• Nie Znaleziono Wyników

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Magnificencjo, Wielce Szanowny Panie Rektorze,

Panie i Panowie.

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Czy warto s³uchaæ odpowiedzi na pytanie sformu³owane tak przez kogoœ, kto – jak to siê niekiedy mówi o mnie – nie ma prze- cie¿ kompetencji, by wypowiadaæ siê w sprawach przesz³oœci. Zw³aszcza ostatnio s³yszê: „Trzeba nam prezesa Instytutu Pa- miêci Narodowej kompetentnego” – tak po- wiedzia³ miêdzy innymi jeden z moich kry- tyków, zwracaj¹c siê do Kolegium Instytu- tu Pamiêci Narodowej zza oceanu, mówi¹c o zbli¿aj¹cych siê wyborach prezesa Insty- tutu. Trzeba w³aœnie osoby kompetentnej, historyka, archiwisty, prawnika karnisty, ale nie prawnika administratywisty, który na dodatek zajmuje siê prawem administracyj- nym gospodarczym.

Kiedy szuka³em odpowiedzi na pytanie, z którym chcia³em siê zmierzyæ tutaj, w obecnoœci Pañstwa, uzna³em, ¿e jednak mam kompetencje, by poszukiwaæ nañ odpowie- dzi! Bo przecie¿ jest to pytanie adresowane nie tylko do profesjonalistów. To nie jest pytanie, na które poszukuj¹, w trudzie co- dziennego dnia, odpowiedzi archiwiœci, hi- storycy, karniœci, ale przecie¿ ka¿dy z nas – w pewnych momentach swojego ¿ycia – za- stanawia siê: Czy warto zajmowaæ siê prze- sz³oœci¹? Niejednokrotnie odnosz¹c to py- tanie do swojego ¿ycia.

Józef Cha³asiñski powiedzia³, ¿e naród to „wspólnota ludzi honoru”. Oceniaj¹c wiêc nasze indywidualne losy – w pewnych, nie- kiedy dramatycznych sytuacjach, niekiedy w sytuacjach zwyczajnych – zajmujemy siê nie tylko nasz¹ indywidualn¹ przesz³oœci¹, ale te¿ przesz³oœci¹ wspólnotow¹. W pew- nym stopniu suma indywidualnych do- œwiadczeñ sk³ada siê na losy wspólnoty, w której ¿yjemy, z któr¹ siê uto¿samiamy, do której przynale¿ymy. Wspólnoty, o której pamiêtamy, gdy¿ stanowi ci¹g³oœæ – decy- duj¹c o naszej dzisiejszej sytuacji, o naszych obecnych mo¿liwoœciach, nawykach i tra- dycjach.

Naród to „wspólnota ludzi honoru”. Jaka jest wiêc rola owego honoru, kiedy szuka- my odpowiedzi na pytanie: Czy warto zaj- mowaæ siê przesz³oœci¹? Czy honorem jest

tylko poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o losy nas wszystkich, najbli¿szych, tych, którzy byli przed nami, ze wzglêdów czy- sto koniunkturalnych, praktycznych?

Pytany jestem wielokrotnie, dlaczego kierujê placówk¹, która zajmuje siê przesz³o- œci¹ (do tego niezbyt odleg³¹). Przesz³oœci¹ znan¹ wielu z nas, z naszego ¿ycia; w tym okresie 1939 -1989/1990 przecie¿ ¿yliœmy.

Odpowiadam: Gdybym tylko koniunktural- nie ocenia³ po¿ytki p³yn¹ce z dzia³alnoœci Instytutu Pamiêci Narodowej, gdybym tyl- ko ocenia³ dzia³alnoœæ nasz¹ ze wzglêdu na skutki doraŸne, to ju¿ bym mia³ gotow¹ od- powiedŸ, któr¹ bym siê tutaj z Pañstwem dzieli³.

Tak! Warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹.

Przede wszystkim dlatego, ¿eby inni t¹ prze- sz³oœci¹ nie musieli zajmowaæ siê za nas, wyci¹gaj¹c z niej wnioski w³aœciwe dla sie- bie, dla swoich po¿ytków, interesów czy celów...

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Je¿eli na stronach internetowych ró¿nych organizacji pojawiaj¹ siê sformu³owania mog¹ce wywo³ywaæ wra¿enie, ¿e Polacy, Naród Polski – obywatele Rzeczypospoli- tej, ponosz¹ wspó³odpowiedzialnoœæ za Holocaust, to pytanie takie nabiera – w moim przekonaniu – dodatkowego znacze- nia. Staje siê nie tyle pomoc¹, co pytaniem wyjœciowym, w podejmowaniu prób sku- tecznego przeciwstawiania siê tego typu

„pomys³om”.

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Je¿eli w publikacjach, rzekomo naukowych, w publicystyce naukowej, znajdujemy okre- œlenia, które zawieraj¹ w sobie, w treœci, fa³sz historyczny, a do tego odnosz¹ siê do nas, do naszej historii? „Polskie obozy koncentracyj- ne”, „Polskie obozy œmierci”. Tak! Warto zajmowaæ siê wyjaœnieniem przesz³oœci, do której odnosz¹ siê takie s³owa. S³owa nie tyl- ko k³amliwe, ale tak¿e, a raczej przede wszystkim, obraŸliwe. Kiedyœ by³o nam obo- jêtne, co siê pisze i w jakiej ornamentyce s³ownej odnosi siê do polskiej historii czy do historii, która bez naszej woli toczy³a siê na naszej ziemi i wtedy w³aœnie te skandalicz- ne okreœlenia zadomowi³y siê na dobre w niektórych pismach naukowych. I – co wy- daje siê groŸniejsze – w œwiadomoœci licz- nych odbiorców takich „informacji”.

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Nieraz mamy do czynienia z tym, ¿e inni oceniaj¹ wydarzenia z polskiej historii.

Obieca³em Panu Rektorowi, ¿e spraw¹ Je- dwabnego ju¿ siê nie bêdê zajmowa³, zbyt wiele napisano, powiedziano. Mnie te¿ – przyznam siê Pañstwu szczerze – zbyt wie- le spotka³o w zwi¹zku z dzia³alnoœci¹ In- stytutu Pamiêci Narodowej odnosz¹c¹ siê do tego, co wydarzy³o siê 10 lipca 1940 roku.

Czy warto by³o zajmowaæ siê sytuacjami, które wi¹za³y siê, jak ja to wielokrotnie na- zywa³em, nie tylko z jasnymi, ale i z tymi ciemnymi dniami z polskiej historii? Ale¿

oczywiœcie, mo¿emy przemkn¹æ obok pa- miêci o tych wydarzeniach, mo¿emy praw- dê pozostawiaæ innym. Niech oni nadaj¹ treœæ temu, co bêdzie póŸniej upowszech- niane w kategoriach prawdy i w kategoriach fa³szu.

Chocia¿by z tego powodu warto zajmo- waæ siê przesz³oœci¹, by móc zmierzyæ siê z ocenami, pogl¹dami, stanowiskiem in- nych, którzy niekiedy tê przesz³oœæ oceniaj¹ fa³szywie, wyprowadzaj¹ z tych ocen b³êd- ne wnioski. A st¹d ju¿ krok do tego, by styg- matyzowaæ nas opiniami krzywdz¹cymi, nieusprawiedliwionymi, fa³szywymi. £atwo siê zgodziæ na tolerancjê dla takiej prakty- ki. Mo¿na przechodziæ obojêtnie, lekcewa-

¿yæ tê praktykê. Budzimy siê jednak pew- nego dnia, kiedy otacza nas ciê¿ar zarzutów wywodzony w³aœnie z tak interpretowanej przesz³oœci, z tak przeinaczonej przez innych przesz³oœci. £atwo nam by³o tolerowaæ to sformu³owanie o polskich obozach koncen-

Wyk³ad wyg³oszony przez prof. Leona Kieresa w dniu 26 kwietnia 2005 r.,

w ramach obchodów Jubileuszu 60-lecia Politechniki Gdañskiej i 100-lecia politechniki w Gdañsku

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Fot. Krzysztof Krzempek

(2)

tracyjnych, ale ja wiem, jak trudno nam dzi- siaj eliminowaæ to sformu³owanie nie ze œwiadomoœci zwyk³ych ludzi, tych nawet

¿yczliwych polskim sprawom, ale tych, któ- rzy obracaj¹ siê w kategoriach pojêæ nauko- wych. Mamy wszak do czynienia tak¿e ze œwiadomoœci¹ tych, którzy w nat³oku spraw dnia codziennego, nat³oku informacji wsze- lakiego rodzaju, które powoduj¹ tzw. szum informacyjny, s¹cz¹ do œwiadomoœci zwy- k³ych ludzi tego rodzaju opinie.

Tak! Warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹, bo tego wymaga nasza zbiorowa pamiêæ. Pa- miêæ o tym, jak by³o naprawdê.

Naród to „wspólnota ludzi honoru”. Po- wtarzam po raz kolejny to okreœlenie Józe- fa Cha³asiñskiego, by móc zadaæ pytanie:

Jak Naród powinien zmierzyæ siê ze swoj¹ w³asn¹ przesz³oœci¹ jako wspólnota ludzi honoru? Co to znaczy? Poszukiwanie od- powiedzi na to pytanie, z którym do pañ- stwa przyszed³em, zaczynaæ nale¿y od sfor- mu³owania zdania: tak, jesteœmy cz³onka- mi tej wspólnoty, tej wspólnoty, do której przyszliœmy z w³asnym pojêciem honoru.

Co to znaczy w zwi¹zku z tym, ¿e ta wspól- nota ludzi honoru powinna zmierzyæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹? ¯e warto, by ona po- szukiwa³a odpowiedzi na tak sformu³owa- ne pytanie. I tutaj ju¿ nie ma pe³ni zgody.

Tak – praktyka, koniunkturalizm, to co jest praktycznie pozytywne, pozytywne w od- biorze, to nas ³¹czy. Rzeczywiœcie: wspól- nota interesów naszych wymaga, byœmy byli postrzegani dobrze, sprawiedliwie i uczci- wie. Ale co to znaczy, ¿e jesteœmy wspól- not¹ honoru, je¿eli chodzi o rozliczanie siê ze swoj¹ w³asn¹ przesz³oœci¹? Czy powin- niœmy rozliczaæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹?

Czy w zwi¹zku z tym pytaniem, czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹, mo¿e byæ wy- suwane inne pytanie, czy tak¿e nale¿y roz- liczaæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹? I co to zna- czy: rozliczaæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹? Od- powiedŸ dla mnie, w³aœnie jako zwyk³ego obywatela bez kompetencji historyka, praw- nika karnisty czy archiwisty, jest jasna i jed- noznaczna. Muszê siê zajmowaæ moj¹ prze- sz³oœci¹, przesz³oœci¹ nie tylko moj¹ zreszt¹, ale przesz³oœci¹ mojego narodu. W chwi- lach, kiedy ta pamiêæ przynosi nam zaszczyt, przynosi owoce, które s¹ podzielane przez innych, kiedydla tej pamiêci zjednujemy sobie pamiêæ innych, uznanie czy sympa- tiê, ale tak¿e nie mogê nie zajmowaæ siê przesz³oœci¹, gdy przychodzi nam rozma- wiaæ o tych dniach, które nam chwa³y nie przynosz¹.

Kiedyœ wiceminister spraw wewnêtrz- nych Republiki Czeskiej powiedzia³ mi o jednym z naszych œledztw, dotycz¹cym tych

„spraw trudnych”: „U nas te¿ takie wyda- rzenia by³y, i w Czechach, i na S³owacji, i na Wêgrzech. Tylko my nie mamy w sobie jeszcze dosyæ odwagi, by o tym pamiêtaæ.

Co wiêcej, nie mamy w sobie jeszcze dosyæ odwagi, by rozliczyæ siê z przesz³oœci¹, z pamiêci¹ o tych wydarzeniach. Wzbudza- cie w nas podziw, jesteœcie dobrym przy- k³adem, ale ten przyk³ad byæ mo¿e przyszed³ za wczeœnie do naszej czeskiej, s³owackiej czy wêgierskiej pamiêci.” Otó¿, je¿eli jeste- œmy ludŸmi honoru, je¿eli chcemy, by na- sza wspólnota by³a wspólnot¹ ludzi hono- ru, nie mo¿emy zapominaæ nie tylko o wy- darzeniach, które s¹ dla nas pozytywne, któ- rymi mo¿emy siê chlubiæ, ale tak¿e nie mo-

¿emy zapominaæ o wydarzeniach, które nie

daj¹ nam powodu, by siê nimi szczyciæ.

Jeden z polskich historyków, wielkich historyków, na spotkaniu ze mn¹ powiedzia³ w Krakowie: „Panie Prezesie, niech Pan uwa¿a. Proszê uwa¿aæ, by w swoich dzia³a- niach nie by³ Pan postrzegany jako osoba, która dzia³a przeciw w³asnej wspólnocie”.

Kiedy dyskutowaliœmy o znaczeniu tego okreœlenia, przeciw w³asnej wspólnocie, otrzymywa³em odpowiedŸ: „bo w ocenach Pana dzia³alnoœci dominuje – czy Pan chce czy nie – có¿ z tego, ¿e w opiniach wywo- dz¹cych siê z jednostkowych tylko przyk³a- dów, zajmowanie siê tymi dniami, jak Pan mówi, trudnymi, ciemnymi.” I nie przeko- nywa³o mojego ówczesnego rozmówcy i niektórych s³uchaczy to, ¿e ponad 95%

œledztw Instytutu Pamiêci Narodowej to œledztwa, które dotycz¹ spraw odnosz¹cych siê do krzywdzenia Narodu Polskiego i Po- laków. Mniej ni¿ 5% to s¹ te sprawy... W przekazie medialnym, w dzisiejszym „sen- sacyjnym” sposobie przekazywania infor- macji tym piêciu procentom media zdaj¹ siê poœwiêcaæ dziewiêædziesi¹t piêæ procent swojej uwagi dotycz¹cej œledztw IPN, na- tomiast dla tych dziewiêædziesiêciu piêciu procent œledztw IPN-owskich pozostaje piêæ procent czasu poœwiêconego przez œrodki masowego przekazu. Tak przynajmniej by³o do czasu wszczêcia œledztwa katyñskiego.

Czy mam wiêc przejœæ obojêtnie obok krzyku tych, którzy dzisiaj siê o siebie upo- mnieæ nie mog¹, tylko dlatego, ¿e mówili innym jêzykiem, wyznawali inn¹ wiarê, czy byli przywi¹zani do innego obyczaju, do innej tradycji? Czy mam powiedzieæ, ¿e nie, tylko ze wzglêdu na te ich przymioty, nie byli oni Polakami, prawdziwymi Pola- kami? Czy to jest honorowe? W moich oce- nach – jako tego, który chce byæ cz³onkiem wspólnoty, do której przynale¿ê – znajdu- je siê taki pogl¹d: Powinniœmy, tak¿e ze wzglêdów praktycznych, pamiêtaæ o tym, co w nas by³o dobre. To naród, który ma pe³ny zasób powodów do chwa³y, do dumy.

Ale nasz¹ dum¹, wynikaj¹c¹ ze specyficz- nego byæ mo¿e poczucia honoru, jest to,

¿e pamiêtamy tak¿e i o tych trudnych sy- tuacjach. Koñcz¹ca siê kadencja prezesa In- stytutu Pamiêci Narodowej daje mi rozlicz- ne przyk³ady na potwierdzenie s³usznoœci tej tezy. Nie wiem, czy ona bêdzie podzie- lana przez Pañstwa, poddajê j¹ pod Pañ- stwa os¹d krytyczny, ale wielokrotnie spo- tyka³o mnie nie jako prezesa, ale jako Po- laka, zaszczycaj¹ce stanowisko innych, ¿e jesteœcie narodem, który mo¿e byæ przy- k³adem w rozliczeniach z przesz³oœci¹ dla innych.

Fot. Krzysztof Krzempek

(3)

Bêdziemy pamiêtaæ o tym, co by³o do- bre, co by³o z³e w naszej historii. Co by³o z³e, tak¿e m.in. po to, ¿eby wiêcej siê to z³o ju¿ nie powtarza³o. Ale co z tego wynika?

Jak rozliczacie siê z t¹ przesz³oœci¹? Pierw- sze, co powinniœmy uczyniæ w tym rachun- ku narodowego sumienia, to prawda. To jest

³atwe i trudne. Znowu mogê powiedzieæ, odnosz¹c to do moich doœwiadczeñ, ja to wiem, jak to jest trudne, kiedy trzeba mó- wiæ prawdê. Nawet prawdê o chwilach do- brych, która nie zawsze jest w pe³ni podzie- lana przez innych, maj¹c¹ w³asn¹ wizjê hi- storii i jej interpretacji, biegu wydarzeñ, a zw³aszcza osób uczestnicz¹cych w tych wydarzeniach. Jak¿e to ma³e, kiedy k³óci- my siê o to, kto odegra³ wiêksz¹ rolê, kto mniejsz¹ w rozmaitych wydarzeniach naszej najnowszej historii. W Dworze Artusa kie- dyœ mówi³em do gdañszczan: Macie oby- watela, z którego dumny by³by ka¿dy miesz- kaniec innego miasta. Ile ja bym da³, ¿eby Lech Wa³êsa by³ bohaterem mojego Wro- c³awia. Czym¿e on zas³u¿y³ na takie trakto- wanie, jakie ja obserwowa³em w czasie jed- nej z uroczystoœci? Jak¿e trudno oceniæ jest losy ludzi w³aœnie przez pryzmat wydarzeñ, które losy tych ludzi kszta³towa³y. Naród to

„wspólnota ludzi honoru”, która umie roz- liczyæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹.

To tutaj – na Wybrze¿u – mia³y miejsce tragiczne w skutkach wydarzenia, sytuacje, z którymi zapozna³em siê w pierwszych miesi¹cach mojej aktywnoœci w Instytucie Pamiêci Narodowej. Analizuj¹c akta z ar- chiwów Instytutu Pamiêci Narodowej, na- tknêliœmy siê na losy Danuty Siedzik i Hansa Baumana. Po³¹czy³y losy tych dwojga ka- zamaty gdañskiego wiêzienia, wczeœniejszy proces i rola prokuratora, którego staraliœmy siê postawiæprzed polskim wymiarem spra- wiedliwoœci. Byæ mo¿e niestosowne by³o- by przypominanie tutaj losów Siedzikówny i Baumana, którzy maj¹ swój plac w Gdyni.

Ale kiedy analizowaliœmy akta Siedzików- ny, natrafiliœmy na dokumentacjê, w której znaleŸliœmy podpis tego samego prokurato- ra, który doprowadzi³ w dwóch procesach do skazania i Siedzikówny, i Baumana na karê œmierci. M³odych wiekiem, obydwoje mieli bodaj¿e po 17 – 18 lat. Kiedy czyta-

³em akta, kiedy zapoznawa³em siê z treœci¹ akt tych m³odych z 1946 roku, pora¿aj¹ce by³y nie tylko opisy zbrodni, egzekucji w gdañskim wiêzieniu. Czegoœ takiego nie czyta³emi i mam nadziejê – nie przeczytam wiêcej. Metodycznie opisana procedura wy- konania wyroku œmierci. Ale zastanawia³em siê wspólnie z profesorem Witoldem Ku- lesz¹, jak wejœæ w psychikê tego, który

oskar¿a³, prokuratora, który wówczas ¿y³ niedaleko od tego miasta, w Koszalinie. A by³ wówczas prokuratorem wojskowym w Wojskowym S¹dzie Rejonowym. On ju¿

dzisiaj nie ¿yje, umar³ w ubieg³ym roku, ale by³ pytany przez naszych prokuratorów: Jak to siê sta³o? „Podpisano, pokazano, bo taki mia³em rozkaz.” Nie sposób zrozumieæ jed- nak sytuacji, w której oskar¿ano i s¹dzono cz³owieka, który ani s³owa nie rozumia³ po polsku... Poœród wielu zdañ uzasadnienia wyroku znalaz³o siê jedno pora¿aj¹ce: Upo- lowa³ sarnê, mia³ broñ, a jeœli mia³ broñ, to istnia³o niebezpieczeñstwo przy³¹czenia siê do tych pod¿egaczy, którzy zamierzali roz- pêtaæ III wojnê œwiatow¹. To s¹ sformu³owa- nia polskiego s¹du, który wyda³ wyrok œmier- ci na niepe³nosprawnego umys³owo Niemca nieznaj¹cego jêzyka polskiego, który nie wie- dzia³, co siê w ogóle do niego mówi.

Kiedyœ poprosi³em jednego z polskich polityków krytycznie oceniaj¹cych dzia³al- noœæ Instytutu Pamiêci Narodowej i moj¹ dzia³alnoœæ, by zapozna³ siê z aktami pro- cesu lubelskiego z 1944 roku. W tym pro- cesie 3 osoby zosta³y skazane za s³uchanie rozg³oœni obcojêzycznej. Kobieta, która udo- stêpni³a mieszkanie i odbiornik radiowy – na 8 lat wiêzienia, dwóch mê¿czyzn na karê œmierci. Mo¿na nie uwierzyæ, ¿e by³ s¹d, byli sêdziowie, by³ prokurator w tzw. procesie

„kiblowym”, czyli w celi wiêziennej. Oskar-

¿eni zostali os¹dzeni, a wyrok zosta³ wyko- nany natychmiast. Pokaza³em ten dokument.

Pora¿aj¹ce by³o nie tylko stanowisko s¹du, ale sformu³owanie, które znaleŸliœmy na tej kartce dzisiaj po¿ó³k³ej, trudno czytelnej kartce papieru, zdanie z nag³ówka „W imie- niu Rzeczypospolitej Polskiej” (by³ to wy- rok z okresu jeszcze sprzed oficjalnej zmia- ny nazwy pañstwa na PRL). Czy warto zaj- mowaæ siê przesz³oœci¹, je¿eli w niej, Naj- jaœniejszej Rzeczypospolitej, byli tacy sê- dziowie, tacy prokuratorzy, takie s¹dy i ta- kie wyroki? Czy mam powiedzieæ: to mnie

nie interesuje, mimo ¿e w imieniu Rzeczy- pospolitej Polskiej? Czy mo¿e jakoœ rozli- czyæ siê z t¹ przesz³oœci¹? Mnie jeszcze na œwiecie nie by³o, wielu z nas tu obecnych nie by³o na œwiecie. Czy powinniœmy jed- nak byli rozliczyæ siê z t¹ przesz³oœci¹? Chy- ba przynajmniej w ten sposób, by doprowa- dziæ do uniewa¿nienia tamtego wyroku. Bo kto mia³ siê upomnieæ o pamiêæ o tych, o tej nieszczêœliwej kobiecie, o tych dwóch za- mordowanych mê¿czyznach, jak nie my wspó³czeœni. I powiedzieæ, tak, to by³a Pol- ska – lubelska, ktoœ móg³by powiedzieæ – ale Polska. Kiedyœ odwa¿y³em siê na sfor- mu³owanie: „PRL by³a tak¿e moim pañ- stwem”. Jeden z pos³ów powiedzia³: Jak pan mo¿e mówiæ, ¿e PRL by³o pana pañstwem?

Powiedzia³em, ¿e tak, bo ja ¿y³em w tym pañstwie, urodzi³em siê, by³em wychowa- ny. Ja siê odcinam od z³a PRL-u, dlatego rozliczam PRL za to z³o, którego doœwiad- czyli ci z Lublina. Ale pokazuj¹c tê kartkê papieru, z owym wyrokiem „W imieniu Rze- czypospolitej Polskiej”, polskiemu polity- kowi, który nie by³ zbyt pozytywnie nasta- wiony do IPN i jego dzia³alnoœci, zwróci-

³em mu uwagê na inne sformu³owanie, hañ- bi¹ce zawód prawnika, wyrok ten zosta³ wy- dany na podstawie prawa, które nie obowi¹- zywa³o w dniu tego rzekomego przestêp- stwa. Dekret PKWN o zakazie s³uchania radia w obcych jêzykach by³ wydany 3 mie- si¹ce póŸniej. W sierpniu s³uchano radia, w paŸdzierniku, 2 miesi¹ce póŸniej, zosta³ wydany dekret, na podstawie którego zostali skazani. Naruszono podstawow¹ zasadê mó- wi¹c¹, ¿e prawo nie dzia³a wstecz.

A kto przywróci czeœæ i godnoœæ nauczy- cielce z Opola, która tylko dlatego, ¿e mó- wi³a, i¿ zbrodni w Katyniu dopuœcili siê nie Niemcy ale Sowieci, zosta³a skazana. Na 8 lat pozbawienia wolnoœci, 8 lat ciê¿kiego wiêzienia. Kobieta ta nigdy ju¿ nie wróci³a do wykonywania ukochanego przez siebie zawodu. Ona ju¿ dziœ nie ¿yje. W jej imie- niu do Instytutu Pamiêci Narodowej zwró- ci³a siê jej rodzina. Powinniœmy rozliczaæ siê ze swoj¹ przesz³oœci¹, przywo³uj¹c do dzisiejszej œwiadomoœci tragiczne losy tych, którzy o swoj¹ pamiêæ nie potrafi¹, albo nie mog¹ siê ju¿ upomnieæ.

Czy warto zajmowaæ siê przesz³oœci¹?

Nie wiem, jak ja bêdê w przysz³oœci ocenia- ny. Jako funkcjonariusz publiczny jestem pouczany bez przerwy, ¿e muszê siê liczyæ tak¿e i z sytuacjami, o których do tej pory mówi³em. ¯e i ja mam dni dobre i dni z³e. I

¿e w ocenach mojej dzia³alnoœci bêd¹ rów- nie¿ i takie same oceny, i te dobre, i te z³e.

Ktoœ nawet powiedzia³: Wie pan, wszystko Fot. Krzysztof Krzempek

(4)

to, co pan zrobi³ do tej pory, bêdzie przyt³u- mione koñcow¹ ocen¹, byæ mo¿e przez bieg koñcowych wydarzeñ, którymi siê pan zaj- mie w Instytucie Pamiêci Narodowej w ostatnich tygodniach swojej dzia³alnoœci.

Ostatnie pó³ roku bêdzie mia³o tysi¹ckrot- nie wiêksze znaczenie ni¿ wczeœniejsze czte- ry i pó³ roku; nawet, jeœli bêdzie to cztery i pó³ roku zas³ug.

Nikt mnie nie zmusi do zmiany mojego postêpowania tylko dlatego, ¿e zbli¿aj¹ siê wybory prezesa Instytutu Pamiêci Narodo- wej. Ale proszê Pañstwa, abyœcie w swych ocenach zwrócili uwagê na jeszcze jedn¹ sprawê. Sprawa dotyczy wszczêcia przez IPN œledztwa dotycz¹cego Zbrodni Katyñ- skiej. Uda³o siê wreszcie nam w Polsce zjed- noczyæ w ocenach, opiniach na temat Zbrod- ni Katyñskiej ca³y naród, ja powiem wiê- cej, co jest mo¿e trudniejsze, ca³¹ polska klasê polityczn¹. Dzisiaj ju¿ nie ma krytycz- nych ocen odnosz¹cych siê do niniejszego sformu³owania: „Tak. Zbrodnia Katyñska by³a zbrodni¹ ludobójstwa. Dopuœcili siê jej funkcjonariusze Zwi¹zku Radzieckiego”.

Œciganie tej zbrodni nie ulega przedawnie-

niu. Nie spotka³em polityka, który by for- mu³owa³ odmienn¹ ocenê. I to pewnie nie wynika tylko z tego, co ja nazywam hono- rem, czy z uczciwoœci, byæ mo¿e tak¿e i z poprawnoœci politycznej. Bo dzisiaj nikt przytomny nie powie inaczej. W œwietle tego, co uzyskano w ci¹gu zw³aszcza nie- spe³na ostatniego roku.

Niech to idzie na konto mojego pañstwa, mojego narodu, mojej wspólnoty, w której

¿yjê. Nie wstydzê siê tych patetycznych s³ów. Na konto wspólnoty, z któr¹ chcê byæ na dobre i na z³e. Takie przekonanie, tak jak dekalog, towarzyszy³o mi przez ca³e moje

¿ycie, tak¿e to ¿ycie publiczne. „Pan jest jed- nym z niewielu, który nie wypiera siê deka- logu”– powiedzia³ mi swego czasu znany jezuita z Krakowa. Tak jest w istocie, bo – w moim przekonaniu – s¹ w tym wartoœci o charakterze uniwersalnym. I te wartoœci w³a- œnie ka¿¹ mi uznawaæ za bliskiego sobie tak-

¿e tego, który dzisiaj, wspó³czeœnie wyzna- je inn¹ wiarê, który w¹tpi.

Naród jest i winien byæ wspólnot¹ ludzi honoru. Wspólnot¹, w której – rozliczaj¹c siê z nasz¹ przesz³oœci¹ – akceptujemy ka¿de-

go. Wspólnot¹, w której bliski jest nam ka¿- dy, kto tê pamiêæ, czy wydarzenia odnoszo- ne do naszej wspó³czesnej pamiêci, tworzy.

Panie Rektorze, Magnificencjo, Szanow- ni Pañstwo, to dzisiejsze spotkanie z Pañstwem jest dla mnie podwójnym wy- zwaniem. Nie tylko dlatego, ¿e wystêpujê tu jako funkcjonariusz publiczny. Nie tylko dlatego, ¿e rozliczam siê dzieñ po dniu z moj¹ przesz³oœci¹, t¹ blisko piêcioletni¹. Ale tak¿e dlatego, ¿e jestem poniek¹d cz³onkiem tej wspólnoty akademickiej, uhonorowanym najwiêksz¹ godnoœci¹, jak¹ wspólnota aka- demicka mo¿e obdarzyæ innego. Doktorat honoris causa, który odebra³em w sali w Filharmonii Ba³tyckiej na O³owiance, jest dla mnie szczególn¹ wartoœci¹, bowiem od- noszê j¹ do siebie, ale nie w sensie tylko zaszczytu, ale tak¿e zobowi¹zania, które na siebie przyj¹³em. Macie Pañstwo w pe³ni prawo rozliczaæ mnie z tego w³aœnie faktu, jako jednego spoœród was, jako tego, który jednoczeœnie stara siê zas³ugiwaæ, by tak¿e upadaj¹c móg³ liczyæ na zaszczyt podania rêki w chwilach dla mnie trudnych.

Dziêkujê za uwagê.

W okresie wielkich reform do poli- tyki, do samorz¹du na samym po- cz¹tku szli ludzie, którzy chcieli rzeczywi- stoœæ zmieniæ. Ale w naszej polityce tak siê dzieje, ¿e ludzie, którzy chc¹ coœ zmieniæ, s¹ wypierani. Samorz¹d jest doskona³ym przyk³adem. Pierwsze pokolenie samorz¹- du, oparte jeszcze na komitetach obywatel- skich, by³o fantastyczne. PóŸniej do samo- rz¹du zaczê³o iœæ coraz wiêcej ludzi, którzy mieli do za³atwienia swoj¹ sprawê albo spra- wê jakiejœ grupy. I w tej chwili jest tam co- raz wiêcej cwaniaków czy ludzi, którzy chc¹ upiec jak¹œ pieczeñ. Bo w³adza jest czymœ niesamowicie ponêtnym, i to z kilku powo- dów: po pierwsze mo¿na zrobiæ interes, po drugie mo¿na mieæ w³adzê, a po trzecie mo¿na byæ dobrym za cudze pieni¹dze.

Dawniej myœla³em, ¿e ludzie, zw³aszcza mê¿czyŸni, pragn¹ w³adzy, bo maj¹ du¿o testosteronu i chc¹ innym przypieprzyæ. I maj¹ po temu okazjê. A¿ kiedyœ w po³owie lat 70., gdy w podziêkowaniu za przes³an¹ mu z dedykacj¹ ksi¹¿kê dosta³em od wyso- kiego urzêdnika talon na Malucha, przeko-

na³em siê, ¿e w³adza mo¿e byæ atrakcyjna tak¿e z innych, „dobroczynnych” powodów.

W tamtych czasach w³adza zapewnia³a nie- zbyt wysok¹ pensjê, dostêp do sklepu za ¿ó³- tymi firankami, samochód z kierowc¹ i przede wszystkim ileœ przydzia³ów na mieszkania, ileœ talonów na samochody, ileœ przydzia³ów dla swoich ludzi, czyli w grun- cie rzeczy klientów, na wycieczki zagranicz- ne czy na inne deficytowe dobra. I wtedy pomyœla³em: tak, najbardziej atrakcyjn¹ rzecz¹ we w³adzy to jest nie to, ¿eby komuœ dosun¹æ, tylko ¿eby byæ dobrym za cudze pieni¹dze. To rzeczywiœcie jest szalenie atrakcyjne.

Wracaj¹c do tematu, to wyraŸnie widaæ,

¿e niemal ka¿da w³adza siê alienuje, ¿e ona zaczyna siê zajmowaæ sob¹. Chyba ¿e nie mo¿e tego zrobiæ. I tu jest problem nasz jako spo³eczeñstwa. Tu jest nasz problem, o któ- rym ju¿ mówi³ Norwid, ¿e jesteœmy wiel- kim narodem i ¿adnym spo³eczeñstwem. My rzeczywiœcie historycznie bywaliœmy wiel- kim narodem i nie byliœmy nigdy spo³eczeñ- stwem. Spo³eczeñstwo ró¿ni siê od narodu

tym, ¿e naród jest to piramidalna, scentrali- zowana struktura 40 mln ludzi po³¹czonych ze sob¹ wiêziami wspólnej tradycji, w pol- skim przypadku dla wiêkszoœci wspólnej wiary, wspólnej historii, wspólnych oczeki- wañ, mitów i emocji, symboli. Natomiast spo³eczeñstwo w przypadku Polski to mu- sia³oby byæ kilkaset milionów, a mo¿e i mi- liardy poziomych wiêzi miêdzy nami jako ludŸmi. Wiêzi nawi¹zywanych nie po to,

¿eby w³adzy siê przeciwstawiaæ, nie po to,

¿eby w³adzy patrzeæ na rêce. Tylko po to,

Jak odebraæ Polskê politykom?

Fot. Krzysztof Krzempek

Wyk³ad wyg³oszony przez prof. Wiktora Osiatyñskiego w dniu 6 czerwca 2005 r.,

w ramach obchodów Jubileuszu 60-lecia Politechniki Gdañskiej i 100-lecia politechniki w Gdañsku

(5)

¿eby nam siê lepiej ¿y³o. ¯ebyœmy mogli nasze sprawy za³atwiaæ. ¯ebyœmy mogli swoje interesy za³atwiaæ. Tak zwane spo³e- czeñstwo obywatelskie w rozwiniêtych kra- jach demokratycznych powstawa³o w d³u- gim procesie historycznym. Poprzez takie wiêzi wolne od kontroli pañstwa, dominu- j¹cego koœcio³a. To by³y miasta korporacyj- ne. To by³y uniwersytety, które mia³y swoje autonomiczne statusy, to by³y cechy, to by³y gildie. To by³y korporacje, to by³y banki, to by³y stowarzyszenia, to by³y ró¿nego rodza- ju organizacje, które nie by³y tworzone w celu politycznym, one by³y tworzone w celu

¿yciowym, w celu s¹siedzkim albo w celu gildyjnym, korporacyjnym albo jakimœ in- nym. Ale to spo³eczeñstwo tworzy³o warto- œci i dobra. To spo³eczeñstwo zapewnia³o ludziom poczucie bezpieczeñstwa, poczu- cie wartoœci i poczucie znaczenia. I w tym spo³eczeñstwie ludzie dzia³ali. I to spo³e- czeñstwo zaczê³o wytwarzaæ masê dóbr tak du¿¹, ¿e w XVII wieku królowie popatrzyli naoko³o i mówi¹: o rany Boskie! To my tu przepijamy, bankietujemy, polujemy, a oni tyle tworz¹, mo¿e da³oby siê to spo³eczeñ- stwo jakoœ sobie podporz¹dkowaæ? I tak po- wsta³ absolutyzm, który by³ w³aœnie prób¹ objêcia kontrol¹ tego spo³eczeñstwa przez centraln¹ w³adzê monarsz¹. I to siê uda³o w Europie kontynentalnej, ale nigdy nie uda-

³o siê w Anglii, w Stanach Zjednoczonych i w Holandii. I dlatego te trzy kraje ró¿ni¹ siê dramatycznie od ca³ej reszty œwiata, ponie- wa¿ w tych trzech krajach konstytucja jest ograniczeniem w³adzy, umowa spo³eczna funkcjonuje w œwiadomoœci potocznej jako przekazanie czêœci uprawnieñ w³adzy. Pra- wa cz³owiek ma nie jako dar od dobrego króla, tylko jako coœ naturalnego. W³adza jest ograniczona i na tym polegaj¹ te ró¿ni- ce dzisiaj, które widaæ miêdzy Blairem na przyk³ad i reszt¹ Wspólnoty Europejskiej, albo te, które widaæ miêdzy Holandi¹ w swoich obyczajach, w eksperymentach spo-

³ecznych na niewielk¹ skalê, a reszt¹ Euro- py. W krajach Europy kontynentalnej w³a- dza monarsza czy pañstwo by³o powo³ane do za³atwiania problemów spo³ecznych, bo to by³y scentralizowane pañstwa. A w kra- jach, gdzie absolutyzm nie zwyciê¿y³, by³o inaczej. Anglia jest najbardziej konstytucyj- nym krajem œwiata. Tak konstytucyjnym, ¿e nie potrzebuje konstytucji i dlatego nie ma pisanej konstytucji. W Anglii koœció³ angli- kañski jest czêœci¹ podzia³u w³adzy. Wobec tego nie trzeba konstytucyjnego podzia³u w³adzy. To jest tam wpisane w krew. W in- nych krajach trzeba by³o papierka, ¿eby coœ takiego osi¹gn¹æ. Ale tak czy owak – i w

Anglii i na zachodzie Europy – spo³eczeñ- stwo istnia³o. A u nas nigdy go nie by³o.

Albo by³o bardzo s³abe, bo u nas nie by³o klasy œredniej, u nas nie by³o mieszczañstwa, u nas by³y bardzo kulawe cechy, gildie. U nas nie by³o tej energii spo³ecznej, bo w spo-

³eczeñstwie podzielonym nieprzekraczaln¹ barier¹ na panów-w³aœcicieli ziemi i przy- pisanych do tej ziemi ch³opów nie mo¿na zbudowaæ spo³eczeñstwa, tylko mo¿na zbu- dowaæ folwark. I najpierw by³ to folwark pañszczyŸniany, rolniczy, a póŸniej komu- nizm za³o¿y³ na tej glebie folwark przemy- s³owy, tak¿e oparty na systemie pañszczyŸ- nianym, choæ tym razem by³ ju¿ tylko jeden pan – scentralizowane pañstwo komuni- styczne.

W latach 70. i w 1980 roku w³aœnie tu, w tym mieœcie powsta³o coœ, co zosta³o nazwa- ne spo³eczeñstwem obywatelskim, ale one te¿ by³o kulawe. To nie by³o takie spo³eczeñ- stwo, gdzie ludzie zebrali siê razem, ¿eby za³atwiaæ swoje problemy. To by³o spo³e- czeñstwo, które istnia³o tylko w trzech wy- miarach: po pierwsze, wolnych zwi¹zków zawodowych, a najpierw postulatów tych zwi¹zków i wolnych innych stowarzyszeñ;

po drugie, imperium podziemnej prasy, in- formacji, wydawnictw, publikacji; a po trze- cie – wzajemnej pomocy, g³ównie w stanie wojennym, organizowanej przez Koœció³, dziêki czemu mo¿na by³o sprowadziæ dla kogoœ zza granicy lekarstwo, ksi¹¿kê, ma- szynê do pisania, powielacz itd. Popatrz- my, co to by³y za sfery. To by³y œrodki rów- nowa¿¹ce mechanizmy równowa¿enia tych œrodków kontroli nad spo³eczeñstwem, któ- rych w³adza komunistyczna u¿ywa³a w okresie po terrorze.

W latach 70. w³adze komunistyczne oczywiœcie mog³y jeszcze ka¿dego, kto siê im przeciwstawia³, pos³aæ do wiêzienia.

Natomiast na co dzieñ terror nie by³ stoso- wany. Kontrolê nad spo³eczeñstwem zapew- nia³y trzy rzeczy: ¿e pañstwo by³o jedynym – a w Polsce, wyj¹tkowo, g³ównym, choæ nie jedynym – pracodawc¹. Po drugie, ¿e pañstwo mia³o monopol informacji przez cenzurê i w³asnoœæ wszystkich wydawnictw, radia, a póŸniej telewizji. I po trzecie, pañ- stwo kontrolowa³o ró¿ne tak zwane przywi- leje, które s¹ w gruncie rzeczy prawami.

Przecie¿ to urzêdnik decydowa³, czy ktoœ dostanie paszport czy nie, czy bêdzie coœ móg³ sprowadziæ zza granicy, czy bêdzie móg³ wyjechaæ, czy mo¿e kupiæ samochód.

To by³ mechanizm kooptacji raczej ni¿ kon- troli, ale mo¿e w³aœnie dlatego mia³ wielkie znaczenie. I te trzy elementy, które buduje spo³eczeñstwo od po³owy lat 70., równo-

wa¿¹ te œrodki kontroli. Nagle wolne zwi¹zki zawodowe, ROPCiO, KOR i inne organiza- cje zapewniaj¹, ¿e jak Wa³êsa pójdzie sie- dzieæ, to jego ¿ona bêdzie mia³a z czego utrzymaæ dziewiêcioro dzieci, bo dostanie od zwi¹zków czy od innych organizacji pie- ni¹dze albo inn¹ pomoc. ¯e nagle nie jest pañstwo ca³kowitym kontrolerem ¿ycia i warunków ¿ycia i przetrwania ka¿dego cz³o- wieka. Podziemne imperium wydawnicze nagle równowa¿y pañstwow¹ kontrolê œrod- ków przekazu. Wreszcie w³aœnie to, co ro- bi³y niezale¿ne organizacje spo³eczne i Ko- œció³, równowa¿y³y selektywne i arbitralne dawanie ludziom ró¿nych przywilejów. Ale po 1989 roku, kiedy w³adza komunistycz- na, a zw³aszcza te trzy œrodki kontroli, prze- sta³y istnieæ, to tak zwane spo³eczeñstwo obywatelskie rozsypa³o siê jak domek z kart.

Jeszcze do tego Lech Wa³êsa – niech jego imiê ¿yje wiecznie, bo ma³o ludzi wnios³o taki wielki wk³ad w historiê Polski i wyka- za³o tak¹ odwagê – prawdopodobnie za na- mow¹ braci bliŸniaków rozwi¹za³ komitety obywatelskie, boj¹c siê, ¿e nie zachowaj¹ nad nimi kontroli. Wiêc ta energia, która gdzieœ powsta³a, zostaje rozsypana. I jesz- cze do tego z tych komitetów du¿o ludzi idzie do w³adzy. I spo³eczeñstwo nagle po- zostaje znowu zdezorganizowane. Nie ma ju¿ przywódców, nie ma niczego i znowu myœli, ¿e ta nasza, bo demokratyczna, w³a- dza bêdzie dobra i nam za³atwi wszystko i urz¹dzi œwiat. Nawet gdyby chcia³a, to i tak nie mo¿e œwiata dla wszystkich urz¹dziæ.

Ja dzisiaj twierdzê, ¿e politykom pañstwo trzeba odebraæ, to znaczy trzeba im dzisiaj powiedzieæ i pokazaæ, do czego oni s¹ po- trzebni, do czego siê nadaj¹ i zabraæ ca³¹ resztê. Ale nie mo¿na im tak po prostu za- braæ pañstwa, bo ktoœ inny je weŸmie. To mo¿na osi¹gn¹æ tylko przez zbudowanie spo³eczeñstwa. To spo³eczeñstwo ma mieæ dwie cechy. Po pierwsze, wiêzi miêdzy nami jako nami, trwalsze ni¿ samo g³osowanie raz na cztery lata. Ja mówiê, ¿e budowa spo³e- czeñstwa to bardzo prosta rzecz. Spo³eczeñ- stwa siê nie buduje od góry, tylko od do³u.

Trzeba zatem wyjœæ na klatkê schodow¹ na swoim piêtrze. Zapukaæ do jednego s¹sia- da, do drugiego, nie czekaæ, a¿ oni zapu- kaj¹. Powiedzieæ: zastanówmy siê, co mo-

¿emy razem zrobiæ, ¿eby u nas przed do- mem by³o ³adniej. Jak to siê uda, to zapu- kaæ jeszcze do paru s¹siadów, powiedzieæ:

wie pani co, ja mam dwójkê dzieci, pani ma trójkê, tutaj s¹siad ma jedn¹ córkê. Ja bar- dzo lubiê chodziæ na koncerty, to mo¿e bêdê wszystkie nasze dzieci w pi¹tki bra³ na kon- certy, a jeszcze wczeœniej coœ im opo-

(6)

wiem o muzyce. A m¹¿ pani lubi bardzo chodziæ z prezydentem Jackiem Karnow- skim i Donaldem Tuskiem graæ w pi³kê, to mo¿e w soboty bêdzie bra³ nasze dzieci na mecz pi³karski? A ktoœ jeszcze gdzieœ i na- gle co? Nagle nie trzeba pieniêdzy na to, wszyscy mamy wiêcej czasu dla siebie czy dla naszych spraw. Wszyscy mamy mniej troski o dzieci, czy one tam gdzieœ æpaj¹ czy pij¹ i siê lepiej czujemy, i mamy lepsze sa- mopoczucie. Ja twierdzê, ¿e spo³eczeñstwo obywateli, spo³eczeñstwo tych wiêzi, nie po- trzebuje pieniêdzy, poniewa¿ mo¿na budo- waæ takie wiêzi przez œwiadczenie w³asnej pracy, w³asnych us³ug, przez rozszerzanie tego, co i tak robimy, na innych, i przez w³¹- czenie ich w nasze dzia³anie. Ale spo³eczeñ- stwo potrzebuje te¿ bardzo wa¿nych insty- tucji kontrolnych i monitoruj¹cych pañstwo.

Spo³eczeñstwo musi, zw³aszcza jeœli opo- zycja nie spe³nia tej roli, stworzyæ instytu- cje, które bêd¹ patrzeæ w³adzy na rêce, bêd¹ monitorowaæ pañstwo, które bêd¹ wymusza-

³y poprzez oddzia³ywanie na œwiadomoœæ spo³eczn¹ przyjmowanie niezbêdnych ustaw, które by u³atwia³y tak¹ dzia³alnoœæ.

Z tego punktu widzenia, a to jest dla mnie w ogóle najwa¿niejszy punkt widzenia, to

¿e ju¿ jesteœmy w Unii Europejskiej jest do- brodziejstwem, bo tam istniej¹ standardy.

Tam istniej¹ standardy, wed³ug których mo¿na polityków rozliczaæ. Tamtejszych i tutejszych te¿.

I wreszcie spo³eczeñstwo wymaga ta- kich organizacji, które potrafi³yby i mog³y- by walczyæ o interes spo³eczny, zw³aszcza w konflikcie z w³adz¹. Zw³aszcza tam, gdzie jest korupcja i podejrzenie korupcji b¹dŸ nadu¿ycia w³adzy. I to jest wymiar, który w polskiej œwiadomoœci i w polskiej

dyskusji prawie wcale nie jest znany, bo ta instytucja jest tam prawie obca. To s¹ in- stytucje spo³eczne. Korzystaj¹ce z prawa na rzecz interesu zbiorowego, interesu pu- blicznego. Spo³eczeñstwo mo¿e pos³ugi- waæ siê tylko prawem, a nie rebeli¹. Do buntu odwo³uj¹ siê masy, do rewolucji wzywaj¹ przywódcy, którzy przewa¿nie wykorzystuj¹ niezadowolenie mas do w³a- snych celów. To g³ównie dlatego rewolu- cja niewiele zmienia, a zazwyczaj za jakiœ czas prowadzi do wezwañ do nastêpnej re- wolucji albo do tworzenia kolejnej repu- bliki. Spo³eczeñstwo polityczne pos³uguje siê wyborami, drog¹ parlamentarn¹, drog¹ kampanii wyborczej, powinno tak¿e dzia-

³aæ drog¹ debaty publicznej, chocia¿ tej de- baty jest u nas mniej. Spo³eczeñstwo oby- watelskie mo¿e pos³ugiwaæ siê tylko dro- ga prawn¹, która jest trudna, poniewa¿ za- wód prawniczy jest kosztowny. Prawo sta- je siê równie¿ coraz bardziej skompliko- wane i wymaga bardzo wyspecjalizowanej wiedzy. Droga prawna jest tak¿e ¿mudna i d³uga. Na ca³ym œwiecie prawnicy to s¹ w wiêkszoœci cwaniacy, mo¿e najbardziej skorumpowany zawód jaki znam, sam je- stem profesorem prawa, wiêc coœ o tym wiem. Na dodatek prawnicy przekonali resztê œwiata, ¿e skoro jesteœmy tak bardzo potrzebni dla modernizacji, to powinniœmy zarabiaæ wielokrotnie wiêcej ni¿ wszyscy inni. Ale jednoczeœnie w³aœnie prawo jest t¹ instytucj¹, któr¹ mo¿na wykorzystywaæ dla obrony interesu publicznego i spo³ecz- nego. Tylko ¿e z samego prawa, a nawet z Konstytucji nic nie wynika. Z prawa nic nie wynika oprócz tego, ¿e w momencie uchwalenia ustawy zmienia siê uk³ad si³ miêdzy kiwaj¹cymi i kiwanymi. Na przy-

k³ad ruch na rzecz praw obywatelskich w Ameryce zacz¹³ siê po delegalizacji rasi- zmu, a nie przed. Bo potem rasizm trwa³ nadal i trzeba by³o z nim walczyæ. Ruch na rzecz rejestracji Solidarnoœci zacz¹³ siê po podpisaniu porozumieñ gdañskich. Poje- chali do Jastrzêbia, a tam im towarzysz Grudzieñ i inni kacykowie powiedzieli:

spieprzajcie do Gdañska, tam s¹ umowy, a u nas to nie obowi¹zuje. I oni musieli pójœæ strajkowaæ. I wszêdzie w Polsce musieli strajkowaæ, ale ju¿ mieli za sob¹ si³ê tych porozumieñ. I prawo daje tylko tak¹ po- tencjaln¹ si³ê wsparcia dla sprawy, o któr¹ potem trzeba walczyæ. Delegalizacja rasi- zmu w Ameryce nast¹pi³a na drodze s¹do- wej, w 1954 roku w orzeczeniu Brown przeciwko Radzie Edukacyjnej Miasta To- peka. Tê sprawê w tzw. litygacji strategicz- nej rozpocz¹³ Komitet Prawny Stowarzy- szenia na rzecz Równoœci Ludnoœci Kolo- rowej w 1921 roku. To trwa³o 33 lata. W zesz³ym roku w S¹dzie Najwy¿szym w Sta- nach Zjednoczonych zosta³a wygrana spra- wa w sprawie przepisów prowadz¹cych do równego traktowania osób niepe³nospraw- nych umys³owo, któr¹ organizacja pod nazw¹ Amerykañska Liga Praw Obywatel- skich rozpoczê³a w 1974 roku, a wiêc trwa-

³a ona prawie 30 lat. To jest tak ¿mudna, d³uga droga, wymagaj¹ca kwalifikacji, któ- rych nikt z nas samodzielnie nie posiada.

Tote¿ musimy siê w tym celu organizowaæ.

Musi nam przyjœæ do g³owy, ¿e op³aca³oby siê w Trójmieœcie mieæ organizacjê prawn¹ dzia³aj¹c¹ na rzecz interesu publicznego, bo w ten sposób spo³eczeñstwo mo¿e siê broniæ.

Nie chcê przed³u¿aæ tego wywodu, ale chcê powiedzieæ, ¿e te elementy, te sposo- by, te dzia³ania wydaj¹ mi siê na tyle wa¿- ne, ¿e ja bym chcia³ rozpocz¹æ nad nimi dyskusjê publiczn¹. Jestem wdziêczny wy- dawnictwu, ¿e mi to u³atwi³o i ¿e teraz mnie wozi po Polsce, ¿ebym z tym pomys³em wystêpowa³. Po to po prostu, ¿eby to w³¹- czyæ, równie¿ tê problematykê do naszej debaty publicznej. A tak¿e ¿eby zacz¹æ uru- chamiaæ wyobraŸniê spo³eczn¹. W jaki spo- sób spo³eczeñstwo mo¿e dzia³aæ, ¿eby by³o silniejsze. Albo ¿eby by³o skuteczniejsze choæby w proponowaniu rozwi¹zywania ró¿nych problemów rzeczywistych, takich jak bezrobocie, takich jak przeciwdzia³anie wykluczeniu itd. Mam nadziejê, ¿e to, co powiedzia³em, da pañstwu jakiœ asumpt do myœlenia w tym kierunku, i dziêkujê bar- dzo za uwagê. Jeszcze raz gratulujê Jubile- uszu i cieszê siê, ¿e mog³em stanowiæ jego czêœæ.

Fot. Krzysztof Krzempek

(7)

Senat PG, stosown¹ uchwa³¹ z dnia 26 lutego 2003 r., og³osi³ rok akademic- ki 2004/2005 Rokiem Jubileuszowym, w którym uczelnia œwiêtowa³a 100 lat poli- techniki w Gdañsku i 60-lecie Politech- niki Gdañskiej.

W³¹czaj¹c siê w przygotowania do ob- chodów podwójnego Jubileuszu, uwzglêd- niaj¹c 60-lecie powstania Wydzia³u Me- chanicznego, Rada Wydzia³u na posiedze- niu w dniu 21 stycznia 2004 r. powo³a³a Komitety: Honorowy, Programowy i Or- ganizacyjny Roku Jubileuszowego. Opra- cowany na Wydziale Mechanicznym pro- gram obchodów obejmowa³ przedsiêwziê- cia w trzech kategoriach: historycznej, stra- tegiczno-rozwojowej i promocyjnej, reali- zowane przez pracowników, studentów i absolwentów naszego Wydzia³u. Spoœród szeregu seminariów krajowych i miêdzy- narodowych, okolicznoœciowych wydaw- nictw i imprez na uwagê zas³uguje Zjazd Absolwentów Wydzia³u Mechaniczne- go roczników 1946 – 1952.

Przy organizacji zjazdu znacznie po- mocny okaza³ siê wykaz absolwentów za- mieszczony w zeszycie z 1995 roku, wy- danym z okazji 50-lecia Wydzia³u Mecha- nicznego. Wg zeszytu, w latach 1946 – 1952 ³¹cznie Wydzia³ ukoñczy³o 610 osób, w tym 288 – studia in¿ynierskie, oraz 322 – studia magisterskie. Liczbê ab- solwentów, w rozbiciu na lata, przedsta- wia poni¿sza tabelka.

Organizacji zjazdu podj¹³ siê prodzie- kan ds. kszta³cenia podstawowego dr in¿.

Józef Niegoda. W przygotowanie i prze- bieg zjazdu zaanga¿owa³y siê w³adze i pracownicy administracyjni Wydzia³u. Do organizacji zjazdu zostali zaproszeni ab- solwenci ww. roczników, profesorowie:

Eustachy Burka, Jerzy Krzy¿anowski, Andrzej Osiecki i mgr in¿. Stefan Mani- tius. Na pierwszym organizacyjnym spo- tkaniu w dniu 17 listopada 2004 roku przyjêto datê zjazdu i wstêpny program.

Rozpoczê³o siê ¿mudne poszukiwanie adresów Kolegów rozproszonych nie tyl- ko po ca³ym kraju, ale tak¿e po œwiecie, w znacznej wiêkszoœci przebywaj¹cych ju¿ na zas³u¿onych emeryturach. Poprzez og³oszenia w prasie, na stronie domowej wydzia³u, a przede wszystkim dziêki sa- mym absolwentom zgromadzono 97 ad- resów.

Sporym zainteresowaniem wœród naj- starszych absolwentów cieszy³ siê Medal Absolwenta Wydzia³u Mechanicznego, przygotowany z okazji Roku Jubileuszo- wego. Medal z br¹zu medalierskiego, o œrednicy 7 cm, na awersie ma napis PO- LITECHNIKA GDAÑSKA i zarys Gma- chu G³ównego PG, zaœ na rewersie napis MEDAL ABSOLWENTA, kontury Euro- py – na znak przyst¹pienia Polski do Unii Europejskiej, oraz nazwy Wydzia³u Me- chanicznego – zmieniaj¹ce siê na prze- strzeni 60 lat. Ka¿dy medal mia³ indywi- dualny, wybity numer dyplomu absolwen- ta. Przygotowaniem medalu zaj¹³ siê dy- rektor administracyjny Wydzia³u mgr in¿.

Andrzej Wróblewski.

Na rêce organizatorów nap³ynê³a licz- na korespondencja, od ¿ywo zaintereso- wanych absolwentów, deklaruj¹cych udzia³ w zjeŸdzie. Oto jeden z listów:

Szanowny Panie Dziekanie

Dziêkujê za przes³anie mi Komunikatu nr 1 o organizowanym ZjeŸdzie Absolwen- tów Wydzia³u Mechanicznego roczników 1946 – 1952 w ramach obchodów Akade- mickiego Roku Jubileuszowego 100-lecia politechniki w Gdañsku oraz 60-lecia Poli- techniki Gdañskiej. Niniejszym deklarujê swój udzia³ w tych uroczystoœciach, jeœli pozwoli mi na to stan zdrowia (mam ukoñ- czone 81 lat).

Przy tej okazji chcê te¿ podziêkowaæ Panu Dziekanowi, Jego Magnificencji Rek- torowi oraz Senatowi Politechniki Gdañ- skiej za zaproszenie mnie na uroczystoœci, które odby³y siê w paŸdzierniku 2004 r. i przeprosiæ, ¿e mimo zg³oszenia przeze mnie uczestnictwa w tych uroczystoœciach, z po- wodu niespodziewanych przyczyn rodzin- nych nie mog³em w tym czasie wyjechaæ z Warszawy.

Z powa¿aniem Jerzy Dobrzyñski PS. £¹czê serdeczne pozdrowienia dla Pa- nów Profesorów: Jerzego Krzy¿anowskiego, Eustachego Burki, Andrzeja Osieckiego oraz mgr. in¿. Stefana Manitiusa.

Nap³ynê³y te¿ g³osy krytyczne o œwiêto- waniu jubileuszu 100-lecia politechniki w Gdañsku. By³y one jednak odosobnione:

Zapewne jest to sprawa pokoleniowa, jednak¿e nie mogê siê powstrzymaæ od wy- ra¿enia mojej dezaprobaty wobec œwiêto- wania roku 2004 jako stulecia Politechniki Gdañskiej. THD (Technische Hochschule Danzig), za³o¿ona w 1904 w celu szerzenia kultury niemieckiej na Wschodzie, nie mia-

³a nic wspólnego dla nas, uczestnicz¹cych w 1945 roku w uruchamianiu uczelni, z polsk¹ PG. W 1945 roku, za spo³eczn¹ apro- bat¹ prasy, m.in. Dziennik Ba³tycki, pisa³a rzeczownik NIEMCY, dla okreœlenia ludzi, narodu i pañstwa, ma³¹ liter¹. Starzy pro- fesorowie THD, którzy nie uciekli i pozo- stali w naszym ju¿ Gdañsku, umierali (do- s³ownie!) z g³odu przy ca³kowitej obojêtno- œci spo³ecznoœci Politechniki. Prócz budyn- ków, nie ma ¿adnej wspólnej nici, która

³¹czy³aby te dwie uczelnie. Ale przecie¿ znaj- dowanie instytucjonalnej kontynuacji We- hrmachtu w Wojsku Polskim wskutek zakwa- terowania w tych samych budynkach koszar we Wrzeszczu, czy pruskiej Komendantury Miasta w Radzie Miasta Gdañska, bo rezy- duje w tym samym tzw. „budynku ¯aka”, by³oby, oglêdnie mówi¹c, iluzoryczne, po- dobnie jak ³¹czenie THD z PG.

Wiadomo natomiast, ¿e profesorowie Po- litechniki Lwowskiej, w 1944 roku stulet-

Spotkanie po 50 latach

(8)

niej, uchwalili, ¿e w oparciu o kadrê i do- œwiadczenie Politechniki Lwowskiej otworz¹ w Gdañsku Politechnikê Morsk¹, a do podjêcia tych dzia³añ upowa¿nili swe- go kolegê, profesora Stanis³awa £ukasie- wicza. W³adze lubelskie nie wyrazi³y jed- nak zgody na takie odtworzenie Politechni- ki Lwowskiej. Mimo to, profesor £ukasie- wicz uzyska³ od ministra WRiOP PKWN, w styczniu 1945, nominacjê na organizatora i przysz³ego rektora Politechniki Gdañskiej (Gdañsk by³ jeszcze Danzigiem).

Wydaje siê, ¿e jeœli istnieje jakiœ powód, by PG potrzebowa³a tradycji d³u¿szej ni¿

60-letnia, to nale¿a³oby jej szukaæ nie w THD, lecz we Lwowie.

£¹czê wyrazy szacunku Wojciech Brzezicki Na wieœæ o zjeŸdzie odpowiedzieli Ko- ledzy z USA i Kanady.

Zainteresowa³em Zjazdem Absolwentów mojego kolegê z Sekcji Lotniczej Wydz.

Mech. PG, Tomira Ba³uta mieszkaj¹cego w Toronto. Nie jest on sensu stricto absolwen- tem PG, gdy¿ ze swoim bratem Przemys³a- wem uciek³ on kukuruŸnikiem z Gdañska do Szwecji w paŸdzierniku 1950, gdyœmy byli studentami czwartego roku studiów. Wyko- nywaliœmy wtedy obydwaj projekty przej- œciowe z p³atowca u in¿. Tadeusza So³tyka, œwietnego polskiego konstruktora samolo- tów, ach jakie to dawne czasy. Studia skoñ- czy³ póŸniej na University of Toronto. Po wielu latach, oko³o 12 lat temu, spotkali- œmy siê przypadkowo na dorocznym polskim balu w Toronto, Balu Kawalerii i Artylerii Konnej. Kopiê wspomnieñ Tomira (zwane- go zwykle Tomkiem) o tej ucieczce przeka-

za³em swego czasu prof. Wittbrodtowi, war- to poczytaæ.

£¹czê wyrazy powa¿ania Ryszard Hetnarski Zainteresowanych „Lotem ku wolno- œci” odsy³am do ksi¹¿ki Olgi Lipieñskiej

„Fotografie z t³em – gdañszczanie po 1945 roku”. Na informacjê o zjeŸdzie nadszed³ list z Kanady:

Szanowny Panie!

Dziêkujê za dzisiejszy e-mail i zaproszenie do wziêcia udzia³u w ZjeŸdzie Absolwentów PG. Sprawi³ mi Pan tym mi³¹ niespodziankê, gdy¿ wybieram siê do Polski, aby spotkaæ daw- nych Kolegów z Wydzia³u Mechanicznego i gnêbi¹ mnie w¹tpliwoœci, czy bêdzie mi wol- no wzi¹æ udzia³ w zjeŸdzie, gdy¿ Polskê opu- œci³em w 1950 roku jako student 4 roku, po pierwszym egzaminie dyplomowym, tzw. „pó³- dyplomie”. (Studia ukoñczy³em na Wydziale Mechanicznym University of Toronto). Pro- szê ³askawie daæ mi znaæ, czy rzeczywiœcie móg³bym wzi¹æ udzia³ w zjeŸdzie i w innych uroczystoœciach wymienionych w za³¹czonym przez Pana programie?

£¹cze pozdrowienia T. Ba³ut By³y te¿ listy, w których Koledzy in- formowali, ¿e na zjazd przybyæ nie mog¹ z ró¿nych przyczyn (najczêœciej zdrowot- nych), ale duchem przybywaj¹ do Gdañ- ska:

Szanowne Kole¿anki i Koledzy Gratulacje i podziêkowania za zorgani- zowanie obchodów Jubileuszu 60-lecia Po- litechniki Gdañskiej dla Organizatorów.

Serdeczne pozdrowienia dla Kolegów uczestnicz¹cych w zjeŸdzie, w szczególno- œci Absolwentów Wydzia³u Mechanicznego rocznika 1952 przesy³aj¹

Józef Kielar, Feliks Duda PS. Bardzo ¿a³ujemy, ¿e osobiœcie nie mo¿emy uczestniczyæ w zjeŸdzie z powodu póŸnego otrzymania wiadomoœci.

Szanowni Pañstwo!

Jestem by³ym mieszkañcem Gdañska i absolwentem Politechniki Gdañskiej, w któ- rej w latach 1949 – 1952 zacz¹³em i ukoñ- czy³em studia I stopnia w zakresie techno- logicznym – spawanie, a nastêpnie wyjecha-

³em do Gliwic, gdzie by³em równie¿ absol- wentem studiów II stopnia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Œl¹skiej w Gli- wicach. Pomimo to czujê siê nadal mocno zwi¹zany emocjonalnie z okresem tamtych lat m³odoœci.

Bardzo mi³o mi przes³aæ serdeczne po- zdrowienia dla Organizatorów wyj¹tkowe- go Jubileuszu (100-lecia i 60-lecia) Poli- techniki Gdañskiej z tak bogat¹ gam¹ ró¿- norodnych uroczystoœci, a wœród nich Zjaz-

dem Absolwentów Wydzia³u Mechaniczne- go. Szanownym Uczestnikom ¿yczê mocnych wzruszaj¹cych prze¿yæ i mi³ych doznañ oraz piêknej pogody. Wszystkich Pañstwa ser- decznie pozdrawiam, a szczególnie Kole-

¿anki i Kolegów ze studiów w ww. latach 1949- 1952.

Z powa¿aniem Karol Nowodworski Z przykroœci¹ zawiadamiam, ¿e nie mogê braæ udzia³u w wymienionym zjeŸdzie. ¯yczê wszystkim bior¹cym udzia³ pogodnego spo- tkania oraz wymiany wra¿eñ i doœwiadczeñ.

Ja otrzyma³em dyplom Politechniki Gdañskiej w dniu 18.12.1951.

Dr rer. nat. hab. mgr in¿. Stefan Koz³owski Program zjazdu wkomponowano w uroczystoœci ogólnouczelniane przewi- dziane na 3 czerwca 2005 roku, dziêki czemu uczestnicz¹cy w zjeŸdzie poczuli siê jedn¹ wielk¹ rodzin¹ politechniczn¹.

Niektórzy pozostali do dnia nastêpnego, by uczestniczyæ na Politechnice w Dniu Absolwenta.

Program Zjazdu Absolwentów Wydzia³u Mechanicznego

Politechniki Gdañskiej roczników 1946 – 1952 w dniu 3 czerwca 2005 roku

· 8.00 – Msza œw. w Archikatedrze Oliw- skiej pw. œw. Trójcy w Gdañsku,

· 10.00 – Wspólne zdjêcie uczestników zjazdu (schody przed Gmachem G³ów- nym PG),

· 10.15 – Zwiedzanie dziedziñców Gma- chu G³ównego, wahad³o Foucaulta, Sala Senatu,

· 11.15 – Uroczyste otwarte posiedzenie Senatu z okazji 60-lecia uczelni,

· 13.30 – Obiad w Bratniaku,

· 14.30 – Spotkanie z w³adzami Wydzia-

³u Mechanicznego:

- prezentacja Politechniki Gdañskiej i Wydzia³u Mechanicznego (filmy), - wrêczenie Medali Absolwenta, - okolicznoœciowe wyst¹pienia absol-

wentów,

- spotkania w katedrach i zwiedzanie laboratoriów,

- spotkanie kole¿eñskie,

· 18.00 – Promocja ksi¹¿ki „Pionierzy Politechniki Gdañskiej”– Aula Poli- techniki Gdañskiej.

W zjeŸdzie uczestniczy³o ponad 40 osób.

Ze wzglêdu na po³¹czenia komunikacyjne, ale te¿ ze wzglêdu na stan zdrowia, niektó- rzy uczestnicy brali udzia³ tylko w wybra- nych punktach ca³odniowego programu Medal Absolwenta Wydzia³u Mechanicznego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Autorowi Ewangelii, którym jest umiłowany uczeń, świadek śmierci Jezusa na krzyżu (19,23-26.34) i świadek Jezusa zmar- twychwstałego (21,7), bardzo zależy na tym, aby

¿e przeciwstawiaj¹cym je spo³eczeñstwu, co jest szczególnie szkodliwe i naganne wobec niezwykle trudnej sytuacji ochrony zdrowia w Polsce.. Zda- niem przewodnicz¹cego ORL w

ubezpieczenia zdrowotne oferowane przez SIGNAL IDUNA Polska TU SA, STU ERGO HESTIA SA oraz TU COMPENSA SA Prezentowany ranking przedstawia wyniki analizy, której poddano ogólne

Patronat nad konferencją objęli: Państwowy Zakład Higieny, Polskie Stowarzyszenie Czystości, Polskie Towarzystwo Zakażeń Szpitalnych, Ekologiczna Federacja Lekarzy,

Wśród specjalnie zapro- szonych osób znaleźli się klienci partnerów agencji ABK Grupa, golfiści z całej Polski oraz goście zagraniczni ze Skandynawii, Japo- nii, Korei,

Liczne wspólne dyskusje przyczyni³y siê do lepszego zrozumienia dostêpnych wyników badañ i wnios- ków ich autorów oraz sformu³owania w³asnych hipotez na temat

Na podstawie zachowania chodnika i analizy relacji prawdopodobieñstwa utraty stabilnoœci, opracowana zosta³a klasyfikacja podaj¹ca 6 klas warunków zachowania stabilnoœci

W wyniku odsiarczania metod¹ mokr¹ wapienn¹ na rynku surowców budowlanych pojawi³y siê du¿e iloœci gipsu syntetycznego.. Artyku³ jest prób¹ oceny zmian na rynku gipsu w