• Nie Znaleziono Wyników

Miłość spełnieniem wolności. Konieczność dyscypliny życiowej w kontekście nauczania Jana Pawła II.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Miłość spełnieniem wolności. Konieczność dyscypliny życiowej w kontekście nauczania Jana Pawła II."

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

S u m m a r i u m 8 (28) 1979

TADEUSZ STYCZEŃ SDS

MIŁOŚĆ SPEŁNIENIEM WOLNOŚCI

KONIECZNOŚĆ DYSCYPLINY ŻYCIOWEJ W KONTEKŚCIE NAUCZANIA JANA PAWŁA II*

Nadzwyczaj prosta jest zasada etyki Ja n a P aw ła II, do niedaw na K a­

rola kard. W ojtyły, zw ana przez niego samego norm ą personalistyczną:

„Osoba jest takim bytem , że jedynie właściwym do niej odniesieniem jest miłość” *.

Godność osoby ludzkiej nie dopuszcza, by można było w jakikolwiek spoąób m anipulować człowiekiem, używ ać człowieka. Człowieka można tylko afirm ow ać. Wszystko jedno przy tym czy chodzi o osobę drugiego, czy sw oją własną. Afirmow ać osobę dla jej godności to miłować w e w łaś­

ciwym dla tego słowa znaczeniu. A kt takiej afirm acji jest czynem m iłoś­

ci. Postaw a będąca stałą gotowością spełniania takich czynów to cnota miłości. Miłość w tym znaczeniu to rdzeń dobra m oralnego, istota m oral­

nej dobroci, sedno godziwości m oralnej. Caritas est form a virtutum . Przez m iłość cnota m oralna staje się m o r a l n ą cnotą. Trudno o lepszy skrót dla w yrażenia tego wszystkiego od znanej form uły św. A ugustyna:

„M iłuj i czyń co chcesz” ! Dilige et quod vis fac! Trudno o form ułę i regu­

łę życia krótszą, prostszą, bardziej dosadną. Czy znaczy to również, że nic prostszego i łatwiejszego, aniżeli jej praktykow anie, stosowanie w ży­

ciu? Z pozoru może tak. Cóż prostszego, aniżeli miłować, kochać? Cóż bardziej atrakcyjnego, piękniejszego?

Czy więc do tego, by kochać, trzeba jakiejkolw iek dyscypliny, sam o­

zaparcia, ascezy, ofiary? Czy istnieje tu jakikolw iek problem ? Czy miłość nie jest po prostu czymś, co sam orzutnie się w człowieku niejako w y­

zw ala w zetknięciu z w artością osoby? Czy nie w ystarcza poddać się urokow i godności człowieczej, ulec fascynacji osobowego piękna, wobec którego w szelka dyscyplina w ydaje się już zbędna, niepotrzebna, po pro­

* A rtykuł niniejszy stanowi główną część wykładu Konieczność dyscyplin y życio w ej w kontekście nauczania Jana P aw ła II wygłoszonego na ogólnopolskiej konferencji duszpasterzy akademickich w Niepokalanowie 20 VI 1979 r., zorganizo­

wanej przez Komisję Episkopatu do Spraw Duszpasterstwa Akademickiego.

1 Miłość i odpowiedzialność. Kraków 1960 s. 32.

(2)

44

T A D E U S Z S T Y C Z E Ń SD S

stu nie a propos? Czy wszystkim, czego tu trzeba i co zupełnie wystarcza, nie jest dostrzeżenie tej godności, odkrycie dostojeństwa, niezrów nanej w artości? Czy zatem cały problem pedagogiki m oralnej nie sprowadza się do tego jednego: objawić człowiekowi człowieka, rozbudzić wrażliwość na dostojeństwo osoby, objawić o s o b n o ś ć osoby? Czy miłość, o którą lu chodzi, nie jest nieodłącznym następstw em poznania człowieka?

Tak właśnie sądził Sokrates. W ystarczy poznać tego, o kogo tu cho­

dzi: człowieka. GNOTI S’AUTON! „Poznaj samego siebiej” ! Oto czego potrzeba i wystarcza, by działać inaczej niż dotąd. W ystarcza dokonać aktu samoodkrycia, ak tu sam oobjawienia się sobie, by zająć zupełnie nową wobec siebie i innych postawę, aby się po prostu na nowo naro­

dzić, owszem, aby dopiero zacząć napraw dę po ludzku żyć, być rzeczy­

wiście człowiekiem. W klimacie tej myśli narodziło się antyczne zawo­

łanie: „Jakże czarującą istotą jest człowiek, gdy jest człowiekiem!” So­

krates w każdym razie nie w yobrażał sobie, aby człowiek mógł pozostać obojętny wobec takiego samoodkrycia. W ierzył w jego przeobrażającą moc.

Ale czy tylko Sokrates tak uważał? Czy coś z tego zaufania do mocy poznania godności człowieka, a ogólniej godności osoby, nie pobrzmiewa w A ugustynow ym N overim m e, noverim Te! „Obym tylko się poznał, obym tylko Ciebie poznał”. A starczy — chciałoby się niejako dokończyć myśl zaw artą w zdaniu autora W yznań. W średniowieczu A belard z peł­

nym przekonaniem powtórzy orędzie m oralne Sokratesa i zaw arty w nim program wychowawczy, nadając swemu traktatow i etycznem u sokratejski ty tu ł Scito te ipsum ! A czy w Pascalowej konkluzji rozw ażań n a tem at

„trzciny m yślącej” : „Poznaj tedy swą godność!” nie wolno się nam również domyślać „A w ystarczy” jako czegoś, co niedopowiedziane, choć zamierzone?

Czymże wreszcie jest owa lekcja pokazowa na tem at tego, kim jest w swej godności człowiek; lekcja, jaką dem onstruje wobec nas Bóg w y­

darzeniem VERBUM CARO?! Czyż „szaleństwo krzyża” nie jest jednym wielkim wołaniem : Zobacz, kim jesteś, skoro jesteś tym oto dla mnie, twego Stwórcy i Zbawcy?

Dlaczegóż by K arol W ojtyła m iał inaczej uważać aniżeli Sokrates i idąca za nim w ślad filozoficzna tradycja? Czy nie w ystarcza więc, by etyk stał się artystą-akuszerem , pomagającym się rodzić człowiekowi do miłości, rodzić moralnie, ułatw iając m u sam oodkrycie czy to um iejętnie dobranym argumentem , obrazem, jak czynił to zresztą znowu A utor opo­

wieści o „miłosiernym S am arytaninie” ? Czy wychowawca nie powinien

skoncentrować się na tym, by słuchacz „ujrzał człowieka” i ujrzaw szy

przeżył w strząs „Oto człowiek!” ? Czyż to nie w ystarcza? Oto pytanie

istotne w naszym kontekście problemowym. Jeśli bowiem samoodkrycie,

(3)

M IŁ O S C S P E Ł N IE N IE M W O L N O Ś C I

45 a ogólniej poznanie godności osobowej człowieka samo przez się w y­

zw ala odpow iednią postaw ę m oralną i z konieczności prow adzi do od­

powiednich czynów, to krzew ienie wiedzy o osobie i jej godności stano­

w i cały program wychowawczy i zastępuje wszystko inne. Także... sa­

m odyscyplinę! Wszystko inne w ydaje się bowiem odtąd zbędne.

A przecież w „rachunku” samego Boga „szaleństwo krzyża” było po­

trzebne nie tylko po to, by odsłonić w artość człowieka, ale i cenę, jaką trzeba za nią płacić. Cenę... czego? I z jakiego powodu, trzeba ją płacić?

Czy nie z tego powodu, że człowiek znając naw et doskonale swą god­

ność, może się jej w swym działaniu przeciw staw ić i faktycznie się jej często przeciw staw ia?

Człowiek może, lecz nie m usi być dobrym . Może się oprzeć prawdzie 0 swej w artości i powinności afirm ow ania swej godności. Może poznanej 1 uznanej przez siebie powinności m iłow ania przeciwstaw ić swe wolne NIE i w ybrać negację miłości, będąc wezw anym i powołanym do w y b ra­

nia miłości. Tę możność oparcia się powinności afirm ow ania swej godnoś­

ci zachowuje człowiek naw et mimo takiej lekcji na tem at swego dostojeń­

stwa, jak ą otrzym uje od B o ga'w momencie, gdy On sam chyli się przed człowiekiem w geście um yw ania nóg: Oto kim dla m nie jesteś! Czło­

wiek mimo to wszystko może się okazać i okazuje „niew iernym uczniem ”.

Wniosek stąd oczywisty, że poznanie swej godności, rtaw et do granic zdum ienia nad nią, nie stanow i ostatniego słowa program u wychowania człowieka do człowieczeństwa, w ychow ania do miłości.

Nie tylko o poznanie tu chodzi. Chodzi także o wolę. Jej atrybutem jest wolność. Człowiek jest wolny. Powinność m oralna będąca wezwa­

niem do miłości jest wezwaniem człowieka do maksymalnego spełnienia wolności. W skazuje kierunek jej najwłaściwszego życia. B ynajm niej jed­

nak nie znosi wolności, nie wyklucza możliwości jej opacznego użycia, czyli nadużycia.

Człowiek, mimo powinności m iłowania, może — nie musi — miłować.

Może, nie m usi afirm ow ać swej w łasnej godności. Od jego wolnej decyzji zależy, czy ją zaafirm uje czynnie. Od niego zależy, czy aktem wolności powie TAK tem u, czem u powiedział TAK aktem swego poznania. Czło­

w iek jest w stanie w ybrać to, o czym sam stw ierdził i uznał: Nie po­

winienem w ybrać. S traszna to możliwość, lecz realna, rzeczywista. Nie widzi człowieka ten, kto nie dostrzega tej jego możliwości. Czy Sokrates jej nie widział, czy też pragnął jej nie widzieć lub nie dopuścić? Czy nie chciał widzieć tego, o czym tak przejm ująco świadczy rzym ski poeta Owidiusz: Video meliora proboąue deteriora seąuor? Cóż innego znaczy ta wypowiedź, jeśli nie to w łaśnie: Wolnością mówię NIE temu, czemu poznaniem powiedziałem TAK.

Oto istota ludzkiego dram atu samorozdarcia! To przecież to samo „ja”

(4)

46

T A D E U S Z S T Y C Z E Ń S D S

jest „ja” zarazem afirm ującym i negującym to samo: godność osoby i powinność jej afirm ow ania. „ J a ” aprobującym dogłębnie miłość jako coś, co jedynie nadaje sens istnieniu i „ ja ” negującym rów nie dogłębnie, bo z wyboru, to co jedynie sensowne: miłość. Stw ierdzając własnym sądem powinność miłowania osoby uznaję, że jedynie miłość jest speł­

nieniem wolności. I oto posługuję się wolnością, by w ybrać antym iłość i tym samym przeciwspełnienie wolności. W ybieram niewolę bezsensu.

Widząc i uznając, że jedynie sensownym w yborem dla człowieka jest użycie wolności, by kochać, używam jej w brew tem u, po co ona jest.

Staję się autorem bezsensu i spraw cą aktu, którym nadaję bezsensowi praw o obyw atelstw a w sam ym sobie przy całkow itej dezaprobacie dla tego stanu rzeczy na płaszczyźnie poznania. Sam więc w prow adzam roz­

łam w siebie, sam jestem sprawcą bezsensu w sobie.

Widząc doskonale, że dla człowieka spraw a miłować albo nie miłować, to „usensownić się” albo napiętnow ać się bezsensem, to spełnić się (uzyskać pełnię życia) albo zniszczyć, to ocalić się albo zatracić, to po prostu być albo nie być, widząc to doskonale w ybieram negację miłości.

Z negacją miłości w ybieram wszystkie pdchodne tej negacji. W ybieram życie, które jest antyżyciem , czyli śm iercią duchow ą człowieka, żyjąc przecież nadal i musząc żyć nadal nie tylko fizycznie, lecz rów nież m oral­

nie związany „na życie i śm ierć” z dziełem swego zniszczenia. Jestem obecny jako autor destrukcji w sw ej ofierze w sposób tak dogłębny, że naw et fizyczna śmierć nie jest mnie w stanie od tego zw iązku uwol­

nić lub łaskaw ie pozwolić o nim zapomnieć. Wie o tym S artre pisząc P rzy drzwiach zam kniętych.

Oto stan, do jakiego się doprowadzam z w yboru, mimo całej wiedzy o tym , co jestem w a rt jako osoba. P rzejm ujące w yznanie św. Paw ła ,.Nieszczęsny ja człowiek...!” to doświadczenie i opis tego stanu rzeczy.

Nie jest to tylko przeżycie bólu z powodu nieszczęścia, które się w brew przewidywaniom i „mimo najlepszej woli” przydarzyło. W w yznaniu tym jest samooskarżenie z powodu własnowolnego opuszczenia ra ju nie­

winności. Jest to w yznanie wygnańca, któ ry sam się z k ra ju wypędził.

Zaiste, nie ma większej tragedii dla istóty racjonalnej, czyli zdolnej do samowiedzy i zarazem istoty wolnej, czyli zdolnej do sam ostanow ienia — Od tej, by zakpić ze swej racjonalności swą... wolnością. Czyż można pomyśleć klęskę większą od tej? Dlatego też nie m a spraw y ludzkiej, która co do swej rangi i wagi mogłaby się mierzyć z tą w łaśnie sprawą.

Spraw a ta stanowi też przedm iot nie tylko najbardziej ludzkiej tros­

ki, lecz również przedm iot największej troski o człowieka dla każdego,

komu jest nieobojętny los „drugiego”, kto troskę o człowieka uważa za

swą największą troskę. Troska ta nie może nie w yrazić się pytaniem :

Co robić, aby — w sytuacji, kiedy sam a wiedza o godności osoby ludz­

(5)

M IŁ O Ś Ć S P E Ł N IE N IE M W O L N O Ś C I 47

kiej ew identnie nie w ystarcza — dopomóc człowiekowi, by w ybierał m i­

łość i w niej sam ospełnienie, a nie jej negację i w tej negacji autodestruk- cję? Co robić, aby człowieka uchronić przed straszną dla niego możnością użycia wolności przeciw sobie, aby go — mówiąc innym językiem — ocalić, zbawić?

Tym i pytaniam i dotykam y sedna zagadnienia wyrażonego tytułem naszej dzisiejszej refleksji.

Wszystko też, co powyżej powiedziano, jest nie jedynie zapowiedzią odpowiedzi, ale już właściwie sam ą odpowiedzią na pytanie: Czy koniecz­

n a jest dyscyplina w życiu, sam odyscyplina, kontrola nad sobą, zaparcie siebie, ofiara? P ytanie to jest retoryczne odkąd wiadomo, że samo pozna­

nie praw dy o dostojeństw ie ludzkiej osoby, naw et jasne i doskonałe, jesz­

cze nie wystarcza, by żyć w sposób godny, czyli postępować w sposób odpowiadający godności osobowej człowieka.

Poznanie godności osoby ludzkiej jest nieodzowne i w ystarcza, aby dostrzec i przeżyć powinność jej afirm ow ania dla niej samej, aby do­

świadczyć i przeżyć powinność ak tu miłości jako czegoś, co jest osobie od osoby należne. Poznanie to jednak nie w yzw ala jeszcze samo przez się ak tu miłości. A kt miłości jest aktem wolności. Wolności, pomimo jej ukierunkow ania przez rozum w stronę w yboru miłości jako jedynie sen­

sownego jej użycia, ciągle o tw artej rów nież na bezsens samonadużycia.

W takiej sytuacji problem em naczelnym staje się spraw a świadomej m obilizacji w szystkich energii uspraw niających wolę w sposób nieodwo­

łalny do w yboru swego prawdziwego dobra, do w yboru miłości. Je st to z drugiej strony spraw a uw rażliw ienia na to, skąd mogą przyjść i przy­

chodzą najczęściej „zagrożenia miłości”, spraw a zabezpieczenia się przed m anowcam i nadużycia wolności.

Echa tego rozpoznania sił wrogich i konieczności mobilizacji mocy zdolnej się im przeciw staw ić słyszym y w wypowiedzi człowieka, który dał w iele dowodów znajomości ludzkiego w nętrza rów nież od strony psy­

chologii zła, grzechu, winy. „Widzę inny zakon w członkach moich [...]”.

„K tóż m nie w ybaw i [...]?”. Chrześcijańska odpowiedź św. Paw ła: „Łas­

ka P an a naszego Jezusa C hrystusa” nie tylko nie w yklucza się, lecz dopełnia w doskonałej harm onii z inną: „K arcę swe ciało i w niewolę podbijam [...]”.

W słowach tych proklam uje się nieodzowność sprężystej sam odyscy­

pliny, konieczność nabyw ania odpowiednich sprawności w dziedzinie woli i uczuć, dyscypliny w m yśleniu i m yślenia, nie wyłączając, owszem, roz­

ciągając ją także n a ciało tak dalece, jak tylko to możliwe, aby je uczynić posłusznym i spraw nym narzędziem ducha.

Teoretyczne podstaw y program u wychowania do miłości, polegającego

(6)

48 T A D E U S Z S T Y C Z E Ń S D S

na włączeniu sfery emocjonalnej i sfery som atycznej do dzieła sam ospeł- nienia się osoby przez miłość, kreśli K arol W ojtyła w książce Osoba i czyn. Program ten A utor nazyw a „integracją osoby w czynie” .

Sprowadza się on do tego, by człowiek stał się świadom ym kierow ­ nikiem dzieła_ podporządkowywania poszczególnych sfer osobowego bytu ludzkiego obiektywnym funkcjom w "całości tegoż bytu. Każda z tych sfer m a służyć ziszczeniu jego pełni i pełnię tę w każdym fragm encie wyrazić.

Negatywnie proces ten przejaw i się w takim panow aniu woli nad po­

szczególnymi sferam i bytu ludzkiego, które skutecznie przeciw staw i się ich tendencjom do samoabsolutyzacji, kiedy to środek do celu staje się sam oistnym celem, naruszając tym sam ym całościowy ład osobowego bytu ludzkiego. Wiadomo przecież, że istnieją w nas rów nież odśrodkowe niejako tendencje zarówno w sferze somatycznej, jak em ocjonalnej, usi­

łujące niekiedy zdominować wszystko inne kosztem obiektyw nej praw dy o hierarchicznej strukturze bytu ludzkiego i z przekreśleniem jego oso­

bowej godności.

Wszystko to wym aga właśnie ogromnej mobilizacji woli, jej nieustan­

nego pogotowia. Tylko ta stała gotowość może zagw arantow ać „panow a­

nie ducha nad ciałem ” i doprowadzać do dojrzałości osoby w miłości.

Niekiedy dopiero olbrzym i trud i długotrw ałe zm aganie doprowadzają do stworzenia skutecznej zapory przeciw inwazji dezintegrujących sił po­

chodzących w końcu z „w nętrza” człowieka.

Ten tru d włożony w wypracowanie potrzebnych uspraw nień woli oka­

zuje się nieodzowną ceną, jaką trzeba zapłacić,' aby zagw arantow ać pano­

w anie godnościowego piętna i piękna na wszelkich poziomach złożonego dynam izm u osoby ludzkiej, osobowego piętna i piękna w każdym jej fragm encie i przejawie. Dopiero dzięki tem u trudow i człowiek staje się faktycznie tym, kim w inien się stać: panem siebie samego poprzez pod­

danie się całkowite praw dzie o swej godności, panem w służbie godności osoby, czyli panem poprzez dojrzałą miłość. Samospełnienie, pełnia osoby to owoc tego samopanowania w miłości.

W tym też sensie „spełnieniem wolności jest miłość”. Nie ma ona nic wspólnego ze samowolą czy swawolą. Okazuje się zresztą, że wolność nie licząca się z praw dą o osobie ludzkiej najskuteczniej prowadzi do swego samozaprzeczenia, do niewoli poprzez samowolę.

Pisana człowiekowi jako osobie pełnia — to pełnia wolności, która urze­

czywistnia się w dojrzałej miłości. Miłość to niełatwa. Je st ona dobrem trudnym . Bonum arduum. Coś dla „gw ałtow ników ”, nie dla ludzi „w miękkie szaty przyodzianych”. Czyż jednak nie ten właśnie los jest za­

dany osobie jako osobie?

(7)

M IŁ O S C S P E Ł N IE N IE M W O L N O Ś C I

49

N ie niew ola ni wolność Są w stanie uszczęśliwić cię, Nie, tyś o s o b ą !

Dziedzictwem J w y m — panowanie Nad w szystkim w świecie

I nad sobą...

To ostatnia strofa utw o ru poetyckiego K. C. Norwida, którego tytuł K rólestwo w sposób zdum iew ający antycypuje istotę nauki Soboru Wa­

tykańskiego II o wolności człowieka jako „służbie k ró la” (m unus regale), nauki, w której form ułow aniu nie da się ukryć udziału A utora Osoby i czynu.

Być dla człowieka, to panować. Ale panow ać dla człowieka, to podda­

wać się praw dzie o swej godności, to dojrzewać w miłości. Tylko „praw ­ da w yzw ala” . Wszelki fałsz zniewala. Wolność jest człowiekowi dana i zarazem zadana. Dana jest, aby uzyskał jej pełnię poprzez miłość, któ­

ra — jak widzieliśmy — jest osiągalna tylko za cenę „podbijania ciała w niewolę ducha”, za cenę um iarkow ania, męstwa...

Czy zatem cały n u rt sokratejski w pedagogice, staw iający przede w szystkim n a uw rażliw ienie człowieka n a swą godność, jest program em chybionym ? B ynajm niej! Je st niew ystarczalny, co wcale nie znaczy, że nie jest nieodzowny. Sokrates nie doceniał należycie rzeczywistej kon­

dycji bytu ludzkiego. Rzeczywista condition hum aine wym aga od czło­

w ieka sam odyscypliny, aby się nie zagubił w antymiłości.

Błąd spkratejskiego program u w ychow ania polega na uznaniu tego, co nieodzowne dla miłości za jej w arunek w ystarczający. To jednak, co jesz­

cze nie w ystarcza samo przez się, nie przestaje w cale być w arunkiem koniecznym rzetelnej, dojrzałej miłości, w arunkiem wychowania i sa­

m owychow ania ku pełni człowieczeństwa. Dopiero bowiem pełna św ia­

domość godności osobowej człowieka ujaw nia całą rację b y tu i cały sens ascezy, dyscypliny życiowej. Dzięki odkryciu swej godności i godności drugich dopiero w i e m , w i m i ę c z e g o i p o c o w arto i trzeba się trudzić, brać w karby i „ciało w niewolę podbijać”. Widzę jasno sens, dla którego trzeba wymagać od siebie. Jasna w izja godności osobowej człowieka u ra sta tu więc do rangi źródła entuzjazm u, któ ry jest w stanie niejako uskrzydlić ciężar wysiłku, trudu, ofiary.

Czy nie to w łaśnie chciał powiedzieć C hrystus wskazując, że brzem ię podjęte w Jego im ię staje się lekkie, nie przestając przecież być brzem ie­

niem ; ciężar staje się słodki, nie przestając znowu być ciężarem. Dostrze­

ganie sensu ofiary, dostrzeganie sensu „trudnej miłości” spraw ia, że to, co się .wydawało nie do uniesienia, można unieść „na skrzydłach” poczu­

cia sensu podjęcia-„krzyża”.

Ciężarem jest miłość! Je st przecież „ciężarna” czymś, co unosi! A m or m eus pondus m eum . Eo jeror quocum'que feror! Unosi mnie to, czego

4 — S u m m a r i u m

(8)

50 T A D E U S Z S T Y C Z E Ń S D S

ciężar zdecydowałem * ię udźwignąć. Oto form uła jednocząca w integralną całość rozdzielane często elem enty program u wychowania do człowie­

czej pełni, czyli program u w ychow ania do miłości.

Program ten ukazuje źródło entuzjazm u. Nie łudzi jednak iluzjami.

Owszem, z góry przed nimi przestrzega. Każe liczyć się z ceną, jaką trze­

ba zapłacić za dojrzałą miłość. To coś, jak wspomniano, dla „gwałtowni- ków ”. Bez zdecydowania się na tego rodzaju gotowość nie ma drogi do pełni człowieczeństwa.

Wskazując konieczność samodyscypliny, zaparcia, program ten nie hołduje przecież idei atletyzm u cnoty, idei k u ltu sprawności dla spraw ­ ności. U nikając skrajności estetyzm u m am ienia się nic nie kosztującą pse- udomiłością „rodzaju ludzkiego” (zob. pani Chochłakow w powieści Bracia Karamazow F. Dostojewskiego), dystansuje się rów nież ód hołdo­

w ania idei cierpienia dla cierpienia.

Proponow any program w ychow ania bazuje z jednej n a strony na odczytaniu rzeczywistej godności przysługującej człowiekowi, a z drugiej strony na uw zględnieniu tego wszystkiego, co tejże godności rzeczywiście zagraża. Ukazując człowiekowi jego dostojeństwo w perspektyw ie tego, co sam Bóg był gotów za nią „zapłacić”, w zyw a do stałego pogotowia woli w m obilizowaniu wszystkich sił, ofiar i cierpień nie wykluczając, dla dojrzew ania w tak pojętej miłości.

Program ten każe wpisać trud, zaparcie samego siebie w program

życia, ukazując sens, w im ię którego w arto się trudzić i wyrzekać. Jest

to program ukazujący, jakiej ceny domaga się miłość, i wskazujący, że

miłość w a rta jest tej ceny. Cena ta jest ceną służby. Lecz jest to służba

pana, królew ska służba, m unus regale.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Archiwum domowe R uropatnickiego przechowało liczne odpisy różnych tekstów literackich, wobec których należy jednak zacho­ wać pewną ostrożność, gdyż

Ukazały się już tamy IV—VII z dawno zapowiadanego i oczekiwanego monu­ mentalnego przedsięwzięcia Akademii Nauk NRD zmierzającego do przedstawienia całości

W jego obradach uczestniczyło ponad 250 przedstawicieli świata polityki, gospodarki i nauki, w tym prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – Bronisław Komo- rowski, premier Mołdawii

W orędziu na II Światowy Dzień Młodzieży papież przypomina – po pierwsze – o samej odwiecznej miłości Boga Ojca, który jest Miłością i który tą miłością od

Według Leibniza zatem miłość wiąże się z radością, gdyż treścią radości jest szczęście drugiej osoby 38.. Zauważmy, że definicja: miłość to radość ze szczęścia

Since the geometry and material composition of small round poles differ significantly from regular sawn timber sections, all procedures this grading system comprises (testing

Do ważniej­ szych należy zaliczy ć podjęcie, wiele lat przed odzy skaniem niepodle­ głości, poufnych kontaktów polity cznych i wojskowych przez Romana Dmowskiego i

- kodowanie odcisków linii papilar­ nych z kart daktyloskopijnych wprowa­ dzonych za pomocą skanera planszo­ wego lub Live Scanner Papillon,.. - kodowanie śladów linii papilar­