N° 183.
CENA PRENUMERATY:
w Lublinie, bez odnoszenia do domówi rocznie 4 rb., półrocznie 2 rb., kw arty nie 1 rb., miesięcznie 35 kop., tygr niowo 10 kop. Z odnoszeniem do do?
rocznie 4 rb. 60 kop., półrocznie(
30 kop., kwartalnie 1 rb. 15 kop., ta siecznie 40 kop., tygodniowo 12 k Z przesyłką pocztową: rocznie 4 rb.
kop., półrocznie 2 rb. 40 kop., kw talnie 1 rb. 20 k., miesięcznie 40 k..
godniowo 15 kop.
Redakcja i Administracja ulica Kraków- skie*Przedmiećcie N« 50.
Telefon redakcji Ni 105, drukarni Ni 112.
5wJ^*
:aA
Rok I.
CENA OGŁOSZEŃ:
Na 1 stronie wiersz jednoszpaltowy pe
titem lub jego miejsce 25 kop., na 3-eJ stronie 15 kop., na 4 stronic 8 Kop. Ma
łe ogłoszenia za wyraz 2 kop.
Nekrologi za wiersz 15 kop.
Rodakcja i Administracja otwarta od godz. 9 do 2 rano i od 5 do 7 po pot.
Redaktor lub jogo zastępca przyjmuje od godz. 12 do 1 po pot.
Rękopisy nie zwracają się •—
Skrzynka pocztowa Nś 62.
Cena M „ K u rjera“ w L ublinie i na dw orcach ko lejo w y ch —4 grosze.
W AŻNIEJSZE WIADOMOŚCI:
Zdanie Wittego o sytuacji obecnej w Rosji.— Szkie
let m am uta.— Widmo głodu w gub. Kazańskiej.
K a l c m l n r z y k t e r m i n o w y . D ziś: Juliety i Donacylli.
Imiona słowiańskie: Ludomira.
Wschód słońca godz. 4 m. 17 rano.
Zachód „ „ 7 „ 54 wiecz.
Długość dnia godzin 15 minut 37.
Ubyło „ „ 1 „ 8.
D zisiejszy n u m e r o d d an y do d r u k u o godz. 7-ej ran o .
D zisiejszy n u m e r K u r je r a s k ła d a się z d w u c h s tro n .
Co słychać nowego?
•— • - j ---•... > ’ -<.... - ’■
0 aresztowaniu Kondraszuka.
Departament policją nie otrzymał jeszcze żąd
nego zawiadomienia o aresztowaniu b posła do Dumy Kondraszuka. Raport- o tern aresztowaniu oczekiwany był w piątek i zaraz po jego otrzy
maniu miał być opublikowany.
Rozpędzenie związków.
27 b. m. w Petersburgu w lokalach związków zawodowych garbarzy, subjektów, piekarzy i t. d.
dokonano rewizji i licznych aresztowań. Policja zatrzymała wielu obecnych na zebraniach.
Wróg represji.
Minister spraw wewnętrznych Stołypin zawezwał do siebie naczelnika głównego zarządu do spraw prasowych i oświadczył, że jest wrogiem represji prasy, jeżeli sprawa dotyczy faktycznych wiado
mości.
„Obstaję za prawdą, chociażby za najbardziej gorzką"—są własne słowa p. Stołypina.
0 prześladowaniu posłów.
Ministerjum spraw wewnętrznych utrzymuje, że nie posiada żadnych wiadomości o prześladowaniu byłych posłów do Dumy za ułożenie w Wyborgu odezwy do narodu.
Departament policji nie prowadzi żadnych do
ciekań w tej sprawie i zawiadomił okólnikiem swych agentów, że sposób administracyjny wzbudzania spraw przeciwko ex-posłom za odezwę wyborską powinien być zaniechany.
Ministerjum spraw wewnętrznych pozostawia inicjatywę w tej sprawie ministerjum sprawiedli
wości.
W rażen ia z podróży.
(Korespondencja własna „Kurjera") W drodze do Zakopanego zatrzymujemy się w Krakowie. Chcemy przywitać znane sobie, a za
wsze drogie miejsca,zobaczyć zaszłe w nich zmia
ny, poznać, jeżeli przybyło co nowego... Chcemy odetchnąć prawdziwie artystyczną atmosferą tych Aten polskich— na chwilę oderwać się od dręczą- ej teraźniejszości i rzucić spojrzenie w przeszłość,
gdzie jednak nie wszystko może było złe, brzyd
kie i wyrzut sumienia wywołujące... 1 mimowoli kroki nasze kierują się .na Wawel, dokąd ciągnie nas sława nowego pomnika, wzniesionego dla bo- hatera-młodzieńca-—Władysława Warneńczyka.
Padł ofiarą bohaterskiej idei, jaką losy narzu
ciły Polsce i którą ona przyjęła za swoją i słu
żyła jej wiernie, stając się ostoją chrześcijaństwa wbrew częstokroć wtasnym swoim interesom.
I przychodzą nam na myśl słowa:
„A pomnik jego śnieżne Bałkany
„I wieczna pamięć między chrześcjany."
» Dziwna rzecz, że żyj-ice po nim i w myśl tej samej idei walczące ptfJColenia nie pomyślały o utrwaleniu jego pamięć' -a ż dopiero po 460 prze
szło latach, gdy warunki naszego bytu zupełnej uległy zmianie i zmienił się też pogląd na dzieje, doczekał się nieszczęśliwy syn Jagiellonowy kamien
nego na Wawelu pomnika.
Ale w tym panteonie naszym—nowy pomnik to rzecz niemałego znaczenia. To też ż. ciekawością i pewnym niepokojem oczekujemy wrażenia, jakie na nas wywrze... Na szczęście nie doznajemy za
wodu! Dzieło Madejskiego pomimo różnicy r.iwfe- rjaiu, a zwłaszcza epoki, dostraja się dobrze do in nych tego.rodzaju zabytków. Pomieszczony nod kolumnamfna^wy głównej od strony''północnej, tuż naprzeciwko grobowca Władysława Jagiełły, roz
miarami do niego podobny—zapełnia szczęśliwie będącą poprzednio tam próżnię. Na grobowcu pod baldachimem, utrzymanym w szlachetnym stylu od
rodzenia, gdzie żywe barwy marmuru (czarny, czer
wony, zielony, różowy I żółty) zlewają się harmo
nijnie—leży młodzieniec o szlachetnie pięknych rysach słowiańskich, w zbroi i płaszczu, a z mie
czem w złożonych dłoniach. Głowa w koronie spo
czywa na poduszcze ozdobionej herbami, a nogi opierają się o lwa—symbol królewskiej odwagi...
Odchodzimy z uczuciem ulgi i radości, żeśmy zawodu nie doznali, a wzbogaceni jednym więcej, wrażeniem artystycznem.
Od pomnika poświęconego Warneńczykowi do drugiego dzieła Madejskiego— grobowca królowej Jadwigi kroków kilka. Znamy je wprawdzie już z poprzednich do Krakowa wycieczek—niemniej je
dnak chcemy się jego widokiem nacieszyć. Wszy
stko w nim—i szlachetny styl odrodzenia i biały marmur, w którym jest wykonany i wreszcie świe
że białe lilje stojące u stóp grobowca—wszystko to dziwnie dobrze się kojarzy z czystością wspo
mnień, które nam po sobie zostawiła ta dobra królowa. Pełni więc nastroju idziemy dalej, by u stóp wielkiego ołtajza. pokłonić się Jej i podu
mać nad Jej losem-—bo'tam właśnie złożono śmier
telne jej szczątki, jak zresztą świadczy skromny bardzo napis. Ze zdziwieniem widzimy, że kamień pokryty jest wieńcami świeżych kwiatów i kłosów, a jest ich tak wiele, że niektóre wiszą tuż obok na drzwiach do zakrystii wiodących.
Dzień 17 lipca, to wszak rocznica jej śmierci, mówią nam—i przed chwilą wiasnie odbyło się tu uroczyste nabożeństwo i byia mowa o zasługach królowej...
Nie wiele już pozostaje nam czasu—ąle czyż można być na Wawelu i nie popatrzeć na dwie jego osobliwości artystyczne? Jedna—to kaplica Zygmuntowska, którą wszyscy zgodnie uznają za arcydzieło renesansu nie tylko u nas, ale w całej środkowej Europie. Nadzwyczajna harmonja, któ
ra w niej panuje, szlachetność całości oraz subtel
ność najdrobniejszych szczegółów—to wykwit tej epoki najszczęśliwszej i najwięcej oświeconej w Polsce.
Jak poprzednia kaplica przedstawia koniec Ja
giellonów—tak inna, ruską zwana, ich początek.
Nazwę jej usprawiedliwiają ruskie malowidła, za
dziwiające może na Wawelu, ale dowodzące o pew- nem braterstwie zjednoczonych narodów. Tutaj właśnie mieści się druga osobliwość katedry— gro
bowiec Kazimierza Jagiellończyka przez Wita Stwo
sza w czerwonym marmurze wykuty. Cały talent i bogata indywidualność tego średniowiecznego ar
tysty ujawniają się w tern dziele późnego gotty- cyzrnu. Poznać go jednak I należycie ocenić moż
na dopiero w Norymberdze, gdzie najdłużej żył i pracował.
Rzeczywiście Wawel—to całe, nasze dzieje w ka
mieniu zaklęte przez szeregi pokoleń i świeżo przez Tetmajera pędzlem wywołane w kaplicy Ś-ej Zofji.
Na stropie wyssko króluje Bóg Ojciec, a niżej na ścianach rozwija się cała historja, • tak jakby lud nasz ją sobie przedstawił- aż do upadku, wyobra
żonego jako śmierć symbolicznej niewiasty-Polskl.
Leży ona uśpiona wprawdzie, ale pod opieką Mat
ki Boskiej i już budzi ją ze snu anioł zmartwych
w stać, l które uprzednio przygotowywali Mickie- wlcz?Tęósciuszko i Inni jemu podobni wodzowie i prorocy...
Wychodzimy pokrzepieni do nowego życia, któ
re czeka na nas tam, w innej części rozdartej Pol-
ski. T Jakby odpowiedź na tłoęzące się nam pyta
ni® spotykamy w drodze gxupę dzieci wiejskich przybyłych z okolic KrakoWk dla obejrzenia" oso
bliwości miasta. Idą, prowadzeni przez swych nau
czycieli i księdza— a wśród nich widać dość znacz
ną ilość dzieci żydowskich. ’ Wyróżniają się nie- tylko rysami, ale i strojem także. Jakto, więc oni tak razem? pytamy. Zaciekawieni dążymy za nie
mi aż do kościoła ś-go Krzyża. Tutaj mały wy
kład o hlstorji i stylu tego zabytku XIII wieku, poczem ma nastąpić zwiedzenie kościoła. Nagle żydzi usuwają się i wchodzić nie chcą, tłomacząc się, że im nauczyciel tego zabronił. Po chwili perswazji, sprawa się wyjaśnia i na zapytanie nau
czyciela „jakto, więc i na Wawel nie pójdziecie?"
— chłopcy chórem odpowiadają: „pójdziemy, pój
dziemy!" i już są całkiem przekonani.
To przypadkowe zdarzenie nasuwa nam tysiące refleksji. Jakie to rozumne- myśllmy sobie. Czyż
by tak u nas było możliwe? Kiedyż przestaniemy siać nienawiść i na niej przyszłość budować? Tak, tylko tą drogą, drogą pracy od dziecinnego wieku począwszy i wzajemnego oddziaływania można bę
dzie obalić ten mur wzajemnych uprzedzeń i nie
nawiści. Tylko miłością zdobywa się miłość— obyś- my to jaknajprędzej zrozumielt i w czyn wprowa
dzili, inaczej czeka nas jeszcze wiele zawodów i rozczarowań...
N apady na pociągi.
Wczorajsza poczta warszawska przyniosła nam wieści o śmiałych napadach na pociągi, przewożą
ce pieniądze. Pierwszy napad miai miejsce po
między stacjami Graszyn 1 Stradom w pobliżu Częstochowy. Wszyscy napadający znajdowali się w pociągu i byli uzbrojeni w rewolwery i kara
biny.
Pociągiem tym kasjer komory herbskiej przewo
ził pieniądze do Częstochowy. Jednocześnie tym samym pociągiem jechali: naczelnik brygady czę
stochowskiej straży pogranicznej, generał hr. Zuc- kato, oraz naczelnik okręgu celnego, general-lejt- nant Westernik. Dygnitarzom tym towarzyszyli żołnierze straży pogranicznej. Podczas gorącej wy
miany strzałów zabici zostali: generał Zuckato, naczelnik okręgu gen. Westernik, kasjer komory,
2 ' ■ ______KURJER—-dnia 30-lipęą 1906 r.
N° 183.
jeden nadzorca, oraz pięciu szeregowców. Ranieni zostali: pułkownik sztabu okręgu celnego i dwuch szeregowców. Z napadających zaś dwuch zostało zabitych. Z pieniędzy wiezionych zabrano 16,006 rb. Z Częstochowy wysłano silny oddział kawa- lerji, oprócz tego zaalarmowano całą straż pogra
niczną.
Drugi napad uskuteczniono między Pruszkowem a Warszawą, w pobliżu miejscowości Gołąbki, na pociąg pocztowy dążący z Aleksandrowa do War
szawy, który został nagle zatrzymany i otoczony przez kilkudziesięciu ludzi, którzy obezwładniwszy maszynistę, konduktorów 1 urzędników pocztowych, zabrali z wagonu pocztowego blizko 100,000 rb.
poczern, wystrzeliwszy kilkadziesiąt razy w po
wietrze, znikli w ciemności.
2Se ś w i e t t e u
Szkoła dla socjalistów. Niemiecka demokracja socjalna projektuje założenie - możnaby powie
dzieć — socjalistycznej szkoły wojennej. Bliższe szczegóły ogłasza organ tego stronnictwa, wycho
dzący w Berlinie „Vorwarts“, w artykule p. t.
„Kursy kształcące dla funkcjonarjuszów partyjnych"
(„Ausbildungs-kurse fur Partejfunktionare"). Cho
dzi tu o wykształcenie redaktorów, sekretarzy par
tyjnych 1 agitatorów. Kurs trwa sześć miesięcy, liczba uczęszczających obliczona jest na 20 — 30.
Utrzymanie zapewnia im partja, wyznaczając po 125 m. miesięcznie. Program nauki obejmuje:
ekonomję polityczną, sociologlę, materjalizm histo
ryczny, historję partji socjalno-demokratycznej, hi storję partji mieszczańskich, systemy konstytucyjne i prawodawstwo socjalne, nauka prawa, zwłaszcza najważniejsze postanowienia kodeksu karnego i pra
wa cywilnego, ustawy związkowe i praktyczna po
lityka socjalna, ćwiczenia stylowe i lekcje wymo
wy. I to wszystko w ciągu sześciu miesięcy! Nau
ka obejmuje 30 godzin tygodniowo, a oprócz tego wymagane są prace na cele kursów. Koszty ogól
ne obliczone są na 1,500 m. na głowę.
Odmoyą. Fran<Aiskimin<r..er ' oświaty Briand
>IpTzedstawił Sarę BSłWMPWa kandydatkę do krzy
ża Legji honorowej. Spotkał się wszakże z od
mową—kapituła orderu nie chce przyznać tego od
znaczenia znakomitej ‘ artystce.
Skutki ślubów cywilnych. W Caen rozpoczął się w tych dniach proces, który stanowi dowód, do jakich skutków doprowadza prawo małżeńskie, uwzględniające rozwody. W końcu lipca roku 1904 sąd cywilny orzekł rozwód Dillon-Cornecka, ostatniego potomka starej rodziny irlandzkiej. Żona jego po
chodziła z Caen. Według orzeczenia sądu, dwoje dzieci, pochodzących z tego małżeństwa, miało od d. 1-go do 16-go sierpnia należeć do matki, od d.
16-go sierpnia do 16-go września do ojca, potem znowu do matki i t. d. Na orzeczenie to rodzice się zgodzili. D. 16-go września pani Dillon posła
ła dzieci do ojca, ale nie zobaczyła ich już potem, ponieważ p. Dillon d. 18 przeniósł się do Winnipegu, stolicy stanu Manitoba w Ameryce i tam objął po
sadę sekretarza parlamentu. Na koszta tej podró
ży otrzymał Dillon od matki 40,000 franków. Ta właśnie suma stanowi przedmiot procesu. Miano
wicie pani Dillon, żona bez męża, matka bez dzie
ci, zrozpaczona zaskarżyła ojca o rabunek dzieci, a więc o zbrodnię, która, według praw francuskich, karana jest bardzo surowo. Matkę Dillona, 78-let- nią kobietę, również obwiniono o ułatwienie upro
wadzenia, za co grozi jej wysoka kara pieniężna, względnie więzienie. Dillon wie, że rozprawa się odbędzie, ale czuje się w Winnipegu zepełnie bez
piecznym i nie troszczy się, że matkę jego pozwa
no przed sąd. Następujące urywki z listu jego do przyjaciół charakteryzują go doskonale: „Raczej
zgodzę się, żeby matka moja poszła do więzienia, a dzieci nie dam sobie odebrać." Co ma wobec teao uczynić sąd? Staruszka dała synowi całe mienie. Czy sąd ma skarać ją na karę więzienia?
Takie pytanie zadają dzienniki francuskie, obszer
nie zajmujące się tą dramatyczną ilustracją prawa o rozwodach.
Szulerka w armji niemieckiej. Do Tem ps do
noszą z Alzacji, z miejscowości Dieuze, że sąd wojskowy tamtejszy wydał rozkaz aresztowania po
rucznika Kurta Miichego z pułku huzarów, jest on oskarżony o oszustwo') szantaż, którego dopu
ścił się, wymuszając sumy pieniężne do wysokości 100,000 marek. Powodem była przegrana w grze hazardowej: Kurt Miiche chciał pokryć straty, po
niesione przy kartach. Od maja jest to już trzeci oficer, wydalony z armji z powodu hazardu. Dwaj poprzedni, przegrawszy w- karty ogromne sumy, a nie mając czem płacić, musieli podać sie do dy
misji. Hazard, uprawiany w klubach wojskowych niemieckich, do których młodzi oficerowie muszą uczęszczać z nakazu władzy, porywa liczne ofiary zwłaszcza w garnizonach alzacko-lotaryńskich, mi
mo licznych zakazów Wilhelma II. Oficerowie nieprzyjmowani p ra W -W d z ie w domach obywa
telskich, tern chętniej*teWszczają do klubów i skra
cają sobie czas namiętną-szulerką. W roku ze
szłym, w Saarburgu kilku oficerów popełniło samo
bójstwo, nie mogąc spłacić olbrzymich przegranych Obok sprawek, tyczących" się rozwiązłego życia hazard jest jednym z głównych momentów w życiu oficerów niemieckich, stojących załogą w Lota- ryngji.
Z teati u. „300 dni". Spektakl piątkowy za
wiódł trochę oczekiwani^ publiczności. Na tak długie, bo dwutygodniowe próby szła farsa jesz
cze za wolno. Nie czuło_się tej francuskiej wer
wy w grze artystów, bywały przerwy i to dość długie, a w tych chwilach robiło się nudno. Treść farsy nie zwyczajna, osnuta na kodycylu testa
mentowym, warującym przyjście potomka na świat w przeciągu 300 dni p? * śmierci męża. Na tym tle jest osnuty •Cały’'szereg dość komicznych epi
zodów. Cała jednakże farsa wymaga szalonej werwv, by pokrytemi były, jej wady i pusta treść.
JTy.nczasem werwę skonstatować było można tyl-
*ko u p. Melińskiej i p. Okornickiego. Te dwie qłówne role wyszły bardzA.ud^rye r.hpriai Dau- zami lekkiemi upstrzone. Wyszły jednak’ obie kre
acje wcale niezgorzej. Już trochę bladziej oddała swą rolę p. Górska. Robiła wrażenie osoby nie
zdrowej, z bólem głowy silnym, słowem grze jej brakło zwykłego u tej artystki humoru. Pan Ali- siewicz wystąpił w roli dla siebie absolutnie od
powiedniej, to też udała mu się doskonale, cha
rakter był wszędzie bardzo dobrze utrzymany i narysowany. P. Jabłoński zastępował pana Ora- nowskiego i to był moment słaby całej farsy.
Rola była słabo umiana i mimo usilne staranie artysty wyszła nie dobrze. Największe pauzy wy
padły w udziale panu Jabłońskiemu. A szkoda, bo p. Jabłoński robi na scenie bardzo sympatycz
ne wrażenie i przy trochę większej pracy pano
wałby bezwarunkowo nad sympatją publiczności.
Inne drugorzędne role były wykonane wcale nie
zgorzej, chociaż może szarży było za wiele (p.
Koryciński w czasie swych wykładów). Publicz
ności było w teatrze sporo.
Jołes.
Petardy. W sobotę wieczorem po godz. 9 rzu
cono przed bramą Krakowską petarde, która wy
buchła z silnym hukiem. Później wybuchały pe
tardy na ul. Królewskiej i Lubartowskiej.
Przerwanie komunikacji telegra
ficznej z Petersburgiem.
Powodem przerwania komunikacji telegraficznej z Petersburgiem było istotnie uszkodzenie komu
tatorów z powodu wynikłego na stacji petersbur
skiej pożaru.
Przerwa trwała 12 godzin — w którym to cza
sie linję naprawiono i rozpoczęto normalne prze
syłanie korespondencji telegraficznej.
Agencja telegraficzna petersburska przedstawia powód przerwania komunikacji w ten sposób:
„Na stacji głównego telegrafu około godz. 5-eJ i pół zrana w głównym oddziale aparatowym za
paliły się znienacka przewodniki, pomieszczone z tyłu komutatora baterji elektrycznej.
Pożar wkrótce został stłumiony siłami miejsco- wemi, komutator jednak został tak silnie uszko
dzony, że musiano przerwać komunikację z P eter
sburgiem, stacją główną i z prowincją. Przystą
piono do naprawy i przedewszystkiem przywrócono komunikacją pomiędzy główną stacją a Moskwą.
Komunikację z zagranicą utrzymywana jest za po
średnictwem kabla podmorskiego.
T t l i W M I „ K U f c j m " ,
Kazań, 29 lipca. Ziemstwu gubernialnemu od
mówiono z braku funduszów pożyczki 1,300,000 rb.
na zakup zboża dla potrzebującej ludności.
Konstantynopol, 29 lipca. Porta zaprotestowa
ła przeciw manifestowi w sprawie połączenia Kre
ty z Grecją. Rząd francuski oświadczył Porcie, że uważać będzie za wrogie działanie—zajęcie Sa- zisu w Afryce, leżącego w sferze wpływów fran
cuskich.
Porta zażądała dymisji metropolity drakskiego, przyjmującego udział w komitetach rewolucyjnych.
Kowno, 29 lipca. Na lewym brzegu Niemna znaleziono szkielet mamuta, który oddano do mu- , zeum kowieńskiego.
Niżny-Nowogród, 29 lipca. Jarmark otwarto.
Kupców przybyło niewielu. Sklepów detalicznych otwarto więcej, niż w roku zeszłym. Towary do
wożą ciągle.
Londyn, 29 lipca. Witte powiedział do jednego z korespondentów pism: Błędem jest, że naród nie był wezwany wcześniej do udziału w pracy pra
wodawczej. Włościanie powinni być zrównani w prawach z innymi stanami; ziemia powinna być oddana na ich własność i, gdzie jest niezbę- dnem, powiększony obszar ich posiadłości, urze
czywistnienie skrajnych teorji jest niemożebne bez krwawej, cywilnej, wojny. ' Narzekając na. rewolu cjwiiiaiow i zyuuw.Tpiryznjtje jednakże, -Ae naiez?—
zrównać ich w prawach.
Duma sama winna jest swego rozwiązania; na
ród zginie bezpowrotnie, jeżeli nie będzie szedł razem z cesarzem, który szczerze pragnie usta
nowić porządek konstytucyjny.
Kostroma, 29 lipca. Drukarnię „Kostromskiego Słowu" opieczętowano za wydrukowanie odezwy wyborskiej do narodu. Czterech drukarzy aresz
towano.
Kowno, 29 lipca. 15 uzbrojonych ludzi weszło do drukarni Lejwanda i grożąc śmiercią rozpo
częli drukowanie odezwy wyborskiej. Zjawienie się policji spłoszyło ich.
Tambow, 29 lipca. Z pociągupocztowego dr. żel.
Riazańsko-Uralskiej odebrano kasjerowi 10,000 rb.
dziennych wpłat.
W I T O L D C H O L E W I Ń S K I , technik ubezpieczeń
przeniósł się do domu N» 167, Bank Łódzki.
289 - -1Ó - 8
I 3 o \ \ ' y i y i j o o i i T
z a r a z p o ł r ć j . Z 5 y - r te lr : 2 .
3—2
POKOJE
z utrzym aniem
N A D N I E I C Z A S D Ł U Ż S Z Y .
Dogodne dla osób kształcących się.
ZKZrałsó-w, n i . K r u p n i c z a L 1O .
4— 4
H M SZ p o l e c a : LUBELSKIE BIURO HANDLOWE
Krakowskie-Przedmieście obok Kasy Przemysłowców.
Redaktor i Wydawca Bronisław Tołwiński. Drukarnia Artystyczna, Lublin.