• Nie Znaleziono Wyników

Małżeństwo i rodzina jako związek ludzi wierzących w Chrystusie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Małżeństwo i rodzina jako związek ludzi wierzących w Chrystusie"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Ozorowski

Małżeństwo i rodzina jako związek

ludzi wierzących w Chrystusie

Studia nad Rodziną 9/2 (17), 13-22

(2)

Studia nad Rodziną UKSW 2005 R. 9 nr 2(17) bp E dw ard O Z O R O W SK I

MAŁŻEŃSTWO I RODZINA

JAKO ZWIĄZEK LUDZI WIERZĄCYCH W CHRYSTUSIE

M ałżeństw o m iędzy chrześcijanam i różni się istotow o od zw iązku m a ł­ żeńskiego m iędzy p o g an am i lub ludźm i niew ierzącym i. W praw dzie m i­ łość m ałżeńska sam a z siebie je st d o b rem i przen o si w w idzialność świata niew idzialną m iłość Boga, ale odłączo n a od C hrystusow ego krzyża p o z o ­ staje tylko na poziom ie n atu ry i nie m a w sobie m ocy wznieść się do życia nadprzyrodzonego. Tylko ci, którzy są zjednoczeni z C hrystusem , m ogą w swej m iłości urzeczyw istniać Jego m iłość do K ościoła (por. E f 5,21-32). M ałżeństw o chrześcijańskie je st sak ram en tem nadprzyrodzonym , a nie naturalnym tylko.

I. Łaska wiary małżeńskiego „my”

Jan Paweł II pisał: „Boskie «My» je st przedwiecznym praw zorem dla ludzkiego «my» - tego przede wszystkim, jakie m ają stanowić mężczyzna i kobieta, stw orzeni na obraz i podobieństw o Boga sam ego” (L dR 6). Stw ierdzenie to o pierał n a praw dzie, że człowiek od początku je st m ężczy­ zną i kobietą, egzystującym w kom plem entarnym zróżnicow aniu i pow oła­ nym do tw orzenia kom unii osób. M ałżeństw o swoje ludzkie „my” m a zako­ dow ane w n atu rze człowieka i ze swej natury odw zorowuje Boskie „M y”. Jest ta k dlatego, że człowiek je st osobą i jako osoba jest obrazem Boga. N a ­ tu ra ludzka je d n a k została d otknięta grzechem pierw orodnym , który za­ ciem nił obraz Boży w człowieku. Skutkiem tego n atu raln e ludzkie „my” pozostaje jakby skrępow ane grzechem i nie m a m ożności w ydostania się z niego o własnych siłach. P otrzebuje pom ocy. Sprawić to m oże jedynie Chrystus. W Nim m ałżonkow ie w swoim „my” m ogą być podniesieni na wyższy poziom istnienia. Jest to poziom Boskiego życia, do którego drzw ia­ m i wejściowymi je st wiara.

W iara je st zawsze aktem osobowym. W ierzy konkretny człowiek, a nie tłum . W ierzy osoba, a nie bezosobow a natura. Przy udzielaniu sakram en­ tów, naw et jeśli przyjm ują go liczni, celebrans stawia pytanie w liczbie p o je ­ dynczej (czy wierzysz?). Tak sam o dzieje się przy zaw ieraniu sakram entu m ałżeństw a. Przystępuje do niego mężczyzna ze swoją w iarą i kobieta ze

(3)

swoją. Stanem postulow anym jest, by byli tej sam ej wiary. Poróżnienie w w ierze lub b ra k wiary u je d n e j ze stron je st przeszkodą w budow aniu m a ł­ żeńskiego „my” wiary.

W iara jest relacją do Boga. Swoje krańce m a w Bogu i człowieku. Bóg daje człowiekowi łaskę wiary, a człowiek m a w sobie zdolność jej przyjęcia. W iara zaczyna się w m om encie przyjęcia tej łaski. Wówczas to, co było m ożnością, staje się aktem . O tw artość na łaskę napełnia się Bogiem. Nie zabiera O n m iejsca tem u, co n atu raln e w człowieku. Bóg bowiem nie jest konkurentem człowieka ani substytutem jego braków. Ł aska wiary, przyję­ ta w sposób świadomy i wolny, przenika sferę n aturalnego życia. Człowiek w tym stanie je st bogatszy o ową szczególną łączność z Bogiem. G dy w ie­ rzący mężczyzna zawiera związek m ałżeński z wierzącą kobietą, ich jedność urzeczywistnia się w p orządku przyrodzonym i nadprzyrodzonym . Jest to jedność ontyczna, a nie tylko etyczna. N atu raln e „my” m ałżonków zyskuje nadprzyrodzone dopełnienie.

W iara je st przylgnięciem do Boga. M ówią o tym hebrajskie słowa: am an - doznanie stałości, solidności, pewności, m ocy i batah - zaufanie, nadzieja1. Człow iek wierzący całą swoją ufność p o k ład a w Bogu. W Nim znajduje dla siebie oparcie, m oc i pew ność, w Nim też po k ład a swoją n a ­ dzieję. W ie on, że ostanie się, jeśli będzie wierzył (por. Iz 9,7), i nie utrzy­ m a się, gdy przestan ie wierzyć. „W iara je st postaw ą człowieka w obec całej rzeczywistości, nie dającą się sprow adzić do wiedzy, niew spółm ierną z w ie­ dzą, n adaniem sensu, bez którego nie znalazłby człowiek dla siebie m iej­ sca na świecie”2. M ałżeńskie „my” ludzi w ierzących je st kom unijnym przy­ lgnięciem do Boga, oparciem się n a Nim i p o k ład an iem w Nim nadziei. On je st gw arantem ich projektów sporządzanych w w ierze i ze względu na w ia­ rę. Ich jed n o ść w ciele i w d uchu je st jednością w Bogu. G dy bow iem ludzie wierzą, m ają Boga w sobie i blisko siebie. N ie m a nic w życiu m ałżeńskim ludzi wierzących, do czego Bóg nie m iałby dostępu. Tylko grzech oddala człowieka od Boga.

Esse wiary uzew nętrznia się w jej agere, o czym wyraziście pisze św. J a ­ kub: „W iara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, m artw a je st sama w sobie” (Jk 2,17). Dotyczy to każdego człowieka wierzącego. Piękno m a ł­ żeńskiego „my” ludzi wierzących ujaw nia się i w tym, że ludzie razem zdo­ bywają się na czyny wiary. M ogą o ne i powinny być dokonyw ane w obrębie związku m ałżeńskiego, ale także wychodzić na zewnątrz. Gdy m ałżonkow ie ślubują sobie w w ierze czynną m iłość, zakładają jej obecność także w re la ­ cjach do innych ludzi.

1J. Sadzik, O psalmach, w: Księga psalmów, przekl. C. Miłosz, Kraków 1998, s. 12. 2 J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 1994, s. 34.

(4)

II. Uwarunkowania wiary

W iara m ałżonków , chociaż je st dziełem łaski, to je d n a k jak o akt ludzki podlega uw arunkow aniom , w jakich toczy się życie człowieka. W m ałżeń­ stwo w kraczają ludzie dorośli ze swą w iarą i problem am i, jakie o na im sta­ wia. Przynoszą ze sobą dziedzictwo wiary, grom adzone od poczęcia, i wszystkie jego ubytki, pow stałe p o drodze. N ie m uszą o ne być w tych sa­ mych m iejscach po obu stronach, niekoniecznie też łączą się ze sobą h a r­ m onijnie. Czasam i pow stają spięcia, kończące się u tra tą, spłyceniem lub w zrostem wiary.

Indyw idualnie człowiek m oże wejść w rzeczywistość wiary od niem ow ­ lęctwa, a naw et w okresie prenatalnym . D zieje się tak, gdy m atka nosząca dziecko w swoim łonie je st kobietą w ierzącą, a po tem po urodzeniu, gdy w dom u rodzicielskim panuje atm osfera wiary. D ziecko rozwija się przez naśladow anie rodziców3. W iara ojca i w iara m atki m a dla niego duże zna­ czenie. Początki wiary dziecka - to zwykle składanie rączek, zginanie kolan, czynienie znaku krzyża, pow tarzanie najprostszych słów modlitwy. Dziecko m a przed sobą dwie drogi: pójście drogą wiary lub niewiary. N ie m a drogi pośredniej. Jeżeli rodzice nie poprow adzą go drogą wiary, będzie w zrasta­ ło w niewierze. Takim też znajdzie się następnie w narzeczeństw ie, który to okres - w sprzyjających okolicznościach - m oże być dla narzeczonych k a te ­ chum enatem , a w niesprzyjających - zapaścią w niewiarę.

D roga wiary prow adzi przez stopniow e, wytrwałe jej zgłębianie, przez uczestnictw o w liturgii (zwłaszcza w przyjm ow aniu sakram entów ) i przez świadomy, pogłębiony udział w obrzędach paraliturgicznych oraz przez za­ chowywanie przykazań Bożych i kościelnych. Gdy w iara zam ienia się w obyczaj domowy lub środowiskowy, gdy schodzi do poziom u zabobonu i gdy oddziela się od m oralności, następuje jej powolny zanik aż do całko­ witej utraty4. D roga niewiary w olna je st w praw dzie od wymienionych za­ grożeń, ale też nie m a dostęp u do dóbr, których dostarcza wiara. Czasem ludzie niewierzący uzasadniają swój wybór przez wskazywanie różnych d e ­ wiacji u ludzi wierzących.

3 „Dzieci bardzo prędko poznają życie. Obserwują i naśladują postępowanie dorosłych. Szybko uczą się miłości i szacunku dla innych, ale łatwo wchłaniają też jad przemocy i niena­ wiści. To, czego doświadczają w rodzinie, bardzo mocno wpłynie na postawy, które przyjmują jako dorośli”. Jan Paweł II, Orędzie na XXIX Światowy Dzień Pokoju (1.01.1996).

4 „Religijność ludzkości schodzi jakby na manowce przede wszystkim pod wpływem trzech sił, które zdają się być mocno zakorzenione w skłonnej do złego naturze ludzkiej. Są to: dąż­ ność ludzi do magii, dążność do przekształcania religii w nawyk społeczny, dążność do oddzie­ lenia religii od zobowiązań moralnych”. E. Galbiati, A. Piazza, Biblia księga zamknięta?, War­ szawa 1971, s. 18.

(5)

Człowiek dorosły nosi w sobie uw arunkow ania swej wiary. Składają się na nie głównie: rozwój osobowy, cechy ch arak teru w rodzone i nabyte, zdol­ ności intelektualne i wolitywne, sfera uczuć. Nie są one wprawdzie w mocy zniweczyć działania łaski, ale m ogą to działanie bardzo osłabić. Bóg może przem ienić Szawła w Pawła (por. D z 9,1-19). H istoria zna w ielu konwerty- tów. D zieło zbawienia je d n a k dokonuje się w wolności. Jest ono propozy­ cją od Boga, k tórą człowiek m oże przyjąć lub odrzucić. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. N ie m a na szczęście tem peram entu, charakteru lub uczucia, k tóre uniemożliwiałyby wiarę. Wszyscy są wezwani do wiary, wszystkich też Bóg chce zbawić i doprow adzić do poznania praw dy (por. 1Tm 2,4). U w arunkow ania wiary znajdują się też w niej sam ej. O n a bowiem stawia człowiekowi swoje wym agania. Proponuje pewność, k tóra nie sp ro ­ w adza się do pew ności fizycznej lub filozoficznej. Te ostatnie bowiem o p ie­ rają się na wyliczeniach lub n a sile wnioskowania. Są niezm ienne, dają sta­ ły p u n k t oparcia. W iara natom iast swoją m oc czerpie z uwierzenia. „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony” (M k 16,16). Wierzy się zaś Bogu, a nie siłom przyrody. Bóg jest całkowicie wolny i naw et w iara człowieka nie m oże go zdeterm inow ać. Jest jednocześnie M iłością (por. 1J 4,8.16) ipozo- staje w ierny swoim obietnicom . Pragnie, by człowiek M u wierzył, a nie sa­ dzał G o na ławie oskarżonych. Siła wiary zawiera się w sile przylgnięcia człowieka do Boga.

R ozum ienie wiary zaczyna się od zobaczenia siebie przed Bogiem. W i­ dzenie przepaści, jak a zachodzi między istnieniem Boga a istnieniem czło­ wieka, m a n a celu nie pogrążenie człowieka w rozpaczy, lecz pokazanie m u sposobu, w jak i m oże być wydobyty z tego stanu. D o tego w idzenia pow in­ na dołączyć się p o k o ra (tapeinosis), lecz nie jako cnota m oralna, ale jako wiara, że Bóg m ocen jest wydostać człowieka z niskości i um ieścić go na niebieskich wyżynach. Tak rozum iana p okora je st uniżeniem się przed B o­ giem po to, by być wywyższonym: „Uniżył sam ego siebie dlatego Bóg Go nad wszystko wywyższył” (Flp 2,8-9)5.

R ozum ienie wiary człowiek czerpie z O bjaw ienia, k tóre jako Słowo B o­ że zapisane zostało w słowie ludzkim . D o tekstów biblijnych m ożna p o d ­ chodzić jako do tekstów powstałych w określonym m iejscu i czasie i stoso­ wać do nich m etody filologiczne, gram atyczne, historyczne, filozoficzne itp. Uzyskiwane tą drogą dan e stanow ią dziedzictwo Tradycji. Człowiek wierzący jednakże nie m oże do nich się ograniczyć. W iara bowiem jest re ­ zultatem zetknięcia się z żywym Słowem Bożym, a nie z martwym tekstem . „W iara nie je st zakończeniem pew nego sylogizmu, k tóre to zakończenie m usi m ieć ch arak ter racjonalny tegoż sylogizmu, i nie jest także końcowym

(6)

stadium pew nego procesu psychologicznego, który je st faktem psycholo­ gicznym ja k sam proces, ale jest nowym początkiem ”6.

A. Frossard, po uw ierzeniu, napisał: Bóg istnieje, ja G o spotkałem . W przekładzie na niem iecki tytuł brzm iał: Bóg istnieje, zostałem przez N iego spotkany. Nowy p oczątek zawiązuje się w osobowej relacji z Bogiem, „który jest, który był i który przychodzi” (A p 1,8). Owo przychodzenie sprawia, że Bóg je st zawsze przed człowiekiem. Spotkania z Nim nie m oż­ na zaprogram ow ać ani wymusić. N ie m ożna G o poznać do końca i za­ m knąć w obrębie własnego umysłu. Bóg jest zawsze większy (Deus semper maior): większy niż wszystkie nasze w yobrażenia o Nim i formuły, którym i się posługujem y, aby cokolwiek o Nim powiedzieć. Z głębiając Boga, trzeba w pewnym m om encie zam ilknąć i od teologii afirmatywnej lub negatywnej przejść do teologii apofatycznej.

R o zum ienie w iary nie zam yka się w słow ach, chociaż p otrzebujem y ich, by o w ierze mówić. R o zum ienie w iary w eryfikuje się w postaw ie człow ieka, w zdolności zdobyw ania się na czyny hero iczn e lub w zwykłym codziennym m ozolnym trw an iu w w ierze. Takie ro zu m ien ie m ożem y p o ­ siadać tylko w tedy, gdy je zdobywamy. Z an ie c h a n ie wysiłku zdobyw ania ro zu m ien ia w iary prow adzi do u tra ty tego, co z niej już było udziałem człow ieka. W iara się spraw dza w trak cie w ierzenia, co nie znaczy, że nie p o sia d a o na swoich racji u p rzed n ich . R ozum ienie w iary nie p o stę p u je d rogą analizy tw ierdzeń wiary, by pro ces te n zakończyć i pójść dalej, lecz je st podejm ow anym stale n a now o p rzek ład an iem na życie tego, co Bóg p ro p o n u je człowiekowi.

W iara wiąże się z uczynkami, lecz do nich się nie sprow adza. Ćwiczenie się w w ierze jest czymś radykalnie innym niż ćwiczenia sportow e lub inne im podobne. W praw dzie historia zna wielkich ascetów (pustelników , m isty­ ków, stygmatyków), którzy prow adzili życie w nieustannym ćwiczeniu się w w ierze i doszli do tego, że świat ich podziwia. Nigdy je d n a k ostateczny efekt wiary nie był tylko rezultatem ich ćwiczeń. Ćwiczenia te wyprzedzała łaska i im towarzyszyła. O statecznie to o na przyjm ow ała podziw iane ow o­ ce. T ranscendentny Bóg, naw et gdy staje się im m anentny człowiekowi, za­ wsze pozostaje wolny i nigdy nie daje się zaw ładnąć człowiekowi. To On przem ienia człowieka, a nie odw rotnie. „Ludzie grają swoją ludzką grę, każdy swoją, kom binując, opisując, dążąc do danego rezultatu poprzez d a ­ ną operację. Lecz Bóg gra ludzkim i gram i i rozgrywa swoją grę w ich grze i w raz z ich grą. W szystko je st tu ludzkie, wszystko historyczne. I wszystko zm ierza do celu, do jakiego Bóg zm ierza i jaki zapew nia”7.

6 R. Guardini, Pismo Święte i nauka wiary, Kielce 2002, s. 42. 7 Y. Congar, Kościół, jaki kocham, Kraków 1997, s. 92.

(7)

Z uw arunkow ań zew nętrznych na pierwszym m iejscu należy wymienić Kościół. W iara jest pierw szą z nim więzią. Gdy człowiek zaczyna wierzyć w iarą Chrystusową, zaczyna robić pierwszy krok w stronę Kościoła, który przez chrzest stanie się jego duchow ą ojczyzną. Nawiązuje on kontakt z ludźm i tej samej wiary. M ogą to być ludzie obcy, przyjaciele, członkowie rodziny, narzeczona lub żona. O d ich stosunku do niego zależy jego dalsze życie. M ogą oni m u pom óc w wierze, ale też i zaszkodzić. Początkujący w w ierze z tru d em przyjm uje praw dę, że Kościół składa się nie tylko ze świętych, lecz też i z grzeszników. O biektywnie rzecz biorąc, związek z K o­ ściołem otw iera człowiekowi drzwi do skarbca nadprzyrodzonych darów. O d strony subiektywnej natom iast środow isko ludzi Kościoła, do którego w chodzi człowiek przez wiarę, posiada dla niego ogrom ne znaczenie, cza­ sem naw et decydujące o jego przyszłym życiu.

W życiu narzeczeńskim , m ałżeńskim i rodzinnym w iara m oże w zrastać przez w zajem ne w spieranie się w niej lub zanikać na skutek zaprzestania troski o nią, albo jej zwalczanie. W środow isku rodzinnym w ażne są dla wiary: w spólna m odlitwa, uczciwe życie, zachowywanie przykazań, szacu­ n ek dla obyczajów kościelnych. Jeśli n atom iast członkowie rodziny nie liczą się z wym ogam i Ew angelii i poniżają godność ludzką, to tw orzą nieznośne w arunki dla w ierzącego człowieka. Oczywiście, nie m usi się on po d ich cię­ żarem załam ać. Dźwiganie ich je d n a k będzie wym agało od niego h e ro ­ izmu. M ałżeństw o ta k żyjące m a zawsze możliwość odniesienia zwycięstwa przez wiarę. D la ludzi wierzących je st ono rolą upraw ną, na której razem m ogą siać ziarno wiary i zbierać jej owoce.

M ałżeństw o i rod zin a nie są sam o tn ą wyspą n a oceanie. U d o sk o n alan e środki kom unikacji spraw iają, że ludzie są coraz bliżej siebie. Bliskość ta często je st tłum em , a nie kom unią, a pojedynczy człow iek sprow adzony zostaje do kółka w wielkiej m achinie. Przyczynia się do tego skutecznie p o stęp u jąca globalizacja. Gdy ludzie żyli w swoich m ałych ojczyznach, ła ­ twiej było w nich tworzyć środow isko wiary. Już u rbanizacja spraw iła tu wiele kło p o tu , bo wyrwani ze swoich środowiskowych korzeni ludzie w ie­ rzący nie zawsze m ogli się odnaleźć w zurbanizow anym świecie. W spół­ cześnie p an u jące w świecie ten d en c je jeszcze m niej sprzyjają w ierze. L a ­ icyzacja, liberalizm , źle p o ję ta to leran cja spychają ludzi w ierzących na m argines życia społecznego. W iara w tym świecie m oże być tylko spraw ą pryw atną, a nie publiczną. W zlaicyzowanym świecie m ałżeństw o i ro d zi­ na m ogą być tw ierdzą ch roniącą ich członków p rzed atakam i niewiary. M ało tego, m ogą się stać oazam i ducha n a pustyni m aterii. Jako kościoły dom ow e są one cząstkam i K ościoła pow szechnego - C iała C hrystusa i n o ­ szą n a sobie jeg o sakram en taln y ch a rak ter. M ałżeństw o i rodzina jako cząstki K ościoła pow szechnego są w świecie na sposób sak ram en tu , tzn.

(8)

jak o znaki i narzędzia w ew nętrznego zjednoczenia z B ogiem i jedności rod zaju ludzkiego (por. KK 1).

M ów iąc o uw arunkow aniach wiary, nie m ożna zapom nieć o obecności Z łego D ucha. Skusił on pierwszych rodziców (por. R dz 3,1-7), kusił też Jezusa C hrystusa (por. M t 4,1-11). Jego pierwszym celem je st d o p ro w a­ dzenie człow ieka do odw rócenia się od Boga. W następstw ie tego czło­ w iek nie tyle czyni zło, ile złu ulega: „w historycznym dośw iadczeniu ludz­ kim zło je st zawsze dla każdego czymś zesłanym i n ikt nie je st jeg o abso­ lutnym p o czątk iem ”8. Człow iek w szakże nie je st skazany na zło. W iara j a ­ ko dzieło łaski daje człowiekowi środki do p o k o n an ia zła. N aw et grzech nie m oże pozbaw ić człow ieka wiary, bo m a on do dyspozycji sak ram en t pokuty i inne sposoby uzyskania odpuszczania grzechów. Istn ien ie oso b o ­ w ego zła je st też dla m ałżonków o strzeżeniem p rzed pow tórzeniem błęd u pierw szych rodziców . B łąd zaczął się od d ania p osłuchu Z łem u D uchow i i zagłuszenia w sobie głosu Boga. Był to b łąd przeciw w ierze, który p rz e ­ ciągnął za sobą u tra tę pierw otnego szczęścia. K to traci w iarę, wyrusza w stro n ę totalnej katastrofy.

III. Stopnie wiary

W iara m ałżonków zaczyna się od złożenia przysięgi przed Bogiem, że będ ą żyli razem aż do śm ierci we w zajem nej miłości, w ierności i uczciwości m ałżeńskiej. A k tu tego m ałżonkow ie dokonują każdy we własnej i zarazem w spólnej wierze. Po jego złożeniu zawiązuje się kom unia wiary, tzn. przeży­ w anie razem w w ierze wszystkiego, co składa się na życie m ałżeńskie.

W iara p rzed e wszystkim rzuca światło na w spółm ałżonka i na kom unię m ałżonka. Podstaw ow e pojęcia w tym względzie nabierają szczególnej głę­ bi i znaczenia, kiedy widzi się je i rozum ie w świetle Objaw ienia przyjętego w iarą. O no dopiero pokazuje, kim jest człowiek, w jakiej relacji pozostają do siebie m ężczyzna i kobieta i co to znaczy być osobą. Kiedy m ałżonkow ie w wierze przyjm ują sakram ent m ałżeństw a, wiedzą, że je st to spraw a m ię­ dzy nim i a Bogiem, a nie tylko indywidualnie m iędzy nim i samymi.

W iara mówi zarów no o przywilejach m ałżeńskich, ja k i o zobow iąza­ niach. Ślub kościelny je st dla m ałżonków rozpoczęciem drogi razem , na której światłem przew odnim jest wiara. W niej m ają oni budow ać miłość, w ierność i uczciwość m ałżeńską.

Żyjąc tak, świadczą o swej wierze. Świadectwo to rozciąga się n a całość ich życia, a nie ogranicza się do określonego czasu, zajęcia lub zawodu. W stępując zaś z w iarą w związek m ałżeński, w jej św ietle i zgodnie z nią

(9)

zum ieją swoje w zględem siebie pow inności. M iłość m ałżeńska je st w d u ­ chu i w ciele, i tylko w m ałżeństw ie możliwa je st w p ełn i kom unia ciała. „W spółżycie seksualne je st najsilniejszym gestem bliskości i odpow ie­ dzialności za siebie naw zajem . W łaśnie dlatego ludzie dojrzali i zdrowi psychicznie rezerw ują współżycie cielesne do najsilniejszej więzi między kobietą a m ężczyzną, jak a je st możliwa, czyli do więzi m ałżeńskiej, tylko z m ałżonkiem i na zawsze. W spółżycie p rzed ślubem to jedynie spotkanie m ężczyzny i kobiety. W spółżycie p o ślubie to spotkanie m ęża i żony, k tó ­ rzy są dla siebie naw zajem darem od Boga. Po w zajem nym ślubow aniu m i­ łości m ałżeńskiej je st w p ełn i m ożliwe zachow anie jedności duchow ego i cielesnego wym iaru człow ieka”9.

To, że m ałżonkow ie różnią się m iędzy sobą kom plem entarnie, sprawia, iż żyją ze sobą w procesie zbliżania się do siebie i oddalania od siebie. B u­ dow anie kom unii jest jednoczesnym w yodrębnianiem indywidualnego „ja”. Z tego zwykle rodzą się pierwsze waśnie m ałżeńskie, w alka o dom ina­ cję i chęć podporządkow ania sobie drugiej osoby. K ierow anie tym p ro ce­ sem tak, by utrzym ana została h arm onia dwojga, wymaga cierpliwości, wy­ trwałości, a przede wszystkim wiary, że je st to możliwe i że m a to sens. Gdy ludzie ustają w swoich staraniach, zaczyna się osłabienie ich wiary i dop aso ­ w anie wiary do stylu życia. W iara w takiej sytuacji zaczyna przygasać, jak płom ień świecy.

D obrze jest, gdy narzeczeni zaw ierają m ałżeństw o w dojrzałej wierze, gorzej, gdy sta rtu ją w w ierze infantylnej lub pow ierzchow nej. M a o na b o ­ wiem nikłą szansę ostania się w obec nacierających przeciw ności. „W iara dorosła to w iara świadom a: wyszła o na z ogólnikow ego stadium wiary dziecięcej, dla której wszystko było rów nie święte i rów nie pew ne. Jej p u n k tem wyjścia je st już nie tylko wyobraźnia, uczuciow ość i idee, ale rów ­ nież dośw iadczenie i krytyka rzeczywistości. D orosły to ten, kto um ie p o ­ ruszać się m iędzy tym, co pew ne i w ypróbow ane, i tym, co takie nie je s t”10. D ojrzała w iara nie gw arantuje człowiekowi bezbłędności, pozw ala m u n a ­ tom iast nanosić popraw ki tam , gdzie zakradły się błędy. N ie czyni go n ie ­ omylnym, ale daje m u m ożność do przyznania się do pom yłki. Słowem, dojrzała w iara zawsze m a p rzed sobą otw arte drzwi do wszystkich zaistnia­ łych życiowych pow ikłań.

Próbą dla wiary w m ałżeństw ie jest w kradające się spowszednienie. Przypuszcza ono atak na to, co n a początku było piękne i pociągające. Spo­ w szednienie osłabia czujność. M ałżonkow ie przestają w tedy dbać o siebie, pewni, że i tak siebie nie stracą. Gdy spow szednienie przechodzi w rutynę,

9 M. Dziewiecki, Czystość małżonków, „Źródło” 2006, nr 15, s. 27. 10 Y. Congar, Kościół, jaki kocham, dz. cyt., s. 94.

(10)

zwykle kończy się obrzydzeniem . Jeśli wszystko przedtem było budow ane na uczuciu, to rozpada się, gdy jego zabraknie. W iara w takiej sytuacji u ru ­ cham ia rozum i pobudza w olę do wytrwania. Szuka też miejsca, w których pojawiły się usterki.

D obrze jest, gdy m ałżonkow ie dzielą się w iarą w m yśleniu i działaniu: ra ­ zem klękają do modlitwy, idą do świątyni na M szę św., pielęgnują obyczaje religijne w dom u, w jednym duchu wychowują dzieci. D ysonanse w wierze odbijają się ujem nie n a współżyciu i wychowaniu. Jeszcze gorzej się dzieje wtedy, gdy w iara w spółm ałżonka staje się przeszkodą do harm onijnego ży­ cia z m ałżonkiem , który tej wiary nie podziela. Z tego tytułu niekiedy d o ­ chodzi naw et do rozw odu. W iara zawsze pow inna być rozum na, ożywiana nadzieją, przeniknięta miłością, odpow iedzialna.

M iarą stopnia wiary je st stopień próby, jak ą przechodzi człowiek w ie­ rzący. Biblia pokazuje w ielu ludzi w ierzących heroicznie. W śród nich na plan pierwszy wysuwają się A b rah am i H iob. A b rah am przeszedł wiele prób, z których wyszedł zwycięsko dzięki swej wierze. N ajpierw , na p o le ­ cenie Pana, opuścił dom rodzinny i u d ał się do Ziem i, k tó rą Pan m iał m u wskazać (por. R dz 12,1). N astępnie, m im o podeszłego wieku, uwierzył, że będzie m iał syna, a w nim potom stw o ta k liczne, ja k p iasek m orski i gwiaz­ dy na niebie (por. R dz 17,16). A k ie d y w reszcie jak o stu letn i starzec otrzy­ m ał od B oga pierw orodnego syna Izaaka, usłyszał od B oga wezwanie, aby tego syna złożył M u na ofiarę (por. R dz 22,2). I tym razem A b rah am był posłuszny Bogu. W czesnym rankiem „osiodłał swego osła, zabrał ze sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, na rąb a ł drzew a do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której Bóg m u pow iedział” (R dz 22,3). M ocą wiary A b rah am ocalił syna i stał się ojcem w ielu narodów . Po latach S. K ierkegaard napisał: „N ikt nie był tak wielki ja k A braham , któż go p o ­ trafi zrozum ieć”11.

H iob był m ężem sprawiedliwym, dobrze m u się pow odziło i m iał w iel­ kie m ajętności (por. H i 1,1-5). Pan wystawił go na próbę. D opuścił, by za­ b ran o m u wszystko: dzieci i trzody. Sam zaś został pokryty w rzodam i. I kiedy naw et żona m u u rąg ała (por. H i 1,9), a przyjaciele doszukiw ali się w nim grzechu, on mówił w prostocie swego serca: „D obro przyjęliśmy z ręki Boga. C zem u zła przyjąć nie m ożem y” (H i 1,10). M ocą wiary H iob odzyskał to, co był utracił. „Pan przywrócił H ioba do daw nego stanu, gdyż m odlił się on za swych przyjaciół. Pan o d d ał m u całą m ajętność w dw ójna­ sób” (H i 42,10).

H eroizm wiary A brah am a i H ioba podzielały ich rodziny: żony, dzieci i słudzy. Stało się możliwe to, co wydawało się niemożliwe. Tę sam ą praw dę

(11)

pow tarza Nowy Testam ent: „D la Boga nie m a nic niem ożliw ego” (Łk 1,27). Przekazuje ją swoim uczniom Chrystus. Ludzie w spółcześni rzadko zatrzy­ m ują się przy wierze, częściej chcą iść dalej. Tymczasem w iara je st na całe życie i człowiek wierzący nie m oże dojść dalej niż do wiary12. Idzie on od wiary do wiary i nie zabraknie m u przestrzeni, gdy idzie do Boga, ani nie za­ trzym a się w miejscu, gdy w spina się ku N iem u.

Z achw ianie wiary m ałżeństw i rodzin pow odują często niepow odzenia i nieszczęścia, zwłaszcza gdy w nich prym at wiedzie „m ieć”, a nie „być”. Ci wszyscy, którzy swoje nadzieje um ieszczają w dobrach m aterialnych, szyb­ ko doznają zawodu. Ci natom iast, którzy budują siebie, potrafią się ostać naw et wtedy, gdy wszystko utracą. Człowiek prawdziwie m a tylko to, co m u zostaje, gdy m u wszystko zabiorą. A takim je st Pan Bóg. N ikt G o nie m oże o debrać człowiekowi wierzącem u.

Szczególnie tru d n a sytuacja dla wiary pow staje wówczas, gdy m ałżonek nie zachowuje przysięgi m ałżeńskiej albo po ślubie zm ienia się ta k radykal­ nie na gorsze, że nie m ożna z nim wytrzymać. Staje się on w tedy dla drugiej strony prawdziwym krzyżem. W iara w prawdzie krzyża się nie lęka, ale nie w każdym człowieku je st do tego wystarczająca. Szczytem wiary je st go to ­ wość pójścia z Chrystusem drogą krzyżową aż do złożenia życia w ofierze.

Bishop Edward Ozorowski: Marriage and the Family as a Union of People Faithful in Christ

The author takes notice of the following questions: the grace of marital “we”; conditionings of faith; stages of faith. His concern is to indicate the specific charac­ ter of marriage and the family among believers in contrast to unions among nonbe­ lievers. Faith brings a new quality into the married and family life: the presence of God that permeates all marital and family relations. This takes place in ontic and ethical orders.

2 Por. tamże, s. 5.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The concentration of each individual species in the liquid and gas phase at equilibrium for given total concentration of ammonia N and hydrogen sul­ phide S can be calculated with

O ile pierwotnie zakłada- no, że stanowiska takie tworzone będą głównie na tych obszarach, na których mniejszości są dość licznie reprezentowane (w tym również woj.

Ten, kto go przyjmuje, zostaje w łą­ czony lub stowarzyszony w mniej lub więcej ścisłym stopniu z Zakonem Karm elu, pośw ięconym służbie M atki Najświętszej

M ożna sądzić, że spojrzenie - w różnych aspektach - na fakt przywoływania ludzi przez Maryję do miłości Ojca na pewno daje okazję do wysnucia wniosków,

Gdy nasz Pan Jezus Chrystus został poczęty w dziewiczym łonie Maryi za sprawą Ducha Świętego, Bóg zjednoczył się z naszym stworzonym człowieczeństwem, wchodząc w nową,

Mówię to szczególnie do was, którzy otrzymali- ście dzisiaj sakrament bierzmowania: niech Maryja pomaga wam bacznie słu- chać tego, czego domaga się od was Pan, i zawsze żyć

Kiedy anioł Gabriel zwiastował Maryi, że zostanie Matką Jezusa, Zbawiciela, Ona nie rozumiejąc nawet pełnego znaczenia tego powołania, zaufała Bogu, i od- powiedziała: «Oto

Voor de integratie met het isomerisatieproces (Hysomer) is de meest gunstige optie de purge type adsorptie. Hier vindt de adsorptie en desorptie bij gelijke druk