• Nie Znaleziono Wyników

Rok ostatni panowania Zygmunta III : obraz historyczny. T. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rok ostatni panowania Zygmunta III : obraz historyczny. T. 2"

Copied!
144
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

R O K

ZYGMUNTA III.

(4)
(5)

R O I i

O S T A T N I TANO W A N I A

Z Y G M U N T A I I I .

/ O B R A Z H I S T O R Y C Z N Y

T R Z E Z

J O Z E F A I G N A C E G O K R A S Z E W S K I E G O -

Historia ijnocjuomotlo scrip ta d e le c t a t.

Plinius'

T OM 2.

W D R U K A R N I A . D W O R C A .

1 8 3 3.

(6)

P o z w o lo n o d ru k o w a ć, z o b o w ią zk iem zło i e n i a w K o m ite c ie Cenzury trzech E x em p la

r z y . "Wilno 22 Lutego i8 5 3 roku.

Cenzor

,

Paw eł Kukolnik.

(7)

C z y t e l n i k biorący tę pow ieść do rę­

k i , p ow in ie n zda mi się, w r ó ż y ć sobie, z samego t y t u ł u , ze prędzej nad nią zaśnie, ni źli się uśmieje,

W przedpokojach z a m k o w y c h , zgro­

madziły się nazajutrz poufałe d w o rs k ie osoby, w s z y s c y niepewnością miotani, o c z e k i w a l i za kaźdcm ot w ar c ie m po­

d w o j ó w od komnat s yp ia ln yc h, w i a ­ domości o zd ro w iu Kró la. Pomimo

słabości b o w i e m i niedołężności Z y g ­ munta jako Króla, w i e l e osób ż a ł o w a ­ ło go jako cz ł o w ie k a , kochało jak do-

(8)

brodzieja. Taż słabość charakteru i niedbalstwo w sprawach k r a j o w y c h , które tak w i e l e i ludom i jego s ła w i e szkodziły, czy ni ły go w życiu p ry w a t - nćm, ł a t w y m i przystępnym a nawet dobroczynnym, gdyż nie umiał opierać się żądaniom cudzym i jednej tylko szu­

kając spokojności, o k u p o w a ł najczę­

ściej jćj posiadanie, w ie l k i e m i ofiara­

mi.

— Coż słychać między Ichmośeiami now eg o ? zapytał zbliżając się do roz­

m aw iaj ący ch a v przedkomnaciach Den- hoffa, Ossolińskiego i Alberta R a d z i - w i ł ł y , D a n i łł o w ic z . Raczcie też mi co udzielić z wiadomości w a s z y c h ?

— • Chętnie byśmy to uczynili , od ­ p ow ie dz iał Ossoliński, lecz sami nic ta­

kiego nie w ie m y , co b y w a m w a r to b y ­ ło udzielić. Żadnej znaczącej nie ma

odmiany, dziś K ró l Jegomość ma Nun- cijusza Papiezkiego pr zyjmować. Po-

(9)

.słano talcźe po Tana Brożka, za radą J e z u i tó w , aby z obr ot ów g w ia zd w y - w r ó ż y ł nam szczęście lub nicpomyśl- jiośó i od k ry ł skutki, jakie ta choroba pociągnie za sobą.

— Mądry to c z ło w i e k , o d e z w a ł się Denhołl, potrząsając głow ą, drugi w ż y ­ ciu sw oje m tyle nic przeczytał, ile on napisał. Zna się także niepospolicie na medycynie i prócz w y r o k u astrologi­

cznego, samą nauką lekarską pomodz może.

— Z a p e w n e — odpowiedział Ks . Albert R a d z i w i ł ł , aleć i astrolog z

■liego nie p o s p o l i t y ! . . On to przepo­

w ie d z ia ł zamach Piekarskiego na ż y ­ cie K ró la i napad Napierskiego na Czorsztyn, i) — Przynaymniej, taka b y ­ ła fama. Dziś zaś kiedy dzięki Bogu,

Kr ól Jegomość ma się ni e ró w n i e le-

i) riist.

Tom I I . 2

(10)

p i e j , i bez astrologa mieć możem na­

dzieje, ze go me d yc y w y l e c z ą , gdyby tylko Pan Stanisław Herka (i), chciał p r z y b y ć ! — on co tylu juz od w y r a ź ­ nej śmierci odratował.

— Pan H e r k a ! o znamy go z imie­

nia, r z e k ł Ossoliński — m ó w i ą o nim źe c u d ó w dokazuje , i tych tylko o- calić niemoże, którym w i e k et inorta- litatis humaria umierać ka ż ą! —

— T o nam tu i Pan Herka n i e w i e ­ le p o m o ż e — r z e k ł smutnie DenholT, boć pono K r ó l Jegomość sześćdziesiąt już szósty rok sobie liczy . . .

— G o r z k a to dla nas pra w da, prz e­

r w a ł R a d z i w i ł ł , która nam nieraz i ostatnią odrobinę nadziei odejmuje.

Próc z w i e k u jeszcze , częste słabości, utrapienia, zgryzoty, niepokoje o d w ł a -

i ) H i s t . Osoba.

(11)

snych poddanych, przyśpieszają koniec jego, tak dla nas smutny.

Gd y to m ó w i ł Kareta Nuncijusza sta­

nęła na p od w ór cu z a m k o w y m , i on sam z liczną assystenciją duchownych, mię­

d zy któremi byli i d w a j K r ó l e w i e c , B i ­ skupi Ferdynand i Alb ćrt, w s z e d ł na pokoje i n i ez w ło c zn i e udał się do K ró la . P rz y ją ł go Zyghmnt na s w o ­ im krześle, okazując p r z e c i w z w y k ł e j sobie obojętności, w i e l k ą radość z jego prz y by ci a zaczęła się r o z m o w a , juz nie jak z a w s z e o religijnych sporach i in teressach, ale stosowna do poło­

żenia Króla, w której z ust Posła P a ­ pieskiego , brzmiały pociechy jakie tylko religija nastręczać może. M o w a , w e j rz e n i a , postawa, w sz ys tk o w p r z y - by łcu o k a z y w a ł o wys ok i stopień polo­

ru i na u ki ; ź nadzw ycz ajn ą u w a g ą , w p a t r y w a ł się on w w y b l a d ł e oblicze

(12)

Zygmunta i jak by w nićm co niepo­

myślnego w y c z y t a ł , coraz smutniej­

szym się zd awa ł.

Ani też w tern co dziwn eg o było , że stolicy Apostolskiej posłaniec, smu­

ci ł się w i d z ą c ku gro bo w i nachyla­

jącego sio K ró la , gdyż Zygmunt b y ł jed­

nym z najposłuszniejszych i najpodan- niejszych jej M ona rch ów . Przerażała całe d uc ho w ie ńs tw o, sama myśl jego z g o n u , który zmieniając całkiem ich położenie, w y d a r ł by im prze wag ę ja­

k ą mieli i z pr ze w od z ąc yc h na uciśnio­

nych mógł zamienić. N i ew ie lk ie b y ­ ł y ich nadzieje na W ł a d y ł a w i e , któ­

r y miał silną partiję za s o b ą ; bo ten zrodzony i w y c h o w a n y w roz wi ązł o­

ści, nie lubił K s i ę ż y , Jezuitów i ca­

łej ćmy ich z w o l e n n i k ó w , uganiał się za wesołą młod zi eżą , p rze pyc he m i kobietami.

(13)

Nuncijusz siedząc blisko godzinę roz­

ma w iał , już to z Ks. Marquat, już z innymi otaczającemi ich os ob a m i, bo K r ó l l e d w i e s ł ó w kilka się o d e z w a ł , zdając się być osłabionym i do roz­

m o w y niesposobnym. Po tym pr ze ­ ciągu czasu^ o d b y w s z y z w y k ł e poże­

gnalne ce re m o ni je , oddalił się Nu n­

cijusz i z a le d w i e nogę za prog k o m ­ naty kr ól ew sk ie j p rz e ło ży ł; roskazał jednemu z Dw or z an , aby do niego k r ó ­ l e w s k i c h z a w o ł a ł D o k t o r ó w , oznaj- mując, iż ma im rz e cz w i e l k i e j w a g i przełożyć. W moment zabrali się p o­

w a ż n y c h min mędrce, między k t ó ry ­ mi znajdowali się także, tylko co przy­

byli, oc ze k iw a ni pan B ro że k i Ilerka.

W s z y s c y z oznakami uszanowania o- toczyli milczącego dotąd Nuncijusza , a on po ch w i li odez wał się z miną su­

r o w ą , w języku łacińskim.

(14)

— Mości P a n o w i e , upewnialiście mnie i sam w p r z ó d y gruntując się na s ł o w a c h w a s z y c h mniemałem, ż e K r ó l nie jest w c a l e w nagłem i natarczy- w e m niebezpieczeństwie, źe prędki i dobry ratunek , do p ie rw s ze g o stanu

go może. Dziś zaś, z niemałem p o d z i w i e & l m i smut­

k ie m , w ciągu bytności mojej, u w a ż ­ nie i pilnie przypatrując się t w a r z y

J e g o , dostrzegłem takie z n a k i , które mi, objawiają, iż bez skutecznej, eo in - stante pomocy, niedługo pożyć może.

— I iakież to są znaki, zapytał nie­

c i e r p l i w y Oelhaf kłaniając się do zi e ­ mi niech je Św ią to bl iw oś ć W a s z a , w y m i e n i ć raczy , ażebyśmy je medy­

cznie r o z w a ż y l i i r o z e b r a l i — gdyż — z p r z e p r o s z e n i e m , ryc hło czasem są­

dzić nie w y p a d a — a — bez obrazy Ś w ią to bl iw oś ci W a s z e j , my Medycy zd ro w ia , przyp row adz ić

(15)

niceśmy tam tak strasznego nie w i ­ dzieli.

— Ja o tern sądzić nie umiem, boni je sz cze nie w idział, o d e z w a ł się tylko co p r z y b y ły pan He rk a , lecz w razie niczem nie odwróconego niebespie- czenstwa, radziłbym dać u ż y ć K r ó l o ­ w i Jegomości ostatni k a w a ł e c z e k , cudo­

w n e j mojej Mumij, której mi już bardzo mało pozostało; a w ie d z ą w s z y s c y , ja­

k i e są jej skutki.

— P o w a ż a m y zdanie jego i l e k i — odparł Oelhaf, z w y r a ź n e m uszanowa­

niem, którego przyczyną b y ć musiała, s ła wa pana Herki głośna po ca ły m k r a j u , ale poz w ol ici e b y ten ratunek został już ch yb a w ostatnim razie u- żytym , teraz pospolitszych sprobujem sposobów. — W a sz a zaś Świątobli­

w o ś ć , c z y nie raczy, o tych znakach, nieco obszerniej nam opowiedzieć ?

(16)

— Dosyć, r z e k ł Nuncijusz , żem u- w a ż a ł w t w a r z y jego, alarmującą bla­

dość, odrętwiałość, plamy i inne zł o­

w r ó ż b n e z n a k i, W a śz m o ś ć w ie d z ą c teraz na której k a r c i e , szukać słabo­

ści, spójrzcie na to okiem s w ej sztu­

ki. . Bądźcie z d r o w i , wa szej pieczo­

łowi tośc i p o l e c a m , z d r o w ie Pana i K r ó l a naszego, nasze nadzieje i sławę waszą.

— T e ra z zaś , raczcie P a n o w i e , — p r z e r w a ł kłaniając się w koło Oelhaf, pójść ze mną do K ró la Jegomości -i spra wdz ić bytność tych zn a k ó w , o których Jego Ś w ią to b li w oś ć mów ił a.

T o p o w i e d z ia w s z y i p ro w adz ąc na­

przód He rk ę i Bro żka , postąpił ku po­

k o j o w i K ró la , o t w o r z y ł d rz w i i w s z y ­ scy w es zl i do sypialnej komnaty.

K ró l b l a d y , wynędzniońy i słaby , p r a w ie bez ruchu, z zamkniętymi o-

(17)

rzyma le ż a ł na łóżku, firanki b y ł y za- słonione do p o ł o w y , a Panna M e y e r z Biblią w ręku siedziała w g ł o w a c h i p o w o l n y m głosem czytała psalmy po­

kutne, które K r ó l powtarzał. Na od­

głos w ch o dz ą cy ch osób z ciężkością podniósł K ró l p o w i e k i i zapytał, ko ­ go Oelhaf prowadził.

Pan B r o ż e k i He rka skłonili sie fii- sko, w y m a w i a j ą c s w e imiona, a Panna Urszula, dała im znak, aby się ku ło­

żu zbliżyli.

— W ie le ś m y o W a sz m o ś ci Panie Her ka słyszeli, rz e k ł K r ó l z cicha do zbliżającego się Medyka olbrzymiej po­

s t a w y i pełnej w y r a z u t w a r z y , mam nadzieję , że za waszą pomocą odzy­

skać będę mógł, jeśli jeszcze taka W o ­ la Boża, trochę zdrowia, abym się u- dał z ciałem najulubieńszej żony mo­

jej do K r a k o w a .

Tom II. 3

(18)

— Niech W . K . M . , odpowiedział d źwi ęc zny m głosem pan Herka nie m y ­ śli teraz o tern, a zda się w e wszyst- kiein na w o l ą Boga, p r z e c i w której działać nie można. O z d r o w ie naprzód starać się potrzeba, potem o reście po­

myśleć będzie uależało.

K ie dy to m ó w i ą c do łoża k r ó l e w ­ skiego przybliżają się Medycy? do ko m­

naty w p a d a nagle z miną posępną i zafrasowaną Ks. Marcjuat.

— • (jóż tam przynosisz? zapytał cho­

ry Jezuitę.

— Z ł ą , złą no w in ę Najjaśniejszy Panie , od powiedział ni euw ażn y spo­

w i e d n i k nie myśląc jaki skutek na K r ó ­ lu, może tak nagły w y k r z y k n i k uczy­

nić. Złą nowi nę. Podobało się Naj­

w y ż s z e m u wziąś ć do ch w a ły swo jej pobożnego i cnotliwego Ks. W a l e n t e ­ go Seidel.

— Nie żyje ? . . p r z e r w a ł nagle K r ó l

(19)

podnosząc się na łóżku, a za nim Panna Urszula. — Jakto ? nie żyje?

— T y l k o co przed c h w i l ą , skonał na inojein r e k u , smutno odpowiedział J e z u i t a i g ł o w ę spuścił z wes tc hni e­

niem.

Na t w a r z y chorego K ró la ta w i a ­ domość w y r y ł a natychmiast znaki ża ­ lu, k i l k a łez n a w e t spłynęło po bla- dem jego licu, a zatrwożeni Medycy, w i d z ą c przymykające się jego oczy, n i e ­ spokojnie spojrzeli po sobie. Najgłęb­

sze milczenie, z w y k l e po w i e l k i c h na­

stępujące uderzeniach pa no w a ło w k o m n a c i e !

Nareście słabym głosem o d e z w a ł się Król.

TV Iró lce p ó jd ę i j a za nim i zn o w u zap ła ka ł. . Osłabienie nastą­

piło po w i e l k i e m wstrząśnieniu przez te wiadomość sprawionem , K r ó l za­

milkł, w milczeniu zdawając się roz­

(20)

paczać i ko nw ul s y in e tylko drganie ł oddech ciężki i krótki oznajmiały, że żyje jeszcze. Krzątali się niepomału m e d y c y nacierając mu zsiniałe lice pó­

k i do przytomności nie p r z y s z e d ł , a potem naradzać się z a c z ę l i , nad w y ­ borem l e k a r s tw a , jakie by mu dać mie­

li. Po długiej sprzeczce zblizyli się w s z y s c y ku łożu i Oelhaf niosąc przy­

got owane le ka rs tw o m el rosarum rze kł cich ym głosem , iż ie wziąś ć natych­

miast należało.

— W id z i m to koniecznie potrzebnem, dla W . K . M . dodał I l e r k a , a z a n i m w s z y s c y lekarze w m a w i a ć zaczęli K r ó ­ l o w i ,a że b y przyiął podane mu le kar stw a

co wsz yst ko chory milczeniem z b y w a ł . Nakoniec jak by ich naleganiami znu­

dzony o d e z w a ł się słabym le cz stałym głosem.

— • O d daw na W aszm ościom m ó w i­

(21)

łe m — że natura moja n ieprzezwyciężony ku temu le k a rs tw u w s tr ę t czuje — nie przymuszajcie mnie za tern, aże­

b ym sobie tem, sam koniec przyśpie­

szył. . .

— Natura — r z e k ł p o w a ż n i e filo­

zof Herka, nie zna częstokroć, co jej by ć może ku pomocy, a rozum kiero­

w a ć nią powinien.

— Nieprzymuszajcież mnie — przer­

w a ł Z y g m u n t — nieprzymuszajcie , bo cz uj ę, że mi to niepomoże. . C z y u w a s jedno to tylko jest l e k a r s t w o , lub cz yś ci e się zmó w il i, udręczać mię jeszcze przed skonaniem.

— U c h o w a j nas Bo że — od p ow ie ­ dział He rk a po c h w il ce namysłu, trzy­

mając ciągle k u b ek w reku i spozie­

rając jakby się o ich radę p y t a ł , na sw oi c h t o w a r z y s z ó w — u ch o w a j nas Boże od zł y ch i ni eprawnych c h ę c i !

(22)

Czego tylko u cz y ńas sztuka doświad­

czenie i rozum, tego u ż y w a m y na do­

bro ludzi. Ja kż e by śm y się odw aży li K . JMości źle ży cz yć , lub dla niego źle c z y n i ć ? T r z e b a Najjaśniejszy P a ­ nie naturę na c h w i l ę p r z e z w y c i ę ż y ć , uczynić jej g w a ł t m o m e n t a l n y , aby zniszczyć tym sposobem moc choroby, w czasie kiedy jej jeszcze zaradzić można.

— Uczynię w szy stk o co chcecie — r z e k ł K r ó l z n o w u pow olnie , obraca­

jąc w z r o k omdlały na Panną Urszulę, ja k by ją o w s t a w i e n i e się za sobą pro­

sił — uczynię w s z y s tk o — tylko mi t e ­ go nie d aw a jc ie , bo mnie zabijecie. . .

— Ręczę W . K . M. r z e k ł znowu Herka ręczę, że nie tylko szkodzić nie może—

l e c z pomodz musi — gdybyśmy nie zna­

li mocy i właśnośoi jego, czyliźbyśmy

(23)

śmieli narażać W . K . M. na próbę niepewną.

— W i e l m o ż n a Pani— dodał po c h w i ­ li obracając się k u Pannie Urszuli — złąc z proźby s w oj e z n a s z e m i , ażeby Pan nasz nieodrzucał w y z d r o w i e n i a sw ego od ust sw oi ch .

— Prosiemy cię w s z y s c y — rz e k ła M e y e r nachylając się do łóżka — za­

klinam cię Panie na imie ś. p. mał- ż e n k i twojej. .

— W e z m ę w i ę c — w e z m ę — w y ­ r z e k ł K r ó ł usiłuąc podnieść się z po­

mocą Doktora — w e z m ę — ale pa­

miętajcie co w a m m ó w i ę , że w ty m kubku śm ierć połykam .

To m ó w i ą c spełnił le k a r s t w o ze wstrętem, samemu sobie w y r a ź n y gw ał t czyniąc. Spojrzeli po sobie m e d y c y radzi ze z w y c i ę s t w a jakie ich sztuka, a przynajmniej zaufanie w niej odnio­

(24)

sło i oddalili się zalecając największą spokojriość, aby le k a r s t w o tern lepiej s k u t k o w a ć mogło-

Panna Urszula tym czasem w id z ą c usypiającego p o w o li K ró la , w y m k n ę ła się cicho i ostrożnie z pokoju, zosta- w u j ą c na straży u łoża Oelhala i W o ­ j e w o d ę Denhoffa.

Przebiegła B a w a r k a , przesunęła się k r o k i e m szybkim, przez liczny szereg komnat, a w g ł o w i e jej snuły się smutne myśli śmierci i czarniejsze jeszcze myśli zemsty.

— Ostatni raz— m ó w i ł a sama w so­

bie — ■ muszę się nad nim z e m ś c i ć ! . nad W ł a d y s ł a w e m J nad niegodnym W ł a d y s ł a w e m . . co tyle kobiet zgu­

b i ł ! ! ; a c h ! czćmże tchnęły jego li­

sty z o b o z u ! d a w n i e j ! d aw no pisa­

ne ! . muszę się zemścić na nim za za­

wiedz ione piękne nadzieje . . Muszę

(25)

pójść zaraz, ch w il i tracić — nie trzeha z c h w i l ą w ł a d z a uleci i może zemstę na w ieki w mojem bićdnem sercu zo­

s ta w ić na wła sn e moje męczarnie ! T a k myślała idąc do komnat s w o ­ ich, lecz z serca jej inna w tej c h w i l i myśl do g ł o w y zabiegła.

— Chrześcijanka mścićby się miała?

Ude rzy ło ją to silnie i na c h w i lę z a ­ c h w i a ł o p o w z i ę t y m i zamysłami , ale ro z u m o w a n i a , kt ór y ch cz łe k z w y k l e u ż y w a , na pokonanie głosu rozumu , p r z y s z ł y i tu na pomoc.

J e z u i c k a protektorka, napojona by ła jezu icką moralnością i po c h w i l c e w e ­ w nę tr zn e j w a l k i sama z sobą , prze­

konała się, ze nie tylko może, ale po­

w in n a mścić s i ę ; p o k ry w a ją c zem­

stę s w oją pozorem cudzego dobra.

— Będzież to zemsta? myślała Ba- w a r k a — nie— będzie to nauka, usługa,

Tom I I . 4

(26)

chrześcijański uczy nek , odprowadzenie odezłego. •— ■ O J gdybym tylko w czas przybyła jeszcze— i w y r w a ł a niewinną ofiarę z rąk u w o d z i c i e l a ! Ł u d z i ł on i mnie! jego list y! jego listy z obo­

zu jakim ze tchnęły zapałem — dziś śmieje się i urąga — ! —

W ł a d y s ł a w chce tronu — stara się on — może go dostąpić, pełen jest du­

my i grozić zdaje się już w ł a d z ą , po którą sięga — ale kobieta nie boi się p r z e m o c y , bo s ł a b ą , bezbronną, któż b y miał przyciskać ! — Panic P i ot ro w s ­ ki! Piotrowski! p ow ie d z Panu Kiińskie- mu, aby n ie zw ło c zn ie p r z y b y w a ł z tym, z kim sie w i d z i e ć chciałam — koąo tu® O miał p r z y p r o w a d z i ć — tylko ostrożnie!—

T y ż to tutaj K się że Florjanie! z a w o ­ łała zdziwiona i zarumieniona spostrze­

głszy w ch o dz ąc ego nagle Jezuitę.

— Ja — cór ko moja — patetycznie

(27)

odpowiedział spowiednik z niezna cz ­ nym ukłonem, przyszedłem d o w ie d zi eć się o stanie twe g o zd ro w ia i o stanie duszy — L e c z z kimże to tu miał p rz y­

b y ć Pań Kliński ? kogo t o , tak taje­

mnie i ostrożnie w p r o w a d z a ć mają ? Urszula nic na to nieodpowiedziała stojąc pomieszana długo, lecz nakoniec jak by z d o b y w s z y się na męstwo rz ek ła głosem mocnym i s u r o w y m , do któ­

rego Jezuita w c a l e nie b y ł p r z y w y k ł y — O j c z e ! chociaż wł adasz całem sumie­

niem moim, tego jednak nie w id z ę ci potrzeby objawiać i nie p ow ie m . Z a ­ pew niam tylko, iż w tćm niema nic złego — dodała ciszej jakby się lękała w ła s n y c h s ł ó w swoich i spuściła o- czy.

— Jeśli w' tćm niema ni c złego , dla czegóż wzbraniasz się córko mo­

j a — powiedzieć to , p o w i e r z y ć J emu ,

(28)

komu ws zystko złe n a w e t s w o je po­

w ie rz a s z, aby za ciebie prosił B o g a , temu kto zna najkrytsze tajniki tw e j duszy ?

— Mam w tern s w o j e przy czy ny Ojcze — od pow iedziała zimniej jak z w y k l e B a w a r k a — i proszę niebadać mnie o to dłużej, próżno siebie mor­

dując i mnie d r ę c z ą c — W i n a d l a K s . F l o r j a n a ! P i o t r o w s k i ! .

(29)

2 .

W P a ła cu K a z a n o w s k i c h w W a r ­ s za w ie , w ustronnej lecz nie przeto

mniej ozdobnej k o m n a c i e , siedzieli za stołem m a r m u r o w y m , na którym stał srebrny dzban z przednim w in e m — W ł a d y s ł a w K r ó l e w i c z , Opaliński Mar.

i Adam i Stanisław K a z a n o w s c y . W s z y s c y b y li ubrani po polsku, z ma­

łą w kroju i b a rw i e odmianą i mil­

czeli jak by rozwi ązu jąc w myśli w a ­ żne jakieś zadanie. Na t w a r z y Sta­

n i sł a w a m a l o w a ł y s i ę , w i n e m mo­

cniej za rys ow an e uczucia, pożądliw ości zazdrości, c i e k a w o ś c i i uniżonego po-

(30)

chl ebstwa — oczy jego w lep io ne b y ł y ciągle w K r ó l e w i c z a jak w tęczę i za nim w e ws zy s tk ic h jego porusze­

niach chodziły, a brat jego Adam spar- ty na ło kc iu dumać się z d a w a ł , rz u ­ cając nań niekiedy spojrzenia, w któ­

rych biegły z n a w c a , b y ł b y pono mie­

szaninę pogardy i zazdrości w y c z y t a ł . Opaliński rosparty w krz eśl e z duin- nem we jr ze ni e m i pełną w y r a z u t w a ­ rzą, patrzył w okno z p e w n y m rodza­

jem ociężałości, kt ór zy ludzie w y ż s z e ­ go stanu umyślnie udają ; K r ó l e w i c z zaś trzymając puhar w ręku zamyślo­

n y i ponury, tak dalece zapomniał sam o sobie, iż w i n o z naczynia p r z e c h y ­ lonego s p ł y w a ł o po szacie i w y l e w a ­ ło się na podłogę.

Ko mna ty b y ła przestronna, obita drogiemi kobiercami i makatami, a o- braz K r ó l e w i c a W ł a d y s ł a w a w po­

(31)

złocistych ramach , b ły s z c z a ł na naj- wydatniejszem miejscu. — W szafie szerokiej a niskiej nieco przenikniętej, w i d a ć by ło rząd cały różnego kształtu p u h a r ó w , sadzonych p e r ł o w ą macicą, drogiemi kamieniami i nabijanych me­

dalami. B y ł y tam p a w i e , b e c z u ł k i , orły , g w i a z d y , a między niemi celo­

w a ł jeden puhar naksz ta łt snopka zro­

biony, niepomiernej w ie lk o śc i, stojący na środku. D w ó c h służalców z w y - golonemi głowami, g o t o w yc h na k a ż ­ de skinienie, stało w cichości u drzwri.

T a k c h w i l a za c h w i lą mijała, a ża­

den z przytom ny ch nie miał o d w ag i w y r z e c s ł ó w parę i p rz e rw an ą na no­

w o rospocząć rozm ow ę.

W r e ś c i e K r ó l e w i c z po częstych na piękny harlemski zegar niespokojnych w ej rz en i a ch , o d w r ó c i ł się ku A dam o­

(32)

w i K a z a n o w s k i e m u i zapytał z uśmłe- cliem.

— K tó ż to W a s z m o ś c i ó w tak oc za ­ r o w a ł , że już od pół godziny żaden i s ł o w a nie w y m ó w i ł , mieliżbyście tak nagle stracić ufność sw oj ą w e m n i e . . Której nigdy jeszcze nie nadużyłem.

— U c h o w a j Hoże! pośpiesznie od­

p o w i e d z ia ł Ossoliński, który tylko te­

go w y g l ą d a ł , aby k t o k o l w i e k się o- d e z w a ł — U ch o w a j B o ż e ! — ale czy mało c z ł o w i e k ma tr osk ów , o których nie raz w śr ód najweselszej ro z m o w y , myśl mu przypadnie, sama W a s z a K r ó - J e w i c z o w s k a Mość znasz to dobrze!

— O znam ! r z e k ł z westchnieniem W ł a d y s ł a w stawiając puhar na stole i kładąc ręce na piersiach — Mam i ja s w oj e kłopoty i biedy, o który ch my ­ śleć muszę! tylko z w a mi których pr zy ­ jaciółmi mymi n a z y w a m , c h w i l k ę się

(33)

ro zwe selić m og ę !. . Mo! p ow ie dz ci eż z łaski swojej na to rozweselenie — c o k o l w i e k o Pannie Urs zu li? Oo ona tam teraz myśli ?

— T r u d n e — W a s z a K r ó l e w i c z o w - ska M o ś ć , zadałeś nam p y t a n i e , od­

r z e k ł Stanisław pokręcając wąsa, nikt bo wie m jeszcze podobno nie zgadł jej myśli i uczucia, n a z w a ł b y m drugim Oe dip pem , coby jej zamiary odgadł i w y ś w i e c i ł . W p r a w d z i e codziennie nam się zdaje, że je przenikamy, lecz dzień następny okazuje, żeśmy o sobie zu ch w a le , o niej fałszywie sądzili.

— Co się tycze jej zatrudnień jed­

nakże ■— o tych ła tw o cóś p o w i e m — p r z e r w a ł A d a m — bo i ja w i e m czasem, co się w jej komnatach dzieje!!

Zsypuje ona teraz pieniądze do k u ­ f r ó w i proźby do podpisania podaie, które na jej s ł o w o , bez czytania z po­

myślną odchodzą odpowiedzią! Pan

Tom I I . 5

(34)

Tomasz Sapieha w c a l e nie w czas dał sobie rękę nciac^ ho teraz mógłby nią po co sięgnąć, ki ed y pora po temu.

— Potrafi on to i bez r ę k i , rz e kł Opaliński z pogardą, byl e tylko miał rozum. B a w a rk a b o w ie m jak słychać, chociaż z pozoru udaje bardzo oziębłą dla m ę s z c z y z n , chociaż znaczne od­

m ó w i ł a partije i), nie jest tak nieczu­

łą dla w ie lu !. ' Miała ona w tych re- kuzach przyczyny, nie przyjęła żadne­

go z ko n k u re n tó w , oddalić b y się bo­

w i e m musiała ode d w o r u i rzucić w błoto tę wł adz ę, którą się dziś cieszy !

— Cnota jej — jezuicka cnota — r z e k ł W ł a d y s ł a w , p ow ier zc ho w ni e cudna? w e w n ą t r z czarna i bardziej do szkarady niż do cnoty podobna! Co się tycze nieczułości dla męszczyzn , tej możecie na moje s ło w o nic w i e -

l ) l l i s t .

(35)

rz y ć , jej Kamerdyner P i o t r o w s k i , jaśniej w a m to, niż ja w y t łó m a c z y , chociaż i moje słowa, nic w i a t r , ho m ó w i ę z doświadczenia !!

P o w s z e c h n y śmiech rozszedł się na te s ł o w a miedzy przytomnćmi i jeden n a w e t z służ alcó w się rozśmiał, ale to tak ostróżnie, tak nieznacznie, iż naj­

bystrzejsze oko, byłoby tego uśmiechu przelotnego nic dojrzało.

— No! dość, r z e k ł ciszej W ł a d y s ł a w , teraz powiedźcie co tu zrobić z moją A na stazyją, jak tu ją do waszego pa­

ła cu przewieść, tak aby o tum d w ó r i jezuici nie w i e d z i e l i ! oni co mnie szpiegują ta k p i l n i e ! K t ó r z y b y radzi wszystkieni mnie w oczach ludu niż ­ szym zrobić nad brata i) ■ . J a k to zro­

bić ? bo bez tego sic nie obejdzie. Aua- stazyja nudzi się na tej p u s ty n i. . ,

i ) Jana K a z im ie r z a .

(36)

chciałaby ży ć w mieście . . • i mnie b y z tein b y ł o w y g o d n i e j !. ale tc szpiegi •' •'

— P rze ba cz Najjaśniejszy K r ó l e w i ­ czu ! p r z e r w a ł w tej c h w i li , jeden ze s ł u ż a l c ó w u d r z w i stojących. K ła ni a ­ jąc mu się do kolan, ci ęż y mi na ser­

cu, żeby m W . K . M. nie p o w i e d z i a ł » ze ten . . Pan Kliński Komissarz Pan­

ny U r s z u l i , dalipan w i c o zameczku i o wszystkiein !.

— Gzy by ć mo że ! p o r y w a j ą c się z krzesła przestraszony z a w o ł a ł ' W ł a d y ­

s ł a w , i zaczął chodzić w i e l k i m kr o ­ kiem po komnacie.

— Zk ądźe to w i e s z ? h ę ? — zapy­

tał po chwi li .

— Z w ła sn yc h ust jego, r z e k ł służa­

lec-, niegodny ó w Dworzanin, naśmie­

w a ł się jeszcze, z W . K. M.

— P o w i e d z mu tedy, p r z e r w a ł roz­

g ni ew a ny K r ó l e w i c z , gdy ci się raz

(37)

jeszcze m ó w i ć o tem o d w a ż y , i e go każe w s ad zi ć do T u r m y , jeśli choć s ł ó w k o o tem piśnie swojej Pani.

— P o czasie to już p e w n o ’- z a w o ła ł sługa, on się chwal ił , ze jak najspie­

szniej doniosł jej o tem , i i e bardzo b y ł a ---

— Niech ją tam p o r w ą k a c i ! prze­

r w a ł roz g ni ew a ny K r ó l e w i c z , chodząc po k o m n a ci e , Panie Stanisławie, po- jedziesz ze mną do z a m e c z k u ?

•— Choć w ten m o m e n t ! odp ow ie­

dział K a za n o w s k i > szybko po ry w a ją c się z krzesła, jestem g o t ó w !

— A l e na co ten pośp iech , mruknął Opaliński radziłbym W . K . M. myśleć teraz o rze czach ważniejszych, żeby nas nie u p rz e d z o n o , bo nieprzyjaciel za w s z e c z u w a .

— Masz W asz in oś ć słuszność, w tem co mówisz, r z e k ł po c h w i l i namysłu K r ó l e w i c z , Panna Urszula, nadto jest

(38)

teraz zajęła zd ro w ie m K ró la i Ojca naszego, aby o tem myśleć mogła. J a k ważniejsze s p r a w y pójdą dobrze, po- myślim o mojej Anastazyi, bo w i e r z ­ cie, ze bez niej nie mogę być szczę­

ś l iw y m , i choć urodzenie moje, w i e ­ cznym ślubem połączyć się z nią nie d o z w a l a , serce moje w y m a g a , abym ciągle b y ł przy niej.

Urządźcież tak ws zys tko Panie Sta­

nisławie, r z e k ł obracając sic do niego, aby w przyszłą środę stanęła tutaj w przygotowanem dla niej mieszkaniu , ja muszę tem czasem iść do Zamku , dowiedzieć się o zd ro w iu Ojca naszego.

T o m ó w i ą c z tw a rz ą ponurą, w z i ą ł niedbale na stole leżący ka p e lu sz , lekk o przytomnych g ł o w y skłonieniem p ozd row ił i w y s z e d ł ze służalcem.

(39)

Gdy się to d zi e je , w Golarni pod Pogonią między k il k ą osobami toczy się ż y w a rozm ow a, siedzi Pan Kl iń - ski, W o ź n y K a l i w k o , sługa Sapiehy i d w ó c h szarej s la c h t y , ; W s z y s c y sie­

dzą za stołem , ga w ęd zą o n o w i n a c h i świe życ h p o s ł u c h a c h , ślachta nad dzbanem miodu w p atr u je się pilnie w D w o r a k ó w popijających w in o i sł u ­ cha ich r o z m o w y ,

— Już też tyle bają , że mi się i w i e r z y ć niechce, rz e k ł pow ażnie Kliii- ski, bo sam rozum sprzeciwia się te­

mu, co ludzie za p r a w d ę dziś głoszą!

Ot naprzykład te wczesne przybory K r ó l e w i c z a starszego do osiągnienia tronu, m i a ły ź b y b y ć p r a w d z i w e ? ja co siedzę w środku D w o r u , bo mam zaszczyt, r z e k ł do słuchającej sdachty, b y ć dworzaninem Panny Urszuli M e y ­ er, tu nastąpił ukłon lisich kołnie- r z ó w i szepty ich pomiędzy so b ą, ja

(40)

m ó w i ę nic o tćm na dw o rz e nie s ł y ­ szałem.

— - T o nie d zi w , odpowiedział K a - Jiwk o, boć o takich rzeczach d w ó r w ie d z i e ć nie może , które przed nim najstaranniej u k r y w a j ą .

T o nie d z i w ześ o tćm W . Mość nic nic s ł y s z a ł ! Bo W . Mości to tylko nie jest tajne co się dzieje na dw orze, ale o w e p ra kt yk i KrólewiczoAYskic , starania tajemne, od tych tylko, co się ko ło jego boku obcierają w id z i a n e , nie mogą dójść do wiadomości t y c h , k t ó r y m ubliżają niejako.

— Jestże to jednak rzeczą pewmą, że już do kt or ow ie zdesperowali o zdro­

w i u Króla? zapytał Sapiezyński sługa*

— T a k się zdaje !! rzekł Kliński, ale m ó w m y raczej, o praktykach tych P a ­ n ó w , któr zy starszemu sprzyjają i ) ,

i ) K r ó l e w i c z o w i W ł a d y s ł a w o w i .

(41)

SI

słychać żc już przeciągnęli ną swoją stronę G w a r d j ą W ęgi ers ką i iNiemie- cką. i)

— T a k sic zdaje , rz e kł K a i i w k o , i w ys ła no już pono na w et listy tajenme po w sia ch i W o j e w ó d z t w a c h , dla p r z y . gotowania wszy stk ic h do c l e k c y i na K r ó l a , W ł a d y s ł a w a Zygmunta, a o młodszym 2) nieźe to n i c w i c c i e ?

— P r a w i c nic.

— Otóż ja mam wiadomość, rzekł z cicha cedząc sł ow a W o ź n y , i 011 także ma s tr o n n ik ó w , ale n i e w i e l e , słaba jego partya jemu sprzyjają J e ­ zuici i d u c h o w n i po większej części, a choć oni w dzisicyszych czasicch do­

syć w ł a d z y w sw oim ręku dzierżą, ze śmiercią K r ó la w i e l e jćj utracą i pono nic z ich pię knych zamiarów nie bę­

dzie. Szkoda, żc na nieszczęście umarł

1 ) T l i s t .

2) Janie Kazimierzu-

Tom I I , 6

(42)

ó w jego zelant Biskup L i p s k i , k t ó ry się w cze śn ie zabierał na tronie go osadzić i). Kto w i c , może gdyby ż y ł , b ył b y tego dokazał, miał ogromne skar­

by i w i e l e w p ł y w u , choć na tem o- bojgu- i Jezuitom Bogu dzięki nie z b y ­ w a , ale — zobaczym Co z tego będzie ! bo dziś jeszcze trudno obrót rzecz y prz ew id zie ć.

— Trud no ! trudno! p o w t ó r z y l i za ni m ś l a c h t a i p r z y t o m n i , ale m o ż n a w s z e ­ l a k o !

— A j a ż eg na m W a s z m o ś c i ó w — r z e k ł K l i ń s k i , o b o w i ą z k i mni e w z y ­ w a j ą , a c h o ć to j es zc z e w c z e ś n i e , mus zę w y i ś ć , bo p r z y s i e d z i a w s z y p r z y p e ł n y m d z b a n i e , jeszcze j a k ą godzinę, t o b y się c z ł o A y i e k po tem z m i ej s ca nie m ó g ł r u s z y ć .

T o m ó w i ą c n a k r y ł g ł o w ę kołpakiem

i ) Ilist.

(43)

i p oż eg na w sz y zgromadzenie, które się jeszcze zabierało k i lk a dzbanó w w y ­ próżnić, w y r u s z y ł p ow oli , kierując się k u z a m k o w i.

W drodze z d a w a ł się b y ć bardzo za­

myślonym i wszedłszy do zamku skie­

r o w a ł kro ki k u l e w e m u skrzydłu , przeszedł ciemne schody i w s z e d ł do komnaty n a jw yż ej od innych w z n i e ­ sionej z w y s o k i e m i oknami. Ściany

jej b y ł y okopcone, na ogromnym k o ­ minie palił się jasny i silnie podsyco­

ny og i eń , a na środku stał w i e l k i stół d ę b o w y , na którym d a w a ł y się w i d z i e ć niebieskie g l o b y , c y r k le i narzędzia matematyczne , prócz lego k i l k a kart z a r y s o w a n y c h linijami i astrologiczny­

mi znakami , duża szkatułka i mnó­

stwo k s i ą g , kt óry ch kilk a w pół o- twartyeh s p oc zy w a ło na ziemi. Na stole paliła się lampa, a przy jej ś w i e ­ tle kreślił na karcie pargaminowćj

(44)

c y r k u ł y i znaki Pan B ro że k , którego 1 o było dotychc zas owe mieszkanie.

Postać mędrca oznaczała głęboko za­

myślonego i pracowitego c z ł o w i e k a , g ł o w ę miał ł y s ą , ok rytą aksamitną czapeczką , oczy ż y w e c z a r n e , t w a rz długą i w y c h u d ł ą , b r w i zapuszczone, usta szerokie i s i n e , brodę krótko podsirzyżoną. li brany b y ł w togę a- ksamilną ze złotymi pętlicami, a pod nią miał szary nliior polski spięty pro­

stym skórzanym pasem. Jedną ręką k r eś lił spoglądając niekiedy na księgę, która prz e dn im leżała, drugą się pod­

pierał, oczy miał wl epione w kartę, a usta ściśnionc i b r w i namarszczonc.

iSłysząc wchodzą ce go ko<:oś do komna-c Ł ■y D tv, oln óeił sic i nicmówiac ni słowa,J ' c C J z uwagą, w p a t r y w a ć się z a c z ą ł , w przybyłego Klińskiego, który z swojej strony w milczeniu po nieznacznym ukłonie , stanął z miną poważną i

(45)

w p a t r y w a ł się r ó w n i e bacznie w sie­

dzącego astrologa.« O u

— K t o cię tu p rz y sł a ł? zapytał po o b w i l i pracujący, żebyś mi pracę prze­

r y w a ł ? iNikt n i e m a p r a w a przeszka­

dzać mi tutaj.

— A ! ja o tern w i e m dobrze, r z e k ł Kliński kłaniając się z miną obojętną, w sz yst k o to być bardzo może; w i ę c w y c h o d z ę i p o w i e m Pani mojej Urszuli M e y e r , iż mi W a s z m o ś ć odejść k a ­ załeś.

-— A le p o c z e k a j ż e ! rz e kł filozof wsta jąc od stołu i składając okulary, trzebaż mi b y ło w p r z ó d y po w ie d zie ć od kogo ! l i m ! to co innego, ki ed y od Panny U r s z u l i — 110 cóż tam powiesz dobrego? ?

— Dobrego — podobno nie w i e l e słychać, r z e k ł Kliński r ó w n i e obojęt­

nie jak w p r z ó d y , b o , ja k m ó w i lzo- krates, dobro tak jest rzadkie pomię­

(46)

dzy ludźmi, jak szczęście, gdyż k a i d y je z innej strony u w a ż a i przeto rzadko kto s p r a w i e d l i w i e je n a z y w a i ocenia.

K a z a n o mi się tu, jak sobie przypomi­

nam, d o w i e d z i a ł jakie Pan w g w iaz ­ dach nadzieje.

— N iew ie lk ie ! r z e k ł Astrolog w p a ­ trując się w sw oj ą kartę — ni ew ie lk ie ! nić ży ci a w ą tł a i krótka . . może się dalej co lepszego pokaże!

— T o ź l e ! to źle — r z e k ł potrząsa­

jąc g ł o w ą Pan Klińs ki — sp od zie w a ­ łe m się co lepszego od W M o ś c i usły­

szeć , ale c z ł o w i e k na wszystko po­

winien b y ć g o l ó w ! Pani moja prosiła t a k ż e , abyś i jej gw iaz dy z o b a c z y ł , co się tam dla niej ś w i ę c i ! .

— D o b r z e ! dobrze ! od powiedział Br o że k — ale Panie d w o r z a n i n i e , chceszli ze mną c h w i lk ę szczerze po­

m ó w i ć !

(47)

— Ja z a w s z e szczerzo m ó w i ę ! od­

p o w i e d z ia ł stary potrząsając g ł o w ą — możesz mię W asz mo ść o co zechcesz pytać —

— Korzystam z p o z w o l e n i a . . C z y nie domyślasz się W aszmość, lub czyli nie transpiruje czasem — jakie są za­

miary Pani twojej, w przypadku śmier­

ci K ró la —

— O tych, choćbym b y ł i najszczer­

szy, nic ci Panie, nie potrafię p o w i e ­ dzieć, bo i sam n i e w ie m — r z e k ł Kliń- ski — domyślać się tylko należy, iż w p rzy pad ku t y m — d w ó r porzuci.

— Po rz uc i ? ? zapitał zd zi wio ny a- strolog — w i ę c tak się W a sz m oś ci zda­

je —

— Po części —

— Z ja kic h zasad ?

— Sama to kilkakroć z determina­

cją powtarzała.

(48)

— M ó w ił a ? —

— M ów iła !

l*o tej ro zm o w ie rozbierając w m y ­ śli przyniesioną wiadomość a s t r o l o g — p o p r a w ił d r e w k a na kominie i w e ­ dle zamiarów , przepowiednie swoje zastosować postanowił — zaczął m y­

śleć — pisać, gryzmolić — a Pan Kl iń - ski t y m c z a s e m w yn i ó s ł się cichaczem do sw eg o mieszkania.

By ł o zamiarem Panny Urszuli osta­

tka swej w ł a d z y i pr ze w agi nad K r ó ­ lem użyć tak ieszcze , dla zjednania sobie przychylnych. Na nieszczęście dobrodziejstwa w yś w ia d cz a n e przez n i ą , p r a w i e za w s z e niewdzięcznych tylko robiły ; jedni tylko Jezuici po­

ważali ją i szacowali jako dobrodziej­

kę, — ci zaś którym za pieniądze do­

brze c z y n i ł a , rozumiejąc że się dość opłacili za jej starania— nic p oczuwali

(49)

sie w c a l e do obowiązku w dz ięc zn o -ę V ś c i — temu tylko należnej, kto nieza­

służonemu, nie proszony, bez interes- su i w i d o k u dobrze czyni. Mała liczba jej stronników czepiała się jej najmoc­

niej w tej c h w i li , aby ostatków jej dobrodziejstw do świa dczyć ; a ona , zkąd inąd chytra i przebiegła , łudziła się w y o b r a ż e n i e m , iż to czyniono, nie dla w ł a s n y c h w i d o k ó w , tylko z przy ­ chylności i wdzięczności. Im gorzej K r ó l b y ł s ł a b y , tein liczniejsze ze wsząd jak grad leciały proźby, w s z y ­ stkie szły przez jej ręce — nikomu nic nie odmawiano, bo Panna Urszula po­

tr zeb ow ał a , chciała mieć koniecznie p r z y j a c i ó ł — Ossoliński tylko i Danił- ł o w i c z , ńapróżno dotąd o c z e k i w a ­ li sw oi c h u r z ę d ó w , mając nadzieję co c h w i l a je otrzymać. J ezu ic i zaś wś ród m o d ł ó w , postów i z ambon na-

Tom i i . 7

(50)

k a z y w a n y c h pacierzy darli co w y d r z e ć mogli przez Ks. Marąuata i P a tr a F l o - rj a n a — T a k d w ó r cały w ówcz as po- dobieu b y ł motłochowi, który się ci­

śnie do kadź i b e c z e k zastawionych w dzień uczty na rynku. Jednych za­

trudniał już w y b ó r przyszłego Pana , drugich myśl, aby co od umierającego p o c h w y c i ć — każdy patrzył własnego zysk u — nikt nie myślał o dobru o- g ó l n e m , tłómaczyli sobie b o w ie m ci P a n o w i e , że starając się o siebie, sta­

rają się o o g ó ł , bo jego cząstkę sta­

n o w i ą ! !

(51)

3.

Nadeszła Niedziela, dzień S. M ar ka—

25 K w i e t n i a 1 6 3 2 — w s z y s c y w nie­

p e w n o ś c i o c z e k iw a li s k u t k ó w l e k a r t w , Panna Urszula nieodstępna K r ó l e w s k i e ­ go ł o ż a , o ósmej zaraz zrana p rz y­

w o ł a ł a le karzy, ażeby opatrzyli u c z y ­ nioną umyślnie ranę ńa szyi, dla roz ­ pędzenia hu mor ów . Podniesiono za- słonione firanki — Meyerinn stała za­

myślona u okna, niemogąc patrzeć na o p e r a c j ą , m e d y c y skupieni byli koło łoża chorego i cichość p a n o w a ł a zu­

pełna, p r z e r y w a n a tylko niekiedy sze­

ptaniem d o k t o r ó w , gdy p o d w oj e się

(52)

o t w a r ł y i po cichu, ostrożnie w s z e d ł Denhoff do komnaty. T w a r z jego i spojrzenia z d a w a ł y się chcieć czytać w oczach przytomnych, czyli by nie­

by ło no w ej jakiej n a d z i e i , ale gdy próżno długo patrzał bacznie tu i ówdzie i nic nie w y c z y t a ł , zbliżać się n i e ­ znacznie zaczął ku łożu, aby się sam p rze ko na ł o stanie zdrow ia Kró la.—

Zygmunt cierpliwie znosił operacyą i ani sł ow a, nie w y r z e k ł , ani jęku w ciągu całym nie w y d a ł . Denhoff na palcach podszedłszy ku łożu zapytał.

— J a kże zd ro w ie W . K. M. ? Na to pytanie nie było odpowiedzi i W o j e w o d a rozumiał, ze K r ó l znę­

kan y bólem, słysząc odpowiedzieć nie mógł.

— - J a k ie z d r o w ie W . K. M - ? . p o ­ w t ó r z y ł raz drugi zbliżając się nieco, mocniejszym głosem.

(53)

M e d y c y kończyli swoją robotę, nie obracając się na w e t ku niemu, a Z y g ­ munt milczał.

Zmieszany tern trochę W o j e w o d a z b l i ż y ł się do samych g ł ó w łoża i za­

p yt a ł po raz trzeci.

— • Jakże z d r o w ie W . K . M. ? Na to p y t a n i e , r ó w n i e jak na pier­

wsze i drugie żadnej, prócz głuchego milczenia nie odebrał odpowiedzi. Z a ­ czy na ło go to dz iw ić , gdyż K r ó l , oso­

b l i w i e w ostatnich c h w i l a c h , z w y k ł b y ł choć sł ów ki em jednem napyt an ia o d p o w i a d a ć ; postąpił w i ę c jeszcze i z w ię k s zą ja k w p rz ó d y pilnością jął się w p a t r y w a ć w oblicze Kr óla.

Ja kież b y ł o jego pod ziwienie , gdy sam sobie nie w ie rz ą c, odkr ył w re ś ci e , że pół t w a r z y , pokryte było żółtą bla>

dością , oko z tej strony zamknięte i usta nieruchome i).

i ) Hist.

(54)

— Go za nieuwaga? z a w o ła ł na ty ch ­ miast głośno i spiesznie do Oelhafa W o ­ j e w o d a —- czyż W M o ś ć nie wid zicie, że pół t w a r z y już zm a rt wi a ło zupełnie, i że najjaśniejszy pan, nieokazuje zna­

k ó w ż y ci a .—

M e d y c y w ó w c z a s dopiero spojrzeli na t w a r z K ró la i smutny przeciągły w y k r z y k n i k rozległ się po komnacie.

— Cóż to ? co to ? za w o ła ł a nadbie­

gając Panna Urszula, i na w i d o k kt ó ­ r y ją uderzył z a k r y w a j ą c oczy r ę k o ­ m a — - O ja nieszcz ęśl iwa ! cóźeście to z r o b i l i •' dodała głosem pełnym żalu i smutku. T y m czasem Denhoff ze swojej strony s tro fo w ał silnie m e d y k ó w .

— Nie trzebać przecie na to w i e l ­ kiej nauki, że by rozeznać ż y w e g o od martwego — m ó w i ł — a W a s z Mość i tego n ie u m ie ci e. . Teraz że przynaj­

mniej śpieszcie się zapobiedz złym

(55)

skutkom— g ł o w ą swoją za nic o d p o ­ w i e c i e .

Ze smutną i pomieszaną t w a r z ą Oel- h a f przebiegał od stołu do stołu, roz­

d a w a ł l e k i i od siebie z n o w u łajał każdego kto się zbliżył.

-— Jakto było niewicdzieć ! w o ł a ł na podwładnych— otóż mi to doktory! ach!

gapiu! śpiesz że się— no! prędzej!

W s z y s c y biegali, w s z y s c y byli w ruchu, komnata by ła pełna czynnych, lu b przynajmniej zdających się cóś działać. Ci nacierali skronie spirytu­

sami, inni przynosili mocne zapachy , drudzy w l e w a l i w usta orze źwiające krople, reszta zaś która nic rob ić nie mogła, biegając tu i ówdzie , drugim przynajmniej przeszkadzała do roboty.

Panna Urszula lejąc łzy r z e w n e pod­

t r z y m y w a ł a g ł o w ę Króla , a D e n h o f f z surowćm i bacznem spojrzeniem, każde poruszenie d o k t o r ó w uw aż ał .

(56)

W r e ś c i e po godzinnych p r a w ie bez skutecznych zachodach, oddech zaczął b y ć w yr a źn ie js z y puls silniej uderzył i p r o m y k nadziei błysnął dla przyto­

mnych. Pod wojono usiłowań, l e k ó w , z a p a c h ó w i oczy K ró la poruszyły się, p o w i ó d ł niemi smutnie po zgromadze­

niu i w s z y s c y stanęli w r y c i , ja k o w i którzy po mozołach i trudach celu po­

żądanego osiągnęli.

K r ó l Zda wał się budzić po śnie dłu­

gim, i przez ch w i l ę namyślać się zda­

w a ł , co by miał powiedzieć, wr eśc ie , głębokie westchnienie w y r w a ł o się z jego uciśnionych piersi, spuścił oczy i r z e k ł słabym głosem, ściskając rękę Panny Urszuli oblanej łzami —

— N a śm ierć niem a lekarstw a — potrzeba u m ie r a ć ! i).

i ) H is t.

(57)

T e s ł o w a w y m ó w i o n o bardzo nie­

w y r a ź n e , napełniły smutkiem w s z y s t ­ kich i Ossoliński p ł a cz ą c p r a w ie odda­

lił sic z DenliolTem.

— Moja Panno/ — • r z e k ł K r ó l ci­

chy m i p rz e ry w a n y m głosem do Panny Urszuli — po śmierci mojej ż o n y — ty jedna umiałaś mi prz yk re osłodzić c h w i ­ l e — przyjm na pamięć od umierające­

go ten pierścień — b y ł on niegdyś mo­

jej biednej matki — zdejm go z palca — zdejm, ja niemam siły — i ch ow aj na znak, że byłem ci wdzięczny.

Ani s ł o w a odpowiedzieć nie mogła Urszula, przyciśniona ciężarem boleści i smutku, a Zygmunt mocniej jeszcze od niej rozczulony łkając p r a w i e - - mó­

w i ł dalej:

•— Moja Panno — cenię t w o j e do mnie prz y wi ą za ni e — czuję się sła­

b y m — bardzo s ła b y m — ale me dy cy

Tom II, 8

(58)

nie pomogą — lada godzina przyjdzie śmierć, od której nikt się nie w y w i ­ nie. . . K a ż za w oł ać Ks. Marquata — ■ abym nieu m arł bez spowiedzi i SS.

S a k r a m e n t ó w . . Panna Urszula p rz y­

w o ł a ł a Dworzanina i w y s ła ła go na­

tychmiast po Jezuitę.

Nazajutrz r ó w n i e jak od dni kilk u pokoje kr ól ew s ki e b y ły zamknięte, ni­

komu nie dawano posłuchania i le d w ie najzaufańsze w pu szczano os ob y, gdyż przeszłego dnia K rólewicz om n a w e t do sypialni w ej śc ia nie dozwolono.

Panna Urszula ani na c h w i lę nieod­

stępna od K ró la przechodziła się za­

myślona, a Zygmunt nad spodziewanie wsz yst kic h w s t a ł z łóżka i pow oln ym

(59)

krokiem d o w l ó k ł się aż do okna. L e c z tam już go zupełnie ostatek sił opuścił, nie umiał, ani się cofnąć, ani siąść na blisko stojącem krześle i gdyby nie po­

moc d w o r z a n , którzy szli za nim i pośkoczyli w n et ku niemu, b y ł b y mo­

że upadł z niemocy na ziemię.

Usiadłszy jednak przy o k n i e — spo­

glądał smutnie na dziedzińce i w id z ą c na nich, krzątającą się w e s o łą służbę, coraz bardziej ponurym się sta w a ł. —

— Panno Urszulo! r z e k ł nakoniec—

podaj mi tam co do podpisania — mó­

w i ł a ś zdaje mi się, że tam cóś jeszcze zostało — teraz bym podpisał.

W y j ę t o na to w e z w a n i e przygoto­

w a n e papiery , a K ró l nie czytając , na przełożenie Panny Urszuli podpi­

s y w a ł jak z w y k l e , n i ew ie d zą c co za­

wierają. W tern zatrudnieniu tak ko- rzystnem dla w i e l u osób , dobre pół

(60)

godziny upł ynę ło , aż nareśoie znużo­

ny K r ó l opuścił ręce i w i ę c e j pisa ć już nie chciał.

P o w l ó k ł się w i ę c ku łożu z pomocą d w o rz a n i kazał p r z y w o ł a ć DenholTa, któremu w i e l c e b ył w d z i ę c z n y za od­

kr yci e i przestrzeżenie m e d y k ó w , w czasie kiedy został paraliżem ruszony.

— Siądź tu , rz e kł słabym głosem , łąk żc go l e d w i e zrozumieć by ło mo­

żna, p ow ie d z tui szczerze, co się d z i e ­ je na d w o r z e i w mieście naszćm ? co robią s y n o w i e nasi?

— W s z y s c y smutni Najjaśniejszy P a ­ ni*;, błagają Boga o jego zd ro w ie i najgoręcej się modlą. W s z y s c y mamy jeszcze najsłodszą nadzieje, że ujrzym W . K. M. w pożądanym stanie zdro­

w i a . . . ta nadzieja.

— Jaka na dzieja? p r z e r w a ł cicho i ni ewyraźnie Zygmunt potrząsając lek­

(61)

ko głow o, jaka nadzieja-— •? — niema nadziei — a s y n o w i e nasi ?

-— Modlą się w s z y s c y , proszą Boga o utrzymanie drogiego z d r o w ia W . K. M . — Biskupi nie odchodzą od o ł ­ tar zó w.

— Pilnujcież W . Mość interessów Państwa , o d e z w a ł sic z n o w u bardzo niewyraźnie Zygmunt i starajcie się, alty one z moją chorobą nie r o z w i ą ­ z y w a ł y się i nie b y ł y p rz yc zyn ą jakich zamieszek.

Po tych kilku słowach, K r ó l coraz gorzej osłabionym się czując , zażądał s p o c z y n k u , i w s zy s cy się oddalili prócz m e d y k ó w ; na wet Panna Urszu­

la zab ra w s zy podpisane przez K r ó l a papiery do s w o ic h komnat na c h w i l e odeszła. D a n i ł ł o w i c z i Ossoliński nie ci erp li w i w otrzymaniu tego co im przyrzeczono, czekali już tam na nią,

(62)

r ó w n i e jak K l i ń s k i , Pater Florjan i prócz tego d w ó c h J e z u i t ó w .

Niespokojnem okiem przebiegła B a - w a r k a spojrzała po przytomnych oso­

bach , jak gdyby z ich przybycia nie bardzo rada b y ł a i p r z y w i t a ł a dość o- zięble, siadając na krześle na p r z e c i w stołu. Podskarbi D a n i ł ł o w i c z z b li ż y ł się natychmiast p o w a żn i e i cichym głosem grzecznie , ale surowo zapytał oddając z w y k ł y ukłon, tak cicho, iżby drudzy nic dosłyszeć nie mogli.

— K ie d y ż W i e l m o ż n a Pani, spodzie­

w a ć się możem skutku obietnic w a ­ szych ?

— Dot ąd nie było jeszcze czasu po t e m u , od pow ie dz iał a Meyerinn nie podnosząc oczu k u niemu, sądzę jed­

nak, że jutro znajdę dogodną k u temu c h w i l ę i dobrze b y było, abyście się W a s z m o ś ć razem z Panem Ossoliń­

skim na d w o r z e znajdowali. Gom raz

(63)

przyrzekła, tego nie od mówię, spuście się na mnie,

— Z a w s z e ufni byliśmy w jej łasce i pamięci, r z e k ł z n o w u Ossoliński w y ­ ręczając Da ni łło w ic za, ale sądziliśmy, i e przy tylu zatrudnieniach i troskli­

w o ś c i o rzeczy w a ż n i e j s z e , mogłaś W P a n i zapomnieć o mniej nagłych i mniejszej w a g i rzeczach.

— Z l e na tcu raz sądziliście, odpo­

w i e d z i a ł a g r z e c z n i e , lecz z nieukou- ten to w an ie m Panna U r s z u l a , gdyż ja równie] o moich przyrzeczeniach pa­

miętam, jak ci, któr zy obietnicę otrzy­

mali. Bądźcie W aszmość zd row i. Po tem p o ż e g n a n iu , musieli się usunąć d w a j k l i e n c i , a gospodyni została sa­

ma jedna z trzema Jezuitami i Panem Klińskim.

— W a s z m o ś ć , rzekła natychmiast powstając z krzesła, W a s z m o ś ć Panie K li ń s k i poczekaj tam c h w i l k ę , a wy;

(64)

Oj co w i e P r z e w ie l e b n i raczcie usiąść i prze łoży ć mi krótk o sprawę waszą, gdyż le dw ie c h w i l parę mam wolnych.

Ksiądz Florjan na to w e z w a n i e w s k a ­ zał miejsca 0 0 . Jezuitom, jako ś w ia - domszy i sam usiadł z tą poufałością, jakiej z w y k l e u ż y w a j ą d o m o w i lub dobrze znajomi.

— Przyszliśmy tu, r z e k ł w r c ś c i c po c h w i l i namysłu przyszliśmy, jako pro­

szący do Pana swego, żebrać uginając się przed nią . o łaskę której nigdzie zaiste, jak ty lko tu za jej w s t a w i e ­ niem się, otrzymać możemy,

— T ak, W i e l m o ż n a Pani, p r z e r w a ł jeden z p rz y b y ły ch , ośmielony zaczę­

ciem Ks. Florjana mamy w Bogu na­

dziejo, żc jako p ra w ow ie rn a i gorli­

w a o c h w a ł ę Bożą chrześcijanka , zechcesz za nami rzucić s ł ó w k o , w rzecz y o której ki lk a k ro ć submitując ci się W i e l m o ż n a Pani p r z e k ła d a li ś m y

(65)

W i e s z sama W i e l m o ż n a Pani, ze stan K o ś c i o ł ó w naszych i K o l l c g i j ó w K r a ­ k o w s k i c h przy N. Barbarze i S. Piętrzę, W a r s z a w s k i c h takoż tutecznych, któ­

re z łaski Pana naszego dzierżemy , W i l e ń s k i c h takoż K o ś c i o ł ó w S. K a ­

zimierza i Farnego, stan nie jest naj­

pomyślniejszy, pr zy kre okoliczności, i czas niszczyciel wszystkiego, znacznie je na dw e rę ż ył . N i em o w i e o innych p o m n i e j s z y c h , które mniej o z d ó b , a jedynie tylko prostego ochędóstwa po­

trzebują, ale o znaczniejszych , które położone będąc w miejscach jąw ni ej- szych na oku ludzkićm, muszą zawsze, jako nasz Z a k on , łaską stolicy A p o ­ stolskiej przodku je innym, tak one w y - twornością i wspaniałością inne prze­

wy żs za ć . Dziś już słusznie , z bólem serca naszego, słusznie się chlubią nie­

które zakony, że nas przesadzają w sa­

mej tylko okazałości ' d o m ó w Bożych,

Tom II. 9

(66)

a my kt ór zy w i e l k i e iścizny w ł o ż y ­ liśmy w liczne p o p r a w y k l a s z t o r ó w i K o ś c i o ł ó w n a s z y c h ; nie m a m y , ani mieć moźem sposobu zaradzania w zu­

pełności teraźniejszym niedostatkom naszym.

— Raczcie m ó w i ć krócej, p rz e rw ał a Urszula, w i e m już czego żądacie ! . .

— Upraszamy najpokorniej, m ó w i ł dalej J e z u i t a , ażeby Król Jegomość przez wz glą d na usługi nasze, na pracę, gorl iw oś ć i wier noś ć raczył nam w tern dopoinodz, czyli ze skarbu , czyli ze swej łaski, czyli nares'cie z koronnych m a ją tk ó w posiadłością.

— -Chętnie b y m się do tego p r z y c z y ­ niła, abyście skut ek żądań w a s z y c h o- t r z y m a l i , odpowiedziała potrząsając g ł o w ą Urszula, ale się p rz y zn a m , iż mi się z d a j e , £e majątki ziemne, z a ­ pisy i fundusze waszego Z a k o n u , w y ­ starczać by w a m p ow in ny na utrzy­

(67)

manie K o ś c i o ł o w i K l a s z t o r ó w , nie ma bogatszego w Polsce, nad w a sz Z a ­ ko nu , i tak już sarkają ślachta i pa­

n o w i e , że macie nieprzeliczone skar­

b y lezące, że bo ga ctw a wasze są nad potrzeby, możemyż zatem uc zy ni ć to co chcecie, nie narażając się na w y ­ m ó w k i ?

— J ę z y k lu d z k i , ję zyk p ot w ar zy i zazdrości, z a w o ł a ł głośno dotąd mil­

cz ący J ez u i ta , nie szkodzi t y m , nad k t ó r y m i niesp raw ie dli wie się p a s t w i , słaby m jest ten, kto c h w a ł ę Bożą, po­

ś w ię c a w i d o k o m ś w i a t o w y m , lękać się w tem sądu ludzi co w oczach B o ­ ga jest nieposzlakowanym i dobrem >

jest to —

— P r z e k o n y w a c i e mnie, wzruszona p rz e rw ał a Urszula , jednakże w ą t p i ę , czyli będzie w mej mocy, zadość w a ­ szym uczynić żądaniom i potrzebom.

Księża pospuszczali g ł o w y smutnie

(68)

patrząc ponuro jeden na drugiego , a Ksiądz Florjan podniósł głos znowu.

— W i e l m o ż n a Pani! — d oś wi adc zy­

liśmy nieraz jej łask i nigdy n a p rz y ­ krzonymi okazać się niechcemy — ale potrzeba nas nagli, p rzy by tki Boże dłu­

go zostaną w stanie potrzebującym na­

p r a w y — bo my biedni z naszych do­

ch od ów , le d w i e co naglejszego opędzić mogąc , w zi ąś ć się do tego nie może­

my.

— Jakąż summą, dopomódz by w a m m oż na ? zapytała z cicha U rszula, a Księża rozjaśnione oczy podnieśli na siebie i w długiem milczeniu, z d a w a li się chcieć pogodzić s w oje zdania. Ks.

Florian śmielszy od innych namyśli­

w s z y się nieco, pokazał zręcznie w s p ó ł braciom na palcach liczbę dziesięć i w powietrzu polem trzy zera za k ry - śłit; inni zgadzać się na to zd a wa li , a gdy

(69)

tak niema u m o w a miedzy niemi sta­

nęła, w s z y s c y zręcznie udali w oczach B a w a r k i , głębokie zamyślenie i w ko ń­

cu p i ć w s z y Jezuita z układną m in ą, pokornie p r ze m ów ił.

— Trudno to, a nie podobna pra­

w i e , w y r a c h o w a ć dokładnie ilość, k t ó ­ ra by nas zapomódz mogła, jednakże po długiej ro zw a d ze , zdaje mi się, że summa 10,000 c z e r w o n y c h z ł o t y c h , polepszyła by stan naszych interessów.

Ksiądz Florian biegły w u daw an iu, w i e l k i e oczy zrobił na te s ł o w a i p r z e r w a ł natychmiast mów iąc em u, cho­

ciaż sam tę summę p od yk to w a ł.

— A gdzie t a m ! a gdzie t a m ! to za m a ł o ! za m a ł o , ja ni ew ie m , c z y i dwudziestu na tyle odmian w y s t a r ­ czy !

T rze ci Jezuita musiał także odegrać s w o j ą rolę i w es t ch ną w s zy z pobożną

(70)

miną, z oczyma wzniesionymi ku nie- lm o ś w ia d cz y ł, że i trzydziestu będzie za mało.

— W i e l k a to, w i e l k a s um ma , od­

p o w i e d z ia ła Panna Urszula , nie wie m z kądbyście ją otrzymać mogli. W i e m ja, że kto w a m d a j e , Bogu d a j e , ale mimo szczerych c h ę c i , n i e w ie m czy co zrobię!.

— O f ia r y , p r z e r w a ł trzeci Jezuita głośno i p o r y w c z o , w szy stk ie ofiary jakie tylko czynić m o ż e m , są milsze Panu Bogu , jeśli je z w ła sn ą czynim p r yw a cj ą . T a k o w e umartwienia sto­

kro ć się wynagradzają!.

— Nie obce mi są te zdania, r z e k ła z n o w u Panna Urszula powoli i w y ­ raźnie, i jako w ie rn a katoliczka, d a w n o w i e m o nich, ale uczynić w a m jednak czego żądacie niemoge. Teraz gdy w a ­ sze potrzeby są tak nagłe, pom ówi ę z

(71)

Podskarbim czyliby zaległych siimm jakich przeznaczyć w a m niemożna. Co się ty c z e m n i e , z mojćj ręki na na­

p r a w ę K o ś c i o ł ó w W il e ń s k i c h , ofiaru­

ję w a m pięć tysięcy c z e r w o n y c h zło­

tych , a na pamięć moją do Sk a rb cu domu W a sz eg o w W i l n i e , przeznaczam Ró że złota i ) , dana mi w darze od« V / ? c Urbana Papieża 2). T a jednak jaka droga mi pamiątka, c h y b a po śmierci mojćj oddana w a m zostanie. Pienią­

dze w yl i cz o n e będą n i e z w ł o c z n i e , a co u K ró la w y r o b i ć potrafię , o tem w a m oznajmię. Polecam się modli­

tw o m w a s z y m ! . .

T o m ó w i ą c do wyjścia się zabiera­

ła, a Jezuici wzdychając, kłaniając się i dziękując przeprowadzali ją długo oczyma.

1 ) U i s t .

2) H ist.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nek mający na celu pokazanie roli, jaką uczelnie wyższe mogą odegrać w implementacji wybranych sektorów polityki zrównoważonego rozwo- ju (w skrócie: Z.R.). Mówiąc o

Towarzysz służący w osobie nie mógł się oddalać od chorągwi bez urlapu po teraźniejszemu, a po dawnemu bez permisji, której nie mógł otrzymać od kogo innego, tylko od

The results of the study show that an increase in the av- erage number of stocks reduces average portfolio risk, which confirms convention- al paradigms on the portfolio

Prace budowlane kontynuowano również za rządów Zygmunta Augusta, podobnie jak w szeregu rezydencji królewskich, których przebudowę zainicjował jego ojciec.... ty

fa Czapskiego jest szukaniem odpowiedzi. Pod ko- niec życia, gdy zdawał już sobie sprawę, że to prze- znaczone mu miejsce w historii wypełnił, przywołał zdanie Goethego: Nie

Biorąc pod uwagę, że 90% pacjentów objętych opie- ką paliatywną, są to osoby z chorobami nowotwo- rowymi, u nich ból najczęściej jest wywołany ekspan- sją procesu

w sprawie szczegółowych zasad funkcjonowania systemu zarządzania ryzykiem i systemu kontroli wewnętrznej oraz szczegółowych warunków szacowania przez banki kapitału wewnętrznego

W związku z budową mostu na kanale obrzańskini przeprowadzano przez teren grodziska (z p&lt;xvodu omyłk­ owej interpretacji jego zasięgu) kanał obiegowy biegnący zakolem,