lacja ze sztyw nej ety-uspraw iedliw iały zarówno żartobliwość tonu, jak i dużą swobodę w do­ borze środków stylistycznych, a naw et „eksperym entow anie” w ersyfi- kacyjne. Ta odmiana „listu ” czeka dotąd na opracowanie, a sporo zna­ lazłoby się m ateriału egzemplifikacyjnego, i to nie tylko w literaturze jednego okresu.

Z trzeciej i ostatniej zarazem wym iany wierszy znane było dotąd tylko jedno ogniwo — wiersz Trembeckiego Do Wojciecha Miera bawią­

cego na wsi. Chociaż ten m istrzow ski utwór, jak o tym wspomnieliśmy

na wstępie, budził wśród historyków literatu ry powszechne zaintereso­ wanie, od strony filologicznej jest on zbadany niewiele lepiej niż pozo­ stała twórczość autora Sofijów ki. Dotyczy to także daty napisania utw oru. Pierw si wydawcy (z 1815 r.) napisali: „około 1790 r.” 25. D otrw ała ta data do czasu edycji K otta, k tó ry w oparciu o rękopis kórnicki uznał za uzasadnione przesunąć ją „co najm niej o dw a lata wstecz” (do r. 1788) 2e. O statni głos w tej sprawie przypadł Gomulickiemu, który kiety na rzecz kontaktów (naturalnych), które

3

24 APP 246, t. 2.

25 „Dziennik W ileński”, 1815, t. 1, s. 26.

(16)

stwierdził, że utw ór pow stał w roku 1784. Tym razem za dowód sta r­ czyło spostrzeżenie, że wchodzącą w skład omawianego utw oru „anegdo­ tę o początku F ranków ” zaczerpnął Trem becki z L ettres d’une Péruvienne pani G raffigny i że tę anegdotę poeta „przypom niał sobie pew nie [...] czytając polski przekład Jacka Przybylskiego (Warszawa, Groll 1784, kolportaż od 21 sierpnia)” . Nie mógł przy tym Gomulicki nie zauważyć, że w jakim ś stopniu kolidowała z tym podróż Trembeckiego do Heilsberga i Królewca, rozpoczęta między 10 a 20 sierpnia 1784, a zakończona n a j­ wcześniej w ostatnich dniach stycznia 1785. Tę trudność rozwiązał Go­ m ulicki jednym zdaniem:

Może w ziął [Trembecki] naw et ten przekład do karety podróżnej, która zabrała go pod koniec sierpnia do Heilsberga, w gościnę do autora Monacho-

m a c h i i 27.

Gdyby przekład Przybylskiego rzeczywiście spełniał rolę inspirującą, data 21 sierpnia m ogłaby określić co najwyżej term inus a quo. Pozostało­ by w tedy do ustalenia term inus ad quem , o czym Gomulicki nie wspomi­ na ani słowem. Nieścisłości jednak idą znacznie dalej.

Pokusiłem się przede wszystkim o spraw dzenie owej bądź co bądź ważnej d aty początków „kolportażu” Listów Peruwianki. Jak łatw o było się domyślić, wiadomość została zaczerpnięta z anonsów S uplem entu do „Gazety W arszaw skiej”. Rzeczywiście, w num erze z 21 sierpnia 1784 znajdujem y potw ierdzenie tego przypuszczenia. Jednak po uważniejszym rozejrzeniu się okazuje się, że jest to pow tórzenie ogłoszenia z num eru poprzedniego (z środy, 18 sierpnia), i to w brzm ieniu następującym :

Pod prasą u tegoż drukarza [Dufoura] L is ty P eruwianki przez madame de Graffigny na polski język przełożone.

A więc nie ma mowy o sprzedaży, lecz jedynie o druku. Może więc wiadomość jest nieścisła czy po prostu spóźniona? Dla spraw dzenia sięgnąłem do znajdującej się w Bibliotece Jagiellońskiej korespondencji Jacka Przybylskiego. Tu wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Bo oto Tylm an donosił P rzybylskiem u w liście „z W arszaw y dn. 24 9-bris 84 A-o” :

L is ty P eruwianki są w druku, ale p;eniedzy się Pan nie spodziewaj, ja się

jeszcze biedzę z jego lekcjam i, bom z potrzeby przym u szon y28.

Dopiero 8 grudnia 1784, w liście także pisanym z Warszawy, infor­ mował:

27 G o m u l i c k i , K ł o p o ty „ostrego pió rka”, s. 179. 28 BJ 148, t. 1, nr 179.

(17)

L is ty Peruwianki już w yszły z druku, mam jeden egzemplarz. WWPan

Dobr. masz m ieć 4 p rzjsłane, ale pieniądze w obietnicach, nadziejach i pro­ jektach 29.

Że autora rzeczywiście nie w prowadzono w błąd, przekonuje fak t po­ by tu samego Przybylskiego w W arszawie 18 września tegoż r o k u 3a. W tych w arunkach spiaw a chronologizacji wiersza Trem beckiego wyma­ ga ponownego zbadania.

Ram y czasowe dla pow stania utw oru wyznaczają: d ata dotarcia do Polski wieści o lotach M ontgolfiera 31 — rok 1783 — oraz d ata najwcześ­ niejszego zapisania utw oru — rok 1787.

Balon braci M ontgolfier wzleciał po raz pierw szy 4 czerwca 1783. W ynalazek jednak stał się głośny dopiero po 27 sierpnia, kiedy go 'poka­ zano królowi francuskiem u. Dnia 2 w rześnia rzecz znalazła się w pa­ ryskiej prasie. „Gazeta W arszawska” pierw szą wiadomość o tym w yna­ lazku zamieściła dopiero 8 października. Nie było w tedy jeszcze mowy o możliwości w ykorzystania balonu do celów podróżniczych. Dopiero na­ stępne kom unikaty dostarczały w tym zakresie sensacji. I tak 15 paździer­ nika „Gazeta” doniosła o próbie paryskiej z 19 września puszczenia „bani z koszem [...], w który wsadzony był skop, k u r i kaczka, które żyły w szystkie i zgoła nie zdziczały”, 22 października — o możliwości podróży M ontgolfiera, 8 listopada — o dobieganiu do końca prac nad wielką banią z galerią, do której „jeden rzem ieślnik i sam P. M ontgolfier wsiądą bez w ątpienia i podniosą się z tą m achiną”, i wreszcie 12 listopada — o tym, że „jeden z rzemieślników, jako też i pan P ilastre du Rosier, i sam naw et JP a n M ontgolfier kilka razy z tą machiną podnieśli się” 32.

Z tych danych wynika, że Trembecki, siedzący w tym czasie w W ar­ szawie, swój wiersz do Miera zaw ierający wzmiankę o locie Montgol­ fiera najwcześniej mógł zredagować na początku listopada 1783, a więc tuż przed zimą. Ta data jednak, jako zbyt późna, kolidowałaby z treścią utw oru, który opiewa uroki wsi. Na tej podstawie wykluczam y rok 1783.

D rugą granicę czasową wyznacza rękopis Biblioteki Narodowej 6758 akc. (s. 124— 137), datowany na rok 1787; wchodziłby więc w grę także rok 1785 i dwa następne. W istocie jednak i w tych latach poeta nie mógł tego w ierszyka napisać, a to ze względów następujących:

Bezpośrednio po powrocie z Królewca (zima 1785) Trembecki zetknął się ponownie z Mierem, którego do W arszawy, jak się domyślamy, ścią­ gnęła głośna od sejm u grodzieńskiego spraw a Dogrumowej. Mier oczy­ wiście stał po stronie Czartoryskich. Przed przyjacielem jednak, za ja ­ kiego miał Trembeckiego, nie chował tajem nic i zwierzył mu w pierw ­

29 BJ 148, t. 1, nr 185.

30 List do ks. L. M iaskowskiego. BJ 148, t. 1, nr 182. 31 Wzmianka w tekście.

(18)

szych dniach lutego 1785 treść listów wym ienionych między C zartory­ skim a cesarzem Józefem I I 33. Mier, zdaje się, był także głównym infor­ m atorem Trem beckiego co do innych poczynań opozycji. Trembecki, któ­ ry z kolei dostarczał wiadomości królowi, był o tyle lojalny wobec kolegi, że zwlekał z ich przekazyw aniem i usiłował złagodzić ich wymowę, co niedwuznacznie w ynika z jego korespondencji. Na dworze jednak tajem ­ nica długo nie dała się zachować. W połowie kw ietnia czynił Trembecki królowi wymówki, że jego listy przedostają się do rąk niepożądanych osób (musiało się to odbić ujem nie na stosunkach z Mierem). K om prom i­ tując się w oczach przyjaciół tym usilniej stara się teraz Trembecki w ku­ pić w łaski króla. Je st naw et gotów pojechać za księciem C zartoryskim za granicę i śledzić jego kroki. Gdy król tę ofertę odrzuca, dochodzi 11 czerwca do otw artego starcia, najostrzejszego, jakie kiedykolwiek miało miejsce w dziejach stosunków między poetą a królem. Przegraw szy na obu frontach, Trem becki stara się jak najszybciej opuścić stolicę. 3 sierpnia otrzym uje pozwolenie na w yjazd do Gdańska, gdzie będzie ba­ wił od sierpnia do m aja roku przyszłego.

Ten krótki przegląd biograficzny pozwala stwierdzić, że rok 1785 za­ chwiał przyjaźnią Trembeckiego z Mierem. Ten fak t zwalnia od po­ ważnego brania w rachubę dat późniejszych. Ponadto z treści wiersza wynika, że Trem becki posyłał go na wieś po dłuższym niewidzeniu się z Mierem. Ponieważ M ier opuścił W arszawę najwcześniej wiosną, a Trem ­ becki mógł swój wiersz wysłać, tylko z W arszawy, najpóźniej latem, okres parumiesięcznej rozłąki jest zbyt krótki, by staiczył na m otywację tego listu. Wreszcie Trem becki zapraszał Miera na zimę do W arszawy, by się nim i „stołeczni dzielili”. Gdyby to zaproszenie redagował latem 1785, kolidowałoby ono z jego ówczesnym zam iarem w yjazdu na dłuższy okres czasu do m iast północnej Europy (na Gdańsku nie chciał poprzestać). Wiersz więc Trem beckiego nie mógł powstać także w r. 1785, a tym bardziej później, gdy już i m ania aerostatyczna przygasła.

Zostaje w ten sposób jedynie rok 1784. Należy z niego wyłączyć okres podróży królew ieckiej (trw ającej, jak wiemy, od sierpnia do początku roku następnego), gdyż w czasie jej trw ania utw ór ten nie mógł powstać, a to z dwóch względów: 1) W utw orze nic nie w skazuje na to, że pisany był w podróży. Przeciwnie, aluzje do życia wielkomiejskiego w yraźnie wiążą go z W arszawą. 2) Wiersz jest pochwałą uroków wsi. O zimie i skróceniu się dnia autor mówi w czasie przyszłym . U tw ór więc pow stał najpraw dopodobniej latem, nigdy zaś późną jesienią, gdy np. Trem becki był w Królewcu.

Na tej podstaw ie uw ażam za pewniejsze przypuszczenie, że Trem ­ becki pisał swój list tuż przed wyjazdem, gdzieś w sierpniu. Zapraszał

(19)

M iera na zimę, bo przew idyw ał wtedy, że wyjeżdża na czas trw ania sejm u, tj. tylko na jesień. Rolę zaś inspiracyjną spełnił chyba nie prze­ kład, lecz oryginał Listów Peruw ianki, jak to zresztą wynika z cytow ane­ go przez Gomulickiego przypisu autora, w którym ty tu ł dzieła pani G raf- figny został podany w języku francuskim .

W pochwałach dla M ontgolfiera i jego „bani” mimo swego bezspor­ nego entuzjazm u dla aerostatyki dał się Trem becki wyprzedzić innym. Z Polaków jednym z pierwszych, którzy zarazili się chorobą balonową, był Ignacy Potocki. Jesienią 1783 bawił on w Lyonie i 18 listopada był tam świadkiem balonowego fajerw erku, do którego zużytkowano w y­ nalazek M ontgolfiera 34. Z tej okazji w ysłał Potocki do Joachima (Chrep- towicza?) list poetycki podejm ujący w pew nym sensie motyw anegdoty pani de G raffigny:

Greczyn do nieba, jeśli każesz, w zięci — M ówił do Rzym ian Juvenalis żartem. Nie żartem lekkość przes

2

ła do Paryża, Skoro M ontgolfier sw e powietrze w z n ie c i85.

L isty P eruw ianki niekoniecznie więc m usiał przypomnieć Trem bec­

kiem u przekład Przybylskiego i niekoniecznie aż tak późno. Zresztą skojarzenie anegdoty pani de G raffigny z w ynalazkiem braci Montgol­ fie r dla ludzi obeznanych z literatu rą francuską w tym stopniu co Trem becki nie stanowiło żadnego problemu, tym bardziej że szał aero- statyczny w 1784 r. nie tylko nie ustaw ał, ale jeszcze przybierał na sile. O garnął on i Polskę. W ystarczy wymienić tu taj: wypuszczenie w W ar­ szawie — przez Okraszewskiego, w obecności króla — pierwszego balo­ nu, już 12 lutego 1784, dokonyw anie podobnych eksperymentów na W arm ii przez biskupa Krasickiego (koniec stycznia), a przez innych w Krakowie, w K am ieńcu i Puław ach, ukazanie się broszury Józefa Osińskiego Robota m achiny pow ietrznej p. M ontgolfier oraz częste w zm ianki w prasie o ruchu aerostatycznym na Zachodzie36. Z okazji lotów innego głośnego aeronauty Blancharda, posypały się wiersze. 2 czerwca „Gazeta W arszaw ska” zamieściła przekład epigram atu ks. Cunicha Do B lancharda37, tego samego, k tó ry przełożył także Adam Naruszewicz (inc.: „Mało um rzeć na ziemi, Śmierć przydała wady”) 38. 34 K. M. M o r a w s k i , Ignacy Potocki. Cz. 1: 1750— 1788. Warszawa 1911, s. 118—120. D atę fajerw erku lyoń skiego z opisem wydarzenia zam ieściła „Gazeta W arszaw ska”, 1783, nr 104 („Z Lugdunu, dnia 30 listopada”).

35 BK 1619. IX. 267, s. 24. U tw ór ten opublikował M o r a w s k i (op. cit., s. 118—120) na podstaw ie rkpsów A P P i TPN.

*• T r e m b e c k i , Listy, t. 2, s. 45—46.

87 T r e m b e c k i , Dzieła w s z y s t k ie , t. 1, s. 280.

38 Rkpsy: BN 5140 akc., s. 144— 145 (pt. „Wiersz na balon p o w ie tr z n y r. 1784, przez X. N a r u s z e w i c z a ”); BR, Teka Erzepkiego 1322/2, s. 19 (pt. „Wiersze

(20)

W tym że roku pisze Naruszewicz ponadto inny utw ór — Na balony (inc.: „Niechaj Francuz sobie la ta ”) 39. Latem nazwisko B lancharda staje się w Polsce nie mniej głośne niż Montgolfiera. Czas powstania wiersza Trembeckiego przypada więc na szczytowy p u n k t m anii aerostatycznej w Polsce.

P rzy trzeciej w ym ianie w ierszy stroną inicjującą był znowu A lbert Mier. To on nazw ał siebie „w ieśniakiem ”, wprowadził m otyw „wdzię­ ków F lory i Pom ony” i przeciw staw ił życie wiejskie, miejskiemu. P rzy tej okazji nie omieszkał w yrazić się krytycznie o przekładzie Franciszka Karpińskiego Ogrodów D elille’a. Z lek tu rą tego dzieła „w ieśniak” trochę się spóźnił, bo tom 3 Zabawek wierszem i prozą zaw ierający ten prze­ kład był już do nabycia 23 lipca 1783 40. N aw et gdyby czytał je w osob­ nym wydaniu, sytuacja niewiele zm ieniłaby się na lepszą, gdyż ukazało się ono tylko dwadzieścia dni p ó ź n ie j41. Oddalenie od stolicy uspraw ie­ dliwia jednak M iera w zupełności.

List Miera, który nie był dotąd nigdzie publikowany, zamieszczam w całości, w raz z w ariantam i redakcyjnym i. Ponieważ zaś te odm ianki tekstu zostały już naniesione w „czystopisie”, należy przypuścić, że Trembecki otrzym ał w iersz w redakcji pierw szej, wcześniejszej, nie po­ praw ionej. Oto brzm ienie redakcji ostatecznej:

D O P A N A T R E M B E C K I E G O

W ieśniak od m iasta daleki, Co w głąbi swojej zaciszy, Całe już m inęły w ieki, Jak nic o tobie nie słyszy,

Chce p:'sać wierszem do ciebie. Ta śm iałość warta nagany

I w tej gw ałtow nej potrzebie, Jak być m ogę w ysłuchany, K iedy, cały zatrudniony 10 W dzięki Flory i Pomony,

Zapom niałem już był w lecie, Że Apollo jest na św iecie. Insza jeszcze jest przyczyna,

na wynalazek kuli po w ietrz n e j, czyli Ballon volant, w y n a lezio n y we Francji 1783, na której i ludzie latania dośw iadczyli, przez jednego profesora Akademii Lipskiej

napisane. Tłom aczenie JWX. Adama N a r u s z e w i c z a , koadiutora biskupa sm o­ leńsk iego”. Z rkpsu H. R ogalińskiego w TPN 755).

39 CPAH, zbiór 228: Kolekcja rę kopisów z zakresu historii literatury i pra w a, rejestr 2, nr 14. — BR 1322/2, s. 21: Le ballon aérostatique (polskie tłum aczenie N a r u s z e w i c z a ) . Z rkpsu H. R ogalińskiego w TPN /55, s. 672. Inną kopię za­ w ierał rkps rew indykow any z Petersburga, sygn. Pol. F.XIV, 11.

40 Ogłoszenie w: „Gazeta W arszawska”, 1783, nr 59. 41 Zob. Ibidem, nr 63, z 13 VIII.

(21)

Dla której podcbno z czasem Latony porzucę syna

I pożegnam s*ę z Parnasem: Nie w k astalskim pew nie zdroju S zczęśliw ości szukać trzeba. N ie tam kryć cię zw ykły nieba, 20 O, słodkie bóstw o pokoju.

Od bóstw a stroniący wierszy Tobie hold oddaję pierwszy, Twoich n iew .nn ych słodyczy Dziś me sobie serce życzy. Odm ieniłem już się w cale W nieprzyzw oitym zapale.

D zieło liche ile razy

Wpadło w moje ręce pierwej, M ścić się chciałem za urazy 30 Boga Gustu i M inerwy.

W nieustannej b yłem w ojnie. Dzisia tylko żyć spokojnie Mym zam iarem jest prawdziwie. N aw et pełen ducha zgody,

Chciej m i w ierzyć, że cierpliwie Polskie przebiegłem O grody. Stać się celem n ien aw iści Dla laurow ych kilku liści I trzy stracić życia ćwierci, 40 Żeby k !edyś żyć po śm ierci —

Do podobnych ja korzyści N ajm niejszego nie chcę prawa. Apollina córką — Sława.

Ta niech m ieści w pierwszym rzędzie Tego, co jej w dzięk ów chciwy. Niech on sob!e sław n y będzie, A ja w olę być szczr śliw y. Prawda, że w tw ojej osobie Przeciw ne m amy przykłady. 50 Nie śm ie ani m oże tcble

Szkodzić sw ym i Zaw iść jady. Ty wśrzód zgiełku ży j°c m iasta,

Gdy twa sław a co dz'eń wzrasta, Życie um iesz tw e ukrywać. Przez nieznane um iesz cuda W pckoju chw ały używać. Ale m nie się to nie uda: Widzi k w iaty na sw ym brzegu I spckojm e p łynie rzéka, 60 Ale strum yk coraz w biegu

Now e zaw ady s p o ty k a 4*.

42 BB 438, k. 22. Przytaczam odmiany tekstu: 21: Od bó stw a str onią cy / Co od bóstw a stronisz; 27: Dzieło liche / Głupie dzieło ^ Liche dzieło; 32: Dzisia / Dzisiaj;

(22)

Przebiegłszy zamieszczone w przypisach odmianki tekstu trudno pow strzym ać się od w yrażenia uznania dla wyczucia estetycznego Miera. W szystkie poprawki są bardzo trafne, gdyż dzięki nim utw ór zyskuje bądź na obrazowości, bądź na zwięzłości. Tylko u najlepszych m istrzów pióra można spotkać się z tak um iejętną realizacją tych kryteriów .

W iersz Do pana Trembeckiego zestawiony z odpowiedzią Trem bec­ kiego pozwala uchwycić odrębność obu postaw twórczych. Miera zawsze pożerała żądza sławy literackiej, am bicja, k tó ra z czasem przekształciła się w nieuleczalną obsesję. Toteż nie trzeba zbyt serio brać maski wieś­ niaka, szukającego ponoć w w iejskiej zaciszy „słodkiego bóstwa poko­ ju ”. Przeciwnie, spoza niej w yziera kom pleks niższości i zawiść wobec powodzenia ludzi m iasta. Także w yrzeczenie się satyry i spasowanie w walce ze złym gustem jest tylko czczą deklaracją. M ier nigdy ani z jednej, ani z drugiej nie zrezygnował. Dopiero wówczas czuł się w swoim żywicie, gdy komuś wsadził szpilę. Przecież i tu taj, choć m i­ mochodem, uczynił to K arpińskiem u.

Trem becki nigdy nie przyw iązyw ał większej wagi do swojej tw ó r­ czości. Rzadko w niej wspom inał o sobie, nie troszczył się o jej losy. Kom pleksu nie miał, zdawał sobie spraw ę ze swego talentu, lecz równo­ cześnie wiedział dobrze, jakim go m usiał okupić wysiłkiem. W brew tem u, co się o nim mniema, pisał m ało i w trudzie. Życia miejskiego m iał powyżej uszu, toteż tęsknota za urokam i wsi jest u niego jak n a j­ szczersza. Przekład Ogrodów D elille’a mógł i jem u nie przypaść do gu­ stu, ale chyba z innych zupełnie powodów. Miera denerw ow ała nie­ udolność przekładu. Trem becki mógł mieć zastrzeżenia przede wszystkim do orygirału. Nie tylko cbcdziło o D elille’owską krytykę rckokowych „żardynów ”, naw et nie o przeciw staw ienie im na modłę angielską za­ sadzonych klombów drzew i w prow adzenia do całości bardziej n atu ra l­ nego ładu, lecz o sentym entalną postaw ę i o patos dla samego patosu. Trem becki m iał już za sobą „opis” Powązek Izabelli Czartoryskiej, Po­ lanki Stanisław a Poniatowskiego i G órki jego ojca — Kazimierza Po­ niatowskiego. Nigdzie jednak nie poddał się ckliwej nastrojowosci, co staje się nie byle jakim przym iotem , jeśli zważyć, że właśnie nastrojo-33: M y m zam iarem / Moim celem ; 35: Chciej m i w ierzyć, że cierpliw iej Chciej w ie ­ rzyć, że już cierpliw ie [wariant późniejszy przekreślony, zachowany — w cześn iejszy]; 36: Polskie prze biegiem / Polskiem czytał już; 37: celem nienawiści/ ofiarą zawiści; 39: I tr z y stracić/ Lub stracić dwie; 45: s ł a w n y / sław nym ; 48: m a m v / w idzę [war. II, zachowany war. I]; 54: P rzez nieznane u m iesz cuda/ Umie z cudem osobliwym ; 55: ch w a ły/ sław y; 56: Ale mnie się to nie udaj Ja żeby tak być szczęśLwym , A ni się m ogę spodziew ać [war. I], Ja nie jestem tak szczęśliw y [war. II], Mnie się p ew nie to n ie uda [war. III].

(23)

wość stanow iła istotę stosunku Czartoryskiej do swego d z ie ła 43. Trem ­ becki we wszystkim pozostał poetą-intelektualistą, a gdy folgował uczu­ ciom, był to nie nastrój, lecz wzruszenie. W Powązkach z okazji w pro­ wadzenia postaci kam eduły pozwala sobie dostrzec w jego brodzie „okrasę greckich m ędrów i capów lubieżnych” (humor zawsze był prze­ jawem zintelektualizow anej postawy), a przy opisie „chałupinki” — dworować z nieregularności jej kominów. M ier co praw da także kiero­ w ał się „dowcipem”, lecz u niego przejaw iało się to głównie w igraszce słów, w sztuce pozowania i gry dla niej samej, u Trem beckiego ponad­ to — w walce idei, w żywym zaangażowaniu w najw ażniejsze proble­ m y epoki.

W w ierszu do Miera chodziło również o problem kluczowy, o stosu­ nek do przyrody. Smakowi Trembeckiego także nie odpowiadał daw ny styl Le N ôtre’a, ale w jego k rytyce poszedł dalej niż francuscy propa­ gatorzy angielskich ogrodów (w ich adaptacji pozbawionych już angiel­ skiego ducha); jednak nie w kierunku russoizmu czy ossjanizmu, lecz — „realizm u” : w kierunku sensualistycznego pojm owania przyrody, zacie­ kawienia jej życiem, chęci partycypow ania w odwiecznych zajęciach człowieka — rybołówstwie i myślistwie. A choć przenoszenie „nieuczo- nych tonów ” pasterki „słońcem bru k an ej” n ad w ystęp paryskiej śpie­ waczki operow ej należy uznać za przesadę, to z tym w szystkim wiersz

Do Wojciecha Miera pozostanie m anifestacją nowoczesnego klasycyzmu,

tej jego odmiany, która jest bardzo bliska kontynuatorom i odnowicie­ lom klasycyzm u XX wieku.

4

K ontakty literackie M iera z Trembeckim nie ograniczają się do po­ trójnej w ym iany wierszy. Ich nazwiska związane są także z osiem nasto­ wiecznym przekładem Andromachy Racine’a. Chociaż inform ację o tym podają zarówno Kopystyński, jak i B ern ack i44 dotychczasowi wydawcy pism Trembeckiego przechodzili nad nią do porządku dziennego. Chyba po prostu nie bardzo wiedziano, skąd wiadomość pochodzi i gdzie szukać tekstu przekładu. Niewiele też na ten tem at mógł ostatnio powiedzieć Gomulicki w notatce Dziwne losy „ Androm achy” 45. On także nie w ska­

43 Sz. Z u g opisał w 1784 r. ogrody położone w W arszawie i jej okolicach. Przekład w: „A teneum ”, 1845, t. 3, s. 74—104. Рог. [I. C z a r t o r y s k a ] , Myśli

różne o sposobie zakładania ogrodów. [Wrocław 1805].

44 W. K o p y s t y ń s k i w e w stępie do w łasnego przekładu tragedii R a c i n e ’ a (Lwów 1859, s. VII). — L. B e r n a c k i , Teatr, dra m a t г m u zyka za Stanisława

Augusta. T. 2. Lw ów 1925, s. 200, 352. — E s t r e i c h e r (I, 391) zam iast A n d ro ­ m ac h y m ylnie podał Ifigenię.

45 J. W. G o m u l i c k i , D ziw ne losy „A n d ro m a c h y”. „Nowe K siążki”, 1959, nr 5, s. 302—303.

(24)

zał źródła wiadomości. Tymczasem pochodziła ona od Franciszka K sa­ werego Dmochowskiego, k tóry ją zamieścił w 1802 r. w recenzji trzech świeżo w ydanych tragedii w przekładzie Adama Rzyszczewskiego, dziś zapomnianego, niegdyś głośnego kasztelana lubaczew skiego46. Z tegoż źródła zaczerpnął wiadomość E streicher i Kopystyński, na którym z kolei o p arł się Bernacki. P rzy okazji w arto sprostować jedną z omyłek Estreichera. Mianowicie: w edług jego w ykazu dram atów Trem becki miał być także tłum aczem innej tragedii Racine’a — Ifigenii w Aulidzie. Wia­ domość ta, niczym poza tym nie potw ierdzona, pochodziła, jak łatwo się domyślić, ze zbyt pośpiesznego i nieuważnego odczytania notatki Dmochowskiego. Dmochowskiemu chodziło, jak byśmy dzisiaj powie­ dzieli, o dzieje percepcji Racine’a w Polsce. Zanim więc recenzent prze­ szedł do pracy Trembeckiego, wspom niał daw ny przekład Andromachy dokonany przez Stanisław a M orsztyna. W łaśnie to pośrednie ogniwo kom pozycyjne E streicher przeoczył. N otatka Dmochowskiego brzm iała następująco:

Za naszych czasów przekładał tę samą tragedią [Andromachę, Estreicher zaś odczytał: Ifigenię], Trembecki, którego tak w iersza harmonia, ślachetnośó w yrażenia, kładzie na czele rym otwórców polskich. Zajęty innym i pracami, nie m ogąc tego tłum aczenia dokończyć, oddał je znanem u W ęgierskiemu, który przełożył akt trzeci, a JP. W ojciech Mier m iał ostatnie dwa akty zrobić. Lubo na tej tłum aczów zmianie m usiałaby coś tak piękna trajedia stracić, m iłą by przecież było rzeczą dla ludzi znających się na sztuce pisania widzieć, jak te trzy w praw ne i słusznie szanow ane pióra w oddaniu piękności R asyna w alczy­ ły, osobliw ie szkoda, że praca Trem beckiego zostaje w ukryciu, który najlepiej był zdolny okazać, jak Racina przekładać należy 47.

Trem becki więc przykładał się tylko do tłum aczenia Andromachy i czynił to na spółkę z W ęgierskim i Mierem. A utorytatyw ność źródła jest dostatecznie wysoka, byśm y ją mogli podawać w wątpliwość. Jed y ­ nie co do M iera rozporządzam y innymi, bardziej spraw dzalnym i dowo­ dam i autorstw a. Wiadomo bowiem, że całą tę tragedię jako w łasny przekład doprow adził on do w ystaw ienia w teatrze krakow skim w 1829 r . 48, i że p rzy tej okazji opublikow ał pod w łasnym nazwiskiem fragm enty w szystkich pięciu a k tó w 49. Współcześni poświadczyli, że dzieło swoje gładził latam i i lek tu rą jego fragm entów od daw na raczył

48 „Ifigenia w A u lid z ie”, trajedia Rasyna. „S em iram is” i „Śmierć Cezara”,

trajedie Woltera. Przekładania Adama R z y s z c z e w s k i e g o . W W arszawie 1801.

47 „Nowy Pam iętnik W arszawski”, 1802, t. 8, s. 102— 103.

48 K. E s t r e i c h e r , Teatra w Polsce. T. 3. K raków 1879, s. 210—212.

49 A kt I, sc. 2; ek t II, sc. 1; akt III, sc. 8; akt IV, sc. 5; akt V, sc. 5. „Rozmaitości N auk ow e”, 1829.

Cytaty

Powiązane dokumenty

 dofinansowanie części kosztów wynagrodzeń dla organizacji prowadzącej działalność gospodarczą ze spadkiem przychodów z

f) dane osobowe uczestnika mogą być przekazane, udostępnione przez administratora innym podmiotom w celu realizacji przez niego obowiązków organizatora promocji

Głosi ono ogólnie, że własności przysługujące układom złożonym i prawidłowości, którym te układy podlegają, sprowadzają się (w różny sposób) do:

Podaj specyfi kację zadania i skonstruuj rekurencyjny algorytm w po- staci programu realizujący konwersję liczb zapisanych w systemie o podstawie p, gdzie p jest dowolną

Ocena oraz kontrola badań (a także kontrola środków finansowych) też miała/ma się odbywać wewnątrz korporacji – według kryteriów przez nią wypracowanych: „ z jednej

Ewidencja wojskowa – zbiór dokumentów dotyczących: żołnierzy w czynnej służbie wojskowej oraz będących w rezerwie, osób podlegających rejestracji, kwalifikacji

Jedną rzecz tylko mogę powiedzieć: daj część z siebie innym, ludziom innej wiary, ludziom innej krwi - spokojnie tłumaczy Nimrod. - Bądź

Administrator Danych wyznaczył Inspektora Ochrony Danych, z którym może się Pan/Pani skontaktować w sprawach ochrony danych osobowych i realizacji swoich praw pod adresem