G D Y II A C Z
K OM E D T
W E T R Z E C H A K T A C H
N A T E A T R Z E
W A R S Z A W S K I M R E P R E Z E N T O W A N A .
W W A R S Z A W I E
w Drukarni P.
Du f o u r,Drukarza J. K. MCE y R z e c z y p o ſ p o l i t e y .
M. DCC. L X X X I .
O k t R u d o l f H R
o s o b r.
G I ) T R S K I , Doktor.
L E A N D E R , ſ y n Gdyrfkiego.
H O R T E N S I A , córka Gdyrfkiego.
A R T S T , brat Gdyrfkiego prawnik.
K L A R T S S A , t o c t a n t . 1, Z ‘‘ ,
C L e a n d r a , j nę njt wchodź:.
M O N D O R , am an t Hortenſyi.
g f A S , m aty ſ y n Gdyrfkiego.
P E D A N C K I , dyrektor.
D O R O T K A , f tu z ą c a Hortenſyi.
ſſf A D W I S I A , f t u z ą c a Klaryjſy.
y W A R C I N , Jługa Gdyrfkiego.
F A S C T K U L S K I , prawnik.
L O K A r , Gdyrfkiego.
S K R Z T P E ĄpóPt&ńćmfbw.
V
U N I V . ^ - EL' -
Scena w domu Gdyrfkiego.
&
G D Y R A C Z
K O M E D V A.
S C E N A I .
L E A N D E R , H O R T E N S T A
L E z iakich p r z y c z y n ta zw łoka,m ois s
fiołtro ? ,
H O R T E N S T A.
D o w ie m y fię, iak n a ſ z o c i e c powroci z miafta.
L E A N D E R .
A l e t o p r f d z e y w ie d zie ćb y potr zeba ; H O R T E N S T A.
Wſzak WPan po to poftałeś Marcina Ho n a ſ z e g o ftryia ? ia także poflałam Dorotkę Ho Klaryffyi n ie zabawem powrocą , c z e - Jkaymyż na nich. *>
L E A N D E R .
A ij
ą G D T R A C Ż , L E A N D E R .
Dlugoż bo ſię bawią. A dla m n i e tak p r z y kra ta n i e p e w n o ś ć . . , .
I-I 0 R T E N S T A.
Ocoź iuż idzie Dorotka.
... — . ą .
S C E N A I I .
L E A N D E R , H O R T E N S Y A ,
/ 7 » v. -
D O R O T K A . L E A N D E R .
( 3 ’Z
e g o zfię dowiedziałaś u Klaryffy?
D O R O T K A .
Panna Klaryffa i e ſ z ę ź e nie w d a ła , a Pan Staruſzkiewicz ie y o cie c w y ſ z e d ł z d o m u , ''"ale___
H O R T E N S T A.
Co ale ?
D O R O T K A .
Czy nie p o z n a i e ſ z WPanna z m o i e y m i n y , ź e im dobre p r z y n o ſ z ę n o w in y ?
H O R T E N S T A.
J a k ież, m oia Dorotko ? D 0 R 0 T K A .
Oboie WPańfłwo będziecie' o ż e n i e n i , a to
id fz cze dziś w w ie czór. Cały dom Pana'
K O M E D T A. g
Starufzkiewicza krząta fię o k o ło zachodu weſe ln ego.
' H O R T E N S 1 A.
A co? albom ci n ie m ó w i ł a , braciſzku?
L E A N D E R.
W ſzelako ia ſp ok oyn ym by'dź n ie m o g ę , po ki fię nie dow ie m od ſam ego oyca na- ſ z e g o , p r z e c o t o w e ſ e l e wltrzymano w c z o - ra.
H 0 R T E N S X A.
Pbdźie fię d o w i e d z , c z y o c i e c n a ſ z n ie p o w r ó c i ł ?
I) 0 R 0 T K A.
B a , pow^-ocił. Alboźby fię n i e dał ulły*
ſzeć? Czyż chód na m o m e n t przeftaie ha- łaſo wać , gdyrać, piorunow ać, kiedy ieft u Cebie ? ſąfiedzi n a w e t , c z y i n ie wiedzą z a
r a z, gdy w y c h o d z i lub po w raca?
H 0 R T E n's TA.
P r z y n a y m n ie y dziś pc m agay nam dobrze.
Cokolwiek bądź, um yślili śm y mu dogodzić w e wſzyftkim.
D O R O T K A .
Jemu d o god zić? Wielkiey do te g o pa*
trze ba ſp oſobności. Prz yznaycie WPańftwo ſ a m i , lak wielki cliimeryk ich ociec.
H O R T E N S T A-
Jjjik ieft,' tak i e f t , pow in niśm y go znofić*
D O R O T K A .
N a y e ie r p liw ſz y fluga od wie lk ie y b id y , ieśli tyd z ie ń w y tr z y m a ć m o że . Kiedy nam, p o tr z e b a iakiego domownika , ani myśleć o t y m , żeby go doftać w ſąſiedztwie; trzeba fię udać w n a y d a lſz e o k o l i c e , gdżieby n ie flyſzan o na w et o nazwiłku Pana Doktora Gdyrlkiego. Jafio, braciſzek WPańftwa, choć tak ukoc han e ſw o i e g o o y e a d z i e c k o , iuź t r z e c h m iał w tym mieſiącu d y r e k t o r ó w , p r z e t o t y l k o , że go nie t y l e , ile o n c h c i a ł , ćw ic z y li. Ja f a m a , gdyby n ie m o ie do W.
P a n n y przyw ią zanie , c z y 'mogłabym tak długo w y t r z y m a ć ? . . . Ale o t o i Marcin.
S C E N A I I I .
M A R C I N , L E A N D E R , H O R . T E N S Y A ,
* D O R O T K A . '
L E
jJ N D E R.
C Z
o źci n aſz ftryi powiedział?
M A R C I N.
Naypr zod p yta ł m n i e , ieźe.li bciec Pańſki, ktoi;emu o d n ie g o b yłem z a r e k o m e n d o w a n y , k o n t e n t z e mnie. Odpowiedziałem na t o , ź e ia n i e z e wfzyſlkim ieftem k o n t e n t
% niego , i ł.e , fłu żyw ſz y mu dwa dni do
p i e r o , daley wyt rzym ać n ie mogę.
K O M E D T A . ?
L E A N D E R.
Ale móy bracie, porzuć t o , a p o w ie d z mi sraczey, iezeli Pan ftryi n ie w ie p r z y c z y n , dla których m o ie z Klaryffą małżeńſtwo o d w lek ło lię? , . '
H O R T E N S T A.
A m o i e z M o n d o r e m ? M A R C I N.
W łaśn ie te z o t y m chc iałem mbwić, D O R O T K A .
Mo'wźe prędzey.
M A R C I N .
W tym m o m e n c i e , gdym fię o WPanftwa wywiady wał intereffie , w ſ z e d ł o cie c Klary C- ſ y , i przerwał m i m ow ę z ich ftryiem.
L E A N D E R.
Nic z a t y m n i e do w iedzia łeś fig?
M A R C I N .
Y o w ſ z e m , bardzo w iele . Słuchaycie W„
Pańftwo. Skoro w ſz e d i o c ie c Klaryfly, na- tychmiaft oba p o ſ z l i na uftronie, kazali m i hę o d d a l i ć , i z a c z ę l i gadać tak c i c h o , że m
nic n ie flyſzał.
D O R O T K A .
Takij rzeczy, dowiedziałeś fię wiele!
M A R C I N.
W ię cey , ni z waść r o z u m i e ſ z . L E A N D E R .
A i u i c i , fkoro cic h o g a d a l i , nic nie mo- i e ſ z w ied z ie ć?
M A R C I xVv W tym teź to ſztuka.
H O R . T E O R I A .
Chyba ci rnoy f t r y i , lub kto i n n y , p o w ie d z ia ł po odeyściu Pana Staruſzkiewi-.
cza.
M A R C I N . ,
B y n a y m n i e y .
D O R O T K A . '
A l e , móy k o c h a n y , iakże t y m o z e ſ z w i e dzieć ?
M A R C I N.
T y lk o pro ſzę o cierpliwość. J e ſz c z e W.
Pańftwu nie wſzyftkie m o ie w iado me ſą ta- lenca. B y w a p o ſ p o l i c i e , z e P a n o w i e , ma- iąc co do m ówienia ſe k r e tn ie , wyftrzegaią fię flug ſw o ic h . Ja w czafie uftaw iczne go flu- Źenia m o i e g o . wſzyftkie na tó ftarania, i cały móy ło żyłe m d o w c ip , aby o n e 'badać, i domyślać ſię.
D O R O T K A .
Kaci nadali pu igłowka.
M A R C I N , do Dorotki.
T a k , tak , u c z y łe m fię badać ſekreta,, i t y le w tym dokazałerri, źe gdy dwie o ſ o b y , których mi cokolwiek wiadomy ieft i n t e r e s , rozmawiają z ſobą, byłem tylk o widzia ł ich t w a r z e , z a ło ż y łb y m ſię po ich obliczu i g&ſtach, zgadnąć to wſzyftko , o c z y m , i iak mówią.
D O R O T K A . Czyfty w a r y a t !
L E A N D E R , z niecierpliwością.
Czegóż fię n a r e ſz c ie d o w ie d zia łe ś ? M A R C I N.
Ze ' WPańftwa interefla o d m ie n iły Cię.
H O R T E N S T A.
Z kądie ta pewność?
M A R C I "N.
Nayp.rzod z tą d , że Pan Staruſz kie w icz n ie chc iał przy m nie mówić z Panem Ary- ftem-ltryiem WPańſtwa. ..
L E A N D E R .
A h ! moia ſioftro , wie lk ie do t e g o ieft podobieńftwo.
M A R C I N.
Nie dość na tym. Ledwie ocie c KlaryſTy o t w o r z y ł u ſ i a , ftryi WPańftwa tak mu od
po w iedz ia ł, Proſzę uważać. ( czyni gejla
człowieka zadziwionego i rozgniewanego, j
D O R O T K A Cói tti m a znaczyd?
M A R C I N.
Ałboź n i e w i d z i ſ z ? Przecież ta rzecz la- ſna, iak ftońce na Niebie. Wiem , że m n ie Jego- mośd dobrze z r o zu m ia ł.
L E A iy D E R.
Bardzo mało.
M A R C T N.
Y Imośd także.
H O R T E N S T A.
Nic zgoła.
M A R C I N.
Zaraz to WPanftwu wyexplikuię. Kiedy Pan ftryi t e c z y n i ł gefła ( p o w ta r z a te z f a mę gejta. 3 domyślad ſię p otrzeb a, i e byi id z i w i o n y i r o z g n ie w a n y t y m , eo im Pan Staruſz kie w ic z powiedział. Akcya ta , czyż fama p r z e z fię n ie gada? Czyż m ó g ł te m i geftami co in n e g o m ó w ić , iakto. C o z a s ? W P a n odmieniłeśſieoie przedſiewziecie ? Cojły- ſ z { ? czy podobna ?
L E A N D E R.
Coź na t o o d p o w ie d z ia ł Pan S ta r u ſz k ie w ic z 1
M A R C I N.
Odpowiadał mu tak ( udaie człowieka exku- Zuiącego Jię . )
D O R O T K A .
Cói maią zn a czyć te m in y?
K O M E D r A . u
M a r c i n .
Co t e , t o ſą trochą o boię tne i Kie dość iaſne.
D O R O T K A .
O w ſ z e m , aż nadto iaſne,
M A R C I N.
Kipdy i a ſ n e , pow ied z eo zna czę
' D O R O T K A .
N o , n o , iakeś za c z ą ł, tak dokończ.
M A R C I N.
Ta akcya m o ż e zna czyć w y m a w ia n ie fię z t e g o , że mufiał ſ w ó y odm ienić ząmyff.
Patrzcie WPańftwo: bardzo tego &ałuię, nie mogłem inaczey ucżynió, tak chdał P a n Gdyr- fki. Albo t e ż może i e ſ z c z e i t o z n a c z y ć : że n ieprzytom noś ć Pana Mondora ieft p r z y czyną zwłoki w e ſe la .
D O R O T K A .
Y ty taką z n a y d u ie ſz odpowiedź w t y c h geftach ?
M A R C I N.
Zało żyłbym fię , źe tak ieft co do Iłowa.
/
D O R O T K A .
A ia WPańftwu p o w i a d a m , że o n brydzi
fam n ie w ie c o , i że to żadną miarą być
n i e może. Klsryſſa ieft iedynaczka u Pana
S c a r u ſz k ie w ic z a , pan Staruſzkiew icz c z ł o
w iek ſ z l a c h e t n y , z a c n y , b o g a t y i preyia=
c i e l WPańftwa oyca. Mondor także m ł o d zie n ie c , z nakom it y , m aiętny i dobrze uro
d z o n y , maiźeńftwa w a ſ z e od dnia wczoray - ſ z e g o ſą u ło ż o n e , Iłowo dane . in te r c y z y ſpi- ſ a n e , i tylk o braknie podpiſow. Sam nie w i e , co gada. 1
M A R C I N .
P rzecież ia n ie r o z u m i e m , żeby m fig miai pomylić.
D O R O T K A.
Wſzakzfeś nic n ie iły ſz ał?
M A R C I Ni
A le widziałem. Gella ludzkie w ięc ey maią daleko w fobie p e w n o ś c i , niż iłowa.
1. E A N D E R .
Bardzo fig boię , żeby Marcin n ie zgadł, D 0 R 0 T K A.
. WPańłlwo zaftanawiacie fię nad p r z y w i
d z e n ie m ie d n e g o ś w i ſ z c z y p a ł y , a nie c h c e cie w ie rzy ć m n i e , która w la łn em i m em i o c z y m a wid ziała m p r z y g o t o w a n i a w e ſ e l - ne .
M A R C I N.
A kto w i e ? ieśli czaſe m te ſame p r z y g o t o w a n ia n ie odraziły Pana Gdyrfkiego?
W ſzak w i e ſ z , jaki on ma wftręt od t e g o ,
co fię nazywa ucztą, o ch o tk ą , kompanią,
k o
m en r
a. 33 rozrywką ; f l o w a m , od t e g o w ſ z y f lk ie g o ,
c o może zabawić.
H O R T E N S I A.
Coźkolwiek bądź, porob to w ſzyftk o, cd
ci n a ſz o cie c wychodząc z domu z a l e c i ł , ażeby za p o w r o te m n ie m:ał z g o ła gnie*
wad fię o nic.
C Marcin odchodzi. ) 1
D O R O T K A . v Z pane m B o g ie m tłumaczu nieſzczęść.
PóydŹTaczey wykładay gr ym aſy n a ſ z e y mai-
py- -
S C E N A I V.
L E A N D E R , f r O R T E N S Y A ;
DOROTKA.
L E A N D E R .
5 ^ E
eyfię t o ty lk o n ie ſp r a w d z iło , c o powiadał Marcin.
D O R O T K A .
Przyznałżeś fię WPan o y c u , z e kocka ſz Klaryllę ?
L E A N D E R .
B yn ay mniey. O wſz em o cie c r o z u m ie , z e
Cę kocham w E l i z i e córce Pana R e c e p ty
14 G D T R A C Z -t
Doktorń, ktbrego n i e w ielkim ieft przyiń-' cielern. Aby go w ty m zoftawić błędzie;
gdy mi w e z o r a wſpom in ał o zamężciu Kla- r y f f y , u d a ł e m , że ſię z ciężkością na t o o d ważam.
D 0 R 0 T K A .
Pr z e d z iw n ie ś fobie w ty m poftąpił.
H O R T E N S T A . •
Ani o t y m w i e , że kocham Mondora.
R o z u m i e
n a w e t , żem go nigdy n ie w i d z i a ł a , t a k , iak m oy o c ie c go n ie widział : p o n i e w a ż Mondor z a w ſ z e n ie m a l fiedzś p r z y r e g im en cie .
D O R O T K A .
T y m l e p i e y , tym le p ie y. Nie po kazuycieź t e g o po fo b ie , broń B o ż e , i e ś c i e z t y c h pa rtyi konteńc i. Duchy t a k i e , iak i e g o , o- p a c i n e , nigdy te g o n ie chcą, co ſ;ę drugim podoba: na co fig drudzy wzdr yg aią, to
dla n ic h lube.
H O R T E N S T A.
Slyſzg k o ł a t a n i e , a i e ſ z c z e iakieś m o c n e . Z o b a c z , D o ro tk o , kto tam.
D O R O T K A .
Z a p e w n e Pan Gdyrfid: ( idzie ku drzwiom
mairzuć. ) Chwała B o e u , że ni e. Stryt
WPańftwa.
S C E N A V.
\
A R Y S T , L E A N D E R , H O R T E N S Y A , 1 D O R O T K A .
L E A N D E R .
C o i t a m , Mości ftryiaſzku, iak idę nS»
ſ z e intereffa ?
A R X S T.
Złe bardzo.
L E A N D E R . - ,
O nieba!
H O R T E N S T A, uflraſzona.
Z!e idę i
A R J S T.
Ociec waCz, t u i za mnę idzie. Schroń-' cie ſię c z y m prędzey. Chcę z nim fam nd fam p o m o w ić , i naprowadzić go na dobrą drogę. Spuśćcie Gę na mnie.
L E A N D E R .
Ali! ftryiaſzku, gdyby m o ż n a . . . , A R T S T.
P r ęd zey , p r ę d z e y , w y c h o d ź c ie , i u fiefeie n a m n ie c z e k a y c ie . Co fię tu ftanie, w ſ z y - ftko wam o p o w i e m . . . Wyidźciet prędko*
bo i u i idzie.
x6 G D T R A C Z ,
DOROTKA.
Oho! iui go flychać. Będzież tu rewolucya, będzie. Jak kto może , nogi za pas.
' v T c Y n a v i .
G DY RS K l , M A R C I N , A R Y S T . . G D I R Ś K I.
J A
k o! t y z ł o d z i e i u , n i e c n o t o , piiaku! za- w ſz e ż po dwie godz iny będę ftał przededrzwia- m i , nim mi ie o d e m k n ie ſz ?
MAR C I N.
G r a c o w a łe m , Mości Dobrodzieiu, w o g r o d z i e , i za p ie r w ſz y m zapukaniem , p o b i e głem tak prędko, żeni kilka razy upadł.
G D T R S K I.
Żebyś był kark fkręcił, hultaiu . . . Czemuś nie zoltawił drzwi odem kn ięty ch ?
MARCI N.
Wſzak Pan w cz ora właśnie mię za t o po- ła ia ł, i e były ode mkn ięte. Czy od em knię
te , czy za m knię te, WPan Dobr: ro'wniegnie- w a ſ z fię. N a r e ſ z c i e , n ie w ie m co robić;
G D I R S K /.
Co robić?
A R r S T.
Móy braciſzku p o z w o l i ſ z m i . . . . G D T R S K ,I.
Dayze mi Wfcan mo'wić. Co robić?
i A R Y S T ;
K O M E D T A . A R I S T.
• A^e przebóg ż y w y ! z aniec hay WPan t e g ś Sźlowieka , i cbciey pofluchać.
G D T R S K I.
Ale przebóg ży w y ! kiedy ty bracie ła^
i e ſ z 0ug ſ w o i c h , c z y ci p r z e ſź k a d z a m ? . . » Payże i m nie p o k o y ! . . . Co robić ?
A R 3' S T.
T rzeba m u p o z w o lić coko lwiek ezafll9 le b y fię ukoiyſal w t y m w z ru ſzen iu ,
G D T R S K I.
Co robić łiultaiu ?
M A R C I N.
Jakie ! kiedy Pan wyidzie z domu, c z y m a sa Samykać bramę?
G D T R S K L Nie.
M A R C I N.
Nie zamykać?
G D r R S k L N ie, obwieſiu.
M A R C I N.
Jakie? przymknąć a nie zamknąć ? G D r R s K I.
J e ſz c z e mi będzieſz m ę d r k o w a ł, pilsk u i
1
G D T R A C Z , A R T S T.
P r z e c i e ż , zdaie mi fię, m o y b ra cie, ze t e n c z ło w ie k n ie od r z e c z y gada. Praw
d z iw ie to powin no c i e ſ z y ć , kiedy kto ma roltr op ne go flugę.
G D T R S K I.
A m n ie (ię, Panie bracie, ż d a i e , ze fant n i e w ie ſz co bzdurzyſz. Miło ielt prawda, mieć flugę roltropnego , ale nie flugę mędr
kującego.
M A R C I N.
Złości mię na to bio rą, że mam rozum.
G D T R S K I.
B ę d z i e ſ z ty m ilc z a ł, p o g a n i n i e ? M A R C I N.
W o ln o Panu z e mną pofłąpie iak ſię po»
doba, a ia przy ſwoim upieram fię; albo łjrama ma być odemknięta albo nie? Pr-o- ſ z ę mi oftatecznie i wyraźnie powiedzieć.
G D I R S K I.
Mówiłem to tobie nie fto r a z y , p a liw o d o ..
Chcę i k a ż ę ... k a ż ę . . . A le patrzcie no t e go trutnia! Sługa Pana ma zagadywać! . Jak cię pochwycę za łe b , a zacznę kiiem łamać kości, zaraz mi fię d o w i e ſ z , c z e g o c h c ę . . * WPan fię na to podobno ś m ie ie ſz M oſpa-
n ie k a u z y p e r d o !
K O M E D T A . t ę r' A R T S T,- pokrywaiąc śmiech.
B y n a y m n ie y móy bracie. W iem ia do«
b r z e . ż e fludzy nigdy tak n i e robią, iak im Panowie każą.
G D T R S K I.
Przecież to W P a n , nie k t o , zarekomen*
dowaieś mi tego darmoziada.
A R r S T.
R ozum iałem , ż e dobrze c z y n iłe m . G D r R S K I.
O! rozumiałem, rozumiałem. Naućzże.Gę, Panie śmieſzku , ź e t o , rozum iałem , nid iefl mewą roiiropnego człowieka.
A R I S T.
N o , daymyz iuż temu p o k o y , p o ż w o l ml WPań pofńowić z.ſobą o intereſfie wa źniey- ſ z y m , który ra' bym iak n a y r o ſlr o p n ie y . . .
G D t R S K I. '
N i e , Mdſpanie. Chcę cię n a y p ie r w e y p r z e k o n a ć , iak mi ten n ie p o c z c iw y Jada- iako fluży, abyś mi uſtawicznie nie w y mawiał, że fię gniewam bez przy czyny.
Zobacz yſz fam natychmiaft. Za miotłeś ty piiaku ſchody ?
M A R C I N .
N ie ty lk o ſ c h o d y , ale i pod ſckodams, G D I R S K 1.
A p od wor ze 3
B i j
3tf G D T R A C Ż , M A R C T N.
Jeżeli Pan n a y m n ie y ſz e zdbło znaydżi's0 w o ln o mi potrącić w m y c ie .
G D T R S K I. '
Czemu n ie napoiłeś m o i e y w ierzc h ow ey k la c zy ?
M A R C I N.
W o l n o p o p y ta ć ſąiiadow, ieśli nie w ł- d z i e l i , żem lą na w et p ł a w i ł , n ie tylk o poita
G D T R S K I.
Dałeś i e y obrok?
M A R C I N . D a ł e m , widział Eiartłomiey.
G D r R S K I.
A ten trun ek Wideńłki i Chinchina8 fąS ta m od nieſione? gdziem ci kazał ie za
nieść.
M A R C I N.
Już m o ż e do tyc h ezas i r o ſ o t pi ie ta Pani ftaruſzka.
G D I R S K I.
A lifty odnicfteś na pocztę ? M A R C I N . W ię c e y od god zin y.
G D I R S K I.
Mówiłem ci mało fto r a z y , żebyś mi nre
typa i na t y c h p r z e k lę ty c h ikrzypcach twoich.
Jednakże dziś r a n o , rozum iałe m , ie'cała., laia pſow wyła jni nad głową.
M A R C I N.
Dziś rano ? A nie pamięta Pan o t y m , z e m i m o ie ikrzypce w kawałki potłuk ł w czo - ra.
G D r R S K I.
Założyłbym fię , że te dwie fury o l ſ z y n y . . M A R C I N.
Już ſą z ło ż o n e na ſw oim mieyſeu. Co w i ę k ſ z a , prócz t e g o , pom og łem i e ſ z ę z e B a r tło m ie io w i złożyd furę ſiana pod ftrych, popo dii w ałe m z i o ł a , unrnotłem ogrodow e chodniki, łkopałem dwie g r z ę d y , i w łaśnie z a c z y n a łe m tr z e c ią , kiedy Pan zakołacaŁ
G D r R S K T.
D a r m o , muſżę tego proznihka wypędzić z domu. Nie pamiętam , żeby mi który fłu- zący t y l e dawał ok azyi do gniewu. Eorc z domu m e g o , ani mi fię pokazuy w ię c e y n a oczy.
M A R C I N, nafironie.
Co mu fię ftaloł Jakiegoś bardzo kwaś*
a e g o ziadł diabła.
A R T S T, z politowaniem .
W y id ź , m 5y kochany.
S C E N A VII.
G D Y R S K I , A R Y S T . A R r S T
P r a
w d z iw
ie, m oy
b r a c i e , d z i w n yW . Pana
h u m o r .Jak widzę
n i e p r z y i m u i e ſ sflug dla uflugi , ale tylko , żebyś miał na kogo gderać?
G D r R S K I.
Otoż go macie gadułę.
A R T S T.
C he eſz WPan odegnać Marcina za t o , l e robiąc w ſ z y ſ t k o , co każeſz, i i e ſ z c z e n a d t o , nie daie ci poch op ow do g n iew u : albo raczey gniew aſz Cę o t o , ź e nie m aſz , o co g n ie w a ć fię .
G D T R S K I.
Daley, dalev Moſpanie adwokacie. Wyfław fobie , że ftoiſz za itolikiem do indukty; ni- euy raoie poftępki, wgląday w n i e , bardzoś o t o p r o ſ z o n y .
A R T S T.
M oy bracie, n i e po to, tu p r z y ſ z e d l e m ,
l e c z gdy tu ie f t e m , gdy patrzę na WPa-
na c h im e r y , n ie mogę mu ubliżyć t e g o ,
które mam nad nim , politow ania. Mimo
wſzyftkie p r z y c z y n y do uk ontentow ania ,
K O M E T ) T A . 23 czyż m o ż n a , ultawicznie gniewać fię, gdyrać,
w r z e ſ z c z e ć . . . .
G D T R S K ſ, ittrzeſzcząc . Otoż tak c h c ę , tak mi fię podoba.
A R T S T.
Trochę c i ſ z e y , m oy bracie. Wſzyftko fię WPanu w iedzie po m yśl nie , zdrbw ieſteś, B o g ci dał d z i e c i , u w oln ił od żony : p r z e c i e ż mimo t o , nie widać na tw arzy WPa- na t e y ſpokoyności go ſpodarza, którą u- tlzielać n ależy całemu dombwi. Dręczyſz fię u.ftąwicznie, dręczyſz i t y c h , którzy z tobą żyć m u ſ z ą . ,
G D r R S K I
Gdzieżeś-fię t o , m oy P-anie, tak wym ow n e g o na uczył kazania? Taką rzeczą podług WPana ia mam być c z ło w ie k ie m n i e u c z ciwym ?
- A R T S T.
Ktoź t o mówi ?
\
• G D r.R S K I.
Nie ieftem , zdaie mi fię, a n i o ſ z u f t , ani fknera, ani ig a r z , ani c h c iw y , ani nare- ście taki, iak waść , gaduła.
A R 1 S T.
T o prawda. Nie maſz WPan żadne y z
t y c h wad w yśm iew an ych dotąd na Teatrach,
Vtóre zwracają ną fiebie o c z y wſzyltkicli, a le
z a t o m a ſz iednę, która truie całą p r z y jemność życia , i bardziey dokucza w w ſp o łc - c z n o ś c i , iak wfzyftkie i n n e : bo na r e ſ z e i e m o ż n a niekiedy żyć w zgod zie z oſzuſtem, z iakomeą , z czło w ie k iem n i e r z e t e l n y m , a- l e nie można m ieć iedne go m o m en tu ſpo,-"
Jtoyności z t e m i , których n ie ſz c z ę ś liw e p r z y r o d z e n ie z a w ſz e w, g n i e w unofi, k tó r y c h i e d n o nic r o z g n i e w a , którzy fatalny iakąś czuią roſkoſz w • uftawieznym gdera
niu i hałaſach.
G D T R S K T.
Prędkoż WPan przeftanieſą mor ali zow ai % P e w n i e mi n ie dałeś i te r a z ok azyi do gn ie w u ?
A R T S T.
O w ſz e m , przeftąię. Z a n ię sh a y m y t e j fp rz eczk i. Pow ie dzia no m i , źe WPan my- ś l i ſ z dziś żenić fię ?.
G D r R S K T.
Pow iedziano, powiedziano. Co komu do Sego, i kto t o ieft t e n powiedziano1
A R r S T.
Zapewnie ei m ó w i l i , któr ych to intę<
srefluie.
G D r R S IC I.
Gbeydę ſię bez nich. Cały świat p e ł e n ,
ieft tych intereffuiących ſlę nawiaſem Icią-
m o ś c i o w , którzy w r z e c z y ſa m ey t y le o n a *
dbaią, co pies o piątą nogę.
K O M E D T A. 33 . A R T S T.
Jak widzę , z WPanem mów ić w i a d e n ſpoſob n ie m oina .
• G D X R S K L Więc m il czeć.
A R r S T.
Ąle dla dobra 'ſarnegoź WPana znała*
żłoby fię c o do mówienia.
G D T R S K I, Więc mówić.
A R T S T.
Dnia w c z o r a y ſz e g o umyśliłeś WPao o- zgnić bardzo dobrze ſ w o i e dzieci.
G D r R S K I.
S y ć to może.
A R T S T.
Oboie byio p o w o l n e na iego żądanią.
G D r R S X I.
Niechby no nie.
a r
r s
t. W ſ z y ſ c y pochwalili te n wybór.
G D r R S IC I.
Wiaśniem o t o dbał wie le . A R T S T.
,Dziś bez źadney p r z y c z y n y , odralenUgt
z u p e łn ie ſ w o ie przedfięwzigeie.
3 6 O D T R A C Z , G D 1 R S K I.
Albo mi n ie w o l n o ? A R r S T..
Obiecawſzy H ortenſy* dla Motldora, dziś lą c h c e ſz wydać za Mazepfkiego, który i n n e v za ſobą ń ie ma z a l e t y , prócz t e y , i e ieft ſzwagrem Pana Staruſzkiewicza.
G D T R S K T, Y c o ź t o WPanu ſ z k c d z i ?
A R T i? T.
A z Klaryflą, zamówioną dla ſ y n a , lam c h c e ſz fię żenić ?
G D T R S K I.
Tak ieft zamówioną. Niech fię iey ſpo- dziewa.
A R T S T.
Pew n ie t e WPana kroki chw alone będą?
G D r R S K I.
A WPan z a p e w n e r o z u m i e ſ z , że ia o t o dbam w i e l e , czy będą p o c h w a l o n e , c z y na;
ganio ne ?
A R T S T.
P r z e c i e ż . . .
G D r R S K I.
O! przecież , przecież. Przecie ż każdy tak c z y n i , lak mu fię podoba. Jeftem Pa
n e m fiebie i moich dzie ci,
K O M E D T A . * 7 A R T S T.
Nie pr zeczę t e m u , ieft iednak w i e l e r z e c z y , których, przyzw oit ość cz yn ić n ie dozwala. Bo i e ź e l i . . . .
g d r r s k r.
O! ieźeli, bo, ale, przede. T e r e f e r e , n ie potrzebuię rad W a ścin y eh , i iużem, ci to n ie fto razy powiedział.
A R T S T.
Jednakże , gdy fię WPan coko lwiek za- ftanowić z e c h c e ſ z . . . .
G D r R S K T.
C zy l e ſ z e z e d łu iſz a ma być e x o r t a ? . . . ‘ Więc nie zdaie fię WPanu> abym fię żenił z Klaryffą ?
A R r S T.
Lękam fię m o c n o , że by ś t e g o nieżato*
wal potym.
G D r R S K /.
Przyzwoicieyb y może b y ło , żeby p o ſz ła z a Leandra 7
A R T S T.
B e z w ą t p i e n i a , rbwność ieh wieku nay- wig ceyhy WPana przekonać powinna.
G D T R S K I.
Ani to zdaie fię WPanu , abym H o rte n -
fyą w y d a ł ' z a Pana Mazeplkiego?
38. G D T R A Ć Z ,
a rr s T.
Wſzak to re & nomine m azepa. ZoŁa*
e z y ſ z , z ę córkę n ieſzc zęśeia habawiſz.
G D T R S K ,I.
Nie ſzcz ęś eia nabawię? tak WPan m o w iſ z ? Więc r o z u m i e ſ z , m oy b r a c ie , żebym le - p i e y zrob ił , gdybym p ie r w ſz e m o ie uiścił zamyfly ?
A R X S T.
Z apew ne.
G D I R S K /.
Y um yślnie z ty m p r z y ſz e d le ś do m n ie ?
'
A R r S T.
•M n iem a łe m t o być moim o b o w ią z k ie m , dla ſp o k o y ń o ści WPana familii.
G \ D T R S K I.
P rz edziw nie . T e więc ieft WPana zda
n ie ?
A R r S T.
Przynayrnniey z w e w n ę t r z n e g o mowif.
przekonania.
G D X R S K I.
T y m l e p i e y . P o n ie w a ż fię WPanu tak z d a i e , p r z e t o famo m n ie fię ln a c z e y zda
w ać będzie: i m iło mi zerwać dwa mał- źe ń f t w a , a drugie dwa fkoiarzyć, um yśln ie
n a złość, W P a n u . . .
A R T S T.
A le przeW g i y w y ! p r z e c ie fię zaftanow
(bracie...
K O M E D T A . a 3 , G D r R S K I.
1. zaraz idę w ty m in t e r e f lie , do Panm Faſeykulikiżgo m o i e g o . p l e n i p o t e n t a .
. A R I S T.
Ale m oy bracie!
G D T R S IC I.
Moy b r a c ie , m o y b r a c i e . . . Kłaniam.
‘T c E . N A V I I I .
J A S , G D Y R S K I , A S Y S T , D O R O T K A .
D O R O T Ę A.
]V !"
o ś c iDobrodzieiu, Jaś ſzuŁa WPariS Dobrodzieia.
G D T R S K
/ .' Czegóż chce te n bęben.
S A S.
Mości tatulu Dobrodzieiu, na piſ ał em dżiż jnoią l e k c y ą . b ez i a d n e y omyiki. Patrz WPan Dubrodziey.
G D T R S K ſ , rzucaiącniti w omjſtxfeytt.
Nie mam te raz czału , day mi pokoy, S A S . '
M o y Mości Dobrodzieiu choć też fpoy*
rayi WPan Doborcdziey.
3o G D T R A C Z,
G D T R S K I.
A le mówię to bie : ź e n ie mam czaſu, S A S .
W ſzak t o na yw ię cey c h w i l a , . . . G D T J R . S K / . A le n ie mam okularów.
§ A S.
Ja fam będę c z y t a ł .
'G D I R S K V
Co za up rzykrzone dziecko.
A R T S T.
Czemuż mu nie do godzić , kiedy fię 2 ſwoią ch c e .p o p iſa ć appiikacyą.
3 A S.
P r z e c zy ta m nąyprzod po Polſku, a p o ty m po łacinie . L u d z i e . . . Przynaym nie y ta ł a c in a , n ie ieft tak z aw it a, iak była w c z o - srayſza. Zobaczyſz WPan D obrodziey, źe wſzyftko zr o z u m ie ſz .
g d
r
rs
ki : Z eby lic ho porwało t e g o bębna.
3 A S , czyta.
L udzie, którzy ſie nie rozśmieią nigdy,, t»
raczey za w ſze gdyraią, ſ ą podobni do tych ſ\'o -
gich bejłyi, k t ó r e . . . ...
K Ó M E D T A . 3J
G D t R S K I , wijcina mu policzek.
Otoż maſz b e l ł y o ! . . . Pudź powiedz ſw s - mu oflowi d yrekto row i, n ie c h ci in ſ z e zadaie lekcye.
D 0 R 0 T K A , na Jlronit.
B ie d n e d z i e c k o !
A R T S T, na Jlronie.
Śliczna edukacya!
S A S , ze złośliwym płaczem.
Dobrze , dobrze. WPan Dobrodziey biiefa m n ie za to , że fię dobrze u e z ę , n ie b§«
dęż fię odtąd uczył.
G D T R S K I.
Mil cz c h ł o p c z e , m i l c z . . .
& A S.
N ie ch piorun ſ p a l i , i kfiąſzki , i łacinę?
G D T R S K I.'
Co t y m ó w iſz , co t y m o w i ſ z . . . niecnd- t o ? . . p o c z e k a y , pocźekay.
S A S .
T a k , p o czek a m , poczekam. Oto z ą m o y policzek ( rozdziera ſex tem . )
G
D T R S K T.
’ Ah! złośnik p r z e k l ę t y ! , . Co ia widzę! co
ia widzę! r o ż e k , rożek.
3 *
g d r r a ę z , S A S .
Tak r o ż e k , rożek. Jutro o ty m czafie.
T o famo zrobię z gramatyką i z e w ſz y - Iłkiemi kfią:’ka mi, nie ch ie w ſzyd kie kaduk p o r w ie ode mnie.
G D T R S KI.
Co za n ie g o d z iw y ! co za przeklęty! có z a n i e c a y c h ło p ie c! codżień t o baf- d z ie y n a zie u i y w a m o i e y d ob roci.
D O R O T K A .
Rubek to k u b e k , ta tu lo w y k ap ały !.
G D r R S K /.
Co t y mbwiſz?
D O R 0 T K A .
Mos Hę, i e Jaś w y ſz ed ł w zło ści cały, G D r R S K I.
A toBie , co do t e g o , Mościa p anno wſzę*
8v wiciblka?
A R T S T.
W rzec t y ſ a m e y , poco fię w to m i e ſ z a ſ ź Dorotko! Pan brat ma racyą.
G D T R S K I O t o i n ie mam racyi.
A R Y S T .
Jak fię nareście podoba. A le pow róć
m y raczey , braciſzku, do nafzego i n t e i e l ſ u , o którym m ów iliśm y.,
G D I R S K I.
Nie mam czaſu. Idę do mego P l e n i p o t e n ta. Kłaniam. Czegóż z n o w u chce te n ofioł.
S C E N A I X.
P E D A N C K I , G D I E S K I , A R I S T , D O R O T K A .
P E D A N C K I.
M O ś c i D o b r o d z ie iu ... . G D I R S K I.
Coż tam ? m ówże, Mości Dobrodzieiu. W ła śnie w zły czas wybrałeś ſię do m n ie m o y Mości Dobro : Póydź orzn iy rózgą Jafia.
• , P E D A N C K I . Obić Jalia ? Jaś abiit, effugit, erupit.
G D X JR S K I Co ! Jaś uciekł ?
P E D A N C K I . Effugit.
C
34 G D T R A G Ż , G D r R S K I.
Ci ſzk o la r ze z a w ſ z e muſzą margać ła c i
ną- Mow po Polfku, kiedy um ieſz, moy bra
c i e , albo podź mi z oczów.
P E D A N C K /.
Kiedy fię tak p o d o b a ł o , Jit pro rcttione V
0' Iwiłas.
G D r R S K I.
J eſż cze łacina! ale do wſzyftkich diabłów mew po Polfku, ieśli umieſz.
P E D A N C K I.
Nie chże i tak. C zytam y w S e n e c e . , . . G D I R S K I.
A l e co ma waścin Seneka do uc ie czki Jafia ?
P E D j i N C K I .
N a r e ſ z c i e , kiedy Pan c h c e , żeby m z nim mo'wił po polfku , powiem bez ogrt dki, żeś bardzo porywczo dał po liczek moierru u- c z n io w i. Karanie ieft p o t r z e b n e , concedo‘
A le t e z nic nie ma g o rſze g o nad to kara- n i e poryw cze , i bez żadney p r z y c z y n y , gdyż zamiaft proftowania umyflu, rac z e y go kazi i o b u r z a . . . Surowość rodziców i
n a u c z y c ie lo w , iak mówi S e n e k a . ; . . . G D T R S K I.
A z a w ſz e ten S e n e k a ! , . Zapalona g ł o w o ,
pbdź do ftu katów z fwoim waryatem Se-
K O M E D T A. 33
neką-, ani mi fię nawiiay na o c z y , ieśli nie będzie Jafia.
P E D A N C K I.
Ale Mości Dobrodzieiu .
G D T R S K / .
E , e, e, Mości Dobrodzieiu1, Mości Do*
brodzieiu. . . Zaraz mi ſzukać Jafia.
S C E N A X .
G D Y R S K I , A R Y S T . A R T S T,
" \ v ij?c m n ie WPan fluchać n i e cLceſz ? G D T R S K I.
Kłaniam. H e y Marcinie! niech mi okul- baczą moią klacz kaſztanowatą. Muſzę po- iećhać do ie dn ego p a c i e n t a , ktofy ciężko
choruie. .
5 6 G D T R A C Ż ,
S C E N A XI . .
A R Y S T , D O R O ' T K A . A R I S T.
C O za czło w ie k! Czy w i e ſ z Dorotko o
czym o n zamyśla ?
D O R O T K A .
M o ż e w i ę ce y i e ſ z c z e , n iż WPan. Jagu- fia pokoiowa Klaryffy uwiadomiła mię o wſzyftkim . Czy zgadłbyś WPan dla cz^go od w c zo ra Pan Gdyrłki umyślił żenić fig z Klaryffą?
A R T S T.
Kto w i e ? . . m o ż e fię zakochał.
D O R O T K A .
T o , t o , za k o ch a ł! Właśnie też nad t a k i m , iak o n , c z ło w ie k ie m m iło ść co doka- zać może.
A R I S T.
C o i p r z e c i e ?
D O R 0 T K A .
W iado mo W P a n u , żeśm y radzili Klaryſ-
fie, aby fię w obecności Pana Gdyrfkiego
pokazyw ała być złą i ciężką dla flu g , a to
dla podobania mu fię, i z n ie w o len ia g o ,
ażeby p o z w o lił na malzeńltwo i e y z ſwoina
ſy n e m Leandrem,
K O M E D I A . 37- A R T S T.
Wiem.
D O R O T K A .
W czora w w i e c z ó r Pan Gdyrfki b ył w pokoiu Pana Staruſzkie w ic za, a Klaryffa w ſwoitn, który ieft Zaraz tuż n a p r z e c iw oycowfkiego. Jaguſia zrobiła iakąś małą ſzkodę , KlaryſTą zaczęła ią łaiać. Pan Gdyr- iki, uftyfzawſzy t e n hałas porzucił na- tychmiaft Pana S ta r p ſz k ie w ić z a , pobiegł do i e y p o k o iu , i zaczął pomagać łaiania. B i e dna Jaguſia mufiała zeyść im z o c z u , Kla
ry fſa udała, że ią odprawia. Od tego m o m e n t u na ſz Gdyracz o ſo b liw ſz y ku n ie y p o w zią ł ſ z a c u n e k , i myśli z nią ſię żenić.
A R T S T.
Z tak ladaiakich p o budek!. . D 0' R 0 T K A.
Y oświadczył ftę z tym Panu Staruſzkie- w ic zo w i. Pan S fa r u ſ z k i e w i c z , p o c z c iw e i dobrowolne dziadoſko, z e z w o lił na co pod k on d ycyą, aby nawzaiem Pan Gdyrfki dał Hortenſyą Panu Mazepfkiemu ie go ſz w ą g r o w i: nie dla cz e g o in n e g o z a p e w n e , t y l k o , z e radby ſię go pezbyć z domu.
A R T S T.
W ież o t y m Kldryffa?
D O R O T K A .
Panna n ie w i e , cz y ż y ie , tak t o wzięła
m o c n o do ſerca. Powiedziałam i e y to n i e
d a w n o , pobiegła co prędzey do oyca* z a częta płakać i załamywać r ę c e ; o c i e c iuź t e g o p o c z y n a żałować.
A R T S T.
T r z e b a i te m u c z y m pr ędzey zapo biedz, D O R O T K A .
Juz ia z nią i z Jagienką zac zęłam o t y m m y śle ć , i uło żyliśm y między ſobą p e w n y p r o ie k t v Ucie czka Jafia podaie mi do myśli iedną ſ z t u e z k ę , kcdręy potrzebą będzie użyć.
A R I S T.
N a p r z y k ł a d : i a k ą 1
D O R O T K A .
Opowiem WPanu w fp o ſo b n ie y ſz y m eza- fie.
, A R T S T.
Pódźmyż oftrzedz Leandra i Hortenſyą.
P oroz um iemy fię razem w ſ z y ſ c y , z atym nam dobrze r z e c z y pbydą.
R O R O T K A .
Chodźmy, chodźmy. Nąſz gderacz bar- dzoby był ſz c z w a n y m l i ſ e m , gdyby miał uniknąć fideł, które na n ie go myślę zada
wić
K O N I E C A K T U I.
\